29 czerwca 2015

Serca w ogniu - Rozdział 8

Dziękuję za komentarze. :)

 

Do domu Briana podjechali samochodem. Mężczyzna mieszkał w centrum miasta, jak się okazało nie takiego małego, na jakie wyglądało przy wjeździe. Mieszkanie partnera Ailis mieściło się na szóstym piętrze nowo wybudowanej kamienicy będącej zaledwie małym kawałkiem dużego osiedla, na którym wciąż trwała budowa. To z łatwością można było stwierdzić po ogrodzonym terenie i pozostawionych maszynach budowlanych. Na szczęście, oni wjechali do części już gotowej i zamieszkałej. Zaparkowali na tyłach budynku, tuż obok samochodu młodziutkiego kuzyna Christiana.
– Zawsze tutaj parkuję, gdy przyjeżdżam po niego.
– Twoja mama nie wie o tych wycieczkach? – zapytał Craig.
– Nie. Zamknęłaby mnie w pokoju, a jego uwięziła. Wiecie, ona tylko czeka, aż Ailis umrze. Tylko udaje, że nie wie, iż zaraz po niej, zrobi to Brian. Ona sądzi, że wywoła u mnie pierwszą ruję. – Wyprzedzając pytanie kuzyna szybko dodał: - Tak Chris jeszcze jej nie miałem, za młody jestem… i dobrze. Ma nadzieję, że zdążę się z nim przespać. Powinno się szanować rodziców, niestety ja nie mogę jej szanować – rozżalił się młody chłopak prowadząc ich w stronę windy. – Urodziłem się wreszcie jakimś cudem, ale nie taki jakiego by chciała. Wierzcie mi, życie z nią, to ciężka sprawa.
– Postaram się to zmienić. Droga ciotunia nie wie, że to ostania noc jej władzy.
– Miejmy taką nadzieję. – Sebastian wcisnął przycisk z numerem odpowiedniego piętra, kiedy wszyscy znaleźli się już w windzie. Była dziesięcioosobowa, więc bez problemu, ich szóstka się w niej zmieściła. Jason z nimi nie przyjechał, bo nie było takiej potrzeby. Spotkają się z nim jutro.
Po dotarciu na odpowiednie piętro, w milczeniu przeszli pod drzwi mieszkania partnera Ailis Sulivan. Sebastian wyjął klucz z małej kieszonki, którą miał w swoim ponczo. Wsunąwszy kluczyk do zamka przekręcił go. Zamek chrzęstnął i drzwi się otworzyły.
– Brian, jesteśmy – zawołał, kiedy weszli do ładnie urządzonego salonu.
Z pokoju obok, na wózku, wyjechał długowłosy mężczyzna uśmiechając się do nich smutno.
– Normalnie to nie jeżdżę na tym – poklepał koło od wózka inwalidzkiego – ale moje nogi powiedziały dzisiaj stop. Wolę je oszczędzać – mówił głębokim, bardzo męskim z lekką chrypką głosem.
– Miejmy nadzieję, że jutro wszystko się rozwiąże i będziesz mógł być, już na zawsze, z moją siostrą.
– Widzę, że twoja podróż przyniosła również inne owoce. – Brian popatrzył sugestywnie na ciemnowłosego mężczyznę stojącego tuż obok Ariona.
– Raczej owoc, z którego chce zrezygnować – wtrącił Craig.
– Arion, ile razy powtarzałem ci, żebyś brał byka za rogi? Spotkałeś kogoś, na kogo niektórzy czekają latami, co tam, nawet wiekami i nigdy nie krzyżują im się drogi z tym kimś przeznaczonym. Nie patrz na rodziców, na to, czego oni chcą, myśl o sobie.
– Myślę, ale nie o sobie, Brian.
– Sądzisz, że państwo Sulivanowie zabiliby twojego partnera? – zapytał poważnie Brian.
– Tak.
– To zrób tak, żeby tego nie zrobili, ale żebyście byli razem. Wszystko się da, jeśli się chce i jeśli ma się przyjaciół. – Popatrzył ciepło na Sebastiana. – A teraz wracajcie do domu. Arionie, nie zmarnuj tego, co los ci dał.
– W porządku. Co do tego po co tu przyszliśmy…
– Tak, domyślam się. Jestem jednak zmęczony. Christianie, wyczuwam w tobie silnego władcę. Nasza obecna pani będzie musiała odejść.
– Wiesz jak mam na imię?
– Sebastian mi powiedział. Zresztą trudno cię nie rozpoznać. Macie takie same oczy i obaj robicie podobne miny. Dużo obserwuję i zauważam rzeczy, których inni nie dostrzegają. Idźcie już…
– Jutro przed południem przyjedzie po ciebie Jason – poinformował Sebastian. – Ja muszę być w domu. Będziemy mieli gości. – Wyszczerzył się robiąc to w taki sam sposób, jak jego kuzyn.
Żegnając się, na szybko, omówili jeszcze kilka ważnych spraw, które nie mogły poczekać. Kiedy znaleźli się ponownie na parkingu, podziękowali, czule ściskając, młodemu przewodnikowi i wrócili do domu Ariona.

* * *

Dochodziła właśnie dwudziesta trzecia, kiedy w pokoju Ariona zjawił się Craig. Mężczyzna wykąpał się, przebrał i postanowił, że tej nocy nie odpuści partnerowi. Nie chodziło o seks - bo na to Arion zgodziłby się bez wahania - lecz o prawdziwą, szczerą rozmowę, bez uników, podchodów. Jak dorośli ludzie, a nie dzieci.
Arion stał pod oknem z założonymi na piersi rękoma. Jego mokre włosy zaczesane były do tyłu.
– Co chcesz wiedzieć?
– Wszystko.
– Chcesz poznać historię Smoczych zmiennych? Całą czy tylko tą dotyczącą Ognistych, bo zaręczam, że bardzo się od siebie różnimy. Diamentowe Smoki, niby mają podobne zwyczaje, ale jednak różnią się od nas.
– To prawda, nic o was nie wiem. Nie chcę poznawać teraz waszej całej historii. Opowiedz mi, o tych wszystkich protokołach, których chcą się trzymać twoi rodzice. – Craig usiadł wygodnie w fotelu wyciągając nogi przed siebie. Przyglądał się mężczyźnie, stojącym tyłem do okna, który nawet bez więzi stałby się dla niego wyjątkowy. Na pewno nie przeszedłby obok niego obojętnie.
– Nie ma co opowiadać. W dużej mierze, jest jak wszędzie. Tylko, że cała ta etykieta i wszystko, co chcą zachować moi rodzice… to coś przypomina życie na dworze królewskim... tym ludzkim i to dosłownie – dodał. Przysiadł na parapecie. – Samo to dużo mówi. Mama i tata, to zmienni starej daty. Oboje myślą tak samo, więc się dogadują. Nie są partnerami więzi. Nigdy nie spotkali takich osób, ale pokochali się ze wzajemnością. Ale odbiegam od tematu. Chcą za wszelką cenę utrzymać nasze tradycje, stare zwyczaje, tak jakby chcieli zatrzymać czas. Jakby wkroczenie w dwudziesty pierwszy wiek było dla nich śmiertelnym zagrożeniem. Jak widzisz wciąż żyją wojną klanów. Mają powody. Zmienny Tygrysa zabił brata mojego ojca.
– Przykro mi.
– To było dwieście lat temu. Moim zdaniem tata powinien już o tym zapomnieć. Już wiesz, że dla niego ta nienawiść jest bardzo osobista. Wracając do tematu, to jedną z najważniejszych rzeczy jest - bezwzględny szacunek wobec starszych i tych, co nami rządzą.
– Rządzący mogą to wykorzystywać.
– Wiem. Niestety, tak jest od wieków, a dopóki przywódcy będą trzymać się starych praw, nic się nie zmieni. Jedną z naszych tradycji… złych tradycji, na co młodzi się sprzeciwiają, jest zawieranie związków tylko ze Smokami. Chodzi o czystość krwi. Zawsze z tym był duży kłopot, bo sam po sobie wiesz, że partnera można znaleźć wszędzie.
– Nawet w człowieku. Beta Alessio jest z Luisem, a to człowiek.
– Faktycznie. Zapomniałem o tym.
– A jak z waszymi zwyczajami parowania? Chodzi mi o coś w rodzaju ślubu, nie o seks.
– Nie ma tego. Nie przywiązujemy, do czegoś takiego, wagi. Po prostu chcemy być z kimś i z nim jesteśmy. W czasie oznaczania wymawiamy coś w rodzaju formułki i hop.
Craig podniósł się i podszedłszy do Ariona owinął rękę wokół jego pasa przyciągając mężczyznę do siebie, a następnie zapytał:
– Arionie, chcesz być ze mną? Pragnę szczerej, ostatecznej odpowiedzi. Po to tu przyszedłem. Nie odpowiadaj teraz. Zastanów się. Masz czas do mojego wyjazdu. To musi być twoja decyzja, nie więzi. – Puszczając go cofnął się. – A teraz dobranoc, muszę się przed jutrem wyspać.
Arionowi zawirowało w głowie. Bliskość ciała partnera za szybko się skończyła. Stanowczo chciałby więcej.
– Pocałowałeś mnie dzisiaj i powiedziałeś, że to po to, abym chciał więcej. Chcę.
– Żebyś zapragnął więcej – poprawił go. – Nie mówiłem tylko o seksie. Jakkolwiek bardzo chciałbym się dzisiaj z tobą kochać, to nie mogę. Jesteś teraz spokojny, jeśli zbudzę przyciąganie więzi, oznaczysz mnie, nawet wbrew sobie. Nie tego pragnę. Dopóki nie stracę rozumu, jak dzisiaj przed domem Jasona, to jestem w stanie wyjść. Dobrej nocy, mój miły.
Arion patrzył, jak za Craigiem zamykają się drzwi. Nie rozumiał co się właśnie stało. Zaczął opowiadać mu o tym, jak to u nich jest i nagle padło to pytanie. Raiford dobrze to ujął - najpierw musi sam zastanowić się czego chce - i podjąć ostateczną decyzję. Przecież nie chciał partnera. Jeszcze długo, planował szaleć nie myśląc o stałym związku. Nigdy nie przypuszczał, że tak szybko spotka drugą połowę duszy - i to w zmiennym Tygrysie. W kimś, kto go pociągał, interesował, kto pokazał, że bez strachu można zmienić się w swoją drugą postać, położyć na polanie i wygrzewać. Nawet w jesiennym słońcu, które w rejonie Camas grzało bardzo długo. Camas, urocze, spokojne, miasteczko. Gdzie część ludzi wie o zmiennych i żyją z nimi w zgodzie, chroniąc się wzajemnie. Miejsce, gdzie nareszcie zyskałby spokój u boku kogoś, kto z każdym dniem, stawał się dla niego ważny. Czy on naprawdę o tym myśli? Bestia w nim zamruczała z zadowoleniem odpowiadając na jego pytanie. Oczywiście, przecież to proste. Znał już odpowiedź - tylko, co z rodzicami?
Dzisiaj, gdy wrócili do domu, dziadek porwał go na chwilę rozmowy. Opowiedział mu o tym jak spotkał babcię, a jego rodzice byli przeciwni ich związkowi, bo ona pochodziła z biednej rodziny, a on przecież należał do klanu, który jest prawą ręką księcia Smoków. Grozili jemu, jej, robili wszystko, żeby zrezygnowali z siebie. Stało się inaczej. Miłość dała im siłę pokonać wszystko, co stanęło na drodze do ukochanej osoby. Dodał, żeby on, Arion, z własnej głupoty i strachu o partnera, nie zrezygnował z czegoś, co zostało mu dane. Ostrzegł, że będzie męczył się do końca życia z powodu niedokończonej więzi i już na zawsze pozostanie sam. Bo nikt nie dorówna Craigowi. Nikt nie będzie taki jak on, który nawet, jakby miał dwa garby i skórę pokrytą bliznami, byłby doskonały. 
Dziadek sprzeciwił się rodzicom, babcia nie przestraszyła się ich gróźb i do dzisiaj tworzą szczęśliwy związek. Arion po raz kolejny uświadomił sobie, że są tacy inni od ich najmłodszej córki, a jego matki i tacy cudowni. On też tak mógłby?

* * *

Craig leżał w łóżku. Nie mógł zasnąć, więc pogrążył się w rozmyślaniach. Nie krył przed sobą obaw, jakie miał w związku z decyzją Ariona. Na dziewięćdziesiąt procent był w stanie odgadnąć, jaka będzie, ale naprawdę chciał, żeby ta decyzja była całkowicie podjęta przez jego partnera, a nie więzi. Czy Arion jest w stanie oddać mu serce?
Uniósł głowę słysząc skrzypienie drzwi. W łunie światła z korytarza ujrzał znajomą postać. Nie przypuszczał, że tej nocy Arion do niego przyjdzie. Pytanie czy po seks, czy po coś więcej… Naprawdę chciał tego „więcej”.
– Nie możesz spać? – Arion wspiął się na łóżko i nachylił nad Craigiem.
– Trudno mi spać w nowym miejscu, zwłaszcza, że jeszcze tyle spraw na głowie. – Nie powstrzymał się przez wsunięciem palców, w jego, jeszcze mokre kosmyki.
– Myślę, że w jednej jestem w stanie pomóc. – Usiadł Craigowi na biodrach i wyprostowawszy się zdjął z siebie koszulkę, w której zazwyczaj spał.
– W czym? W uwolnieniu napięcia seksualnego? – Pogłaskał go po umięśnionym brzuchu przypominając sobie, jak w czasie gorączki go całował i lizał.
– Też. Najpierw jednak chcę ci dać odpowiedź na twoje pytanie. – Pochylił się tak, że ich usta dzieliło tylko kilka centymetrów.
– Słucham.
– Tak. Tak, chcę być z tobą. Ja Arion Sulivan nie zmuszany, wyłącznie z własnej woli, akceptuję cię jako mojego partnera. Jedynego i na zawsze – dodał, a potem odwracając głowę Craiga przytknął usta do jego szyi, tuż pod uchem. Przytrzymał go i chuchnął, a z jego ust wydostał się płomień ognia, który sięgnął skóry mężczyzny.
Craig poczuł obezwładniający ból. Jakby ktoś mu przyłożył rozżarzony pręt. Ból sięgał coraz głębiej, wchodził w każdą komórkę, sprawiając, że rzucał się na łóżku chcąc uciec od tego, jak najdalej. Tylko silne ręce i świadomość, że dostał to, czego tak pragnął, powstrzymały go przed ucieczką. Arion go oznaczył! Wszystko w nim krzyczało, z każdą chwilą, coraz wyraźniej przebijając się przez ścianę fizycznego cierpienia.
– Dlatego Smoki nie oznaczają podczas kopulacji. Odebrałoby to wszelką przyjemność – szepnął Arion. – Zaraz przejdzie. Pójdę po zimny okład.
Oddychał szybko woląc nie ruszać głową. Ból zmniejszył się, lecz nadal istniał - nie dając mu wytchnienia. Przymknął na chwilę powieki, by odgrodzić się od tego uczucia i myśleć o tym co przyjemne. Arion zgodził się z nim być! Arion jest jego! Zniszczy każdego, ktokolwiek stanie im na drodze.
– Jestem. – Znów usadowił się na udach Craiga, tym razem przykładając zimny ręcznik do wypalonego właśnie znaku. Zrobił to! I czuł się z tą świadomością bardzo szczęśliwy. – Wiedz, że to była moja decyzja. Nie więzi, ani mojego Smoka, po prostu moja. Damy sobie radę z moimi rodzicami i ze wszystkimi, którzy nam przeszkodzą. Teraz jesteśmy jednym i nikt nie ma prawa nas rozdzielić.
– Jak dobrze to słyszeć. – Próbował unieść powieki, ale nie mógł. Nagle zachciało mu się spać.
– Zaraz zaśniesz. To efekt uboczny naszego oznaczenia.
– Więc, dzisiaj nici z gorącej nocy…
– Mamy ich mnóstwo przed sobą. Do tego poranki, wieczory, popołudnia i całe dni – szeptał mu na ucho przytrzymując jeszcze okład, dopóki ręcznik nie zrobił się ciepły. – Jutro już nic nie będzie bolało. – Zszedł z niego i wsunął się pod kołdrę. – A teraz śpij. – Sam ułożył się przy jego boku i patrzył na partnera. Partner. Jego mężczyzna. Mógł się nie zgodzić, ale co by to dało? Przecież go chce i to by się nie zmieniło. Pora przestać z tym walczyć.
Leżał jeszcze dłuższą chwilę, zanim sam pozwolił sobie na pogrążenie się w krainie Morfeusza. Zasypiał ze świadomością, że jutro czekał ich bardzo ciężki dzień.

Craig obudził się kilka godzin później stwierdzając, że za oknem już wzeszło słońce, a obok niego śpi ukochana osoba. Wspomnienia z ostatniej nocy natychmiast wróciły. Dotknął miejsca pod uchem. Nic go już nie bolało, a do tego wyczuł bardziej szorstką skórę. Wstał ostrożnie, żeby nie obudzić Ariona i podszedł do lustra w łazience. W odbiciu, nad uchem mógł zobaczyć coś w rodzaju tatuażu. Był to czerwony obraz smoka sięgający od ucha aż do szyi. Z dumą będzie nosił ten symbol oznaczenia. Przypomniał sobie o swoim znaku i wrócił do sypialni. Arion zdążył się już ułożyć na brzuchu. Dzięki temu miał doskonały widok na jego łopatki, a w szczególności na znak, który już nie był zaczerwieniony, opuchnięty. Wszystko się pięknie zagoiło, potwierdzając, że dopełniło się to, na co czekał tyle nieskończenie długich lat.
Partner.
Jego Tygrys zamruczał rozkosznie.
– Partner. Na zawsze. – Położywszy się przy nim zaczął mu obcałowywać szyję. – Królewiczu, obudź się.
– Odejdź, jeszcze pięć minut.
– Nie ma nawet minuty, partnerze. – Przesunął dłonią po plecach Ariona czując jak jego mięśnie napinają się.
– To może mój partner zrobi mi lodzika na dzień dobry. – Ułożył głowę tak, by jednym okiem spojrzeć na Craiga.
– Z przyjemnością, ale nie mamy czasu. Zaraz śniadanie, a po nim jedziemy zrzucić z tronu pewną władczynię.
– Ale gdy wrócimy…
– Gdy wrócimy zaciągnę cię tutaj, nawet jakbyś się opierał. – Wycisnął na jego ustach pocałunek i dał mu mocnego klapsa w jeden z pośladków. – Wstawaj, ognisty chłopcze.
– Jak masz być taki całe życie, to, co ja zrobiłem? – zamruczał w poduszkę, a potem zawarczał słysząc śmiech partnera.
Na śniadanie zeszli pół godziny później. Siedzącym przy stole zmiennym nie umknął fakt, że tej nocy dokończyli swoje połączenie. Christian, który całą noc skupiał się na tym, co go czeka, z całego serca pogratulował im obu, zadając pytanie gdzie będą mieszkać. Jednak na razie, obaj woleli się nad tym nie zastanawiać. O tym jeszcze nie rozmawiali, a nie chcieli podejmować decyzji bez wzajemnej konsultacji.
Babcia i dziadek Ariona również z całego serca im pogratulowali i pobłogosławili związek. Otrzymali także życzenia od Martina i Daniela, którzy wyglądali na bardzo zmęczonych.
Wszyscy razem zasiedli do obfitego śniadania rozmawiając o tym co ich czeka, kiedy nagły hałas zwrócił ich uwagę. Szybko wyszło na jaw, co, a raczej kto, był źródłem hałasu. Do jadalni wpadł rozsierdzony Evan Sulivan z bronią w ręku, którą wycelował prosto w głowę Craiga.

22 czerwca 2015

Serca w ogniu - Rozdział 7

Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze. :)



Burza rudych, długich włosów zamajaczyła przed nimi. Był to wysoki, szczupły chłopak mający na sobie bardzo wąskie spodnie wpuszczone w buty, na niskim koturnie o długich cholewkach oraz szare ponczo z długimi frędzlami u dołu. Na dłoniach miał czarne rękawiczki, co zauważyli, gdy wyciągnął rękę i odgarnął swoje włosy za uszy. Jego sylwetka była wyprostowana, dumna. Gdyby nie wiedzieli, że to osiemnastoletni chłopak mogliby pomylić go z dziewczyną o płaskiej klatce piersiowej. W sumie, to poruszał się jak dziewczyna, spacerując tam i z powrotem.
– To niby ten mój kuzyn? – Christian wychylił się bardziej do przodu opierając łokcie na przednich siedzeniach. – Pff, nigdy nie ubrałbym takiego poncza. W ogóle bym go nie kupił.
– Tobie nie pasuje, ale jemu tak – powiedział Martin. – Ty cudnie wyglądasz w tej długiej tunice…
– Dobra, dobra, nie podlizuj mi się tu. Pora poznać kuzyna.
– To bardzo fajny, chłopak. Bardzo nam pomaga. Moja siostra go uwielbia – mówił Arion podjeżdżając bliżej do czekającego, który w końcu ich dostrzegł.
– Wspominałeś coś, że jest bardzo chorowity. – Craig przyglądał się postaci. – Nie wygląda na takiego.
– Jest bardzo słaby. Ma astmę, co u zmiennych jest rzadko spotykane. Jak go już złapie atak… ciężko jest. To inny rodzaj astmy, niż u ludzi. Dlatego uzurpatorka chce, żeby miał z Brianem dziecko, bo pragnie zdrowego wnuka. Nie patrzy, że jej syn może umrzeć przy porodzie.
– Nie ma innych mężczyzn? – spytał Daniel.
– Są. Tylko Brian pochodzi ze znakomitej rodziny. Jej zdaniem, wyłącznie on jest godny Seby. Jak widzisz, Christian, twój gatunek przetrwał. Rozrósł się. Dużo jest młodych. Są kobiety, rodzi się dużo dziewczynek.
– Mama byłaby szczęśliwa.
– Jej siostra tylko to niszczy. – Zatrzymał się tuż przed chłopakiem o rudych włosach. – Panowie, jesteśmy na miejscu. – Wyjąwszy kluczyki ze stacyjki wysiadł z samochodu. – Hej.
– Hej, Arionie. Miło znów cię widzieć. – Sebastian położył ręce na ramionach Ognistego Smoka i powitał go pocałunkiem w policzek, co spotkało się z warczeniem jednego z mężczyzn. – Czyżby twój…
– Poniekąd. Craig, uspokój się. Takie są tutaj zwyczaje, więc trzymaj nerwy na wodzy – warknął Sulivan.
– Dokładnie – przyznał Sebastian i ucałował w ten sposób każdego z mężczyzn. Ostatnim, przed kim się zatrzymał, był śliczny blondyn, patrzący na niego z niemałym zainteresowaniem.
– Jesteś bardziej kobiecy niż ja – wypalił Christian.
– Matka nad tym ubolewa, a czasami się cieszy sądząc, że dzięki temu lepiej zniosę ciążę… w którą nigdy nie zamierzam zachodzić. Ty jesteś moim kuzynem. Jason, mi o tobie opowiadał.
– Jason? – dopytał Craig, czując się jakoś tak swojsko w obecności Sebastiana. Ciekaw był, na czym polega ta jego astma. Może byłby w stanie mu pomóc.
– Zmienny, który znał matkę Chrisa. Poznacie go dzisiaj – wyjaśnił Arion.
– Dokładnie. Zaprowadzę was do niego. Zanim wyszedłem po was, rozmawiałem z nim i oczekuje was z gorącą kawą i wyśmienitym plackiem orzechowym. To ten dom z niebieskim dachem. Matka mieszka po drugiej stronie miasta, więc nie będzie się wami interesować. Przypominam tylko, że większość z tych, co spacerują ulicami, to ludzie. Żałuję, że zawsze musimy żyć w ich cieniu. Opowiecie mi po drodze coś o ludziach z tego waszego miasteczka? Uwielbiam ciekawe historyjki.
– A może po prostu marzysz o takim spokoju, jaki tam zaobserwowałem przez te dni –odgadł Arion. Co prawda, na dwa dni przed wyjazdem niewiele widział, chyba że sufit, ewentualnie poduszkę o ile Craig nie wcisnął mu w nią twarzy, ale o tym nie musiał wspominać.  Znów przeszedł go znajomy dreszcz i wyczuł jak więź wyciąga pazury, by połączyć partnerów. Natychmiast zapanował nad sobą, dzięki czemu uniknął wypuszczenia dymu nosem. Gdyby jeszcze palił papierosa, nie byłoby to tak podejrzane.
– Marzyć to ja mogę. To kuzynie, opowiesz mi o Camas i o mężczyznach stamtąd? – Wziął pod rękę Christiana i poprowadził go przodem.
– To wy idźcie, ja podjadę samochodem – rzucił Arion i ku jego zgrozie Craig przyłączył się do niego. – Możesz się przejść, to tylko kilkanaście metrów.
– Chyba wolę zostać przy tobie. Czułem to. – Położył mu rękę na kolanie.
– Co takiego?
– Siłę przyciągania. Nie wiem, o czym myślałeś, ale to coś w tobie rośnie i w pewnej chwili wybuchnie. Zanim spali nas ogień połączenia, lepiej żebyśmy zostali sami.
– Sądzisz, że niekompletna więź sama zaczyna decydować o moich krokach?
– I dopnie swego. Jak bardzo boli cię moje ugryzienie?
– Wcale mnie nie boli – syknął Arion.
– Nie walcz z tym. Z twoimi rodzicami sobie poradzę. Nie jestem taki bezbronny, jak ci się wydaje. Jestem trzystuletnim zmiennym i wierz mi, wiele przeszedłem.
– Nie zamierzam pozwolić, żeby cię zabili. – Z wściekłością zapalił silnik.
– Nie zabiją. To ty, sam decydujesz o sobie, pamiętaj o tym. Nie chcę, żeby to więź zmusiła cię do bycia ze mną. Sam musisz zdecydować, kochanie.
– Nie mów do mnie „kochanie”, koteczku. – Ruszył z piskiem opon, aż obejrzeli się na niego ich znajomi.
– Obawiam się, że tej prośby nie mogę spełnić. – Wyszczerzył się Craig. Doskonale się bawił wnerwiając Ognistego Smoka. Liczył, że dzisiejszej nocy Arion pokaże jak bardzo jest ognisty – z tym swoim niesamowitym libido, które u niego wyczuwał nawet, kiedy skończyła się ruja.
– Nie licz, że dzisiaj wpuszczę cię do sypialni. Pewnie łudzisz się, że wtedy ulegnę, bo przestanę myśleć. – Zajechał na podjazd przed małym domkiem o białych ścianach.
– Nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Niemniej, przestałbyś już walczyć z tym, co czujesz i czego naprawdę chcesz.
– Sądzisz, że wiesz, czego ja chcę?! – Wyskoczył, jak burza z samochodu. – Gówno wiesz! Nie słuchasz mnie. Zachowujesz się jak gówniarz. Nie chcę gówniarza za partnera!
– Zamknij się wreszcie – powiedział spokojnie Craig.
– Bo co mi zrobisz? Mam usta, mam głos, mogę krzyczeć! Nawet muszę, bo nie potrafisz zrozumieć… – dalszy ciąg przemowy utkwił pomiędzy ich złączonymi wargami walczącymi ze sobą, a jednocześnie tak dobrze współgrającymi.
Obie pary ust doskonale wiedziały, co mają robić, pożerając te drugie, kąsając i oddając pieszczotę w taki sposób, że skóra obu mężczyzn pokryła się gęsią skórką. Obaj poczuli, że pomiędzy nimi przechodzi prąd, jaki dobrze poznali podczas poprzednich dwóch dni. Ich ręce wędrowały po ciele drugiego mężczyzny szukając coraz większego kontaktu. Pragnęli pozbyć się ubrań i oddać wzajemnemu przyciąganiu, któremu przeciwstawienie się graniczyło z cudem.
Craig posadził Ariona na masce samochodu i stanął pomiędzy jego nogami, nie przestając odbierać mu oddechu, liżąc wnętrze jego ust. Napierał na niego jakby już był w nim, jak tylko partner owinął swoje nogi wokół jego bioder. Gdyby potrafił, jednym pstryknięciem pozbyłby się ubrań, a potem wszedł w niego sprawiając mu dużo przyjemności. Miał potrzebę doprowadzenia go do orgazmu i czuć drżącego w swoich ramionach.
– Ja cię kręcę, to jak porno na żywo – rzucił Christian. – Niech ktoś da mi chusteczki, bo zaraz dojdę. Są fenomenalni. To mi przypomina, że już dawno nie widziałem was, moi partnerzy, razem. Jak wrócimy do domu, chcę małe przedstawienie.
Daniel spojrzał na Martina i uniósł brwi. Ich Christian dostanie to, czego zechce, a potem… może będzie musiał się sam sobą zająć… Najpierw jednak musieli rozdzielić, dwóch prawie pieprzących się na masce samochodu, mężczyzn.
– Ej, chłopaki. Dość tego.
Craig poczuł, jak ktoś go odciąga od partnera i zawarczał, a raczej próbował, bo jego język spleciony z językiem Ariona bardzo utrudniał jakiekolwiek inne działanie.
– Do cholery, Craig!
– To przez niedokończoną więź – odezwał się jakiś nieznany głos. – Ona przyciąga ich do siebie i pragnie zostać spełniona do końca. Albo się pozabijają, albo… Sami widzicie. Lepsze to drugie wyjście, prawda? Ciężko ich będzie od siebie odlepić. Chyba, że użyjecie siły – powiedział wysoki, postawny, dobrze zbudowany, mężczyzna stojąc w progu domu.
Nie mieli wyjścia. Daniel z Martinem chwycili Raiforda i siłą odciągnęli go od kochanka, co nie było łatwe.
– Kurwa, Craig znajdźcie sobie miejsce, gdzie będziecie sami – wściekły Martin odepchnął mężczyznę na bok. – Myśl mózgiem… tym tutaj – postukał się po głowie – a nie tym między nogami, do cholery! Ty też nie jesteś lepszy, Sulivan. Lubisz się znęcać nad partnerem? Podoba ci się to? To znajdź sobie innego, a Craiga zostaw w spokoju! A teraz obaj pozbierać się i może ktoś by nam przedstawił tego pana. – Zamaszystym ruchem ręki wskazał na krótko obciętego mężczyznę wyglądającego, jakby właśnie wrócił z wojska.
Craig próbował uspokoić rozszalałą żądzę. Niewiele brakowało, aby przyłożył obu Alfom za to, że śmiali odciągać go od partnera. Kręcił się w pobliżu grupy nie zważając na zbyt wypchane krocze, bo wciąż był gotów dla swojego kochanka. Szczególnie, wtedy, gdy ten wydzielał tony feromonów. Czuł się jak jakaś część magnesu, która odpowiadała na drugą i żadna siła nie potrafiła tych dwóch połówek od siebie odsunąć. Nie próbował nawet patrzeć w tamtym kierunku, bo rzuciłby się na Ariona i coś czuł, że ten by na to chętnie odpowiedział. Cholerny Ognisty Smok i cholerna siła więzi, która za wszelką cenę chce być dokończona! Najchętniej to zmieniłby się teraz w formę zwierzęcą i wyżył się szalejąc po jakimś lesie. Niestety nie mógł tego zrobić!
Tymczasem Arion nie potrafił się ruszyć. Wszystko go bolało. Kiedy odciągnęli od niego Craiga, przyjemność minęła i uderzył w niego ból, jakby coś w jego wnętrzu zostało rozerwane. Do tego słowa Martina Colemana, potwierdziły, że bardzo źle robi przyczyniając się do jeszcze większego cierpienia swojego i partnera. Wszystko by się skończyło, gdyby Craig do niego podszedł. Jednak zdawał sobie sprawę, że mężczyzna nie zrobi tego, bo inaczej inni mieliby obsceniczne widowisko na żywo.
Z trudem przeniósł spojrzenie na mężczyznę, do którego tutaj przyjechali. Otworzył usta i próbował coś powiedzieć. Za pierwszym razem nie udało mu się wydobyć głosu. Gardło miał tak ściśnięte, że ledwie łapał hausty powietrza. Nie wiedział, że więź, tak szybko zacznie go zabijać. Nic jednak nie zmusi go, do połączenia się z Craigiem. Robi to dla jego dobra. Ojciec zabije doktorka zaraz po tym, jak się o nich dowie.
– To jest… – odchrząknął jakoś zsuwając się z maski samochodu. – To jest Jason. Jason, tak samo jak twoja matka, Christianie – mówił ciężko i cicho, ale wiedział, że dobry słuch zmiennych zarejestruje wszystko – był niewolnikiem u Gabriela Stone’a. – Zakręciło mu się w głowie i próbował się podeprzeć, ale nie zdążył, bo w oczach mu pociemniało i ostatnie, co pamiętał, to jak uginają się pod nim nogi i upada.
Craig unosząc w końcu wzrok na partnera dostrzegł, że Arion się zachwiał, a potem jak marionetka, której lalkarz zwolnił sznurki, upada. W ostatniej chwili podbiegł i podstawił mu dłoń pod głowę, chroniąc ją przed uderzeniem o betonowy podjazd. Wystraszony uklęknął i przesunął głowę omdlałego na swoje kolana.
– Arion. Arion. – W oczach pojawiły mu się łzy, bo mężczyzna nie odpowiadał.
– Stracił przytomność – odezwał się Jason. – Zabierz go do mojego domu. Nic mu nie będzie, jeśli się uspokoi. Ta kłótnia i przerwanie… sam wiesz czego, nie pomogły mu. Nic mu nie będzie. Potrzebuje tylko chwili wytchnienia.
– Uparty dureń – szepnął Raiford biorąc na ręce Ariona i zanosząc go do budynku. Miał zamiar go zbadać i zaopiekować się nim. Nikt, na pewno mu tego nie zabroni!

* * *

Otworzył oczy. Mrugając, żeby przywrócić ostrość widzenia, próbując zrozumieć gdzie się znajduje. Znał ten pokój. Bywał w nim. Jason. To w jego domu się znajduje. Powinien teraz popijać najlepszą na świecie kawę, jeść ciasto, rozmawiać, a nie leżeć… na czymkolwiek leży. Chyba to kanapa. Tak, kanapa w salonie u mężczyzny, z którym się przyjaźnił. Próbował wstać, lecz siły go opuściły.
– Nie wstawaj. Spałeś kilka godzin. – Craig podszedł do partnera i położył mu dłoń na czole. – Już lepiej. Byłeś rozpalony.
– Co się właściwie stało?
– Powiedzmy, że całą mocą walnęła w ciebie więź. Wierz mi, nie wiedziałem, że to tak bardzo przeżyjesz.
– Bo jest niedokończona. Pamiętam. Prawie bzyknęliśmy się na oczach innych. – Zasłonił twarz rękoma.
– Dobrze, że to byli przyjaciele.
– A nie moi rodzice.
– Miałem na myśli jakichś obcych ludzi, którzy wezwaliby policję, a ta nas wsadziła za kraty. Za naruszanie norm moralnych.
– To też. Muszę wstać. Chce mi się lać i jeść.
– Jason z pomocą Sebastiana i Daniela, ugotowali pyszną potrawkę na kolację. – Chwycił Ariona pod ramiona i pomógł mu usiąść. – Nie pytaj co w niej jest, bo nie wiem … Wolę nie wiedzieć. Wygląda dosyć specyficznie, lecz dobrze pachnie i smakuje. – Usiadł obok niego. Położył dłoń na policzku partnera. – Gdy byłeś nieprzytomny, zbadałem cię. Nic ci nie jest. Po prostu, na razie będziesz się czuł jakby walnął cię piorun.
– Po walnięciu pioruna mało kto przeżywa – burknął. – Muszę do kibelka. – Nogi miał jak z waty, ale jakoś na nich ustał. – Jason, opowiedział wam o sobie?
– Rozmawiał z Christianem. Czekamy na ciebie, żeby wszystko nam wyjaśnił. Zaprowadzę cię do łazienki. – Owinął rękę wokół pasa mężczyzny jego ciężar przenosząc na siebie. – Zjesz coś, napijesz się i to minie. Naprawdę nie wiedziałem, że to, aż tak w ciebie uderzy.
– My Ogniste Smoki wszystko bardziej przeżywamy. Życie, seks, ból. Szczególnie seks. – Nie powstrzymał się przed wysłaniem flirciarskiego uśmieszku Craigowi.
– No, no, bo znów się napalimy, a nie ma co zaczynać, dopóki naprawdę nie będziemy mogli tego skończyć – ostrzegł wyprowadzając go na korytarz i skręcając w lewo.
– To znaczy, że gdybyś mnie przeleciał…
– Byłbyś teraz w świetnym stanie. Nie pytaj dlaczego. Tak po prostu jest.
– To chyba po to, żeby nikt nie mógł zrezygnować w przeznaczonego mu partnera. – Gdy dotarli do drzwi łazienki położył rękę na klamce. – Bo tylko ten jeden idealnie pasuje i potrafi spełnić wszystkie wymagania i pragnienia. – Spojrzał na Craiga. – Tylko ten jeden, który znaczy tyle, że czasami trzeba go zostawić, żeby żył. – Nachylił się i lekko pocałował usta mężczyzny. – Dziękuję. Tam już sobie poradzę.
Nie potrafił się ruszyć po słowach Ariona. Wiedział, po prostu wiedział, dlaczego ten go zostawia. Tylko dlaczego nie wierzy w swojego partnera i w to, że poradziłby sobie z rodzicami kochanka i całym klanem? Może czas, by stare waśnie zostały zakończone? Nie pozwoli mu dzisiaj uciec przed poważną rozmową, ale to już jak wrócą do domu.
Poczekał na niego, a potem obaj weszli do kuchni, gdzie czekała na nich reszta towarzystwa.
– No proszę, śpiący królewicz wrócił. – zakpił Jason.
– Gdybym mógł dałbym ci kopa, przyjacielu. – Arion z ulgą usiadł na wyściełanym poduszką krześle. – Jay, daj mi lepiej tego co tam upichciliście, inaczej mój żołądek zaraz się wścieknie.
Craig znów z zainteresowaniem obserwował innego Ariona i przez chwilę zastanawiał się, która z jego masek jest prawdziwa. Może wszystkie… każda z nich jest częścią całości tego mężczyzny. Po prostu zachowywał się tak, jak dana sytuacja tego wymagała. Tutaj był wśród przyjaciół, nie musiał uważać na to co mówi, jak mówi i czy je widelcem, czy palcami. Przy rodzicach zachowywał się zgodnie z etykietą i tak, jak wymagały ich obyczaje. Natomiast z nim… Chyba to z nim jest najprawdziwszy. Na pewno był wtedy, kiedy zabrał go na polanę w Camas. Ale nie… to w łóżku Arion był dopiero sobą, bo zachowywał się zgodnie z pragnieniami ciała. Nie obawiał się niczego, nie wstydził, nie zastanawiał, czy może jęczeć, krzyczeć, mówić świństewka. Różny Arion, ta sama postać i takiego go właśnie chciał.
– Dobra, to teraz może zaczniemy to, z czym tak czekaliście na mnie. – Ułamał kawałek chleba i włożył go sobie do ust, po czym jego śladem podążył widelec z kawałkiem mięsa. – Może być, ale za mało pieprzu.
– Pieprzne to sam sobie zrób – obruszył się Jason, ale zaraz jego twarz rozpromieniła się. Dokroił Arionowi jeszcze chleba i usiadł przy podłużnym stole. – Byłem niewolnikiem Stone’a. Byłem zwyczajną dziwką, tylko sypiałem wyłącznie z kobietami. Powiedziałbym, że to były wredne suki… ale mniejsza. Christianie, mówiłem ci, że ja pochodzę z innego klanu, ale raz ujrzałem twoją ciężarną mamę i od razu wiedziałem, kim ona jest. To się czuje. Tak jak poczuje to jej siostra i inni, kiedy ciebie zobaczą. To dar, dzięki któremu każde twoje słowo stanie się rozkazem. Nie potrzeba na to papierków, sądów. Wystarczysz ty i twoja aura króla. Czy tego chcesz czy nie, jesteś nim – podkreślił znając już zdanie młodzieńca na ten temat. – Dlatego zdradziłem Arionowi, że istnieje syn królowej. Chciałem ratować Ailis i Briana. To dobrzy zmienni i zasługują na szczęście. Twoja ciotka na pewno wie już o twoim przybyciu. Arion, zdradził telefonicznie rodzicom kogo przywiezie – skarcił młodego przyjaciela wzrokiem.
– Rodzice nikomu nie powiedzieli. Zaręczam, że nikt, prócz nas i mojej rodziny nic nie wie.
– To dobrze, bo ta franca, wybacz Sebastianie, ale to i tak delikatne słowo w porównaniu do tych, które cisną mi się na usta, gotowa zrobić wszystko, żeby zachować władzę.
– Spoko. To, że mnie urodziła nie znaczy, że jest dobrą matką. Zawsze mnie odtrącała, bo byłem słaby i chorowity. A ona nie mogła mieć więcej dzieci. Córki, o której tak marzyła.
– Sebastian – wtrącił Christian. – A gdzie twój ojciec?
– To jedna z tragicznych historii. Mój tata zginął kilka lat temu. Podobno przydarzył mu się wypadek. Tylko dziwne, że na miejscu wypadku była matka, która ciągle powtarzała, że mój tata, nie był jej partnerem i dobrze, że się go pozbyła.
– W taki dziwny sposób zginęło już parę osób. Każdy, kto ma inne zdanie niż ona – opowiadał dalej Jason. – Wszyscy się jej boją. Jest szalona i przez to nieobliczalna.
– Ty się jej nie boisz – stwierdził Craig.
– Nie ma nade mną władzy. Wyrzekłem się swojego klanu i nie należę do niego. Jestem samotnym Smokiem.
– Samotny Wilk staje się niebezpieczny. Odrzucony popada w szaleństwo – rzucił Daniel.
– Smoki nie. Możemy żyć w stadzie lub sami. To już zależy od osoby. Niemniej, nikt nie powinien być sam. Nie ktoś taki, jak Arion, kochający towarzystwo.
Arion zakrztusił się potrawką. Natychmiast spiorunował wzorkiem tego cholernego gadułę. Najchętniej, to by go zakneblował.
– Również jestem tego zdania, że Arion powinien kogoś mieć, a ściślej, mnie. – Craig wstał i wyciągnął rękę w kierunku swego partnera. – Myślę, że dobrze będzie, jeśli dzisiaj wrócimy do domu, a jutro spotkamy się z uzurpatorką.
Arion zignorował dłoń, sapnął i zmrużył oczy, po czym powiedział:
– Lepiej odwiedźmy Briana, a potem wracamy do domu, aby jutro zrealizować twój plan, Christianie. – Przechodząc obok Craiga został zatrzymany, a na jego ustach wyciśnięto mokry pocałunek.
– To, żebyś zapragnął więcej – powiedział Craig, po czym pierwszy wyszedł na zewnątrz.