31 grudnia 2017
30 grudnia 2017
Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 22 ostatni
Rozdział ostatni. Przypominam, że kolejny tom będzie pojawiał się od 7 stycznia.
Dziękuję za komentarze. :)
Pierwszy skurcz poczuł około południa. To było jeszcze
takie muśniecie bólu, ale zaalarmowało go i wystraszyło. Wiedział, że już na
dniach jego dziecko przyjdzie na świat i jutro miał zostać przyjęty do
szpitala, ale sądził, że poród będzie dopiero za kilka dni. Nawet nie wiedział,
kiedy minęło dziewięć miesięcy, podczas których przygotowywał się do narodzin
dziecka. Teraz mu się wydawało, że czas upłynął bardzo szybko. Przez te minione
miesiące bywało różnie w jego życiu. Dobrze i źle, ale ostatnie dwa miesiące
były wspaniałe. Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak przez ostatnie tygodnie.
Powodem tego był Daesoon, który chyba zrozumiał swoje błędy i może nawet
dorósł, bo naprawdę był wspaniały. W soboty chodził z nim do szkoły rodzenia,
pomagał mu. Niby tak było i wcześniej, ale teraz chłopak po prostu był przy
nim, z nim. Owszem, nadal jeździł na uczelnię, ale wracał zaraz po zajęciach i był po prostu aniołem. Nie było go tylko teraz, kiedy Jaemin
poczuł silniejszy skurcz. Na szczęście nie był sam w domu.
– Mamo!
Kobieta natychmiast pojawiła się w pokoju syna.
– Jaemin?
– To
chyba już. – Bał się tego dnia. Mimo nauk w szkole, przygotowania przez lekarza
i tak był przerażony tym, co się miało dziać. Ludzie od wieków rodzili dzieci i
była to najnaturalniejsza rzecz na świecie, ale on to robił po raz pierwszy.
Miał prawo odczuwać strach. Kiedy prawie dwa tygodnie temu doktor Kwon go
zbadał i powiedział, że powoli tworzy się linia szwu, chciał oddalić ten dzień.
On jednak nadszedł. Czuł ból w brzuchu i między nogami. Szew prawdopodobnie
rozdzielał się.
– Spokojnie.
Kangsoon jest w domu, już do niego dzwonię i jedziemy do szpitala. – YuRin nie
zamierzała panikować. Zadzwoniła do taty Daesoona i powiedziała mu, co się
dzieje. – Trzeba zawiadomić Dae – powiedziała.
– Jest
na zajęciach. – Starał się oddychać tak, jak go nauczyli w szkole rodzenia.
Kolejny skurcz minął, ale niepokoiło go, że jeden po drugim pojawiają się tak
szybko. Czytał, że poród czasami potrafi
trwać i kilkanaście godzin, a czasami to była tylko chwila. – Zadzwonię do
niego. – Sięgnął po telefon. Kątem oka widział, że mama zabiera jego torbę. W
domu rozległ się dzwonek.
– To pewnie
Kangsoon. – Poszła otworzyć.
Jaemin w tym czasie
przystawił komórkę do ucha i poczekał, aż zostanie połączony z Daesoonem.
Obawiał się, że chłopak miał wykład, ale w razie czego Jaemin miał się nagrać
na poczcie głosowej, a Kim najszybciej jak będzie mógł, to wysłucha wiadomości.
Na szczęście nie musiał tego robić, bo chłopak odebrał już po pierwszym dzwonku.
– Co się dzieje?
– To już. Zaczęło się.
– Już? Ale jak?
Przecież jutro mieli cię przyjąć na oddział. Za dwa dni miałeś…
– Uspokój
się, nie panikuj, dobra? – To on miał tu być uspokajany, a nie uspokajać.
Przeszedł do przedpokoju, kiedy mama go zawołała. – Nasz syn nie chce czekać.
Twój tata i moja mama zawiozą mnie do szpitala.
– Będę tam
najszybciej jak tylko…
– Spokojnie.
Nie urodzę za pięć minut. Chyba. A ty uważaj na drodze i nie pędź jak szalony.
– Wsunął stopy w buty. – Już wychodzimy.
– A czułem, że
powinienem dzisiaj zostać w domu. To do zobaczenia. Będę niedługo.
Jaemin wiedział, że to nie będzie tak „niedługo”.
Daesoona czekała jakaś godzina jazdy. I obawiał się, że chłopak będzie pędził
niczym wariat.
– Jedź
powoli. Błagam. Bo zrobię ci krzywdę, jeżeli coś ci się stanie. Do zobaczenia.
– Rozłączył się. – Moja torba?
– Jest
już w samochodzie. Chodź. – Mama wzięła go pod rękę i poprowadziła do
samochodu, gdzie czekał na nich pan Kim.
Lee razem z mamą wsiadł na tylne siedzenie i ledwie to zrobił,
złapał go kolejny skurcz.
– Trzeba zawiadomić doktora…
– Już
to zrobiłam. Spokojnie, oddychaj. – Odgarnęła mu włosy z czoła. – Złap mnie za
rękę.
– Boję
się, mamo – powiedział, kiedy ból przeszedł. Wyprostował się. Przez ostatnie
tygodnie czuł się jak napompowany balon, a teraz miał takie uczucie, jakby ten
balon miał zaraz pęknąć.
– Będzie dobrze.
Urodzisz zdrowego syna. Jak dobrze, że dzisiaj byłam w domu.
Jaemin popatrzył na matkę. Kobieta była niesamowita. Do
tego kilka dni temu podjęła życiową decyzję. Odważyła się założyć własną budkę
z jedzeniem, a nawet coś więcej. Z pomocą pana Kima chciała wynająć niewielki
lokal i tam gotować oraz karmić ludzi. Do rozwinięcia tego pomysłu trzeba
jeszcze dużo czasu, ale odłożyła na to tyle pieniędzy, ile mogła, i była dobrej
myśli. On też. Nie chciał, aby jego mama męczyła się, harując u kogoś w
barze. Lepiej to zrobić u siebie. A Kangsoon Kim obiecał swoją pomoc
i chłopak był mu za to bardzo wdzięczny.
~*~
Na oddział zabrano go natychmiast. Przebrał się w
specjalną koszulę, która miała guziki z przodu. Pod nią był nagi. Po tym jak
doktor Kwon go zbadał, nakrył się kołdrą. Seria skurczy pojawiała się coraz
częściej. Bardzo go męczyła.
–
Rozwarcie ma już dziewięć
centymetrów. – Jijang zdjął rękawiczki. – Niedługo zabierzemy cię na porodówkę.
Wszystko przebiega sprawnie.
– Muszę poczekać na
Daesoona. Ma być ze mną przy porodzie. Jedzie z uczelni.
–
Akcja porodowa przebiega szybko,
ale myślę, że chłopak zdąży. Spokojnie. Musimy ci podać znieczulenie.
– Niczego nie chcę.
– Ułożył głowę wygodnie na poduszce.
– Rozmawialiśmy o
tym, Jaeminie.
–
Już powiedziałem. To w
ostateczności. Doktor przysiadł na skraju łóżka.
–
Znieczulenie nie skrzywdzi dziecka,
a tobie pomoże. Skupisz się na tym, co masz robić, a nie na bólu. Do końca i
tak on nie zostanie wyeliminowany, ale ból może…
–
Zrazić mnie do urodzenia kolejnych
dzieci. Dam radę. Dawno temu nie było takich rzeczy i ludzie rodzili. Chyba
zbliża się kolejny skurcz. – Chwycił rękę lekarza w tej samej chwili, kiedy coś
od środka chciało go rozerwać. – Ten jest silny. – Krzyknął. – Chyba… chyba się
zsikałem. – Zaśmiał się otoczony bólem. Puścił rękę lekarza.
Doktor Kwon wstał i uniósł kołdrę.
– Wody ci odeszły,
zabieram cię na salę porodową.
– Ale Daesoon…
– Jestem – powiedział chłopak,
który szybko oddychając, wpadł do pokoju szpitalnego.
Wziął
dłoń Jaemina w swoją.
–
Daesoon, twój syn zaraz przyjdzie
na świat. Jak na pierwszy poród akcja przebiega szybko. – Wyjął telefon i
odszedł na bok.
– Jak się czujesz?
– Daesoon troskliwym gestem odgarnął chłopakowi włosy.
–
Kiedyś też ci to zrobię i będziesz
wiedział, jak się czuję – warknął Lee, po czym krzyknął.
– Oddychaj tak, jak
się uczyłeś.
Jaemin kiwnął głową i starał się to robić. Cały czas
patrzył w oczy chłopaka, którego nad życie kochał. Jego obecność to było dla
niego znieczulenie. Tak bardzo chciał mu
powiedzieć, że go kocha. Już otwierał usta, aby to zrobić, ale wrócił
doktor Kwon wraz z dwiema pielęgniarkami, a chwilę później wieziono go długim
korytarzem do sali porodowej. Tam, gdzie miał urodzić się ich syn. Na wyznania
przyjdzie czas, pomyślał.
~*~
Daesoon trzymał rękę rodzącego chłopaka. Widział, że
Jaemin cierpi. Był cały spocony, zmęczony. Słuchał tego, co mówił doktor Kwon i
parł, kiedy go o to proszono. Mimo wszystko poród nie odbywał się tak szybko,
jak sądzono. Trwało to długie minuty. Minuty pełne napięcia, bólu, krzyków i
obaw. Na szczęście wszystko przebiegało sprawnie. Jaemin nawet miał chwile
spokoju, a wtedy zazwyczaj powtarzał, że następnym razem to Daesoon będzie
wypychał z siebie ogromną piłkę.
–
To jak byś chciał przepchnąć
piłeczkę pingpongową przez tę dziurkę, którą masz na końcu… – Chłopak nie
dokończył, bo znów nadszedł skurcz i musiał przeć, ale Kim doskonale wiedział,
co Jaemin miał na myśli.
– Mamy główkę – poinformował
lekarz. – Jaeminie, teraz się bardzo
postaraj, ostatni raz.
Daesoon spojrzał na lekarza, na szeroko rozłożone nogi
Jaemina okryte białym materiałem, a potem na twarz
rodzącego. Z początku obawiał się, jak to przetrwa. Tylu ojców mdlało na porodówce.
On jednak się trzymał. Dla niego, dla dziecka i dla siebie. Poczuł, jak jego
dłoń jest bardzo mocno ściskana przez dłoń Jaemina i skrzywił się z bólu.
Chłopak w takich momentach miał niesamowitą siłę.
– Dasz radę –
powtarzał mu. – Dasz radę. Doskonale się spisujesz.
Lee w pewnym momencie krzyknął, a po chwili nadszedł
radosny śmiech doktora Kwona i płacz dziecka. Na ustach Daesoona wyrysował się
szeroki uśmiech i pochylając się, pocałował czoło Jaemina.
– Słyszysz? Mamy
syna. Urodziłeś. Jesteś wspaniały.
Jaemin kiwnął kilka razy głową i rozpłakał się, dając
ujście wszystkim emocjom. Daesoon przytknął ich czoła do siebie.
– Mamy syna. Ty i
ja. Dałeś radę. Kocham cię – wyszeptał.
Lee wstrzymał oddech. Przesłyszał się? Nie, chyba nie.
Ale czy Daesoon naprawdę wyznał mu miłość, czy powiedział te słowa w innym
sensie? Kochać można różnorako, a on nie był pewny tego, co usłyszał, ale i tak
odpowiedział:
– Ja ciebie też kocham.
Daesoon odsunął się i spojrzeli sobie w oczy. Jaemin
dostrzegł w tych należących do chłopaka panikę i zrozumiał, że to „kocham cię”
po prostu mu się wyrwało z podekscytowania i nie oznaczało miłości takiej, jaką
obdzielił Daesoona. To nic, pomyślał, na jakiś tam sposób mnie kocha. Chciał
coś powiedzieć, ale poczuł kolejny skurcz. Kim się odsunął, spanikowany swoimi
słowami, tym, co usłyszał i co się działo.
– To łożysko –
poinformował go lekarz. – Zaraz będzie po wszystkim.
Odetchnął i spojrzał na swojego synka, kiedy zbliżyła
się do nich pielęgniarka. Podała nowonarodzone dziecko wykończonemu Jaeminowi.
– Piękny, zdrowy
chłopak. – Uśmiechnęła się.
Daesoon nachylił się, stykając swoją głowę z głową
dziewiętnastoletniego chłopaka, który dał mu syna. Razem spojrzeli na
maleństwo, które cicho zakwiliło, by zaraz się uspokoić, kiedy Lee przytulił je
do piersi.
–
Niesamowite. Hej, to ja, tatuś –
powiedział wzruszony Kim. Ucałował głowę Jaemina mając gdzieś, że chłopak ma
włosy mokre od potu. – Mamy syna – powiedział to z czułością.
– Może idź i
powiedz to twojemu tacie i mojej mamie. Czekają na wiadomości.
–
Tak zrobię. – Pocałował jeszcze raz
Jaemina i przesunął palcem po zaciśniętej, maleńkiej piąstce. Uśmiechnął się
szeroko i wyszedł z sali porodowej.
Dopiero kiedy stanął na korytarzu, poczuł, jaki jest
zmęczony, a przecież nie rodził. Miał na sobie czepek i fartuch, których nie
zdjął. Podszedł do osób, którym urodził się wnuk i poinformował ich o
wszystkim. Musiał przyznać sam przed sobą, że nigdy w życiu nie czuł takiej
euforii. Został ojcem! To było niesamowite. To wszystko przysłoniło mu słowa,
które pod wpływem chwili wyznał Jaeminowi. Najważniejsze było, że miał syna i
nic innego się nie liczyło. Chciał go
wychować na dobrego człowieka. Takiego jak jego tata, który mu gratulował. Pani
Lee rozpłakała się ze wzruszenia, a on czuł rozpierającą go dumę.
~*~
Minęło kilka godzin, a może i więcej, bo kiedy Jaemin
się obudził i zerknął na okno, stwierdził, że jest już dzień. Czuł się o wiele
lepiej. Wczoraj był naprawdę wykończony. Zasnął, jak tylko przewieźli go do
pokoju, w którym właśnie się obudził. Obok niego stał kosz z balonami, a przy jego łóżku siedział
Daesoon. Chłopak spał w dziwnej pozie na krześle. Lee uśmiechnął się.
– Kark cię będzie boleć.
–
Hm? – Ocknął się i spojrzał na
leżącego. – Obudziłeś się. Spałeś całą noc. – Przysunął się jeszcze bliżej.
–
Co z naszym synem?
– Jest
cudny. Trzymałem go na rękach. Pielęgniarka kazała mi zdjąć górną część odzieży
i przytulić dziecko do nagiej skóry. Tak, by poczuło ciepło i bicie serca.
Wcześniej płakał, a kiedy to zrobiłem, to się uspokoił. Chyba szukał piersi. –
Zaśmiał się.
– No, tego raczej
żaden z nas mu nie da. Musimy karmić go z butelki. Pomożesz mi wstać?
Chcę
iść do niego.
– Zaraz
go przyniosą. Będzie z tobą. Twoja mama i mój tata tu niedługo będą. Gdybyś ich
widział, jak na niego patrzyli. To dziecko będzie oczkiem w głowie nas
wszystkich. Nasi przyjaciele przysyłają gratulacje. – Wziął Jaemina za rękę i
ucałował ją. – Dziękuję ci za niego.
–
To ja tobie dziękuję. – Ścisnął
jego dłoń. Spojrzał w drugą stronę, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Poza
nimi na tej sali nie było nikogo. Pozostałe dwa łóżka były puste. – Mama, pan Kim.
–
Jak się czujesz? – Kobieta pochyliła się i ucałowała
syna w czoło.
–
Dobrze. Tylko chcę zobaczyć moje… –
urwał, bo właśnie pojawiła się pielęgniarka z dzieckiem. Usiadł powoli. –
Mojego syna.
Daesoon wstał i odebrał dziecko od kobiety. Ucałował
malutkie czółko. Podszedł z maleństwem do Jaemina i podał mu je, uważając na
główkę. Nie mógł się napatrzeć na tę dwójkę razem.
–
Witaj, słoneczko. – Lee ucałował synka.
–
Zdradzicie w końcu, jak mu dacie na imię? – zapytał Kangsoon.
– Jinsoon
– odpowiedzieli równocześnie, po czym spojrzeli na siebie pełnym ciepła
spojrzeniem.
– Będzie się
nazywał Jinsoon Kim – po chwili dodał Jaemin.
–
A nie Lee? – zapytał Daesoon.
– Kim
to moje ostatnie słowo – odpowiedział chłopak i spojrzał na dziecko. – To jest
Jinsoon Kim i nikt inny.
Drugi z ojców usiadł obok, obejmując Jaemina. Całował go
w skroń i nachylił się do maleństwa. Zaczął do niego gaworzyć. Wciąż obaj nie
mogli uwierzyć, że dziecko, na które tak czekali, przyszło w końcu na świat.
Pragnęli się nim opiekować, dbać o nie, chronić i przede wszystkim kochać
najbardziej na świecie.
YuRin uśmiechnęła się i zrobiła tej trójce zdjęcie.
Pięknie razem wyglądają, pomyślała. Są rodziną, nawet nie zdają sobie z tego
sprawy, ale los związał ich ze sobą na dobre i na złe. Wróżyła im dobrą,
wspólną przyszłość. Wierzyła też, że Daesoon kocha jej syna. Tylko wciąż się
jeszcze czegoś bał. Wciąż uciekał. Kiedyś się zatrzyma, pomyślała. Życie było
przed nimi.
–
Na zawsze zostali ze sobą połączeni
– szepnęła do Kansoona. On skinął głową i razem spojrzeli na dwóch chłopaków
wtulonych w siebie i na ich synka. Na mały cud, największy skarb, jaki mogli otrzymać.
Daesoon przesunął spojrzenie z dziecka na Jaemina, który
też na niego patrzył. Położył rękę na jego policzku. Wyglądało na to, że coś
chciał powiedzieć, i Lee nie zamierzał mu przerywać, ale jedyny gest, jaki
chłopak uczynił, to połączenie ich ust w delikatnym pocałunku, który i tak
sprawił, że serce Jaemina zaczęło bić jak oszalałe. Chłopak obiecał sobie, że
zdobędzie jego miłość. A jeżeli nie, to będzie kochał za nich obu. Oddał
pocałunek, tak jak dawno temu oddał Daesoonowi serce. Na razie to musiało
wystarczyć.
Co będzie później, pokaże już życie, a może i los, który
w końcu przyniósł mu wiele szczęścia w postaci Daesoona i ich synka, który spał
w jego ramionach, ufny, że dwaj ojcowie obronią go przed potworami.
Koniec tomu pierwszego.
26 grudnia 2017
Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 21
Hejo :)
Kto chce, może poczytać mój, pewnie przydługi, wstęp, a kto nie to może od razu przejść do rozdziału. :)
Wrzucam rozdział z opóźnieniem, a to z powodu świąt. Za to ostatni rozdział tego tomu pojawi się w piątek. Chcę jeszcze w tym roku tom zakończyć, a od 7 stycznia wystartować z kolejnym. Druga część jest krótka. Właściwie to dodatek do tego, co w tej chwili czytacie. A co potem? Pewnie będzie przerwa. Dopóki nie napiszę nic nowego, to blog będzie czekał w zawieszeniu. Niestety.
A co by mogło się ukazywać później? Na pewno jakiś ebook, który napiszę. Pewien tekst zaczęłam tworzyć w sierpniu, ale napisałam pięć rozdziałów i na tym poprzestałam. Tekst nosi tytuł "Obietnice" i jest pisany w pierwszej osobie. Taka moja nowa metoda na odświeżenie czegoś we mnie co nie pozwalało i nie pozwala mi pisać. To wychodziło, ale potem kawał mojego życia się zepsuł i dopiero zamierzam wrócić do pisania od stycznia. Najpierw ten tekst ukaże się jako ebook, ale potem będzie pojawiał się na blogu. Bohaterami są Asher i Noah, z którym jeden jest tchórzem do kwadratu. Nie powiem który, o tym się przekonacie w przyszłości. Mam nadzieję. Na wkrótce zaczynający się Nowy rok życzcie mi pomysłów i chęci do pisania i po prostu miała siły pisać to, co mi pasuje i nie oglądała się na nic. :) Nie chcę tego zostawiać, nie chcę Was zostawiać, ale w życiu są trudności i mam nadzieję, że te zostały pokonane, nie tylko sprawa taty, mojej nogi czy inne rzeczy
Teraz coś co zainteresuje osoby, które chciały kupić Spontaniczną decyzję, a nie mogły tego zrobić wcześniej. Mam dla Was złą wiadomość. Na dzień dzisiejszy (nie wiem czy coś się zmieni, raczej nic), nie będzie dodruku. Niestety. W dodatku na Facebooku z Book-Self ukazała się wiadomość, że jeżeli ktoś chce może oddać książki i pieniądze zostaną zwrócone. Chodzi o ten nieszczęsny błąd z marginesami, za co powinna płacić drukarnia, która schrzaniła robotę, a nie Wy. Nie namawiam jednak do oddawania książek. Ale co zrobicie to Wasza decyzja.
A teraz zapraszam na przedostatni rozdział pierwszego tomu opowieści o pewnym chłopaku w ciąży. :)
Kto chce, może poczytać mój, pewnie przydługi, wstęp, a kto nie to może od razu przejść do rozdziału. :)
Wrzucam rozdział z opóźnieniem, a to z powodu świąt. Za to ostatni rozdział tego tomu pojawi się w piątek. Chcę jeszcze w tym roku tom zakończyć, a od 7 stycznia wystartować z kolejnym. Druga część jest krótka. Właściwie to dodatek do tego, co w tej chwili czytacie. A co potem? Pewnie będzie przerwa. Dopóki nie napiszę nic nowego, to blog będzie czekał w zawieszeniu. Niestety.
A co by mogło się ukazywać później? Na pewno jakiś ebook, który napiszę. Pewien tekst zaczęłam tworzyć w sierpniu, ale napisałam pięć rozdziałów i na tym poprzestałam. Tekst nosi tytuł "Obietnice" i jest pisany w pierwszej osobie. Taka moja nowa metoda na odświeżenie czegoś we mnie co nie pozwalało i nie pozwala mi pisać. To wychodziło, ale potem kawał mojego życia się zepsuł i dopiero zamierzam wrócić do pisania od stycznia. Najpierw ten tekst ukaże się jako ebook, ale potem będzie pojawiał się na blogu. Bohaterami są Asher i Noah, z którym jeden jest tchórzem do kwadratu. Nie powiem który, o tym się przekonacie w przyszłości. Mam nadzieję. Na wkrótce zaczynający się Nowy rok życzcie mi pomysłów i chęci do pisania i po prostu miała siły pisać to, co mi pasuje i nie oglądała się na nic. :) Nie chcę tego zostawiać, nie chcę Was zostawiać, ale w życiu są trudności i mam nadzieję, że te zostały pokonane, nie tylko sprawa taty, mojej nogi czy inne rzeczy
Teraz coś co zainteresuje osoby, które chciały kupić Spontaniczną decyzję, a nie mogły tego zrobić wcześniej. Mam dla Was złą wiadomość. Na dzień dzisiejszy (nie wiem czy coś się zmieni, raczej nic), nie będzie dodruku. Niestety. W dodatku na Facebooku z Book-Self ukazała się wiadomość, że jeżeli ktoś chce może oddać książki i pieniądze zostaną zwrócone. Chodzi o ten nieszczęsny błąd z marginesami, za co powinna płacić drukarnia, która schrzaniła robotę, a nie Wy. Nie namawiam jednak do oddawania książek. Ale co zrobicie to Wasza decyzja.
A teraz zapraszam na przedostatni rozdział pierwszego tomu opowieści o pewnym chłopaku w ciąży. :)
Jaemin wrócił z krótkiego
spaceru, po czym wziął sobie coś do jedzenia i jak zwykle usiadł przed
telewizorem. Wciągnął się w dramę, którą nadawali tylko w poniedziałki.
Ostatnio odcinek skończył się w takim momencie, że nie mógł doczekać się tego,
co będzie dalej. Dlatego z zapartym tchem śledził początek pierwszej sceny.
– Odtrąciła go. Przecież on ją tak kocha. Tylko z drugiej
strony ona nie kocha jego. Co miała zrobić, zmuszać się? Nie, to byłoby bardzo
złe. Ale wiesz co – mówił do syna – żal mi go, bo ma złamane serce. Podobno są
takie miłości, gdzie kocha się tylko raz w życiu. Czuję, że taką miłością
kocham twojego tatę. Tatę, który już powinien być w domu – dodał, kiedy
sprawdził, która jest godzina. – Mieliśmy jechać na zakupy. Ale się dzisiaj
wiercisz, malutki.
– Uwielbiał mówić do swojego dziecka. – Zadzwonię do Daesoona.
Jak się skończy drama. Może do tej pory już przyjedzie.
Niestety nawet pół godziny
później, kiedy odcinek dobiegł końca, Daesoona nadal nie było. Jaemin dzwonił do niego kilka razy,
ale chłopak nie odbierał. Zaczął się nawet martwić, czy nic mu się nie stało.
Otworzył nową wiadomość i napisał:
Gdzie jesteś? Obiecałeś
wrócić wcześniej. Mieliśmy jechać na zakupy. Ja nie żartowałem o tym papierze
toaletowym.
Wysłał wiadomość i poczekał
na potwierdzenie dostarczenia wiadomości. Nie nadeszło. Daesoon musiał wyłączyć
telefon. Może nadal miał zajęcia. Nie, mówił, że dzisiaj wcześnie kończy,
pomyślał Lee. Wstał z kanapy. Denerwował się. Nie było to dla niego wskazane,
ale nic nie mógł na to poradzić. Gdyby przynajmniej Kim odebrał telefon lub
zadzwonił, mówiąc, że coś mu niespodziewanego wypadło.
– Czy on nie wie, że się mogę martwić? Poczekam jeszcze z
godzinę i jak go nie będzie, sam pójdę coś kupić.
Niestety, nawet za godzinę
Daesoon nie przyjechał. Jaemin coraz bardziej bał się, że coś mu się stało, ale
i był zły, bo równie dobrze chłopak mógł zapomnieć o ich planach i wyjść gdzieś
po zajęciach ze znajomymi, co mu się zdarzało.
– Ale obiecał. Obiecał, że przyjedzie i pomoże – mówił do
dziecka, ubierając się. Sprawdził, czy ma pieniądze i dokumenty oraz telefon.
Wziąwszy klucze od domu, wyszedł na zewnątrz. Na dworze było chłodno i
pochmurno, ale nie zapowiadało się na deszcz. Zamknął dom i ruszył w stronę
przystanku autobusowego. Znał na pamięć rozkład jazdy I wiedział, że poczeka
tylko dziesięć minut na autobus. Spróbował jeszcze raz skontaktować się z
Daesoonem. Nic. Postanowił, że więcej do niego nie będzie dzwonić.
Autobus przyjechał
punktualnie, a kilka minut później Jaemin wysiadł w centrum ich miasteczka.
Zawsze tak je nazywał, mimo że aż tak małe nie było. Jednak w porównaniu z
innymi sąsiadującymi miastami było maleńkie. Od razu udał się do sklepu, w
którym wiedział, że kupi najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mógł dźwigać, ale to, co
chciał kupić, nie było ciężkie. Parę najpotrzebniejszych drobiazgów i tyle.
Wszedł do sklepu,
rozglądając się za wózkiem. Zostały tylko dwa, więc wziął jeden i ruszył w
stronę półek, które go interesowały. Z pierwszej wziął kilka składników
spożywczych, bo lodówka już była pusta. Pamiętał też o kilku rolkach papieru
toaletowego oraz o szamponie dla siebie, bo też mu się skończył. Nie przeciągał
zakupów, nie chodził po sklepie, jak to miał w zwyczaju robić z Daesoonem.
Mając w wózku to, czego potrzebował, skierował się do kasy.
~*~
Na dworze się prawie
ściemniło. Mama Jaemina zadzwoniła, potwierdzając to, że zostaje do późna w
pracy, a Daesoona jeszcze nie było. Lee zrobił sobie lekką kolację z tego, co
kupił, nijak nie mogąc pozbyć się żalu do ojca swojego dziecka. Chłopak nie
pierwszy raz zawiódł. Przez ostatnie dni oczywiście był kochany, ale tego już
chyba było dla niego za dużo.
– Znów musieliśmy sobie radzić sami. – Pogłaskał się po
brzuchu. Mały był bardzo niespokojny. Wyczuwał nastrój ojca. Dlatego Jaemin
mimo wszystko kiedy już wrócił do domu, to postarał się nie denerwować.
Zastosował też kilka technik oddechowych, których się nauczył w szkole
rodzenia. Trochę mu to pomogło.
Miał jeszcze raz spróbował
skontaktować się z Kimem. Bo może mu się jednak coś stało – czarne myśli mimo
wszystko nie potrafiły od niego odejść. Kiedy już miał kliknąć na zieloną
słuchawkę, którą widział na ekranie, usłyszał, że pod dom podjeżdża samochód.
Daesoon zawsze parkował na poboczu, bo podwórko było za małe, aby zmieścił się
na nim samochód. Jaemin podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Odetchnął.
– Nic ci się nie stało, po prostu zapomniałeś. – Udał się
do przedpokoju, gdzie chłopak pojawił się po chwili.
– O, czekasz na mnie? – Kim zdjął buty, a potem wiosenny
płaszcz.
– Mhm. Dzwoniłem do ciebie, pisałem.
– Telefon mi się wyładował. Zapomniałem go wczoraj
podłączyć.
– A to nie mogłeś od kogoś do mnie zadzwonić i powiedzieć,
że nie przyjedziesz wcześniej?
– Po co? Przecież wiedziałeś, gdzie jestem. – Kim
skierował kroki do łazienki, gdzie umył ręce.
– A gdyby coś się mi działo, to nawet…
– A działo ci się coś? – zapytał z zainteresowaniem
Daesoon, wycierając ręce.
– Nie, ale czekałem na ciebie. Miałeś być wcześniej. –
Oparł się o ścianę, trzymając ręce na brzuchu.
– Miałem, ale Minho zaprosił mnie na pizzę, a potem tak
się rozgadaliśmy, że zrobił się wieczór. A co? Miałeś jakieś plany?
– Miałem plany? – Zdenerwował się Jaemin. – Obaj je
mieliśmy. Zakupy. Pamiętasz?
– Zaku… – Kim przesunął ręką przez włosy, burząc ich
idealne ułożenie. – Zapomniałem.
– Wszystko ci wylatuje z głowy, kiedy tylko spotykasz się
z tym chłopakiem. – Lee poczuł ukłucie w dole brzucha, ale zignorował to.
– Nie bądź zazdrosny. – Daesoon udał się do kuchni, chcąc
się czegoś napić, bo nie był głodny. – Na zakupy pojedziemy jutro.
– I pewnie będzie tak samo jak dzisiaj. Pojutrze znów to
samo. Kim odwrócił się do Jaemina ze złością.
– Przepraszam bardzo, ale nie mogę być zawsze na twoje
polecenie. Poza tym Minho miał urodziny, imprezy nie robił, więc poszliśmy coś
zjeść. Jutro kupimy to, co trzeba.
– Nie trzeba, sam kupiłem, a co do reszty to jutro moja
mama to kupi. – Chciał już wyjść, ale zatrzymał go wściekły głos Daesoona.
– Zaraz! Sam pojechałeś na zakupy i dźwigałeś?! Wiesz, że
ci nie wolno, bo zrobisz krzywdę dziecku! O czym ty, idioto, myślisz?!
– Cały ty! – Lee wycelował palec w chłopaka. – Miły
jednego dnia i wbijający nóż w plecy drugiego dnia. Wiesz co? Panuj lepiej nad
swoją agresją.
– Nie mów mi, co mam robić! To ty postąpiłeś nieodpowiedzialnie!
– Ja?! – Znów pojawiło się to samo ukłucie. – A ty jak
postąpiłeś?! Byliśmy umówieni. Jutro mogłeś się umówić z… Minho. I nie nazywaj
mnie idiotą. – Wbrew Jaeminowi pojawiły mu się łzy w oczach. – Sądzisz, że
skrzywdziłbym naszego syna?! Tak myślisz?! Kupiłem takie rzeczy, aby nie były
ciężkie. Wiem, co mam robić! Nie jestem głupi, chociaż mam wrażenie, że od
zawsze mnie za takiego uważałeś.
– Och, daj spokój, nie dramatyzuj, bo to, co mówisz, to
już nie jest podobne do ciebie i nie zrzucaj winy na hormony!
– A to co ty robisz, to… cały ty. I w kim ja się… – urwał,
bo powiedziałby za dużo. Zdradziłby swoje uczucia, czego nie chciał robić.
Zdenerwowany odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.
Usiadł na łóżku i oparł się
o ścianę. Pociągnął nosem. Nie chciał płakać, ale zabolało go to, za kogo
chłopak go ma. Nie rozumiał tego, jak Daesoon mógł choćby przez chwilę
pomyśleć, że on zrobiłby coś, co by skrzywdziło dziecko. Przecież tak dba o
maleństwo. Nieraz bywa mu ciężko, ale w
życiu by nie zrobiłby niczego, co by skrzywdziło ten cud, który w sobie nosił.
Czy Daesoon nie widział, że to jego zachowanie bardziej wpływa na ich syna. To
przez niego Jaemin się denerwował.
– Wiesz co, synku? Dla niego jestem idiotą. Dawno już tego
nie mówił. A ja… – Jęknął, bo ukłucie,
które do tej pory pojawiło się dwa razy, teraz stało się o wiele mocniejsze i
trwało. Na pewno nie było to kopnięcie. – Co się dzieje? Daesoon! Dae, chodź
tutaj!
Dopiero po dobrej chwili w
drzwiach pojawił się wściekły Kim. Ledwie tylko spojrzał na Jaemina,
natychmiast do niego podbiegł.
– Co się dzieje?
– Nie wiem. Kłuje mnie, o tutaj. – Pokazał dół brzucha. –
Nigdy czegoś takiego nie miałem.
– Jedziemy do szpitala. Natychmiast. – Pomógł Jaeminowi
wstać i założyć sweter, a potem poprowadził go do przedpokoju. Usadził chłopaka
na stojącym obok krześle i pomógł założyć buty.
– Coraz bardziej kłuje.
– Może trzeba karetkę wezwać.
– Nie. Zawieziesz mnie. Jak będziesz prowadził, to
zawiadomię doktora Kwona.
Zebrali się bardzo szybko.
Tak jak Jaemin mówił, zadzwonił w samochodzie do swojego lekarza. Mężczyzna
akurat rozpoczął dyżur i powiedział, że będzie ich oczekiwać. Miał nawet czekać
na nich przy wejściu, żeby nie musieli przechodzić przez żadne rejestracje i
tego typu rzeczy. Miał od razu przyjąć ciężarnego na oddział i go zbadać.
Chłopak też zadzwonił do swojej mamy, wiedząc, że bardzo by się gniewała, gdyby
jej nie zawiadomił. Niestety nie mogła się wyrwać z pracy jeszcze przez dwie
godziny. Obiecał, że któryś z nich będzie ją o wszystkim informował.
Daesoon prowadził szybko, ale ostrożnie, więc
pod szpitalem pojawili się w mgnieniu oka. Jijang czekał już na nich z wózkiem
i pielęgniarką. Kiedy Jaemin z pomocą Kima usiadł na wózku, wściekły Daesoon
syknął:
– Gdybyś nie dźwigał, nic by się nie działo.
– Gdybyś na mnie nie krzyczał i wrócił tak, jak to
ustaliśmy, też nic by się nie stało – warknął Lee. – I zamknij się lepiej.
Doktor Kwon popatrzył po
nich ze zmarszczonymi brwiami. Idąc bok nich korytarzem, poprosił, aby
wytłumaczyli mu, coś się stało. Daesoon oczywiście przedstawił swoją wersję
wydarzeń, jeszcze bardziej denerwując Jaemina. Lekarz tylko pokiwał głową,
mówiąc:
– Zalecałem, aby Jaemin miał spokój. A to, co teraz widzę,
nie mogę nazwać spokojem. Zaręczam, że na to, co się teraz dzieje, nie wpłynęło
podniesienie lekkiej torby z zakupami. – Spojrzał srogo na Daesoona, który
zatrzymał się, jakby czymś został rażony. – Proszę tu zostać. Tak będzie lepiej
dla waszej trójki – dodał Jijang, zabierając ulubionego pacjenta na salę, gdzie
miał go zbadać.
Tymczasem Daesoon nagle
oklapł, kiedy dotarły do niego pewne rzeczy. Spokój, Lee powinien mieć spokój,
a ja go zdenerwowałem, pomyślał. Jeżeli coś im się stanie, to będzie moja wina.
Osunął się na pobliskie krzesło i wpatrzył się w drzwi, za którymi wiele mogło
się wydarzyć.
~*~
Minęła godzina, kiedy doktor
Jijang Kwon stanął przed siedzącym na korytarzu chłopakiem. Daesoon poderwał
się na nogi.
– Co z nimi?
– Lee śpi. Zostanie przez kilka dni w szpitalu. Nic złego
się nie stało, ale wolimy go mieć pod obserwacją. To było tylko ostrzeżenie.
Ciągle powtarzałem, że chłopakowi nie wolno się denerwować. Jeszcze raz takie
coś, to może nastąpić przedwczesna akcja porodowa. Wierz mi, że to mogłoby się źle skończyć dla
waszego syna.
– Ale wcześniak…
– Wcześniak, którego nosiła pod sercem kobieta, ma więcej
szans. Nie wiemy jeszcze dlaczego, ale te, które nosił mężczyzna, kiedy urodzą
się za wcześnie… Przeżywa tylko pięć procent takich dzieci. Większość ma potem
problemy ze zdrowiem. Weź to pod uwagę. Jeżeli chcecie mieć zdrowe i żywe
dziecko, to trzeba zadbać o spokój i komfort ciężarnego ojca. Z tego co się
zorientowałem, dzisiaj tak nie było.
– Ale…
– To nie to, że podniósł kilka rzeczy, to nerwy sprawiły,
że tu się znalazł. Siadaj, coś ci opowiem. Jaemin zna tę historię.
Daesoon skarcony przez
lekarza usiadł potulnie, a Jijang zajął miejsce obok niego, zaczynając swoją
opowieść o nienarodzonych bliźniakach, których był ojcem. Dziewiętnastoletni
chłopak słuchał uważnie i powoli zaczynał rozumieć swoje błędy. Te dawne i te
obecne. Nic nie mogło być ważniejszego od dziecka i tego, kto nosił je pod sercem. Nie liczyły się jego chęci wyrwania
się z domu, pragnienia zabawy, spotykania z nowo poznanymi ludźmi. Nie był beztroskim
nastolatkiem, który poszedł na studia. Nie był wolny, by mógł robić wszystko
to, na co przyszła mu ochota. Miał obowiązki. Jego życie tamtej nocy, kiedy
przespał się z Jaeminem, zmieniło się i to bardzo. Teraz kiedy miał zostać
ojcem… Właściwie to już nim był, powinien zacząć myśleć. Stać się dorosłym, a
nie głupim, rozpuszczonym dzieciakiem. Jeżeli teraz nie zadba o to, co ma, może
to stracić.
Kiedy został sam, siedział
jeszcze chwilę, po czym zerwał się i poszedł do swojego samochodu. Tam ze schowka
wyjął dwie książeczki, które wczoraj kupił. Wrócił z nimi na oddział, na którym
leżał Jaemin. Doktor Kwon powiedział mu, że będzie mógł wejść do Lee. Podał mu
też numer sali, w której chłopak leżał. Odnalazł ją i wszedł ostrożnie do
środka. Jae leżał na łóżku pod oknem, a oprócz niego było jeszcze dwóch
mężczyzn. Obaj byli ciężarni, ale nie interesowali Daesoona. Powolnym krokiem
zbliżył się do łóżka Jaemina. Przysunął sobie okrągły, metalowy stołek i usiadł
na nim. Przyjrzał się śpiącemu. To była jego wina, że chłopak znalazł się
tutaj. Wyciągnął rękę i pogłaskał go delikatnie po policzku. Nie chciał go
obudzić, po prostu poczuł, że musi go dotknąć. Zabrał rękę, kiedy Lee się
poruszył. Otworzył książeczkę i powiedział do schowanego pod kołdrą brzucha.
– Hej, maleńki. – Nie nadali jeszcze dziecku imienia. Nie
mogli się na żadne zdecydować, a poza tym nie chcieli zapeszyć. Mama Jaemina
była bardzo przesądna, a oni temu ulegli. Na szczęście mieli kilka propozycji
imion i wierzył, że po ujrzeniu dziecka będą wiedzieć, które mu nadać. – Mam tu
dla ciebie kilka bajek. – Przysunął się bliżej. Otworzył książeczkę zawierającą
bajki całego świata. – Twój tatuś będzie spać, a ja ci poczytam. Muszę tylko
powiedzieć – szeptał – że przepraszam was obu. To się nie powtórzy.
– Nie obiecuj, jeżeli nie będziesz mógł spełnić obietnicy
– odezwał się Jaemin, unosząc leniwie powieki.
– Myślałem, że śpisz.
– Nie. Drzemałem tylko, a ty tak głośno się zachowujesz,
że trudno spać. – Uśmiechnął się. Widać,
że był zmęczony. – Ale bajek to i ja chętnie posłucham.
– Mhm. – Przeniósł wzrok na tekst i zaczął czytać: –
Dawno, dawno temu żył królik i żółw…
YuRin zdenerwowana stanęła
przed drzwiami sali, w której leżał jej syn. Było już bardzo późno i nie
sądziła, że wpuszczą ją na oddział, ale na szczęście doktor Kwon przekazał w
recepcji, że mają to zrobić. Jej zdaniem to był nie tylko niesamowity lekarz, ale
i człowiek. Cieszyło ją to, że to na niego trafił Jaemin.
Nie weszła do pokoju po tym,
co zobaczyła. Nie chciała psuć tej atmosfery, która teraz utworzyła się
pomiędzy jej synem i Daesoonem. Wyglądali jak prawdziwa para. Właściwie
wyglądali jak rodzina, która się bardzo kocha. Postała chwilę i uspokojona postanowiła wrócić do domu. Jutro tu
przyjdzie i czuła, że Daesoon będzie tu każdego dnia.
~*~
Tydzień wbrew pozorom minął
szybko. Jaemin nie mógł narzekać na pobyt w szpitalu, bo źle mu nie było, a do
tego zapewniono opiekę jego dziecku. Chłopak przeszedł szereg różnych badań. Dostał inne leki, a
przede wszystkim witaminy. Od tego momentu miał na siebie szczególnie uważać.
Jeżeli cokolwiek lub ktokolwiek go zdenerwuje, powinien się od tego odciąć. W
grę wchodziło życie i zdrowie dziecka.
– Masz wszystkie rzeczy? – zapytał Daesoona.
– Tak. Miałeś tylko tę torbę. Wszystko do niej spakowałem.
Wypis już masz?
– Mam. Możemy iść. – Pożegnał się jeszcze z mężczyznami, z
którymi leżał w pokoju szpitalnym, a potem z radością udał się za Daesoonem do
jego samochodu. Obserwował chłopaka, który przez kilka dni przesiadywał u
niego. Oczywiście Kim jeździł na zajęcia, ale wyrywał się z uczelni, jak tylko
mógł i przyjeżdżał do szpitala. Dużo czytał dziecku, puszczał mu muzykę. Mimo
miejsca gdzie Lee przebywał, to były dobre dni. Ani razu się nie posprzeczali,
Kim nie darł się na niego. Wyglądało na to, że sytuacja także jego przeraziła i
starał się być spokojny.
– W domu położysz się od razu do łóżka.
– Dae, chyba zwariowałeś. Wystarczająco się wyleżałem.
Poza tym mogę robić to, co do tej pory. Nawet do szkoły rodzenia mogę chodzić.
Tylko muszę unikać niektórych ćwiczeń. Nie zamkniesz mnie w domu. I dlaczego
się śmiejesz?
– Nieważne. Wsiadaj.
– Powiedz.
– Bo jak lew walczysz o swoje. – Oparł się rękoma o dach
samochodu. – Kiedy nie rządzą tobą hormony, znów pojawia się ten stary, odważny
Jaemin.
– On zawsze jest w pobliżu. Tylko ma teraz duży brzuch i
jest bardzo głodny. Zjadłbym…
– Wsiadaj, w domu czeka cię wyżerka.
Lee posłuchał, bo naprawdę
był głodny jak wilk. W szpitalu nie karmili zbyt dobrze. Wielu potraw po prostu
nie lubił i były takie jakieś bez smaku.
– Wiesz, co bym zjadł?
– Nie mów tego. Błagam, nie mów. Ostatnio opowiedziałeś mi
o tej mieszance i prawie puściłem pawia.
– To było tylko…
– Błagam, nie.
Tym razem Jaemin się
roześmiał.
– Delikatny jesteś.
Całą drogę do domu
prowadzili lekką, żartobliwą rozmowę. Jaemin czuł się doskonale. Ale jeszcze lepiej się poczuł, kiedy wszedł
do domu. Ledwie rozebrał się w przedpokoju, Daesoon zaprowadził go do salonu, w
którym czekali na niego mama, pan Kim, a także JunHo oraz Hooyun Park, jak
zawsze cichy i małomówny, a także rozgadany WooJon Gim i stojąca z boku EuRa.
– Co wy tu robicie?
– Uznaliśmy, że warto zrobić ci niespodziankę i
przyjechaliśmy. Studia bez nas się obejdą przez dzień lub dwa – wytłumaczył
Gim. – I mamy tony prezentów. – Cieszył się, jakby miał pięć lat i to było jego
święto.
– Siadaj. – JunHo wskazał Jaeminowi miejsce w fotelu. Lee
popatrzył pytająco na Daesoona.
– Wprosili się – odpowiedział chłopak. – Nie miałem nic do
powiedzenia. Poza tym prezenty przynieśli, to jak by można było im odmówić? –
Puścił mu oczko.
Lee usiadł wygodnie i zaraz
jego oczom ukazał się olbrzymi miś podarowany przez Gima.
– Będę wujkiem, więc pozwoliłem sobie go kupić. Mamy
jeszcze ubranka dla dziecka, wybierała je EunRa, gry tak na przyszłość i cały
stos potrzebnych wam rzeczy.
Jaemin wzruszył się tym
wszystkim. Ci ludzie naprawdę przyszli tutaj, wyglądali na szczęśliwych i
uszczęśliwili jego. Może nie miał dużej rodziny, ale miał ich. Nawet WooJonga i
Hooyuna, którzy jeszcze kilka miesięcy temu sobie z niego głupio żartowali.
Rodzinę można stworzyć też z przyjaciół, pomyślał, otwierając kolejne prezenty
i oglądając śpioszki, buciki i inne rzeczy przeznaczone dla noworodka, a także
dla starszego malucha.
– Wszystko pięknie, ale… Nadal jestem głodny – powiedział,
a kilka osób podsunęło mu to, co stało na stoliku. Podążył wzrokiem do Daesoona
sprzątającego z podłogi kolorowy, porozdzierany papier. Chłopak w tym samym
czasie popatrzył mu w oczy.
– No co? – zapytał Kim, uśmiechając się.
– Dziękuję – odpowiedział Jaemin. To wystarczyło.
Czasami zwykłe „dziękuję”
znaczyło o wiele więcej niż wiele innych słów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)