27 listopada 2017

Książka już jest!

Kochani, mam dla Was świeżutką wiadomość. A mianowicie o to, że "Spontaniczna decyzja" już została wydrukowana i niedługo trafi do Waszych rąk. :D ShiKat Tales już pakują preordery i zaczynają wysyłkę. 
Nakład prawie cały został wyczerpany. Zostało jeszcze cztery książki. Ale nie martwicie się, jeżeli będzie potrzeba to na pewno kolejny nakład będzie, także każdy kto zechce będzie miał możliwość kupna. Oczywiście są już do kupienia Ebooki, które możecie nabyć tutaj: Kliknij mnie :)
Jego cena to 16,99. 
Oczywiście każdy kto zamówił książkę dostanie maila z wiadomością, że może już pobrać darmowego ebooka. 
Książkę nadal można zamawiać tutaj: Kliknij mnie. :)

Książki wyglądają fantastycznie. Możecie je zobaczyć tutaj: Kliknij mnie. 
Nie wrzucam zdjęć, bo nie jestem ich autorką i nie będę ich kradła. :)

Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni za zakupu i jeszcze raz dziękuję za każdy zakup książki i ebooka. :****





Ps. Mnie nie będzie parę dni. To znaczy od środy do piątku (mam nadzieję, że to się nie przedłuży) idę do szpitala na mały zabieg. Wyjęcie gwoździa z nogi, bo ten akurat trzeba natychmiast wyjąć (inne zostają na dłużej, a jest ich sporo).  

26 listopada 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 17



Dziękuję za komentarze. Zapraszam na kolejny rozdział. Przypominam,  że rozdziałów tego tomu jest 22. 
Przypominam też, że do kupienia jest "Spontaniczna decyzja" w formie papierowej. Można ją nabyć tutaj: Klik.
Jeszcze kilka książek zostało. 


Czterogodzinna podróż minęła Jaeminowi głównie na przysypianiu. Ze dwa razy tylko zatrzymywali się, bo musiał iść za potrzebą. W samochodzie było ciepło, radio cicho grało i go uśpiło. Co jakiś czas się budził, rozglądał wokół, orientując się gdzie są i ponownie zasypiał. Powtórzyło się to kilka razy i dopiero pod koniec podróży Daesoon go obudził.
–          Hm? – Przetarł twarz dłonią.
–          Dojeżdżamy, ale powiedz mi, w którą drogę mam skręcić, bo na tym pustkowiu nawigacja zwariowała.
–          No tak, miejsce zapomniane nawet przez technikę – mruknął Lee, próbując dojść do siebie. – Czekaj. Jedź jeszcze kawałek i skręcisz w drogę tuż przed takim olbrzymim drzewem, pod którym stoi ławka. Potem już prosto. – Ziewnął. – Za dwadzieścia minut będziemy na miejscu.
–          Świetnie. U ciebie w porządku?
–          Tak. Wyspałem się. Mały jeszcze śpi. – Pogłaskał się po brzuchu. – Tylko pić mi się chce. – Sięgnął pod nogi, gdzie położył niewielki plecak, oczywiście z pomocą Daesoona, w którym mieli herbatę w termosie oraz leki. – Też chcesz?
–          Tak. Ale ty się napij najpierw.
–          Mhm. – Nalał do kubeczka herbaty, która była jeszcze gorąca, i upił kilka łyków, wcześniej dmuchając na napój.
Daesoon zerknął na niego, by zaraz skupić się na drodze. Próbował wypatrzeć wspomniane drzewo. Nie miał pojęcia, że babcia Jaemina mieszka w jakiejś wiosce na odludziu. On nie mógłby żyć w takim miejscu. Zanudziłby się na śmierć. Może przez parę dni takie wyciszenie byłoby dobre, ale na dłuższą metę to nie dla niego.
–          Proszę. – Lee podał chłopakowi herbaty. – Denerwuję się. Nie widziałem babci już długo, a teraz jadę do niej w ciąży.
–          I z chłopakiem.
Szkoda, że tylko masz grać mojego, kochającego chłopaka, pomyślał Jaemin.
–          Taa. Ludzie w wiosce mogą na nas krzywo patrzeć. Szczególnie na mnie.
–          Daj spokój. Ubierzesz się tak, że brzucha nie będzie widać. O, to jest to drzewo?
–          Yhym. Skręć tu przed nim.
 –         A twoja babcia tak sama mieszka? – zapytał Daesoon, skręcając w o wiele węższą drogę niż tę, którą do tej pory jechali.
–          Mhm. Dziadek zmarł kilka lat temu. Mama chciała babcię wziąć do nas. Jakoś byśmy się pomieścili, ale ona powiedziała, że starych drzew się nie przesadza. Dopóki sobie radzi i jest zdrowa, to będzie dobrze, ale nie wiem co później. Mama nie wyobraża sobie, aby tu powróciła. Nie znajdzie tu nigdzie pracy. Biednie tu żyją. Ludzie utrzymują się z roli. Głównie z ryżu. Całe pola są nim obsiane.
–          Ale jakoś żyją.
–          No. Tylko młodzi uciekają, jak tylko osiągną dorosłość. Co dziwne, bo czytałem, że teraz wiele osób opuszcza miasta, by osiedlić się na wsi. Tym bardziej od kiedy rząd udziela finansowego wsparcia dla zwiększenia produkcji rolnej. Wiele osób widzi w tym swoją przyszłość. Tylko nie tutaj. Tu wciąż żyją po staremu, tradycyjnie. O, już widać wioskę. Jak do niej wjedziemy, to skręcisz w prawo i pojedziemy na jej koniec. Babcia mieszka trochę na uboczu.
Wjechali do wioski, gdzie tak jak mówił Lee, wszystko wskazywało na  wciąż kultywowane tu stare zwyczaje. Domy ze swoją tradycyjną zabudową, dachami, ogólną formą stały w niewielkiej odległości od siebie. Nie wyglądały na bogate, ale były tak piękne w swym stylu, że Daesoon żałował, że nie mieszka w czymś takim. Niewielkie ogródki także utrzymane w swojej tradycji sprawiały, że miał ochotę usiąść i odpocząć. Spodziewał się zaniedbanej, brudnej wioski, a napotkał coś przeciwnego. Może faktycznie ludziom nie przelewało się, ale i bez chmary pieniędzy potrafili zadbać o swoją własność.
Nieliczni spotykani ludzie, młodzi czy dzieci, byli ubrani zwyczajnie, nowocześnie, ale kilka staruszek, które szły akurat skrajem drogi, miało na sobie tradycyjne szaty, tak zwane hanboki, w których górna część podobna do bluzy z długimi rękawami u kobiet była trochę krótsza niż u mężczyzn. Dół zawierał szeroką spódnicę, podczas gdy mężczyzna stojący niedaleko miał na sobie workowate, luźne spodnie.
–          Nie mają płaszczy? – zapytał Daesoon. Może jego rodzina ze strony mamy była bardzo tradycyjna, ale nie używała takich ubrań – u nich bardziej chodziło o zasady niż stroje czy domy. Może babcia od święta, ale dawno się tak ubierała. Chyba był jeszcze dzieckiem, kiedy ją taką widział. Miała jednak o wiele strojniejsze szaty.
–          Mają. Niedaleko jest świątynia i pewnie z niej idą. Zawsze wtedy uważają, że wierzchnie ubranie nie jest im potrzebne. Uważaj, bo moja babcia też tak chodzi ubrana. – Zaśmiał się Jaemin, zastanawiając się, gdzie ten chłopak się uchował. W sumie tak jak on żył już wnowoczesności, patrzył ku przyszłości, mając pewne zasady czy tradycje głęboko w poważaniu.
Daesoon Kim przekonał się o tym pięć minut później, kiedy zaparkował przed niewielkim domkiem, a kobieta, która z niego wyszła, przypominała te, które napotkali. Miała okrągłą twarz okrytą zmarszczkami. Gdzieniegdzie bruzdy były bardzo głębokie. Bardziej wskazywały one na ciężko przepracowane życie niż wiek. Lekko zgarbiona postawa też to ukazywała, ale mimo tego poruszała się z łatwością, jakby nic jej nie bolało i jakby była dużo młodsza.
Powitali ją z ogromnym szacunkiem należnym osobie starszej i zaprosiła ich do domu.


~*~


–          Nie wierzę, że dała nam wspólny pokój – powiedział Jaemin kilkanaście minut po przyjeździe.
–          Przeszkadza ci to? – zapytał Kim, rozglądając się po skromnym i oczywiście, co nie było niespodzianką, tradycyjnym wnętrzu. Nie było nawet normalnego łóżka.
–          Nie. Ale wiesz, nie jesteśmy małżeństwem. – Sięgnął do plecaka po witaminy. Niedługo musiał je zażyć. – Nie spodziewałem się tego po niej.
–          No wiesz, spodziewasz się dziecka, to chyba rozumie, że z powietrza się nie wzięło – prychnął Daesoon, skupiając spojrzenie na chłopaku. – W sumie to będziemy się tu mogli kochać?
–          Nie! – krzyknął Lee i od razu zasłonił usta, po chwili powtarzając szeptem: – Nie. To cienkie ściany.
–          Może twoja babcia niedosłyszy.
–          Wierz mi, ona wszystko słyszy. Poza tym jesteśmy w gościach. Nie wypada robić pewnych rzeczy. – Szkoda, bo ochota na seks w ogóle mu nie przechodziła. Co z tego, że dzisiaj w nocy się kochali, jak jemu było mało. Hormony w nim buzowały tak bardzo, że gdyby mógł, to już teraz zdarłby ubranie z Daesoona i zabrał się do roboty. Jeżeli tak miało być do końca ciąży, to zwariuje.
Kim uniósł lekko kąciki ust i nachylając się do ucha Jaemina, rzekł głosem, w którym mówił do tego chłopaka w łóżku. Obniżonym, cichym, seksownym:
–          Wiem, o czym myślisz, ale sam mówiłeś, że nic z tego. – Ucałował go w szyję i odsunął się. – Chodźmy coś zjeść. Twoja babcia zapraszała na posiłek.
–          Potem pójdziemy na spacer. Do lasu – oznajmił ciężarny i pierwszy ruszył ku wyjściu.
Rozsunął drzwi i zanim zniknął, obejrzał się jeszcze na zdumionego Daesoona.
–          Mam się bać? – Poszedł za chłopakiem na tyle szybko, że jeszcze go dogonił, korzystając z tej krótkiej chwili, kiedy byli sami.
–          Może. – Lee wszedł do czegoś, co można śmiało było nazwać kuchnią.
–          Chłopcy, siadajcie. – Staruszka wskazała na niski stolik stojący pośrodku niewielkiego pomieszczenia. Obok niego rozłożone były poduszki. – Jaemin, będzie ci wygodnie?
–          Jeszcze tak, ale za jakieś dwa miesiące jak tu usiądę, to nie wstanę. – Roześmiał się, siadając na podłodze po turecku. – Babciu, jakie zapachy. Niewątpliwie moja mama ma talent do gotowania po tobie.
–          Uczyłam ją, odkąd tylko podrosła na tyle, aby móc mi pomagać. Wygodnie ci?
–          Tak, dziękuję.
–          Twój chłopak jakiś taki cichy jest. – Zerknęła na Daesoona, stawiając danie na stoliku i dołączając do nich. Nie mając żadnych problemów, by zająć miejsce na poduszce.
–          On zawsze jest cichy.
–          Jaemin za to lubi mówić za nas obu – wtrącił Kim.
–          Nie zawsze. Też lubię pomilczeć.
–          To powiedzcie mi coś o waszym dziecku. Kiedy poród? – zapytała kobieta.
Lee na samą myśl o porodzie przeszły zimne dreszcze. Wciąż to od siebie odsuwał. Ten czas nadejdzie i choćby starał się jak najmniej o tym myśleć, to i tak się stanie. Nie może do końca życia chodzić w ciąży. W końcu będzie musiał posłuchać tego, co ma mu do powiedzenia doktor Kwon, poczytać o tym, by się do tego wydarzenia przygotować. Nie miał pojęcia, czy zdecyduje się na obejrzenie jakichś filmów. Poród go przerażał. Bał się bólu, który podobno był gorszy niż u kobiet. Bał się tego, że coś pójdzie nie tak. Już samo rozwarcie, które ma się pojawić pomiędzy odbytem a jądrami, jakby znikąd, nie było przyjemne. Wydawało mu się to obrzydliwe. Pytał lekarza o cesarskie cięcie, ale Jijang mówił, że jeżeli nie będzie ku temu potrzeby, lepiej dla niego i dziecka, aby urodził drogą naturalną. Najważniejsze, by Daesoon był wtedy z nim. Nie rozmawiali o tym i niepokoił się, że chłopak się na to nie zgodzi. Miał zamiar poruszyć w przyszłości ten temat. Na razie odkładał na bok wszystko to, co miało dotyczyć wydarzeń, które będą mieć miejsce za kilka miesięcy.
–          Za ponad cztery miesiące. Prawie pięć, bo dopiero rozpoczął się piąty.
–          Koniec kwietnia. Twój dziadek się wtedy urodził. Będziecie mieć…
 –         Syna – powiedział z dumą Daesoon, na co Jaemin miał ochotę się roześmiać. – Ale córkę też bym kochał.
–          Na punkcie córki zwariowałbyś – rzekła kobieta, wskazując na stół, aby jedli. – Mój mąż tak miał, jak urodziła się mama Jaemina. Oszalał z radości. A jak ją pilnował, kiedy YuRin zaczęła chodzić i później, kiedy dorosła.
–          Kiedy dorosła? – dopytał Daesoon, bo kobieta zaczęła chichotać.
–          Tak. Miała wielu adoratorów. Twój dziadek, Jaeminie, ich wystraszał. Ale twój tata się nie poddał.
Rozmawiali jeszcze długo przy posiłku. Jaemin zjadł swoje witaminy, a potem podziękował za jedzenie i poszedł się położyć. Jego planowana wycieczka na spacer do lasu i niecny plan, który miał, musiały przesunąć się na później. Gdzieś przez sen zarejestrował  ruch koło siebie. Potem dotyk ciepłej dłoni wsuwającej się pod koszulkę. Chyba się uśmiechnął. Tak mogła robić tylko jedna osoba. Na pewno nie miał już wątpliwości, kiedy gorące usta dotknęły jego skóry, by po chwili sunąć delikatnie po jego brzuchu. Zęby zahaczyły o guzik od spodni. Zamruczał i wyciągnął rękę, trafiając na głowę Daesoona. Wsunął palce w jego włosy.
–          Babcia…
–          Wyszła. Miała coś do załatwienia we wsi. Jesteśmy sami. Mam kontynuować czy wolisz spać?
–          Kontynuuj. – Odrzucił głowę do tyłu, kiedy gorąca dłoń wsunęła się pod ubranie, dotykając jego miękkiego penisa, który szybko reagował na ten dotyk. Obsunął ręką niżej spodnie i bieliznę, przy czym Daesoon też mu pomógł.
–          Jaki chętny. A tak się zapierał, że w gościach niczego się nie robi. – Chwycił członek Jaemina, czując pod palcami, jak ten lekko stwardniał.
–          Och, zamknij się, Dae… – jęknął, kiedy poczuł na męskości wilgotny, gorący dotyk niesamowitych ust. – O, tak.
Kim tylko się lekko uśmiechnął, nie chcąc wypuszczać penisa z ust. Ten jeszcze nie był do końca twardy, ale rósł powoli, więc wziął go całego, nosem dotykając włosów łonowych.
–          Uwielbiam to – zamruczał Jaemin i uniósł głowę, by przyjrzeć się podniecającemu widokowi. Przeszły go dreszcze, gdy napotkał czarne oczy wpatrujące się w niego, a jeszcze więcej poczuł, kiedy usta zacisnęły się na nim bardziej, a język pocierał go od spodu. Z miejsca zrobił się twardy jak skała, a Daesoon wysunął go sobie trochę z ust, obejmując podstawę członka palcami. Chłopak zaczął poruszać głową w górę i w dół, a biodra Lee podrygiwały, wychodząc mu naprzeciw. To było takie dobre, przyjemne.
 Jeszcze kilka miesięcy temu Jaemin nie wyobrażał sobie, że to właśnie ten chłopak będzie brał jego penisa w usta, nie będzie mieć nic przeciw temu i będzie go doprowadzał do szaleństwa, liżąc i ssąc z lubością.
–          To nie potrwa długo – jęknął Lee, ponownie odrzucając głowę na kark. Wygiął się bardziej. – Dae… Mmmm. O tak, tak rób. – Oddech mu przyśpieszył. Był tak blisko. – Dochodzę – uprzedził chłopaka, ale Kim nie wycofał się. Zassał się na nim mocniej, ostatecznie wyrywając z niego orgazm, a Jaemin spuścił się w jego usta, nieustannie podrygując biodrami.
Daesoon połknął wszystko i wyssał go do ostatniej kropelki, wylizał dokładnie wrażliwą teraz główkę, by po chwili odsunąć głowę. Schował jego penisa i poprawił ubranie Jaemina. Złożył kilka pocałunków na jego brzuchu, po czym obsunął mu koszulkę. Patrzył przez moment na zaspokojonego chłopaka, chłonąc ten widok. Pochylił się nad nim i otarł się ustami o jego. Lee natychmiast zareagował, oddając pocałunek i robiąc to o wiele mocniej, przytrzymując Daesoona za kark. Czuł swój smak i miło mu się zrobiło, że chłopak wszystko połknął.
–          Śpij teraz – szepnął Dae po tym, jak przerwał pocałunek i chciał się odsunąć.
–          A ty dokąd? – Lee chwycił chłopaka za rękę, zatrzymując przy sobie. Przecież nie zostawi go tak. Czuł, że Daesoon również był w potrzebie. – Twoja kolej.
–          Nie musisz…
–          Chcę. – Puścił jego dłoń i wyciągając rękę, przesunął palcami po widocznej w spodniach, nabrzmiałej długości. – Chodź tutaj. – Kiedy Kim podsunął bliżej biodra, zaczął mu rozpinać spodnie. Szło mu trudniej, bo leżał, a chłopak nad nim wisiał. Ale udało mu się i rozchylił je trochę. Duża, wilgotna plama na bieliźnie świadczyła o tym, jak bardzo musi być mokra główka. Penis Daesoona, jak Lee zdążył zauważyć, w czasie podniecenia wydzielał dużo preejakulatu. Chciał go wylizać i posmakować.
–          Jae…
–          Chodź bliżej. Usiądź mi na piersi. – Pociągnął go za ubranie, a chłopak przełożył przez niego nogę. – Bliżej. – Kiedy miał krocze chłopaka przy twarzy, uniósł głowę i przytknął usta tam, gdzie znajdowała się główka. Possał ją przez materiał, a potem przełożył ręce tak, by móc uwolnić penisa. Od razu smagnął językiem koronę, a mięśnie brzucha Daesoona zadrgały.
Daesoon przyglądał się, jak wargi Jaemna stają się wilgotne dzięki jego sokom. Spodobało mu się to. Chwycił swój członek i przesunął główką po ustach chłopaka, w którego oczach igrało pożądanie. Postukał go penisem w policzek i otarł się.
 Jaemin sądził, że oszalał. Bardzo podobało mu się to, co robił kochanek. Z uwielbieniem pozwolił mu na to i w chwili kiedy główka znów dotknęła jego warg, wysunął język, by ją popieścić. Uchylił usta, obejmując ją nimi lekko, po czym szepnął:
–          Pieprz moje usta.
–          Jesteś pewny? – Obsunął niżej ubranie. Przeszkadzało mu, ale nie na tyle, by ryzykować pozbycie się go. Przecież babcia chłopaka mogła w każdej chwili wrócić. Odsłonił całkiem członek i wyjął jądra, które od razu Jaemin polizał.
–          Tak, jestem pewny. Jejku, jesteś taki twardy i ty chciałeś nic z tym nie robić? Zły pomysł.
–          Opadłby. – Pchnął do środka, nie wsuwając się głęboko. Poruszył biodrami powoli.
Lee zamknął wargi wokół penetrującego je członka. Nie miał zamiaru pozwolić Daesoonowi na delikatność. Naprawdę miał ochotę na to, aby chłopak wypieprzył jego usta i aby później rozlał się w nich. Chciał poczuć jego smak. Wyciągnął ręce i zacisnął palce na jego pośladkach. Kim sapnął i poruszył się szybciej. Cały czas patrzyli  na  siebie,  by odczytać w oczach tego drugiego na jak wiele mogli sobie pozwolić.
–          I ktoś… mógłby pomyśleć… że Jaemin Lee to taki grzeczny chłopak – sapnął Daesoon, poruszając szybciej biodrami. Nie wsuwał się głęboko, by kochanek się nie zakrztusił, ale to mu wystarczało.
Jaemin tylko zamruczał i nacisnął rękoma na pośladki chłopaka, by ten był jeszcze bliżej. Przy tym masował dwie napinające się półkule, kiedy biodra pracowały, już go nie oszczędzając. Coś mu przyszło do głowy i po chwili namysłu wsunął, tuż obok penisa, sobie dwa palce w usta, śliniąc je dokładnie i przeniósł z powrotem na tyły chłopaka. Daesoon cały czas go obserwował. Sięgnął pomiędzy jego pośladki i palcem wskazującym odnalazł pomarszczone, zaciśnięte ciało. Chłopak nad nim wciągnął łapczywie powietrze. Pomasował wejście kilka razy, a potem nacisnął dużym, wilgotnym palcem. Mięśnie przepuściły go. Kim na chwilę przestał oddychać, zaciskając usta, by nie wydać żadnego dźwięku. Jaemin wsunął palec głębiej, poruszając nim i zginając go. W pewnej chwili Daesoon jęknął i podparł się rękoma za jego głową. Biodra kochanka ciągle pracowały, a on, mimo że usta go już bolały, brał jego penisa, ssał, dodając do tego pieszczotę jego dziurki. Ponownie potarł to samo miejsce co wcześniej, ale robiąc to teraz delikatniej. Tym razem Daesoon także nie powstrzymał się przed wydaniem dźwięku, a nawet powiedział:
–          Więcej.
Jaemin mógłby się uśmiechnąć, gdyby mógł, ale usta wciąż miał pełne. Spełnił prośbę chłopaka i wsunął drugi palec. Tym razem nie był tak bardzo delikatny, tylko zaczął nimipieprzyć odbyt kochanka, podczas gdy ten robił to samo z jego ustami. Jego ruchy były coraz bardziej chaotyczne. Lee wyczuwał, że ten, którego od lat kochał, zaraz będzie szczytować. Potarł jego prostatę i Kim już tego nie wytrzymał. Wytrysnął obficie nasieniem prosto do jego gardła, a Jaemin przełykał wszystko – ciesząc się z tego, że nie zakrztusił się – stwierdzając, że lubi smak spermy tego chłopaka. Następnym razem pozwoli mu dojść na swoją twarz. Przez takie myśli nie poznawał siebie, ale nie chciał być już grzeczny. Chciał brać to, co mu dawało przyjemność i równie wiele dawać. Jak nie wiele więcej.
–          Cholera – przeklął Daesoon, czując, jak mu dobrze i błogo. Palce z niego wysunęły się, a on przytrzymując mięknący członek, opadł obok Jaemina, wciąż szybko oddychając. – Kiedy, kiedy wrócimy do domu…
–          Wezmę w końcu twój tyłek. – Położył się na boku, patrząc na niepotrafiącego dojść do siebie kochanka. Bo tym właściwie był leżący obok chłopak.
–          Ale…
–          Dałeś już mi pozwolenie. Nie pamiętasz? Sądzę, że tak jak ja lubisz mieć coś w sobie twardego i długiego – szepnął, podsuwając się do niego i go obejmując. To nic, że Daesoon powinien się ubrać i to nic, że musieli iść umyć ręce, a on dodatkowo twarz. To mogło poczekać, bo mieli chwilę dla siebie, a Lee nie zamierzał z niej nie skorzystać.
–          Jesteś potworem. Nie mam sił już iść do lasu – szepnął Kim, przytulając się.
–          Już nie musimy. To nic, że znów mam ochotę. – Wcisnął twarz w jego szyję.
–          Jaemin, wykończysz mnie.
W pokoju rozległ się śmiech ich obu. Wizyta u babci zaczęła się naprawdę dobrze, pomyślał Lee, uśmiechając się w szyję już o wiele spokojniej oddychającego chłopaka.

19 listopada 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 16



 Przypominam, że w przedsprzedaży można już kupić "Spontaniczną decyzję" jako książkę. Zakup można zrobić tutaj: Klik. 
Dziękuję wszystkim którzy już książkę zamówili.:*
Może niektórzy są ciekawi co z moim pisaniem. Czy w przyszłości pojawi się jakiś nowy tekst czy nie. Niestety, ale nie. Nie pisałam już od trzech miesięcy. Nie piszę dalej. Niestety też na święta nie będzie żadnego tekstu w prezencie, ponieważ nic nie mam. Nie jestem w stanie nic świątecznego napisać. Nie chodzi nawet o to co się stało. Po prostu z moim pisaniem jest coraz gorzej (jak widać nawet z bloga się w dużym stopniu wycofałam). Wiele czynników się na to złożyło. Już od dwóch lat powoli to się psuje, ale w tym roku to jest już masakra. Miałam dużo planów, nawet jeżeli chodzi o pisanie fantasy, które miałam w planach. W tym roku także nic się nie pojawi. Ale postaram się nie przestać pisać.
To tyle co Wam miałam do powiedzenia. Zapraszam na rozdział. :)

Dziękuję za komentarze. :)

  Zostaw, nie dźwigaj, musisz uważać. – Daesoon odebrał z ręki Jaemina torbę z zakupami.
  To tylko szalik. Szalik i czapka. Lekkie.
  Jesteś w ciąży…
  Wiem o tym – zacietrzewił się Lee.
  No i dlatego musisz uważać. Nie wolno ci dźwigać. Co mówił doktor Kwon? Od dźwigania jestem ja.
Jaemin pokręcił głową. Nadal uważał, że mógł nieść coś tak lekkiego. Wybrał się z Daesoonem na zakupy, bo w końcu musiał sobie kupić ubrania ciążowe, ale zaczął uważać, że to był błąd. Mógł zabrać JunHo. Odetchnął. Nie powinien się denerwować. Już nawet nie chodziło o zakupy, po prostu chciał poruszyć z Daesoonem temat tego, co stało się w nocy, ale chłopak unikał tego. Lee wolałby wiedzieć, na czym stoi. Chociaż to takie trudne nie było. Po prostu obaj byli w potrzebie i ulżyli sobie. Tyle. Koniec. Kropka. Nie ma niczego więcej. Nieważne, że bardzo by chciał, aby było coś więcej. Chcieć a móc to duża różnica.
  Twoja mama dała nam adres tego sklepu z fajnymi rzeczami – powiedział Daesoon, chowając do bagażnika torbę. Razem wyjechali do większego miasta, bo w ich miasteczku sklepy z ciążowymi ubraniami zawierały takie rzeczy, że gdy Jaemin na nie spojrzał, to powiedział, że wolałby chodzić nago. Co zdaniem Daesoona wyglądałoby całkiem seksownie. Byle tylko on go mógł takiego widzieć. – To niedaleko. – Spojrzał na kartkę.
  Mhm.
  Nie jesteś zmęczony?
  Nie. – Pogłaskał się po brzuchu. – Dopiero chwilę temu przyjechaliśmy i poszedłem po tę czapkę. – Jutro wyjeżdżali do jego babci i chciał kupić jakieś cieplejsze rzeczy. Pustkowie, na którym ona mieszkała, pamiętał jako miejsce wiecznie zimne. Może u nich temperatury nie spadały tak radykalnie jak w wielu innych krajach, ale dla niego nawet minus dwa stopnie to już było za zimno.
  Dobra, to chodź. – Zamknął bagażnik i skierowali się wzdłuż chodnika do sklepu, który niby powinien być na tej ulicy.
  Może mamie się coś pomyliło. Ona tutaj była dosyć dawno temu.
  Ale mówiła, że jej koleżanka z pracy spodziewa się dziecka i tu się zaopatruje w ubrania. Obok jest też sklep dla ciężarnych facetów. O, to chyba ten. – Musieli przejść spory kawałek, ale niewielki sklepik, przed którym stanęli, wyglądał na ten, którego szukali. Jeszcze raz Kim sprawdził adres i nazwę. W końcu wzruszył ramionami i otworzył drzwi. Przepuścił Jaemina pierwszego i zamknął za nimi. – To chyba tu.
  Witam szanownych panów. – Podeszła do nich niska, bardzo chuda kobieta około trzydziestki i ukłoniła się.
Także pokłonili się jej, a potem Daesoon powiedział:
  Szukamy dla mojego partnera, który spodziewa się dziecka, jakichś… fajnych ubrań ciążowych. On nie chce chodzić w workach.
Jaemin  nie  bardzo  słyszał,  co  Kim  mówił,  bo  jego  umysł  zatrzymał  się  na     słowie
„partnera”. Serce mocniej mu na to zakołatało w piersi. Nie miał pojęcia, dlaczego chłopak tak powiedział. Mógł się jedynie domyślać, że robił to dlatego, aby zachować jego dobre  imię. Ludzie inaczej patrzyli na ciężarnego, który, mimo że nie miał obrączki na palcu, to nie był samotnym ojcem, który się po prostu puścił i głupio wpadł. W sumie wpadł, ale nie żałował. W ten sposób mógł mieć cząstkę Daesoona. Nosił ją pod sercem. Gdyby miał możliwość cofnięcia czasu i zmiany tego, co się pomiędzy nimi wydarzyło pamiętnej nocy, niczego by nie zmienił.
  Jaemin?
  Tak? – Ocknął się.
  Pani prosi cię, abyś z nią poszedł. Wybierze coś dla ciebie i przymierzysz.
  No, tak, przepraszam. – Zarumienił się, na co Daesoon zmarszczył brwi.
  O czym przed chwilą myślałeś?
  O niczym – odpowiedział szybko i mijając Kima, ruszył w stronę czekającej na niego sprzedawczyni. Czuł na plecach wzrok chłopaka i zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco.
Po chwili Dae dołączył do nich, kiedy zauważył, że kobieta chce obładować Lee toną ubrań.
  Tutaj ma pan eleganckie spodnie na gumce. Zaręczam, że w pana stanie tylko takie ubranie wydaje się najodpowiedniejsze. W ogóle nie widać, że są one na gumce. Ładnie się układają. Dam panu dwa kolory. I może jeszcze te. – Zdjęła wraz z wieszakiem wspomnianą odzież i podała Jaeminowi. Zanim ten je wziął, Daesoon pierwszy wyciągnął po nie ręce.
  Nie wolno mu dźwigać – wytłumaczył Kim i uśmiechnął się oszczędnie, kiedy sprzedawczyni nadal się w niego wgapiała. – Nawet spodni. Do tego swetry, koszulki, bielizna to ciężkie.
Jaemin przewrócił oczami. Mimo tego dobrze się poczuł z tą troską chłopaka. Dlatego nic nie powiedział i przeszedł ze sprzedawczynią dalej, do działu z luźniejszymi rzeczami, i wybrała dla niego jakieś dresy oraz bluzę. Wraz z pomagającym mu Daesoonem udał się w stronę przymierzalni. Kim zostawił w środku wszystkie rzeczy, a Jaemin nie czekał, aż chłopak wyjdzie. Zasunął tylko kotarę i rozpiął płaszcz, który miał na sobie, a w którym było mu już gorąco. W sklepie było zdecydowanie za ciepło.
  Przymierz wszystko, co ci dała. – Kim powiesił ostatni z wieszaków na jednym z kilku haczyków zamocowanych do ściany. – Szczególnie to. – Pogłaskał kremowy golf, który wyglądał na bardzo ciepły i na pewno nie był tak rozciągnięty jak ostatnie swetry, które nosił Jaemin. Już widział, jak okrywa jego powiększony brzuch.
  Po to tu jestem, nie? – Zdjął sweter, a potem koszulkę. Nie było mu głupio rozbierać się przed Daesoonem, bo to byłaby fałszywa nieśmiałość. Na nią było już zdecydowanie za późno. Zastanawiał się tylko, co pomyśli sprzedawczyni, kiedy wciąż obaj przebywali w maleńkiej przebieralni. Znajdowało się w niej duże lustro i krzesło.
Daesoon odwrócił wzrok od swetra i spojrzał na odbicie chłopaka, po czym na niego samego. Przesunął spojrzeniem po jego torsie w dół i zatrzymał je na brzuchu. Już bez obaw wyciągnął rękę i położył ją na wypukłości.
  Rośnie. – Na chwilę popatrzył w oczy Lee, a potem uklęknął. Powoli i z czułością ucałował brzuch Jaemina. – Hej, tu twój drugi tatuś. Niedługo dowiemy się, czy jesteś dziewczynką, czy chłopcem. Ale to nieważne, byleś było zdrowe. – Nie wierzył w to, że jeszcze tak niedawno chciał, aby tego dziecka nie było. Jak sobie przypomniał to, że pragnął, żeby Lee poronił, to czuł coś oślizgłego pełznącego po nim.
Jaemin uśmiechnął się. Wyciągnął rękę i położył ją na głowie Daesoona. Cieszyło go to, że chłopak zyskał pewność od wczoraj, że może czynić takie gesty bez obaw, bo on nie miał nic przeciw temu. Wręcz przeciwnie. Pragnął dowodów na to, że Kimowi zależy na maleństwie. Smuciło go tylko, że nie zależało mu na nim. Chciałby jego miłości. Przecież on tak kochał Daesoona… Najważniejsze, że miał jakąś jego sympatię i może chłopak go trochę lubił.
  Teraz twój tatuś ubierze się w nowe rzeczy – mówił Kim do dziecka. – Wiesz, to dlatego, że rośniesz i tata Jaemin nie mieści się już w swoje ubrania. I rośnij nam. – Jeszcze raz przytknął usta do ciepłej skóry i tak przez chwilę pozostał. Później podniósł się i powiedział do ciężarnego chłopaka: – Zostawię cię teraz. Jak się ubierzesz, to wyjdź, bo też chcę zobaczyć, jak wyglądasz. I nie zapomnij o tym golfie.
  Nie zapomnę. – Poczekał, aż chłopak wyjdzie i położył ręce na brzuchu. – Co o nim myślisz? Fajny ten twój drugi tatuś, co nie?
Odetchnął, jak to ostatnio miał w zwyczaju, i zdjął też spodnie, po czym założył te proponowane przez sprzedawczynię. Te miały gumkę, ale też i rozporek, bardzo mu się podobały. Czuł się w nich znakomicie. Okręcił się wokół, patrząc w lustro, i wiedział, że je weźmie. Potem założył ten nieszczęsny golf, który i jemu się podobał. Nie sądził, że sweter będzie tak dobrze na nim leżał. Nie był tak zwanym workiem, ale materiał się ładnie rozciągał tam, gdzie trzeba. Był na tyle długi, że jak mu brzuch urośnie, to też będzie dobrze pasować. Kiedy już się ubrał, to wyszedł z przebieralni. Daesoon czekający na niego odwrócił się i Jaemin widział, jak oczy chłopaka zabłysły.
  I jak?
  Odwróć się.
Lee przewrócił oczami, ale wykonał prośbę i okręcił się wokół niczym model.
  Bierzemy to – oznajmił Kim, nie potrafiąc oderwać od niego oczu.
  Jesteś pewny?
  Tylko nie mów, że tobie się nie podoba? Już sobie ciebie wyobrażam w tym, kiedy brzuch ci bardziej urośnie. Odłóż to do rzeczy, które kupimy. – Podszedł bliżej i odwrócił go, kierując do przymierzalni. – Chcę cię zobaczyć też w innych ubraniach.
  W porządku. – Zasunął kotarę i dopiero wtedy szeroko się uśmiechnął. Podobał się Daesoonowi. Chciał mu się podobać.
Rozebrał się szybko i zaczął przymierzać pozostałe ubrania. Daesoon zaakceptował każdy zestaw, a Jaemin wiedział, że na wszystko nie mógł sobie pozwolić. Po prostu nie stać go było, by kupić choćby kilka swetrów. Niektóre były takie, że idealne będą, kiedy będzie w ósmym czy dziewiątym miesiącu ciąży, więc na razie nie były mu potrzebne. Dlatego te odłożył na bok. Za miesiąc, dwa może je kupi. Gdyby miał swoje pieniądze,  pracę,  to zrobiłby to już teraz. A przecież w domu się nie przelewało, on nie mógł teraz pójść do pracy. Tak jak nie mógł pójść na studia w przyszłym roku. Niby ciąża nie była chorobą, ale doktor Kwon mówił, że musi uważać dwa razy bardziej niż kobieta. Nadal nie wszystko zostało odkryte, jeżeli chodziło o męskie ciąże, a on dodatkowo z początku miał problemy, groziło  mu poronienie i tym bardziej powinien być ostrożnym.
Wyszedł z przebieralni – rzucając jeszcze spojrzeniem na spodnie, które tak mu się podobały, a musiał je zostawić. Były za drogie, czego wcześniej nie zauważył – już w swoich ubraniach i narzuconym płaszczu, którego na razie nie zapinał.
  To te rzeczy bierzemy – powiedział do Daesoona – a te zostawiamy.
  Nie, kupujemy wszystko.
  Oszalałeś? Wiesz, ile to kosztuje?
  To są ubrania dla ciebie, mam pieniądze…
  Nie chcę korzystać z twoich pieniędzy – warknął Jaemin.
  Są nasze. To te od mojego taty. Są dla nas. Nosisz moje dziecko i kupię te ubrania, czy chcesz, czy nie. Wszystkie. – Kim nic sobie nie robiąc ze wściekłej miny Jaemina, pozbierał wszystkie rzeczy i z ich naręczem ruszył w stronę kasy.

~*~


Do domu wrócili w podłych nastrojach. W samochodzie w ogóle się do siebie nie odzywali. Wszystko przez to, że pokłócili się, stojąc przy ladzie. Sprzedawczyni kasowała towar, a Jaemin nie potrafił patrzeć na to spokojnie i odkładał co droższe rzeczy. Daesoon z powrotem podawał je kobiecie i przez to obaj nie wytrzymali. Żałowali, że nie potrafili być powściągliwi przed kimś obcym, ale ich temperament nie pozwolił na to. Kobiecie raczej to nie przeszkadzało, bo uśmiechała się pod nosem i powiedziała coś w stylu „Jakbym widziała siebie i mojego męża”.
  Długo nie będziesz się do mnie odzywać? – zapytał Daesoon, wnosząc torby z zakupami do domu.
  A co mam mówić? Cokolwiek powiem i tak mnie nie posłuchasz. – Zdjął buty, a potem resztę wierzchniego ubrania.
  Posłucham, ale nie w tym względzie. Potrzebujesz tych ubrań.
  Nie tyle. Kilka by wystarczyło i bym za nie zapłacił.
  Co ci szkodzi, że to ja zapłaciłem? – Kim zaniósł rzeczy do pokoju chłopaka i zaczął wszystko rozpakowywać. – Nosisz moje dziecko. Mam prawo ci pomóc, jak i chcę to zrobić.
  Masz prawo, ale o ostatniej nocy nie chcesz ze mną porozmawiać. Zachowujesz się, jakby tego nie było. – Usiadł na łóżku. Czuł się już zmęczony, a kłótnia nie pomagała. Do tego dzisiaj umówili się z lekarzem, że chcą poznać płeć dziecka.
  O to chodzi? O to, co się wydarzyło? – Popatrzył zły na Jaemina. Nie chciał poruszać tego tematu!
  Przyszedłeś do mnie, kochaliśmy się, potem zostałeś…
  I było wspaniale, ale nie chcę o tym rozmawiać. – Wyrzucił ręce na boki. – Nie chcę  tego podsuwać pod coś. Kategoryzować. Chciałem tego i ty też. I mam zamiar to powtarzać. Co już wiesz. Zostać też chciałem. Chyba że nie chcesz, to mogę wychodzić…
  Nie! – krzyknął i zarumienił się. Gdyby po wszystkim Daesoon wychodził, to źle by się z tym czuł. Tak to mógł myśleć, że poza dzieckiem coś więcej ich łączy. Aczkolwiek robienie sobie fałszywych nadziei nie mogło wyjść na dobre.
  Chciałem też kupić ci te ubrania i koniec tematu. – Wrócił do układania rzeczy w  szafie.
Widział, że Jaemin jest zmęczony, a on zanadto zdenerwowany, żeby usiąść spokojnie.
  Dziękuję – szepnął Lee. Pomasował sobie ramię. Czuł się spięty, wszystko go bolało.
  W porządku. – Daesoon odwrócił się i spostrzegł, co robi chłopak. – Co tam?
  Po prostu wszystko mnie boli. Szczególnie ramiona i kark.
  Pokaż. – Kim podszedł do Jaemina i wspiął się na łóżko. Uklęknąwszy za nim, położył dłonie na jego ramionach, naciskając ciało. – Jesteś spięty, więc nic dziwnego, że boli.
  O, jak fajnie – jęknął Lee, kiedy chłopak naciskał na bolące miejsca i masował je, przynosząc mu ulgę.
  Cieszę się. To co, będziemy się nadal kłócić?
  Jeżeli będziesz robił to, co teraz, to nie. – Drgnął, kiedy poczuł na szyi oddech Daesoona.
Przez jego ciało przebiegły dreszcze. Potem delikatny pocałunek je spotęgował.
  A jak będę to robił w ten sposób, to też nie będziesz zły? – zapytał szeptem, czując delikatne drżenie ciała Jaemina. Podobało mu się to.
  Tak jest jeszcze lepiej. – Odchylił na bok głowę. Nie mogli sobie na wiele pozwolić, bo niedługo powinni wychodzić, ale drobne pieszczoty zawsze były przyjemne. Nie musiały do czegoś prowadzić.
  Cieszę się. – Skubnął zębami płatek ucha i powrócił z pocałunkami na szyję Jaemina. Po chwili wsunął rękę pod brodę chłopaka, odwracając jego głowę w swoją stronę i cmoknął go w usta. – Lepiej?
  Lepiej. Mamy czas by jeszcze się czegoś napić?
  Tak. Coś zrobię, a ty jeszcze odpocznij. Możemy przesunąć wizytę…
  Nie, chcę wiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka zanim pojedziemy do mojej babci.
Nie będzie nas tydzień.
  To poczekaj i zrobię coś rozgrzewającego. – Kim zsunął się z łóżka.
  Nie zapytasz, na co mam ochotę? – zapytał Lee.
  Wolę zapytać się o to w nocy. Na razie nie mamy czasu. – Daesoon puścił mu oczko i śmiejąc się z miny Jaemina, wyszedł z pokoju.

~*~

Doktor Kwon popatrzył na dwóch chłopaków, których bardzo polubił. Często u niego byli, ale przez to, że ciąża Jaemina była bardziej zagrożona niż u wielu innych mężczyzn, chłopak musiał robić częściej badania. Chociaż dzisiaj ta wizyta była przyjemnością. Zaskoczyli go, kiedy do niego zadzwonili i poprosili o wolny termin.
  Chcecie znać płeć dziecka.
  Tak, Jijang – przyznał Jaemin, który już bez oporów zwracał się po imieniu do lekarza. Robił to tylko kiedy byli we trójkę lub był z nim sam. Dzięki temu, że tak się zbliżył ku przyjaźni z tym młodym mężczyzną, czuł się śmielszy podczas badań, kiedy musiał się przed nim rozbierać, i bardziej mu ufał. Wciąż miał wrażenie, że lekarz miał jakąś tajemnicę, która mężczyźnie bardzo ciążyła, i chciałby mu pomóc. – Mam nadzieję, że jest już to możliwe. Jutro wyjeżdżamy do mojej babci i chciałbym też jej powiedzieć, czy będzie mieć prawnuka, czy prawnuczkę.
  Tak, jest. Patrzyłem na datę poczęcia. W sumie już zaczął się pięty miesiąc ciąży. Dobrze. Wiesz co robić. – Kiedy Jaemin poszedł się przygotować do badania, Jijang spojrzał na Daesoona. – Denerwujesz się.
  Tak, doktorze. – Wiedział, że najważniejsze jest to, aby dziecko było zdrowe, ale z niewytłumaczalnych powodów pragnął, by Jaemin dał mu syna. Córkę też będzie kochać nad życie.
  To chodź, zobaczymy, kogo Lee nosi pod sercem. – Wstał zza biurka i niedługo później posmarował żelem brzuch ciężarnego. – Jaeminie, powiedz mi jak z ruchami dziecka.
  Czuję je. Są coraz bardziej wyczuwalne.
  Też je czułem – dodał Daesoon siedzący obok chłopaka i wziął go za rękę. Takie sytuacje zawsze ich zbliżały. Samego go zaskakiwało to, jak wtedy się zachowywał.
  To bardzo dobrze. Będziesz czuł je coraz bardziej. To teraz zobaczmy, kto będzie się tak wiercił.
  Mama mi mówiła, że jak była ze mną w ciąży, to kiedy doszło do ósmego miesiąca, kopałem ją. Myślała, że będę piłkarzem. I prawie się nie myliła. – Zaśmiał się Jaemin.
  Tak bywa… O, jest wasze dziecko. Tylko jest nieśmiałe, nie chce nam pokazać, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. Chwileczkę.
Jaemin spojrzał na Daesoona, który wpatrywał się w ekran jak zahipnotyzowany. Uścisnął jego dłoń, zwracając na siebie uwagę chłopaka. Ich czarne oczy w kształcie migdałów spotkały się ze sobą. Były pełne radości, ciepła, a te Jaemina skrywały w sobie miłość do drugiego chłopaka.
  W porządku? – zapytał Lee.
  Jak najbardziej.
Lekarz rzucił na nich okiem, nie chcąc im przeszkadzać, ale miał dla nich dobrą wiadomość.
  Wasze dziecko nie jest jednak tak do końca nieśmiałe – powiedział Jijang. Obaj w napięciu spojrzeli na doktora Kwona.
  Chłopiec. Będziecie mieli syna.
Roześmiali się. Jaemin popatrzył na Daesoona.
  Miałeś rację. Ja cały czas obstawiałem dziewczynkę.
  Zawsze mam rację – szepnął Kim i ze łzami w oczach popatrzył na Lee, po czym uniósł się z krzesła i pochylił nad chłopakiem. Położył dłoń na jego policzku. – Dziękuję.
  Dae… – Gdzieś w głębi serca chciał, aby chłopak dodał „Kocham cię”, ale to nic. Na to jeszcze może przyjedzie czas. Na razie wszystko odpłynęło, kiedy Daesoon przytknął ich usta do siebie, składając najczulszy, najwspanialszy pocałunek, doprowadzając do tego, że serce mocniej zabiło, a dziecko, chyba wyczuwając nastrój ojca, poruszyło się. Jaemin mógł powiedzieć, że na razie to mu wystarczyło.
Czuł się szczęśliwy.
Tak samo czuł się następnego dnia, po cudownie spędzonej nocy z Kimem i przed podróżą do babci. Cieszył się, że po tak długim czasie ją zobaczy. Mama przygotowała im wszystko  na podróż i razem z ojcem Daesoona pożegnała się z nimi.
  Uważajcie na siebie – powiedziała.
  Synku, jedź ostrożnie – dodał pan Kim.
  Zadzwońcie, kiedy dojedziecie na miejsce. I opiekujcie się naszym wnukiem.
  Dobrze, mamo. Dae, jedź, bo nigdy nie wzruszymy – powiedział Lee do chłopaka za kierownicą. Ciężko im było odjechać, bo ich rodzice ciągle coś mieli do powiedzenia.
  Nareszcie. – Ustawił GPS i po wykonaniu kilku czynności uruchomił silnik. Zanim ruszył, posłał jeszcze uśmiech Jaeminowi, który odwzajemnił się tym samym.
Przed nimi była bardzo długa droga i to nie tylko ta, którą mieli pokonać w podróży.