31 marca 2016

W sidłach miłości - Rozdział 34



 Rozdział szczególnie dla tych którzy stęsknili się za Alexem. :)

Podekscytowany, szczęśliwy, pełen energii stanął przed drzwiami mieszkania Josha, jeszcze ciągle mając w pamięci pocałunek w domu Richiego. Pocałunek, po którym Josh wyszeptał mu, żeby przyszedł dzisiaj do niego, wtedy porozmawiają, po czym znów szybko wpił się w jego usta i wyszedł, mówiąc, że śpieszy się, ponieważ jest umówiony z bratem. Teraz Alex stał pod drzwiami mieszkania Josha z ręką uniesioną, by zapukać, lecz wstrzymywał się przed tym, zadając sobie pytanie, czy dobrze robi. Co jak mężczyzna znów go zostawi? Z drugiej strony nie może być tchórzem i myśleć jak dziewczyna. Joshua nie zachowywał się, jakby miał go zdobyć tylko na jedną noc, a potem się pożegnać. Jego oczy tak dużo mówiły i chyba jest gotów zaryzykować.
Zapukał z mocno bijącym sercem i rosnącym podekscytowaniem. Drzwi otworzyły się po kilkunastu sekundach.
– Hej – przywitał się.
– Hej. Właź i poczekaj sekundkę, bo smażą mi się nuggetsy – powiedział Josh, pędząc w stronę części kuchennej.
– Nie śpiesz się. – Zamknął drzwi. Dziwnie się poczuł, znów będąc w tym mieszkaniu. Spędzał tu każdy weekend, dobrze mu tutaj było, czasami lepiej niż w domu, dopóki nie został  wyproszony z życia Josha.
– Dlaczego jeszcze nie zdjąłeś kurtki?
– A tak, już. – Rozsunął suwak.
– Denerwujesz się. – Pomógł rozebrać się Alexowi, po czym go cmoknął lekko w usta i przytulił. – Nie masz czym, to ciągle ja.
– Spoko, wiem. – Przytulił się do niego z wielką przyjemnością. Ten gest bardzo dużo dla niego znaczył. Mogli uprawiać seks, całować się, rozmawiać, ale tak prosta czynność bardzo wiele mówiła. Wtulił nos w szyję mężczyzny, wciągając jego zapach i ponownie poczuł się, jakby był tam, gdzie jego miejsce.
 – Głodny? – Joshua odsunął się i wziął Alexa za rękę. – Chodź, zjemy coś i porozmawiamy.
– Tylko? – zapytał zaczepnie.
– Masz brudne myśli, kotku. – Wskazał Alexowi kanapę, a sam zajął miejsce obok niego.
– Mam dziewiętnaście lat, o czym mam myśleć?
– Ja też nie jestem stary, wiem coś o tym, ale pewne rzeczy wolę wyjaśnić od razu.
– Jak coś zjemy. – Podsunął bliżej siebie miseczkę z maleńkimi kawałkami kurczaka w chrupiącej panierce oraz sos. Wziął jeden i zamaczał w sosie po czym ugryzł kawałek i zamruczał. – Cholera, tego mi brakowało, tej pikantności.
– Tylko?
Alex połknął nuggetsa, przenosząc wzrok na mężczyznę.
– Ciebie też.
– Tylko?
Alex zmarszczył brwi, rozumiejąc, co mężczyzna miał na myśli.
– I kto tu ma brudne myśli? Podobno chciałeś pogadać – dodał, przełykając jedzenie.
– No odpowiedz.
– Tak, za nim też tęskniłem, bardzo, jeżeli już chcesz wiedzieć.
– Cieszę się. – Pochylił się i zlizał z kącika wargi Alexa kropelkę sosu. – W połączeniu z tobą jeszcze lepsze, ale mieliśmy rozmawiać – szepnął, muskając jego usta. Tęsknił za nim, za dotykiem, obecnością, namiętnymi chwilami i po prostu za tym właśnie chłopakiem.
– Mój brat powiedział, że najlepiej rozmawia się w pozycji horyzontalnej, a naprawdę ciężko mi to robić, kiedy w mojej głowie kotłują się naprawdę perwersyjne myśli. – Wsunął palce we włosy mężczyzny. Wydawało mu się, że minęły wieki, odkąd ich dotykał.
– A mogę wiedzieć jakie?
– Lepiej będzie, jeżeli ci pokażę. – Zsunął się na podłogę i uklęknął między nogami Josha. Przesunął dłońmi po jego udach, kierując się w stronę bioder.
– Alex, mieliśmy… – urwał, gdyż nie dane mu było powiedzieć nic więcej, kiedy tak patrzył na chłopaka dobierającego mu się do krocza.
– Później, bo na razie jedyne o czym myślę to to, żeby possać ciebie, a potem się kochać. Tęskniłem – powiedział, obsuwając mu odrobinę bieliznę w dół i wyjmując miękki jeszcze członek, który drgnął w jego dłoni. Od razu wziął go do ust, dotykając nosem włosów łonowych mężczyzny. Poczuł, jak penis szybko twardnieje mu w ustach, gdy go ssał i lizał, zatrzymując się dłużej na główce. Nie miał jeszcze wprawy w tym, ale sama chęć i to, że mężczyzna reaguje, dodawały mu pewności siebie. Przyssał się mocniej do delikatnej główki i spojrzał na Josha. Kochanek drżał, patrząc na niego spod lekko przymkniętych powiek. Po plecach Alexa przebiegł potężny dreszcz rozkoszy i niemal jęknął z penisem wypełniającym mu usta. Nie brał go do gardła, ponieważ jeszcze się tego nie nauczył, a bardzo podobało mu się pieszczenie językiem samej główki, a dłonią trzonu, czując jego pulsowanie i upajający smak oraz zapach. Sam wsunął sobie dłoń w spodnie i zaczął siebie dotykać.
– Alex… chodź do mnie. – Josh złapał go za ramiona, widząc, co chłopak robi i podciągnął w górę. Chciał mu dać tak samo wiele przyjemności, ile sam jej dostawał.
Wypuścił go z ust, na koniec jeszcze całując po dolnej, dobrze widocznej żyle. Złapał obiema dłońmi dolną część ubrania kochanka i z jego pomocą pozbył się spodni, a także bielizny. Jego ubranie niedługo później również znalazło się na podłodze, a on został wciągnięty na kolana Josha, który pocałował go agresywnie, a rękoma zaczął masować pośladki. Sam nie mógł uwierzyć w to, że tak bardzo tęsknił za dłońmi mężczyzny pieszczącymi go w ten sposób i za tymi palcami zagłębiającymi się w niego.
– Chcę tego – szepnął, jakoś uwolniwszy swoje wargi. Był tak bardzo napalony, że to rozrywało go od środka. – Ciebie w sobie, teraz, natychmiast. – Cały zadygotał, kiedy Josh przesunął placami pomiędzy pośladkami i nacisnął na jego wejście, ale go nie wsunął. – Masz jeszcze to tutaj? – zapytał o żel, który zawsze był wszędzie pod ręką. Kiedy Josh coś zamruczał, całując go po szyi, uznał to za tak. Kilka sekund później wyciągnął spod poduszki kanapy saszetkę nawilżenia i podał Joshowi. – Chcę już.
– Szzzz. – Wziął saszetkę i otworzywszy ją, wylał zawartość na palce. Posmarował swojego penisa, a chwilę później wsunął dwa palce w odbyt Alexa. Chłopak krzyknął, bardziej się nastawiając do tego dotyku. – Uwielbiam cię.
– Wiesz, jak mi robić dobrze. – Nie wstydził się swojej reakcji i słów, nie musiał. Josh już doskonale widział, czego on potrzebuje, jak reaguje i że potrafi krzyczeć, kiedy mu dobrze. Pozwolił się pieścić, ale z każdą chwilą robił się niecierpliwy. – Josh.
Wyciągnął z niego palce i nakierował biodra Alexa na swojego penisa. Nie pozwolił mu się jednak na niego nabić. Drażnił jego dziurkę samą główką, to ocierał się o niego całym członkiem, nie dając tego, czego pragnął Alexander.
– Josh?
– Hm. – Lubił słyszeć swoje imię wypowiadane przez te usta.
– Ja… – Przymknął oczy, kiedy wilgotna główka kolejny raz potarła jego wejście, a on poczuł uścisk w pachwinach, który rozszedł się po całym ciele, doprowadzając go do maksymalnego podniecenia. – Proszę. – Przytulił twarz do szyi Josha.
Cudownie mu było trzymać tak rozdygotanego, chętnego i podnieconego oraz gotowego na niego chłopaka. Chętnie przeciągnąłby te tortury, ale sam za bardzo chciał znaleźć się w nim, żeby czekać.
– Nabij się. – Przytrzymał penisa w ręku, by Alex mógł z łatwością wziąć go w siebie.
Ustawił się, szukając główki i w chwili, kiedy na nią trafił, obniżył biodra w dół, oddychając spazmatycznie. Josh był dla niego idealny pod każdym względem, pomyślał, a kolejne centymetry zagłębiały się w nim, dopóki całkiem na nim nie usiadł. Uczucie, którego doznał, było dziwne, znajome, a zarazem obce po zafundowanej przerwie, bolało i było przyjemnie. Było za dobrze, żeby mógł zrezygnować z tego wypełniającego go kutasa. Potrzebował, żeby ten mu robił dobrze, tak cudownie masując jego wnętrze. Poruszył się i jęknął. Oparł dłonie na ramionach Josha, kręcąc kółka biodrami. Prawie krzyknął, kiedy Josh chwycił go za biodra i przytrzymał, podrzucając swoimi w górę.
– O tak. Tak, Josh – zakwilił.
– Ujeździj mnie, rób sobie dobrze. – Zwolnił uścisk, pozwalając młodemu kochankowi sterować stosunkiem. Co, jak zauważył, spodobało się Alexowi, bo bez żadnego wstydu zaczął go ujeżdżać, unosząc się w górę i opadając w dół. Robił to coraz szybciej, z każdą upływającą sekundą wyciągając jęki z nich obu. Sztywny penis chłopaka podrygiwał, a kiedy kochali się coraz intensywniej, z jego dziurki zaczął wypływać preejakulat. Powstrzymywał się przed tym, żeby dojść, dając jak najwięcej z siebie zmęczonemu coraz bardziej kochankowi.
Alex odpływał, a zmysły szalały przez obezwładniającą rozkosz. Kochał się z mężczyzną szybko i namiętnie, chcąc się nasycić i zaspokoić potrzebę ciał. Ledwie poczuł, że zmienili pozycję, a on wylądował na plecach z jedną nogą zarzuconą na kanapę, drugą na ramię Josha, który ponownie wbił się w niego, wypełniając go sobą. Pchnięcia kochanka stały się szybkie, mocne, doprowadzające go na skraj szaleństwa. Pragnął tego, tej intensywności, coraz silniejszego ognia pętającego go w swoje sidła i wysyłającego ku szczytowaniu. Dochodził w dłoni Josha, a świat wirował mu przed oczami, bo orgazm był jednym z najmocniejszych, które przeżył.
Joshua dysząc, opadł na niego, drżąc jeszcze po orgazmie. Zazwyczaj szybki, mocny seks dawał mu najwięcej zaspokojenia i ciężej mu było po nim dojść do siebie, ale lubił też powoli kochać się z Alexem. Na to jednak będą mieli dużo czasu później, kiedy już ich spragnione siebie ciała uspokoją się do końca. Uniósł głowę i chwyciwszy dolną wargę Alexa, pociągnął ją. Oparł się na łokciach i wsunąwszy palce w mokre od potu włosy młodego kochanka, przyszpilił jeszcze zamglone oczy chłopaka swoimi.
– Josh, co dalej? – zapytał Alex, dysząc.
– Wiem, czego chcę, a raczej kogo. – Zaczął gładzić go kciukiem po policzku. – Z początku sądziłem, że zostawienie ciebie to naprawdę dobra decyzja, ale z czasem uświadomiłem sobie, jak bardzo mi ciebie brakuje. Jestem dorosłym facetem, który powinien znać siebie, uczucia, wiedzieć, że kogoś kocha, a tu byłem niczym ślepiec.
– Kochasz mnie? – Potrzebował potwierdzenia i zapewnienia, że cokolwiek się stanie, Josh z nim będzie.
– Kocham, inaczej by mnie tu z tobą nie było. – Pocałował lekko te wymęczone usta. – Przepraszam, że potraktowałem cię, jakbyś nadawał się tylko do jednego, a potem wyszło na to, że znudziłem się tobą. Cokolwiek się wydarzy, damy sobie radę, o ile mnie zechcesz.
– Cały czas cię chciałem. Cały czas. – Przyciągnął go do siebie i pocałował tak, żeby przekazać swojemu partnerowi wszystko to, co chciał powiedzieć, a nie potrafił znaleźć słów. I może ta chwila nie była odpowiednia na wyznania, kiedy wciąż leżał z szeroko rozłożonymi nogami pod nim, z jego bardzo wolno mięknącym penisem w sobie. Nic go to nie obchodziło. Josh go chciał, a to stało się teraz najważniejsze.

* * *

Leżeli nago na kanapie zrelaksowani, okryci kocem, podjadając nuggetsy, od czasu do czasu trącając się nosami, całując i po prostu wylegując. Alex nareszcie czuł się odprężony, zadowolony i spełniony nie tylko z powodu fantastycznego orgazmu sprzed kilkunastu minut. Po prostu nareszcie przebywał z tym, którego kochał. Pomyślał, że Richie musi być w takiej samej euforii, a może i większej, bo na Johnny’ego czekał przez bardzo długi okres.
– Czy to, co widziałem, to prawda? Mam na myśli Richiego i twojego brata. To znaczy słyszałem co  nieco w szkole, ale sądziłem, że to bajki.
– To najprawdziwsza prawda. Nigdy nie wyobrażałem sobie ich razem, opowiadałem ci, jak było, a tu proszę. Cuda się zdarzają. Mój braciszek wpadł jak śliwka w kompot. Zakochał się w Richiem, a bronił się przed tym zębami i pazurami.
– Ładnie razem wyglądają. – Odgarnął Aleksandrowi grzywkę na bok. – Urosły ci włosy. Nie ścinaj ich, fajne są.
– Nie byliśmy tak długo bez siebie, żeby aż tak bardzo urosły, ale inaczej je czeszę, z grzywką, a nie do tyłu. – Wychylił się, odkładając na stolik pustą miseczkę po kurczaku. Dobrze mu było leżeć tak z nim. Wcześniej wzięli prysznic i zamiast w łóżku, wieczór postanowili spędzić na kanapie. Chciał zostać z nim na noc, ale rozumiał, że jeszcze przez kilka miesięcy nie będzie to możliwe. Z drugiej strony przecież żaden z sąsiadów Josha go nie znał, więc może uda mu się uzyskać kilka dodatkowych godzin. – Mieliśmy porozmawiać.
– Chyba już się to stało trochę w inny sposób i nie mam na myśli seksu, ty napaleńcu. – Wyszczerzył się Joshua, sięgając do jego boku i łaskocząc go, przez co chłopak zaczął się kulić i odciągać jego rękę od siebie.
– Kto tu jest napalony, to jest, a na pewno nie jestem to ja. – Zaśmiał się. – Wstydziłbyś się, staruszku, uwodzić młodego chłopaka i robić mu takie nieprzyzwoite rzeczy, jak te dzisiaj w łazience.
– Nie mam wstydu, o czym doskonale wiesz, i lubię ci robić pewne rzeczy. – Polizał Alexa po szyi, zaprzestając gilgotek.
– Co by powiedzieli pańscy uczniowie, gdyby wiedzieli, jak dobry w łóżku jest ich nauczyciel i jak bardzo ma sprawny język, o czym przekonałem się pod prysznicem? – Josh dobrał się do jego dupci pod prysznicem i robiąc mu doskonałego rim’a, doprowadził do orgazmu.
– Lepiej, żeby nie wiedzieli, bo zamiast mnie słuchać, śliniliby się bez końca. Ta wiedza jest przeznaczona tylko dla ciebie, mój drogi, i mój język i mój... – Potarł ich nosy o siebie. W sumie cały czas go dotykał, nie potrafiąc odlepić się od Alexa. Zresztą ręce chłopaka również nie były spokojne i wciąż go głaskały po plecach, szyi czy głowie. – Przypomniałeś mi, że  mam jutro dodatkowe zajęcia z tymi uczniami, którzy mają jakieś tam kary. W tym z Caseyem McPhersonem.
– O jejku, współczuję. Nie znoszę typa. Mógł zrobić Richiemu krzywdę, i tak przez niego Rich nie będzie mógł wziąć udziału w tym konkursie, na który tak czekał. Nie pokazuje tego za bardzo po sobie, ale to go boli.
– Przykro mi, ale troszkę go już poznałem i wierzę, że da sobie radę bez tego.
– Ale oni przygotowali naprawdę świetny występ. Mówię ci, widziałem ich razem, tam są takie emocje, że trudno je ubrać w słowa. Teraz jeszcze odkąd są razem, to byłoby jeszcze lepsze. Gdybyś widział, jak oni się poruszają, i ta muzyka. Oscar stworzył idealną składankę z wybranych przez Richiego utworów. No, genialnie… Co tak patrzysz?
– Rozgadałeś się.
– To może spraw, żebym się zamknął.
– Cholerny, nienasycony kusiciel. – Przyciągnął go do siebie.
– Od dzisiaj twój.
Josh warknął i pocałował Alexa z całą miłością, którą zaczął obdarzać kogoś, kto miał być tylko wakacyjną przygodą.

* * *

Poniedziałek dla Alexa zaczął się obolałym ciałem, szczególnie dolnych partii. Wczoraj znów przesadzili z Joshem, a kanapa to nie było dobre miejsce na długą sesję seksu. Nie chciało mu się iść do szkoły, tym bardziej, że najchętniej to  pospałby sobie. Wrócił od partnera o północy. Niestety nie udało mu się wybłagać u niego pozostania do rana, ale może przyszły weekend będzie lepszą opcją do tego, bez pośpiechu, kiedy następnego dnia nie będzie musiał iść do szkoły. W sumie to powinni gdzieś z Joshem wyjechać i to w miejsce, w którym mogliby czuć się swobodnie. Może by tak do domu babci. Stoi pusty, na uboczu. Jeszcze jakby Jonathan i Richie z nimi pojechali, byłoby nieźle. O czym on myśli, chce brata zabrać na wycieczkę, zamiast go wykopać z planów? Świat zwariował.
– Wyglądasz jak zombiak – rzucił komplementem Jonathan, zbierając się już do wyjścia.
– Taa, dzięki. Już lecisz?
– Mhm. Idę do Richiego, zjemy razem śniadanie i pojedziemy do szkoły. – Wziął kluczyki do ręki. – A ty jak tam?
Alex uniósł obie brwi do góry? Jego ukochany braciszek jest zainteresowany wiadomościami o nim i Joshu?
– Dobrze, jesteśmy razem. Wiesz tak naprawdę razem, a nie tylko sypiamy ze sobą. – Trudno było nazwać to, co robili, sypianiem. – Tylko mi nie mów, że źle robię i tak dalej. Co ma być to będzie.
– Spoko. To twoje życie, a jeżeli jesteś przy nim szczęśliwy, to rób, co chcesz.
Kolejna rzecz, która zaskoczyła Alexa. Świat naprawdę zwariował, jeżeli jego brat stał się bardziej ludzki, a może to była zasługa pewnego blondyna mieszkającego naprzeciwko.
– A wy jak tam? – zapytał, robiąc sobie kawę.
– Genialnie. Spadam, narka.
– Aha. Ależ rozmowny się stał – burknął do siebie. W sumie po co pyta, jeżeli widział tych dwóch razem przez ostatnie dni i zazdrościł im tego, co mieli. Teraz i on wpadł na dobry tor w życiu i liczył, że nie spotkają go przeszkody. Najgorzej, że musi nadrobić angielski, bo inaczej Josh go obleje, a niestety nie było sposobu, żeby mężczyzna przymknął oko na pewne sprawy.

W szkole lekcje leciały mu dość szybko, tym bardziej, że niektóre miał razem z przyjacielem i nawet na nudnej matematyce minuty uciekały. Wcześniej angielski też był bardzo interesujący, udawał, że nie gapił się na Josha próbującego wbić do łbów uczniów jakąś wiedzę i czasami mu się to udawało, szczególnie, że widać było w tym, co robi, pasję. Parę razy ich wzrok się spotkał i serce Alexa biło wtedy w oszalałym tempie. Wspomnienia z wieczoru uderzały w niego całą swoją mocą, a Richie musiał go upominać, że są na lekcji i nie powinien się ślinić ani tak głupio uśmiechać.
– Słuchaj, cieszę się, że jesteś szczęśliwy niczym skowronek, ale nie wzdychaj mi tutaj, bo inni pomyślą sobie, że coś ci fajnego pod ławką robię.
O tak, to był właśnie jego najlepszy przyjaciel, ktoś więcej niż brat, partner. Ktoś bardzo cenny, ale inaczej niż rodzina i kochanek. Nadal wisiało nad nimi wyjaśnienie tego, co powiedział wtedy w złości, ale żaden się do tego jakoś nie śpieszył.
Obserwował Richiego, czy aby z nim wszystko w porządku, ale chłopak nie okazywał żadnych oznak, które mogłyby świadczyć o jakimkolwiek bólu. Zabijał też wzrokiem Caseya McPhersona, nie mogąc przeżyć, że temu się tak upiekło. I to była sprawiedliwość? Dobra, może poniesie jakąś tam karę, ale wywalenie ze szkoły byłoby lepsze. Przynajmniej mieliby spokój. Jeszcze ta jego świta, patrząca na swojego lidera niczym na idola również burzyła mu krew w żyłach.
– Nie gap się tak na nich.
– Ale, złotko, oni uważają, że nigdy kary nie poniosą.
– Sądzisz, że dla takiego kogoś jak McPherson sprzątanie to nie kara? – szeptał Richie. – On to chyba w domu nawet kurzu nie zetrze, a tu będzie musiał z mopem popierdalać i to jeszcze na oczach innych. Co się szczerzysz?
– Wspaniała wizja. Muszę zrobić mu zdjęcie z narzeczoną, panią mop. No, nie przewracaj oczami, złotko, zabawnie byłoby, nie?
– Tak, też się cieszę, że jesteś szczęśliwy, ale matematyczka chyba wywołała cię do dopowiedzi.
Alex jęknął, wstając i kierując się w stronę tablicy. Dlaczego nie był tak genialny z matmy jak z anglika? Dlaczego nie zapytała kogoś innego i kiedy w końcu skończą się lekcje? I dlaczego McPheroson patrzy tak, jakby miał wszystkich zabić?

* * *

Wściekłość Caseya McPhersona wzrosła po tym, jak po lekcjach zamiast udać się z kumplami z drużyny na miasto, musiał wziąć udział w czymś, co mu za bardzo przypominało dodatkowe zajęcia, na które nigdy by się nie zapisał. Uważał, że szkoła to marnowanie czasu i jak tylko ją skończy, pójdzie w świat. Potem jeszcze czekało go sprzątanie klasy, czego też bardzo nie chciał, pieprzona kara. Jego koledzy mieli dobrze, bo wyznaczono im ich salę gimnastyczną, to będą mogli sobie leserować. Jemu kilka godzin zajmie posprzątanie tego syfu w klasie matematycznej i to jeszcze dyrektorka miała ich sprawdzić, więc nie wykpi się z tego. Wszystko przez pedałka, którego tak nie znosił. Ta blond ciota nie powinna pokazywać się normalnym ludziom na oczy lub niech swoje zboczenie ukryje w czterech ścianach domu, a nie pokazuje w szkole to, czym jest. Jeszcze ten zakichany trener go wkurwiał. Gdyby chociaż ten Wilson był nauczycielem, już siedziałby w pace za uwiedzenie ucznia. Tymczasem wszystko im wolno. Głupie prawa tegoż liceum, do którego zmuszony był chodzić. Pieprzone lachociągi doprowadziły do tego, że teraz musi przebywać w klasie z grupą poniżej jego godności, a wśród nich zapewne było wielu gimbusów, debili, narkomanów i pewnie ciot. W dodatku, jakby tego było mało, to miał ich pilnować Morrison, przysiągłby, że to kolejny pedał. Do tego facet uwziął się na niego, jakby specjalnie mu pokazując, że on, Casey McPherson, jest głupi.
Nie był głupi. Zdawał sobie sprawę, że to dzięki wujowi, no i zapasom – bez niego drużyna przegrywała każde zawody – nadal uczęszcza do tej szkoły, tylko po co? Na co mu wiedza o książkach, które zapewne napisały jakieś tam pedały, a liczyć jakoś umiał. Wystarczyły mu podstawy. To nie z liczbami chciał związać przyszłość, ale zapasami, one pozwolą mu zarobić dobrą kasę.
– McPherson, usiądziesz czy będziesz stał jak kołek pośrodku klasy i gapił się na ścianę do końca przymusowych zajęć? – zapytał Josh, a wraz z jego wypowiedzią rozległy się śmiechy obecnych osób. – Cisza.
Casey rozejrzał się po klasie, ignorując wgapione w siebie kilkanaście paru oczu.  Nigdzie nie widział wolnego miejsca. Ciekawe gdzie miał usiąść?
– Siadaj z JD – podsunął Joshua.
– Z kim?
– Ma chyba na myśli mnie – odezwał się zachrypnięty głos z głębi klasy.
McPherson wytężył wzrok, szukając właściciela tegoż głosu i natrafił na uniesioną rękę należącą do chłoptasia o hebanowych włosach. Casey obrysował chłopaka wzrokiem, dłużej zatrzymując go na zadziornej fryzurze z pazurkami. Cieniowane pasemka wypuszczone przy twarzy prawie całkowicie przysłaniały prawe oko, lewe było odsłonięte, patrzyło na niego obojętnie. Nad nim w brwi widoczny był srebrny kolczyk twister zakończony kulkami. Na lewym uchu też coś błyszczało, ale włosy wszystko zasłoniły. Kąciki pełnych warg uniosły się w górę, pogłębiając dołeczki w policzkach oraz charakterystyczne wgłębienie nad górną wargą.
– Przyszło mi siedzieć z pieprzonym Emo – mruknął pod nosem.
– Nie jestem Emo.
– Taa, tylko nie potnij się czasami, bo mi zaplamisz koszulę. Wyglądasz jak Emo.
– Masz z tym jakiś problem? – zapytał JD. – A nie, słyszałem, że masz problem ze sobą.
– Spokój, panowie – wtrącił nauczyciel. – Ty siadaj, jeżeli nie chcesz jeszcze bardziej obniżyć swojej oceny ze sprawowania.
– To da się ją jeszcze obniżyć? – spytał „Emo”.
Najchętniej to kazałby się odpieprzyć temu młodemu, ale faktycznie wolał nie ryzykować. Usiadł z niechęcią koło chwilowego towarzysza, nie spuszczającego z niego wzroku . Tak bardzo chciał wyjść z tej klasy, że aż coś się w nim skręcało.
– Co się gapisz? – warknął do niego Casey.
– To prawda, co mówią, im więcej mięśni tym mniejszy móżdżek i mniejszy...
– Schowaj swoje stereotypy…
– McPherson, jeszcze jedna uwaga, a zamiast siedzieć będziesz czytał Szekspira pośrodku klasy – warknął Josh, mając go już dość.
– Psorku, przecież on nie umie czytać – rzucił JD, szczerząc się.
– Zamknij się.
– Chciałbyś, bezmózgi mięśniaku. – Uśmiechnął się nikczemnie.
Powstrzymał się przed kolejną uwagą w stosunku do tego Emo czegoś, co w ogóle się go nie bało. Miał się męczyć z tym czymś przez kolejną godzinę? W duchu liczył, że po wyjściu nie będzie musiał go oglądać. Zrobi, co ma zrobić i wróci do domu.
– Teraz to ty się gapisz – powiedział JD, znów zadziornie unosząc prawy kącik ust.
– Słuchaj, Emo, jeszcze kiedyś ci wpierdolę. Jesteś klasę niżej, co nie?
– Oj, już się boję. Ratunku, wielki mięśniak chce mnie zniszczyć – zadrwił JD.
Casey zacisnął pięści, aż go swędziały gotowe z ochoty na przestawienie szczęki lub nosa tego czegoś. Przez to przypomniał sobie o swoim nosie, ten pedałek prawie mu go złamał. Na nieszczęście uderzenie było na tyle silne, że nadal pozostał mu siniak, z czego czasami i jego kumple rechotali. Już on im wszystkim pokaże.
– Biedny nosek boli? Może podmuchać?
Casey zorientował się, że dotyka swojego nosa. Spiorunował wzrokiem tego dziwoląga.
– Zamknij się.
– Chciałbyś.
– Ta godzina to będzie wieczność – mruknął, kiwając z rezygnacją głową. – Nie gap się – warknął, starając się skupić wzrok na czymś innym niż na swoim wkurwiającym, „koledze”.
– Bo co?
Uderzył głową w blat ławki. Za co go tak pokarało? 


27 marca 2016

W sidłach miłości - Rozdział 33

Dziękuję za komentarze. :) Niektórym z Was udało się przeczytać ten rozdział kilka dni wcześniej, kiedy to wstawił się nie ten co trzeba i nie tego dnia, kiedy powinien.




Obudził się zdezorientowany. Musiał znów zasnąć przez ten ból głowy. Lekarz powiedział mu, że będą się one zdarzać, ale nie wspomniał o ich sile. Na szczęście z czasem efekty wstrząśnienia mózgu miną, a on powróci do normalnego życia. Dobrze chociaż, że nie miał mdłości. Rzucił okiem na zegarek i skrzywił się. Druga po południu, a on w najlepsze wyleguje się w łóżku zamiast wyjść gdzieś na miasto przy niedzieli.
Wstał, zakładając na stopy kapcie i poprawiwszy trochę zmięte ubranie, podreptał do kuchni, drapiąc się po głowie i ziewając. Zastał w niej dwóch nieopuszczających go w ostatnich dniach chłopaków, spierających się nad dodaniem jakiejś przyprawy do czegoś, co gotowało się na kuchence gazowej i niesamowicie pachniało, budząc jego żołądek. Usiadł przy stole i podpierając brodę na ręce, zaczął przyglądać się im zaspanym wzrokiem. Zaaferowani rozmową nie zauważyli jego obecności.
– Słuchaj, ja tu gotuję, umiem to robić, ty nie masz o tym zielonego pojęcia, bo twój mały móżdżek nie może zapamiętać podstawowych przepisów – powiedział Jonathan.
– Akurat umiem zrobić lecho i dodałbym do niego więcej papryki w proszku – odparł Alex.
– Nie, bo jest ostra, miałeś kupić słodką. Richiemu nie wolno jeść na razie nic ostrego.
– Lubię ostre. – Chłopak zwrócił na siebie ich uwagę.
– O, co tu robisz? – spytał Jonathan.
– Mieszkam? – Richie uniósł brwi. – Poszedłem się zdrzemnąć, wracam i zamiast taty zastaję was. – Poprawił swoje zapewnie sterczące po drzemce włosy.
– Odpocząłeś? – zapytał z troską Johnny.
– Twój tata poszedł do pracy, a my gotujemy ci obiad – rzekł Alex.
– Ja gotuję, ty przeszkadzasz.
– Stop, chłopaki, myślę, że coś wam kipi. – Roześmiał się, kiedy obaj rzucili się, by ratować obiad. Tak było od trzech dni. Wrócił do domu ze szpitala i nie mógł opędzić się od opiekunów. Na całe szczęście nadmierna opieka nie denerwowała go, tylko bawiła, a i chętnie z niej korzystał. Przez głupią rękę nie mógł nawet sobie obrać jabłka, a tu wystarczyło słowo i miał je pokrojone na cząstki. Najbardziej to wykorzystywał Alexa za ten jego wybryk. Swojego chłopaka oszczędzał. Nadal dziwnie mu było nazywać Johnny’ego „swoim chłopakiem”. W sumie przez to wszystko do tej pory nawet nie byli dłużej sami, żeby mogli porozmawiać, oswoić się ze sobą. Nieliczne chwile sam na sam on przesypiał, ciągle zmęczony po szpitalu. Kiedy nie spał, wciąż ktoś go odwiedzał i nie miał kiedy przyzwyczaić się do myśli, że ma chłopaka, i to tego, o którym marzył przez trzy lata, wypłakując nocami oczy, tęskniąc za czymś, czego nie znał i nie mając szans na to. Tymczasem jutro minie tydzień, odkąd są razem. Szkoda, że nie miał czasu się tym nacieszyć, ale nie narzekał, bo mimo małych niedogodności był szczęśliwy.
– Oddałbym majątek za twoje myśli.
Prawie podskoczył, słysząc szept przy swoim uchu. Johnny objął go ręką wokół szyi, całując w skroń. Uwielbiał takie gesty, tak wiele mówiły, więcej niż słowa. Nie umknął mu przy tym wyraz twarzy Alexa. Przyjaciel nie był zawstydzony ich bliskością, tylko zwyczajnie smutny. Richie przejęty sobą zapomniał o cierpieniu Alexa. Mieli porozmawiać, a do tej pory i to się nie udało. Powinien niedzielne popołudnie poświecić dla nich obu, tak bliskich mu ludzi, ale chyba przyjaciel tego bardziej potrzebuje.
– Alex, w porządku?
– W miarę możliwości. Spoko, trzymam się. – Odwrócił się w stronę garnka i zamieszał w nim.
– Wiesz, że możemy pogadać.
– Po obiedzie, dobrze?
– Super. Johnny, zostawisz nas później samych, co?
– Muszę?
– Tak.
– To dam wam godzinę, ale później jesteś mój.
– W porzo.
– Tępaku, ta cukinia się chyba rozgotuje – poinformował grzecznie swojego brata Alex, wgapiając się w mieszaninę cukinii z papryką i pomidorami. Aż sobie przypomniał, jak robił lecho z Joshem. Mężczyzna dodawał bardzo dużo papryki w proszku, ostrej. Znów chciałby móc być przy nim, ale nie jako uczeń. W piątek poszedł do szkoły, ale zwiał z angielskiego, a do tego robił wszystko, żeby nie spotkać na korytarzu byłego kochanka. Z tego co wiedział, to Josh zajmował się sprawą Caseya McPhersona i reszty, przerwy spędzając z panią dyrektor lub w pokoju nauczycielskim, więc nie włóczył się po korytarzach. Tak bardzo chciał, żeby ta trójka została wyrzucona ze szkoły, ale to były tylko głupie marzenia.
– ... talerze na stół?
– Co? – zapytał zdezorientowany.
– Położysz talerze na stół? – powtórzył Johnny.
– Taa. Rich, gdzie trzymacie talerze?
– Sam to zrobię. – Richie wstał, żeby im pomóc, ale zaraz usiadł ponownie, spostrzegając ich wzrok. – No chyba nie myślicie, że będę tak tylko siedział? Myślicie –  odpowiedział sam sobie ponownie, opierając brodę na dłoni. – Talerze są tam gdzie zwykle, sklerotyku.
– A racja. Nie ogarniam coś dzisiaj – mruknął do siebie Alexander, wyjmując z szafki porcelanę i kładąc na stole. Zaraz do niej dołączyły łyżki i koszyczek z chlebem.
– Słońce, pamiętasz, że nie wolno ci nic robić. Nawet nie rozumiem, dlaczego chcesz już wracać do szkoły. Lekarz chciał ci dać jeszcze ten tydzień wolnego, ale ty się uparłeś jak osioł – mówił Johnny, nakładając potrawę na talerz i podsuwając ją swojemu chłopakowi.
– Bo czuję się dobrze, a nie zamierzam mieć później zaległości. – Sięgnął po łyżkę i kromkę chleba, zabierając się od razu za jedzenie.
– To dlaczego bolała cię głowa i poszedłeś się zdrzemnąć?
– Bóle będą ustępować, w najgorszym razie to potrwa kilka miesięcy. Nadgarstek też wydobrzeje. Muszę chodzić do szkoły. Szkoda, że przez kilka tygodni nie będę mógł tańczyć. – To go dobijało, ale powtarzał sobie, że mogło być gorzej. Gdyby się połamał, mógłby pożegnać się z tym, co kochał, na długie miesiące lub nawet na zawsze. – Przez to wszystko przepadnie mi konkurs. To już tylko dwa tygodnie i nie mogę do niego przystąpić. Będę musiał przechodzić przez rekrutację i do tego zdać każdy z ich egzaminów. Poza tym muszę trenować.
– Dasz sobie radę we wszystkim. Jesteś w tym dobry.
– Johnny, sam tańczyłeś, jeden dzień bez treningu... – nie dokończył, nie musiał, ponieważ jego chłopak doskonale znał te realia.
– Richie, nic nie jest warte utraty zdrowia. Pamiętaj o tym.
– Wiem, ale i tak... – Zaczął grzebać łyżką w potrawie, odechciało mu się jeść.
Jonathan, widząc swojego chłopaka smutnego, przysunął się do niego i przytulił, całując w czubek głowy.
– Będzie dobrze, a teraz jedz, bo już nic ci nie ugotuję.
– Szkoda byłoby, lubię to, co upichcisz. – Uśmiechnął się nieznacznie, rumieniąc przy tym.
Cała trójka kończyła obiad, kiedy usłyszeli, że pod dom podjeżdża samochód. Richie wstał i wyjrzał przez okno. Znał to auto. Zerknął na przyjaciela zbierającego brudne naczynia, a po chwili przeniósł wzrok na idącego do drzwi mężczyznę. Chciał ostrzec Alexa i samemu pójść otworzyć, ale chłopak po usłyszeniu dzwonka ruszył do drzwi.
– O co chodzi? – spytał Johnny, widząc minę swojego chłopaka.
– Zobaczysz.

Alex zrobił krok do tyłu, przyglądając się zaskoczonym wzrokiem stojącemu w drzwiach Joshowi. Coś w nim ścisnęło jego klatkę piersiową i z trudem oddychał. Odchrząknął i zapytał, starając się, żeby głos brzmiał pewnie:
– Co ty tu robisz?
– Przyjechałem porozmawiać z Richiem… I z tobą przy okazji.
– Ze mną? Po co? – Podrapał się zakłopotany po karku, wpuszczając mężczyznę do przedpokoju, przez moment zamierzając po prostu uciec. Tak bardzo starał się go unikać, a tymczasem wszelkie próby poszły na marne i znów poczuł, jak zasklepiona rana się otwiera.
– O tym, dlaczego nie chodzisz do szkoły, a jak już jesteś, to uciekasz z moich lekcji, ale to później. Jest Richie?
– Jestem, proszę pana. O co chodzi? – zapytał zaniepokojony Richie.
– Możemy gdzieś porozmawiać? – Zdjął wierzchnie okrycie, wieszając je na wieszaku.
– Tak, proszę pana. Zapraszam. Czy… – zawahał się. – Czy Alex i Johnny mogą zostać? – Gdy Josh skinął głową, że tak, zaprowadził wszystkich do dużego pokoju. Zaproponował coś do picia, które poszedł przygotować Alex. Doskonale wyczuwał, że przyjaciel zrobiłby wszystko, żeby stąd uciec. Przyjrzał się swojemu nauczycielowi, dostrzegając, jak ten odprowadził Alexa wzrokiem i westchnął. Coś mu się wydawało, że ci dwaj muszą w końcu ze sobą porozmawiać. Może uda mu się wyciągnąć Jonathana na spacer.
– O co chodzi? – Richie usiadł obok swojego chłopaka, zagryzając wargę.
– Wiem, że dzisiaj jest niedziela i pewnie dziwicie się, co tutaj robię. Zadzwoniła do mnie dyrektorka i przekazała pewne informacje dotyczące napadu na ciebie – poinformował nauczyciel.
– To znaczy? – Oparł się o Jonathana, który otoczył go ramieniem.
– Cała trójka nie poniesie takiej kary, której pewnie każdy z was oczekiwał. Dziękuję – powiedział do Alexa stawiającego przed nim szklankę soku z czarnej porzeczki, po czym znów wrócił do tematu: – Ja i kilku nauczycieli żądaliśmy wyrzucenia ze szkoły lub zawieszenia ich w prawach ucznia. Niestety, może gdyby chodziło o kogoś innego, a nie pupilków wicedyrektora, byłoby inaczej. – Napił się, zerkając na stojącego w kącie Alexa. Gdyby nie on, nie byłoby go tutaj. Po prostu jutro przekazałby tą wiadomość w szkole. Z drugiej strony naprawdę lubił Richiego Taylora i chciał mu pomóc.
– Nie mów, że nie poniosą za to żadnej kary – wtrącił Jonathan, który od jakiegoś czasu był na „ty” z Joshem. Zaczynał sobie również zdawać sprawę z tego, że pochopnie ocenił romans Joshuy i brata. Chciał dobrze, ale nikt nie mówił, że ich związek, bo niechybnie do niego zmierzało, wyjdzie na jaw. Mogli całe miesiące żyć w ukryciu i nikt nie dowiedziałby się o tym.
– Poniosą. Przede wszystkim wybronili się tym, że ty, Richie, spadłeś ze schodów przez swój plecak, więc otrzymają karę tylko za samo pobicie. Kozetzky i Stark będą po lekcjach sprzątać sale gimnastyczne przez dwa tygodnie. McPherson, jako prowodyr, musi zostawać na dodatkowych zajęciach, nazwijcie je szlabanami, sprzątać klasy i teren wokół szkoły przez kolejny miesiąc.
– Kto to ustalił? – spytał Alex, już wkurwiony na tę niby karę, od której i tak się wywiną tłumaczeniem, że mają treningi, zawody i inne ważniejsze do zrobienia rzeczy.
– Rada szkoły dzisiaj rano. Zaskoczyło mnie, że pracują w dzień wolny, wicedyrektor ich do tego zmusił. Pani dyrektor nic nie mogła zrobić. I tak nie jest źle, mogli dostać tylko upomnienie. Wolałem ci to dzisiaj powiedzieć, bo podobno jutro wracasz do szkoły? – zwrócił się do blond chłopaka.
– Nie powinien, ale wraca, bo jest bardzo uparty i musi postawić na swoim – rzucił słowami Jonathan.
– Nie muszę, ale chcę. Przecież nie mogę unikać szkoły, nie jestem umierający. Zresztą będzie Alex i ty, nic mi się nie stanie. Zjem leki i będzie spoko. To wszystko, panie Morrison?
– Tak.
– Mogłeś mu to przekazać telefonicznie.
– Alex, mogłem, ale chciałem się też spotkać z tobą, a mieszkasz obok – odparł Joshua, odstawiając pustą szklankę i wstając.
– Nie chcę z tobą rozmawiać – bronił się Alexander.
– A właśnie, że pogadacie. – Richie podniósł się z entuzjazmem i skrzywił, kiedy zabolał go brzuch, kolejna część jego ciała, która dokuczała mu po zadanych ciosach. – My z Jonathanem wybieraliśmy się na spacer.
– Naprawdę?
– Tak, kochanie, naprawdę. – Zarumienił się przy słowie „kochanie”. Pociągnął go za rękę, żeby jego chłopak podniósł w końcu swoje cztery litery z kanapy, a nie gapił się na niego, nie pojmując aluzji lub udając, że tak było, aby zostać i wtryniać nos w sprawy brata. – A wy… możecie porozmawiać. Nie wrócimy szybko. – Posłał jeszcze ostrzegawcze spojrzenie przyjacielowi, mówiące, że jeżeli nie wykorzysta szansy, to mu skopie tyłek.
– Musimy wychodzić? – spytał w przedpokoju Jonathan, zakładając płaszcz. – Na dworze jest potwornie zimno i wieje.
– Co z tego? Oni muszą porozmawiać na osobności – przyznał – a nie sunąć jeden za drugim tym pełnym tęsknoty, cielęcym wzrokiem i wzdychając. Czuję, że jest szansa na uratowanie tego, co mieli, a może na coś więcej. – Również się cieplej ubrał, po czym wyciągnął Johnny’ego na dwór. – Pójdziemy do parku. – Przynajmniej w ten sposób i oni będą mieć chwilę dla siebie.

* * *

Poczuł się zapędzony w kozi róg przez Richiego. Co też sobie chłopak ubzdurał w tej swojej ładnej główce? Zdarzało mu się nie nadążać za tokiem myślenia tej romantycznej duszy, myślącej, że świat jest różowy. No, może przesadzał, ale Richie chyba nie sądził, że jest jakaś szansa na jego związek z Joshem?
Wsunął ręce w kieszenie, starając się przyjąć zlewczą postawę i nie pokazać tego szaleństwa najprzeróżniejszych emocji, które w nim się kłębiły. Najbardziej to bał się tego, że po prostu podejdzie do Josha i przytuli go z całej siły, dając pozwolenie na działanie tęsknocie pustoszącej jego serce. Trzymanie się w ryzach było naprawdę trudne, kiedy Joshua patrzył na niego jakoś tak, że po kręgosłupie przechodziły mu dreszcze. Właśnie dlatego tak bardzo go unikał, bał się swoich reakcji, a był zdolny do tego, żeby wpić się w te utalentowane wargi i po prostu już nigdy go nie zostawić. Cholera, kochał go i to też musiał ukryć pod fasadą złości, co nie było trudne, bo ta przejęła dowodzenie:
– Czego ode mnie chcesz? Już wszystko powiedziałeś, odrzucając mnie. Ja na pewno nie mam ci nic do powiedzenia.
– Co u ciebie?
– Cudownie – prychnął.
– Widzę właśnie. Tak wspaniale, że zawalasz szkołę. Masz wysoką średnią, możesz studiować, gdzie chcesz, zaprzepaścisz swoją przyszłość takim postępowaniem.
Alex nerwowym gestem przeczesał swoje włosy, burząc je. Zazgrzytał zębami, gotując się w środku.
– Pewnie, bo tylko to cię obchodzi. Chciałeś ze mną o tym pogadać? Zrobiłeś to, temat skończony, może pan sobie iść! – Jakoś liczył, że mężczyzna chciał czegoś innego, tego, co on, a tu chodziło o głupią szkołę! – Albo ja wyjdę!
– Zachowujesz się jak histeryzujące dziecko – powiedział spokojnie Josh, podchodząc do niego. Doskonale widział, jak emocje kumulują się w Alexie. Chłopak cały się trząsł, zaciskał pięści gotów go nawet uderzyć.
– To mi powiedz, jak ty się zachowujesz! Udajesz, że między nami nic nie było, po prostu parę razy przeleciałeś gówniarza, a potem pozbyłeś się go, bo ci przeszkadzał! – Wydarł się. – Za nic miałeś moje uczucia! Myślałeś tylko o sobie! A co ze mną?! Tak łatwo ci było o mnie zapomnieć? – Rozjuszony popchnął Josha. – Kim dla ciebie byłem, co?! – Ponownie chciał wykonać swój wcześniejszy gest, ale jego ręce zostały schwytane w stalowy uścisk, po którym mogły zostać ślady na nadgarstkach. – Dupą do pieprzenia? Puść mnie – stęknął, próbując się wyrwać.
– Nie mam takiego zamiaru. – Przyciągnął go do siebie z trudem, zapomniał, że chłopak jest bardzo silny. – Wiem, że cierpisz.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? Miałeś gdzieś moje uczucia, nie widziałeś ich, tego, że umieram z tęsknoty, liczyło i liczy się tylko to, czego ty chciałeś i chcesz! Nadal jesteś ślepy!
– Nieprawda. W końcu zrozumiałem wszystko i chyba muszę ci to pokazać, bo w tej chwili na normalną rozmowę z tobą nie mam szans. – Przytrzymał jego ręce za plecami, pochylając Alexa do tyłu i pocałował. Chłopak oderwał się natychmiast od jego warg, starając się uciec, ale on nie dał za wygraną. Za bardzo za nim tęsknił, aby miał pozwolić mu teraz odejść. Do tego dziewiętnastolatek wyraźnie wyznał mu swoje uczucia. Przycisnął go do ściany, chwycił za kark i głęboko pocałował, wdzierając się językiem do jego ust i mając nadzieję, że Alex go nie ugryzie. Chłopak jeszcze przez chwilę z nim walczył, ale w końcu oddał pocałunek, a jego ciało znieruchomiało, poddając się i pokazując, że tego właśnie pragnęło.
Nienawidził go, nie znosił… Kochał Josha. Miał zamiar pozwolić mu zbezcześcić swoje usta i ciało, jeżeli tylko ten właśnie człowiek go zechce i za nic w świecie nie obchodziło go to, w czyim są domu. Jeszcze chwilę temu chciał go odepchnąć, uderzyć, zniszczyć, a teraz otoczył rękoma plecy mężczyzny, przyciągając Josha do siebie, wtapiając się w jego ciało i poczuł, że będąc w ramionach tego człowieka, znalazł się w domu.

* * *

Richie szedł wolnym krokiem obok swojego partnera, upajając się spokojem otaczającym park i liśćmi szeleszczącymi pod ich stopami. Obaj nic nie mówili, zagłębiając się w swoje własne myśli. Zastanawiał się, jak sobie radzi Alex. Bardzo chciał, żeby przyjaciel był szczęśliwy tak samo jak on. Dlaczego zawsze z miłością musi przyjść i piekło? On sam przez długie lata czekał na niemożliwe. Może gdyby nie zachowywał się przy Jonathanie jak nieśmiała, bojąca się myszka, wszystko inaczej by się ułożyło. Tylko tak naprawdę poznał Johnny’ego dopiero w tym roku. Wcześniej przecież znał go tylko z widzenia i ze zdjęć. W ten sposób nie mógł się do niego przyzwyczaić. Dopiero te treningi zmieniły ich relacje i już nie wyobrażał sobie, żeby mogło być inaczej.
Nad ich głowami przeleciał samolot, robiąc mnóstwo hałasu, więc Jonathan uniósł oczy ku niebu, które przebijało spośród gałęzi uśpionych na zimę drzew. Po chwili obserwacji samolotu pasażerskiego przeniósł spojrzenie na Richiego, kierując swoje myśli w kierunku chłopaka. Tak wiele w tym krótkim czasie się wydarzyło. Jeszcze w wakacje, gdyby ktoś mu powiedział, że zwiąże się z nim, wyśmiałby tę osobę. Wtedy nie wyobrażał sobie siebie u boku takiego chłopaka, nieważne jaką miał słabość do takiej delikatności. Po prostu jeden raz było za dużo i nie chciał powtórki. Obecnie zrozumiał swoją niedojrzałość sprzed lat i błędy, które kosztowały życie Patricka, i może nie popełni nowych. Na szczęście teraz dorósł, a to, co czuł, samego go zaskakiwało. Miłość, wielka troska i coś jeszcze, czego nie mógł wyrazić słowami, a co pojawiało się wtedy, kiedy Richie na niego patrzył. Żałował, że przez te dni nie mieli czasu dla siebie. Jego partnera ciągle ktoś odwiedzał. Najczęściej to ta dziewczyna z różowymi włosami. Godzinami rozmawiali, dopóki Richiego znów nie złapał ból głowy lub zmęczenie. W końcu byli sami, ale w parku pod obstrzałem oczu innych ludzi nie mogli ryzykować, trzymając się za ręce czy przytulając. Obu już nie obchodziła reakcja innych ludzi, ale mimo wszystko woleli nie narażać się miejscowym grupkom nastawionym wrogo do wszystkiego.
– Nie zmarzłeś? – zapytał Richiego.
– Nie. Ciepło mi. Em…
– Co?
– Jeżeli zdarzy się tak, że twój brat i Morrison znów będą razem, to będziesz miał coś przeciw temu? Alex go naprawdę kocha. Nie możesz z tym walczyć. Nikt nie powinien, są dorośli i ja wiem, że są jakieś normy moralne, ale oni… – Westchnął ciężko, nie wiedząc w jaki sposób przekonać Jonathana do związku, w który może wstąpić Alex. Podrapał się po nosie i zatrzymawszy się, oparł o szeroki pień drzewa.
– Mogę obiecać ci to, że nie będę się wtrącał. To jego życie. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to źle. – Stanął przed nim, zrywając jeden z nielicznych liści wiszących na gałęzi i zaczynając się nim bawić. Wolał czymś zająć ręce, bo przyszła mu wielka ochota na dotknięcie, pocałowanie Richiego.
– Nie kracz, bo jeszcze coś wykraczesz. Nawet nie wiemy, co się tam dzieje.
– A ciekawość cię zżera?
– Oczywista oczywistość, drugi panie ciekawski. – Puścił Jonathanowi oczko, unosząc lekko kąciki ust. – Dziwnie mi jeszcze myśleć o tobie jako swoim chłopaku, partnerze, co tam wolisz – zmienił temat.
– Mnie to obojętne, oba mają to samo znaczenie. Obejrzymy wieczorem film? Sami?
Richie przygryzł dolną wargę i kiwnął głową zamiast wykrzyczeć, że bardzo chętnie, bo już przyszedł czas, aby pobyli tylko ze sobą. Sygnał przychodzącego smsa sprawił, że podskoczył i roześmiał się.
– Nie wiedziałem, że jesteś aż tak strachliwy.
– Cicho, Johnny, nie jestem, po prostu się zamyśliłem. – Wyjął telefon i odczytał wiadomość.
– Ciekawe o czym to ty tak myślisz.
– A o takim jednym, co został moim chłopakiem. Możemy wracać do domu. Alex napisał, że Josh już pojechał. Nie pytaj – dodał, widząc uniesione brwi Jonathana. – Przekonamy się po powrocie.

Obaj zastali zniecierpliwionego Alexa czekającego na nich na progu domu. Chłopak powiedział im, że mogli się pośpieszyć, bo on nie ma czasu, a nie chciał iść, zostawiając dom otwarty.
– A gdzie to się tak śpieszysz? – Richie był dobrej myśli, ale zastanawiało go, dlaczego Josh już pojechał.
– Wychodzę wieczorem, muszę się jeszcze umyć i w coś ubrać. I nie wiem, kiedy wrócę, więc Johnny, nie dzwoń do mnie, poszukując swojego zaginionego braciszka – zastrzegł, stukając brata palcem w pierś.
– Czyżby ci się miało dziś poszczęścić? – spytał najstarszy chłopak, odtrącając jego dłoń.
– No tak, ty znów o jednym. Głodnemu chleb na myśli. Po prostu Josh i ja musimy porozmawiać, a u niego…
– Rozmowy w linii horyzontalnej są najlepsze – przerwał bratu Johnny.
– Richie, powiedz mu coś.
– Johnny? – Zamrugał słodko oczami do swojego partnera.
– Tak, słońce?
– Coś.
Alex przewrócił oczami.
– Jesteście siebie warci. Zmykam.
– Czekaj, to znaczy, że wy będziecie razem?
– Tak, Richie. To właśnie znaczy. Opowiem ci wszystko jutro. – Pobiegł do domu, nie oglądając się już na nich.
– Opowie ci? Ze szczegółami? Wszystko?
– Omg, masz brudne myśli, Johnny. No chodź, znajdziemy jakiś film. – Złapał swojego chłopaka za dłoń i pociągnął go do wnętrza domu.
– Coś dzisiaj za bardzo mnie ciągniesz.
– No, bo jak mówię chodź, to chodź. Jeszcze zjem leki, a ty poszukaj czegoś fajnego.
– Jesteśmy tydzień w związku, a ty już mi rozkazujesz. – Wyszczerzył się.
– Ktoś tu musi rządzić, co nie? – Wspiął się na palce i cmoknął Jonathana w policzek. Jeszcze bywały chwile, że nie miał śmiałości pocałować go w usta, pomimo że bardzo tego chciał. Musi najpierw uwierzyć, że są razem, aby gdzieś na dnie serca nie czuć nikłych obaw przed odtrąceniem.
Połknął swoje leki i dołączył do chłopaka z butelką coca–coli i miską popcornu kilka minut później. Usiadł obok Jonathana, a ten od razu przysunął się do niego, kładąc rękę na kanapie tak, że Richie swobodnie oparł się o bok partnera.
– To co oglądamy? – Wrzucił sobie do ust prażonej kukurydzy, którą zrobił na szybko.
– Nawiedzonego lub Transformers – odparł Johnny.
– Horror, będę mógł się do ciebie tulić, udając, że się boję. – Richie spojrzał na swojego chłopaka, przechylając głowę na bok.
– Jestem zdecydowanie za. – Podobały mu się te iskry radości w tych pięknych oczach. Pochylił się i pocałował wargi Richiego, miał na to wciąż nieprzemijającą ochotę. Całował go powoli, rozkoszując się słonym smakiem ust. Polizał je, oczyszczając z soli i ponownie pieścił, nie pogłębiając pocałunku i nie dążąc do tego, a dając Richiemu dużo czułości.
Pozwalał mu na to, kładąc rękę na jego szyi i nieznacznie się przekręcając. Mógłby tak ciągle delektować się tą bliskością i po prostu z nim być. Kiedy Johnny go całował, poza nimi nic nie istniało. To było takie inne od pocałunków tamtego faceta z klubu, tak dobre i chciane. Tamto było głupie, niepotrzebne i prawie skończyło się… Przerwał pocałunek, zły na siebie za niepotrzebne, psujące wszystko myśli. Odchrząknął, nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak. Uśmiechnął się, tym razem udając zawstydzonego i wgapił we włączony telewizor. 
– Mieliśmy oglądać film, pamiętasz? – Sięgnął po colę.
Johnny zmarszczył brwi. Nie był ślepy, coś było nie tak, ale nie pytał. Nadejdzie czas, że Richie mu powie, ale coś czuł, że to, co usłyszy, nie będzie miłe. Włączył film.

Godzinę później Richie spał z głową na kolanach swojego chłopaka, a Johnny patrzył na niego, przeczesując mu ręką włosy.
Jak mogłem cię nie chcieć, pomyślał. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało w tej pokrywającej wszystko czerni, odkąd odszedł Patrick. I jesteś mój.