30 sierpnia 2012

Rozdział 13 - „On się tylko tobą bawi”

Przed Wami przedostatni rozdział tego opowiadania. Przyznam, że męczyłam dwa ostatnie rozdziały długo. Ciężko mi się pisało i nie miałam na to opko ochoty. Są jakie są. Za tydzień wstawię ostatni.
W ten weekend wyjeżdżam, wracam poniedziałek/wtorek. Życzę udanego weekendu. :D

Dziękuję za komentarze.

I nareszcie rozdział sprawdzony. Moja Ayś wróciła :**

***

Kolejne dni upływały przy upalnej pogodzie, a letnie burze zawitały kilka razy. W czasie nocnych wyładowań Alain nie nadążał z myśleniem o tym, jak bardzo się boi. Czas zajmował mu Fabrice coraz bardziej wpatrzony w swego chłopaka. Byli już razem dwa tygodnie, podczas których Fabi wyciągnął Alaina na kilka imprez, ale nie robił tego siłą. Chłopak sam chciał mu towarzyszyć. Przynajmniej na początku. Co najważniejsze, żaden z nich nie udawał, że nie są razem. Nie wszyscy patrzyli na nich przychylnie, ale wielu osobom nie przeszkadzała ich orientacja. Najbardziej cierpiały dziewczyny, które zawiodły się na Fabricu i straciły wszelką nadzieję na romans z nim. Ingrid szczególnie to przeżywała i lodowatym wzrokiem patrzyła na nich. Fabrice był szczęśliwy, gdyż w końcu pozbył się tego rzepa. Teraz siedział na jednej z kanap w salonie u Pascala, który wysępił u rodziców za te ich wszystkie kłamstwa wolną chatę na cały weekend. Oparty o niego Alain popijał małymi łyczkami piwo z butelki, śledząc imprezowiczów.
- Wyglądasz na znudzonego – powiedział Fabi głośno do jego ucha, gdyż dudniąca w głośnikach muzyka była zbyt głośna na normalną rozmowę.
- Nie, dobrze jest. Jestem z tobą – zerknął na niego, ale zaraz uciekł wzrokiem. Chodził z nim wszędzie, żeby Fabrice nie znalazł sobie powodu do rzucenia go. Chciał się postarać być dla niego interesujący. Zresztą, spędzali też i spokojne wieczory w domu lub na tamtym wzgórzu, oglądając zachody słońca. Nie narzekał, bo było mu dobrze.
Wszystko się jakoś układało w jego życiu. Cedric często się z nim spotykał. Potrafili godzinami rozmawiać. Fabrice podchodził do jego przyjaciela z rezerwą. Tak, jakby był zazdrosny. Pomimo wiedzy, że Ced jest heteroseksualny. Dobrze dogadywał się też z przyjaciółmi Fabiego od czasu pijackiego spotkania w domu. Całą noc przesiedzieli razem po tym, jak przenieśli się do pokoju Chartiera. Cała trójka okazała się być po ich stronie. Natomiast Alain musiał przyznać sam przed sobą, że w ich towarzystwie czuje się w pełni rozluźniony, wiedząc, że polubili go takiego, jakim jest. Charlotte nie raz skakała z pazurami do Fabiego, mówiąc, że ma u boku skarb i ma się nim zajmować, jak należy. Pochlebiało mu to, ponieważ tak okazywała swoją troskę o bliskie osoby. Gdyby był innej orientacji, to chciałby spotkać właśnie taką dziewczynę.
Dostał też wiadomość z uczelni. List przeleżał u jego sąsiadki, kiedy ta, odbierając pocztę, przypadkiem opuściła go i wylądował sobie za szafką w przedpokoju. Został przyjęty. I z ulgą przyjął tą wiadomość. Rozmawiał też z Fabim o studiach i okazało się, że będą się uczyć na tej samej uczelni. Alain tak wiele chciał zrobić i dużo nauczyć się, ale wiedział, że wydział weterynarii nie jest dla niego, mimo miłości do zwierząt. Nie dałby rady patrzeć na ich cierpienie. Dlatego po ciężkiej walce z samym sobą zapragnął w przyszłości pracować w laboratorium, badać różne próbki, rozpoznawać choroby, wykluczać je. W ten sposób pomagać innym. A może i Fabiemu, który marzył, aby założyć w przyszłości własną klinikę weterynaryjną. Obok mógłby stworzyć laboratorium. Mógłby mu pomagać, a także i zwierzętom. Przecież to na ich losie najbardziej im obu zależało. To były dalekosiężne plany, mógł wybiegać naprzód, a potem boleśnie upaść. Doskonale to rozumiał, ale nic nie mógł na to poradzić. Zakochał się. Chciał być z Fabim. Dawniej sądził, że nie można pokochać kogoś tak od razu, a jeszcze dziwniejsze było dla niego snucie planów na przyszłość. Teraz to on tak robi. Nie jest pewny tego związku, a wymyśla niestworzone rzeczy.
- Alain, zamyśliłeś się.
- Słucham? A tak. Pytałeś o coś?
- Czy przynieść ci jeszcze piwa? – oczy Fabiego błyszczały w sztucznym świetle niesamowitymi iskierkami.
- Nie, to mi wystarczy.
- To ja zaraz wracam. Pilnujcie go – zwrócił się do Lotty i Pascala. Olivier gdzieś przepadł.
- Ma się rozumieć – Pascal miał ochotę wstać i zasalutować, ale się powstrzymał. - Twoi żołnierze zawsze w gotowości.
- Nie pij więcej – Charlotte dała mu kuksańca w bok.
- Nikt mnie nie musi pilnować. Idę do toalety – zaśmiał się Alain i złapał Fabiego za szczękę. Pocałował szybko i zdecydowanie, na końcu liżąc jego dolną wargę.
Dziewczyna zagwizdała i zaklaskała.
- Juhuuuu. Widać, kto rządzi w tym związku.
Fabrice tylko zerknął na nią i zignorował dziewczynę, pod nosem uśmiechając się do siebie i nie wierząc, jak dużo ciepła wyciągnął z niego Alain. Zmienił go i to nagle w tą jedną noc w lesie. No, może nie zmienił, po prostu obudził pokłady uczuć.

Alain skorzystał z toalety i mył właśnie ręce, kiedy obok niego oparł się o ścianę znany mu z widzenia chłopak. Ten, z którym tak... czule? Nie, to złe słowo. Tak blisko rozmawiał Fabi na urodzinach Oliviera. Dziś widział go parę razy przyglądającego im się.
- On się tylko tobą bawi – zagadnął Xavier.
- Proszę? O czym ty mówisz?
- O Fabim. Taki chłopak, jak on potrzebuje kogoś bardziej w jego stylu.
- Tak? A jaki jest niby ten styl? - założył ręce na piersi.
- Wiesz, siedzenie na kanapie cały wieczór, podczas gdy chłopak potrzebuje więcej wrażeń, raczej nie jest do niego podobne.
- Sądzisz, że TY dałbyś mu więcej „wrażeń”? - zaczął się denerwować. Czego ten głupek się go czepił?
- Oczywiście. Ty jesteś tylko zabawką. Pobawi się, poudaje i porzuci. Zajmie się kimś innym.
- Fabi nie jest taki. Jest stały w uczuciach.
- Wydaje ci się, że pokocha kogoś takiego, jak ty – Xavier zmierzył go od stóp do głowy. - Nie powiem, bo niezłe z ciebie ciasteczko, ale nie mam zamiaru nudzić się w łóżku.
- Zapewniam, że Fabi się nie nudzi. A ty nie wszczepiasz do mego umysłu wątpliwości. Zainteresowałeś się nim dopiero, jak z kimś jest. Lubisz rozwalać cudze związki? Zakazany owoc smakuje lepiej? To nie licz na ten z białymi włosami, bo jest mój i go kocham – warknął Alain.
Xavier miał coś powiedzieć, ale spojrzał na stojącą za Alainem osobę, warknął i wyszedł. Lavelle obejrzał się za siebie. Olivier zadowolony z tego, co słyszał, miał ochotę go uściskać. Xavier od pewnego czasu zaczął go denerwować. Facet coraz bardziej się panoszył i zaczepiał tylko zajętych mężczyzn.
- Olivier – zakłopotany odgarnął z czoła włosy.
- Różnych rzeczy można się dowiedzieć, siedząc na kibelku – podszedł do umywalki i zaczął myć ręce. - Fajnie, że Pascal ma takie dwie kabiny w łazience, jak w klubach. Można podsłuchać, co nieco. Tego, że ktoś kogoś kocha również.
- Ee... Nie mów nic Fabiemu. On nie wie o tym.
- To dlaczego mu nie powiesz? - wyrwał z pojemnika papierowy ręcznik.
- Powiem, jak przyjdzie odpowiednia pora.
- To zamykam buzię na kłódkę – wykonał określony gest ręką przy ustach. - I nie przejmuj się tym, co powiedział ten drań. Fabi nigdy nikogo nie traktował, jak zabawki. On zawsze czekał na tą jedną osobę.
- Wiem.

Po krótkiej rozmowie wrócili do stolika. A stęskniony Fabrice przywitał swego chłopaka gorącym pocałunkiem. Alain pragnął już wrócić do domu, lecz nie chciał psuć zabawy Fabiemu. Po spotkaniu w toalecie nie chciał też widzieć Xaviera. Chłopak go zdenerwował, ale sam siebie zadziwił, przybierając taką postawę. Chyba był jednym z tych facetów, co to bronią tego, co jest ich. A Fabi był jego. I tylko jego. W tamtej chwili zdobył pewność. Położył głowę na jego ramieniu i przymknął powieki. Dyskretnie wciągnął zapach swego chłopaka. Fabrice zawsze ładnie pachniał. Nie słuchał, o czym mówili, wolał zatonąć w marzeniach. Jakże szybko te marzenia przeszły w sny, gdy odpłynął. Nie przeszkadzała mu głośna muzyka, wycie ludzi, którzy próbowali śpiewać, ani ich gadanina. Wystarczyła tylko obecność Fabrica, żeby go uśpić.

Zbudziło go szarpanie i jakiś głos wołający jego imię. Tylko po co? Przecież tak fajnie mu się śpi.
- Alain – zaśmiał się Fabrice. - Wracamy do domu. Lotta nas podrzuci.
- Mmmm, jeszcze chwilę.
Fabi nie mógł powiedzieć o nim nic innego, jak tylko „słodki”.
- Nie, wstawaj teraz – chłopak spał z głową na jego kolanach. - Impreza się kończy. Spadamy. Jest trzecia w nocy.
- Co?! - natychmiast się podniósł. - Rano muszę wcześnie wstać. Umówiłem się z Cedrikiem o ósmej – przetarł dłonią oczy.
- Ósmej? Przecież to noc – jęknął Chartier.
- Dla ciebie. Nie dla mnie – podniósł się i rozejrzał. Byli w budynku sami. Poza ich małą grupką. - To wracamy czy gadamy?
- O, Alain, podobasz mi się taki – wtrąciła Charlotte, która im się przysłuchiwała.
- Ja się sobie chyba też taki podobam.
- A mnie się podobasz taki zaspany – Fabi pocałował go w policzek i objął. - To teraz do domciu i spać.
- A Pascal gdzie jest? - zapytał Alain, ruszając pierwszy.
- Niedługo po tym, jak zasnąłeś, on zamknął się w swoim pokoju, a nam zostawił dom. Rano idzie do pracy – poinformował Olivier.
- Aha.

W domu zmęczeni porozbierali się z ubrań i położyli spać. Każdy do swego łóżka, żeby tylko nic ich nie kusiło. Bo ostatnio, gdy byli blisko siebie i zostawali sami, nie potrafili odczepić od siebie rąk. Wciąż się dotykali, całowali, co zazwyczaj kończyło się przynajmniej robótką ręczną lub ustną. Dziś dumni z siebie zasnęli, ledwie ich głowy dotknęły poduszek.

***

- Wiedziałem, wiedziałem – Alain po szybkim prysznicu próbował się ubierać, a Fabi leżał w łóżku i obserwował komiczne sytuacje, jakie z tego wychodziły. Przy próbie Alaina, która polegała na włożeniu dwóch nóg w jedną nogawkę, śmiał się na głos. To zaś przywołało do niego Nelly. Suczka z ciekawością patrzyła, to na jednego i na drugiego, zastanawiając się, w co oni się bawią. Zwłaszcza jej nowy pan.
- Tylko godzina spóźnienia.
- Byłoby więcej, gdyby Cedric nie zadzwonił. Cholera, gdzie mój portfel?
- Poczekaj, podwiozę cię do centrum – Fabi podniósł się z łóżka i przeciągnął.
- Naprawdę? Dziękuję – rzucił mu się na szyję.
- Ty się tak nie rzucaj, bo jeszcze cię popchnę na to łóżko i przygwożdżę całym ciałem, a potem rozbiorę i wedrę w ciebie... Co tak patrzysz?
- Obiecanki cacanki – puścił mu oczko, co zamurowało na chwilę Fabiego. Czyżby? Nie nalegał na zmianę ról. Wolał poczekać, aż Alain dojrzeje do tego.
- Sugerujesz mi coś?
- Może. Na razie bierz kluczyki... Nie, najpierw się umyj, zwłaszcza zęby, i ubierz. Zadzwonię do Cedrica, żeby poczekał dłużej – wyszedł z pokoju cały czerwony na policzkach. Właśnie zaproponował mu seks w innej konfiguracji? Może najwyższy czas na to. Ile ma kazać Fabiemu czekać? Najwyższa pora dorosnąć. Zszedł na dół, śmiejąc się do siebie i wybierając numer Cedrica.

***

Przyjaciela zobaczył przy fontannie. Tej samej, pod którą lata temu robili sobie zdjęcia. Pomachał do niego. Obok szedł Fabrice. Chłopak odprowadzał swego partnera na spotkanie z Cedriciem, zanim pojedzie na uczelnię. Beztrosko można żyć do pewnego momentu, a rok akademicki zacznie się za kilka tygodni, więc musi się wziąć za siebie.
- Cześć. Przepraszam, zaspałem – Alain zaczął tłumaczyć się Cedricowi.
- Czekam i czekam – udał oburzonego. - W sumie mogłem spotkać się z tobą około południa, ale mówiłeś, że wcześniej wstajesz. Cześć, Fabrice.
- Hej. Już znikam. Mam dziś umówione spotkanie z moim profesorem. Jakbyś czegoś potrzebował, to dzwoń – zwrócił się do swego chłopaka. Miał go ochotę pocałować, ale wolał nie robić tego w miejscu publicznym i kusić losu. Nigdy nie wiadomo, czy jacyś dresiarze się gdzieś nie kręcą.
- Ok. Do zobaczenia w domu – patrzył, jak Fabrice odchodzi w stronę, gdzie zostawili auto, po czym skierował wzrok na Cedrica.
- On naprawdę cię lubi – stwierdził przyjaciel.
- Chyba tak.
- Chyba? Gdzie ty masz oczy i rozum? Ja bym nie poprosił dziewczyny o chodzenie, gdyby mi na niej nie zależało.
- Wiem, że mnie lubi, ale nie jestem pewien, jak bardzo. Czy to coś więcej – przeszedł do cienia i usiadł na wolnej parkowej ławce.
- I pewnie on też nie wie, co ty czujesz – Cedric usiadł obok niego.
- Nie wie. Ale, ale, nie mieliśmy gadać o mnie. Chciałeś mi coś powiedzieć – usiadł bokiem, prawą nogę zginając w kolanie i wsuwając jej łydkę pod udo lewej.
- Postanowiłem wyjechać wcześniej.
- Wcześniej to znaczy, kiedy?
- Z początkiem września. Miejsce w akademiku czeka. Można tam od przyszłego tygodnia się wprowadzać. A ja przed nauką chcę poznać miasto i towarzystwo – gestykulował Ced.
- Nie tłumacz się. Przecież i tak byś wyjechał. Żal mi to przyznać, ale nie jesteśmy już dziećmi. Nie będziemy tylko siedzieć przy sobie. Prędzej czy później nasze światy się rozejdą. Szkoda tracić dobrego kumpla, właściwie przyjaciela. Będziemy się pewnie widywać w wolne dni. Sam zacznę naukę, to nie będę miał wiele czasu.
- Jakoś znajdziemy sposób na spotykanie się. Przecież jesteśmy kumplami na wieki. Pamiętasz przysięgę? - jego oczy błądziły po twarzy Alaina.
- Czekaj, jak to szło? Ja, tu każdy z nas mówił swoje imię, przysięgam...
- …być twoim przyjacielem na dobre i na złe. W czasie pogody i...
- …burz. Pokoju i wojny. Na zawsze.
- Na zawsze – dokończył Cedric wraz z nim.
Zahaczyli o siebie małe palce prawych dłoni. Zaczęli się śmiać.
W życiu Alaina zaszła ogromna zmiana. Układało się ono tak, jak zawsze chciał. I w tym momencie dawał sobie mentalnego kopniaka za zwątpienie w przyjaźń Cedrica kilka tygodni temu, przed wyjazdem rodziców. Nawet chłopak przeprosił go, że zapomniał o jego urodzinach.
- Wiesz co, Alain?
- Co?
- Dobrze znów widzieć ciebie w wersji sprzed liceum. Częściej się śmiejesz i masz taki fajny błysk w oku.
- Doszedłem do wniosku, i to chyba dzięki Fabiemu, że nie warto się przejmować ludźmi, którzy mają cię gdzieś. Jak im się coś nie podoba, to ich sprawa. Warto mieć jednego dobrego przyjaciela niż wielu fałszywych przyjaciół. Tak to szło?
- Mniej więcej. Fajnie, że wróciłeś – przybili sobie piątkę. - Kiedy wraca twoja mama?
- Dzwoniła i mówiła, że za tydzień. I wracam do domu. Co mnie jednak nie cieszy. Przyzwyczaiłem się, że mam obok Fabiego – miał gdzieś, że gada o takich rzeczach z Cedriciem. To był jego przyjaciel, a potrzebował z kimś innym porozmawiać niż tylko z Fabim.
- I tak będziecie się często widywać.
- Ta. Na przykład na uczelni. Co prawda inne wydziały mamy, ale to samo miasteczko studenckie.
- Wybrałeś już kierunek?
- Oczywiście. Z planem na przyszłość. Ale nic ci nie zdradzę. Nie chcę zapeszyć – dodał szybko, wiedząc, że La Brun zaraz zapyta, co to za plany.
- Ok. A ja będę w niebie. Uniwerek, na który idę ma w swoich sidłach masę dziewczyn. Ale będzie jazda.
- To już nie jesteś z tą... jak jej tam...
- Nie. Nie będę się wiązał, kiedy w morzu tyle rybek. Lubię laseczki. Nie mów, że ty nie oglądasz się za facetami.
- Oglądam, ale nigdy jakoś nie robiłem tego tak, jak ty za dziewczynami. Zawsze chciałem mieć tego jedynego.
- Romantyczna dusza z ciebie. To idziemy na lody?
- Wiesz, dzięki za propozycję, ale mam już chłopaka – powiedział Alain. Cedric chwilę na niego patrzył, zanim dotarło do niego, co ma na myśli Lavelle i zaczął się śmiać. Szturchnął go w ramię.
- Zbiłeś mnie z tropu na moment. Chodź, Fabrice nie musi o tym wiedzieć – mrugnął do niego.
- Nie musi – roześmiał się. Wstali i poszli do budki z najlepszymi lodami w mieście.

***

Takiego gościa się nie spodziewał. Zastanawiał się, skąd kuzyn wiedział, gdzie on tymczasowo mieszka.
- Marcel? Co ty tu robisz? - właśnie wrócił ze spotkania z Cedriciem. Fabiego jeszcze nie było, sądząc po tym, że jego auto nie koczowało na podwórzu.
- Przyszedłem do ciebie – chłopak wstał ze schodka.
- Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? – nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte. Wyjął z kieszeni klucze i zaprosił kuzyna do środka. Zaraz przywitała ich suczka, najpierw szczekając, a po chwili skacząc po Marcelu.
- Nie. Tym bardziej babcia – pogłaskał psa po łbie. - Chciałem się dowiedzieć, o co chodzi. Nie tylko ja, ale moje rodzeństwo również.
- A ty jesteś kimś w rodzaju ambasadora czy kimś takim? - zdjął buty i poszedł do łazienki umyć ręce.
- Można tak powiedzieć – Marcel dyskretnie rozglądał się po przedpokoju. - Słyszeliśmy, jak babcia mówiła, że nie chce cię więcej widzieć.
- A co dokładnie wiesz? - po wytarciu rąk przeszedł do kuchni. - Napijesz się czegoś?
- Może jakiegoś soku.
- To siadaj. Jabłkowy może być? Jest z dodatkiem mięty. Pani Sabrine wczoraj zrobiła.
- Tak, może być – piętnastolatek usiadł przy stole.
- Więc, co wiesz? - sięgnął do lodówki po szklany dzbanek.
- Niewiele. Gdy pytałem, to babcia zaraz nabierała wody w usta, a mama powtarzała, że nie musimy wiedzieć. Ale usłyszałem, jak tacie wymsknęło się słowo „pedał”. Podejrzewamy z dziewczynami, że nie miał na myśli pedałów od twojego roweru – przed nim pojawiła się pełna szklanka soku, była wysoka z rysunkiem cytryny.
Alain usiadł naprzeciw kuzyna. Sytuacja nie była ciekawa. Bolało go, jak został potraktowany. Nie chciał, żeby kuzyni zachowali się tak, jak starsze pokolenie rodziny. I ukrywanie się nie wychodzi na dobre. Lepiej, żeby znali o nim prawdę.
- Mieli na myśli to, że jestem gejem, a chłopak, z którym wtedy przyjechałem, jest moim partnerem – nie patrzył na niego. Nie chciał widzieć obrzydzenia na twarzy kuzyna.
- Aha. Fajnie.
Alain popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Fajnie?
- Myślałem, że to coś gorszego. Mam piętnaście lat, ale nie znaczy, że nie wiem, co to homoseksualizm. Pamiętaj, że mieszkałem z dziadkiem. Po cichu uczył nas tolerancji. Swoją drogą sądziłem, że jego pokolenie zawsze było przeciw inności – wypił duszkiem połowę soku.
- Nie masz nic przeciw?
- Nie i moje rodzeństwo też nie będzie miało, jak im powiem. Jakbyś się chciał z nami widzieć, to dzwoń i spotkamy się u ciebie w domu lub na mieście. Babcią i moimi rodzicami się nie przejmuj. Są zacofani. Będą kiedyś żałować, że wygonili cię z domu.
Trzasnęły drzwi na zewnątrz i zaraz ukazała się w kuchni Amelie.
- Już jestem, widzę, że ty też... o, i nie sam. Cześć.
- Cześć – odpowiedział Marcel, przyglądając się dziewczynie.
- Ami, to mój kuzyn, Marcel. Marcel, to Amelie.
- Kuzyn? Fajnie poznać kuzyna mojego ulubieńca – zaczęła paplać. - Mam nadzieję, że jesteś tak samo fajny, jak Alain. Tylko on już jest taki stary – na te słowa Alain się oburzył. - Mój brat też. Fajnie widzieć w tym domu kogoś w moim wieku – wzięła nóż i zaczęła obierać jabłka, oczywiście wcześniej umyła ręce. Wieczne przypominania rodziców odniosły skutek. – Wiesz, koleżanek mam sporo, ale to dziewczyny. Ja czasami lubię spędzać czas z chłopakami. I nie jestem chłopczycą. Po prostu poza dobrą przyjaciółką, Evą. Z chłopakami lepiej się dogaduję, co do muzyki. Słucham wszystkiego, ale szczególnie rocka. A z rocka to, co tylko się da. Stare, nowe piosenki. Spokojne też lubię, ale trzeba mieć odpowiedni nastrój do tego. Chcesz, to pokażę ci moje mp3. Mam ich na kompie tysiące. Tylko nie mów nikomu, skąd je mam.
Alain zaczął się śmiać.
- Co rechoczesz? - zapytał Marcel.
- Ktoś cię przegadał. I, Ami, nie wiedziałem, że potrafisz tyle mówić i to z prędkością maszyny do pisania.
- Ale śmieszne. To co, Marcel, idziesz na górę?
- Chętnie. Ten tu niech dalej się nabija.
Jeszcze długo Alain siedział w kuchni i podśmiewał się z całej sytuacji. Jego kuzyn wpadł w oko Amelie. Ale czy oni nie byli za młodzi na romanse? Tak, tylko jego umysł mógł zobaczyć w tym coś więcej niż szanse na dobre koleżeństwo. Lecz się, Alain, lecz.

***

Fabrice, zadowolony ze spotkania, wszedł do domu. Ale to nie wizyta z profesorem go tak radośnie nastroiła. Z piętra płynęła muzyka i, jak się nie mylił, to był Aerosmith. Dziwne, jego siostra zazwyczaj zakładała słuchawki i męczyła swoje uszy w taki sposób. Wszedł do kuchni. Musiał się czegoś napić. Stanął w drzwiach i zastał miły dla oka widok. Jego chłopak stał do niego tyłem i coś robił na blacie. A obok niego siedziała Nelly i wgapiała się w niego z zainteresowaniem. Podszedł po cichu i objął Alaina od tyłu.
- To ja. Co robisz?
Alain pociągnął nosem.
- Sałatkę.
- Ej, ty płaczesz? - odwrócił go przodem do siebie.
- Kroiłem cebulę i tak jakoś...
Fabrice zerknął na blat. Leżały na nim pomidory, ogórki, ale nigdzie nie było wspomnianej cebuli.
- Nie wierzę ci. O co chodzi?
- Marcel, mój kuzyn, jest na górze z Amelie. Przyszedł wypytać mnie o to, co się wydarzyło.
- I zwyzywał cię? - objął go w pasie i uważnie obserwował mimikę twarzy swego partnera.
- Nie, przeciwnie. Potem przyszła Amelie. Marcel chyba jej się spodobał, bo paplała bez przerwy. Pośmiałem się, że przebiła w gadaniu Marcela. Potem oni poszli słuchać muzyki, a ja tak zacząłem rozmyślać o wszystkim, co było i jest – odsunął się od niego i zaczął krążyć po pomieszczeniu. - O tym, co nas tak naprawdę łączy. Czy jestem kimś więcej dla ciebie niż kochankiem i osobą towarzyszącą na imprezy? Nie gniewaj się na to, ja tylko chwilkami mam wątpliwości. Myślałem też o tym, co będzie na studiach. Jak ludzie będą na nas patrzeć. Nie myślę zachowywać się tak otwarcie, jak w domu, ale też nie będę ukrywał, że jesteśmy razem – spojrzał na niego. - Nie wiem, co ty na to. Z jednej strony nie chcę stać się obiektem kpin, a z drugiej chcę pokazać innym, że ty i ja jesteśmy parą.
- Że jestem twój?
- Tak – odpowiedział bez namysłu.
- Widziałem się dziś z Xavierem na uczelni. Powiedział mi o incydencie w łazience.
- Pow... Co ci powiedział? - wystraszył się. Chyba nie to, o czym teraz myśli. To sam mu chce powiedzieć. Oczywiście, jak przyjdzie pora.
- Coś bardzo ciekawego – zaczął iść w jego stronę.
- To znaczy? - cofał się.
- Powiedziałeś mu, że jestem twój i on ma się do mnie nie zbliżać. Jesteś zazdrosny. To mi pochlebia.
- Tylko tyle ci powiedział?
- A było coś jeszcze?
- Nie, nic. Tylko to, że chciał mi cię zabrać. Jesteś mój? - Alain zatrzymał się, gdy plecami uderzył o ścianę.
- A ty? - Fabi odpowiedział pytaniem na pytanie. Wiedział, że Alain ukrywał coś więcej. Xavier wszystko powiedział, ale woli poczekać, aż Lavelle sam mu powie te słowa. Już raz się wygadał. Oparł ręce po obu stronach głowy Alaina. - Jesteś mój – zgiął łokcie i mógł zbliżyć swe usta do jego.
- Jestem – niech on się odsunie, bo zaraz się na niego rzuci, a nie byli w domu sami. Chemia między nimi była niesamowita. - A ty? Czy jak przyciąganie pomiędzy nami się wyczerpie, nadal...
- Nadal. Alain, nie rzucam słów na wiatr. Jak z kimś jestem, to na dobre i złe. A z tobą chcę być. I bardzo bym chciał teraz... – przesunął rękę wzdłuż jego boku w stronę biodra i zatrzymał dłoń na jego pośladku. Trącił nosem o nos chłopaka zaczepnie.
- Ale mówimy o uczuciach, nie seksie – odciągnął jego dłoń.
- A czy jest jakaś różnica? - od razu zrozumiał, że powiedział coś źle. Złość w oczach Alaina i nutka bólu jasno mu to wytłumaczyły. Chłopak odepchnął go.
- Nie widzisz różnicy?! Wiedziałem. Chcesz być ze mną tylko dla seksu!
- Nie zachowuj się, jak baba w ciąży. Zmieniasz ostatnio nastroje z chwili na chwilę! Jestem z tobą i chcę być. Gdyby mi na tobie nie zależało, i nie mam tu na myśli seksu, to bym z tobą nie był.
- Nie jestem babą! I co mam poradzić na to, że niby jestem pewny ciebie, ale chwilami powiesz coś takiego, że ciarki mnie przechodzą. Gorzej, jak trafisz w chwilę zwątpienia. To, co jest między nami, jest kruche lub słabe, jak bańka mydlana. Boję się, że w każdej chwili może to pęknąć.
- Aż tak we mnie nie wierzysz, kochanie? - przycisnął go mocno do swego ciała. - Nadal ci trudno zaufać. Zależy mi na tobie. Co mam zrobić, żebyś był mnie pewny?
- Może właśnie to. Po prostu mnie przytulić bez podtekstów.
- Alain, przecież to ostatnio ciągle ty dobierasz się do mnie.
- Nieprawda – poczerwieniał.
- Prawda. I mi to bardzo odpowiada. Jesteśmy młodzi i pragniemy siebie nawzajem. I zależy mi...
- Zaraz sobie rzygnę, widząc i słysząc ten lejący się lukier – Amelie zawsze mówiła wszystko wprost. - Wprowadźcie trochę angstu.
Chłopcy odsunęli się od siebie. Obok dziewczyny stał Marcel z oczami, jak pięć złotych. Alain odchrząknął zakłopotany.
- Nie będziemy się kłócić, bo ty nie chcesz mieć próchnicy. Jak się nie podoba, to wara od nas – powiedział niby groźnie Fabrice, ale w oczach miał iskierki rozbawienia.
- Bla, bla, bla. Jesteśmy głodni. A potem Marcel i ja idziemy do kina. Przyłączy się do nas również Eva.
- Marcel, tylko masz pilnować moją młodszą siostrzyczkę – Fabi poczochrał jej włosy.
- Sama się przypilnuję. Trzynaście lat to dużo. I zostaw moją czuprynę.
- O tak, jesteś już dorosła.
- Pasuje wam sałatka? - wtrącił Alain zły na siebie, że tak nagle wypalił z tymi swoimi wątpliwościami. Były w nim, ale przecież był pewny tego związku. Z dnia na dzień zbliżali się z Fabim do siebie. A dziś zdobył jeszcze jedną pewność, lecz pokaże ją Fabiemu w nocy.
- Może być – Marcel wreszcie wyszedł z szoku na widok wtulonych w siebie chłopaków. Nie przeszkadzało mu to. Po prostu pierwszy raz widział coś takiego. Do tego Amelie nakładła mu na górze, jak bardzo z początku Fabi nie lubił jego kuzyna, a potem nagle ona wraca z obozu i widzi zmianę w ich relacjach. Pozytywną zmianę. Polubił młodą. Tak nazywał ją w myślach. - Tylko nie wkładaj do niej cebuli.
- Nie ma w niej cebuli – wsypał wszystkie warzywa do salaterki i wymieszał. Na upały było dobre i lekkie jedzenie. Cholera, był facetem, a ostatnio zaczął robić się kurą domową. Brakowało jeszcze, by prał... A nie, to też robił, ale na szczęście tylko ze swoimi ubraniami, więc tak źle nie było. Niosąc do stołu misę, napotkał wzrok Fabiego.
- Co?
- Przyznałeś, że nie kroiłeś cebuli – wyszczerzył się chłopak. - Wiedziałem.
- Oj tam, czepiasz się słówek. Jedzcie, żarłoki i nie sądźcie, że stanę się kurą domową. To pierwszy i ostatni raz.

23 sierpnia 2012

Rozdział 12 - „Tylko nie obłapiaj mnie przy nich.”

Bardzo dziękuję za komentarze. :**

Rozdział niesprawdzany. Wszystkie podmienię na sprawdzone, jak Ayś znajdzie trochę czasu. :D

***

Trzy dni. Od tylu byli razem i dziś mieli powiedzieć to rodzicom Fabiego. Od czasu ich pierwszego razu, kochali się jeszcze raz. Tej pierwszej nocy. W jego łóżku. Fabi sam do niego przyszedł. Nie musieli nic mówić. Słowa zastąpiły gesty. I ponownie było wspaniale. Podniecał go widok uległego Chartiera. Wczoraj napisał do Cedrica, że są parą, a ten pogratulował i powiedział, że wraca niedługo to się spotkają. Chłopak załatwiał sobie akademik. Był bardzo podekscytowany studiami. Natomiast on, mimo że wysłał papiery do kilku uczelni, nadal nie wiedział czy został przyjęty. Miał jeszcze tydzień na odpowiedź. Później sam się zainteresuje tematem. Codziennie dzwonił do sąsiadki, która odbierała ich pocztę z pytaniem czy nie ma jakiejś korespondencji dla niego. Niestety odpowiedź ciągle brzmiała: „nie”. Ledwie wyszedł z łazienki na parterze usłyszał jakiś hałas. Zaciekawiony zszedł na dół. W przedpokoju pani Sabrine ściskała swoją córkę, a suczka biegała wokół nich poszczekując radośnie i machając w kółko ogonem.
- Mamo puść mnie do licha. Udusisz mnie.
- Stęskniłam się, ale co tu robisz? - puściła dziewczynę. - I jak tu dotarłaś?
- Na obozie było jakieś zatrucie pokarmowe. Nasza grupa nic nie złapała – przeszła do kuchni, a w niej zajrzała od razu do lodówki – i woleli nie ryzykować, więc wysłali nas do domu. I o to jestem. Wróciliśmy pociągiem – wyjęła plasterek sera żółtego.
- Ludziska, dziewczyno umyj najpierw ręce – oburzył się ojciec. Odłożył poobiednią kawę. Było jakieś święto i mógł się w spokoju zrelaksować, nie myśląc o pracy.
- No, już, już – zjadła ser i poszła do zlewu umyć ręce.
- Zaraz siostra, czy ty powiedziałaś, że wróciłaś pociągiem? - Fabrice stanął obok swego chłopaka. Blisko, tak, żeby stykali się ramionami.
- Aha. Razem z naszą grupą – wytarła ręce w ścierkę.
- To dlaczego wcześniej ja musiałem cię zawozić?
- Rozmawialiśmy już o tym Fabrice – Sabrine usiadła obok męża. - A wiecie skąd to zatrucie?
- Kiedy my wyjechaliśmy, sanepid jeszcze nie wiedział. Ale podejrzewali nieświeże ryby – mówiła przeszukując szafki.
- Czego szukasz? - zapytała matka bawiąc się łyżeczką, która leżała na blacie stołu, a wcześniej posłużyła do zamieszania kawy.
- Herbatników. Jestem głodna.
- Nie ma, zeżarłem wszystko – odpowiedział brat.
- Ty mnie chcesz dobić – w końcu odwróciła się w ich stronę. - A wy co tak stoicie obok siebie? Już się lubicie?
- Gdybyś częściej dzwoniła... - nie dokończył Fabi, ponieważ mu przerwała.
- Oj tam, oj tam – machnęła ręką. - Nie miałam czasu. Zajęć była masa. I robiliśmy częste wycieczki.
Alain przysłuchiwał się wszystkiemu. U nich w domu nie było takiego ruchu. Chociaż u babci to dopiero było wesoło. Szczególnie w czasie posiłków. To mu przypomniało, że miał do nich zajrzeć. Dziś byłby najlepszy czas. W święto wszyscy byli w domu.
- Pojadę dziś do babci. Spędzę tam kilka godzin – poinformował.
- Nic nie mówiłeś. Mogę jechać z tobą? - Fabricowi oczy błyszczały patrząc na niego.
- A chciałbyś?
- Pewnie. Możemy pojechać autem, a potem gdzieś cię zabiorę. Spodoba ci się – wyciągnął rękę do jego policzka i pogłaskał czule. Alain odchrząknął i zwrócił się twarzą do domowników. Ci byli wpatrzeni w nich, jak w bardzo ciekawy obrazek. - No, właśnie. My mamy wam coś do powiedzenia, albo raczej poinformowania. Alain i ja jesteśmy razem – objął go jedną ręką w pasie. Wyczuwał spięte mięśnie swego partnera.
- Jesteś gejem? - Amelie omal nie zakrztusiła się jabłkiem, którym z racji tego, że nie miała ukochanych ciastek, musiała się zadowolić. Pytanie ewidentnie skierowała do Lavella.
- Jestem.
- Od dawna?
- Głupia jesteś, siostra. Od wczoraj. Wiadomo, że od dawna.
- Ale miałam na myśli odkąd wie o sobie. I tak nagle wracam, a wy razem?
- Właśnie synu co się zmieniło?
- Tato, wiele. Może zmądrzałem? A Ami, nie wypytuj za dużo.
- Spełniłeś moje marzenie o miłym zięciu – Sabrine udała, że ociera łzę z oka. I jeszcze trochę, naprawdę by się wzruszyła. Mąż pomasował ją po ramieniu.
- Ładny dzień kochanie, może zabierzemy Nelly i pójdziemy na długi spacer? - zaproponował Antoine.
- To my znikamy i nie wiem kiedy wrócimy. Chodź Alain, pojedziemy do twojej babci.
- Od razu?
- A po co czekać? O zachodzie słońca musimy być w jednym miejscu – pociągnął go za sobą do przedpokoju. - Chętnie poznam twoją rodzinkę.
- Ale oni nie wiedzą, że ja... i... - jąkał się Alain.
- Spoko, przecież jestem tylko twoim kolegą nie? To wersja dla nich. My wiemy swoje – zabrał kluczyki i wsunął na stopy buty.
- Tylko nie obłapiaj mnie przy nich. Tam jest pełno dzieciaków, a wiesz, że one widzą dużo – wsunął stopy w sandały o grubej podeszwie. Lubił takie buty w upały.
- Słuchaj się go.
- Mamo nie podsłuchuj!
- Dobra, już dobra.
Fabi tylko pokręcił głową i wyszedł razem z Alainem z domu.
- Twoi rodzice naprawdę zachowali się tak jak mówiłeś – rzekł Alain obchodząc samochód chłopaka.
- Miałem im to inaczej powiedzieć, ale poniosło mnie z tym głaskaniem po policzku – uśmiech Fabiego był szczery i promienny.
- Tylko przypominam, żeby nie poniosło cię u mojej babci.
- Oni naprawdę nic o tobie nie wiedzą? Moja rodzina wie o mnie – oparł się rękami o dach auta wyczekując odpowiedzi.
- Nie zrozumieliby. Zabronili przychodzić. A ja chcę tam bywać. Mam tam dużo wspomnień. Głównie związanych z dziadkiem.
- A twój dziadek...
- On nie żyje.
- Przykro mi.
- Mnie też, ale taka jest kolej rzeczy. To był wspaniały człowiek. On mnie zaakceptował. Jedziemy?
- Mhm – wsunął kluczyki do auta i otworzył zamki.
- Moglibyśmy wcześniej gdzieś wstąpić, na chwilkę? - zapytał Alain, gdy obaj już siedzieli w samochodzie.
- Pewnie. Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? - zapalił silnik.
- Cmentarz. Tam gdzie leży mój dziadek.
- Ok. Tylko powiedz który.
- Wschodni. Ten przy Le Medoc. I zabieraj łapkę z mego kolana – dodał w chwili, kiedy dłoń Fabiego zamiast do drążka zmiany biegów ponownie spotkała się ze znajomą już częścią ciała.
- Muszę trochę pomacać. Zabroniłeś mi robić to później – wyszczerzył się do niego, ale zabrał dłoń. Alain tylko pokiwał głową, nie wiedząc co powiedzieć. Nie wierzył, że do niedawna nawet nie mógł o nim marzyć, a teraz ten chłopak jest jego. Modlił się w duchu, żeby to trwało i nie skończyło się z ostatnim dniem, jego pobytu w domu Chartierów.

***

Cmentarz lśnił czystością. Różnokolorowe kwiaty wraz z palącymi się zniczami ozdabiały pomniki. Mówiły o tym, że bliscy troszczyli się o osoby, które ich opuściły. Liczne, czasem dwu metrowe, rzeźby aniołów, płaczących kobiet i świętych postaci wykonane przez specjalizujące się w tym firmy, wyznaczały często, że zmarła osoba pochodziła z bogatej rodziny. Przy tych grobach, jak i przy wielu innych siedziało kilka osób lub myło pomniki.
Alain z Fabricem stanęli przy skromnym pomniku, na którym postawiono bukiet świeżych, białych frezji. Lavelle zapalił znicz kupiony wcześniej u handlarza w małym kiosku.
- Dziadek lubił frezje. Pewnie babcia je postawiła. Jest tutaj prawie codziennie. Najdalej pojutrze zmieni bukiet – postawił czerwone naczynie z palącą się świecą w środku, na płycie grobu. - Witaj dziadku. Chciałbym ci kogoś przedstawić – wyprostował się i stanął obok Chartiera. Najchętniej wziąłby go za rękę, ale obawiał się żywych i ich oczu. Zresztą nie mógł ryzykować, że jakaś koleżanka babci, przypadkiem to zobaczy. Czuł na sobie wzrok Fabiego. - To mój chłopak. Wiem, że cieszyłbyś się gdybyś go poznał. Zawsze chciałeś, żebym miał kogoś. Stało się to dla mnie niespodziewanie szybko, sam jestem zaskoczony – spojrzał w niebieskie oczy swego chłopaka – tym wszystkim. Kilka tygodni temu traktowałeś mnie jak zero, ale teraz – zmienił odbiorcę swego krótkiego monologu – jakbym był kimś... - szukał odpowiedniego słowa - … szczególnym dla ciebie.
- Jesteś. Wiem, jaki byłem, lecz to nie było moje prawdziwe ja. W dużej części, w każdym razie.
- Co się złożyło na to, że pozwoliłeś wyjść swemu „drugiemu ja” na powierzchnię? - Alain ruszył powoli wzdłuż alejek ku parkingowi.
- Miałem przyjaciela – zrównał się z nim krokiem i szedł obok. - Kogoś kto była dla mnie jak brat. Powiedziałem mu, że jestem gejem. I niby było wszystko w porządku, jak zawsze, ale pewnej nocy po wyjściu z pubu Gilbert powiedział mi co myśli o takich jak ja. Od chwili gdy się o mnie dowiedział, wykorzystywał mnie do swoich celów. Byłem lubiany przez wykładowców, a Gil miał problemy. Groziło mu, że wyleci z uniwerku. Wstawiłem się za nim wykładowców, a szczególnie u dziekana. Udało mi się przekonać ich do dodatkowych terminów zdania egzaminów, musiałem im sporo przy tym nakłamać. W tamtym czasie Gilbert mieszkał u mnie – zerwał liść z drzewa, obok którego przeszli, i bawił się nim.- Jego sytuacja rodzinna była kiepska. Potrzebował spokoju... Tak sądziłem, ale wszystko, co robił i mówił, było kłamstwem. Mój „przyjaciel” chciał się zabawić. Pokazać, jak bardzo jestem naiwnym pedałem. Korzystał ze wszystkiego co mu dałem. Nawet dla Nelly był kochany, jak zawsze. A on odpłacił mi się słowami: „ I dobrze, bo rzygać mi się chciało, jak byłeś blisko mnie. Pedały powinny być zamykani w obozach.” Byłem dla niego bliski dopóki nie poznał kim jestem. Potem, jak powiedziałem, się zabawił.
- Nie był przyjacielem – wtrącił Alain. - Nie był nim. Prawdziwy przyjaciel tak nie postępuje. Jak mu przeszkadzał twój homoseksualizm, to od razu powinien to powiedzieć i odejść lub postarać się przekonać do twojej orientacji. Nie robić coś takiego.
- To ty tak sądzisz – z bramy wejściowej zobaczył swój samochód.
- Bo jestem za miękki?
- Bo Gil, to zły człowiek. Od tamtej pory postanowiłem nikomu nie pomagać, nie pozwalać zbliżyć się do mnie, nie ufać, a tym bardziej pozwalać mieszkać w domu, co od razu mogło wydać to kim jestem.
- Bałeś się, że kogoś polubisz, ta osoba dowie się prawdy i...
- Historia się powtórzy – dokończył za niego Fabrice. Zatrzymał się.
- Nie powtórzyła się – pogłaskał go po ramieniu, przyjacielsko.
- Nie, ale gdyby nie ta wycieczka, muszę podziękować Amelie za nią, moje serce nadal okuwał, by lód. Stopiłeś go. Tą pierwszą łzą, wzburzyłeś sztorm. Zawsze byłem podatny na mokre oczyska. Nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę cię pocałować – patrzył mu intensywnie w oczy.
- Fabi... - założył włosy za ucho.
- Wiem, nie zrobię tego tutaj, ale chcę byś to wiedział – puścił mu oczko.
- Wiem. Patrzysz tym swoim wzrokiem, mówiącym „mam ochotę cię pożreć.”
- Nie wiedziałem, że to, aż tak widać.
- Oj, widać, widać. A teraz uspokój się i jedziemy dalej.
- No już, już – uśmiechnął się do niego i podszedł do samochodu. Był z siebie dumny, że wygadał się przed nim. zuł taką potrzebę. A to sprawiło, że lżej mu się na duszy zrobiło.

***

Zajeżdżając przed dom babci Alaina, zaparkował obok furgonetki załadowanej sprzętami malarsko tynkarskimi. Kilka osób, będących w tamtej chwili na dworze, siedzących przy brązowym białym stoliku, przyglądało się im z ciekawością.
- Pamiętaj, jesteś tylko moim kolegą – przypomniał dziewiętnastolatek. Nie czekał na odpowiedź i wysiadł z auta. Fabrice postąpił jego śladem, co widział kątem oka. - Dzień dobry. Chciałem wam przedstawić mojego kolegę. Mieszkam teraz u jego rodziców.
- Dzień dobry – Fabi grzecznie skinął głowom starszym osobom. - Cześć dzieciaki – dodał widząc wgapione w niego oczy dwóch kilku latków i jednej nastolatki.
- Pfi – nie jestem dzieckiem, oburzyła się dziewczyna. - Mam siedemnaście lat.
- I pomyśleć, że za dziesięć nie będzie chciała przyznać się do swego wieku – zaśmiała się babcia. - Siadajcie chłopcy. Jacqueline, przynieś szklanki – zwróciła się do siedemnastolatki. - Twój kuzyn i jego kolega z pewnością napiją się kompotu z malin. Dodam, że domowej roboty. A maliny wyhodowane w własnym ogródku.
- Z przyjemnością napiję się czegoś co nie pochodzi ze sklepu – powiedział niezwykle uprzejmie Fabrice siadając na plastikowym krześle. Babcia Alaina wydała mu się niezwykle miłą osobą. Nie wiedział dlaczego jego chłopak boi się wyznać jej prawdę. Zaraz przed nim pojawiła się szklanka na której namalowane były słoneczniki, a do niej został wlany czerwony i pachnący napój.
- Częstujcie się ciastkami. Kokosowe – Fabrice wywnioskował, że kobieta, któa zaproponowała ciastka i siedząca obok małego chłopca musiała być ciocią Alaina.
- Wujku czy już skończyłeś malować w moim mieszkaniu? - zapytał Lavelle.
- Tak. Przypomnij mi, a dam ci klucze. Wszystko miało trwać miesiąc, ale okazało się, że jedna osoba więcej do pomocy i uwinęliśmy się szybko.
- Fajnie – nareszcie będzie mógł tam spędzać swobodniej czas.
- O, zdaje się, że wraca Marcel – babcia wychyliła się zza swej wnuczki, żeby widzieć wracającego z rowerowej wycieczki piętnastolatka.
- Cześć – Marcel podjechał i zatrzymał się tuż przy nich. Jego wzrok padł na kuzyna i nowego chłopaka. - Aleście się opalili. Zazdroszczę, ja to nie wiem ile razy bym próbował wciąż jestem biały – odstawił rower koło ściany domu.
- Koszenie trawy dało nam ten cudowny brązowy kolorek – wyszczerzył się Fabrice przyglądając się nastolatkowi. Jeszcze klika lat, a wyrośnie z niego przystojny młodzieniec. Już był wysoki, ale bardzo chudy. Włosy miał z lewej strony ścięte na krótko i wygolony wzór pioruna, a z prawej dłuższe, wystrzępione, sprawiały wrażenie niesfornych. Duże brązowe oczy, wydatne czerwone usta i wąski krótki nos z szerszymi skrzydełkami tworzyły ładną twarz.
- Najpierw tylko poczęstowało cię czerwonym kolorkiem – dodał Alain pamiętając smarowanie mu pleców balsamem.
- To jest duży minus przebywania na słońcu.
- Chętnie bym tak pocierpiał. Mamo jest coś do jedzenia?
- Obiad był dwie godziny temu, ale idź zostawiłam ci porcję.
- Dzięki – ucieszył się dzieciak i wbiegł do domu, a za nim młodsze rodzeństwo.
- Je wszystko i dużo, a chudy jak szczapa – westchnęła ciężko babcia. - Fabrice wyglądasz na starszego od mego wnuka.
- Tylko o rok.
- Studiujesz, pracujesz?
- Studiuję na uniwersytecie u nas weterynarię.
Alain spojrzał na niego. Dotarło do niego, jak mało wie o swoim chłopaku. Nawet nie zapytał się go co studiuje. Poczuł się głupio. Nawet jego babcia bardziej się interesowała Fabim niż on. On zamiast podjąć z nim normalną rozmowę gadał głupoty lub milczał próbując nie obudzić się i nie przekonać, że to tylko sen.
- Masz dziewczynę?
- Babciu co ty wywiad przeprowadzasz?
- Nigdy, poza Cedriciem, nie przyprowadziłeś żadnego kolegi. A tym bardziej dziewczyny. A właśnie, kiedy to jakąś poznam, zanim wybiorę się na tamten świat – kobieta dolała do pustej szklanki Fabiego kompotu. Jej siwymi włosami poruszył wiaterek.
- Nie śpieszy mi się do dziewczyn – miał ochotę uciec. Znów to samo. Dlaczego rodzina nie zostawi tej sprawy w spokoju?
- Nie śpieszy – parsknął dotąd milczący wujek. - Coś z tobą nie tak, jak nie oglądasz się za spódniczkami? - zażartował wujek, ale Alainowi nie było do śmiechu.
- Ze mną jest wszystko w porządku – porwał do rąk pełną szklankę napoju i wypił wszystko do dna.
- O, ho ho. Spragniony jesteś. Naleję ci jeszcze.
- Nie babciu, my już się zbieramy – wstał i popatrzył prosząco na Fabiego, żeby zrobił to samo.
- Już uciekacie? Dopiero przyjechaliście. A ja chciałam, cię poznać z córką naszej nowej sąsiadki. Wprowadzili się tydzień temu. Fajna dziewczyna...
- Jestem gejem – wypalił po cichu. Igdy nie będzie odpowiedniego czasu na przyznanie się do tego, więc co za różnica, że teraz to mówi.
Fabrice spojrzał na niego szybko i zbliżył się do chłopaka. Chciał mu dać oparcie.
- Czym jesteś? - ciocia pochyliła się w ich stronę marszcząc brwi.
- Gejem. Lubię facetów, a ten tu, – wskazał palcem na Chartiera – to mój chłopak – i tylko on wiedział ile to wyznanie go kosztowało, jak mocno bije mu serce i drżą ręce. Powiódł wzrokiem po wszystkich zszokowanych twarzach. Nie umiał z nich nic wyczytać. No, może poza jedną twarzą. Twarzą babci, której zaciśnięte usta mówiły wiele. A po chwili przemówiły, ale nie do niego:
- Claude oddaj temu chłopakowi klucze i powiedz, że dopóki żyję w moim domu nie chcę go widzieć – wstała i skierowała się w stronę wejścia do domu.
- Babciu! – Alain podbiegł do niej. Wiedział, że tak będzie. - Nie odchodź. Nie rób mi tego.
- Jak moja córka cię wychowała?! Jak może trzymać w domu takie wynaturzenie?! Twój dziadek się w grobie przewraca słysząc takie ohydztwa!
- Dziadek wiedział o mnie od początku! I wiedział, że nie można ci nic powiedzieć. I było mi ciężko ukrywać przed wami to jaki jestem. Teraz mimo tego, że to moje ostatnie chwile w tym domu, ten ciężar ustąpił. Wiecie już i ja przekonałem się jaką jesteś osobą babciu - piwne oczy wypełniły się zasłoną łez - I chociaż mi strasznie źle, widząc, że patrzysz na mnie jak na potwora, to będę miał nadzieję, że pewnego dnia twój wnuk gej, będzie mógł tu przyjść i go zaakceptujesz takim jakim jest – szybko otarł spływającą łzę. Nie będzie płakał, nie będzie. W każdym razie nie przy nich.
Fabrice nie mógł na niego patrzeć. Nie na te smutne oczy. Podszedł do niego i zwyczajnie przytulił całując przy tym w skroń.
- Nie ma to jak odrzucać kogoś takiego jak Alain, tylko dlatego, że urodził się waszym zdaniem inny. Też jest człowiekiem. Co za znaczenie ma kogo pragnie kochać? Chodź, kochanie – poprowadził go w stronę samochodu. - Wracamy do domu?
- Nie. Zabierz mnie tam gdzie chciałeś – odsunął się od niego, rzucając jeszcze okiem na rodzinę zanim wsiadł do auta.
- Na pewno?
- Tak. Nie chciałem im mówić, ale kiedy wypaliła z tym umawianiem mnie z jakąś dziewczyną, po prostu to powiedziałem. I wiesz co? - śledził wzrokiem jak Fabi wkłada kluczyki do stacyjki – Jestem z tego cholernie zadowolony. Mam to za sobą. Jedźmy stąd – wyjął komórkę. - zadzwonię do rodziców i powiem im, że jesteśmy razem i co dziś się wydarzyło. O ile się dodzwonię, bo babcia już pewnie też próbuje z nimi rozmawiać i przekazać swoje racje. Przeżyje szok, gdy dowie się, jak wspaniali są moi starzy.
- A wyglądała na miłą kobietę – wycofał z wjazdu.
- Bo jest miła. Tylko bardzo nietolerancyjna. Nie tylko dla gejów. Dla różnych nacji i kolorów skóry też. Halo mamo. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Jadąc Fabrice co jakiś czas rzucał okiem na swego chłopaka. Martwił się o niego. Ten pozorny spokój mógł być tylko ciszą przed burzą. I nie mylił się. Już pod koniec rozmowy z matką, któa ucieszyła się, że jej syn ma chłopaka, Alainowi załamał się głos, a oczy zrobiły się podejrzanie wilgotne. Pogłaskał go po kolanie dodając otuchy. Ale to nie na wiele pomogło. Po rozłączeniu się Lavelle ukrył twarz w dłoniach i wyszeptał:
- Dlaczego taki jestem?
- Ale jaki? - zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
- Gejem, mięczakiem, ciapą...
- Ej! - pochylił się i odciągnął mu ręce od twarzy. - Spójrz na mnie. No, rób co mówię – warknął wiedząc, że tylko tak zwróci na siebie jego uwagę. - Nie jesteś mięczakiem, ciapą, ofiarą życiową. Jesteś fantastycznym facetem z którym chcę być. A gdybyś nie był gejem, to bym nie mógł być z tobą – przyciągnął go do siebie i przytulił. Nie byli w za wygodnej pozycji, ale się tym nie przejmował.
- Ale gdybym był inny, moja rodzina by nie patrzyła na mnie, jak na potwora – rozpłakał się.
- Nie płacz, kochanie – sunął dłońmi po jego plecach próbując go uspokoić. Miękł widząc czyjś płacz, a tym bardziej Alaina.
- Nie mów do mnie kochanie – moczył jego koszulkę łzami.
- Dlaczego?
- Bo tak się mówi do kogoś kogo się kocha. A ty mnie nie kochasz – mocniej się w niego wtulił. Pragnął by chłopak zaprzeczył, ale nie zrobił tego. On go kochał, ale nie był gotów mówić Fabiemu o tym.
- Zależy mi na tobie. Lubię cię.
- Ale to co innego niż... Nie ważne – chciał się odsunąć, lecz Chartier go przytrzymał.
- Jesteś dla mnie ważny. Pamiętaj i jak chcę mówić do ciebie kochanie, to będę to robił – nie wiedział do końca co znaczy kochać. Wolał z takimi wyznaniami poczekać, upewnić się.
- Ok – pociągnął nosem. - Już jest ok. Możesz mnie puścić. Zabierz mnie tam gdzie chciałeś – odsunął się próbując przywołać na usta uśmiech. Pewny, że zrobi wiele, żeby Fabrice był z niego zadowolony. - To było tylko małe załamanie. I ty mówisz, że nie jestem miękki.
- Nie jesteś. Po prostu jesteś wrażliwy – wyjął z kieszeni paczkę chusteczek i mu podał.
- Dzięki. Jedź wreszcie – wyjął jedną chusteczkę i otarł oczy. - A w ogóle gdzie jedziemy? - odetchnął głeboko.
- W miejsce gdzie spędzałem mnóstwo czasu. Spodoba ci się.
- Wyjeżdżamy poza miasto? - Alain obserwował widoki za oknem.
- Mhm.


***

Po pół godzinie samochód zatrzymał się w całkowicie odludnym miejscu. Na samotnym wzgórzu porośniętym drzewami i krzewami, a także wysoką trawą. Wśród której rosły polne kwiaty.
- Co to jest?
- Moje ukochane miejsce w czasów liceum – odpowiedział Fabrice wyciągając z bagażnika koc. Po czym rozłożył go w miejscu, gdzie nie było drzew, a widok rozciągał się, aż po horyzont.
- Co ty robisz?
- Za dużo zadajesz pytań – rozłożył gruby materiał na trawie i usiadł. Poklepał miejsce obok siebie. - Chodź tutaj. Też potrafię być romantyczny.
- Romantyczny? - usiadł obok. Zdecydowanie miał lepszy nastrój nic wcześniej.
- Aha. Musimy trochę poczekać, ponieważ jesteśmy wcześniej.
- Na co?
- Na najpiękniejszy widok na świecie – przesunął się tak, że miał Alaina przed sobą pomiędzy swymi rozłożonymi nogami. Oparł go o swój tors i położył brodę na jego ramieniu, oplatając go rękoma w pasie. - Może to głupie co chcę ci pokazać, lecz dla mnie to najpiękniejszy widok na świecie.
- Dlaczego głupie? - odwrócił głowę w jego stronę.
- Jest to takie zwyczajne... nie ważne.
- Chodzi ci o zachód słońca? - położył swoje ręce na jego.
- Dlatego mówię, że to takie głupie. Nie dla wszystkich jest to interesujące, a dla mnie to najpiękniejsze naturalne zjawisko na świecie.
- Ty faktycznie masz coś z romantyka. Uwielbiam zachody słońca i zawsze marzyłem, aby móc je oglądać z kimś kogo kocham – spiął się, kiedy dotarło do niego co powiedział.
Fabrice wstrzymał oddech i zamknął oczy. Poczuł uderzenie gorąca. Pocałował go w szyję najczulej, jak potrafił.
- Kochasz?
- Zobacz, chyba już czas – chciał zmienić temat.
Całe niebo przed nimi zmieniało kolor na pomarańczowy, a okolica pokrywała się tą barwą w sposób, jaki nie można było dojrzeć mieszkając w wielkim mieście. Tarcza słońca wolno obniżała się na horyzoncie żegnając się z oglądającymi ten wspaniały widok.
Obaj młodzi mężczyźni oglądali stworzone przez naturę najwspanialsze przedstawienie świata. Fabrice nie pytał więcej o to czy Alain go kocha. Wiedział, że Alainowi wymsknęło się co nieco, ale czuł, że słowa miłości były skierowane do niego.
- Mógłbym tak tu siedzieć całą wieczność – po długiej chwili milczenia ciszę przerwał rozmarzony głos dziewiętnastolatka.
- Ja też. Wbrew pozorom są chwile, kiedy lubię spędzać tak czas. Nie tylko na imprezach. Wcześniej nie miałem z kim dzielić się takimi chwilami.
- Teraz masz? – Alain odwrócił się tak, że siedzieli do siebie zwróceni twarzami.
- Mam – położył swą dłoń na policzku chłopaka. Pochylił się. Ich usta dzieliły od siebie milimetry. Poczuli przebiegający po kręgosłupie prąd zamieniający się w żar, jaki ogarnął ich ciała, gdy gorące usta spotkały się we wspólnej pieszczocie. Z każdą upływającą sekundą oszałamiając ich i pogrążając w namiętności. Smakując się wzajemnie, ssąc swe języki i walcząc o prowadzenie w pocałunku położyli się na kocu. Niespokojne ręce z niecierpliwością błądziły po drugim ciele, zaglądając pod koszulki, trącając sutki, głaszcząc brzuchy. Atmosfera gęstniała, stawała się bardzo intymna, a szybkie oddechy świadczyły o pobudzeniu ich ciał. Fabi uczył się mapy ciała Alaina. Chciał wiedzieć, jak sprawiać mu przyjemność.
- Fabi, nie możemy tutaj... - Alain przygryzł dolną wargę.
- Możemy. Tu nikogo nigdy nie ma. A jak by był, niech zobaczy, jak pięknie wyglądają dwa męskie ciała złączone ze sobą w miłosnym akcie – przesunął kciukiem po ustach Alaina leżąc pod nim. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę się z tobą kochać. Mam ochotę robić to ciągle.
- Tak? Sądziłem, że nie chcesz skoro nie dążysz do tego.
- Chcę. Po prostu czekałem, aż sam to zainicjujesz. Potrzebuję, żebyś i ty czasami coś zaczął.
- Fabi, pragnę cię.
- Wiem – zdążył jeszcze powiedzieć zanim usta i język Alaina skutecznie mu to uniemożliwiły.
Pieszcząc się wzajemnie i pobudzając, szybko pozbyli się przeszkadzających im ubrań, a Alain pocałunkami zjechał w dół i doprowadzał Fabrica do szaleństwa. Lizał, ssał jego członek zachłannie, całował pachwiny, jądra i dziękował sobie za odwagę, że mógł wykonać ten krok. Fabrice leżał z rozsuniętymi nogami jęcząc i prosząc o więcej. Palcami lekko szarpiąc włosy Alaina i ostatkiem siły woli powstrzymując się, żeby nie wbić się w jego usta, wsuwając mu członek, aż do gardła. Sięgnął jedną ręką do swoich spodni i wyjął prezerwatywę.
- Chodź do mnie.
Alain przerwał dogadzanie swemu partnerowi i błyszczącymi oczami popatrzył na niego. Przesunął się w górę. Dwudziestolatek odpakował gumkę i chwycił członek kochanka, wsuwając mu prezerwatywę.
- Jest nawilżona i nie baw się ze mną tylko mnie weź – pocałował go mocno i obrócił się pod nim na brzuch. Cały dygotał. Lubił się oddawać, a nie chciał naciskać na Alaina, żeby to zrobił. Nie chciał, go do niczego zmuszać. Uniósł biodra w górę, wiedząc jak bardzo się wystawia i okazuje swą chęć na wypełnienie go.
- Och, Fabrice – Alain stęknął i ustawił się za nim. Chwycił swój członek w dłoń i pomasował nim dziurkę Chartiera. Ta zareagowała pod dotykiem otwierając się i zamykając. Robił to długo, co sprawiało, że chłopak pod nim się niecierpliwił, a plecy pokrył pot. Nie męcząc go dłużej wszedł w niego zdecydowanym ruchem, ale z dozą ostrożności wiedząc, że Fabrice nie jest przygotowany na to. Ale widok odprężonego kochanka podziałał pobudzająco. Od razu zaczął się poruszać łapiąc go za biodra i widząc, że partner zareagował krzykiem przyjemności i ulgi po długim wyczekiwaniu na niego.
- Pieprz mnie – Fabi uniósł się na łokciach i obejrzał się na niego. Iskry pożądania tańczyły w jego oczach. - Mocno. Ach... - przytulił policzek do koca, kiedy penis w nim poruszał się szybciej. - O tak, kochanie, właśnie tak.
Alain przylgnął do niego bardziej, całując go po plecach i opierając ręce po bokach ciała. Jego biodra poruszały się w jednostajnym ruchu, takim jaki najbardziej był wyczekiwany przez Fabiego. Był taki szczęśliwy, że jego chłopak pozwala mu na tak wiele. Kochał się z nim długo i namiętnie do chwili, kiedy już obaj nie mogli dłużej się powstrzymać przed dojściem ma sam szczyt. Alain chwycił członek kochanka i wystarczyło tylko kilka ruchów nadgarstkiem, by Fabrice roztopił się pod nim i oznajmił swój orgazm krzykiem porywając go za sobą. Alain doszedł w prezerwatywę, cały drżąc i opadł na niego. Nie chciał się wysuwać. Pragnął w nim na zawsze zostać.

Kilka minut później ubrani tylko w spodnie, leżeli na boku wymęczeni i wtuleni w siebie.
- To było zajebiste – wymruczał Fabrice.
- Było. Naprawdę to lubisz.
- Co? Seks? Uwielbiam – przyznał Chartier.
- Mam na myśli bycie na dole.
- To jest przyjemne. Chciałbym, żebyś też to poczuł. Dlaczego się tego boisz?
- Nie wiem. Muszę być pewny. Przepraszam – Alain ukrył twarz w jego szyi.
- Poczekam. Nie czuj się zmuszony.
- Nie czuję. Powinniśmy już wracać. Robi się chłodno i ciemno. Nie widzieliśmy do końca zachodu.
- Nic straconego. Zawsze możemy tu przyjechać. To wstawaj - podniósł się i wyciągnął do niego rękę. Alain przy jego pomocy wstał i założył na siebie koszulkę, drugą podając swemu chłopakowi.

***

W domu zamiast spokojnego wieczoru przy grze, jak obiecali sobie w samochodzie czekała ich mała niespodzianka w postaci przyjaciół Fabrica. Cała trójka siedziała w dziennym pokoju i przyglądała im się.
- Co wy tu robicie? Mieliśmy się spotkać jutro – ze stolika Fabi wziął ciastko z galaretką, jakie leżały na ozdobnym talerzu. Alan miał ochotę go zbluzgać za to, że nie umył rąk po ich małej przygodzie.
- Przyszliśmy się upewnić co do usłyszanych rewelacji od tego tu – Lotta wskazała palcem Pascala. - Dlaczego, powtarzam dlaczego ja nic nie wiem, że wy jesteście razem?
- Ja i Pascal? - Fabi udał głupiego.
- Ty i Alain.
- A co mamy dać ogłoszenie? - złapał za rękę swego chłopaka i usiedli obok siebie na drugiej kanapie obok Amelie.
- Moglibyście. Tak strasznie się cieszę.
- Charlotte nie ekscytuj się tak. Oni jeszcze nic nie powiedzieli – przerwał jej Olivier. - To jak jesteście parą?
- Tak. Jesteśmy razem – Fabi przytulił zarumienionego Alaina. - Powiedzcie lepiej jak nastroje w stosunku do mnie, kiedy wszyscy dowiedzieli się o tym, że jestem gejem?
Alain słysząc to spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Ale jak się dowiedzieli?
- Nie powiedziałeś mu? - zapytał Pascal.
- Po tym jak wyszedłeś, pokłóciłem się z Lottą.
- Nie jestem Lotta – syknęła dziewczyna.
- Mniejsza z tym. No, więc pokłóciłem się z nią. I jakoś tak wyszło, że każdy kto nas słyszał wie już o mnie.
- Nie martwi cię to?
- Nie, Alain, nie martwi. Miałem dość ukrywania się. Teraz nawet mogę wykrzyczeć całemu światu, że jestem gejem. A jak ktoś ma z tym problem niech spada na drzewo.
- I za to powinniśmy wypić – Olivier wyciągnął butelkę wódki - Niech ktoś przyniesie kieliszki. Opijemy to i wasz związek. Charlotte miała nosa od początku, że będziecie razem.
- To ja pójdę – zaproponował Alain. Dotarł do kuchni, gdzie pani Sabrine przygotowywała kanapki. Umył ręce i zapytał: - Pomóc pani w czymś?
- Nie, ty się baw i powiedz im, że zaraz będzie jedzenie.
- Wezmę tylko kieliszki.
- Widzę, że jesteś szczęśliwy – zauważyła.
- Jestem. Powiedziałem dziś mojej rodzinie o mojej orientacji i nie przyjęli tego dobrze, szczególnie babcia, ale Fabrice nie pozwolił mi o tym myśleć. Ważne, że moi rodzice mnie kochają i akceptują takiego jakim jestem.
Jeszcze brakowało mu, żeby Fabi go pokochał, ale miał na to coraz większą nadzieję.