26 stycznia 2015

Nie powiem dobranoc - Rozdział 11



 Przypominam, że rozdziały wstawiam automatycznie. Rozdział pojawia się zawsze o północy z niedzieli na poniedziałek. Piszę to, ponieważ zdarzy się, że ktoś z Was czeka rano na rozdział, a jego nie ma, podczas gdy na blogu jest już od kilku godzin. Po prostu nie ma go w linkach. Dlatego, że tam automatycznie się to nie wstawia i ja to muszę zrobić. Zdarza mi się też o tym zapomnieć, a tym bardziej nie zrobię tego z samego rana. Wystarczy po prostu wejść na główną stronę bloga i rozdział się pokaże. :)

Z całego serca dziękuję Wam za komentarze. :*

Zapraszam na rozdział. :)


– Chyba was powaliło. Nie ma mowy – powiedział Steven. Ledwie poczuł się lepiej po dwóch dniach umierania i nadmiernej opieki Kierana, który prawie u niego zamieszkał, to Holly z Zackiem zaproponowali mu, że urządzą imprezę w jego małym, przytulnym mieszkanku. – Ostatnio nie poznałem mojej łazienki. O reszcie nie wspomnę. Nie ma mowy.
– Ależ, skarbie, ja tu nie mówię o wielkiej bibie, jaka miała miejsce. Przesadziłam wtedy z ludźmi. Przepraszałam cię za to. Chodzi mi raczej o kameralne spotkanie z naszymi przyjaciółmi. Proszę. – Zrobiła usta w dzióbek i zamrugała kusząco powiekami. Brakowało tylko tego, żeby złożyła ręce jak do modlitwy i uklękła. Była do tego zdolna, z czego Steven doskonale zdawał sobie sprawę.
Założył ręce na piersi, opierając się wygodniej o oparcie kanapy.
– Twój czar na mnie nie działa. Wiem, czego chcesz. Bym pogodził się z Martinem. Dopóki się nie zmieni, nawet nie ma o czym gadać. Chcę, by coś zrozumiał.
– Stary, ale on już to zrozumiał – wtrącił Zack. – Zwyczajnie nie ma odwagi przyjść do ciebie, bo sądzi, że znów dostanie w mordę.
– Jak trzeba, to dostanie. Poza tym, spotkanie Kierana i Martina mogłoby się źle skończyć. – Natychmiast pożałował tych słów, kiedy oczy Holly się zaświeciły jak dwie żaróweczki. – Nic nie mów.
– Kieran przebywa u ciebie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czy wy…
Przeniósł wzrok na Zacka. Oczywiście mężczyzna o wszystkim wiedział. Jakże jego narzeczona nie miałaby mu o tym powiedzieć? Mówią sobie wszystko. W sumie nie miał nic przeciw temu. Tylko teraz nieco zaskoczyły go wysoko uniesione brwi przyjaciela wskazujące na to, że też czeka na odpowiedź.
– Przestańcie. Nie ma niczego między nami. Uparł się tylko, że będzie mi pomagał, dopóki nie wyzdrowieję. Już nic mi nie jest, więc wróci do domu.
– Wątpię – mruknęła pod nosem kobieta, ale natychmiast zmieniła temat, powracając do poprzedniego. – To jak będzie z tym kameralnym spotkaniem?
– Czemu to nie może być w mieszkaniu Zacka lub u ciebie w domu?
– Stary, mam remont. Przerabiamy tam wszystko. U Holly nadal mieszka Jessica. Daj się namówić. To tylko jeden wieczór, dzisiaj lub jutro. Żarcie przyniesiemy sami.
– Wolę sam coś ugotować. I tak mam wolne przez to choróbsko. – Pisk kobiety i duszenie go przez jej ręce były dosadnym wyrazem podziękowania. Rzadko potrafił jej czegoś odmówić. Objął przyjaciółkę i pocałował ją w czoło. – Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
– Ty już tego żałujesz. Ostatnio zrobiłeś się jakiś mało imprezowy.
– Chyba wpadłem w melancholię, Zack. Zabieraj ją ode mnie, bo jeszcze się we mnie zakocha. – Wskazał na nadal przylepioną do niego przyjaciółkę. Od razu widać było, czyją jest siostrą, chociaż zewnętrznego podobieństwa trudno było się doszukać. Zack roześmiał się i odciągnął narzeczoną od niego. Natomiast Steven starał się nie myśleć, dlaczego Jessica nadal mieszka u Atkinsonów. Prawdopodobnie miał tego nie wiedzieć, sądząc po morderczym wzroku, jakim Holly obdarzyła ukochanego, gdy ten powiedział, gdzie mieszka była kobieta Kierana.
Gdy wyszli, uzgodniwszy, że dziś zejdzie się tu ich paczka, zamknął za nimi drzwi. Naprawdę stał się ostatnio jakimś takim typowym domatorem, który ma ochotę usiąść w fotelu, najchętniej pod kocem, z książką w ręce i filiżanką herbaty. Wszystko przez pewnego osobnika, a raczej przez to, co do niego czuł i jak to na niego wpływało. Przyszła pora, by coś zmienić, a nie tylko zamartwiać się, rozmyślać i bać się tego, co będzie. W innym razie szybko przeistoczy się w staruszka jeszcze przed trzydziestką.
W kuchni wziął notatnik i zaczął spisywać listę zakupów oraz jakie rzeczy ma do zrobienia. Wiedział, że nie musiał się przejmować pieniędzmi, bo para przyjaciół odda mu wszystko. Niedługo też powinien wrócić Kieran, który miał spotkać się z ojcem, to pomoże w przygotowaniach. Nie chciał go o to pytać, ale przyjaciel nie był zbyt zadowolony, że staruszek zadzwonił. Wyszedł tylko bez słowa, dając mu buziaka na pożegnanie. Westchnął. Tych buziaków było mnóstwo. Na dzień dobry, na dobranoc i jeszcze pomiędzy tym. Kieran zachowywał się dość normalnie, nawet nie wpychał mu się do łóżka, grzecznie zajmując kanapę. Chyba chciał mu coś tym udowodnić, tyle tylko, że teraz to Steven był tym, któremu zaczęło to przeszkadzać. Z każdą chwilą, gdy czuł się lepiej, wyobraźnia coraz bardziej szalała i nadchodziły pragnienia. Nie mógł ich nawet zaspokoić własną ręką, bojąc się, że przyjaciel coś usłyszy. Odłożył długopis i ukrył twarz w dłoniach. Naprawdę był popieprzony. Jak Kieran chciał, to on nie, bo to, bo tamto. Teraz mężczyzna niczego nie próbował, zaś on z kolei chciał, by spróbował.
– Lecz się, Steven, lecz – burknął do siebie.
Komórka w drugim pomieszczeniu zaczęła dzwonić. Poszedł tam żwawym krokiem, aby ją odebrać.
– Co tam?
– Masz ochotę na coś słodkiego? Jestem właśnie koło cukierni – odezwał się Kieran.
– Koło tej przy bloku, czy innej?
– Tej przy bloku, a co?
– Poczekaj tam na mnie. Zaraz przyjdę. – Rozłączył się i od razu zabrał z szuflady szafki portfel i klucze od mieszkania. Zamieniwszy kapcie na sandały wyszedł.

Kierana zastał tuż przy niewielkiej cukierni. Czasami kupował w niej kremówki i muffinki. Przyjaciel oblizywał właśnie loda na patyku, a zobaczywszy go, uśmiechnął się szeroko.
– Kupiłeś jednego?
– Tobie nie wolno. Gardełko – przypomniał.
– Już mi przeszło, mamuśku. – Mimo wesołego nastroju mężczyzny, dostrzegł, że coś jest nie tak. W oczach Kierana nie było tego znajomego, figlarnego błysku. Uznał, że zapyta go, o co chodzi, nie liczył na odpowiedź. – Stało się coś? Jak spotkanie z ojcem? – Przesunął dłonią po karku.
– Ojciec mnie wkurwił i tyle. Nie chcę teraz o tym myśleć.
– W porządku, ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną pogadać.
– Wiem. To, co takiego chcesz kupić, że ja sam bym tego nie załatwił? – Pochłonął resztkę loda, patyczek wyrzucając do kosza.
– Powiem tak: twoja siostra, jej narzeczony i małe spotkanko u mnie w mieszkaniu. Zaoferowałem się przygotować żarcie.
– Biedny ty.
– Żebyś wiedział. – Obrysował wzrokiem twarz Kierana, a potem całe ciało. Mężczyzna był ubrany elegancko. Spodnie w kant i biała koszula. Mógłby go schrupać, a najlepiej całego wylizać i wycałować.
– Co tak patrzysz?
– Brakuje ci krawata – wypalił Steven.
– Czemu? Tak jest w sam raz, nie?
– Uwielbiam rozwiązywać facetom krawaty – szepnął, przechodząc obok niego. Może tego pożałuje, ale nagle nabrał ochoty na mały flirt. Tylko przez chwilę. Jego ciało bardzo ochoczo na to zareagowało. Nie wiedział jeszcze, jak daleko się posunie i co chciał tym osiągnąć, ale to było silniejsze od niego. Usłyszał tylko, jak Kieran wciąga powietrze przez nos, wzdychając głośno. Obejrzał się na niego. – To co, kupimy coś słodkiego?
Wspólne zakupy okazały się nie tylko dobrą zabawą, ale i wyzwaniem. Po wizycie w cukierni odwiedzili kilka sklepików spożywczych. On wrzucał do koszyka potrzebne mu rzeczy, a Kieran dodawał swoje, wyjmując jego, mówiąc przy tym, że Holly nie musi jeść krewetek, bo na pewno coś kombinuje. Przekomarzali się wzajemnie, niczym para nastolatków i śmiali, zwracając na siebie uwagę klientów sklepu. Steven nareszcie poczuł się rozluźniony i w pełni sobą. Łapał się na tym, że coraz częściej zawiesza wzrok na przyjacielu, który często w tym samym czasie robił to samo. Nie wierzył, nie chciał wierzyć, że Kieran naprawdę mógłby w przyszłości nauczyć się go kochać, jako ktoś więcej niż przyjaciel. Chwilami Kieran patrzył na niego tymi swoimi czarnymi źrenicami w taki sposób, że serce wraz z żołądkiem zaczynało wywijać koziołki, ciesząc się z tego. Miał wrażenie, że przyjaciel czyta z niego jak z otwartej księgi lub przewierca go na wylot. Nie miał już nic do ukrycia. Wszystko mu powiedział. Swoją największą tajemnicę, która drążyła w nim dziurę. Mógł, więc otwarcie okazywać mu swoje uczucia i gdyby miał tylko więcej odwagi, nawet pocałować. Tak, na to też nabrał ochoty, chociaż nie zamierzał posuwać się dalej, poza drobnymi dotykami i ocieraniem się, kiedy przechodził obok niego między wąsko ustawionymi półkami.
Ich ręce dotknęły się, kiedy obaj chwycili za pudełko makaronu. Po ciele Stevena przebiegł prąd.
– W końcu pomyśleliśmy o tym samym – powiedział Kieran, nie zabierając ręki.
– Zrobisz to swoje słynne spaghetti. – Zauważył kątem oka, że obok przechodzi jego sąsiadka. Odsunął dłoń i ukłonił się jej. – Dzień dobry, pani Matisson. Gdzie pani uroczy piesek? – Nie miał nic do psów. Kochał zwierzęta, ale nie miał możliwości trzymać psa u siebie. Nie zniósłby tego, że biedak na cały dzień zostaje sam w domu, podczas gdy on jest w pracy. Po prostu nie znosił wścibskiej, plotkującej sąsiadki i wolał żyć w nią w zgodzie. – Chyba mnie nie lubi – rzucił do Kierana. – Prychnęła i sobie poszła.
– Gdzie podział się ten Steven, który marudził przez ostatnie dni?
– Chyba pora wyjść z tego durnego stanu. Dobrze wiesz, że też czasami lubię zaszaleć. Przeszkadza ci to? – Uniósł brwi.
– Wcale a wcale. Przeciwnie, kręci mnie to. – Oczy Kierana spoczęły na jego ustach.
– To uspokój swoją chuć i kup te tajemnicze składniki do sosu. – Pochlebiało mu to, że w jakiś sposób działał na Kierana. Sam się dziwił tej swojej zmianie o sto osiemdziesiąt stopni, ale jak ma żyć, to właśnie teraz.

~*~

Przyglądał się Grace, która paradowała po pokoju w dziesięciocentymetrowych obcasach. Dziewczyna ani razu się nie potknęła, nie poślizgnęła. Na jej miejscu już dawno wywinąłby orła. Znajomi przyszli jakąś godzinę temu i rozlokowali się w salonie. Wśród nich nie było Martina. Miał się spóźnić, chociaż Steven podejrzewał, że w ogóle nie przyjdzie. Holly robiła za duszę towarzystwa, konsumując przy okazji krewetki, które usmażył na patelni, dodając czosnek. Ta kobieta mogła pochłonąć całą ciężarówkę jedzenia, a nadal miała nienaganną sylwetkę, zaokrągloną tylko tam, gdzie potrzeba. Siedzący obok niej David trzymał w ręku piwo i rozmawiał z Zackiem o motorze, jaki chciał sobie kupić, gdy się w końcu dorobi. O ile uda mu się tego dokonać pracą w pizzerii. Steven chciał tam zostać, ale nieraz radził kumplowi, żeby znalazł sobie lepiej płatną pracę. Jedyny mankament w tym, że David nie usiedziałby w jednym miejscu. Lubił jeździć, kręcić się po mieście, dlatego mimo wszystko bardzo pasowało mu stanowisko roznosiciela pizzy. Odpowiadałaby mu jeszcze praca kuriera, na co też go namawiał.
– A wiecie, że nasz Steven jest bohaterem? – zapytał znienacka David.
– Bohaterem? – Zainteresowała się Grace.
– Szefunio chciał zwolnić Mary, a ten stanął w jej obronie. Ryzykowałeś, chłopie.
– Opłacało się. Skurwiel nie będzie przyjmował kogoś z rodzinki, na miejsce któregoś z pracowników – powiedział Steven.
– Super, ale masz jeszcze te cuda? – zapytała Holly, wskazując na pusty talerz.
– Jak ty możesz jeść te robale? – Skrzywiła się Grace.
– Pyszne są. Spróbowałabyś, a nie mówiła od razu, że niedobre. W ogóle, czemu nic nie jesz? Jesteś coraz chudsza. Jeszcze mi w anoreksję wpadniesz. Uwierz, faceci nie lubią mieć kości pod sobą.
Steven nie słuchał już tej reprymendy. To, że Grace była od nich młodsza, nie znaczyło, że Holly musiała bawić się w opiekunkę. Dziewczyna chyba ma swój rozum i wie, co robi. Z drugiej strony, kto ją tam wie? W telewizji pokazują teraz tyle wieszaków, że durne dziewczyny biorą z nich przykład, głodząc się i sądząc, że same kości powleczone skórą mogą się podobać. W sumie zauważył, że Grace ostatnio jakby schudła. To nie dobrze, bo już była chuchrem. W kuchni zastał Kierana, który kończył swój sos, gdyż nie zdążył z nim wcześniej.
– Musisz mi zdradzić tajemnicę tego cuda.
– Chcesz skosztować?
Kieran podsunął mu pod nos łyżkę z odrobiną sosu, który parował, więc Steven podmuchał lekko nim wziął go do ust.
– Co tak patrzysz? – zapytał, gdy przełknął. Stali bardzo blisko siebie. Za blisko, jak na przyjaciół.
– Masz coś tutaj. – Przyjaciel dotknął kciukiem kącika swojej wargi. Gdy Steven już miał się wytrzeć, Kieran pochylił się i polizał jego usta, po czym musnął je lekko. – Smakujesz wybornie.
– Ty jeszcze nie wiesz, jak ja smakuję – wypalił niespodziewanie i położył rękę na karku przyjaciela. – Pokażę ci, jak smakuje mężczyzna. – Nie pozwolił mu nic powiedzieć, pożerając jego usta w dominującym pocałunku. Gdyby miał taką możliwość, mógłby się uśmiechnąć, kiedy przyjaciel oddał pocałunek i przyciągnął go do siebie, sprasowując ich ciała razem. Wpierw chaotyczny pocałunek, z każdą chwilą przeradzał się w coraz namiętniejszy. Ich wargi zaczęły ze sobą zgodnie współpracować, uwodząc się wzajemnie. Przejechał językiem po wargach Kierana, a on wpuścił go do środka, by mógł pogłębić ich bliskość. Trwali tak, złączeni, jakby nie istniało nic więcej. Tylko oni dwaj, gorąco ich ciał, ręce obejmujące wzajemnie drugiego i połączone wargi. Pragnął, żeby taniec ich warg trwał wiecznie. Jedna jedyna chwila, kiedy prawdziwie oddał siebie i pokazał, jak bardzo w swym życiu potrzebuje tego mężczyzny. Jęknął w jego usta, kiedy Kieran naparł na niego i przycisnął do lodówki. Położył ręce na jego biodrach i unieruchomił przyjaciela. Jeszcze gdzieś z tyłu w głowie kołatało mu się, że nie są sami, ale korzystał z danej mu chwili. Ukąsił dolną wargę Kierana i zassał się na niej. To jeszcze bardziej pobudziło mężczyznę, bo wpił się w jego usta z nienasyconym głodem, całując go wręcz do bólu. Odwzajemnił to z rozkoszą.
– No i gdzie te krew…
Odskoczyli od siebie jak oparzeni, ciężko dysząc. Ich stan nawet niewtajemniczonej osobie jasno pokazywał, co się tutaj działo. Steven poprawił koszulkę, która uniosła mu się do góry i to bynajmniej nie sama.
– To ty – mruknął do osoby, która im przeszkodziła.
– Ja. Aż żałuję, że się odezwałam. Chociaż, gdyby on nie był moim bratem, bardziej bym żałowała. – Uśmiechnęła się Holly. – Prawie uprawialiście seks na tej lodówce. Zdajecie sobie sprawę, że w drugim pokoju są ludzie?
– Nie udawaj, że nas chronisz. Oczka ci się znów świecą. Chętnie powiedziałabyś innym, co tu się działo. – Potrzebował ochłonąć. Spojrzał na Kierana walczącego o uratowanie sosu i zachowującego się tak, jakby jego własna siostra nie przyłapała go na próbie usunięcia językiem migdałków drugiemu facetowi.
– No, moi drodzy, z żalem zawiadamiam was, że straciliśmy sos – powiedział dramatycznie Atkinson, udając, że płacze.
– A, co tam. Ważne, że mam krewetuńcie, a reszta, jak nie lubi, zostanie przy chipsach. – Nałożyła sobie na talerz porcję, a wychodząc z kuchni, obejrzała się na nich. – Zaczekajcie na mizianki, aż będziecie sami.
Steven wyraźnie słyszał, jak jego szczęka z trzaskiem opada na podłogę. Ona naprawdę im kibicowała. Mała, ruda kombinatorka.
– Moja siostrunia jest w dechę. Naprawdę nie wiem, do kogo jest podobna.
– Oboje jesteście w dechę. Przygotowała ten wieczór, żebyśmy pogodzili się z Martinem, który miał to serdecznie gdzieś.
– Udało jej się coś innego. – Kieran przesunął ręką po jego boku. – Dzięki temu utknęliśmy w kuchni i nareszcie pocałowałeś mnie sam z siebie.
– Kieran… – Odetchnął, kiedy przyjaciel pocałował go tuż pod uchem. Oparł czoło o jego ramię. – Boję się, że jeszcze bardziej cię pokocham, a ty odejdziesz – powiedział swoje myśl na głos i szybko się odsunął. – Lepiej wróćmy do nich, bo rzucę się na ciebie, drogi panie Atkinson. – Tymi słowami chciał zamaskować wypowiedziane obawy. W ogóle, po jakie licho mówił coś takiego?! Pojebało go. Zabrał z lodówki zgrzewkę piw i chociaż sam nie chciał pić ze względu na leki i nie tylko, to mógł poczęstować grupkę osób śmiejących się właśnie z wygłupów Zacka. Nie czuł, żeby Kieran wyszedł za nim. Ciekawe, co go tak zatrzymało, a raczej, nad którym zdaniem myślał.


~*~

Około północy, pozbywszy się przyjaciół, zmęczony Steven udał się pod wymarzony prysznic. Oparł dłonie o ściankę kabiny i pozwolił gorącej wodzie spływać swobodnie po swoim ciele. Potrzebował tego. Każda taka chwila spokoju przynosiła mu odprężenie i oczyszczała umysł. Niektórzy ludzie potrzebowali medytacji, by osiągnąć spokój, on zadowalał się gorącym prysznicem i pachnącym żelem. Niestety, takie kontemplacje ostatnio działały w całkiem inny sposób. Pobudzały go, wytwarzając w głowie różne obrazy. Wtedy zaczynał się denerwować, tak jak i teraz. Miał potężną potrzebę zaspokoić się i zasnąć, ale świadomość obecności współlokatora przebywającego za ścianą uniemożliwiała mu to. Nie powinien się tym przejmować. W końcu był mężczyzną i potrzebował tego, ale coś go przed tym powstrzymywało. Umył się szybko i wytarł. Spodnie od piżamy ledwie ukrywały jego podniecenie, dlatego musiał przez chwilę pochodzić po łazience, aby się uspokoić. To nie było takie łatwe i to nie tylko ze względu na obrazy Kierana, jakie pojawiały się pod przymrużonymi powiekami, ale również dlatego, że niewielkie pomieszczenie nie zapewniało mu dogodnych warunków do relaksującego marszu. Dopiero po kilku minutach był gotów na to, by upuścić łazienkę. Kieran musiał przysnąć na kanapie, bo nawet się na niego nie obejrzał. Cóż, dla niego lepiej. W sypialni położył się do łóżka i zgasił lampkę. Już przysypiał, kiedy poczuł, że ugina się materac, a gorące, męskie ciało przysuwa się do jego pleców. Wilgotne usta złożyły pocałunek we wrażliwym miejscu, a potem wargi chwyciły płatek ucha. Przebiegł go dreszcz. Dawno już nie miał w łóżku mężczyzny, a świadomość tego, kim jest ten, który właśnie dobiera się jego szyi i masuje mu tors, od razu go pobudzała. Mógł się temu poddać, nawet bardzo chciał, lecz w tym przypadku nie potrafił odłączyć swojego mózgu i dać się ponieść. Gorąca dłoń przesunęła się na jego brzuch, parząc swym dotykiem. Chwycił za nią i odciągnął od siebie. Stchórzył?
– Nie, Kieran.
– Co, nie?
Przekręcił się na plecy. Znów będą się powtarzać? Czy ten człowiek musi być taki uparty?
– Powiedziałem ci, że nie ma mowy, by coś między nami zaszło. Chyba jasno dałem ci to do zrozumienia, a ty znów swoje.
– Nie swoje, po prostu sądziłem, że chcesz seksu… Chciałbym… – urwał.
– Sam widzisz, że nie wiesz, czego chcesz. Odsuń się ode mnie i wracaj na kanapę lub do domu. Ja chcę spać.
– W kuchni dałeś mi wyraźną aluzję, że też tego chcesz.
Steven usiadł, uprzednio odepchnąwszy Kierana. Zapalił lampkę. Przetarł dłońmi twarz, po czym spojrzał na towarzysza. Ten wyglądał jak zbity pies.
– Ile razy mam ci powtarzać, że chcę. Nie zamierzam tego przed tobą ukrywać. Tak chętnie bym się z tobą kochał. Kochał rozumiesz? Nie rżnął. Ale, nie o to chodzi.
– Zachowujesz się jak baba. – Kieran usiadł. W tym momencie wyglądał na złego. – Każdy facet chce seksu. Masz okazję, by skorzystać, a ty robisz przestawienie. Jesteś gejem, czy ciotą, która płacze, bo nie będzie się pieprzyła z facetem, ponieważ się boi, że ten jej nie kocha i odejdzie, i wcale nie jest ważne, że jej staje, patrząc na niego.
Tego już było za dużo dla Stevena. No tak, czego by się mógł spodziewać? Zrozumienia? Kieran nie miał prawa tak do niego mówić. I jeszcze wyraża się do niego w formie żeńskiej! Miał prawo mu odmówić! To jasno świadczyło, na czym przyjacielowi zależy. Chciał go tylko zaliczyć i nic więcej. Może to on był za bardzo sentymentalny i uczuciowy? Powinien dać mu się przelecieć, a potem „wypierdalaj kochanie”? Nic z tego!
Zmierzył Kierana zimnym wzrokiem.
– Co ty sobie wyobrażasz? Opowiedziałeś mi bajeczkę ze studiów, że niby podobałem ci się, ale nie potrafiłeś mi tego powiedzieć i napisałeś list, który pewnie nigdy nie istniał. Nie znoszę opowiadania fantazyjnych historyjek, byle tylko zdobyć to, na co ma się ochotę. Chciałeś zaliczyć biednego pedałka, który cię kocha jak diabli i na pewno zgodzi się na zabawę? Ze mną taki numer nie przejdzie. – Chciał krzyczeć, jednak powstrzymywała go przez tym późna pora nocna. Ściany były dość cienkie, a sąsiedzi nie są głusi. Teraz mówił już ciszej, coraz bardziej zaciskając pięści i zgrzytając zębami. – Jeśli chcesz poczuć, jak jest ciasno w czyimś tyłku, to namów na to jakąś dziwkę, nie mnie. – Zmarszczył brwi. – Może chcesz zapłaty za opiekę nad chorym? Nie chciałem tego, więc się odpierdol. To, że cię pocałowałem, nie oznacza, że chcę się od razu pieprzyć. – Co z tego, że chciał, ale teraz i tak przeszła mu ochota na wszystko. Wstał, wkurzony i otworzył drzwi. – Wynocha stąd.
– Jesteś strasznie zmienny. Najpierw całujesz mnie w kuchni, wysysając ze mnie oddech, a teraz wywalasz z łóżka.
– Czasem tak musi być. – Przyglądał się, jak Kieran wstaje i podchodzi do niego. Mężczyzna miał na sobie bieliznę, więc nie musiał udawać, że patrzy gdzie indziej. W niektórych sytuacjach nagość była szczególnie krępująca.
– Mylisz się, co do mnie. Fakt, chciałem się trochę zabawić, spróbować czegoś, co pewnie straciłem, a mogłem mieć. To dla mnie nowość, ale naprawdę rano nie żałowałbym tego, co by się stało. Byłbym w stanie się z tobą kochać.
– Kochać ze mną? Słyszysz, co mówisz? Chyba raczej mnie przelecieć. Ciągle tylko jedno ci w głowie. – Oparł się o drzwi. Odczuwał coraz silniejsze zmęczenie. – Pamiętaj, mnie chodzi o coś więcej. Ile razy mam ci to, kurwa, mówić?
W powietrzu zawisło napięcie. Mina Kierana przez chwilę wyrażała nieme pytanie, coś w stylu, „ale, o co biega?”. Dopiero po chwili zrozumiał słowa Stevena. Przestąpił z nogi na nogę.
– Wiesz, że zależy mi na tobie…
– Wiem, ale za mało, byś mógł mnie pokochać jak partnera. Dlatego… – Spojrzał mu głęboko w oczy. – Wolę już mieć przygodny seks z kimś innym, niż z tobą. Czemu? Może kiedyś to zrozumiesz i podziękujesz mi za to, że powiedziałem „nie”. A teraz wypierdalaj.
Gdy zamknął za nim drzwi, zrozumiał, co zrobił. Odepchnął kogoś, kogo pragnął każdą cząstką swojego ciała, serca i umysłu. Bardzo chciał mieć go przy sobie, a zrobił coś takiego. Miał być z siebie dumny? Raczej tak. Sam sobie odpowiedział na pytanie. Nie chciał zadowolić się resztkami i pustym seksem bez znaczenia. Nie z nim. Gdy chodziło o Kierana, pragnął mieć wszystko i tyle samo ofiarować. Jeżeli kogoś kochał, potrzebował mieć w tej osobie nie tylko kochanka, lecz i partnera na stałe oraz przyjaciela. Sęk w tym, że jedyną taką osobą był właśnie Kieran Atkinson, czego czasami żałował. Nikt nie mógł mu zarzucić, że nie był lojalny. Najgorsze, że to była jego zaleta, jak i wada. W ten sposób uczuciowo zawsze zostawał wierny tej jedynej osobie i gdyby tylko mógł, gdyby był z Kieranem, seksualnie również by tak było. Liczył się tylko on i nikt więcej. Dlatego nie mógł pokochać nikogo innego.
Ciche puknie do drzwi sprawiło, że przerwał rozmyślania.
– Wychodzę. Zamknij za mną drzwi. Nie chciałbym, aby ktoś wlazł do mieszkania i cię okradł.
– W porządku. Nie przejmuj się.
– Przejmuję. Steven, ja…
Oczyma wyobraźni widział, jak przyjaciel opiera czoło i dłonie o drzwi. Że stoi taki przygarbiony, potrzebujący tego, by go objąć i zaprosić do łóżka. Przez jedną, maleńką sekundę pragnął to właśnie zrobić. Już łapał za klamkę, ale się powstrzymał, przeklinając siebie pod nosem. Nikt nie będzie go traktował jak rzecz. Nikt! Nawet ten człowiek.
– Idź już. – Osunął się po drzwiach i usiadł na podłodze. Tak będzie najlepiej, jednak czy to go uszczęśliwi? Nie, to nie ma znaczenia. Ważne, by Kieran wiedział, czego chce, a nie później go wyzywał, albo, co gorsza, wypominał mu, że zrobił z niego geja. Podniósł się. Wziął z półki laptopa i położył się na łóżku. Włączy jakąś durną grę i przez chwilę skupi się na czymś innym, niż uczucie i magnetyczne przyciąganie do przyjaciela. Przyjaciela, z którym mógł właśnie się kochać. Tyle lat czekania, tyle nieprzespanych nocy z powodu fantazji. Mógł to mieć, a zdecydował inaczej. Co najlepsze, nie żałował tego. Włączył drugą część Assassin’s Creed, mając nadzieję, że niedługo zmęczą mu się oczy i będzie mógł zasnąć. Już słyszał w głowie głos Holly, że przed snem powinien się wyciszyć, a nie ekscytować, jednak i tak był dość pobudzony, więc z dwojga złego wolał to. Odrzucając rozsądny głosik przyjaciółki, dał się pochłonąć zadaniu, jakie miał wykonać w grze.

~*~

Następnego dnia, koło południa, wybrał się na plażę. Czuł się już dobrze, nie licząc tego, że nie wyspał się przez grę, i późniejsze użalanie się nad sobą, a raczej rozmyślanie. Nawet rozważał przedwczesny powrót z urlopu. Zwolnienie miał do jutra, ale kochał swoją pracę i chętnie do niej wracał. Jego życie toczyło się głównie wokół gotowania, przyjaciół i rodziny. Zapomniał jeszcze o Kieranie. Miał ochotę się z tego śmiać. Był beznadziejnie zakochanym dzieciakiem, pomimo że miał już swoje lata. Nie zamierzał do niego dzwonić, czy przepraszać, że go wczoraj wyrzucił. Przyjaciel powiedział kilka słów za dużo, więc pierwszy powinien się odezwać. Był pewny, że Atkinson to zrobi. Ten cholernik rzadko się gniewał. No, chyba, że teraz zrobi wyjątek.
Siedział właśnie na skale, pozwalając na to, by wiatr bawił się jego ubraniem i pieścił skórę swymi podmuchami, próbując przewracać mu strony książki, którą może w końcu Steven skończy. Dając oczom chwilę na odpoczynek od tekstu, ujrzał tuż na brzegu znajomą postać. Szesnastolatek kłócił się z jakąś dziewczyną, a potem pozwolił jej odejść.
– Czyżby pierwszy miłosny zawód?
Wyciągnął telefon i napisał smsa do brata. Ten od razu go odczytał i odwrócił się w stronę skał. Pomachał Lucasowi, by chłopak mógł go szybciej ujrzeć. Nadarzyła się znakomita okazja do spokojnego porozmawiania z bratem. Ciągle to odkładał. Obserwował nastolatka, jak idzie wolnym krokiem w stronę skał. Głowę miał opuszczoną. Definitywnie przeżywał zawód miłosny. Czy był gotów z nim o tym porozmawiać? Może powinien wysłać go do Holly? Od razu wyobraził sobie jej porady. Wystarczyło, że jego męczyła. Już z samego rana dzwoniła i pytała się czy ich nie obudziła. Tylko głupi by się nie domyślił, co i kogo miała na myśli. W jej wyobraźni oni spędzili ze sobą gorącą noc. W tamtej chwili przywitał się z nią uprzejmie i powiedział, że brata zapewne znajdzie w domu. Rozłączył się, kiedy padały pytania, na które nie zamierzał odpowiadać. A niech się rudzielec pomęczy rozważaniem, dlaczego Kieran wrócił do domu.
– Cześć.
– Hej, Lucas. Co się tam stało? – Skinął w stronę miejsca, gdzie ujrzał brata.
Chłopak przysiadł naprzeciwko niego i zaczął się bawić materiałem od swoich bermudów.
– Nawet nie chce mi się o tym gadać. Wystawiła mnie. Dziś idziemy na urodziny do Thomasa i chciałem z nią iść, a ta się umówiła z Grantem Parkinsonem. Tym bufonem z trzeciej klasy. Co z tego, że on ma więcej mięśni, ale mózgu w ogóle nie ma. Tak jak ona. Nie znoszę, jak ktoś patrzy na wygląd innych osób. Czy wnętrze już nie ma znaczenia?
Stevena na chwilę zatkało. Ze wstydem musiał przyznać się przed samym sobą, że on w tym wieku patrzył tylko na wygląd. Co go tam obchodziło wnętrze? Co z tego, że mając szesnaście lat, nie interesował się nikim na poważnie? Mógł pogratulować mamie, że wychowuje rozsądnego syna.
– Wygląd to pierwsze, co się rzuca w oczy, a dopiero później przychodzi reszta. – Kieran, według niego, był zabójczo przystojny i od pierwszej chwili pociągało go jego ciało, ale z czasem zaczął widzieć inne aspekty mężczyzny. Przede wszystkim przyjaciel był dobrym człowiekiem. Do tego upartym. Jak go wyrzucali drzwiami, wracał oknem. Nie przejmował się zdaniem obcych ludzi. Nie raz zachowywał się jak dzieciak, lecz zawsze można było na niego liczyć. Spostrzegł, że Lucas macha mu przed nosem ręką.
– No, co?
– Co, co? Odleciałeś. Powiedz, skąd ten rozmarzony uśmieszek? – zapytał chytrze nastolatek. Ponury nastrój jakoś szybko mu przeszedł.
– Spadaj.
– Ok. – Chłopak wstał.
– Siadaj.
– Ok.
– Czemu mnie tak nie słuchałeś, gdy mieszkałem z wami? – Steven uniósł prawą brew.
– Bo wtedy nie powiedziałbyś mi, czy masz kogoś. Byłbym gówniarzem, który ma się nie wpierdalać w twoje życie. Jesteś z kimś, prawda?
Przewrócił oczami. Cieszył się, że nie było tutaj Nancy. Ta uwiesiłaby się na nim i wyciągnęła z niego każdą tajemnicę. Był dla nich zbyt pobłażliwy. Nie mógł im powiedzieć o Kieranie. Zresztą i tak nic ich nie łączyło. Nadal był sam. Sam. Cholera, jak długo jeszcze będzie sam? Bywały chwile, że to go przerastało.
– Chciałem porozmawiać o czymś innym – próbował zmienić temat.
– Ale masz kogoś, czy nie?
– Nie. Posłuchaj mnie przez chwilę. Chciałem porozmawiać o ojcu.
Lucas zrobił naburmuszoną minę, co od razu nie spodobało się Stevenowi. Na jego miejscu pewnie sam nie chciałby rozmawiać o staruszku, lecz był starszy i chciał jakoś przegadać bratu, by spróbował zacieśnić więzy z ojcem. Obaj mieli te same pasje, więc to ich jakoś powinno łączyć.
– Tata pokazał, gdzie mnie ma. Teraz liczy się dla niego tylko Nancy. Wiesz, co powiedział po tym, jak wyszedłeś?
– Co?
– Że, nie jestem mu potrzebny, skoro pewnie tak samo będę… gejem. Mniejsza, co on powiedział. Wolę tego nie powtarzać, bo jak widać płodził takie…
– Lepiej nie kończ. – Uniósł do góry rękę. – Słuchaj, on jest zły sam na siebie.
– Traktuje cię gorzej niż psa, a ty go bronisz? – Zdenerwował się chłopak.
– Nie chcę udawać, że mnie to nie boli, ale co mam robić? Ojciec zawsze pozostanie ojcem, nawet jeśli jest skończonym kretynem.
– Nieważne. Ja nie zamierzam prosić się o jego zainteresowanie mną, czy też tym, by traktował mnie jak syna i mi pomógł. Sam sobie poradzę. Pójdę do szkółki dla pilotów i w przyszłości będę latał. Jego sprawa, czy będzie ze mnie dumny, czy nie. Muszę już zmykać. – Podniósł się ze skały. – Zgadamy się jeszcze, kiedyś tam. Cześć.
Steven chciał mu jeszcze coś powiedzieć, ale nastolatek już go nie słuchał. Nie miał mu tego za złe. Obawiał się tylko, żeby kiedyś nie było za późno.

19 stycznia 2015

Nie powiem dobranoc - Rozdział 10



 Dziękuję za komentarze. :) 


– Z czego się, pacanie, śmiejesz? Zadałem proste pytanie.
– Proste dla ciebie. Chciałbyś, żebym był gejem, ale nie jestem. Nigdy także nie chciałem być gejem – odpowiedział Kieran.
Steven ukrył rozczarowanie. Sądził, że może Kieran po prostu to odrzucił, jak wielu mężczyzn, ale pomylił się. Wziął z talerza kanapkę głównie dlatego, by czymś zająć ręce i zaczął ją skubać palcami po małym kawałeczku.
– Jesteś jak Holly – rzekł Steven, nie wiedząc, co innego mógłby powiedzieć. Czuł się przy nim coraz bardziej skrępowany.
– Dlaczego?
– Ona też się śmieje w różnych dziwnych momentach.
– W jakich?
– Nieważne. Miałeś coś opowiedzieć. – Nie chciał mówić Kieranowi, że dziś się z nią widział. Od razu by wiedział, dlaczego. Na koniec spotkania nakazał jej, by nic bratu nie mówiła. Kobieta zawsze dotrzymywała słowa. Zdarzały się wyjątki, ale tylko wtedy, kiedy mógł sobie zaszkodzić, a ona chciała mu pomóc.
– Nie chciałem iść na prawo. Zawsze kojarzyło mi się z nudnymi rozprawami sądowymi, siedzeniem godzinami nad papierkową robotą i tak dalej. Poszedłem, bo nie chciałem zawieść ojca. Sam wiesz, że to nie było dla mnie. Zdecydowanie wolałem zarządzanie, czy coś w tym stylu. Lecz nie to było powodem, dla którego porzuciłem uczelnię. – Oparł się wygodnie, kładąc prawą rękę na oparciu. – Od pewnego czasu zaczął mi się ktoś podobać. Bardzo. Zgłupiałem, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, ale z czasem coraz bardziej to we mnie narastało. Przeraziłem się, że zaczynam coś czuć do tej osoby. Najgorzej, że nie miałem szans i nie wiem, czy wtedy chciałem, by te szanse były. – Zamyślił się.
Steven zmarszczył brwi. Kieran nie miał szans u jakiejś dziewczyny? To było naprawdę niepokojące. Chciał go o to zapytać, ale to nie miało sensu, skoro i tak pozna odpowiedź na to pytanie.
– Mimo wszystko któregoś wieczoru, chyba pod wpływem chwili, zdobyłem się na odwagę i napisałem list. Pisząc go, obawiałem się tego, co będzie, gdy dotrze do właściwych rąk. Gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, byłoby łatwiej. Mógłbym tej osobie powiedzieć, co i jak. – Wziął głęboki oddech i spojrzał na Stevena, który zamarł.
– Czemu tak patrzysz?
– Adresatem byłeś ty – wyznał.
Upuścił kromkę chleba, plamiąc sobie koszulkę i mając to serdecznie gdzieś. Słowa Kierana odbijały się echem w jego głowie. Jakim adresatem?
– E… E… Coś ty powiedział?
– Gdybym wtedy miał wiedzę, którą posiadam teraz, wszystko prawdopodobnie potoczyłoby się inaczej. Nie byłem zły tylko o to, że mnie okłamałeś, ale dlatego, iż o swojej orientacji mogłeś mi powiedzieć już lata temu. Nie pisałbym tego listu, tylko powiedział prosto w oczy, że mi się podobasz, a do tego...
– Zaraz! – Potarł skronie, czując nadchodzący ból głowy. – Co ty mi chcesz powiedzieć? Mówiłeś, że nie jesteś gejem. – Pozbierał z siebie ogórki i pomidora. Dlaczego on sobie z niego drwi? – Nie żartuj sobie ze mnie i z moich uczuć do ciebie, bo to nie jest miłe. Nigdy nie otrzymałem tego listu. – Przed jego nosem pojawiła się chusteczka.
– Proszę. Dziwne zrządzenie losu. Wczoraj to ja chodziłem w plamami, a dziś ty. I nie żartuję sobie z ciebie.
Wziął chusteczkę i zaczął wycierać koszulkę oraz spodnie, dając sobie czas na przetrawienie informacji. Jego przyjacielowi już całkiem odwaliło... Chyba, że to on był niespełna rozumu. Sam już nie wiedział, co byłoby lepsze.
– Nie jestem gejem. Mógłbym powiedzieć, że bliżej mi do biseksualności, ale sam nie wiem. Nie podobali mi się faceci. No, czasami. Różnica polegała na tym, że wtedy byłeś jedynym, którego pożądałem bez ustanku.
– Kieran… – Czemu on mu to mówi? Nie potrafił uwierzyć, że to jest prawda. Uciążliwe pytanie, co zrobi, gdy słowa przyjaciela okażą się prawdziwe, nie dawało mu spokoju.
 – Wysłuchaj mnie. – Przybliżył się do niego. Steven chciał uciec, ale został zatrzymany. – Siedź. Nie będę cię dotykał, tylko mnie posłuchaj. Wiesz, czemu list do ciebie nie dotarł? Dlatego, że trafił w ręce mojego ojca. Gdy go przeczytał, odbiło mu. Zaczął się wydzierać, że nie chce mieć syna geja. Po imieniu i treści domyślił się, że tamte słowa były skierowane do ciebie. Nie zostawił na tobie suchej nitki. Zapewniłem go, że nie jesteś gejem i ja też, ale co do mnie, miał inne dowody. List mnie pogrążał. Ojciec dał mi tylko jedno wyjście. Natychmiastowy wyjazd i rozpoczęcie studiów gdzieś indziej, bo inaczej twoja rodzina mogłaby mieć kłopoty.
– Co? Nie wierzę ci. Twój ojciec jest zwyczajnym, miłym facetem. – Przesuwał oczami po jego twarzy. Czuł gulę w gardle i ucisk w żołądku.
– Nie, kiedy chodzi o homoseksualizm. Poddałem się, bo nie miałem nadziei na to, że ty coś do mnie poczujesz. W podjęciu tej cholernie trudnej decyzji pomogło mi to, że ojciec zna wielu ludzi i mógł zrealizować swoje groźby. Zrobiłem, co kazał pod warunkiem, że pójdę na taki kierunek, jaki sam sobie wybiorę. Potem, po jakimś czasie, gdy już wyjechałem, uznałem, że to był dobry pomysł. Ty przestałeś chodzić mi po głowie. Spotykałem się z kobietami. Uczyłem się. Nawet zainwestowałem pieniądze babci. Szło mi dobrze ze wszystkim. Poznałem Jessicę – opowiadał w skrócie. – Byliśmy razem już jakiś czas, zanim ją tutaj przywiozłem. Mój ojciec oszalał na jej punkcie, a nawet mamie się spodobała. Spotkałem ponownie ciebie i nadal nic nie psuło dobrej passy. Było super, do czasu, aż znów po głowie zaczęły krążyć głupie myśli. Chciałem być blisko ciebie, widywać cię. Jak sądzisz, czemu to o ciebie zazwyczaj się ocierałem, choćby ramieniem? Obecnie wiem, że zawsze tak było, jeszcze w liceum. Pamiętasz? Zawsze razem. – Steven kiwnął głową. – Potem mnie pocałowałeś. Ten gest mnie rozwścieczył, bo się przestraszyłem. Nie chciałem tego. Chciałem udawać, że to, co jest we mnie, nie istnieje. Nie chcę być gejem, rozumiesz, Steven?
– Czy ja cię do tego zmuszam? – warknął. – Skoro nie chcesz być gejem, to po chuja się do mnie dobierałeś. – Ponownie zaczynał być zły.
– Chuj, to w tej rozmowie też nie jest dobre słowo, bo może sugerować coś innego. – Mrugnął do niego.
– Osz przestań! Po co mi to mówisz? Ja jestem gejem i tego nie zmienię, tak samo jak i tego, co czuję. Nie bój się ja… – umilkł, kiedy poczuł gorącą dłoń na swojej. Palce Kierana zacisnęły się mocno. – Puść mnie.
– Nie, bo już się wściekasz i nie wysłuchasz mnie do końca.
– Słucham, ale mnie puść. Proszę. – Jego życzenie zostało spełnione i poczuł ulgę.
– Kiedy mnie pocałowałeś, wkurzyłem się, bo coś poczułem. Dlatego powiedziałem to wszystko. Nie chcę być gejem. Z tego powodu później w jakiś sposób wykorzystałem Jessicę. Chciałem sprawdzić, czy jestem heterykiem. Udowodnić sobie i tobie, że ją kocham i chcę jej.
– Pff. Już teraz ci mogę powiedzieć, że gejem to ty nie jesteś.
– Przymknij się na chwilę. Tylko… kochając się z nią, czułem twoje usta na swoich.
– To obrzydliwe mówić w jednym zdaniu o moim pocałunku i o niej, kiedy wy… – Wstał. Odszedł kawałek i stanął do niego tyłem. Jak może mówić mu coś takiego? Nie chciał o tym słyszeć.
– Nie rozumiesz! – Podszedł do niego i odwrócił przodem do siebie. Zszokowany Steven nie potrafił się odsunąć. – Wszystko wracało. To z uczelni wracało. Jeszcze łudziłem się, że to nic. Po tej naszej rozmowie, kiedy zostałem sam… Jak patrzyłem, że odchodzisz, poczułem się tak, jakbym tracił coś najważniejszego w życiu. Do tego byłeś taki przygnębiony. Nie chcę byś był smutny.
– Kieran… – Odwrócił twarz, byle nie patrzeć w te oczy. Było w nich teraz coś takiego, że miał ochotę skakać z radości. Znów się łudził, że to coś więcej, niż tylko ciekawość Kierana.
– Posłuchaj dalej. Wróciłem do domku niedługo po tobie. – Złapał go za rękę i splótł z nim palce. – Powiedzieli mi, że wyjechałeś. Wtedy, jakby odetchnąłem, ale nie na długo. Ciągle widziałem ciebie, słyszałem twoje słowa. Wracało do mnie to, co ci powiedziałem. To wszystko i w jeziorze, i na drodze. Chciałem się z tobą spotkać, jednak ty mnie unikałeś. Dałem czas nam obu, więc nie nalegałem. Do tego nie byłem wolny, a potem ta suka mnie zdradziła. Coś we mnie pękło. Napiłem się, a resztę znasz. Sam byłem zaskoczony swoimi reakcjami. Bałem się. – Steven zawiesił na nim wzrok. – Tak Steven, bałem się jak cholera. Pragnąłem cię całować, kochać się z tobą, chociaż nie miałem pojęcia, jak się do tego zabrać. Może w małym stopniu chciałem coś sobie udowodnić, to prawda, ale nigdy nie miałem zamiaru na tobie eksperymentować. Byłeś i jesteś jedynym facetem, z którym czuję jakąś więź i mi się zwyczajnie podobasz. Ja wiem, że to wszystko brzmi dla ciebie niedorzecznie, ale obudziłem się w końcu. Wiem już, że jesteś gejem i mogę powiedzieć ci to, co napisałem wtedy w liście. Tamte słowa wyryły mi się w głowie już chyba na zawsze. „Steven, bardzo mi się podobasz, nie wiem, co się ze mną dzieje. Wybacz, że tak jest, jednak nie potrafię przestać o tobie myśleć i nazywać cię tylko przyjacielem. To szalone i niedorzeczne, pewnie mnie wyśmiejesz, ale chciałbym czegoś więcej”.
– To się nie dzieje naprawdę – wyszeptał Steven. Głowa go coraz bardziej bolała, serce chciało go przyprawić o zawał, a krew w żyłach burzyła się coraz bardziej. Do tego nieustannie powracało do niego pytanie, czy jakby ujawnił się w tamtych czasach, to czy dziś byłby w związku z Kieranem i czy miałby on długi staż?
– Jestem tu. – Wyciągnął rękę i pogłaskał go po policzku czubkami palców.
– Co to dla mnie oznacza? Zabawisz się tylko i zostawisz jak psa? – Złość wzbierała gdzieś z jego wnętrza. Nie chciał cierpieć. Gdy zasmakuje w nim, nie będzie mu w stanie pozwolić odejść. A Kieran zabije go swoim odejściem. Przymknął powieki, kiedy dłoń przyjaciela wsunęła się w jego włosy, potem zjechała niżej, znajdując sobie idealne miejsce w nasadzie szyi, a ciało zbliżyło się bardziej. Niech on się odsunie, błagał w myślach.
– Ja sam nie wiem, co to dla mnie oznacza, Steven. Czy nie możesz na razie brać na klatę tego, co jest, a potem myśleć, co będzie?
Steven poczuł, jak mężczyzna przesuwa kciukiem po jego wargach, rozchylając je delikatnie. Miał myśleć o tym, co teraz? A co potem, co z jego sercem? Zaczął panikować, ale dotyk wilgotnych ust sprawił, że zawirowało mu w głowie. Pocałunek był tak delikatny, łaskoczący, jakby skrzydła motyla otarły się o niego. Otworzył oczy. Pragnął się odsunąć, a jednocześnie ponownie zakosztować ust tego mężczyzny. Zanim cokolwiek zrobił, Kieran zadziałał pierwszy. Chwycił w usta jego górną wargę, potem dolną, zaczepiając go i zapraszając do tego połączenia. Uległ. Wpił się w wargi przyjaciela, całując go i pozwalając mu się całować. Ręce same objęły go wokół pleców i docisnęły do swego ciała. Smak i zapach tego człowieka sprawiały, że szalał. Kieran zawładnął jego ustami, pogłębiając pocałunek, a elektryzujący prąd przebiegł mu po kręgosłupie. Pozwolił wślizgnąć się jego językowi do środka i oplótł swoim, nie pozostając biernym. Potrzeba narastała z każdą upływającą sekundą, otarciem ust i języków. Ciało reagowało na bliskość, a zarost na policzkach mężczyzny drapał go i podrażniał. Twarde, wilgotne wargi napierały na niego, coraz mocniej ssąc. Chciał go jeszcze bardziej, więcej. Był nienasycony. Wsunął język do ust Kierana, badając podniebienie i zęby. Wpadał w sieć pożądania. Pragnął się tym nasycić, jakby to wszystko miało się nagle skończyć. Krew w żyłach zamieniała się we wrzącą lawę, pędząc w dół i sprawiając, że robił się twardy jak skała. Jedna z rąk Kierana zawędrowała pod koszulkę, niemal go parząc - tak bardzo była gorąca. Potrzebował tych dłoni na swoim ciele, tak samo jak ust całujących go namiętnie i słów, którymi przyjaciel pewnie nigdy go nie obdarzy. O tym ostatnim nie chciał myśleć, pozwalając pożądaniu, aby nim kierowało. Na jak wiele chciał pozwolić? Pragnął się z nim kochać, ale coś jeszcze go powstrzymywało. Kiedy Kieran odessał się od jego ust i dobrał do jego szyi, jęknął. Jeszcze chwila i mu ulegnie. Nie chciał tego.
– Nie. – Odsunął się na tyle, na ile mógł. Oparł czoło o jego, oddychając urywanie. – To się dzieje za szybko. Co my robimy?
– Nie myśl, Steven. – Potarł ich nosy o siebie. – Ja nie wiem, co się ze mną dzieje, ale podoba mi się to. Dziwne, szalone i niesamowite, lecz podoba mi się. – Uśmiechnął się.
– Muszę myśleć, bo inaczej za chwilę będziemy nadzy i bardzo niegrzeczni. – Położył mu ręce na biodrach, sprawiając, że Kieran przestał się o niego ocierać.
– Co w tym złego? – Jego prawa ręka, powędrowała w górę i spoczęła na piersi Stevena.
Jak miał wytłumaczyć temu napalonemu głupolowi, że dla niego to wszystko dzieje się zbyt szybko? Co z tego, że był facetem i jak miał okazję, to powinien korzystać? On taki nie był. Do tego dochodziło tak wiele wątpliwości, że to tylko wzmagało chęć ku temu, by zwolnić.
– Zrobię nam coś do picia, najlepiej zimnego. – Uciekł z jego ramion prosto do kuchni. Z lodówki wyjął sok pomarańczowy, a z szafki dwie szklanki. Zanim nalał do nich soku, Kieran zakradł się do niego od tyłu i objął go z pasie, a brodę oparł o jego ramię. – Po co za mną przylazłeś? – Mimowolnie się uśmiechnął. Ten gest mężczyzny był miły, ale też wzbudzał złość. Tak robią kochankowie, a kimże on, u licha, dla niego jest? – Puść mnie – warknął, próbując się odsunąć, lecz stalowy uścisk trzymał go mocno. – Puść mnie, do kurwy nędzy! Co w ciebie wstąpiło?!
– Żebym to ja wiedział, co to takiego. Przestań się wyrywać. Źle ci?
Sęk w tym, że było mu aż za dobrze, lecz co miał zrobić, jak się zwyczajnie, po ludzku tego bał! Co z tego, że chciał? Kieran był teraz napalony. Z pewnością nie wiedział, co robi i mówi, gdyż podniecenie przesłaniało mu trzeźwe myślenie. Prędzej spodziewał się, że przyjaciel wybije mu zęby, a tymczasem zebrało mu się, kurwa, na amory!
– Powiedziałem ci, że to się za szybko dzieje, a ty dalej nie słuchasz! Puść mnie wreszcie! – Nie miał pojęcia, skąd brała się ta siła Kierana, a może to on stał się słabszy fizycznie?
– Nie myśl, że to nie jest dla mnie dziwne. Jest. Jeszcze wczoraj było inaczej, dziś tak wiele się dzieje, ale to coś walnęło mnie jak grom z jasnego nieba. Chociaż można powiedzieć, że dobijało się do mnie od dawna. Wreszcie coś do mnie dotarło. Nie walcz ze mną, bo i tak cię nie puszczę.
– To fascynacja, ciekawość. – Po chwilowej walce oparł się o jego tors i tak, mimo wszystko, mając ochotę uciec. Z bólem serca stwierdził, że naprawdę dobrze mu było w jego ramionach. Mógł się uzależnić od tego odczucia. Mężczyzna nie robił nic, po prostu stał, przytulał go i mówił.
– Tak to sobie tłumacz.
– To przez to, że ona cię zdradziła. Czujesz ze mną jakąś więź.
– Ona jest między nami od samego początku. Byłeś kolegą mojej siostry, a zaprzyjaźniłeś się ze mną. Do tego czuję się bezpiecznie – powiedział Kieran, kładąc dłoń na jego sercu. – Bo masz mnie tutaj.
– Bo wiesz, że cię kocham i nie byłbym w stanie cię zdradzić? Dlatego chcesz nadać inny tor naszej przyjaźni? Czego chcesz, Kieran? Samego seksu, czy czegoś więcej? Nie musisz odpowiadać dzisiaj. Zastanów się dobrze. Nie jestem lekiem na wszystko. Nawet nie chcę nim być! – Znów zaczął się wyrywać, ale i ta próba była daremna.
– Mhm. Nie biorę cię za „lek” po Jessice. Po prostu chciałbym… Po prostu mnie stąd dziś nie wyganiaj.
Położył ręce na jego, wpierw mając ochotę je od siebie oderwać, lecz siła jego woli i chęć odsunięcia się, jakoś osłabły. Przyjaciel powiedział to takim smutnym głosem. On miałby go wyganiać? Najchętniej zatrzymałby go przy sobie na zawsze. Po pierwsze, dlatego, by przekonać się, że to nie sen, a po drugie, aby przyzwyczaić go do skądinąd innej bliskości pomiędzy nimi. Bał się tylko, jak długo to potrwa. Czy aby jutro jakaś ślicznotka nie pocieszy Kierana? Dałby radę z nią wygrać? Holly kazała mu walczyć. Dlaczego w ogóle o tym myśli? Powinien cieszyć się chwilą, odsuwając od siebie wszelkie głosy rozsądku. Najchętniej zamknąłby je w jakiejś skrzynce i wyrzucił kluczyk.
– Jesteś strasznie spięty – wyszeptał Kieran.
– Trochę. To minie. Idź wybierz jakiś film, naleję soku i przyjdę. – Odwrócił twarz ku niemu.
– Co chcesz obejrzeć?
– Wiesz, co lubię. – Zmęczenie i złość jakoś odeszły, a spędzenie przyjemnego wieczoru w miłym towarzystwie dodawało energii tak bardzo, że czuł, iż po nieprzespanej nocy i całym dniu pracy wytrzymałby jeszcze wiele godzin bez odpoczynku.


Nie potrafił skupić się na filmie. Cały czas krążył myślami wokół słów Kierana. Chciałby to wszystko zrozumieć, brać lekko, lecz naprawdę martwił się o jutro. Czy przyjaciel tylko szukał u niego schronienia? Czy to coś więcej, jak mówił? Czy można tak nagle zmienić coś w sobie i przestawić się na własną płeć? Może faktycznie to nie było nagłe. Zaczął przypominać sobie relację pomiędzy nimi. Niemal od zawsze Kieran szukał z nim kontaktu. On natomiast zrzucał to na jego bezpośredniość i dotykalskość. Intrygujące mogło być to, że najczęściej przytulał się do niego, o ile mógł tak to nazwać. Jego zaczepiał, szeptał mu różne głupoty do ucha. Czy to możliwe, że musiały minąć lata, by człowiek siedzący teraz obok niego musiał dostać kopa, aby sobie uświadomić, że jakaś jego cząstka ciągnie do facetów lub faceta, konkretnie do niego? Drgnął, kiedy Kieran położył policzek na jego ramieniu, a miękkie włosy połaskotały Stevena po szyi.
– Śpisz? – Nie otrzymał odpowiedzi. Uniósł rękę i pogłaskał go po głowie. Kieran zamruczał coś niewyraźnie i objął go, przytulając się bardziej. Steven chciał zabrać dłoń z jego włosów, ale zrozumiał, że nie musi. Może go dotykać. Ma go, choćby nawet na kilka minut, czy godzin. Pocałował go w czubek głowy i powrócił go oglądania filmu. Już wiele razy widział „Władcę pierścieni”, więc bez trudu odnalazł się w fabule. Nie przestawał głaskać przyjaciela i ułożył się tak, by im obu było wygodniej.

Na ekranie pojawiły się końcowe napisy, więc sięgnął po pilota i wyłączył wszystko. Postanowił zbudzić Kierana, by ten położył się normalnie. Rano nie będzie czuł kości z powodu krzywej pozycji.
– Hej, ja idę pod prysznic, a ty się połóż. Dam ci koc i poduszkę – szeptał. – Śpiochu, słyszysz mnie – powiedział głośniej.
– Mhmmn – zamruczał śpiący.
– Przygniatasz mnie. Muszę wstać, a ty położysz się jak człowiek.
– Tak mi dobrze. – Uniósł głowę. – To nie sen.
– Co?
– Że to ty. – Wyciągnął się i cmoknął go w brodę, a po chwili w usta. – Chętnie położę się z tobą w łóżku.
– Nie ma mowy. Zostajesz na kanapie. – Jakoś udało mu się wstać. Zrobił to tak szybko, że w jego kręgosłupie coś zatrzeszczało. Nie słuchał protestów przyjaciela. Przyniósł mu z sypialni poduszkę i koc. – Poradzisz sobie z tym. Ja idę umyć się, a potem spać. Już po północy.
Nie lubił iść do łóżka bez kąpieli, więc nawet jakby była trzecia w nocy, musiałby się umyć. Dopiero wtedy się położył, będąc w samych spodniach od piżamy. Sypialnia nie zajmowała dużej przestrzeni, ale kupił sobie do niej prawdziwe, wielkie łóżko, aby mógł wygodnie się wyspać. Przykrywszy się kołdrą, zgasił światło. Niestety, próba zaśnięcia nie przynosiła skutków. Przewracał się z boku na bok. Starał się oczyścić umysł ze wszystkich myśli, gdy usłyszał szum wody w łazience. Sądził, że Kieran już śpi i nawet zaczął mu tego zazdrościć. Całe szczęście, że nie szedł na rano do pracy.
Po kilku minutach drzwi do jego sypialni się otworzyły. Wpadła przez nie smuga światła, w której pojawił się Kieran. Steven zamknął oczy, udając, że śpi, ale poczuł jakieś napięcie. Po co on tu przylazł? Drzwi się zamknęły, więc liczył, że po prostu mężczyzna sprawdzał, czy on śpi, lecz ciche stąpanie bosych stóp na panelach było zapowiedzią tego, że nie jest sam. Kołdra uniosła się, a materac ugiął.
– Śpisz? – Ręka Kierana owinęła się wokół niego. – Wiem, że nie śpisz. Spiąłeś się.
– Spadaj, pacanie! Kazałem ci zostać na kanapie.
– Tu jest wygodniej i jesteś ty.
Steven poderwał się i zapalił światło. Spojrzał wściekłym wzrokiem na przyjaciela. Ile razy miał mu to mówić?
– Wypad z mojego łóżka! Już cię tu nie ma! Sądzisz, że dam ci się przelecieć i będzie miło, pięknie? Mylisz się!
– Ale o co ci chodzi?! Powiedziałem ci prawdę. Zawsze mi się podobałeś. Czego jeszcze chcesz?! – podniósł głos.
– Masz wrażenie, że skoro cię kocham, a ty coś tam do mnie masz, to ja rozłożę przed tobą nogi, ponieważ się napaliłeś?
– Nie o to mi chodzi! – Wstał z łóżka. Dopiero teraz Steven zauważył, że Kieran ma na sobie tylko ręcznik owinięty wokół bioder.
– Na to wygląda. Tak się zachowujesz. Opanuj się, nie masz szesnastu lat.
– Dobra. Ok. W porządku. Przesadzam, a nie mogę tego zrzucić na alkohol. Fakt, chciałbym spróbować, jak to jest, ale właśnie z tobą, bo… Bo nie jesteś mi obojętny. Niemniej przepraszam, że tak się zachowuję. Położę się na kanapie, a jutro czy tam, kiedyś pogadamy. Dobranoc.
– Po prostu muszę to wszystko przetrawić. Zwyczajnie się boję i chyba mam do tego prawo? Nie patrz na mnie jak zbity psiak. Nic u mnie nie wskórasz.
– Też się boję. Bardzo boję. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Jestem przerażony i chyba przesadzam – powiedział Kieran.
– Bardzo przesadzasz. Dlatego wyjdź z mojej sypialni. – Nie pytał się go, czego się boi. Wątpił, by im obu chodziło o to samo.
– Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Zawsze byłeś, nawet gdy łączyła nas tylko przyjaźń.
– Nadal jestem tylko przyjacielem – burknął.
– Ja… nieważne. – Machnął ręką i przytrzymując ręcznik, wyszedł z sypialni.
 Steven uderzył pięścią o pościel, klnąc pod nosem. Czy Kieran zrozumiał, co chciał mu przekazać przez swoje ostatnie słowa? Wątpił w to. Domyślał się tylko, co on chciał mu powiedzieć: „Ja przepraszam, ale nigdy nie będę twoim partnerem”. Owszem mógł się mylić, lecz w tej chwili jego mózg działał na takich właśnie obrotach. Do tego martwił się, czy ich przyjaźń na tym wszystkim nie ucierpi.
Parę minut później usłyszał trzaśnięcie drzwi. Westchnął, będąc pewny, że Kieran wyszedł. Naprawdę, czasami ten człowiek zachowywał się jak dziecko. Nie dostał zabawki i się obraził. Z drugiej strony Kieran taki nie był. Z ciekawości wstał i zajrzał do drugiego pokoju. Odetchnął z ulgą, widząc w ciemności zarys postaci na kanapie.
– Chciałem wyjść – usłyszał – ale coś mnie powstrzymało. Dobranoc, Steven.
– Dobranoc.
Zamknął drzwi i oparł się o nie. Czy źle zrobił, odmawiając seksu z nim? Przecież nie był cnotliwą panienką. Nie oszukiwał się. Chciał się z nim kochać, ale naprawdę wolał poczekać. Poza tym, miał za sobą wiele przygód. Właśnie przygód. Nie chciał, by seks z nim stał się przygodą, którą będzie wspominał z bólem serca, gdy już nie będą razem, a ich przyjaźń rozpadnie się i wszystko się skończy, pogrążając go w depresji. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Zaczął bawić się w jakieś czarnowidztwo i układać dobijające scenariusze. Opadł na łóżko, wciskając twarz w poduszkę i próbując zasnąć.

~*~

Ranek okazał się jednym z tych, kiedy człowiek ma ochotę zakopać się w pościeli po czubek głowy i już tak pozostać. Ból rozsadzał mu czaszkę, więc nawet otwarcie powiek graniczyło z cudem. Wciąż leżał na brzuchu, przytulając się do poduszki. W końcu jakoś udało mu się zasnąć, ale po samopoczuciu odczytywał, że spał dość krótko, aby w pełni wypocząć. Do tego śniły mu się jakieś koszmary, których na szczęście nie pamiętał. Musiał przyznać, że zdecydowanie lepiej czułby się, gdyby wcześniej uchlał się jak świnia. Do tego było mu zimno. Wszystko przez wczorajszy chłód, a pewnie nawet nie zamknął okna w sypialni. O okryciu się kołdrą też zapomniał. Z ociąganiem otworzył jedno oko i rozejrzał się. Przez okno wpadało światło słońca, oświetlając pomieszczenie, szczęśliwie nie dosięgając jego twarzy, by go oślepić, jak to miało w zwyczaju dziać się w rodzinnym domu. Często było tak, że mama nie musiała go budzić do szkoły, bo wystarczył tylko słoneczny dzień, by promienie bawiły się na jego twarzy, denerwując go. Uchylił drugą powiekę i przekręcił się na plecy. Miał wrażenie, że prawie nie czuje swojego ciała, a ból pleców sprawił, że się skrzywił. Gdyby nie ta cholerna praca faktycznie, zostałby dziś w łóżku. Przeszedł go dreszcz, więc okrył się kołdrą, chcąc jeszcze chwilę poleżeć. Przełknął ślinę, na co zaprotestowało gardło. Czuł jak wbija się w nie miliony małych kolców, które kłują, drapią i wyczyniają inne paskudztwa, byle tylko go bolało. Znał ten stan. Nie może być chory. On nie choruje! Co z tego, że wczoraj zmarzł, gdy wracał do domu… do tego przemókł. To nigdy nie doprowadzało go do choroby. Nie ma mowy, nie podda się. Czekała go praca, a ponadto powinien posprzątać w mieszkaniu i zrobić zakupy. Wstał. Założył na siebie granatowy szlafrok frotte. Ból głowy się wzmógł, ale zignorował to. Chciał zamknąć okno, jednak nie było to konieczne. Obie okiennice były szczelnie domknięte, czego wcześniej nie zauważył. Mimo tego, wciąż było mu zimno. Nie przyjmował do wiadomości, że może mieć wysoką temperaturę.
Wyszedł z sypialni. Pokój dzienny był pusty, podobnie, jak kuchnia. Nawet nie miał sił zastanawiać się, kiedy Kieran wyszedł. Robiąc sobie kawę, przeszukał szafki w poszukiwaniu leków. Znalazł coś na gardło, ale wpierw chciał czegoś od bólu głowy. Tylko to przeszkadzało mu w normalnym funkcjonowaniu. Połknął od razu dwie tabletki i popił kawą. Już widział, jak mama krzyczy na niego, że tak robi. Zawsze powtarzała, że wszelkie leki popija się wodą, bo inne napoje mogą mieć na nie różny wpływ. On się tym nigdy nie przejmował. Brał, pił to, co było pod ręką, nie stresując się skutkami ubocznymi. Oparł się o lodówkę, korzystając z pierwszej lepszej podpórki.
– Hej, jestem.
Zamknął powieki, trąc je palcami. Nadal się go nie pozbył. Kieran wracał jak bumerang. Liczył tylko na to, że mężczyzna będzie zachowywał się normalnie, a nie znów spróbuje dobrać się do niego. – Coś niewyraźnie wyglądasz.
– No, co ty nie powiesz. – Jego głos przypominał bardziej chrypienie, niż dźwięki, jakimi posługiwał się zazwyczaj.
– Ktoś tu jest chory, albo sam wypił w nocy kilka litrów gorzałki i się nie podzielił. – Wyszczerzył się Kieran, stawiając na stole reklamówkę z logo jakiegoś marketu. – Byłem w sklepie. Mam świeże bułki, wędlinkę i serek. Podobno, mimo że nie jestem mistrzem kuchni, to umiem robić nie tylko spaghetti, ale i pyszne kanapki.
– To wszystko mam w lodówce, chyba.
– Sprawdziłem. Są tylko pomidorki. Poza tym, nic nie mów. Twoje gardło siada.
– W moim gardle zalęgły się potworki. – Upił ostrożnie łyk kawy, ale nawet przełykanie płynu nie było przyjemne. Chciał napić się drugi raz, ale kubek został mu wyrwany z rąk. – Ej.
– Bez protestów. Pamiętasz, jak ja byłem chory i przyszedłeś zaopiekować się mną? Nie brałeś pod uwagę, że mam rodzinę w domu i ma mi kto pomóc. Ugotowałeś nawet rosół. Teraz moja kolej.
– To było wieki temu. – Zakaszlał, starając się nie wypluć przy tym płuc. Całe szczęście, że ból głowy przechodził.
– Ostatnia klasa liceum. Moja mama później w kółko powtarzała, że takich przyjaciół, to ze świecą szukać. Gdzie masz noże? – Pstryknął palcami.
– W trzeciej szufladzie na lewo od kuchenki – poinformował Steven szeptem. – Co robisz?
– Śniadanie. Znam cię. Wybierasz się dziś do pracy i masz pewnie jeszcze wiele obowiązków, więc pozwól mi cię chociaż nakarmić. Chory powinien jeść.
– Nie baw się w mamuśkę. Nie znoszę tego.
– Przykro mi, ale będziesz musiał. – Kieran pocałował go w policzek. Steven odsunął się. Na to też nie miał sił. – Siadaj.
– Uparty pacan.
– Uparty, a ty jesteś bardzo marudnym, chorym… Hm. Pomóż, brak mi słowa. – Pstryknął palcami.
Steven przewrócił oczami, nie zwracając uwagi na to, co mówił przyjaciel. Usiadł przy stole, podpierając brodę na dłoni. Skoro już ma znosić tego kochanego przez niego typka, który jeszcze w nocy chciał wepchać mu się do łóżka, to może go jakoś wykorzystać.
– Zrób mi kanapkę z szynką, bez pomidora. I mocną herbatę. Dodaj dwie łyżeczki cukru.
– A może jeszcze zrobić specjalny masażyk dla szanownego pana? – W oczach Kierana pojawił się tajemniczy błysk.
– Spadaj, napalony zboczeńcu. 
– Ten napalony zboczeniec jeszcze ci pokaże, na co go stać i udowodni, że mu zależy.
Nic nie odpowiedział, przyglądając się, jak Kieran smaruje masłem chleb. Z nim u boku to będzie bardzo długi poranek. Z łatwością mógł wyobrazić sobie, jak by to było, gdyby byli parą. Zasypianie obok siebie, budzenie się razem. Wspólne przygotowywanie posiłków, podczas których by się mijali, ocierali o siebie, rozmawiali. Wracałby do domu, wiedząc, że nie spędzi samotnie kolejnego wieczoru czy nocy. Przytuli się do ukochanej osoby. Tak bardzo chciał tego. Szkoda, że dla Kierana to nie było coś na całe życie. Nie, kiedy go nie kochał jak partnera. Znał jego pociąg do kobiet i pewnego dnia mężczyzna by odszedł. Co miał zrobić? Pakować się w coś na chwilę, walczyć o zdobycie jego serca, czy zrezygnować ze wszystkiego, poza przyjaźnią? Był w kropce.