24 czerwca 2018

Obietnice - Rozdział 4

Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)



Asher

Ledwie przekroczyłem próg małego mieszkanka, do którego zaprowadził mnie Noah, a poczułem mocny cios z szczękę. Zachwiałem się, ale ustałem na nogach. Przyłożyłem dłoń do bolącego miejsca i spojrzałem na napastnika. Stał wściekły, wyprostowany jak struna, gotowy do tego, aby mnie ponownie uderzyć lub odeprzeć atak. Nie zamierzałem go bić.
– Należało mi się – rzuciłem, masując szczękę. Noah prychnął i ruszył w stronę lodówki. Otworzył mniejszą, dolną część, która okazała się zamrażalnikiem. Wyjął mrożonkę, po czym owinął ją w ściereczkę i podał mi. Nie odzywał się. Dopiero, kiedy usiadł na kanapie w szerokim rozkroku i pochylił się, opierając łokcie o kolana, rzekł:
– Należy ci się o wiele więcej.
Skinąłem głową, przykładając mrożonkę do bolącego miejsca. Usiadłem w fotelu naprzeciwko mężczyzny, przyglądając mu się. Zostawiłem wysokiego, chudego chłopaka, a zastałem wspaniałego faceta, pełnego złości do mnie. Dostrzegałem to w ruchach jego ciała, w głosie, ale było coś, co próbował ukryć. Prawie mu się to udało, gdyby nie jego oczy, które krzyczały, tym samym dając mi do zrozumienia, jak bardzo go zraniłem. Przez to czułem się jak gówno. Tyle mu obiecałem. Jak się okazało, moje obietnice były diabła warte. Nie tłumaczy mnie nastoletni wiek, bo to, co zrobiłem jemu i rodzinie, nie ma usprawiedliwienia. Chciałem naprawić przynajmniej część krzywd, które mu wyrządziłem, ale nie wiedziałem jak. W jaki więc sposób miałem odzyskać jego przyjaźń? Sądziłem, że mam plan. Ale co, popijemy, pogadamy i będzie super? Czy było tak super wiele lat temu? Nie. W szkole udawałem, że on nie istnieje, a on to znosił. Teraz to widzę. Za późno spadły mi klapki z oczu.
– To co, posiedzimy tak w milczeniu? A może mój cios odebrał ci mowę? – zadrwił, rozsiadając się wygodniej na kanapie, która musiała służyć mu również za łóżko, bo rozglądając się po minimalistycznie urządzonym wnętrzu, nie dostrzegłem drzwi do sypialni. Te, które tu były, musiały ukrywać za sobą łazienkę. Było tu mało mebli. Tylko kilka jasnych szafek kuchennych, lodówka, kuchenka, jakieś krzesło, fotel, na którym siedziałem, czarna sofa z przewieszonym przez jej oparcie kocem oraz stolik. Nie było telewizora, tylko laptop leżący na jednej z szafek, a dwa niewielkie okna wpuszczały do środka światło.
– Ciężko mówić z mrożonką przyłożoną do połowy twarzy – powiedziałem.
– Nie przesadzaj, aż tak mocno cię nie walnąłem.
Miał rację, przesadzałem. Mimo wszystko wolałem dmuchać na zimne. Optowałem za tym, aby nie mieć siniaka ze względu na pracę, którą jutro zaczynałem. Odłożywszy roztapiającą się mrożonkę, sięgnąłem po sześciopak, który przyniosłem. Wyjąłem z kartonu dwa piwa i jedno postawiłem przed Noahem.
– Nie zapytałem, czy pijesz.
– Masz na myśli mojego ojca pijaka? Dlaczego miałbym nie pić? Trzeba znać swój umiar. – Patrzyłem, jak sięga po puszkę i otwiera ją z charakterystycznym dźwiękiem.
Poszedłem jego śladem, byle czymś zająć ręce i mieć kilka chwil na to, by ułożyć sobie w głowie to, co chciałem powiedzieć. Upiwszy łyk chłodnego piwa zacząłem:
– Noah, ja…
– Wiem, dlaczego uciekłeś – przemówił Preston, nie pozwalając mi dojść do słowa. – Ze świrowałeś. Mogłem przypuszczać, że tak będzie, kiedy się ze mną prześpisz – prychnął. – Powiedz, dlaczego wróciłeś? Bo na pewno nie dlatego, aby odnowić nasze kontakty.
W tym też miał rację. Gdyby nie praca, nie miałbym odwagi wrócić. Co tam, i tak tej odwagi nie miałem.
– Dostałem przydział do miejscowej komendy.
– Nie żartuj. – Zaśmiał się. – Jakoś nie wydaje mi się, abyś nie miał wyboru.
– Miałem. Albo Lake Forest, albo zapyziała dziura kilka mil stąd na najniższym stanowisku lub pożegnanie się z pracą. – Spostrzegłem, że zaczął bawić się trzymaną w dłoni puszką.
– Czyli gdyby nie to… Nie wróciłbyś. – Jego głos był cichy, jakby przytłumiony, a może mi się wydawało.
– Chciałem wrócić. Ciągle…
– Tchórzyłeś – podpowiedział, po czym dopił piwo. Szybko mu poszło.
– Tak – przyznałem, bo co miałem zrobić? I tak znał prawdę. – Propozycja pracy tutaj dała mi niejako kopa. Zawsze tutaj było moje miejsce. – Usłyszałem jego śmiech.
– Ash, słyszysz, co mówisz? – Pochylił się, odstawiając pustą puszkę. W końcu na mnie spojrzał, ale z jego oczu wciąż bił chłód. – Słyszysz? Mówisz, że zawsze tu było twoje miejsce, a czmychnąłeś stąd z podkulonym ogonem. Zrobiłeś to bez słowa. Twoja rodzina nie wiedziała, gdzie jesteś. Wiesz, co czują bliscy osoby, która znika? Wiesz, co czuje ktoś, kto kocha, a potem ta kochana osoba znika, nie odzywa się?! Wiedziałem tylko, dlaczego to zrobiłeś, ale nic nie mogłem powiedzieć twoim bliskim. Byłeś dupkiem i pewnie nadal jesteś. Chcesz odzyskać moją przyjaźń. – Wstał i spojrzał na mnie z góry. – Człowieku, nienawidzę cię.
Te słowa zabolały bardziej niż wszystko to, czym częstował mnie od wczoraj. Nie wierzyłem mu jednak. Nie potrafiłem. Nie wiem, czy to dlatego, że jakaś część mojej osoby chciała, aby nadal mnie kochał, czy dlatego, że wciąż coś do niego czułem, bo nie potrafiłem zabić tej miłości. W ciągu dziesięciu lat przespałem się z niezliczoną ilością kobiet. Żadnej nie oddałem serca. Wolałem nie myśleć, że to dlatego, bo już je komuś dałem. Przerażało mnie to. Do dzisiaj.
Spojrzałem na niego. Stał odwrócony do mnie. Podszedłem do niego i wyciągnąłem rękę. Zawahałem się, ale ostatecznie położyłem ją na jego ramieniu. Wyczułem, jak się spiął, a potem odwrócił się do mnie ze wściekłym wyrazem twarzy. Chciał mnie uderzyć, ale byłem szybszy, większy, silniejszy. Chwyciłem go za rękę, potem drugą i przytrzymałem je obie. Zanim zorientowałem się, co robię, przyciskałem go do ściany, trzymając jego ręce uniesione nad głowę i zakleszczone w moim mocnym chwycie. Nadal był zdenerwowany, kiedy nachyliłem się i z całą pasją wpiłem w jego usta. Przez moje ciało przepłynął dreszcz przyjemności, jakże inny od tych, których zaznałem z nic nie znaczącymi kobietami. Całując Noaha poczułem się tak, jakbym wrócił do domu. Zrozumiałem, że nie chcę tylko jego przyjaźni. Pragnąłem go odzyskać.

Noah

Nie wierzyłem, że to się dzieje. Ten cholerny, przeklęty padalec mnie pocałował i przez chwilę był taki moment, że chciałem mu ulec. Na całe szczęście szybko się opanowałem. Przecież nie mogłem mu na nic pozwolić. Ledwie się podniosłem po tym, co mi zrobił. Nie pozwolę mu, aby zniszczył mnie ponownie!
Ugryzłem Ashera w wargę. Nie zaczepnie, jak zazwyczaj to robiłem, tylko mocno. Cofnął się z sykiem, puszczając mnie.
– Do licha, zwariowałeś?!
– Sądzisz, że co? Przyjdziesz sobie, powiesz kilka słodkich słówek, zabawisz się ze mną, a potem kopniesz w dupę?! – krzyknąłem, tym razem tracąc opanowanie.
– Tym razem będzie inaczej – powiedział, a ja go popchnąłem. Przeszedłem na drugą część pokoju, by być z dala od niego. Nie potrafiłem znieść jego obecności. Ponownie rozgorzały we mnie uczucia do niego, które do tej pory jakoś tłumiłem.
– Inaczej?! Wątpię! – Spojrzałem na niego z furią. – Znów stchórzysz i zwiejesz! Zawsze się chowałeś! Tym razem też będzie rozważanie typu: „Co ludzie powiedzą?”. Co tam, będzie gorzej, bo wszyscy wiedzą, że jestem pedałem! Zobaczą, jak zadajesz się z ciotą!
– Nie nazywaj tak siebie! – krzyknął na mnie.
– A co? Nie jest prawdą to, co mówię? I będę siebie nazywał tak, jak chcę. Przyzwyczaiłem się do tego, że połowa ludzi w Lake Forest tak do mnie mówi. Co za różnica! – Wściekły wyrzuciłem ręce w bok. – Właśnie tego się bałeś, co? – Wycelowałem w niego palec. – Ty, wielki futbolista, który bał się wyzwisk. – Przeczesałem włosy dłonią. Nie chciałem już na niego patrzeć, bo mimo tego, co mówiłem, wszystko przyciągało mnie do niego, nie bacząc na to, jak bardzo mógłby mnie zranić. – Sądzisz, że będzie inaczej? – Odważyłem się spojrzeć mu głęboko w oczy. Stał kilka kroków ode mnie. – Nie będzie, Asher – szepnąłem. – Jesteś zbyt wielkim tchórzem, by przyznać się do tego, że kochasz faceta. Ja nigdy nie zamierzam się ukrywać. I… Nie wkracza się dwa razy do tej samej rzeki, Ash – powiedziałem. Tak bardzo chciałem, aby zaprzeczył moim słowom. Pragnąłem, by powiedział, że mnie kocha, udowodni to. Chciałbym, żeby zabrał mnie na randkę do restauracji Zoye, gdzie zjedlibyśmy romantyczną kolację i pokazalibyśmy wszystkim, kim dla siebie jesteśmy. Marzyłem o tym od kiedy się ujawniłem, jak i o tym, że on wróci.
– Nie jestem w stanie tego zrobić – odpowiedział, a do mnie dotarło, że powiedziałem to wszystko na głos. Niechcący otworzyłem się przed nim. Pokazałem mu pragnienia. A on…
On po swoich słowach wyszedł, a ja przymknąłem oczy, czując ucisk w sercu. Poczułem się tak, jakby po raz kolejny mnie zostawił.
– Po kurwę wracałeś – szepnąłem.
Tamten osiemnastoletni chłopak we mnie chciał wyjść. Zwinąć się w kłębek na kanapie i tak zostać. Odepchnąłem go szybko, biorąc się w garść. Wyjąłem telefon z kieszeni. Wybrałem z pamięci dobrze mi znany numer, po czym wykonałem połączenie.

Asher

Byłem zdruzgotany i zawiedziony sobą. Miał rację. Tchórz ze mnie i nie dałbym mu tego, czego oczekiwał. Mógł mnie kochać, ale nie był już zaślepionym nastolatkiem i potrafił walczyć o siebie. Nie to, co dawniej, kiedy zgadzał się na wszystkie moje warunki. Unieszczęśliwiałem go wtedy i nadal to robiłem. Ledwie wróciłem, a już mieszałem w jego życiu. On nie był chłopakiem, który będzie ukrywał swój związek. Już nie. Jest kimś, kto idąc ulicą, chwyci dłoń partnera i uniesie wysoko głowę. Nawet wtedy, kiedy będą z niego szydzić. Nie pokaże, że go to rani. Był silny. Ja nie. Nie miałem tyle odwagi.
Cykor, pomyślałem, wypadając na dwór wprost w ramiona lejącego się z nieba żaru. Było południe, a pogoda nas nie oszczędzała. O tej porze ulice były puste ze względu na upał. Każdy zaszył się w chłodnym domu, a ja nie wiedziałem, co robić. Ruszyłem więc w stronę posterunku, gdzie od jutra przejmę urząd szeryfa.
Zazwyczaj szeryfowie nie byli tak młodzi i byli wybierani pośród mieszkańców danego miasteczka, ale po odejściu poprzedniego na emeryturę nikt się nie zgłosił. Szeryfem może zostać każdy obywatel, ale tym razem władze stanu postanowiły oddelegować na to stanowisko wyszkolonego policjanta. Padło na mnie, bo się tutaj urodziłem. Moim zdaniem byłem za młody, by zarządzać posterunkiem w Lake Forest, ale podjęto decyzję, a ja przyjąłem pracę. Byłem pewny, że chciałem mieć pretekst, aby tutaj wrócić. Inaczej pewnie przez kolejne dziesięć lat tułałbym się z miasta do miasta, tęskniąc za rodziną oraz Noahem, który pozwolił mi poczuć smak prawdziwej miłości.
Jako dzieciak nie poradziłem sobie z tym. Jako dorosły pokazałem to, uciekając z mieszkania Prestona. Gdyby był kobietą, byłoby łatwiej, inaczej, normalniej. Ale jest mężczyzną i tu był pies pogrzebany. Co miałem powiedzieć ludziom? Jestem homoseksualistą? Nie byłem nim. Może biseksualistą? Też nie. Nie czułem pociągu do mężczyzn poza tym jednym. Idealnie pasowałoby określenie, że jestem Noahoseksualistą. Bo tylko jego pragnę dotykać, przytulać, kochać się z nim i być z nim. Pragnąłem tego przez ostatnie dziesięć lat. Tak jak przez tyle lat się oszukiwałem. Gdybym nie wrócił, nadal bym to robił. Dzisiaj, kiedy go pocałowałem, dotarła do mnie cała prawda o moich uczuciach.
Wszystko to, co sobie w nocy ułożyłem, przemyślałem, jak to niby zależy mi tylko na przyjaźni Prestona, jak to chcę ją odzyskać, było dupy warte. Poszło w pizdu i zostałem z niczym. A mógłbym mieć to i wiele więcej, ale nie. Wszystko przez to, że się boję. Zawsze tak było. Może i byłem gwiazdą szkoły, ale w głębi siebie byłem maciupkim, wystraszonym chłopczykiem. I cholera, nadal nim jestem, jeżeli chodziło o uczucia do Noaha. Dał mi jasno do zrozumienia, że jeżeli go nie wezmę z pełną świadomością, że koniec z ukrywaniem, to nie mogę na nic liczyć. Zmarnowałem to, co mi dawał, gdy byliśmy nastolatkami. Preston chciał do mnie wrócić, po co? Czego ja bym chciał? Może powinienem zacząć walczyć o niego i wygonić swojego tchórza? Z drugiej strony czyż nie łatwiej byłoby zostawić to tak, jak jest?
Byłem tak skołowany myślami, które rozrywały mnie na strzępy, że dopiero po chwili zauważyłem, gdzie jestem. Dotarłem do części Lake Forest, w której mieściła się szkoła podstawowa, liceum, a także posterunek policji. Mieliśmy tu wszystko poza szpitalem. Ten znajdował się w sąsiednim mieście trzy razy większym od naszego i z o wiele liczniejszą grupą mieszkańców. Posterunek nie był duży. Od zawsze pracowało tam tylko kilka osób, zajmując się głównie mandatami, gadaniem i jedzeniem pączków oraz piciem kawy. Tak to zapamiętałem, mogło się coś zmienić. Zresztą, co można było robić w sennym miasteczku, w którym największą sensacją było to, że ktoś kogoś zdradził.
Dzisiaj na pewno był ktoś na dyżurze, ale nie wchodziłem do środka. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Jutro oficjalnie przejmę obowiązki szeryfa. Na posterunku na pewno już wiedzieli, kto nim będzie. Ciekawiło mnie, co o tym sądzą. Gówniarz ich szefem. Ten sam, który sprzedał mecz, przez co szkoła straciła dużo pieniędzy. Mogłem wtedy zdobyć tamto przyłożenie, ale z własnej woli, na oczach kibiców, oddałem piłkę przeciwnikom. Dzięki temu zdobyli chwilę później cenne punkty, a tym samym puchar naszego hrabstwa i niemałe finanse. Nie żałuję, że to zrobiłem. Nawet kradzieży, bo miałem swoje powody. Jedyne, czego żałuję, to tego, że zostawiłem rodzinę i Noaha.
Przeszedłem dalej. Skwar coraz mniej mi przeszkadzał, a to dlatego, że myślałem o czymś innym niż upał. Liceum, w którym przeżyłem parę lat, znajdowało się na obrzeżach Lake Forest. Był to dwupiętrowy, biały, podłużny budynek z wysokim ogrodzeniem z siatki. Za nim znajdowały się boiska do koszykówki i footballu. To na tym drugim spędziłem mnóstwo czasu. Treningi, mecze, po nich imprezy. Po jednej zbliżyłem się do Noaha.

*
Dziesięć lat wcześniej

Nie potrafiłem tak dłużej. Minęły dwa tygodnie, odkąd pocałowałem Noaha i popełniłem błąd. Od tamtej pory nie chciał ze mną rozmawiać. Unikał mnie jak tylko mógł. Widywałem go wlokącego się szkolnymi korytarzami, ale nie mogłem do niego zagadać. Za to kiedy szedłem do jego domu, to albo nie otwierał, albo jego tata pijackim głosem oznajmiał, że jego syn nie chce mnie widzieć. Dzisiaj już nie wytrzymałem. Wyrwałem się niepostrzeżenie z imprezy, która mnie nudziła i udałem się do domu Prestonów. Było już ciemno i wiedziałem, że pan Preston jest w barze jak co wieczór, a Noah siedzi sam. Nacisnąłem dzwonek kilka razy i czekałem, aż drzwi się otworzą. Nie zrobiły tego, ale przemówiły. Nie konkretnie one, ale Noah stojący za nimi.
– Nie chcę z tobą gadać.
– Noah, posłuchaj – oparłem czoło o drzwi – przepraszam. Chcę cię zobaczyć, dotknąć.
– Bredzisz. Ile wypiłeś?
– Dwa piwa. Wiem, co robię, nie jestem pijany. Noah, proszę. Wyważę drzwi – zagroziłem. Odsunąłem się, kiedy klucz w zamku zazgrzytał i po chwili drzwi otworzyły się, tak jak chciałem. Chłopak miał na sobie bokserki i długą, porozciąganą koszulkę.
– Chciałem iść spać. Tata niedługo wróci – poinformował.
– Zajmę ci chwilę – odparłem. – Możemy iść do ciebie? – Dostrzegłem, że nie podobało mu się to, ale zgodził się, dodając:
– Tylko na chwilę.
Nie pamiętam, kiedy znaleźliśmy się w jego pokoju. Nie był zadowolony z mojej wizyty, a ja bardzo cieszyłem się, że przyszedłem i nie stchórzyłem. Patrzyłem, jak otwiera szafkę, wyjmując z niej spodnie dresowe. W mgnieniu oka znalazłem się przy nim i wyrwałem mu je. Przestraszył się, więc uspokoiłem go uśmiechem, a potem jedną ręką objąłem go w pasie, a drugą chwyciłem za kark i pocałowałem. Zaczął się wyrywać. Nie pozwoliłem mu na to, przyciągając go bliżej do siebie. Sapnął, a ja ponowiłem atak na jego usta. Jeszcze przez chwilę się opierał, by ostatecznie się poddać. W końcu mogłem wedrzeć się językiem pomiędzy jego wargi. Chwycił się kurczowo moich ramion, nie odepchnął mnie. Po chwili przesunął dłonie wyżej i zaplótł ręce na moim karku. Przylgnął do mojego ciała, a mnie zawirowało w głowie.
Popchnąłem go w stronę łóżka i ostrożnie ułożyłem na materacu. Pozwolił mi na to bez wahania, wciąż całując mnie nieporadnie, ale z ochotą. Pochyliłem się nad nim i spojrzałem mu w oczy, które były wystraszone, ale i spragnione, ciekawe tego, co będzie dalej. Nic nie mówiąc, powróciłem do pocałunków, wsuwając dłoń w jego jasne włosy. Rozsunąłem kolanami jego nogi i położyłem się na nim, z jego udem pomiędzy moimi. Przesunąłem ręką po jego boku, przez biodro aż na jego udo, by poczuć nagą skórę. Chwyciłem je i uniosłem chcąc, by zarzucił na mnie nogę. Dzięki temu mocniej docisnąłem się do niego, a on, drżąc, wyszedł mi naprzeciw, ocierając się. Był podniecony. Ja też i cholernie mnie to nakręcało.
Całowałem jego usta, twarz, szyję, poruszając się na nim. Noah był rozochocony. Przeżywał to wszystko bardzo mocno. Reagował cichymi jękami na to, co robiłem, jego usta szukały moich ust, a ręce wsunęły się pod moją koszulkę. Zniknął ten nieśmiały chłopak. Zakląłem, kiedy jego biodra znów się uniosły, szukając tarcia. Dałem mu to, przesuwając się i pozwalając otoczyć się jego nogami, które zakleszczyły mnie na nim, przytrzymując. Nasze krocza uderzyły o siebie w upragnionym tarciu. Jego sztywny penis ukryty jedynie za materiałem bokserek podniecał mnie jeszcze bardziej. Tak jak to, kiedy Noah drżał i pojękiwał. Jego twarz wykrzywiona w przyjemności wyglądała niesamowicie i wiedziałem, że chcę więcej.
Mocniej pchnąłem biodrami, a on łakomie przyjmował tarcie. Jego pocałunki robiły się coraz bardziej chaotyczne, tak jak jego dotyk. W pewnej chwili wygiął się, stękając głośno, zacisnął dygoczące uda na moich biodrach i doszedł, odrzucając głowę do tyłu, eksponując szyję. Był piękny. Patrzyłem wygłodniale na to, co przeżywa ze świadomością, że ja mu to podarowałem. Sprawiłem mu rozkosz i byłem z tego powodu szczęśliwy. Chciałem do niego dołączyć. Pchnąłem kilka razy biodrami i kiedy Noah dochodził do siebie, mocno go pocałowałem, spuszczając się w spodnie.

Noah

Nadal kręciło mi się w głowie i nie potrafiłem dojść do siebie. Właśnie po raz pierwszy przeżyłem orgazm z kimś, przy kimś, a nie sam ze sobą. I tym kimś był chłopak, którego tak bardzo kochałem. Wiedziałem, że on również doszedł, a teraz po prostu leżał na mnie, głośno oddychając. Był ciężki, ale ja już uwielbiałem ten ciężar. Nie chciałem, aby się ruszał, bo bałem się tego, co może być za chwilę. Moje myśli krążyły wokół tego, że chciałbym, abyśmy byli nadzy. Jarała mnie myśl, że mógłbym być pokryty jego spermą, a najbardziej to, że moglibyśmy się kochać. Oddałbym mu się chętnie. Jakoś nie wydawało mi się, że pozwoliłby się wziąć. Nieważne. Mógłby wsunąć swojego penisa we mnie i ta myśl mnie nie przerażała. Pragnąłem tego. Chciałem poznać to uczucie, połączyć nasze ciała.
Poruszył się, a ja zamarłem. Odetchnąłem, kiedy uniósł się na łokciach i spojrzał mi w oczy. Patrzył przyjaźnie, szczęśliwy. We mnie wzrosła nadzieja, że może mam szansę na to, by z czasem mnie pokochał. Pocałował mnie delikatnie i potarł nasze nosy o siebie. Uśmiechnął się, a moje serce już nie biło ze strachu, tylko wyczyniało dzikie harce ze szczęścia. Miałem tylko jedną wątpliwość i postanowiłem od razu ją rozwiać.
– Czy to, co zrobiłeś, to wina alkoholu?
– Nie. Nie jestem pijany. Te dwa piwa mnie rozluźniły, ale nie kierowały mną. – Pocałował mnie w oba policzki. – Jestem tu, bo tego chciałem. Zrobiłem to, czego nie planowałem, ale nie żałuję. I przepraszam za to, co było dwa tygodnie temu. – Ucałował mnie w nos i wsunął palce w moje włosy. – Nie wiem, czemu tak zareagowałem. Źle się z tego powodu czuję.
  W porządku. Ale to nie było miłe.
– Obiecuję, że to się już nie powtórzy. A teraz dasz mi jakieś chusteczki czy coś? – Zaśmiał się z zakłopotaniem.
Zarumieniłem się. Byłem tego pewien, bo poczułem gorąco na policzkach. Też potrzebowałem chusteczek.
– Możesz iść do łazienki. – Wskazałem na drzwi prowadzące z mojego pokoju do niewielkiego pomieszczenia. Tak, miałem własną łazienkę. – Ja pójdę do głównej. – Skinął głową i jeszcze raz mnie pocałował, zanim wstał, uwalniając mnie spod siebie.
Każdy z nas poszedł się wyczyścić, a ja, jak już założyłem dres, skoczyłem do kuchni po coś do picia. Nalałem nam po szklance soku z nadzieją, że Asher nie ucieknie. Nie zrobił tego, chyba nawet zamierzał zostać dłużej, bo kiedy wróciłem do pokoju, zastałem go siedzącego na łóżku i czekającego na mnie. Tamtej nocy rozmawialiśmy, całowaliśmy się i było fantastycznie. Wyszedł po pierwszej w nocy, godzinę po tym, jak do domu wrócił mój tata, który zasnął w salonie, bo był zbyt pijany, aby dotrzeć do swojej sypialni.

17 czerwca 2018

Obietnice - Rozdział 3

Dziękuję wszystkim za komentarze. :*Dzięki temu wiem, że nie warto porzucać bloga. :)

Przypominam, że "Obietnice: można kupić: https://bucketbook.pl oraz http://beezar.pl/ksiazki/obietnice
Ze swej strony bardzo polecam Bucketbook. Nadal do kupienia też jest wersja papierowa "Spontaniczna decyzja". Każda książka czeka na swojego właściciela.
Ja jestem teraz w trakcie pisania "Powrót do Limare", pierwszy tom historii pod tytułem: "Ucieczka do Limare" można zakupić również na Bucketbook.pl oraz na Beezar.pl
Zastanawiam się czy ta trylogia kiedyś ukaże się na blogu. Na razie nie mam tego w planach, ale wszystko może się zmienić.

A teraz już zapraszam na rozdział i dziękuję tym, którzy przeczytali wstęp, a wiem, że nie każdy je czyta. :)




Noah


Rozkojarzony, zdenerwowany, przerażony i smutny. Tym byłem i niczym więcej. Od wczorajszej rozmowy z Asherem nie zaznałem spokoju. Chciałem ułożyć rzeczy taty i co lepsze ubrania oddać na zbiórkę dla biednych, która odbywała się raz na dwa tygodnie w naszym kościele. Niestety, nie byłem w stanie się tym zająć, bo ciągle myliłem rzeczy z tymi, które koniecznie trzeba było wyrzucić. Poza tym pokój ojca z rozbebeszonym łóżkiem i poplamionym dywanem nie nastrajał do skupienia się na pracy.
Zamknąłem więc szafę i podszedłem do otwartego okna. Słońce już porządnie grzało, a przez okno wlatywało gorące powietrze. Powinienem nie wpuszczać go do domu, by pokój się nie nagrzał, ale musiałem tu przewietrzyć. Tata na to nie pozwalał, więc panował tu zaduch. Wolał tak żyć, jakby chcąc przez minione piętnaście lat zachować w sypialni zapach ukochanej żony. Spojrzałem na toaletkę, którą zrobił dla mamy. Nadal stały na niej jej kosmetyki. Poczułem ból w sercu, bo jako dziecko siadywałem przy rodzicielce i patrzyłem, jak się maluje. Teraz nie mogłem przywołać tego obrazu.
Ojciec nie pozwolił nawet na wyrzucenie jej rzeczy. Nimi też się będę musiał zająć, bo nikt za mnie tego nie zrobi, a to było jego zadanie. Może gdyby pozbył się ubrań i kosmetyków, to byłoby mu łatwiej pogodzić się z odejściem Naeli Preston. Jego żony, matki jego syna, jego miłości, której nie pozwolił odejść. Miałem wrażenie, że mama dopiero teraz zazna prawdziwego spokoju. Wierzyłem, że na niego czekała. Pamiętam, jak bardzo się kochali i ile razy zastanawiałem się, czy mnie spotka taka miłość.
W wieku piętnastu lat sądziłem, że tak się stało. To wtedy Asher pojawił się w miasteczku i od tamtej pory to jego widziałem jako osobę, z którą się zestarzeję. Byłem pewny, że to moja połówka duszy, bez której nie jestem cały. W chwili, kiedy trzy lata później po raz pierwszy mnie pocałował, byłem najszczęśliwszym chłopakiem pod słońcem.
Tamten pocałunek był tysiąc razy lepszy od tego, co sobie wyobrażałem. Moje naiwne serce już widziało nas razem, a ciało... Podnieciłem się i to bardzo. Niewiele brakowało, a doszedłbym. Wszystko przez pierwszy w życiu pocałunek, który nie był niewinny, łagodny. Do tego dostałem go od kogoś, kogo kochałem i pragnąłem. Całował mnie chłopak ze snów i mój penis stanął na baczność. Przekleństwem było to, że miałem na sobie wąskie spodnie oraz koszulkę, która ledwie sięgała bioder. Asher zobaczył mój stan i zaczął się śmiać. To była dla mnie katastrofa. Jak śmiał to zrobić? W tamtej chwili chciałem mu powiedzieć, co czuję, cieszyłem się z pocałunku, a on mnie wyśmiał. Ze wstydu chciałem zapaść się pod ziemię. Bliski płaczu kazałem mu się wynosić. W końcu posłuchał. Nie pamiętam, ile wtedy płakałem, ale to był pierwszy raz, kiedy tak beznadziejnie się czułem. W pewnej chwili nawet chciałem ze sobą skończyć, bo nie wyobrażałem sobie, że jeszcze będę w stanie spojrzeć Jarvisowi w oczy. Na szczęście myśl o tacie, o tym, że zostanie sam ostudziła moją chęć wstąpienia do świata umarłych.
Potem zdarzyło się to jeszcze raz, ale wtedy bardzo cierpiałem. To mnie rozrywało na strzępy. Do dzisiaj to nie minęło. Wciąż trwa, bo tamten osiemnastolatek nadal we mnie jest. Chwilami wraca i ma ochotę zwinąć się w kłębek w jakimś kącie, by wyć z bólu. Nie pozwalam pozostawać mu na długo. Staram się z nim walczyć i wygrywam. Nie zawsze się to udaje. Nie mogę jednak dać się pogrążyć tej czarnej otchłani, która mnie wzywa.
Sądziłem, że upłyną lata i zapomnę. Niestety, Asher wrócił, a ja chciałem iść do swojego pokoju, gdzie tak wiele się wydarzyło, położyć na łóżku i już nigdy się nie ruszyć. Byłem przerażony ponownym spotkaniem z nim, uczuciami, które we mnie są. Tamten osiemnastolatek wyrywał się do niego. Krzyczał we mnie, abym pozwolił sobie kochać Jarvisa, a jednocześnie chciał przed nim uciec. Na szczęście moja silniejsza strona nie zamierzała się chować. Byłem dorosłym facetem, nie wrażliwym nastolatkiem, który po pierwszym pocałunku ukrywał się przed miłością swojego życia. Przed miłością, która wyśmiała go z powodu tak naturalnej reakcji ciała.
Postarałem się zebrać w sobie, bo to była jedyna rzecz, którą byłem w stanie dzisiaj zrobić. Zamknąłem okno i wyszedłem z sypialni ojca. Postanowiłem, że rzeczami, które w niej są, zajmę się później. Może za kilka dni. Zszedłem na parter, kierując się prosto do kuchni. Wziąłem klucze wiszące na tablicy przy drzwiach, niedaleko lodówki, prowadzących do garażu, do którego wszedłem. Stał tam niebieski Dodge Challenger z 1973 roku. Kupiłem ten samochód za bezcen i odremontowałem go. Dzisiaj jednak go ominąłem, aby wziąć stojący pod ścianą rower. Uwielbiałem prowadzić samochód, ale na równi lubiłem też tę dwukołową maszynę, którą wyprowadziłem na dwór. Od razu moje oczy spojrzały na dom naprzeciwko, a szczególnie na samochód zajmujący podjazd. Oznaczało to, że Asher jest w domu. Dzisiaj była niedziela, więc dopiero jutro pojedzie na posterunek przejąć obowiązki. Nie będzie miał ich wiele. W dwutysięcznym miasteczku co najwyżej przymknie parę osób za bójki w barze Feildsów lub Terry’ego Corna za bicie żony, która i tak na niego nie doniesie. Następnego dnia po aresztowaniu przybiegnie na posterunek błagać, aby uwolnił jej męża. Terry był kumplem Ashera z liceum. Zawsze brutalny, nieprzewidywalny. Ciekawiło mnie, co Jarvis powie, kiedy pierwszy raz go aresztuje, a tak się stanie prędzej czy później. Żoną Corna była Laura o rudych włosach. Również należała do słynnej grupy, dla której Ash był królem. Ona wraz z Glorią i Delią tworzyły słynne trio. Z tych trzech dziewczyn lubiłem tylko Delię Moon, teraz Hampton. Była w porządku, a reszty nie znosiłem. Ze wzajemnością oczywiście.
Dojechałem pod kamienicę, w której miałem księgarnię. Nad nią znajdowało się maleńkie mieszkanko. Właściwie jeden pokój podzielony na kuchnię oraz salono–sypialnię. Poza tym była tam mała łazienka. Często tam nocowałem. W nocy, kiedy mój tata zapił się na śmierć, również tam spałem. Potrzebowałem samotności. Chwilami nachodziły mnie myśli, że może gdybym w tę noc był w domu, to coś bym zrobił. Pomógłbym ojcu, chociaż i w to za chwilę wątpiłem. Czasami jest tak, że nie da się już nic zrobić. Dlatego nie mogłem tego rozpamiętywać, bo to była prosta droga do zadawania sobie coraz większego cierpienia.
Wstawiłem rower do podpórki i tyle wystarczyło. Nigdy go nie zabezpieczałem przed kradzieżą. Kto miałby go ukraść? Nie był nowy ani drogi. Co najwyżej jakiś dzieciak pożyczyłby go sobie na chwilę. Ale to się stało tylko raz. Nikt go więcej nie ruszał, bo przecież należał do pedała, jeszcze ktoś by się zaraził. Nie takie rzeczy słyszałem, dlatego musiałem się na to uodpornić. Nie przyszło mi to łatwo.
Wyciągnąłem z kieszeni klucze i jeden z nich wsunąłem do zamka w drzwiach z napisem „Księgarnia”. Na nich znajdowała się też informacja, w jakich godzinach jest otwarta. Dzisiaj powinna być zamknięta, ale nie miałem nic innego do roboty. Przebywanie samemu w domu i rozmyślanie źle na mnie wpływało. Siedzenie w barze jeszcze gorzej. Nie chciałem stać się taki jak mój tata.
Wszedłem do ciemnego, chłodnego pomieszczenia. Przekręciłem na drzwiach kartkę z napisem „otwarte”, po czym odwróciłem się, spoglądając na moje królestwo. Ktoś mógłby pomyśleć, że dobrze zbudowany facet z ciałem pokrytym tatuażami nie pasuje do czegoś takiego jak praca w księgarni. Bardziej powinien być mechanikiem czy pracować na stacji benzynowej. Ludzie zawsze kierowali się stereotypami. Choćby takimi, że wielki facet w skórach jeżdżący na motorze nie może oglądać płaczliwych romansów, mieć pudla i słuchać muzyki klasycznej. Nie byłem takim facetem, nie ubierałem się w skóry, nie lubiłem klasyki, nie miałem psa, za to lubiłem ckliwe romanse i miałem księgarnię.
Kupiłem budynek dwa lata temu za zarobione pieniądze, na które harowałem dzień i noc. W miasteczku zawsze brakowało księgarni, a kochałem książki i dlatego potrzebowałem, by dla siebie i innych stworzyć takie miejsce, gdzie będzie można zakupić wybrane pozycje, a nie tylko wypożyczyć starocie z biblioteki. Z początku nie było łatwo, ale dzisiaj mogę się poszczycić dobrymi tytułami oraz klientami. Wbrew pozorom trochę ich było. Przychodzili nawet ci, którzy patrzyli na mnie krzywo dlatego, że byłem, kim byłem i się z tym nie kryłem. Czego oni by chcieli? Bym udawał, że jestem normalny.
Odsunąłem roletę z okna, wpuszczając do środka światło dnia. Poprawiłem książki na witrynie i zadowolony udałem się za kontuar mieszczący się na wprost wejścia. Po obu bokach kilkumetrowego pomieszczenia znajdowały się regały z tomami o różnej tematyce, a za mną drzwi na zaplecze, z którego prowadziły schody na piętro. Tu był mój drugi dom. Miejsce, gdzie czułem się dobrze. Miałem nadzieję, że tutaj nie będę myślał o Asherze, co już mi się nie udało. Jedyny mój dzisiejszy tryumf polegał na tym, że jakimś cudem udało mi się wymówić od wspólnego obiadu z rodziną Jarvisów. Po prostu nie mogłem siedzieć przy stole u boku Ashera i udawać, że go nie nienawidzę.

Asher

Jakimś cudem zgodziłem się pojechać z rodzicami na mszę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem w kościele. Chyba było to właśnie dziesięć lat temu. Wtedy, tak jak i teraz, władcą tego miejsca był Ed Burns, łysawy pastor, którego resztki włosów były już zupełnie siwe. Był to niski człowieczek o mocnym głosie. Nawet bez mikrofonu było go słychać z daleka, a co dopiero, kiedy miał go pod nosem.
Kiedy zaczął kazanie, tak ryknął, że aż podskoczyłem. Wszystko przez to, że przysypiałem. W nocy nie mogłem zasnąć. Była ona pełna wspomnień, rozważań. Ledwie zasnąłem nad ranem, kiedy obudziło mnie pukanie. Aczkolwiek pukaniem tego nie mogę nazwać. Moja siostra tak walnęła w drzwi, że postawiła mnie na równe nogi. Miałem ochotę ją udusić jak za dawnych, szczeniackich lat. Nie pozwoliła mi na to. Nadal była ode mnie sprytniejsza.
Wciąż nie słuchając kazania, odwróciłem głowę, gdyż od pewnego czasu czułem, że ktoś ciągle się na mnie gapi. Nie dziwiło mnie to, bo byłem sensacją. Miałem pewność, że na kilka kolejnych dni dostarczę tematu do plotek.
Spojrzałem wprost w oczy Glorii Feilds, dziewczyny, z którą schodziłem się i rozstawałem w liceum, a która wtedy na pewno planowała ze mną ślub, dzieci i Bóg wie, co jeszcze. Nie wytrzymałbym z nią miesiąca, mieszkając pod jednym dachem. To ze mną straciła dziewictwo, ale nie była dziewczyną do związku. Swoją drogą ciekawiło mnie, czy ma męża. Nie dostrzegłem obrączki na jej palcu, a obok niej, zamiast mężczyzny jej życia, siedzieli rodzice oraz dwie nastoletnie siostry bliźniaczki, które pamiętałem z czasów, kiedy miały po sześć lat. Gloria puściła mi oczko i byłem pewny dwóch rzeczy. Pierwszą było to, że po nabożeństwie mnie dopadnie, a drugą, że nie będę w stanie przed nią uciec. Chciałem rozglądać się dalej i sprawdzić, kto siedzi za nią, ale mama upomniała mnie, trącając moją dłoń.
Skarcony niczym dziecko usiadłem prosto, ale nadal nie uczestniczyłem we mszy. Popędziłem myślami do osoby, która tej nocy nie dała mi spać, mimo że jej przy mnie nie było. Dzięki temu nabożeństwo zleciało szybciej niż przypuszczałem.
Wychodziliśmy z kościoła powoli, bo każdy chciał podać dłoń stojącemu w drzwiach pastorowi. Kiedy nadeszła nasza kolej, mężczyzna spojrzał na mnie, zadzierając głowę.
– Asher Jarvis. Wróciła była gwiazda naszego miasteczka, która okryła się złą sławą. – Oczywiście jak to on, mimo że mu nie wypadało, musiał wspomnieć o tym, że sprzedałem mecz finałowy, podkładając się i ukradłem pieniądze z kasy szkoły. Nie wiedzą, czemu to zrobiłem. Nie zamierzałem jednak im tego tłumaczyć. Mogą mnie nienawidzić dalej. Szkoda tylko, że za to też musiała zapłacić moja rodzina. Im kiedyś powiem prawdę. Chociaż wolałbym to zachować dla siebie.
– Ed, daj spokój, to przeszłość – wtrącił mój tata, co mnie zaskoczyło. Odkąd wróciłem, to był pierwszy raz, kiedy tata pokazał, że dla niego istnieję. – Nic takiego się nie stało.
Pastor był innego zdania. Zawsze wiernie kibicował naszej drużynie. Brał na poważnie takie mecze międzyszkolne, podczas gdy dla wielu była to zabawa. Cóż, jego zdanie, jak i innych podobnych mu osób, nie obchodziło mnie. Liczyła się tylko moja rodzina i Noah, którego przyjaźń planowałem odzyskać. Chciałem się z nim dzisiaj spotkać, ale widziałem rano, jak wyjeżdża na rowerze z domu. Nie wiedziałem, czy już wrócił. Jeżeli nie, to gdzie go mogłem znaleźć? Żałowałem, że nie mam jego numeru telefonu. Mogłem poprosić o niego mamę, ale wolałem, aby to on mi go podał.
Musiałem się stąd wyrwać. Kiedy skończyliśmy rozmawiać z pastorem, powiedziałem mamie, że chcę się przejść po mieście. Zamierzałem piechotą wrócić do domu i sprawdzić, czy Noah jest u siebie. Żałowałem, że nie chciał przyjść do nas na obiad. Mógłbym przynajmniej przez jakiś czas mieć go blisko.
– Tylko nie spóźnij się na obiad – powiedziała mama.
Skinąłem jej głową, chcąc już odejść, bo kątem oka dostrzegłem zbliżającą się do nas Glorię. Była szczupła, wysoka, kobieca i muszę przyznać, że umiała kręcić biodrami. Z tego, co pamiętam, nie tylko wtedy, kiedy szła. Seks z nią był dobry, ale wolałem już nie mieć z tą kobietą nic wspólnego. Próbowałem ominąć ją udając, że jej nie widzę, ale mi się to nie udało.
– No proszę, proszę, kto wrócił – zagadnęła, lustrując moją sylwetkę. – Jesteś przystojniejszy i wyższy. – Położyła ręce na biodrach i wychyliła nieznacznie ku mnie tułów. Jej niebieskie oczy, które za nic nie dorównywały pięknym oczom Noaha, cisnęły w moją stronę sztylety. – Mam ochotę uderzyć cię za to, że mnie zostawiłeś dziesięć lat temu. Wystawiłeś mnie.
Co, proszę? A, racja. Pamiętam. Umówiłem się z nią na randkę. To było po naszym kolejnym zerwaniu. Nie przyszedłem, bo wolałem ten czas spędzić z kimś innym, mimo że tego nie planowałem. Potem historia potoczyła się inną drogą niż sądziłem, że się potoczy.
– Ale możemy zapomnieć o tym, co było. – Nie bacząc na to, gdzie się znajduje i ludzi, którzy na nas patrzyli, przesunęła palcem po moim torsie w taki sposób, jakby dotykała nagiej skóry, a nie białej koszuli. Cofnąłem się, zanim zaczepiła go o szlufkę od spodni, co zwykła robić. Ona i Noah mieli ten sam gest i zdecydowanie wolałem, aby on to robił. Chciałem, żeby to on patrzył na mnie z głodem, nie ona. – Może umówimy się na kawę i coś słodkiego u Rosallyn?
– Nie sądzę – odparłem. – Mam już plany na dzisiaj i na najbliższe dni – powiedziałem, a blondynka przeszyła mnie takim wzrokiem, że mógłbym paść trupem, gdyby jej oczy miały moc zabijania.
Wycofałem się szybko, zanim mogła inaczej zareagować. Nie zapomniałem, jaką potrafi być suką mogącą wydrapać oczy, gdy to, czego chciała, przed nią uciekało. Na szczęście nie poszła za mną, bo nie wypadało jej tego zrobić. Planowałem jej unikać jak tylko mogłem. Na razie chciałem znaleźć Noaha i jak na życzenie, które spełnia się od razu, usłyszałem rozmowę wesoło paplających dziewczyn, które mnie wyminęły. Przekazywały sobie ciekawą informację i już wiedziałem, co robić.

Noah

Czytałem książkę, kiedy otwarły się drzwi, potrącając mały, tradycyjny dzwoneczek nad nimi. Uśmiechnąłem się do tych, którzy przyszli.
– Dzień dobry, Noah.
– Witajcie, Kelly, Melissa. Czego dzisiaj szukacie? – Te dwie dziewczyny często były moimi klientkami. Obie dwudziestolatki, gdyby tylko mogły, to wydałyby wszystkie pieniądze na książki.
– Kiedy Melissa szła do kościoła zobaczyła, że masz otwarte – powiedziała Kelly Tanner. – Musiałyśmy wpaść.
– Wiesz, to jak narkotyk – dodała Melissa Kidman, wnuczka aptekarzy, którzy ją wychowywali, podczas gdy jej matka, jak to mówiono, pojechała w świat, a ojciec był nieznany.
– Domyślam się – odparłem i pozwoliłem im trochę pobuszować. Ja natomiast wróciłem do czytania. Nie na długo jednak, bo dziewczyny podeszły do kontuaru, zarumienione kładąc na nim dwa tomy nowej serii Brandona Sandersona Archiwum Burzowego Światła. Spojrzałem wymownie na dziewczyny i rozumiejąc ich uzależnienie, przyłożyłem czytnik do kodu kreskowego znajdującego się na tylnej okładce każdej z książek. Podałem cenę i po zapłaceniu wyszły w stanie euforii, a każda ściskała po jednym tomie tak, jakby to było coś cennego. Wrócą jutro, tego byłem pewny.
Usiadłem na wysokim, obrotowym krześle, chcąc wrócić do lektury, kiedy dzwoneczek ponownie oznajmił, że mam klienta. Może powinienem otwierać w niedzielę, gdyż bywały dni w tygodniu, że takiego ruchu nie było. Niemniej jednak, kiedy uniosłem wzrok pożałowałem, że nie zamknąłem za dziewczętami drzwi i nie przeniosłem się na piętro.
– Co ty tu, do kurwy, robisz? – zapytałem ostro, podnosząc się.
– Przyszedłem zawrzeć rozejm i nawiązać przyjaźń – odpowiedział Asher, trzymając w ręce sześciopak piwa. – Twoje ulubione, chyba że zmieniłeś smaki. – Odwrócił napis na drzwiach tak, aby „zamknięte” było widoczne na zewnątrz, a potem przekręcił klucz.
Wkurzyło mnie to, bo byłem w stanie tylko na niego patrzeć, zgrzytając zębami i zaciskając pięści, podczas gdy moje serce wariowało.
– To co, wypijemy i pogadamy? – Uniósł te swoje cholerne brwi, których kształt zawsze dodawał mu zadziorności.
– Może byś tak odwrócił się, otworzył drzwi i sprawdził, czy nie ma cię za nimi, a najlepiej jak najdalej od Lake Forest. Wynoś się – dodałem, aby zrozumiał.
– Noah, przyszedłem tu z białą flagą. Dobra, nie mam jej tutaj, ale wyobraź sobie, że jest. – Wzruszył ramionami. – Gdzie możemy się napić?
Nie chciałem go tutaj, a tym bardziej nie chciałem wprowadzać go do mojego azylu. Jednakże znałem go i wiedziałem, jaki jest uparty. Poza tym zamierzałem wybić mu zęby, a krople krwi na podłodze, gdzie każdy mógłby je zobaczyć, gdybym zapomniał czegoś sprzątnąć, nie świadczyłyby o mnie dobrze.
Podszedłem do dużego okna i zasunąłem roletę. Okno wystawowe zostawiłem w spokoju i burknąłem do faceta:
– Chodź.