3 listopada 2019

Zaufaj mi - Rozdział 10 ostatni i epilog

Hejka. Witam Was już w listopadzie. Ten czas bardzo szybko biegnie. Mam wrażenie, że dopiero były wakacje. a tu już one odeszły w niepamięć. W dodatku przed Wami ostatni rozdział "Zaufaj  mi". Od przyszłego tygodnia zacznę na tym blogu publikować "Na celowniku". Na razie zostaję tutaj, a dopiero po kolejnym tekście pomyślę co dalej. :)

Ostatnio do zakładki SPAM trafił do mnie adres strony z tekstami LGBT i podrzucam go też tutaj, bo bardzo mnie zaintrygował opis, który autorka dodała do reklamy, a który możecie przeczytać pod tym linkiem: https://rolaka-fiction.blogspot.com/2019/07/bael-spis-tresci-trwajace.html 


Dziękuję również za komentarze i zapraszam na rozdział. :) 





Uczenie Daniela sprawiało Ianowi satysfakcję. Owszem w przyszłości chciał wykładać matematykę na uniwersytecie, ewentualnie podjąć inne zajęcia związane z tą dziedziną nauki, ale to były dalekosiężne plany. Nigdy nie myślał, żeby uczyć w liceum. Teraz kiedy spędzał długie godziny nabrał pewności, że musiał zweryfikować to co sobie w miarę obmyślił kiedy rozpoczynał studia. Kochał matematykę, była jego pasją, miłością. Przyszłość łączył tylko z nią. Dlatego zaczął się zastanawiać co by było gdyby został nauczycielem w liceum. Nie jakimś prestiżowym, lecz w takim najzwyklejszym liceum, w którym mógłby pomagać słabszym uczniom. Może nie zarabiałby wiele, ale zadowolenie z tego co robiłby rekompensowałoby wszystko. Do ukończenia studiów jeszcze trochę czasu zostało, ale jak wiadomo czas szybko leci. Dlatego postanowił głęboko się nad tym zastanowić. Nie chciał spędzić życia chodząc do pracy której by nie lubił. Tak miało wielu ludzi i nie zamierzał iść z nimi w tej kolejce do niewiadomego.
– Dobra, to rozwiąż jeszcze to zadanie i na dzisiaj koniec.
Daniel spojrzał na skomplikowany wzór pełen cyfr i nawiasów.
– Co to jest? To chyba ze studiów nie?
– Nie, to zadanie, które dostają licealiści już na samym początku. Wiesz od czego zacząć? Pomyśl. – Siedzieli w pokoju Daniela przy jego biurku. To już była któraś z kolejnych lekcji. Ian zdążył się już zorientować w tym co sprawia największy problem osiemnastolatkowi. – Ty widzisz to jako coś strasznego. Patrzysz na całość i dobrze, ale później spójrz na fragmenty tego równania. Przyjrzyj się temu. Co trzeba dodać najpierw, a potem otrzymany wynik podzielić z kolejną liczbą.
– Jestem głupi – jęknął Daniel. – Aaron jest mądry. Bardzo mądry. Wiesz, że egzaminy na studiach zdaje śpiewająco? Nawet nie przykłada się do nauki, a i tak mu wychodzi.
– Uczestniczy w zajęciach, nie ucieka z nich, jak wiele innych osób.
– Nie, on pochłania wiedzę jak gąbka wodę. Coś przeczyta i już wie jak coś zrobić, napisać. Widziałeś jego pracę egzaminacyjną z drugiego roku? Była genialna. Jak nic zostanie magistrem czy kimś więcej i podejmie pracę w dobrej firmie. A ja ledwie skończę liceum. O ile skończę. – Zdenerwowany rzucił długopis na biurko. – Chcę być cukiernikiem, ale nawet w szkołach uczących tego zawodu potrzebują mądrych ludzi. Matma tam też jest przydatna. Choćby by obliczyć ilości składników.
– Talent też jest potrzebny. Ty zdajesz sobie sprawę z tego jakie cuda tworzysz? – Ian spojrzał na pusty talerzyk po torcie owocowym. Lepszego nigdy nie jadł. Do tego chłopak go pięknie ozdobił.
– Ale talent nie wystarczy, by przyjęli kogoś bez dowodu ukończenia liceum.
– Ukończysz je śpiewająco. Tylko nie poddawaj się. To spinaj poślady i do pracy. – Postukał palcem zeszyt.
Daniel westchnął cierpiętniczo. Wziąwszy długopis próbował skupić się na zadaniu.
– Od czego byś zaczął?
– Od tego? – Popatrzył na Iana pytająco, a ten skinął głową. – No dobra, mam to dodać?
– Nie podpowiem ci. Kombinuj. Ale idziesz dobrą drogą. – Uśmiechnął się do niego. – Zaraz wrócę.
– Mhm.
Bradshaw wziął talerzyki i wstał. Przez ostatni tydzień zadomowił się u tej rodziny. Bardzo dobrze czuł się w tym domu i z tymi ludźmi. Państwo Daddario byli bardzo mili, z Tiną zaczął się dogadywać. Zainteresował się jej kanałem na Youtube i uważał, że dziewczyna opowiadając o historii w formie komediowej robi naprawdę dobrą robotę. Szkoda, że w domu tego nie doceniano. Miała dopiero dwadzieścia lat, a historię swojego kraju w małym palcu. Uważał, że powinna związać z tym przyszłość i na pewno studia architektoniczne na które poszła, bo tylko tam została przyjęta, w niczym jej się nie przydadzą. Upewnił się też, że Tina na pewno nie jest anorektyczką. Dziewczyna lubiła jeść, co zauważył spędzając z nią trochę czasu w jej pokoju. Jeżeli ona tak dużo potrafiła podjadać pomiędzy posiłkami, nie dziwił się, że nie jadła obiadów tylko dzióbała widelcem po talerzu.  A to, że była chuda po prostu było jej urodą. Taką miała budowę ciała. Poradził jej jednak, żeby czasami wyszła do ludzi, do rodziny i z nimi spędziła czas. Słyszała to pani Pamela, a potem gdy byli sami kobieta uścisnęła go mówiąc, że jest dobrym duchem tej rodziny. Chciał zaprzeczyć, bo przecież ledwie się poznali, ale nie pozwoliła mu na to. Tak, to byli jedyni w swoim rodzaju ludzie.
Był jeszcze Aaron, który się nie odczepił. Przywoził go tutaj, odwoził, zabierał na spacery po ogrodzie – państwo Daddario mieli przepiękny ogród. Magia mieszkania na uboczu. – Zaczepiał i powtarzał, że się nie podda. Ian i tak wiedział, że cokolwiek mężczyzna zrobi to już mu nie zaufa. Nie potrafił. Nie potrafił też go ponownie odepchnąć. Wciąż był w nim zakochany. W tym właśnie tkwiło sedno sprawy. Mimowolnie i tak zbliżali się do siebie, bo przez te lekcje z Danielem byli razem zbyt często.
Wszedł do kuchni, w której zastał swoją zmorę z koszmarów. Mężczyzna uniósł wzrok znad tabletu uśmiechając się do niego ciepło.
– I jak nauka? – zapytał lustrując sylwetkę Iana. Chłopak znów nie miał na sobie okularów. Czasami tylko je zakładał. To mu przypomniało, że musiał zająć się w końcu tymi, które leżą w komodzie. Czas najwyższy mu je oddać.
– Ciężko mu idzie, ale coraz więcej rozumie. Nawet sobie z tego sprawy nie zdaje. – Włożył talerzyki do zlewu. Nie chciał zostawiać po sobie brudnych naczyń, więc puścił wodę.
– Daj spokój, ja umyję. – Aaron stanął przy nim.
– Dam sobie radę. Naprawdę czuję się tu jak w domu. – Szybko umył porcelanę i podał ją Aaronowi. – Ty możesz wytrzeć.
– Dzięki ci o luby, że mogę ci pomóc. – Daddario ukłonił się.
– Widzę, że humor dopisuje.
– Jak najbardziej. – Zdjął ścierkę z wieszaka przy zlewie i dokładnie wytarł talerzyki. – Długo jeszcze wam zejdzie?
– Daniel ma rozwiązać jedno zadanie i na dzisiaj koniec. A co?
– Bo chciałbym cię mieć chwilę dla siebie – powiedział Aaron spoglądając w oczy Ianowi. – Może poszlibyśmy dzisiaj do kina. Tylko raz byliśmy.
– Dzisiaj to ja udaję się do rodziców i tam zostanę.
– Odwiozę cię.
– Nie musisz. – Bradshaw zagryzł wargę. – Mój rodzinny dom jest niedaleko.
– Hm?
– W innej dzielnicy i bardziej w jej centrum nie na uboczu jak tutaj, ale takim powolnym spacerkiem to góra piętnaście minut. Przejdę się. – Odwrócił się, by odejść, ale ciepły i jakoś niepewny głos zatrzymał go.
– Odprowadzę cię. No wiesz, ciemno, nie wiadomo co się w tej ciemności ukrywa. – Miał nadzieję, że trochę czasu z nim spędzi. Nigdy się tak nie czuł. Nie wiedział na czym stoi z Ianem. Bał się, że zły ruch może wszystko zniszczyć. Powoli zaczął budować ich relacje i sama myśl, że mogłoby to się zawalić, nie była przyjemna.
– Nie jestem strachliwy i wierz mi, potrafię się obronić.
– Ale… Tak, wiesz, że dwóch to zawsze raźniej.
– Zobaczymy. Muszę wracać do Daniela. – Wskazał na wyjście z kuchni.
– W porządku. – Wziął głęboki oddech i dodał: – I tak cię odprowadzę. – Nie widział już szerokiego uśmiechu wkradającego się na usta Iana.

*

Szli powoli po uliczkach przedmieść, spokojnych, zwyczajnych, cichych. Mijali rzędy typowo amerykańskich domów stojących w szeregu, otoczonych trawnikami, które jesienią straciły na swej zieleni. Przy wielu domach stały samochody. Często takie rodzinne, którymi odwożono dzieci do szkoły. W oknach paliły się światła. Gdyby podejść bliżej można by zajrzeć do środka, podglądnąć gospodarzy. Latarnie uliczne dobrze wszystko rozświetlały.
Nie śpieszyli się pomimo zimna. Pogoda ich nie oszczędzała, ale oni byli ciepło ubrani. Na szczęście nie zapowiadało się na deszcz. Aaron spojrzał w niebo poprzetykane milionem gwiazd. Te poza miastem były dobrze widoczne. Chociaż lepiej by je widział gdyby nie było w ogóle świateł. Wtedy coś sobie przypomniał. Dzisiaj nie było już czasu, bo Ian śpieszył się do rodziców, ale zakodował sobie w głowie, by w przyszłości zabrać go w jedno miejsce. Pamiętał je z dzieciństwa.
– Jaki spokój. Lubię to – powiedział Bradshaw.
– Ja też. Co się tak patrzysz? Sądzisz, że typowy ze mnie mieszczuch? Nie wychowałem się w centrum Nowego Jorku.
– Jakoś nie widzę cię mieszkającego na wsi.
Aaron prychnął.
– A kto mówi, że chciałbym zamieszkać na wsi? Ale taki mały domek w cichej dzielnicy czemu  nie. Do tego u boku… – Miał powiedzieć „ty”, lecz w porę ugryzł się w język. Ian by się zdenerwował i tyle byłoby ich wspólnego spaceru. Jak miał mu pokazać, że można mu ufać? Zrobił źle, żałował tego, ale chciał dostać jeszcze jedną szansę. Ostatnią. Nie zmarnowałby jej.
– W sumie, na pewno mieszkanie w domu jest lepsze niż w mieszkaniu. Tylko z przedmieść wszędzie daleko – rzekł Ian.
– Samochodem wszędzie można dojechać.
– Mhm. O, ten trzeci dom po lewej… W nim się wychowałem.
– Ładny.
– Mama chyba skądś wróciła – dodał Ian, kiedy przed budynek zajechał samochód taty i kierowca miał problemy z tym by prosto zaparkować. Zaśmiał się.  – Ona zawsze ma problem z równym wjazdem na podjazd. Dlatego zawsze wiem, że to ona jedzie. Pół roku temu dopiero zrobiła prawo jazdy.
– Nauczy się. W sumie dość tu wąsko. Pewnie była na kursie pieczenia. Mojej mamuśki też dzisiaj nie było w domu.
– Zauważyłem. Nie miał mnie kto wyściskać.
– Mogłem ją zastąpić.
Ian rzucił powłóczyste spojrzenie Aaronowi, a potem skupił się na mamie. Podeszli już na tyle blisko, że wystarczyło tylko kilka kroków, by znalazł się na trawniku przed domem, w którym spędził wiele lat swojego życia. W tym bardzo szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo.
– Mamo, tata musi ci dać kilka lekcji parkowania. – Pochylił się i ucałował ją w policzek.
– Oj, tam. Wolę nie, bo do tego to on cierpliwości nie ma. – Zatrzymała spojrzenie na Aaronie. – Ty jesteś synem Pameli.
– Aaron. – Kiedy kobieta podała mu rękę uścisnął ją. – Miło mi panią w końcu poznać. Ian ciągle się przed tym bronił.
– Znam mojego syna.
– A ja znam ciebie, mamo.
– Pijesz do tego, że bym cię swatała z tym przystojnym, młodym człowiekiem? Miałbyś rację. Zapraszam na herbatę – zwróciła się do Aarona. Podobał jej się. Wyczuwała od niego dobre fluidy. Słyszała od Pameli, że Aaron patrzył na Iana jak zakochany sztubak. Jej przyjaciółka nie myliła się. Natomiast jeżeli chodziło o jej syna… Jego nie potrafiła rozgryźć.
– Chętnie się napiję. – Daddario uśmiechnął się do pani Bradshaw, a jej syn prychnął pod nosem.
– Zapraszam serdecznie.
Od tego się zaczęło. Częste herbatki Aarona i mamy Iana, który w to wszystko nie wierzył. W ciągu tygodnia jego mama niemalże zaadoptowała jego znajomego, bo tym mianem Bradshaw określał studenta. Miał wrażenie, że obie rodziny się zmówiły i już traktowały ich jak parę. Gdyby tylko wszyscy wiedzieli o tym głupim zakładzie inaczej nie planowali by ich ślubu. Tak, Ian wciąż się bronił przed uczuciami do Aarona. A one przecież rosły, zakotwiczały w jego sercu niczym statek w macierzystym porcie. Tylko już stamtąd nie odpływały.

*

Aaron stanął przed drzwiami do mieszkania Iana. W końcu poznał dokładny adres i aż mu się chciało śmiać jak daleko chłopak kazał się wysadzać, żeby tylko nie zdradzić się z tym gdzie mieszka. Bardzo pomogła w tym mama Iana. Kobieta do rany przyłóż.
Uniósł rękę i nacisnął dzwonek. Poczekał chwilę zanim nie usłyszał cichych kroków, które ucichły. Na pewno Ian spoglądał teraz przez judasza. Wstrzymał oddech, bo chłopak mógł równie dobrze nie wpuścić go do środka. Powietrze wypuścił, kiedy zgrzytnął klucz w zamku. Drzwi się uchyliły, a w powstałej wnęce pokazał się Ian ubrany po domowemu i w okularach.
– Co ty tu robisz?
– Uznałem, że najwyższy czas zobaczyć jak mieszkasz. Wpuścisz mnie?
Bradshaw przewróci oczami.
– Moja mama dała ci adres? – Odsunął się wpuszczając gościa do mieszkania. Co miał robić? Nie zamknie przed nim drzwi. Jeszcze kilka tygodni temu by chętnie to zrobił.
– No, tak jakby… – Daddario podrapał się po głowie.
– Muszę z nią poważnie porozmawiać. Co tu właściwie robisz? Już późno.
– Przyszedłem obejrzeć twoje mieszkanko. – Zdjął kurtkę zamierzając się rozgościć. – Masz rybki. Jak będę mieć własny dom przygarnę psa, najlepiej dwa.
– Psa? Zawsze marzyłem o psie. Ale jak odszedł mój psiak, gdy byłem dzieckiem, nigdy już żadnego nie chciałem. Za bardzo taka strata boli. A w tym mieszkaniu to tylko dusiłby się jakiś. Nie chciałbym, aby siedział całymi dniami sam.
Aaron popatrzył na Iana.
– Mamy wiele wspólnego. Te same marzenia o małym domku, psach.
Ian zatopił spojrzenie w tych czarnych, przeszywających go oczach. Serce znów przyśpieszyło jakby się z kimś goniło i chciało wygrać ten wyścig. Jeszcze mocnej zabiło, kiedy Aaron zbliżył się na tyle, że nie dzieliło ich wiele. Mężczyzna pochylił się by lekkim zawahaniu cmoknąć jego wargi. Ian odsunął się.
– Aaron, to nie jest dobry pomysł.
– Wybacz. – Dadario podrapał się po głowie. – Mam coś dla ciebie. – Wrócił się do kurtki rzuconej na kanapę. Ze środkowej kieszeni wyjął futerał. Podał go Ianowi.
– Co to jest.
– Sprawdź.
Chłopak otworzył opakowanie i mimowolnie uśmiechnął się.
– Moje ulubione okulary. Zapomniałem, że wtedy zostały u ciebie. – Zmarszczył brwi. – Dlaczego dajesz mi je dopiero teraz?
– Zapomniałem o nich. Przy upadku pękła oprawka i zaniosłem je do sklejenia. Powinno być wszystko w porządku. W tym zakładzie powiedzieli, że nic nie powinno…
– W porządku. – Podszedł do lustra i zdjął zapasowe okulary. W najbliższym czasie miał iść do optyka, ale teraz już nie musiał. Założył te które przyniósł Aaron. – Dzięki.
– W ramach podziękowań… Pozwolisz się gdzieś porwać?
– Nie mam ochoty na kino, restaurację czy cokolwiek. Uczę się. – Wskazał na biurko zawalone książkami i notatkami. – Pojutrze mam egzamin. A dzisiaj w robocie był zapierdol.
– Na trzy godzinki, może dwie.  Chcę ci pokazać miejsce z mojego dzieciństwa. Z tym ono mi się kojarzy i z gwiazdami. A dzisiaj jest pogodne niebo.
– Gdzie ty chcesz oglądać gwiazdy? – zapytał Ian.
– Jeżeli ze mną pojedziesz to sam zobaczysz. Zaintrygowałem cię.
– Poczekaj, tylko zmienię dresy na coś innego. Pogadaj sobie z rybkami. – Udał się do sypialni, aby tam się przebrać. Czuł, że źle robi, ale coś i tak pchało go do tego odciągając od wiecznego uciekania. Poza tym przyda mu się taki wypad w nieznane. Mózg już mu zaczął parować od wkuwania hiszpańskiego.
Przebrał się szybko, włosów, które już urosły do ramion i kręciły się szczególnie na końcach, nie związał. Założył jeszcze sweter, aby mu było ciepło i wyszedł z sypialni.
– Faktycznie gadasz z rybkami? – zapytał tak jakby on nigdy tego nie robił.  
– Słuchają.
– A co innego miałyby robić? – Zdjął z wieszaka kurtkę i ubrał się, a potem nałożył buty. W tym czasie Aaron był już gotowy do wyjścia. – Nie powiesz gdzie jedziemy?
– Zobaczysz. Gdzieś poza miasto. Może nawet znasz to miejsce. Też koło niego mieszkałeś.
Ian zatrzymał się z dłonią na klamce.
– Wzgórze zakochanych?
– Taką ma nazwę? Nie patrz tak. Chodziłem tam tylko jako dziecko. Oglądałem gwiazdy. Słowo. – Daddario położył dłoń na piersi.
– Jedziemy oglądać gwiazdy?
– Nie chcesz iść ze mną na kolację, do kina, czy klubu. To może skuszą cię światełka na niebie. To jak? Zmieniłeś zdanie?

*

Było ciemno, wilgotno, bo dzisiaj cały dzień padał deszcz, ale Ianowi to nie przeszkadzało. Gdyż w chwili kiedy stał na wzgórzu i mógł spojrzeć w niebo poczuł, że żyje. Ten bezkres nad nim otulał go, dodawał sił. To było tak piękne, ale i przerażające zarazem. Gdzieś tam krył się cały wszechświat, a on znajdował się na niewielkiej planecie, cząstki tego wszystkiego i był tylko małym okruszkiem całości.
– Piękne.
– Mhm. Jak wspomniałem, chodziłem tutaj jako dziecko. Mama z tatą nie wiedzieli, że wydostaję się przez okno i spędzam tu czas.
– Nie bałeś się? Ile miałeś lat?
– Trzynaście. Nie bałem. Czułem, że nic mi tu nie grozi. Wiem. Byłem głupi, ale wtedy myślałem, ze to miejsce mnie chroni. Znałem tu każdy zakamarek. Wiem, że tam jest przepaść i można się sturlać w dół. Nawet się zabić, bo na dole są skały. Wiem, że obok jest stos kamieni na których można posiedzieć latem, bo teraz tyłki by nam odmarzły. Wiem, gdzie kwitnie najwięcej kwiatów...
– A wiesz, że zakochani tutaj przychodzą obiecując sobie dozgonną miłość? – Popatrzył na Aarona mimo że słabo go widział.
– Nie. Nie kłamałem. Od lat tutaj nie byłem. Po tym jak rodzice dowiedzieli się, gdzie chodzę dostałem taką karę, że już moja noga nigdy tutaj nie powstała. Aż do teraz. Przypomniałem sobie o tym miejscu. Musiałem cię tu zabrać.
– Bo chciałeś pokazać mi gwiazdy – prychnął Ian.
Aaron przełknął tworzącą się w gardle gulę i uniósł rękę. Dotknął zimnymi palcami policzka Iana, który widocznie zadrżał, a może mu się wydawało. Było wszak za ciemno. Tylko księżyc gdzieś nad ich głowami delikatnie oddzielał ich od całkowitego pochłonięcia w tej czerni.
– Aaron…
– Ian, postąpiłem źle. Wiem o tym. Nie jestem już jednak tym samym człowiekiem. Zaufaj mi – mówiąc to już wiedział, że popełnił błąd.
– Zaufać? – Bradshaw odskoczył od Daddario. Był zły. – Co ty sobie wyobrażasz?! Powiesz to i będzie super?! Raz ci zaufałem i jak to się dla mnie skończyło?! – Ruszył do przodu nawet nie wiedząc gdzie idzie. – Sądzisz, że pstrykniesz palcami i już będziemy razem?
– Nie, nie sądzę. Też na twoim miejscu bym się obawiał. Zależy mi na tobie! – Poszedł za nim.
– Mnie też zależy! Ale nie chcę się już sparzyć! Mam dość, rozumiesz?
– Ian, wiem, że na odbudowanie zaufania czasami trzeba lat, a nie paru tygodni.
– To jeżeli wiesz, nie mów mi takich rzeczy! – Przystanąwszy odwrócił się do idącego za nim mężczyzny, który trzymał latarkę.
– A co mam zrobić? Boli mnie, że ciągle mnie odtrącasz. Jestem winien! Przyznaję się do tego!
– A dlaczego nie powiesz… – urwał Ian, bo nagle poczuł, że spod jego nóg obsuwa się ziemia, a on zdążył jeszcze popatrzeć przerażonym wzrokiem na Aarona zanim zaczął spadać.
– Ian! – krzyknął widząc co się dzieje. Jak mógł być tak głupi i nagle zapomniał o przepaści do której zbliżył się Bradshaw. Rzucił się do przodu przerażony, że ktoś kogo kochał… Tak kochał i właśnie zdał sobie z tego sprawę. To nie było zakochanie. To była miłość i narodziła się w ciągu tych kilku ostatnich tygodni. – Ian! – Bał się, że chłopak spadł.
Zatrzymał się nad krawędzią i poświecił tam. Natychmiast położył się na ziemi gdy dostrzegł chłopaka który wisiał przytrzymując się korzeni pobliskich drzew. Chłopak musiał się złapać za nie w ostatniej chwili. Wyciągnął rękę, wysuwając się jak najdalej.
– Złap mnie! – krzyknął. Próbował tak ułożyć latarkę, aby Ian bez problemów wszystko widział. – Nie wysunę się dalej. Nie mam się czego przytrzymać. Podciąg się i złap moją rękę.
Roztrzęsiony i wystraszony Ian odetchnął i z trudem puścił się wystającego z ziemi korzenia. Ten i tak nie wyglądał jakby miał go już długo utrzymać. Chwycił dłon Aarona, a potem podciągną się bardziej i złapał jego drugą rękę. Coś się pod nim obsunęło i miał wrażenie, że znów leci na dół, ale mężczyzna użył całej swojej siły i trzymając go mocno wciągnął na siebie. Po czym Ian poczuł jak Aaron go mocno przytula. Odwrócił ich i tym razem to on leżał pod nim. Wciąż dygotał. Mógł zginąć.  
Daddario mocno przytulał swojego ukochanego, a całe napięcie wycisnęło łzy z jego oczu. Wcisnął twarz w jego szyję i powiedział:
– Przepraszam za wszystko co złe, a czego zaznałeś ode mnie. Nie obiecuję, że będę idealny, ale będę się starał jeżeli tylko mnie zechcesz. Nie musisz mi ufać, kochany. Po prostu spróbuj dać mi szansę. – Polegując na Ianie spojrzał w jego oczy, które w świetle latarki dobrze widział. Również były w nich łzy, ale nie spływały tak jak te należące do Aarona. – Kocham cię. Wiem, że cię kocham i nie jest to zabawa czy coś. Naprawdę to czuję i w końcu umiem to powiedzieć. Dasz mi szansę? – Pociągnął nosem. Miał gdzieś to, że się rozbeczał. Przecież ledwie chwilę temu mógł go stracić na zawsze. Już nigdy nie miałby szansy by z nim być.
Ian wyciągnął rękę i otarł mokre policzki Aarona.
– Kiedy spadałem, w jednej sekundzie przed oczami przeleciało mi całe życie. I wiesz co sobie uświadomiłem?
– Co? – Wpatrywał się w niego uważnie.
– To, że nigdy nie dostanę szansy na powiedzenie ci, że cię kocham – głos mu się załamał. – Kocham cię ty cholerny dupku, który lubiłeś bawić się ludźmi. – Uderzył go pięścią w ramię.
– Lubiłem?
– Zmieniłeś się. Tylko nie potrafiłem w to uwierzyć.
– Teraz wierzysz? – zapytał Aaron.
– Tak. – Zaśmiał się Bradshaw obejmując go. – Dwóch facetów leży na ziemi, przytula się i płacze i wyznaje sobie miłość. Głupie nie?
– Nie. Najpiękniejsze na świecie. Kocham cię. Zamierzam ci to mówić i pokazywać co czuję, bo wiem, że słowa są słowami.
– Aaron?
– Hm? – Oparł ich czoła o siebie. Jak dobrze, że go miał. Przytulił go mocniej.
– Pocałujesz mnie wreszcie tak jak należy, a dopiero potem będziesz gadać?
Aaron Daddario roześmiał się i bardzo chętnie spełnił życzenie. Westchnął kiedy ich usta się spotkały w powolnej, pełnej miłości pieszczocie.
Nie wątpił, że od teraz będzie wszystko dobrze. Dopóki będzie przy nim Ian wszystko musi się udać. Bo przecież nie może być inaczej.


Epilog



– Mamo, przestań. Tu nic nie ma.
Marcia jeszcze raz obeszła syna, co jakiś czas strącając dłonią niewidzialny paproch z jego szarego garnituru.
– To ślub, Ian. Musisz wyglądać nienagannie.
– Mamo, nie ma czasu. Za chwilę będzie ślub. Czemu płaczesz?
– To ze szczęścia. Moje dzieci znalazły swoje drugie połówki. Tak dużo się zmienia. Życie pędzi do przodu. My się z ojcem starzejemy, a wy, młodzi zakładacie rodziny. Wiesz jak marzyłam o tym dniu?
– Wiem. – Ian przytulił mamę. – Ale nie czas na płacz. Po harówce wybierania serwetek, dań, kwiatów przez które dostawałem zawirowania w głowie, nareszcie nadszedł ten dzień.
– Jesteś szczęśliwy?
– Bardzo. Chodźmy. – Wziął mamę za rękę i wyprowadził z pokoju, w którym się ubierał. Razem zeszli na parter, a jemu niemalże serce podchodziło do gardła.
Cały dom wystrojony został w kwiaty, które upajały zapachem. A ogród wyglądał jeszcze bardziej imponująco. Wielki namiot stał w jego jednej części z ustawionymi w nim stolikami oraz krzesłami. Znajdował się też szwedzki stół, a niedaleko miejsce do tańczenia. Wszędzie było tysiące kwiatów i Ianowi nie mieściło się w głowie to, jak ci wszyscy ludzie od wesel zdołali to dzisiaj przygotować. Jego uwagę i tak zwróciło najgłówniejsze miejsce, to z rzędami krzeseł i powieszonymi na nich kremowymi wstążkami. Na samym przedzie, w centrum wszystkiego stał łuk ślubny z oplecionymi na nim girlandami kwiatów, a urzędnik czekał na parę młodą. Ogród Daddariów tego lata wyglądał niczym z bajki. A przebywający w nim ludzie, pięknie ubrani, radośni zbierali się, by obejrzeć uroczystość zaślubin.
Ian pomachał do brata stojącego na samym przedzie. Brent uniósł kciuk do góry. Młodszy Bradshaw uśmiechnął się, ale ten uśmiech zszedł z jego twarzy kiedy zobaczył Aarona. Mężczyzna wyglądał wspaniale, wysoki, piękny, z cudowną postawą. Szedł właśnie w jego stronę, a serce Iana zwariowało jeszcze bardziej, kiedy Aaron wyciągnął do niego rękę. Chwycił ją splatając palce z palcami swojego mężczyzny.
– Gotowy?
– Nigdy nie będę najbardziej gotów. Nie licząc naszych mam. Płaczą.
– W końcu spełniło się ich marzenie – odrzekł Aaron prowadząc narzeczonego w stronę urzędnika.
Tak, dzisiaj nadszedł dzień ich ślubu. Dzień, w którym powiedzą sobie „tak”, a potem rozpoczną nowy rozdział swojego życia. Szli razem ku nowej drodze czując na sobie wzrok przyjaciół, rodziny. Dwa lata temu połączyli swoje życie na dobre, a dzisiaj tylko potwierdzą to przed wszystkimi. Aaron uśmiechną się do Daniela, którego tort dzisiaj będą jeść. Chłopak ukończył z dobrymi ocenami liceum i dostał się do po licealnej szkoły by uczyć się na cukiernika. Tina pomachała do nich. Przybrała na wadze, podjęła studia na wydziale historii i spotkała miłość swojego życia. W przyszłym roku miała wychodzić za mąż. Uśmiechnął się do rodziców, ludzi, którzy dali mu życie, a on mógł spotkać najcudowniejszego mężczyznę pod słońcem. Posłał pełne miłości spojrzenie Ianowi, kiedy stanęli pod łukiem i za chwilę mieli złożyć sobie przysięgę.
Ian odpowiedział tym samym, a jego usta poruszyły się w cichym szepcie „Kocham cię”. Potem spojrzał na brata, który był ich świadkiem. Na jego żonę Danę i ich maleńką roczną córeczkę. Na kuzynkę, której uśmiech rozświetlał wszystko. Na kuzyna Stefano, który wraz z partnerką siedzieli obok Aishy, na Erica i jego żonę i na rodziców, których kochał nad życie. Potem jego wzrok skierował się ku Aaronowi. Oddał mu swoje serce. Temu mężczyźnie z którym znajomość zaczęła się wielkim bólem, a który pokochał go szczerze. Przez te dwa lata nauczył się mu ufać i nie zawiódł się. Aaron Daddario pewnego dnia na Wzgórzu Zakochanych oświadczył mu się, a on go przyjął.
W ich życiu dużo się zmieniło. Dojrzeli, ukończyli studia. Aaron podjął pracę w dobrej firmie, a Ian został nauczycielem. Niedawno z pomocą rodziców kupili też niewielki, ale przytulny dom, miejsce, które na nich czekało, kiedy wracali do domu po pracy, by w swoich czterech ścianach rozmawiać, wspólnie gotować, cieszyć się życiem, kłócić się od czasu do czasu i kochać żarliwie. Wciąż było im mało. Pragnęli czerpać z życia i ze swojej miłości jak najwięcej. Złe wspomnienia odsunęli na bok, traktując je jak kolejne doświadczenia. Razem patrzyli w przyszłość idąc drogą, która może nie zawsze była idealna, bo takie nie istniały, ale prowadziła ich ku przyszłości. To była ich bajka.
Dzisiaj kiedy w gronie rodziny i przyjaciół składali sobie przysięgę wierności, miłości, że będą razem do końca ich dni, związali ze sobą swoje życia i żaden z nich nie zamierzał tego zmieniać. Kierowała nimi miłość, która ponownie wygrała. Nie mogło być inaczej, kiedy dwa przeznaczone sobie serca połączyły swe losy.
Za zawsze.


Koniec.

11 komentarzy:

  1. Hlip, Hlip... I mamy happy end. Innego nie przewidywałam XD podobała mi się zmiana Aarona i to jak małymi krokami starał odzyskiwac zaufanie :) Dobrze się czytało, ale to jak każde Twoje opowiadanie, tak wsiąknęły we mnie, że czytam je z przyjemnością :D
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny, mile spędzonego tygodnia oraz chwili wytchnienia od wszystkiego ;)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Rety jaki cudny koniec.
    Jak zwykle cieszę się, że tych dwoje odnalazło drogę do szczęścia. Wiadomo z miłością różnie bywa. czasami nie układa się pomyślnie, ale w Twoich książkach kocham, to, że wszystko dobrze się kończy :)
    No cóż. Będę czekać na nowe opowiadanie.
    Wiesz, że Cię uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Luno
    Czasami nie wiem czy mam Cię nienawidzić... znowu popłakałam się jak bóbr! (O ile one płaczą:P )
    To było pięknie, wzruszające, Twoje opisy uczuć i akcji sprawiają, że przeżywam wszystko razem z bohaterami a nawet jak bym była jednym z nich.
    W całym tekście wyłapałam kila literówek i tak tu na przykład mamy:
    "Podciąg się i złap moją rękę."
    "Nigdy nie będę najbardziej gotów."
    Zauważyłam, że jesteś perfekcjonistką i starasz się dopracowywać teksty maksymalnie, więc jeżeli będziesz miała kiedyś czas i chęci przeleć go sobie ;)
    UWIELBIAM Twój styl pisania, budowanie akcji, napięcia, romantyczne opisy scenerii... Jak to jest, że piszesz o tak prostych sytuacjach jak patrzenie sobie w oczy a ja dostaję zawału? Chyba nigdy tego nie pojmę.
    Bardzo mnie korci aby po namawiać Cię troszkę na... może jakiś kryminał? Albo fantasy? Seria o wilkach i smokach była cudowna.
    Ostatnio dla relaksu wróciłam do Ibary (pamiętasz w ogóle tak stare teksty?) nie mogę w prost pojąć jak można tworzyć tyle światów?! Ja nigdy chyba nie skończyłam żadnego tekstu więc poddałam się i nie piszę...
    Życzę Ci weny i wytrwałości, czekam z niecierpliwością na każdą następną opowieść!
    MaWi

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję za rewelacyjne opowiadanie :)
    Kolejny raz pokazałaś, że o miłość należy walczyć, że nie należy poddawać się, gdy kogoś się kocha, że trzeba pielęgnować swoje uczucia, a także, że trzeba wykazać się ogromną odwagą, aby móc zaufać swojej miłości :)
    To opowiadanie było pełne pięknych momentów, chociaż nie ma róży bez kolców, ale może dzięki tym kolcom ludzie zaczynają doceniać to co stracili?
    Dziękuję za Twoją ciężką pracę :)
    Ian i Aaron stworzyli wspaniały związek, otworzyli swoje serca na nowo i mogą teraz żyć z ukochaną osobą :)
    Mam nadzieję, że nigdy nie zrezgynujesz z pisania, bo masz niezwykły talent, oraz pokazujesz, że miłość istenieje tylko należy się na nią otworzyć :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejne cudowne opowiadanie gdzie miłość może przetrwać wszystko.
    Cudowne. Kocham głową pare bohaterów, za to że sa tacy prawdziwi, a ich uczucia szczere.
    Masz piękny talent który na pewno przez lata doskonaliłaś. Mam nadzieję że nie zrezygnujesz z pisania, a będziesz dalej z nami.. Nawet jeśli nie tak często jak byśmy chcieli. Ale nas nie zostawiaj, bo my nie zostawimy. 💜
    Pozdrawiam Deia-chan

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej od kilku lat czytam twoje opowiadania i jestem ich fanem.Każde opowiadanie jest fantastyczne. Chciałbym kiedyś przeczytać (Sterek) w twoim wykonaniu. Sterek to shipp dwóch bohaterów serialu TeenWolf Stiles i Derek i poraz kolejny marzę by pochłonąć się w lekturze zmiennych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dziękuję za miłe słowa. Co do pisania fandomu, tego wymienionego lub innych, to muszę odmówić. Wymyślam swoich bohaterów. Nie piszę fantomów i nie zamierzam tego zmieniać.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  7. Hejeczka,
    jak na razie komentarz do rozdziału dziesiątego, epilog skomentuje za parę dni...
    a ich matki co robią swatają ich, widać że Ian bardzo wżył się w rodzinę Aarona jest tam zawsze miło widziany i kochany... i jeszcze ta końcówka, no i mamy także wyznanie sobie uczuć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    i epilog...
    wspaniale zakończenie, piękny ślub w końcu są razem, no i wiele zmieniło się w ich życiu... Aaron udowodnił że naprawę kocha...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ch matki wciąż ich ze sobą swatają, Ian bardzo bardzo dobrze czuje się w rodzine Aarona jest zawsze mile widziany i końcowka... w końcu wyznanie sobie uczuć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka,
    i epilog teraz (wolałam i komentarz też sobie rozdzielić) ... piękny ślub w końcu są razem, wiele zmienilo się także w ich życiu, Aaron udowodnił że naprawę go kocha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)