24 września 2013

Rozdział 25

Dziękuję za komentarze. Każdy jest dla mnie cenny. ^^

Rozdział niesprawdzony.


Z duszą na ramieniu biegł ku przeklętej gospodzie ledwie powstrzymując łzy. Nie chciał go stracić. Nie Letena. Oskarżał siebie, że chwilę wcześniej chciał wymówić słowa „nie chcę go więcej widzieć, dla mnie umarł”, lecz teraz cofał tamte myśli. Leteno musiał żyć, być z nim. Był jego kawałkiem duszy, serca. Jego uzupełnieniem. Słyszał, że As biegnie za nim. Z Kalem został Magila, jakoś wyczuwał, że mógł zostawić braciszka pod opieką tego człowieka.
Dopadł drzwi tawerny i wpadł tam niczym huragan. Od razu w oczy rzuciło mu się zbiegowisko ludzi. Stali nad kimś kto leżał na podłodze zrobionej z drewnianych desek. Zauważył stojącą wśród ludzi Harinę, właścicielkę tego przybytku pijaństwa i rozpusty. Podszedł do niej i pociągnął ją za rękaw sukni.
– Pani, Harino.
– Och, chłopcze jesteś. Twój brat... – mówiła coś dalej, ale Erki jej nie słuchał. Ujrzał brata leżącego na deskach i przypadł do niego.
– Leto, braciszku. – Położył rękę w miejscu serca i odetchnął z ulgi. Brat żył i wtedy po policzkach młodszego z Ladrimów popłynęły łzy, jakby z ulgi. – Leto! – Chłopak się poruszył.
– Twój brat został uderzony kuflem w głowę. Krwawi potrzebuje medyka – Hadrina położyła mu rękę na ramieniu. – Posłałam Magilę do ciebie, bo pomimo że to pijaczyna można mu ufać.
– On, powiedział, że Leteno zabito.
– Co powiedział?! Już ja mu wpieprzę jak go tylko zobaczę. Miał tylko powiedzieć, że Leteno jest ranny. Co za chłop. – Pokiwała z dezaprobatą głową.
– As, pomożesz mi wziąć go do domu? - Erkiran popatrzył z błaganiem w oczach na partnera.
Stojący obok Asmand skinął głową. Gdy tu wszedł gapie rozstąpili się zostawiając mu wolną przestrzeń, jakby wysyłał aurę niebezpieczeństwa lub mówił, że ten kto wejdzie mu w drogę na zawsze to zapamięta.
– Powinniśmy wziąć go do medyka – powiedział pochylając się. Z głowy Leteno kapała krew, ale nic sobie z tego nie robił. W swoim życiu widział wiele krwi. Wsunął rękę pod plecy chłopaka.
– Tu nie ma medyka. Jest noc. Nikogo nie znajdziemy. Wiem, jak się nim zająć. Nieraz obrywał. A jak dojdzie do siebie, to opowie co się stało. – Zaczynał obwiniać siebie, że brat tu jest. Gdyby go nie wyrzucił nic by się nie stało.
Leteno znalazł się w ramionach Asmanda i coś zamruczał kładąc głowę na ramieniu mężczyzny przy czym wtulił nos w jego szyję. Delreth spojrzał po wszystkich i ponownie ludzie, niezależnie kim byli, zrobili mu przejście
Erki przykładał ścierkę, którą zabrał karczmarce, do czoła brata i razem opuścili to miejsce.

*~~*~~*

Błogość, ciepło to były pierwsze odczucia Aranela po tym jak zaczął się budzić. Kolejnym było drugie ciało bardzo blisko niego, obejmowały go ręce męża. Powróciły wstydliwe, ale i pobudzające wspomnienia. Tej nocy stało się tak wiele w strefie cielesnej i uczuciowej. Nie miał wątpliwości, że sama myśl o Rivenie sprawiała, że jego serce szalało i czuł wielkie szczęście. Przysunął nos do szyi męża znajdując w takim uścisku ukojenie i radość. Chciał być blisko niego.
– Obudziłeś się? – zapytał Riven. Z przyjemnością obserwował męża i nie miał wątpliwości, że pragnie to robić zawsze. Patrzeć na niego, kochać się z nim i trwać przy jego boku. Jak mógł z początku ich związku go nie chcieć? Cóż, wtedy był inną osobą. Nareszcie dorósł do związku i nie obchodziło go, że dzielił życie z mężczyzną.
– Mhm – zamruczał Aranel.
– Jak się czujesz? – Pogłaskał go po plecach i zjechał ręką w pobliże pośladka.
– Dobrze. – Przytulił się bardziej zawstydzony. – Późno już?
– W pałacu dawno zjedli śniadanie, czyli późno. Co, niestety, oznacza, że będę musiał iść do swoich obowiązków. – Nie chciał się z nim rozstawać. Pocałował go w czubek głowy.
– Muszę wziąć kąpiel. – Czuł wilgoć między pośladkami.
– Pomogę ci.
– Nie. Wybacz, ale... – Nie chciał robić porannych ablucji, kiedy mąż byłby obok. Poza tym miał pełen pęcherz.
Riven miał ochotę się zaśmiać, ale powstrzymał się. Rozczulało go zawstydzenie męża. On Riven Saeros wpadał w sieć uczuć w stosunku do Aranela. Co tam, wpadł na dobre i wiedział to doskonale. Czuł się jakby miał naście wiosen i po raz pierwszy odkrył miłosne zauroczenia, ale teraz to było coś więcej.
– To pozwól, że przygotuję ci kąpiel, a potem wezwę Agathe i pomoże ci w ubraniu się. I nie wstydź się, bo spłoniesz, a chcę cię mieć długo przy sobie. Chociaż, w nocy płonąłeś i bardzo mi się to podobało – wyszeptał mu do ucha.
– Ri, przestań.
– Ri, podoba mi się. To co przygotuję kąpiel, zgoda?
Aranel pokiwał głową i z żalem pożegnał ciepłe ramiona męża, kiedy ten wstał, by udać się do łaźni. Młodzieniec pozostając sam, uśmiechnął się do siebie szeroko. Naprawdę był szczęśliwy. I jeszcze wiele razy w ciągu tego dnia o tym pomyśli.

*~~*~~*

Erkiran siedział przy bracie i zmienił mu kompres. Leteno budził się kilka razy, ale zaraz zasypiał. Z rany już nie lała się krew, a Asmand musiał wyjąć chłopakowi szkło pochodzące z kufla. Uderzenie było silne, ale Leteno nie jedno przetrwał.
– Po co tam poszedłeś?
– Jak dojdzie do siebie, to powie – szepnął Asmand.
– Mówicie za głośno. – Leteno otworzył oczy i ujrzał jak przez mgłę rozmawiających mężczyzn. Wzrok dopiero po chwili się wyostrzył. – Co się stało?
– To ty nam powinieneś powiedzieć co się stało. Tylko jak zaczniesz, nie waż się zasypiać. – Erki starał się panować nad swoim głosem inaczej już by na niego wrzeszczał. – Po co tam poszedłeś?
– Żeby zapomnieć. Harina ma dobre napitki. – Próbował dotknąć czoła, ale Erki palnął go w rękę dając znak, by tego nie robił. – Nie moja wina, że jakiś człowiek przyczepił się mnie i chciał leitów. Nie dałem mu ich i o to skutki tego. – Kłamał. Tak naprawdę poszedł tam po coś innego. I oberwał z innego powodu. Wyrazistość wspomnień uderzyła w niego.

Zamówił piwo ignorując męską prostytutkę i rozejrzał się gdzie mógłby usiąść albo z kimś porozmawiać. Tawerna pękała w szwach jak każdej nocy. Ludzie narzekali, że nie mają za co jeść, ale na mocne napitki leitów starczało. Ujrzał Magilę siedzącego na jednej z licznych ław. Jak zawsze pijaczyna zajmował jeden stolik i niewielu się wpraszało do towarzystwa. Każdy wiedział, że bez piwa miejsca wolnego nie ma. Zamówił, więc dodatkowy trunek z myślą udania się na rozmowę. Magila powie wszystko za perłowy napój, chociaż nie od razu. Czasem trzeba było spotkać się z nim kilka razy, aby czegoś się dowiedzieć. Gdy miał już w dłoniach pełne kufle przedostał się przez tłum i przysiadł się do stolika, jaki zawsze mężczyzna zajmował.
Dla ciebie. – Postawił przed nim piwsko.
Nie mów, że ze szczerego serca to dajesz. Nie jestem przekupny. – Mimo swoich słów od razu wlał w siebie połowę napitku.
Ty jako jedyny wiesz co się w tej dzielnicy dzieje. Pamiętasz naszą rozmowę? Pytałem o zabójców moich rodziców.
Nie mieszam się w to chłopcze. Nie moja sprawa. Powinieneś to zostawić! – Odstawił kufel i wstał chcąc odejść. Pochylił się jeszcze nad nim dodając: – Co zrobisz jak znajdziesz tych morderców? Nie ma tu straży. Nic im nie grozi. Zabijesz ich? Zauważ, że oni mogą to z tobą zrobić pierwsi. Twój ojciec umiał walczyć, a co się z nim stało? – Wyglądał i mówił nad wyraz trzeźwo.
Wiesz kim oni są?
Nie, a nawet jakbym wiedział, to bym milczał. Jeszcze moja skóra mi miła, Leteno. – Odszedł w stronę baru i tam usiadł.
Leteno upił łyk piwa nie tracąc nadziei na zdobycie swego celu. Wiedział, że jest uparty, wręcz można by nazwać to chorobą, ale nic nie mógł na to poradzić. Żył tym. Zabije ich lub sam zginie.
Gówniarzu, słyszałem, że czegoś szukasz. – Przy stole pojawił się olbrzymi mężczyzna z szerokimi ramionami i zarostem na twarzy. Leteno nie raz widział go grającego w pokera. Nigdy nie zbliżał się do graczy, wyglądali na takich co to mogą oskarżyć nowego w ich pobliżu o kradzież ich cennych wygranych.
Nie wiem co słyszałeś. – Starał się wyglądać na pewnego siebie.
Widziałem cię tu nie raz. Chodzisz i rozglądasz się. Podsłuchujesz. Czego chcesz? – Usiadł naprzeciw niego.
Rok temu mój ojciec i macocha zostali zamordowani niedaleko od swego domu. Chcę wiedzieć kto ich zabił i dlaczego? – pytał teraz otwarcie. Najwyżej się w coś wpakuje. Zresztą teraz, kiedy nawet jego brat wiedział jak chorym jest człowiekiem z tymi swoimi uczuciami, nie miał nic do stracenia.
Ty jesteś Ladrima – stwierdził przybysz. – Słyszałem o tamtym niecnym czynie. Podobno chciano zgwałcić kobietę. – Mężczyzna potarł się po brodzie. – Tylko tyle wiem. Chyba, że zapłacisz...
Slotan, nie masz czasem za długiego jęzora?! – Z drugiego końca sali zawołał olbrzyma, jakiś niepozorny człowieczek. Bywalcy tawerny nie zwracali uwagi na nich, każdy był zajęty swoimi sprawami. Nikt nie chciał się mieszać w czyjesz życie. Tutaj nigdy nie wiadomo, kiedy mogło ono zostać stracone.
Stary, pogadać nie można?
Znam cię. Szukasz zarobku. Wracaj tutaj, rozgrywamy kolejną partię.
Leteno widział, że liliput się denerwował, więc zapytał olbrzyma:
Czy on ma coś z tym wspólnego? Z zabójstwem?
Hahahaha. – Zaśmiał się mężczyzna. – Za dużo pytasz, gówniarzu. – Olbrzym wstał biorąc pusty kufel Letena i przechodząc obok niego uderzył chłopaka w głowę. Ladrima nie zdążył zareagować na uderzenie. Cios jaki mu zadano nie pozwolił mu utrzymać równowagi na ławie przez co wychylił się do tyłu i upadł pod nogi jakiejś kobiety, a może mężczyzny. Tego momentu nie pamiętał dokładnie. Jedynie słyszał zatarte słowa ludzi i widział kogoś kto się nad nim pochylał, a potem nie było już nic.

Za dużo pytał i oberwał. To było ostrzeżenie, a to znaczyło, że był blisko. Wystarczyło, że ostatnio zaczął naciskać na siebie i innych, a nie siedział i po cichu szukał sprawców, i już na coś trafił. Nie mógł tego powiedzieć Erkiranowi, ponieważ bał się o niego.
– Cała historia. Złodziej chciał okraść złodzieja.
– Erki idź bratu zrobić coś do picia – poprosił Asmand. Nie wierzył Leteno. I gdy Erki wyszedł złapał leżącego chłopaka za szyję i nachylił się nad nim. – Wiem, że kłamiesz. Wyślę twego brata, by poszedł do waszej sąsiadki po Kala, a sami porozmawiamy.
– Porozmawiamy – wystękał Leto. – o ile mi pomożesz.
– Jak chcesz znaleźć zabójców działaj roztropnie.
– Działałem roztropnie i nic z tego.
– Ale teraz założę się, że wszystko psujesz. Brak ci cierpliwości. Pewnie teraz to co robisz wygląda jakbyś stanął na środku miasta i krzyczał, kogo szukasz i co chcesz zrobić. Do tego trzeba mieć klasę. – Puścił go. – Pomogę ci, nie mogę pozwolić, aby cię zabito. Erki, by tego nie przeżył.
– Nienawidzi mnie ,miałby moją osobę z głowy.
– Kocha cię. Po prostu zdenerwował się – rzekł Asmand przyglądając się chłopakowi. Zatrzymał wzrok na tatuażu skorpiona. Znaku przynależności do szajki złodziei. Przesunął wzrokiem po jego szyi, ustach i zatrzymał na wpatrujących się w niego oczach. Czemu wcześniej nie zobaczył, jak piękne one są? – Boi się, że straci brata przez te uczucia.
– Tak boję się, ale nadal nie akceptuję tego co on czuje, jednak nie chcę by mu się coś stało. – Erki przyniósł herbatę. Czuł jaki jest słaby, ale nie dawał tego po sobie poznać. – Trzymaj.
Leteno uniósł się trochę i odebrał napój. Zignorował ból głowy.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj tylko pij. Dodałem ziół. Są przeciwbólowe. Teraz powie mi któryś co przede mną ukrywacie? – Położył ręce na biodrach. Nie był ślepy i głuchy. Słyszał ich szepty. Nie okłamią go i nie nazwą głupcem!

*~~*~~*

– Wydajesz się promienieć, książę.
– To, aż tak widać, Haialdarze?
– Zawsze potrafię rozpoznać szczęśliwego człowieka.
Szli z ogrodu do pracowni zielarza. Aranel czuł się wspaniale, a kolejna rozmowa z tym mężczyzną, którego naprawdę zaczynał traktować jak ojca, wpływała pozytywnie na wszystko. Mógłby innych obdzielać radością.
– Bo tak jest. Obudziłem się dzisiaj i uznałem, że świat jest piękny. Nie ma sensu się zamartwiać.
– Kiedy ma się przy boku księcia Saerosa tym bardziej, zgadłem? – Mężczyzna zerknął na księcia Adantina.
– Jak mówiłeś miłość przychodzi z czasem.
– To dobrze mój książę. Bardzo dobrze, że do ciebie przyszła tak szybko. Ale jak widzę twój przyjaciel nie podziela takiej radości.
– O kim mówisz, Haialdarze?
– Hrabia Melisi idzie krużgankiem i nie wygląda na osobę, z której tryska szczęście.
Aranel zaniepokoił się. Co mogło się stać?
– Gdzie on jest?
– Zaraz do nas dotrze.
Rzeczywiście kroki mężczyzny zbliżały się do nich. Adantin mógł od razu rozpoznać, że zawsze pewnie stawiane kroki się zmieniły. Terrik bardziej sunął stopami po kamiennej podłodze niż szedł.
– Terrik?
– Aranelu, miło cię widzieć.
– Stało się coś? – zapytał książę. Terrik mu ostatnio bardzo pomógł, więc on teraz nie zamierzał pozostać obojętny na problemy przyjaciela.
– Nie, dlaczego pytasz? – Stało się Yavetil go zostawił. Właśnie wrócił z koszar i okazało się, że były kochanek poprosił u króla o wolne dni i zniknął. Jak w takim razie on mógł z nim porozmawiać, kiedy nie mógł go znaleźć.
– To, że nie widzę, nie znaczy, że nie mam pojęcia o twoim stanie, przyjacielu. – Aranel zbliżył się do mężczyzny i wyciągnął dłoń. – Pozwól mi cię zobaczyć.
– To ja pójdę do swoich zajęć. – Haialdar się pokłonił, bo chociaż gdy był z księciem sam na sam nie musiał tego robić, tak w obecności innych, był wręcz zmuszony do zachowania etykiety.
– Dobrze i wybacz, że ci dziś nie pomogę.
– Wszystko w porządku, panie. – Zielarz udał się w kierunku swej pracowni zostawiając młodych mężczyzn samych.
– Terrik, mogę?
– Tak. – Chwycił jego dłoń i położył sobie na policzku. Palce Aranela przesunęły się po nim i skierowały ku górze.
– Masz zmarszczone brwi. Napięte mięśnie. I ty mówisz, że nic się nie dzieje?
– Yav, mnie zostawił. Pewne rzeczy źle zrozumiał, myśli, że go nie chcę.
– Dlaczego tak sądzi?
– Mówiłem ci, co mi zrobiono, gdy miałem kilkanaście wiosen.
– Ale on o tym wiedział. Czyżby to zaczęło mu przeszkadzać. – Oparł obie dłonie na swoim kiju.
– Tak, wiedział i nie o to chodzi, są rzeczy których się wstydzę w związku z tym.
– Powiesz mi?
– Wybacz, ale na razie tylko Yavetilowi wyznam prawdę. Muszę go znaleźć. Dlatego ty wracaj do zielarza. A ja postaram się wszystko naprawić. – Nie czekał, aż Aranel coś powie, tylko wyruszył na poszukiwania Dante Elesnara. On musi wiedzieć, gdzie jest Galdor.
Minął dwa inne korytarze i wspiął się na piętro na którym znajdowały się komnaty księżniczki Naeli i jej małżonka. Jak Yav mógł pomyśleć, że on go nie chce, ponieważ jest żołnierzem? Sama księżniczka poślubiła żołnierza. Nie wstydził się go. Kochał Yava całym sercem. Oddałby za niego życie. Zapukał do drzwi, a te po chwili oczekiwania otworzyły się.
– Terrik?
– Witaj, Naelo szukam twego męża.
– Wejdź. – Zaprosiła go do środka.
Dante wyszedł z drugiej części komnat i w pierwszej chwili uśmiechnął się na widok hrabiego, ale szybko ujrzał jego wygląd. Zazwyczaj pięknie spięte włosy były rozpuszczone i jakby nieuczesane, a ubranie również nie prezentowało się elegancko.
– Co się stało?
– Już kolejny raz dzisiaj ktoś się o to mnie pyta. Aż tak widać, że coś jest nie tak?
– Widać. – Dante zawsze mówił wprost.
– Szukam Galdora.
– Pokłóciliście się? – zapytała Naela. – Widziałam go o świcie. Udał się do mego ojca i poprosił o wolne dni.
– Wiem, mówili mi to w koszarach, ale nie wiem gdzie się udał. Dante, wiem, że Yavetil często powierzał ci swoje sekrety. Mówił gdzie wyjeżdża, abyś w razie czego mógł go znaleźć. Muszę z nim porozmawiać. Martwię się. Powiedz gdzie on jest?
– Nie wiem. Wyjechał z rana. Nie zabrał wielu rzeczy, to wróci.
– Wiem, że nie zabrał. Wiem, że wróci, ale kiedy o to jest pytanie. – Nie mógł czekać. Nie chciał. – Nawet maść zostawił, a ta przeklęta blizna nieraz dawała o sobie znać. – Wyobrażał sobie, jak ukochany zwija się z bólu, a on nie mógł nic poradzić. I wszystko przez to, że myślał o sobie, o tym co Yav o nim pomyśli. – Nic, będę go szukał, aż znajdę. Popytam jeszcze.
– Terrik, nie wiem co się wydarzyło, ale zawsze możesz z nami porozmawiać. Jesteś dla mnie jak brat – powiedziała księżniczka. Smutek w jego głosie ją bolał.
– Dziękuję, Naelo. Chociaż jest ktoś kto może mi doradzić. – Riven wiedział o nim wszystko. Aranel był dobry i kochany, ale pewnie nic nie poradziłby na to. I jak miał jemu powiedzieć całą prawdę związaną z mężczyzną, który go zgwałcił? Aranel sądzi, że Terrik jest bez skazy, a miał ją wielką i teraz była przeszkodą w ślubie. Pożegnał się z młodym małżeństwem zwracając uwagę, że księżniczka szczególnie trzymała ręce na brzuchu. Tak jak robiła to nie jedna kobieta, kiedy była przy nadziei. Uśmiechnąłby się na tę myśl, ale powód zmartwienia przygniatał go do ziemi i coraz bardziej czynił w jego sercu pustkę. Niewiele czasu był bez Galodora, a już tracił całą swą radość, co jak będzie musiał bez niego trwać do końca życia? I jeszcze go widywać w pałacu, a nie móc z nim być? Tego nie przetrwa.

*~~*~~*

– Mój brat chyba za bardzo uderzył się w głowę i nie pamięta, jak mówiłem, że chcę się stąd wyprowadzić i, aby nie szukał tych morderców. I jeszcze ciebie w to wciąga – warczał Erkiran. Może i był delikatnym chłopakiem, ale potrafił pokazać pazury. – I nie powiedzielibyście mi, gdybym nie zorientował się, że coś przede mną ukrywacie.
– Skarbie, może byś poszedł po Kala...
– Ty mi tu nie skarbuj, Asmandzie! Dlaczego nie rozumiecie, że się o was boję?! Nie rób takiej miny Leto. O ciebie też, ale nie myśl, że nagle zapomniałem jaki masz do mnie stosunek.
– Nie mam. Powiedziałem ci, że...
– Milcz. – Uniósł rękę w geście uciszenia brata. – Jesteś moim bratem. Zawsze nim będziesz, ale nigdy nie zaakceptuję tych nie braterskich uczuć do mnie. Ale jestem mężczyzną i dam sobie z tym radę, bo mamy w sobie tę samą krew, nie ważne, że mieliśmy inne matki. Tylko nie próbuj mnie uwodzić, bo strzelę w twarz. A ty – wskazał palcem Delretha – nie planuj z moim bratem tak niebezpiecznych rzeczy. Chcę byś od teraz miał czyste konto. Książę się tym zajął, wiem to ponieważ pisał w liście o tym. Wpakuj się w coś, a nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
– Erki, zrozum twojego brata. – Asmand położył ręce na ramionach młodego kochanka. – On tym żyje. Ma swój cel. Pragnie, by ci co odebrali wam rodzinę ponieśli karę. Nikt nie planuje nikogo zabijać. Dowiemy się tylko kto to jest i doniesiemy księciu. Powiemy też co tu się dzieje. Widać król nie wie jak żyją ludzie.
– Nie rozumiesz. Ja chcę by tamci ponieśli karę, ale każde takie poszukiwania sprowadzają tylko nieszczęścia. Straciłem rodziców, nie chcę stracić jego i teraz ciebie.
– Kochanie, nic się nam nie stanie. Tym bardziej, że wiem co robić i pamiętaj nie jestem zwykłym człowiekiem.
– Tak, jednym ciosem potrafisz posiekać ciało na kawałki i zabić kilku ludzi. Bardzo pochlebne – prychnął Erki i odsunął się. Dlaczego oni go nie rozumieli? – Ja chcę w końcu żyć normalnie. Wreszcie zapomnieć, a ty Leto od roku mi na to nie pozwalasz! – Z oczu popłynęły mu łzy. – Wciąż tylko się narażasz i chciałeś zostawić mnie samego z Kalem. W każdej chwili ktoś mógł cię złapać przy kradzieży. Ciągle myślisz tylko o sobie! O tym czego ty chcesz! Bo ty chcesz odnaleźć morderców! – Otarł łzy. Patrzył na siedzącego brata z wściekłością i bólem. – A nie myślisz, że odnajdziesz ich i mogą cię zabić. Mówisz, że co z tego jak to zrobią? A z tego, że mnie i Kalowi serce pęknie, głupku!
– Tak mówiłem ze względu na moje chore uczucia. – Podniósł się z trudem. Asmand nie wtrącał się do nich. – Co ci po takim bracie jak ja?
– Co? Ty jesteś głupi. Wiem co dziś powiedziałem, ale przeżyłem szok, lecz wiadomość, że cię zabili uzmysłowiła mi, iż jesteś moją jedyną rodziną i kocham cię. Przestraszyłem się, że straciłem brata przez moje słowa.
– Erki, nigdy mnie nie stracisz. I powiedziałem, że od lat to tłumię i będę nadal to robił. Nienawidzę siebie za to, co czuję, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Jesteś dla mnie ważny podwójnie. I jest dla mnie ważna kara dla tych ludzi. Zrozum jestem już blisko ich odnalezienia, ale jak teraz powiesz bym to zakończył zrobię to.
Erki przesunął po nim oczami, a potem przeniósł wzrok na Asmanda. Odetchnłą kilka razy głeboko.
– Obiecacie mi, że przeżyjecie?
– Skarbie zawsze do ciebie wrócę. – Asmand przyciągnął Erkirana do siebie i zamknął w swoich ramionach. Ujrzał jak Leteno chce odejść ukrywając smutek na twarzy, więc złapał go za szeroki rękaw koszuli i chłopak znalazł się przy nim. – Nigdzie nie pójdziesz. – Objął obu braci. Już układał w głowie ich przyszłe życie w nowym domu oraz plan jak znaleźć morderców ich rodziców.
Erki westchnął ciężko wtulając nos w ramię kochanka. I nawet brat będący tak blisko mu nie przeszkadzał. Teraz nie obchodziło go nic poza tym, żeby wszystko się ułożyło.

*~~*~~*

Riven słuchał przyjaciela i nie wierzył w jego głupotę i jeszcze większą głupotę Galdora. Milczał pozwalając zdenerwowanemu mężczyźnie dokończyć monolog.
– Teraz już wiesz, że ukrywanie prawdy wyszło na złe – zabrał głos, kiedy usta Terrika zamknęły się w milczeniu. – Nie będę dawał ci rad, gdyż sam nie postępowałem dobrze w stosunku do Aranela. Jedynie co, to myśl, gdzie Galdor może być. Znasz go lepiej ode mnie. Na pewno są miejsca, gdzie mógł pojechać.
– Nie wiem. Mam mętlik w głowie. – Usiadł na wyściełanym czerwonym materiałem krześle, ale szybko wstał i zaczął chodzić po komnacie jaka służyła za gabinet przyjaciela.
– To się uspokój. Zachowujesz się jak porzucona niewiasta. Jesteś mężczyzną i tak się zachowuj.
– Ciekawe co ty byś robił, gdyby chodziło o Aranela. Usiadłbyś spokojnie i czekał? – Wiedział, że Riven kocha Aranela. Wystarczył mu jeden rzut oka na niego, kiedy tu wszedł.
– Nie.
– To nie pouczaj mnie! On sądzi, że go nie chcę.
– Terrik, opanuj się! Rozumiem twoje zdenerwowanie, obawy, ale będąc tak roztrzęsiony nic nie zdziałasz. Ręce ci się trzęsą. Obiecuję popytać strażników, gdzie się ich dowódca udał.
– Pytałem.
– To tylko ty możesz wiedzieć, gdzie on jest. Gdybym ja uciekł od Aranela to udałbym się tam, gdzie, by mnie odnalazł. Poza tym on wróci. Może cierpliwie poczekaj.
Terrik odetchnął ciężko. Zdawał sobie sprawę ze swego infantylnego zachowania. Riven miał rację musi się uspokoić i pomyśleć.
– Dobrze, tak trzymaj. Teraz udaj się do swojej komnaty i odpocznij. Jak nie zrobisz tego z własnej woli udam się do medyka po lek na sen. Wyglądasz strasznie. Jesteś niewyspany, zmęczony. On nie chce po powrocie zobaczyć cienia.
– Riven ma rację Terriku. – W drzwiach stanął Aranel wraz z Agathe. – Wybaczcie nie chciałem wam przeszkadzać. Nie słyszeliście jak pukam.
– Kochanie, ty nigdy nie musisz pukać. – Riven oderwał się od biurka, o które się opierał, i podszedł do męża. Ucałował go w skroń.
– Agathe, pokazała mi gdzie masz gabinet.
– Dobrze zrobiła. Jak skończę wybierzemy się na przejażdżkę.
– Chętnie – odpowiedział radośnie książę Adantin. Ostatnio jeździł w towarzystwie Naeli, ale z Rivenem było cudowniej to robić.
Terrik patrzył na nich i cieszył się, że w końcu ci dwaj byli razem, i teraz nadeszła jego kolej, by naprawić to, co przez lata działało bez skazy. Pełen smutku ominął ich i jak obiecał udał się na spoczynek. O ile zaśnie bez owiniętych wokół niego ramion narzeczonego. I z przytłaczającymi myślami. Wsunął dłoń w kieszeń szaty jaką miał na sobie i ścisnął pierścień. Chciał, by ten wrócił na palec Yavetila. Postara się o to, aby tak się stało.

17 września 2013

Rozdział 24

Dziękuję za komentarze. :)





Zawstydzony Erki odsunął się od obejmującego go mężczyzny i ukradkiem otarł łzy. Nie kontrolował ich, przeklęte wydostały się z jego oczu bez pozwolenia, a nie chciał wyjść na płaczkę. W końcu uniósł wzrok i uśmiechnął się szczęśliwy.
Kiedy wróciłeś?
Dzisiaj i powiedziano mi, że jesteś chory. – Wziął jego dłoń w swoją i kciukiem głaskał jej wnętrze. – Chciałem od razu tutaj przyjść, ale mi wyperswadowano ten pomysł. I niedługo później uznałem, że Galdor miał rację. Lepiej było wypocząć i przyjść do ciebie w lepszym stanie.
Wyobrażam sobie, jak podróż musiała cię zmęczyć. – Zerknął na najmłodszego brata. Chłopiec spał twardo. Koszmary już nie nawiedzały go tak często. Nawet wychodził na zewnątrz bez problemów. Czas leczył rany.
Tak, ale dzięki niej coś się we mnie otworzyło. Coś, co zamknąłem dawno temu w sobie.
Chciałbym być tym, który pozna prawdę o twojej przeszłości – powiedział, spoglądając na niego i nagle zaczął męczyć go kaszel. Zaraz znalazł się w objęciach Asmanda, wtulając twarz w jego pierś.
Od jakiego czasu jest chory? – zapytał As przyglądającego im się Leteno.
Jakieś trzy księżyce. Już czuje się lepiej. Gorączka minęła, został tylko kaszel.
On mówi prawdę, Asmandzie. Niedługo wracam do pracy. Postanowiłem wynająć pokój w mieście. Znalazłem nawet gospodynię, która takie wynajmuje. Wynosimy się stąd. Będę pracował, może dla Leta coś się znajdzie i opuścimy ten dom. Co prawda, zrobimy to z ciężkim sercem, bo tu się urodziliśmy, ale bezpieczeństwo jest ważniejsze. Nie dalej, jak wczoraj, kogoś zabito. Nie chcę, by następną ofiarą stał się któryś z nas.
Powiedziałem, że nie wyniosę się stąd, dopóki nie odnajdę morderców naszych rodziców – syknął Leto.
Tak i chcesz, żeby As ci pomógł. – Spojrzał ostro na brata. – Chcę, by zmienił swoje życie. Ma na to jedyną szansę. Nie chcę, żeby szukał morderców.
Wiesz, że ci pomogę, jak przyznasz się do czegoś – wtrącił Delreth.
Leteno doskonale wiedział, do kogo te słowa kieruje, pomimo że nie patrzył na niego.
Ja mam się przyznać? – zapytał zdezorientowany Erkiran.
Nie, skarbie, twój brat. Lepiej, żebyś poznał prawdę od niego.
Erki wyprostował się na posłaniu i wpatrzył w starszego brata.
Co takiego zrobiłeś, że Asmand wie, a ja nie? Mam nadzieję, że nikogo nie zabiłeś? – Sama myśl o tym paraliżowała go.
Nie. – Przełknął ślinę. Wstał i zanim ponownie zabrał głos, przemierzył małe pomieszczenie kilka razy. Wiedział, że nie da się dłużej tego ukrywać. Może i Delreth był bardzo spostrzegawczy, ale inni ludzie też tacy mogą być, a wtedy Erki pozna nie od niego prawdę. To będzie gorsze, gdy zobaczy w ludzkich oczach obrzydzenie. Zatrzymał się, a po chwili odezwał. – Wiesz, że jesteś mi drogi i kocham cię.
Też cię kocham. – Co to za dziwne wyznawanie braterskich uczuć? Przecież wiedzieli, co czują.
Kochasz, ale nie tak, jak ja ciebie.
Leto, nie będziemy się chyba przedrzeźniać, mów.
Skarbie, on chce mówić, tylko ty mu przerywasz – szepnął Asmand i kąciki ust podniosły mu się do góry, kiedy chłopak przewrócił oczami, a potem zacisnął usta.
Kocham cię, Erki. – Leteno potarł nasadę nosa. To było trudniejsze niż przypuszczał. – Kocham, ale nie jak brat brata. Tylko jak mąż może kochać męża, żonę, nie wiem. Kocham jak kochanka? Może tak to określę. Jak kogoś, z kim chciałbym się związać, jakbyś nie był moim bratem. I kocham cię tak bardzo, że to boli, bo nie mogę cię mieć i muszę oddać cię innemu. – Położył dłoń na sercu. – Niemniej patrzenie na ciebie i Asmanda nie sprawia mi bólu. Chcę, byś był szczęśliwy, miał partnera, którym ja nigdy nie będę.
Stop. Jak kochanka? To znaczy, że... – głos mu zadrżał, kiedy do jego świadomości zaczęła docierać się prawda.
To znaczy, że żywię do ciebie zakazane uczucia. Pragnę cię i kocham miłością, jaką bracia nie powinni się obdarzać – wytłumaczył Leteno. – Asmand zobaczył, jak na ciebie patrzę i zażądał, bym wyznał ci prawdę. Prawdę, jaką skrywam od lat.
Erki nie wiedział, co miał zrobić, powiedzieć. Wyznanie brata uderzyło w niego z wielką siłą. To nie tego oczekiwał. Prędzej spodziewał się, że jego brat jest umierający niż że usłyszy takie rzeczy. Przecież to nie było dobre, to było...
To jest chore – rzekł Erkiran.
Leteno ukrył twarz w dłoniach i milczał. Słowa brata potwierdziły to, co sam wiedział, ale zabolały o wiele mocniej niż kiedy oskarżał o to samego siebie.
Tak nie powinno być. Mylisz się – mówił Erkiran, podnosząc się z posłania. – Jak możesz mi mówić coś takiego?! – Podniósł głos, nie zwracając już uwagi na Kala. W jego wnętrzu rozpętała się burza. – Co ty sobie wyobrażasz? Jesteśmy braćmi, nie masz prawa czuć tego, co czujesz. Nasza miłość ma być czysto braterska, a nie taka, która łączy się z pożądaniem. Jak ty to sobie wyobrażasz? Co ty sobie myślisz?! – Popchnął brata.
To nie ode mnie zależy. Moje serce tak mówi, jakbym był twoją połową całości.
Moja połowa, mam nadzieję, jest tam. – Wskazał na Delretha, który nie spodziewał się takiej reakcji swojego kochanka. W zawsze współczującego Erkirana coś wstąpiło. Nie poznawał go. – A ty miałeś być moim bratem. Moim kochanym bratem. Natomiast teraz okazuje się, że nie mam brata, tylko kogoś, kogo nie znam.
Nie mów tak, jestem twoim bratem. – Wyciągnął rękę, by go dotknąć, ale Erki odsunął się, jakby miał go sparzyć ogień.
Nie wiem, kim jesteś, bo nie moim bratem. – Odwrócił się do Leteno plecami. Tym gestem jasno powiedział, że nie chce go widzieć i że jeszcze jedno słowo, a nie ręczy za siebie i swoje czyny. Miał ochotę zmasakrować twarz Letena.
Zawsze będę twoim bratem. Dlatego wolałem ukrywać swoje uczucia, bo wiem, że są zakazane. Doskonale wiem, że...
Milcz. Nie odzywaj się do mnie, nie chcę cię słyszeć i widzieć.
Leteno nie wiedział, co zrobić. Chciał tyle mu wyjaśnić. Chciał powiedzieć, że nigdy nie stanie mu na drodze do szczęścia z Delrethem. Chciał powiedzieć, jak bardzo siebie nienawidzi za to, co czuje i że zawsze pragnął, by go zabito. By sam nie cierpiał i nie przysporzył bólu Erkiranowi. Teraz przez Asmanda musiał wyznać swoją tajemnicę i czuł się, jakby go rozdeptało stado pędzących koni.
Nigdy nie chciałem, byś cierpiał – powiedział. Popatrzył jeszcze na Kala, który gapił się na nich szeroko otwartymi oczami, po czym wyszedł, nie wiedząc, co dalej robić.
Asmand przeczesał swoje włosy i podszedł do kochanka.
Nie powinieneś tak go potraktować, on cię kocha.
Nie jak brata. As, mamy w żyłach tę samą krew. Co on sobie wyobraża? Jakby ludzie się dowiedzieli, wtrąciliby go, nas do lochu za zakazane uczucia. Poza tym, cały czas mnie okłamywał, mówiąc, jakim cudownym jestem bratem, a w głowie miał obrazy, jak mnie pieprzy!
Przesadzasz.
Ja? To on przesadził!
Nie może sterować swoim sercem.
Bracia nie zakochują się w braciach! Nawet natura to wie, a on nie! Nie mam już brata! Może umrzeć!
Nie mów tak! – Usłyszane słowa wyprowadziły go z równowagi. – Wypluj to, co powiedziałeś, bo nawet nie wiesz, co to znaczy stracić ukochanego brata. Nie wiesz, jak to jest patrzeć, jak go gwałcą, torturują i nie możesz nic zrobić, bo czujesz się bezsilny, bo nie możesz mu pomóc, gdyż sam jesteś dzieckiem!
Wtedy oczy chłopaka przeniosły się na niego.
O czym ty mówisz? Letena nikt nie gwałci, nikt... – urwał, gdy w pełni dotarły do niego słowa. – Mówiłeś o sobie. – Wpatrzył się ze zgrozą w Asmanda.

*~~*~~*

Odrzucenie bolało, lecz spodziewał się tego. Przecież to, co czuł, nie mogło się spełnić. Mógł tylko siebie oskarżać za dopuszczenie do głosu zakazanych uczuć. Sam nie wiedział, kiedy pokochał Erkirana tą inną miłością. Niemal od zawsze to w nim siedziało. Już kiedy byli dziećmi, on zwracał szczególną uwagę na szczegóły, o których brat nie powinien myśleć. W sumie wtedy nie wiedział, co to oznaczało, a gdy zaczął dorastać, zdał sobie sprawę z prawdy. Jakże siebie za to nienawidził. Powinien był się nigdy nie urodzić niż sprawić, by jego usta pragnęły połączyć się z ustami brata bynajmniej nie w niewinnym pocałunku. I ta potrzeba narastała. Musiał ją zwalczyć. Przed sobą nie mają przyszłości. Nie takiej, jakby chciał, a teraz pewnie żadnej. Erkiran będzie związany z Delrethem. Ten mężczyzna ochroni jego brata. Widział dziś gamę uczuć w jego oczach, a te nigdy nie kłamią. Nie było tak, że nie czuł nutki zazdrości. Czuł, ale odepchnął ją, na jej miejsce przywołując nadzieję, że związek Asmanda i Erkirana się uda. On nie jest im potrzebny. Jak tylko zrobi to, co ma zrobić, wyjedzie na zawsze. Był już na tropie morderców rodziców. Jak komuś się zapłaci, to usta się rozwiązują i nagle wraca pamięć. Tamtego dnia, rok temu, nikt nie zapomniał i wielu zna szczegóły wyglądu człowieka, który zawitał w te strony. Miał przy sobie nóż, którym zabił jego ojca i macochę. Potrzebował dotrzeć do człowieka, którego tamten wynajął. Z tego, co wiedział, chcieli zgwałcić macochę, a ojciec stanął w jej obronie, ale nie wierzył w to. Nikt nie pojawia się w miejscu, do którego sam pan podziemi nie zagląda i nie szuka ludzi do wykonania roboty, aby zgwałcili kobietę. Nie powiedział o tym Erkiranowi, gdyż nie był niczego pewny i nie chciał go straszyć. Erki jest taki niewinny i słodki. Czasem się złościł na niego za to, że ten przystał do bandy złodziei, ale nie zdawał sobie sprawy, że to było potrzebne. Nauczył się kraść, a okradał bogatych, aby mieli co jeść. Poza tym, ta grupa chłopaków była w stanie dostać się niepostrzeżenie wszędzie i tego go nauczyli. Wiedział, jak poruszać się cicho jak kot, jak widzieć to, czego inni nie widzą. I jak stać się niewidzialnym. Ukraść komuś sakiewkę i jeszcze się ukłonić, udając niewinnego, a potem zniknąć. Kiedy bogacz orientował się, że zabrakło mu trochę leitów, nie mógł już nic zrobić, albowiem nie pamiętał, czy miał je przy sobie, czy zgubił. Owszem, najczęściej okradał ludzi po cichu, oddając towar drugiemu, a samemu będąc niewinnym i grzecznym mieszkańcem Antiri. Wielkiej i wspaniałej stolicy Krainy Lorin.
Przystanął przed znaną mu tawerną. Spędził w niej wiele czasu, a także tutaj szukał Kala, kiedy chłopiec został porwany. Był z nim wtedy Erkiran i brat nie był zachwycony tym miejscem. Myśl o dziewiętnastoletnim bracie ponownie sprowadziła w jego serce pustkę i żal. Wszedł do karczmy i od razu uderzyły w niego znane mu zapachy oraz hałas tego miejsca.

*~~*~~*

Opadł bez sił na posłanie, starając się uspokoić oddech.
Brak mi sił – wystękał Terrik. Obok niego położył się jego kochanek, podpierając się na łokciu i uśmiechając szeroko. – Ale dumny jesteś, co?
Jestem. – Jeszcze szerszy uśmiech ozdobił twarz Galdora. – Sam się dopraszałeś. „Chcę tego, Yav, nie mogę się doczekać, aż mnie sobą wypełnisz. Szybciej, nie jestem z porcelany. Bierz mnie”.
Ej, tego ostatniego nie powiedziałem – oburzył się.
Twoje oczy tak mówiły. – Pochylił się, muskając wargami policzek narzeczonego i od razu powrócił do swojej pozycji. Nagle spoważniał. – Dziś nie chciałeś iść ze mną do króla w naszej sprawie, ale jutro nie pozwolę ci uciec. Chcę oficjalnie być twoim narzeczonym i otrzymać zgodę na ślub.
Terrik usiadł i odgarnął swoje długie włosy na plecy. Odetchnął głęboko. Takie zachowanie nie spodobało się Yavetilowi. Innym razem mężczyzna nie mógłby doczekać się kolejnego dnia, a teraz nieoczekiwanie oddalił się, pomimo że był obecny ciałem. Usiadł za Melisim, biorąc go między swoje nogi i obejmując tak, że mężczyzna mógł się oprzeć na jego piersi.
Co się dzieje?
Nic.
Terrik, nie kłam. Znam cię. – Złożył pocałunek na jego szyi. – Cokolwiek to jest, powiedz mi. Razem zaradzimy problemom.
Dlaczego tak się spieszysz do oficjalnych zaręczyn? – Jak miał mu to powiedzieć? Yav uzna go za kogoś, kto nie jest nic wart.
Kocham cię i chcę ogłosić wszystkim, że bierzemy ślub. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wolisz trzymać to w tajemnicy przed królem. W pewnym sensie jesteś jego wychowankiem i on musi zaaprobować nasz związek oficjalną drogą. Takie mamy prawo.
Yav, ja nie wiem... Ty i ja... Nie wiem, czy nie powinniśmy wyjechać i zamieszkać gdzieś daleko. – Poczuł, jak narzeczony odsuwa się od niego. Obejrzał się za siebie. Galdor wstał i zaczął szukać swoich ubrań. – Co ty robisz?
Nie rozumiem cię. Przed moim wyjazdem z księciem i Delrethem powiedziałem ci, że chcę oficjalnych zaręczyn i jak wrócę, to pójdziemy do króla.
Ale on i tak wie.
Wie jako osoba niepubliczna. Ja chcę czegoś innego. Chcę pokazać wszystkim, że jestem szczęśliwy. – Założył spodnie. – Pragnę, byś miał wszystko, co najlepsze. To, co ci się należy, a ty coś kręcisz z ucieczką. To tak, jakbyśmy robili coś złego. Nie rozumiem cię. – Denerwował się coraz bardziej. Zebrał włosy w ogon na czubku głowy i związał je rzemykiem.
Bo ty tego chcesz. Może ja nie chcę, tylko trudno mi było o tym mówić? – Pociągnął na siebie kołdrę. Jakoś źle się poczuł, siedząc przed nim nagi.
Nie chcesz? To może nie chcesz mnie w ogóle? Ślubu nie chcesz? Chcesz się schować? Dlaczego? Czego się boisz... a może wstydzisz. Nie chcesz pokazać się przez królem, arystokratami, bo ty jesteś hrabią. Kimś wysoko urodzonym, a ja tylko zwykłym żołnierzem i pewnie nie pasuję na męża arystokraty!
Terrik wyprostował się i zasyczał:
Sądzisz, że patrzę na to? Byłbym z tobą przez tyle lat?
Wiesz, zabawić się można nawet z kucharzem.
Nie zabawiałem się z tobą!
A ślubu nie chcesz! Bo o to chodzi najbardziej. Nie chcesz ślubu! Spełni się twoje życzenie. – Zdjął z palca pierścień i położył go na szafce. – Nie szukaj mnie.
Yav, co ty... – patrzył na pierścień, w którym odbijało się światło świecy. Usłyszał trzaśnięcie ciężkich drzwi. Z trudem docierało do niego, co się właśnie stało. Yavetil go źle zrozumiał. On chciał ślubu. Tylko nie chciał tak oficjalnej drogi, nie było mu to potrzebne i miał do tego powód. Być może nijaki, ale dla niego to było ważne. Chciał być akceptowany przez Galdora, a gdyby kochanek dowiedział się o nim kilku spraw, mógłby zmienić o nim zdanie. Drogą nieoficjalną tamta sprawa z przeszłości nie wyszłaby na jaw. Tylko czy to teraz ważne? I tak Yav go właśnie zostawił.
Sięgnął po zostawiony przedmiot i zacisnął na nim pięść. Czuł się opuszczony i samotny po raz pierwszy od długiego czasu. Wtulił nos w poduszkę pachnącą jeszcze ich splecionymi ciałami i zacisnął powieki. Zawsze dumny i pewny siebie Terrik Melisi miał ochotę rzewnie płakać, ale powstrzymywał się przed tym. Jutro porozmawia z Galdorem szczerze, narażając się na ujrzenie w jego oczach tego, jak bardzo się nim brzydzi.

*~~*~~*

Para unosiła się z metalowego kubka, w którym znajdowała się ziołowa herbata, przypominając Asmandowi czasy dzieciństwa. Jeszcze te szczęśliwe. Mama zawsze podawała mu gorące płyny, gdy za oknem panował mróz. Zawsze wtedy siadywał przy stole z Asalmem i przyglądał się białemu obłoczkowi, który płynął ku górze i znikał, rozpływając się w powietrzu. Przez wiele lat starał się nie przywoływać tych i podobnych wspomnień. Zamknął je szczelnie, ale Erki musiał znaleźć do nich klucz, roztapiając lodową szkatułkę na sercu. Nie miał co się przed tym bronić. Czas pokazał mu, że nie jest w stanie odjechać i zapomnieć o chłopaku. Tęsknota by go rozdarła na strzępy. Wpadł w pułapkę i nie chciał z niej uciekać.
Kal ponownie zasnął. – Do kuchni wszedł Erkiran. – Wytłumaczyłem mu, że nic złego się nie dzieje i tylko pokłóciłem się z Leteno. – Usiadł przy swojej herbacie i wpatrzył się pytająco w Asmanda, biorąc naczynie w dłonie i ogrzewając je nim.
Wiedział, czego Erki chce. Kazał mu tu czekać, poczęstował piciem, lecz zaczęcie opowieści, która do dziś wpływała na niego negatywnie, nie było łatwe. Zerknął na okno, ale nic nie było za nim widać, poza ciemnością. W sumie było już chyba późno, a za jedną pełnię skończy się lato.
Co mam ci powiedzieć? Nie wiem, co chcesz wiedzieć.
Wszystko.
Może najpierw ty mi powiesz, czy nie niepokoi cię fakt, że już późno, a Leteno nie wraca.
Nie raz znikał na całe noce. Jedna więcej nie robi różnicy. Tym bardziej teraz – odpowiedział chłodno Ladrima. – Nie zmieniaj tematu. Dlaczego ty wiesz, co to znaczy stracić ukochanego brata?
Straciłem go. Mój brat nigdy nie dowiedział się, co to znaczy być dorosłym, zakochać się. Urodziliśmy się w domu pełnym śmiechu i miłości. Nasi rodzice wychowywali nas w szacunku do innych ludzi. Pokazywali, co dobre, a co złe. Niestety, to, co dobre, szybko minęło. – Napił się, biorąc wolno łyk herbaty, żeby ułożyć sobie w głowie to, co ma powiedzieć. Nie będzie to łatwe, ale przyszła pora na zrzucenie z siebie balastu. Dopiero, kiedy odstawił kubek na stolik, potrafił zatopić swe spojrzenie w oczach Erkirana czekającego cierpliwie na podjęcie opowieści. Asmand pozwolił chłopakowi zajrzeć do swojej duszy. – Pewnego dnia mama ogłosiła, że spodziewa się dziecka. Tata szalał z radości i my również. Asalm i ja chcieliśmy mieć siostrzyczkę. Nawet nadaliśmy jej imię, Arajna. W Losland oznacza to najwspanialsza, wybrana. Następne miesiące były wspaniałe. Tata opiekował się mamą, a my z Asalmem robiliśmy zakupy i pomagaliśmy w domu. W sumie mieliśmy już trzynaście i dwanaście wiosen, zbliżaliśmy się do wieku męskiego.
Ty byłeś starszy? – zapytał Erkiran.
Tak. I uważałem, że moim obowiązkiem jest opiekowanie się Asalmem. On się buntował, ale czasem to perfidnie wykorzystywał, udając, że coś jest ciężkie i ja dźwigałem zakupy, a on beztrosko szedł obok mnie, pogwizdując.
Miał takie włosy jak ty? – Od początku uważał, że włosy Asa były wyjątkowe.
Nie. Jego były białe jak śnieg. Odziedziczył je po matce. Życie toczyło się jak co dzień do dnia, gdy mama zaczęła rodzić. – Tu Delreth zamilkł na długi czas. Dopiero chrząknięcie chłopaka sprawiło, że powrócił do opowieści. – Mama i siostra nie przeżyły. – W oczach Erkirana pojawiły się łzy, ale szybko je odgonił. – Od tego momentu nasze życie zmieniło swój bieg. Tata zaczął pić mocne trunki, zapominał o nas, o domu. Musieliśmy z bratem opiekować się ojcem. Niestety, było coraz gorzej. Ojciec nie potrafił zapomnieć o mamie. To trwało całą zimę, aż pewnego dnia znalazłem go powieszonego na strychu.
Przykro mi. Nie musisz więcej mówić, jeśli... – Nie tego się spodziewał. Nie tak okrutnego życia, jakie w pewnym momencie As zaczął mieć. Zrobiło mu się bardzo przykro.
Erki, muszę. To dopiero początek czegoś, co zrodziło mnie jako zabójcę. – Odsunął się trochę od stołu i poklepał po kolanach. – Usiądź tutaj. Będzie mi łatwiej, gdy poczuję twoje ciało przy sobie.
Zaskoczony chłopak migiem znalazł się na kolanach mężczyzny i został objęty ramionami w pasie. Cieszyło go to, że Asmand tu z nim był.
Nie mieliśmy krewnych, więc trafiliśmy do sierocińca – kontynuował mężczyzna, przytulając mniejsze ciało do siebie. – Tam było piekło. Wiem, że są dobre takie miejsca, gdzie dzieciom nie dzieje się krzywda, lecz to było... Mogę śmiało nazwać to miejsce budynkiem tortur. To, co tam robiono, ukrywano przed światem zewnętrznym. Ci wychowankowie, którzy wychodzili, nigdy nie mogli powiedzieć, co się tam dzieje. Inaczej mówiono, że ktoś ich znajdzie i zabije. Zarządca domu był srogim, zawsze wściekłym człow... nie, potworem. Tylko tak mogę go określić. Nie zasługiwał na miano człowieka. Pracownicy też. Zawsze karali podopiecznych. Nawet, kiedy nic nie zrobili. Mnie i Aslama też. Pod budynkiem była piwnica. Tam kilkoro z pracowników robiło, co chciało, mówiąc, że nas tresują, byśmy byli dobrzy. Zamykali nas tam w małych klatkach i zostawiali samych często na wiele dni. Szef zakładu lubił nas i inne dzieci bić oraz gwałcić.
Gwałcił? – Nagle coś do niego dotarło. – Czy to znaczy, że byłeś...
Tak, byłem. Wiele razy, Aslam też. Tylko ja to wytrzymywałem, on nie. Łamał się z każdym ciosem lub tym okrutnym czynem. Mówiłem mu, że damy radę i któregoś dnia uciekniemy. Byliśmy tam miesiąc. Planowaliśmy ucieczkę. Wyobrażaliśmy sobie, że ucinamy kraty i znikamy w cieniu nocy. – Przełknął gulę w gardle. – Pewnego dnia Asalm został wzięty na dół beze mnie. Nie chciał zjeść śmierdzącej spalenizną owsianki i już nie wrócił.
Nie chcesz chyba powiedzieć, że to wtedy on... – Nie potrafił dokończyć swej myśli. Położył dłoń na policzku mężczyzny, a ten pocałował jej wnętrze.
Powiedziano mi, że Asalm umarł. Nie uwierzyłem, bo nie jedno dziecko tam szło, zarówno chłopiec czy dziewczynka, a potem wynoszono ciało. Czułem, że go zabito. Zrobili mu coś i on odszedł do rodziców. Zostałem sam. I wtedy zacząłem się zmieniać. Zero współczucia, litości. Znosiłem kary i planowałem ucieczkę. Dwanaście pełni minęło, zanim udało mi się uciec z tego miejsca. Nie byłem już tym samym chłopcem, który pierwszy raz przekroczył próg sierocińca. Tułałem się po mieście bardzo długo, dopóki nie odkryłem, że mnie szukają. Wtedy zakradłem się na wóz przewożący słomę i tak opuściłem Quentar. Po bardzo długim czasie woźnica zatrzymał się, by odpocząć i znalazł mnie. Bałem się go, pomimo że to był starszy człowiek, ale on dał mi jeść i pić. Powiedział, że jedzie do Dalkalen i chętnie on i jego żona dadzą mi gościnę. Zgodziłem się. Chciałem mieć czas i miejsce na zaplanowanie swej zemsty. Tak, kochanie, zemsty – dodał, kiedy oczy Erkiego otworzyły się szeroko. – Zamieszkałem u tych ludzi. Byli dobrzy, ale mnie najbardziej zainteresował ich sąsiad. Widziałem, jak ćwiczy, jak się porusza. I nie, kochanie, nie było to nic romantycznego. Wierz mi, w tamtych czasach spółkowanie nie było moim priorytetem. Poszedłem do tego mężczyzny i poprosiłem, by nauczył mnie walki. Nie chciał, ale opowiedziałem mu moją historię. Wtedy wyrzucił mnie za drzwi, ale zanim odszedłem, powiedział, że mam wrócić następnego dnia, jak jeszcze na wschodzie słońce ledwie pokaże swe promienie. Wróciłem i zaczęła się nauka.
Kim ten człowiek był?
Stał się moim mistrzem, a był człowiekiem takim, jakim ja jeszcze niedawno byłem.
Zabijał?
Tak, robił to dla króla. Ojca obecnego władcy. Pozbywał się niewygodnych osób. To on nauczył mnie, co i jak mam robić, by zatrzeć ślady i nie pozostawić nic ze swojej obecności w danym miejscu. Mijały miesiące, a moja determinacja, by wykonać swój plan, rosła. Mężniałem. Stawałem się mężczyzną. I nadszedł dzień, gdy mogłem dokonać swojej zemsty.
Rozumiem, że chodziło o zabicie tego potwora z sierocińca.
O to też, ale również o pokazanie władzom prawdy o tym miejscu. Zdobyłem dowody, wszystko. Znalazłem świadków. Zawsze skrywałem swoją twarz i tożsamość przed innymi. I tak, zabiłem zarządcę tamtego miejsca. Nie będę mówić ci jak, ale cierpiał. Tak, jak nie cierpieli inni, co stracili życie spod mojej ręki. On jedyny wiedział, dlaczego umiera i kto jest jego katem. – Teraz w oczach Asmanda widać było zimno, jakby powrócił myślami do tamtych chwil. – Błagał mnie o ocalenie życia. Obiecywał, że się zmieni. Nie wierzyłem w żadne jego słowo. Umarł. Ale ja nie poczułem ulgi. Moje serce nadal nie biło. Nie było w nim ciepła z przeszłości. Przez chwilę przestraszyłem się tego, ale potem uznałem, że to sprawia, iż nie cierpię. Później król dowiedział się o czynach, jakie działy się w sierocińcu. Dziś budynek stoi pusty i rozwala się.
To dobrze, nikt już nie cierpi. A co robiłeś później?
Później wróciłem do tych staruszków i mieszkałem z nimi. U sąsiada brałem nauki. Dalej znów płynął czas. Aż nadeszła choroba. Jedna z tych, co zabiera ze sobą wielu ludzi. Moi staruszkowie zmarli, jedno po drugim. Znów zostałem sam, ale tym razem wiedziałem, co robić. Szary Wilk wiedział. Wiesz, kim potem byłem.
I wszystko przez to, że trafiłeś na okrutny los.
Chyba ten dobry znów mnie odnalazł. – Pocałował go lekko w usta.
Odnalazł w mojej postaci. Przykro mi, że musiałeś tak wiele przejść. Teraz już wiem, czemu pomogłeś odnaleźć Kala. Kocham cię – wyznał chłopak, rumieniąc się.
Pewnie myślisz, że nie odpowiem na twoje słowa. Do końca nie wiem, co znaczy naprawdę kochać partnera, ale jeżeli to, co czuję, będąc z tobą lub daleko od ciebie, to miłość, to tak, kocham cię, Erki.
Erkiran roześmiał się radośnie i wtulił w mężczyznę.
Dziękuję ci za zaufanie i opowiedzenie historii o sobie. Pewnie wiele szczegółów pominąłeś, ale mając zarys tego, co się działo, lepiej, że tak zrobiłeś.
Nie chciałem, byś śnił koszmary. Słuchaj, Erki, byłem złym człowiekiem i nadal nim jestem...
Przestań – przerwał mu. – Nie możesz tak mówić. Owszem, nie popieram tego, co robiłeś. Nie wolno zabijać. Popełniałeś morderstwa i nieważne, że robiłeś to złym ludziom. Zabijałeś. Lecz moje serce wie, że nigdy nie byłeś naprawdę zły. Zamknąłeś serce przed światem, ale nie do końca, skoro byłem w stanie je rozpalić i sprawić, że znów bije. I wszystko przez tę jedną noc?
Nie tylko wtedy. Chyba już przy pierwszym spotkaniu coś się ze mną zaczęło dziać. Pamiętasz, wyszedłeś do mnie z ręcznikiem na głowie.
Kąpałem się, a potem gapiłeś się na moje zaróżowione włosy.
Trochę pyskowałeś.
Nie przypominam sobie tego. Cieszę się, że tu jesteś. – Erki zmienił temat.
Musiałem cię zobaczyć i powiedzieć, że tylko wasza zgoda dzieli was od wyniesienia się z tego miejsca. Ty, Leto i Kal najdalej za dwa wschody słońca możecie przenieść się do domu, który nam kupię.
Co? – Zszedł z jego kolan. – Kupisz?
Dla nas wszystkich. Zamieszkasz ze mną. O ile chcesz? – Dołączył do niego i objął go w pasie. Widział, że Erkiran jest w szoku.
Marzyłem o tym, żebyśmy opuścili tę dzielnicę. Tu jest coraz gorzej. Nie wiem, czemu król nie zrobi nic z tym miejscem.
Może król nie wie, co tu się dzieje. To co, zamieszkacie ze mną?
Bez Leteno, nie chcę go widzieć – warknął chłopak. – Na czas twojej opowieści zapomniałem o jego złych uczuciach i...
Wypowiedź przerwało mu głośne uderzanie pięści w drzwi. Erki zmarszczył brwi, uwolnił się z ramion kochanka i poszedł sprawdzić, kto się dobija. Otworzył drzwi.
Kim pan jest?
Nie pamiętasz mnie? Jestem Magila. Szukałeś braciszka, kiedy zaginął. Rozmawialiście ze mną.
Tak, tak, przypominam sobie, ale co pan tu robi? – Podrapał się po nosie.
Chyba zabili twojego brata, Leteno.