WSPANIAŁEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2014, ŻYCZĘ WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM.
Powinien tam podejść,
serce się do tego wyrywało, ale nie potrafił tego zrobić. Jako
alfa ma obowiązek zawsze zaopiekować się i pocieszyć członka
swojej sfory, a tym bardziej kogoś kto był jego partnerem. Nie
ważne, że nie był w sforze. Odrzucając krzyk serca, posłuchał
rozumu i opuścił pokój z zaciśniętymi pięściami. Potrzebował
chwili samotności, oddechu, żeby się uspokoić. Sam nie rozumiał
dlaczego pragnie odrzucić tego chłopaka i musiał przygotować się
na pytania Daniela, które nie wątpił, że nastąpią.
* * *
Odsunął się
zażenowany od tego mężczyzny i otarł oczy. Objął się ramionami
odwracając głowę w stronę okna. Czuł się tak... bezpiecznie.
Niemniej jednak nie chciał się narzucać swoją osobą i jeszcze
nie do końca rozumiał, że to jest jego partner i dlaczego ten
drugi wyszedł.
– Proszę. –
Usłyszał i obrócił głowę, a przed oczami ujrzał swój szal.
Wyciągnął po niego rękę.
– Znalazłeś go.
– To on naprowadził
mnie na twój ślad. No, poniekąd. Pewnie gdybym tu nie przyjechał,
zbyt szybko bym cię nie spotkał. – Daniel usiadł wygodniej. –
Lecz dzięki niemu upewniłem się, że Martin i ja mamy partnera.
– On mnie nie chce. –
Nie to, że zgadzał się na to, aby z nimi być. Musiał uciekać.
Odpocznie i gdzieś się ukryje. Byleby nie przechodzić przez to, co
zafundowały mu te dwa tygodnie.
– Nie wierzył, że
mamy jeszcze kogoś. Martin to dobry facet. Nie zrobi ci krzywdy.
Musi to przetrawić. – Ukrywał, że był na Martina zły. Nie
chciał wystraszyć Christiana. Chciał go poznać. Tak dużo o nim
wiedzieć. Zbliżyć się do niego. – Skąd pochodzisz? I czemu
spałeś w piwnicy?
Christian w końcu
odważył się spojrzeć w oczy mężczyzny. Jak miał odpowiedzieć
na te pytania, nie zdradzając kim jest?
– Jak nie jesteś
gotowy nie mów, ale chciałbym znać twoje pochodzenie.
– Po co ci to
wiedzieć? – Jego wystraszony smok potrzebował chronić swojego
partnera przed Stonem, gdy powie za dużo może to być niemożliwe.
– Nie wystarczy ci moje imię?
– Na teraz wystarczy,
lecz jesteś moim partnerem...
– A kto powiedział,
że chcę nim być? – zawarczał Christian, a Daniel otworzył usta
i zamknął. – Nie zmusisz mnie do tego, a tamten drugi i tak mnie
nie chce.
– Masz rację, nie
zmuszę cię do tego. Niemniej nie zrezygnuję. – Daniel wstał
próbując się uśmiechnąć, ale jego oczy pozostały smutne. –
Boisz się. Czuję to, mój wilk też. Nie wiem dlaczego chcesz
się odsunąć...
– Mam kogoś. Kocham
go, a wy się pojawiacie i chcecie mnie od niego oderwać – wypalił
Christian. Zobaczył, że te słowa zabolały Daniela. Zresztą
sam odczuł ich moc. Mama mu opowiadała, że partner, który
dowiaduje się, że ten przeznaczony ma kogoś bardzo źle to znosi.
Jego smok nagle zaczął sprzeciwiać się tym słowom i jakiejś
ochronie mężczyzny. Wyrywał się do Daniela i chciał wpaść w
jego ramiona, powiedzieć, że to nieprawda, oddać mu się, lecz
teraz ludzka część Christiana panowała nad nim i to ona
przejęła zaś ochronę partnera. Musiał coś wymyślić, nie powie
prawdy czemu chce się odsunąć. Uciec. Zniknąć.
Daniel rozmasował sobie
skronie. Ta wiadomość uderzyła w niego bolesnym ciosem, ale gdy
tylko pozwolił swojemu wilkowi zabrać głos już znał prawdę.
– Kłamiesz. –
Ponownie usiadł przy nim. – Nie wiem czemu to robisz, ale nikogo
nie masz. Byłby teraz z tobą i pachniałbyś nim.
– Miałem kochanka –
powiedział i zasłonił usta dłonią.
– Kochanka, nie
partnera. Nie kogoś z kim jesteś związany. Nawet jakbyś spotykał
się z człowiekiem miałbyś obcy zapach na sobie. Zmienni go
przejmują również od ludzi.
– Skąd wiesz?
– Wiem. – Położył
mu rękę na policzku i pogłaskał go. – Po prostu to wiem. Nie
zmuszę cię do niczego. Przemyśl sobie wszytko. Muszę porozmawiać
z Martinem. Potrzebuję zapewnić go, że też jest mój. Tak jak i
ty, o ile zechcesz. I cokolwiek sprawiło, że uciekłeś z domu, na
pewno będzie łatwiej znieść to pod naszą ochroną. Nie
chcesz być naszym partnerem, to chociaż przyjmij pomoc. Możesz
zamieszkać w naszej posiadłości niedaleko stąd. Tam, ktokolwiek
przed kim uciekasz nie znajdzie cię.
– Może zostać z
nami. – W pokoju pojawiła się Sheoni. – Przepraszam, że
przeszkadzam, ale zapraszam na kawę i ciasto.
– Gdzie jest mój
partner?
– Na dworze z moim
mężem. Jest chyba podenerwowany.
– Już dawno
powinienem pójść za nim. – Miał nadzieję, że Martin się
uspokoi. Chyba domyślał się co partner przeżywa. Poczuł się
odepchnięty. Daniel zajął się Christianem, a jego zostawił.
Chociaż niepokój nie przysłonił na niego złości. Martin
mógł zostać, być tu z nimi. Jest ich częścią. Pocałował
Christiana w czoło. Zobaczymy się później. – Wstał i wyszedł
nie oglądając się za siebie.
Sheoni westchnęła i
podeszła do Christiana.
– Piękny szal, ale
jak pozwolisz to powiem jednej wilczycy, żeby go uprała.
Christian dopiero wtedy
zauważył, że materiał nie jest czysty. A tak się starał, żeby
go nie ubrudzić.
– Sam go upiorę.
– Dobrze, ale teraz
chodź do kuchni. Poznasz naszego betę i jego żonę. – Sheoni
uśmiechnęła się radośnie.
– Wolę zostać tutaj.
O ile mogę. – Popatrzył na nią prosząco.
– Przyniosę ci ciacho
do pokoju – powiedziała ciężko wzdychając i wyszła, a on
położył się na pościeli zaczął rozmyślać o tym co mu
się tego dnia przydarzyło.
* * *
Daniel nie spuszczając
wzroku z partnera podszedł do niego. Jacob, który wyszedł zaraz za
Martinem zostawił ich samych. Martin stał oparty o samochód
przyglądając się jak nieopodal ujeżdżany jest koń. Alston oparł
się obok niego, tak, aby ich ramiona dotykały się, jednak on
patrzył na kochanka.
– Co się z tobą
dzieje? Tam w piwnicy myślałem, że także się cieszysz z
odnalezienia naszego partnera. Tymczasem teraz... – urwał i stanął
przed nim bardzo blisko. Umieścił ręce po obu stronach jego
głowy. – Między nami nic się nie zmieni. Jesteś dla mnie ważny,
byłeś i będziesz. Kocham cię i nie dlatego, że partnerska
więź do tego wzywa. Jesteś wspaniałą istotą, Martinie.
Doskonałym alfą. I moim partnerem. Ale boli mnie i jestem zły,
że odrzucasz Christiana. Nawet go nie znasz.
– Mnie też to boli –
odezwał się Coleman. – Nie wiem co się dzieje. Ty zawsze
wiedziałeś, że jest jeszcze ktoś, ja to wyparłem i nie potrafię
pogodzić się z tym, że ta osoba istnieje. Tym bardziej, że
nie jest wilkiem. To smok. Diamentowy smok. Prawdopodobnie ostatni.
Słyszałeś, kiedyś ich historię? Czytałem o nich.
– Dowiem się
wszystkiego o tym gatunku. Ale postaraj się go zaakceptować. Nie
pozwolę mu odejść i tobie też, więc nawet o tym nie myśl –
dodał twardo i władczo.
– Nawet o tym nie
pomyślałem. Po prostu – odepchnął go i odszedł kawałek –
potrzebuję więcej czasu, by wpuścić do nas jeszcze kogoś.
– Zazdrość w tym
wypadku jest niepożądana. – Daniel bał się tego, że Martin,
który patrzył wrogo na każdego kto spoufalał się z nim za
bardzo, będzie zazdrosny.
– To nie zazdrość.
Sam tego nie rozumiem. Chyba po prostu jestem zły, że cały czas
odrzucałeś zatwierdzenie mnie w pełni, bo musiałeś czekać na
niego. Gdyby nie jego istnienie już dawno bylibyśmy w związku.
– Cały czas byliśmy
w związku.
– Mam na myśli
uroczystość poślubienia. Co za alfa, z którego się śmieją, bo
partner zwleka! – Przeczesał swoje włosy palcami.
Daniel objął go od
tyłu i przyciągnął do siebie.
– Nie zwleka, tylko
czeka na pełny związek, który dopiero w trójce będzie mógł być
połączeniem idealnym dla niego i jego partnerów. Kocham cię.
– Pocałował go w szyję. Kochał to jak wygląd Martina nieraz
przeczył jego wnętrzu. Tatuaże, noszone skóry mogły
stereotypowo mówić, że Martin jest okrutnikiem, a tymczasem
miał dobre serce, tylko czasami patrzył zbyt realnie na wszystko. A
przecież żyli w świecie, który miał w sobie ukryte właściwości
i tylko ci co patrzą trochę przez pryzmat bajek, z bogatą
wyobraźnią, mogli widzieć całą prawdę o istotach żyjących
wśród ludzi. Martin odrzucił to co mówiło mu serce, ale
nauczy się też i nim patrzeć. Daniel to wiedział. Po prostu
potrzeba czasu. I był pewny, że chociaż w tej chwili Martin
może odrzucać Christiana, to nie zrobi mu krzywdy.
* * *
Bał się. Otaczali
go wokół. Śmiali się złowieszczo i mówili takie rzeczy, że
chciał zniknąć. Dygotał opętany strachem. Po policzkach
lały się łzy i zapanowanie nad nimi nie wchodziło w grę, gdy
strach oplatał go całego.
– Patrzcie jaka
laleczka.
– Niezła dupcia.
– Usta ma śliczne.
– Sprawdzimy czy
potrafi dużo w nie wziąć? – mówili mężczyźni. Było ich z
sześciu.
– To obrzydliwe.
– Co ty. Nie ma
znaczenia czyje usta. A dupcia. Co z tego, że faceta, byle była
ciasna dziura. A może jednak jesteś dziewczyną, co malutki?
Pokaż cycki. – Ten co mówił wyciągnął do niego rękę, a
Christian cofnął się pod samą ścianę.
– Black, on ci
ucieka.
– Jak go
przytrzymasz nie ucieknie – warknął ten do którego mówiono
Black.
Pisnął, kiedy silne
ręce oderwały go od ściany i dwóch mężczyzn go przytrzymało.
Zaczął się wyrywać i kopać. Mógł uwolnić swojego smoka, ale
nie wolno mu było. Wydałby siebie i innych zmiennych. Prędzej da
się zabić, niż zdradzi, że po świecie nie chodzą tylko
zwyczajni ludzie. Uniósł nogę i kopnął napastnika najbliżej
stojącego przed nim.
– Rzucasz się
mały? Już ja cię uspokoję!
Pierwszy cios padł
na jego brzuch, drugi też. Skrzywił się z bólu i miał ochotę
upaść, zwinąć się w kłębek, ale nie dane mu było tego zrobić.
Black nadal go bił, uderzając w klatkę piersiową, twarz.
– Nie lubię
facetów, ale tę rzucającą się dupę przeoram. Zdejmijcie mu te
ciotowskie spodnie.
Christian zaczął
krzyczeć, tak głośno, że w całym tunelu metra rozległ się jego
wrzask odbijając się echem i pędząc w dal.
Daniel wpadł do pokoju
Christina słysząc ten krzyk, a raczej pisk katowanego zwierzęcia.
Siedzieli w kuchni rozprawiając o posiadłości jaką kupił, a
wtedy usłyszeli przerażający wrzask. Zaraz zanim wbiegł Martin.
Christian rzucał się po łóżku i nie mógł się obudzić. Daniel
dopadł do niego i złapał ręce chłopaka.
– Obudź się, nikt ci
tu krzywdy nie zrobi. Obudź się. – Serce mu się krajało na ten
widok. Nie wiedział co śniło się jego drugiemu partnerowi, ale
gdyby mógł wchłonął by ten sen w siebie. – Obudź się! –
Potrząsnął chłopakiem, a ten otworzył oczy i zaczął mu się
wyrywać, kopać go, więc z pomocą przyszedł mu Martin i
unieruchomił nogi Christiana.
– Chris, to ja Daniel.
Pamiętasz, twój partner. Christian!
Nawet z otwartymi oczami
był wciąż w fazie snu, nie dopuszczał do siebie innych głosów,
poza tymi, które słyszał. Chciał, żeby go puścili, zostawili w
spokoju, przestali kopać. Nie, to nie oni go kopią. Z każdą
chwilą docierał do niego przyjazny głos. I zaczął się
uspokajać. To już minęło. Przeszło. To tylko sen.
– Jesteś w domu
Jacoba. To ja Daniel i Martin też tu jest. Już dobrze. – Widząc,
że Christian całkowicie zbudził się, a w oczach pojawiają
się łzy, przesunął się tak by móc go podnieść i objąć. –
Nie wiem co ci się przydarzyło, ale kiedyś się dowiem i ten kto
cię skrzywdził zapłaci za to. – Spojrzał na Martina i w
jego oczach wyczytał tę samą obietnicę. Przytulił mocno chłopaka
do siebie odgarniając mu z twarzy mokre od potu włosy. Nie wypuści
go ze swych rąk za całe skarby świata.
* * *
– Nie wiem gdzie jest.
Zapadł się pod ziemię. – Pełen rezygnacji Luis Bright padł na
kanapę i wpatrzył się w sufit. Jego siostra usiadła przy nim ze
szklanką wody.
– Nie rozumiem
dlaczego uciekł. Przecież nawet jakby go jego ojczulek znalazł nie
miałby prawa wejść do naszego domu. Tata od razu wyszedłby
do niego ze strzelbą. – Upiła łyk, a na jej kolana wdrapała
się czarna kotka. Sonia pogłaskała ją wolną ręką. Martwiła
się o przyjaciela. Był od niej starszy, ale jeszcze w liceum często
pomagał jej w nauce. Christian był mądrym i inteligentnym
chłopakiem. Jedynie co, to tylko szkolne osiłki uparły się na
niego i uprzykrzały mu życie. Często przez nich płakał, ale i
nie raz pokazał im pazury. Potem Chris skończył liceum, a ona
została sama. Przez jakiś czas podkochiwała się w nim. Wiedziała,
że chłopak jest gejem, nie ukrywał tego, ale serce nie sługa.
Całe szczęście minęło jej to i teraz był dla niej bardziej jak
brat, niż sympatia.
– Zauważyłem jedno.
– Luis usiadł prosto i wziął kotkę na kolana. Lubił tę małą
spryciarę. – Od kilku dni, przed naszym domem ktoś stoi. Nie jest
to zawsze ta sama osoba, ale jesteśmy obserwowani.
– Sądzisz, że pan
Russo kogoś nasłał? – Aż miała chęć podbiec do okna i
zobaczyć tego kogoś.
– On, ten Stone. –
Nie chciał jej mówić tego wszystkiego czego dowiedział się na
mieście. Stone zaciekle szukał Christiana. I chyba Christian o
tym wiedział. – Uciekł, by nas chronić – szepnął kładąc
sobie kotkę na piersi i drapiąc ją za uchem. Ta zaczęła mruczeć
będąc zadowolona z uwagi jaką jej państwo dawali.
– Coś powiedział? –
Sonia wbiła spojrzenie w twarz starszego brata.
– To co usłyszałaś.
Podejrzewam, że Stone nie jest zwykłym człowiekiem mającym domy
publiczne. To jakiś gangster. On chce Christiana. Zastanawiam
się dlaczego tak się na niego uparł. W każdym razie Christian
wie, że Stone nie da mu spokoju i pewnie bał się, że nam coś
zagraża, więc wolał uciec.
– I pewnie włóczy
się teraz po mieście. Mam nadzieję, że nikt go nie skrzywdzi. To
dobry chłopak.
– Da sobie radę. A ja
nie przestanę go szukać. I gdy go znajdę to mu wygarnę, że nie
ucieka się bez powiedzenia przyjaciołom co zamierza się zrobić –
warknął Luis.
– Ja też. Uciekłabym
razem z nim. – Dokończyła swoją wodę i wzruszyła ramionami
napotykając pytający wzrok brata.
* * *
Daniel chciał go zabrać
do nowej posiadłości, gdyż on i jego partner musieli wracać po
otrzymaniu ważnego telefonu, ale Christian wolał zostać w
domu sfory Langston, niż być sam w Arkadii. Była jeszcze opcja
zabrania go do miasta na co zareagował, jakby miał z powrotem
znaleźć się w piekle. Daniel znów zaczął go wypytywać z tym
swoim „dlaczego”, lecz on milczał. Podobało mu się, że ten
Alston, którego przeznaczenie wybrało mu na partnera, był taki
opiekuńczy. O Martinie nie umiał nic powiedzieć. Od mężczyzny
nadal czuł odpychające fluidy. Mimo tego serce rwało się również
do niego, a smok ukryty w nim pragnął i jego chronić. Dlatego, gdy
nadeszła noc wstał z łóżka, chwycił już uprany i wysuszony
szal postanawiając wydostać się z tego domu. A wszystko po to,
żeby nikomu nic się nie stało, gdy Stone go znajdzie, a prędzej
czy później to zrobi. Jak miał wybór to wolał, aby zdecydowanie
później go odnalazł.
Opuścił pokój i
przeszedł korytarzem. Pogrążony w ciszy i ciemności dom dawał
nadzieję, że nikt go nie zauważy i wszyscy zorientują się o jego
zniknięciu dopiero rankiem. W holu już sięgał klamki drzwi
frontowych, kiedy zapaliło się główne światło i w
pomieszczeniu rozbrzmiał głos Jacoba.
– Tak ci u nas źle,
że wymykasz się jak złodziej?
* * *
Daniel uderzył pięścią
w biurko. Widział przed oczami tę fotografię i nie wierzył.
Patrzyła na niego twarz jego Christiana. I szlag go trafiał, że
Stone szuka partnera jego i Martina.
– Jesteś pewny,
Dario? Na pewno jego poszukują?
– Tak. Dla niego Stone
poruszył całe miasto i naraża się na wydanie zmiennych, ludziom.
– Czego on może od
niego chcieć? – zapytał Martin.
– Raczej nie szuka go
dlatego, żeby na nim zarobić – odpowiedział Dario.
– Powinniśmy się
spotkać ze Stonem i zapytać go o to – stwierdził Coleman, a
Daniel obrzucił go ostrym wzrokiem.
– I co,
mielibyśmy wydać naszego partnera?! Tak bardzo go odrzucasz, że
tego chcesz?!
– Nie, nie chcę! Na
samą myśl, że coś mogłoby mu się stać, mam ochotę rozszarpać
Stonea. – Poczuł się dotknięty słowami Daniela. Nie chciał
krzywdy Christiana.
– Wybacz. – Daniel
podszedł do niego i objął go. – Ale sama myśl, że jemu i tobie
mogłoby się coś stać...
– Wiem. Musimy
ochronić naszego partnera.
Dario obserwował ich i
miał wielką nadzieję, że on też znajdzie cząstkę swojej duszy.
Szukał już pięćdziesiąt lat i każdy z kim się spotykał nie
był tą osobą. Zostawił ich samych wiedząc, że rano dostanie
odpowiednie rozkazy co do dalszego działania.
* * *
Spuścił wzrok na swoje
kolana. Ręce mu drżały. Zdenerwował się, kiedy Jacob go
przyłapał. Raz jak ojciec złapał go na wymykaniu się z domu,
gdyż chciał iść na imprezę do Brightów, odczuwał to przez
następne kilka dni, pomimo że jako smok umiał się samouleczyć,
lecz nie wolno mu było tego zrobić. Tym razem też myślał, że
Jacob go uderzy, ale on tylko zaprosił go na rozmowę do salonu.
– Ja... ja się nie
chcę narzucać.
– Nie narzucasz się.
Zaprosiliśmy cię tutaj. Jesteś naszym gościem. To powinno
oznaczać, że nas szanujesz ze wzajemnością. Samo
podziękowanie za gościnę należałoby się mojej żonie, a ty
uciekasz. Nie byłoby to dobre również w stosunku do twoich
partnerów. Zostawili cię pod moją opieką. Chyba, że chcesz
wywołać jakieś nieprzyjemności pomiędzy moją sforą, a ich.
– Nie, nie chcę. –
Podniósł głowę. – Ja tylko nie chcę, żeby oni mieli problemy.
– To powiedz o co
chodzi. – Pochylił się w stronę chłopaka. Jak ta istota mogła
przetrwać bez czyjejś pomocy? Czuł, że Alston i Coleman dla
Christiana będą dobrymi partnerami i wezmą go pod swoje skrzydła.
Nie wypuści go stąd dopóki oni nie wrócą. – Przed czym
uciekasz?
– Po co tobie to
wiedzieć i im?! – Podniósł głos. – Dlaczego nie mogę
zwyczajnie odejść?!
Jacob powoli zaczynał
rozumieć o co młodemu zmiennemu smokowi chodzi.
– Wolisz uciekać
przed czymś, kimś, żeby tylko tym co ci pomagają, co są z tobą,
nie stała się krzywda – stwierdził Langston.
Chris wstał z fotela i
podszedł do okna. Oparł się o framugę zarzucając jeszcze włosy
na plecy. Miał mu wszystko powiedzieć? Ale on powie o tym
Danielowi. A przecież nie chciał, to znaczy nie mógł z nim...
nimi być.
– Daniel i Martin
muszą wiedzieć. Nie mów mi, ale im...
– Nie mogę z nimi być
– przerwał Jacobowi.
– Gadasz bzdury
młodzieńcze! Słuchaj, żyję na tym świecie dwieście lat. Jestem
dorosły jak i ty, a każdy dorosły ma swój rozum i wie, że czasem
ucieczka nic nie da. Nieraz trzeba poprosić o pomoc.
– Jak mam poprosić o
pomoc kiedy wiem, że ta osoba może być w niebezpieczeństwie?! –
Obejrzał się przez ramię. Alfa stał pośrodku pokoju z rękoma w
kieszeniach.
– Nikt z nas nie jest
zwykłym człowiekiem. Każdy z nas ma siłę i moc większą od
ludzi. Damy sobie radę z tym co tobie zagraża. Kim jesteś? O co
chodzi?
Christian ukrył twarz w
dłoniach. Po chwili odwrócił się do Jacoba.
– Wybacz, wiem, że
jestem niewdzięczny, ale jeżeli coś powiem, to pierwszymi osobami
będą moi partnerzy. – Jak łatwo przeszło mu przez usta to
ostatnie słowo. Jego smok chciał ich tak samo mocno, jak i ich
chronić.
– I to jest dobra
decyzja. Twoi partnerzy, powinni zawsze mieć prawo wiedzieć co cię
dręczy. I chociaż możesz zwierzać się każdemu, to oni stają
się twoją podporą. Tak jak ty dla każdego z nich.
– Tak mało o tym
wiem. Moja mama opowiadała mi o więzi partnerskiej, ale nie
powiedziała wszystkiego. Wiem, że mogę nie przyjąć partnera,
mogę go odrzucić zanim mnie oznaczy lub ja jego.
– Tak, po oznaczeniu
następuje ceremonia poślubienia, a po niej oddalanie się od
partnera, porzucenie go oznacza psychiczny ból, dla kilku ras
zmiennych także fizyczny, czasami to prowadzi nawet do śmierci.
Wielu gdy partner umiera po niedługim czasie idzie za nim, bo
rozerwane na strzępy serce nie wytrzymuje. Tu nie ma rozwodów jak u
ludzi. Wiążesz się na zawsze, a biorąc pod uwagę długość
naszego życia, o ile nas nikt nie zabije, oznacza to nawet i
pięćset lat. Dlatego masz prawo się zastanowić i upewnić, że
tego chcesz. Chcesz być z nimi?
– Znam ich kilka
godzin, a mam wrażenie, że całe życie. To nie jest decyzja na
teraz. Czy każdy od razu zgadza się być z tym przeznaczonym,
cząstką jego duszy? – Christian zapytał powracając na uprzednio
zajmowane miejsce. Fotel był bardzo wygodny i mógłby w nim
przesiedzieć całą noc.
– Nie każdy, ale
wielu tak. Często pierwszej nocy jest zatwierdzenie, a po niej ślub.
– Zatwierdzenie?
– Oznaczenie. Mówiąc
po naszemu krycie, a po ludzku seks, w
czasie którego partner cię gryzie wpuszczając esencję partnerstwa
w twoje ciało. Od tej pory każdy wie do kogo należysz.
Na samą myśl, że
mógłby, kochać się z Danielem i Martinem ciało zareagowało, a
Jackob wyczuł nie tylko nutę podniecenia chłopaka, ale i coś
jeszcze. Coś co czuł w piwnicy. Słyszał, że diamentowe
smoki mają niezwykłą właściwość, ale nie wierzył. To czuł od
swojej partnerki, kiedy mogła zajść w ciążę.
– Czy ty, pomimo że
jesteś mężczyzną, możesz zajść w ciążę? – zapytał
wprost.
Zaskoczony Christian
zawstydził się, ale przytaknął. Miał w swoim ciele wszystko to
co potrzebne jest kobiecie, aby utrzymać ciążę. To go
czyniło jeszcze większym wybrykiem natury, ale to był dar jaki
natura stworzyła, gdy w ich rasie prawie zabrakło kobiet. I tylko
chłopcy narodzeni z kobiety mogli zachodzić w ciążę. To był dar
matki. A było ich tak niewielu, że mógł zostać już tylko
on. To go smuciło. Być jednym jedynym z gatunku, to bolało.
– W takim razie nie
myliłem się co czuję. Masz teraz płodne dni. Każdy kontakt z
mężczyzną sprawi...
– Wiem. O tym mama mi
mówiła zanim odeszła. – Mówiła też, że w takich chwilach
będzie szczególnie podatny na męskie wdzięki. To się działo już
drugi raz w życiu. I to dopiero początek tych dni, więc na razie
był spokojny. To wracało i odchodziło, ale przyjdzie dzień, że
będzie musiał zamknąć się w pokoju inaczej odda się każdemu
mężczyźnie jakiego spotka, byle ten go zaspokoił i zapłodnił.
– Lepiej, żeby byli
wtedy z tobą twoi partnerzy.
Drgnął, gdy zrozumiał,
że powiedział ostatnie zdania na głos.
– Nie wstydź się.
Taka jest twoja natura. Jesteś wyjątkowy, chłopcze. Masz dar. I
nie jesteś już sam. Idź teraz się połóż i odpocznij. –
Jacob położył mu rękę na ramieniu w ojcowskim geście, jakiego
Christian nigdy nie zaznał.
Gdy leżał już w łóżku
czuł się spokojniejszy. „Nie jesteś już sam” bardzo go
podnosiło na duchu i zapomniał na tę jedną noc o szukającym go
Stonie i martwiących się o niego przyjaciołach.