26 sierpnia 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 5


Heh, przypadkiem rozdział wstawił się wczoraj. Trudno. Parę osób miało go wcześniej. :)
Znów są problemy z formatowaniem tekstu, więc musicie to przetrwać.

Dziękuję za komentarze. :)



Kolejne dni upłynęły bardzo szybko, mimo że głównie były spędzone na nauce. Nadszedł w końcu dzień, w którym projekt opieki nad dzieckiem dobiegł końca. Lee witał go z przyjemnością. Musiał przyznać, że ostatnie dwa tygodnie były męką i tym bardziej  podziwiał swoją mamę oraz innych rodziców. Tyle ich kosztowało, by wychować swoje pociechy. Nie mogli nagle powiedzieć, że kończy się projekt, oddać dzieci i odetchnąć z ulgą. Jedno wiedział na pewno. Na razie nie jest gotów na dziecko. Lalka go wykończyła i ciągle chodził ostatnio zmęczony, a co dopiero żywy, mały człowieczek, któremu trzeba by było poświęcić całą uwagę. Może gdyby Daesoon mu pomagał, byłoby inaczej. Nie mógł zrzucić całej opieki na mamę. Kobieta ostatnio pracowała więcej niż zwykle. Jak wracała do domu, to padała.
Na jego głowie było wszystko. Mała, dom, zakupy, sprzątanie, nauka, a mieli dużo egzaminów. Do tego dochodziły treningi, bo trener tak bardzo chciał zdobyć mistrzostwo, że nie zważał na ich inne obowiązki. Dlatego czuł się zmęczony. W dodatku gdzieś od trzech dni bardzo źle się czuł. Ciągle go mdliło. Szczególnie rano. Parę razy wymiotował. Podejrzewał, że z nerwów wysiadał mu żołądek albo nabawił się jakiejś choroby. Przyjaciel namawiał go, aby poszedł do lekarza, bo podobno bardzo blado wyglądał. Nawet Kim dziwnie się na niego patrzył i go nie zaczepiał. W dodatku na ostatnim treningu zmusił do siedzenia na ławce, bo Lee miał zawroty głowy.
Dzisiaj też nie czuł się najlepiej i chętnie zostałby w domu. Niestety musiał oddać lalkę, a w dodatku miał dodatkowe zajęcia. Nie chciał ich przegapić. Pragnął coś w życiu osiągnąć. Dlatego musiał się uczyć, poznawać języki.
Wypłukał usta i wyszorował dokładnie zęby oraz język po tym, jak zwymiotował. Na szczęście mama była w pracy i nic nie słyszała. Natychmiast wygoniłaby go do lekarza. Później zaparzył sobie mięty i po jej wypiciu ruszył do szkoły.
Jazdę autobusem ledwie przetrwał. Z chęcią mógłby ziemię całować, gdy wyszedł z pojazdu. Nie zamierzał się wygłupiać, więc ruszył w stronę szkolnego budynku.
W głównym holu jak zwykle panował gwar. Dzisiaj wszystko przeszkadzało Jae, który wypatrywał JunHo i EunRa. Gdy ich odnalazł, śmiali się z czegoś. Przyjaciel wczoraj zdradził mu, że bardzo polubił pannę Byun i chciał prosić ją, aby została jego dziewczyną. Trochę im zazdrościł tej relacji. Nie wiedział czemu. Do tej pory nie myślał za bardzo, że chciałby z



kimś być – nie liczył zauroczenia Kimem trzy lata wcześniej. Owszem, kiedyś w przyszłości tak, ale nie teraz.
Podszedł do nich. Dziewczyna, mająca na sobie szkolny mundurek, na który składała się krótka szara spódniczka w kratę, biała bluzka i granatowa marynarka, uśmiechnęła się do niego. Długie włosy miała związane w kucyk.
       Wczoraj JunHo poprosił mnie, żebym z nim chodziła. Dziękuję, że dodałeś mu odwagi.
       W końcu się na nią zdobył. Gratuluję.
          Sama bym go poprosiła, gdyby nie zrobił tego pierwszy. Równouprawnienie, nie? Ale wolałam poczekać, bo mimo wszystko zawsze uważałam, że to facet powinien o to poprosić. W ogóle to, Jae, jak się czujesz z tym, że musisz zwrócić lalkę? Bo ja będę tęskniła za swoją. Chociaż zrozumiałam, że nie śpieszy mi się do zostania mamą.
        Jestem zmęczony tym projektem – odpowiedział. – Trochę mi żal, ale nie mam czasu na opiekowanie się lalką. To pokazuje, że jeszcze nie dorośliśmy do tego, aby być rodzicami.
         To prawda – odezwał się milczący dotąd JunHo. – Na razie mamy inne priorytety, jak imprezy, luz czy obowiązek nauki. Szczególnie tacy, co to lubią. – Rzucił wymowne spojrzenie Jaeminowi.
         Czyli ten projekt coś dał. Coś nam pokazał – powiedziała EunRa, tuląc do piersi lalkę.  Za chwilę będzie się musiała z nią rozstać. A przywiązywała się do rzeczy. Aczkolwiek nie mogła lalki wyglądającej jak niemowlak i tak się zachowującej nazywać rzeczą. – Jaemin, dobrze się czujesz? Jesteś bardzo blady.
        Prawie nie spałem – skłamał. Nie chciał, aby JunHo zaciągnął go do lekarza. Jakoś wolał nie wiedzieć, co mu jest. – Dobrze, że dzisiaj biologię  mamy na pierwszej lekcji.
       O, idzie pan Chung – zauważyła dziewczyna.
Nauczyciel powitał wszystkich ukłonem i szerokim uśmiechem. Otworzył klasę. W  środku, gdy każdy usiadł na swoim miejscu, przesunął po wszystkich wzrokiem.
       A gdzie jest pan Daesoon Kim?
        Już jestem. – Dae spóźniony wpadł do klasy. Ukłonił się i poszedł do ławki, którą ostatni raz dzielił z Lee. Zmarszczył brwi zaskoczony tym, jak Jaemin źle wygląda. Ostatecznie wzruszył ramionami, co mu tam, nic go to nie obchodziło.
       Miło, że się pojawiłeś. Dzisiaj nadszedł dzień oddania lalek. Wielu z was przywiązało się do swojego maleństwa, że tak powiem – zaśmiał się rubasznie nauczyciel. Był mężczyzną wesołym, lubiącym żartować i może dlatego tak uczniowie go lubili. – Po tym, jak sprawdzę wyniki nagrań, które zapisywały się… Nie będę wam tego tłumaczył. Jest to wykres i na pewno nikt nie był nagrywany, bo dochodziły do mnie takie obawy. Na wykresie będę miał…



Co ja wam tam będę tłumaczył. Oceny dostaniecie po tym, jak wszystko przejrzę. Ale już teraz mogę powiedzieć, że Daesoon nie dostanie dobrej oceny. Bez patrzenia na wyniki wiem, że nie pomagał przy opiece. A moje wyniki obserwacji, które skrzętnie notowałem, też biorę pod uwagę.
       Mówiłem, że nie będę się bawił lalką. To nie dziecko.
       A co zrobiłbyś, gdyby przytrafiło ci się dziecko? Niechciana ciąża, która zmienia wszystko?
        Nie przytrafi się. Uważam. Nie jestem gotowy na dziecko. Raczej nikogo w najbliższym czasie nie zamierzam zapłodnić. Tym bardziej że nie mam takiego kandydata czy kandydatki.
  Cała klasa roześmiała się.
          Życie bywa nieprzewidywalne, ale dobrze, że się nie śpieszysz. To też chciałem wam pokazać – jak trudną rzeczą jest rodzicielstwo. Owszem, to jest wspaniałe. Sam mam dwóch synów, ale nie ma dnia, abym się z żoną o nich nie martwił, mimo że są dorośli. Wiecie, jak wam było ciężko. A wyobraźcie sobie, że musicie kupić dziecku jeść, pieluszki, obowiązkowo chodzić do lekarza, myśląc o jego zdrowiu.
              Ja wiem jedno, proszę pana – wtrącił Hooyun Park – Nie będę miał dzieci do trzydziestki. I na pewno nie z nim. – Wskazał na WooJonga Gima, a Dae przewrócił oczami z myślą, z kim się kumpluje.
       Nie nadaję się na ojca twoich dzieci? – zapytał urażony WooJong.
       Sam zachowujesz się jak dziecko – wytknął mu kolega, a nauczyciel im przerwał.
          Dobrze, uspokójcie się. Miałem przygotowane dla was długie przemówienie na temat rodzicielstwa, ale widzę, że co mieliście wiedzieć, to już wiecie. Reszty życie was nauczy. Ono jest najlepszym nauczycielem. Dodam jeszcze, że wielu z was ma młodsze rodzeństwo. Rodzice na pewno nieraz prosili was o opiekę nad nimi, więc następnym razem, mając  wiedzę, jak trudne jest rodzicielstwo, pomóżcie. Niech odpoczną. Przejdźmy zatem do odbioru lalek. – Wziął z biurka przygotowaną listę. – Pożegnajcie się ze swoimi dziećmi.
Dae prychnął na to stwierdzenie. Cieszył się, że ten cały cyrk się kończy. Jego zdaniem nauczyciel zwariował. Zresztą zawsze uważał, że coś było nie tak pod kopułą pana Chunga. Który nauczyciel tak się zachowuje?
           Będę teraz czytać wasze nazwiska, a wy podejdziecie, wyłączycie lalkę i oddacie ją mnie. Ja ją oznaczę waszymi nazwiskami. Dane z wykresów poznam jutro. – Wyjął plik bransoletek, takich, jakie dostaje się w szpitalu. – Daesoon, już dzisiaj wpisuję ci, że nie zaliczyłeś tego projektu.



         Zaliczył coś, a raczej kogoś innego – ktoś prychnął, a Lee miał ochotę schować się do mysiej dziury. Na szczęście  nauczyciel niczego nie słyszał lub udawał, że nie słyszy.
Jaemin patrzył, jak kolejni uczniowie podchodzą do biurka z lalkami i wracają bez nich. Obok niego Dae mruczał coś pod nosem, niezadowolony z teatrzyku. W końcu nadeszła ich kolej i do biurka musieli się udać razem. Nauczyciel wziął lalkę. Na jej rączkę założył bransoletkę, na której wcześniej napisał dane Lee. Podziękował im i gdy Lee miał się odwrócić, zachwiał się. Daesoon go przytrzymał dzięki czemu nie upadł. Nagle zrobiło mu  się niedobrze i zatkawszy sobie usta dłonią wybiegł z klasy.
       Co mu się stało? – zapytał zaskoczony i zarazem zdenerwowany nauczyciel.
        Jaemin najprawdopodobniej od kilku dni ma grypę żołądkową, a nie chce iść do   lekarza
  wyjaśnił JunHo Cheong.
       To niedobrze. Ktoś powinien już teraz zawieźć go na badania. Niestety szkolna pielęgniarka też zachorowała i nie ma jej. Może coś by poradziła. Daesoon, masz za zadanie zabrać go do lekarza.
       Ja? Mam lekcje. – Skrzywił się. Jeszcze tego brakowało, aby stał się niańką.
       Usprawiedliwię cię. To nagły przypadek.
       Pójdę do niego może… – powiedział cicho JunHo.
       Tak, tak, idź i sprowadź go tutaj.


~*~


Lee wyszedł z kabiny, chwiejąc się na nogach. Ledwie dotarł do umywalki, ignorując czekającego na niego przyjaciela.
       Pan Chung chce, żeby Dae zawiózł cię do lekarza.
       Po moim trupie. – Odkręcił kran i pochylił się.
       Patrząc  na  ciebie,  to  kto  wie.  Może  spełni  się  twoje  życzenie.  Masz  z  nim jechać.
Nauczyciel nie odpuści, ja też. Kim ma samochód.
         Już wierzę, że ten idiota jest taki miły i posłucha nauczyciela – prychnął, kiedy wypluł wodę. Czuł, jak palą go wnętrzności, a szczególnie gardło. Coś złego się z nim działo i bał się tego. Może faktycznie był chory. Ciężko chory. Co wtedy zrobi jego mama? Nie chciał jej smucić.
       Nie robi tego z dobrego serca. Pan Chung obiecał mu nie obniżać oceny ze sprawowania.
Jaemin jęknął ponownie, płucząc usta. Nie dość, że czuł się jak gówno, to jeszcze będzie musiał znosić towarzystwo Kima. A ono w ostatnim czasie źle na niego działało.



       Może obrzygam mu samochód. Zawsze to jakiś plus.
       Zabije cię, jak to zrobisz. – Roześmiał się Cheong.
Niedługo później wrócili do klasy, gdzie Jae zaczął protestować przeciw pomysłowi nauczyciela, ale przegrał. Dlatego kilka minut później siedział na przednim siedzeniu auta, próbując znieść chorobę lokomocyjną.
          Tylko spróbuj puścić pawia, to zabiję. Nie odczuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
            Ale przed śmiercią miałbym ubaw. – Zamknął oczy, próbując oddychać spokojnie. Mdliło go, a jazda samochodem nie pomagała. I nie wiedzieć czemu chciało mu się płakać. Nie poznawał siebie.
       Zadzwoniłbyś do swojego lekarza i uprzedził, że będziesz.
       Po co? Kto będzie w przychodni, to mnie przyjmie, o ile dotrwam.
       Tylko mi tu nie umieraj. – Denerwował się Kim.
        Dopiero sam chciałeś mnie zabić. Zmienny jesteś. I na światłach nie hamuj tak nagliście, bo naprawdę sobie rzygnę. – Nie miał już czym. Cały poranny posiłek już go opuścił i to nie tą drogą, co trzeba.
Daesoon mruknął coś pod nosem, co brzmiało, że zgadza się z nim i jechał o wiele ostrożniej. W milczeniu dojechali do przychodni pełnej ludzi. Co stwierdzili po wejściu do środka.
             Kurwa, czy wszyscy dzisiaj muszą być chorzy? – przeklął Kim, szukając dla Lee jakiegoś wolnego krzesła. Najlepiej jak najbliżej toalety. Chłopak raz się zachwiał, więc złapał go za rękę, przytrzymując, drugą kładąc na jego plecach.
Jaemin, gdyby czuł się lepiej, by mu podziękował, na razie skupiał się na tym, aby nie zemdleć. W końcu znaleźli wolne krzesło, bo ktoś akurat udał się na wizytę i Lee mógł usiąść.
        Czekaj tu, idę poszukać kogoś, kto się tobą zajmie. – Cholera, że też to na niego   spadło.
Ale za to jego ocena ze sprawowania pozostanie na tym samym poziomie.
Kiedy Dae odszedł, Lee pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Zamknął przy tym oczy, bo świat coraz bardziej wirował. To jednak było złym pomysłem. Z powrotem nadeszły mdłości, które zwiastowały jedno. Uniósł głowę i z ulgą stwierdził, że męska toaleta jest tuż obok. Chwała przezorności Kima.
Gdy Daesoon wrócił, zaklął, bo na krześle, na którym zostawił Lee, siedział już ktoś inny. Domyślając się, gdzie może być chłopak, wszedł do toalety. Kilka kabin było otwartych, a tylko jedna zamknięta i to z niej dochodziły obrzydliwe dźwięki. Z trudem powstrzymał się



przed wyjściem. Oparł się o jedną z umywalek i w końcu doczekał się Jaemina  wyglądającego jak śmierć.
   Kurwa, nieźle cię to choróbsko wzięło.
   No właśnie nie wiem. Rano jeszcze nie było tak źle. – Myjąc ręce i płucząc usta, zastanawiał się, który raz to dzisiaj robi. Marzył o paście i szczoteczce do zębów lub gumie  do żucia. Chociaż pewnie czując jej smak, znów by zwymiotował. Opłukał twarz i wytarł ją w papierowy ręcznik.
     Powinieneś dużo pić. I chodź, powiedziałem pielęgniarce, o co chodzi. Lekarz już na ciebie czeka.
   Załatwiłeś mi wizytę bez kolejki?
   Chcę jak najkrócej się z tobą użerać. Po lekcjach twój przyjaciel się tobą zajmie.
    Aha. – Wrzucił ręcznik do kosza. Świat już nie kręcił się tak bardzo, ale nadal mu nie przeszło. Co się ze mną dzieje, pomyślał, kierując się z chłopakiem do wyjścia z toalety. Chciał, aby już było po wizycie i by dali mu jakieś leki. Głupi był, że wcześniej nie udał się do lekarza. Ma za swoje.
Przyjął go młody mężczyzna, wyglądający tak, jakby dopiero co skończył studia. W gabinecie była też pielęgniarka, a Daesoon został na zewnątrz. Lee dostał szklankę wody i opowiedział doktorowi o swoim złym samopoczuciu. Lekarz kazał mu zdjąć górną część odzieży, zbadał go, sprawdził gardło, jamę ustną i wymacał brzuch, co zmusiło leżącego na kozetce Lee do rozpięcia rozporka. Chłopak był pewny, że po zakończeniu badania lekarz wypisze mu receptę i na tym się skończy, ale on chwilę myślał, patrząc  na  niego  zmrużonymi oczami. W końcu odezwał się, zadając pytanie, którego Jaemin się nie spodziewał:
   Czy w ostatnim czasie odbyłeś stosunek seksualny bez zabezpieczenia?
Lee zarumienił się i odchrząknął. Dotarło do niego, że tak poniosło jego i Daesoona, że zapomnieli o prezerwatywie.
   Tak.
   Z chłopakiem?
   Tak.
     Przepraszam, że pytam, ale… – widać było, że dla lekarza pytanie, które chce zadać, także jest niezręczne. – Czy byłeś wtedy w pasywnej… roli?
Lee poczuł, jak jego policzki pokrywa gorąco ze wstydu. W ogóle to całe ciało to odczuwało. W sumie był u lekarza, więc nie powinien czuć się zażenowany.



     Ta… Tak. A jaki to ma związek? – Gdzieś podświadomie zaczął domyślać się jaki i wolał, aby to nie była prawda.
   Pobierzemy ci krew do badania. Zgadzasz się?
   Mhm. Tak, oczywiście. Mogę jeszcze prosić o wodę?
   Za chwilę, chłopcze, tylko pobiorę ci krew – odezwała się pielęgniarka.
   A kiedy będą wyniki? – zapytał.
   Za  kilka  minut    odpowiedział  lekarz.    Zaczekasz  z  przyjacielem  na     korytarzu?
Zawołamy cię, jak otrzymamy wyniki.
Lee kiwnął głową. Nie pytał, o jakie wyniki chodzi, bo wolał nie wiedzieć. Przyjął od kobiety kubek z wodą i wyszedł na korytarz. W tej części przychodni było spokojniej i  więcej miejsc do siedzenia.
   No i?
   Pobrali mi krew i za kilka minut będą wyniki.
    I co, okaże się, że umierasz? – Dae wiedział, że trzymają się go głupie żarty, ale szlag go trafiał, że musiał tu siedzieć, kiedy mógłby teraz rozmawiać z kumplami.
     Wierz mi, że to byłoby lepsze. – Napił się wody, nie odpowiadając na pytanie kolegi zawarte w spojrzeniu.
Zanim zawołano Lee ponownie do gabinetu, w milczeniu przesiedzieli jeszcze piętnaście minut. Chłopak czuł się wciąż źle, ale już go tak nie mdliło. Podejrzewał, że w tej wodzie coś było, co mu pomagało. A Daesoon grał w gry na telefonie.
    I co, doktorze?
Lekarz przez chwilę przeglądał jego wyniki badań, po czym popatrzył na nastolatka i powiedział:
   Jesteś w ciąży.

20 sierpnia 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 4

Ja już jestem w domu. Wyjazd trochę się przedłużył, ale może to i dobrze. :)
Kilka ogłoszeń właściwie dwie informacje. Kolejny tom "Obrazów miłości" jest nadal poprawiany. Liczę, że we wrześniu uda się go dać do sprzedaży. :)
Druga wiadomość to ta dotycząca "Spontanicznej decyzji" o czym już pisałam. na razie, na ten czas i najbliższe dni, może tygodnie, nie mogę nic na ten temat powiedzieć. Nie pytajcie mnie o to, bo napiszę to samo. Na bloga tekst na pewno nie wróci.

Dziękuję za komentarze. :)



Nie miał ochoty wstawać z łóżka. Świadomość, że musi iść do szkoły, gdzie będzie Dae powodowała u niego ból brzucha. Chciałby cofnąć czas do wczoraj, kiedy mógł bezkarnie siedzieć w domu, wylegiwać się w łóżku, być samemu, wszystko przeżywać. Miał to szczęście, że mama pracowała cały wczorajszy dzień, a dzisiaj szła na dziesiątą. Gdyby nie to, mógłby jej wieczorem wmówić, że nie poszedł do szkoły, bo źle się czuł. Mógł w sumie udać, że go boli brzuch lub głowa. Zmartwiłoby to ją, więc od razu odrzucił każdy z pomysłów. Nie chciał zrzucać jej kolejnych problemów i tak nie miała ich mało. Natomiast on nie mógł przestać chodzić do szkoły, na dodatkowe zajęcia. Jego obowiązkiem było się uczyć.
Daesoon nie zniknie. Wraz z nim to co się stało przedwczoraj. Sama myśl o tym, powodowała u  niego rumieńce wstydu, a serce czuło żal z powodu odepchnięcia. To nie było tak, że pałał do tego idioty ogromnym uczuciem… No może miał takie dni, że jakaś jego część wciąż podkochiwała się w kapitanie ich szkolnej drużyny. Tamta noc otworzyła furtkę do tych uczuć. Wmawiał sobie, że to nic nie znaczyło. Nie przespał się z nim z tego powodu. To było tylko pożądanie okraszone alkoholem. Nic więcej. Takie rzeczy się zdarzają. Dlatego nie powinien się tak nad tym rozwodzić.
Najważniejsze co powinien zrobić to wstać, pójść do szkoły z wysoko uniesioną głową. Może by tak zrobił gdyby to nie Daesoon był tą osobą, która pozbawiła go dziewictwa. Bez tego wszystko byłoby prostsze. Nigdy mu tego nie powie. To nic, że Kim miał go za kogoś kto sypiał z niejednym chłopakiem.
Wcisnął twarz w poduszkę. Jakie to wszystko było głupie. Po co w ogóle szedł na tę imprezę. Na domiar złego przypomniał sobie, że po lekcjach mieli trening.
– Beznadzieja.
– Jaemin, wstawaj, już późno. – Do pokoju zapukała YuRin. – Spóźnisz się.
– Zaraz, mamo, chwila. Minutka.
– Nie minutka. Śniadanie gotowe, bez niego nie wyjdziesz. Raemin już jadła.
Poderwał się do siadu. Zapomniał o lalce. Wczoraj  jakimś cudem się nią zajmował, potem zasnął i mama po powrocie z pracy musiała ją wziąć. Nie będzie dobrym rodzicem, kiedy przez swoje problemy będzie zaniedbywał dziecko.
Podreptał do łazienki.
– Kiepsko ze mną – burknął pod nosem gdy stanął w łazience przez lustrem. Wczoraj wyglądał marnie, a dzisiaj nie było lepiej. Jak on miał się w szkole pokazać wyglądając jakby go coś przejechało. Może prysznic mu pomoże.
Po umyciu się i ubraniu w mundurek wyglądał trochę lepiej, a nie jak straszydło. Na śniadanie poszedł kilka minut później. Wziął lalkę-dziecko i ją przytulił. Zakodował sobie w głowie, aby wziąć ją do szkoły.
– Wyglądasz jakoś niewyraźnie. Dobrze się czujesz? – YuRin położyła dłoń na czole syna. – Zimne.
– Nic mi nie jest. Mało spałem. – Przecież nie powie jej prawdy. Prędzej zapadłby się pod ziemię. – Często się budziłem.
– To przez ten projekt. Śpisz za czujnie. – Postawiła przed jedynakiem śniadanie. – Za bardzo o nim myślisz. To tylko rzecz która ma cię przygotować do bycia rodzicem, a nie skazać na śmierć. Jak wy to młodzi mówicie, wyluzuj. O innych rzeczach też za dużo myślisz.
Tak, za dużo myślał o tym, że dał się przelecieć Daesoon’owi.
– Może masz rację – przyznał rację rodzicielce. Ziewnął.
– Jesteś zmęczony. Daesoon powinien ci pomóc przy lalce. Porozmawiam z nim lub najlepiej z jego tatą, bo jego mama…
– Nie! – wykrzyknął ku zaskoczeniu mamy, która wpatrywała się w niego jak w ufoludka. – To znaczy sam sobie poradzę. Naprawdę – dodał. – Lepiej już pójdę, bo autobus mi ucieknie.
– O tym mówię. Dae ma samochód, powinien ciebie i Raemin zabrać. Ten chłopak nie jest nauczony odpowiedzialności. – Zapakowała synowi do pudełka drugie śniadanie, pamiętając o pałeczkach i mu je podała. – Proszę. Tylko wszystko zjedz, bo śniadania prawie nie tknąłeś. Tego co miałeś na wczoraj nie zjadłeś.
– Nie byłem głodny. Dziękuję za śniadanie. Nie martw się wszystko jest w porządku.
– I tak ci nie wierzę. – Patrzyła na syna z troską. Za dobrze go znała, żeby nie dostrzegać, że coś jest nie tak.
Nie chciał mieć przed nią tajemnic, ale nie mógł jej wyznać prawdy. Dlatego nic już nie mówiąc zapakował do plecaka tradycyjne pudełko ze śniadaniem, ubrał buty w niewielkim pokoiku przy wejściu.
– Uważaj na siebie. Zobaczymy się jak wrócę z pracy.
– Pewnie będę już spał. Za dużo pracujesz – mówił jej to już wiele razy.
– Wiesz, że muszę zarobić na nasze życie. Uciekaj już.
Pożegnał się z mamą i wyszedł.

~*~

Do szkoły Jaemin wszedł tak jak zwykle uśmiechnięty, rozmowny. Przywitał się z niektórymi osobami, zamienił z innymi kilka słów. Starał się zachowywać jak zwykle. Niby było normalnie – o ile o normalności można mówić mając lalkę siedzącą w nosidełku. Przez chwilę nawet zapomniał co go dręczyło. Przez chwilę, bo to się skończyło kiedy zobaczył na korytarzu Dae i jego świtę. Chłopak, którego włosy były nastroszone z przodu, stał z krzywą miną słuchając gaduły WooJonga Gima. Kim wyglądał jakby miał zaraz strzelić go w twarz i usilnie się powstrzymywał. Jaemin żałował, że spojrzał w tamtą stronę, bo niczym magnes jego wzrok przyciągnął uwagę nastolatka, a to ostanie czego chciał.
Jae poczuł jakąś iskrę przelatującą pomiędzy nimi na odległość – co uznał za wytwór swojej wydurniałej wyobraźni. Wbrew sobie zarumienił się. Brwi Daesoona podjechały w górę, a Lee spłoszony odwrócił się w stronę szafek mając ochotę walić w nie głową. Trzymał jednak fason starając się zachowywać naturalnie.
Kilka razy pomylił szyfr próbując otworzyć szafkę, ale w końcu mu się to udało. Spiął się kiedy za plecami usłyszał głos tego idioty.
– No, no kogo my tu mamy.
Jaemin policzył do dziesięciu, by wziąć się w garść. To nic, że Dae go pieprzył. Tego nie było. To się nie stało. Oszukanie samego siebie nic nie dało. Tym bardziej, że wciąż odczuwał jego mentalne kopnięcie po odrzuceniu. To wzbudziło w nim gniew. Nie da się tak traktować.
Wyjąwszy potrzebne książki, zamknął szafkę i odwrócił się do niego.
– Masz rację, kogoś tu mamy. Chyba idiotę, czyli ciebie – warknął. – Przesuń się bo chcę przejść.
– Jak mnie nazwałeś? – Popchnął Lee na szafkę. Lalka wyczuła, że coś złego się dzieje, bo zapłakała.
– Idiotą. Zobacz co narobiłeś! – Odepchnął Kima i przeszedł do okna. Na parapecie położył książki, rozpiął nosidełko i wyjął Raemin. Przycisnął ją do swojego ciała zaczynając kołysać. Starał się przy tym nie myśleć jak głupio wyglądał.
– Dlaczego nie pomożesz partnerowi? – padło pytanie z ust ich biologa, przez którego mieli problem z dzieckiem. – Tylko on się opiekuje waszym dzieckiem.
Dae pokłonił się starszej osobie i warknął już nie okazując uprzejmości:
– To nie jest mój partner, ani moje dziecko. To lalka. – Wściekły odwrócił się i odszedł.
Jae widział jego napięte jak struna ciało i żałował, że nie zna myśli chłopaka.
– Jaemin?
– Wszystko w porządku proszę pana. – Mała przestała płakać, więc odetchnął z ulgą nadal zły na nastolatka.
Zadzwonił dzwonek na lekcje. Nie wkładając Raemin do nosidełka, zabrał książki trzymając je w jednej ręce. Ruszył do klasy w której miał pierwszą lekcję. Nie uszedł daleko kiedy usłyszał jak pan Chung mówi, że będzie musiał obniżyć Kimowi ocenę ze sprawowania. Dobrej oceny za ten projekt Daesoon na pewno nie dostanie. Lee odczuł dzięki temu satysfakcję. Nie byłoby to sprawiedliwe, gdyby chłopak za nic nie robienie dostał nagrodę.
Na pierwszej lekcji Kima nie było. Na drugiej także, co wskazywało, że poszedł na wagary. W ich szkole nie było to mile widziane. Mimo że dyrektorem szkoły był ojciec chłopaka, Daesoon i tak miałby problemy. Nie obchodziło go jednak , że Daesoon może został przyłapany i ukarany. Cieszył się, że nastolatka nie było. Siedzenie z nim dzisiaj w jednej ławce byłoby krępujące. Ewentualnie mógłby się ciągle wściekać na niego. Co mogłoby się odwrócić przeciw niemu. Jeszcze Kim mógłby pomyśleć, że Lee jest zły o tamto. Nie był. Nie o tamto. Kochali się i tyle. Trzeba zapomnieć. Bardziej był zły o to jak chłopak go potraktował. Kiedy on miał ochotę się przytulić, ten wyrzucił go jak zepsutą zabawkę. Cud, że pozwolił mu na noc zostać. Było minęło. Powinien dać sobie z tym spokój.

~*~

– Ej, Jae, gdzie jest Kim? – zapytał JunHo na długiej przerwie kilka godzin później podczas której jedli śniadanie.
– Skąd ja mam to wiedzieć. Pewnie wagaruje. A co?
– Bo ciekawi mnie co z treningiem.
– Bez niego też może się odbyć. Mamy trenera. A ja jestem zastępcą Kima, pamiętasz o tym?
– Pamiętam ale nie mogę ciebie pytać. Raz miałeś przez to problemy, bo jesteś moim przyjacielem. Chciałbym się wybrać z EunRa na spacer. Ona ma dzisiaj tylko godzinę kółka teatralnego i… – Podrapał się z zakłopotaniem po nosie. – Dlatego potrzebuję pogadać z Dae. Kapitan może mnie zwolnić z drugiej godziny treningu. Trener tego nie zrobi.
– Mhm.
JunHo zmarszczył brwi.
– Co jest? Jakoś inaczej się zachowujesz. Wczoraj pisałem do ciebie, a ty nic.
– Zmęczony jestem. Raemin nie daje po nocach spać – skłamał gładko od razu źle się czując z tego powodu. Przyjaciel zawsze mu się ze wszystkiego zwierzał. Nawet z tego kiedy po raz pierwszy kochał się z dziewczyną. Ale to nie był powód do wstydu. Natomiast to co zrobił Lee już tym powodem było. Cud, że jeszcze przez to wszystko nie zapadł się pod ziemię.
– Nie wierzę ci. Te lalki mimo wszystko zaprogramowane są tak, aby tylko raz obudzić się w nocy  z płaczem.
Jaemin westchnął. Odłożył pałeczki. Jeść mu się odechciało. Popatrzył błagalnie na przyjaciela.
– Proszę, nie męcz mnie. To po prostu upokarzające. Wolę o tym zapomnieć.
– Teraz nie dam ci spokoju. Wpadnę do ciebie po południu.
– Jun…
– Cicho. Wiem, że chcesz pogadać. – W ogóle nie brał pod uwagę, że Jaemin tego nie chciał. – Idę poszukać Daesoona. – Zauważył, że Lee drgnął słysząc to imię. – Chodzi o niego co? Nie zakochałeś się w nim ponownie?
– Chyba oszalałeś.
– Teraz ci nie odpuszczę. Coś się stało na tej imprezie. Szkoda, że mnie nie było – powiedział na odchodnym Cheong, po czym skierował się tylko w sobie znanym kierunku.
– Niech to szlag. – Lee przesunął ręką po twarzy. To się wpakował.
Reszta lekcji minęła dosyć spokojnie. Nadszedł czas treningu do którego pozostało tylko kilka minut. Jaemin wpadł do szatni i położył Raemin na ławce. Był już nią zmęczony. Dzisiaj miał serdecznie dość tej lalki, projektu, szkoły, ludzi, a szczególnie treningu, który się jeszcze nie zaczął. W szatni był Daesoon, więc starał się go ignorować. Przebrał się szybko, bo już chciał wbiec na halę. Na dworze zaczęło lać, więc trening musiał się odbyć na dużej hali, której budowę zakończono w wakacje po pierwszym semestrze. Nie była tak wygodna i duża jak boisko, ale trening mógł się odbyć.
SuJong Choi z którym tak dobrze rozmawiało mu się na imprezie próbował zagadać Jae, ale zbył go paroma słowami. Wziął lalkę-dziecko i wszedł na salę.  Trener już był obecny i rozmawiał z kilkoma chłopakami. Lee ułożył lalkę przy innych i podszedł do kolegów starając się słuchać wskazówek trenera. Dzisiaj nie mieli grać. Przez dwie godziny mają ćwiczyć, biegać, dryblować czy strzelać gole. JunHo także był obecny. Chłopak nie znalazł kapitana, który dziwnym trafem pojawił się z nikąd na treningu, a trener nie pozwolił mu opuścić nawet jednej godziny.
Pierwsze minuty przebiegły sprawnie. Można powiedzieć, że chłopaki po raz pierwszy od dawna nieźle bawili się na treningu. Nawet Jaemin był zadowolony i byłoby fantastycznie gdyby Raemin nie zaczęła płakać. Lee bez chwili namysłu poznawał ją po głosie. Trener się wnerwił i kazał Jae i Dae zająć się ich dzieckiem. Drużyna zaczęła z nich żartować.
Lee się wnerwił i wkurzony zbliżył się do Daesoona.
– Ty też się nią zajmij. To też twoja córka z projektu.
– Ty ciągle o tym samym. To lalka. Mam ci przeliterować? A to, że pan Chung wymyślił sobie głupi projekt nie oznacza, że będę w tym uczestniczył. Nie zależy mi na ocenie z tego.
– Ale mógłbyś pomóc. – Zacisnął pięści. Lalka wciąż płakała.
– Sam sobie doskonale radzisz – syknął mu prosto w twarz. – Poza tym mówiłem, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego, a na pewno nie dziecka. Dlatego zejdź mi z drogi. – Położył dłoń na piersi Jaemina.
Chłopak spojrzał na nią i wściekły odtrącił niechciany dotyk. Spojrzał prosto w oczy Daesoona i zimno rzekł:
– Nigdy więcej mnie nie dotykaj.
Kapitan prychnął i zaśmiał się szyderczo.
– Teraz tak mówisz, a tamtej nocy jakoś nic nie miałeś przeciw temu, abym cię dotykał. Wołałeś o więcej.
Jaemin zamarł. Jeżeli w sali był jeszcze ktoś kto nie słuchał ich małżeńskiej kłótni, tak teraz wszystkie oczy skierowały się ku nim. Ktoś wypuścił z rąk piłkę, a ta potoczyła się kawałek dalej i tylko jej ruch był jedynym dźwiękiem w panującej wokół ciężkiej ciszy. Lee czuł, że cały płonie ze wstydu. Jak ten idiota mógł mu to zrobić? Dlaczego?
Atmosfera gęstniała z każdą chwilą coraz bardziej, nie chciał tutaj być i jedyne co mu przyszło do głowy to ucieczka. Nie patrzył już na Kima, na nikogo innego, nie obchodziło go co zrobi trener. Odwrócił się na pięcie i szybko pokonał odległość dzielącą go od szatni.
Nienawidził Daesoona! Chciałby go rozszarpać, zniszczyć! Uderzył pięścią w szafki. Miał ochotę się na czymś wyżyć. Kim go ośmieszył, upokorzył.
– Co za chuj! – Ponownie wyżył się na szafkach.
– One nic ci nie zawiniły. To tylko kawał metalu. – W szatni pojawił się JunHo.
– Daj spokój, nosi mnie. Co tam się dzieje?
– W sumie jest dobrze. Wszystkich zaskoczyliście, ale chyba nic takiego się nie stało. Niektórzy gadają, ale inni wrócili do swoich zajęć.
– On nie miał prawa tego mówić.
Cheong z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
– To prawda? Ty i on…
– Po tej imprezie. Poniosło nas. To wina alkoholu.
– Ciebie nie ponosi. Czy nadal…
– Co? – Oparł się z rezygnacją o szafki. JunHo tym razem nie odpuści.
– Pamiętam jak opowiadałeś o tej twojej młodzieńczej miłości do niego – wyszeptał nachylając się nieznacznie do przyjaciela.
– Jun, to był tylko seks i tyle. Nic nie ma z mojej strony. Nawet gdyby do tej pory było, to Daesoon przed momentem to zniszczył. Nie uszanował… Po prostu nie ma do niczego szacunku. O.
– I dałeś mu tę satysfakcję uciekając? Wróć na salę, zanim trener dostanie szału. A nikt go takiego nie chciałby oglądać.
– Zaraz. Co z Raemin? – Jak mógł o niej zapomnieć.
– Śpi. SuJoong się nią zajął, a Kim zabijał go wzrokiem. Chodź.
Lee pokiwał z rezygnacją głową. Przyjaciel miał rację, nie mógł stąd wyjść. Mimo że tego nie chciał to musiał wrócić na trening i udawać, że nic się nie stało. Po pierwsze nie mógł sobie pozwolić na obniżenie oceny z zachowania, po drugie nie stchórzy, a po trzecie nie miał się czego wstydzić. Zamierzał patrzeć w oczy Daesoona, aby chłopak wiedział, że miał gdzieś to co powiedział. Poza tym musiał zabrać stamtąd lalkę. Przecież Kim się nią nie zajmie.
Wrócił na halę sportową stawiając długie, pewne kroki. Posłał pełen wściekłości wzrok Daesoonowi.
– To trenujemy czy nie? – zapytał luzacko.
– Może najpierw zajmiesz się swoim dzieckiem – warknął Dae. – A nie pozwalasz, aby inni to robili. A wrzeszczała jakby była żywa i skórę z niej zdzierali.
– Jak dobrze, że to tylko lalka – zaśmiał się ktoś – bo Daesoon nie byłby dobrym ojcem.
Tego samego zdania był Lee żałując, że znalazł się w projekcie z Kimem. Żałował spędzonej z nim nocy, tego, że odezwały się dawne uczucia. Jak dobrze, że to trwało tylko chwilę.
– Ej, Lee, Kim, a może wy obaj ten teges, bo macie się ku sobie – zawołał Gim i zaraz tego pożałował, gdy znalazł się pod lodowatym obstrzałem dwóch par oczu.
– Prędzej dam się żywcem poćwiartować niż cokolwiek do niego poczuję – warknął Jaemin.
W tej chwili po raz pierwszy od dawna Daesoon Kim poczuł smutek.