27 października 2019

Zaufaj mi - Rozdział 9

Pozdrawiam cieplutko i zapraszam na kolejny rozdział. Jest to już przedostatni rozdział. Za tydzień będzie ostatni wraz z epilogiem. 
Nie wiem co dalej. Czemu? Dlatego że ten blog jest zepsuty. Mam problemy z różnymi rzeczami. Pousuwało dużo starych linków w zakładkach z tekstami.  Nie mam sił, ani ochoty tego naprawiać. Nie mam też sił do tworzenia nowego bloga, więc pewnie zostaniemy tutaj jeszcze przez jakiś czas. Pomyślę nad tym. Na pewno kolejnym tekstem, który będę publikować będzie "Na celowniku" i mam nadzieję, że pokochacie tych panów, bo ja ich uwielbiam, mimo że nie przywiązuję się do postaci, które tworzę. 

 A teraz rozdział. :)


Całą noc myślał o tym co miał zrobić. Aaron postawił go naprawdę w nieciekawej sytuacji. Nie potrafił odmówić pomocy. Jedynie nie był pewny, czy ten Daniel ma prawdziwe kłopoty, czy to aby nie jakieś oszustwo. Podejrzewał Daddario o wszystko i miał do tego prawo. Na własnej skórze się przekonał jaki potrafi być ten mężczyzna i wolał dmuchać na zimne niż się po raz kolejny sparzyć. W tym wszystkim był też drugi problem. Aaron obiecał, że nie przestanie o niego walczyć. Musiał przyznać sam przed sobą, że go to w jakimś stopniu ucieszyło, ale też sprowadziło na Iana kolejną bezsenną noc. Nie chcę go, odpycham go, marzę, aby zniknął na zawsze, pomyślał, a coś we mnie się cieszy, że on chce walczyć. Jestem popieprzony.
Siedział nad kubkiem kawy próbując się obudzić. Za godzinę miał być na uczelni. Dzisiaj wraz ze swoją grupą oddawał bardzo ważny projekt i jego obecność była obowiązkowa, więc musiał tam pojechać. Nie miał na to ochoty. Przez mętlik w głowie ledwie normalnie funkcjonował. Nie miał pojęcia czy się zgodzić na dawanie korepetycji bratu Aarona czy nie. Jeżeli się zgodzi to nie wątpił, że będzie widywać nie tylko swojego ucznia. Czuł się beznadziejnie z tym wszystkim.
Dopił kawę i dokończył rogalika, którego wczoraj kupił w cukierni po drugiej stronie ulicy. Poszedł się ubrać i wyszedł z mieszkania. Gdy schodził po schodach jego komórka zaczęła dzwonić. Przez co głowa rozbolała go jeszcze bardziej. Sięgnął po telefon do torby, którą miał ze sobą. Dzwoniła jego mama, więc odebrał połączenie i przystawił komórkę do ucha.
– Dzień dobry, mamo.
– Witaj, synku. Mam nadzieję, że nie dzwonię za wcześnie.
– Nie. Właśnie jestem w drodze na zajęcia. – Zastanawiało go po co dzwoni. Rzadko kiedy o tej porze się z nim kontaktowała. Właściwie nigdy tego nie robiła.
– To dobrze, Ian. Słuchaj… – Nastąpiła chwila przerwy podczas której zdążył przejść na drugą stronę ulicy kierując się prosto na stację metra. – Jak wczorajsze spotkanie? – zapytała kobieta, a Ian zrozumiał o co chodzi.
– Nigdy mnie nie umawiaj na randki w ciemno. Poszedłem tam, bo nie chciałem, abyś potem musiała tłumaczyć się przed swoją przyjaciółką. Poza tym chłopak z którym miałem spotkanie… – Nie miał powodów, aby to ukrywać. Ona i tak się dowie. – Uczymy się na tej samej uczelni. Znam go.
– Naprawdę? No, patrz jaki ten świat mały. Ale powiedz jak udało się spotkanie.
– Było krótkie.
– O… To znaczy…
– To nic nie znaczy. – Zatrzymał się przy kiosku i kupił gazetkę z krzyżówkami. Ostatnio lubił nad nimi siedzieć. Oczyszczały jego umysł od niepotrzebnych myśli. – Ale dobrze, że dzwonisz. Chciałem zapytać czy wiesz coś może o drugim synu tej twojej przyjaciółki…
– Ale Daniel nie jest gejem. Podoba ci się?
Przewrócił oczami. Ta kobieta była niemożliwa, ale nie wymieniłby jej za żadne skarby świata. Żałował, że inni nie mają takiej mamy. Akceptującej to kim on jest i kochającej bezgranicznie.
 – Nie, mamo. Nawet go nie znam. Aaron powiedział mu, że chłopak ma problemy z nauką, w tym z matematyką i zapytał czy pomógłbym jego bratu. Nie wiem tylko czy to prawda.
– Dlaczego miałby cię okłamać? Pamela mi mówiła, że Daniel od początku tego roku szkolnego ma duże problemy. Wcześniej sobie radził, ale od czasu zmiany dyrektora, który…
– Dobrze, rozumiem – przerwał matce. – Mamo, zaraz wejdę do tunelu metra. – Przystanął. – To mówisz, że ten chłopak naprawdę ma problemy?
– Tak. Największe z przedmiotami ścisłymi. O, z matematyką szczególnie. Mógłbyś mu pomóc. Jesteś w niej dobry.
– Zastanowię się nad tym. Muszę kończyć, bo nie wiem czy mnie nie rozłączy. – Nie powinno, ale wolał nie narażać siebie na kolejną tonę pytań i przypuszczeń co do Aarona. Wątpił, że mama odpuściła ten temat.
– Dobrze, synku. Do widzenia.
– Pa, mama. Wpadnę do was, może w niedzielę. – Rozłączył się. Schował komórkę i zszedł do tunelu.

*

Projekt został oddany i przyjęty. Także Ian i jego znajomi odetchnęli. Wyszli z sali wykładowej szczęśliwi.
– To co? Po zajęciach pójdziemy to oblać? – zapytała Kate, dziewczyna w gotyckim makijażu.
– Znam świetny klub. Możemy tam wybrać się wieczorem – powiedział Karl, chłopak, którego największą pasją były imprezy do białego rana.
– Ja myślałam o czymś spokojniejszym – rzuciła dziewczyna.
– Na mnie nie liczcie – odezwał się zamyślony dotąd Ian. – Mam parę spraw do załatwienia.
– Ej no, myślałam, że razem wyjdziemy. Ostatnio nas unikasz.
– Wybacz, Kate, ale mam za wiele na głowie. Słuchajcie, mam okienko i muszę lecieć. Muszę z kimś pogadać.
– Z facetem? – Uniosła idealnie wydepilowane brwi, w których tkwiły kolczyki. Oczy jej błyszczały.
– Z facetem, ale nie w takim sensie, który teraz masz na myśli. Wyjdziemy kiedy indziej. – Oddalił się od nich i w szybkim kroku pokonał długi korytarz zapełniony studentami.
Żeby dostać się na wydział zarządzania, musiał przejść przez prawie cały budynek uniwersytecki. Ten był ogromny, dwupiętrowy i bardzo długi. Ian żałował, że usunął numer telefonu Aarona. O ileż łatwiej byłoby się z nim tak skontaktować. Podjął decyzję co do pomocy jego bratu i musiał mu to powiedzieć oraz obgadać szczegóły. Nie wiedział czy Daniel będzie jeździł do niego czy to on ma się pojawiać w jego domu. Sam nie wiedział co bardziej by wolał. Dla niego obie opcje były do przyjęcia. Aaron przecież już nie mieszkał w domu rodzinnym to nie będzie go widywać. Na tę myśl coś ścisnęło się w jego sercu. Ponownie to zignorował, bo to był ten sam głosik co zawsze. Popychał go w ramiona Daddario.
Na odpowiednim wydziale znalazł się o dziwo w dość krótkim czasie. Problemem było teraz to, gdzie dokładnie przebywał Aaron. Szukanie jednego człowieka w takim tłumie osób, które przewijały się obok niego było niczym szukanie igły w stogu siana. Jedynym ułatwieniem było to, że mężczyzna był bardzo wysoki i jego czarną łepetynę potrafił rozpoznać z daleka.
– Hej.
Ian odwrócił się nie będąc pewnym czy to do niego ktoś się zwracał. Dopiero gdy spojrzał na chłopaka rozpoznał go.
– Jesteś znajomym Aarona – stwierdził niezbyt miło. – Joel, tak? Na pierwszym roku miałem zajęcia z twoją siostrą. Byłeś wtedy z Daddario w barze. To z tobą się założył?
– Nie. Założył się z naszym drugim kumplem Philipem.
– Aha.
– Wiedz, że nie podobało mi się to co robią.
– Muszę pogadać z Aaronem, chociaż nie mam na to najmniejszej ochoty. Gdzie go znajdę?
– Ian, słuchaj. – Joel podrapał się po karku. – Wiem co on ci zrobił, ale bardzo tego żałuje. On naprawdę się zmienił.
– Jeżeli ktoś nadszarpnie zaufania, trudno je odbudować – odpowiedział grzecznie Joelowi, dostrzegając, że ten jest dla niego miły.
– On to bardzo przeżył. Rozwalił buźkę Philipowi. Nie wziął tych pieniędzy.
– Dlaczego mi to mówisz? – Bradshaw założył ręce na piersi.
– Bo mu na tobie zależy, ale on nie powie tego wprost. Chciałem żebyś to wiedział – dodał Thompson, kiedy Ian się nie odezwał. – Chodź, zaprowadzę cię do niego. Powinien być teraz w sekretariacie. Miał coś tam do załatwienia. To tu niedaleko.
– Dzięki – rzucił idąc obok Joela i obserwując go kątem oka. Facet wydawał mu się sympatyczny. Możliwe, że w innym życiu mogliby zostać przyjaciółmi. Był też przystojny, ale nie w typie Iana. On za bardzo lubił wysokich, czarnowłosych, irytujących drani.
– To tutaj. – Wskazał Thompson.
W tym samym czasie drzwi się otworzyły i z pomieszczenia wyszedł Aaron. Pierwszy w oczy rzucił mu się przyjaciel.
– Joel, uwierzysz, że ta głupia baba… – przerwał, bo wtedy zobaczył tego którego serce pragnął od nowa zdobyć. Tym razem na zawsze. – Ian?
– To zostawiam was samych. Miło cię było poznać. – Thompson wyciągnął dłoń.
– Wzajemnie, cześć. – Ian uścisnął dłoń i pożegnał się.
Aaron klepnął przyjaciela w plecy.
– Zobaczymy się później. – Spojrzał na Iana z jakąś iskierką w oczach. – Dobrze cię widzieć. Nie spodziewałem się…
– Nie mam twojego numeru telefonu, więc musiałem przyjść. Jakieś problemy? – Bradshaw wskazał na sekretariat.
– Poniekąd. Uczelniana biurokracja. Podobno nie podpisałem jakichś papierów i mi to zgłoszono, ale ta kobieta co tam siedzi jest taka nierozgarnięta, że nie wie o co chodzi. Muszę przyjść tu jutro kiedy będzie ktoś inny. Masz czas? Tu obok jest automat z napojami. Kawa nie jest tak dobra jak robiona w domu, ale stawia na nogi. Wyglądasz jakbyś całą noc nie spał.
– Nie mam czasu. Zaraz mam kolejne zajęcia. Chciałem ci tylko powiedzieć, że pomogę twojemu bratu. Jeżeli ma czas to nawet dzisiaj, bo jutro pracuję.
– Świetnie. – Tak się ucieszył, że porwał w ramiona Iana obejmując go mocno.
Bradshaw zamarł, a serce bijące dotąd i tak za szybko, przyśpieszyło tempa. Nie oddał uścisku, ale nie odepchnął Aarona. Mężczyzna przez dłuższą chwilę nie odsuwał się, a on miał ochotę stanąć na palcach i wcisnąć nos w szyję Daddario. Potrzeć skórę. Ledwie powstrzymał się przed tym gestem. Gdy Aaron go puścił, obaj odczuli dużą pustkę. Jakby nagle czegoś zabrakło. Jakiegoś elementu, który ich przez moment scalał.
– Mógłbym cię tak…
– To o której mogę się spotkać z twoim bratem i gdzie?
– Nie rozmawiałem z nim, więc sądzę, że dobrze będzie jeżeli spotkasz się z nim u nas, to znaczy u moich rodziców. Masz coś przeciwko temu?
– Nie.
Aaron odetchnął.
– Daniel kończy dzisiaj lekcje o piętnastej. Nie ma dzisiaj pracy. Pracuje w cukierni trzy razy w tygodniu, przez dwie godziny. Chciałbym cię tam kiedyś zabrać.
– Mam uczyć twojego brata, nie ciebie. Podasz mi adres?
– Zawiozę cię tam. O której kończysz zajęcia?
Ian wyczuł na co się zanosi, ale nie chciał odmawiać. Nie miał dzisiaj sił i ochoty na walkę. Poza tym postawił na swoją wygodę. Naprawdę był za bardzo zmęczony, aby gnieść się w autobusie. Bo taki środek lokomocji musiałby wybrać, aby dostać się na przedmieścia.
– O szesnastej.
– Idealnie. Ja mogę się zerwać z dwóch ostatnich godzin. To dasz się tam zabrać zaraz…
– Tak.
– To spotkamy się przy moim samochodzie. Parkuję…
– Wiem gdzie. Lecę już.
– Czekaj. – Chwycił Iana za dłoń. Potarł ją kciukiem. – Dam ci numer telefonu w razie czego. Tylko go nie usuwaj.
Ian najpierw spojrzał na ich złączone dłonie. Zabrał swoją, a potem skinął głową.
– Dobry pomysł. – Wyjął swoją komórkę, aby zapisać numer.
Kiedy już szedł z powrotem na swój wydział potarł palcami miejsce, po którym sunął kciuk Aarona głaszcząc wierz dłoni. Miał wrażenie, że ten fragment skóry wciąż go pali żywym ogniem i było to bardzo przyjemne uczucie. W tamtej chwili kiedy znalazł się w jego ramionach, poczuł, że znów może oddychać. Właśnie to było przerażające.

*

Cieszył się jak dziecko czekając przy samochodzie na Iana. Miał wrażenie, że w chwili kiedy go przytulił dużo się zmieniło. Na lepsze. Może tak tylko sobie wmawiał, ale to dodawało mu sił do walki o serce tego chłopaka. Nadzieje bywają zgubne, ale on miał ich teraz tak wiele. Wierzył, że się uda. Bradshaw go nie odepchnął! Co prawda zabrał później dłoń, ale widział, że robił to z uporem, pozwolił się dotknąć. Reszta godzin minęła mu na snuciu marzeń. Musiał wyglądać dziwnie, bo znajomi z roku ciągle się na niego patrzyli. Chyba tylko Joel rozumiał o co chodzi.
Z tego wszystkiego zapomniał zadzwonić do domu i dopiero przed chwilą poinformował ich, że będą mieli gościa. Dał znać też Danielowi o co chodzi. Chłopak nie marudził, więc widać było, że chce polepszyć swoje wyniki w nauce. Radość Aarona była chyba także słyszana w głosie, bo brat zapytał się go co się stało, że jest taki szczęśliwy. Tak, był szczęśliwy i szczerzył się jak głupi do sera. Uśmiech Aarona jeszcze się powiększył kiedy ujrzał idącego w jego stronę Iana. Chłopak miał na sobie ciepłą kurtkę, bo dzisiaj było naprawdę zimno. Dla Aarona nagle ten dzień stał się upalny, bo rozgrzane serce przemawiało przez niego.
Ian przechylił głowę przyglądając się Aaronowi. Młody mężczyzna wyglądałby jakby się czegoś naćpał. Zapytał się go o to, kiedy stanął po drugiej stronie samochodu.
– Jestem pijany szczęściem. – Uśmiechnął się Daddario opierając ręce o dach samochodu.
– Boję się zapytać co jest tego powodem.
– Ty.
– Niepotrzebnie pytałem. Możemy jechać?
– Tak. Wsiadaj, drzwi są otwarte.
– Mhm. – Wsiadł do środka i zapiął pas. – To będzie w porządku, że tak się wproszę do domu twoich rodziców?
– Pewnie. Moja mama lubi gości. Poza tym dasz korki Danielowi. – Włożył kluczyki do stacyjki i też zapiął pas. – Poza tym wie, że jesteś synem jej przyjaciółki. Tym z którym byłem na randce w ciemno. Nie gniewasz się, że jej to powiedziałem?
– W porządku? Jedziemy? Naprawdę chciałbym przed nocą być w domu.
– Odwiozę cię, więc niczym się nie martw. – Uruchomił silnik.
Ian miał się nie martwić? Już samo to, że siedział z nim w jednym samochodzie bardzo go martwiło. Jeszcze wczoraj pragnął by dzieliły go od niego całe mile, a tymczasem kiedy Aaron zmieniał biegi parę razy trącił jego nogę. Czy robił to specjalnie czy nie, nie miało znaczenia. Ważne było to, że każde takie dotknięcie burzyło mur którym Ian się otoczył.
– Cieszę się, że pomożesz Danielowi – odezwał się w pewnej chwili Daddario. – Ale najbardziej ciszy mnie to, że… Już nie chcesz mnie zabić.
– Niczego sobie nie wyobrażaj. Pozwoliłem ci się podwieźć dla swojej wygody i tyle. Nadal nie chcę mieć z tobą wiele wspólnego.
– Powiedziałeś „wiele”, a nie że nic wspólnego. To daje mi szansę. Powiedziałem ci, że będę walczyć. I wygram.
– Oj, nie szczerz się tak głupio – prychnął Ian. I co on miał z nim zrobić?
Podróż trwała pół godziny podczas której Bradshaw miał ochotę przywalić Aaronowi. Wszystko przez to, że ten był tak pewny swego. W jakiś sposób mu to pochlebiało. Dwudziestoczterolatek chciał go zdobyć i już nie chodziło o zakład. Co do tego Ian zyskał pewność. Bał się mu ponownie zaufać. Jak niby miałby z nim być, kiedy w pamięci wciąż tkwiło to, że Aaron go skrzywdził? Wybaczenie to jedno, ale wiara w to, że mogłoby być dobrze to drugie.
– Nie spinaj się tak. Moi rodzice są świetni.
Ian przewrócił oczami. Udzielał mu się humor Aarona i w końcu się uśmiechnął, gdy mężczyzna puścił mu oczko.
– Masz piękny uśmiech – wypalił Daddario.
– Ty jak coś powiesz. – Pokręcił głową.
Aaron zaprowadził Iana do domu wciąż nie przestając się uśmiechać. Dobrze świadczyło to, że Bradshaw nie wściekał się,  nie odrzucał go.
– Mamo, jesteśmy? – zawołał starszy ze studentów, kiedy weszli do przedpokoju.
Ian rozglądał się z zaciekawieniem. Dom był dużo większy niż ten rodziców. Stał bardziej na uboczu, od innych domów. Co najbardziej go zaskoczyło to, że jego dom rodzinny nie znajdował się wcale tak daleko. W innej dzielnicy co prawda, ale spacerkiem w ciągu piętnastu minut by tam doszedł. Aaron musiał o tym nie wiedzieć, ale jego mama na pewno już to wie.
– Witajcie. – Z salonu wyszła Pamela od razu ściskając syna. Potem jej piwne oczy spojrzały na gościa. – Ian, prawda? Marcia wiele mi o tobie opowiadała. Rozmawiałam z nią dzisiaj i zaskoczyło mnie to, że obaj się znacie. Jaki ten świat mały. Przykro mi, że wczorajsza randka w ciemno do końca się nie udała.
– Mamo, nie udała? Co ty mówisz? Dzięki niej, sądzę, dużo się zmieniło, a przede wszystkim znalazłem korepetytora dla Daniela. Jest na górze?
– Tak, ale to pora obiadu, więc najpierw coś zjecie. Już wszystko przygotowałam. – Nie odrywała spojrzenia od Iana. Podobał jej się ten chłopak. Wcześniej widziała go tylko na zdjęciu. Tworzyli z jej synem ładną parę. W duchu miała nadzieję, że może coś z tego będzie.
– Nie chciałbym sprawiać kłopotu… – zaczął Ian.
– Nie sprawiasz. – Pamela uśmiechnęła się do niego. – Cieszę się, że tu jesteś. Aaron, zawołaj brata i siostrę, ja zaprowadzę Iana do kuchni. Tam zazwyczaj jemy. Jadalnia używana jest tylko w święta. Tata zaraz przyjdzie. – Wsunęła rękę pod ramię gościa i zaprowadziła go do kuchni.
– Jest pani bardzo miła. Zna pani moją mamę z kursu pieczenia? – Dyskretnie rozglądał się po pomieszczeniu. Było większe niż kuchnia rodziców, ale tak samo przytulne, dzięki zdjęciom na ścianach, kwiatom oraz gospodyni, która przyjęła go jak syna.
– Tak. Twoja mama doskonale piecze, ale chciała się podszkolić, za to ja… Mam dwie lewe ręce. Nadal mam, ale już coś mi wychodzi. Nie martw się jednak. Na deser będzie ciasto upieczone przez Daniela. – Podała Ianowi talerze. – Pomożesz mi?
– Tak, oczywiście. – Wziął z jej dłoni porcelanę i zaczął rozkładać na stojącym pośrodku kuchni sześcioosobowym stole.
– Nie wiem kiedy on ma czas piec, ale to jego pasja. Za to Aaronowi ciężko skupić się na czymś konkretnym. Zawsze tak miał.  – Wyjęła sztućce z szuflady i popatrzyła na Bradshawa. – Podobasz się mojemu synowi.
– Słucham? – Omal nie upuścił ostatniego talerza.
– Zwróć na to uwagę. Mam wrażenie, że świata poza tobą nie widzi. Od wielu dni chodzi zamyślony, miałam wrażenie, że jest przygnębiony, a nie chciał mi nic powiedzieć. Kiedy go dzisiaj zobaczyłam… To chyba najszczęśliwszy człowiek na ziemi. I ty to sprawiasz.
Ian nie miał pojęcia co powiedzieć. Na szczęście od tego uratowała go trójka osób, która weszła do kuchni, a którą po chwili poznał. Z ciekawością przyjrzał się Danielowi. Młodsza kopia Aarona. Tylko dużo szczuplejsza. Za to rysy twarzy były prawie takie same.
– To ty masz mnie matmy uczyć?
– Tak.
– Super. Mój brat tylko o tobie mówił jak przyszedł na górę. To zjemy i pójdziemy do mojego pokoju.
– A w salonie nie możecie się uczyć? – zapytał Aaron.
– Zazdrośnik – szepnęła Tina.
– Anorektyczka – odparował Aaron.
– Mam taką budowę ciała. Mamo, on znów zaczyna.
Aaron tylko wzruszył ramionami i wesołymi oczami spojrzał na Iana, który tylko pokręcił głową. Niedługo później pojawił się Christopher, który także powitał gościa bardzo serdecznie. Zaciągnął go nawet do pokoju, w którym trzymał swoje modele, które kleił. Najwięcej było samolotów, bo to głównie one były jego pasją. Iana bardzo zainteresowała kolekcja. Jako dziecko także próbował coś kleić, ale nie miał do tego cierpliwości. Za to podziwiał, że inni potrafią długie godziny spędzić nad czymś takim. Później zjedli bardzo smaczny obiad, a po nim Ian udał się na górę by chociaż z godzinę pouczyć Daniela. Bardziej chodziło o to, by chłopak zapoznał go z tym z czym miał największe problemy. On wtedy będzie mógł przygotować odpowiednie materiały i mu pomóc. Nie chciał za to pieniędzy, a mu je proponowano. Po prostu powiedział, że jeżeli będzie mógł jeść tak pyszne ciasta to mu to wystarczy. Daniel obiecał, że upiecze te najlepsze jak on będzie miał przyjść.
Za to Aaron naprawdę był zazdrosny, że Ian spędza czas z jego bratem, nie z nim. Ale przecież gdyby nie korepetycje to Bradshawa by tu nie było. Miał zamiar po tym jak go odwiezie zabrać go na mały spacer. Chciał z nim porozmawiać, tak poważnie. Jego plany jednak nie wypaliły, bo kiedy zatrzymał się tam gdzie zawsze odwoził Iana, spostrzegł, że chłopak zasnął. Jak on by chciał, aby to przy nim tak zasypiał. W jego łóżku.
Obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Przyjrzał się jego twarzy. Zdobył się na odwagę i delikatnie pogłaskał go po policzku. Ian poruszył się i otworzył oczy.
– Dojechaliśmy.
– Hm? A tak. – Usiadł prosto. – Zasnąłem?
– Tak. Najchętniej to bym ciebie nie budził, ale nadal nie wiem w której z kamienic masz mieszkanie. Zaniósł bym cię.
– Nie, dzięki. Nie będziesz mnie nosił na rękach. – Chciał wysiąść, ale wyjście zagradzał mu Aaron. – Mogę?
– Co? – Pieścił wzrokiem twarz Iana.
– Wysiąść, ale przez ciebie nie mog… – urwał, bo Daddario cmoknął go szybko w usta i się odsunął. – Co ty?
– Nie mogłem się powstrzymać – powiedział i pozwolił mu wyjść.
– Więcej tego nie rób.
– Nie obiecuję. Odprowadzę cię.
– Poradzę sobie. Dobranoc. – Zapiął kurtkę i ruszył w stronę rzędu kamienic. Uśmiechał się.
– Dobranoc – krzyknął za Ianem Aaron, po czym wsiadł do samochodu i dojechał. Też był już zmęczony, ale za to szczęśliwy jak nigdy w życiu.
 

12 komentarzy:

  1. Ooo! Nie mogę się doczekać zakończenia. Cieszę się, że zaczynają się dogadywać. Martwi mnie tylko ta rezerwa Iana, jednak w zupełności go rozumiem. Ciężko jest ponownie zaufać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,
    mam taki poniedziałkowy rytuał. Przyjść do pracy, zrobić kawę i wejść na Twojego bloga. A rytuał to rzecz święta. Brak możliwości jego odprawienia może przyprawić mnie o załamanie egzystencjonalne i nabawić różnych nerwic.
    Czuj się odpowiedzialna.
    Tak na poważnie, przez ten czas gdy Cię odwiedzam, miałaś kilka chwil zwątpienia do "co dalej" i zawsze udawało Ci się je pokonać. Wierzę, że i tym razem odniesiesz zwycięstwo i nie rzucisz boga w kąt. O pisaniu nawet nie ma co wspominać, bo to twoja pasja i myślę, że naprawdę możesz mówić o sukcesach na tym polu.
    "Na celowniku" już przeczytałam (kupuję wszystkie Twoje publikacje) i tak, panowie są wspaniali i na pewno się spodobają.
    Pozdrawiam, życzę weny i dużo czasu by jej ulegać oraz cierpliwości do samego bloga.
    Kasia M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne jak zawsze. Nie mogę się doczekać tego co będzie dalej i mam nadzieję, że szybko zaczniesz wrzucać nowe opowiadanie. Życzę Ci dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A pomyślałaś kochana o wattpadzie?
    Osobiście się przerzuciłam i wcale nie żałuje. Jestem zadowolona i nie żałuje swojej decyzji.
    Tymczasem rozdział jak zwykle fantastyczny!
    Dobry pomysł z tym nauczaniem. Wielka szkoda, że historia ejest taka krótka, bo bardzo przypadła mi do gustu.
    Będę czekać na kolejną już ostatnią część.
    ach jaka szkoda.
    udanego tygodnia i ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę wattpada także nie zamierzam się tam przenosić. :)

      Usuń
  5. Cześć
    Jeśli nie zamierzasz przenosić wszystkich swoich tekstów (bo to by była kupa roboty), mogę Ci wszystko poukładać na nowym blogu, obojętnie czy to będzie blogger czy WordPress, bo oba potrafię obsługiwać a Ty sobie hasło potem zmienisz...
    Blogger jest naprawdę prosty a WordPress tylko z początku wydaję się trudny do opanowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za propozycję, ale jakby co to z Boggerem sobie poradzę. Na Wrodpress nie wrócę, bo nie lubię tamtej strony. Jestem jednak zaprzyjaźniona z Bloggerem. Prawdopodobnie zostanę na tej stronie, tylko muszę, w miarę chęci i wolnego czasu,posprzątać tutaj. Jakbym robiła coś nowego, to na pewno bym tekstów nie przenosiła. Zostawiłabym je w takiej formie w jakiej są. W razie czego jakby przy publikacji nowego tekstu nadal były problemy z czcionką, której wielkości nie jestem w stanie ustawić przy tym tekście, to wtedy pomyślę o nowym blogu. Dzięki za propozycję i pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Nie wiem jak to zrobiłam, ale w tym tygodniu zapomniałam o rozdziale co zdarza się na tyle rzadko, że zazwyczaj czytam od razu z rana w poniedziałek. Naprawde nie wiem jak to zrobiłam, może dlatego że zaczęłam chorować.
    Rozdział bardzo mi się podobał, widać że między chłopcami już lepiej. Przez to, że zapomniałam mam mniej czasu na czekanie na następny rozdział z czego się cieszę.
    Co do bloga wierzę w ciebie, że dasz radę.
    Powodzenia
    Akira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo zdrowia życzę. :)
      Tak, dam radę z blogiem.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Przez cały rozdział uśmiechałam się jak głupia, bo czułam to szczęście buchające z Aarona, jego radość, że Ian dał mu szansę :)
    Cieszę się, że Aaron tak bardzo się stara, bo w sumie te małe gesty są najważniejsze w związku :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    wspaniale, och Arron jest taki szczęśliwy że jednak Ian nie do końca go odrzuca i zazdrośnik z niego jeszcze będzie zazdrosny kiedy Daniel będzie piekł dla Iana najsmaczniejsze ciasta...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, och jaki Arron jest szczęśliwy, że jednak Ian nie do końca go odrzuca... i zazdrośnik z niego jeszcze... zazdrosny będzie bardzo kiedy Daniel będzie piekł dla Iana najsmaczniejsze ciasta...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)