31 sierpnia 2015

Dług - Rozdział 7

Nie wiem dlaczego nie zadziałało automatyczne wstawianie. Rozdział przygotowałam, ale widać blogspot tym razem zawiódł, bo wszystko dobrze ustawiłam.Jeżeli nie wstawi się rozdział tutaj, zawsze można go przeczytać na https://fantazjeluany.wordpress.com/


 Jak widać po ankiecie, mimo że dopiero jej zakończenie dobiega końca 1 września o północy, to większość zdecydowała, że Dług będzie publikowany wyłącznie na blogu. Ci którzy chcieli całość muszą poczekać. :)

Dziękuję za komentarze ( nie odniosę się do niektórych hejtów, nie mylić z krytyką, która dobra, zawsze jest dobra). 


Zapraszam na kolejny rozdział nudnego tekstu.



Odetchnął, próbując zebrać się na odwagę, aby otworzyć drzwi rodzinnego domu.  Nadal nie wiedział jak miał im o tym wszystkim powiedzieć. To było trudniejsze, niż gdyby planował podróż w kosmos i niech się go nikt nie pyta, skąd wziął to porównanie. Nacisnąwszy klamkę, wszedł do środka, notując sobie w głowie, żeby przypomnieć mamie o zamykaniu drzwi na klucz. Zawsze o tym zapominała i każdy mógł bez problemu dostać się do wnętrza domostwa. Już w przedpokoju poczuł smród alkoholu, na co tylko pokręcił głową z rezygnacją. Doskonale mógł sobie wyobrazić, co robił tata przez ostatni czas. Zmienił buty na kapcie i po cichu przeszedł w głąb domu. Przyszedł tutaj koło południa, aby móc porozmawiać z rodzicami bez dwunastoletnich braci, którzy siedzieli w szkole do czternastej. Miał też nadzieję na brak obecności Sonii, która na przekór jego chęciom siedziała w salonie na podłodze, na kocyku. Gdy go zobaczyła, zostawiła swoje rysunki i podbiegła do niego, wyciągając ręce w górę.
– Hej, maleńka, co ty robisz w domu? – Wziął siostrzyczkę na ręce, pozwalając, aby oplotła wokół szyi swoje malutkie rączki. Jej kasztanowe loki połaskotały go po policzku.
– Jestem chola. – Sonia miała małe kłopoty z wymówieniem litery „r”.
– Co ci jest?
– Doktor powiedział, że to jakiś wirus, grypa żołądkowa czy coś w tym rodzaju – powiedziała mama, wchodząc do pokoju. – Od rana wymiotowała, ale po wizycie lekarza dostała leki i już nie czuje się tak źle. – Postawiła na stole kubeczek dla dzieci. – Podobno to zaraźliwe. Powinnam była do ciebie zadzwonić i powiedzieć, abyś jeszcze został u Darlin. Treya wczoraj już coś brało. W szkole choruje dużo dzieci. Jeszcze tylko tego mi brakuje, aby on się rozchorował i Kevin. Szpital w domu. Sonia chodź, pora na lekarstwo.
– Bleee. – Dziewczynka skrzywiła się, ukrywając twarz w ramieniu brata.
– Ej, no, duże dziewczynki nie uciekają przed podjęciem tak ważnego zadania jak połknięcie paru tabletek – mama pokazała mu buteleczkę z lekarstwem – czy wypicie kilku kropelek może i obrzydliwego, ale za to pomagającego w leczeniu syropu. Jesteś dużą dziewczynką czy małą?
– Dużą.
– To hop do mamy i połykamy kropelki, co? – Postawił ją na dywanie i patrzył jak podbiegła do matki, jeszcze raz się na niego oglądając. Właśnie dla niej zrobił to, co musiał zrobić. Ona nigdy się o tym nie dowie, chyba że powie jej o tym, kiedy będzie dorosła to. Zresztą czy za piętnaście, dwadzieścia lat będzie to miało znaczenie? Już dawno zapomni o Morganie Latimerze, mężczyźnie o magnetyzującym spojrzeniu, cudownym kochanku i tajemniczym człowieku. Mężczyźnie sprawiającym, że poczuł wreszcie, co to znaczy żyć i przekonał się, jak bardzo brakowało mu intymnej sfery życia. Ta noc była fantastyczna, a Morgan znów był delikatny i stanowczy, i… Nie powinien o tym myśleć. Nie teraz, nie przy pięcioletniej siostrze połykającej właśnie lekarstwo i mamie patrzącej na niego spod przymrużonych powiek.
– Alec, czy coś się stało? – zapytała, podając córce picie.
– Jest tata?
– Śpi. Wrócił koło trzeciej w nocy… – Odwróciła wzrok od syna, nie wiedząc, co miała jeszcze dodać.
– W całym domu czuć alkohol.
– Wietrzyłam, ale mam wrażenie, że ściany już nasiąknęły tym zapachem. Sonia, pobawisz się teraz tutaj, a ja i Alec porozmawiamy sobie w kuchni, dobrze? – Stamtąd będzie miała doskonały widok na córkę i pilnując jej, na spokojnie porozmawia z najstarszym synem.
– Dobla. Namaluję dla ciebie, Alec, rysunek. – Zdarzało jej się w niektórych słowach już bez przeszkód wypowiedzieć trudną dla niej literę, co też było wynikiem pracy logopedy i matki.
Przeszedł z mamą do kuchni i usiadłszy na krześle przy stole, oparł łokcie o blat. Chciał porozmawiać z obojgiem rodziców, ale nie zamierzał budzić pijanego ojca. Nie był pewien czy wytrzymałby z nim, nie kłócąc się. Chwilę później pojawiła się przed nim szklanka kawy i talerz cynamonowych ciasteczek, w których pieczeniu mama była mistrzem. Może powinien wziąć od niej przepis i dać Annie, aby kobieta upiekła Morganowi te ciasteczka? Znów o nim myśli. W sumie cały ranek spędził na myśleniu o tym człowieku i zastanawiał się, co to oznacza.
– To co się dzieje? – Kobieta usiadła obok niego.
– Nie wiem jak ci to powiedzieć. – Przetarł twarz dłońmi, odrzucając swoje włosy na plecy. – Od czego zacząć.
– Od początku?
– Przydałoby się, ale to trudne. Pamiętaj tylko o tym, że zrobiłem to, bo was kocham i nic złego się nie dzieje. Nawet… Nawet nie jest tak źle.
– Przerażasz mnie. Teraz to nie wypuszczę cię z domu, dopóki nie poznam prawdy.

*

– Niech Garreth Robertson będzie przeklęty! – krzyknął Morgan, mając wielką ochotę uderzyć w ścianę pięścią, ale tylko zacisnął ją w powietrzu. Nienawidził tego człowieka. – Śmiał do nas podejść, przedstawić się i zachowywać tak miło, że od tego cukru zęby się psuły.
– Widzę, że masz je wszystkie – próbował zażartować Rafe, ale od razu zamilkł, przeszyty lodowatym spojrzeniem przyjaciela. – Pewnie nie wyjaśniłeś Alecowi, dlaczego tak bardzo lubisz pana Robertsona.
– Nie. Bardzo chciałbym tego nie robić, ale mój mąż nie jest osobą, która mi na to pozwoli.
– Mogę w końcu wpaść do was, czy nadal mam trzymać się z daleka? – Rafe obserwował Morgana, od razu zauważając zmianę w tonie głosu przyjaciela, kiedy tylko wspomniał o swoim mężu.
– Z daleka?
– Wiesz, nie chciałem przeszkadzać w miodowych chwilach, narażając się na wyrzucenie z twojego domu. – Uniósł prawy kącik ust. – Jaki on jest?
– Rafe, robi się z ciebie plotkarz. – Potarł palcami nasadę nosa.
– Brian w tym względzie wygrywa. To jaki jest twój mąż?
– Taki, jakim go sobie wyobrażałem, a nawet lepszym. – Morgan zapatrzył się w przestrzeń za dużym, widokowym oknem biurowca, ale nie widział sąsiednich wysokich budynków, bliźniaczo podobnych do tego, w którym pracował. Oczami wyobraźni ujrzał stojącego przed nim Aleca, odgarniającego swoje niesforne włosy, z piorunami w oczach zamieniającymi się w ogień pożądania, uśmiechającego się, zaskoczonego. Jest w stanie przypomnieć sobie każdą jego minę, zachowanie na daną sytuację. Zna go tak krótko, a zapamiętał zbyt dużo szczegółów, co go zarazem przerażało i intrygowało.
Rafe odchylił się w fotelu, zapominając o dokumentach, nad jakimi mieli pracować, zobaczywszy inne oblicze przyjaciela, zawsze ukryte gdzieś głęboko w nim. Oblicze odkrywane tylko przed nim i Brianem, i to tak rzadko, że już nie pamiętał, kiedy widział go takiego… rozmarzonego. Wściekłość na Robertsona opętująca Morgana zamieniła się nagle w zupełnie coś innego i Rafe był niemal pewny, że jego przyjaciel zadurzył się w kimś, kto poniekąd także miał być jego zemstą. Bardzo jest ciekaw, co z tego dalej wyniknie i czy Morgan realizując swój plan, samemu nie wpadając w pułapkę. Zdecydowanie wprosi się do nich na wieczór. 
– Dobra, to może wróćmy do pracy i przygotujmy te dokumenty na zebranie zarządu. W sumie mamy na to dwa dni, ale wolę to zrobić dzisiaj niż jutro siedzieć do późna – powiedział Rafe, pochylając się nad ważnymi papierzyskami. – W ogóle skontaktowałeś się już z tym właścicielem terenu w Chinach?
– Nie. Próbowałem, ale facet zapadł się pod ziemię. – Usiadł za biurkiem, naciskając przycisk intercomu. – Megan, znajdź mi proszę umowę z Innovations Corporation sprzed dwóch lat.
– Się robi, szefie – głos sekretarki doleciał z głośniczka.
– Po co ci umowa z nimi? – zapytał Rafe, marszcząc brwi.
– Rynek azjatycki nas nie chce, więc muszę szukać innych rozwiązań. Innovations zna rynek francuski, doskonale nam się współpracowało i chciałbym dzięki nim spróbować ponownie podbić region europejski. Chcę sprawdzić warunki, na jakich opierała się nasza współpraca.
– Zarząd zbierze się pojutrze, by omówić sprawy w Azji, a ty chcesz im przedstawić…
– Potrzebuję mieć koło ratunkowe i liczę, że właściciel Innovations zgodzi się nim być.
– Za jaką cenę? – Rafe popatrzył sugestywnie na Morgana. Ostatnio Constatnine Clavel zażądał dwudziestu procent udziałów w firmie Morgana, na co przyjaciel się zgodził, bo gdy brało się pod uwagę zysk, jaki czekał obie firmy, ten był ogromny. Morgan rok później wykupił dziesięć procent swoich udziałów, ale kto wie, czego teraz zażąda Clavel.
– Muszę wejść na kolejne rynki i mieć zbyt, a on to załatwi. Przeczytam umowę i zadzwonię do niego.  Nadal jednak będę próbował skontaktować się z tym chińczykiem.
Chwilę później Megan przyniosła umowę i obaj zajęli się jej czytaniem.

*

Kobieta otarła oczy chusteczką, wciąż nie mogąc dojść do siebie po tym, co powiedział jej syn.
– Nie powinieneś był tego robić. Poświęcać się za nas, za ojca.
– Mamo, nie wyobrażaj sobie, że jest mi jakoś z tym ciężko – pocieszał mamę woląc ukryć przed nią to, że mimo wszystko jest mu bardzo ciężko. Przy okazji ponownie wmówi sobie, jak to mu dobrze. – Owszem, było i to bardzo, gdy miałem wziąć z nim ślub, ale naprawdę nie jest źle. Czasami strach ma wielkie oczy.
– To dlatego chodziłeś taki jakiś nieobecny. Sądziłam, że to w pracy coś nie tak, ale nie pytałam. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
– Odradziłabyś mi to i za kilka tygodni znaleźlibyście się na bruku. – Pochylił się w jej stronę, biorąc matkę za rękę. – Wiem, że dobrze zrobiłem. Nie żałuję. Robię to wszystko dla was i nie miej wyrzutów sumienia. Możesz powiedzieć, że się sprzedałem, ale poradzę sobie. Ten człowiek nie jest taki zły.
– Dobrze cię traktuje?
– Kto go dobrze traktuje? – Do kuchni wszedł zmizerniały, przygarbiony Andrew, mrużąc oczy przed światłem wpadającym przez okno. Od razu podszedł do kranu i wyjąwszy z suszarki szklankę, nalał sobie wody, którą wypił duszkiem.
– Nareszcie jaśnie pan wstał. – Kobieta zerwała się z krzesła i podeszła do męża, wymierzając mu policzek. – Twój syn wziął ślub z mężczyzną, któremu byłeś winny pieniądze, żebyś nadal miał dach nad głową! Twój syn poświęcił swoje szczęście i rok życia dla ciebie, pijaczyno! On zrobił coś, za co sądził, że go potępię, a tymczasem to ciebie powinnam potępić! Nic nie robisz, tylko chcesz zapić się na śmierć, sądząc, że tym rozwiążesz swoje problemy! Czekam, kiedy tylko zaczniesz wyprzedawać meble, żeby mieć za co karmić swoje nałogi, bydlaku! Kocham cię, ale teraz na równi nienawidzę i albo będziesz się leczył, albo nasze małżeństwo nie będzie trwało na takich zasadach jak dotąd! Skończy się w jednej chwili! – Kobieta jeszcze raz obrzuciła męża wrogim spojrzeniem i roztrzęsiona wyszła do płaczącej, i przestraszonej córki.
Alec siedział z otwartymi ustami, zdziwiony zachowaniem mamy. Ta kobieta zawsze była spokojna, cicha, przymykała oko na tak wiele spraw, chcąc wychować swoje dzieci na dobrych ludzi, ufnych, a tymczasem pokazała, że każdemu mogą puścić nerwy i nawet najspokojniejsza osoba potrafi wzniecić burzę. Przeniósł spojrzenie na ojca i rzekł:
– Jeszcze dzisiaj mogę zadzwonić do ośrodka uzależnień i cię przyjmą. Decyduj albo hazard i alkohol, albo rodzina. – Skoro rodzic nie chciał po dobroci, muszą zastosować szantaż. Gorzej, jeśli okaże się, że Andrew Frost nie kocha swojej rodziny tak bardzo jak swoje nałogi.
– Czy ty… Za kogo wyszedłeś za mąż?
– Za Morgana Latimera, po to, aby anulował dług. Ja jestem spłatą zaciągniętej przez ciebie pożyczki. – Patrzył jak ojciec upada na kolana i płacze, chowając twarz w dłoniach. Wyciągnął telefon z kieszeni i wykręcił numer do ośrodka.
Kilka godzin później, bardzo zmęczony fizycznie i psychicznie, wrócił do domu. Potrzebował spokoju, gorącej herbaty, laptopa i pisania, żeby odciąć się od codziennego życia. Ojca zawiózł do ośrodka, mając nadzieję, że mężczyzna nie wypisze się stamtąd za dwa dni. Mama powiedziała, że da sobie radę, ale zostawił jej połowę swojej wypłaty, obiecując ją odwiedzać tak często jak tylko da radę i jej pomagać. Odwołał spotkanie z Darlin i znajomymi, każąc przyjaciółce opowiedzieć im o sytuacji, po czym wyłączył telefon, spakował się i wrócił do domu Morgana, zaszywając się w pokoju, który mąż zostawił mu do dyspozycji. Ulokował się przy biurku i popijając herbatę zaczął pisać.
Pisanie przerwał dopiero po paru godzinach, czując ból głowy i słysząc ryk silnika samochodu Morgana. Zapisał plik swojej książki, dla pewności zrobił kopię i wyłączył laptopa.
Schodząc na parter, oprócz głosu męża usłyszał też drugi, znajomy mu z dnia ślubu. Ujrzał obydwu mężczyzn stojących przy drzwiach i rozmawiających z Alfredem. Uświadomił sobie, że dzisiaj nie zajrzał do kuchni, a zamierzał poznać Doroty i pozostałych nielicznych pracowników. Miał co innego na głowie. Jeszcze jutro ma dzień wolny, więc nic straconego. Zszedł stopień niżej i zachwiał się, kiedy pociemniało mu w oczach, i zakręciło się w głowie. Złapał się barierki, biorąc głęboki oddech. Potrzebował powietrza.
– Alec? Alec, dobrze się czujesz? – Morgan, zobaczywszy zachowanie męża, wbiegł szybko na tych kilka stopni i złapał go pod ramię. Zaniepokojony czekał na odpowiedź.
– Tak. Duszno się zrobiło.
– Chodź, wyjdziemy na taras. Alfredzie, przynieś szklankę wody.
Alec z pomocą męża zszedł na dół. Owiało go powietrze dolatujące przez niezamknięte drzwi, dzięki czemu przejrzał na oczy.
– Chyba za dużo czasu spędziłem przed komputerem – powiedział to jakby do siebie, a żołądek ścisnął mu się nieprzyjemnie. Niemniej wyprostował się, udając, że wszystko jest dobrze. – Ty jesteś Rafe, tak? – zwrócił się do wpatrzonego w niego mężczyzny.
– Zdecydowanie tak.
– Chodźmy na ten taras. Rafe wpadł nas odwiedzić. Mógł to zrobić jutro lub w weekend. – Latimer nadal patrzył na bladego jak ściana męża, prowadząc go przez salon na duży taras obstawiony roślinnością.
– Mogę teraz. Weekend mam zajęty.
Morgan pomógł mężowi usiąść i wziął od Alfreda szklankę wody. Miał ochotę zadzwonić po lekarza, ale powstrzymał się. Nawet jemu czasami robiło się duszno i potrzebował posiedzieć chwilę na powietrzu.
– Alfredzie, proszę, przynieś nam kawy, a panu Alecowi mocnej. Prawdopodobnie spadło ci ciśnienie – zwrócił się do męża i usiadł przy nim, na ławce wyściełanej poduszką.
– Po prostu miałem ciężki dzień.
– Pójdziesz wcześniej spać. Musisz wypocząć. – Poczuł złość na siebie, że zamiast dać Alecowi w nocy spać, to urządzał mu tury seksualnej rozkoszy. Odgarnął mężczyźnie włosy z twarzy i odetchnął, kiedy policzki Aleca nabrały kolorów. Mimo że wziął z nim ślub z dwóch powodów, a żadnym z nich nie była miłość, to i tak nie chciał, żeby kochankowi coś się stało. Nie miał łatwego doświadczenia z chorobami i chorymi ludźmi. Czuł wzrok przyjaciela na sobie i już miał coś powiedzieć, kiedy przed nimi pojawiła się kawa i talerzyki z szarlotką.
– Proszę, Anna powiedziała, że panu Alecowi mógł spaść cukier, szczególnie, że nie zjadł obiadu, więc specjalnie dla panicza dała dwa kawałki – poinformował Alfred, oddalając się po chwili.
– Anna zapomniała o mnie. – Rafe z żalem wpatrywał się w swój talerzyk, na którym był tylko jeden kawałek ciasta. – Jak mogła? Zawsze biorę dwa.
– Weź mój, łasuchu – mruknął Morgan – i nie zachowuj się jak dziecko.
Alec upił łyk kawy i natychmiast odstawił filiżankę, kiedy jego oczy spoczęły na kawałku deseru. Żołądek podszedł mu do gardła. Wstawszy szybko, wbiegł do salonu, nie reagując na wołanie męża. Całe szczęście, że rano zwiedził dom, więc bez problemu odnalazł toaletę.

*

– Cholera, co mu jest? – Poderwał się z ławki i biegnąc za Aleciem omal nie przewrócił się, zawadzając o dywan. Stanął przed drzwiami toalety, do której wszedł Alec. Zapukał.
– Mogę wejść?
– Nie. Nie waż się…
Latimer skrzywił się, kiedy do jego uszu doleciały odgłosy wymiotowania. Czyżby Alec się czymś zatruł? Cholera, co Anna podała na obiad? Ale przecież Alfred mówił, że chłopak nie jadł obiadu w domu. Czyżby zjadł coś na mieście i to mu zaszkodziło? Jeśli tak, to pozwie tego kogoś do sądu za trucie ludzi!
– Alec!
– Zaraz wyjdę. Idź stąd.
Morgan zaczął krążyć w tę i powrotem przed drzwiami toalety. Dołączył do niego przyjaciel, trzymając w ręce talerzyk z ciastem i wbitym w nie widelczykiem.
– Może jest w ciąży. – Rafe wsunął do ust kawałek szarlotki.
– Ty jak coś powiesz to…
– No co? – Morgan zdecydowanie martwił się stanem męża, co dało pewność Rafe, że Alec nie był mu tak bardzo obojętny, jak wskazywałyby na to słowa przyjaciela. Gestami wyrażał więcej, niż przypuszczał. Ciekawiło go tylko, kiedy Latimer się zorientuje i co się stanie potem. Morgan nie miał w planach uczuć, przywiązywania się do kogoś. Chciał wykorzystać Aleca do własnych celów, a tymczasem działo się coś, czego nie przewidział. Nie zamierzał mu tego uświadamiać. Niech wszystko się toczy własnym torem.
Latimer wstrzymał oddech, kiedy blady jak ściana Alec wyszedł z toalety, trzymając się za żołądek.
– Muszę iść na górę umyć zęby. Zaraz do was zejdę – powiedział.
– Nie ma mowy. Rafe, wynocha do domu i dowiedz się, czy Brian w końcu wrócił, a ty idziesz na górę do łóżka. Tym razem mnie posłuchasz i powiesz, co dzisiaj jadłeś.
– Obiad w domu u rodziców, ale chyba wiem, co mi jest. To taki wirus. Moja siostra go złapała, brat przyniósł ze szkoły, a mnie łatwo coś takiego bierze. Do jutra mi przejdzie – mówił, idąc w stronę schodów. Czuł się taki słaby, że gdyby mąż go nie podtrzymał, upadłby. Wstydził się swojej słabości. Nie chciał, żeby Morgan widział go z tej strony, ale nic na to nie mógł poradzić. Potrzebował jego pomocy w dotarciu do sypialni i położeniu się do łóżka, ale najpierw musi umyć zęby, bo inaczej porzyga się przez swój własny oddech, który pomimo intensywnego płukania ust wodą i tak nie był w dobrym stanie.
Zaprowadził Aleca na górę i pomógł mu ze wszystkim. Chciał go opieprzyć za to, że ten uparł się z tymi zębami. Na szczęście, szybko pomógł mu przebrać się w piżamę, a potem położył do łóżka. Usiadł obok na krześle, czuwając nad jego snem, a po paru godzinach położył się przy śpiącym mężu.
W środku nocy, obudziły Morgana tajemnicze dźwięki dobiegające z łazienki. Poderwał się do siadu, dostrzegając łunę światła prześwitującą przez szparę w niedomkniętych drzwiach. Zapaliwszy lampkę, wstał i ruszył do łazienki, zastając w niej Aleca klęczącego na kafelkach i wyznającego miłość sedesowi w formie wypluwania z siebie flaków. Obraz nędzy i rozpaczy dopełniały nieudolne próby Frosta starającego się zapanować nad swoimi długimi kłakami.
– Dlaczego mnie nie obudziłeś? – Przypadł do męża, zebrał w dłoń jego włosy i przytrzymał, szukając wzrokiem czegoś, czym mógł je związać.
– Po co? – Odkaszlnął, krzywiąc się na obrzydliwy smak w ustach i zapach. – Mam być zmysłowym, pełnym seksu, dobrze wyglądającym kochankiem, a nie rzygającym i śmierdzącym niczym – rzekł Alec z goryczą, ponownie pochylając się nad muszlą, kiedy wstrząsnęły nim torsje. Właściwie nie miał już czym wymiotować, a żołądek nadal ściskał się w konwulsjach. Obawiał się, że to dopiero początek, ale nie zamierzał prosić Morgana o pomoc. Darlin i matka przywaliłyby mu za to w jego głupią łepetynę.
– Pieprzysz głupoty. – Poczuł się do żywego ugodzony tymi słowami, ale dlaczego? Przecież właśnie tego chciał. Boskiego ciała w łóżku, pozwalającego się pieścić, spełniającego jego erotyczne fantazje, mogącego zatracić się w chwilach namiętności. Jednak z drugiej strony biorąc takiego Aleca za męża, wziął go z całym bagażem, „w chorobie i zdrowiu, biedzie i bogactwie”. – Wzywam lekarza. – Zaplótł jego włosy na szybko, tak, aby nie przeszkadzały mężczyźnie i wstał. Jeden z ręczników namoczył w zimnej wodzie i z powrotem klękając przy mężu wytarł mu twarz.
– Nie chcę żadnego lekarza. Mojej siostrze nic nie jest i mnie też nie będzie. – Spuścił wodę.
– Zapewne ma leki, których ty potrzebujesz, uparciuchu. Przyniosę ci wody, musisz pić.
– Spokojnie, przejdzie mi to bez leków i doktorków.
– Już to widzę.
– Za parę godzin, jeśli nic się nie zmieni, wezwiesz lekarza, dobra?
Do rana stan Aleca się pogorszył. Częściej wymiotował i na dodatek dostał biegunki, więc tym razem Morgan już nie zwlekał z wezwaniem specjalisty, zły na siebie, że zamiast słuchać głosu rozsądku posłuchał męża. Chciał wezwać swojego lekarza, ale akurat teraz mężczyzna musiał wyjechać, więc kolejny na liście był doktor Lockerby, ojciec Briana.
Mężczyzna zbadał Aleca, dał mu jakieś leki, kazał wrócić do łóżka i sprawił im obu długie kazanie.
– Mógł się odwodnić. Powinieneś dużo w tym czasie pić. Zapiszę jeszcze leki, które ci pomogą. – Wyjął z torby lekarskiej plik recept i zaczął coś na jednej z nich pisać, wcześniej prosząc o dane pacjenta. – Chodzi do pracy? – zapytał Morgana.
– Jestem tutaj – odezwał się zmęczonym głosem Alec, usilnie starając się powstrzymać świat od wirowania. – Jutro idę… Nie, pojutrze idę, jutro mam jeszcze urlop.
– To nie pójdziesz do końca tygodnia. Wypiszę ci zwolnienie. To jednodniowy wirus. Przeważnie chorują na to dzieci i osoby o obniżonej odporności. – Spojrzał na pacjenta zza okularów, które założył, aby wypisać receptę. – Masz odpoczywać. Lepiej będzie, jeśli jutrzejszy dzień spędzisz w łóżku. Sam – dodał, tym razem patrząc sugestywnie na Morgana.
– Chyba cię popierdoliło doktorku, nie myślisz, że ja… – Co, oni mają go za niewyżytego samca, który nie może wytrzymać bez pieprzenia i będzie dobierał się do chorego? – Lepiej daj tę receptę. Zaniosę ją Alfredowi, pojedzie wykupić leki, albo lepiej, ja to zrobię. – Wyrwał ze złością prostokątną karteczkę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Jak Lockerby mógł coś takiego zasugerować?! On się tu martwi, nawet nie w głowie mu takie rzeczy, a doktorek…
Powinien zadzwonić do Rafe’a i powiedzieć mu, że dzisiaj nie przyjedzie do biura. Zostaje w domu i zajmie się mężem, i naprawdę nie chciał rozumieć, skąd brała się ta chęć pomocy w stosunku do Aleca. W innym przypadku nawet nie zainteresowałby się chorym kochankiem, a tu nagle taka zmiana. Dlaczego? Alec jest jakiś inny? To przecież tylko ofiara jego małej zemsty, ktoś, kto mu się spodobał do tego stopnia, że chciał się nim zabawić, wykorzystać go do swoich prywatnych celów i tych wyższych, którymi żyje od pięciu lat. Pokazać wpadającemu w jego sieć człowieczkowi, że może zrobić wszystko, również z jego rodziną. Lodowata strzała ponownie wbiła się w jego serce, skuwając je lodem, ale pozostawiła w spokoju nienaruszoną, rozgrzaną małą cząstkę, bijącą w rytmie, którego dotąd nie znał.

24 sierpnia 2015

Dług - Rozdział 6



 Hej. Mam dylemat. Ostatnio jakaś Kasia zapytała mnie czy nie zechciałabym wstawić całości "Długu" na Beezar. Szczerze mówiąc to nie wiem co robić. Niby nadal bym go publikowała na blogu, jak do tej pory, ale całość, mogłaby pojawić się do kupienia i kto by chciał, to by kupił, a kto nie to nie. Tylko, że ci którzy by kupili czekaliby kolejne tygodnie na tekst  na blogu. "Dług" nadal jest w poprawie. Akemi już co prawda kończy, ale pracy nad nim jeszcze dużo, więc tak od razu by się nie ukazał.  Wbrew pozorom to nie jest takie proste. I jaka niby tu by miała być cena. Za niska nie mogłaby być, żeby mi ludzie z bloga nie uciekli. Hahahaha. Ale za wysoka też nie. Nie wiem co mam zrobić. Jestem w kropce. Tym bardziej, że to tekst, który nie miał być do sprzedaży. Może mógłby się pojawić na jakiś czas... Tak myślę od soboty i w sumie nic nie wymyśliłam. Chciałabym być fer dla każdego czytelnika. Bo jedni kupią, a inni będą musieli czekać do końca, by poznać całość, jeszcze inni pewnie coś innego. 
Dlatego Wam zostawiłam decyzję do podjęcia. Obok, po prawej, w sobotę pojawiła się ankieta. Sami zdecydujcie co mam zrobić. Ja się dostosuję do większości głosów.

Nadal zapraszam do zakupienia Znalezione  na strychu i Klucz do serca. http://www.beezar.pl/p/luana

Ktoś się też mnie pytał kiedy pojawi się 3 część z serii Obrazów miłości. Nie wiem. Tekst jest w trakcie tworzenia i ma dopiero 5 rozdziałów, a zapowiada się dość długi i ciężki dla mnie w pisaniu. W tym czasie piszę także inny tekst obyczajowy "Buntownik" z akcją w Polsce  i trochę to trwa. :) Na wszystko trzeba czasu. :)

W imieniu Silencio zapraszam do zakupu jej pierwszej książki. Jako, że sklep wydawnictwa znów nie działa, dodaję link to Gildi, gdzie można kupić "Czerwone niebo" po niższej cenie KLIK

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. 
 

Obiad podano w jadalni, która zachwycała Darlin podziwiającą kunszt architekta i dekoratora wnętrz. Alec nie za bardzo słuchał jej szczebiotania, przyglądając się zachowaniu męża, gdyż wyglądało na to, że ten jest czymś zdenerwowany. Chciał go o to zapytać, ale to nie była odpowiednia pora i na pewno nie zrobi tego w obecności przyjaciółki. Możliwe, że w pracy coś poszło nie tak, bo mogło o tym świadczyć choćby samo to, że Morgan zjawił się wcześniej w domu. Podobno zawsze pracował do późna. Czyżby przyjechał z tego powodu, gdyż on tu jest? Jednak wtedy nie byłby taki nieobecny myślami. Chyba. Zresztą nie powinno go to obchodzić, przecież tak naprawdę nie są parą. Z drugiej strony nie jest osobą, która potrafi przejść obojętnie koło obcego, gdy ten potrzebuje pomocy, dlatego też nie mógł zostawić Morgana. Mają żyć ze sobą przez rok, a to jest przecież kawał czasu i wątpił, że będzie zimnym draniem przez tak długi okres. W ogóle nie potrafił być skurwielem, jak inni. Za szybko przywiązywał się do ludzi, a potem z tego powodu cierpiał, ale i tak nigdy nie uczył się na błędach. Poza tym pierwsze wrażenie po pierwszym spotkaniu z Morganem było całkiem inne, osądzał go wtedy inaczej, a teraz sam nie jest pewny, co ma o nim myśleć. Tej nocy był dla niego dobry, zajął się nim, obudził z jakiegoś snu, w który zapadł po tym, co mu zrobił Paul. Zawsze był zdania i to się raczej nie zmieni ani teraz, ani w przyszłości, że po pierwszym wrażeniu nie ocenia się ludzi, ale co innego ma zrobić, jak nie oceniać swojego niechcianego przecież męża, po pierwszej, wspólnie spędzonej nocy?
– Za dużo myślisz – stwierdził Morgan.
– Słucham? – Rozejrzał się. – Gdzie jest Darlin?
– Poszła do toalety. Dwa razy pytała się ciebie, gdzie jest wc, a ty nie reagowałeś. O czym myślisz? – Obrzucił Aleca tym swoim niesamowitym wzrokiem. Zdążył już zauważyć, jak to działa na partnera.
– O tym, dlaczego wydajesz mi się być zdenerwowany.
– Praca. Nie zawsze pewne rzeczy idą po mojej myśli, ale dzisiaj doszło do tego jedno prywatne spotkanie, które trochę zszargało mi nerwy. – Dlatego odwołał inne zaplanowane zebrania i wrócił do domu. Chciał popracować tutaj, ale kiedy zobaczył Aleca, nie mógł go nie pocałować i nie zjeść z nim obiadu. Poza tym chętnie poznał jego przyjaciółkę. Chyba pierwszą normalną kobietę, poza Anną i Doroty, którą spotkał. – Po obiedzie popracuję w gabinecie. Na pewno chcesz spędzić trochę czasu z panią Stark.
– Niechby spróbował powiedzieć, że nie – wtrąciła Darlin, zachwycona również dużą łazienką i wszystkim wokół. Pieniądze nigdy jej nie imponowały, a pracując w hotelu spotykała nie jednego bogacza i większość z nich była zwykłymi prostakami przyjeżdżającymi się tylko zabawić ze swoimi kochankami, podczas gdy w domu czekała na nich żona, ale zawsze podziwiała piękne miejsca, w tym też budowle. Nie chciała jednak dać się zaślepić temu wszystkiemu, bo przyszła tutaj tylko po to, żeby zobaczyć, czy jej przyjaciel dobrze się czuje. Cieszyła się, że poznała tego Latimera i zawsze czujna, obdarzona szóstym zmysłem, nie czuła od niego niczego niepokojącego, chociaż naczytała się o nim dużo złego i nie mogła mu ot tak ufać. Nie chciała ufać, bo martwiła się o swojego przyjaciela. Mogła się mylić, że Latimer go skrzywdzi, bo na razie widziała przecież zmęczonego mężczyznę po trzydziestce. Tak, tylko było jedno „ale”. Ten człowiek wykorzystał dług ojca Aleca, aby zaciągnąć do łóżka jej przyjaciela. Dlaczego musiał wyjść akurat za niego? To ją ciekawiło, a kobieca ciekawość nie jeden raz doprowadzała ją do szaleństwa.
– Tak, chętnie porozmawiam z przyjaciółką. Napijesz się jeszcze czegoś? – zapytał kobietę, bo rozmowa jakoś im się nie kleiła.
– Nie, dziękuję. Panie Latimer, niech mi pan powie, dlaczego chciał pan wziąć ślub z Aleciem? Równie dobrze mógł pan zażądać, żeby był pańskim kochankiem, zamiast zmuszać do ślubu, który wiąże ze sobą ludzi. – Nie wytrzymała, musiała poruszyć ten temat. Jeśli nie pozna odpowiedzi, przez kolejne noce nie będzie mogła spać.
Morgan roześmiał się do siebie w duchu. Czekał na to pytanie i miał na nie gotową, prawdziwą odpowiedź. Odłożył widelec i otarłszy usta serwetką, napił się jeszcze wody, zanim odpowiedział.
– Są dwie takie… panie, które usilnie żądały ode mnie ślubu.
– Konkretnie chodziło im o majątek – dodał Alec, również skończywszy posiłek. Doskonale pamiętał o czym mówiła Anna i teraz chciał pokazać Darlin, że zna powód tej umowy. Nie zamierzał bronić Morgana, ale czuł wewnętrzną potrzebę, że musi to zrobić.
– Dokładnie. – Służba znów musiała plotkować na jego temat. – Alec jest poniekąd moim zabezpieczeniem. W sumie obaj robimy coś dla siebie.
– Raczej on dla pana, bo nie wiem, co pan robi dla niego. Jakoś zmuszenie do ślubu nie jest żadną przysługą. Zażądał pan tego pseudo związku w zamian za unieważnienie długu. Niech mi pan powie, czego jeszcze zażąda, żeby…
– Darlin, dość. Wiesz, co chciałaś wiedzieć. – Doskonale rozumie troskę przyjaciółki, ale chyba nie przyjechała tutaj prowadzić przesłuchania. Zamierza ją stąd zabrać, pokazać ogród i tam szczerze porozmawiać. Jeśli chce coś wiedzieć, niech jego pyta. Nie, żeby znów bronił przed nią Morgana, po prostu nie chce wyjść na kogoś w rodzaju maminsynka i malutkie dziecko, które z niczym nie da sobie rady. Ile razy będzie jej powtarzał, że jest facetem, a nie chłopcem, do tego specjalnej troski, potrzebującym jej opieki?
– Alecu, twoja przyjaciółka po prostu o ciebie dba. To zrozumiałe w tym przypadku, szczególnie, kiedy zapewnie zapoznała się z opinią o mnie. – Obrzucił kobietę wzrokiem. Wbrew pozorom szanował to, co robiła. Dobrze, że przyjechał do domu, bo dzięki temu uspokoił się i zanim spędzi wieczór sam na sam z mężem, jeszcze popracuje w domu, mając zdecydowanie lepszy nastrój. – Zostawiam was samych, muszę wykonać kilka telefonów. Cieszę się, że panią poznałem. – Skłonił głowę i nie czekając na jej odpowiedź, wyszedł.
– Przesadziłaś – warknął Alec, wstając.
– Co, przeleciał cię i nagle jesteś po jego stronie? Wiesz, kim on jest? – Stanęła naprzeciwko przyjaciela.
– Tak, czytałem to samo co ty. Podkreślam, że są to tylko nieliczne wzmianki o nim, takie jak ta, iż jest bezwzględnym w interesach typem, który wspina się po kolejnych szczeblach kariery po trupach. Nie przebiera w środkach, żeby osiągnąć swój cel. Co mnie do tego? Wiem tylko, że nie prowadzę z nim interesów…
– To, co zrobiliście, to też interes. Skąd wiesz, czego on jeszcze zażąda?
– Nie wierz we wszystko, co piszą w Internecie i gazetach. Wiem, że w ciągu tych kilkunastu minionych godzin dał mi więcej niż Paul w ciągu kilku tygodni. Chodź, przejdziemy się.
– Jeszcze wczoraj umierałeś ze stresu, przeleciał cię i… – Zamilkła, widząc jego piorunujący wzrok na sobie.
– Darlin, ja muszę z nim żyć i chcę to zrobić w spokoju. Nie akceptujesz tego związku i mnie też trudno go nim nazywać, ale błagam, nie bądź zołzą.
– Spoko, zdenerwowałam się. Wykorzystuje cię – dodała, jakby nie umiała zamknąć ust na kłódkę.
– Przecież wiedziałem, na co się piszę, nie jestem dzieckiem. Chodź, chciałaś obejrzeć ogrody, tam porozmawiamy na spokojnie.
Szli spacerkiem w milczeniu, bo Alec nie chciał zaczynać rozmowy. Jeśli Darlin chciała się czegoś dowiedzieć, niech pyta. Znał jej stanowisko i nie zamierzał się z nią kłócić. Potrzebował jej, tak samo jak reszty swoich znajomych, u których mógł przewidzieć naprawdę różne reakcje, kiedy im o wszystkim powie. Nie śpieszyło mu się do spotkania z nimi, ale jutro, przed zobaczeniem się z rodzicami, najlepiej wieczorem, chciałby umówić się z przyjaciółmi i pogadać, zanim zajrzą do gazet z ogłoszeniami. W co wątpił, bo nikt z nich nie czyta magazynów dla bogaczy, na całe szczęście.
Zaprowadził przyjaciółkę do części ogrodu, w którym jeszcze nie był. Znajdował się tutaj duży staw otoczony roślinami, a nad nim mostek prowadzący na drugą stronę, do tarasu otoczonego żywopłotem i z ławeczką ustawioną tuż przy wodzie. Nie poszli tam, tylko przystanęli na mostku, przyglądając się rybom i roślinom widocznym pod krystalicznie czystą wodą.
– Fakt, pięknie tu – przyznała Darlin. Jej artystyczna dusza została zaspokojona. – Zastanawiam się, ile kasy poszło na to, żeby stworzyć ten cud natury.
– Pewnie dużo – powiedział i ponownie zamilkł, opierając się łokciami o barierkę.
– Będziesz teraz milczał, bojąc się kłótni ze mną? Jak uważasz, ale martwię się o ciebie. Dobra, fakt, facet jest cholernie seksowny, wysyła tony feromonów. Będąc przy nim nie myśli się o niczym innym, jak o tym, żeby dać mu się zaciągnąć do sypialni i nie wyjść z niej przez następne godziny, ale seks to nie wszystko. Kochał się z tobą i był genialny, jednak nie daj się temu zaślepić. Postąpił podle, wykorzystując sytuacje i kto wie, co jeszcze może wykombinować lub kombinuje. Nie znasz go, a jedna noc razem niczego nie zmienia – wypluwała z siebie potok słów niczym karabin maszynowy.
– Powiedziałem ci, że już to wiem. Co innego też ci powiedziałem. Poza tym ten facet w jedną noc dał mi więcej niż mój chłopak. Do tego zaakceptował mnie, a to jest dla mnie ważne. – Spojrzał na nią, zakładając włosy za ucho i od razu tego pożałował, gdy jej wzrok spoczął na jego szyi.
– To wygląda tak, jakby cię oznaczył. Ile masz tych malinek?
– Wiesz co? To wygląda – powtórzył jej słowa – jakbyś była zazdrosna, bo już dawno faceta nie miałaś i to nie takiego cholernie gorącego. Tylko pamiętaj jedno, ty miałaś już paru, ja nikogo, bo zawsze trafiały mi się jakieś dupki.
– Wystarczyło, żebyś się przemógł i z kimś poszedł do łóżka, ale ty byłeś tchórzem, więc ktoś cię w końcu do tego zmusił! – podniosła głos. Dlaczego nie rozumiał, że chce dla niego dobrze?
– Poniekąd mnie zmusił, ale chciałem tego! Tak, chciałem i nadal chcę, bo kurwa, chcę zaznać czegoś więcej, zobaczyć, że jestem facetem, a nie cipką i odczep się ode mnie, i tego tematu! – krzyknął. – Wiem doskonale, że on nie jest idealny, ale to ja z nim będę sypiał, mieszkał, jadł posiłki i żył, jak już ci powiedziałem i niech to do ciebie dotrze! Czemu nie szalałaś tak wczoraj i przez ostatni tydzień, dlaczego nie pomogłaś mi znaleźć rozwiązania, tylko mnie dzisiaj dobijasz?! Miałem dobry dzień, o dziwo, a ty przylazłaś i mi tu pierdolisz – ściszył głos do szeptu.
– Skoro tak, to chyba nie mam co tutaj robić. – Kobieta zdenerwowała się i odwróciła na pięcie. – Pogadamy jutro. Może. Odprowadzisz mnie czy mam zabłądzić? – Wbiła w niego ostre spojrzenie. Sama nie wiedziała, dlaczego tak reaguje. Może to przez to, że jej przyjaciela zmuszono do bycia z kimś, kogo nie kochał, a ona chciała, żeby poznał kogoś i pokochał z wzajemnością. Tylko czemu nie potrafiła mu tego powiedzieć w ten sposób, a uczepiła się seksu? Głupia jest. Przecież Latimer go nie zgwałcił, a Alec po Paulu i tamtym zdarzeniu miał tak wielką traumę, że nie wiedziała wtedy jak mu pomóc. Chyba to dlatego tak się zachowuje, bo sprawy intymne dla jej przyjaciela są bardzo delikatne. Do tego nadal jest zdenerwowana po tym, jak Alec nie odbierał jej telefonów. Szalała z niepokoju i bardzo żałowała, że nie mogła być z nim na tym pseudo ślubie. – I odbieraj telefony lub dzwoń. No i przepraszam. Zbliża mi się okres, nosi mnie, sam wiesz, po prostu mam ochotę komuś przypierdolić. To nie była dobra pora na wizyty – wytłumaczyła się.
  W porządku. Zadzwonię jutro.  Poza tym rozmawiałem dzisiaj z mamą. Tata znów kolejną noc przesiedział w kasynie, wrócił pijany jak bela, pokłócili się. Boję się, co będzie, kiedy ja zostanę tutaj, a nie z nimi. Nie odpowiadaj – dodał, kiedy już otwierała usta. Nie miał dzisiaj sił nad tym myśleć.
Odprowadził przyjaciółkę do jej samochodu. Kobieta wrzuciła torebkę na tylne siedzenie i, kiedy uprzejmie otworzył drzwi kierowcy, spojrzała na niego, a po chwili przytuliła, by już nic nie mówiąc wsiąść do auta. Gdy odjeżdżała, pomachał jej jeszcze, ciężko wzdychając. Ciekawiło go, co ona zrobiłaby na jego miejscu, gdyby w grę wchodziła rodzina, dzieci i dach nad głową dla nich, w zamian za jej ciało i rok wyrwany z życia. Już dawno tak bardzo nie czuł potrzeby przelania na papier jakiejś historii. Ma idealne samopoczucie do napisania smutnej sceny. Wyszłaby mu idealnie.
Wrócił do domu, napotykając w holu Alfreda, wycierającego kurz z jednej z cennych waz. Gdy lokaj go zobaczył, podszedł do niego.
– Pan Latimer chce pana widzieć. Czeka w gabinecie.
– Dziękuję.
– Może podać panu kawy?
– Nie, ale dziękuję.
Podchodząc do drzwi gabinetu, zapukał i poczekał na zaproszenie, wszedłszy dopiero po jego usłyszeniu. Morgan siedział za swoim potężnym biurkiem otoczony dokumentami z równie mocno emanującą z niego siłą i magnetyzmem.
– Nie musisz pukać – poinformował Morgan. – Dobrze, że już jesteś. Wieczorem wybieramy się do teatru i chciałem zapytać czy masz oficjalny strój, czy trzeba go kupić? – Morgan przeniósł spojrzenie na męża. Z początku nie planował wyjścia do teatru, ale kiedy zadzwonił Rafe, przyznał mu rację i postanowił pokazać nowo poślubionego małżonka w towarzystwie.
– Do teatru? – Od lat nie był w teatrze. Raz w dzieciństwie, kiedy pojechał na wycieczkę szkolną, a później z mamą, gdy był nastolatkiem, wybrali się na Romea i Julię.
– Dzisiaj jest premierowe przedstawienie nowej sztuki. To komedia, więc powinieneś się dobrze bawić, a ja również z tego skorzystam. – Wstał, podchodząc do Aleca wolnym krokiem. – To jak tam z twoim ubraniem?
– E… – Drgnął, kiedy dłoń Morgana pogłaskała go po policzku. – Mam tylko garnitur, ten ze ślubu. Tutaj – dodał – w domu jest tego więcej.
– Doskonale. Jest idealny, każę Alfredowi go odświeżyć. – Wsunął palce we włosy Aleca i odgarnął mu je z jednej strony. Pochylając się do jego szyi, pocałował ją w miejscu, gdzie w nocy zostawił pokaźną malinkę.
Alec westchnął, automatycznie odchylając głowę i pozwalając mu się całować. Położył jedną rękę na biodrze męża, a druga wisiała wzdłuż jego ciała, jakby czekając na to, by objąć Morgana i przyciągnąć do Aleca.
– Wiesz o tym, że bardzo na mnie działasz? – zapytał Morgan, prostując się i patrząc mężowi w oczy. Znów zaczynał palić się w nim ogień i najchętniej kochałby z nim tu i teraz, ale ma tak dużo pracy, że nie da rady zrobić jeszcze jednej przerwy. Do tego czekało ich wyjście do teatru.
Nie odpowiedział Morganowi, nie musiał tego robić. Zresztą on tak samo działał na niego i to właśnie było takie niesamowite. Ta noc obudziła go ze snu, w jaki popadł, sprawiając, że kiedy tylko Morgan go dotykał, stawał się w jego rękach rozpalonym płomieniem, który może zamienić się w wielki pożar.
– Alfred, garnitur – przypomniał mu, zmuszając się do odsunięcia od niego, zanim policzki mu zapłoną, zdradzając jego pragnienia.
Morgan i tak o nich wiedział. Wyczuwał najdrobniejsze drżenie swojego kochanka. Naprawdę trafił mu się doskonały, przepyszny i zdumiewający mężczyzna. Dzisiaj też zamierzał się z nim kochać i prawie każdej kolejnej nocy, mając pewność, że Alec zawsze się na to zgodzi. Dostrzegał w jego oczach tak potężny głód, że zastanawiał się czy czasem nie jest większy od jego, ale na pewno zamierzał go w pełni zaspokoić.
– To kiedy mamy wyjść? – zapytał Alec, czując się nieswojo pod obstrzałem tych oczu. Miał nadzieję, że Morgan nie czyta z jego myśli i duszy, bo naprawdę spaliłby się wtedy ze wstydu, ale z drugiej strony mogłoby być naprawdę gorąco.
– Przedstawienie zaczyna się o dwudziestej. Wystarczy, że wyjedziemy godzinę wcześniej.
– W porządku, ja powiem Alfredowi o garniturze. Ty wracaj do pracy. Widzę, że masz jej dużo. – Wycofał się z gabinetu najszybciej jak mógł, aby nie wpić się w wargi męża i nie zostać na dłużej. Musi się opamiętać, bo samo to, że prawie rzucił się na niego na oczach Darlin, wiele mówiło. Czuł się niczym nastolatek, który reaguje na wszystko, a wystarczyło tak niewiele, aby myśli kierowały go wyłącznie do upojnych chwil z mężem.

*

– Jak podobała ci się sztuka? – zapytał Morgan, kiedy rozbłysły światła tuż po zakończeniu ostatniego aktu. On i Alec wyszli z prywatnej loży, w której mogli spokojnie obejrzeć przedstawienie. Morgan zdawał sobie sprawę z tego, że od chwili przyjścia byli obserwowani przez ciekawskie spojrzenia osób, które w jakiś sposób są z nim powiązane. Do teatru przyjechali tuż przed rozpoczęciem się aktu pierwszego, gdyż nie chciał narażać Aleca na spotkanie hien tuż przed obejrzeniem komedii.  Obecnie, po wyjściu na korytarz, znaleźli się w tłumie ludzi i tym razem, mimo że nie chciał, aby ktoś ze znajomych zbytnio zbliżał się do Aleca, teraz pragnął pokazać go wszystkim i udowodnić każdemu z tych napuszonych snobów, że już jest nie do zdobycia.
– Była dość... specyficzna, ale mimo wszystko zabawna. – Czuł się odprężony, a i teraz, pomimo skupiska pięknie ubranych ludzi, gapiących się na niego, jakby był muzealnym eksponatem, było mu dobrze.
– Cieszę się, że ci się podobało.
– Wracamy do domu?
– Tak. – Nie zamierzał wdawać się z nikim w rozmowę, a sama jego postawa pokazywała, że inni mają się nie zbliżać. Pokazał się w towarzystwie wraz z mężem i to wystarczyło, by udowodnić plotkarzom, że jego ślub był prawdziwy. Dla uwiarygodnienia tej sytuacji wziął męża za rękę.
Alec tylko krótko rzucił spojrzenie na ich złączone dłonie, ale nic nie dodał, rozumiejąc dlaczego się tutaj znalazł. Naprawdę jest eksponatem, ale w innym znaczeniu tegoż słowa. Został zabrany do teatru po to, aby Morgan mógł go pokazać, a uświadomienie sobie tego, nie było miłym uczuciem. Morgan chociaż mógł mu powiedzieć, o co chodzi. Czego oczekiwał? Powinien rozumieć, z jakiego powodu został zmuszony do tego niby związku i cokolwiek mąż robi, działa w swoim własnym interesie. Trochę go to boleśnie zakłuło, gdyż naprawdę wierzył, że Morgan zaprosił go tutaj, aby sprawić mu przyjemność.
– Coś się stało? – zapytał Latimer, widząc jego minę i nagłe napięcie całej postawy Aleca.
– Nie wiedziałem, że jestem aż takim ważnym trofeum. – Planował jeszcze coś dodać, ale po pierwsze nie zamierzał się tutaj kłócić, a po drugie właśnie szedł ku nim wysoki, jasnowłosy mężczyzna, który zatrzymał się naprzeciwko nich.
– Witam, panów. Cóż to za niespodzianka, że Morgan postanowił przedstawić swojego świeżo poślubionego męża. – W niebieskich oczach mężczyzny coś zabłysło, kiedy obrzucił Aleca wzrokiem. – Przedstawisz nas sobie? – zapytał, patrząc na Latimera.
– Wolałbym nie – odpowiedział zimno Morgan. Tylko jego tutaj brakowało.
– Skoro tak, sam się przedstawię. Nazywam się Garrett Robertson i jak widzisz, twój mąż i ja nie przepadamy za sobą.
– Delikatnie mówiąc.
– Alec Frost. – Nie podał jednak ręki mężczyźnie. Nie dlatego, że jego prawa dłoń nadal była uwięziona i prawie miażdżona przez silne palce Morgana. Po prostu czuł od Robertsona coś, co kazało mu uciekać i przenigdy nie zbliżać się do tego człowieka.
– Może z tych Frostów? – Garrett uniósł brwi, doskonale wiedząc skąd pochodzi mąż jego śmiertelnego wroga. Już kiedy przeczytał wzmiankę o małżeństwie, dokładnie go sprawdził. Nie wierzył, że Latimer odrzucił tak doskonałe partie, nawet męskie, pomimo że w towarzystwie i dla spokojnego prowadzenia interesów niewielu homoseksualnych mężczyzn, czy nawet kobiet zdecydowało się ujawnić. On i tak wiedział, co i jak.
– Nie, nie z tych i nie z tamtych, Robertson – warknął Morgan. – Zejdź z drogi, bo przeszkadzasz nam w powrocie do domu. Delikatnie mówiąc, spadaj.
– Jak zawsze uprzejmość faceta z rynsztoka. Miło cię było poznać, Alecu. – Garrett ukłonił się teatralnie, obrzucając młodszego mężczyznę skanującym wzorkiem.
Alec lewie powstrzymał się przed cofnięciem. W tym człowieku było coś takiego, że mroziło mu krew w żyłach. Nie podobało mu się to.
– Chyba go nie polubię.
– Na pewno, ale niestety będziesz musiał tolerować, bo zapewne jeszcze nie raz na siebie wpadniemy.
– Ty jakoś nie tolerowałeś, odganiając go od nas. – Szli razem w stronę wyjścia z teatru, nadal obserwowani przez to całe towarzystwo.
– Uwierz, gdyby było inaczej, już leżałby na deskach tego przepięknego miejsca.
– Kim on jest?
– Jest nikim. Kimś, o kim nie warto mówić, na pewno nie teraz – odpowiedział Morgan, nie wdając się w szczegóły.
– Oczywiście. Niemniej chciałbym wiedzieć, z kim mam mieć do czynienia przez najbliższe dwanaście miesięcy. Chyba, że eksponat, który pokazałeś, ma być tylko tym i uśmiechać się sztucznie jak większość tych młodych, długonogich panienek, które dzisiaj zauważyłem.
Morgan z zadowoleniem przyjął ten ostry pazur w głosie Aleca. Kolejne miesiące będą naprawdę interesujące nie tylko pod względem seksualnym.
– Wściekasz się o to, że nie powiedziałem ci prawdy o tym, dlaczego zabieram cię do teatru. Nie chciałem, żebyś poczuł się wykorzystany…
– To złe słowo, drogi mężu. – Zajął miejsce pasażera w samochodzie Morgana. – Zmuszeniem do ślubu już mnie wykorzystujesz. Wystarczyło mi powiedzieć, że mam udawać kochającego męża, bo nie idziemy do teatru na przedstawienie, ale po to, aby każdemu pokazać, że pan Latimer jest już zajęty i zmienić plotki na informacje, które ukrócą podejrzenia i zastanawianie się czy ogłoszenie w tej głupiej gazecie jest prawdziwe. Naprawdę w przyszłości byłbym bardzo zadowolony, gdybym mógł… – dalsza wypowiedź została mu skutecznie przerwana przez zderzające się z nim usta Morgana, które zawładnęły jego, tak bardzo, że zapomniał o wszystkim, co chciał powiedzieć i myślał tylko o tym, że kiedy wrócą do domu, to chce się z nim kochać długo i mocno, wciąż czując gorące wargi męża na swoich i ten cudowny język, który doprowadzał go do szaleństwa. Pragnął czuć na sobie jego ciało, jego penisa w sobie, gdy pogrążał się będzie w niekończącej się ekstazie. W tym wszystkim wyrwie dla siebie jak najwięcej, będzie smakował to, czego do tej pory nie robił, aby nasycić się fantastycznym seksem, także poniekąd wykorzystując w tym względzie Latimera. Niech chociaż dzięki temu ten rok będzie dobry i pozwoli mu doświadczyć czegoś ekscytującego.

*

Garrett Robertson pożegnał swoją partnerkę na ten wieczór i skierował się w stronę ostatniej loży. Zapukał lekko trzy razy i wszedł, nie czekając na zaproszenie.
– Jestem – poinformował o swoim przybyciu siedzące na wygodnych krzesłach, czekające na niego dwie postacie.
– Widzę i słyszę – odezwał się męski głos.
– Powiedz raczej, czy udało ci się poznać szanownego małżonka Latimera? – głos kobiety był dźwięczny i przesłodzony, gdy jej oczy zatrzymały się na twarzy przybysza. – Jakie odniosłeś wrażenie?
– Moja droga, ten młody człowiek na pewno nie jest zakochany w Morganie. Zapewne poślubił go dla pieniędzy.
– To oczywiste, Garrett. Pytałam o coś innego.
Garrett przestąpił z nogi na nogę, uśmiechając się wrednie.
– Moim zdaniem Latimer wziął go dla siebie z powodu jego wyglądu. Młody Frost to naprawdę kuszący i smakowity kąsek.
– Czy ten gówniarz może nam przeszkodzić? – zapytał męski głos, a jego właściciel wstał i podszedłszy do Roberstona, zmrużył oczy. – Czy w jakikolwiek sposób jesteśmy narażeni?
– Nawet jeśli, w co wątpię, bo ten młodzian nie wygląda na bardzo inteligentnego, to zrobię wszystko, żeby zniszczyć Latimera.
– Mam taką nadzieję – dodała kobieta. – Idź już.
– Co zrobimy z młodym Frostem? – zapytał Garrett, zanim wyszedł.
– Należy do ciebie. Ja chcę Latimera – powiedziała kobieta, sięgając po torebkę i wyjmując z niej lusterko wraz ze szminką, co oznaczało, że audiencja skończona.
Garrett, skłoniwszy głowę z szacunkiem, opuścił lożę. Powziął wiele postanowień i, mimo że każde z nich stanowiło idealną pożywkę dla niego, tak tylko jeden z celów przyprawiał go o niezwykłe podniecenie, a pewność, że go zrealizuje, lała miód na jego serce przepełnione od lat nienawiścią do Morgana Latimera, oczywiście z wzajemnością.

*

Alfred wpuścił ich do domu, uprzejmie pytając czy wyjście się udało oraz przekazując kilka ważnych dla Morgana, a nieistotnych dla Aleca informacji. Dzięki temu mężczyzna mógł się uspokoić, mimo wszystko wciąż zdenerwowany z tak głupiego powodu. Prawda, że Morgan wytłumaczył mu w samochodzie, że musiał tak postąpić i jeszcze nie raz będzie w ten sposób pokazywał Aleca, aby utrzeć wszystkim nosa, za co go przeprosił, ale niestety, nawet przeprosiny nie zmazały tego duszącego go uczucia wzbudzającego złość i zawód. Naprawdę sądził, że mąż zaprosił go, bo chciał. Tak dawno nikt tego nie zrobił, a jak już, to w jakimś celu. Nie powinien mieć o nic pretensji, bo wiadomo, dlaczego tu jest. Powtarzał sobie w kółko, że zrobił to dla rodziny, wytrzyma, dług zostanie umorzony, a na dodatek Morgan będzie traktował go jak swoiste piękne trofeum, ale mimo wszystko świadomość tego bolała, mimo że nie powinna.
Wzdrygnął się, kiedy silne ręce objęły go od tyłu.
– Nadal zły?
Zawiedziony, mógłby rzec, ale nie zamierzał okazywać słabości. Darlin miała rację. Morgan jest gotów dotrzeć do swojego celu po trupach, krzywdząc innych, ale i on miał słuszność, bo musi z nim dobrze żyć i też coś z tego mieć, choćby dobry seks. Czego innego oczekiwał? Tym bardziej po jednym dniu.
– Po prostu mów mi, po co i w jakim celu gdzieś mnie zapraszasz. To po to, abym nie był zaskoczony… Nie ważne. – Odwrócił się w jego ramionach, nie chcąc patrzeć mu w oczy. – Chodź na górę. – Nadal stali w holu, na szczęście będąc już całkiem sami.
– Masz pomysł jak spędzić czas? – zamruczał, wsuwając palec pod brodę Aleca i unosząc jego głowę. Zmarszczył brwi, zauważywszy smutne oczy męża, ale ten wyraz zaraz uleciał, zastępując go obojętnością. – Co się dzieje? – Cofnął się, zakładając ręce na piersi. Nie ustąpi, dopóki nie zrozumie, czemu Alec tak bardzo przejął się tą sytuacją. Poza tym musi rozgryźć to, dlaczego w ogóle obchodzi go zachowanie męża. Powinien teraz wziąć go na górę i pieprzyć, ale nie, on się przejął smutnym spojrzeniem.
– Po prostu nie traktuj mnie jak lalki, którą możesz pokazać ludziom i udowodnić innym, że już nie trzeba ci innej zabawki, bo masz swoją własną! – podniósł głos.
– Nie miałem zielonego pojęcia, że tak to cię ugodzi. Przeprosiłem. I zdecyduj, czy czujesz się jak zabawka czy może eksponat, bo ja nie zamierzam się o to kłócić. Nie jestem dzieckiem, aby żreć się o taką głupotę. Wziąłem cię za męża, bo byłeś mi potrzebny.
  Tak, w daniu kopniaka kobietom. Zastanawiam się, czego jeszcze ode mnie zażądasz.
– Czego? – Zdenerwował się Morgan. Zaprosił go do teatru, bo nawet jak zrobił to z jakiegoś powodu, to chciał tego. Potrzebował spędzić z kimś wieczór i Alec był idealny do tego, w przeciwieństwie do Rafe’a, a tu nagle dostaje za to kopniaki. – Rzuć pracę, bo mój mąż nie będzie pracował jako recepcjonista.
Alec przeszył męża wzrokiem tak morderczym, że gdyby jego oczy mogły zabijać, Morgan już leżałby martwy u jego stóp.
– Nie ma mowy, żebym zrezygnował z pracy! Co ty sobie wyobrażasz? Może mam być twoim podnóżkiem i chłopcem, który powinien wykonywać swoje zadania bez mrugnięcia okiem? Nie porzucę pracy, bo pan Latimer tak sobie życzy! Sądzisz, że kim ja jestem, co?! – Alec zaczął krzyczeć coraz głośniej, cały się w sobie gotując. – Zastanawiałeś się, co ja zrobię za rok bez pracy?! Myślisz, że skąd będę miał pieniądze, teraz czy później?! Na pewno nie wezmę ich od ciebie, żeby później spłacać kolejny dług! Jakąkolwiek umowę zawarliśmy – tę kwestię dodał ciszej, by zaraz ponownie mówić głośniej – nie jestem służącym, tylko twoim mężem, równym tobie i nie waż się, kurwa, mówić, co mam robić! Nie porzucę swojej pracy, a jeżeli tobie to się nie podoba, to mam to w dupie! – Odwrócił się na pięcie, żeby odejść, ale zaraz został schwytany za rękę i przyciągnięty do silnego ciała.
– W dupie, to będziesz miał co innego – wyszeptał Morgan bardzo rozpalony wybuchem Aleca. – Podoba mi się ten ogień w tobie. – Mimo że byli jeszcze w holu, zaczął całować go po szyi i powoli rozbierać. Chwycił zębami płatek ucha męża, z satysfakcją odnotowując jego drżenie. – Przygotuj się na to, że jutro nie usiądziesz na swojej seksownej dupci. – Zdjął mu krawat, rzucając go gdzieś na schody, po których zaczęli się wspinać. – Poza tym, nawet nie zamierzałem namawiać cię, abyś rzucił pracę. To był test i zdałeś go, pokazując, że potrafisz walczyć o swoje, tak jak zrobiłeś na naszym pierwszym spotkaniu, a teraz ja ci pokażę dużo więcej niż poprzedniej nocy.
– Niech cię szlag, Latimer – warknął Alec i odwróciwszy się, pocałował Morgana, dodając do tego pocałunku targającą nim wściekłość, zamieniając ją w pożądanie, które sięgnęło zenitu, kiedy zamknęły się za nimi drzwi sypialni.