29 grudnia 2019

Na celowniku - Rozdział 8

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)

Mam nadzieję, że święta Wam minęły tak jak to sobie zaplanowaliście. :)

Przypominam, że na Bucketbook.pl jest do kupienia trzeci tom Buntownika pod tytułem: "Powrót do domu" oraz Antologia tom 2 "Chłód" w której wśród pięciu tekstów znajduje się także mój tekst. :)



— Wymyśliłeś co będziemy dalej robić? — zapytał Dravik. — Żaden z nas nie może wrócić do swojego mieszkania, ani nawet pokazać się gdzieś w pobliżu. W ogóle to próbowałeś dzwonić do Bronsona?
— Wolę spotkać się z nim osobiście niż dzwonić. Ostatnio jak to zrobiłem mieliśmy gości — odpowiedział John, prowadząc samochód. Jechali w stronę Louisville, a on nie miał żadnego planu. Jedyne co zaplanował to obiad w najbliższym miejscu jakie napotkają po drodze. — Próbował się ze mną skontaktować, ale nie zamierzam odpowiadać. — Telefon cały czas miał wyłączony. Włączył go tylko na chwilę kiedy kontaktował się z Aleciem jak do niego jechali. Mimo wszystko nie zamierzał ryzykować.
— Jak chcesz się z nim spotkać? Jeżeli zdradził to od razu naśle ich na nas.
— Jeżeli nie, to uzyskamy wtedy trochę informacji. — Skręcił w lewo gdy zobaczył niedaleko stację benzynową przy której znajdował się bar. — Zjemy coś i zatankujemy. Potem będziemy musieli poszukać jakiegoś motelu w którym nie potrzebują naszych danych, a jednocześnie w pokojach nie ma karaluchów.
— To jak znalezienie igły w stogu siana — burknął prawnik.
Detektyw skręcił na stację i powiedział:
— Jak będę tankował, zajmij nam stolik i zamów coś. Pomyśl też, dlaczego szef miejscowej mafii chce cię zabić.
Kiedy Davis zaparkował przy dystrybutorze, prawnik wysiadł i skierował się prosto do baru należącego do stacji. Ominął sklep, który mieścił się po prawej stronie od wejścia i wszedł do lokalu. W środku znajdował się tylko pracownik wycierający jeden ze stolików oraz dziewczyna z chłopakiem, którzy gapili się w swoje telefony i jedli hot dogi. Podszedł do miejsca znajdującego się w rogu niewielkiego pomieszczenia i zajął stolik jak najdalej od okien. Stąd był dobry widok na wszystko i usiadł na krześle tak, aby być bokiem do sali. Miejsce to od ściany zostawił Davisowi.
Wziął do ręki menu zawierające niewiele pozycji. Większość z nich była fast foodami.
— Dzień dobry, co panu podać? — zapytał chłopak, który chwilę wcześniej wycierał blaty. — Może coś zaproponuję?
— Dziękuję, już wybrałem.
Znając upodobania byłego partnera i to, że nie było tu nic dla niego, zamówił dwa hamburgery z dużą ilością frytek i różnych dodatków oraz po coli. Kiedy kelner po zapisaniu w notatniku zamówienia odszedł, Dravik próbował zrozumieć dlaczego Bruno Tisdale, który trzymał w ręku miejscowy światek przestępczy i zajmował się na wielką skalę handlem narkotykami, a także ludźmi, chce jego głowy. Raz miał do czynienia z tym człowiekiem, ale wtedy tylko odmówił obrony jego syna. Wątpił w to, że po miesiącu to rozwścieczyło tego mężczyznę na tyle, że chce jego śmierci. Nie było jednak żadnych wątpliwości, że to on wysłał te pieniądze. W ogóle nawet nie sądził, że da się to jakoś ustalić. Przecież tacy ludzie jak Tisdale nie robią nic własnoręcznie, a w dodatku trudno cokolwiek odkryć. Alec musiał mieć niebywałe zdolności i sprzęt, aby to zrobić. Na pewno nielegalnie i wolał tego nie dochodzić. Lepiej, że o wielu rzeczach nie wiedział. Zadziwiało go jednak to, że Davis zawsze taki chętny na karanie przestępców sam namówił jednego z nich do pomocy i hackerstwa. W dodatku uznawał go za przyjaciela.
Ich zamówienie było już na stole, kiedy przyszedł John. Usiadł plecami do ściany i powiedział:
— Wybrałeś dobry stolik i jedzenie.
— Znam ciebie — odpowiedział Dravik wrzucając frytkę do ust. — Co cię tak długo nie było?
— Musiałem jeszcze koła napompować. Wolę mieć sprawny samochód tak na wszelki wypadek. — Napił się coli, a potem sięgnął po hamburgera i ugryzł duży kęs. Gdyby nie nowe wiadomości, to w tej chwili jedliby wyśmienity obiad przygotowany przez żonę Aleca. — Roszmawiałem tesz z pracownikiem sztacji i pytałem szy wie o jakimsz szysztym motelu, w którym mógłbym spędzić szasz z kochankiem, by nie znalazł nasz twój faszet i gdże nie szpawrzają dokumentów.
— Może najpierw przełknij, a potem mów. — Nie skomentował fragmentu z kochankiem o tym, że któryś z pracowników stacji myśli, że zdradza partnera. Przecież i tak nikt go tutaj nie znał, a w tej chwili utrata jego reputacji była najmniejszym problemem.
Davis na słowa Rafaela przewrócił oczami, ale przełknął jedzenie i w dodatku popił.
— Mówiłem, że…
— Zrozumiałem. Zrobiłeś ze mnie zdradziecką szuję.
— Sprawa wyższa. — Uśmiechnął się zadziornie John. — Tym razem ja gram tego dobrego. — Podkradł frytkę z talerza Rafaela.
— Jest coś w pobliżu?
— Jest. Musimy tylko pojechać inną drogą. Niestety w tych motelach, które znam zawsze sprawdzają dokumenty. W tym polecanym podobno nie. Liczy się dla nich kasa. Pokoje są czyste i nawet niektóre mają łazienki. Będziemy dziesięć kilometrów od Louisville, także nie tak blisko, ale nie za daleko bym nie mógł przeprowadzić małego śledztwa.
— Podejrzewam, że ja wtedy będę miał siedzieć w pokoju i czekać na ciebie jak dobra żonka. Nie ma mowy. Gdziekolwiek pójdziesz ja pójdę z tobą.
— Nawet bym cię nie zostawił. Jeszcze się w coś wpakujesz, Dravik. Nie pójdziesz tylko ze mną do kapitana. Chcę dostać się do jego domu lub w jego pobliże i zobaczyć co się tam dzieje. Sam zrobię to szybko i nikt nie będzie zwracał uwagi na samotnego mężczyznę.
— Co się ma dziać? Facet zdradził. — Rafael dokończył hamburgera i wytarł dłonie w serwetkę.
— Niekoniecznie. Może miał podsłuch, może mieli coś na niego.
— Rozumiem, że to twój przełożony i jedyna osoba, którą szanowałeś, ale…
— Ciebie też szanowałem — wtrącił Davis wbijając spojrzenie w Dravika.
— Wolałbym nie poruszać tematu nas z przeszłości — odparł prawnik. — Jeżeli przeżyję to wszystko, to chętnie się od ciebie uwolnię.
— Jeżeli przeżyjesz — rzucił John i puścił oczko Rafaelowi.
— No tak, zapomniałem, że ty też możesz mnie zabić.
— Pozwolę, aby inni to zrobili. — Zaśmiał się wracając do jedzenia. Nigdy nie zrobiłby krzywdy Dravikowi. Mógł się z nim kłócić, mieć do niego żal za odrzucenie i roztrzaskanie jego serca, ale umyślnie w żaden sposób nie doprowadziłby do tego, by Rafaelowi coś się stało. Nie zamierzał mu tego mówić, chociaż przypuszczał, że Dravik o tym wiedział.
— A potem będziesz tańczył na moim grobie.
— A jakże. Ale zanim to nastąpi, opowiedz mi czy miałeś do czynienia z Brunem Tisdale i jeżeli tak to co zrobiłeś, że facet chce cię widzieć jako trupa.
— Nie wiem dlaczego szef mafii chce mnie zabić. Tylko raz spotkałem się z tym facetem, kiedy chciał, abym bronił jego syna. Ani wcześniej, ani potem nie miałem z nim do czynienia. — Odstawił pustą szklankę po napoju. Czuł się syty i to w tym wszystkim było jedyne pozytywne uczucie. Bardziej wolałby czuć się bezpiecznie i zasnąć nie obawiając się tego czy dożyje poranka.
— A broniłeś jego synalka? — zapytał John kończąc posiłek i kładąc gotówkę na stoliku. Para która siedziała kiedy on przyszedł już wyszła i w barze byli tylko on z Dravikiem oraz popatrujący na nich kelner.
— Tego mordercę? Odmówiłem. Może tym mu się naraziłem, ale wątpię, aby ktoś taki jak Tisdale chciał mnie za to zabić. Jego syn i tak wyszedł na wolność. — Wstał. — Może najpierw odnajdźmy ten motel, a potem pogadamy.
— Dlaczego ktoś, kto ma adwokatów na usłudze mafii chce by jego syna bronił ktoś spoza ich kręgu? — zapytał Davis, ale pytanie bardziej zadawał sobie samemu, głośno myśląc. Wrzucił serwetkę, którą wytarł dłonie, do kosza i dodał do siebie pod nosem: — Coś mi tu śmierdzi, jeszcze nie wiem co. Ale dowiem się tego.

*

Motel do którego zmierzali mieścił się przy drodze łączącej Louisville z Lexington. Davis nigdy tą drogą nie jeździł, bo nie miał takiej potrzeby i nie znał tego miejsca. Był to długi budynek z dziesięcioma pokojami do których wejścia prowadziły z tarasu, przy którym parkowały samochody. Zatrzymali się obok jednego z pięciu pojazdów, dwa z nich wyglądały jakby już dawno powinny zostać ze złomowane.
— Jeżeli zapytają o dokumenty to powiemy, że zapomnieliśmy — powiedział Davis gasząc silnik.
— Tak, obaj zapomnieliśmy. — Dravik odpiął pas.
— Byliśmy za bardzo pochłonięci sobą, aby mieć je na uwadze. Mogę zawsze powiedzieć, że wyssałeś mi mózg, więc nie mogłem o nich pamiętać.
— Jeżeli, kurwa, powiesz coś takiego to zasadzę ci kopa w dupę. — Davis już zaczynał go denerwować, a całą drogę przejechali bez spierania się.
— Nie biorę w dupę. Wolę na odwrót i chyba nigdy nie narzekałeś — odparł John unosząc zawadiacko prawy kącik ust. Doskonale wiedział co Dravik lubił i miał nadzieję, że będą mieć trochę czasu dla siebie, aby mu o tym przypomnieć.
— Wolałbym abyś tego także recepcjoniście nie mówił — rzucił prawnik, kiedy wysiedli i ruszyli w stronę pomieszczenia z wielkim napisem oznajmującym gdzie znajduje się recepcja.
Wkrótce okazało się, że nie musieli pokazywać żadnych dokumentów. Jedynie mieli wpisać się do księgi gości, w której podali fałszywe dane. Wynajęli pojedynczy pokój z łazienką i jednym łóżkiem, by w razie czego utrzymywać swoją przykrywkę z kochankami. Wystarczyło tylko zapłacić z góry za trzy doby, bo dłużej nie zamierzali tutaj zostawać, i nikt ich o nic nie pytał.
Wnieśli rzeczy do pokoju, który może nie wyglądał luksusowo, ale był czysty co szczególnie zaskoczyło Davisa, bo zdarzało mu się przebywać w motelach gdzie nie dbali nawet o zmianę pościeli. Sprawdzili też łazienkę, która nie była duża, ale kabina prysznicowa i sedes oraz umywalka wystarczyły by w tej sytuacji nazywać to małym luksusem.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytał Dravik zdejmując kurtkę i rzucając ją na jedno z dwóch krzeseł. Oba stały przy małym stoliku tuż obok okna.
— Przedostanę się do domu kapitana mając nadzieję, że go tam zastanę. Nie spocznę dopóki nie poznam prawdy. — Davis wyjął broń i położył na stoliku. Sprawdził ilość amunicji i nie podobało mu się to, że ma tylko po jednym zapasowym magazynku. — Jak mówiłem, teraz nie pójdziesz ze mną. Jeżeli ktokolwiek z tych, którzy cię ścigają byłby w domu Bronsona sam prędzej się ukryję i w razie czego ucieknę. Poza tym mam plan i on obejmuje jedną osobę. — Podał Glocka 22 prawnikowi. — Weź go.
— Może być tobie potrzebny. — Nie podobało mu się to, że muszą się rozdzielić, ale nie mieli wyjścia. Na razie jedynym śladem jaki mieli, poza wiedzą o Tisdale’u, był przełożony Johna i spotkanie z nim było priorytetem.
— Mam czym się bronić. — Pokazał nóż i dwa inne pistolety. — Mam też ręce. Umiem walczyć.
— Też umiem. Pamiętaj gdzie się wychowałem — rzucił Dravik. Wziął dwudziestkę dwójkę i schował za paskiem spodni.
Davis podał mu jeszcze ostatni zapasowy magazynek i wziął kilka studolarowych banknotów, z tych które dostali od Aleca.
— Kiedy wrócę zapukam trzy razy, zrobię przerwę i potem zapukam jeszcze dwa razy. Nie inaczej. Nie wiem jak długo mnie nie będzie, bo sam dojazd zajmie trochę. Nie mogę wziąć swojego samochodu, ale wynajmę któryś z tych zdezelowanych co tam stoją. Należą do motelu. Zostawiam kluczyki, gdyby coś się działo uciekaj. Nie będę też się mógł z tobą skontaktować. Postaram się o jakieś telefony — mówił chodząc po pokoju — najlepiej z innej ery, nie te nowoczesne badziewia.
— Co potem, kiedy okaże się, że twój kapitan, któremu tak ufałeś, zdradził? — zapytał Rafael.
Davis przystanął. Przesunął rękoma przez włosy, a potem spojrzał prosto w oczy Dravika, któremu dreszcze przebiegły po plecach. Uwielbiał oczy Johna. Czasami patrzyły tak jakby potrafiły wszystko z niego wyczytać. Niestety przez ostatnie dwa lata pałały tylko złością i nienawiścią w jego stronę. Rafael cieszył się, że poza małą wzmianką w barze, nie rozmawiali już na temat, który poruszyli w domu Aleca. Ich związek to był temat rzeka i wolałby do tego nie wracać. Czuł jednak, że jeszcze czekała go ta rozmowa. Na razie ważniejszym było to, aby przeżyć.
— Nie wiem co wtedy zrobię — odpowiedział detektyw i ruszył w stronę drzwi. Dziwnie się czuł zostawiając samego Dravika, ale nie miał wyjścia. Zatrzymał się z dłonią na klamce i spojrzał przez ramię na prawnika. — Gdybym nie wrócił…
— Pierzysz. Nawet, kurwa, o czymś takim nie mów. — Zdenerwował się prawnik. Na samą myśl o tym co może się stać, bolało go serce i wolałby z nim pójść, ale ci co chcieli go zabić szukają dwóch mężczyzn, a nie jednego. Davis sam miał większe szanse by dostać się tam gdzie planował i przeżyć. — Nawet tego nie powtarzaj, więc lepiej się zamknij. — Zły podszedł w dwóch krokach do mężczyzny i chwycił w dłonie jego twarz, a potem wycisnął mocny, szybki pocałunek na jego ustach, czym zaskoczył ich obu.
— Za co to? — zapytał John oblizując wargi po tym jak prawnik odsunął się.
— Może to zaliczka na przyszłość — odpowiedział Rafael. — Ale by odebrać resztę musisz wrócić. — Nie obchodziło go to, że mówiąc takie rzeczy odsłania swoje uczucia, bo tym razem ukrywanie ich nie miało takiego znaczenia jak to, by Davis nie dał się zabić.
John kiwnął głową nic już nie mówiąc, a potem ze zbyt mocno bijącym sercem wyszedł.

28 grudnia 2019

Buntownik 3 w sprzedaży



Od wczoraj na Bucketbook.pl jest do kupienia kolejny tom Buntownika. Jak to się stało, że powstał teraz, a nie kilka lat temu piszę tutaj: Klik.
Tym razem to nie Szymon i Kamil są bohaterami, ale nowych dobrze znacie. 

Tekst można zakupić tutaj: Powrót do domu.

Przypominam też, że do kupienia jest drugi tom Antologii Bucketbook. Nadal można nabyć tom pierwszy Antologii również z moim tekstem. :) 

Warto kupić obie części, bo każde opowiadania w nich zawarte są fajne i ciekawe. 

Wrzucam Wam także link do bloga autorki tekstu "Driving home for Christmas" Naru_Mon: https://siedem-lat.blogspot.com/
 

24 grudnia 2019

Antologia Bucketbook 2



Hej, Kochani, przybywam do Was z miłą wiadomością, że na Bucketbook.pl ukazała się kolejna Antologia opowiadań LGBT. 

Ebook zawiera opowiadania: 

B.D.B. - "Lustro Weneckie"Inertia & Naru_Mon - "Zimna noc, zimna woda, zimny trup"
Luana - "Siła nadziei, siła miłości"Naru_Mon - "Driving home for Christmas"
Justyna "Hiorin" Węgrzynowska - "Frin"
 



Można ją zakupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Antologia-tom-1-CHLOD-e-book/288

22 grudnia 2019

Na celowniku - Rozdział 7

Kochani, z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam dużo zdrowia, szczęścia, miłości. Niech w te Święta nie zabraknie Wam uśmiechu na twarzy. Spędźcie je pięknie w gronie bliskich Wam osób ciesząc się danym Wam tym wspólnym czasem. Wykorzystajcie go dla tych, których kochacie i niech Wam się wiedzie jak najlepiej. Dużo dobrego na te Święta i kolejne dni. :*





Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)


Smakowite zapachy dolatujące z kuchni powitały Johna i Rafaela już od schodów. Głód od razu dał o sobie znać. Ostatnio żywili się głównie płatkami i kaszą, marząc o jajecznicy na bekonie.
— Lisa, mam nadzieję, że dużo tego zrobiłaś, bo jestem głodny jak wilk — powiedział Davis, kiedy ledwie przekroczył próg kuchni tonącej w czerni i bieli. Ucałował żonę przyjaciela w policzek.
— Tego jest tyle, że możecie prosić o kilka dokładek — odpowiedziała kobieta o krótkich włosach, z których część po prawej stronie była niebieska, a reszta czarna. Miała na sobie dżinsy z szerokimi nogawkami i czerwony sweter. Jej oczy przesunęły się na Dravika, który patrzył złym wzrokiem na siedzącego przy stole brata. — Ty jesteś Rafael — stwierdziła i podeszła do prawnika z wyciągniętą ręką.
— Ekhem — odchrząknął Dravik. — Tak. — Uścisnął delikatnie jej dłoń.
— Jestem Lisa żona tego tam. — Wskazała brodą na męża. — Dobrze cię poznać. Alec dużo mi o tobie opowiadał.
— Nie wątpię. Jedzenie wyśmienicie pachnie. — Nie chciał być niemiły dla tej kobiety, bo nic mu nie zrobiła. Dopiero ją poznał i był w niemałym szoku, że człowiek, który odebrał mu ojca i brata ma tak miłą żonę.
— Smakuje jeszcze lepiej. Lisa gotuje jak najlepsza kucharka na świecie — pochwalił ją John zajmując miejsce przy stole po tym jak nalał sobie kawy.
Rafael nie chciał siedzieć przy stole z człowiekiem, który tak bardzo skrzywdził jego rodzinę, ale nie miał wyjścia. Gdyby nie było Lisy możliwe, że natychmiast by stąd wyszedł.
— Nie przywitasz się ze mną, braciszku? — zapytał Alec.
— Nie jesteś moim bratem. — Lód w głosie Dravika był słyszany dla każdego z obecnych. — Mój tata ożenił się tylko z twoją mamą. Żyłby gdybyś wszystkiego nie rozpierdolił. Przepraszam — zwrócił się do Lisy, na co ona machnęła ręką.
— Nie przejmuj się. Sama klnę jak szewc. Jedzcie zanim wszystko ostygnie. Ja uciekam do pracowni. Muszę skończyć jeden obraz zanim moja agentka mnie zabije jedynie samym wzrokiem. — Podeszła do męża i pocałowała go w czubek głowy.
Prawnik obserwował jak jego przybrany brat jedną ręką objął żonę w talii i przyciągnął do siebie.
— Idź. Ja tu wszystko posprzątam i pozmywam. Obiad też zrobię.
— O, nie. Ja robię obiad. Gotowanie mnie odpręża. Szczególnie przed wystawą. Rafaelu, moja pracownia jest po drugiej stronie domu. Łatwo ją znaleźć. Wpadnij potem o ile chcesz, pokażę ci moje prace. Chciałabym cię lepiej poznać. Na pewno macie rzeczy do prania, to na dole w piwnicy jest pralnia. Jest do waszej dyspozycji. Teraz już zmykam. — Wywinęła się sprytnie z uścisku męża i tanecznym krokiem wyszła z kuchni.
Dravik nie miał pojęcia co o niej sądzić. Wyglądała na wesołą i miłą kobietę, ale nie chciał się z nią bliżej zapoznawać. To był jedyny raz kiedy gościł w tym domu. Miał nadzieję, że razem z Davisem jak najszybciej się stąd wyniosą i zapomni, że musiał siedzieć przy jednym stole z kimś kto zabił mu tatę.
— Nigdy mi tego nie wybaczysz? — zapytał po chwili Alec.
— Tego co zrobiłeś? Nigdy. Gdyby nie ty i twój gang mój tata by żył. Gdybyś nie wprowadził do gangu mojego brata też by żył. — Nałożył sobie na talerz jajecznicy, ale nagle stracił apetyt. Kątem oka widział jak John przysłuchuje się ich rozmowie opróżniając swój talerz i nakładając sobie dodatkową porcję.
— Zaplanowaliśmy tamten napad na sklep twojego taty, bo nie miałem wyjścia. Musiałem to zrobić zanim sam straciłbym głowę. Wiesz w jakiej dzielnicy mieszkaliśmy. Było tak, że albo coś robisz, albo giniesz. Tamtej nocy nie wiedziałem, że Paul będzie jeszcze w sklepie. Miał już dawno wyjść. Odsiedziałem za to dziesięć lat. Nie pociągnąłem za spust. Nic nie mogłem zrobić. Natomiast jeżeli chodzi o Isaaca, sam poszedł do Lazarusa. Nie namawiałem go do tego.
— Za dużo o tym mówiłeś. O kasie, dragach i kolorowej przyszłości. Miał tylko piętnaście lat, był podatny na wszystko. Ty miałeś dwadzieścia, mogłeś go od tego odciągnąć.
— A ty osiemnaście i byłeś w stanie go namówić, by tego nie robił? Odpowiedz sobie na to pytanie. Jakimś cudem tobie udało się uniknąć wejścia do gangu, mimo że czasami bycie w nim, to była jedyna szansa na przeżycie.
— Głupie wytłumaczenie. Zawsze jest jakieś inne wyjście. Mnie się udało tego uniknąć, mimo że już wtedy wiedziałem jak korzystać z broni. Tak na wszelki wypadek. Za to mój rodzony — podkreślił to słowo — brat nie. Zanim się pojawiłeś w naszym życiu, Isaac nawet nie myślał aby wstępować do jakiegokolwiek gangu. Chcieliśmy się uczyć, pracować, zabrać tatę i wynieść się jak najdalej od tego miejsca. Przez ciebie wszystko się zmieniło — wypluł każde słowo przesączone jadem.
— Osiem lat temu wyszedłem z paki po dziesięciu latach odsiadki. Dużo straciłem, wiem co zrobiłem i odpowiedziałem za to — powiedział spokojnie Alec. — Od tamtych wydarzeń minęło osiemnaście lat, a ty nadal pielęgnujesz w sobie nienawiść do mnie.
— W pielęgnowaniu nienawiści jestem dobry, zresztą nie tylko ja — odpowiedział Dravik przerzucając spojrzenie z brata na Johna i z powrotem. — Straciłem apetyt. — Wstał. — Davis, mam nadzieję, że jak najszybciej się stąd wyniesiemy. — Wyszedł nie oglądając się za siebie.
John przez chwilę patrzył na krzesło gdzie jeszcze przed chwilą siedział prawnik zanim odezwał się:
— Przyjemna rodzinna rozmowa przy śniadanku.

*

Dravik, aby czymś się zająć, spakował wszystkie swoje i Davisa rzeczy do torby, a potem odszukał pralnię. Wrzucił ubrania do pralki nie segregując ich, bo nie było takiej potrzeby i wlał do dozownika płyn do prania. Przez chwilę myślał jak ustawić urządzenie, aby pranie odbyło się jak najszybciej i wybrał funkcję ‘mieszane’, kiedy odkrył, że dzięki temu upranie ich rzeczy wraz z wirowaniem potrwa tylko godzinę.
Wyprostował się, kiedy usłyszał za sobą kroki. Nie musiał nawet oglądać się za siebie, aby wiedzieć kto przyszedł.
— Jeżeli pojawiłeś się, aby znów mnie namawiać na bliższy kontakt z tym człowiekiem, to radzę ci się do mnie nie zbliżać o ile zależy ci na zębach.
— Znam cię. Mógłbym je stracić — odparł detektyw. — Chciałem tylko powiedzieć, że Alec zajmie się naszą sprawą, ale to potrwa. Nie chcę, aby go przyłapano.
— Dlaczego jesteś z nim w tak dobrych kontaktach? — Odwrócił się do Johna. — Przypomnij mi, jak długo się znacie?
— Poznałem go jak byłem z tobą czyli siedem lat temu.
— Ale wcześniej nie byliście w tak dobrych relacjach. Nazywasz go przyjacielem. Kiedy to się zmieniło?
— Po tym jak pomiędzy tobą a mną zepsuło się to, co mieliśmy — wycedził Davis.
— Poszedłeś do niego się wypłakać? — zakpił Dravik oglądając przez szklane drzwiczki jak pranie w pralce kręci się w kółko.
— Niezupełnie. Uratował mi życie — oznajmił John. Oparł się o betonowy filar. Założył ręce na piersi obserwując reakcję prawnika, który spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami.
— O czym ty mówisz?
— Półtora roku temu, pół roku po tym jak powiedziałeś słowo, którego nie chciałem usłyszeć, byłem w barze w którym rozpętała się strzelanina. Alec pracował tam jako barman i skoczył na faceta, który celował mi w głowę, bo mu się nie spodobałem. Nie miałem broni. Ten jeden jedyny raz jej zapomniałem.
— Może i dobrze, bo byś tam rozpierdolił wszystkich.
— Byłaby dobra zabawa, co nie? — Zaśmiał się Davis. — W każdym razie gdyby nie Alec nie stałbym tutaj. Od tamtej pory spędziłem z nim dużo czasu. Poznałem go lepiej i zaprzyjaźniliśmy się. Opowiedział mi o przeszłości. O tym, że twój tata, po śmierci twojej mamy, kiedy miałeś jedenaście lat, ożenił się z jego mamą. Adoptował go i dał mu swoje nazwisko. Alec zrobił źle i wie o tym. Był młody, głupi, imponowali mu…
— To go nie tłumaczy. Wiekiem nie można tłumaczyć okrutnych rzeczy, które się zrobiło.
— Dravik, bronisz ludzi takich jak on. — Davis wystrzelił tymi słowami niczym kulą. Wnerwiała go różna moralność Rafaela. Stawał w sądzie u boku ludzi, którzy zrobili gorsze rzeczy od tych jakie uczynił Alec.
— Bronię niewinnych, o ile jeszcze tego nie zauważyłeś. Bronię tych, którzy nic nie zrobili, a prawo zamiast być po ich stronie, to jest przeciw nim. Jak ten facet, któremu nie mogę teraz pomóc, bo ktoś, kurwa, chce pozbawić mnie życia.
— Ten od napadu na aptekę? — dopytał detektyw by się upewnić czy myśli o tym samym człowieku.
— Ten. I co wskazuje przeciw niemu? To, że jest trochę podobny do sprawcy i jego odciski znaleziono w tej aptece. Dlaczego znaleziono? Bo kupował tam leki dla chorej córki.
— Smith zajmował się tą sprawą. Powiedział, że są wystarczające dowody aby aresztować faceta.
— Sprawdził jego alibi? Dowiedział się czegoś więcej? Poszukał dowodów? Ten dupek to by zapuszkował własną matkę, gdyby znalazł tam jej odciski. Wiem, że mój klient jest niewinny i to udowodnię, kiedy wykaraskam się z tego bagna — wycedził wściekły i kopnął stojący obok niego wiklinowy kosz na pranie. — Bagna które sprowadziło mnie do domu człowieka, którego nigdy już nie chciałem widzieć. — Posłał oskarżające spojrzenie Davisowi.
— On może nam pomóc. Jeżeli…
— Tak, wiem. — Prawnik uniósł ręce do góry. — Niech się dowiaduje tego czego ma się dowiedzieć i spieprzamy stąd. Kolejnej nocy tu nie spędzę i nie ważne jaką ten chuj ma dobrą żonę. — Po prostu nie mógł znieść tego z kim musiał przebywać pod jednym dachem. Powracały do niego obrazy z przeszłości. To jak widział martwego ojca, wynoszonego w worku, to jak Isaac umierał mu na rękach. Obwiniał za wszystko Aleca, bo gdyby ten nie pojawił się w jego domu, wszystko mogło potoczyć się inaczej. W krótkim czasie przez Aleca stracił dwie bliskie osoby i tego nigdy nie zapomni. Od tamtego czasu walczył jak lew, by coś w życiu osiągnąć. Nawet chciał zostać prokuratorem, aby walczyć o to, by tacy jak przybrany brat nie chodzili na wolności. Potem to się odmieniło, kiedy na studiach był świadkiem tego jak niewinna kobieta została oskarżona o to, czego nie zrobiła. Wtedy też dowiedział się, że nie każdy jest winny i mało jest osób, które będą je bronić.
— Po wszystkim nie mieszkałeś długo z jego mamą — odezwał się Davis po chwili milczenia i słuchania pracy pralki, która zaczęła wirować.
— Nie mogłem. Nie była złą kobietą, ale… — urwał na moment, by wziąć głęboki oddech. — Wolałem uciec do ciotki. — To z nią zamieszkał do czasu ukończenia liceum. Potem wyjechał na studia.
— Mama Aleca zmarła rok temu — powiedział John i wyszedł zostawiając Dravika samego, który na tę wiadomość poczuł ukłucie w sercu, bo mimo wszystko kilka lat mieszkał z tą kobietą.

*

Davis zajrzał do pokoju, w którym pracował Alec. Mężczyzna siedział przed kilkoma monitorami, skupiony na tym co robił.
— I jak? — zapytał go od drzwi.
— Powoli brnę do przodu, ale jest dużo zabezpieczeń. Sam staram się, aby mnie nie wykryto. W ogóle to dziwne, jesteś gliną, a ja bawię się w hakera przy tobie. Powinieneś mnie aresztować za to, że włamuję się do banków.
— Nie jestem z wydziału do walki z cyberprzestępczością. Poza tym jesteś lepszy od nich. Mogliby podjąć z tobą współpracę.
— Jestem przestępcą i hakerem. — Obejrzał się na Johna. — Fakt, że to przeszłość, ale takich jak ja nie przyjmują do policji. Robią to tylko w serialach i filmach. Zresztą wolę sprzedawać moje oprogramowanie antywirusowe i pracować nad nim, by je ulepszać. Kto lepiej niż ja wie z czym się walczy i co jest do tej walki potrzebne. A teraz zostaw mnie samego jeżeli chcesz dzisiaj otrzymać informacje po które się pojawiłeś.
— Tylko nie rób czegoś za wszelką cenę.
— Wiem. Jesteś dobrym człowiekiem, John.
Davis wycofał się zostawiając przyjaciela samego. Wolał nie komentować jego słów, bo wątpił czy był dobrym człowiekiem. Poszedł do kuchni gdzie zrobił sobie kawy z ekspresu. Zrobił też drugą i z dwoma kubkami udał się do pracowni Lisy. Kobieta trzymała w kąciku ust papierosa, malując surrealistyczny obraz.
— Masz chwilę? — zapytał.
— Na kawę, zawsze. Kiedy trzy lata temu poznałam Aleca pierwsze co o mnie wiedział to to, że kocham kawę i papierosy. — Odłożyła pędzel patrząc krytycznym okiem na swoją groteskową pracę. — Maluję takie bohomazy. Powinnam skupić się na pejzażach, a nie na drzewach wyrastających z czyjegoś ciała. Nie mam pojęcia dlaczego ludzie je kupują. — Zaśmiała się i z błyskiem w oku podeszła do detektywa. Wzięła od niego kubek w zamian częstując go papierosem.
— Również nie wiem co im się w nich podoba. — Skulił się kiedy pacnęła go dłonią w ramię. Papierosa odmówił. — Wystarczająco w nocy wypaliłem.
— Powinnam brać z ciebie przykład, bo to paskudny nałóg. Nie mam jednak tak silnej woli by z tym wygrać. Nudzisz się, co? — zapytała wpatrując się w niego. — Gdzie Rafael? Jak się pisze jego imię, przez F czy Ph?
— Zawsze się chwalił tym, że przez F.
— A, czyli jak imię tego Rafaela Redwitza, który jest brazylijskim siatkarzem. Mam do tego faceta słabość. Przypomina mi trochę Aleca. No to gdzie twój były?
— Wiesz, że byliśmy razem? — zapytał.
— Wiem dużo. Alec mi o was opowiadał. Byliście razem przez osiem lat, zanim wszystko prysło jak bańka mydlana. — Upiła łyk kawy, potem pociągnęła jednego bucha wypuszczając dym nosem. Przysiadła na podłokietniku fotela, który poza sztalugami i obrazami był jedynym elementem pracowni. Jedna ściana od ogrodu została całkowicie przeszklona wpuszczając do wnętrza mnóstwo światła. — Nadal go kochasz, a on ciebie — powiedziała.
Davis roześmiał się na jej słowa. Lepszego żartu od dawna nie słyszał. Udał, że ociera łzy rozbawienia.
— Dobry żart, Lisa.
— Nie żartuję. Dużo widzę. Mój mąż także. Co się stało, że ty i Rafael nie jesteście razem? Od dwóch lat lub coś koło tego, nie?
Czuł się jak na przesłuchaniu. Podszedł do jednego z obrazów stojących na podłodze i przyjrzał się powykręcanym zegarom, krzywym ludziom oraz zielonemu niebu. Nigdy nawet przyjacielowi nie odpowiedział na to pytanie.
— To proste. Zadałem mu pytanie, a on powiedział „nie”.
— Potem nie chciałeś nawet wysłuchać moich wyjaśnień tylko się wyprowadziłeś.
Davis natychmiast odwrócił się w stronę głosu. Rafael stał przy wejściu do pracowni, a oczy prawnika rzucały gromy w jego stronę.
— Czego miałem wysłuchać? Tego, że po ośmiu latach związku nie jesteś pewny co czujesz? — zaatakował John. — Padłem przed tobą na kolana i zadałem pytanie, a ty mnie odrzuciłeś. — Podszedł do Rafaela tak samo wściekły jak on.
— Duma była ważniejsza od wysłuchania mnie! Po prostu pokazałeś jakim jesteś fiutem i tyle!
— Ja pokazałem?! Oddałem ci serce, do cholery, a ty powiedziałeś „nie”!
— Panowie, panowie. — Lisa stanęła pomiędzy nimi. — Wydaje mi się, że pewne rzeczy musicie sobie sami na spokojnie wyjaśnić.
— Nie mają czasu na wyjaśnienia. — Do pracowni wszedł Alec niosąc kilka kartek. Podał je bratu i powiedział: — Wiem kto przesłał pieniądze za głowę Rafaela.

*

Godzinę później po wysłuchaniu wszystkich informacji od Aleca i przeczytaniu dokumentów, które wydrukował, Davis i Dravik spakowali swoje czyste rzeczy do samochodu. Na drogę dostali stos kanapek i termos kawy oraz mocne uścisku od Lisy. John długo rozmawiał z przyjacielem, który dał mu gotówkę, by nie musieli przynajmniej martwić się o pieniądze.
— Oddam.
— Dlatego ci ją daję. Wiem, że przeżyjesz po to, aby mi ją oddać. — Poklepał Davisa po ramieniu. — Nie daj się zabić, ani jego. — Wskazał brodą na samochód, w którym siedział Rafael nie mający zamiaru żegnać się z bratem.
— Jeżeli o niego chodzi, to chętnie sam pociągnę za spust.
— Prędzej dasz się zabić — wtrąciła Lisa.
Istniała szansa, że tak by było — pomyślał John. Jeszcze raz uściskał przyjaciela i jego żonę, po czym wsiadł za kierownicę. Mieli wrócić do Louisville, gdzie istniało duże prawdopodobieństwo tego, że ktoś dopadnie Dravika, ale nie było innego wyjścia. W ten sposób łatwiej dowie się czy jego przełożony ich zdradził i dlaczego mafia wydała wyrok na Rafaela. Zmuszony, zgodził się, by chronić tyłek byłego partnera, ale nie sądził, że z pozoru prosta sprawa przybierze taki obrót. Nie przypuszczał też, że ich osobiste sprawy zostaną poruszone, czego bardzo nie chciał. W dodatku nie powinien pragnąć powtórki tego, co wydarzyło się pomiędzy nimi w chacie i dzisiaj rano. Seks z Rafaelem zawsze był zbyt dobry i uzależniający.
— Jedno, wielkie, śmierdzące bagno — burknął pod nosem, uruchamiając silnik.
— Zgadza się — rzucił Rafael zapinając pas.
— Zamknij się, Dravik.
— Dupek.
— Świetnie, awansowałem z kutasa na dupka.
— Ciesz się.
— Bardzo się cieszę. Szczególnie dlatego, że muszę spędzić z tobą kolejne dni.
— Co tam, dostanę kulkę i będziesz miał mnie z głowy — powiedział obojętnie prawnik, mimo że w duchu bardzo się bał.
— Będę świętował nad twoim trupem — odparł Davis, wbrew temu jak mocny poczuł ból na samą myśl o tym, że ktoś zabiłby Dravika. Źle robią mi te dni spędzone z nim — pomyślał, ruszając ku ich dalszemu przeznaczeniu.
— To już teraz ci życzę udanej zabawy — wycedził prawnik.
— Dziękuję. Na pewno taka będzie — odpowiedział detektyw kończąc ich dyskusję.