29 października 2013

Rozdział 30

Dziękuję za komentarze. ^^

Rozdział niesprawdzany.


Podszedł do stojącego przy oknie Aranela, odgarnął mu włosy na bok i pochylił się, żeby pocałować męża w szyję, a dłonie ułożył na jego brzuchu.
– Czekałeś.
– Wsłuchiwałem się w odgłosy jesieni. Nie mogę uwierzyć, że lato już minęło.
– Niedługo nadejdą chłodne dni. – Zaczął pieścić ustami szyję Aranela, a ten odchylił na bok głowę dając pełen dostęp do siebie.
– Lubię jak mi to robisz – mruknął Aranel.
– Lubię ci to robić i nie tylko to. – Obsunął rękę w dół na krocze mężczyzny, a ten westchnął wypychając biodra do przodu do tego wspaniałego dotyku, oparł tył głowy o jego ramię rękoma sięgając w tył, by chwycić biodra Rivena i przyciągnąć je do siebie. Od czasu ich udanego pierwszego razu wiele się zmieniło. Aranel nadal był bardzo nieśmiały, rumienił się za każdym razem, kiedy się kochali, a po wszystkim ze wstydu wtulał twarz w pierś Rivena. Lecz w trakcie był gorący i nienasycony. Zdarzało się, że nieraz nie potrafił powiedzieć czego chce, ale Riven wyczuwał jego pragnienia i starał się zawsze je zaspokoić. Saeros stał się kochankiem, dla którego potrzeby partnera były ważniejsze od tych, które sam odczuwał. Nie chciał już być z kobietą ani żadnym mężczyzną, nawet nie byłby z innym. Chciał tylko Aranela i tylko jego pragnął.
– Rii... – Stęknął Aranel, kiedy Riven uniósł jego koszulę nocną, gdyż Aranel przebrał się już do snu i zdjął ją całkiem, a chłód powietrza dobiegający z komnaty i zza uchylonej okiennicy smagał nagie ciało młodego księcia.
– Masz idealne ciało. – Nadal stał za nim, przytulony do pleców Aranela błądząc rękoma po gładkiej skórze. Za każdym razem zmieniał natężenie dotyku. Raz muskał skórę opuszkami palców, a kolejny raz robiły to całe palce, całe dłonie włącznie z ich zewnętrzną częścią. Teraz sunął w górę piersi Aranela kostkami palców, a mąż wyginał się do tego dotyku stając się głodny wszystkiego co może zostać mu dane. – Dotykanie go sprawia mi przyjemność tak samo jak patrzenie na nie. Mógłbym nigdy nie odrywać od ciebie rąk, ust, języka. – Chwycił między zęby płatek ucha i pociągnął lekko. – A czucie cię pod sobą jest doznaniem, którego trudno sobie odmówić.
Aranel zarumienił się jak dojrzała wiśnia. Riven czasem mówił takie rzeczy, że nie wiedział jak się zachować. Krępowały go, ale i szaleńczo podniecały. Nie raz samymi słowami mąż doprowadzał go do ekstazy i Aranel był pewny, że Riven doskonale wiedział, że tak jest.
– Kiedy wijesz się pode mną, zaciskasz na mnie, krzyczysz i drapiesz po plecach, mam ochotę robić ci dobrze już zawsze.
– Riven, proszę. Nie mów...
– Szzzz. Wiem, że lubisz jak mówię takie rzeczy, a moje usta same je wypowiadają. Nikt tego nie słyszy. Jesteś tylko ze mną. – Naparł na jego pośladki dając do zrozumienia Aranelowi jak bardzo jest podniecony. – Czujesz? Sama twoja obecność tak na mnie działa.
– Rii... – Odwrócił się w jego ramionach i odnalazł guziki kamizelki jaką mąż miał na sobie. Drżącymi rękoma zaczął rozpinać drewniane kółeczka. Nie mógł zobaczyć, na nich wyrytych wzorów, ale wyczuwał je pod palcami, a potem już czuł tylko nagą skórę Rivena, kiedy ubranie z pomocą ich obu upadło w dół. Spodnie dołączyły niedługo później. Od razu usta zostały nakryte przez pożądliwe wargi Rivena całując go zdecydowanie z pasją i uczuciem. Poddał się tym ustom i mężczyźnie, który należał do niego. Silne ręce objęły go przysuwając do siebie tak blisko, że sączące się światło świec w lichtarzu nie przeniknęło pomiędzy ich ciałami. Ufał Rivenowi i oddawał mu się z przyjemnością.
Słodkie usta Aranaela stawały się jego obsesją. Oderwanie się od smakowania i zatracania w nich przychodziło z trudem. Dlatego zanim to zrobił popieścił wargami jego, wsuwając po raz kolejny między nie język i spotykając się we wspólnym tańcu z drugim organem. Języki lizały się i oplatały wokół siebie jak dwaj znajomi towarzysze, którzy wiedzą czego potrzeba drugiemu. Tak samo jak wiedział Riven czego potrzeba jego kochankowi. Wycofał swój język z ust Aranela polizał wargi, które pocałował, chwilowo się z nimi żegnając.
– Kocham cię – powiedział Saeros. – Kocham.
– Ja ciebie też kocham, Rii – odpowiedział szczęśliwy i podniecony Adantin, i zaraz został uniesiony w górę. Oplótł ręce wokół szyi męża rumieniąc się z każdą chwilą mocniej. Jego członek był już twardy i czuł, że Riven patrzył na niego, kiedy musiał się pochylić, by wziąć go na ręce. Znalazł się w otoczeniu pachnącej pościeli, a ciężar jaki się na nim pojawił wycisnął jęk z ust Aranela. Wstydził się sam przed sobą przyznać, że kocha chwile, kiedy Riven leżał na nim przyciskając go do pościeli. Zdecydowanie męża upewniało Aranela, że nie musi się niczym martwić, niepokoić i może zatracić się w rozkoszy.
– Bycie z tobą i kochanie się to jedna z najpiękniejszych chwil, jakie mnie w życiu spotykały. – Wsunął jedną nogę pomiędzy nogi Aranela i kąsał jego szyję, a partner wyginał się zachłannie do dotyku. Ocierali się o siebie nawzajem. Skóra przy skórze tak gorąca, wręcz z każdym dotykiem parząca coraz bardziej, kiedy dwa ciała tarły o siebie wzajemnie dawała wrażenie, że spłoną zanim Riven wsunie się w ciasne wejście męża. – Jesteś taki twardy. Czuję cię – szeptał Aranelowi liżąc ucho męża. – Chcę cię pieścić i kochać się z tobą do rana. Chcę nasycić nas obu.
– Nie wiem czy kiedyś będę do końca nasycony. Ciągle cię chcę – wypowiedział Aranel. Magia chwili i pożądanie zawracały mu w głowie. Błądził dłońmi po ramionach i plecach męża. Już chciał rozłożyć przed nim nogi i wpuścić jego biodra męża między nie. Oddychał coraz szybciej z powodu ogarniającej go fali uniesienia.
– Masz mnie, kiedy tylko i jak zechcesz. – Obsypał pocałunkami twarz Aranela podpierając się na łokciu jednej ręki, drugą gładził bok i pierś kochanka. Chciał mu dać wszystko, nie tylko to co dotyczyło intymnych relacji, ale codziennego życia. Tak bardzo go kochał. Obsunął się dół znacząc szlak ustami po tym wspaniałym ciele. Zatrzymał się przy wrażliwym brzuchu partnera kąsając skórę i liżąc ją. Nauczył się już rozpoznawać co Aranel lubi i nieraz codzienna delikatność męża w łożu czasami ustępowała miejsca ochocie na silniejsze doznania.
– Och, Riven. – Zatopił palce w jego włosach rozsuwając jedną nogę w bok, druga nadal była przyciśnięta ciałem partnera. Riven całował mu rozchylone udo sunąc ustami do nabrzmiałych jąder. – O tak.
Polizał jądra kochanka wtulając w nie twarz. Wiele tygodni temu zabiłby, gdyby ktoś powiedział mu, że będzie to robił nie brzydząc się, a wręcz lubując i napawając się tym. Zapach męża oszałamiał go, a smak strącał wszelkie myśli na dno umysłu sprowadzając tylko te okraszone pożądaniem i zmysłowością. Podążył ustami ku trzonowi penisa, ku mokrej główce, z której zlizał sączący się przeźroczysty płyn. Wsuną ją między wargi, którymi osłonił zęby i dociskając język do spodu główki, którym poruszał sprawił, że Aranel uniósł biodra w górę chcąc by go wziąć głębiej, aby mu dać więcej tego wspaniałego odczucia.
– Proszę, proszę. – Aranel rzucał głową po pościeli chcąc zatopić się w tym ciepłym i mokrym wnętrzu ust. Odrzucił głowę do tyłu z głośnym krzykiem, kiedy dostał to o co prosił. – Jak dobrze. – Zadygotał z rozsadzającej go ekstazy.
Riven uśmiechnął się biorąc go głęboko, aż do gardła. Poruszył głową w górę i w dół próbując odsunąć obrazy co on by czuł, gdyby to, co teraz ssał znalazło się w nim, ale w innej części ciała. Na samą myśl stwardniał bardziej, o ile to jeszcze było możliwe. Niemniej jednak teraz chciał się skupić na czymś innym. Czymś do czego psychicznie musiał się również przygotować. Wypuścił członek z ust i gdy miał coś powiedzieć Aranel pierwszy zabrał głos, chociaż nie przyszło mu to łatwo.
– Chcę spróbować – wystękał.
– Czego, kochany? – Zawisł nad ciałem męża i patrzył na niego, a gdyby Aranel mógł widzieć zobaczyłby poza pożądaniem, też wielką miłość.
– Spróbować ciebie.
– Chciałbyś, naprawdę? – W głosie Rivena była radość. Nie chciał na niego naciskać. Aranel do tej pory dotykał go tylko ręką. – Chciałbyś wziąć mnie w swoje usta? – Nie potrafił oderwać wzroku od ust męża. Cmoknął je lekko.
– Tak. – Wyciągnął rękę i nacisnął go, by się położył, co też Riven uczynił, a Aranel znalazł się na nim. Ostrożnie dotykając go, jakby za każdym razem poznawał go na nowo. Zasypał pierś Rivena pocałunkami, dłonią badając kierunek, w którym chciał podążyć.
Riven nie poganiał go, delektował się pieszczotami patrząc na niego spod wpółprzymkniętych powiek. Nie mógł się doczekać tych ust w tak wrażliwym miejscu jak jego męskość. Przyzwyczaił się, że to on zazwyczaj pieścił czy to dawne kochanki, czy męża i teraz nie potrafił leżeć spokojnie. Jego ręce pragnęły schwytać Aranela i dać jemu rozkosz, ale też chciał tego co robił w tej chwili młodzieniec, dlatego podparł się na łokciach i tylko patrzył.
Aranel odnalazł jego ciężkiego penisa i objął trzon palcami stawiając go do góry. Wybadał dłonią jego długość i kształt. Serce mu biło szybko i miał nadzieję, że zadowoli męża. Wysunął język i dotknął delikatnej skóry. Była inna niż ta na całym ciele, o wiele cieńsza i gładka jak aksamit, co język najczulej wyczuł.
Teraz Riven poczuł na swoim penisie pierwsze pocałunki Aranela, składane nieśmiało samymi wargami, do których ponownie dołączył język. Naprężył mięśnie brzucha, kiedy przyjemność takiego dotyku rozprzestrzeniała się w nim. Jego penis prężył się i pulsował przy twarzy męża, pragnąc znaleźć ukojenie w słodkich ustach. I chociaż Riven bardzo potrzebował wbić się w nie, nie robił tego, nie przyśpieszał niczego. Czekał z cierpliwością, jakiej nauczył się przy ukochanym mężczyźnie. Aranel bawił się nim, poznawał go, uczył się. Nie było sensu popędzanie go, kiedy ta zadawana tortura również była miłą dla ciała.
Z radością odkrył, że podobało mu się to. Z każdym ruchem języka po twardym trzonie posuwał się dalej w większą śmiałością. Całował i pieścił również dłonią spragnionego penisa partnera, aż zdecydował wziąć go w usta. Mając nadzieję, że sprawi taką samą przyjemność Rivenowi jaką on robił jemu. Położył się pomiędzy nogami męża, ułożył dłoń tuż pod główką i objął ją ustami.
– Dobrze, kochanie. – Usłyszał podniecony głos męża. Zachęcony posunął się dalej obsuwając dłoń w dół i podążając ustami za nią. Dziwnym wrażeniem było mieć w ustach coś tak twardego i żywego. Czuł jak członek drgnął. Chciał posunąć się dalej, ale nie mógł, gdyż, kiedy przesuwający się po podniebieniu członek dotarł za daleko zaczął się krztusić i wypuścił go.
– Spokojnie. Nie tak głęboko. Tego trzeba się nauczyć. – Sam był z siebie dumny, że potrafił połknąć penisa Aranela. Sądził, że partner zrezygnuje z pieszczot, ale ponownie wziął go w usta tym razem nie wpuszczając go głęboko. – Dociśnij do niego język – poprosił Riven, kiedy czuł, jego podniebienie. Mężczyzna to uczynił, a Riven opadł całkiem na pościel z cichym jękiem. – O tak jest dobrze.
Zyskując pewność co sprawia mężowi przyjemność i postępując według jego wskazówek pieścił go jeszcze przez jakiś czas. Zmieniając tylko nacisk języka i poruszając głową w górę i w dół. Przy okazji ssąc go. Coraz bardziej mu się to podobało.
Czuł, że jeszcze chwila i będzie szczytował. Bardzo tego chciał, ale miał jeszcze tyle planów co do tej nocy. Chciał być w nim i dawać Aranelowi rozkosz.
– Aranelu, ja zaraz... Och. – Uniósł się i chciał odsunąć głowę partnera od siebie, ten jednak pokręcił nią, że nie chce się stamtąd ruszać, a gdy zamruczał przy tym nisko, Riven odczuł wibracje, które spowodowały, że już nie było odwrotu od pędzącego orgazmu. Przekroczenie pewnej granicy uniemożliwiało powstrzymanie się i wycofanie. Opadł na poduszki. – Ja... będę... Mmmnnnn – Uniósł biodra zatracając się w tym co odczuwał i wytrysnął w usta Aranela, który zaskoczony siłą tryskającego nasienia zakrztusił się, ale nie wypuścił go doprowadzając do końca i połykając słono–gorzkie nasienie.
– Aranel – wystękał porażony siłą orgazmu. Ledwie się uniósł i teraz już Aranel dał się pociągnąć w górę kładąc się na nim i pozwalając pocałować. Smakował swój smak w jego ustach, rękoma obejmując plecy męża, którego penis spoczął na brzuchu Rivena i zostawiał po sobie wilgotne ślady. Wypuścił z niewoli swych warg jego. – To jeszcze nie koniec. Nie mam zamiaru dokańczać cię ręką, kiedy mogę sprawić, żebyś mnie błagał, abym w ciebie wszedł.
– Rii... – Zawstydzony ukrył twarz w szyi męża. Lecz był bardzo podekscytowany tymi słowami. Chciał go w sobie.
Riven zaczął go pieścić i dotykać, również sobie dając czas na zregenerowanie sił. Położył męża na plecach i całował jego sutki okrążając je językiem i trącając zaczepnie. Powrócił do jego szyi, a Aranel uniósł głowę i koniuszkiem języka polizał jego ramię dając tyle samo co brał. Niezaspokojone ciało Aranela wołało o kontakt cielesny i pobudzało Rivena z każdym ruchem, dotykiem, pocałunkiem.
– Połóż się na brzuchu. Nie bój się – dodał widząc zaskoczenie na twarzy męża. Do tej pory kochali się tylko, kiedy Aranel leżał na plecach. Dziś chciał czegoś innego.
Trochę się przestraszył, wtedy też leżał na brzuchu, ale zaraz odpędził te myśli. Przecież teraz Riven go kocha. Odwrócił się, kiedy mężczyzna uniósł się dając mu pełną swobodę ruchów. Od razu partner przylgnął do niego.
– Chcę cię pozbawionego hamulców. Drżącego i błagającego – wyszeptał mu do ucha i otarł się o jego pośladki na wpół twardym penisem. – Nie wstydź się. Proś o co chcesz. – Odsunął mu włosy i pocałował w kark, a potem niżej pomiędzy łopatkami, po kręgosłupie i całych plecach. A Aranel tylko stękał po cichu nastawiając się do tego co było mu dawane przy czym zaciskał palce na białym prześcieradle. – Dostaniesz dziś o wiele więcej niż zawsze, kochany – powiedział Riven i obsunął się w dół, żeby złapać między zęby skórę na pośladku.
– Rii. – Oparł czoło o pościel nastawiwszy się wyłącznie na odczuwanie. Pocałunki na pośladkach były pierwszym takim doznaniem. Zawsze Riven tam go tylko dotykał dłońmi, ale nie ustami. I jeszcze przygryzał mu skórę. Podobało mu się to, więc uniósł lekko biodra w górę, a jego penis ocierał się wciąż o materiał pod nim.
Pieścił skórę przy złączeniu pośladków z udami i obserwował reakcję męża, by zaraz pogłaskać leżące niespokojnie spragnione dotyku ciało. Przesunął rękoma od pośladków w górę pleców, a potem w dół. Starał się cały czas mieć z nim kontakt. To był kolejny krok w ich intymnych relacjach i nie zamierzał tego zniszczyć. Zawrócił dłonie na pośladki i rozchylił je. Zaciśnięte, pomarszczone ciało pomiędzy nimi wołało go do pieszczot. Pochylił się i trącił koniuszkiem języka je raz, drugi, trzeci.
– Co ty robisz? Och. – Zaskoczony Aranel chciał uciec biodrami w dół, ale silna ręka zatrzymała go w miejscu. To co go tam dotykało nie było palcem. Riven nie zawsze go brał, nie raz powtarzając, że nie chce go męczyć. Bardzo często doprowadzał go do szczytowania ręką lub ustami i wtedy masował go pomiędzy pośladkami wilgotnym palcem, co doprowadzało Aranela do pasji, gdyż polubił tam dotyk. Czasem, aż za bardzo to lubił. Był nienasycony. Teraz to nie był palec, tylko... – O bogowie! – krzyknął uświadamiając sobie co to jest i gdy kolejne liźnięcia się powtórzyły, a potem do tego dołączyły jeszcze od czasu do czasu usta, Aranel wiedział, że przepadł w dawanej mu rozkoszy.
Język Rivena zataczał kółeczka i potrącał coraz wrażliwsze i rozluźnione miejsce oraz okolice dając Adantinowi nowe wrażenia. A jęki już nie urywały się tylko powtarzały raz za razem, a to znaczyło, że wszelka kontrola opuściła Aranela i teraz tylko brał jak najwięcej, rozkoszując się wszystkim. Riven sięgnął do swego penisa i poruszył po nim dłonią. Zadowolony, że znów jest twardy. Jak by nie mógł ponownie się podniecić przy kimś tak cudownym i spragnionym jak Aranel. Wypuścił siebie z ręki i zatopił palce w przygotowanym wcześniej mazidle. Polizał go jeszcze trochę i pocałował, a potem jego palce zastąpiły język. Aranel był na nie gotów i przyjął pierwszy z nich sam nawet nabijając się na niego. Riven przygotowywał go z czułością i powoli, cały czas będąc blisko.
– Włóż mi go. Błagam, włóż mi go – powtarzał młodzieniec będąc na skraju szaleństwa. Jego ciało pożądało mieć w sobie penisa męża, a mężczyznę na sobie. Miał ochotę gryźć pościel z potrzeby. Leżał z klatką piersiową na pościeli z tyłkiem uniesionym w górze i rozsuniętymi kolanami. Nie zwracał uwagi jaką pozę przyjął będąc opanowany wyłącznie pragnieniem, a nie tym co wypada robić. Stęknął, kiedy poczuł Rivena na sobie. Ten ponownie go pocałował, chyba już z milionowy raz i wsunął penisa pomiędzy pośladki ocierając się.
– Zaraz ci go włożę i będę się poruszał w tobie, a potem dojdziesz.
– Dojdę od samych słów.
Riven roześmiał się i nasmarował swój członek nawilżającą substancją, a potem naparł na niego i wszedł jednym płynnym ruchem. Nie sprawiło to dyskomfortu rozbudzonemu Aranelowi, przyjął go w siebie z ulgą.
– Bądź przy mnie – powiedział, a potem jęknął, kiedy Riven zaczął się w nim ruszać.
Jestem cały czas. – Niemal przykleił się do jego pleców wsuwając ręce pod niego i obejmując wokół piersi. Do ucha szeptał jak mu dobrze i jak kocha, kiedy Aranel jest taki złakniony wszystkiego. Aranel dawał i brał prężąc się, wijąc i jęcząc. Kochali się i to było piękne. Dotyk, smak, zapach, pieszczoty, pocałunki łączyły dwa ciała, serca i umysły w jedno. Byli złączeni ze sobą jako kochankowie i mężowie. Byli bliżej, niż inni przez całe życie nie będą żyjąc obok siebie, w tej upojnej chwili i każdej nocy oraz dnia.
Aranel zadrżał i chwycił dłoń męża splatając z nim palce. Jego ciało sięgało najwyższego punku i orgazm zbliżał się wielkimi krokami. Coś mówił, ale sam tego nie rozumiał, a tym bardziej zatracony w przyjemności Riven, który chociaż już przeżył wcześniej szczytowanie teraz nie mógł długo wytrzymać. Nie wiedzieli, który krzyknął pierwszy, ale przyjemność rozlała się w nich wielkim żarem, a splecione ze sobą ciała, pełne ekscytującego bólu, doznały ulgi, kiedy orgazm zawładną nimi prawie w tym samym czasie. Riven pchał mocno będąc o to poproszony i dał mężowi całego siebie doprowadzając go na szczyt i samemu wraz z nim skacząc.
W komnacie słychać było tylko szybkie oddechy zmęczonych mężczyzn, którzy zaspokojeni mogli w niedługim czasie przylgnąć do siebie. Gdy tylko Riven opuścił ciało męża i położył się obok. Aranel zaraz był przy nim wsuwając mu pod brodę głowę. Ale Riven tym razem uniósł mu twarz ku swojej i pocałował przed snem. Nie musieli nic mówić. Same gesty zastępowały słowa.
Jeszcze długo paliły się świece zanim zgasły pogrążając w pełni mroku dwóch oddanych sobie mężczyzn.

*~~*~~*

Asmand pożegnawszy się z Galdorem wprowadził mężczyznę, który podawał się za ojca Leteno do dawnego domu braci Ladrima. Zaskoczyło go to, że jeszcze nikt nie splądrował tego miejsca. Zaintrygowany nieznajomym, nie chciał czekać na rozmowę z nim do następnego dnia. Przecież Leteno miał ojca, którym był ten sam człowiek jaki spłodził Erkirana i Kaleriana, więc czemu ten ktoś mówi takie rzeczy. Zapalił znalezione w szufladzie świece stawiając je na stole i wskazał mężczyźnie krzesło, a sam usiadł na drugim. Położył łokcie na blacie i splótł dłonie ze sobą. Przyjrzał się temu człowiekowi z zainteresowaniem. Krótkie zielone włosy zaczesane do tyłu, twarz lekko pociągła ze zmarszczkami wokół oczu i wąskich ust. Nos, całkiem jak ten Leteno, wąski i nieduży. Nawet oczy miał takie same, tylko wyryty był w nich wiek i doświadczenie, podczas gdy oczy Leteno były pełne młodzieńczego buntu, a ostatnio radości.
– Dlaczego podaje się pan za ojca tego chłopaka?
– Dlaczego pan pyta, co to pana interesuje?
– To moja osobista sprawa. Jestem związany z jego bratem. I nie chcę, by Leto stała się krzywda. – Asmand wyprostował się. – Leto miał ojca.
– Ten człowiek tylko wziął za żonę kobietę z którą ja byłem związany i ona spodziewała się mego dziecka. Tym dzieckiem był Leteno Ladrima.
Po tej wypowiedzi nastała cisza. Dwaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, jakby ocieniając się wzajemnie. Asmand znał się na ludziach lepiej niż kto inny i pomimo że trudno było uwierzyć w prawdziwość wypowiedzianych słów nie wyczytał, by były one kłamstwem.
– Kim pan w ogóle jest? Jak się pan nazywa i gdzie pan do tej pory był, że szuka pan syna po latach? – zapytał Asmand. – Dlaczego panu tak długo zajęło odszukanie Letana? O ile to co pan mówi jest prawdą.
– Widzę, że muszę opowiedzieć wszystko, nie tylko kim jestem, ale skąd wiem o nim i jego rodzinie. Nazywam się Istinas Sinbreth i pochodzę z Galradagu, stolicy Krainy Iensaur. – Powrócił wspomnieniami do odległych czasów i miejsc. – Byłem młodziutkim żołnierzem, wysłano mnie na służbę do jednej z wiosek i tam spotkałem Lilih Haleth. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Znaliśmy się krótko, ale spędziliśmy ze sobą noc. Tę jedną jedyną podczas której począł się nasz syn. Powiedziała mi o tym miesiąc później. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – Uśmiechnął się, ale zaraz ten uśmiech zniknął z jego twarzy. – Wtedy musiałem opuścić wioskę, ale obiecałem, że wrócę. Chciałem prosić króla o zwolnienie ze służby. Zamierzałem osiąść w wiosce i uprawiać ziemię oraz opiekować się swoją rodziną. Niestety w drodze do stolicy napadli nas. Zostałem ciężko ranny, moi towarzysze zabici. Jakimś cudem odnalazł mnie przejeżdżający królewski orszak i zawieźli mnie do stolicy. Wyleczono moje ciało, ale nie pamiętałem kim jestem, a tym bardziej zapomniałem o istnieniu Lilih i naszego dziecka. Zacząłem żyć na nowo. Po latach ożeniłem się z piękną kobietą, ale nie mieliśmy dzieci. – Wpatrzył się gdzieś w przestrzeń ponad ramieniem słuchającego go Asmanda. – Czas mijał. Miałem jakieś przebłyski pamięci z dzieciństwa, powoli dowiadywałem się kim jestem, a w głowie pojawiał zamazany obraz kobiety. Mimo tego żyłem spokojnie. Aż do dnia, kiedy moja żona zmarła wiele pełni księżyca temu. Strata uruchomiła kolejne wspomnienia, ale nadal nie wiedziałem nic o Lilih. Pewnego dnia będąc na targu wpadłem na kobietę o wyglądzie tej osoby ze wspomnień i wtedy ból głowy, jaki od jakiegoś czasu mi towarzyszył, wzmógł się i upadłem. Dziewczyna uklęknęła przede mną i mi pomogła. Z pomocą swego męża zabrała mnie do gospody obok i podali mi picie. Patrzyłem na nią i myślałem, że oszaleję. To była Lilih. Moja Lilih. Wtedy już pamiętałem o niej, o dziecku. Ale coś było nie tak. Ja się postarzałem, więc czemu ona była taka młoda? Zapytałem się jak się nazywa. Powiedziała, że ma na imię Falana. To nie była moja ukochana. Widząc ból na mojej twarzy zapytała co się stało i opowiedziałem jej to co mówię panu. – Sinbreth spojrzał prosto w oczy Asmanda. Zamilkł na chwilę i po kilku oddechach kontynuował: – Wtedy ona powiedziała, że pochodzi w tej wioski i Lilih była siostrą jej mamy. Myślałem, że złapałem w ręce gwiazdy na nieboskłonie, odnajdę ją i będziemy razem, ale do czasu, aż Falana nie zaczęła mówić co się stało. Kiedy wyszło na jaw, że jej ciotka jest brzemienna i na dodatek bez męża, wygnali ją z wioski jak najgorszą zarazę.
Asmand powoli zaczynał rozumieć co się mogło stać dalej, ale nie przerwał mężczyźnie, chociaż widział jaką trudność sprawia mu mówienie. Założył tylko ręce na piersi i słuchał tej spowiedzi.
– Chociaż Falana miała wtedy sześć wiosen doskonale pamięta tamte chwile. Lilih nie dane było nawet pożegnać się z nią. Jedyne co Falana usłyszała to, to, że jej ciotka uda się do Imrahve w Krainie Digiri. I już więcej nic o niej nie słyszała.
– To jak pan może wiedzieć, czy Leteno jest pana synem? Ślad się urwał – wtrącił Asmand.
– Po tej opowieści zacząłem szukać Lilih i jej dziecka. Pytałem ludzi o nią w jej wiosce i sąsiednich. Pamiętali ją. Pamiętali śliczną młodą kobietę z coraz większym brzuchem. Poszukiwania zajmowały mi wiele miesięcy. Niestety w Digiri ślad się urwał, ale nie zrezygnowałem. Aż znów miałem szczęście. Trafiłem do starej gospody, gdzie właściciel pamiętał ją. Przedstawiała się swoim imieniem i nazwiskiem, i nikt nie potrafił zapomnieć pięknych czarnych loków. Tam podobno poznała mężczyznę. Nazywał się Linel Ladrima i pochodził z Lorin. Handlował różnymi rzeczami i, aż go zaniosło do Imrahve. I jakoś nie potrafił opuścić tego miejsca. Poprosił ją o rękę i przyrzekł opiekować się jej dzieckiem jak swoim. Zgodziła się. Ufała mu. Jak, podobno, mówiła miała dość samotności. Wzięli ślub i wyjechali do Antiri. – Przetarł twarz dłońmi i odkaszlnął. – Gdy się tego dowiedziałem natychmiast przyjechałem tutaj. I znów napotkałem problemy. Trudno zaleźć w tak dużym mieście dwie osoby. Niemniej znów miałem szczęście. Pobliski kościół jednego z waszych bogów ma obok siebie cmentarzysko. Spacerując wokół ścieżek, chcąc zebrać myśli o tym co mam dalej robić, ujrzałem nazwisko na nagrobku, a raczej dwa. Tiretta i Linel Ladrima. Wpierw zignorowałem to, ale obok. Obok był grób Lilih. – W kącikach oczu mężczyzny pojawiły się łzy, ale zamrugał szybko powiekami i zniknęły, jakby ich tam nigdy nie było. – Upadłem na kolana płacząc. Czułem, że to była moja Lilih. Ale zaraz do głowy mi przyszły pytania, czemu nie żyje, czemu ten mężczyzna też i dlaczego leży w grobie z inną kobietą, a także co stało się z moim dzieckiem? Wpadłem jak burza do tego kościoła i wypytałem biskupa o wszystko. Moja Lilih zmarła przy porodzie rodząc mi syna. Zdążyła dać mu na imię Leteno zanim odeszła. Ten mężczyzna, jej mąż, zajął się chłopcem jak swoim, a Tiretta, była ich przyjaciółką. Zaczęła pomagać tej dwójce, a potem on i Linel się pobrali. Wiem, że wychowali mego syna jak swego, a na świat przyszło jeszcze dwóch chłopców. Los zdecydował, że mam odnaleźć moje dziecko, mogłem nigdy nie trafić na jego ślad, ale jakoś tak kierował moimi krokami, że się udało. I jeżeli znasz oraz wiesz, gdzie jest Leteno doprowadź do naszego spotkania. – Sinbreth patrzył wręcz błagającym wzrokiem na mężczyznę z czerwonymi włosami. Na którego twarzy po raz pierwszy, odkąd go ujrzał, malowało się coś w rodzaju bólu i współczucia. A Istinas nie potrzebował tego ostatniego. On tylko chciał w końcu zobaczyć swoje dziecko, które urodziła mu jego ukochana Lilih. Jej już nigdy nie zobaczy, nie przytuli. Mieli tak mało czasu, ale owoc ich uczucia żył, istniał i chciał, by o nim wiedział.
*~~*~~*

Wrócił do domu, gdy bliżej było już końca nocy. Zachowywał się najciszej jak mógł, by nie pobudzić śpiących braci. Braci, którzy tak naprawdę nimi nie byli. Wierzył temu człowiekowi, a poza tym Sinbreth wyglądał jak Leteno za przeszło dwadzieścia wiosen. W komnacie sypialnej zastał Erkiego i Leteno śpiących obok siebie. Leto często spał u siebie, ale niemniej często bywał tutaj. Czasami tylko zostawiał jego i Erkirana dając im prywatność, by byli wyłącznie we dwójkę. Jeszcze się odsuwał od nich, jakby nie był do końca pewny tego, że go chcą. Ale kochał się również z nimi i Asmand za nic nie oddałby tych wspólnych chwil.
Położył się po drugiej stronie Erkirana z nadzieją, że chłopak będzie spał. Nie chciał teraz odpowiadać na pytania. Sam musiał sobie wszystko ułożyć w głowie. Jak ma im powiedzieć, że Leteno nie jest bratem Erkiego i Kala? Ich świat się zmieni po raz kolejny. Ale jedno go cieszyło. Tutaj związki trójkątne nie były piętnowane, może czasami dziwnie na to patrzono, ale za to mieli szansę nie ukrywać się. Nie mogli wziąć ślubu, ale mogli być razem nie tylko w sypialni. Wystarczyło, żeby król ogłosił, iż nie są braćmi i w dokumentach to spisano. Lecz to nie było tym co do świtu zaprzątało głowę Asmanda zanim zasnął. Najważniejsze było to, że musiał porozmawiać z Leteno, najszybciej jak się da, a potem pozwolić mu spotkać się z ojcem.

22 października 2013

Rozdział 29

Wybaczcie zapomniałam wrzucić rozdział. Całkiem mi z głowy wypadło, że to wtorek.
Dziękuję za komentarze. :D

Rozdział niesprawdzany.

Ciężko mu było znieść wzrok Yavetila na sobie. Mężczyzna patrzył na niego wyczekująco, a uniesione brwi i założone na nagiej piersi ramiona tylko potęgowały wrażenie, że Terrik nie opuści tego miejsca dopóki nie powie o sobie prawdy. Prawdy jakiej Yav w końcu zażądał, po całym dniu kochania się nad rzeką i w chatce. Zanim jednak zaczął mówić, wpierw porozglądał się po chacie, w której znajdowała się jedna izba dzielona na część kuchenną i sypialną. Znajdowali się w tej pierwszej części i chociaż Terrik miał ochotę usiąść na stołku, i dać ciału odpocząć, nie potrafił tego zrobić. Przechadzał się z kąta w kąt, czasami przystając i dopiero po długim milczeniu w końcu podjął temat:
– Miałem zaledwie szesnaście wiosen, kiedy spotkałem tego mężczyznę. Tego, który... Wiesz, że zainteresował mnie, ale nie miałem wielkiej nadziei, że coś z tego będzie. Po pierwsze był starszy, a po drugie rok wcześniej byłem ślepo zakochany w pewnym dwudziestolatku, ale on moich uczuć nie odwzajemniał. To było właściwie uczucie z mojej strony. Potem spotkałem Iatriela. Jemu się podobałem. Byłem w niego strasznie wpatrzony. Tak bardzo, że gdy on poprosił mnie o rękę zgodziłem się.
– Słucham? – Przerwał Galdor. Znał tę historię, ale jak teraz słyszał, nie całą. – Jak to zgodziłeś się i jak to poprosił? Byłeś dzieckiem, nie mogliście się zaręczyć, a tym bardziej pobrać.
– To był bardzo majętny pan. Za zgodą mego ojca i zgodą biskupa mogliśmy się pobrać. A jak wiesz dawny biskup był bardzo przekupnym człowiekiem.
– Ale król nie mógł na to pozwolić.
– Król Saeros, był przyjacielem mego ojca. I chciał dla mnie jak najlepiej. Iatriel obiecywał dać mi miłość i opiekę, a jak wiesz mój ojciec już był bardzo chory, umierał, więc uznali, że tak będzie lepiej. Moje zaślepienie nie pozwalało się sprzeciwić. Iatriel i ja pewnego dnia poszliśmy do króla i w obecności mego ojca on poprosił mnie o rękę. Zgodziłem się, a król na to przystał. Nie było tam rady, arystokratów, ale do księgi został wpisany mój status.
– I nie chciałeś mi powiedzieć, że byłeś zaręczony? Nie potrafiłeś wyznać, że nie pierwszy poprosiłem cię o rękę i nie pierwszy będę widniał w oficjalnej księdze jako twój przyszły małżonek? O to chodziło? Dlatego chciałeś uciec? To był twój głupi powód? – syknął Yavetil.
– Po części tak. Król odczytałby, że byłem zaręczony, wściekłbyś się, że nic ci nie powiedziałem, a po drugie było mi wstyd, że ktoś, komu zaufałem i kogo zgodziłem się poślubić zgwałcił mnie To nie był zwykły mężczyzna, tylko mój narzeczony. Wstyd mi, że byłem z kimś takim i wstyd mi, że to nie ty jesteś moim pierwszym mężczyzną jakiego chciałem i chcę poślubić. Boli mnie, że już nie będę w twoich oczach taki jaki byłem, bo pozwoliłem na tamten ślub. Zwyczajnie sprzedałem się, by nie zostać sam. Nie chciałem żebyś wiedział, gdyż moja głupota i strach przed samotnością, gdy stracę ojca zmieniły dużą część mego życia. Zaufałem nie temu komu trzeba i zapłaciłem jedną z najgorszych cen. Odebrano mi niewinność siłą i zrobił to ktoś, kto miał być moim mężem. – Terrik chciał, by Yavetil zrozumiał co on czuje. I nie patrzył na niego tak jak w tej chwili. Ze złością w oczach. – Nie chciałem, żebyś wiedział jaki byłem głupi i naiwny. Jak zaufałem...
– Przestań! Chodziło tylko o to? O to, że jak się dowiem, że jesteś tylko człowiekiem, to nie zaakceptuję ciebie, bo zawsze byłeś idealny? – Zbliżył się do niego.
– Nie, po prostu bałem się twojej reakcji. Wstydziłem siebie. Sprzedałem się jak ulicznica.
– I to miało zmienić moje zdanie o tobie? Miałeś szesnaście lat. Miałeś prawo się bać. Spotkałeś człowieka, który jak się wydawało był godny zaufania. Tymczasem prawie cię zabił. – Przyciągnął go do siebie i skrył w ramionach. – Nie wątp w to, że cię znam. Wiem jaki jesteś i kocham cię – szeptał mu do ucha.
– Wybacz, że wziąłeś moje zachowanie, jako okaz tego, że się ciebie wstydzę. – Objął rękoma plecy Yava. – Nigdy się ciebie nie wstydziłem i nie wstydzę. Bałem się z początku jak dwór będzie patrzył na nasz związek, ale nikt nie ma nic przeciw. Kocham cię i nie chcę nikogo innego.
– Mój, Terrik. – Uśmiechnął się w jego włosy.
– Jak dobrze być z tobą. – Czuł się przy tym mężczyźnie bezpieczny i kochany.
– Kiedy chcesz wracać do pałacu? – zapytał Yavetil nie wypuszczając go z ramion.
– Wolałbym na tę noc zostać tutaj o ile ci to nie przeszkadza.
– Mam wolne dni. Co powiesz na zrobienie czegoś do jedzenia, a potem oddaniu się wyłącznie przyjemnościom.
– Aż do jutra? Przez całą noc? – uniósł głowę z jego ramienia, by spojrzeć na twarz narzeczonego. Ten tylko kiwnął głową, a w oczach pojawił się znajomy błysk. – Jest jeszcze jedna rzecz, którą musimy wyjaśnić. – Wsunął rękę do kieszeni szaty i wyjął pierścień. – Będę się z tobą kochał, ale wolę to robić z narzeczonym. Przyjmiesz go ponownie?
A kiedy pierścień zajął swoje stałe miejsce na palcu Yavetila, mężczyźni zapomnieli o posiłku po raz kolejny, nigdy sobą nienasyceni, oddając się wyłącznie sobie i sycąc się płynącą z ich ciał rozkoszą.

*~~*~~*

Naela ponownie została uściskana przez królową matkę, która okazywała zachwyt swej brzemiennej córce. Księżniczka i Dante uznali, że już najwyższy czas powiedzieć swym bliskim o przyszłym potomstwie.
– Wspaniale córeczko. Wielkie gratulacje. Dante, Naelo jestem z was dumna – powiedziała królowa ocierając dyskretnie łzę.
Riven i Aranel, ten drugi stojący w objęciach męża, czekali na swoją kolej, by złożyć gratulacje Naeli. Chociaż Riven miał teraz głowę zaprzątniętą czymś innym i koniecznie musiał porozmawiać o tym ze swym ojcem. Tak nie może być, żeby porywano dzieci i wykorzystywano je w tak różny sposób, a każdy z nich był straszniejszy. To psuło psychikę dzieci i nie miało to znaczenia w jakim byli wieku. Oni powinni żyć przy boku bliskich, bawić się, pobierać nauki o ile mieli taką możliwość, a nie pracować czy oddawać się choremu człowiekowi. Człowiekowi, którego już nienawidził. I gdyby tylko nie chciał zostawiać Aranela już byłby w Lare wymierzając sprawiedliwość. Tym razem, jednak zostawi wszystko ojcu i jego żołnierzom, a on sam zajmie się mężem, a także sprawdzi tę dzielnicę, o której opowiadał Delreth. Nie wierzył, że tamto miejsce jest pozbawione bezprawia. Jakim cudem, skoro ludzie, którzy są odpowiedzialni za tamten rejon miasta, mieli dość złota i lejtów, aby wszystkiego pilnować? I czemu ludzie stamtąd nic nie robili? Cóż bandytom dobrze, robią co chcą, a zwyczajni obywatele nie raz się boją, będąc zastraszanym, i wolą milczeć niż się skarżyć królowi lub już przyjmują, że tak ma być. On nigdy się niczym nie interesował, ale teraz dostrzegał jak wielki robił błąd. Ślub z Aranelem sprawił, że stał się odpowiedzialnym człowiekiem i takim będzie księciem.
Pogrążony w rozmyślaniach nawet nie zauważył, kiedy przyszła ich kolej na uściskanie Naeli i pogratulowanie Dantemu, że z nią wytrzymuje, tym bardziej teraz.
Aranel czuł się częścią tej rodziny, pomimo że ostatnio szczególnie myślał o swoim ojcu. Nie akceptował, że dopiero w rok po ślubie może pojechać do miejsca, gdzie się urodził i wychował. Robiono tak, aby ten kto zamieszkał w obcym miejscu i wbrew swej woli, przyzwyczaił się do nowego życia, a powroty do domu rodzinnego wzmacniały by tęsknotę i ból wyjazdu. Nie chciał tego. Pragnął pojechać do Risran. Wspaniałego Risran. Pozwolił sobie na smutek dopiero jak Naela go wyściskała i mógł z mężem wrócić do ich komnaty.
– Aranelu co się stało? – Przygnębienie na twarzy ukochanego natychmiast rzuciło się w oczy Rivena. Wziął go za rękę i zaprowadził na szezlong, na którym usiadł, a Aranela usadził pomiędzy swoimi nogami i oparł o siebie plecami. Objął go przy tym w pasie przytulając twarz do głowy partnera. – Nie udawaj, że wszystko jest w porządku.
– Nie chcę udawać. – Położył dłonie na jego rękach i gładził je kciukiem. – Zastanawiam się co u mego ojca. Jak byliśmy tak wszyscy razem przy kolacji, to zacząłem myśleć, że dobrze mi tutaj, ale...
– Ale mimo wszystko tęsknisz za nim, za pałacem.
– I Risran. Chociaż przebywałem tylko w pałacu i ogrodach. Co do ojca jest mi obcym człowiekiem, lecz chciałbym zadać mu wiele pytań wśród których jest jedno.
– Czemu cię nie kocha? – Nie uzyskał odpowiedzi na pytanie, ale wiedział, że trafił z tym w sedno. Aranel spiął się. – Możemy tam wyruszyć.
– A co z tym, że dopiero po roku mogę tam pojechać?
– To dekret, który można podważyć. To tylko punkt w umowie. Nie jest prawnie narzucony. Potrzebować będziemy jakiegoś miesiąca, na uchylenie dekretu i możemy wyruszyć do Risran.
Gdyby Aranel mógł widzieć, zapewne wbił by teraz szczęśliwy wzrok w niego, ale nie mógł i tylko odwrócił się bokiem do Rivena i wtulił twarz w jego ciało. Saeros dokładnie wiedział co to oznacza, już zdążył poznać męża. Jeszcze wiele przed nimi, ale potrafił rozróżniać jego nastrój i pragnienia, nie tylko te życiowe. Na razie jednak odrzucił na bok pragnienia dotyczące bliskości cielesnej wiedząc, że dziś w nocy Aranel będzie potrzebował innej czułości. Był nawet zły na siebie, że nie brał pod uwagę tego, iż partner zatęskni za Risran.
Dobrze mu było w jego ramionach, bardzo dobrze. Był szczęśliwy, że tak dużo się zmieniło i to na dobre. Z Rivenem u boku, a zawsze chciał go już przy sobie mieć, nic nie wydawało się straszne.

*~~*~~*

Oderwał się od ciepłego ciała, przewrócił na drugi bok wpadając w kolejne ramiona. Usta mimowolnie się uśmiechnęły. Wszędzie wokół było mu ciepło i rozkosznie. Otworzył oczy, ale w ciemności nic nie mógł zobaczyć. Wiedział jedynie, że teraz jest skierowany twarzą do swego partnera, a za plecami ma Leteno. Poczuł, że chce mu się pić i jakoś musiał wydostać się z łoża. Uniósł się trochę, czując jak ma obolałe mięśnie i nie tylko. Siłą rzeczy przypomniał sobie co we trójkę zrobili i zakłopotany, tym bardziej, że ten cały błogostan minął, chciał pobyć chwilę sam. Przekroczył Asmanda i zsunął jedną nogę, a potem drugą na podłogę. Po ciemku odnalazł jakieś ubranie, czym była koszula Asmanda, co stwierdził będąc już w kuchni i zapalając lampę naftową. Koszula sięgała mu do połowy ud i pachniała jego kochankiem. Jednym z jego kochanków.
O bogowie. Ja i Leto. I to co czuję. Kocham go. Czyżbym kochał go w taki sposób jak on mnie? Ale jak to możliwe? To mój brat.
Myślał nalewając sobie do glinianego kubka wody z dzbana.
Mój brat, a ja mu się oddałem i chciałem tego. Nie dlatego że, byłem zaślepiony pożądaniem. Ja go naprawdę chciałem. To niemożliwe, to jest złe, ale...
Potarł dłonią czoło, a po chwili napił się.
– Za dużo myślisz.
Erki odwrócił się gwałtownie, omal nie wylewając na siebie wody.
– Leto, błagam, nie strasz mnie tak w środku nocy. – Przesunął wzrokiem po ciele chłopaka odzianym tylko w prześcieradło. – Zabrałeś to z łoża? – Wskazał palcem na niecodzienne ubranie.
– Nie. Z półki, nie mogłem znaleźć spodni, a nie chcę chodzić nagi na wszelki wypadek, gdyby Kal się zbudził.
– Dla mnie mógłbyś i nagi chodzić. – Zasłonił dłonią usta przestraszony tym co one wypowiedziały.
– Erki, dla ciebie mógłbym wiele. Wracaj do sypialni, a tam to zrzucę.
Sama myśl, że znów zobaczy go nago, nie pomogła w uspokojeniu swego ciała. Miał to być tylko jeden jedyny raz, lecz czy chciał na tym poprzestać?
– Znów to roztrząsasz. – Nie okazywał tego, ale się bał reakcji Erkirana na to wszystko. Niemniej jednak jego strach się zmniejszył, widząc jak Erki na niego patrzy i co mówi.
– Nie... Nie patrz tak. Może trochę wgłębiam się... Dobrze, przeżywam nikły szok, ale nie taki, którego się spodziewałem. Raczej jestem zaskoczony swą reakcją i uczuciami. Leto, od zawsze cię kochałem i potrzebowałem. Jesteś mi najbliższą osobą na świecie. – Odstawił kubek i podszedł do brata, który wyglądał na niepewnego. – Przepraszam, że kiedy wyznałeś mi swoje, dodatkowe, uczucia, ja... – Wyciągnął rękę i odsunął mu opadającą grzywkę z czoła.
– Sam czułem do siebie to, co ty powiedziałeś. To nie jest normalne. – Posmutniał.
– Nikt nie musi o tym wiedzieć, że nasza miłość jest inna. – Przemieścił dłoń na jego kark i zagryzł dolną wargę.
– Czy to znaczy, że chcesz... – Nadzieja urosła w potężną falę radości i miłości, i ponownie bał się, że z następnym słowem spadnie w dół, ale musiał zapytać. – Chcesz byśmy byli razem?
– Razem z Asmandem.
– Nie ma mowy, że bez niego. Świetnie całuje i nie tylko to. – Teraz to zakłopotany Leteno zagryzł wargę.
– Co jeszcze dobrego robię?
Drgnęli i spojrzeli w stronę skąd doszedł głos ich, tak ich, kochanka. Asmand stał oparty o futrynę drzwi z rękoma na piersi i patrzył z czułością na nich. Przyjemnie było ich widzieć razem. Nie odpowiedzieli mu tylko uśmiechnęli się w taki sposób, że poczuł jak jego penis drgnął w spodniach.
– Wracajcie do łoża.
– Nie chce nam się spać – powiedział Erkiran zadziornie, nadal głaszcząc brata po szyi.
– To ja mam dobry sposób na sen. – Wskazał ręką w stronę sieni.
– Nie powiesz co to za sposób? – zapytał Leteno prawie mrucząc z powodu dotyku Erkirana.
– Zrobię to co nazwałeś „nie tylko to”. – Wolnym krokiem As podszedł do nich i obu złapał za ręce, by zaprowadzić ich do sypialni, a tam pokazać, jak bardzo ich pragnie. Owszem poszli za nim, jak mogli odmówić takiej prośbie? Erki tylko zawrócił, by zagasić świecę i pomieszczenie kuchenne pogrążyło się w mroku.

*~~*~~*

Tawerna wciąż wywoływała w Asmandzie chęć ucieczki, ale nie miał wyboru. Powrót tutaj wiązał się z tym co obiecał Leto. Powrót myślami do tego młodzieńca, z którym on i Erkiran od przeszło trzech tygodni są razem, sprawiła, że w serce mężczyzny wpłynęło kolejny raz ciepło. Spodziewał się, że będzie o wiele dłużej trwało przekonywanie Erkirana do tego, by byli w trójkę ze sobą, a tu, ten jeden pocałunek Leteno zmienił wszystko.
Usiadł za wielkim stołem, mając na sobie swój płaszcz z kapturem, który zasłaniał mu twarz jak w dniach, kiedy był zupełnie inną osobą, chcącą zabić Aranela, tylko pobrudził go trochę, aby wyglądał na zniszczony. Obserwował dokładnie całą salę i przysłuchiwał się rozmowom. Wiedział na kogo miał zwracać szczególną uwagę. Stolik przy którym grano za leity pozostawał nadal pusty. Lecz z tego co Leteno mu opowiadał, mężczyźni zbierali się o późniejszym czasie. Przesuwając wzrokiem po ludziach tak różnych z wyglądu i charakteru, że miał wrażenie, jakby w tym miejscu zbierała się cała dzielnica, natrafił na wchodzącego do gospody swego tymczasowego wspólnika. Mężczyzna ubrany w stare odzienie od razu go rozpoznał. Pewnym krokiem podszedł do niego i usiadł na drugiej ławie.
– Mam nadzieję, że nie spóźniłem się zbytnio.
– Sam dopiero się tu pojawiłem, Yav. Naszych obiektów jeszcze nie ma.
– Poczekamy, bracie.
– Co szanownym panom podać? – Do ich stolika podeszła kuso ubrana dziewczyna.
– Wody dla nas obu – rzekł Yavetil.
– Są panowie tutaj nowi? – zapytała zaciekawiona.
– Jak najbardziej nowi. – Asmand wiedział, że w tym stroju nikt go nie rozpozna, ale gdyby zrzucił kaptur niektórzy mogliby przypomnieć go sobie, kiedy był tu z Erkim po Leteno. Sam Galdor wyglądał inaczej. Stare łachmany, włosy tak upięte, że wyglądały jakby były o wiele krótsze i zdjęte kolczyki, nie wskazywały na zajmowane stanowisko. Do tego narysowane dwie szramy na policzku, co było zasługą Erkiego, odmieniło całą jego postać. A to, że są tutaj razem zmieniło jedno spotkanie. Kiedy mężczyzna wrócił z narzeczonym do pałacu, nie minęły dwa wschody słońca, jak zjawił się w jego domu i powiedział, że książę się z nim spotkał i opowiedział mu o sytuacji z rodzicami Erkirana oraz tej dzielnicy. Żołnierz, poniekąd wysłany przez Rivena, a poniekąd przez samego siebie, zaproponował mu pomoc w odnalezieniu osób, które jak podejrzewał Dante, gdyż także był na rozmowie z Saerosem, zabili nie tylko Tirette i Linela Ladrimów. W taki sposób znaleźli się w tym miejscu dokładnie wiedząc co robić.
– Panowie, ta dzielnica schodzi coraz bardziej na psy, nie radziłabym długo pozostawać – rzekła dziewczyna.
– Droga pani, interesy nas tutaj trzymają – powiedział Yavetil. – Poprosimy o wodę. – I tak nie zamierzali tutaj nic pić, ale nie mogli siedzieć przy pustym stole.
– Twój narzeczony wypuścił cię tutaj samego? – zapytał Delreth, kiedy zostali sami. Od ich pierwszego spotkania w domu, widzieli się już wiele razy i nawiązała się pomiędzy nimi nić przyjaźni, zapoczątkowana w czasie podróży do Noir. Wydawało mu się to śmieszne, on morderca przyjaźni się z kimś kto mógłby go wtrącić do lochu. Wiedział, że hrabia nie ma za wielkiej ochoty wypuszczać narzeczonego ze swego łoża i ramion. Zwłaszcza odkąd byli oficjalnie zaręczeni.
Yavetil uśmiechnął się tylko, od razu powracając wspomnieniami do jednego z najwspanialszych dni w swoim życiu.

Zaraz następnego dnia, po powrocie z chatki, poprosili o audiencję władcę krainy Lorin, żeby na oczach zebranych Yavetil mógł poprosić kogoś, kto w pewien sposób stał się ojcem dla Terrika, o rękę ukochanego. Na audiencji była obecna cała królewska rodzina wraz z ważnymi arystokratami będącymi w królewskiej radzie.
Yavetil, ubrany w swój wyjściowy strój ozdobiony złotymi ornamentami jasno określającymi pełnioną funkcję i u jakiego władcy służył, uklęknął przed królem:
Wasza królewska mość, jestem tylko nic nieznaczącym dowódcą twoich wojsk, nie zasługuję na to o co proszę, ale proszę z całego serca, które umiera bez mężczyzny swego życia, o zgodę na poślubienie hrabiego Terrika Melissi.
Chłopcze – odezwał się król – to nie przede mną powinieneś klękać, tylko przed swym wybrankiem i jego pytać o zgodę.
Już to zrobiłem, panie. – Podniósł głowę i spojrzał prosto w przyjazne oczy króla. – Zgodził się, ale teraz obaj potrzebujemy zgody naszego króla, wedle starych praw. Chcę, aby wszystko było tak jak należy i, żeby mój ukochany dostał to co jemu się należy.
Terriku, podejdź tutaj. – Król wyciągnął rękę i wskazał miejsce, do którego mężczyzna miał podejść.
Terrik zrobił to na drżących nogach wzruszony działaniami narzeczonego. Naprawdę mogli wziąć zwyczajny ślub, bez zgody króla. Chociaż zawsze o tym marzył. O oficjalnych zaręczynach z kimś kogo naprawdę kochał. Tylko gdyby jego ojciec i matka żyli, Yav klęczałby teraz przed nimi, a potem oni poszliby do władcy.
Wasza wysokość.
Terriku, jesteś dla mnie jak syn. Miałeś niecałe siedemnaście wiosen, gdy odszedł od nas mój drogi przyjaciel, a twój ojciec i to ja wziąłem cię pod opiekę. Jak wiesz tamte czasy były trudne dla wszystkich. Czy chcesz poślubić Yavetila Galdora?
Tak, panie, z całego serca tego pragnę. – Upadł na kolana przy narzeczonym.
Czy dowódca Galdor wie o twojej przeszłości?
Tak wie, że miałem już narzeczonego.
W takim razie odczytanie tego nie będzie szokiem dla niego, a później sam wpiszę wasze nazwiska do księgi związków i już teraz udzielam wam zgody na ślub pod warunkiem, że nie nastąpi on za wiele lat.
Obiecuję, panie, że z twoją zgodą i przychylnością postaram się, aby Terrik już mi nie uciekł – powiedział Yavetil i obecni w sali ludzie roześmiali się. Nawet Aranel siedzący przy boku męża i promieniejący szczęściem. Szczęściem, które i on czuje.

– Gdy podpisaliśmy dokument już widziałem, że nic nas nie rozdzieli, a za kilka tygodni zostaniemy związani na zawsze. – Nawet nie zwrócił uwagi, że nie tylko wspominał, ale w pewnym momencie zaczął opowiadać wszystko Asmandowi. – Nienawidzę wielu starych praw, książę Riven chce coś zmienić, ale akurat to, kiedy narzeczony prosi o rękę wybranka, samego króla, zawsze szanowałem. Co najdziwniejsze to właśnie ono nie musi być respektowane, a inne, które są upokarzające... – urwał, gdyż jego uwagę zwrócili mężczyźni rozpychający się pomiędzy klientami tawerny i kierujący się do stolika przy którym grali. Byli bardzo głośni i wyglądali jakby oni tu rządzili.
– To oni. Odczekamy, aż się napiją i na stole będzie stos leitów, a potem się przyłączymy, jak sądzisz szybko się zaprzyjaźnimy z tymi panami? – zapytał Delreth.
– Panie, Tasaru nie my się zaprzyjaźnimy, ale to tak. – Dotknął przypiętą do swego pasa pełną sakwę leitów. Na potrzeby misji zmienili swe nazwiska i albo dobrocią i przekupstwem dowiedzą się pełnej wersji wydarzeń sprzed roku, albo zrobią to dość brutalnie, ale najwyższy czas, by prawda dlaczego zabito Ladrimów wyszła na jaw. Wiedzieli, że nie stanie się to dzisiaj, ale najdalej za kilka księżyców wszystko będzie jasne.

*~~*~~*

Późnym wieczorem król wezwał Rivena do swego gabinetu z czego książę nie był rad, gdyż musiał zostawić męża, co do którego miał plany na tę noc, a Aranel był co do nich bardzo przychylny. Dlatego w nie najlepszym humorze wpadł do gabinetu ojca.
– Co jest tak ważnego, że przysyłasz służbę do mnie, kiedy kazałem nikomu nie wchodzić, ani nie przeszkadzać Aranelowi i mnie, jak jesteśmy w swoich komnatach i nikogo nie wzywamy.
– Sądziłem, że bardzo martwisz się sprawą pana Obalina z Lare i zechcesz wiedzieć, że mężczyzna nareszcie powrócił ze swej podróży i został aresztowany za handel dziećmi i nie tylko. – Król skrzywił się na samą myśl co im robiono. – Właśnie posłaniec przywiózł informację.
– Znaleziono dzieci? Jak on mógł to robić? Powiedział coś? – Nie potrafił ustać w miejscu.
– Dzieci znaleziono, trochę potrwa zanim odnajdą ich rodziców. Była ich dwudziestka z czego piątka dwóch chłopców i trzy dziewczynki służyły w domu do... tych obrzydliwych rzeczy. Obelin to szaleniec. Tylko się śmieje i powtarza, że te dzieci same do niego przyszły lub rodzice ich oddali na służbę. Dlatego nikt się tym nie interesował.
– Niechby wpadł w moje ręce...
– Uspokój się. Czeka go kara. Sam go skarzę. Sądzę, że dożywotnie więzienie za to co robił, a przecież dowody mamy, będą większą karą niż śmierć. Obelin żyje w luksusach i srogą będzie dla niego karą śmierdzący loch w Ariży. Dlatego lepiej, że wolałeś zostać u boku męża niż jechać i zabić tego człowieka.
– Masz rację ojcze. Czasem śmierć bywa wybawieniem, więc niech ten człowiek żyje i cierpi tak bardzo jak ci, których porywał i niewolił. – Zadowolony z wiadomości wstał i skłonił głowę. – Pozwól, że wrócę do męża.
– Idź. Zawołałem cię tylko, gdyż wiedziałem, że czekasz na te wieści niecierpliwie synu. I pamiętaj, że jutro masz jechać na pastwiska. Trzeba będzie przed zimą sprowadzić stada na jarmark kupiecki i wybrać konie, które z nami zostaną. Jakkolwiek bym nie cenił twojej biurowej pracy, tak zawsze byłeś najlepszy w wyborze odpowiednich ogierów i klaczy na sprzedaż.
– Ojcze, dziękuję. – Myśl, że spędzi dwa dni i noc bez męża bolała, ale zew przestrzeni wzywał go uparcie od jakiegoś czasu i nie zaspokajały go długie przejażdżki konne, nawet jak przy boku miał Aranela.
Teraz jednak powrócił do czekającego męża, by spełnić swą obietnicę kochania się z nim do rana.

*~~*~~*

Mężczyźni opuścili tawernę później nocy. Tak jak się domyślali, niczego się nie dowiedzieli, ale zostali przyjęci do gry. Wszak wielu oczy się błyszczą na widok takiej ilości leitów, które mogą wygrać.
– Ten Slotan wie dużo. Podejrzewam nawet, że to oni zabili rodziców twego partnera.
– Też tak sądzę. Z tego co mówił Leteno ten mały, pyskaty człowieczek jest szefem i tak też wynika z obserwacji. Gdybyśmy Slotana wzięli na stronę i zmusili do rozmowy, nie ważne w jaki sposób, powie nam wszystko. A przekupny jest skoro sam z siebie zaproponował informację, gdy przysiadł się do Leteno.
Szli krótszą drogą, która prowadziła obok byłego domu Erkirana i Asmand nagle zatrzymał się, łapiąc Yavetila za rękaw.
– Co jest? – Galdor przystanął.
– Tutaj mieszkało rodzeństwo Ladrima. Ktoś się kręci koło ich domu.
– Może ogląda, bo chciałby tu zamieszkać, dziwię się. Gdy zakończymy obecne zadanie, wyślę tu straż. Już wiemy, że ci odpowiedzialni za dzielnicę nie zajmowali się nią, tak bardzo jak sobą i swymi rodzinami. Nie straż królewska, ale straż miastowa powinna mieć pod opieką...
– Yav, zostań tutaj. Zapytam czego ten ktoś szuka – powiedział Asmand i ruszył krok za krokiem w stronę mężczyzny. Z każdą chwilą jak się do niego zbliżał widział, że ten ktoś jest ubrany elegancko. Co ktoś taki robi w miejscu, gdzie mogą go okraść?
– Co pan tu robi? – zapytał Asmand.
Człowiek natychmiast odwrócił się do niego sięgając po broń.
– Spokojnie, nie chcę walczyć, ale tutaj mieszkali bliscy mi ludzie i chcę wiedzieć dlaczego kręci się pan przy ich domu.
– Powiedziano mi, że tutaj mieszka mój syn. – Mężczyzna nadal trzymał rękę na nożu. Nie widział twarzy tego z kim rozmawia, a wielu już go tak zagadywało, aby potem napaść.
– Syn?
– Tak. Leteno, mój syn.