31 grudnia 2012

Na Nowy Rok


Nowy Rok powitajcie w szampańskim nastroju, ufając, że będzie wspaniały i przyniesie niezapomniane chwile. Zapomnijcie o szarej rzeczywistości i bawcie się najwspanialej jak potraficie i jak chcecie choćby spędzając czas w łóżku przy telewizorze, czytając ulubioną książkę lub napawając się yaoicami.



Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Spełnienia marzeń, również tych głęboko ukrytych. Znalezienia skrawka nieba i bliskiego serca, które będzie to niebo z Tobą dzielić.
Niech ten rok nada życiu nowych smaków, słodyczy pocałunków, pikantnej zabawy. Korzystaj z życia ile tylko starczy tchu!!

28 grudnia 2012

Reklama

Chciałam dać Wam adres do bloga mojego kolegi, który wstawił pierwszy rozdział swojego opowiadania i czeka na szczere, konstruktywne opinie co do niego. Cykl Magów to fantasy z wątkiem yaoi, ale nie jest to główny temat tylko miły dodatek do opowiadania.

Serdecznie zapraszamy na pierwszy rozdział:  Cykl Magów

18 grudnia 2012

Info

Zmieniłam wygląd bloga, co do nagłówka, to zobaczę czy taki zostanie. Opowiadanie rusza 1 stycznia. Nie jest długie ma 13 rozdziałów. I będę chciała co tydzień we wtorki dodawać po jednej notce. :D

Edycja z 19 grudnia:

Na chomiku już jest całość opowiadania Spontaniczna decyzja. :D

Postacie




12 października 2012

Młody

Kochani, dzisiaj chcę Wam dać do poczytania i oceny pierwszy rozdział opowiadania pod tytułem Młody. Napisała go moja koleżanka Lady-Makbet, dla której jest to pierwsza próba pisania opowiadania yaoi. 
Obie prosimy o szczere opinie na temat tego rozdziału, porady, konstruktywną krytykę i... no sami wiecie co. :D
Opowiadanie nie było betowane.

I przypominam, że wczoraj wstawiłam 5 rozdział Spontanicznej decyzji.

****


Lady-Makbet 

Młody


Młody, nastoletni chłopiec szedł szybko ulicą. Chciało mu się płakać. A nawet wyć z rozpaczy. Jego świat już się zawalił, ale nie mógł tego pokazać. Niecałe dwa tygodnie temu, jego rodzice zginęli w wypadku. Szczęściem było to, że akurat jego siostry nie pojechały z nimi do znajomych. W takim wypadku zostałby sam na świecie. A tego nie chciał, za nic w świecie. Jednak teraz jego największym problemem, było to, że według prawa, nie był pełnoletni, więc nie mógł opiekować się swoimi siostrami. Także nie mając żadnych zarobków. A nikt nie chciał mu dać pracy. Ich prawo zabraniało tego do ukończenia pełnoletności. Pierwsze osiemnaście lat jest uważane za dzieciństwo, później dopiero kto chciał mógł iść do pracy na pół etatu. Dopiero po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku można było pracować na cały etat. A to było aktualnie jego największym problemem. Nie mógł mieć żadnej pracy, a w przyszłym roku dopiero na pół etatu. Przez najbliższe cztery lata nie utrzyma sióstr z małej części odszkodowania o ile w ogóle im je przyznają. Zanim to nastąpi, dużo czasu minie, a jeszcze musi spłacać kredyty mieszkaniowy. A nie ma takich pieniędzy. Jeżeli by dostał odszkodowanie mógłby je spłacić w całości, ale wtedy nie wyżyje z siostrami. Gdy doszedł do parku rzucił się wręcz na ławkę i zapłakał. Nie wiedział jak to rozwiązać. Nie potrafił sobie tym poradzić. Fakt, rodzice przygotowywali go na różne ewentualności życiowe i jak ma sobie w nich radzić, do jakich urzędów iść i co wykonać. Jednak teraz przytłoczył go ten ogrom nieszczęść. Jeszcze musiał odebrać siostry ze szkoły. Ze swojej tymczasowo zrezygnował. A i tak najprawdopodobniej pójdzie do szkoły wieczorowej. Albo w ogóle z niej zrezygnuje. Po chwili płaczu uspokoił się i wrócił na właściwą drogę, którą szedł. Po chwili jednak stwierdził, że skróci sobie drogę przechodząc prze kilka ulic, których za bardzo nie znał, ale wiedział w jakim kierunku się udać. A to było w sumie najważniejsze. Gdy minął czwartą z kolei uliczkę, kątem oka zauważył duży neon, aktualnie nie dający światła zapraszający do nocnego klubu. W tym momencie młodzieniec stwierdził, że musi zajrzeć tam wieczorem jak dziewczynki pójdą spać. Był już gotowy na wszystko byle by je utrzymać. Nie chciał ich stracić. Mimo iż ubiegał się o usamodzielnienie, które było równe z prawem do pracy. A to teraz było mu bardzo potrzebne.

~*~*~*~

Wieczorem, gdy dziewczynki już zasnęły, po wieczornym płaczu za rodzicami, młody chłopak odetchnął spokojnie. Miał chwilę czasu by pomyśleć co jeszcze trzeba zrobić. Jutro musiał iść do jeszcze dwóch urzędów, a za trzy dni musiał iść na rozprawę do sądu. Jeszcze ten adwokat… Na szczęście nie żądał od niego wielkich pieniędzy. Mimo wszystko miesięczna wypłata ojca i matki razem wziętych, dla niego… Było to dużo. A on i tak był jednym z najtańszych. Ale pieniądze brał po wygranej sprawie. Jeżeli przegra bierze z tego połowę. Przynajmniej tyle miał szczęścia. Chociaż wolałby, żeby człowiek, któremu sowicie płaci, wygrał. Chłopak podliczył wszystkie koszty. Kremacja, wspólna płyta nagrobna, spłata mieszkania, adwokat, sprawa w sądzie o usamodzielnienie, jedzenie, opłaty. A pieniądze bardzo szybko wychodzą. Jego rodzice mieli dość spore oszczędności na czarną godzinę. Ale to co się teraz działo, przerastało siedemnastolatka. Nie jednego dorosłego by to przeraziło, a co dopiero jego. Wiedział, że przez najbliższe miesiące nie będzie spał spokojnie. To on musiał zidentyfikować zwłoki. Dziadkowie nie żyją. Może to i dobrze, że nie dożyli śmierci własnych dzieci. Rodzice byli jedynakami, a ich kuzynowie i wujkowie się nimi nie interesowali. Jego byli opiekunowie mieli przyjaciół, ale ci nie mogli im pomóc. Sami ledwo ciągnęli koniec z końcem, wychowując czwórkę dzieci. Chociaż przyjaciółka jego matki podrzucała mu co mogła i pomagała kiedy tylko miała chwilę czasu. Nie chciał ich obciążać. Po chwili stwierdził, że nie potrzebują domu, w którym jest tyle wspomnieć. Gdy go sprzedać, akurat powinno mu starczyć na małe dwupokojowe mieszkanko. Bardzo małe. Ale wolał mieć małe mieszkanie, którego nie musiał by spłacać niż duży dom, z wieloma wspomnieniami, który by im odebrali i wylądowali by w trójkę na bruku. Dlatego właśnie w przypływie impulsu odwagi, ubrał się i wyszedł do nocnego klubu, który dzisiaj widział. Po piętnastu minutach wszedł do środka. Był delikatnie mówiąc zszokowany. Po pierwsze nocny klub to zmyłka. Była to po prostu „agencja” męskich prostytutek. Po drugie był to klub/agencja GEJOWSKA. On to miał szczęście. Miał jakiegoś pierdolonego pecha, który go nie chciał opuścić od jakiegoś czasu. Nie potrafił się co pięć minut zbierać z podłogi, bo los mu co chwilę złośliwie podcina nogi. Był gejem. I co z tego? Już chyba wolałby obsługiwać kobiety, niż obleśnych typów, z wielkimi brzuchami i pocących się jak nie wiadomo co. Chociaż kobiety pewnie też się takie trafiają. Tylko to raczej one dbają o czystość ciała, a nie mężczyźni.
- Hej mały. Jak tu wszedłeś? Nie jesteś za młody by przebywać w takim miejscu? Dokumenty pełnoletniości poproszę. – Przed nim jak spod ziemi wyrósł ochroniarz. Wiedział, że nie może okazać nerwów.
- Chciałbym się spotkać z pańskim szefem. Jeżeli byłaby taka możliwość. Nawet w tym momencie. Zajmę mu góra pięć minut.
Ochroniarz zmierzył go wzrokiem. Widział tu różnych typków. Chcieli zrobić na nowe ciuchy, bo tysiące od tatusiów im nie wystarczały. Chcieli zrobić na złość rodzicom, spotykając w takich miejscach z ich znajomych. Chcieli więcej niż mieli. O wiele więcej. Jednak coś w spojrzeniu tego dzieciaka powiedziało mu, że taki nie jest. Kazał mu poczekać i sam poszedł do szefa. Wiedział, że może nie powinien go tam zostawiać, ale podświadomie wiedział, że chłopak nie ruszy się z miejsca. Zapukał kulturalnie do drzwi gabinetu szefa, po czym bez zaproszenia je otworzył. Mężczyzna wykrzywiał z rozkoszy twarz, a wystające gołe stopy, spod biurka aż za bardzo dawały znać, co ktoś mu robi pod stołem. I nawet przypuszczał kto.
- Kurwa Araliel nie tee...- po gabinecie rozszedł się przeciągły jęk. Niczym nie skrępowany chłopak krzyknął także siedząc nadal pod biurkiem, a z dziury na nogi można było zobaczyć wychylające się prawie nagie pośladki z wibratorem w chętnej dziurce, który przed wypadnięciem powstrzymywały tylko cienkie springi. Mężczyzna poklepał swojego pupila po głowie, dał mu jego marżę po czym kulturalnie kazał mu wyjść. Czasem lubił także sam wykorzystywać swoje dziwki. – Araliel nie mogłeś lepszego momentu wybrać. – Jego szef miał skrzywioną minę.
- Diego. Jest sprawa. Poważna. Przyszedł tu pewien nastolatek. Prawdopodobnie nie jest pełnolet… - nim mężczyzna skończył mówić, jego przyjaciel spojrzał na niego gdy ten zaczął mówić „nie jest” i zaraz mu przerwał następne słowo.
- Odpada. Dobrze wiesz, że bierzemy tylko pełnoletnich. – Jednak coś w spojrzeniu Araliego kazało mu zapytać o co chodzi.
- Ma inne oczy niż wszyscy ci tutaj. On jest… zdesperowany. To chyba dobre określenie. Ma smutne spojrzenie. A to mi się nie podoba. Pogadaj z nim chociaż, co?
Diego wiedział, że jego przyjaciel nie zaprzątał by mu głowy niepełnoletnim chłopakiem, gdy nie uważał tego za ważne. A ta sytuacja wyraźnie oznaczała, że było to bardzo ważne. Araliel rzadko go o cokolwiek prosił. Po chwili stanął przed nim młody chłopaczek. Dawał mu góra szesnaście lat.
- Jak się nazywasz i ile masz lat? I czego szukasz w takim miejscu i u mnie? – Diego przybrał maskę zimnego drania. Jednak bardzo uważnie obserwował chłopaka, tak samo jak jego przyjaciel stojący za jego plecami. Chłopak skulił ramiona. Wiedział, że i tak nie ma szans.
- Nazywam się Farid. Mam siedemnaście lat. Niedawno je skończyłem. – Chłopak ponownie miał ochotę się rozpłakać. Jego rodzice zginęli dzień przed jego urodzinami. Już nigdy nie będzie ich obchodził. Będą mu się źle kojarzyć. Po powiedzeniu ostatniego słowa, szybko zamrugał oczami, by osuszyć oczy, co nie uszło uwadze dwóch mężczyzn. – Chciałbym u pana, znaleźć pracę. Wie pan, że można pracować dopiero od osiemnastego roku życia… A mnie na to nie stać. Nie mogę iść tak późno do pracy. Bo stracę już wszystkich, których kocham. – Ostatnie zdanie wyszeptał. Jednak mimo to mężczyźni usłyszeli to. Nie byli chamami, bez uczuć, którzy żerują na ludziach sprzedając ich ciała. Pozwolili po prostu tym co chcieli, robić to w legalny sposób. Nie oddawali swoich chłopców byle komu, bez sprawdzenia danego człowieka. A także mieli dość pokaźne wpisowe, przez co mogli z góry pozbyć się biednych, chcących zniszczyć takich młodych chłopców. Jednak każdy chłopak miał możliwość odmówienia danego zlecenia, jeżeli nie preferował takich zabaw. Zresztą mieli katalog swoich chłopców, który co z nich lubił. Były tam zamieszczone także ich zdjęcia. Dlatego rzadko kiedy zdarzały się przykre sytuacje. Mężczyźni spojrzeli po sobie, jednak to Araliel odezwał się pierwszy.
- Co się stało mały? Czemu miałbyś wszystkich stracić? – Chłopak przełknął ślinę. Wolał postawić wszystko na jedną kartę.
- Trochę ponad dwa tygodnie temu, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie mam żadnej rodziny, prócz dwóch sióstr, bliźniaczek dziesięcioletnich, a nie chcę ich stracić. Są moimi jednymi krewnymi na tym świecie. Rodzice mieli przyjaciół ale oni sami ledwo wiążą koniec z końcem. Do osiemnastki nie mogę dostać pracy, a później i tak nie utrzymam naszej trójki z połowy etatu. Po za tym nie wiadomo czy wypłacą nam ubezpieczenie, jeśli tak, to nie wiadomo kiedy. A za coś musimy żyć. Oszczędności rodziców poszły na pogrzeb, trzy miesięczną spłatę kredytu mieszkaniowego, żeby miał czas znaleźć pracę, na opłacenie prawnika , żebym mógł się usamodzielnić i znaleźć pracę oraz na życie. Zaczyna mi brakować. A chcę zapewnić dziewczynkom bezpieczny dom i przyszłość. – Farid mówiąc to wszystko, nie podnosił oczu na mężczyzn. Czuł się głupio, że im to powiedział. Ale może dzięki temu, go przyjmą. Mężczyźni popatrzyli na siebie. Araliel pokazał Diego pewną liczbę na palcach po czym ponownie spojrzał na chłopaka. Teraz to do jego przyjaciela, ale i szefa należała decyzja.
- Mogę dać ci dwa i pół tysiąca na miesiąc. Ale na razie nie będziesz u mnie pracował. Przyjmuję tylko osoby pełnoletnie. Jak już będziesz pełnoletni, bądź sądownie zostaniesz usamodzielniony będziesz musiał to odpracować. Jeżeli zaczniesz u mnie pracę, będziesz zarabiał siedem tysięcy miesięcznie minus to co ci pożyczę do tego czasu. Czyli co miesiąc będziesz miał mniej o dwa i pół tysiąca, do czasu spłaty. Oprócz tego będziesz miał premię od klientów, bądź prezenty. Ale to od nich zależy i od ciebie. Jeżeli jesteś zdecydowany, przyjdź tu za dwa dni o dwudziestej pierwszej. Podpiszę z tobą dokumenty.
- Tak. Jestem pewny. Dziękuję za pana dobre serce i chęć pomocy. Jednak… - Chłopiec zaczął lekko panikować jak oczy mężczyzny się zmrużyły niebezpiecznie. A Diego zaczęło chodzić po głowie, czy chłopak czegoś nie udaje, nie będzie go chciał jeszcze bardziej wykorzystać. Zastanawiało go czego jeszcze chce, skoro i tak patrząc obiektywnie dużo mu zaproponował. – Czy mógłbym przyjść o dwudziestej drugiej trzydzieści. Siostry od śmierci rodziców, mają problemy z zasypianiem. Raz zasypianie trwa dziesięć minut a raz trzy godziny. Nie przeszkadzałoby to panu?
Araliel wiedział jak uśmiech wpływa na usta jego przyjaciela. Też na początku myślał, że chłopak będzie chciał więcej. Jednak taka prośba, to było nic. Wiedział, że Diego da mu swój numer i każe napisać sms-a wieczorem kiedy przyjdzie. Jak na potwierdzenie swoich myśli, jego były kochanek wyciągnął swoją wizytówkę.
- Jak uśpisz siostry napisz mi sms-em o której będziesz. To nie jest taka zwykła spelunka. Mamy tu swoje wymagania. Będziesz musiał odpowiedzieć na kilka pytań. Ale to za dwa dni, będziemy musieli cię pomierzyć i zrobić zdjęcia. Nago. – Chłopiec się zarumienił. – Teraz jednak zadam najważniejsze pytanie. Jesteś prawiczkiem?
Farid nieśmiało kiwnął głową. Nigdy nie przypuszczał, że będzie się tak wstydził. Nigdy nie przypuszczał, że wstydziłby się tego, że jest czysty. Jednak teraz tak było. Był niedoświadczony, a przez to mogą go nie przyjąć.
Araliel jakby czytając w jego myślach powiedział do chłopaka.
- To dobrze. Powiedzmy, że działa to na twoją korzyść i nie ma się czego wstydzić. Zobaczymy się za dwa dni. Dobrze?
Nastolatek jeszcze tylko kiwnął głową, pożegnał się po czym pędem ruszył do domu. Mimo wszystko czuł się upokorzony. Nigdy by nawet nie przypuszczał, że sprzeda swoje ciało, czy tym bardziej swój pierwszy raz. Miał go zrobić z osobą, którą kocha. Jednak los zgotował mu niemiłą niespodziankę.

~*~*~*~

Diego został sam z Aralielem w gabinecie. Zastanawiał się czy to co zrobił nie było szaleństwem. Według niego było. Naprawdę dużym szaleństwem. Mimo tego, uważał, że zrobił dobrze. Pomógł chłopakowi i jego siostrom przeżyć. A to, mimo prowadzenia burdeli i tego, że z czasem sprzeda ciało chłopaka jakimś mężczyznom, liczyło się jako dobry uczynek. Gdyby tego nie zrobił, młody, jak zaczął nazywać go w myślach i jego siostry wylądowali by pod mostem. Nie było ich winą, że rodzice zginęli, czy tym bardziej, ze posiadali kredyt na dom, w którym żyli. Wolał im pomóc, niż gdyby mieli wylądować u rodziny, która by ich nie chciała. Albo w domu zastępczym. W najgorszej z możliwych wersji rozdzielono by ich, siostry trafiłyby do domu zastępczego, a on do sierocińca, ponieważ nie wiele czasu brakowało mu do pełnoletniości, a takich osób się nigdy nie adoptuje, by nie robić sobie kłopotów. Nie był aż takim egoistą, żeby nie ochronić tych dzieciaków. Jeżeli miał taką możliwość. Zrobił to. Po chwili, poczuł ciepłą dłoń na ramieniu. Wzdrygnął się mimowolnie, ponieważ nie przypuszczał, że jego były kochanek tu jeszcze jest.
- Dobrze postąpiłeś Diego. Jestem z ciebie wyjątkowo dumny pod tym względem. – Poczochrał mu ciepłą ręką włosy, na co rok starszy mężczyzna prychnął. – Ale nie wykorzystuj naszych chłopców do swoich celów. Bardzo cię proszę. Mimo wszystko, jesteś ich szefem.
Mężczyźni zmierzyli się wzrokiem. Diego nadal nie wiedział, że Araliel odszedł od niego przez zdrady, których dokonywał regularnie. Miał go przecież przy sobie, a i tak ciągle go zdradzał. A on nie chciał być dodatkiem do seksu z chłopcami. Zresztą nie chciał by Diego ich wykorzystywał.
- A co mam zrobić, jeżeli ty mnie nie chcesz? Muszę czasem się jakoś zaspokoić, a nie chciałbym mieć ciągłego zapalenia mięśni, stawów czy czegoś tam jeszcze, w ręce. Ale skoro ty nie chcesz mnie znać, poza kontaktami zawodowymi czy przyjacielskimi, jakoś muszę sobie radzić.
- Jesteś wielkim kretynem Diego. Myślałem, że masz w sobie chociaż trochę inteligencji. Jednak jak widać, myliłem się. Wiesz czemu cię zostawiłem, a ty nadal robisz cały czas to samo…
- A skąd niby mam wiedzieć czemu mnie zostawiłeś, skoro nie raczyłeś mi tego wyjaśnić do kurwy nędzy. I co niby robię?
- Wykorzystujesz ich do tego, co widziałem pół godziny temu. A przekazałem ci to w liście, gdy odchodziłem. Zostawiłem go na stole. Napisałem ci tam dlaczego znikam i na ile.
Starszy z mężczyzn popatrzył w szoku. Fakt, że nadal od trzech lat byli przyjaciółmi, ale nigdy nie poznał powodu, dla którego jego kochanek go zostawił. A teraz dowiedział się o tym liście, którego nie było w domu. Ale wtedy… Był u niego ten smarkacz po ostatnią wypłatę. Ten…
- Co za spierdolony syn starej kurwy. Jak go spotkam to mu urwę ten przeklęty łeb przy samej dupie. Ten bękart diabła, wziął ten list jak przyszedł po wypłatę, w tym samym czasie, w którym wróciłem do domu. Kurwa. Zajebie go. Radzę mu się nie pojawiać. – Oparł łokcie na biurku i wsadził palce między włosy. Teraz wyglądał jakby go podłączyli pod co najmniej 220V. Każdy kosmyk włosów sterczał pod innym kątem, tworząc dość interesujący widok. Araliel zaśmiał się z udręki byłego kochanka. Był mu go odrobinę żal, ale mimo tego, uważał, że należało mu się. Diego nie dbał o niczyje uczucia, bawił się nimi, a teraz okazało się, że ktoś zabawił się nim. Pociągnął za jeden z niesfornych kosmyków przez co mężczyzna spojrzał na niego. Gdy tylko odwrócił twarz z pytaniem w oczach, Araliel przycisnął mocno swoje wargi do karminowych ust przyjaciela. Wiedział, że mają taki kolor zawsze, gdy mężczyzna jest zdenerwowany. A jest to też powiązane z tym, że zawsze wtedy przygryza swoje usta, żeby nie wrzeszczeć. Nie zmuszał, go by otworzył usta do pocałunku, jednak sam Diego tak długo nie czuł tych ukochanych warg na swoich, że chciał wykorzystać ten moment jak najbardziej. Od razu uchylił usta, by język partnera, mógł zbadać to tak znane, ale delikatnie zapomniane miejsce. Po dość krótkim, ale intensywnym i namiętnym pocałunku, mężczyźni odsunęli się od siebie. Mimo, że był młodszy to on w tym związku kontrolował sytuację. Diego był mężczyzną, który miał w pracy wszystko pod kontrolą, jednak w domu, wolał odpocząć od tej roli. W domu kontrole mógł mieć ktoś inny. Jego partner, stały kochanek, miłość. Araliel nadal pochylony nad mężczyzną, pogłaskał go delikatnie po policzku.
- Teraz kochany dostałeś przedsmak tego co możesz odzyskać. Do ciebie należy wybór czy tego chcesz czy nie. Ale tym razem to nie ja będę się starał.
Po tych słowach mrugnął mu okiem i wyszedł pilnować chłopców. Wiedział, że nie powinni mieć zamontowanych kamer w pokojach, jednak nagrywali na bieżąco sytuację, by im chłopcom nic się nie stało. Po wyjściu klienta, gdy chłopcom nic się nie stało kasowano materiał. Jednak jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Jednemu z chłopców uratowało to życie. Okazało się, że mężczyzna, który go zamówił jest fetyszystą. Lubił nakładać na twarz poduszki w trakcie stosunku, jednak przyjemność zaślepiała mu wszystko i nie widział gwałtownych ruchów kochanków, gdy chcieli się uwolnić spod poduszki z powodu braku tlenu. Nigdy więcej nie miał do nich wstępu mimo sowitej wpłaty pierwszej i regularnego dokładania się do ich majątku. Jednak nie mogli sobie pozwolić na to, by ich chłopcy cierpieli jeżeli tego nie chcieli. Chłopiec nie poszedł na policję, ale nie pracował przez kolejny miesiąc. Mimo to dostał standardową wypłatę i sporo nadwyżki, za przeżyte szkody i na pokrycie kosztów leczenia. Araliel wrócił myślą do pocałunku. Dawno nikogo nie miał, ale podświadomie wiedział, jak postąpi Diego. Wiedział, że będzie chciał go zdobyć i prawdopodobnie przestanie wykorzystywać chłopców. Ale mimo tego chyba zamówi na swój koszt umiejscowienie jeszcze jednej kamery w gabinecie „szefa”, ale dostęp do widoku będzie miał tylko on i to na swoim laptopie. To nie jest zła myśl. Nie chciał go kontrolować. Ale chciał mu całkowicie zaufać, a do tego potrzebuje dowodu. Wiedział, że Diego cztery razy w miesiącu bierze do siebie, któregoś z ich chłopców. Teraz będzie wiedział na pewno co się wydarzy. Jednak miał czasem przeczucia, a dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich się sprawdzało. Dlatego właśnie wiedział, że odzyska człowieka, którego kocha.

~*~*~*~

Farida nie było tylko godzinę w domu, obawiał się jednak, że siostry się obudziły, mogły się przestraszyć, wezwać ciotkę. Dochodząc do domu, wiedział, że nic się nie stało. Świadczyły o tym pogaszone światła d strony ulicy. A to tam zawsze toczyło się całe życie rodzinne. Prawdopodobnie tak jak w każdym innym domu. Po cichu przekręcił klucz, wszedł do domu i udał się do łazienki. Napuścił do wanny gorącej wody, więcej niż zamierzał, jednak ta, z dodatkiem kropelki olejku lawendowego, dała niesamowity efekt dla jego ciała. Po zanurzeniu karku rozluźnił się cały. Wolał nie myśleć o tym co zrobi za dwa dni. Jakby nie było podpiszę z tymi ludźmi umowę, w której sprzeda swoje ciało. A ono miało dla niego duże znaczenie. Był delikatnie mówiąc przerażony, dlatego próbował wyrzucić z głowy te myśli. Jednak zapomniał o jednej podstawowej zasadzie, im bardziej chcesz o czymś zapomnieć, tym bardziej o tym myślisz. Dlatego właśnie w tej chwili, gdy był najbardziej rozluźniony od kilku dni, nagle wszystkie problemy dały o sobie znać. Przy siostrach nie mógł sobie pozwolić na okazywanie słabości, dlatego właśnie wyhamowywał wszystkie swoje reakcje. Nie pozwalał sobie na płacz, złość, rezygnację czy nie zadowolenie. Nie obarczał dziewczynek problemami. Wszystko spadło na niego, a jemu nie miał kto pomóc. No może ciotka Sarihi, jednak wiedząc, że i ona sobie nie radzi z tym, że jej przyjaciele zginęli, a oprócz tego opiekuje się swoimi dziećmi. Potrzebował się wypłakać. Potrzebował tego jak nigdy wcześniej. Nie miało sensu dalsze tłumienie emocji, gdy był sam i mógł sobie na to pozwolić. Jego ciałem już i tak wstrząsał szloch, dlatego w ostatnim momencie zdążył jeszcze wziąć ręcznik i zakryć nim usta by dziewczynki nie usłyszały jego rozdzierającego serce szlochu. Musiał odreagować ostatnie dwa tygodnie. Znajomi rodziców dziwili się, gdy nie płakał na ich pogrzebie tylko dzielnie tulił zapłakane siostry do siebie. Po stypie poprosił by Sarihi wzięła do siebie dziewczynki na godzinę. Ta nie pytając o nic zrobiła to. Ona wiedziała dlaczego chłopiec nie płakał, dlaczego sobie na to nie pozwalał. Potwierdziła swoją teorię, gdy po półtorej godzinie przyprowadziła dziewczynki i zobaczyła jego spojrzenie. Może po oczach nie było widać, że płakał. Być może dziewczynki tego nie zauważyły. Ale ona widziała ten przejmujący smutek w jego oczach i świadomość odpowiedzialności oraz ciężaru jaki na niego spłynął. Miał tylko siedemnaście lat, ale właśnie w tym momencie zachowywał się jakby miał ich co najmniej trzydzieści. I było to dla niej przerażające jak z dnia na dzień wszystko może się zmienić. Wystarczy sekunda. No może dwadzieścia, gdy ktoś puka do drzwi, ty biegniesz ucieszony do drzwi, że twoi bliscy wracają, otwierasz drzwi i widzisz policjantów z wiadomością „ Pan Farid Jang? Bardzo nam przykro, pańscy rodzice nie żyją. Mieli wypadek.” I nagle cały twój świat sypie się, bez możliwości poskładania go. Ze skał, które miały przetrwać tysiące lat, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zostaje pył. Ulotność życia. Po pół godzinie przeraźliwego płaczu, który wstrząsał jego ciałem niczym fale statkiem, w końcu mógł się szybko umyć i położyć do łóżka. Po wyjściu dziewczynek do szkoły musiał uporządkować rzeczy rodziców do końca. Wszystkie dokumenty odnalazł od razu, ponieważ rodzice od zawsze pokazywali mu gdzie co może znaleźć. Teraz czekało go uporządkowanie ubrań, pamiątek rodzinnych. A to była najgorsza część ze wszystkich. Wiedział, że dziewczynki mają pod poduszkami ubrania rodziców. Nie zabronił im tego. Miał świadomość, że dzięki tym rzeczą czują się bezpieczniejsze. A to było dla niego najważniejsze. Nie wiedział co jednak zrobić z rzeczami. Czy oddać je komuś, komu się mogą przydać, czy zapakować je szczelnie w pudła. Przypuszczał, że posiadanie ich w pudłach na strychu będzie go podnosić na duchu. Będzie to jego ostatnia pamiątka po rodzicach. Dowód na to, że istnieli i że żyją w jego sercu. Po położeniu się do łóżka wtulił twarz w poduszkę. Lekarz przepisał mu leki na sen. Ale nie mógł ich zażyć, gdyby dziewczynkom coś się stało, gdy on spałby pod wpływem tabletki… Nie wybaczyłby sobie tego. Wiedział, że jest to mało prawdopodobne. Jednak od śmierci rodziców miały często koszmary, budziły się z płaczem, a wtedy musiał je przytulać i pocieszać do czasu ponownego zaśnięcia. Czytał im bajki by szybciej usnęły. Mimo tego, że jego ciało potrzebowało snu, mózg nie potrafił przyjąć tego do świadomości. Od kilku dni spał tylko po dwie, może trzy godziny. Wiedział, że długo tak nie pociągnie, ale nie potrafił się zmusić do sny, a też nic nie skutkowało. Tabletki zbyt długo działały, a dziewczynkom też ich nie może podać. Dlatego właśnie czuwał większą część nocy i zasypiał dopiero nad ranem, gdy musiał po niewielkiej ilości snu wstać i przygotować dziewczynkom śniadanie do szkoły po czym je do niej odprowadzić. Przed śmiercią rodziców chodziły same, teraz same go prosiły by szedł z nimi. A on nie potrafił im odmówić. Oprócz tego za trzy dni musi iść z nimi do psychologa na kolejną wizytę. Potarł zmęczone oczy. Musiał się tylu rzeczy nauczyć, opanować od podstaw w tempie bardziej niż przyspieszonym. Jutro musiał także iść do swojej szkoły wypisać się z niej. Nie poradzi sobie z tym wszystkim ucząc się dziennie przez osiem godzin później zajmując się dziewczynkami, pomagając im w nauce i jeszcze z pracą w nocy. Po tych dwóch tygodniach czuł, że jego organizm przyzwyczaił się, do intensywnego trybu dnia i że czuł się co raz mniej zmęczony po dwóch czy trzech godzinach spania. Jednak nie zapanuje nad wszystkim w tak krótkim czasie. Skończy szkołę zaocznie, jak tylko będzie miał taką możliwość. Ale to za kilka lat. A takie miał plany… Czemu los pozbawił życia jego rodziców? Tak bardzo chciałby się teraz przytulić do mamy… Wtulił głowę w poduszkę i gorzko zapłakał. Nie wiedział nawet kiedy zasnął. A jego ostatnią myślą tego dnia było „Mamo, brakuje mi was. Czemu nas opuściliście…”

~*~*~*~

Dwa dni minęły Faridowi bardzo szybko. Dyrektor nie dziwił się, że chce zrezygnować ze szkoły i nie utrudniał mu tego. Załatwienie wszystkiego poszło nad wyraz szybko. Poukładał kolejną część rzeczy rodziców. Nie był w stanie zrobić tego w całości. Rozklejał się przy drobnostkach znalezionych w kieszeniach rodziców, przy pudełku po butach, w którym znajdowały się wszystkie laurki, liściki z życzeniami, czy ręcznie zrobione prezenty. Te rzeczy miały bardzo dużą wartość sentymentalną. Przy każdej z tych rzeczy płakał. Jego siostry już nigdy nie obdarują mamy stosem rysunków na urodziny, zrobioną lalką z papieru czy orgiami. Gdy to sobie uświadomił postanowił, że mimo tego, iż nie zastąpi rodziców, będzie się starał jak najlepiej wychować siostry i jeżeli będzie w stanie będzie pomagał im w ich troskach. Miał świadomość, że to on będzie musiał poinformować siostry o miesiączce czy o tym, że nie powinny iść z pierwszym lepszym do łóżka. Mimo, że wpoi im tą zasadę, albo przynajmniej ma taką nadzieję, sam odda ciało pierwszemu lepszemu, a później kolejnemu i kolejnemu, każdej nocy. Dzień po dniu. I chyba to go najbardziej przerażało. Będzie dziwką. Daną do rżnięcia tylko tym najbogatszym. Ale jednak dziwką. Od razu przypomniał sobie scenę z filmu „Moulin Rouge”. Będzie jak ta Roxenne. Oddająca się każdemu, pod przykrywką tańca erotycznego. Kto zapłaci więcej. Pan po prawej czy po środku. Dzisiaj miał podpisać umowę z diabłem. Diabłem w ciele człowieka. Wszedł do salonu. Puścił muzykę najgłośniej jak się dało. Szyby zaczęły się trząść w szybach, a on zaczął wrzeszczeć. Nie krzyczeć. Wrzeszczeć zdzierają sobie głos, pozbywając się tego bólu z ciała, tej wielkiej kuli w żołądku, płucach i gardle. Wrzeszczał aż zabrakło mu sił i tchu. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. Będzie jak ta Roxenne.


EDIT: Opowiadanie Młody można znaleźć pod tym adresem:  http://mlody-lady-makbet.blogspot.com/

30 września 2012

Pojawił się drugi rozdział Majestic hotel na który serdecznie zapraszamy. Przez jakiś czas info o rozdziałach będą ukazywać się na naszych blogach. :D

23 września 2012

Zapraszam

Zderzyły się dwa światy. Nadchodzi apokalipsa. Fanki swoich wzajemnych opowiadań połączyły siły. Nadchodzi apokalipsa. Nie wierzycie? Zostańcie z nami i obserwujcie jak wszystko obraca się w nicość, apogeum nicości. Apogeum nicości? Apokalipsa? O czym my pieprzymy? Ach, no tak o zderzeniu dwóch światów. Luana i Ayame we własnych osobach, piszą razem opowiadanie. Myślimy, że dość nietypowe i niespotykane. Na samym początku była nicość. Znowu nicość? Było nic i nagle coś, czyli Majestic Hotel w naszym wykonaniu. Zapraszamy!
 
Jesteście ciekawi co to za opowiadanie, kim są postacie i co się wydarzy?
 
Ayame i Ja zapraszamy na blog:  Majestic Hotel

Czekamy na wszelkie opinie. :D

10 września 2012

Hej.

Zmieniłam wygląd bloga. Mam nadzieję, że się podoba i odświeży tą stronę. Przedstawiam Wam też dwóch głównych bohaterów Spontanicznej decyzji. Liczę, że Colin i Jessie zdobędą Waszą sympatię.

Mam też inną informację. Obok podałam link do mojego chomika a w nim hasło do folderu Moje opowiadania MM. Zrobiłam to, ponieważ ja wiele razy mam ochotę mieć w pliku czyjeś opowiadania, więc stworzyłam pdf'a, którego można pobrać. W ten sposób opowiadanie będzie w całości na Waszym komputerze. Na razie jest tam tylko Gdy muzyka w duszy gra. Niedługo pojawi się Jedna łza, ale to zależy od mojego czasu i Ayś. Ayś, wiesz co masz zrobić.^^
Będzie też Tylko Ty 2, ale nie wiem co z pozostałymi opowiadaniami. Z tego co pamiętam żadne z nich nie było sprawdzane i roi się tam od błędów. Nie wiem czy chcielibyście mieć coś takiego. Bo sprawdzenie zajęło by bardzo dużo czasu, a tego wciąż brak. Jak wiecie to piszę nowe opowiadania i wolę się na nich skupić niż wracać do starych. W ogóle nawet nie wiem czy Was coś takiego interesuje. Ale jak chcecie to możecie pobrać. :D
Pozdrawiam. :D

Postacie

Całe życie może się zmienić od jednego pytania, odpowiedzi, wydarzenia lub gdy ktoś postawi ci warunki, jakie musisz spełnić, by coś zyskać. Pewien mężczyzna najpierw musi znaleźć kogoś, kto pomoże mu w grze kłamstw. Planie, który na pozór jest łatwy. Bo co będzie, jak miłość wkroczy w życie dwóch osób, pomimo że jej nie oczekiwali i nie będzie już ucieczki. A może zamiast miłości nadejdzie nienawiść. Jessie i Colin muszą być gotowi na wszystkie warianty. Czy są, przekonacie się, czytając Spontaniczną decyzję.

 Jessie Carson

Colin White


6 września 2012

Rozdział 14 ostatni - „Kochaj się ze mną”

 Przed Wami ostatni już rozdział Jednej łzy. Pisałam go z trudem, chwilami z niechęcią. Powstawał długo, bo odrzucałam go na bok i wracałam po tygodniu do niego lub dwóch. Miałam dość tego opowiadania i jak go skończyłam, to była wielka ulga. Kolejne opowiadanie za mną i jestem z siebie dumna, że wytrwałam. Ale nawet jakbym miała dość opowiadania, to mam w sobie ośli upór i muszę je skończyć. 
Nadal będę pisać i tu wstawiać kolejne opowiadania. One cały czas powstają. Nie zniknę z tego bloga, tym bardziej nie zawieszę żadnego z opowiadań, no chyba, że umrę lub zachoruję, albo nie będę mieć netu. To wtedy zniknę bez słowa. Tak to jestem, jak coś to zawsze Was o wszystkim poinformuję, trwam, czasami jest ciężko, ale kocham pisać i myślę być z Wami na pewno przez następne miesiące. 
Co z drugim blogiem? Zostanie zamknięty na czas nieokreślony. Czy tam wrócę? Jak zechcę znów pisać o Japonii, to może. Ale to daleka przyszłość. Publikuję i będę publikować tutaj. 
Kolejne opowiadanie zacznę wstawiać po 16 września. Jeszcze nie wiem jaki to będzie dzień. Niedługo zmienię wygląd tego bloga i przedstawię Wam dwie główne postacie. Opowiadanie trochę różni się od tych tutaj (oczywiście nadal to M/M), ale mam nadzieję, że też Wam się spodoba. :D
Dziękuję wszystkim czytelnikom zarówno tym milczącym i tym komentującym za to, że jesteście. :** 
I serdecznie witam każdą czytelniczkę i każdego czytelnika. :D
Teraz nie zawracam Wam już głowy i zapraszam do czytania. :D

***

Ta noc miała wiele zmienić. Właściwie wszystko. Miała mu udowodnić, że w końcu przestał się bać. Od dwóch dni o tym myślał. Wbrew temu, co sobie postanowił w dniu, kiedy był tu jego kuzyn – że noc będzie należeć do niego i Fabiego, i że to on mu się odda – stchórzył. Nie zbliżał się do swego chłopaka bardziej niż tylko po to, żeby się przytulić czy pocałować go. To nie powinno być przecież takie trudne – oddanie kontroli komuś, kogo kocha. Nie, nie kontroli. Przecież w łóżku nie o to chodzi. Chodzi o coś zupełnie innego niż władza nad drugim chłopakiem, bo jest się na górze. Czyżby się bał, że Fabi dostanie to, czego chce i go zostawi? To głupie. Tak bardzo by mu nie ufał? W końcu Chartier się zdenerwuje na taką nieufność. Przesadzał z tym bronieniem swego tyłka. Gołym okiem widać, że Fabiemu na nim zależy. Który chłopak byłby tak czuły i kochany, gdyby nic nie czuł do drugiego? A jak Fabi go kocha? On go kocha i nie powiedział mu o tym. Co, jak Fabrice czuje to samo i też się boi wyznać te dwa słowa?
Jak tak dłużej będzie wszystko roztrząsał i stał pod prysznicem, to ucieknie, gdzie pieprz rośnie albo woda go całkiem zmyje. Nie powinien się go bać. Byli w łóżku niejeden raz. Teraz tylko będzie inaczej. Przekroczy linię, której tak się bał. W pełni zaufa kochankowi. I to nie dotyczyło tylko spraw intymnych. Tyczyło się to samego życia. Życia, które chciał z nim spędzić. I doskonale to wiedział, pomimo że był jeszcze taki młody. Powinien porozmawiać o tym ze swoim chłopakiem. Ale nie teraz. Teraz była noc do zupełnie innej rozmowy. Ma to być mowa ciał.

***

Zastanawiał się, dlaczego Alain ostatnio dziwnie się zachowywał. Nie przeszkadzało mu, że chłopak unika głębszych kontaktów, tylko ciągle nad czymś myśli. Teraz też poszedł do łazienki i chyba siedział tam od godziny. Wyjątkowy czyścioszek się z niego zrobił czy jest chory? Musi z nim poważnie porozmawiać. Wyłączył komputer i rozsiadł się na kanapie. Tak będzie chyba najlepiej. Zależało mu na nim i chciał wiedzieć, co go dręczy. Czyżby znów te myśli, co ostatnio w kuchni? Ale nawet po tym zapewnił go, że jest dla niego ważny. Miał mu wyznać miłość, jak nie był jej pewny? Nie chciał kłamać. Wiedział, że Alain go kocha. Powiedział mu to Xavier, który dodał, że woli być cały i nie będzie się kręcił obok niego. Szkoda, że nie był świadkiem tej sytuacji. Alain bronił tego, co było jego. Słysząc to, poczuł dumę. W ogóle był z niego dumny. Chłopak naprawdę się zmienił. Miłość zmienia.
Drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Alain w samych spodniach.
– Myślałem, że się tam utopiłeś.
– Myłem się. Łazienka wolna – Alain popatrzył na niego. – Wykąp się, a później gdzieś pojedziemy.
– Gdzie?
– Dziś o północy mają spadać meteoryty. Będą dobrze widoczne z tego wzgórza.
– Nie wiedziałem, że cię to interesuje – podszedł do niego i objął go w pasie. Wtulił nos w jego szyję. Porozmawiają później. – Jejku, jak ty wspaniale pachniesz.
Alain poczuł, że ma gęsią skórkę. Chłopak bardzo na niego działał.
– Weź prysznic. Ja zabiorę koce, żebyśmy mieli na czym leżeć – odsunął się i gdy zobaczył ponurą minę Fabiego, cmoknął go szybko w usta. – No idź.
– A muszę się myć?
– Podobno zapach potu pokazuje prawdziwego mężczyznę, ale po całym upalnym dniu wolę cię czystszego. Nie to, żebyś był brudny – dodał szybko. Po cholerę on w ogóle tyle mówi? – A ja lubię smak i zapach potu na tobie, gdy robimy inne rzeczy, lecz gdy nie jest on całodziennym urobkiem... Pieprzę bez sensu. Idź do tej łazienki.
– Kochany, ty bardzo dobrze pieprzysz – mrugnął do niego i zniknął za drzwiami, za chwilę się jednak wrócił. – Nie wziąłem czystego ubrania.
Alain się denerwował coraz bardziej. A co, jak Fabi go wyśmieje? Nie, jako kochanka, tylko miejsce, jakie wybrał. Przecież to takie kiczowate. Zostając samemu, mógł w spokoju założyć górną część odzieży, a do torby spakować picie oraz lubrykant i prezerwatywy. Z braku miejsca na kąpiel nie chciał później paradować z mokrym tyłkiem. Zebrał też koce z łóżek i jeszcze jeden na przykrycie wyjął z szafy. Był gotów, kiedy odświeżony Fabrice wrócił do pokoju. Alain podszedł do dwudziestolatka i zwyczajnie się przytulił.
– Ktoś tu potrzebuje czułości – pogładził go po plecach.
– Bardzo dużo. Mam dla ciebie niespodziankę, ale dowiesz się na wzgórzu.
Zaintrygowany Fabrice skinął głową i ucałował go w czoło.
– To się zbieramy, jak mamy być tam o północy. Pewnie spędzimy tam noc, to zobaczysz wschód słońca. Będzie widać po drugiej stronie wzgórza.
– Musimy zostawić twoim rodzicom jakąś wiadomość.
– To ty coś napisz, a ja te pakunki – wskazał na przygotowane rzeczy – zaniosę do auta.
Alain wyrwał kartkę z notatnika i napisał, że pojechali oglądać deszcz meteorytów i zostaną do wschodu słońca na wzgórzu za miastem. Zgasił światło i z żołądkiem zawiązanym na supełek opuścił sypialnię.

Wokół było ciemno i tylko światła latarek rozświetlały miejsce. Alain na szczęście pomyślał o świetle i już wcześniej spakował do samochodu cztery niewielkie, świecące na niebiesko lampy solarne.* Teraz niósł je w ręku.
– Po co ci one? Mama się zdziwi, że nie będą podświetlać jej nowego klombu.
– Zrozumie. Zobaczysz, po co.
Byli już na wzgórzu i podjechali autem w to samo miejsce, co kiedyś. Alain powbijał po czterech rogach lampy, a potem rozesłał dwa koce na trawie. Fabrice stał i obserwował to niecodzienne zjawisko, chociaż prędzej trzeba by powiedzieć, że nieconocne, patrząc na to, która była godzina.
– Nie stój tak, tylko chodź tutaj – Alain wyciągnął rękę. Fabi złapał za nią i usiadł obok chłopaka. Nie umiał przestać na niego patrzeć. Lampy dawały na niego doskonały widok.
– O co chodzi? Coś ty taki romantyczny?
– A przeszkadza ci romantyczność? – Alain trącił go nosem w szyję.
– Nie, ale mieliśmy oglądać świetlny spektakl, a nie kochać się.
– Nie będzie żadnych meteorytów, ale jak się postarasz, to mogę być fajerwerki – położył się na kocu i pociągnął na siebie Fabrica, zagryzając dolną wargę.
Chartier na chwilę zaniemówił.
– Czy to jest to, o czym myślę, że jest?
– Nie dowiesz się, jak nie spróbujesz – wyprężył się pod nim. Rosło w nim pożądanie, a to zagłuszało strach przed oddaniem się.
Och, spróbuje. Czekał na to kilka tygodni.
– Nie gap się tak, tylko mnie pocałuj, bo zaraz to ty wylądujesz na dole. Kochaj się ze mną.
– Alain, podobasz mi się taki – wsunął mu nogę pomiędzy jego.
– Ja... – nie dane mu było dokończyć, ponieważ namiętne wargi drugiego chłopaka nakryły jego. Zarzucił mu ręce na szyję. Zamruczał, uznając to posunięcie za dobre.
Całowali się namiętnie, smakując wzajemnie, liżąc, podgryzając wargi i splatając języki ze sobą. Żaden z nich nie pozostawał bierny i biorąc, jednocześnie dawał. Pocałunek wzbudzał głód i zarazem sycił pragnienie kontaktu. Pokazywał wszelkie uczucia bez mówienia ich słowami.
Fabrice pożegnał się z chętnymi wargami, zamierzając skosztować każdego skrawka skóry swego chłopaka. Błądził ustami po jego policzkach i oczach, schodząc ku szczęce, którą polizał, i szyi, podskubując ją zębami. Jego nienaganna fryzura została zburzona przez pieszczące skórę głowy palce Alaina. Chłopak, co jakiś czas ocierał się o jego udo, rozpalając ciało. Wbił zęby w miejsce łączenia się szyi z ramieniem, a jęk Alaina był melodią dla jego uszu. Possał to miejsce i polizał.
– Oznaczasz mnie?
Chartier spojrzał na niego rozpalonym wzrokiem. Alain miał doskonały pomysł z tymi lampami. Widzieli się doskonale.
– Każdy będzie wiedział, czyj jesteś. Poza tym wiem, jak bardzo lubisz, kiedy cię gryzę.
– Skąd wiesz? – uch, ten intensywny, obiecujący wzrok kochanka sprawiał, że drżał i chciał dużo więcej.
– Za każdym razem, jak się kochaliśmy, poznawałem ciebie. Znam cię doskonale. Wiem, gdzie dotknąć, żebyś zadrżał. Gdzie pocałować, żebyś się rozpalił i wiem, co zrobić, abyś wił się i krzyczał z rozkoszy.
Na te słowa oddech Alaina przyspieszył, a spodnie zrobiły mu się zdecydowanie za ciasne. Po jaką cholerę mają na sobie ubrania? Podciągnął koszulkę chłopaka do góry.
– Zdejmuj to.
– A gdzie to się tak spieszymy? Ja tu dziś rządzę. Ty leż – mimo słów pozwolił się rozebrać.
– Guzdrzesz się – warknął zniecierpliwiony Alain, chociaż zaraz przeszło to w głośne westchnienie.
– Wiem, gdzie polizać, – liźnięcie w płatek ucha – pocałować – mały pocałunek na małżowinie tuż pod włosami – i ugryźć... – teraz to Alain pisnął, kiedy obok pierwszej malinki pojawiała się druga. Jak dobrze, że założył bluzę z szerokim dekoltem. Fabi miał dostęp do jego skóry bez rozbierania go. – I wiem, jak bardzo jesteś niecierpliwy – podsunął jego koszulkę w górę, aż do szyi. Począł wycałowywać drogę po torsie i zatrzymał się przy jednym z sutków. Strasznie go kusiły. Potrącił, niby przypadkiem, jeden guziczek, a ten stwardniał i kusił mocniej. Chwycił go między zęby i pociągnął.
– Cholera! – Alain krzyknął, prawie się unosząc. Chyba miał dobry pomysł z tym przeniesieniem się tutaj. Byłoby go słychać w całym domu.
Uśmiechnął się, nadal poświęcając uwagę różowemu punkcikowi. Pieścił miejsce wokół niego językiem, a gorącym oddechem sprawiał, że skóra Alaina pokryła się gęsią skórką. Pragnął wzbudzić jęki w swoim chłopaku. Przejechał językiem wzdłuż jego boku. Alain zadrżał i wypchnął biodra w górę, poszukując otarcia, ale nie znalazł go. Fabrice powtórzył swój manewr, dołączając do tego zęby, z zadowoleniem stwierdzając, że to też się jego chłopakowi podoba. Alain prężył się, wyginał i chętnie rozsuwał nogi, gdy białowłosy obcałowywał ścieżkę w dół.
Fabi chciał go wykończyć, a to był dopiero początek tego, co może dostać. Jego ciało stawało się coraz wrażliwsze, rozpalone, co każdy pocałunek tylko wzmacniał, wzbudzając pożar i nie gasił go. Ogień rozchodził się po każdej cząstce ciała, wzdłuż kręgosłupa i na pachwiny, sprawiając, że był tak bardzo twardy, iż jego penis chciał przebić się przez spodnie.
– Mógłbyś tak niżej? – poprosił Alain, ściskając mu ramiona.
– Co niżej? – podroczenie się z nim może być ciekawe.
– No... wiesz.
– Nagle się wstydliwy zrobiłeś? – głaskał kciukami miejsce tuż nad zapięciem spodni. – Co niżej?
– Pocałuj, poliż i zdejmij je ze mnie.
– Och, kochanie zdejmę je z tego słodkiego tyłeczka. Cierpliwości.
– Ty jakoś nie byłeś... – zawył, kiedy dłoń Fabiego zacisnęła się na jego kroczu. – Jeszcze trochę, a dojdę.
– A tego nie chcemy – rozpiął mu guzik.
– Chcemy, chcemy i to jak chcemy.
– Nie teraz.
Alain poczuł pustkę, gdy ręka się odsunęła. Miał ochotę krzyczeć, żeby wracała z powrotem, ale za chwilę zamruczał, aprobując ruch Fabiego. Chłopak, co prawda cholernie powoli, rozsuwał mu zamek w spodniach, ale jednak robił to.
Sam nie mógł się doczekać, żeby go zobaczyć. Zwłaszcza, że mokry czubek członka wysunął się ze spodni i przyciągał. Chwycił za brzeg ubrania i pociągnął w dół, w czym Alain mu pomógł, chętnie unosząc biodra.
– Bez bielizny? – zawisł nad nim i pocałował gorąco.
– Ano bez – odpowiedział Alain, kiedy jego wargi zostały uwolnione.
– Wszystko sobie zaplanowałeś.  Awww.
– Możesz tam wrócić?
– Nie?
– Wróć.
– Po co?
– On potrzebuje twoich ust.
– Coś za coś. Zaplanowałeś?
– Oczywiście. Ale jak będziesz tak gadał, – przełożył nogę przez niego i popchnął na koc, samemu znajdując się nad nim – to zmienię zdanie i nie oddam ci swego tyłka.
– Oddasz. Tak zrobię, że oddasz – pchnął go, ale Alain nie dawał się położyć, więc zaczęli się siłować. W końcu Farbice zaplótł wokół niego nogi i manewrując nimi sprawił, że to teraz on znów był górą. – A teraz grzecznie leż – zdjął mu jeszcze do końca koszulkę, napawając się nagim chłopakiem pod nim. Już on sprawi, że Alainowi nie przyjdzie dziś do głowy zmiana konfiguracji. Złapał penisa kochanka i poruszył ręką w górę i w dół. Błagalny wzrok Alaina prosił go o więcej. – Dostaniesz wszystko, czego chcesz i o wiele więcej – szybki, głęboki pocałunek i z powrotem pieścił ustami brzuch chłopaka. Odpiął swoje spodnie i wyjął swój członek. Bolał już, ale zostawił go w spokoju. Teraz liczył się tylko jego chłopak. Pochylił się nad męskością Alaina. Trącił językiem sam czubek purpurowej główki, zlizując przezroczysty płyn. Alain pachniał i smakował wyśmienicie. Miał ochotę zostać tutaj na zawsze. Zaczął całować czule jego członek, rękę zsuwając na jądra i masując je. Widząc, że chłopak bardziej rozszerza nogi, aby dać mu lepszy manewr do pieszczot, dał mu za to nagrodę. Otworzył usta i zaczął go sobie wsuwać do gardła. Dużo ostatnio ćwiczyli.
– Och. Właśnie tak, kochanie – Alain podparł się na łokciach, żeby go widzieć. Ich oczy się spotkały, tak bardzo szczęśliwe. Poruszył biodrami lekko. Uwielbiał pieprzyć jego usta. A Fabrice mu na to pozwalał.
Dał mu wolną rękę, tylko delikatnie manewrując jego biodrami. Pozwalał Alainowi na swobodny ruch. Wiedział, że chłopakowi niewiele brakuje i zgadzał się na wszystko. Szybko poczuł, jak członek nabrzmiewa i zaczyna strzelać strugami nasienia. Połykał wszystko, czym został obdarowany, przez cały czas go obserwując i wyssał go do końca. Wreszcie wypuścił członek, ale nie odsunął się. Nie pozwoli mu odetchnąć. Wylizał dokładnie jego pachwiny i skierował się do jąder.
To Alain też uwielbiał. Pieszczenie moszny i okolic. Próbował znów spojrzeć na głowę kochanka pomiędzy swymi nogami, lecz nie był w stanie. Orgazm go wyczerpał. I zawsze chwilę trwało, zanim doszedł do siebie. Tym razem jednak nie dane mu było odetchnąć. Ten język na jądrach i za nimi był taki dobry. Wręcz parzył.
Pieścił go nieprzerwanie. Rozpalał na nowo. Uniósł biodra chłopaka do góry, mając teraz dostęp do tego, co było przed nim ukryte. Pochylił się pocałował oba pośladki, wbijając w nie przy okazji zęby. Powoli przesunął się pomiędzy półkule. Polizał i obrysował językiem otworek, w który zamierza się niedługo wbić.
– O kurwa – krzyknął Alain, zaciskając dłonie na kocu i miętosząc go w palcach. – Co ty robisz?
– Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w gejowskim seksie – polizał dziurkę, wyrywając kolejne dźwięki rozkoszy, jak i zaskoczenia. Nigdy jeszcze nie robili rimu. Odkryje przed chłopakiem nowe doznania. Przesunął po szparce kilka razy językiem i piął się w górę ku jądrom, by zaraz wrócić i pocałować dziurkę, która zaczęła się otwierać i zamykać.
– O tak, rób tak. Nie przestawaj – błagał Alain, w pewnym momencie zapominając, jak się oddycha. Te delikatne ruchy języka były oszałamiające. I był tak wystawiony na niego. I twardy. – Mógłbyś mi tak... mmmnnn... robić do rana.
Fabrice tylko się uśmiechał, liżąc go. Jeżeli jego chłopakowi dobrze, to i on czuł się spełniony. Splunął na dziurkę chłopaka i roztarł ślinę palcem, naciskając na wejście.
– Nie spinaj się. Nic nie robię – znów go polizał. Nie chciał sprawić mu bólu.
Alain sięgnął do swoich spodni i wyjął potrzebne rzeczy, które położył obok na kocu. Cały dygotał z ekstazy.
– Weź to.
Fabi przesunął się w górę i spojrzał mu w oczy.
– Zawsze przygotowany.
– A żebyś wiedział. Pocałuj mnie – otrzymał głęboki pocałunek i obietnicę, że to jeszcze nie koniec.
– Odwróć się.
Alain rozprostował nogi i położył się na brzuchu. Zajęczał, kiedy Fabi położył się na nim i zaczął wargami pieścić mu szyję. Chłopak był ciężki i tak wspaniale go przygniatał. A jego członek nadal wystający ze spodni wsunął się pomiędzy pośladki. Pierwsze wrażenie było orgazmiczne, zaś drugie jeszcze lepsze. Sam docisnął się do niego. Zaczęli się poruszać w jednostajnym rytmie.
– Fabi.
– Podoba ci się? – z niczym nie zamierzał się spieszyć.
– Mhm.
– To dobrze. Zaraz będzie jeszcze lepiej – szept Chartiera był zmysłowy. Działał na jego chłopaka szaleńczo.
Kolejne pocałunki zasypały mu plecy. Ręce masowały kość biodrową i zakradały się w różne zakamarki. Dotyk Fabiego był upajający. Pozwalał mu na wszystko. Niech robi z nim, co chce. I niech się to nie kończy. Ponownie poczuł język pomiędzy swymi pośladkami, który sunął od miejsca, gdzie się rozdzielają aż do jąder i wracał. Wszystko trwało bardzo długo, aż poczuł poza językiem coś jeszcze.
– Spokojnie – wsunął w niego bardzo powoli duży palec. – Powiedz, jak zaboli – pocałował go w pośladek.
– Nie boli. Jest dziwnie, ale nie boli. I nie baw się ze mną za długo, bo zaraz ci dojdę bez niczego.
Fabrice tylko się roześmiał. Tyle uczuć w nim wzrastało, kiedy widzał go takim chętnym, a zarazem uległym, ufnym. Do pierwszego palca dołączył drugi, a przy trzecim Alain się spiął.
– Uklęknij i podeprzyj się na łokciach. Chcę cię takiego widzieć – szeptał, rozsuwając w nim palce. Jego członek już chciał się znaleźć w chłopaku. – Tak bardzo cię pragnę – wsunął palce głębiej, poruszając punkt niewyobrażalnej rozkoszy.
Alain krzyknął i już nie przestawał.
– Już, Fabi. Chcę cię – jęczał Alain po kilku minutach palcówki. Sam się nabijał na knykcie, ale to było dla niego za mało.
– Jesteś pewny?
Pocałunek w plecy tak czuły, że zburzyłby największy opór tylko upewnił Alaina w decyzji.
– Tak. Zrób to – obejrzał się na niego.
Wysunął z jego wnętrza palce i opuścił niżej spodnie. Założył kondom. Obficie nawilżył go, jak również zewnętrzną część odbytu. Naprawdę chciał, by Alainowi było dobrze. Przez to sam się denerwował. To w końcu pierwszy raz jego chłopaka na dole. Przystawił czubek do szparki i potarł nim ją. Bawił się tak dłuższą chwilę. Ta się otworzyła i wybrał właśnie ten moment. Wsunął główkę do środka. Ledwo opanował się przed gwałtownym pchnięciem.
– Dalej – nalegał Alain, cały czas oglądając się przez ramię. Nie bolało, ale rozciągało. – Nie jestem tak delikatny, jak sądzisz.
– Ja tu rządzę. Ty sobie porządzisz, kiedy indziej – kolejne centymetry zagłębiały się w Alainie, aż w końcu cały penis zanurzył się w gorącym wnętrzu kochanka.
– O cholera – oddech Alaina przyspieszył. Zabolało, ale na małą chwilę, po czym to ustąpiło.  Chłopak czuł się taki pełny, rozciągnięty. – Tak. Dobrze.
– Nie boli? – pochylił się do niego i uszczypnął w ramię zębami. Przez ten ruch penis w Alainie się poruszył i wydobył z niego jęk. To była dostateczna odpowiedź. Pchnął biodrami, ciesząc się, że wytrzymał do tej pory, nie biorąc chłopaka wcześniej. To był idealny moment. Jego kochanek był gotów na wszystko. Oddychał ciężko, wsuwając i wysuwając się z niego i wsłuchując w wydawane dźwięki przez partnera.
To było dobre, wspaniałe, oszałamiające i genialne jednocześnie. Po cholerę tak długo czekał? Ale nieważne, bo teraz myśli uciekły daleko, a on skupił się na odczuwaniu. Krzyczał i wił się pod swoim chłopakiem, którego biodra poruszały się coraz szybciej, a członek wchodził głębiej. Sam się na niego nabijał, prosząc o więcej. I wszystko dostawał.
Kochali się szybko i namiętnie, bez trudu odnajdując wspólny rytm. W powietrzu unosiły się dźwięki, jakie wydawały ich spocone ciała, uderzając o siebie. Fabrice wsunął rękę pod Alaina i objął go w pasie. Uniósł go do góry tak, że Alain oparł się o jego pierś, tym samym nabijając się na niego bardziej. Lavelle sięgnął do swego penisa, żeby ulżyć napięciu, ale starszy chłopak odtrącił jego dłoń i sam zajął jej miejsce. Pieścił go pociągłymi ruchami, jednocześnie pieprząc i ocierając członkiem o prostatę kochanka. Uda Alaina zaczęły drżeć. Oparł tył głowy o ramię swojego chłopaka i zadygotał. Orgazm porwał go w swe objęcia, co ogłosił światu. Fabi patrzył na niego, czując jego ciało tak blisko, że bliżej już nie można, mięśnie zaciskające się na nim i zakleszczające go w sobie. Doszedł zaraz po nim, nie potrafiąc się dłużej powstrzymywać. Skurcze poorgazmowe trwały jeszcze chwilę, a on nie przestał się w nim poruszać. Alain odwrócił do niego twarz i złączyli swe wargi jakby w podziękowaniu za przeżyte chwile.
Opadli razem na koc. Starszy chłopak zaczął składać pocałunki na szyi partnera, polegując na nim. Nie chciał opuszczać tego gorącego wnętrza.
– To było nieziemskie – dyszał Alain.
– Fascynujące, ogniste, rozkoszne, genialne.
– Zamknij się i zejdź ze mnie, jesteś ciężki.
– Nagle jestem ciężki. Uważaj, bo będę miał focha – wyjął swój mięknący członek i zsunął kondom.
– Po tym, co dostałeś chcesz się fochać? – położył się na boku. Wszystko go bolało, lecz to było przyjemne cierpienie. Szybko wtulił się w swego chłopaka.
– Za to, to mogę nosić cię na rękach.
– Uważaj, co mówisz, bo jeszcze cię o to poproszę – wciągnął w nozdrza jego zapach. Zapach potu, seksu i tego, czym emanował sam Fabrice. – Nastaw budzik, żebyśmy obejrzeli ten wschód słońca – poprosił sennie.
Fabrice siegnął po telefon Alaina, gdyż jego spodnie leżały za daleko, a sądząc po kurczowym uścisku, chłopak by go nie wypuścił. Nastawił alarm i jeszcze okrył ich kocem. Zanim zasnął, długo patrzył na twarz śpiącego. Coraz bardziej zależało mu na nim. Bał się tego, a jednocześnie cieszył, jak głupiec.

***

Budzik dzwonił zawzięcie, wybudzając ze snu dwóch młodych kochanków przeklinających ten harmider. Alain coś jeszcze pomruczał pod nosem i obrócił się na drugi bok, zostawiając wyłączenie tego czegoś Fabiemu. Po chwili nastała błoga cisza i mógł ponownie zapaść w sen. Niestety, nie dane mu to było, bo zaraz coś zaczęło łaskotać go po policzku, ramieniu, biodrze i pośladku.
– Nie dasz mi już pospać? To zrób śniadanie.
– Nie wiem, jak na tym pustkowiu zrobić śniadanie, ale poszukam jakichś korzonków – usiłował się nie roześmiać, widząc, jak Alain się zrywa i rozgląda wokół.
– Zapomniałem, gdzie jesteśmy – opadł na koc.
– Zapomniałeś, co się w nocy działo? – zapytał z udawanymi pretensjami Chartier.
– Tego się nie da zapomnieć. Tyłek mnie boli – błyszczące i jeszcze zaspane oczy zwróciły się ku tym jasnym.
– Pomasować?
– Później. Teraz mi powiedz, gdzie masz ten wschód słońca?
– Musisz wstać i pójść ze mną. Z tej strony nic nie zobaczymy.
Ubrali się i przeszli spacerkiem, trzymając się za ręce na drugą stronę wzgórza. Znaleźli się tam w porę, ponieważ świecąca tarcza już zdążyła pokazać się na horyzoncie.
– Najbardziej romantyczny widok, jaki znam – wyszeptał Alain, opierając się plecami o klatkę piersiową partnera.
– Pewnie naczytałeś się o nim w tych swoich książkach.
– Żebyś wiedział. Ale najpiękniejsze sceny są w romansach.
– Uch, ty mój romantyku – ucałował go w bok szyi, zaciskając uścisk w pasie.
– Zakochany romantyku.
– Co? – przesłyszał się? Alain to powiedział?
– Kocham cię – obrócił się w jego ramionach.
Nie wiedział, co powiedzieć. Niby wiedział, co Alain czuje, lecz usłyszenie tego z jego ust było jak uderzenie gromu w jego serce.
– Nie musisz nic mówić – Alain się przytulił. – Nie oczekuję od ciebie, byś się zmuszał do wyznania tego, czego nie czujesz. Ja to musiałem powiedzieć. Właśnie w tej chwili. Kocham cię.
Fabrice patrzył, jak wokół nich coraz bardziej robi się widno. Słyszał budzące się ze snu ptaki i swoje serce bijące z nadmierną prędkością. Alain go kocha. I dlaczego sam nie potrafił tego powiedzieć?
– Jestem złym chłopakiem – wyszeptał w jego włosy.
– Nieprawda. Jesteś cudowny. To, że czegoś nie czujesz – trochę to bolało – nie oznacza tego, że jesteś złym chłopakiem.
– Przepraszam, nie mówię czegoś, czego nie jestem pewny.
– I mnie to pasuje – Lavelle musnął mu usta. – Lepiej nic nie mówić niż nakłamać, a później się tego wyprzeć.
– Zależy mi na tobie.
– Wiem. Wracamy do domu. Jestem głodny – rozczarowanie ukrył pod osłoną uśmiechu. Przecież wiedział, że Fabi go nie kocha. To dlaczego to boli? Bo sam mu wyznał miłość? Ech, musi się wziąć w garść i o tym nie myśleć. Wierzył, że nadejdzie dzień, kiedy usłyszy te dwa słowa. Z drugiej strony Fabi i tak okazywał mu miłość. Inaczej. Robił to w gestach. Ale usłyszeć to też by było dobrze.
– Och, ty mój głodomorze – smutne oczy Alaina dobiły go. Chciał, żeby zawsze się śmiały. Pewnego dnia nadejdzie czas, kiedy wyzna mu uczucie. Tylko musiał mieć pewność. Jego mama zaraz by zapytała, ile zamierza czekać. I na co? Nie wiedział, co by jej odpowiedział.

***

Kilka godzin później popołudnie zapowiadało się dość leniwe. Alain i Fabrice zamierzali je spędzić przy grach i na pieszczotach. A po tej nocy tym bardziej Fabiego ciągnęło do swego chłopaka. Niestety z ich planów nic nie wyszło, kiedy równo w południe zadzwonił dzwonek do drzwi. Po ich otwarciu okazało się, że przyjaciele Chartiera nudzą się i z racji, że Pascal ma dzień wolnego, przyszli posiedzieć z nimi. Fabrice tylko podrapał się po głowie, głupio uśmiechając i przekładając swoje plany. Wpuścił ich i od razu musiał iść robić kawę, ponieważ Charlotte marzyła o czarnym napoju. Ku jej uldze robieniem kawy zajął się Alain, dodając, jak zawsze, szczyptę kardamonu. W piątkę przenieśli się do ogrodu. Jakiś czas później przyszedł kolejny gość. Cedric także nie miał planów typu: "Jak zdobyć nową dziewczynę?" i postanowił odwiedzić Alaina. W sumie to ich ostatnie wspólne dni.
– Nareszcie się poznamy – Charlotte podała La Brunowi dłoń. – Słyszeliśmy o tobie, co nie co, ale jakoś wciąż się mijaliśmy.
– Ced ma swoją paczkę – wyjaśnił Alain – i tak jakoś nasze drogi się rozchodziły.
– Ale na szczęście zeszły. No i miło was poznać. Nie ukrywam, że też o was słyszałem. Podobno dzięki wam mój przyjaciel ruszył swoje cztery litery z domu.
– Nie tylko. Dzięki mnie również – wtrącił dumny Fabrice. – Siadaj – podsunął Cedricowi krzesło. – Częstuj się. Mamy tu wszystko, czego dusza zapragnie. Zaraz, tylko przyniosę ci szklankę na sok.
– Widzieliście, jaki gościnny – zaśmiał się Pascal.
– Alain, wychowałeś go sobie – dodała Lotta.
– Pewnie. Tylko on o tym nie wie – puścił jej oczko Lavelle.
– Patrzcie go, taki spokojny, nieśmiały, a owija sobie naszego przyjaciela wokół paluszka – powiedział Olivier, kiedy już przełknął paprykowe chipsy.
– Cicha woda brzegi rwie – zawtórował Cedric. Był zadowolony, że Alain i to w ciągu tak krótkiego czasu zdołał spełnić swe marzenia.
– Co rwie brzegi? – zapytał Fabrice, słysząc urywek rozmowy.
– Woda w rzece – odpowiedział Pascal.
– Nie macie innych tematów, jak gadanie o geografii? – usiadł obok swego chłopaka. Ich krzesła stały tak blisko, że bez problemu mógł się nachylić i cmoknąć go w nagie ramię. Uwielbiał, jak Alain zakładał te koszulki na ramiączkach i krótkie spodnie. Aż mu się przypomniały te pierwsze żarty, kiedy w aucie dotykał jego kolana. Do dziś dziękuje swojej siostrze za to, że kazała wieźć się na ten obóz.
– Ależ ja mam szczęście – westchnęła Charlotte. Słońce świeciło na jej włosy, przez co wyglądały, jakby płonęły.
– Jakie, cukiereczku?
– Jestem kobietą.
– Nie mam co do tego wątpliwości – uśmiechnął się jej chłopak.
– Ty już mi się tu nie podlizuj. Co ja... a tak. Jestem kobietą i to jedyną w tej grupie. Reszta to sami samcy. Niejedna wiele by dała, żeby być w towarzystwie takich ciasteczek, jak wy. Nie bądź zazdrosny, Oli.
– A czy jestem? – wskazał na siebie. – Oni są nieszkodliwi. Zwłaszcza ci dwaj – tym razem wskazał na Alaina i Fabrica.
– Mnie nie licz – rzucił Cedric. – Jestem psem na baby. A ty, maleńka, jesteś super laską – zamruczał, pochylając się do niej.
– Ej, to moja narzeczona – warknął Olivier.
– Widzę i dlatego jest twoja. Nie porywam zajętych kobiet. Ale jakby co, to daj znać – szepnął do Lotty.
– Zapamiętam.
– Ja tu jestem.
– Spokojnie, dryblasie – pogłaskała go po kolanie i dopiero wtedy zobaczyła, że Fabrice i Alain nie słuchają ich. Patrzyli czule na siebie i coś szeptali. – Zakochani, nieładnie mieć tajemnice w towarzystwie. Gadać i to już, o czym to tak ćwierkacie.
– Za dużo byś chciała wiedzieć – odpowiedział Fabrice.
– A ty zrobiłeś się teraz do życia. Dzięki, Alain, za odzyskanie naszego przyjaciela. Egoistyczny dupek odfrunął – Pascal pomachał w powietrzu palcami, co miało emitować odlatywanie.
– Obaj się czegoś nauczyliśmy – Alain spojrzał na swego chłopaka. Gdyby jeszcze mnie kochał. Chociaż nie mógł powiedzieć, że nie kocha. Przecież wyznaje to gestami, ale on potrzebował słów, jak nigdy w życiu. Przeniósł wzrok na pozostałych. Widział, że Cedric dogada się z przyjaciółmi Fabiego. To był chłopak, który szybko się klimatyzował w otoczeniu. I zwykle na dobre mu to wychodziło.

***

Dni upływały szybko. Wrzesień powitał ich deszczową i zimną pogodą. Fabrice wciąż marudził, że on chce lata, a nie jesieni. Chociaż nie powinien narzekać, że mu zimno. Alain skutecznie go rozgrzewał. Sam się sobie dziwił, że potrafił tak zdominować Chartiera. Chociaż już nie bronił się przed oddawaniem się Fabiemu. Oba łóżka skutecznie zostały rozdziewiczone i nie tylko one. W dniu, kiedy wyszło w końcu słońce, była niedziela i przygotowywali się do specjalnego obiadu. Do domu wracała mama Alaina. Pan Antoine pojechał po nią na lotnisko i niedługo mieli być tutaj.
– Cieszysz się, że wrócisz do domu? – Fabricowi nie bardzo podobał się koniec pobytu Alaina w jego domu. Nie spędzanie każdej chwili z nim będzie dość trudne. Zawsze mógł podejść, przytulic go, pocałować, porozmawiać, a teraz pozostaną im smsy i internet. Owszem, będzie się z nim widywał, ale jeden wieczór w ciągu dnia to dla niego zdecydowanie za mało. Przecież mieszkali razem, a teraz będą osobno. Jeszcze zaczną się studia. Obiecał sobie, że postara się zawsze znaleźć czas dla swego chłopaka. Chociaż czas nie spędzany ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę też dobrze robi.
– Powiem tak – Alain objął go w pasie. – Cieszę się, że moja mama wraca. Jest moją rodziną. Kocham ją. Ale nie cieszę się, że my nie będziemy ze sobą przez cały czas. Chociaż mówią, że to dobrze. Nie znudzimy się sobą – nawet nie wiedział, jak dobrze odgadł myśli Chartiera.
– Ja się tobą nie nudzę – odgarnął mu włosy w oczu. Alain nadal nie odwiedził fryzjera. Jego kudełki sięgały prawie do szyi.
Z dworu doleciał ich dźwięk silnika.
– To tata. Mamo, przyjechali.
– Już idę. Amelie, na dół! – krzyknęła w górę schodów. Zdjęła fartuszek ukontentowana tym, co słyszała. Chłopcy już się nie ukrywali, nie chowali po kątach i otwarcie pokazywali, co czują. Alain jeszcze czasami się wstydził, ale to też mu szybko mijało.

Alain wyszedł przed dom i uśmiechnął się. Jego mama zamykała drzwi auta i też go zobaczyła. Podszedł do niej i sam ją objął.
– Mój syneczek stęsknił się – poklepała go po plecach.
– Wcale nie tęskniłem.
– Już ci wierzę. O, i jest mój zięć.
Fabrice uniósł brwi. No fakt, Alain mówił mu, że wszystko opowiedział mamie. Został wyściskany przez Beatrice.
– Tak się cieszę, że jesteście razem. Nie sądziłam, że każąc ci tu zamieszkać sprawię, iż się zakochasz – skierowała swoje oczy na syna. – Miałam tylko nadzieję, że syn mojej przyjaciółki cię rozrusza. Gdybym zostawiła cię w domu, spędziłbyś wakacje na czytaniu książek. Nie mówię, że to coś złego, ale... co tam. Sam już to wiesz – uśmiechnęła się i przywitała z przyjaciółką i jej córką, która nadal nie rozstawała się ze słuchawkami i muzyką.
– To zapraszam na obiad. Zrobiłam...
Alain patrzył na te dwie kobiety. Ważne kobiety w jego życiu. Żal mu było, że inni geje nie trafiali na takich rodziców. Nawet wczoraj czytał artykuł o chłopaku wyrzuconym z domu z powodu swego homoseksualizmu. Naprawdę miał szczęście.
– Chodźmy jeść. Umieram z głodu – jego chłopak chwycił go za rękę i pociągnął do domu.

Dwie godziny później obaj leżeli na łóżku przytuleni do siebie. Alain był już spakowany i miał zaraz wracać do domu.
– Cholera, zachowuję się, jak panienka – wyszeptał.
– Dlaczego? Dlatego, że tulisz się do mnie i nie chcesz wracać do domu? – Fabrice pocałował go w kącik ust. – Zobaczymy się jutro. Wpadnę do ciebie. A, słuchaj, może powiedz mamie, że wrócisz do domu jutro, a dziś wybierzemy się na imprezę do Clouda.
Alain podniósł się i spojrzał na niego.
– Chciałbyś ostatni taki wspólny wieczór ze mną spędzić na imprezie?
– Co w tym złego? – też usiadł.
– Jak to co? Tłum, hałas i zamiast pobyć razem we dwóch, to ty wolisz to? – wstał. Miał dość tych imprez. – Wieczory cały czas mamy zajęte tylko tym. Impreza u Clouda, u Oliviera, u Marka, czy też kluby. Mam dość.
– Jak to dość? Przecież podobało ci się.
– Tak. Czasami z początku, ale nie ciągle. Od kilku dni liczy się tylko to. I to, czego ty chcesz, nie ja. Fabi, ja lubię wieczory w domu.
– Przecież siedzieliśmy w domu. Czego ty chcesz? – nie rozumiał, o co mu chodzi.
– W ciągu ostatniego tygodnia tylko raz i to dlatego, że bolała mnie głowa.
– No i zostaliśmy.
– Tylko, że głowa mnie nie bolała – nie mógł dłużej udawać.
– Proszę? Udawałeś? – podniósł się z łóżka. – Zaraz, zaraz… – Fabrice przyłożył dłoń do czoła, myśląc. W końcu zimnym wzrokiem spojrzał na swego chłopaka. – Dlaczego udawałeś?
– Chciałem spędzić choć jeden wieczór w domu.
– To trzeba mi było to powiedzieć – denerwował się, a nerwy były złym doradcą.
– Próbowałem, ale ty mnie nie słuchałeś.
– To ostatni tydzień przed tym, żeby się przygotować do studiów. Każdy chciał się zabawić. Ja też i sądziłem, że ty również – warknął. – Czy to znaczy, że nie lubisz ze mną wychodzić?
– Z tobą zawsze. Źle mnie rozumiesz. Nie wiesz, o co mi chodzi?
– Nie bardzo, kurwa – Fabi przetarł dłonią twarz.
– Lubię być z tobą. Wychodzić też, ale nie codziennie. Potrzebuję czasu dla siebie, dla nas. Tego, byśmy byli czasami we dwóch. Fabi, ja się cieszę, że poza niektórymi osobami inni przyjęli nas dobrze. Tylko nie chcę spędzić życia na imprezach.
– Ale nie mówiłeś tego, nie narzekałeś – uspokoił się trochę. Przecież mógł mu powiedzieć.
– Nie chciałem cię zmuszać do siedzenia w domu – Alain przełknął ślinę. – Chodziłem z tobą, bo nie chciałem, żebyś się mną znudził i mnie zostawił. Pragnąłem, żebyś miał chłopaka, który ci pasuje.
– Ale ty mi pasujesz. Chcę cię takiego, jaki jesteś – miał ochotę podejść do Alaina, coś go jednak powstrzymało. Czy Alainowi chodzi tylko o ten ostatni tydzień, czy także o inne dni? I na ile chłopaka było stać, żeby tylko być z nim? Aż tak nisko się ceni, że zamiast mieć swoje zdanie w pewnych kwestiach, to ulega, jak idiota?
– Naprawdę? – podszedł do niego, ale Fabrice się cofnął. – Co jest?
– Nie zbliżaj się. Jestem na ciebie zły. Jedno mnie ciekawi. Co byś jeszcze zrobił, żeby mi się przypodobać? Żebym nie miał cię za nudnego?  Może utopił się w jeziorze, wyskoczył z samolotu w trakcie burzy...
– Czemu się złościsz? – Alain mu przerwał.
– Bo, kurwa, mogłeś mi powiedzieć, że chcesz czegoś innego. I wiesz, co mnie wkurza najbardziej? To, że mi nie zaufałeś i nadal tak jest!
– Przecież ci to powiedziałem...
– Gówno mnie to obchodzi! Udajesz! Kłamiesz! Do cholery! – miał ochotę walnąć pięścią w ścianę, ale stał za daleko. – Wszyscy potraficie tylko udawać, żeby coś zyskać. Ty, abym cię nie zostawił. Jakbym, kurwa, chciał, to bym to zrobił! Sądziłem, że dobrze się bawisz, a ty tylko grałeś! – Alain chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwolił. – I po co? Po to, żeby mieć chłopaka, pokazać się z nim i nie być w końcu prawiczkiem!
– Bredzisz! Nawet nie wiesz, co mówisz! Kocham cię i ty o tym wiesz! Masz rację, okłamałem cię, że się całkiem zmieniłem i kocham imprezy. To, jak bardzo podobają mi się te skupiska ludzi żłobiących piwo i hałasujących. Nie powiem, bo czasami było fajnie i masz rację, dobrze wyjść z domu, ale nie bez przerwy! Pragnę siąść i poczytać. Przytulić się do ciebie. Spędzić wieczór we dwóch. Tak, jestem cholernym romantykiem. Marzę o romantycznych gestach. Spacerach w świetle księżyca – mówiąc to, nie patrzył na niego. Nie chciał widzieć tego wyśmiewającego uśmieszku. – I możesz mieć mnie za kompletną ciotę, ale dobrze mi z tym, jaki jestem od czasu, kiedy mam ciebie! – wziął głęboki oddech. – Dlaczego kłócimy się jak dzieci?
– Nienawidzę, jak ktoś coś udaje, zamiast powiedzieć prawdę. Mam tego dość! – krzyknął rozsierdzony Fabrice.
– A ja mam też dość różnych rzeczy. Nawet niewiedzy, co do tego, czy mnie kochasz! – wypalił.
– Haha. Bo nie kocham! Tak, jak ty mi nie zaufałeś w tym względzie, tak ja ciebie nie kocham.
– Dobrze wiedzieć. To skoro mnie nie kochasz... Co dalej z nami? – ostrze sztyletu rozcinało mu serce na pół.
– Dalej? Jakie dalej? To koniec. Nie chcę żyć z kimś, kto w każdej chwili może mnie okłamać!
Alain zachwiał się, jakby coś ogromnego uderzyło w jego pierś i ścisnęło ją. Odwrócił głowę, by ukryć szklące od łez oczy. Taki głupi powód i...
– Dobrze wiedzieć, że mam nie robić sobie nadziei –  w tym domu u boku tego chłopaka przeszedł metamorfozę. Otworzył się na ludzi. Pokochał. Tak niewiele czasu, a tak wiele rzeczy uległo przemianie w nim. Jedno się nie zmieniło. Serce. Jego serce nadal pozostało wrażliwe. Pragnące uczuć i chłonące każde złe słowo. Serce, które teraz bolało. W gardle utworzyła się potężna gula. Nie będzie płakał. Nie da mu tej satysfakcji. Chwycił swój plecak i torbę. Wiedział, że tak będzie. I to była jego wina. Wiedząc, jak po Gabrielu Fabrice jest przeczulony i cięty na nawet drobne kłamstewka, wciąż udawał. Dlatego nie mówił mu, że go kocha. Nie chciał kłamać.
Obejrzał się. Fabrice stały tyłem do niego. Patrzył w okno, jakby wyczekując zamknięcia drzwi. Nic tu po nim. Wróci do rzeczywistości i nauczy się żyć bez niego. Jeszcze kilka godzin temu siedzieli z rodzicami przy stole. Śmiali się, żartowali. Słuchali opowieści jego mamy, a teraz świat się zawalił. Świat, którego głównym składnikiem była miłość.

Zszedł na dół do salonu. Poprosił mamę, żeby już jechali do domu. Antoine zaproponował odwiezienie ich. Nie widział tego, co obie matki. Wyraźnie było widać, że ma ochotę płakać, ale trzymał się twardo. A niedawno podniesione głosy świadczyły o kłótni. Mimo przypuszczeń, że pomiędzy ich synami nie jest teraz najlepiej, postanowiły się nie wtrącać i dać im szansę na pogodzenie się.
Całą drogę do mieszkania potrafił udawać, wręcz doskonale, dobry nastrój. Nie chciał mamy martwić. Nie wiedział, że ona widziała więcej. Nie znała go przecież od wczoraj. Dopiero, kiedy był w swoim pokoju, a jego mama poszła odpocząć, dał upust złości, rozgoryczeniu, smutkowi. Wszystkie te odczucia kumulowały się w jego wnętrzu i znajdowały ucieczkę przez łzy. Wypłynęły one z piwnych oczu z pełną swobodą, znacząc policzki ogniem żalu.

***

Jeszcze nigdy nie było tak ciężko. Nie czuł takiej pustki. Dni i noce niczym się nie różniły. Chciał tylko zamknąć się w swoim pokoju i zasnąć na zawsze. Nie obchodziła go przyszłość, uczelnia. I pomyśleć, że dostał się na kierunek, który mógł pracę Fabiego połączyć z jego. Teraz tak bardzo tego nie chciał. Nie czuł potrzeby uśmiechu, jedzenia, które matka usilnie wpychała w niego. Czasami słyszał, jak długo rozmawiała przez telefon z tatą. Wszystko u niego było w porządku. Miał dobrą pracę. Chociaż to Alaina cieszyło. Innego powodu do radości nie miał.
Dziś mijał tydzień, od kiedy widział Fabiego po raz ostatni. Tydzień łez i samotności.
Odłożył telefon po krótkiej rozmowie z Cedriciem. Przyjaciel kończył urządzać się w akademiku. Poznał nowych ludzi. Dzwoniła też Lotta i Pascal, ale nie chciał z nimi rozmawiać. Powiedział dziewczynie, że nie jest już chłopakiem ich przyjaciela i nie musi czuć się zobowiązana martwić się o niego. Opieprzyła go i powiedziała, że jak będzie potrzebował, to ma do niej zadzwonić. Dobrze, że nie wiedziała, gdzie mieszka. Przyjechałaby tu. Chciał być sam. Nie potrzebował towarzystwa.
Tęsknił, cierpiał. Godzinami wpatrywał się w telefon. Czekał, aż zadzwoni i na wyświetlaczu pojawi się imię byłego chłopaka. Sam raz zadzwonił, ale zaraz się rozłączył. Stchórzył. I nawet po tym Fabi nie zareagował.
Miłość  nie jest dla mnie. Za bardzo boli. Myślał Alain, siedząc przy stole i bawiąc się zupą. Nabierał czerwony płyn z ryżem na łyżkę w jednym miejscu i wylewał z drugiej strony talerza.

Beatrice obserwowała syna. Martwiła się. Pojutrze wraca do pracy, a on zostanie siedzieć w domu sam. Pewnie nie opuści nawet pokoju. Często rozmawiała z Sabrine i miała wgląd na to, co się dzieje z Fabricem. Obiecały sobie, że dadzą im jeszcze tydzień pożyć w takiej marnej egzystencji, a potem siłą zaciągną obu w jakieś miejsce. Zamknął w pokoju lub w szafie, jak zajdzie taka potrzeba i każą wyjaśnić sobie wszystko. Gdy wróciła do domu po tym wyjeździe i zobaczyła szczęśliwego, zakochanego syna, przestała się bać o jego uczuciową przyszłość. Tak to nazywała. Wiedziała, że z innymi rzeczami sobie poradzi, ale z miłością mógł mieć trudności. Teraz ma i wierzyła, że są to tylko chwile wzmacniające jej syna. Chłopcy się kochali. Gołym okiem było to widoczne. Nie wiedziała, o co im poszło, ale miała ogromną nadzieję, że będą razem.
– Daj, odgrzeję ci tę pomidorową.
– Nie musisz. I tak nic nie przełknę – wstał.
– Alain...
– Mamo, nie jestem małym chłopcem. Przeżywam zawód miłosny – otarł ręce o starą, porozciąganą i spraną koszulkę. – Przeżyję.
Nie mogła patrzeć na jego podpuchnięte oczy.
– Pójdę się położyć – powiedział Alain.
– Trzeba zrobić zakupy. Pojedziesz ze mną?
– Nie mam ochoty – spuścił wzrok i wyszedł z kuchni. Nawet żywe, wiosenne kolory na ścianach go nie cieszyły.
Stawiał krok za krokiem, jak staruszek. Energia całkiem opuściła jego ciało. Zatrzymał się, gdy dzwonek w drzwiach wygrał melodię.
– Otworzysz? Pewnie sąsiadka przyszła po przepis – doleciał go głos mamy z kuchni.
Powlókł się wprost do wrót. Wścibskie babsko znów będzie wypytywać go o to, dlaczego wygląda, jakby życie go przygniotło do ziemi. Otworzył drzwi. Przed jego oczami znalazł się bukiet z przynajmniej dwudziestu czerwonych róż. Zmarszczył brwi.
– O co chodzi? – wtedy jego oczy zmieniły się w dwa okrągłe spodki. Zza róż ukazała się znajoma twarz. – Fabi?
– Przepraszam – wydusił z siebie Chartier. Tak strasznie za nim tęsknił. Przez ostatnie dni wegetował. Nie mógł już dłużej. Kiedy Alain puścił mu sygnał z komórki, chciał do niego biec choćby boso i powiedzieć mu wszystko, błagać o wybaczenie. Niestety, głupia duma nie pozwoliła na to. Dziś już nie wytrzymał. Zobaczył ich zdjęcia i po prostu musiał tu przyjść. Chociaż raz go zobaczyć, nawet, jak Alain już go nie zechce. – Przepraszam. Mogę wejść?
– T... tak – wpuścił go do mieszkania. – Co tu robisz? – ręce mu drżały.
– Jestem głupi. Pewnie już mnie nie chcesz, ale ja... – wyciągnął w jego stronę bukiet. Ileż się namęczył, żeby znaleźć odpowiednie kwiaty. Czerwonych róż była masa, ale każde, które oglądał, nie były były. W końcu w maleńkiej kwiaciarni znalazł idealne. – Są dla ciebie. Mówią to, co tak ciężko było mi powiedzieć – serce ze strachu, że Alain każe mu wyjść, biło szybko.
Alain wziął kwiaty. Były piękne. Pąki jeszcze nie całkiem zakwitły i dopiero przemieniały się w dorodny kwiat.
– Czerwone róże...
– Podobno mówią o tym, że ktoś kogoś kocha. I nieprawda, że ja ciebie nie kocham – zbliżył się do niego. – Byłem zły. To, co powiedziałem, dotarło do mnie o wiele później... Kocham cię. Bardzo cię kocham, Alain. Dni bez ciebie mi to uświadomiły. Przepraszam. Przyjmiesz mnie ponownie?
– Też byłem głupi – nie wierzył, że właśnie przeżywa scenę rodem z telenoweli. – Chyba obaj się czegoś nauczyliśmy. Boże, Fabi, umierałem bez ciebie – rzucił się w jego ramiona. – Kocham cię.
Obaj poczuli się wspaniale, będąc ponownie w ramionach ukochanego. Nie było czasu na myślenie, czy wybaczyć czy nie. Liczyło się to, co czuli w sercach.

Z kuchni wyszła szczęśliwa Beatrice z torebką w ręku.
– Jadę na zakupy. Nie będzie mnie długo – powiedziała, ale chyba jej nie słyszeli. Pojedzie zrobić zakupy do sklepu rodziców Fabiego. Przekaże im dobre wieści. Wyszła po cichu z mieszkania.

– Czy to znaczy, że znów jesteśmy razem?
– Tak, Fabi.
– Kocham, kocham, kocham – Fabrice obcałowywał mu twarz. To było dla niego niczym cud. Znów z nim był i zaczął myśleć o wspólnej przyszłości. – Nie wiem, co los nam przyniesie, ale chcę być z tobą.
– Fabi?
– Hm? – zapatrzył się na jego oczy. Tak niewiele brakowało, a zniszczyliby wspólną przyszłość.
– Pocałuj mnie w końcu, ty głupolu.
– Z przyjemnością.
Spełnił prośbę i pragnienie w jednym z wielkim zaangażowaniem. Smakowali swe usta i splatali języki podekscytowani, a ich serca biły wspólnym rytmem, pełne szczęścia i wiary na wspólną przyszłość.



KONIEC


*lampy jakich użył Alain Kliknij mnie