20 października 2019

Zaufaj mi - Rozdział 8


Dziękuję za komentarze. :)

Wrzesień minął. Nadszedł październik z deszczem, chłodem, które utrzymywały się przez kilka dni. Dopiero gdzieś w drugim tygodniu miesiąca wyszło słońce i zrobiło się odrobinę cieplej jak na tę porę roku. Liście na drzewach, krzewach pokryły się różnymi kolorami, a przewodziła im czerwień. Ludzie stali się bardziej ponurzy, jakby z nadejściem jesieni gdzieś ich humory ulatniały się. Aaron poniekąd ich rozumiał, bo sam nie był w świetnym nastroju, tylko u niego pora roku nie miała na to wpływu. Raczej jego głupota, za którą ponosił karę. Minęły dwa tygodnie od kiedy Ian dowiedział się o zakładzie. Przez ten czas wiele razy próbował się z nim skontaktować, zwrócić na siebie jego uwagę, przeprosić, lecz bezskuteczność jego działań coraz bardziej go przygnębiała. Ian w żaden sposób mu nie ulegał. Nie chciał się z nim spotkać i unikał jak ognia. Rozumiał go. Sam nie chciałby mieć do czynienia z kimś takim. Jakże niby miałby zaufać takiej osobie? Tylko wariował, bo ciągnęło go do Bradshawa, a od tygodnia go nie widział. W końcu posłuchał Joela, by nie zbliżać się do Iana. Nie liczył, że zostanie mu wybaczone, ale może chłopak trochę za nim zatęskni. Nie wątpił, że Bradshaw wciąż przeżywa to czego stał się ofiarą. Czas potrafi leczyć rany, ale te głębokie potrzebują o wiele więcej. Aaron nie zamierzał czekać miesięcy na to by mu chłopak wybaczył i znów mu zaufał. Czekała go walka ze wszystkim tym co targało uczuciami Iana oddalając chłopaka od niego. Jednym z nich na pewno był żal, który i jego nieustannie męczył. Ten negatywny stan nie pozwalał mu niczym się cieszyć. Najgorsze, że nawet rodzina już to zauważyła i dopytywała o wszystko. Czuli, że coś się stało, ale on nigdy nie zamierzał wyznać im prawdy. Zawiódłby rodziców. To było pewne jak to, że po dniu nadejdzie noc.
– Byłeś głupi i za to płacisz – powiedział sam do siebie Aaron siedząc w samochodzie. Wracał właśnie z uczelni i dopadły go przemyślenia o tym z jaką łatwością skrzywdził Iana i jak bardzo chciałby wszystko naprawić. To nie pozwalało mu spokojnie prowadzić samochodu, więc zaparkował na poboczu i tak siedział targany kolejną burzą w jego sercu. Nie miał pojęcia co zrobić, żeby naprawić to co zepsuł. W dodatku miał też inne zmartwienia. Jego brat miał problemy w szkole. Dowodem były coraz gorsze oceny. Daniel nie dawał sobie rady będąc na ostatnim roku w liceum. Wcześniej też idealnie mu nie szło, ale w miarę wszystko ogarniał. Wszystko przez nowego dyrektora, bo podniósł tak wysoko poprzeczki, że słabsi uczniowie mieli problemy. Mężczyzna chciał stworzyć jedno z lepszych liceów w mieście. Z wysokimi standardami, wymaganiami, z którymi nie każdy dawał sobie radę.
Przez ostatnie kilka dni Aaron próbował uczyć Daniela, ale okazywało się, że sam nie rozumiał wielu zagadnień. Poza tym osiemnastolatek w ogóle go nie słuchał. Dlatego rodzice podjęli decyzję o zatrudnieniu korepetytora. Zmusili też syna do poświęcenia większej ilości czasu nauce. Aaron obawiał się jednak, że to nie będzie takie łatwe. Daniel mógłby godzinami siedzieć nad książkami, a wiedza i tak mu do głowy nie wejdzie. Do tego wszystkiego dochodziła Tina. Siostra ewidentnie uzależniła się od nagrywania materiałów na Youtube, montowania swoich filmów i całego całokształtu związanego z jej publikacjami. Nie miał pojęcia, że coś takiego może się stać. Dziewczyna nie odchodziła od komputera przez długie godziny. Zaniedbała studia. Nawet nie miała czasu jeść. Nie słuchała dobrych rad jego i rodziców. Zresztą kto w tych czasach słucha dobrych rad. Każdy sądzi, że inni nie mają racji. Nie miał pojęcia co zrobić. W tym wszystkim bardzo potrzebował czasami przytulić się do kogoś. Nie, nie do kogoś. Do konkretnej osoby za którą tęsknił. Nie wierzył w to jeszcze, ale naprawdę zakochał się w Ianie i czasami nachodziły go myśli, że jeżeli miałby za kogoś wyjść za mąż, byłby to właśnie ten chłopak.
– Tylko on cię nie chce, po tym co mu zrobiłeś – szepnął do siebie i już miał uruchomić silnik, by jechać dalej, ale rozdzwoniła się jego komórka. – Mama. Pewnie znów coś z Danielem lub Tiną. – Odebrał, bo nawet nie przyszło mu na myśl, że mógłby postąpić inaczej. Ostatnie tygodnie nauczyły go wiele, a szczególnie odpowiedzialności i tego, że nie był sam na tym świecie, a rodzina potrzebowała jego pomocy.

 *

– To wszystko? – zapytał Ian po tym jak ułożył resztę drewna. Był w domu rodziców chcąc im pomóc w pracach domowych.
– Tak – odpowiedziała Aisha. – Dzięki, że przyjechałeś. Wujek kicha i smarka, a my z ciocią nie ułożyłybyśmy tego drewna za dzień. W każdym razie jesteśmy już zabezpieczeni na zimę. – Zdjęła robocze rękawice. – Chodź, zrobię czegoś gorącego do picia.
– Zaraz przyjdę. – Chciał przez chwilę pobyć sam.
– Wszystko w porządku? Wierz mi, widzę, że coś jest nie tak. Nawet wczoraj rozmawiałam o tym z Brentem. Też zauważył, że się zmieniłeś.
Kuzynka jak zawsze była spostrzegawcza, ale on nie zamierzał jej niczego mówić. Zamierzał zachować w tajemnicy to co mu zrobił Aaron. Tym bardziej, że to już przeszłość, a on powoli się jakoś z tego podniósł. Jeszcze chwilami było dość trudno, kiedy nawiedzały go myśli o tym jak bardzo żałuje, że nie mieli szans.
– Ian, nie jestem głupia. Pamiętasz tę niedzielę, kiedy zebraliśmy się wszyscy, a ty esemesowałeś z kimś? To był jakiś facet prawda?
Spojrzał na nią mrużąc oczy przed słońcem, które go oślepiło. Skinął głową.
– Nie wyszło, prawda? Przykro mi. Byłeś wtedy taki podekscytowany. Wybacz, że o tym mówię.
– W porządku. – Może powinien jej powiedzieć? Nie miał komu się zwierzyć, poza Erikiem i jego żoną,  ale to nie było to, i czasami się przez to dusił. Przecież nie był sam i nikt go nie potępi. On nic nie zrobił. To jego skrzywdzono. Przecież oni wiedzieli co się stało cztery lata temu i bardzo mu wtedy rodzina pomogła. Tylko jakoś nie potrafił tego zrobić. Gdzieś podświadomie chciał chronić Aarona, a to było już naprawdę głupie. Powinien wyśmiać za to samego siebie.
– Pamiętaj, że to co raz się nie udało, uda się następnym razem. – Pogłaskała go po ramieniu.
– Na pewno. Wiesz, co? Może jednak napiję się czegoś gorącego. – Uśmiechnął się do kuzynki.
– To chodź. – Poszła pierwsza w stronę domu.
Ian jeszcze zamknął przybudówkę i udał się w ślad za kuzynką postanawiając, że spędzi to popołudnie miło i przyjemnie.
Kilka minut później siedział w salonie z Aishą i mamą, bo tata z powodu przeziębienia, które dopadło go na rybach, poszedł się położyć. Popijał kawę przygotowaną przez kuzynkę. Na stoliku przed nim stało ciasto, które do południa upiekła rodzicielka. W kominku płonął ogień, a cichy głos z telewizora mówił, że ktoś właśnie coś wygrał. Jego mama uwielbiała teleturnieje. Dzisiaj jednak nie skupiała się na programie, a na nim. Wyglądała na zdenerwowaną. W dłoniach obracała kubek z herbatą, a jej kawałek ciasta pozostawał nietknięty.
– Synku – zaczęła, a on napiął wszystkie mięśnie – nie bądź zły.
Jeżeli ona tak zaczyna to zastanowił się czy ma się bać następnych słów.
– Bo ja… Umówiłam cię na randkę w ciemno.
Zamurowało go, a Aisha opluła się herbatą i zaczęła kaszleć.
– Ian, pomyślałam, że tak długo jesteś sam, a przecież samotność to nic dobrego, synku. To podobno miły chłopiec.
– Chłopiec? To ile on ma lat? – Miał nie był zły, ale nic na to nie mógł poradzić.
– Jest w twoim wieku. Dla mnie ty też zawsze będziesz chłopcem.
– Mamo, nie pomyślałaś, że ja nie chcę iść na żadną randkę? – Odstawił kubek i wstał. Zaczął krążyć po pokoju. Co ona sobie wyobrażała robiąc coś takiego za jego plecami. Mógł się tego spodziewać. Przecież ją znał! Od zawsze go swatała, ale nic nigdy z tego nie wyszło.
– Pomyślałam, ale co ci szkodzi. – Również wstała z kanapy i podeszła do niego. Popatrzył na nią ze złością, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Ian był dobrym synem. Chwyciła go za rękę. – Spotkanie jest dzisiaj i proszę idź na nie. Do niczego cię to nie zobowiązuje. Jeżeli ci się nie spodoba to nikt cię nie zmusza do kolejnych spotkań. Potraktuj to jako wyjście towarzyskie.
Odsunął się od matki. Przesunął ręką przez włosy. Dzisiaj miał je rozpuszczone.
– Mamo, to randka w ciemno. Nie spotkanie towarzyskie. – Co miał zrobić, aby się z tego wymigać zręcznie? Nie chciał się z nikim spotykać. Na pewno nie teraz. W jego sercu niczym zadra wciąż tkwił Aaron. Chciałby go znienawidzić. Może wtedy byłoby łatwiej. Jego serce nie biłoby szybciej choćby na wspomnienie imienia tego oszusta.
– Wiesz o co mi chodzi. Nie udawaj.
– Ale mamo…
– Mamo, mamo. Ian, ile będziesz tracił życia na dawnych wspomnieniach? Nie każdy jest taki jak tamten chłopak. Są porządni mężczyźni.
Ciekawe gdzie ona takich widziała, pomyślał ledwie powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.
– Synku, nie chcę, abyś za kilka lat żałował. Młodość masz tylko jedną. Wiesz ile ludzi teraz żałuje, że czegoś nie zrobiło, nie poznało kogoś, bo się bali? Nie każę ci za niego wychodzić. Po prostu się z nim spotkaj.
– Ale mamo…
– Czasami lekiem na jednego faceta jest inny – wtrąciła Aisha.
Musiał przyznać jej rację. Faktycznie nikt mu nie kazał zaraz wiązać się z tym kimś, a może takie spotkanie sprawi, że ruszy do przodu. Może dzięki temu Aaron wywietrzeje mu z głowy. Bo z serca niełatwo się go pozbędzie.
– Dobrze. To o której i gdzie ma być to spotkanie?

*

Ian denerwował się coraz bardziej kiedy przekroczył próg restauracji. Miejsce może nie było pełne przepychu czy elegancji, gdzie wymagano formalnych strojów, a na pewno obowiązkowych krawatów. Dlatego odetchnął z ulgą, że restauracja była przytulna, miała swój wyjątkowy klimat i urządzono ją tak, aby zapewnić dyskrecję gościom. Wszędzie były kwiaty, podejrzewał, że większość sztucznych, ale i tak sala wyglądała niczym ogród. Lokal musiano otworzyć dosyć niedawno, bo pamiętał jeszcze jak w tym samym miejscu mieścił się jakiś klub dla samotnych.
– Dzień dobry, życzy pan sobie stolik? – zapytała młoda jasnowłosa dziewczyna, której nie zauważył kiedy do niego podeszła.
– Jestem umówiony. – Pokazał jej czerwoną różę, którą trzymał w ręku. To miał być znak rozpoznawczy.
– A tak. Jest ktoś już kto także przyszedł z takim samym kwiatem. Zaprowadzę pana do stolika.
Idąc za dziewczyną ubraną w czarną, prostą spódnicę do kolan oraz białą bluzkę, rozglądał się wokół. Gdyby z Aaronem nie potoczyło się tak źle to by go tutaj zabrał. Odgonił myśli, miał do nich nie wracać. Skupił się bardziej na tym dokąd dziewczyna go prowadzi. Przeszli przez środkową część sali i weszli za półściankę za którą mieściła się druga część lokalu. Tutaj było zajętych kilka stolików. Przy nich siedziały tylko pary. Na blatach, okrytych białymi koronowymi serwetami, w okrągłych szkłach stały palące się świece ozdobione u dołu uplecionym wiankiem z fioletowych kwiatków. Przytulnie i romantycznie do tego, pomyślał, mama wiedziała co robi.
– To ten stolik proszę pana.
Przeniósł spojrzenie z obrazu, który mu się nawet spodobał, na dziewczynę, a potem przesunął go w miejsce, które wskazywała. Natychmiast przystanął. To musiał być jakiś żart lub pomyłka.
– Proszę oto pana stolik. – Uśmiechnęła się miło dziewczyna.
Aaron uniósł wzrok znad przeglądanego menu i napotkał znajome szare oczy, nie osłonięte szkłami okularów. Do tego gdy jeszcze ujrzał różę w ręku Iana wszystko zrozumiał. To on był jego randką w ciemno do której zmusiła go mama. Bronił się jak lew przed czymś takim. Ale ona wystosowała takie argumenty, że uległ. Nie żałował.
– To pomyłka. – Bradshaw zdołał wydobyć z siebie głos. Odwrócił się by odejść.
– Uciekasz? – zapytał Aaron.
– Co innego miałbym robić?
– Usiąść i zjeść ze mną kolację.
Pracownica restauracji dostrzegając niezręczność w jakiej się znalazła pożegnała się z nimi, życząc miłego pobytu w lokalu. Żaden jej jednak nie słyszał, bo obaj patrzyli sobie w oczy w napięciu.
– Sądziłem, że mam od ciebie spokój. W jaki sposób moja mama…
– Zna moją mamę – odparł Daddario. – Wierz mi nie wiedziałem, że to z tobą mam się spotkać.
Ian pochylił się i warknął:
– Wierzyć tobie? Śmieszne. Mówił ci ktoś, że jesteś irytujący?
– Usiądź, bo inni się na nas patrzą. Naprawdę nie wiedziałem. Jakimś cudem nasze matki się poznały… Czy twoja chodzi na kurs pieczenia?
– Tak, od jakiegoś czasu. Jak to nasze matki się poznały? Zaplanowały to? Wiedzą co się stało? – Nie zwracał uwagi na to, że usiadł nie zdejmując skórzanej kurtki.
– Nic nikomu nie mówiłem. – Co miał zrobić? Jak go zatrzymać? To była jego szansa, aby spędzić czas z Ianem i spróbować go przekonać do siebie. Przeprosić. – To nasze mamy zaprzyjaźniły się ze sobą na tym kursie i wymyśliły tę randkę. To jakiś… Nie sądzisz, że to coś oznacza?
– Ciekawe co takiego? – Że też jego randką w ciemno musiał okazać się Aaron Daddario. Prędzej spodziewałby się prezydenta. A nie jego. Dotarło do niego, że mężczyzna nie mógł sobie tego zaplanować, bo przecież nie znał jego mamy. Obaj padli ofiarami podstępu własnych matek, które nie miały pojęcia co się pomiędzy nimi wydarzyło i, że w ogóle się znali.
– Nie dziwi cię to jak się ułożyło? Nasze mamy się poznały, chcą nas zeswatać, nie mając pojęcia, że się znamy. To tak jakby…
– Tylko nie chrzań mi tu o przeznaczeniu. – Ian założył ręce na piersi. – Coś takiego nie istnieje. Sądzisz, że los poznał nasze matki ze sobą, abyśmy dzięki nim mogli naprawić to coś pomiędzy nami.
– Coś w tym stylu – odparł Aaron.
– Tylko, że pomiędzy nami niczego nie było. To tylko kłamstwo. Kłamstwo, które ty wymyśliłeś.
– Coś się zaczęło rodzić. Wiesz o tym, Ian. Kiedy my…
– Nie kończ.
– Kiedy się kochaliśmy już nie chodziło mi o zakład. Wszystko się zmieniło. Już wcześniej się zmieniało, ale tego nie dostrzegałem. Raczej nie chciałem tego widzieć.
– Aaron, słuchaj, ja ci już nigdy nie uwierzę. Niczym mnie nie przekonasz. Zawiodłeś moje zaufanie, a tego nie da się naprawić, nie ze mną. Dlatego… – urwał, bo do ich stolika podszedł kelner.
– Dobry wieczór, mam na imię Trevor, czy wybrali już panowie posiłek?
– Nie – odpowiedział Ian.
– Tak. – Aaron nie zamierzał pozwolić na ucieczkę Ianowi. Nie kiedy mogli porozmawiać dłużej niż pięć minut. Złożył zamówienie dla siebie i dla Bradshawa, który był bardzo zaskoczony tym, że Aaron zapamiętał co on lubi jeść na kolację.
– Nie mówiłem, że zostanę – warknął Ian, kiedy kelner odszedł.
– Mam nadzieję, że zostaniesz i zjemy razem. Zrób to dla swojej mamy…
– Ty masz tupet. Teraz bierzesz się za szantaż? Przez ostatni tydzień kiedy cię nie widywałem, odetchnąłem. Sądziłem, że w końcu zrozumiałeś o co cię prosiłem. To było takie dobre uczucie. – Nie do końca, bo jakaś mała cząstka niego chciała z powrotem ujrzeć Aarona, ale ta część według niego nie miała już głosu. – Nadal nie wierzę, że dałem się wtedy tak omotać. Odrzuciłem swoje zasady, wszystko. A wszystko to co robiłeś i mówiłeś to jedno wielkie kłamstwo. – Nachylił się w stronę Aarona, opierając łokcie na stoliku. – „Ja już w życiu się na kimś przejechałem i boję się ostatecznie komuś zaufać.” – zacytował. – „Ty mi się podobasz. Masz w sobie coś… Co sprawia, że ci ufam i jestem w stanie uwierzyć, że mnie nie zranisz.” Tak, pamiętam każde twoje słowo. Jak przypuszczam to też było kłamstwo. Jak wszystko.
– Nie wszystko, Ian. To akurat prawda. – Westchnął. – Poznałem go trzy lata temu. Pokochałem go. Wierz mi, że dawniej byłem inny. I dzięki tobie znów jestem tym kim byłem zanim pojawił się Justin. – Kelner właśnie przyniósł im posiłek, więc poczekał chwilę i kontynuował kiedy zostali sami: – Zwariowałem na jego punkcie. Nawet szukałem obrączek, bo mimo że wtedy małżeństwa homoseksualne nie były zalegalizowane, to pragnąłem, abyśmy obaj złożyli sobie przysięgę. Wierzyłem, że on jest tym z kim chcę być. Nie zdążyłem dać mu obrączek. Kupiłem je, ale kiedy wychodziłem od jubilera zobaczyłem go w samochodzie z innym facetem. Całowali się. W pierwszej chwili sądziłem, że to była pomyłka. Ale to był on. Nie widział mnie. Domyśliłem się gdzie mogli pojechać po pocałunku. Zacząłem być podejrzliwy. Zrozumiałem te jego tajemnicze wyjścia, wyjazdy integracyjne. Integrował się, ale z kolejnym facetami. Zdradzał mnie na okrągło. Miałem dwadzieścia jeden lat i mój świat się zawalił. Przysiągłem sobie, że już nigdy nie uwierzę żadnemu facetowi i będę się nimi bawił. Wierzyłem, że do tego oni są. Byłem pewny, że żaden gej nie nadaje się do związku, bo nie potrafią w nim wytrwać. Przecież jeszcze jest tyle dup do przelecenia. Dopiero ty sprawiłeś, że otworzyłem oczy. Wiem co zrobiłem. Przepraszam. Co mam zrobić, abyś mi uwierzył.
Ian słuchał tego wszystkiego przyglądając się Aaronowi. Usta zawsze mogły kłamać, ale oczy nie potrafiły tego robić. Dlatego uwierzył mu w tę historię. Widział ból w tych czarnych oczach, za którymi tęsknił. Mimo tego nie mógł mu uwierzyć w to, że Aaron ma jakieś większe uczucia do niego. A może po prostu się bał. Nie przetrwa kolejnego noża wbitego w plecy. Raz za razem taki cios był bolesny, ale w końcu może być ten ostateczny. Aaron pokazał jakim dupkiem potrafi być.
– Ian, wiem, że cię zraniłem. Otoczyłeś się murem. – Usłyszał prychnięcie. – Chciałbym znać sposób na to jak mogę go rozwalić.
– Nie ma takiego sposobu. Nie ma i nie będzie. – Wstał nie tykając w ogóle swojej kolacji na którą składała się sałatka z indyka.
– Poczekaj. – Aaron również podniósł się. Nie wierzył, że to mógłby być koniec. – Wiem, że mi nie wierzysz i zasługuję na to, ale daj mi szansę. Jedną jedyną.
– Dostałeś ją, kiedy w ogóle pozwoliłem ci się do mnie zbliżyć. Cztery lata temu ktoś postąpił dokładnie tak jak ty. Wyobraź sobie co ja czuję. Co takiego może być ze mną nie tak, że ktoś się bawi moimi uczuciami. To boli, Aaron.
 – To pozwól mi, bym załagodził ten ból. – Zbliżył się do Iana. Chciał go dotknąć, ale chłopak cofnął się.
– Jeżeli chcesz to zrobić to daj sobie spokój.
– A co jeżeli nie mogę?
– Ludzie się patrzą – szepnął Bradshaw. Nie chciał tego, ale czuł, że w murze którym się otoczył zrobiła się mała wyrwa. Dlatego nie mógł pozwolić, żeby w jakikolwiek sposób Aaron dotarł do tej jego części, która aż krzyczała, by ją wypuścić.
– Niech patrzą. Niech widzą, że nie jesteś mi obojętny. Tak, wiem, nie wierzysz mi, ale gdybyś dał mi szansę…
– Nie.
– Ian…
– Aaron, przepraszam cię za te pieniądze… Wiesz które, ale daj sobie spokój. Jeżeli naprawdę się zmieniłeś to spotkasz kogoś kogo nie zdeptałeś tak bardzo. To nasze ostatnie spotkanie.
Gdy Ian chciał odejść Aaron przeżywał kausze. Chłopak mu uciekał, a on stracił ostatnią szansę, by wszystko naprawić. Nagle coś podsunęło mu pomysł do głowy i złapał się go jak tonący brzytwy.
– Nie chcesz mnie, ale pomóż mojemu bratu.
Ian przystanął i spojrzał na Daddario przez ramię. Zmarszczył brwi.
– Daniel ma problemy w szkole. Nie radzi sobie choćby z matematyką. Studiujesz ją, to jesteś w niej dobry. Pomóż mu. Ale wiedz jedno, nie przestanę o ciebie walczyć. Nie poddam się, Ian.

7 komentarzy:

  1. Och piękne!
    Tego się nie spodziewałam.
    Ich matki są po prostu genialne i sama nie wpadłabym na coś lepszego.
    Osobiście będę czekać na kolejny rozdział gdyż jestem ciekawa co wyniknie dalej z współpracy chłopaków.
    W końcu Ian kiedyś musi wybaczyć Aaronowi.
    Mam taką cichą nadzieję.
    Ściskam mocno i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupiłam i przeczytałam
    Na celowniku
    Skrawek nadziei
    Spontaniczna decyzja
    POLECAM
    galaxa2
    PS niewiem gdzie bym mogła wysłać więc wysyłam tutaj

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam już wszystkie twoje opowiadania i wszystkie są równie ciekawe i świetne chociaż do niektórych dodałbym więcej akcij, dramatyzmu ale tak je uwielbiam. Planujesz teraz coś nowego? Albo może już piszesz jakieś nowe arcydzieło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze planuję coś nowego, ale gorzej u mnie z pisaniem. Obecnie nic nie piszę, chcę do tego wrócić, ale niestety nie mam na to najmniejszej ochoty. Będę się jednak starać napisać kolejny tekst. :)
      Fajnie, że przeczytałaś wszystkie moje opowiadania. Ja akurat nie jestem za dramatyzmem itd. Wolę właśnie coś innego. :)
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. I jak dobrze, że młodszy brat ma problemy w szkole xD
    Ian na pewno będzie chciał pomóc tym bardziej, że ciągle czuje coś do Aarona :)
    Wiedziałam, że mamuśki wyswatają synów :D Rodzicielki zawsze stawiają na swoim :D
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, no tak jak myślałam to ich matki się poznały na tym kursie gotowania i teraz urządzily im randke w ciemno... haha
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, no tak jak myślałam to ich matki poznały się, na tym kursie gotowania i teraz to urządzily im randkę w ciemno...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)