23 kwietnia 2013

Połączeni - rozdział 4

Desire dopiero przed chwilą zobaczyłam Twój komentarz, ale myślę, że po powrocie będziesz miała co czytać.^^
Teraz jedna ważna sprawa. W przyszłym tygodniu rozdziału nie będzie, ponieważ wyjeżdżam i cały tydzień będę bez netu i komputera. Dlatego piąty rozdział będzie 7 maja. 
Dziękuję za komentarze. :*


 
Nie rozumiem jednego.
Czego? – zapytał Terrik, jadąc na kasztanowej klaczy i wiercąc się w siodle. W duchu przeklinał Galdora za to, że ten był tak ostry. Starał się przy tym zapomnieć, jak błagał o to Yava.
Dlaczego mój ojciec wysłał mnie do sprawdzenia okolicznych pastwisk i wsi z tobą. – Riven spojrzał na przyjaciela.
Dziękuję, że tak ci źle ze mną.
Nie o to chodzi. Ciebie nie interesują takie rzeczy. Ty zajmujesz się sprawami pałacu, handlu, a nie hodowlą koni czy też rolnictwem.
Widocznie sądzi, że mam na ciebie dobry wpływ. Och, przecież wiesz, że to był tylko pretekst do zabrania cię z pałacu. – Nie wytrzymał i musiał to powiedzieć.
Domyśliłem się. Co, bał się, że podczas zapoznania będę przeszkadzał? – Jego biały ogier zarżał z radości na widok rozległych terenów pokrytych soczystą trawą. – No już, maleńki, zaraz sobie poskubiesz. – Poklepał konia po karku.
Dobry pomysł. Postój nam się przyda. – Terrik z ulgą to przyjął. Kilka chwil na stojąco ułagodzi nocne wyczyny.
Riven zatrzymał się i dłużej utrzymał wzrok na Melisim.
Drogi hrabio, czyżby noc była udana? – zapytał ironicznie.
Jak na kogoś, kto brzydzi się stosunkami męsko męskimi, jesteś nad wyraz zainteresowany moim pożyciem intymnym.
A to co innego. Uwielbiam na ciebie patrzeć, jak krzywisz się za każdym razem, kiedy masz usiąść, a to znaczy, że twój partner cię skutecznie zaspokoił i mogę bez przeszkód ci podokuczać. Poza tym, nie brzydzę się tym, co nie dotyczy mnie. Galdor się spisał, co? – Poprowadził konia na łąkę, śmiejąc się głośno z miny przyjaciela. W oddali stada koni biegały swobodnie, a pilnujący je ludzie patrolowali okolicę.
Riven, jesteś nieznośny. A pomyśleć, że zaledwie wczoraj wyglądałeś jak chmura gradowa. – Poszedł w ślady przyjaciela, po chwili puszczając klacz wolno.
Postanowiłem się nie przejmować. Mam tylko wziąć ślub, przelecieć męża, a potem moje życie znów należy do mnie. – Rozłożył w teatralnym geście ręce. Jego długi płaszcz powiewał wokół niego poruszany wiatrem, a włosy, w których wiatr igrał, smagały mu policzki i czoło, pieszcząc przy okazji ramiona.
Przejdźmy się. Rozmawiałem z Yavetilem o twoim narzeczonym.
Tak? I co? – Udał obojętnego, podczas gdy był bardzo ciekawy informacji. Zrównał z nim krok.
Adantin nic nie wie o tym, co ma się stać po ślubie.
To pięknie. – Jeszcze miał mu mówić, co mają zrobić? Co, nikt tego księciunia nie wyuczył?
Jest nieświadomy niczym dziecko. No, chyba, że tak doskonale ukrywa wiedzę. Powiedziałem to rano królowi i ma mu wszystko przekazać. A ty jak po „przemyśleniach” podchodzisz do tej sprawy? – zapytał, idąc z nim ramię w ramię, od czasu do czasu zerkając na pasące się niedaleko konie.
Mówię nie, ale wiem, że i tak nie uda mi się tego uniknąć, więc udaję sam przed sobą, że to wszystko będzie proste. – Zatrzymał się i spojrzał w niebo. – Dopiero przedpołudnie, a ja nie potrafię myśleć o tym, co będzie o zachodzie słońca. Mam ochotę, żeby ono w ogóle nie zaszło.
Wiesz, że książę jest w takiej samej sytuacji jak ty.
I co z tego? – Riven ponowił spacer. Nie widać po nim było królewskiego dystyngowania. Gdyby nie wytworne szaty, wyglądałby zupełnie jak zwykły rolnik lub posługacz.
To, że nie chcę, abyś traktował go źle i wyżywał się na nim. To, co się stanie, jest winą waszych ojców, nie jego.
Za kogo ty mnie masz? Za potwora? Dobra, nie będę aniołem i udawał, jak bardzo się cieszę, że król połączył mnie z mężczyzną, ale nie będą bił Adantina. – Szybkim krokiem podszedł do swego konia i załapał go za uzdę. Jak Terrik mógł o tym pomyśleć? Dobra, ostatnio zachowywał się tak, jakby był do tego zdolny, lecz nie będzie męża torturował.
A w łóżku bądź czuły. Przynajmniej doprowadź go do orgazmu i...
Dajże spokój, Terrik! – oburzył się Riven. – W łóżku nie zamierzam się z nim bawić. Zrobię to, co mam zrobić i koniec. Skutecznie mu pokażę, jak mnie brzydzi taki kontakt.
To znaczy, że to, co ja robię, też cię brzydzi?
Riven spojrzał na czekającego odpowiedzi przyjaciela.
Nie. Brzydzi mnie to, co ja mam zrobić. Nie to, co ty robisz – odpowiedział szczerze. – I proszę, zakończmy ten temat. Ruszajmy, chcę sprawdzić jeszcze jedno pastwisko – wsiadł na grzbiet ogiera i, nie czekając na Terrika, pogonił konia. Po chwili już pędził galopem przez łąkę. Wiedział, że przyjaciel go dogoni. On ponownie musiał poczuć wiatr we włosach i wyżyć się w ten sposób. Inaczej go rozniesie.

*~~*~~*

Stwierdził, że kij, który podarowała mu księżniczka, bardzo pomagał na nieznanym terenie. Szybko uczył się pokonywać nim przeszkody.
Doskonale ci idzie, Aranelu – pochwaliła go Naela. Oprowadziła go po pałacu i oboje dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Miała nadzieję, że jej brat nie stanie się dla niego bolącym cierniem. – Teraz wejdziemy do sali tronowej. Przedstawię ci obecnych.
Domyślił się, że podczas zapoznania, jak to tu nazywano, będą też przedstawiciele arystokracji z pałacu.
Naela otworzyła duże, rzeźbione drzwi, naciskając grubą, mosiężną klamkę. Zazwyczaj robili to strażnicy, ale dzisiaj zostali z tej funkcji wyłączeni.
Król, królowa i inni siedzą na wprost wejścia. Dotknę cię, kiedy będziesz miał się ukłonić – szepnęła i wprowadziła go do największej sali w pałacu. Idąc, ich kroki pozostawiały za sobą echo. Posadzka w żaden sposób nie tłumiła wysokich obcasów księżniczki ani jego butów o twardej podeszwie. Szedł obok niej wyprostowany jak struna. Serce mu szaleńczo biło, ale w żaden sposób nie pokazał po sobie swych prawdziwych uczuć. Będzie taki, jakim go uczono, by był na spotkaniach z arystokracją. Głosy zebranych zbliżały się ku nim. W chwili, kiedy Naela się zatrzymała, on też to zrobił i czując jej delikatny dotyk na dłoni, ukłonił się.
Wasze wysokości, oto książę Aranel Adantin ze stolicy Risran, krainy Elros. – Oficjalnie go przedstawiła.
Miło nam cię powitać, książę z Elros – odezwał się męski głos.
Pozwólcie, że dokonam zapoznania – ponownie głos zabrała Naela. – Król i królowa, twoi przyszli teściowie. – W ostatniej chwili Aranel powstrzymał się przed skrzywieniem. – Oni z pewnością pomogą ci w wielu sprawach. Mój mąż – w jej mowie wyraźnie usłyszał cieplejszy ton – Dante Elesnar, główny dowodzący naszych wojsk. Obok niego, a po twojej lewej stronie stoi znajoma ci postać, Yavetil Galdor, jest on jednym z naszych drogich przyjaciół, nie tylko zwykłym dowódcą. – Księżniczka przedstawiła jeszcze kilka ważnych osobistości, wśród których był kapłan mający go złączyć węzłem małżeńskim z Rivenem. Każdy z nich powitał Aranela bardzo ciepło. Dopiero w chwili, kiedy oficjalna część została zakończona, doszedł do wniosku, że zapanowała swobodniejsza atmosfera.
Mój syn ma szczęście, że jego mężem zostanie tak piękny mężczyzna. – Królowa podeszła do niego. – Już się nie mogę doczekać zachodu słońca i chwili waszego połączenia. Powiedz, jak się czujesz?
Dobrze, królowo. – Nie potrafił powiedzieć, że czuje się zagubiony i pragnie wracać do swego domu. Do pałacu, z którego król ojciec tak łatwo się go pozbył.
Cieszę się. Moja córka, widzę, zajęła się tobą wyśmienicie.
Tak, królowo.
Doskonale. Teraz pora na omówienie całej uroczystości. Proszę, usiądźmy do stołu. Kapłan przekaże ci najważniejsze informacje. Z racji tego, że nie widzisz, do ołtarza poprowadzi cię Dante, który przekaże twą rękę narzeczonemu. To będzie moment, gdy dotkniecie się pierwszy raz.
A on mnie zobaczy. – Och, jakże chciał stąd uciec. Nie chciał tego słuchać. Mimo tego nie okazał zdenerwowania. Doskonale wyszkolona maska działała. Tylko obecny Yavetil mógł odczytać symptomy zdenerwowania. Przez czas podróży nauczył się je u niego rozpoznawać.
Kapłan omówił najważniejsze punkty i wszystko to, co będą mówić. Na całe szczęście dla Adantina nie trwało to długo, gdyż jego opanowanie, gdy słuchał, jak silną przysięgą zostanie związany z tamtym mężczyzną, malało. Po niej nie będzie już odwrotu.
Oczywiście są pewne aspekty, o których zapewne, książę, wiesz – kontynuował kapłan.Umocnią one i sprawią związek ważnym, a...
Dziękujemy za udostępnienie nam swego cennego czasu, kapłanie. – Król, wbrew, etykiecie, przerwał wywód przedstawiciela Kościoła Siedmiu Gwiazd, jaki wyznawano na całym lądzie. – O tych sprawach porozmawiam z księciem na osobności. – Gdy rano hrabia Melisi poinformował go o tym, jak słabą wiedzę ma Adantin, bez problemu zgodził się mu ją przekazać.
Dlatego kilka minut później zabrał swego przyszłego zięcia do gabinetu, w którym urzędował. Poprosił go o zajęcie miejsca i zaczął:
Dla mnie ten temat nie jest łatwy i pewnie dla ciebie też nie będzie, ale jest pewna ważna sprawa, która bez tego sprawi, że ślub nie będzie ważny.
Co to za sprawa? – Musi uważnie słuchać. Czy była szansa na uniknięcie tego związku tuż po ceremonii?
Małżeństwo, aby uzyskać pełną ważność, musi zostać skonsumowane, a to znaczy, że ty i mój syn w ciągu tygodnia powinniście złączyć się cieleśnie.
Wstrzymał oddech. Nie, to nie może być prawdą! Wiadomość powinna go cieszyć. Ale jak miała, skoro to nie będzie zespolenie z miłości? To tylko warunek do spełnienia. Nie, nie może się na to zgodzić! Nie chce!
Wiesz, że to musi się stać. Inaczej cały pakt zostanie zerwany, a po śmierci twego ojca Elros zostanie podzielone pomiędzy sąsiadujące krainy, po czym zniknie z mapy. – Wyraźnie widział strach wymalowany na twarzy młodego mężczyzny. Ale nie miał wyjścia, musiał mu to przekazać i jeszcze sprawić, żeby się na to zgodził i nie utrudniał jego synowi, który już wiedział, że innego wyjścia nie ma. – Nie chciałbyś tego, prawda? Rozgrabienia tego pięknego kawałka lądu, podzielenia ludzi.
Nie, królu. – Chwila słabości minęła, skrył ją głęboko w sercu. – Zrobię wszystko dla utrzymania wszystkiego w takim stanie, w jakim jest kraina, z której się wywodzę, panie.
Doskonale. Jesteś mądrym człowiekiem. Pozwól, że zawołam teraz córkę, a ona odprowadzi cię do twoich komnat. Wypocznij i przygotuj się do ślubu – powiedział zadowolony król.

Gdy na nowo był już w swoich komnatach, został poinformowany, że po obiedzie służący przygotują go do uroczystości, a później został sam. Mógł się domyślić, co go czeka po ślubie, ale wolał się łudzić. Przecież jak się o czymś nie mówi, to wtedy to odchodzi. Tak sądził. Głupia, dziecinna nadzieja. Położył się na łożu całkiem bezsilny. Bał się tego mężczyzny, za którego miał wyjść. A co, jak go skrzywdzi? Wolał teraz o tym nie myśleć. Wszystko, co się stanie, robi dla swego ludu. Ta myśl zawsze będzie mu towarzyszyć. On się nie liczył. Jego uczucia także. Ważni byli ciężko pracujący ludzie, którzy chcieli żyć w atmosferze pokoju, pragnęli mieć czym wyżywić rodziny i dożyć starości w domu, jaki zbudowali, hodując zwierzęta, siejąc na roli to, co chcieli. On im to da.

*~~*~~*

Czas mijał. Dzień zbliżał się ku zachodowi, kiedy Riven po kąpieli zastał w swej sypialni sztab służących, którzy przygotowali mu potrzebny strój. Składały się na niego długie, atłasowe spodnie i długa do kolan tunika z szerokimi rękawami. Wszystko białe niczym śnieg, jaki tu nie padał od lat. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Na dziedzińcu gromadziły się tłumy ludzi, chcąc ujrzeć świeżo poślubionych małżonków, kiedy wyjdą na balkon i ich pozdrowią. Wiedział, że ważni goście już są wewnątrz pałacu i zapewne niecierpliwie czekają na widowisko.
Panie, pora się ubrać. – Jeden ze służących odważył się podejść do niego. Książę zawsze był dla niego dobry, ale ostatnio nikt nie wiedział, kiedy wybuchnie.
Riven potarł palcami skronie. Już czas.
Masz rację, Onerze. – Przeszedł na środek pokoju, zrzucając z siebie płaszcz kąpielowy i tym samym zostając nagi, poza bielizną, jaka okrywała jego męskość. Musiał pierwszy pojawić się wśród gości, aby ich powitać w imieniu swoim i narzeczonego. Już widział, że zanim nastanie chwila ślubu, przedstawiciele innych królestw zanudzą go na śmierć.

*~~*~~*

Pukanie do drzwi zwiastowało nieuniknione. Odwrócił się od okna.
Proszę wejść.
To ja, Agathe. Przyszłam przygotować kąpiel i pomóc ci w założeniu szat, panie. Goście już zebrali się w pałacu. A przed nim stoją tłumy i niecierpliwią się, ale słońce dopiero zbliża się ku zachodowi, więc masz czas na wszystko, panie. – Weszła do łazienki i stamtąd jej ostanie zdania byłyby dość przytłumione dla kogoś o niewrażliwym słuchu. Wlewała wodę do wanny. Podszedł do niej.
Nalej olejku jaśminowego.
Dobrze, książę. – Uwijała się szybko i po chwili kwiatowy zapach unosił się wokół, drażniąc nozdrza. – Zostawię cię samego. W tym czasie przygotuję strój i szczotkę do uczesania cię.
Nie chcę fryzur. – Nie zniósłby, gdyby zrobiono z niego lalkę.
Nie, panie. Pozostawię twoje włosy takie, jakie są. – Zamknęła za sobą drzwi, a on skorzystał z odprężenia się w gorącej wodzie.

*~~*~~*

Gdzieś w pałacu dwóch mężczyzn zakończyło namiętny pocałunek w momencie, kiedy potężny człowiek zastał ich w gorącej sytuacji.
Elesnar, ty to masz wyczucie – warknął Terrik, odsuwając się od kochanka. Nie lubił, gdy ktoś im przerywał, a za tym człowiekiem i tak nie przepadał.
Ile to już lat jesteście razem? – Dante udał, że szuka w pamięci długości ich związku.
Dziesięć – odpowiedział Yavetil.
I nadal zachowujecie się jak szczeniaki. Chowacie po kątach.
To podniecające. Jak się czujesz ze swoją funkcją?
Och, Galdorze, jak ważna osobistość. Szukałem cię, Terrik. Riven jest na sali i jako drużba powinieneś być z nim. Będziecie mieć noc dla siebie. Mam na myśli ciebie i Galdora.
Rozmawiałeś z Rivenem? – Ruszyli we trójkę w stronę kaplicy. Tym razem Dante nie zabierał głosu.
Tak, Yav, ale nie wiem, co on zrobi. W każdym razie jest spokojniejszy.
Przeciwnie do Adantina. Kiedy król powiedział mu o pewnych warunkach, wyszedł z jego gabinetu blady jak ściana.
Nie dziwię się. Z tego, co mówiłeś, to wrażliwy młodzieniec. W jego sytuacji też bym był blady z niepokoju. Cieszę się, że nareszcie go zobaczę.
Przekroczyli próg kaplicy, w której goście rozmawiali ze sobą, omawiając zaistniałą sytuację i szybkość ceremonii. Terrik zobaczył Rivena próbującego uwolnić się od zbyt gadatliwego ministra sztuki. Uśmiechnął się do niego i postanowił mu pomóc. Lepiej, żeby książę Saeros nie był zirytowany. Wcześniej poprosił swego partnera, by zaczekał przed drzwiami i dał mu znak, jak przyjdzie Adantin, po którego poszedł Dante.
Wybaczy pan, ministrze, ale muszę omówić z księciem ważne ślubne sprawy.
Proszę, proszę. – Starszy człowiek zostawił ich samych, znajdując sobie inną ofiarę.
Dziękuję. Jestem ci winien przysługę. Kto zaprosił tego starego, nudnego dziada? – zapytał go, pochylając się do jego ucha. Lepiej, żeby niepowołane osoby nie usłyszały takiej zniewagi i to niegodnej księcia.
Król. Powitałeś już przedstawicieli Saruy?
Wszystkich.
Wyglądasz doskonale. – Zmierzył Rivena wzrokiem.
W niedoskonały wieczór – warknął i uśmiechnął się do przechodzących obok książąt z Imrahwe. – Niech już to się skończy.

Takie same myśli miał Aranel, idąc z Dante korytarzami, trzymając dłoń na jego przedramieniu. Już słyszał gwar, a po chwili rozległ się dźwięk harfy. Serce podeszło mu do gardła. Wiedział, co go czeka i jak miał się zachować, ale kiedy dzieje się coś wbrew woli, nie jest prostym zrobić to, co każą.
Zatrzymali się przed wejściem, nie pokazując się zgromadzeniu.
Poczekamy chwilę. Wejdziemy, jak tylko Galdor da nam znak, że już pora.
On tu jest?
Tak, jestem, panie – odezwał się Yavetil. Musiał przyznać, że Aranel wyglądał przepięknie. Zapierał dech w piersiach. – Po zawołaniu kapłana wejdziesz.
Aranel skinął głową. Jedynym plusem w tym wszystkim, co musiał zrobić, było to, że spotkał tu dobrych ludzi, dzięki czemu nie było tak strasznie.

Terrik, widząc dyskretny znak, przekazał informację przyjacielowi, jak również poinformował kapłana o sytuacji. Sam stanął obok Rivena, przed ołtarzem.
Zebrani goście, czas na uroczystość połączenia dwóch dusz i ciał ze sobą. – Zebrani zajęli przygotowane krzesła. – Dziś, gdy za oknami widzimy zachód słońca, połączę w jedno dwa życia. Pragnę, byście w waszych sercach przekazali przyszłym małżonkom dobre myśli. Rivenie Saeros, zaraz obok ciebie stanie twój narzeczony, któremu złożysz przysięgę. Niech wejdzie pan młody, książę Aranel Adantin.
Dziwnie podekscytowany Riven skierował wzrok ku drzwiom, nad którymi wisiały girlandy z kwiatów, kolejny pomysł jego siostry. Cisza na sali przerywana była piękną melodią, która tworzyła się, gdy kobieca ręka poruszała strunami harfy. Ale to wszystko nie miało znaczenia, bo najbardziej interesowała go postać, jaka zaraz pojawi się w drzwiach. I pojawiła się wyczekiwana osoba prowadzona przez Elesnara. Jako pierwszy rzucił mu się w oczy strój, był dokładną kopią jego. Na tym zatrzymał wzrok na małą chwilkę, żeby przesunąć go zaraz na twarz przyszłego męża. Musiał przyznać, że szkaradą to on nie był. Srebrne, gęste włosy falowały mu wokół twarzy, a oczy... Przeraziła go ich pustka. Patrzyły gdzieś w przestrzeń, nieobecne, a jednocześnie piękne. Dopiero wtedy zmierzył całą sylwetkę młodzieńca i tu też wszystko wyszło na plus. Przynajmniej nie będzie mężem brzydala. A i przelecenie go nie będzie trudne. Chyba. Cóż, pora na przedstawienie. Gdy podeszli blisko niego, wysunął się ze swego miejsca i wyciągnął dłoń, na której Dante położył dłoń Aranela. Riven stwierdził, że ręka księcia była chłodna, ale sucha.
Puls osiągnął niewyobrażalne tempo, kiedy został przekazany narzeczonemu. Jego dłoń, gorąca niczym ogień, nie stanowiła jednak oparcia, bo od razu wyczuł wielki dystans mężczyzny, wręcz chłód. Po kręgosłupie zatańczyły mu nieprzyjemne dreszcze. Niczego innego się nie spodziewał. Przecież ten człowiek, Riven, został tak samo zmuszony do tego obrzędu. Nie chciał tego i jego. Co, jak Saeros miał kogoś, kogo kochał? O tym nie pomyślał. Nawet jakby, nic nie mógł zrobić.
Wyczuł lekkie drżenie Adantina. Bał się go? Przecież nie był tak straszny. W sumie mógł się obawiać kolejno postępujących wydarzeń. Ale niech się nie boi. Nie zagryzie go. Chociaż pierwszego dnia po usłyszeniu, co miał zrobić, z przyjemnością by to zrobił. Poprowadził narzeczonego w stronę kapłana.
Terrik z oczarowaniem obserwował sytuację, a zwłaszcza Aranela. Stwierdził, że Yav miał rację. Książę był uroczy, powabny i pełen gracji. Obaj wyglądali na bardzo atrakcyjną parę. Dlaczego jego przyjaciel nie lubi mężczyzn w intymnym sensie? Niech żałuje. Aranel był zjawiskowy.
Kapłan zaczął uroczystość, wygłaszając kolejną mowę tym razem na temat małżeństwa i obowiązków z tym związanych. Zaraz w czasie tej przemowy przyszły Aranelowi i Rivenowi do głowy sprawy związane z łożem i jakaś nie do przełknięcia gula uformowała się w ich gardłach.
Dlatego bardzo ważne jest, żeby mieć na względzie wszelkie potrzeby małżonka i wypełniać je, troszczyć się o niego i pomagać mu. Przystąpmy teraz do połączenia tych dwóch mężczyzn. – Kapłan przerzucił kartę księgi w pozłacanej oprawie. – Rivenie i Aranelu, połączę was więzią silniejszą od wszystkich innych. Ta więź pozwala wam w pełni cieszyć się sobą i waszą cielesnością, mając poparcie rodziny oraz przyjaciół. Dlatego pytam was, czy chcecie na zawsze spleść ze sobą swój los, życie i życie związanych z wami ludźmi?
Nastąpiła przerwa, podczas której znający sytuację wstrzymali oddech.
Riven wiedział, że „nie” na zawsze rozwiąże pakt, lecz może doprowadzić to do czegoś większego. Nawet wojny, gdy król Elros uzna to za zniewagę. Mimo tego kusiło go to słowo.
Aranel pragnął sprzeciwić się, tylko myśl o swoich poddanych nie pozwoliła na to. Obaj robili coś przeciw sobie. Coś, od czego chcieli, by zapadła się podłoga i ich pochłonęła, zabierając ciężar, jaki im narzucono.
Tak – padło z ust obydwu w tym samym czasie, wbrew ich myślom. Obaj wiedzieli, że tym przekroczyli ważną granicę. Granicę, z której nie ma odwrotu.
Wasza wspólna zgoda sprawiła, że złożycie teraz przysięgę połączenia, w czasie której zostanie nałożony pierścień. – Aranel zastanawiał się, dlaczego kapłan po raz kolejny im to tłumaczy, skoro podczas spotkania wszystko wyjaśnił. W ten sposób przedłuża wszystko. – Zapraszam, Rivenie, do wypowiedzenia jej. Aranelu, podaj prawą dłoń narzeczonemu. – Kapłan podał małżeński pierścień Rivenowi, ten wziął go w swoje palce. Miał nadzieję, że sygnet będzie pasował na serdeczny palec Adantina. Riven chwycił dłoń Aranela, ta lekko drżała. Kapłan po cichu wymawiał przysięgę, a mężczyzna ją powtarzał.
Aranelu, ja, Riven Saeros, biorę sobie ciebie za mojego męża, a tym samym sam staję się twoim poślubionym małżonkiem. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu i chorobie. Opiekować się tobą, chronić, pomagać, spełniać potrzeby. Stać się twoim powiernikiem, przyjacielem, kochankiem, dzieląc zarówno łoże, jak i pasje. Dlatego daję ci ten pierścień – wsunął mu na palec sygnet – który symbolizować będzie naszą więź, jaką tu zawieramy. Będziesz mi jedyny i nie będzie nikogo poza tobą. – Właśnie ta część sprawiała, że nie miał możliwości mieć kochanki. Każda z nim przyłapana natychmiast ponosiła ciężką karę. Chciał z tego zrezygnować, jak z części o wiecznej miłości, ale król się nie zgodził. – Jeden wyjątek stanowić będzie osoba, która da nam dzieci. – Wyczuł drgnięcie Aranela. Chłopak najprawdopodobniej nie został poinformowany o tej części związku. – Składam tę przysięgę tobie, mężu, mając obecnych za świadków. – Sam się zdziwił, że te wszystkie słowa przeszły mu przez gardło.
Kapłan teraz podał pierścień Aranelowi, szepcząc mu, co to jest i zapraszając do wygłoszenia przysięgi.
Powtarzaj za mną.
Rivenie, ja, Aranel Adantin, biorę sobie ciebie za mojego męża, a tym samym sam staję się twoim poślubionym małżonkiem. Przysięgam być przy tobie w zdrowiu i chorobie. Opiekować się tobą, chronić, pomagać, spełniać potrzeby. Stać się twoim powiernikiem, przyjacielem, kochankiem, dzieląc zarówno łoże, jak i pasje. Dlatego daję ci ten pierścień – wybadał serdeczny palec i wsunął mu sygnet. Coraz bardziej się denerwował – który symbolizować będzie naszą więź, jaką tu zawieramy. Będziesz mi jedyny i nie będzie nikogo poza tobą. Jeden wyjątek stanowić będzie osoba, która da nam dzieci. – Ale to chyba nie on będzie musiał być z kobietą? Nie chciał. Dlaczego nikt mu tego nie wyjaśnił? – Składam tę przysięgę tobie, mężu, mając obecnych za świadków.
Więź małżeńska została zawarta. Ja, jako przedstawiciel Kościoła Siedmiu Gwiazd, ogłaszam obrzęd za zakończony. Możecie... – Urwał, kiedy zobaczył morderczy wzrok Rivena. Tu zawsze następował publiczny pocałunek, ale widział, że skończy w najgłębszym lochu, jak to ogłosi. – Przejść przez życie razem – dokończył.
Terrik miał ochotę roześmiać się na głos, widząc minę przyjaciela. A tak czekał na ten pocałunek. Pierwszy podszedł do młodej pary, widząc, że Riven puścił rękę męża, jakby zapominając, że ten nie widzi.
Pozwólcie, że pierwszy złożę wam życzenia. – Nie obawiał się srogiego wzroku młodego Saerosa. – Książę Adantinie, jestem hrabia Terrik Melisi, przyjaciel twego męża. – Złapał go za dłoń, a także Rivena, łącząc je ze sobą. – Chciałbym życzyć wam wielu wspaniałych chwil na dalszej drodze życia. Przygód, jakie daje związek. Upojnych nocy... – Zobaczył rumieniec wpływający na twarz Aranela.
Wystarczy, Terriku. Dziękujemy. – Zdenerwował się Riven. – Możesz odejść, inni też chcą złożyć gratulacje.
Ależ oczywiście. Jeszcze się zobaczymy, Aranelu.
Na pewno. – Chciał spokoju, ciszy. Tyle głosów naraz niepokoiło go. Tego również nie pokazywał. Jedyną osobą mogącą dostrzec, że coś jest nie tak, był stojący obok mąż. Niby mogło mu pomóc, że znów trzyma go za rękę, ale wiedział, że ten nie da mu wsparcia.
Terrik, przechodząc obok Saerosa, wyszeptał:
On nie widzi, nie puszczaj jego dłoni. Pamiętaj, co przysięgałeś. Pomóż mu. Chociaż dzisiaj.
Natychmiast Riven przeniósł wzrok na męża. Czuł jego niepokój w uścisku delikatnej dłoni. Palce co rusz zaciskały się, to prostowały w zdenerwowaniu. Potem odwrócił się i zaczął przyjmować gratulacje, nawet od osób, które widział po raz pierwszy w życiu. Nie puścił jego dłoni.
Wyjście na balkon, żeby pokazać się mieszkańcom miasta i przyjezdnym z okolicznych wiosek, było obowiązkiem każdego z królewskiego rodu. I tym samym w asyście króla i królowej małżonkowie przeszli w to miejsce. Tłum, widząc ich w świetle pochodni, zaczął wiwatować na ich cześć i śpiewać pochwalne hymny. Przytłoczony wszystkim Aranel stawał się coraz bardziej zmęczony. Jeszcze tylko krótka obecność na przyjęciu i będzie mógł pójść się położyć. A co, jak jego małżonek zechce skonsumować małżeństwo? Z całej siły zacisnął dłoń, nawet nie zdając sobie sprawy, że sprawia Rivenowi ból. Ten zaskoczony siłą uścisku poruszył ręką, ale ich splecione palce nawet nie drgnęły, zrobił to po raz kolejny, by jakoś zwrócić na siebie uwagę męża.
Bo mi zgnieciesz kości – syknął, zaciskając zęby.
Wtedy Aranel, zorientowawszy się, co robi, zwolnił uścisk.
Uśmiechnij się do ludu. Od dziś też twojego – ponowny szept męża dotarł do jego ucha. Uśmiechnął się wymuszenie. W udawaniu i przyjmowaniu różnych masek był mistrzem, ale miał dość gry na dzisiaj. Podtrzymywanie maski, która chwilami załamywała się, sprawiało mu dziś problem. To nie było udawanie przed służbą zimnego księcia, byle tylko zostawili go w spokoju. Tu musiał przybierać określone miny i zachowanie w stosunku do danej sytuacji przed tłumem ludzi.
Doskonale, mężu. – Ileż jadu w głosie Rivena kryło się za tym ostatnim słowem, wiedzą tylko oni. – Teraz przejdziemy do sali jadalnej.
Riven pociągnął męża w stronę wyjścia z balkonu, a za nimi poszli jego rodzice. Naela od razu dopadła całą czwórkę, informując, że goście czekają na zaślubionych, by rozpocząć posiłek. Obserwowała brata, jak zachowuje się wobec Aranela. Nie miała się czego obawiać. Riven doskonale się spisywał. Wiedziała, że robi to wszystko, żeby jego mąż na niczym się nie potknął, tym samym nie ośmieszył siebie i jego. Pozory, że jest idealnie, królowały dzisiejszej nocy.
Po wejściu na salę zajęli miejsca przy głównym stole pomiędzy rodzicami. To był sygnał do podania wystawnego obiadu składającego się z paru rodzajów zup, mięs, warzyw i wykwintnych deserów pochodzących od miejscowego cukiernika. Aranel, zaskoczony, że królowa mówi mu, co gdzie ma na talerzu, podziękował jej, a pierwszy kęs uświadomił mu, że był głodny. Zjadł wszystko ze smakiem i popił winem. Wtedy na sali nastąpiło poruszenie.
Co się dzieje? – zapytał kobiety.
Przyjezdni Bardzi wykonają na waszą cześć kilka utworów i wygłoszą poematy. Będzie to podziękowanie za gościnę w mieście – mówiła królowa.
I znów będę musiał udawać, że mnie to ciekawi – mruknął siedzący po lewej stronie męża Riven.
Mój syn nie lubi takich przedstawień. Ale tym razem się poświęcisz, prawda? – Trudno było powiedzieć, czy w głosie króla było więcej ze zwykłego pytania, czy rozkazu.
Aranel wsłuchał się w piękne piosenki i muzykę. Nie musiał mieć oczu, by widzieć grających i śpiewających artystów. Wyczuwał każdą nutę i drgnięcie powietrza swoim ciałem. To, co się działo, było majestatyczne. Talent, jaki grajkowie pokazywali, był rzadko spotykany. Każda chwila była dla niego niczym mrugniecie powieki, gdy ich słuchał. Natomiast jego mąż przeżywał wszystko inaczej. Nudził się. Dla niego rozrywką były szerokie, niezgłębione pastwiska, wiatr we włosach i poruszające się mięśnie konia pod nim. Nie jakieś tam zawodzenia. Na szczęście przychodziła pora na opuszczenie przyjęcia. Zawsze małżonkowie po posiłku i występie Bardów byli przygotowywani do swej nocy poślubnej, a goście biesiadowali do samego rana. Właśnie, noc poślubna nadal spędzała sen z powiek Rivenowi. Miał tak mało czasu na przełamanie się. I podejrzewał, że Adantin też nie będzie uległy, co utrudni całą sprawę. Widząc ponaglający wzrok ojca, odwrócił się do Adantina.
Mężu, udajemy się do swoich komnat. – Widział, jak grdyka Aranela porusza się co jakiś czas, prawdopodobnie przełykając ślinę. Wstał i wziął go za rękę. – Czeka nas noc poślubna.
Aranel natychmiast zbladł. To stanie się dzisiaj? Mimo tego posłusznie szedł obok swego męża, gotowy przyjąć wszystko, co czeka go tej nocy. Tylko czemu czuł się tak, jakby miał zostać na nim wykonany wyrok śmierci?

16 kwietnia 2013

Połączeni rozdział 3

Dziękuję za komentarze. Na razie nie powiadamiam, gdyż mam tylko kilka minut na wstawienie rozdziału, bo jestem zajęta.
Chciałam też powiedzieć co do tego komentarza, jaki dostałam pod 2 rozdziałem: "Gdzie jest kurwa rozdział? Muszę iść na drugą do pracy i dopiero jutro przeczytam." Który mnie wkurzył. Nie jestem robotem, służącą, kimś kto na każde zawołanie ma wrzucać rozdział, bo ten ktoś chce. Piszę dla przyjemności, bo lubię, dzielę się z Wami moją twórczością, podczas gdy bym mogła prywatnie podsyłać rozdziały paru osobom. Nie życzę sobie takich wulgaryzmów skierowanych do mnie. Mogę wrzucić rozdział nawet o 22. Nie zawsze mam czas i nie mogę już rano wstać i dodać rozdziału. Do tego mam dziś dużo pracy, prądu nie było i różne mogą być przyczyny, że akurat na TĘ godzinę nic nie dam.

Rozdział dedykowany Akemi z okazji jej imienin. Wszystkiego najlepszego. :* 


Prowadząc go korytarzami, usiłowała nie zagadać przyszłego członka rodziny. Nie chciała, żeby Aranel miał ją za gadułę. Mówiła mu tylko, w jakich kierunkach idą i co charakterystycznego jest w danym miejscu. Czytała wiele, zaniedbując nocami męża, na temat ślepoty i o tym, jak zaopiekować się takimi ludźmi.
A tutaj mamy korytarz południowy. Dotknij ściany. – Gdy to zrobił, kontynuowała: – Są zbudowane z gładkiego kamienia w przeciwieństwie do tego korytarza obok.
Wydają się też cieplejsze.Nadal miał kaptur na głowie i tak, jak mu nakazano, nie zdejmował go, dopóki nie znajdzie się w swoich komnatach.
Tak. Na zewnątrz przez cały dzień ogrzewa ją słońce. Kilka kroków w przód i napotkasz drzwi twojej przyszłej komnaty. Ale teraz przejdziemy do innej części pałacu. Musisz uważać na stopnie. Prowadzą w dół. – Co jakiś czas mijali ich służący zajęci pracą, a także będąc zaciekawieni nowo przybyłym. Stanęli przed pierwszym stopniem. – Wyciągnij rękę w prawo. – Książę dotknął poręczy. – Dwadzieścia stopni w dół i będziemy na niższej kondygnacji. – Cały czas była obok i trzymała go za dłoń. – Idziemy do komnaty, którą zajmiesz tej nocy i tam przygotujesz się jutro do ślubu.
Schodząc w dół, robił to nad wyraz ostrożnie. Nie znał wielkości i szerokości stopni. W swoim pałacu mógł chodzić po stopniach swobodnie. Mimo zmęczenia był wdzięczny tej kobiecie, że prowadząc go do tej komnaty, tak dokładnie mu wszystko tłumaczyła. Jego mózg rejestrował wszystko. Nawet zapachy. Mógł stwierdzić, że perfumy, jakimi spryskiwała się kobieta, były dość mocne, ale nie odurzające. Rozpozna ją po nich i jej dziewczęcym głosie. Po jeszcze wielu wskazówkach, z tego, co mówiła, wiedział, że dotarli na miejsce. Słyszał chrzęst zamka w drzwiach i ich delikatny pisk, kiedy się otworzyły.
Twoja tymczasowa komnata, Aranelu. – Wprowadziła go do środka. – Powinieneś zapoznać się z nią szybko. Pięć kroków w przód i jest łoże, a po lewej od niego na wprost drzwi do łaźni.
Dziękuję. Sądzę, że tutaj sam sobie poradzę. Możesz mi tylko wskazać, gdzie co jest w łaźni?
Mogę. Dla mego szwagra wszystko – odpowiedziała wesoło.
Szwagra? – Wyciągnął przed siebie rękę i szedł w tej ciemności ku miejscu, gdzie, jak sądził, jest łaźnia. – Dobrze idę?
Skręć w lewo, bo wpadniesz na łoże. – Według niej Aranel był słodki. – I tak, szwagra, w końcu nim będziesz. Wiem, że w Elros nie używają tego słowa. Jest nowe. Szwagier to mąż brata lub siostry. – Poszła za nim. – Wszystko ci pokażę. Możesz się wykąpać, a potem coś zjeść...
Nie jestem głodny. Wykąpię się i położę spać. Podróż naprawdę mnie zmęczyła.
Jak wolisz.
Łaźnia nie była wielkim pomieszczeniem. Znajdowała się w nim okrągła wanna, do której lała się woda ze specjalnie połączonych ze sobą rur, które przechodziły przez piec, jaki ogrzewał wodę na tyle, że kąpiel w ciepłej wodzie była możliwa bez uprzedniego wlewania gorącej wiadrami. Wystarczyło odkręcić kurek przymocowany do ściany. Zimna lała się przy pokręceniu kurkiem obok. Również część sanitarna była doskonale wykonana. Wszystko było dobrze urządzone. Także różne olejki, wieszaki na ręczniki i odzienie po kąpieli miały swoje miejsce, z którymi się zapoznał. Zostając sam, trochę ze strachem spróbował tego, czego u siebie w pałacu nie znał. Sam nalał wody do wanny. Chciał sam sobie przygotować kąpiel ten jeden raz. Wiedział, że od jutra tym będą zajmować się służący. Olejki odnalazł dłonią. Wziął jedną szklaną buteleczkę, odetkał ją i powąchał. Intensywność zapachu jaśminu, jego ulubionego, zakręciła mu w głowie. Wlał kilka kropel do wody i odstawił buteleczkę na półkę. Zdjął z siebie ubranie, zostawiając je na stołku obok, jak prosiła Naela, ponieważ stamtąd służący wezmą je do pralni i nagi ostrożnie wszedł do wody, a wokół niego unosił się jaśminowy zapach. Zapach domu. Woń, która go uspokajała i która zawsze mu towarzyszyła. Poza zapachem, jaki pochodził od kwiatu Tasartir, ale jego woni nigdy nikt nie zdołał uchwycić. Mimo tego Aranel i tak wolał pachnieć jaśminem. Tak jak jego mama.
Obmył się dokładnie po tak długiej podróży, spłukując wszystkie jej ślady. Delektował się ciszą, jaka go otaczała. Ostatnim spokojnym wieczorem. Ponieważ już jutro... Posmutniał. Bardzo starał się nie myśleć o tym, co go czeka. Do końca kąpieli, podczas której starannie umył włosy, na jego twarzy nie zakwitł cień uśmiechu. Nawet, kiedy opuścił już łaźnię i licząc kroki, w samym płaszczu kąpielowym, trafił do łóżka. Położył się na jego skraju, jakby robił coś złego i na powrót powrócił do niego przejmujący strach. Już nie łączył się on z podróżą, lecz z tym, co go czeka. Jutro stanie się mężem innego mężczyzny, wbrew swym marzeniom o wielkiej miłości. Tak bardzo chciał kochać i być kochanym, a ten człowiek został tak samo w to wplątany i nie poczuje do niego nic. O ile go nie znienawidzi, to będzie dobrze. Zamknął powieki, a spod jednej wypłynęła łza. Była ona bólem, który w nim się narodził. Po chwili mógł już płakać bez przeszkód, dławiąc się łzami. Zwinął się w kłębek, jakby chroniąc samego siebie przed nieszczęściem, jakie go spotkało, co przynosiło mu ulgę. Jutro ponownie nałoży maskę i będzie się starał, żeby nikt nie ujrzał jego otwartej duszy. Po to, aby tylko nie dać się zranić. Robi to dla swego ludu. To będzie miał na względzie, stając jutro na ślubnym kobiercu.

*~~*~~*

Zatrzasnął drzwi do swojej komnaty. Już nie na długo jego. Musiał się przenieść do małżeńskiej sypialni! Prychnął z oburzeniem. Jak jazda konna rozładowała nerwy, tak po powrocie ponownie one wróciły. Wszystko przez ojca, który zmusił go do zjedzenia kolacji z rodziną. Przez to dowiedział się, że jego przyszły mąż śpi u siebie. Poinformowała o tym służąca, która miała zanieść mu jedzenie. Owszem, zostawiła kanapki na stoliku, bo głupia nie wiedziała, że książę i tak ich nie zobaczy. Co gorsze, zapewne przypadkiem strąci tacę. Tylko nie to go zdenerwowało, nie obchodził go przecież tamten mężczyzna. Złość przyszła w chwili, w której zapytał, gdzie jest komnata Adantina. Po tym pytaniu został zgromiony wzrokiem rodziców, a także siostry. Odpowiedź, którą uzyskał od króla, nie była taka, jakiej oczekiwał: „Nie dostaniesz tej wiadomości. Jest ona zakazana. Wiemy, że zechcesz pójść do niego i go sobie obejrzeć jak jakiś eksponat. To przyniesie zgubę. I nie pytaj służącej, bo zostanie wtrącona do lochu, gdy ci odpowie.” Wstał wtedy i głodny powrócił tutaj.
Co za pieprzone przesądy! Nie mogę go zobaczyć, ponieważ to szkarada. To mi powiedzcie. Nie obchodziłoby mnie to, gdybym nie musiał go... A w sumie zamknę oczy. I tak jest to obrzydliwe, to jakie ma zaznaczenie jego wygląd. – Zdjął z siebie górę ubrania. – Powinienem iść do jakiejś dwórki i odstresować się, lecz tego też mi nie wolno! – Uderzył pięścią w ścianę. – Powinienem powiedzieć, że się nie zgadzam, ale nie mogę tego zrobić. –Zbliżył się do okna, za którym już królowała noc. – Nasza rodzina nigdy nie złamała danego słowa. Nie mogę tego zrobić, pomimo że wszystko dzieje się z woli ojca, nie mojej. – Przesunął dłonią po swoich fioletowych włosach. Jakoś, myśląc o tym, przeżyje jutrzejszy dzień, a zwłaszcza wieczór. Potem da sobie radę. Chciał jeszcze porozmawiać z przyjacielem, ale przypomniał sobie, że ten może być dziś zajęty. Wolał go nie rozzłościć, przerywając mu w wykonywaniu pewnych czynności, więc udał się do łaźni, pragnąc w inny sposób zaspokoić nerwy i ciało, skoro nie mógł mieć kobiety.

*~~*~~*

Terrik, po kąpieli, założywszy na siebie długą koszulę nocną, w jakiej sypiali mężczyźni, niecierpliwie przechadzał się po pokoju sypialnianym. Bose stopy zatapiały się w gruby dywan, a kilka świec łagodnie rzucało światło na komnatę. Mężczyzna poprawił ciężkie, szkarłatne zasłony przy łóżku, rzucając jeszcze okiem na bukiet z suszonych kwiatów. Stał tuż przy łożu, na nocnym stoliczku, a poza nimi sypialnia była pusta. Fotele, biurko i inne meble dnia codziennego stały w salonie. I jak do sypialni nikt nie miał wejścia, poza kimś szczególnym, tak salon nie raz był odwiedzany przez inne osoby w celu prywatnym czy też rozmów dotyczących pełnionej przez niego funkcji.
Zaczynał się już denerwować z wyczekiwania. Przeszedłszy do salonu, nalał sobie kieliszek wina, ale pukanie do drzwi uniemożliwiło mu wypicie trunku. Pewnym krokiem poszedł je otworzyć.
Spóźniłeś się – zawarczał groźnie, ale oczy mówiły co innego.
Miałem obowiązki do wykonania. Teraz mogę ze spokojną głową poświęcić ci czas, panie – odezwał się głos z korytarza. – Wpuścisz mnie?
Terrik odsunął się od drzwi, wpuszczając do środka swego gościa.
A jakież to obowiązki zatrzymały cię tak długo?
Doskonale wiesz, jakie obowiązki ma żołnierz, hrabio – odpowiedział Yavetil i zamknął za sobą drzwi. – Nie muszę ci, mój panie, tłumaczyć wszystkiego. – Podszedł do niego wolnym krokiem. – Sądzę, że znajdziemy lepsze tematy do naszej konwersacji. – Przyciągnął go do siebie, oplatając rękoma w pasie. – Co ty na to?
Będziesz gadał czy weźmiesz się do roboty? – Przylgnął do niego całym ciałem i poczuł jeszcze większy głód.
Ja do roboty, a ty do krzyczenia. Chcę słyszeć, jak jest ci dobrze, mój panie. – Nie czekając na jakikolwiek sprzeciw, pocałował mężczyznę gwałtownie, napierając całym ciałem na niego, aż plecy Melisiego dotknęły zimnej ściany. Położył dłonie na jego biodrach, całując go z coraz większym głodem. Terrik poddawał się temu. Yavetil już dawno doszedł do wniosku, że podoba mu się dominujący kochanek, na co Melisi miał czasami ochotę, ale uległy rudzielec był bardziej kuszącą wersją tego poważnego i zapracowanego na co dzień mężczyzny.
Chcę ostro, szybko i mocno. Chcę cię czuć – szeptał Terrik i niecierpliwymi dłońmi dobrał się do rozporka mężczyzny. Chciał jego penisa. Teraz, natychmiast!
Jaki chętny. Stęskniłeś się. – Uszczypnął go zębami w szyję. – Jesteś pewny, że chcesz tak szybko? – Dostał odpowiedź, gdy dłoń wsunęła się w jego bieliznę i ścisnęła krocze. – Żebyś później nie żałował, mój panie.
To ty zaraz pożałujesz, jeżeli nie posuniesz się dalej. – Pieścił jego członek, doprowadzając go do pełnego wzwodu. Lubił dominować nad tym facetem, ale wolał sam mu się oddawać. Wstydził się tego, że był taki chętny bardziej do dawania niż brania. Na szczęście tylko Yavetil wiedział, że w godzinach nocnych staje się wręcz dziwką dla tego mężczyzny. Obu to pasowało. Jęknął, gdy wilgotny język zaznaczył linię od szyi ku szczęce.
O tak, chciał go i pragnął. Mężczyzna był bardzo seksowny, a jeszcze to, jak drżał w jego ramionach stawało się zapalnikiem do tego, żeby go posłuchać i wziąć we władanie. Sięgnął w dół i uniósł jego koszulę, co przypomniało mu, jak ostatnim razem wszedł w niego, kiedy Terrik oplatał go nogami nagi od dołu z osłoniętą ubraniem górą. Zdejmując niepotrzebny materiał, zahaczał drażniąco opuszkami palców o rozgrzaną skórę. Sam poczuł chłód na sobie, kiedy spodnie opadły w dół, uwalniając jego dużego członka. Zaraz jak tylko rozebrał go do końca, wpił się na krótką chwilę w jego wargi, by potem brutalnie odwrócić go tyłem do siebie. Terrik zareagował na to głębokim westchnieniem, układając ręce na ścianie i wypinając tyłek w stronę kochanka.
Naprawdę jesteś chętny. – Ścisnął napięte pośladki. Natychmiast uklęknął za nim i ugryzł jeden.
Ach.
Rozsunął je sobie i bez zbędnych subtelności polizał ich wnętrze, od kręgosłupa ku jądrom.
Kocham, jak mi to robisz, Yav. Jeszcze.
Spełnił jego życzenie. Trącił koniuszkiem języka szparkę, na co w komnacie rozległ się kolejny jęk. Z wprawą językiem podrażniał wrażliwe miejsce. Doprowadzał kochanka do szaleństwa swym nad wyraz zwinnym i mokrym narządem. Usztywnił go i wsunął się do środka, nawilżając jego dupcię swą śliną. Chciał go jeszcze pieprzyć całą noc, a wzięcie całkiem na sucho, jak prosił Terrik, nie wchodziło w grę. Tak samo, jak udanie się do sypialni po olejki nawilżające. Byli zbyt wielkim kłębkiem pożądania na to, aby zmienić miejsce ich zbliżającego się stosunku. Tam, gdzie zaczynali, tam kończyli. Dlatego musiał coś zrobić, by go nie skrzywdzić. Bawił się nim długo, słuchając sapań i jęków Terrika. Rozluźniona dziurka pochłaniała jego mokre od śliny palce.
Yav... Och, Yav! – krzyczał Terrik, drapiąc mur i nabijając się to na palce, to na gorący język.
Yavetil, stwierdzając, że mężczyzna jest rozluźniony i gotowy na niego, wstał i przylgnął biodrami do jego tyłka. Penis idealnie wpasował się pomiędzy dwie półkule. Wilgotny czubek męskości lśnił w świetle świecy stojącej obok. Pozbył się swojej koszuli, złapał go za biodra i bez ostrzeżenia mocno w niego wszedł.
Ach. – Nogi się pod nim ugięły, kiedy poczuł go w sobie. Bolało, ale to było takie dobre. Tego chciał. – Pieprz mnie. – Zagryzł zęby na swej dłoni, żeby nie krzyczeć za głośno.
Yavetil wysunął się z niego prawie do końca i na powrót wsunął. Powtórzył ten ruch kilka razy, doprowadzając Terrika do pasji. Jednak sam był zbyt zachłanny, żeby bawić się tak dłużej. Pchnął mocniej, wprawiając biodra w szybki ruch.
Tak chcesz, prawda? Szybko i mocno.
Tak! – Pragnął zaspokojenia swego spragnionego ciała. Wypiął się jeszcze bardziej, przyjmując w siebie szybkie ruchy członka. Początkowy ból zamienił się w przyjemność, która, panując nad nim, wyrywała krzyki z ust Melisiego. Yavetil wprowadził ich ciała w zawrotne tempo, także z trudem łapali powietrze.
Yav... Och, Yaaaav. – To było melodia dla uszu Galdora, którego ciało lśniło od potu. Pocałował Terrika w szyję, jego ruchy stały się płytsze. Uderzały tylko w najważniejszy punkt rozkoszy, doprowadzając Terrika na sam szczyt. Wiedział, że rudzielec nie potrzebuje nic więcej i tylko ruch penisa w sobie doprowadzi go do silnego orgazmu, bez dotykania jego męskości. Tak się też stało. Terrik krzyknął, oznajmiając swój orgazm. Czuł, jak zaciska się na nim, jego nogi zaczynają dygotać, więc przytrzymał go mocniej, sam pędząc ku spełnieniu. Wkrótce zalał jego wnętrze swoją spermą i zmęczony przytulił się do niego, poruszając się w nim coraz wolniej.
Zaspokojony Terrik oblizał usta i odwrócił głowę ku kochankowi. Te od razu spotkały się z jego wargami w długim, czułym pocałunku. Yavetil pociągnął zębami jego dolną wargę, po czym ją polizał i wypuścił.
Witaj, kochanie – przywitał się Yavetil, uśmiechając do niego szeroko.
Kocham cię, Yav. – Oparł się czołem o ścianę, próbując zapanować nad miękkimi nogami i zmęczeniem.
Też cię kocham, ale nie ma odpoczynku. – Wysunął się z niego. – Idziemy do łóżka. Tam czeka cię dalsza części powitania. – Porwał go na ręce.
Zaskoczony Terrik objął go wokół szyi rękoma.
Dalsza część?
Mamy całą noc przed sobą. Nie widzieliśmy się kilka dni i musimy wszystko nadrobić – mówił, niosąc go do sypialni i mając ochotę roześmiać się na ten pełen pożądania wzrok. Terrik był nienasycony. Zawsze było mu mało. Kochał tego faceta od lat i wiedział, że nie przestanie.

Wyczerpani po kilku godzinach opadli na czarną pościel.
Mam dość. Nie dam rady więcej – sapnął Yavetil, leżąc na plecach. Jego rozpuszczone włosy okryły całą puchową poduszkę.
To ty chciałeś nadrobić noce. – Zaśmiał się Terrik, patrząc na zawieszony nad łóżkiem baldachim. – Jutro, w tak wielki dzień, nie będę mógł się ruszać.
Będzie miło patrzeć, jak krzywo chodzisz. – Obrócił się na bok i podparł głowę ręką.
Chciałbyś. Kochanie, to nie był mój pierwszy raz. Przyzwyczaiłem się do ciebie, a zwłaszcza twoich pewnych rozmiarów. – Poprowadził wzrok ku miękkiemu już członkowi kochanka. Nagle spoważniał, patrząc teraz w oczy ukochanemu. – A teraz powiedz, jak podróż i książę Aranel?
Nie mieliśmy kłopotów po drodze. A książę jest dobrym człowiekiem. Nie chciał tego pokazać, ale bardzo się boi. Wiesz, on jeszcze nie wie, że to małżeństwo ma być skonsumowane. – Zakreślił kółko wokół sutka mężczyzny.
Nie wie? Jego ojciec mu nie powiedział? Miał poinformować syna o wszystkim. O tym, że nie skończy się tylko na samym ślubie. Ech, chyba do mnie będzie należało poinformowanie o tym naszego króla. Jako jego przyszły teść ma ten sam obowiązek, co ojciec.
Książę Aranel jest ślicznym, pełnym gracji młodzieńcem – mówił Galdor. – Mimo kalectwa, po zapoznaniu się z terenem, porusza się zupełnie tak, jakby widział. Do tego jak się porusza. Jego chód jest iście królewski. Został bardzo dobrze wychowany. Zna doskonale etykietę, jest wyuczony. Pełen gracji. Naprawdę jest godny Rivena.
Ej, czy ty się przypadkiem nie zakochałeś? – Terrik szturchnął kochanka w bok.
Potrafi zauroczyć, ale nie. Kocham tylko ciebie. – Nachylił się nad nim i musnął lekko jego usta.
Mówisz, że potrafi zauroczyć? – Yavetil kiwnął głową. – Dobrze by było, jakby zauroczył naszego księcia.
Wyobrażam sobie, że Saeros nie jest zadowolony z mającego się odbyć ślubu? – Oparł głowę na jego piersi.
Mało powiedziane. On jest wściekły. Ale też bardzo ciekawy jego wyglądu. Odbiło mu na tym punkcie. Dziś, jak przyjechaliście, stał w oknie i... – urwał, gdyż zbyt spokojny oddech jego kochanka mógł świadczyć o tym, że ten zasnął. – Yavi... Yav... – Nie mylił się. Dobrze, że go miał. Sam przysłonił oczy kurtyną z powiek i szybko zasnął.

*~~*~~*

Budził się powoli, czując się wyspanym. Przeciągnął się pod okrywającą go kołdrą. Dotyk miłej pościeli sprawiał, że nie miał ochoty wstawać. Przecież nie musiał tego robić. Może jeszcze jest noc? A jak jest ranek, to Karena przyjdzie go zbudzić. Wtulił się w poduszkę. Jakby był ranek, to czułby na swej twarzy ciepłe promienie słońca, które zawsze pieściły jego skórę. Za wyjątkiem deszczowych dni. Coś było nie tak. Nawet zapach pościeli był inny i... Niestety za szybko przypomniał sobie, gdzie jest. Czyli to wszystko było prawdą? Nie śnił koszmaru. Usiadł niespokojny. I co teraz? Nawet nie wiedział, gdzie są jego rzeczy, więc nie miał jak się ubrać. Poza tym, czy to był dzień? Zaciekawiony wstał i postanowił poszukać okna. Śpiew ptaków, zapewne tutaj są ogrody, powie mu wszystko. Wyciągnął ręce przed siebie i małymi kroczkami, coraz bardziej sfrustrowany, zaczął szukać wnęki okiennej po prawej stronie komnaty. A okna nie powinny się różnić od tych w pałacu ojca. Po drodze uderzył stopą w coś twardego. Skrzywił się z bólu, ale od razu wybadał nogę od stolika. Przesunął dłonią wzdłuż obiektu, który okazał się być trójkątem. Coś na nim stało. Jedzenie? Chyba tak, ale nie ruszał tego. Obok niego zapewne stał fotel lub krzesło, w takim razie okno mogło być blisko. Uczył się, że w pałacach najczęściej niedaleko okna ustawiane są takie meble. Ominął stolik i fotel, aby odnaleźć ręką ścianę. Sunął dłonią po niej, dopóki nie napotkał parapetu. Uśmiechnął się zwycięsko.
Mam cię.
Bez problemu odnalazł klamkę okiennicy i otworzył je. Tak, był już poranek i to późny. Słońce mocniej grzało. Wciągnął wilgotne powietrze. W nocy musiało padać. Nagle nastawił uszu. Drzwi do jego komnaty uchyliły się.
Kto tu jest? – Poprawił płaszcz kąpielowy.
Służka, panie. Mam na imię Agathe – odezwał się młodziutki głos. – Przyszłam cię zbudzić, panie. Zaraz będzie śniadanie, a po nim król wraz z królową cię oczekują.
A co z księciem? Nie powinien mnie widzieć. Bo ja jego i tak nie zobaczę – dodał w myślach.
Rivenem? Król wysłał go z rana do miasta w sprawach służbowych. Masz, książę, czas do południa na zapoznanie się ze sprawami ślubu.
Wiesz, gdzie są moje ubrania? – Odwrócił się w jej stronę.
Tak, mój panie.
Zaprowadzisz mnie do nich i pomożesz wybrać odpowiednie? Jak widzisz, z tym sobie nie poradzę.
Tak, książę. Pomogę ci we wszystkim. Od tego jestem. A może wezwać mężczyznę?
Nie. Sam się ubiorę. Ty tylko wybierz coś ładnego. – Nie lubił prosić. Dawniej zawsze miał już gotowe ubranie, a Karena tylko robiła poprawki. Poza tym, po swojej komnacie poruszał się z pełną swobodą. Tutaj dziwnie się czuł, wiedząc, że ta dziewczyna na niego patrzy. – Możesz tu podejść i podać mi swoją dłoń?

Po wielu czynnościach mógł udać się do łazienki, a tam założył na siebie strój. Czarne spodnie i długa, karminowa tunika zawiązywana w pasie były dość łatwe do założenia w porównaniu ze strojem, który wybierała mu Agathe wcześniej. Tamten miał wiele troczków, które musiały być misternie zawiązane, żeby wszystko układało się idealnie. Ten był prosty, acz elegancki i o to chodziło. Wszedł do komaty, a służka poprawiła tylko drobne zagniecenia z rumieńcami na twarzy. Mężczyzna przed nią był piękny.
Aranel słyszał, że do komnaty wchodzi ktoś jeszcze.
Dzień dobry, panie – Głos nowej postaci rozbrzmiał w jego wrażliwych uszach. – Mam na imię Lorei i przyniosłam śniadanie. Wezmę wczorajsze kanapki.
Dziękuję, Lorei. – Słuchał jej kroków i uczył się ich. Tak samo, jak kroków Agathe, która musiała lekko kuleć, gdyż jedna noga od drugiej stawiana była ciężej.
Przyjdę później i zabiorę tacę, panie – powiedziała jeszcze Lorei, zanim wyszła.
Książę dopiero wtedy podszedł do stolika i usiadł w fotelu.
Agathe, co tutaj jest? – Liczył, że w przyszłości pozna zwyczaje i nie będzie musiał prosić o mówienie mu, co ma na śniadanie, obiad i kolację.
Służka wymieniła wszystko, co miał przed sobą i jakie napoje stały obok. Wydała mu się miłą dziewczyną. Chciał wiedzieć, czy zostanie przy nim.
Panie, to będzie dla mnie zaszczyt służyć tobie, o ile też księżniczka Naela się zgodzi – głos pobrzmiewał radością. Nie sądziła, że tak szybko, od kiedy podjęła pracę w pałacu, będzie mogła być przy królewskiej rodzinie.
Ile masz lat? – zapytał, gdy dokończył posiłek. Rozmowa z nią oddaliła myśli o tym, co go czeka.
Ledwie siedemnaście ukończyłam, mój książę.
Dlaczego kulejesz?
Skąd, panie, to wiesz? – Jej głos zadrżał. Nie chciała, żeby jej noga stała się przyczyną tego, że nie zostawi jej przy sobie.
Słyszę to.
Dwa lata temu spadłam z wozu. Mój ojciec jest rolnikiem, panie. Kiedy zbierał siano, konie przestraszyły się czegoś i ruszyły. Ja byłam na furze... A potem medyk powiedział, że uszkodzone kolano nigdy nie będzie zdrowe.
Rozumiem. Poproszę księżniczkę, żebyś mi pomagała. Ktoś idzie. – Odwrócił twarz ku słyszanym odgłosom.
I rzeczywiście drzwi się otworzyły.
Witaj, Aranelu, to ja, Naela.
Wiem.
Widzę, że jesteś po śniadaniu. Zabiorę cię teraz do mego ojca, ale wpierw coś ci dam.
Co takiego? – Podniósł się z siedzenia. Po chwili poczuł, jak chwyta go za dłoń i wsuwa do niej coś twardego i gładkiego. – Co to jest?
Kij. Kij, który pomoże ci się tutaj poruszać. Który pokaże ci przeszkody.
Ale nigdy czegoś takiego nie miałem.
Nie potrzebowałeś, ale tutaj gwarantuję, że ci się przyda. Nauczę cię, jak to działa. Nasz cieśla wykonał go na moje życzenie, pomalował i jest bardzo elegancki.
Jak laska.
Tak, laska kogoś, kto musi patrzeć inaczej. Teraz zabiorę cię do mego ojca.
Poczekaj. Agathe to miła dziewczyna. Czy może mi pomagać?
Po to ją tu przysłałam. – Spojrzała na zarumienioną służkę. – Oboje jesteście nowi i razem nauczycie się wszystkiego. – Wiedziała, że przebywając wyłącznie w kuchni, będąc ciągle przeganianą „przynieś to”, „podaj tamto” dziewczyna bardzo się męczyła, musząc szybko chodzić. Tutaj, z księciem, będzie jej łatwiej. – Agathe, zaściel łoże i przygotuj ślubne ubrania księcia na wieczór. Mają być nieskazitelne. Nasz krawiec je właśnie ukończył.
Dobrze, proszę pani.
Chciał, ale nie zapytał, skąd krawiec wiedział, jaką wielkość ubrania ma przygotować. Podejrzewał, że jest ono uniwersalne. Będzie pasować zależnie od tego, jak co zapniesz i zawiążesz.
To teraz do sali tronowej, książę Aranelu – powiedziała Naela.
Odetchnął głęboko z nadzieją, że król i królowa nie są podobni do jego zimnego ojca.