27 maja 2014

Potęga miłości - Rozdział 8



 Dziękuję za komentarze. :)

_________________________


Wampirzyca patrzyła na niego nieprzyjaźnie. Pod jej wzrokiem ledwie powstrzymał się przed odwróceniem się do niej plecami. Przyjechał tu, jak tylko odprowadził Justina do domu. Chciał z nią porozmawiać, podziękować za kopniaka, jakiego dostał.
– Jeżeli przyjechałeś, aby dowalić któremuś z moich chłopców, to wybij to sobie w głowy! Nie dopuszczę cię do nich – warknęła.
– Spokojnie. Powinienem był do ciebie zadzwonić, ale jakoś nie miałem czasu i nic nie wiesz.
Zaciekawiona przechyliła na bok głowę. Odsunęła się od drzwi swego gabinetu, który znajdował się w piwnicy. Dzięki czemu nie musiała w dzień spać i bać się słońca.
– Czyżbyś poszedł po rozum do głowy i postanowił walczyć o ukochanego? – Podeszła do biurka i wzięła w rękę długiego papierosa. Odpaliła go złotą zapalniczką, którą zaraz rzuciła na blat.
– Powiedzmy, że to dzięki tobie w końcu nie jestem sam. – Nie czekając na jej pozwolenie usiadł wygodnie na okrągłej, czerwonej kanapie. Zawiesił wzrok na kobiecie, która dziś miała włosy upięte wysoko, a wokół twarzy ułożone misternie loki.
– Opowiesz czy będziesz się na mnie gapił? – Wypuściła dym z płuc. Przysiadła na skraju biurka.
– Twoja ciekawość, aż wyziera z twych oczu, Erin.
– Moja ciekawość nie raz uratowała mi tyłek – odparła. – Justin jest twój?
– Mój.
– Jak zdobyłeś to wystraszone kurczątko? – Strzepnęła popiół z końca papierosa do kryształowej popielniczki. – Nie przedłużaj, bo moje ukąszenie boli.
– Nikt nie będzie mnie kąsał poza moim partnerem – syknął.
– Szkoda, że on nie widzi teraz twojej miny. – W odpowiedzi na pytający wzrok Daria rzekła: – Jakbyś miał ochotę rzucić się na mnie i sam wgryźć w moje gardło, by je rozerwać, bylebym tylko nie ruszyła twej szyi przeznaczonej dla niego, gdy cię oznaczy. To opowiadaj jak było. – Zgasiła peta i nieustępliwie wpatrzyła się w Daria. – Nie sądziłeś chyba, że przyjedziesz mi podziękować, a ja nie zechcę poznać szczegółów waszego pierwszego spotkania.
– Żmija. – Rozluźnił się trochę i opowiedział, co zrobił, by zdobyć Justina. Powiedział o wypadku i to, co się wydarzyło później. Oczywiście omijał intymne szczegóły. Te dzielił będzie tylko z Justinem i nie zamierza nikomu opowiadać o tym, co robią. Chociaż nie wątpił, że Christian dużo będzie wiedział od jego partnera, ale to przyjaciel.
Wampirzyca patrzyła na niego z podziwem. Wyciągnięcie emocjonalnej natury z Daria było nie lada wyzwaniem, a tu proszę jeden mężczyzna zamienił go w wulkan uczuć.
– Gdyby nie ty, nadal tkwiłbym w próżni – dodał.
– To nie moja zasługa, tylko twoja. Ja ci tylko powiedziałam, abyś ruszył dupę, a nie płakał. – W gabinecie zaczął dzwonić telefon, więc sięgnęła po słuchawkę, dając mężczyźnie znak ręką, by się nie ruszał. – Tak? … Powiedziałam, że nie zamierzam się na to zgadzać – mówiła do słuchawki.
Dario nie chcąc jej podsłuchiwać, powrócił myślami do chwil spędzonych z Justinem. Gdy go odprowadził do domu, grzecznie pocałował go w policzek, a ten zarumienił się jak pensjonarka. Słodki był. Niepewny, gorący i słodki. Nic tylko go chronić i kochać.
– Zakochałeś się.
– Co? – zapytał, gdy usłyszał słowa skierowane do niego.
– Dobrze słyszałeś.
– Nie zakochałem się. Ja go kocham. Zakochanie to chwila, zauroczenie, ale miłość to, co innego.
– Mdli mnie od tego miodu – mimo swoich słów nie wyglądała jakby było jej niedobrze. – Niestety musimy pogadać, kiedy indziej. Przygotowuję w podziemiach nowe pokoje tematyczne i panowie fachowcy chcą w pokoju rzymskim umieścić coś, co kompletnie tam nie pasuje.
– W takim razie zmywam się i dziękuję za solidnego kopniaka. – Zebrał się do wyjścia.
– Służę uprzejmie. Teraz idę skopać tyłki pewnym panom.
– Uważaj, jeszcze okaże się, że lubią ostre zabawy.
– Mogę im pokazać, co znaczy ostro się bawić. – Pokazała swoje kły sycząc przy tym, a Dario roześmiał się razem z nią opuszczając gabinet.

~*~*~

Justin na spotkaniu z przyjacielem zauważył, że ten ma nieciekawy nastrój. Zastanawiał się czy zapytać go, co się stało, ale nie chciał być wścibski. Sam promieniał. Jego oczy się iskrzyły, policzki nabrały rumieńców, a całe ciało jakby się wyprostowało. Wcześniej potrafił chodzić lekko zgarbiony, jakby udając, że go nie ma. Dziś wyglądał jak pełen szczęścia, zakochany człowiek. Tę zmianę widział nie tylko on patrząc w lustro, ale i inni. Do tego to, co stało się pod drzewem, było oszałamiające i obudziło apetyt na więcej. Poza tym Dario opowiedział mu o swym największym bólu i stracie. Zaufał mu. Pewnie gdyby nie spotkanie z Chrisem i wyjazd Daria do tej wampirzycy, to nadal by tam siedzieli w swych objęciach, a może i byłoby coś więcej.
– Rumienisz się – zauważył Christian podkulając nogi pod siebie. Dzisiaj zostali w domu Langstonów. Nie miał ochoty na spacery. – Czy jest coś, o czym nie wiem?
– Wiem, że zachowuję się jak młodzik, a mam już swoje lata.
– Pięćdziesiąt lat jak na zmiennego to niewiele. To lata dorastającego szczeniaka.
– Mój Dario jest...
– Gorący. – Chris usłyszał ciche warczenie i roześmiał się. Po raz pierwszy tego dnia. – Spokojnie wilczku, jestem związany. Widzisz? – Pokazał znamię na szyi. – On jest twój.
– Jest... gorący. Spędziliśmy bardzo miło czas. Jak sądzisz... – zawiesił na chwilę głos – mogę mu powiedzieć, co mi robiono?
– To zależy od ciebie. Prędzej czy później powinien się o tym dowiedzieć. Po pierwsze po to, żeby ci pomóc, a po drugie sam wiesz, że będzie się zastanawiał, dlaczego śpisz przy zapalonym świetle, a w nocy budzisz się z krzykiem. Wie, że coś się stało i powinien wiedzieć, co, dlaczego. Poza tym trzymanie, przed partnerem, takiej tajemnicy nie umacnia związku. Niszczy go od środka i to tak, że się tego nie widzi, a jak się to zobaczy jest już za późno.
– Pomogłeś mi podjąć decyzję. Christian, czemu jesteś smutny?
– Czegoś się dowiedziałem i chciałem pomóc partnerom. Wiem, kto mnie wtedy wywiózł z posiadłości.
– Jak cię porwano? – To były jedne z najgorszych chwil w jego życiu. Świadomość, że porwano przyjaciela i nikt nie wie gdzie on jest, ani jak mu pomóc była nie do zniesienia.
– Chciałbym coś zrobić, aby ta osoba sama się wydała, a oni chcą czekać na zdobycie dowodów – powiedział Christian sięgając po czekoladowe ciastko leżące na błękitnym talerzyku wśród innych. – Gdybym tam pojechał, do tego faceta na pewno by się zdradził. Oni mi nie chcą na to pozwolić. – Przełamał ciastko na pół i jedną część włożył sobie do ust.
– Boją się o ciebie.
– Nie jestem dzieckiem. Dlaczego mi nie ufają, że sobie poradzę? Jestem zmiennym smokiem. Nie ogranicza mnie ciąża i mogę się zmienić, gdy zajdzie potrzeba.
– Ufają ci, ale się o ciebie boją. Ty byś pozwolił któremuś z nich na coś takiego?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Obaj ją znali. Żaden z nich nie naraziłby partnera na niebezpieczeństwo. Nie było możliwości, by ryzykowali życiem i zdrowiem ukochanej osoby. Dla Justina taką osobą był Dario. Kilka dni byli razem i nie chciał nikogo innego. To mu pozwoliło podjąć decyzję, o której wcześniej rozmawiał z Chrisem. Kilka minut później, zadzwonił do Daria i umówił się nim na wieczór w Arkadii. W czterech ścianach łatwiej będzie mu mówić.

~*~*~

Martin Coleman patrzył na swego betę sondując jego zachowanie. Nie zamierzał w żaden sposób zdradzić się z tym, co o nim wiedział. Starał się zachowywać tak jak zwykle. Przyjechał tu pod pretekstem sprawdzenia ksiąg rachunkowych, jak to robił, co miesiąc. Kilka dni w te czy we wtę nie robiło różnicy i nie wzbudzi podejrzeń.
– Jak widzisz zyski idą w górę. Klientów przybywa. Zarówno zmienni jak i ludzie bawią się dobrze. Oczywiście ochrona pilnuje, by żaden zmienny nie zrobił czegoś, co zdradzi nas przed ludźmi – poinformował Tomas.
– Doskonale. Taureni chodzą do nas? – zapytał wstając i odkładając księgi na ich miejsce.
– Od dawna żadnego nie widziałem – powiedział beta patrząc prosto w oczy alfy, który ponownie zajął swoje miejsce.
– Szkoda. Pasowałoby, aby różne gatunki zmiennych jakoś się dogadywały ze sobą. Chciałbym wiedzieć, kto teraz jest przywódcą klanu w naszym mieście.
– Nie mam pojęcia, alfo – kłamał i nawet się nie zająknął.
– Pozostaje wierzyć, że Rada wyśle wiadomość do wszystkich grup, o nowym przywódcy – rzekł Martin i wziął pióro do dłoni. Miał do podpisania kilka dokumentów, które wcześniej starannie przeczytał.
– Na pewno tak zrobią, takie jest prawo zmiennych, alfo.
– Jesteś dziś bardzo oficjalny, Tomasie – zauważył Coleman.
– Nie jesteś tu z prywatną wizytą. Staram się trzymać procedur.
– Doskonale się spisujesz, beto. – Martin postanowił tak samo się zachowywać. Jak mógł wcześniej nie zauważyć, że Tomas nie traktuje go już jak przyjaciela. Wcześniej, gdy byli sami, zawsze mówił do niego po imieniu. Dużo się zmieniło w ciągu tych miesięcy, a najwięcej od czasu porwania Christiana. Nie był zadowolony z wyników tej wizyty. Tomas w żaden sposób się nie zdradził, że wie cokolwiek o Taurenach. Nie było takiej możliwości, by nie znał ich ruchów. Kto raz wszedł we współpracę z nimi, ten na zawsze już z nimi pracował. Zawsze znaleźli sposób, by nie zerwać nici kontaktów. Choćby miał to być szantaż, pieniądze, czy wielkie obietnice o władzy i o świecie rzuconym do stóp. Nic bardziej mylnego. Współpraca z Taurenami zabierała wszystko i tylko naiwniacy wierzyli w złote miasta, jakie obiecywano. Kto cię przekonał do zdrady? Dlaczego? Czego oczekiwałeś? Wątpię byś to dostał. Boli mnie, że nie mogę ci ufać, beto. Zawiodłeś mnie. Myślał Martin odczuwając wewnętrzny smutek. Złożył ostatni podpis i oddał dokumenty Tomasowi. Pożegnał się z nim tłumacząc, że ma dużo pracy w domu i na towarzyskie spotkania umówią się, kiedy indziej. Nie potrafił na niego patrzeć, gdy to wszystko do niego dotarło. Sądził, że Tomas jest porządnym zmiennym. Wcześniej ufał nawet temu, że Tomas zasłoniłby go swoim ciałem przed kulą, teraz to jego wypchnąłby na przód.

~*~*~

Gdy tylko jego alfa opuścił gabinet od razu zadzwonił do Star.
– Musimy się spotkać – oznajmił.
– Nie mam teraz czasu – powiedziała kobieta i rozłączyła się.
Gdyby miał w ręce słuchawkę rzuciłby nią przez pokój, ale swojego telefonu wolał nie rozbić. Jak ona mu nie zapłaci za to, co ma zrobić, to sam się nią zajmie, i nie będzie to nic przyjemnego. Jej delikatna szyja łatwo uległaby jego wielkim dłoniom.

~*~*~

Zakończył rozmowę z Danielem. Powiedział mu wszystko, co zaobserwował i czego się domyśla. Tak samo jak on, partner był rozczarowany wynikiem tego spotkania. Nie mogli zapytać Tomasa wprost o to, co wiedzieli. Wyparłby się i z łatwością by kłamał. Przecież nie przyznałby się do znajomości, z Taurenami. Dlatego musiał poważnie porozmawiać z Danielem. Christian miał dobry plan, a oni go wyśmiali. Ich młody partner był teraz smutny i to była ich wina. Najwyższy czas przestać traktować zmiennego smoka, jak delikatne stworzenie, któremu może stać się krzywda. Teraz nie był w ciąży i był silniejszy od nich obu po zmianie. Jakiekolwiek zagrożenie spotkałoby go mógł się bronić. Jeżeli nie włączą do współpracy Chrisa, beta niczym się nie zdradzi. Nawet jakby go poddać torturom. Zapalił silnik, by wrócić do domu i poważnie porozmawiać z kochankami. Powinni też powiedzieć wszystko Dariowi. Teraz, kiedy mężczyzna był już z Justinem, a pewnie parowanie to tylko kwestia dni, jak nie godzin to spokojniejszy zmienny nie rozerwie gardła Tomasa. Inaczej by nad nim nie zapanowali. Doskonale wiedzieli, że Dario czuł przyjaźń do Christiana i tak samo jak oni broniłby go do ostatniej kropli krwi.

~*~*~

Wieczorem Justin rozejrzał się po sypialni Daria. Był tu, kiedy mężczyzna miał złamaną nogę, ale to były zupełnie inne okoliczności. Dziś Dario był sprawny, a myśli rozbudzonego Justina krążyły nie tylko wokół rozmowy, jaką miał przeprowadzić.
Monahan widział lekkie zdenerwowanie swego partnera. Objął go i pocałował w usta. Justin natychmiast oddał pocałunek jakby to było koło ratunkowe. Najchętniej nie poprzestałby na powolnym smakowaniu jego warg. Zdjąłby z niego ubranie, pieściłby go, lizał, całował i kochał z nim przez wiele godzin, a potem oznaczył, jako swojego. Z trudem pożegnał jego soczyste i cholernie kuszące wargi.
– Usiądziesz? – Wskazał na kanapę. Bardzo się ucieszył z telefonu Justina i propozycji spotkania. Jak tylko wrócił do Arkadii zapowiedział wszystkim, że mają mu nie przeszkadzać. Rozumiał, że partner chce mu coś powiedzieć, bo podczas rozmowy telefonicznej podkreślił, by byli sami. – Napijesz się czegoś?
– Nie. – Przysiadł na czarnej, skórzanej kanapie o szerokim siedzeniu. Nie ukrywał zdenerwowania. Potarł dłońmi o uda. Jak miał zacząć tę rozmowę? Poczuł, że Dario siada blisko niego i unosi palcem wskazującym jego brodę. Kolejny pocałunek tym razem bardzo delikatny, trochę łaskoczący go w wargi, dodał mu otuchy, jakiej potrzebował.
– Jeżeli nie jesteś gotów, nie musisz nic mówić.
– Nigdy nie będę gotów. Ty zaufałeś mi, ja chcę zaufać tobie. Nie może być nic, co mogłoby nas rozdzielić. – Sama myśl, że Dario odchodzi od niego łamała mu serce. – Poza tym to jest coś, co partner powinien wiedzieć. Muszę się cofnąć w czasie o kilka lat.
– Jestem gotów cię wysłuchać, kochanie. – Zewnętrzną stroną dłoni pogłaskał go po policzku. Justin chwycił ją i pocałował każdy z palców. To był gest, który powodował szybsze bicie serca u drugiego partnera. Zaufanie i znak przynależności i oddania.
– Ja... ja... – zająknął się.
– Nie denerwuj się. – Objął go jedną ręką, tak by Justin położył głowę na jego ramieniu, a drugą dłonią trzymał jego dłoń. Delikatnie kciukiem pieszcząc jej wnętrze.
– Postaram się, ale sama myśl przyprawia mnie o...
– Jestem tutaj, przy tobie. Pamiętaj o tym.
Justin spojrzał w oczy pełne ciepła. Jego serce natychmiast zwolniło popędzane wcześniej przez strach, a coś, co go zaczęło pętać sprawiając, że w gardle rosła mu gula, odeszło. Teraz był w stanie wyznać największy koszmar swojego życia.

~*~*~

Christian stał przy otwartym oknie wdychając wieczorne powietrze. Nie do końca wiedział czy zrobi dobrze to, co sobie zaplanował i był przygotowany na gniew swych partnerów, lecz chciał im pokazać, że nie jest tylko ładnym, nieradzącym sobie chłopaczkiem. Owszem, gdyby któryś chciał zrobić to, co on, to sprzeciwiałby się temu i dlatego ich rozumiał. Rozumiał też siebie. Tomas wywiózł go stąd jak worek kartofli i oddał w ręce Stonea. Teraz miał możliwość zrobienia czegoś, zmuszenia bety do zdradzenia siebie i to zrobi, sam, jak zajdzie taka potrzeba. Dlatego teraz czekał na swoich partnerów, aby z nimi poważnie porozmawiać. Ciekaw był jak sobie radzi Justin i trzymał kciuki za siłę, jaka była w przyjacielu, aby ta noc odmieniła wszystko to, co przez pięć lat głęboko zakorzeniło się w tym wrażliwym, godnym zaufania mężczyźnie.
Podskoczył, gdy silne ręce zawinęły się wokół jego pasa. To zdecydowanie był Martin. Daniel tymczasem stał obok i patrzył na nich, żeby po chwili zbliżyć się, wcisnąć między Chrisa i parapet, aby także go objąć.
– Przepraszamy – wyszeptał Martin.
– Masz rację, jak nie zaryzykujemy być może nigdy nie udowodnimy Tomasowi jego win – rzekł Daniel.
– Dlatego postanowiłem, że pojadę tam i możecie sobie mówić, robić, co chcecie, a ja i tak wykonam swój plan – mówił głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Pojadę do Luisa i mi pomoże jak wy nie chcecie. Ma to, czego potrzebuję.
– Chcemy, kochanie. – Daniel go pocałował w ucho. – Dlatego z Martinem ułożyliśmy plan łączący się z twoim i jak to nie zadziała to nie jestem alfą.
– Jutro jedziemy do miasta. Odwiedzisz swojego przyjaciela, załatwimy z Radą pewne sprawy, a potem zastawimy sidła na naszego, wkrótce byłego betę. – Martinowi było dość ciężko. Przez lata ufał temu zmiennemu, a teraz ma doprowadzić do jego schwytania i osądzenia. Z drugiej strony gdyby ten nie był winny nic takiego nie miałoby miejsca.
– To w takim razie musimy omówić dokładny plan. – Chris wysunął się z ich ramion. Jego oczy odzyskały swój blask. Chłopak zaczął mówić i mówić, zanim Daniel nie zatkał mu ust namiętnym pocałunkiem.

~*~*~

– Zakochałem się. Tak mogę określić to, co czułem – mówił Justin. – Dziś wiem, że nie było to nic więcej poza zaślepieniem. Ten mężczyzna z dnia na dzień stawał mi się coraz bliższy. Wierzyłem w każde jego słowo. Wmawiał mi jak bardzo mnie kocha, ceni, a ja szedłem za nim jak głupek. Był dla mnie ważny, lecz szybko stał się moim przekleństwem. Nadszedł wieczór, kiedy zabrał mnie na kolację do swego mieszkania.
– Mieszkał sam? To był zmienny? – przerwał mu Dario. Dziwnie mu się słuchało o innym mężczyźnie w życiu Justina. Na całe szczęście to już była przeszłość, a o nią tylko głupi są zazdrośni. Sam przecież nie żył w celibacie przez te dziesiątki lat.
– Tak. Mimo tego nie należał do żadnej ze sfor. Był samotnikiem, co już powinno być podejrzane. Samotny wilk zazwyczaj nie jest samotny z wyboru. W każdym razie pojechaliśmy do niego. Przygotował pyszną kolację. Byłem taki szczęśliwy. Potem... wiesz... my...
– Mhm – przytaknął Dario.
– Gdy było po wszystkim ogarnęła mnie senność. Po raz pierwszy tak się poczułem. Nigdy nie byłem tak... nieprzytomny. Z trudem utrzymywałem otwarte powieki. Zasnąłem przekonany, że rano obudzę się w ramionach kochanka. Obudziłem się, tylko nie było otaczających mnie ramion, pokoju, łóżka, w którym było przytulnie i miękko. Wtedy, po otwarciu oczu, wiedziałem, że mam kłopoty.

Pięć lat wcześniej.

Smród stęchłego powietrza wniknął do nosa budzącego się mężczyzny i spowodował mdłości. Otworzył oczy. To, co zobaczył nie było widokiem, jakiego oczekiwał. Leżał na materacu, o dziwo czystym, a wokół otaczały go ściany zimnego pomieszczenia. Musiała to być stara piwnica i to od dawna nieużywana. Nikt nie odświeżał ścian, na których wyrósł grzyb. Świecąca na środku żarówka uwieszona na długim kablu przy suficie dawała widok na otoczenie. Co on tu robił? Jak się tutaj znalazł? Nagle serce podeszło mu do gardła. Skoro on tutaj jest, a pamięta gdzie zasypiał, to w takim razie, co się dzieje z jego kochankiem? Całego ogarnął go niepokój. Nie martwił się już o siebie, ale o partnera. Nie miał wątpliwości, że został porwany. Tylko, co zrobili z Cooperem? Zanim zdążył wymyślić miliony czarnych scenariuszy do piwnicy otworzyły się drzwi, których wcześniej nie próbował ruszać. Każdy głupi wiedział, że z pewnością były zamknięte. Podniósł się na równe nogi, będąc wrogo nastawiony do osoby, która przyszła, ale zaraz jego twarz zalała ulga, a napięte mięśnie rozluźniły. Widok żywego i zdrowego kochanka był miodem płynącym wprost do serca. Natychmiast do niego podbiegł i zarzucił mu ręce na szyję.
– Bałem się o ciebie. Nic ci nie zrobiono? Gdzie jesteśmy? – pytał nie dopuszczając Coopera do głosu. Patrzył w jego piwne oczy szukając potwierdzenia, że wszystko jest w porządku, a to tylko głupi żart. Coś było jednak nie tak. Kochanek nie objął go jak zwykle, a z całej postawy bił chłód. – Co jest?
Mężczyzna złapał go mocno za ramiona i odsunął od siebie. Na jego ustach pojawił się uśmiech cwaniaka, któremu udało się czegoś dokonać i teraz się wywyższa. Justin nie wiedział, czemu kochanek stał się taki zimny.
– Nie patrz tak na mnie tymi swoimi ufnymi oczętami. – W tym głosie, który szeptał miłe słówka za nic nie było już łagodności.
– Cooper, co ty? – Za nic w świecie nie chciał dopuścić do siebie prawdy, a ta dobijała się do niego.
– Dobry byłeś w łóżku. Namiętny i chętny, taka suczka w rui, aż szkoda było im cię oddawać, ale dużo za ciebie zapłacili.
– Co... O czym ty... – Wyrwał ręce i cofnął się o kilka kroków. To na pewno nie jest to, co podsuwa mu umysł. Nie! Nie! Nie!
– Miałem ci się nie pokazywać, ale mam dziś dzień dobroci dla głupców. Poza tym za te noc masz prawo dostać nagrodę, a dowiedzenie się, przez kogo tu jesteś jest wystarczającą zapłatą. Wiedz, że byłem z tobą, by zwyczajnie cię sprzedać. – Roześmiał się Cooper.
Nie! Nie! Nie! Nadal krzyczało mu w głowie. To niemożliwe! Przecież było im razem dobrze albo próbował w to wierzyć. Ten człowiek go oszukał. Był z nim, zdobył jego zaufanie, żeby potem oddać go w czyjeś ręce.
– Kto? – Nie musiał rozbudowywać pytania, bo były kochanek zrozumiał, o co mu chodzi.
– Jak wiesz trwa walka o terytorium. Twój wuj nie chciał po dobroci i za wielkie pieniądze oddać ziemi Mastersonom, więc znaleziono inny sposób na zdobycie Arkadii. Zabranie mu ukochanego bratanka, może zmiękczy serce starego durnia. Mnie zapłacili za zdobycie ciebie i doprowadzeniu cię do nich. Nie powiem to była lekka i zakurwiście przyjemna praca. Kilka bajek i byłeś mój.
– Sukinsynu! – Justin podszedł do niego i wycelował pięść prosto w twarz znienawidzonego teraz mężczyzny, ale jego cios został łatwo zatrzymany.
– Nie waż się mnie bić! – syknął przez zaciśnięte zęby Cooper i odepchnął od siebie zmiennego. – Teraz mam na koncie dwa miliony dolców. Będę się pławił w luksusie, w ciepłych krajach, a ty zgnijesz tutaj. Trzymaj się dziwko. – Zbliżył się do niego i chwycił go za brodę. Justin natychmiast złapał go za rękę, ale był zbyt słaby, a uścisk nabierał na sile. – Dobra suczka zostawia napiwek temu, kto ją ruchał – wyszeptał złowrogo napastnik, po czym brutalnie pocałował Justina. Był to pocałunek zdrajcy i oszusta. Pocałunek, który przyprawiał o mdłości. Justin zacisnął mocno zęby, by nie pozwolić oślizgłemu językowi dostać się do środka. Ten zmienny, w którym się zakochał przyniósł mu ból, wykorzystał, poniżył. Sprawił, że w jednej chwili znienawidził kogoś i spowodował utratę zaufania do przyszłych partnerów. Obiecał sobie, że już nigdy nikomu nie zaufa i nie pozwoli zrobić sobie tego, co ten mu zrobił! Cooper był obleśnym typem, którego chciałby widzieć martwym! Odepchnąwszy mężczyznę od siebie otarł usta.
– Spierdalaj zdrajco! – krzyknął do niego.
– W końcu pokazujesz pazurki, aż mam ochotę cię zerżnąć, ale nie mam czasu. Ta cała uległość dobra jest w łóżku, a nie w życiu. Nigdy nie spotkasz nikogo, kto cię zechce. Takiej ciapy nikt nie potrzebuje! Żegnaj!
Patrzył jak Cooper odchodzi i dopiero, kiedy zamknęły się za nim drzwi usiadł na materacu czując, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa i zwyczajnie w świecie się popłakał.
Niestety za długo nie pozostał sam. Pogrążony w rozpaczy nie zauważył chwili, gdy do piwnicy weszło dwóch, rosłych mężczyzn o postawach kulturystów. Obaj chwycili go pod ręce i podnieśli. Zaskoczony i przerażony Justin nie był w stanie się bronić, bo gdy próbował omal mu nie wyłamali rąk.
– Spokojnie, mazgaju – powiedział większy z nich – będziesz płakał jeszcze bardziej. Jak starczy ci łez na to, co cię czeka. Lubisz ból? Nie? To polubisz.

Piętnaście minut później krzyczał doszczętnie zdzierając sobie gardło.

20 maja 2014

Potęga miłości - Rozdział 7

Zapraszam na kolejny rozdział. :)
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam wszystkich czytelników. ^^
__________________


Spełnienie obietnicy nastąpiło tak jak Dario obiecał. Punktualnie o ósmej podjechał pod dom Langstonów. Nic nie robił sobie z tego, że był obserwowany przez innych zmiennych. Nie przyjechał do nich tylko do Justina. Przez ostatnie trzy dni, mężczyzna odwiedzał go codziennie. Rano przyjeżdżał, a wieczorem wracał do domu. Przecież mógł zostać na noc i nie chodziło o nic innego jak zwykłe rozmowy. Może nie chciał z nim zostać? Prędzej czy później pozna odpowiedzi na wszystkie pytania. Mimo że dużo rozmawiali, Justin nie potrafił się jeszcze otworzyć. Sprawiało mu to trudność i wtedy to on odwracał kota ogonem, i zadawał pytania. Dario chętnie na nie odpowiadał. Niektóre rzeczy zachowując na razie dla siebie. Jak miał mu powiedzieć, że w szkole prawie zabił jednego chłopaka, bo coś mu się tam w nim nie spodobało. Pozostawił też bardzo trudny temat śmierci brata na odpowiedni moment. Czy dziś będzie taki, nie był pewny. Zależy, jaki będzie Justin. Odnosił wrażenie, że zmienny wilk lepiej czuł się przy nim w szpitalu niż w domu. Sama sytuacja z wczoraj, kiedy Justin usiadł z dala od niego była niepokojąca. Do tego zachowywał się jakby się go bał. To mogą być mylne wrażenia, bo czuł od niego gorączkę podniecenia. A może to chodziło o... To, dlaczego by się tak zachowywał? Obaj są partnerami, mężczyznami i Dario z rozkoszą by mu pomógł w paru intymnych sprawach. Justin się go wstydził? Przecież był dorosły i chyba nie był prawiczkiem. Zaraz mu do głowy przyszła inna wersja wydarzeń. Justin ma od lat problem. Nie daje się nikomu dotknąć, więc z pewnością nie był z nikim od wieków. Poczuł jak przez jego ciało przechodzi podniecający dreszcz, a wzmocnił on się, kiedy ujrzał wychodzącego z domu Justina. Jak miał teraz być przy nim spokojny? Nie miał już usztywnionej nogi, była całkowicie zdrowa. Za to inna część jego ciała jakoś nie potrafiła się uspokoić i była sztywna jak pal.
– Jestem – powiedział głupio. Cholera, co się z nim dzieje? Przy tym młodym zmiennym całkiem wymiękał. Miłość ogłupia?
– Widzę. – Znów to samo. Cała noc nieprzespana i to nie ze względu na koszmary. Jego ciało szalało. Całkiem mu odbiło. Samo zaspokajanie nic nie dawało. Przynosiło ulgę na chwilę. Potem wystarczyło jedno mignięcie obrazu Daria w głowie i znów był gotów. Natura chciała zrobić swoje, a więź połączyć partnerów. Zanim tu przyszedł stał w holu i zastanawiał się czy nie zawrócić do swego pokoju. Tchórzem był przez wiele lat, a taka rzecz nie mogła stać mu na drodze. To tylko reakcja ciała, której się wstydził, ale długa koszulka skutecznie zasłaniała wzwód. Nie oszukiwał się, że Dario go nie czuje. On czuł Daria nawet najmniejszym włoskiem.
Dario podrapał się po głowie, tak naprawdę nie wiedząc, co miał robić. Czuł się jakby szedł na pierwszą w życiu randkę. Właściwie nigdy na takiej nie był. Zawsze brał, co chciał nie przejmując się uczuciami, konwenansami, czy innymi romantycznymi bzdurami. Z Justinem było inaczej. Jego chciał zabrać na randkę. Zanim otworzył usta, z domu wyszedł Jacob i skierował się w ich stronę. Coś czuł, że czeka go rozmowa z bratem swego partnera.
– Witaj, alfo.
– Dario. Justin pozwolisz, że porozmawiam chwilę z twoim partnerem? – zapytał Jacob. Oddalili się kawałek, aby brat go nie słyszał. Właściwie nie wiedział, co chce powiedzieć Monahanowi. – Mój brat...
– Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwał Jacobowi. – Nie mam zamiaru robić nic, czego Justin nie będzie chciał. Poza tym on nie jest dzieckiem. Owszem chcę go oznaczyć, ale tylko za jego zgodą. Nie zmuszę go do niczego i zaręczam, że przy mnie jest bezpieczny. Moja reputacja z pewnością sięgnęła i twojego domu, ale to już przeszłość. Kocham Justina. Teraz przepraszam, ale chcę zabrać twego brata na spacer. Wybacz, alfo. – Skłonił się lekko z szacunkiem, pozostawiając Jacoba z szeroko otwartymi oczami. Wyciągnął do Justina dłoń z pytaniem: – Przejdziesz się ze mną? – O tak, miłość ogłupia, ale chyba dobrze mu z tym będzie.
Justinowi natychmiast minęła ochota skopania bratu tyłka. Niech go przestanie traktować jak dziecko i niech nie zachowuje się jak ojciec! On sam sobie poradzi z Dariem. Chwycił dłoń partnera i ścisnął mocno. Starał się ignorować wpatrzone w nich oczy zmiennych.

~*~*~

Jacob patrzył jak odchodzą w stronę lasu, gdy na jego ramieniu uwiesiła się Sheoni i głosem przepełnionym szczęściem zapiszczała:
– Są razem tacy słodcy. Dorośli faceci, a krygują się jak nastolatki.
– Chyba właśnie dostałem reprymendę od bety i mogę być spokojny o brata. Pojawił się ktoś, kto będzie się o niego troszczył – powiedział tuląc partnerkę.

~*~*~

– Wybij sobie z głowy ten pomysł! – krzyknął Daniel na Christiana. – Nie możesz ot tak pojechać do Tomasa i powiedzieć mu, że o nim wiesz! Sama Starszyzna nic nie może zrobić bez dowodów. Wiem, bo wczoraj od nich wróciłem i powiedzieli, że to sprawa Rady jak Tomas pracował dla taurenów.
– Dlatego pojadę tam i zdobędę je. Powiem, że wiem o nim...
– Nie! – Tym razem Martin zabrał głos. – Jak ty to sobie wyobrażasz? – Zbliżył się do niego. Jego partner na głowę upadł. – Hej, witam. Pamiętasz mnie? Jestem Christian porwałeś mnie. Znam twój głos i to byłeś ty. Przyznaj się, a będziesz żył. Tak to sobie wyobrażasz?!
– Nie, nie tak! Dlaczego nie chcecie mnie wysłuchać?! – Teraz on krzyczał odganiając z oczu łzy. Po raz pierwszy tak na niego krzyczeli. Nie lubił tego. Czuł się wtedy niechciany. Prawie całe życie na niego krzyczano i czasem bito.
– To jak?! O co ci chodzi?! – Daniel się denerwował. Nie zamierzał narażać Chrisa. Kiedy powiedział im o tym, co chciałby zrobić, szlag go trafił.
– Nie krzycz na mnie, ty też nie. – Popatrzył smutno na obu i po chwili spuścił wzrok. Chciał pomóc, a mu się dostało. Za nic! Został objęty dwoma parami rąk i pocałowany w szyję i skroń. Rozpłakał się i chciał im się wyrwać, ale mężczyźni nie pozwolili mu na to.
– Przepraszamy. Martwimy się o ciebie, kochany – ciepły głos Martina zawibrował mu przy uchu.
– Jesteś dla nas cenny i nie chcemy, by cię skrzywdzono.
– Nie jestem z porcelany. – Pociągnął nosem. – Chcę się do czegoś przydać, a nie tylko być waszą ozdobą.
– Wychowujesz nasze dzieci, gdy my jesteśmy zajęci pracą – powiedział Daniel.
– Sprowadzacie mnie tylko o roli „mamuśki”.
– Nieprawda. – Martin uniósł jego twarz, patrzył uważnie w zapłakane oczy. Otarł spod nich łzy.
– Prawda. Chcę czuć się potrzebny nie tylko dla dzieci i do łóżka. – Do tej pory pomagał Justinowi. Teraz przyjaciel nie ma dla niego czasu, a on poczuł się jakby coś mu zaczęło uciekać. Do tego tęsknił za Luisem i Sonią.
– Nie tak, kochanie. Cenimy cię nade wszystko i nie jesteś nam potrzebny tylko do tego. Z Tomasem musimy postępować ostrożnie. Zdobędziemy dowody. Już ja razem z Danielem, wolimy go zaskoczyć takimi pytaniami, jakie ty masz w głowie. Byłeś ty był bezpieczny.
– Jak lalka z porcelany – prychnął.
– Jak nasz partner i ojciec naszych dzieci – rzekł Daniel. – Masz zgodę na wszystko, ale nie na wizyty u Tomasa.
– Chcę zrobić prawo jazdy – zmienił temat, chowając pod maską obojętności to, że czuje się zraniony.
– Doskonały pomysł. – Martin go pocałował mając nadzieję, że Chris wybije sobie z głowy pomaganie im w zdobyciu dowodów na Tomasa. Nie chcieli niepokoić tym Daria. Mężczyzna i tak nie przepadał za drugim betą, a miał teraz ważniejsze rzeczy od ich małego śledztwa.

~*~*~

– Dlaczego chcesz kogoś takiego jak ja? – padło pytanie z ust Justina. Długo się zbierał, aby je zadać. – Czy to, dlatego, że musisz?
– Co ty opowiadasz? Nie, nie muszę. – Miał ochotę warczeć. – Jesteś wspaniały. – Objął dłonią jego policzek. – Nie rozumiem, czemu ty tego nie widzisz. Nie mam obowiązku być z tobą. Chcę ciebie, bo jesteś wyjątkowy. Ładny, fantastyczny, mądry i przede wszystkim jesteś mój. – Przesunął kciukiem po jego wargach zawieszając na nich wzrok. Pragnął go pocałować. Zabrał go w to miejsce, gdzie miał wypadek. Stali pod tym wielkim dębem, trzymając się z dala od skał. Tamto miejsce musieli zabezpieczyć.
Justin czując na nich dotyk rozchylił lekko wargi. Pragnął by mężczyzna go pocałował i chciał mu to okazać. Wysunął koniuszek języka i nawilżył usta.
– Justin – to był szept przepełniony pragnieniem. Dario pochylił się i zbliżył ich usta do siebie, tak, że dzieliły ich milimetry. Miał wrażenie, że słyszy bicie obu serc. Przesunął rękę na tył głowy mężczyzny, a drugą objął go delikatnie w pasie. Dając mu szansę na wyrwanie się, gdyby Justin się przestraszył. Musnął jego wargi ocierając je lekko o siebie. Wyczuł spięcie partnera, ale szybko mu minęło. Nie zaprzestał powolnej pieszczoty ust, ledwie powstrzymując się przed ich pożarciem. Czekał na reakcje Justina, chyba bardziej na to, że go odepchnie, lecz zmienny wilk zrobił coś przeciwnego. Sam zaczął naśladować jego ruchy sprawiając, że ich wargi połączyły się we wspólnym, nieśmiałym tańcu.
Serce mu biło jak zwariowane, a chęć smakowania ust Daria rosła. Zapomniał już chyba jak się całuje, ale mężczyzna był dobrym nauczycielem nawet o tym nie wiedząc. Oddawał muśnięcie za muśnięciem łącząc ich usta w coraz bardziej absorbującym pocałunku. To było tak mało i tak dużo jednocześnie. Pięć lat nie całował się z nikim. Zacisnął palce na przodzie koszulki Daria, jakby chcąc by się nie odsuwał. Stanął na palcach opierając się o niego ciałem. Dario był taki gorący. Przy panującym upale wrażenie było niesamowite. Docisnął ich usta do siebie nie chcąc, by partner przerwał. Został ciaśniej objęty w pasie i przyciągnięty do niego. Nie bał się. Kierował się czymś innym, a zapach Daria uspokajał go, wzbudzając żądze. Tak bardzo, że nie krępował się, gdy jego członek uwięziony w spodniach dotknął mężczyzny. Pozwolił sobie czuć, musiał, chciał, ale to nie znaczy, że wyłączył swój umysł na dobre.
Zaskoczyło go to, że Justin zaczął się do niego łasić. Prędzej spodziewał się przerwania pocałunku, a tymczasem on domagał się więcej. Przyciągnął go do siebie i pogłębił pocałunek. Mężczyzna był podniecony. Czuł to na swym udzie. Wsunął je między nogi partnera opierając go o drzewo. Wciąż go całował, kąsając jego usta i liżąc ich powierzchnię. Chciał, żeby partner go wpuścił do środka, by pozwolił się pieścić.
Rozchylił bardziej wargi rozumiejąc, czego Dario chce. Ledwie powstrzymał jęk, kiedy udo otarło się o jego krocze. Jeszcze kilka takich ruchów i dojdzie. Gorący język wsunął się pomiędzy jego wargi zahaczając o zęby i po chwili liżąc jego język. To było... To było za dobre. Zassał się na języku partnera, a Dario ponownie poruszył się doprowadzając Justina do pasji, który zapomniał jak się oddycha przez nos i musiał oderwać się od jego ust, by zaczerpnąć powietrza, i przymknął oczy. Jego biodra same naparły na to, co dawało mu przyjemność.
Dario patrzył na niego. Justin był bardzo rozpalony. Mógł teraz zrobić z nim wszystko, a może tak mu się wydawało. W każdym razie świadomość, że to nagle może się skończyć trzymała go w ryzach, ale nie zamierzał zostawić w takim stanie partnera. Partnera, który reagował jakby to był dla niego pierwszy dotyk. Prawą rękę wsunął między ich ciała i zaczął masować krocze Justina. Ten otworzył oczy jakby z cieniem lęku, ale to też minęło. Ustąpiło miejsca mgle pożądania.
– Nie wiem, na co mogę sobie pozwolić, ale chcę ci pomóc, ulżyć. Nie stanie się nic więcej, poza twoją rozkoszą – szeptał Dario.
Jak miał mu odpowiedzieć, kiedy był bliski orgazmu. Ta gorąca dłoń parzyła go przez spodnie. Nie wycofał się tylko naparł na nią. Miał ochotę płakać, jakby to przyniosło mu ulgę.
– Dario – wysapał.
– Ciii. – Odpiął guzik i rozsunął zamek od spodni. Cały czas obejmował go jedną ręką w pasie, a Justin nie puszczał jego koszulki. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Pogłaskał jego brzuch palcami i wsunął rękę, pod bieliznę, aby objąć penisa partnera. Robił to ostrożnie, powoli, ale Justin nie sprzeciwiał się temu. Główka członka była cała mokra i śliska. W ustach Dario zebrała się ślina, chętnie by ją wylizał i wycałował. Poruszył ręką, a Justin zakwilił. Nie zniesie tego dłużej, musi go posmakować i pozwolić mu dojść. Chciał mu dać jak najwięcej przyjemności. – Chciałbym mieć go w ustach. Mogę? – Ponownie poruszył dłonią, właściwie to głaskał go utrzymując Justina na skraju szczytowania. Robił to z premedytacją.
Był tylko w stanie kiwnąć głową. Zbyt wiele nocami nawiedzało go takich scen, by teraz się z tego wycofać. Był rozpalony do czerwoności i on chciał trzymać swe płonące ciało z dala od partnera? Po co? Na co? Przecież Dario może mu przynieść ulgę, jakiej nie może zaznać. Wczoraj w dzień i dziś w nocy było najgorzej. Partnerska gorączka zaczynała kierować nim, by dążyć do oznaczenia ukochanego. Obserwował mężczyznę. Jak klęka przed nim i sunie rękoma po jego bokach, by zaraz zahaczyć o brzeg ubrania i zsunąć je w dół na tyle, aby dostać się do jego członka. Wstrzymał oddech, gdy Dario wziął go w dłoń i nachylił się, żeby zlizać przeźroczyste krople wydostające się z maleńkiej dziurki. Odrzucił głowę w tył ledwie unikając zderzenia z pniem drzewa. To doznanie było nieproporcjonalnie lepsze od jego marzeń. Zmusił się, aby ponownie spojrzeć na oszałamiający obrazek i napotkał wpatrzone w niego oczy Daria. Język polizał go po wędzidełku i okrążył główkę. Usta dotknęły jej, ale zaraz zniknęły. To czuł, ale widział oczy partnera i tylko one go zaczęły interesować. To była magia. Pocałunki, liźnięcia i te oczy, którym może zaufać. Jeszcze moment i dojdzie.
– Chcesz, żebym wziął cię do ust? – zapytał Dario drażniąc go. Chciał to usłyszeć, mieć pewność, że Justin tego chce, bo że potrzebował to nie miał wątpliwości. Nabiegły krwią, boleśnie twardy członek tylko błagał o kolejną stymulację.
– Tt... Tak. – Wczepił palce w jego długie włosy. Chciał się znaleźć w niebie rozkoszy.
– Chcę, żebyś się nie powstrzymywał. Skończ, kiedy zechcesz, a ja wyssę cię do końca. – Zasłonił zęby ustami i wziął główkę do środka, za co został nagrodzony przeciągłym jękiem.
Justinowi pozostało tylko jęczeć. Cały dygotał. Pragnął wytrzymać dłużej, ale wilgoć, ciepło i sprawny, pracujący język uniemożliwiały mu cofnięcie się na bezpieczny tor. Zatrząsł się, lekko poruszając biodrami. Zacisnął palce na włosach Daria. Mięśnie jego brzucha pracowały coraz szybciej, a serce pompowało krew w jeden organ, który po sekundzie wytrysnął prosto do ust Daria, a Justin głośno krzyknął ogłuszony orgazmem.
Dario poruszał głową, ssał go i masował trzon penisa, kiedy Justin dochodził. Chciał z niego wyciągnąć wszystko i sprawić, by mężczyzna mdlał z rozkoszy. Orgazm trwał i trwał, a on przełykał i smakował słone nasienie partnera, aż po ostatnią kropelkę.
Gdyby nie opierał się o drzewo upadłby. Błogi stan, jaki go dopadł sprawiał, że z trudem utrzymywał się na nogach. Dwa słowa spowodowały, że spojrzał w dół.
– Przepraszam, muszę – wyszeptał Dario. Oparł czoło o biodro Justina i rozpiął swoje spodnie. Odchylił bieliznę i jego nabrzmiały członek wyprostował się. Złapał go w dłoń i dosłownie dwa ruchy wystarczyły, by doszedł, a sperma strzelała na trawę pomiędzy stopami Justina.
Dla Justina widok był wspaniały. Skarcił siebie, bo to on powinien się nim zająć, ale nie pomyślał. Patrzył jak Dario wyjmuje chusteczkę i wyciera rękę, na której palcach zostały śladowe ilości nasienia, a potem się ubiera. On też chciał to zrobić, lecz partner był szybszy. To on wstając ubrał go, a po chwili został otoczony dobrze mu już znanymi ramionami. Oparł głowę na ramieniu Daria uspokajając oddech.
Pocałował go w ramię. Nigdy go już nie wypuści. Nigdy. Justin idealnie do niego pasował. Idealnie pachniał i smakował. Przesunął nosem po jego szyi. Kły go swędziały. Chciały się wbić w skórę i wpuścić esencję partnerstwa. Tylko to nie tak działało. To by trwało chwilę, dzień, dwa. Oznaczenie na całe życie ma miejsce tylko podczas pełnego stosunku seksualnego.
– Zabrałem cię tutaj – zaczął Dario, kiedy był w stanie mówić – aby ci powiedzieć, że chciałbym w tym miejscu wziąć ślub z tobą?
– Tutaj?
– Jest tu przepięknie, a dodatkowo to miejsce stało się symbolem tego, że mogę być blisko ciebie. Zgodziłbyś się na to? – Odsunął się od niego, ale tylko na tyle by móc widzieć twarz Justina.
– Tak. – Chciał już zapytać, kiedy by to nastąpiło, gdy przypomniał sobie, po czym następuje ceremonia wiązania. Cudem się nie zarumienił. Czy jak będą się kochać, to będzie tak samo dobrze jak kilka minut temu? Miał ogromną nadzieję, że tak.
– Zabrałem cię też tutaj po to, żeby pobyć z tobą sam na sam. – Musnął lekko jego usta swoimi. – Nie po to, by się do ciebie dobrać. Nie planowałem tego, co się stało.
– Wiem. – Nie chciał, żeby Dario obwiniał się, że zrobił coś nie tak. On sam tego chciał. Przecież mógł powiedzieć „nie”.
– Justin, chciałbym ci coś powiedzieć. Coś, co dotyczy mojej przeszłości, tej bolesnej części mego życia. O ile zechcesz mnie wysłuchać.
– Też mam ci wiele do opowiedzenia, lecz nie jestem na to gotów. Wybacz.
– Poczekam. – Pogłaskał go po policzku.
Usiedli po drugiej stronie drzewa, gdzie było czysto i mieli doskonały widok na góry. Dario wziął partnera między swoje rozchylone nogi i pozwolił by mężczyzna się o niego oparł. Taka bliskość pomoże mu wrócić do przeszłości. Bardzo dalekiej przeszłości.

~*~*~

Gdzieś za miastem, w bogatej dzielnicy otoczonej willami, w podziemiu nowoczesnej willi zabrzęczały łańcuchy, a potem rozbrzmiał gromki śmiech kobiety.
– Już niedługo, panie Monahan, zatopię pazury w twojej skórze. – W świetle lampy błysnęły taureńskie szpony. Długie na dziesięć centymetrów pazury zakończone czymś w rodzaju haka były doskonałą bronią. Raz zatopione w ciało ofiary, nie dawały się wysunąć. Trzeba rozerwać skórę, a może i mięśnie, żeby uwolnić szpony.
– Schowaj je lepiej. Nie chcę byś mnie nimi dziabnęła – powiedział Tomas. Nawet najwspanialsza wizja władzy i bogactwa odchodził w zapomnienie, kiedy oczy widzą coś, co może sprawić silny ból.
– Spokojnie, nie masz się, czego bać. Nie zasłużyłeś na to. – Star z powrotem zmieniła swą dłoń na ludzką. Jeszcze raz trąciła zwisający z sufitu łańcuch na końcu, którego znajdowały się solidne kajdany. Ich dźwięk odbił się echem od pustych ścian pomieszczenia, a raczej więzienia. Monahan nie umrze szybko, zapłaci jej za śmierć Gabriela i jej cierpienia.
– Wiesz, że zabiłam jego brata? Dawno temu.
– Mówiłaś.
– Opowiem ci jak to zrobiłam. Wypijesz ze mną kawę – stwierdziła, nie zamierzała pytać. Ona rozkazywała inni mieli jej słuchać. – Zamierzam się upajać opowieścią, więc lepiej jest wygodnie usiąść.

~*~*~


– Może zacznę od tego, że mam sto lat. Mój brat był ode mnie starszy o dwadzieścia lat. Po śmierci rodziców, którzy zginęli w wypadku...
– Twoi rodzice nie żyją? Przykro mi – powiedział Justin ze szczerym współczuciem.
– Dziękuję, kochanie, ale było minęło – mówił bawiąc się jego palcami. Głaskał je, zginał i prostował. Justin miał mniejsze dłonie od niego. – Przez lata mieszkaliśmy z sforze Alston. Jeszcze rządził nimi ojciec Daniela. Żyło nam się dobrze. Dopóki Daren nie spotkał pewnej kobiety. Sam nawet nie potrafię określić dokładnej daty, ale wiem, że od tej pory mój brat zaczął się zmieniać. Świata poza nią nie widział. Nie podobało mi się to. Nie przedstawił jej, bo podobno tego nie chciała. Poza tym... – zawiesił głos na moment – była turenką. To żmije, które ciągle coś knują dla własnych korzyści. Gdy go przed nią przestrzegałem wrzeszczał na mnie, że mu zazdroszczę, bo sam nie mogę znaleźć partnera, a on się zakochał i chcę to zniszczyć. Nie zazdrościłem mu. Chciałem by był z kimś, ale nie z nią. Jak tylko o niej mówił lub czułem ją od niego, miałem złe przeczucia. Zmienił się tak bardzo, że traktował mnie jak obcą osobę. Przestał przebywać w domu, ja nie istniałem i sfora też. Odtrącał wszelkie porady. Pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Szukałem go, inni też i nic. Normalnie zapadł się pod ziemię. Po tygodniu ktoś zadzwonił...
– Nie musisz... – Wiedział, że Dario trudno jest o tym opowiadać.
– Chcę. – Przytulił go mocniej, obejmując klatkę piersiową i wtulając nos w jego włosy. – Zabiła go. Zostawiła zmasakrowane ciało na ulicy. Nie miałem i nie mam wątpliwości, że to ona. Rozszarpała go pazurami. Okaleczyła go i rozerwała jak papier.
– Nie ukarali jej?
– Bez dowodów nic nie mogli zrobić. Potem mijały lata i nikt już nie szukał dowodów. Ja też jakoś wolałem zapomnieć. W każdym razie sądziłem, że tak będzie. Trudno zapomnieć wyrządzone krzywdy.
– Może do tego czasu ona się zmieniła lub nie żyje. – Dario był smutny Jak miał go pocieszyć?.
– Spotkałem ją, gdy Stone szukał Christiana. Nie bój się tego, co powiem. – Pocałował go w bok głowy. – Schwytałem ją z Tomasem. Śledziła jego przyjaciela Luisa. Chcieliśmy wiedzieć, po co chłopak jest szukany. – Nie zamierzał mu mówić, że ją bił i gdyby nie Tomas, konsekwencje byłyby wielkie gdyby ją zabił. – Miałem w rękach zabójczynię mojego brata i musiałem ją wypuścić.
– Gdzie ona teraz jest? – Obejrzał się na niego przez ramię.
– Nie wiem. Mam nadzieję, że jeżeli żyje, to poniesie karę za śmierć Darena.
Justin nic już nie powiedział. Przekręcił się trochę i ułożył głowę pod jego brodą. Miał świadomość, że Dario cierpiał nie mniej niż on. To były różne cierpienia, ale łączyła ich bolesna przeszłość. Jaka będzie przyszłość zależy tylko i wyłącznie od nich.