26 maja 2019

Miłość w Limare - Rozdział 2

Hejo Kochani. 

Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze. Kilka dni nie będzie mnie na blogu, bo będę w szpitalu. Także jeżeli będą do mnie jakieś pytania to odpowiem na nie w przyszły weekend. :)



– Jeżeli jeszcze raz ktoś przestawi ten pojemnik z cukrem to obetnę ręce! Potrzebuję go tu i teraz! – krzyknął zdenerwowany Paolo, wyjąwszy z piekarnika ostatnią blachę z rogalikami.
– Nie denerwuj się tak – poradziła Giovanna. – Nikt nie jest winny temu, że dzisiaj ty i Domenico spotykacie się z organizatorką waszego ślubu. To nie koniec świata.
– To koniec świata – odpowiedział spoglądając na kuzynkę, tak jakby właśnie powiedziała coś głupiego. – To babsko jest świrnięte. Każe mi siedzieć i wybierać kolor kwiatów oraz ich rodzaj. – Wziął pojemnik z cukrem i zaczął nim posypywać już wystygnięte rogaliki. – A czy ja znam się na kwiatach? Do tego serwetki na stoły? A jaki kolor chcemy, a co by nam pasowało i takie tam. To ma być ślub i przyjecie weselne czy jakaś wystawa? Ona ma to wszystko wiedzieć, nie ja. Wczoraj zadzwoniła i kazała – podkreślił mocniejszym akcentem ostatnie słowo – zastanowić się nad kolorem zastawy stołowej. Oszalała. To nie można użyć tego co jest w Amare? Przecież to ma być małe przyjęcie dla rodziny i przyjaciół i nic więcej. – Odstawił pojemnik i zaczął przekładać rogaliki na okrągłą paterę. – Nie rozumiem po co w ogóle nam organizatorka?
– Po to, aby nasz ślub miał piękną oprawę – powiedział Domenico, który słyszał ostatnie kilka zdań padające z ust narzeczonego. – Słychać cię aż w gabinecie. Od kiedy to tyle mówisz? – zapytał pół żartem i posłał ciepły uśmiech partnerowi. – Chodź ze mną na chwilę.
Obaj wyszli na niewielki korytarzyk oddzielający pozostałe pomieszczenia na zapleczu. Domenico odwróciwszy się w stronę Paolo, objął jego twarz dłońmi i lekko pocałował.
– No już nerwusie, uspokój się. Jeżeli przed naszym ślubem się tak denerwujesz, to co będzie w dniu ślubu?
– Będę oazą spokoju. – Objął Domenico z całej siły. – Kocham cię, cieszę się, że cię mam.
Ten moment na przyjście do pracy wybrał Nino. Ujrzawszy jak dwaj mężczyźni obejmują się, poczuł specyficzny skurcz w sercu. Ostatnio wszędzie wokół niego, jak grzyby po deszczu, wyrastały pary. Nawet Giovanna, z którą dobrze się dogadywał, z kimś się spotykała. Gdyby tego było mało, to dwaj obejmujący się na jego oczach mężczyźni za miesiąc brali ślub. Natomiast on był całkiem sam i nie zapowiadało się na jakąkolwiek zmianę w jego życiu. Tak naprawdę nawet tego nie chciał. Nie wytrzymałby z drugą osobą ciągle obecną u jego boku.
Jakiś głos w nim uparcie do niego krzyczał, że to nie prawda, ale nie zamierzał go słuchać. Uśmiechnął się zadziornie i powiedział drwiąco:
– Myślałem, że tutaj się pracuje, a nie urządza schadzki.
Paolo odsunął się od narzeczonego i spojrzał na zegar, który wisiał nad wejściem do zaplecza.
– O której to się przychodzi do pracy?
– Czy to ważne? Przecież jestem – odparł obojętnie Nino i ruszył w stronę pokoju, w którym miał się przebrać w białą koszulę oraz czarne spodnie.
– Dodałeś ostatnią szansę – zawołał za nim DiCarlo.
Moretti miał na końcu języka powiedzieć „wal się”, ale nie wypowiedział tych słów, bo tym razem zostałby natychmiast zwolniony. Jeszcze wczoraj go to nie obchodziło, ale po otrzymanej groźbie musiał gdzieś pracować, aby zarobić pieniądze. Jakoś sobie poradzi. Nikomu nie zamierzał mówić o tej wiadomości, bo i tak nie ma nikogo kto by mu pomógł.

*

Vittorio zaklął z powodu braku klimatyzacji w wynajętym przy lotnisku samochodzie. Jak na drugą połowę września było dla niego za gorąco. Zdecydowanie wolał chłodniejsze dni, ale znajdując się w tej części Włoch, nie miał co na to liczyć. Dlatego musiał jakoś znieść wysoką temperaturę, jadąc w stronę Limare. W dodatku był głodny. Jak tylko jego samolot wylądował, od razu odnalazł wypożyczalnię samochodów, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Może gdybym się tak nie śpieszył, znalazłbym coś lepszego, pomyślał narzekając na dwudziestoletnią Lancię Kappa w bordowym kolorze. Tylko nie miał za dużego wyboru. Mógł wypożyczyć jakiś mini samochód lub coś większego. Przy jego wzroście w czymś tak małym czułby się niczym sardynka zamknięta w puszce.
Radio także nie działało, więc był zdany tylko na dźwięk silnika, który huczał jakby niedługo miał paść. Vittorio miał tylko nadzieję, że stanie się to przynajmniej, kiedy dotrze do Limare, które jego zdaniem mieściło się na kompletnym odludziu. Jeżeli stałoby się to pomiędzy dwoma miastami, musiałby prosić o pomoc Fabiano. Nie chciał mu jednak przeszkadzać, wiedząc jak mężczyzna jest zajęty pierwszą filią ich kancelarii. Zamierzał mu pomóc przez te dni, ale najbardziej planował skupić się na zaciągnięciu Nino Morettiego do łóżka. Zdobędzie jego ciało i w końcu nic go już nie będzie męczyć.
Przejechał jeszcze kilometr kiedy silnik zarzęził, coś się zatłukło, a potem prostu zgasł. Samochód potoczył się kawałek z górki i w końcu zatrzymał się.
– To chyba żart – burknął Falcone. Nadepnął na pedał gazu, przekręcił kluczyk, silnik znów zarzęził i nastąpiła cisza. – Nie, to musi być żart. – Przesunął ręką przez włosy. – Co za grat. – Uderzył dłonią w kierownicę, a potem wysiadł i rozejrzał się wokół.
Fragment drogi, na której się znajdował, umieszczony był na skarpie. Stąd mógł doskonale widzieć rozległe morze, po którym w oddali pływały łodzie. Poza nim wszędzie wokół znajdowały się skały i porośnięta wysoko sucha trawa. Gdzieś w oddali dostrzegał zarys pierwszych budynków w Limare.
– Istne pustkowie – powiedział do siebie. Nie lubił takich miejsc. W dodatku zauważył, że po tej drodze rzadko kto przejeżdża. Gdy był tutaj pierwszy raz, nie zauważał takich rzeczy, bo nic mu się nie psuło, gdyż przyjechał swoim samochodem. Tym razem chciał być na miejscu szybciej, a nie za dwa dni i utknął w szczerym polu.
Próbował jeszcze raz uruchomić samochód nim zdecydował, że trzeba będzie wezwać pomoc. Najpierw planował zadzwonić do wypożyczalni i kazał im tu przyjechać oraz oddać mu pieniądze. Zanim to jednak zrobił, zepchnął samochód na pobocze z czym nie miał problemów. Jego szara koszulka była już przepocona, a wierzchem dłoni starł pot z czoła. W samo południe słońce niemiłosiernie grzało i nawet wiatr od morza wydawał mu się gorący.
Zajrzał do wnętrza samochodu i pochylił się bardziej, by sięgnąć po telefon leżący na przednim siedzeniu Lancii. Odszedł kawałek od pojazdu i zadzwonił do wypożyczalni. Wystarczyła chwila rozmowy, by mężczyzna z którym rozmawiał doprowadził do go wściekłości. Okazało się, że nie mają sprzętu by przyjechać i ściągnąć samochód z powrotem. Do tego Vittorio usłyszał, że Lancia była sprawna i to jego chciano obciążyć za jej awarię. Zanim powiedział im co o tym myśli i zagroził sądem, jego telefon odmówił posłuszeństwa. Przyłożył kilka razy palec do czytnika linii papilarnych by odblokować ekran, ale to nie zadziałało. Urządzenie na nic nie reagowało, co było dowodem na to, że skończyła się bateria. Przypomniał sobie, że jej nie naładował przed wylotem.
Nadzieję na uruchomienie urządzenia miał w power banku, ale po przeszukaniu torby stwierdził, że nie wziął go ze sobą. Nie był w stanie się skontaktować z Fabiano i po prosić go o przyjazd.
– To nie może się dziać – burknął. – Jakieś fatum czy co?
Jeszcze raz spróbował uruchomić silnik w samochodzie, ale nie było żadnej reakcji. Spojrzał na drogę, którą już dawno powinien pokonać. Stwierdził, że czeka go bardzo długi spacer.

*

Nino pozbierał z jednego ze stolików na dworze talerze po klientach, którzy zjedli obiad. Wytarł blat, a potem zaniósł wszystko do kuchni.
– Nino, masz tu gotowe zamówienie do stolika siódmego – poinformował go Enrico.
– Dobra – odpowiedział bez przekonania.
Stolik siódmy znajdował się w ogródku i chociaż drzewa rzucały gęsty cień to i tak było gorąco. Jesień witała ich upałami, podczas gdy on wolałby jej chłodniejsze dni. Wziął zamówienie, którym były dwie sałatki bałkańskie. Dzisiejszego dnia dużo osób zamawiało lekkie, chłodniejsze dania, ale nie stronili też od tych gorących i bardziej pożywnych posiłków. Szczególnie zajadali się cannelloni według najnowszego przepisu Paolo.
W przejściu na salę Nino ominął się z Camillą. Natomiast na sali stanowisko baristy zajmował jego brat, który rozmawiał z klientem, a przy ulubionym stoliku kończył obiad Fabiano. Nadal nie potrafił uwierzyć, że taki prawnik, który pewnie ma dużo pieniędzy, zainteresował się jego bratem. Na swój sposób czuł się z tego powodu zazdrosny. Głupi ma zawsze szczęście, pomyślał wychodząc na dwór i czując jak uderza w niego gorące powietrze. Zaniósł zamówienie do stolika, przy którym siedziały młode klientki i uśmiechnął się do nich. Dziewczyny były bardzo ładne i robiły do niego maślane oczy. Nie reagował jednak na to, bo nie był nimi zainteresowany. Zdarzało mu się umawiać z kobietami, ale zdecydowanie wolał coś innego. One od zawsze były tylko przykrywką i czasami próbą zmiany tego kim jest.
– Czy jeszcze czegoś panie potrzebują? – zapytał słysząc w oddali silnik zbliżającego się samochodu.
– Dziękujemy, mamy już wszystko – odpowiedziała klientka o ogniście rudych włosach.
Skinął jej głową, a potem obejrzał się, kiedy huczący odgłos silnika znalazł się naprawdę blisko. Koło ogródka zatrzymał się Iveco Daily, na którego boku był duży napis głoszący, że należy on do miejscowej firmy budowlanej. Na skrzyni, na której nie było plandeki, znajdowała się jakaś maszyna. Nie to jednak zwróciło największą uwagę Nino. Kiedy drzwi się otworzyły, ze środka wyskoczył mężczyzna, którego widok sprawił, że serce Morettiego wydawało się na chwilę zatrzymać.
– Ale seksowna bestia – powiedziała jedna z klientek. – Takiego bym nie wypuściła z łóżka.
– Ciekawe kto to jest. – Zastanawiała się druga.
Nino doskonale wiedział kim jest mężczyzna dziękujący kierowcy, a potem idący do skrzyni i sięgający po torbę. Vittorio wyglądał zupełnie inaczej niż go zapamiętał. Mężczyzna nie miał na sobie eleganckiego ubrania, a jedynie jasnoniebieskie dżinsy i szarą, przybrudzoną koszulkę, która ciasno okrywała każdy mięsień szerokiego torsu oraz bicepsów. Fragment uniósł się, odsłaniając na brzuchu pasek śniadej skóry, kiedy Falcone przerzucił sportową torbę przez ramię. Ten widok sprawił, że Nino poczuł w brzuchu przyjemny skurcz. Po raz kolejny Falcone poruszał w nim pragnienia, przez które upadał.
Jedna z kobiet prawie pisnęła, kiedy Vittorio spojrzał w ich kierunku. Nino jednak wiedział, że zielone oczy spojrzały nie na nie, lecz na niego. Było coś w tym mężczyźnie, że gdyby Moretti miał ogon, to podkuliłby go pod siebie i uciekł. To drugie mógł zrobić z łatwością, ale nie był osobą, która wybiera taką drogę. Wyprostował się jak struna i zapytał:
– Co ty tu robisz?
Zmęczony, głodny i marzący o kąpieli Vittorio, nie najlepiej zareagował na takie powitanie piękności, która nieustannie go nawiedzała w snach i na jawie. Uniósł wolno dłoń i chwycił palcami szczękę Morettiego. Zrobił to w taki sposób, aby dać znać młodemu mężczyźnie, że nie ma ochoty na żarty, ale żeby nie pozostawić śladów na skórze. Nie chciałby uszkodzić tej pięknej twarzy. Nie należał do mężczyzn, którym sprawia to przyjemność. Nigdy też nie bronił takich osób, a stał po stronie ofiar.
– Może byś tak powiedział miłe dzień dobry, mój piękny. Postarałbyś się też znaleźć dla mnie wolny stolik, a potem podałbyś mi coś dobrego do jedzenia. Gdy jestem głodny, jestem zły. – Przesunął kciukiem po idealnie wykrojonych przez naturę ustach Nino. Spojrzał na nie, a potem w jego niebieskie oczy. – Przeszedłem kawał drogi zanim podwiózł mnie ten miły budowlaniec, który właśnie odjechał. Humor mi nie dopisuje i mam wielką ochotę kogoś przelecieć – dodał ciszej zbliżając ich twarze do siebie. – I mam już kandydata.
Serce Nino biło tak mocno, jakby chciało mu przebić dziurę w piersi, a znajome podniecenie wkradło się do jego ciała, chętnie reagującego na te słowa, co wzburzyło jego nerwy. Odepchnął rękę Vittorio i syknął przez zaciśnięte zęby:
– Chrzań się. A wolne stoliki znajdziesz w środku. – Wskazał na budynek za nim. Znajdź sobie jakiś, ja jestem zajęty – dodał odchodząc, zanim jego gniew wymknie mu się spod kontroli. Miał nadzieję, że Vittorio pieprzony Falcone nie zajmie stolika, które on dzisiaj obsługiwał. Nie chciał mieć nic wspólnego z gnidą, która wyrywa z niego najskrytsze pragnienia.
Vittorio nie uśmiechał się, tylko patrzył twardo na oddalającego się Morettiego. Jego cienkie spodnie podkreślały doskonały tyłek, a szerokie plecy skryte pod białą koszulą sprawiały, że miał ochotę docisnąć tego mężczyznę do ściany. Czym bardziej Nino był wściekły, tym mocniej się na niego nakręcał.
Będziesz mój, piękny, pomyślał. Oderwał od niego wzrok i spojrzał na dwie kobiety wpatrujące się w niego jakby był najsmaczniejszym kąskiem na świecie. Innym razem obiema by się zainteresował. Na razie jednak miał inny obiekt, którego pożądał tak jak nie robił tego od lat.
– Witam panie i do widzenia – powiedział uprzejmie i ruszył w stronę wejścia do bistro, mając nadzieję, że schroni się w chłodnym pomieszczeniu.
Przechodząc przez próg, spojrzał w bok i prawie zderzył się z wychodzącym mężczyzną. Od razu przeprosił, a potem usłyszał:
– Vittorio, kiepsko wyglądasz.
– Witaj, Fabiano. Ty jak zwykle wyglądasz nieskazitelnie. Ja miałem kilka ciekawych przygód w czasie drogi. Masz ochotę o nich posłuchać?
Zanim zniknął z przyjacielem we wnętrzu lokalu, obejrzał się przez ramię i uśmiechnął odkrywając, że Nino na niego patrzy. W oczach mężczyzny był wojowniczy błysk i zamierzał wkrótce sprawdzić jego temperament. Jak szybko mi ulegniesz?
Nino zrobiło się bardzo gorąco i tym razem temperatura panująca na zewnątrz nie miała z tym nic wspólnego. To jak mężczyzna na niego spojrzał, upewniło go w tym, że Falcone jest drapieżnikiem, a on jego ofiarą. Urwę mu jaja jak tylko mnie tknie, pomyślał ze złością. Chociaż tak do końca nie był pewny, co by wtedy zrobił. Na samą myśl o dłoniach tego mężczyzny na jego ciele, odczuwał niesamowite napięcie w podbrzuszu. Obawiał się, że ignorowanie tego jak i Vittorio, nie będzie takie łatwe. Już ostatnio każda chwila z nim była torturą, ale Vittorio nie zrobił nic, co by zepsuło relację pomiędzy adwokatem, a jego klientem. Aczkolwiek patrzył tak, jakby chciał zedrzeć z niego ubranie, a on by mu na to pozwolił. Zaklął w myślach na to i wrócił do pracy, wyrzucając z głowy to, czego nigdy nie powinno tam być.

*

Fabiano zaprowadził przyjaciela do stolika, który zawsze okupował przychodząc do Amare na obiad. Bistro stało się centrum jego życia. Tutaj pracował Ivo, z którym gdy był mniejszy ruch lub zmianę miał drugi barista, mógł zjeść posiłek. Z łatwością miał także szansę spotkać się z bratem, a i spokojnie wypić najlepszą na świecie kawę. Miał wrażenie, że w tym lokalu toczy się większość życia wielu ludzi, których poznał w Limare. Domenico spędzał tutaj całe dnie, zarządzając tym miejscem, a Paolo gotował w uchowanej kuchni. Był tutaj także Nino, za którym wciąż nie przepadał, ale nauczył się go tolerować. I teraz w tym miejscu znalazł się Vittorio Falcone, wypijający jednym haustem szklankę niegazowanej, chłodnej wody z cytryną.
– Co się stało? – zapytał Salieri. Nie skomentował maleńkiej blizny na jego policzku.
– Stał się pieprzony, wynajęty na szybko samochód, który rozkraczył się jakieś dziesięć kilometrów stąd. Musiałem iść kawał drogi pieszo, zanim ktokolwiek raczył się zatrzymać i mnie podwieźć. Wcześniej jak ktoś się nawinął to dodawał gazu, by tylko się nie zatrzymać i zwiać gdzie pieprz rośnie – mówił Vittorio, nie zważając na to jak prostym językiem to robi. Kiedy znajdował się na sali sądowej, czy rozmawiał z klientem, zachowywał się zupełnie inaczej i używał bardziej wyrafinowanego słownictwa. Teraz był zwykłym mężczyzną, którego nerwy wciąż dawały o sobie znać. – W dodatku kiedy zadzwoniłem do właściciela tej wypożyczalni. to dopiero mi facet podniósł ciśnienie – opowiedział Fabiano o rozmowie i o tym, że nie mógł do niego zadzwonić z powodu padniętej baterii. Uprzedził dzięki temu pytania przyjaciela na ten temat.
– Czego potrzebujesz? – Salieri wziął do ręki menu i podał przyjacielowi. – Poza jedzeniem oczywiście.
– Muszę zmienić koszulkę, a potem poszukać jakiegoś warsztatu, by ściągnąć z drogi tego grata i go naprawić. Znasz kogoś kto by mi pomógł?
– Dobry warsztat? Średnio tu z takimi. Pojedziesz zmienić pasek rozrządu, a wmówią ci, że potrzebujesz wyremontować silnik – odpowiedział Fabiano. – Za to znam dobrego mechanika, który nie pracuje w żadnym warsztacie.
– Dasz mi jego numer? – zapytał Falcone przeglądając menu. Zjadłby konia z kopytami. – Gruchot nie może tam stać. Przyznam, że najchętniej to zepchnąłbym go z tamtej skarby do morza, gdybym potem nie musiał tłumaczyć się z tego zarówno właścicielowi jak i policji.
– Pomógłbym ci. Ludzie mówią, że jestem dobrym prawnikiem – rzekł Fabiano.
Vittorio spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął się szeroko. W tym się bardzo różnili. Salieri nie potrafił tego robić, natomiast jego usta ciągle układały się do uśmiechu.
– Naprawię to coś, a potem wystawię im sowity rachunek. Dobrze znów z tobą rozmawiać osobiście, Fabiano. Chociaż nadal nie potrafię ci wybaczyć, że przez tyle lat ukrywałeś przede mną swoje preferencje seksualne. A ja ci tyle kobiet przedstawiałem.
– A ty tego nie robiłeś?
– Robiłem, ale wolę kobiety, ale od czasu do czasu dobrze posmakować inne kąski. Szczególnie kiedy są bardzo interesujące – dokończył patrząc na Nino, który rozmawiał z klientem składającym zamówienie.
Fabiano podążył oczami w kierunku w jakim patrzył Falcone. Już dwa miesiące temu wyczuł chemię pomiędzy Ninem, a Vittorio. Aczkolwiek nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło, bo przyjaciel zachowywał się bardzo profesjonalnie. Nie licząc ich pierwszego spotkania w Amare, kiedy to omal nie aresztowali dwudziestosześciolatka. Nawet nie był pewny czy Nino by na coś pozwolił. Wątpił, aby chłopak był gejem lub nawet biseksualny. Ale do niedawna sądził, że Vittorio preferuje wyłącznie kobiety. Wiedział jednak na pewno to, że Vittorio zawsze sięga po to czego chce i to zdobywa. Brat jego partnera był w tarapatach.
– Dasz mi numer do tego doskonałego mechanika? – zapytał Falcone.
– Właśnie na niego patrzysz.
– On? – Zdziwił się Vittorio.
– On.
Vittorio słysząc potwierdzenie, poczuł, że właśnie wygrał życie.

19 maja 2019

Miłość w Limare - Rozdział 1


 Hej, Kochani, od dzisiaj przez kolejne trzynaście tygodni będziecie zaglądać do życia bohaterów trzeciego tomu "Amare". Poznacie nową parę i zajrzycie do tych, które już się pojawiły i są Wam dobrze znani. Mam nadzieję, że ta część będzie się Wam podobać i zdobędzie Wasze serca. :)
Opis trzeciej części znajdziecie tutaj: Klik
Zaczynamy. :D


Klucz zgrzytnął w zamku, a Nino siedzący na kanapie przewrócił oczami. Niedobrze mu się robiło na myśl, że znów będzie musiał rozmawiać z bratem. Najlepiej jakby go już nigdy więcej nie zobaczył. Prawie świętował, kiedy Ivo wyjechał ze swoim facetem na niecałe dwa miesiące. Chciał żeby już nigdy nie wrócił, ale jego życzenie się nie spełniło. Jego męska wersja siostry wróciła dwa tygodnie temu oznajmiając, że Fabiano pozałatwiał wszystkie sprawy w Rzymie i na dobre przeniósł się do Limare. Zdaniem Nino mężczyzna był idiotą. On sam nigdy by się nie przeniósł do tego miasteczka. W dodatku Salieri nie tylko się tu sprowadził, ale także otworzył filię swojej kancelarii. Z tego co już mu braciszek zdołał opowiedzieć, to główną siedzibą miał zająć się Vittorio Falcone. Nienawidził tego faceta. Prawnik tak bardzo zalazł mu za skórę, że na samą myśl o nim miał dreszcze. Był zdany na niego tylko przez dwa tygodnie i za każdym razem, kiedy go widział chciał mu przyłożyć. W dodatku Falcone patrzył na niego jak drapieżnik na swoją ofiarę, a Nino nie zamierzał być nią.
Ze stolika wziął piwo oraz ściszył telewizor, kiedy brat pojawił się w salonie.
– Czemu to zawdzięczam ten zaszczyt, jaki mnie spotkał na twój widok, panienko? – zapytał Nino.
– Twoje durne odzywki nie robią na mnie wrażenia. Przyszedłem zapytać, dlaczego dzisiaj nie pojawiłeś się w pracy? – Ivo wziął krzesło, odwrócił je i usiadł na nim okrakiem, a ręce ułożył na oparciu.
Nino popijając piwo, przyglądał się bratu. Ivo ponownie nałożył makijaż, jakby nie mógł się bez niego obyć. Ten był mocniejszy niż ten, który zazwyczaj nosił. Brzydził się mężczyznami, którzy się malowali. Ale to nie był powód, dla którego nienawidził wpatrującej się w niego z pytaniem w oczach siostruni.
– Zrobiłem sobie wolne – odpowiedział lekceważąco.
– Wolne? Ciągle je sobie robisz. Mogłeś dzisiaj przynajmniej zadzwonić, że nie przyjdziesz. Ledwie ubłagałem Paolo, aby cię nie zwalniał.
– Mam w dupie tę robotę – prychnął Nino.
– Jeżeli tak, to następnym razem nie będę cię bronić. – Ivo zdenerwował się na to, co powiedział brat. Nie rozumiał o co mu chodzi. Praca w Amare była dobra. Paolo i Domenico również dobrze płacili i brat mógł za to spokojnie żyć. – Sądzisz, że skoro już odsunięto od ciebie podejrzenia o morderstwo, bo znaleźli prawdziwego sprawcę, to znajdziesz gdzieś lepszą robotę niż ta, którą masz? Jeżeli tak to odejdź, ale wiedz, że już ci nie pomogę finansowo. Za co kupisz żarcie? A co z twoimi długami? Nikt ich za ciebie nie spłaci. Wolałbym, abyś nie miał do czynienia z tymi ludźmi. Prawie poszedłeś za jednego z nich siedzieć – dodał kiedy Nino beztrosko wzruszył ramionami. Osłabiało go to. Brat zachowywał się jakby nie miał powodów, aby myśleć o przyszłości. Żył z dnia na dzień, nawet nie próbując niczego zmienić w swoim życiu, a przecież miał już dwadzieścia sześć lat, a nie dziesięć.
– Skończyłeś jojczenie? – Nino spojrzał na Ivo spod na wpół przymrużonych powiek? – Nie poszedłem siedzieć i wiedziałem, że nie pójdę. Nie zabiłem tego dilera.
– Za kratami siedzi dużo niewinnych ludzi – przypomniał mu barista.
– No i? Przynajmniej o nic się nie martwią. Jest im wygodnie. Mają co jeść. Rachunków nie płacą. A czasami mają lepsze warunki od nas. – Dopił resztę piwa. To już było jego ostatnie i musiał jakieś kupić by uzupełnić zapasy.
– Tak i dają dupy silniejszym od siebie – rzucił Ivo coraz bardziej zły na brata. Zastanawiał się czy kiedykolwiek nadejdzie taki czas, że przestanie się o niego martwić. Przecież dawniej Nino go bił, wyzywał, a on i tak mu pomagał. – Chcesz być cwelem? Super. – Wstał i odstawił krzesło pod ścianę. – Ciesz się, że jesteś na wolności. Masz się martwić o to z czego opłacisz rachunki, uzupełnisz lodówkę i za co się ubierzesz. Nawet za co kupisz to cholerne piwo! – Wskazał na kilka stojących na stoliku butelek. – Jutro widzę cię w pracy. Nie zmarnuj szansy jaką ci przez ostatnie dwa miesiące dawał Paolo. Powinieneś być mu wdzięczny, że cię przyjął i nawet za darmo karmi. Nie przyjdziesz, to sam mu powiem, aby cię zwolnił – dodał na koniec lekko unosząc głos.
– Panienko skończ już i spadaj do domu do swojego gacha, dobra? – Nino pogłośnił dźwięk w telewizorze.
– Przynajmniej ktoś na mnie czeka. A patrząc na twój charakter, to jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że ktokolwiek i kiedykolwiek będzie czekać na ciebie. Wygląd to nie wszystko – powiedział barista na koniec zanim wyszedł wiedząc, że dzisiaj w żaden sposób nie dogada się z bratem.
– Wal się – burknął pod nosem niezadowolony Nino. Kopnął stojący przed nim stolik. Butelki niebezpiecznie poruszyły się, ale ustały w miejscu. – Gdybyś tylko, kurwa, wiedział…
Wstał i nie przejmując się stojącym krzywo stolikiem, poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, by zrobić sobie nędzną kanapkę, ale znalazł w niej tylko puste półki, światło oraz karton zepsutego mleka. Czekały go zakupy, a tego nie znosił najbardziej na świecie.
Z pokoju, w którym spał, a który dawniej dzielił z bratem wziął portfel. Sprawdziwszy uprzednio czy ma w nim jakieś pieniądze, zdecydował się pójść do najbliższego mini marketu, który znajdował się dwie ulice dalej. Było w nim najtaniej, chociaż nie mieli jego ulubionego piwa. Na razie będzie musiał się obejść smakiem i kupić coś, według niego, gorszego.
Przechodząc obok pokoju mamy, zajrzał do jej sypialni. Pomieszczenie od dawna stało puste, pozbawione oznak jej obecności. Lepsze ubrania Ivo oddał dla biednych, a te gorsze wyrzucił na śmieci. Wersalki, na której spała także nie było, a szafa straszyła otwartymi drzwiami i pustymi półkami. Mógłby przenieść się do tego większego pokoju. Wystarczyłoby tylko wnieść tutaj dwuosobowe łóżko, które ostatnio nabył na wyprzedaży. Nie umiał jednak się przemóc, aby to zrobić. To od zawsze był pokój matki i mimo, że jej już nie było od jedenastu miesięcy, dla niego nic się nie zmieniło. Poza tym najchętniej sprzedałby to mieszkanie i wyjechał. Niestety z zerowymi perspektywami na przyszłość mógł tylko gnić w Limare i pracować jako kelner u człowieka, który go nie znosił. Zresztą ta sympatia była wzajemna.
Zabrał klucz od domu, który zawsze zostawiał w filiżance obok telewizora i założywszy cienką bluzę, wyszedł na zakupy.

*

Vittorio ze złością rzucił marynarkę na kanapę. Kolejna randka nie wypaliła i noc zapowiadająca się na gorącą pozostała w sferze marzeń. Wszystko przez to, że patrząc w oczy kobiecie, z którą się spotkał i zamierzał pocałować, powiedział do niej Nino. Zaraz potem poczuł uderzenie w twarz i ból jaki zadał jej pierścionek.
Podszedł do łazienki by spojrzeć w lustro. Na lewym policzku znajdowało się niewielkie nacięcie, ale obficie krwawiło plamiąc śnieżnobiałą koszulę. Rękę również miał we krwi oraz chusteczkę, którą przycisnął do policzka.
– Cholera jasna – warknął pod nosem, przemywając dłonie pod bieżącą wodą.
Zmył też twarz z krwi i obtarł delikatnie papierowym ręcznikiem. Potem sięgnął do apteczki i wyjął środek odkażający i plaster.
– Pieprzony Nino Moretti – burknął pod nosem. Od kilku tygodni widział go wszędzie. W każdej napotkanej osobie i w snach. Najgorsze w tym wszystkim było to, że myślał o mężczyźnie.
Miał w przeszłości kilka eksperymentalnych epizodów z mężczyznami, ale zdecydowanie preferował kobiety. Tak było idealnie. Jego spokój się skończył, kiedy po raz pierwszy na nagraniu usłyszał głos Morettiego. Niski, bardzo męski, a zarazem mający w sobie jakąś melodyjną nutę tylko z tych ostrzejszych, bo nie było w tym nic z łagodności. Jak tylko go usłyszał czuł się od razu podniecony. Jakby głos był połączony z jego ciałem, które odpowiadało na to z chęcią. Słuchał nagrania podesłanego mu przez Fabiano tyle razy, że wstyd by mu było komukolwiek o tym powiedzieć. Robił to po to, aby usłyszeć ten głos. Z ust Nino często wychodziły przekleństwa, co udowodnił od razu jak tylko po raz pierwszy się spotkali, zadając pytanie: „Kim ty do chuja jesteś?”.
Doskonale pamiętał ten moment, kiedy chwycił go za gardło i powiedział kim jest dla Nino. Pamiętał jeszcze lepiej to jak po jego słowach oczy Morettiego rozszerzyły się i mógł przysiąc, że w tamtej chwili Nino pragnął go tak samo jak on jego. Mimo tego przez kolejne dwa tygodnie nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło. Nie mógł przespać się z klientem, a potem wyjechał i nigdy nie dotknął tego mężczyzny. Może to był błąd. Miałby za to spokój i nie wymawiałby jego imienia w intymnych sytuacjach. Co już uważał za obsesję i myślał czy nie zacząć leczenia. Chociaż tak naprawdę wolałby coś innego. Chętnie utemperowałby jego charakter i poznałby powody, przez które Nino nosił w sobie tak dużo złości. Nienawiść do brata także musiała się skądś brać. Nino Moretti był interesującą zagadką, a on lubił je rozwiązywać.
– Faktycznie szkoda, że nie miałem na to czasu oraz na to, aby cię posmakować, Moretti – szepnął do siebie, patrząc na swoją twarz w lustrze. – Wtedy każdą wolną chwilę poświęcił na walkę o to, aby nie aresztowano Morettiego, który przez to kim był, wpakował się w ogromne bagno i łatwo mógł pójść na dno. Ciężko go było z tego wyciągnąć i prawie mu się to nie udało, ale szczęśliwy traf sprawił, że Nino oczyszczono z zarzutów. Prawdziwy morderca po pijanemu chwalił się kumplom, że zabił dilera narkotykowego, bo mu ktoś za to zapłacił dużą sumę.  
Z łazienki przeszedł do kuchni swojego dużego mieszkania, które uwielbiał tak samo jak życie w mieście. Nie wyobrażał sobie mieszkania choćby w takim Limare. Dlatego wciąż nie mógł uwierzyć w to, że Fabiano opuścił Rzym. Mężczyzna, który często powtarzał, że miłość nie istnieje, był w stanie pokierować się tym uczuciem i wybrać inne życie. Do tego życie z mężczyzną, co było wielkim zaskoczeniem dla Vittorio. Znali się przecież tyle lat, a ciągle łapał się na tym, że wie tak mało o przyjacielu. Nigdy by nie przypuszczał, że Fabiano Salieri lubi mężczyzn i to o wiele bardziej od kobiet. Nigdy jednak nie dążył do tego, aby poznać tajemnice mężczyzny. Inna się sprawa miała jeżeli chodziło o Nino.
To o nim, a nie o Fabiano, myślał bezustannie każdego dnia i śnił w nocy. Nawet pomimo upływu czasu nic się nie zmieniało. Mógłby powiedzieć, że wszystko stało się bardziej intensywne.
– Muszę coś z tym zrobić.
Znając siebie i swoje obsesje miał tylko jedno wyjście. Aby wyrzucić Nino ze swojej głowy raz na zawsze, po prostu musiał go uwieść, zabawić się z nim, a potem zostawić. To zawsze działało i nie wątpił, że tym razem tak również się stanie.
Trzymając w dłoni świeżo zrobioną kawę, stanął przy oknie. Na miasto nadciągała noc, a ono rozświetlało się milionem świateł na ulicach, w sklepach, w mieszkaniach. Jakby ktoś w jednej chwili włączył przełącznik i trącił tę falę niczym klocek domina w misternie ułożonej układance. Lubił ten moment, ale rzadko miał chwilę, aby to oglądać. Zazwyczaj o tej porze spędzał czas albo w pracy, albo w klubach ze swoją nową randką.
– Wrócę do tego. Żaden facet nie namiesza mi w głowie. Wkrótce się go pozbędę. – Ta myśl go uspokoiła. Nie na długo, bo tak szybko jak o tym pomyślał, oczami wyobraźni ponownie zobaczył długowłosego mężczyznę. – Jest jak trucizna – wyszeptał unosząc filiżankę do ust.

*

– Gdzie jest ten cholerny sos do spaghetti? – burknął pod nosem Nino. – Znów coś przestawili. Jakby nie mieli nic innego do roboty, kurwa. – Jakaś staruszka stojąca niedaleko obejrzała się na niego zdenerwowana jego przekleństwem. Nie przejął się nią tylko w końcu odnalazł potrzebny mu sos.
Kolejnym trudnym zadaniem było odnalezienie makaronu i potem kilku gotowych dań, które mógł podgrzać w mikrofalówce. W jego koszyku znajdował się już papier toaletowy, żel pod prysznic i kilka butelek piwa, które wziął już po wejściu do sklepu. Tego sobie nie mógł odmówić. Po odwyku nie wrócił do narkotyków, chociaż go czasami ciągnęło i wtedy chodził na spotkania anonimowych narkomanów, na których z początku pojawiał się bardzo często. Pamiętał jak bolało odtrucie organizmu z tego świństwa i nie chciał tego powtarzać. Jedynym nałogiem jakiego się nie pozbył i nie miał zamiaru tego robić, to alkohol. Nie uważał się za alkoholika. Pił tylko piwo i traktował to jako wieczorną rozrywkę. Siadał z nim przed telewizorem, by miło spędzić czas.
Najlepiej robiłby tak cały dzień, ale musiał zapieprzać w Amare. Nie podobała mu się praca kelnera, ale gdzie indziej nie chcieli go przyjąć, mimo że nie wisiała nad nim już rychła groźba odsiadki. Za to inna sprawa miała się z jego przeszłością, która przez morderstwo dilera wyszła na jaw. Nikt nie chciał przyjąć narkomana, mimo że już nie brał i kogoś kto ma na karku długi u handlarzy nielegalnym towarem. Każdy obawiał się, że przyciągnie za sobą uwagę tych, którym winien jest pieniądze. Nawet w warsztacie nie chcieli jego powrotu tłumacząc tym, że nie miał szkoły, ani żadnych uprawnień do naprawy samochodów. Jego wiedza samouka nie miała tu znaczenia. Jakoś wcześniej im to nie przeszkadzało, pomyślał.
Może i nie był wykwalifikowanym mechanikiem, ale znał się na samochodach jak mało kto. Był lepszy od tych po szkołach, czy też kursach dających uprawnienia do naprawy samochodów osobowych lub ciężarowych. Kierownik oraz właściciel warsztatu nie chcieli go i musiał pracować w bistro należącym do Paoli DiCarlo i jego faceta. Nie znosił usługiwać ludziom i przebywać w ich gronie. Na ogół był samotnikiem i dobrze się z tym czuł. Jedynym plusem pracy w bistro było to, że dostawał tam darmowe posiłki. Mógł zjeść ile chciał i nikt się tego nie czepiał. Pracownicy mieli duże przywileje, ale i tak chciałby stamtąd odejść. Dzisiaj nie poszedł do pracy i był głodny, więc do jednego opakowania lasagne dołączył drugie na zapas.
Ruszył w stronę kasy, kiedy przechodzący obok niego mężczyzna mocno go potrącił, niemalże spychając na półki, które Nino miał za plecami. Ze złością odepchnął człowieka mającego na sobie bluzę z nałożonym na głowę kapturem.
– Co kurwa?! Uważaj jak chodzisz palancie! Ej, nawet nie przeprosisz?! – krzyknął za odchodzącym. Pokręcił głową i wznowił trasę do kasy.
Po drodze wziął jeszcze paczkę miętowej gumy do żucia i stanął w kolejce. Na szczęście przed nim były dwie osoby. Pierwszą z nich był nastolatek, który mieszkał w jego sąsiedztwie, a który nigdy nie rozstawał się z telefonem i słuchawkami w uszach. Muzyka, której dzieciak słuchał była tak głośno, że nawet on ją słyszał. Mógłby przysiąc, że w przyszłości młody straci słuch od tego. Drugą osobą z kolejki była spotkana już dzisiaj staruszka i właśnie odchodziła od kasy zapłaciwszy za kilka kupionych rzeczy. Chłopak miał tylko chipsy i napój, więc Nino sięgnął do kieszeni do portfel czekając na swoją kolej. Zmarszczył brwi, kiedy okazało się, że poza nim w kieszeni znajduje się jakaś kartka. Wcześniej niczego takiego tam nie było. Wyjąwszy złożoną na kilka części kartkę rozwinął ją. Czytając słowa, które się na niej znajdowały oblał go zimny pot, a strach zajrzał w oczy.
„Trzeba było pójść siedzieć za tego dilera. Wszystko miało wskazywać na ciebie, ale zrobiłeś jedną głupią rzecz. Nie przyznałeś się, a mogłeś to zrobić i mieć spokój. Ten spokój się skończył. Trzeba zapłacić za towar, który się wzięło na kredyt. Jeżeli do określonego dnia nie zapłacisz całego długu, możesz pożegnać się ze swoim życiem. Termin upływa już niedługo, a procent rośnie każdego dnia.”
Otarł pot z czoła, kiedy zwinął kartkę i ją schował. Obejrzał się za siebie, ale nikogo nie widział poza kobietą z dwójką dzieci. Na pewno nie było tam tego, który na niego wpadł. Na samą myśl, że równie dobrze ten ktoś mógłby go w tamtym momencie zabić, a nie tylko podłożyć wiadomość, przeszedł go lodowaty dreszcz. Tym ludziom nie przeszkadzałyby kamery, bo dziwnym trafem tego dnia, akurat by nie działały. Już nie tak spokojny jak wcześniej Nino wyłożył produkty z koszyka na bardzo krótką taśmę, kiedy nastolatek płacił za swoje zakupy, po czym poczekał na swoją kolej, by zrobić to samo.

*

Tymczasem w innej części miasta Ivo wziął prysznic i usiadł na kanapie z książką w ręku. Zanim jednak zaczął czytać, rozejrzał się z lekkim uśmiechem po salonie, w którym od kilku dni stał fortepian. Fabiano zamówił firmę zajmującą się przeprowadzkami i wraz z innymi rzeczami przywieziono instrument. Ivo z początku obawiał się czy wystarczy miejsca na tak duży mebel, ale fortepian doskonale wpasował się w część salonową. Fabiano już kilka razy na nim grał, a on słuchał oczarowany. Jego partner zdecydowanie powinien zostać muzykiem, ale doskonale spełniał się jako adwokat. Tylko tak mógł pomagać ludziom, co już robił. Zaledwie wczoraj został oddany do użytku jego gabinet w byłym banku Salerno, a już miał klientkę, której mąż chciał odebrać dzieci po tym jak od niego odeszła, kiedy ją pobił w ataku furii. Z nową kancelarią wiązało się jeszcze wiele spraw remontowych i przyjęcie pracowników, ale Fabiano nie chciał czekać z rozpoczęciem działalności.
Mężczyzna musiał pracować. Bez tego męczył się. Nawet Ivo nie zawsze był mu w stanie pomóc. Od czasu szczerej rozmowy pomiędzy nimi koszmary tak często nie wracały, a jeżeli miały miejsce to przytulał partnera i Fabiano uspokajał się. Mężczyzna nie mógł jednak zapomnieć o swojej przeszłości i walczył z tym każdego dnia. Ivo wierzył, że to co męczy jego chłopaka, w końcu odejdzie w zapomnienie.
Dzisiaj miał być tego początek. Prawnik był właśnie na swojej pierwszej terapii, którą musiał przełożyć o kilka tygodni, zanim nie pozałatwiał wszystkiego w Rzymie. W końcu zamieszali razem w Limare i wiedli życie jako para. Moretti chciał, aby to się nie skończyło. Gdzieś nadal pozostawał w nim strach, że Fabiano może zmienić zdanie. Owszem liczył się dla tego mężczyzny, co kochanek często powtarzał, ale jeszcze ani razu nie powiedział mu, że go kocha. Niby słowa nie były ważne, ale pragnął je usłyszeć. Szczególnie jeżeli padłyby z ust kogoś, kto całymi latami zaprzeczał istnieniu miłości.
Westchnął i zatopił się w tekście. Po półgodzinie usłyszał jak przed dom podjeżdża samochód, więc wstał, aby odkluczyć drzwi. Otworzył je i stanął w przejściu. Fabiano rozmawiał przez telefon, wysiadając ze swojego ukochanego Maserati. Podszedł do Ivo dając mu buziaka. Chłopak chętnie zatrzymałby na dłużej jego usta na swoich, ale nie przeszkadzał w rozmowie i powrócił do książki. Dopiero kiedy partner skończył zapytał:
– Jak terapia?
– Poszło dobrze. – Fabiano zdjął marynarkę i położył ją na siedzisku przy fortepianie. – Mam miłą terapeutkę. Przyznam jednak, że zanim wszedłem do gabinetu to tak się denerwowałem, że miałem ochotę uciec.
– Proponowałem ci, że pojadę z tobą.
– Żałowałem przez chwilę, że się na to nie zgodziłem, ale po co miałbyś siedzieć godzinę w poczekalni i się nudzić. – Usiadł obok Ivo na kanapie. Dopiero teraz mógł go przytulić i porządnie pocałować.
– Nie nudziłbym się. Od czego mam książki na smartfonie? – Potarł ich nosy o siebie.
– Mój książkoholik – szepnął Salieri. – Ale nie licząc moich początkowych nerwów, poszło naprawdę dobrze.
– To się cieszę. Mam nadzieję, że ona ci pomoże. Słyszałem, że jest naprawdę dobra.
– Mam nadzieję. – Wyciągnął rękę i schował włosy Ivo za ucho. Moretti wciąż miał taką samą fryzurę, jeżeli chodziło o jej kształt, tylko tym razem włosy na całej głowie były zupełnie białe. – Właśnie rozmawiałem z Vittorio. Nie uwierzysz, ale bierze urlop i już kupił bilet na najbliższy samolot.
– Gdzie poleci? – Zgiął nogę pod siebie, siadając do partnera bardziej przodem.
– Planuje spędzić urlop w Limare.
– A to Nino się ucieszy. – Zaśmiał się Ivo, palcami robiąc w powietrzu cudzysłów. – Do dzisiaj nazywa go dupkiem. Wątpię w to, aby się nie spotkali szczególnie, że Vittorio polubił Amare i pewnie przez te dni będzie bywał w bistro. Nino tam na razie pracuje i nic się nie zmieni, jeżeli ma chociaż trochę rozumu. Mój brat z jakiegoś powodu nienawidzi twojego przyjaciela bardziej niż mnie.
– Niech Vittorio sam sobie z tym radzi – rzekł Fabiano. – Wezmę kąpiel, a potem obejrzymy jakiś film, co?
– Chętnie – odpowiedział Ivo. – Zrobię popcorn. Zanim jednak poszedł to zrobić, napisał do brata:
Pamiętaj, że jutro o siódmej masz być w pracy.

*

Nino odczytał smsa od Ivo, a potem odrzucił telefon na sofę. Nogi wyciągnął na stolik i z piwem w ręce oraz odgrzaną lasagne, powrócił go oglądania telewizji. Nie był w stanie się do końca rozluźnić, bo gdzieś z tyłu głowy siedziała dzisiejsza groźba. Nawet przez chwilę przemknęło mu przez myśl czy nie lepiej byłoby, aby się ona spełniła.