27 października 2014

Prezent od losu - Rozdział 15



Dziękuję za komentarze. :)

ROZDZIAŁ 15

Obudził ich krzyk kobiety. Luis zrywając się z łóżka nałożył na siebie spodnie i wybiegł na korytarz. Alessio poszedł w jego ślady i już niedługo później obaj byli świadkami zadziwiającego przedstawienia. Stojąc u szczytu schodów znaleźli rozwiązanie tak szybkiej pobudki. Niewątpliwie krzyk wyszedł z ust mamy Luisa, która była w stanie przywołać wszystkich mieszkańców domu i tych co w nim akurat przebywali. Kobieta stała w holu z podniesionymi rękoma nie ruszając się, podczas gdy obok niej siedział młody wilk. Wilczek sięgał jej prawie do talii, merdał radośnie ogonem zamiatając nim podłogę oraz ciekawsko na nią patrzył mając do tego wszystkiego podniesione uszy.
– Dobry… pies – mówiła pani Bright opuszczając powoli ręce. – Grzeczny piesek. Jakiś ty duży.
– Który to? – zapytał Luis Alessia.
– Mark. Brat partnerki Madrasa. On uwielbia się bawić i przebywać w zwierzęcej skórze. Twoja mama musiała przeżyć szok widząc takiego… psa.
– Taaa. – Luis oparłszy się o barierki zawołał: – Mamo, on ma na imię Mark i kocha zabawę.
Kobieta obejrzała się na syna, dzięki temu ujrzawszy nie tylko jego, ale i kilka innych przyglądających się jej osób. Ponownie skierowała wzrok na potwora.
– Ładny jesteś. Lubię zwierzęta. Mamy w domu kotkę, która teraz przebywa u naszej rodziny.
Luis widział, że wilczek przekręcił łeb i zastrzygł uszami uważnie słuchając kobiety. Zaśmiał się pod nosem. Ciekaw był co jego mama powie na to kim naprawdę jest Mark. Nie miał wątpliwości, że musiał rodzicom powiedzieć prawdę.  W końcu się o tym dowiedzą tym bardziej, że on będzie żył o wiele, wiele dłużej niż zwyczajny człowiek. Dotknął ręką znaku po ugryzieniu. Nie żałował. Alessio objął go ręką i przyciągnął do siebie. Pocałunek w kark powiedział dużo i nie trzeba było słów, żeby znać uczucia mężczyzny.
– Odwołam Marka i pójdziemy się ubrać. Wiedziałeś, że już południe?
– Zasnęliśmy po tym jak… Chętnie to powtórzę jak będziesz chciał – wyszeptał do ucha Alessia. Pragnął jeszcze się z nim kochać tak jak rano, kiedy to on był na górze, mimo że odkrył, że to on woli oddawać się kochankowi. Jednak zmiana od czasu do czasu była dobra.
– Zobaczymy, jak ładnie o to poprosisz to może… – zawiesił głos Alessio, ale jego oczy powiedziały „kiedy tylko zechcesz”, po czym mężczyzna zwrócił się do Marka przebywającego w wilczej skórze: – Mark, wracaj do domu i powiedz Madrasowi, że po południu przyjdę sprawdzić jak idą postępy z moim autem.
– Jak on ma temu komuś to powiedzieć? – zapytała mama Luisa unosząc głowę.
– Ekhem, mamo będę chciał ci coś opowiedzieć. Tacie też i wierzcie mi, że to nie będzie sen – rzekł Luis. – Tylko pójdę się ubrać. – Zawrócił do pokoju.
Miał na sobie już czyste spodnie i koszulkę, kiedy do sypialni wszedł Alessio po tym jak dopilnował, żeby urwis Mark go posłuchał. Mężczyzna wyjął z szafy ubranie, które nosił zazwyczaj kiedy wybywał z domu na dłużej. Wyjściowe dżinsy i granatowa koszula z kołnierzykiem podpowiedziały młodszemu z kochanków, że partner musiał gdzieś jechać.
– Nie miałeś planów na dzisiaj. Sam powiedziałeś, że spędzimy ten dzień razem. – Luis podszedłszy do Alessia poprawił mu kołnierzyk. Zachowywał się jak dobry, przykładny partner.
– Miałem ci tego nie mówić, ale właśnie dzwonił facet, z którym wczoraj rozmawiałem w sprawie Henry’ego. – Zapiął mankiety koszuli. – Poszperał gdzieniegdzie i chociaż to miało zająć masę czasu, coś znalazł. Niestety nie może tutaj przyjechać, więc ja muszę udać się do niego.
– Czego szukał? – Luis założył ręce na piersi.
– Prawdziwych danych Henry’ego. Wie też gdzie pracował. Będę chciał tam pojechać i się czegoś dowiedzieć. Ty tymczasem porozmawiaj z rodzicami. Wiesz, że masz zgodę alf  na powiedzenie im prawdy. Do tego przygotuj ich do uroczystości połączenia za dwa tygodnie. Lecę. – Cmoknął Luisa szybko w usta.
– Nic nie zjadłeś.
– Kupię sobie coś po drodze.
– Uważaj na siebie – poprosił chłopak zostając sam. Gdyby mógł to by z nim pojechał, ale po pierwsze Alessio nie wziąłby go, a po drugie w mieście na razie był stracony. Może policja go otwarcie nie poszukiwała, ale z tego co wiedział po cichu, każdy gliniarz wypatrywał jego obecności. Kiedy to się wreszcie skończy i będzie mógł normalnie żyć?
Wychodząc z pokoju natknął się na Christiana. Zmienny smok stał oparty o ścianę i czekał na niego.
– Co ty tu robisz?
– Domyślam się, że chcesz powiedzieć rodzicom o zmiennych. Chętnie ci w tym pomogę, mam już doświadczenie z wami. – Wyszczerzył się przyjaciel.
– Najpierw coś przekąszę, a potem będzie czas na rozmowę – burknął kierując się w stronę schodów.

***

Alessio dojechawszy na miejsce spotkania, pożyczonym od Martina samochodem, zauważył zmiennego kota, panterę, siedzącego na ławce w parku. Mężczyzna wśród osób przebywających w parku wyróżniał się potężną posturą – chociaż nie dorównywał Madrasowi – śniadą skórą i długimi, czarnymi niczym noc włosami związanymi nad karkiem. Alessio dobrze znał tego zmiennego i ufał mu jak nikomu innemu. Zbliżywszy się do niego podał mu rękę na powitanie.  Usiadłszy obok znajomego zapytał bez owijania w bawełnę:
– Czego się dowiedziałeś?
– Ten wasz Henry, tak naprawdę nazywał się Andrew Karinsky i był dziennikarzem śledczym. Pracował w gazecie zajmującej się wykrywaniem afer, korupcji i ogólnie sensacją – mówił zmienny kot rozglądając się czujnie wokół. – Z tego czego się dowiedziałem, a pracowałem całą noc, więc jesteś mi winien kawę i ciacho, to przypadkiem wpadł na coś cholernie wielkiego. Rozmawiałem z naczelnym pisma, w którym Andrew pracował, podobno mężczyzna powiedział mu, że wie coś w co zamieszany jest komisarz, ale musi zdobyć więcej dowodów. Podjął pracę w jakiejś restauracji, bo podobno „mój szef” często do niech chodził, ironia losu co…?
– Taaa.
– Komisarz, lubił tam jadać i nieraz miał tajemnicze spotkania z jakimiś ludźmi. Ci byli biznesmenami, dobrze sytuowani i tak dalej. W sumie byłem tam i znalazłem przy jednym ze stolików coś w rodzaju podsłuchu. Podobno zawsze tam siadał nasz podejrzany. Rozumiesz?
– Mhm. Dobra, ale powiedz mi czy wiesz na co wpadł Henry czy tam Andrew? Co to było? Mój partner powiedział, że komendant wyraźnie czegoś szukał.
– Podobno Karinsy nagrał go jak ten przyjmuje łapówkę od handlarzy narkotyków, a kto wie, może i swoją dolę. Nie wiemy tylko czy taki film naprawdę istniał, czy Andrew był świadkiem takiej sceny, ale nic nie nagrał. W sumie sam powiedział, że nie ma wystarczających dowodów. Mógł blefować, że coś ma. Rozumiesz o co mi chodzi? – zapytał zmienny kot.
– Biorąc pod uwagę twoje skomplikowane myślenie i twój słowotok, chyba rozumiem. Tym czego komendant szukał jest zwykły film przedstawiający go w niepochlebnej sytuacji. Gdyby ktoś to zobaczył, nawet sam burmistrz by mu nie pomógł. Trzeba było pozbyć się filmiku, o ile istniał, i świadka. Nie było to trudne biorąc pod uwagę, że nasz… nazwijmy go złym na czas tej rozmowy, ma kontakt z różnymi typkami i wystarczyło zapłacić, żeby ci zrobili za niego brudną robotę. Pomyśleć, że gdyby osobiście nie chciał załatwić Andrew alias Henry’ego, a Luis nie pojawił się w nieodpowiednim czasie ten człowiek nadal miałby nieposzlakowaną opinię.
– Przypominam ci, drogi Alessio, że nadal ma.
– Niedługo. Sam powiedziałeś mi przez telefon, że nasz pan zły, zachowuje się dziwnie. Jest niespokojny, a to znaczy, że nie ma filmu, który go kompromitował.
– O ile film istniał.
– Istnieje, tylko muszę go znaleźć. – Był niemal pewien, że film naprawdę został nagrany. I gdyby pan Karinsy nie szukał jeszcze więcej dowodów, tylko wysłał film do telewizji, nadal by żył, a komisarz siedział.
– Jak go znajdziesz?
– Pod latarnią zawsze najciemniej – powiedział Alessio i zebrawszy od znajomego jeszcze kilka innych informacji – nie próbując wyciągać z niego w jaki sposób ten poznał prawdę – obiecując mu zaproszenie na kawę i ciacho pożegnał się z nim.
Pół godziny później, omijając korki bocznymi drogami, zajechał pod kamienicę, w której mieszkał Andrew jako Henry. Okazało się, że to mieszkanie wynajął od razu po tym jak zaczął pracować nad sprawą komisarza. Tam też spędzając masę czasu musiał ukryć dowody. Na pewno trzymał je z daleka od rodziny. W jakiś sposób komisarz dowiedział się, że jest śledzony, może nawet sam Karinsky się tym zdradził chcąc go zaszantażować, wszak niektórzy ludzie moralność mają tylko do pewnego momentu. Ta się kończy kiedy w grę wchodzą duże pieniądze. Przecież inaczej, jeżeli dowody już istniały dlaczego ten facet szukał kolejnych? Możliwe, że to było za mało, żeby skazać takiego ważniaka, ale wątpił w to. Po prostu szantażował komisarza i brał za to kasę.
Nie wiedział czego szuka, ale dostawszy się do mieszkania już normalnie, mając do niego klucze, stanął pośrodku dużego pokoju zdając się na swój instynkt. Ten go nigdy nie zawodził. No, czasami tylko, w sprawie z Arthurem. Pomyślał co by zrobił na miejscu Henry’ego. To imię tak mu weszło w pamięć, że nie zważał na to jak nazywa go w myślach.
– Gdzie to schowałeś? – mówił do siebie Acardi. – Zrobiłeś to tak, że nikt tego nie znalazł. Co najlepsze wszyscy to widzieliśmy. Nie ma to jak skarby schowane na widoku. Film istnieje, bo komisarz widział jego kopię inaczej by tak nie szalał. – Przemierzał powoli pokój sunąc oczami po wszystkich przewróconych meblach oraz wiszących nienagannie obrazach. Jego wzrok skupił się na książce leżącej przy elektrycznym czajniku. Wziąwszy ją do ręki zaczął wertować strony. Na wielu filmach widział małe skrytki robione w książkach lub ich atrapach. Niestety ta taką nie była. Odłożywszy ją z powrotem odwrócił się na pięcie, a jego wzrok padł na mały niepozorny obrazek leżący na podłodze. Musiał spaść w czasie kiedy banda komisarza przeszukiwała mieszkanie. Podszedł do niego i już miał go powiesić na gwoździu kiedy palcem natrafił na kawałek grubszego, nierównego drewna. Obrócił dzieło sztuki i zmrużył oczy. Rzeczywiście rama w tym miejscu była jakby grubsza, ale gołym okiem nie dało się tego zobaczyć, tylko wpatrując się bardziej zdołał zauważyć, że niewielki kawałek prostokąta okrążała ledwie widoczna szpara. Ktoś musiał się bardzo postarać, żeby nikt nie zwrócił na to uwagi. Gdyby nie jego wyczulone palce w życiu nie natrafiłby na to zgrubienie. Kierowany nagłym impulsem wrócił do kuchni. Wziąwszy pierwszy lepszy nóż podważył czubkiem prostokącik. Ten nie chciał się wysunąć, ale po kilku próbach ujawnił to co było pod nim ukryte. Na maleńkiej przestrzeni w ramie obrazu leżał sobie ukryty miniaturowy pendrive. Jego grubość i ogólna wielkość pozwalała na schowanie go wszędzie. Wyjął urządzenie i zamknął go w pięści. Najchętniej to już sprawdziłby co na nim jest, ale nie miał jak i podejrzewał, że znalazł dowody. Raczej filmy rodzinne czy zdjęcia nie musiałyby być tak starannie schowane. Czyli nie mylił się, że to czego szukali znajdzie właśnie w tym mieszkaniu. Gdyby ostatnio się postarał, nie pozwoliłby sobie rozwalić głowy, możliwe, że dzisiaj już byłoby po wszystkim. Teraz tylko musiał podjąć kolejne kroki do tego, aby Luis przestał się bać.

***

Rodzice Luisa siedzieli z niemal opuszczonymi szczękami, po rewelacjach jakie przekazał im ich syn oraz Christian, których wspomagała Sonia. Luis opowiedział rodzicom całą historię Christiana, swoją włącznie z tym dlaczego się tutaj znalazł i dlaczego oni mieli tak długie wakacje. W tej chwili w salonie panowała cisza i byłaby trwała, gdyby do pokoju nie wpadł maleńki chłopczyk wołając swojego tatę. Luisa zadziwiało to jak zmienni szybko się rozwijają. Adaś wyglądał jak dwulatek, a zachowywał się inaczej niż inne dzieci. Chodził już bez żadnej pomocy, nawet biegał, mówił bez seplenienia i co najważniejsze doskonale rozumiał kto jest kim w tym towarzystwie.
– Tata. – Chłopiec owinął ręce wokół szyi Chrisa, gdy zmienny smok wziął go na ręce.
– Tata? – głos zabrała pani Bright. – Myślałam, że to dziecko którejś z tych kręcących się tu kobiet. Jakim cudem ty masz syna i to tak dużego? – zwróciła się do przyjaciela syna.
– Mamo, o tym wam nie powiedzieliśmy. Wiecie, że Christian jest diamentowym smokiem i oni mają tę… to znaczy mężczyźni mają tę właściwość, nie wiem jak inaczej można to nazwać, że… mogą rodzić dzieci i Chris ma trojaczki – dokończył płasko i nad wyraz cicho nie wiedząc co ma jeszcze dodać. Jemu samemu przyszło z trudem pogodzenie się z tą całą ciążą przyjaciela, a co dopiero rodzicom. Ci nie byli tak otwarci jak Sonia i on. Do tego przecież nakładli im dzisiaj do głowy całe tony zadziwiających rzeczy. Tata siedział cicho z miną nic nie mówiącą. Podejrzewał, że była to tylko maska i naprawdę bał się jego wybuchu, mimo że ten był raczej spokojnym człowiekiem. Zaś mama… Ona go właśnie zaskoczyła. Rodzicielka podeszła do dwójki zmiennych i wzięła dziecko na ręce. Zaczęła do niego mówić, a chłopiec złapał ją za włosy i się do niej uśmiechał. Luis zarejestrował wśród zachwytów mamy coś w stylu „będę twoją babcią zgadzasz się?” Odetchnął. Z mamą poszło dobrze. Zadziwiająco dobrze. Pomylił się sądząc, że jego matka nie poradzi sobie w tym wszystkim, a ona jeszcze mianowała się babcią i do tego chciała poznać pozostałe dzieci oraz kochanków Christiana. W końcu został sam z ojcem.
– Tato, nic nie powiesz?
– Nic dziwnego, że mieszkając tutaj nabrałeś przekonania, że jesteś pedałem.
– Gejem, gejem tato. Pedały są przy rowerze. Zresztą nieważne. Tu nie chodzi o mieszkanie… Nic nie zmieni tego kim jestem, jaki jestem. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. – Wstał z fotela. – Idę się przejść. Liczę, że porozmawiamy o tym kiedy wszystko sobie przemyślisz.
– Matkę zaczarowało to dziecko i nie zapytała się ciebie o co chodzi z tym, że ktoś cię szuka? Kto to jest? – spytał pan Bright zatrzymując syna zanim ten wyszedł.
– Porozmawiamy później. Potrzebuję powietrza i spaceru. – Opuściwszy salon wyszedł na zewnątrz. Martwił się o Alessia. Partner nie oddzwaniał, a on nie chciał dobijać się do niego co pięć minut na wszelki wypadek, żeby mu w czymś ważnym nie przerwać.
Zszedłszy ze schodów zobaczył Christiana opartego o Hamera – jak wcześniej o ścianę – jakim jeździł szukając Alessia.
– Pomyślałem, że przyda ci się nie tyle spacer co szalona przejażdżka. Wybiorę się z tobą, bo twoja mama zawłaszczyła sobie moje dzieci. – Roześmiał się.
– Nie doceniłem jej.
– Masz świetną rodzinę. W sumie to twoi rodzice byli dla mnie jakby rodziną zastępczą. – Zasmucił się Christian. – Gdyby nie Daniel, Martin i nasze dzieci nie miałbym kogo nazywać swoimi. Nie należałbym do stada tak ja czasami nazywam w duchu sforę.
– Czy wiesz gdzie są inne diamentowe smoki? Żyją długo, więc wszystkie nie wyginęły. Jesteś ich księciem.
– Daniel szukał jakiegoś śladu, ale na nic nie natrafił. Może kiedyś się ktoś zjawi, może nigdy. To co chcesz te kluczyki czy nie? – Ponownie uniósł wspomnianą rzecz.
– Chcę. – Zabrał kluczyki od przyjaciela. – To gdzie się wybieramy?
– Na północne strony. Tam jest dobre miejsce do jazdy terenowej i możesz docisnąć pedał gazu. Chyba że się będziesz bał. – Podpuścił go wskakując do potężnego auta.
– Prędzej ty narobisz w gacie.

Musiał przyznać, że Christian miał doskonały pomysł. Szalejąc po polnych drogach, zostawiając za sobą tumany kurzu czuł, że opuszcza go całe napięcie. Naciskając pedał gazu czuł, że żyje. Pędził samochodem po różnych wertepach, górkach i pojazd prowadził się wprost nieziemsko. Siedzący obok Christian śmiał się, to krzyczał kiedy wjeżdżali na sporej wielkości pochyłość, a potem zjeżdżając z niej znajdowali się nagle na płaskim terenie, który rozciągał się całymi milami. Dlatego zawrócił i jadąc ponownie tą samą drogą musiał zwolnić, żeby odebrać telefon od Alessia.
– Co tam? Dzwoniłem do ciebie.
– Gdzie jesteś? Włącz Youtuba lub pierwszą lepszą stację telewizyjną.
– Jestem z Christianem na północnej drodze. Szalejemy Hamerem. Jesteś już w domu?
– Dojeżdżam właśnie.
– To my też jedziemy. Jestem ciekaw co ty tam wykombinowałeś. Za dziesięć minut dojedziemy na miejsce.
– Czekam.
Rozłączył się i ponownie wcisnął gaz do dechy wzbudzając tumany kurzu. Nie wiedział co go tak do domu goniło, ciekawość czy czekający na niego partner. Pokonawszy jeden z zakrętów ujrzał kierujący się w ich kierunku samochód. Robiąc mu miejsce zjechał na prawą stronę ponownie zwalniając, żeby nie przejechać obok drugiego pojazdu z nadmierną prędkością. Niestety kierowca drugiego auta nie zamierzał zjechać tylko pędził na nich środkiem drogi zbliżając się z wielką prędkością.
– Co on wyprawia? Wariat jakiś czy co? – Christian poruszył się niespokojnie na siedzeniu. – Wycofaj i zawróć tam gdzie ci przedtem pokazywałem, bo tu nie damy rady za wąsko. Tuż przy tych drzewach. Ruszaj dupę, bo nas staranuje! – krzyknął Christian widząc, że przyjaciela zamurowało.
– Tak, tak już. – Wrzucił bieg wsteczny i cofał dopóki nie było możliwości wjechania na łąkę i zawrócenia na niej. Niestety ten jeden błąd, zawahanie jakie miał, sprawiły, że po zawróceniu drogę zajechał im samochód, przed którym chcieli uciec. Krew w żyłach zaczęła szybciej krążyć i mając złe przeczucie próbował jeszcze uciec, gdy nieznany kierowca ponownie im przeszkodził. Warknął zaciskając ręce na kierownicy tak mocno, że kostki mu pobielały. Chciał znów cofnąć i przejechać na drugą stronę pastwiska, ale zanim to zrobił – za co przeklinał siebie i swoje zwolnione z dziwnie pętającego go strachu ruchy – z atakującego ich samochodu wysiadł mężczyzna, którego zdjęcie pokazał mu Alessio. Komisarz wyciągnął broń i przestrzelił obie opony.
– O kurwa mać – zdołał powiedzieć Luis, kiedy mężczyzna otworzył drzwi i wycelował mu lufę pistoletu prosto w głowę.

20 października 2014

Prezent od losu - Rozdział 14



To już 14 rozdział, więc przed Wami jeszcze 3, czyli już niedługo akcja Wilczków dobiegnie końca. Jak wspominałam, kiedyś napiszę część 4 o doktorku, ale nie będzie to szybko. 

Tutaj umieszczam małe ogłoszenie, a robię to w wyjątkowych sytuacjach. 
Ci którzy znają Silencio, (ci którzy jej nie znają, mają szansę zapoznać się z opowiadaniami autorki), ci którzy lubią tematy posapokaliptyczne, a nawet jeśli nie, mają szansę nabyć kolejnego ebooka Silencio z opowiadaniem pod tytułem Czerwone niebo. Ebook jest dostępny do zakupu tutaj: http://beezar.pl/ksiazki/czerwone-niebo na tej stronie również można kupić edytowane opowiadania Chaos i Every me, którego już raczej nie znajdziecie w całości w Internecie. Także każdego zainteresowanego zapraszam do zapoznania się z fragmentem opowiadania Czerwone niebo i jeśli komuś się spodoba, to jeśli ma taką możliwość do zakupu. Tutaj małe ogłoszenie autorki: Astargot  ewentualnie tutaj: By Silencio
Ja kupiłam, pomimo że bardzo nie lubię tematów post-apokaliptycznych i się nie zawiodłam.  

Znalazłam betę do nowego opowiadania Nie powiem dobranoc i jest nią Akemi :)

Dziękuję za komentarze i Lady Makbet za pomoc przy poprawianiu rozdziału. ^^

ROZDZIAŁ 14



Niech ktoś go uszczypnie. Jego rodziców tutaj nie ma, nie widzieli jak lizał się z facetem przyciągając go do siebie nogami. To był zwykły koszmar. Obudzi się i oni znikną. Razem z Sonią. Błądzący po jej ustach zadziorny uśmieszek podpowiadał mu, że to nie sen. Zawiesił spojrzenie na każdej osobie, która znajdowała się w kuchni, zatrzymując go dłużej na partnerze. Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Chciałem ci powiedzieć.

– Nic nie mów. Mamo, tato – zwrócił się do rodziców, schodząc ze stołu. Poprawił podciągniętą do góry koszulkę. Serce chciało mu wyskoczyć z piersi ze strachu o ich reakcję. Oboje milczeli badając wzrokiem to jego, to Alessia. W każdym razie, cokolwiek się wydarzy nie musi już zawracać sobie głowy zastanawianiem się jak im o sobie powie i, że mają zięcia, którego bynajmniej nie dała im ich córka.

– Czy mógłbyś powiedzieć mi co to było? – zapytał tata wyglądając jakby był bliski zawału.

– Em... Nie tak mieliście się dowiedzieć. – Przeciągnął ręką po szyi w zdenerwowaniu. – W ogóle co tu robicie?

– Nie zmieniaj tematu – rozkazała głowa rodziny Bright.

Miał ochotę się cofnąć słysząc ton głosu ojca, który nie świadczył o niczym dobrym. Poczuł, że Alessio przysuwa się do niego i kładzie mu rękę na ramieniu. Dzięki temu zrobiło mu się lepiej i mógł odpowiedzieć na te wszystkie nieme pytania krążące po kuchni. Nie powinno być tak okropnie, na co w tym momencie wygląda. Rodzice wiedzieli, że Christian jest gejem, a go lubili, więc w jego przypadku też nie powinno być źle. W końcu  był ich synem, a może dlatego, że był mogli… Raz kozie śmierć.

– Alessio i ja jesteśmy razem. – Chwyciwszy dłoń partnera splótł z nim palce.

– Jesteś gejem? – spytała mama drżącym głosem. Kobieta wyglądała na bardziej zakłopotaną niż złą.

– Tak – odpowiedział. W sumie może tak siebie nazywać. Rodzice bardziej to zrozumieją niż „Hej, jestem biseksualny, wiem, że chcielibyście, abym wybrał kobietę, ale wolę faceta konkretnie Alessia, który jest zniewalający i mnie kocha”. – Czy to dla was problem? – Mocniej zacisnął palce na dłoni kochanka.

– Mój syn nie może być homoseksualny – rzekł ojciec przerywając gęstą atmosferę, którą można by kroić nożem. – Nie może. Nie tak cię wychowałem.

Zanim do Luisa dotarło co powiedział jego tata, mężczyzna wyszedł. Mógł mu to wybaczyć, dowiedzenie się czegoś takiego nie sprawia, że rodzice tańczą z radości. Mimo tego zabolało.

– Daj mu czas – głos mamy przerwał szum jaki narastał w głowie Luisa. – On już ułożył sobie twoje życie. Widzi cię z miłą dziewczyną i dwójką cudownych dzieci. Ochłonie i porozmawiacie.

Kobieta podeszła do syna, przyjrzała się mu uważnie oraz nie zabierającemu głosu Alessiowi.

– Nie ukrywam, że to dla mnie szok, ale kocham cię synku. – Chwyciła w obie dłonie twarz Luisa i ucałowała go w oba policzki. Później ku zaskoczeniu obu mężczyzn zrobiła to samo z Alessiem. – Nie skrzywdź mojego syna, bo tak ci skopię twoje cztery litery, że nie usiądziesz na nich przez rok lub dłużej – zagroziła.

– Będę się bardzo starał sprawić, żeby był ze mną szczęśliwy.

– Miło mi to słyszeć. Chociaż wiem, że w związkach bywa ciężko i nie zawsze jest się w stanie podołać wszystkiemu. Najważniejsze byście się kochali. Podobasz mi się chłopcze – mówiła kobieta zwracając się do partnera syna jak do kogoś o wiele młodszego. W sumie Alessio wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć, osiem lat, a ona nie znała jego prawdziwego wieku. – Zdążyłam ciebie polubić kiedy poznałam cię na lotnisku. W samochodzie ucięliśmy sobie miłą pogawędkę. Porządny z ciebie człowiek, a w tym nigdy się nie mylę.

Alessio odetchnął, kiedy kobieta pokazała, że ich akceptuje. Nie chodziło mu o siebie, lecz o Luisa. Nie chciał, żeby partner został odrzucony ze względu na to z kim się związał. Polubił ją. Mama Luisa była bardzo podobna do córki, ale ona i Luis mieli ten sam uśmiech i oczy. Kobieta była lekko puszysta, ale to tylko dodawało jej uroku, ubierała się bardzo elegancko i wydawała się ciepłą osobą. 

– Może napije się pani kawy? – zaproponował Acardi. W samochodzie pani Bright powiedziała, że jest wielką koneserką tegoż napoju.

– Dziękuję ci kochanie, ale muszę odnaleźć męża. Wy, jak sądzę, musicie porozmawiać, ponieważ mój syn jest skonsternowany, a do tego nie wie dlaczego już nie jesteśmy na wczasach.

– Wszystko mu opowiem. – Ucałował Luisa w skroń.

Kobieta uśmiechnęła się jeszcze raz do nich i odwróciwszy się wyszła z kuchni.

– Nic nie powiesz? – Luis popatrzył na obserwującą całe przedstawienie siostrę.

– Co mam powiedzieć? Mam ochotę cię walnąć. Nic mi słówkiem nie pisnąłeś o tym, że zmieniłeś orientację i masz takie ciacho przy boku. – Zarumieniła się aż po czubki uszu za które odgarnęła włosy. Nogi się pod nią uginały gdy parter brata patrzył na nią z łobuzerskim uśmieszkiem.

– Niespodzianka, siostra.

– Taa. Taka niespodzianka, że gdybyśmy nie weszli tu i nie zobaczyli, że chcesz połknąć jego język nic byś nie powiedział.

– Powiedziałbym, jakoś. Teraz powie mi ktoś co tu się dzieje i dlaczego ja nie wiedziałem, że będziemy mieli gości? – Wysunąwszy krzesło usiadł na nim wyciągając przed siebie nogi i zakładając ręce na piersi. Czekał na wyjaśnienia, bo coś tu było nie tak. Dlaczego nikt mu nie powiedział, że przyjedzie jego rodzina? Czy coś im groziło, czy coś się dzieje? Spojrzał z pretensją na Alessia. Mężczyzna miał przed nim tajemnice? Mama coś wspomniała o lotnisku, że tam go poznała. Dlatego dzisiaj zniknął na cały dzień. Pojechał po nich. Przywiózł ich tutaj, żeby zmusić go do powiedzenia rodzicom prawdy o sobie?

– Oho, mój brat ma nie tęgą minę. Zostawię was samych – powiedziała Sonia. – Idę do Chrisiątka. 

– Nie nazywaj go tak, bo ci ogryzie głowę – rzucił Luis śledząc poczynania kochanka.

Alessio westchnął. Mówił alfom, że to zły pomysł i dostanie mu się od Luisa. Miał tylko nadzieję, że ten nie będzie chciał się kłócić. Zmęczenie kilkugodzinnym oczekiwaniem na opóźniony lot dawało o sobie znać. Nieprzespana noc również. Usiadł naprzeciwko partnera i pochyliwszy się ułożył łokcie na kolanach łącząc palce ze sobą w piramidkę.

– Nie powiedziałem ci, bo nie było to pewne, że dzisiaj przyjadą. Tam gdzie byli rozpętała się wichura, więc jedynie tutaj mogliśmy ich przywieźć. Ich dom nawet nie wchodził w rachubę ze względów bezpieczeństwa. Nie chciałem ci robić nadziei mówiąc, że przyjadą i…

– Gdybym wiedział, nie widzieliby tego co zobaczyli.

– Chciałem ci powiedzieć, że oni tu są, ale rzuciłeś się na mnie.

– Mogłeś mnie odepchnąć.

– Kochanie, trudno ci się oprzeć. Zresztą jakby to wyglądało? Jeszcze gorzej, prawda?

Luis zamyślił się na chwilę. W sumie Alessio miał rację. Sam jakby zobaczył swoje dziecko – kit w tym, że nigdy nie będzie go miał – jak ktoś je odpycha, wściekłby się i potraktował tę osobę nieprzychylnie. Tak to rodzice zobaczyli, że jest chciany, ale czy musieli widzieć to w taki sposób? Może gdyby to wyszło inaczej tata, inaczej zareagowałby.

– Może masz rację, ale… Zresztą nieważne. – Machnął ręką. – Sprowadziliście ich tutaj i co dalej? Co jak zobaczą, że ktoś się przemienia? Mam powiedzieć im prawdę? – Zerwał się z krzesła. Bał się im powiedzieć o zmiennych. Co jak uznają go za wariata, a tę całą społeczność za jakąś sektę? Tak czy owak i teraz mogą myśleć w ten sposób. Oparł czoło o framugę okna ciężko wzdychając. Jego kochanek dołączył do niego obejmując go od tyłu.

– Rozmawiałem z alfami, a oni ze Starszyzną. – Pocałował Luisa w kark. – Ze względu na sytuację, czyli mnie i ciebie, możemy im wszystko wyjaśnić. Czy to zrobimy zależy od ciebie.

– Muszę pomyśleć. Czeka mnie rozmowa z tatą. – Oparł się o niego. Bardzo potrzebował swojego partnera i nie miało to żadnego związku z seksem. – Co jak on…

– Nie wyrzeknie się ciebie. Kocha cię. Chodź znajdziemy go i porozmawiacie. – Chwycił Luisa za rękę i pociągnął za sobą. – Jak zdążyłem poznać teściową to już na niego wpłynęła.

– Teściową?

– Aha. Przecież twoja mama to moja teściowa, nie? Kupię jej kwiaty.

– Tak, najlepiej cały pokój. – Od razu do głowy wpadł mu obraz pokoju wypełnionego kwiatami, które dostał w tych dziwnych zalotach od kochanka. Do dzisiaj kobiety opowiadają o tym.

– Żebyś wiedział, że tak zrobię – powiedział Alessio będąc zadowolonym, że doprowadził partnera do śmiechu.



***



Alessio zostawił Luisa i jego ojca samych, a sam powrócił do pracy, mimo że wcześniej chciał odpocząć. Potrzebował po raz milionowy przejrzeć maile czy nie przyszły jakieś informacje dotyczące Henry’ego. Skontaktował się nawet z zaufanym zmiennym kotem mającym dostęp do wszystkich akt, raportów i całej reszty danych policyjnych. Niestety oficjalne stanowisko nadal brzmiało, że ofiara została zamordowana w czasie napadu. Znajomy powiedział też, że nazwisko Henry’ego na sto procent było fałszywe, ponieważ taki ktoś pojawił się znikąd i być może będzie w stanie odnaleźć prawdziwe dane ofiary, tylko potrzebuje na to czasu i koniecznie pracy w ścisłej tajemnicy, jeżeli podejrzanym jest komendant policji. Beta dał mu czas i poradził, żeby się nie śpieszył, i przed nikim nie zdradził.

Odczuwał coraz większe zmęczenie, a oczy zaczęły go boleć od patrzenia w ekran komputera. Sam nie wiedział dlaczego tutaj siedział. Głównie to chyba po to, żeby zaczekać na partnera. Gdyby podczas rozmowy coś poszło nie tak, to chciał mu pomóc się pozbierać. Nie tak miało wyglądać uświadomienie rodziców Luisa, ale wyszło jak wyszło. Nic na to nie mógł poradzić. Luis sam się na niego rzucił i wydało się. Może to i lepiej, że tak się stało. Przetarł zmęczoną twarz dłońmi i wyłączywszy komputer podniósł swoje cztery litery. Wyszedł z gabinetu i chociaż kusiło go, by zajrzeć z ciekawości do salonu to tego nie zrobił. Udał się na górę, postanawiając, że weźmie prysznic i w łóżku poczeka na Luisa.



***



– Nie rozumiem, nie tak cię wychowałem, synu – powtarzał któryś już raz z kolei ojciec Luisa.

Chłopak stał i patrzył na ojca, czując, że go rozczarował, ale za nic w świecie nie oddałby tego co ma teraz. W końcu jest szczęśliwy. Owszem grozi mu niebezpieczeństwo, ale dzięki temu poznał Alessia i to był zwrot w jego życiu jakiego nie oczekiwał, nie chciał, a mimo wszystko nie mógł przed tym uciec.

– Tato, tu nie o to chodzi. Wychowałeś mnie na porządnego człowieka. Dzięki temu wiem co jest dobre, co złe. Nauczyłeś mnie co to miłość i szacunek do drugiego człowieka. Ale wychowanie nie ma nic wspólnego z tym kogo się kocha. To tylko pomaga w tym, że wiem jak pielęgnować związek.

– Chcę, żebyś był szczęśliwy. – Ojciec zacisnął szczękę patrząc na syna.

– Jestem.

– Z tym facetem? Co on ci może dać? Dzieci ci na pewno nie da.

– Czy tylko dzieci uszczęśliwiają ludzi w związkach? Alessio… Omal go nie odrzuciłem. To co nas połączyło jest silniejsze niż to co znasz. To jest niesamowita więź, której nic nie może przerwać. Z twoim błogosławieństwem czy nie, będę z nim i mam wielką nadzieję, że się z tym pogodzisz – powiedział stanowczo Luis i nie czekając na odpowiedź rodzica opuścił salon. Zajrzał do gabinetu, w którym kochanek miał pracować, ale kiedy go nie zastał, ruszył na piętro. Powinien był sprawdzić czy rodzice i Sonia dostali odpowiednie pokoje, ale ufał Christianowi oraz jego partnerom i temu, że dobrze ich rozlokowali. Teraz jedyne czego chciał to przytulić się do Alessia i po prostu z nim być. Wszedłszy do pokoju od razu ujrzał swojego kochanka leżącego w łóżku i śpiącego, pomimo wczesnej godziny. Chyba zrobi tak samo. Bardziej jego głowa niż ciało potrzebuje odpocząć, ale sen i w tym przypadku mu pomoże. Po rozmowie z Christianem przestał się przejmować swoimi nieustającymi pragnieniami ciała. Nie miał się czego wstydzić, a Alessio był tak samo napalony jak on, więc w tym względzie się idealnie dobrali. Obecnie sprawa ojca nie dawała mu spokoju, ale i to się jakoś ułoży.

Po prysznicu ułożył się przy boku Alessia i okrył kołdrą. Położył na jego piersi głowę, a partner od razu wyczuł obecność drugiej osoby przy sobie. Objął go rękoma.

– Jak tam? – zapytał sennie zmienny.

– Mogło być gorzej. Śpij. – Pogłaskał go po piersi. Mężczyzna jeszcze coś zamruczał i ponownie zasnął. Luis leżał jeszcze chwilę starając się o niczym nie myśleć, by niedługo później oddać się w ręce Morfeusza.

Obudził się kilkanaście godzin później, gdy słońce jeszcze nie wzeszło, ale w pokoju już robiło się widno. Alessio spał na plecach z jedną nogą ugiętą i odkrytą, a druga znajdowała się pomiędzy nogami Luisa, którego pobudzony penis opierał się wygodnie na udzie mężczyzny. Przesunąwszy dłonią po piersi kochanka wsunął ją pod kołdrę. Poranny wzwód Alessia był tylko czynnikiem prowadzącym do tego, że wszedł pod okrycie z postanowieniem zrobienia tego, do czego mimo wszystko ciężko było mu się przełamać. Serce biło mu jakby miał właśnie pokonać bardzo trudną do przejścia przeszkodę. Obejmując palcami penisa – to nigdy nie sprawiało mu trudności i obaw – ułożył się na brzuchu pomiędzy jego nogami. Pocałował najpierw biodro kochanka zanim zdecydował się na coś więcej. Mógł się wycofać, lecz naprawdę chciał w końcu przekonać się do tego co miał zrobić. Mógł spróbować przez prezerwatywę. Podobno niektórzy tak robili, ale zanim by ją mu nałożył, wtedy Alessio na pewno by się obudził, a on chciał na początku sam przejść przez te pierwsze kroki i nie kombinować, tylko sprostać swoim pragnieniom i ukochanego. Złożył jeszcze kilka pocałunków na jego brzuchu nim wysunął język trącając czubkiem od spodu główkę, przygotowany na to, że go to obrzydzi. Jednak nic takiego się nie stało. Ponownie zrobił to samo, delikatnie przesuwając językiem ku dziurce na czubku, próbując smaku ukochanego. Penis drgnął i Luis odsunął się na chwilę, by za chwilę ponowić to co robił. Polizał kolejny raz i niezniechęcony tym co robił, wszak to był dla niego pierwszy raz, objął ustami główkę, ale zaraz się wycofał, kiedy Alessio poruszył się, a członek przesunął mu się kawałek w ustach. Docisnął język od spodu poruszając dłonią po trzonie.

Sądził, że to sen. Słodki, perwersyjno grzeszny sen, tymczasem rzeczywistość okazała się jeszcze lepsza. Podniósł kołdrę, aby pod nią zajrzeć, akurat w chwili kiedy Luis zakreślił językiem kółko na samym czubku jego penisa, a oczy partnera pełne obaw, ale i zdecydowania spoczęły na jego.

– Już wiem, że pokocham ten języczek – wyznał Alessio chwaląc go tymi słowami. – Zrób to jeszcze raz. O tak. – Rozsunął szerzej nogi. – Weź go w usta, samą główkę, ale nie spiesz się. Nie poganiam.

Luis zachęcony słowami kochanka objął ustami główkę niechcący zahaczając o nią zębami. Słysząc syk bólu Alessia wycofał się.

– Przepraszam.

– Nic się nie stało. Osłoń zęby wargami. – Wyciągnął rękę i pogłaskał go po głowie. Stęknął kiedy poczuł jak po chwili jego penis zanurza się w ustach Luisa. Z całych sił powstrzymał swoje biodra każąc im leżeć nieruchomo, kiedy te chciały unieść się w górę i wbić członek wprost do gardła chłopaka.

Przywołując na myśl co sam lubi, kiedy to Alessio robi mu dobrze ustami spróbował tych kroków. Przez chwilę pojawiło się w głowie to, że kochanek uwielbiał kiedy on dochodził mu w ustach. Nie chciał o tym na razie myśleć, bo sam nie wiedział co zrobi. Przesunął dłoń na jądra Alessia głaszcząc je delikatnie, co spotkało się z zadowolonym pomrukiem od strony kochanka. Wziął w usta więcej twardego penisa czując na języku preejakulat i mógłby przysięgnąć, że członek jeszcze bardziej stwardniał. Próbował wziąć go głębiej, tak jak robił to Alessio, który go połykał, ale zacharczał krztusząc się i odsunął głowę łapiąc szybko powietrze.

– Spokojnie. Nie musisz tak głęboko. Nauczę cię, ale z czasem. Jest mi bardzo dobrze.

Słysząc spokojny głos Alessia, czując to jak drapie go po głowie odetchnął, że nie zbłaźnił się przed nim. Cierpliwy i kochający partner, to było to czego w danym momencie potrzebował. Uwielbiał się z nim ostro kochać, ale teraz pragnął delikatnego, niepospieszającego go mężczyzny. Powrócił do pieszczenia ręką penisa, którego główka była purpurowa od nabiegłej krwi, a ustami zszedł niżej na jądra i przesunął po nich językiem. Reakcja Alessia tylko go do tego zachęciła. Starał się go pieścić tak, żeby było mu dobrze i samemu pokonując kolejne przeszkody. Nadal w głowie gdzieś mu się tliło co zrobi dalej, jak się zachowa w chwili orgazmu mężczyzny. Z jednej strony chciał, żeby ten skończył w jego ustach, z drugiej miał opory. Może nie tak wielkie jakby je miał nigdy nie skosztowawszy spermy kochanka, czy swojej w czasie pocałunków jakie dostawał, kiedy usta Alessio smakowały nią tuż po tym jak mężczyzna zlizał każdą kroplę swojego nasienia z jego brzucha lub wyssał go do końca, niemal karmiąc się tym. Ponownie wziął penisa w usta trzymając palce owinięte wokół trzonu. Jeszcze parę razy zahaczył zębami, ale Alessio nie narzekał o ile zostawiał kiełki z daleka od nadwrażliwej główki.

– Zassij się na nim – poprosił oddychający coraz ciężej, leżący na plecach mężczyzna. – Tak jakbyś ssał lizaka, tylko mocno. – Po paru próbach dostał prawie to o co prosił, sama świadomość kto mu to robi była rozpalająca trzewia. Jego biodra wystrzeliły w górę, a głowa opadła na poduszki. Palce wbiły się w pościel głównie po to, żeby nie nacisnąć głowy Luisa prosząc, żeby wziął go głębiej. Bardzo mu tego brakowało. Tęsknił za tym nie chcąc zmuszać Luisa do seksu oralnego. Uniósł głowę, aby spojrzeć na kochanka. To był widok wprost orgazmiczny. Doprowadzał go do szału i ten język przyciśnięty do główki, te usta, po które chciał sięgnąć pragnąc je wycałować. Wszystko to doprowadzało go do szczytowania, więc gdy poczuł skurcz jąder, a silny dreszcz wstrząsnął ciałem krzyknął:

– Dochodzę... Dokończ ręką… – Ostrzegł kochanka, żeby ten mógł zdecydować co zrobić, ale usta jakby po chwili wahania jeszcze bardziej zacisnęły się na nim i nie powstrzymał się. Jego penis mocno pulsował wyrzucając z siebie strugi spermy, kiedy orgazm przeszywał całe ciało Alessia. Chciał żeby to się nie skończyło. Nie wiedział, że krzyczy pchając biodra w górę poddając się uderzającej przyjemności.

Omal się nie zakrztusił dosłownie w ostatniej chwili decydując się na to, żeby pozwolić dojść partnerowi w swoich ustach. Stwierdzając, że to go nie brzydzi, po chwili łapczywie brał wszystko co mu kochanek dawał wysysając i zlizując ostatnie kropelki nasienia, które połknął. Cieszył się, że to zrobił, ponieważ smak był wyborny, a widok upajający, cudowny, wspaniały, genialny i cholernie podniecający. Dla samego ujrzenia napinających się mięśni kochanka, dygoczących nóg, pojawiających się na skórze błyszczących kropli potu warto było się przemóc, pokonując swoje wątpliwości oraz bariery. Wypuściwszy go z ust zaczął całować Alessia po brzuchu, zatapiać język w pępku posuwając się w górę. Ręce kochanka pociągnęły go wyżej i ich wargi spotkały się w gwałtownym, namiętnym pocałunku. Westchnął kładąc się na nim. Nogi Alessia oplotły go wokół bioder, a penis Luisa wsunął się pomiędzy pośladki kochanka. Luis muskał szyję, policzki partnera napawając się ich bliskością, elektryzującym dotykiem oraz niekończącym się nienasyceniem. Ciągle było mu mało tego mężczyzny i wątpił, czy kiedykolwiek przestanie go pragnąć.

– Trzymaj, wiesz co robić – powiedział w pewnej chwili Acardi podając żel Luisowi.

– To znaczy… – Na skinienie głową wyszczerzył się cały szczęśliwy.

– Tylko jedna prośba. – Położył Luisowi dłoń z tyłu głowy naciskając na nią, żeby chłopak obniżył głowę, a on mógł mu szeptać do ucha. – Nie obchodź się ze mną jak z figurką z porcelany.

– Pod warunkiem, że ty w przyszłości użyjesz tego pejcza, który leży w pewnej szufladzie i paru innych rzeczy, które tam znalazłem wprowadzając się do twojego pokoju – wyszeptał Luis nie pozwalając mu już po tych słowach nic powiedzieć, pożerając jego usta i niemal pieprząc je językiem. – I spokojnie, umiem pieprzyć – dodał.

Niedługo później wsunął w odbyt Alessia dwa nawilżone palce, starając się nie traktować go zbyt delikatnie, tak jak kochanek prosił. Może i nie miał praktyki z mężczyzną, ale teorię „robienia palcówki” od tej drugiej strony poznał z nim w każdy możliwy sposób. Poruszał powoli palcami obserwując reakcje Alessia. Partner wzdychał po cichu leżąc z przymkniętymi oczami, coraz bardziej rumianymi policzkami. Uległy Alessio to był widok jakiego nigdy nie zapomni.

Rzadko oddawał się swoim kochankom. Zazwyczaj to on był dominującym partnerem, ale Luis nie był tylko przelotną przygodą. Chciał mieć z nim prawdziwy związek i nie tylko w nim brać, czy wyłącznie dawać. Byli sobie równi i tyczyło się to każdej sfery życiowej, tej intymnej też. Chwycił się prętów, które były w ramie łóżka przy wezgłowiu, kiedy Luis położył sobie jego nogi na ramionach i wszedł w niego wolno, ale stanowczo. Już miał go ponaglić, ale chłopak jakby wiedział co robić. Nie cackał się z nim. Od razu pchnął mocniej, a on powstrzymał jęk. Otworzył oczy, żeby patrzeć na kochanka teraz klęczącego z udami pod jego. Palce go bolały od ściskania szczebli, ale nie puścił ich. Oddychał coraz szybciej kiedy pchnięcia Luisa przybierały na sile. Tak dobrze było go czuć w sobie, cudownie z nim być. Odrzucił głowę do tyłu kiedy penis kochanka trafił w prostatę, a przez ciało przeszedł skurcz. Puścił pręty, żeby chwycić się pod kolanami i otworzyć bardziej na chłopaka, aby ten mógł wejść głębiej.

– Mocniej – poprosił. – Pieprz mnie mocniej. – Zadrżał powstrzymując się od krzyku.

Urzeczony takim Alessiem Luis spełnił jego prośbę. Biodra nabrały zawrotnego tempa w chwili pochylenia się nad kochankiem. Zawisł nad nim na wyprostowanych rękach pieprząc Alessia coraz mocniej, niemal przesuwając go po pościeli, już w tym momencie bardzo przez nich zmierzwionej. Partner był cichym kochankiem w przeciwieństwie do niego nie oznajmiał krzykiem, że mu dobrze. Sam widok mężczyzny wystarczył, by stwierdzić co przeżywa. Chciał przedłużyć ten akt, więc zwalniał kiedy był blisko orgazmu. Uwielbiał się z nim kochać w każdy sposób i konfiguracji. Niespodziewanie Alessio oplótł go ponownie nogami w biodrach, naciskając piętami na pośladki napinające się przy każdym pchnięciu, i przyciągnął do siebie obejmując za szyję. Ich wargi spotkały się w głębokim pocałunku, a Alessio zaczął dygotać, ukrywając swój krzyk w jego ustach. Luis poczuł wilgoć pomiędzy ich ciałami i sam już też nie chciał się dłużej powstrzymywać. Doszedł w nim w niekończącym się orgazmie wbijając się w niego ostatni raz i nieruchomiejąc. Zanim całym ciałem opadł na niego ich spojrzenia ponownie się spotkały, a każdy z kochanków mógł wyczytać z oczu tego drugiego całą gamę uczuć. Nie potrzebne były słowa, gdyż zwierciadła duszy powiedziały wszystko czego pragnął wiedzieć ten każdy z nich. Wielką, niesamowitą, nienasyconą i nigdy nie kończącą się miłość. To, bez czego człowiek na zawsze pozostaje samotny.