Hejo :D
Od dzisiaj zaczynam publikować drugi tom serii Amare. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :) Tym razem poznacie bliżej Ivo i Fabiano. :)
Mój nowy tekst pod tytułem: "Magnetyzm serc" już w sprzedaży. Można go nabyć na: Bucketbook.pl i Beezar.pl
Mój nowy tekst pod tytułem: "Magnetyzm serc" już w sprzedaży. Można go nabyć na: Bucketbook.pl i Beezar.pl
Szukam drugiej bety do pomocy. :)
Zaczynamy. :D
Rzym powitał go tłumami i skwarem
lejącym się z nieba. Ivo kochał upał, ale w Limare odczuwało się go
inaczej. Szczególnie kiedy wiatr wiał prosto z nad morza i chłodna bryza
opadała na miasto. Natomiast w majestatycznej i imponującej stolicy, żar dawał
się we znaki. Dwudziestotrzylatek ignorował go, zachwycony wiecznym miastem, w
którym mieszały się różne style i kierunki zarówno w sztuce jak i budownictwie.
Na przestrzeni wieków stare mieszało się z nowym, przekształcało, tworząc
imponującą stolicę pełną atrakcji turystycznych i architektonicznych cudów,
szerokich ulic i wąskich uliczek, które zamieniały się w ogromne place.
Spacerował po jednym z nich, próbując
zebrać siły, by udać się pod adres, który miał zapisany w telefonie.
Zastanawiał się, czy w ogóle dobrze zrobił przyjeżdżając tutaj. Czym bliżej
znajdował się celu, tym bardziej dopadały go wątpliwości. Dlatego zwlekał,
nieustannie chodząc po położonym u stóp Kapitolu Placu Weneckim, który z tego
co czytał w kupionym przewodniku, został zbudowany w piętnastym wieku i był
pierwszym, renesansowym placem w Rzymie. Miejsca takie jak to, żyły bezustannie
dniem i nocą, gromadząc rzesze mieszkańców oraz turystów z całego świata.
Moretti przystanął przed
szesnastowiecznym kościołem Santa Maria di Loreto, przez chwilę zastanawiając
się czy wejść do środka. O co miałby prosić Boga? O to, aby nie został odesłany z kwitkiem? Po dłuższej
chwili pomyślał, że mógłby pomodlić się za mamę, która zmarła dziewięć miesięcy
temu. Poprawił zsuwający się z ramienia pasek od sportowej torby, do której
przed wyjazdem zapakował kilka rzeczy i wszedł do kościoła.
*
Fabiano wszedł do swojego gabinetu,
odstawił na bok aktówkę i położył okulary na stoliku. Rozpiął guziki marynarki,
po czym usiadł w fotelu z głośnym
westchnieniem. Przymknął powieki opierając głowę o oparcie. Od dawna nie czuł
się tak bardzo zmęczony. Chyba od czasu gdy wrócił z Limare i wziął się za
proces, w którym jego klientka wystąpiła o odszkodowanie od szpitala. Wygrała,
tym samym zdobywając dziesięć milionów euro. To i tak nie rekompensowało jej
straty dziecka, które zmarło przy porodzie oraz uszkodzeń jej ciała podczas
cięcia cesarskiego. Lekarze popełnili niewybaczalny błąd, na zawsze odbierając
jej możliwość zostania mamą.
Po zakończeniu procesu, jemu oraz
kancelarii przypadło dziesięć procent z wygranej, co było solidną zapłatą
za wykonaną pracę. Mógłby uzyskać od klientki więcej, ale nie tego chciał.
Pragnął sprawiedliwości, tym bardziej, że kobieta dla której walczył była dobrą
osobą i taką samą stałaby się mamą, ciepłą oraz kochającą. Zdecydowane przeciwieństwo
jego rodzicielki. Kobiety dla której liczyła się reputacja, firma i chwalebne
opisy w gazetach. Nie dzieci, które powinna kochać. Jego brat wyrwał się spod
jej kontroli żyjąc życiem, które wybrał. Mieszkał ze swoim partnerem w domu na
wzgórzu w małym miasteczku Limare.
Przez rok czasu rodzice nawet nie
zapytali o Domenico. Dla nich umarł, bo wybrał coś co potępiali. Czasami
Fabiano zastanawiał się, co by było gdyby on dawno temu zawalczył o siebie.
Przytknął dłoń do piersi, bo dawny ból odezwał się w nim. Rany zagoiły się, ale
mimo upłynięcia trzynastu lat, czuł na sercu ich chropowate blizny.
– Gratuluję. – Vittorio wpadł do
gabinetu z szerokim uśmiechem. – Dawałem ci dwa miesiące, a ty wygrałeś w trzy
tygodnie. – Opadł na kanapę rozkładając ręce na jej oparciu.
Fabiano uchylił powieki, by spojrzeć na
przyjaciela oraz wspólnika w jednej osobie.
– Trzy tygodnie to również zwycięstwo
dwóch naszych adwokatów, nie tylko moje.
– Im już pogratulowałem. Teraz
kolej na ciebie. Jesteś mistrzem. – Zaśmiał się zakładając nogę na nogę. – Towarzystwo
ubezpieczeniowe sądziło, że wygra z nami. Pomylili się. Gdyby zechcieli od razu
zapłacić naszemu klientowi odszkodowanie jakie mu się należało, nie poszliby
teraz z torbami.
– Nie pójdą z torbami. Nie takie firmy
– przypomniał Salieri. – Za to nasz klient dostanie więcej. – Ponownie
przymknął powieki. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał.
– Dostanie dużo więcej, a wraz z
nim my. Będziemy musieli pomyśleć nad utworzeniem drugiej kancelarii.
Pamiętasz, że raz o tym rozmawialiśmy. Teraz mamy na to możliwości i kasę. –
Kiedy przyjaciel nie odpowiedział, Vittorio przyjrzał mu się. – Wyglądasz
gównianie. Chciałem wyrwać cię na drinka z okazji wygranej, ale to kiedy
indziej. Jedź do domu. Najlepiej taksówką, bo zaśniesz za kierownicą. Każę
komuś dostarczyć ci samochód. Weź kilka dni wolnego. Należy ci się.
Fabiano tym razem nie zamierzał walczyć
z przyjacielem, jeżeli chodziło o powrót do domu. Przyda mu się noc porządnego
snu. O kilkudniowym wolnym nawet nie myślał. Tym bardziej, że jutro ma być
piątek, a potem weekend. Tyle dni na odpoczynek w zupełności mu wystarczy.
– Wrócę do pracy w poniedziałek –
powiedział, siadając prosto i sięgając po okulary. Założył je i dzięki nim
lekko niewyraźna postać Vittoria Falcone wyostrzyła się.
– Dobra decyzja, ale mógłbyś przez
kolejne dwa tygodnie wziąć sobie wolne. Teraz zapowiada się spokój. A nawet
jakby nie, to mamy pracowników. To dobry prawnicy. Pojedź, odwiedź brata.
Ciągle z tym zwlekasz. Uciekasz przed jakąś panienką, którą tam spotkałeś, a
chciała założyć ci obrączkę? – Roześmiał się Falcone. Nie czekając na dopowiedź
wstał. – Chodź, wyjdziemy razem. Też wcześniej się zbieram. Mam randkę –
wyjaśnił, chwaląc się. – Ty też powinieneś pomyśleć o jakiejś kobiecie na jedną
noc baraszkowania. Będziesz po tym jak nowy.
Fabiano nie odpowiedział. Nie miał
ochoty na kobiety. Liczył się jedynie prysznic, który weźmie od razu po
dotarciu do domu oraz wygodne, acz puste łóżko. Zebrał się w sobie i
podniósł z fotela. Nie zapominając o aktówce, wyszedł z gabinetu wraz z przyjacielem.
*
Ivo podziękował i zapłacił
taksówkarzowi. Wysiadł z taksówki zabierając ze sobą bagaż. Sprawdził jeszcze
adres na telefonie upewniając się, że dobrze trafił. Miał ochotę nawet
zadzwonić do Domenico, by jeszcze raz podał dane adresowe, ale to byłaby tylko
wymówka, by odroczyć czas do nieplanowanego spotkania. Od kilku godzin szukał
pretekstu, by przyjść tu jak najpóźniej. Nie miał pojęcia czego się bał. To nie
było nic wielkiego. Tę sprawę mógł nawet załatwić przez telefon, ale wolał
spędzić kilka godzin w pociągu, żeby tu przyjechać. Rozmowę telefoniczną zawsze
można przerwać. Inna sprawa miała się z konwersacją w cztery oczy. Do tego
dojdzie, o ile nie zostaną mu zamknięte drzwi przed nosem. Na co nie zamierzał
pozwolić, bo tak czy owak Fabiano Salieri spotka się z nim.
Przeszedłszy przez obrotowe drzwi,
znalazł się w holu budynku, w którym mieszkał prawnik. Po lewej od wejścia
znajdowało się miejsce dla portiera, czego się obawiał. Taki ktoś zawsze mógł
być przeszkodą w udaniu się pod odpowiednie mieszkanie. Wystarczy żeby
zadzwonił do Fabiano, a ten mu zabroni wpuszczać gościa i jego plan nie
zadziała. Dlatego miło przyjął sytuację, kiedy w holu nikogo nie zastał.
Najszybciej jak tylko mógł przemknął w stronę schodów. Windę wolał ominąć z
daleka. Nie był pewny jak długo, by na
nią czekał. Poza tym nie ufał im. Zawsze mogły się zaciąć i go uwięzić. Gdy był
dzieckiem utknął w jednej i mała trauma pozostała.
Pokonanie schodów na szóste piętro nie
było dla wielu prostą sprawą. Jakiś czas temu i on miałby problem, ale od kiedy
biegał, ćwiczył to wyrobił sobie dobrą kondycję. Nawet nabrał trochę umięśnienia.
Chociaż nadal był bardzo smukły, to już nikt nie mógł nazwać go chuderlakiem.
Dokładnie o godzinie osiemnastej trafił
pod odpowiednie drzwi. Wstrzymał się jeszcze przed zapukaniem w nie, by
uspokoić zbyt szybko bijące serce. Nie wysiłek je doprowadził do takiego stanu
tylko podekscytowanie. W końcu po roku zobaczy Fabiano. Mógł przez miniony czas
stłumić do niego uczucia, ale znał siebie. Kiedy go zobaczy, one wybuchną na
nowo. Jakoś przyjdzie mu to przetrwać, bo nie przyjechał tutaj, aby zdobyć tego
mężczyznę. Miał inny cel. Potrzebował prawnika ze znajomościami, a tylko ten
wydał mu się najwłaściwszy.
Przymknął powieki biorąc głęboki
oddech. Wypuścił powoli powietrze, kiedy uniósł rękę i zapukał w brązową
przeszkodę oddzielającą go od mieszkania Salieriego. Czekając, rozejrzał się po
długim oświetlonym korytarzu, którego podłoga pokryta była czarną mozaiką.
Wszędzie było nieskazitelnie czysto i co najbardziej rzucało się w oczy to
bogactwo. Może nie jak u milionerów, ale miał dwieście procent pewności, że
nigdy nie mógłby sobie pozwolić na zamieszkanie w takim budynku i nawet nie
chciałby tego. Wolał miejsce, które teraz należało do niego. Nie było bogato,
wymagało remontu, ale kiedy rano wstawał miał piękny widok na morze, a jego
szum kołysał go do snu.
Zapukał kolejny raz, kiedy nikt nie
otworzył. W sumie nie miał pewności, że mężczyzna jest w domu. Domenico
wspominał, że Fabiano potrafi pracować do późnych godzin nocnych. Tym bardziej,
kiedy angażuje się w ważny proces. Zastukał kolejny raz będąc już prawie
pewien, że nikt mu nie otworzy. Zamierzał czekać na korytarzu na Fabiano, kiedy
usłyszał zgrzyt zamka, a potem drzwi się otworzyły ukazując właściciela
mieszkania z mokrymi włosami i w samym ręczniku przewiązanym wokół bioder. Na
ten widok serce Ivo zagubiło kilka bić, a po kręgosłupie przebiegły przyjemne
dreszcze. Penis także zainteresował się smakowitym deserem, bo nie mogło być
inaczej kiedy FabianoSalieri dopiero co po kąpieli, z wilgotnym ciałem,
wyglądał wprost niesamowicie. Moretti nie mógł się w pierwszym momencie oprzeć
popieszczeniu jego ciała wzrokiem, ale po chwili się opanował i skupił na
twarzy prawnika.
Fabiano przyglądał mu się ze zmrużonymi
oczami i pytającą miną „kim jesteś?”. To raniło Ivo, ale przecież nie
oczekiwał, że Salieri rzuci mu się w ramiona i powie jak bardzo tęsknił.
– Nie poznajesz mnie, czy nie chcesz pamiętać? – zapytał dość ostro Ivo,
od razu na siebie o to zły. Przecież nic ich nie łączyło, byli dla siebie
nikim, więc prawnik nie musiał go pamiętać. Ale zapomniał użyć filtra na język,
zanim się odezwał.
Fabiano pomimo prysznicu, nadal nie
potrafił zwalczyć zmęczenia i coraz silniejszego bólu głowy. To nie pomagało mu
w rozpoznaniu osoby, która przed nim stała, a jego przeklęty wzrok nie
poprawiał sytuacji. Gość był lekko nieostry i dopiero gdyby podszedł bliżej
mógłby go rozpoznać, ale nie zamierzał się zbliżać go kogoś, kogo głos z nikim
mu się nie kojarzył.
– Czekaj. – Uniósł palec, a potem
podszedł do półki pod telewizorem, na której zostawił okulary. Nałożył je i od
razu wszystko wokół się wyostrzyło. Wrócił do drzwi, gdzie czekał jego gość,
któremu nareszcie mógł się przyjrzeć i pewien barista z Limare powrócił do jego
pamięci z mocą uderzenia pioruna.
Białe, dłuższe z prawej strony włosy
miały teraz błękitne końcówki. Na czoło chłopaka opadała grzywka, którą
nieustannie poprawiał i Fabiano miał ochotę wyciągnąć rękę, by wsunąć mu włosy
za ucho. Po lewej czarne włosy były króciutkie, a kilka małych srebrnych kuleczek
ozdabiało ucho z tej samej strony jak i dwie kulki wciąż tkwiły w lewej brwi. Natomiast
niebieskie oczy z długimi rzęsami były podkreślone czarnym tuszem, a na górnej
powiece zostały narysowane kreski w tym samym kolorze.” – Jesteś baristą z
Amare – stwierdził.
– Tak. Jednak mnie pamiętasz. Jestem
tutaj, ponieważ potrzebuję twojej pomocy.
*
Domenico zaśmiał się odczytując sms–a.
Szybko na niego odpisał, zanim został ponownie wciągnięty do łóżka, a gorące
pocałunki niczym lawina spadły na jego nagie ciało. Mimo tego nie mógł przestać
się śmiać.
– Nie wiem czy tak reagujesz, bo masz
wszędzie łaskotki, czy może moje pocałunki cię śmieszą, ale czuję się dziwnie.
– Paolo zawisł nad kochankiem, wpatrując się w jego twarz.
– Żadne z powyższych. – Wsunął dłoń w
gęste, czarne włosy mężczyzny, którego pokochał rok wcześniej. – Po prostu mój
brat wychodzi z siebie. Napisał do mnie, cytuję: „Naprawdę dałeś mu mój adres?
Naprawdę?!” Wykrzyknik był dość mocno wymowny. – Ponownie się zaśmiał. – Jego
gość dotarł na miejsce.
– I to jest takie zabawne? –
Odsunął się od Domenico kładąc u jego boku. Głowę podparł na ręce.
– Zdecydowanie.
– Co mu odpisałeś? – Zakreślał palcami
kółka na piersi Salieriego.
– Wysłałem mu uśmiechniętą emotkę. –
Nie mógł przestać się śmiać. Położył dłoń na brzuchu. – Cholera brzuch mnie
boli.
Oczy Paolo podążyły w tamtym kierunku,
ale przesunęły się trochę dalej w stronę penisa mężczyzny, który jeszcze kilka
minut temu robił się twardy pod jego dotykiem. Teraz już całkiem zmiękł i wątpił,
aby do jego rozbawionego kochanka wrócił nastrój na dalsze igraszki. Tym
bardziej, że cały dzień spędzili w łóżku, wczorajszy również i pomyślał,
że mogliby już wstać, wykąpać się, a potem ubrać elegancko, by pójść na kolację
do restauracji. Ta w hotelu była bardzo dobra, więc nie musieliby niczego
szukać. Później wybraliby się na długi spacer pod gwiazdami zwiedzając Palermo.
Jutro wracali do domu po tygodniowej podróży. Spędzili ze sobą idealne dni
odpoczywając po pracy.
– Kiedy przestaniesz się śmiać, to
powiesz mi co sądzisz o kolacji. Zmuszeni bylibyśmy do wyjścia z łóżka i z
pokoju.
Śmiech Domenico natychmiast przeszedł.
Ułożył się na boku twarzą do Paolo.
– Wyjść? Sądzisz, że po dwóch dniach w
totalnym zamknięciu i spędzeniu ich w łóżku, zamiast na kontynuowaniu
zwiedzania i podróży po Sycylii, jesteśmy w stanie się ruszyć?
– Jestem prawie pewien, że tak. –
Skradł Domenico całusa, zanim poderwał się z łóżka. Wyciągnął rękę w
stronę leżącego mężczyzny, który obserwował jego ciało z głodem w oczach.
– Wciąż ci mało? – zapytał DiCarlo.
– Oczom zawsze mało, a jeżeli chodzi o
ciało… – Spojrzał na swojego członka. – Mój penis chyba nie byłby w stanie
wiele zrobić. Woli odpocząć. Jest przemęczony orgazmami, które mu dałeś. –
Ponownie popatrzył na Paolo i chwycił jego dłoń przy pomocy, której było mu
łatwiej wstać. Miał ochotę w ogóle się nie podnosić. Od razu jak tylko jego
nogi dotknęły podłogi, kochanek porwał go w swoje ramiona.
– Domenico, chcesz powiedzieć, że
nie masz już sił, aby ponownie dojść? – Oparł ich czoła o siebie, a dłonie
położył na pośladkach Salieriego. Natomiast ręce partnera wykonały idealnie
lustrzany ruch. – To może jeszcze raz ci
udowodnię, że zawsze jesteś w stanie dojść, kiedy ja cię do tego doprowadzam.
Możesz to robić ciągle i ciągle i ciągle. – Ostatnie słowa powtarzał
kilkukrotnie, po każdym cmokając usta Domenico i popychając go w stronę
łazienki.
Zanim tam zniknęli Salieri zerknął na
telefon i przebiegła mu przez głowę pytająca myśl, o tym jak radzą sobie
Fabiano i Ivo. Ale zaraz ona zniknęła, kiedy drzwi łazienki zamknęły się za
nimi, a usta Paolo skutecznie zawróciły jego uwagę na właściwą drogę.
*
Fabiano jeszcze raz spojrzał na emotkę,
którą przysłał mu brat. Miał wrażenie, że ta bezczelnie się z niego śmieje. Nie
miał sił, aby mu cokolwiek na to odpisać, jedynie w myślach zaklął, a
nawet to wymagało wysiłku. Gdyby nie jego gość już oddawałby się krainie
Morfeusza.
– Niewiele tu masz. Lubisz
minimalizm? – zapytał Ivo rozglądając się po salonie, którego jedynymi meblami
był jeden stolik, przy którym stała czarna, skórzana kanapa. Nie było żadnych
foteli, ani niczego w tym stylu. O dywanie też zapomniano. Naprzeciwko sofy znajdowała
się półka, na której stał telewizor w otoczeniu dwóch regałów wypełnionych
prawniczymi książkami. Oczywiście nie mógł zapomnieć o fortepianie
stojącym przy oknie. Instrument z prawdziwego zdarzenia był czarny,
majestatyczny i Ivo odnosił wrażenie, że najważniejszy w mieszkaniu. Niczym
honorowy gość, dla którego przeznacza się najlepsze miejsce.
– Powiedz co tu robisz? Do czego
jestem ci potrzebny? – Fabiano zacisnął pas białego szlafroka, jakby to mogło
sprawić, żeby nie było mu zimno. Do tego głowa coraz mocniej bolała, tak jak i
oczy.
– Kiepsko wyglądasz – stwierdził Ivo,
skupiając spojrzenie na Fabiano. Mężczyzna jeszcze po kąpieli miał rumieńce,
ale teraz wyglądał blado i tak jakby miał upaść. – Dobrze się czujesz?
– Nie spałem od trzech dni. – To
nie było tylko to. Przez ostatnie tygodnie całkowicie wyeksploatował swój organizm
i teraz za to płacił.
– Balowałeś? – zażartował barista,
opierając ręce na biodrach. – W sumie chętnie potańczyłbym.
– Ja nie baluję i nie tańczę. Co tu
robisz? – Przeszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę z nadzieją, że mu pomoże.
Potem wysłucha chłopaka i każe mu się wynosić, albo najlepiej by było jakby od
razu wyrzucił go za drzwi.
Kuchnia była osobnym pomieszczeniem,
oddzielona od salonu cienką ścianą, w której znajdowało się łukowe
przejście. W przeciwieństwie do pokoju dziennego w niej było bardzo jasno. Cała utrzymana w bieli i
granacie. Głównym punktem był marmurowy blat, oczywiście w ulubionym kolorze
prawnika. Ivo zaczął się rozglądać, ale nie zdążył przyjrzeć się bliżej
pomieszczeniu, bo Fabiano zachwiał się i upadłby gdyby go nie przytrzymał. W
innych okolicznościach szalałby ze szczęścia, że go w końcu dotyka, ale teraz
po prostu zaczął się martwić.
– Człowieku, co z tobą?
Fabiano zły za okazanie słabości,
próbował odepchnąć chłopaka, ale ten nie pozwolił mu na to trzymając go mocno.
Nie wyglądał na tak silnego, albo po prostu to on jest zbyt słaby. Na tyle, że
bez protestów pozwolił zaprowadzić się do sypialni. Jej odnalezienie nie było
trudne dla Morettiego, bo to był jedyny pokój w mieszkaniu, w którym stało
olbrzymie łóżko. Poza sypialnią znajdował się jeszcze gabinet po brzegi
wypełniony kolejnymi prawniczymi tomami oraz łazienka urządzona bardzo nowocześnie.
– Kładź się i wyśpij. – Ivo zdjął
koc z pościeli, uśmiechając się w duchu na wybór koloru przez mężczyznę. Potem
odsunął kołdrę i niemalże wepchnął na wpół śpiącego Fabiano do łóżka. Przykrył
go i zrobił tak jak robiła zawsze jego mama. Przyłożył dłoń do jego czoła. –
Cholera, masz gorączkę. To pewnie przez to, że jesteś zmęczony. Powinieneś
częściej o sobie pomyśleć lub mieć kogoś, kto będzie to robił za ciebie – mówił
bardziej do siebie, bo w chwili kiedy głowa prawnika dotknęła poduszki
mężczyzna zasnął.
Chłopak ukucnął przy łóżku i wpatrzył
się w twarz śpiącego na boku Salieriego. Wyciągnął dłoń, by z troską odgarnąć
opadające mu na twarz włosy, które jak pamiętał prawnik zawsze zaczesywał na
prawy bok. Nie oparł się przesunięcia palcem po jego policzku, na którym
wykłuwał się zarost.
– Tęskniłem za tobą. Nic nas nie
łączyło, a ja jak głupi tęskniłem – szepnął, po czym odetchnął ciężko i wstał.
Udał się do kuchni, postanawiając
zachowywać się jakby był u siebie w domu. Tam odnalazł butelkę niegazowanej
wody oraz zrobił dla siebie herbatę w filiżance, bo nie znalazł żadnego kubka
czy szklanki. Musiał zadowolić się czarną, bo zielonej nie było. Wrócił do
sypialni, w której również królowały kolory granatu i postawił wodę na nocnym
stoliku, a z filiżanką herbaty w dłoni, usiadł w wygodnym fotelu stojącym w
pobliżu łóżka. Za nim znajdowała się szafa zajmująca niemalże całą ścianę.
Jedno jej skrzydło było otwarte, ukazując wiszące garnitury.
Upił łyk herbaty popatrując na Fabiano,
do którego wyrywało się jego serce i bolało na świadomość, że ten mężczyzna
nigdy go nie pokocha. Przeniósł wzrok ze śpiącego na okno, za którym jeszcze
trwał dzień, ale i on niedługo zacznie ustępować miejsca nocy,
pokazując mijający czas. Coś, co wyznaczało kolejne miesiące jego samotności.