– Powiedz
im jeszcze raz to, co mi wyznałeś – rozkazał Fabiano, po tym jak wyciągnął Nino
Morettiego z samochodu i usadził na krześle.
– Pierdol
się, kurwa! Jesteś szalony, kurwa! – Nino nie przejmował się tym, że przeklina.
Przerzucał spojrzeniem pomiędzy trzema mężczyznami.
–
Chwila… – Paolo potarł dłonią twarz. – Co on tu robi? Co ty w ogóle wyrabiasz,
Fabiano? I co tu się w ogóle dzieje?! – Czuł złość. Nie dość, że przerwano mu
przyszły seks pozostawiając go wygłodniałym i zdesperowanym, to jeszcze na jego
tarasie przebywał ktoś komu od dawna miał ochotę skręcić kark. – Co z Ivo i ich
matką? O co tu chodzi? – Nie miał sił. Nie wiedział czy chce poznać odpowiedzi
na swoje pytania. Wyczuwał, że żadna z nich mu się nie spodoba.
–
Dzięki niemu i jego zeznaniom wygra pan. – Starszy z braci Salierich zwrócił
się do Paolo.
–
Możesz przestać mówić do mnie na „pan”? Wnerwia mnie to.
– On
ma rację, Fabiano. Szczególnie kiedy on i ja… – wtrącił Domenico, ale brat mu
przerwał.
– Dopóki
sprawa nie dobiegnie do mety, on jest moim klientem i nie zamierzam się do
niego zwracać inaczej, niż do tej pory.
– Dziewczynki
sobie pogaduszki urządziły, więc może ja pójdę. – Nino próbował wstać, ale
ciężka dłoń prawnika na ramieniu, zmusiła go do pozostania na miejscu.
– Powiesz
co wiesz zanim przyjedzie policja i to nie ta z Limare, której pewnie
oczekujesz. Wezmą cię na przesłuchanie i nie będą tacy mili jak ja.
–
Ty, kurwa, miły. – Splunął Fabiano pod nogi.
– Nie
chcesz wiedzieć kiedy jestem niemiły. Dzięki tobie mamy gwarantowaną wygraną i
mój szybki powrót do domu. Gadaj.
– Pierdolony
pan mecenas. Z wami to zawsze kłopoty. – Nino trząsł się. Potrzebował dać sobie
w żyłę. Wczoraj nic nie kupił, bo nie miał pieniędzy, a długi rosły. Cholerny
pedalski braciszek nic mu się chciał dać. – Daj mi coś, a będę mówił.
–
Powiedział ci ktoś kiedyś, że narkotyki to zło? – zapytał obojętnym głosem
Fabiano. Nie zamierzał ulec szantażowi, ani prośbom narkomana. – Będziesz na
głodzie. Sądzisz, że jak dopadnie cię prokurator, to da ci działkę? Będziesz
ważnym świadkiem, a adwokat nie może mieć powodów do podważenia twoich
zeznań. Zanim rozpocznie się rozprawa będziesz czysty. A może to ty zostaniesz
oskarżony o zamordowanie…
– Że
co, kurwa?! Miałbym odpowiadać za zabicie tej staruchy? Byłem jedynie świadkiem
jak Salerno zabija jego babkę! – Wskazał palcem na zszokowanego Paolo. –
Widziałem jak zatrzymał ją na drodze na tej wysokiej skarpie, za którą jest
przepaść. Kłócili się. Wyjął jakąś torbę z jej samochodu, a potem uderzył ją w
głowę i wsadził za kierownicę. Potem sprawę miał prostą. Zepchnął swoim
samochodem tego jej Matiza, czy to co za cholerstwo było. Nie miała szans. To
nie był wypadek.
*
Ivo
nieznacznie odetchnął kiedy mama się uspokoiła. Kobieta długo płakała i tak jak
on nie mogła uwierzyć w to co powiedział jego brat. Pani Irene DiCarlo, osoba
pełna werwy, ciepła, radości została zamordowana i Nino to widział. Zamiast
pójść na policję przyjął od bankiera pieniądze za milczenie, których chłopak i
tak już nie miał.
–
Źle wychowałam mojego starszego syna.
– Mamo,
wychowałaś go dobrze. Dawniej był inny. Pamiętasz przecież. Z własnej woli
wpadł w złe towarzystwo i uległ alkoholowi oraz narkotykom. Pamiętam jak zaczął
palić trawkę i mówił, że to nie uzależnia. Ilu tak mówiło, a później skończyło
tak samo jak on.
– Nigdy
nie sądziłam, że będzie próbował cię zabić i zatai morderstwo. To była taka
dobra kobieta. Tyle razy mi pomogła. – Otarła chusteczką oczy. Przed nią stał
pusty kubek po herbatce ziołowej. – Biedny Paolo. Bardzo to przeżyje. Co będzie
dalej?
Nie
umiał odpowiedzieć na to pytanie, bo wiedział tyle samo co ona, kiedy prawnik
rozmawiał przy nich przez telefon z policją. Tej w Limare nawet nie brał pod
uwagę. Wszyscy byli skorumpowani. Ci którzy nie ulegli bankierowi zostali
zwolnieni i nawet pozbawieni praw do przyszłej emerytury.
Salerno
sądził, że jest niezwyciężony, bo mając pieniądze każdy albo się go bał, albo
bił przed nim pokłony. Poza Fabiano Salierim, który nie zamierzał robić jednego
jak i drugiego. Co tylko spotęgowało uczucie Ivo do tego mężczyzny. Sama
świadomość, że mężczyzna uratował go tylko dzięki temu, że drzwi wejściowe były
uchylone, robiła sensacje z jego żołądkiem. Nie powinien tak czuć kiedy dzieją
się złe rzeczy, a prawnik najwięcej uwagi poświęcał jego mamie i to jej się
przedstawił, nie jemu. Ivo stał gdzieś z boku odepchnięty i niewidzialny
dla tego człowieka.
– Dobrze
się czujesz, synku? – Zaniepokoiła się kobieta dostrzegając łzy w oczach syna.
Obaj potomkowie potrzebowali jej pomocy i nie mogła ich zostawić, a czuła się
coraz gorzej.
– To
dla tego człowieka, który tutaj był, moje serce wariuje, ale nie mam szans.
–
Wiem, że to on. Pamiętasz, że widziałam go na rynku.
– Nie
powinienem myśleć o sobie tylko o tobie i Nino. Jest jaki jest i prawie mnie
udusił, ale to mój brat. – To nic, że wciąż ma siniaki na plecach, doszły te na
szyi przy czym wciąż czuł uścisk dłoni odbierającej mu oddech.
–
Może to, co się dzieje pomoże mu. Może coś zrozumie. Zrobisz jeszcze herbaty?
Wstał
od stołu i podszedł do kuchenki, na której postawił wysłużony czajnik.
Podpalając palnik pomyślał, że nie miał pewności, że Nino cokolwiek zrozumie i
czy zeznania narkomana będą mieć jakiekolwiek znaczenie.
–
Tym razem zielonej?
–
Tak, synku, tak.
*
Paolo
stał nad klifem wpatrzony w połyskujące morze w świetle księżyca. Poddał się
wspomnieniom. Pamiętał tamten piękny, słoneczny dzień jakby to wydarzyło się
wczoraj. Pożegnał się z babcią, która cała podekscytowana wybierała się do
banku, a potem do przyjaciółki. Kobieta, która była dla niej jak siostra
mieszkała poza Liamre w maleńkiej wsi. To wracając właśnie od niej Irene miała
wypadek. Jak mu powiedziała policja zawiodły hamulce i samochód stoczył się w
przepaść, po czym wpadł do wody i starsza kobieta nie miała sił by się z
niego wydostać.
Dzisiaj
już wiedział, że wypadek nie był wypadkiem. Jego babcia nie żyła przez chciwość
osoby, która i tak ma wszystko, a chce jeszcze więcej. W dodatku jego córka
wciąż mieszka z tym człowiekiem, a on nie mógł w tej chwili nic więcej zrobić,
tylko czekać.
Drgnął
czując jak ktoś przesunął dłonią po jego plecach. Nie musiał nawet patrzeć na
tę osobę, by wiedzieć kto to. Pozwolił w końcu, by łzy wściekłości i bólu
spłynęły po jego policzkach.
Domenico
z troską ujął palcami brodę mężczyzny odwracając jego twarz w swoją stronę.
Widząc go załamanego chciał przelać na siebie całe cierpienie mężczyzny.
Niestety, jedyne co mógł zrobić to go przytulić i pozwolić okazać słabość.
Paolo nie musiał być przy nim ciągle silny i chciał mu to pokazać. Jak i to, że
jest z nim i bardzo go kocha. Pragnął być jego opoką, siłą, ramieniem do
wypłakania się, kochankiem, partnerem we wszystkim.
–
Mógłbym umrzeć dla ciebie – wyszeptał po czym poczuł tak desperacki uścisk, że
ledwie mógł oddychać.
–
Tylko nie to. Dość umierania. Potrzebuję cię abyś żył – powiedział przez łzy
DiCarlo. – Żył długo ze mną, przy mnie, bo mocno cię kocham.
Słysząc
te słowa Domenico sam miał ochotę się rozpłakać tylko, że ze szczęścia. Wiele
razy słyszał „kocham cię”, ale kiedy te słowa były wypowiadane głosem pustym,
pozbawionym ciepła od razu wiedział, że nic nie znaczą. Ale udawał przed samym
sobą, że jest inaczej. Za to kiedy padły
one z ust Paolo, serce mu podpowiedziało, że są one wyznawane z prawdziwą
miłością i dlatego zaufał temu mężczyźnie.
– Ja
też cię kocham. Bardzo mocno. Poza moim bratem, to ty jesteś dla mnie
wszystkim. – wyznał Salieri łącząc ich usta, by stać się jednością z tak drogim
mu człowiekiem.
Obaj
połączeni w uścisku nie dostrzegli osoby stojącej w oddali i wpatrującej się w nich.
Fabiano obserwował ich sprzed domu i czuł spokój. To jak DiCarlo traktował jego
brata, jak na niego patrzył, całował, pozwoliło mu opuścić ochronny pancerz
trzymany nad Domenico. Nie był już potrzebny. Jego młodszy brat zanadto
kochliwy i nierozważny został
odrzucony przez wielu mężczyzn, przez rodziców i bliskich. Za to odnalazł
szczęście daleko od Rzymu, w małym miasteczku nad morzem. Tu było jego miejsce. Tu należał. Natomiast on,
kiedy skończy swoje zadanie, powróci do Rzymu, do kancelarii, pracy i walki z
samym sobą oraz duchami przeszłości.
*
Tej
nocy niebo było upstrzone miliardem gwiazd, które wisiały wysoko błyskając
drobnymi światełkami nad spacerującą parą. Mężczyźni trzymali się za ręce,
ciesząc się ze wspólnych chwil pełnych bliskości i spokoju. Nie oddalili się
zbytnio od domu, nie czując takiej potrzeby. Po prostu chcieli być sami, a noc
będąc tak piękną otulała ich swoim kokonem. Dawała możliwość rozmowy, chwile na
przytulanie i pocałunki.
– Od
jakiegoś czasu chciałem cię zapytać i wybacz…
–
Domenico, po prostu pytaj.
– W
którym miejscu zginęła twoja babcia. Nie tam gdzie jest jaskinia?
–
Nie. Po drugiej stronie miasta, od południa, jest serpentyna i trzeba tam
jechać bardzo powoli. Jeden zakręt mieści się tuż nad przepaścią.
–
Nie ma barierek?
– Są,
ale jak widać, kiedy ktoś zaplanuje zbrodnię to one mu nie przeszkodzą. – Paolo
westchnął ciężko i ścisnął dłoń towarzysza.
Domenico
chcąc zmienić temat rozmowy powiedział:
– Jutro
lub pojutrze muszę zadzwonić do biura nieruchomości i pogonić ich w sprawie
sprzedaży mieszkania. Nie zamierzam tam wracać. – Pogłaskał palcem dłoń
kucharza.
– To
dzieje się naprawdę? – zapytał DiCarlo kierując ich kroki w stronę domu.
– Jeżeli
sądzisz, że śnisz, to tak nie jest. – Podniósł dłoń Paolo do ust i ją ucałował.
– Nie śmiej się z tego co powiem. Musisz wiedzieć, że jak w coś wchodzę to z
pełnym zaangażowaniem. Nie szukałem miłości uciekając z Rzymu. Poszukiwałem
tylko miejsca dla siebie. To miłość znalazła mnie. Wielu sobie nie wyobraża, że
w ciągu kilku dni można kogoś pokochać, mieć z nim związek i być pewnym, że to
jest właśnie to. – Przystanął przed środkowym wejściem do budynku. Pozostałe
dwa zazwyczaj były zamknięte. Spojrzał na Paolo. Położył dłoń kucharza na
swojej piersi, tam gdzie mocno biło serce i powiedział: – Gdyby ono mogło
mówić, powiedziałoby, że nie ważne jak długo cię znam, chcę być z tobą i
wszystko mi mówi, że to właśnie ty.
DiCarlo
słuchał tych słów i nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze nie tak dawno
był samotny, towarzyszyły mu jedynie przyciskające go do ziemi problemy.
Walczył, aby trzymać z daleka od siebie jakiegokolwiek mężczyznę. Starał się
zabić w sobie chęci by mieć partnera. Nagle działo się coś co sprawiało,
że karty, które otrzymał od życia zmieniły się na lepsze. Na jego drodze stanął
fantastyczny mężczyzna, którego jego serce nazywało partnerem.
Objął
dłońmi policzki Domenico i zapytał:
–
Będziesz mój? Mój na dobre i na złe? Mój?
Salieri
położył dłonie na jego i odpowiedział wzruszony:
– Tylko
wtedy kiedy ty będziesz mój. – Odrzucony, sponiewierany przez najbliższą
rodzinę uciekł i los zaprowadził go do miłości jego życia. – Na teraz i na
zawsze – dodał oszołomiony i pełen nadziei na dobrą przyszłość.
–
Mam córkę, Domenico. – Przesunął ręce na jego kark.
–
Zawsze chciałem mieć dzieci – odpowiedział, bo taka była prawda.
–Wygrałem
życie – powiedział kucharz zanim pocałował partnera we wtórze melodii granej na
pianinie, która zaczęła płynąć zza zamkniętych drzwi.
Spojrzeli
na siebie, a potem weszli do domu w którym rozbrzmiewała muzyka. Domenico
rozpoznał utwór pod tytułem Ballade pour Adeline
często grany przez brata. Powoli podeszli do salonu, gdzie przy pianinie
siedział Fabiano. Oczy miał zamknięte, a jego palce przebiegały po
klawiszach jakby każdy z nich znały na pamięć. Mężczyzna wydobywał z każdego z
nich doskonałą nutę i miało się ochotę usiąść, słuchać urzekającej melodii.
–
Jest niesamowity – powiedział Paolo stojąc za Domenico, obejmując go.
– Naturalny
talent. Czasami szkoda, że wybrał prawo. – Czuł, że za tym kryje się coś
więcej, ale nie drążył. – Jak kiedyś wspominałem, tylko w chwilach kiedy gra,
pokazuje jaki jest naprawdę. – Oparł się o tors partnera i przymknął powieki.
Dawno nie słyszał jak brat gra. Tyle magii, tyle uczuć przekazywał w muzyce, że
Domenico zatracał się w tym. Poddawał tym dobrym wspomnieniom i pozwalał
sobie na marzenia.
Po
dobrej chwili muzyka ucichła, a Fabiano otworzył oczy.
– Mamy
dużo pracy przed jutrem – powiedział, a jego oczy spoczęły na nich. –
Przygotujcie się na długą noc.