29 października 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 13

Dziękuję za komentarze. :*
Ja nadal uziemiona z nogą w gipsie. Z tatą coraz gorzej, a wydawało się, że będzie coraz lepiej. Stan się pogorszył i to bardzo. Czyli i mnie wciąż nie wesoło. Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.  





Kaszel, który dobiegał do uszu Jaemina z sąsiedniego pokoju, sprawiał, że miał ochotę tam wpaść i jeszcze raz powiedzieć ojcu swojego dziecka, jak głupio i nierozważnie postąpił. Nie mógł jednak tam wejść, bo Daesoon był chory, a on musiał uważać, aby się nie zarazić. Wczoraj chłopak miał bardzo wysoką gorączkę, został wezwany lekarz. Niby to było tylko ostre przeziębienie, ale groziło mu zapalenie oskrzeli. Wszystko przez to, że był idiotą, pomyślał Lee.
Spakował się do szkoły. Musiał iść, bo za dwa tygodnie miała być matura i nie chciał stracić ani dnia. Na szczęście z Daesoonem zostawał pan Kim, który ze względu na syna  wziął sobie wolne. Szkołą w tym czasie miał zająć się wicedyrektor. Od czegoś przecież był.
Ponowny kaszel sprawił, że Jaemin pokręcił głową i wyszedł z pokoju. Zapukał do sąsiednich drzwi i uchylił je. Daesoon leżał na łóżku w rozkopanej pościeli.
   Twój tata zaraz będzie – powiedział ciężarny chłopak. – Przykryj się.
   Gorąco mi. – Zachrypnięty głos chłopaka ledwie pozwalał mu mówić.
   Ale się przykryj.
   To mnie okryj.
Jaemin przewrócił oczami.
   Głupi jesteś i tyle. Wiesz, że ze względu na dziecko nie mogę do ciebie wejść.
   Masz maseczki.
    Ale nie będę ryzykować. Poza tym idę do szkoły. I przykryj się – rozkazał. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy chłopak go posłuchał. – No.
   Mamuśka się z ciebie robi.
   Nie przeginaj.. – Zamknął drzwi i poszedł dokończyć przygotowania do szkoły.
Tata Daesoona przyszedł punktualnie, by zaopiekować się synem. Jaemin pokazał mu, gdzie wszystko jest i dał listę, na której spisane były leki, ich dawki oraz pory podania.
   Dobry z ciebie chłopak – przyznał Kangsoon.
   Naprawdę nie jest pan zły, że Daesoon popełnił taki błąd i to ze mną?
    Mój syn od zawsze wymykał się z ram tradycji, tego, co właściwe, a co nie. Dobrze go znam i nie miałem co do niego wielkich planów. W przeciwieństwie do mojej żony, która już wybierała mu najlepszą osobę do poślubienia. Widziała już jego życie ułożone według jej planów. A to, że to właśnie ty spodziewasz się dziecka mojego syna, sprawia, że jestem z tego


dumny. Jesteś dobrym chłopakiem, Jaemin, i najlepszym, co się Daesoonowi mogło trafić. Uspokoisz go.
    Ale wie pan, że my nie jesteśmy razem? – Zastanawiał się, czy tego by chciał i ciągle wychodziło mu na to, że tak.
    Wiem. Ale jestem dobrej myśli. – Kangsoon Kim uśmiechnął się do chłopaka. – Idź do szkoły, bo się spóźnisz.
     Tak. Dziękuję. – Ukłonił się. Cieszyło go to, że tata Daesoona go lubi. Wychodząc z domu, położył rękę na brzuchu. Jego dziecko będzie miało fajnego dziadka. To mu przypomniało o babci. Musiał do niej zadzwonić i poinformować, że zostanie prababcią. Nie miał pojęcia, jak mama jego mamy to przyjmie. Przecież będzie miał nieślubne dziecko. Wierzył jednak w jej dobroć, która z niej biła. Na początku ciąży przecież myślał, by u niej zamieszkać. Nie zastanowił się wtedy, jak kobieta by go przyjęła. Zanotował sobie w głowie, żeby do niej po południu zadzwonić. Może nie zapomni w natłoku zajęć, które miał dzisiaj. Nie dość, że czekały go lekcje, to jeszcze zajęcia pozalekcyjne. Wróci do domu dość późno.
Doktor Kwon mówił mu, żeby się nie przemęczał, ale to już niedługo potrwa. Na studia i tak nie będzie na razie mógł iść, więc po zakończeniu szkoły po prostu odpocznie. W ich świecie ciężarna osoba bez względu na płeć miała dużo przywilejów, jeżeli chodziło o odpoczynek, wolne dni. Zamierzał z tego skorzystać, bo najważniejsze było dziecko.

~*~


   Wiesz, że dzisiaj dyrektora nie ma w szkole? – zapytał JunHo.
    Tak, jest u mnie domu, opiekuje się tym idiotą od siedmiu boleści – burknął Lee, nie unosząc wzroku znad książki.
   Jakim idiotą? – Klapnął obok Jaemina na podłodze. Znajdowali się na szkolnym korytarzu, czekając na czwartą lekcję.
     Daesoon – odpowiedział krótko. – Rozchorował się przez swoją własną głupotę, więc jest idiotą.
   Racja, wspominałeś o tym.
    Kim nie mógł zostać sam, więc tylko jego tata mógł się nim zająć. – Zamknął książkę. – Wciąż mam ochotę walnąć go w ten jego zakuty łeb. Co on sobie myślał?
     A ty co myślałeś, szukając go w deszczu, zimnie? – JunHo wbił spojrzenie w twarz przyjaciela.
Jaemin odchylił głowę, opierając ją o ścianę.


    Chciałem, aby wrócił do domu. Powiedział wiele przykrych rzeczy, ale… – Przymknął powieki. – Kiedy zobaczyłem go takiego kruchego, jedyne czego chciałem to zabrać go do domu.
   Miłość z człowiekiem robi dziwne rzeczy. Miłość szybko wybacza. Za szybko. Jaemin słysząc to, otworzył oczy i skierował je na Cheonga.
   Czy to nie jest głupie?
     To jest właśnie dobre. Do pewnego stopnia, bo nie zawsze da się wybaczyć. Choćby zdradę. Ale i to wybaczają. Tak mówi moja mama. Kochasz go, prawda?
Lee ukrył w dłoniach twarz, by po chwili przesunąć je po włosach, burząc staranne uczesanie.
    Przecież wiesz. Mówiłem ci. Nigdy nie przestałem go kochać. Mogłem to tylko w sobie zamknąć, ale nie na długo. Będę miał z nim dziecko, to też coś znaczy. Ale nie jest tak, że nie jestem na niego zły za to, co powiedział. Chciał, aby nasze dziecko umarło.
   Czy nadal tego chce?
   Przeprosił mnie i powiedział, że go chce. – Dotknął brzucha. – To jedyne, co ma. Nie chce, abym odbierał mu dziecko. Nie mógłbym tego zrobić. Były chwile, że chciałem go odciąć, ale nie mogę. Nasz syn lub córka ma prawo znać drugiego tatę, a Daesoon… Ma prawo być ojcem tego dziecka. Nawet jeżeli mnie nie lubi. – Ukłucie bólu znów wróciło.
   Wątpię w to.
    Zaraz lekcja. – Jaemin podniósł się z podłogi i otrzepał mundurek z kurzu. Niedługo, jak mu brzuch urośnie, czego nie mógł się doczekać, siedzenie na podłodze nie będzie wskazane, bo później z niej nie wstanie. Zaśmiał się w duchu do siebie, wyobrażając to sobie. Humor od razu mu się poprawił.
    Hej, Lee. – Szybkim krokiem podeszli do nich Hooyun Park i WooJong Gim. Ten drugi, który szybko oddychał, jakby przed chwilą biegł, zapytał: – Co z Daesoonem? Wiemy, że u ciebie mieszka.
   Jest chory. Przez kilka dni nie będzie go w szkole.
   Możemy go odwiedzić? – zadał pytanie Park.
   Jutro, ale przynieście maseczki. Wirus, który go dopadł, jest dość zaraźliwy.
    Super, dzięki. To co, idziemy na lekcje? – zapytał Gim, najbardziej gadatliwy chłopak szkole.
Jaemin uniósł brwi w niemym pytaniu. Jak to, razem? Czy przygarnięcie pod dach Daesoona oznaczało adoptowanie jego kumpli? Nie miał pojęcia czy to dobrze, czy źle. Nie mógł jednak zabronić im odwiedzać Kima.


    A jak dziecko? Dobrze się czujesz? – pytał WooJong. – Gdy mój brat był w ciąży, ciągle rzygał…
      Stop! – Lee powstrzymał chłopaka przed mówieniem o takich rzeczach. To zawsze sprawiało, że oczami wyobraźni za dużo widział i wtedy go mdliło. Wolał, aby śniadanie zostało tam, gdzie powinno być. Dzięki witaminom, lekom i ciastkom ryżowym, które sprawiały cuda, poranki przebiegały łagodnie, ale tak się nie działo, kiedy ktoś mówił mu o pewnych rzeczach. – Nie mów o czymś takim.
    Rozumiem, mój brat też nie chciał o tym słyszeć. Ma córkę, która ma teraz cztery lata, i jego chłopak obecnie spodziewa się dziecka. Szkoda, że mieszkają po drugiej stronie kraju, ale wiem coś o takich rzeczach, więc jakbyś potrzebował coś wiedzieć, to pytaj.
Lee przez chwilę stał nieruchomo, patrząc na Gima, zastanawiając się, w jaki sposób  zyskał nowego kolegę.
   Dzięki – wydusił z siebie.
    No spoko. Zawsze cię lubiłem. – WooJong poklepał Jaemina po ramieniu, zanim udali się na kolejną lekcję.
Jaemin wciąż nie wyszedł z szoku, nawet kiedy wszedł do klasy i usiadł w ławce.


~*~


Wrócił do domu, kiedy już było ciemno. Zmęczenie dawało o sobie nieźle znać. Mówiło mu to, że musi zwolnić. Ale już niedługo. Napisze egzamin końcowy i będzie miał spokój. W domu była jego mama i od razu zauważyła, że syn jest wykończony. Gdy się przebrał, podała mu jego ulubioną zieloną herbatę i coś do jedzenia.
   Dziękuję. Jak Daesoon?
    Uparty i marudny. Ciągle o ciebie pytał. Był chyba niezadowolony, że tak długo cię nie ma. Mówił, że musisz zwolnić. Dziecko jest najważniejsze.
   Wiem o tym. – Napił się i odstawił kubek. – Sądzisz, że mógłbym do niego pójść?
   To nie jest dobry pomysł. Jesteś w ciąży…
    O tym doskonale wiem. Wezmę maseczkę. – Chciał go zobaczyć. Pod koniec dnia zaczął za nim tęsknić. – Muszę mu powiedzieć, co było na lekcjach i że jutro przyjdą do niego jego koledzy.
    Zjedz najpierw. On już jadł kolację. Nudzi się. Gra na telefonie. Kangsoon zrobił nam zakupy poinformowała, otwierając lodówkę. Znów ponowił to, że nie pozwoli, abyśmy


utrzymywali jego syna. Rozmawialiśmy też o studiach Daesoona. Jego tata pokryje wszystkie koszty. Problem w tym, że chłopak nie umie zdecydować, gdzie chce iść.
      Podobno wiedział. Nieraz słyszałem, jak mówi kolegom, że wyjedzie do wielkiego miasta. – Rozpakował pałeczki. Nie był za bardzo głodny, ale musiał jeść. Ostatnio wiele rzeczy „musiał”.
    To było, zanim zaszedłeś w ciążę. – Usiadła przy stole i popatrzyła na syna poważnie. – Jaki by on nie był, nie zostawi ciebie i dziecka.
   Nie jesteśmy razem.
    Nie. Ale myślę, że coś zrozumiał i poczuł się odpowiedzialny za was. Wiem, że dzisiaj długo rozmawiał ze swoim tatą. Chce zostać i studiować gdzieś w pobliżu.
Jaemin nie mógł powiedzieć, że go to nie ucieszyło. Martwił się tym, że chłopak wyjedzie, a on będzie musiał sobie radzić sam. To prawda, że ma mamę, ale to Daesoon jest ojcem jego dziecka i co by nie mówił, potrzebuje jego wsparcia. Poza tym dobrze mu było, gdy chłopak był obok. Wnerwiał go, czasami mówił przykre rzeczy, ale nie wyobrażał sobie, że zostaliby na dłużej rozdzieleni. Już dzisiejszy dzień w szkole mu to udowodnił. Zawsze Kim gdzieś był, przewijał się, mógł go zobaczyć, a dzisiaj nie było na to możliwości. Dlatego kiedy tylko zjadł, wziął maseczkę i zapukał do jego pokoju.
   Mogę? – zapytał, gdy wsunął głowę do środka.
   Rano mówiłeś…
   To było rano. Mam maseczkę. – Wskazał na twarz. – Będę tylko chwilę.
    Pewnie chcesz pogadać. Ale nie mogę dużo mówić. Gardło mnie boli. – Poprawił się na łóżku, uprzednio odłożywszy telefon.
Lee, po tym jak wszedł do pokoju, nie miał pojęcia, co powiedzieć i co w ogóle tutaj robi. Przecież nie przyzna się, że chciał go tylko zobaczyć. Przysunął sobie krzesło do łóżka i usiadł na nim.
   Nie zapomniałeś o lekach?
   Mój tata i twoja mama skutecznie o to zadbali. Faszerują mnie, czym tylko mogą.
     Nie czym mogą, tylko tym, co przepisał ci lekarz. WooJong i Hooyun jutro do ciebie przyjdą. Pomyślałem, że chciałbyś się z nimi zobaczyć.
     Nadal jesteś na mnie zły za to, co powiedziałem? – zapytał Daesoon. Martwił się, że chłopak nie wybaczy mu jego słów.
    Dlaczego nie chcesz wyjechać na studia? – zapytał w tym samym czasie Jaemin. Obaj popatrzyli na siebie i roześmiali się.
   Ty pierwszy odpowiadasz – zarządził Kim.


Lee wstał i podszedł do okna. Opuścił rolety. W pokoju świeciło się światło i z zewnątrz bez problemów można było zobaczyć, co dzieje się w środku.
    Jeszcze jestem. – Spojrzał przez ramię na chłopaka. – Ale to nie jest złość. Nie wiem, co to jest. Nie jest to już ważne, bo wiem, że tak nie myślisz. – Położył dłonie na brzuchu, odwracając się do chłopaka. – Nie myślisz tak, prawda?
     Nie. Już nie. Nie chcę wyjechać, bo nie chcę was zostawić. Chyba że pojechałbyś ze mną.
   Nie zostawię mamy.
    Dlatego podjąłem decyzję, że też zostaję. Będę dojeżdżał na uczelnię. Na studiach jest luźniej, więc będzie więcej wolnego czasu i… – przerwał, bo zaczął kaszleć. Odwrócił się i wcisnął twarz w poduszkę. – Lepiej idź, naprawdę nie chcę cię zarazić.
Jaemin skinął głową i wyszedł. Udał się do łazienki, gdzie pozbył się maseczki i umył  ręce. Przypomniał sobie, że miał zadzwonić do babci. Dlatego wróciwszy do swojego pokoju, położył się na łóżku i skontaktował z drugim członkiem rodziny, by powiedzieć o dziecku.
   Babciu, to ja. – Uśmiechnął się na serdeczne powitanie.


~*~


Powoli mijały dni. Daesoon wyzdrowiał, co cieszyło nie tylko samego chłopaka, ale i Jaemina. Nareszcie mogli widywać się ciągle, spokojnie dogryzać temu drugiemu. Co ich obu zaskakiwało to to, że te drobne złośliwości przybierały bardziej formę żartu niż obrazy. Koledzy Kima często wpadali i próbowali się zaprzyjaźnić z Jaeminem. Chłopaka to coraz bardziej zaskakiwało i chwilami myślał, czy aby nie przeniósł się do równoległego świata.
Z dzieckiem także było wszystko w porządku. Rozpoczął się trzeci miesiąc ciąży. Daesoon jeździł z nim do lekarza i zachowywał się jak przykładny partner, mimo że nim nie był. Często wypytywał lekarza o różne rzeczy i nieraz wizyty się przedłużały, ku niezadowoleniu innych pacjentów. Doktor Kwon był bardzo zadowolony z zainteresowania Daesoona. Często podkreślał, że mało chłopaków w jego wieku jest tak dojrzałych. Zdarzało się, że podczas wizyt schodzili na prywatne tematy i Jaemin cieszył się, że ma tak młodego lekarza. Bardzo się do niego zbliżył i mógł powiedzieć, że byli na stopie przyjacielskiej. Gdy byli sami, mówili sobie po imieniu. Jedno tylko nie dawało spokoju Lee. Lekarz nieraz podkreślał, jak ważne jest to, że Daesoon nie odrzucił jego i dziecka. Był przy tym wesoły, ale w jego oczach czaił się smutek. Podejrzewał, że w życiu doktora musiało wydarzyć się coś bolesnego. Dlatego Kwon tym bardziej chciał im pomóc, wspierał. Jaemin nie znał lekarza, który by  taki


był. Doktor Jijang Kwon był jedyny w swoim rodzaju i miał tajemnicę, którą Lee chciałby poznać. Nie zadawał jednak pytań o prywatność Jijanga, bo uważał, że mu nie wypadało tego robić. Nie chciał też przywoływać smutnych wspomnień. Miał fantastycznego lekarza, któremu ufał, i wyglądało, że Daesoon także to czuje w stosunku do młodego mężczyzny.
Sytuacja z mamą Kima nic się nie zmieniła. Kobieta nadal udawała, że nie ma syna. Za to jego tata bardzo im pomagał i był z mamą Jaemina na drodze ku dobrej przyjaźni. Natomiast babcia chłopaka z początku zdenerwowała się, że jej wnuk jest sam i spodziewa się dziecka, ale później zaakceptowała go i zapraszała, aby ją w końcu odwiedził. Lee obiecał, że przyjedzie do niej na kilka dni, ale nie wiedział jeszcze, kiedy to zrobi.
Rok szkolny dobiegł końca i nadszedł dwunasty listopada. Pełen nerwów i napięcia najważniejszy dzień w życiu. Egzamin końcowy odbywał się właśnie tego dnia i każdy, nie tylko uczeń, ale nauczyciele i bliscy maturzystów, denerwował się. Każdemu zależało na zdaniu i otrzymaniu jak najlepszego wyniku. Daesoon tego dnia był szczególnie drażliwy i Jaemin schodził mu z drogi. Nie chciał, aby znów się pokłócili. Ostatnie dni były naprawdę dobre i chciał, aby tak pozostało. Też się denerwował, ale ze względu na dziecko musiał nerwy trzymać na wodzy.
O wyznaczonej godzinie pojawili się w szkole i zasiedli do egzaminów. To, jaki wynik osiągną, decydowało, jakie drzwi uczelni zostaną przed nimi otwarte. Jaemin jeszcze na początku drugiego semestru bardzo się starał uczyć i to było dla niego najważniejsze. Chciał być najlepszy, ale potem ciąża wszystko zmieniła. Zrozumiał, że są rzeczy ważniejsze od uczelni, nauki i bycia najlepszym. Oczywiście nadal zamierzał się starać i chciał zdać ten egzamin najlepiej, jak potrafił, ale nie on był najważniejszy. Liczyło się tylko maleństwo, które nosił pod sercem.
Dzisiaj rano, gdy się ubierał, stwierdził, że ma problem w zapięciu spodni od ubrania,  które specjalnie zostało kupione na ten dzień. Cieszył się jak głupi, bo to oznaczało, że jego dziecko rośnie. Niby jeszcze nie było nic widać, ale za kilka tygodni każdy będzie wiedział, że jest w ciąży. To oznaczało, że musi kupić sobie nowe ubrania. Oznaczało też częstsze zmęczenie, ale i radość. Było jeszcze coś, co go zawstydzało. Miał coraz większą ochotę na seks. Lekarz na początku mówił mu, że tak będzie. Apetyt na przyjemności cielesne będzie rósł i go to krępowało. Samo zaspokajanie nie zawsze przynosiło ulgę. Było puste, nijakie, a jego ciało chciało czegoś więcej. Zdradził się z tym przed przyjacielem i okazało się, że dla JunHo było to takie łatwe. Chłopak powiedział mu, że ma przecież Daesoona. Nawet sobie tego nie wyobrażał… Będąc szczerym, za często to sobie wyobrażał, ale nie mógłby go o to prosić.  Prędzej  zapadłby  się  pod  ziemię.  Co  miałby  mu  powiedzieć?  Zaprosić  na   seks,


poprosić, aby się z nim kochał – co z tego, że każda myśl o tym sprawiała, że ciało Jaemina krzyczało głośne „Tak” – a może miałby go błagać? Nigdy w życiu, tym bardziej że Kim nie patrzył na niego w ten sposób. Da sobie radę. Wierzył, że wytrzyma. Zresztą nie było jeszcze tak źle. To były tylko etapy, jakby cykle, kiedy ochota na zbliżenie wracała.
Szkoda, że z biegiem dni, kiedy już dawno zapomnieli o końcowym egzaminie, działo się to coraz częściej. Rozbudzone ciało Jaemina miało swoje własne plany i nie słuchało rozumu.

22 października 2017

Szczęście od losu tom 1 - Rozdział 12

Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)



Szli brzegiem rzeki, przyglądając się ludziom wokół i samej przyrodzie. Zarówno Jaemin jak i JunHo lubili to miejsce i w letnie dni często tu przychodzili uczyć się. Co prawda Cheong robił to z mniejszą chęcią. W przeciwieństwie do Lee, który po prostu lubił się uczyć. Teraz przyszli nad rzekę pospacerować i porozmawiać. Wcześniej coś zjedli w przydrożnej budce, by ciężarny chłopak nie musiał się śpieszyć do domu. Prawda była taka, że mu się nie śpieszyło. Na pewno Daesoon już tam był. Chłopak dostał klucze od domu, więc nie musiał czekać przed drzwiami.
Jaemin pokręcił głową, zły na siebie, że cokolwiek by nie robił, to i tak jego myśli  podążają do Kima. Tak było przez cały dzień w szkole. Nie rozmawiał z Dae, nawet na niego nie patrzył – a chłopak też trzymał się od niego z daleka – ale i tak łapał się na tym, że przez głowę przemykały mu myśli o nim. Chyba musiał się do tego przyzwyczaić.
            To powiesz mi, o co chodzi czy mam siłą to z ciebie wyciągać? – zapytał JunHo, kończąc pisać esemesa.
Jaemin wzruszył ramionami. Udało mu się przez cały dzień unikać pytań przyjaciela, bo byli w szkole, a Lee ostatnio był na świeczniku i każdy chętnie by chciał ich podsłuchać, aby mieć temat do nowych plotek.
         Nie mów, że nic się nie dzieje. Nie chodzi mi o tego skurwiela, SuJonga. Swoją drogą myślałem, że jest inny.
       Ja też.
       No, gadaj. – Lekko trącił Jaemina łokciem. – Coś z dzieckiem?
       Z dzieckiem w porządku. Cheong przewrócił oczami.
       Czy ja muszę siłą wszystko z ciebie wyciągać? Dawniej tak nie było.
        Daesoon powiedział, że chce, aby nasze dziecko umarło – wypalił. Już samo mówienie o tym sprawiało mu ból.
            O… Czy jego popierdoliło? – Przystanął, patrząc na przyjaciela. – Przecież to jego dziecko. Jak może chcieć jego śmierci?
        Bo jest dupkiem. Nie zaszedłem sam ze sobą w ciążę. – Lee uświadomił sobie, jak wiele się zmieniło. Dawniej przesiadywali nad rzeką, rozmawiali o szkole, nauce, grach, studiach, a nie ciążach, dzieciach i Daesoonie.


       Jemu chyba naprawdę coś na mózg odbiło.
       Padło.
       Jak zwał, tak zwał. – JunHo machnął ręką.
          Taa… Potrafi dowalić tam, gdzie najbardziej boli – powiedział smutno Jaemin. – Nie mam ochoty go widywać.
        I dobrze. W szkole da się go jakoś unikać. – JunHo pochylił się, zebrał kamień z ziemi i wrzucił go do wody. – Poza nią i tak nie…
         Mieszka u nas. – Wsunął ręce do kieszeni, popatrując na chłopaka. Gdyby był w innym humorze, to roześmiałby się z jego miny.
       Co?
       Rodzice… Mama wyrzuciła go z domu. A moja mama o złotym sercu, która przygarnęłaby pod swój dach nawet złodzieja, i jeszcze pokazała, gdzie trzyma pieniądze, zaprosiła go do nas. – Spojrzał w niebo pełne chmur. Znów zapowiadało się, że będzie padać. Ogólnie przez cały dzień pogoda nie była ciekawa, a chłód rozprzestrzeniał się wokół. Jaemin już tęsknił za latem.
       Mieszka u was? Aha.
         Sam rozumiesz, dlaczego do domu mi się nie śpieszy. Czym mniej czasu z nim spędzę tym lepiej.
         No. – JunHo przygryzł wargę na chwilę. Zawsze to robił, gdy myślał, a Jae doskonale znał ten gest.
       Pytaj. – Odgarnął włosy z czoła.
       No bo… Gdyby nie powiedział tego, co powiedział…
       Wczoraj rano pojechał ze mną na badanie USG. Był normalny. Zamurowało go, gdy zobaczył dziecko na monitorze. Jeszcze jest małe, bo dopiero się rozwija. Wszystko się kształtuje… A potem lekarz dał nam zdjęcia. Jeszcze kiedy wróciliśmy, Daesoon wpatrywał się w to, które dostał. – Powrócił myślami do tamtych chwil. – Potem otrzymał wiadomość od matki i wszystko uległo zmianie. Wkurzył się… Wyznał przy tym, co myśli.
        Zapytam jeszcze o coś, tylko się nie denerwuj. – Cheong przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. – Jesteś w nim zakochany?
Lee zatopił spojrzenie w wodzie. Jej tafla poruszała się wolno, biegnąc korytem wzdłuż miasta, by dosięgnąć celu, do którego biegła. Nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć na pytanie przyjaciela.
       Twoje milczenie już odpowiedziało mi na pytanie.


          Gdy miałem piętnaście lat, zadurzyłem się w nim jak głupiec. Budziłem się z myślą o nim i szedłem spać. Nigdy mu tego nie powiedziałem. Bałem się, że mnie odepchnie. Tak by było. Z czasem zakopałem te uczucia głęboko w sobie. W końcu sądziłem, że minęły. Tamtej nocy, którą z nim spędziłem… Wszystko wróciło. Dae był czuły, delikatny, inny, jakby to nie był on. Otworzył furtkę do wszystkiego, co tak skrzętnie ukrywałem również przed sobą. Potem jeszcze łudziłem się, że to na pewno nie to. Nadzieja wzrosła wbrew mojej woli, kiedy wczoraj pojechał ze mną na badanie i zabrał mnie na ciastko. To było takie… Normalne. Sam nie wiem. Nie potrafię ci tego wytłumaczyć. On, ja i nasze dziecko. Nie jestem w nim tylko zakochany, JunHo. Kocham go i zastanawiam się, kiedy przestanę. Nawet po tym, co mi zrobił… – Zacisnął usta, nie chcąc więcej mówić, a JunHo wyczuwający cierpienie przyjaciela też nie potrafił nic odpowiedzieć, więc stali w milczeniu, patrząc na wodę.
Gdzieś za nimi zaśmiało się dziecko, co zwróciło uwagę Jaemina. Chłopak obejrzał się i uśmiechnął delikatnie. Mały chłopiec trzymający się dłoni rodziców wyglądał na szczęśliwego. Natomiast kobieta i mężczyzna mówili coś do niego, od czasu do czasu popatrując na swoją drugą połówkę z miłością. Lee pozazdrościł im tego. Chciałby tak. On, Daesoon i ich dziecko na spacerze, trzymające ich za ręce. Pomarzyć zawsze można. Ale nie powinien tak myśleć, kiedy chłopak odrzuca ich oboje.
       Muszę wracać do domu. Czas na leki, muszę się pouczyć.
       Może zostaniesz u mnie na kilka dni? Rodzice nie będą mieli nic przeciw.
       Nie, ale dziękuję. Nie będę uciekał z własnego domu, JunHo. Przeżyję jego obecność.
       Wybaczysz mu?
       Coś takiego trudno wybaczyć. Przeprosił, ale…
       Mhm. To chodź, powinniśmy mieć niedługo autobus.
       Wybacz, że tak tylko o mnie gadaliśmy – zaczął Jae.
       O to chodziło, co nie? Musimy częściej robić wypady nad rzekę i gadać.
       Czemu nie, Jun.
       A jak trzeba, to mów, rozkwaszę nos temu dupkowi.
Jaemin zaśmiał się. Wyobraził to sobie. Szkoda tylko, że prędzej role by się odwróciły i to JunHo oberwałby, patrząc na jego posturę.
       Dobry z ciebie przyjaciel.
         Z ciebie też, Jae. – Zdaniem JunHo Daesoon jest ślepy, że nie widzi, jakim wspaniałym chłopakiem jest Jaemin. Gdyby lubił facetów, to sam by się w Lee zakochał. Nie powiedział mu jednak tego. Za to, by odwrócić myśli chłopaka od Kima, zaczął temat o zbliżającym się teście, którego jak zwykle i tak nie zda.



~*~


Deszcz lał jak z cebra. O szybę uderzały grube krople, mieszając się z muzyką płynącą z odtwarzacza na laptopie. Jaemin, pochłonięty nauką, w ogóle nie zwracał uwagi na to, co się dzieje na dworze. Musiał dużo nadrobić, by nie być w tyle w stosunku do innych uczniów. Tym bardziej że nic nie przeszkadzało w ukończeniu szkoły i późniejszej nauce. Dziecko nie było chorobą. Mając je, wierzył, że będzie mógł studiować. Szczególnie, że na studiach jest więcej luzu niż w liceach lub technikach. Chociaż i tak czekał go pewnie rok przerwy, gdyż maleństwo urodzi się na wiosnę, a on nie dałby rady chodzić na studia – które rozpoczynają się w lutym – z dużym brzuchem.
       Jaemin, mogę na chwilę? – YuRin zapukała do pokoju syna.
       Tak. – Uniósł głowę znad książki i uśmiechnął się do mamy. – Siedzę właśnie nad angielskim, ale chwilę przerwy mogę sobie zrobić.
       Widziałeś Daesoona?
       W szkole. Nie było go, kiedy wróciłem do domu. – Ucieszył się z tego.
       Nie mówił, że gdzieś wychodzi?
       Nie gadałem z nim.
       Chłopcy, nie rozumiem was. – Przysiadła na łóżku obok syna. – Znacie się tyle lat, mieszkacie po sąsiedzku, chodzicie do tych samych szkół, będziecie mieli dziecko, co jest owocem tego, jak się zbliżyliście, a zachowujecie się obco względem siebie.
Jaemin wzruszył ramionami. Nie jego wina, że tak było od zawsze.
       A co z Kimem?
        No właśnie, już późno, ciemno, zimno, a jego nadal nie ma. Martwię się. Próbowałam do niego się dodzwonić, ale nie odbiera.
       Pewnie został na noc u Parka lub Gima.
       Wierzę, że by o tym powiedział.
       W sumie… Może.
       Na pewno nic ci nie mówił? Nie patrz tak. Idę sobie. Spróbuję jeszcze raz do niego zadzwonić. Masz może numery do jego przyjaciół?
       Nie.
          Skontaktuję się z jego tatą, jeżeli tym razem nie odbierze – powiedziała, wychodząc z pokoju.


Jaemin próbował wrócić do nauki, ale również zaczął się niepokoić. Jaki Daesoon by nie był, raczej nie znikał bez wieści. Spojrzał na zegarek. Było już naprawdę późno, bo wskazówki przesunęły się na dwudziestą drugą. Odłożywszy książkę, podniósł się z łóżka. Wyjrzał przez okno. Skrzywił się. Światła z ulicy pozwalały mu zobaczyć drzewa uginające się pod naporem wiatru i deszcz, który zostawiał spore kałuże.
        Idiota powinien wiedzieć, że wraca się do domu o normalnej porze. Może poszedł gdzieś z chłopakami na karaoke. Ale w tygodniu?
Opuścił pokój i usłyszał głos mamy:
         Nie, nie wiem. Nic mi nie mówił. Poszedł do szkoły i nie wrócił. Rozmawiałeś z nimi? Zauważyłam, że twój syn nie był w najlepszej formie psychicznej, ale nie znam się na tym. Był przygnębiony. Chociaż udawał, że wszystko jest w porządku.
Jaemin zrozumiał, że rodzicielka rozmawia z tatą Daesoona. Podszedł do kobiety, a ona skinęła mu głową.
        Tak, Kangsoon. Rozumiem. To jak wrócisz, zadzwoń. Trzeba go poszukać. – Rozłączyła się.
        I jak?
       Ojciec Dae wraca teraz z jakiegoś spotkania. Jak tylko wróci, pojedziemy szukać jego syna. Znalazłam numery telefonów do tych chłopaków, z którymi się koleguje.
       Jak? – Uniósł brwi.
         Ma się te sposoby. Dae zostawił notes z numerami w pokoju. Musiałam tam zajrzeć – tłumaczyła się.
       Dobra, ale co chłopaki powiedzieli?
         Że nie mogli się dzisiaj z nim dogadać. Był ich zdaniem dziwny. Wierzysz, że opuścił trening? Wyszedł ze szkoły i od tamtej pory nikt go nie widział.
Lee teraz to zaczął się naprawdę niepokoić o ojca swojego dziecka. Mógł być na niego wściekły, ale nie był nieczułym draniem, żeby się nie martwić. Pogłaskał dłonią brzuch, intensywnie myśląc co zrobić. Wrócił do pokoju i również zadzwonił do chłopaka. Telefon  się odzywał, ale nikt nie odbierał. Czekał dłuższą chwilę i w końcu zrezygnował. Zaczął sobie przypominać, co się dzisiaj wydarzyło. Czy Daesoon chciałby zniknąć? Tylko po co? Jaki to miałoby sens? Nie był chłopakiem, który pogrąża się w depresji i ucieka przed światem. Daesoon Kim to ktoś silny, potrafiący sobie ze wszystkim radzić. A co jeżeli prawda jest inna? To, co pokazywał chłopak, to tylko powierzchowna maska, a pod nią kryje się prawdziwy Dae? Może po prostu ostatnie dni dały mu w kość i chciał się odciąć. Tylko dlaczego tak, kiedy wiedział, że ludzie będą się niepokoić?


       Gdzie jesteś, pacanie? – Jeszcze raz do niego zadzwonił i znów to samo. Warknął. Przeszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać.
       Gdzie idziesz?
       On mnie wkurwia. Powiedział coś, czego nie będę potrafił mu wybaczyć, ale jak chce znikać, to niech powie o tym, a nie ucieka bez słowa. – Zawiązał buty. – Ani dla niego, ani  dla mnie ostatnie dni nie były dobre, tylko ja nie wpadłem na głupi pomysł chowania się.
         Ale gdzie idziesz? Dlaczego się ubierasz? Pamiętaj, że jesteś w ciąży i musisz na siebie uważać.
         Dziecku zaszkodzi bardziej, jak będę bezczynnie siedział i myślał. Wolę się przejść po okolicy. Może gdzieś siedzi w samochodzie i nie chce wracać. – Założył płaszcz przeciwdeszczowy oraz czapkę.
       Poczekaj, pójdę z tobą.
       Nie, siedź i czekaj na pana Kima. Nic mi nie będzie.
       Weź tę latarkę, tą odporną na wodę.
       Wezmę. Telefon też mam, więc jak coś to będę dzwonić. Nic mi nie będzie. – Może robił głupio ze względu na swój stan, ale czuł, że musi iść.
Chwilę później wyszedł na dwór i ledwie złapał oddech. Deszcz i wiatr uderzyły go w twarz. Zmrużył oczy i ruszył w stronę chodnika. Obejrzał się za siebie. Mama obserwowała  go przez okno. Pomachał jej.
Przeszedłszy na drugą stronę ulicy, skierował się w stronę miasta i niewielkiego parku. Daesoon mógł być wszędzie, ale nie wierzył, że odjechał gdzieś daleko. Może po prostu miał taką nadzieję, a ta jak wiadomo często sprawiała, że się mylił.
Źle mu się szło, bo wiatr wciąż miał z przodu i jego twarz przyjmowała najwięcej uderzeń zimnego deszczu. Ciężej mu się też oddychało, ale parł naprzód. Na szczęście światła uliczne wciąż nie zostały wyłączone, więc widoczność była dobra.
Przeszedł już kawałek drogi. Wokół były domy, w których spokojnie spędzali czas właściciele, a on wlókł się ulicą w taką paskudną pogodę jak ten głupiec, bo szukał drugiego głupca. Mama raz do niego zadzwoniła, teraz to martwiąc się o niego. Uspokoił ją i powiedział, że zaraz wraca, bo nigdzie nie widzi samochodu Daesoona. Chciał jeszcze  podejść do parku, gdzie chodzenie o tej porze było ryzykowne, ale wątpił, aby zastał tam jakieś podejrzane grupki. Owszem, w pogodne noce tak, ale nie w tą, jaką mieli dzisiaj. Nie zamierzał jednak wchodzić do parku, bo tam nie da się samochodem wjechać – wątpił, że  Kim opuścił suche wnętrze pojazdu – ale mógł go obejść.


W końcu dotarł do skupiska drzew, które wyglądały jak straszydła. Tutaj było mniej światła, bo ktoś ostatnio rozwalił dwie lampy i do tej pory ich nie wymieniono. Wyjął latarkę  i włączył ją. Świecił sobie pod nogi, gdy szedł, bo nie chciał się o nic potknąć. Kiedy przystawał, rozglądał się wokół i w pewnej chwili nie pożałował, że zdecydował się wyjść z domu. Z początku nie rozpoznał samochodu, ale gdy podszedł bliżej, zyskał pewność, do  kogo należy pojazd. Zajrzał przez okna, ale wyglądało na to, że nikogo nie ma.
– Chyba nie byłeś tak głupi, że wlazłeś do parku. Byłeś. – Zadzwonił do mamy i poinformował ją o samochodzie. Powiedziała mu, że tata Daesoona właśnie przyjechał i niedługo tam będą. Kazała mu na nich czekać. On jednak nie zamierzał tego zrobić. Wiedziony jakimś przeczuciem odnalazł przejście do parku i idąc główną alejką, postanowił dzwonić do Dae. Skupił się, by usłyszeć jego dzwonek telefonu, co było trudne, gdy deszcz i wiatr wciąż szumiały mu w uszach i nie zamierzały przestać. Szczerze nienawidził takiej pogody. Do tego było zimno i marzł, marząc o ciepłym wnętrzu domu.
Park nie był duży i nie wierzył, że nastolatka by tutaj nie było. Jeżeli zostawił samochód, a w okolicy nie miał znajomych, to musiał tutaj być. Ewentualnie mógł wrócić do rodzinnego domu i bez wiedzy matki zaszyć się gdzieś w pokoju. Ledwie ta myśl przebiegła mu przez głowę, stanął, bo wydawało mu się, że słyszy jakiś dźwięk. Niestety połączenie zostało przerwane, bo już za długo trwało, i zadzwonił jeszcze raz. Kończyła mu się bateria, co też  nie było dobre w takiej sytuacji. Kiedy jego telefon zaczął wysyłać pojedyncze sygnały, teraz wyraźniej Jaemin usłyszał melodię, którą dobrze znał. Nieraz do jego uszu ona docierała, gdy ktoś dzwonił do Daesoona. Zaczął iść w stronę dźwięku, do którego szybko się zbliżał.
Za drzewami przy jednej z bocznych alejek zobaczył coś, a raczej nie coś tylko postać leżącą na ławce. Nie obawiał się podejść, bo mogła to być tylko jedna osoba. Gdy był bliżej i poświecił na jej twarz, mógł już stwierdzić, kto to jest.
Daesoon spał skulony, oplatając się rękoma, przemoczony, przemarznięty. W Jaeminie rozbudziła się złość.
Ty skończony idioto! Wstawaj, bo zapalenia płuc dostaniesz. – Poruszył chłopakiem, który coś pomruczał i jeszcze bardziej się skulił. – No ruszaj dupę, do cholery! – Uderzył go w ramię. – Daesoon!
Chłopak ocknąwszy się, otworzył oczy. Dygotał, jakby miał delirkę. Zmrużył oczy, bo światło latarki przeszkadzało mu. Jaemin przestał na niego świecić, wciąż zdenerwowany.
No, ruszaj się. Nie będę cię dźwigać. Daesoon, no. – Złapał go za rękę i pociągnął.
Co tu robisz? – Usiadł, chociaż miał wielką ochotę znowu się położyć i tak zostać. Strugi wody spływały po jego włosach, jakby stał pod prysznicem.


Szukam cię. Twój tata także i moja mama. Dam im znać, w którym miejscu jesteśmy. – Zanim to zrobił, zaskoczony wstrzymał oddech.
Daesoon wczepił palce w boki płaszcza Jaemina, przyciągając chłopaka do siebie. Oparł czoło o niego.
Przepraszam. – Desperacko zaciskał palce na chłopaku, wciskając głowę w jego ciało. – Wiem, jak musi się ktoś czuć, kiedy słyszy, że był niepotrzebny, że ktoś żałuje, że się urodził  i że… że… Woli, aby umarł. Przepraszam. – Rozpłakał się, a Jaemin nie miał pojęcia do robić.
Patrzył w dół na czubek głowy chłopaka, który wciskał w jego przemoczony płaszcz swoją twarz. Nie wiedział, co ma czuć. Współczuć mu czy nie. Wybaczyć czy nie. Nie był na nic gotowy. Jedyne co czuł to szczęście, że go odnalazł i chciał zabrać do domu.
Nie musisz mi wybaczać, ale przepraszam. Tak bardzo spieprzyłem.
Dlaczego nie wróciłeś do domu? – Mimowolnie wsunął place we włosy Daesoona.
Nie mam domu. Nie mam niczego. Nie odbieraj mi tylko tego dziecka. Nie zabieraj mi go. To jedyne co mam. – Chłopak nadal płakał, a Jaemin ledwie rozróżniał jego słowa przez łamliwy głos i ulewę. – Spierdoliłem na całego. Dużo myślałem dzisiaj. Siedziałem tutaj i myślałem. Przepraszam.
Lee nabrał głęboko powietrza. Zacisnął powieki, a z jego ust wydostało się:
Chodź, zabieram cię do domu. – Przystawił telefon od ucha, dzwoniąc do mamy.