5 stycznia 2020

Na celowniku - Rozdział 9

Hejo :) 

Zapraszam Was na kolejny rozdział. :) Przypominam również, że od kilku dni na Bucketbook.pl jest do kupienia kolejny tom Antologii LGBT oraz nowy tom Buntownika. :)

Dziękuję za komentarze. :)


Dzień zamienił się w wieczór, a latarnie przy ulicy rozbłysły światłami, kiedy samotna postać ubrana w poszarpane i brudne rzeczy podeszła chwiejnie do stojącego mężczyzny. Postać niosła w ręku pustą butelkę, którą co jakiś czas przystawiała do ust, po czym przeklinała sepleniąc. Przypadkiem wpadła na wpatrującego się w nią mięśniaka, którego to wkurzyło.
— Uważaj jak chodzisz łachmyto śmierdzący! Spieprzaj stąd!
— Tylko nie łachmyto pse pana. Nie łachmyta. Pijok, zebrok, ale nie łach… — Postać czknęła spoglądając na wściekłą i wykrzywioną niesmakiem twarz mięśniaka. — Nie łachmyta pse pana. To ubrania kupione była w najlepsych sklepach za lat młodych moich.
— Śmierdzisz, jedzie od ciebie alkoholem i gadać normalnie nie umiesz. Spierdalaj zanim ci łeb odstrzelę.
Postać ponownie czknęła, po czym zaśmiała się charcząco ukazując brak przednich zębów. W każdym razie w świetle latarni tak to wyglądało.
— A das pan cos nie cos bym se kupił floske lub dwie? — zapytała postać unosząc butelkę po winie. — Na coś mocniejsego bardziej, a nie na te siki.
— Spierdalaj powiedziałem! — Mężczyzna sięgnął pod kurtkę i wyjął broń. — Jeszcze jedno słowo i cię twoi bezdomni kumple nie poznają, o ile ktoś cię znajdzie po tym co z tobą zrobię!
— Aj, aj, pse pana, co wyskakujes mi tu tak z pukawką. — Postać cofnęła się o krok i uniosła ręce. — Jus ida, ida. Po so się złościc.
— Spieprzaj.
Postać przygarbiła się i kulejąc na jedną nogę odeszła, mówiąc:
— W disiejsych casach nie mozna z nikim pogdac. Nie mozna.
Przygarbiony i brudny mężczyzna odszedł kawałek, a potem obejrzał się na mięśniaka, który już na niego nie patrzył, tylko czyścił kurtkę tam gdzie został dotknięty.
— Jakbym miał trąd — burknął do siebie Davis uśmiechając się pod nosem. Po chwili również skrzywił się czując na sobie zapach jaki rozsyłały ubrania, które musiał założyć. Wziął je od pierwszego napotkanego bezdomnego, któremu nieźle za nie zapłacił nie tylko nowymi rzeczami, ale i gotówką. Potem oblał wszystko alkoholem, w który się wcześniej zaopatrzył i wypił kilka łyków oraz przepłukał nim usta, by być bardziej wiarygodnym.
Wykorzystując okazję, że nie jest obserwowany i mając pewność, że domu Bronsona pilnował tylko jeden strażnik, Davis przeskoczył żywopłot otaczający budynek. Wyjął broń i odbezpieczył ją. Zawsze wolał mieć się na baczności, bo to, że frontu domu pilnowała jedna osoba nie oznaczało, że z tyłu nikogo nie było. Pochylony przeszedł ostrożnie na tyły parterowego budynku, gdzie znajdował się ogród i przygotowany na zimę basen. W oknach świeciły się światła. Zbliżył się do jednego z  ich i zajrzał do środka. W kuchni nikogo nie było, ale zauważył oznaki, że życie w tym domu uległo zmianie przez ostatnie dni. W zlewie leżały nieumyte naczynia, na stole panował bałagan. Nikt nie posprzątał po posiłku, którym były płatki i mleko, pudełka stały nadal na jednym z blatów. Bywał w tym domu i w tej kuchni wiele razy, i wiedział, że pani domu uwielbiała porządek i nigdy nie dopuściłaby do takiego zaniedbania. Davis coraz mocniej przekonywał się, że jego przełożony nie zdradził i wraz z rodziną mają kłopoty.
Odszedł od okna, by przedostać się do innej części budynku. Nie mógł zajrzeć do salonu, gdyż ten znajdował się od frontu, którego pilnował uzbrojony po zęby strażnik. John nie chciał załatwić faceta, bo takie zniknięcie zawiadomiłoby innych, a nie wątpił, że mięśniak co jakiś czas kontaktował się z tym, który kazał mu pilnować domu. Nie mógł wydać siebie, ani narazić na niebezpieczeństwo osób mieszkających tutaj.
Przeszedł dalej szukając miejsca przez które mógłby dostać się do środka. Doskonale znał ten dom i jego słabe strony. Jednym z nich było okno prowadzące do piwnicy, ale od razu odrzucił ten pomysł, kiedy ukucnął przy nim i próbował je otworzyć. Niestety ani drgnęło nawet przy użyciu siły. Zostało jeszcze jedno miejsce. Nie planował z niego korzystać, gdyż uszkodzone latem okno mieściło się w pokoju wnuczek Bronsona. O ile także nie zostało wymienione na nowsze.
Zbliżył się do okna i zajrzał przez nie. W pokoiku na jednym z dwóch łóżek siedziała sześcioletnia ciemnoskóra dziewczynka. Przeglądała książkę i nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie miała opuścić to miejsce. Nie wejdzie tam niezauważony, a nie mógł czekać. Robiło się coraz później i zimniej. Martwił się też o Dravika, z którym nie miał kontaktu. Na szczęście kupił już telefony i w przyszłości to się zmieni. Do czasu kiedy będę musiał chronić jego dupsko — pomyślał.
Zaklął kiedy do pokoju weszła kolejna dziewczynka. Starsza od siostry, ale obie wyglądały jak bliźniaczki. Zaczęły rozmawiać i śmiać się. Nie miał wyjścia musiał się im ujawnić. Mógł też skorzystać z komórki i zadzwonić do Bronsona, ale to byłoby zbyt duże ryzyko. Miał tylko nadzieję, że dziewczynki się go nie przestraszą i nie zaczną krzyczeć. Biorąc jednak pod uwagę to, że one niczego się nie bały istniała szansa, że wszystko przebiegnie w ciszy. Odsunął się od okna na tyle, by schować broń i zdjąć z głowy kaptur, a z przednich górnych zębów osłonę która imitowała brak zębów. Splunął pozbywając się smaku starej podeszwy z ust i żałował, że nie może tak zrobić z zapachem.
Wrócił do okna i wyrwał z ziemi stojącą przy ścianie lampę solarną. Zapukał kilka razy w szybę. Natychmiast zwróciło to uwagę dziewczynek więc podeszły zaciekawione do okna. Liczył na to, że w jakiś sposób zdołają ujrzeć jego twarz, co mogło być trudne kiedy one stały w świetle, a on znajdował się w ciemności. Oświetlił swoją twarz lampą. Starsza musiała go rozpoznać, bo sięgnęła do klamki w oknie i otworzyła je.
— Wuju, co ty tutaj robisz? — zapytała.
— Wuju, śmierdzisz — dodała młodsza.
— Wpuścicie mnie? Muszę spotkać się z waszym dziadkiem.
Pokiwały głowami i odsunęły się, by mógł wejść do środka. Kiedy znalazł się we wnętrzu dziewczęcego pokoiku pełnego kolorowych poduszek, lalek i pluszaków, poczuł przyjemne ciepło.
— Dlaczego tak śmierdzisz? — zapytała Anna, która była starszą z sióstr.
— To moja przykrywka. — Ukucnął przed nimi. — Nikt nie może wiedzieć, że tutaj jestem i że tutaj byłem. Rozumiecie? — zapytał, a one zgodnie pokiwały głowami. — Super. Wykonuję ważną misję i to sekret.
— Lubimy sekrety. Zawsze ich dotrzymujemy — rzuciła Amy.
— Tak trzymać. Czy w domu poza waszą rodziną są jacyś obcy?
— Teraz nie, ale byli. Powiedzieli, że wrócą rano. Mówili brzydkie rzeczy — powiedziała Anna siadając na łóżku. — Powiedzieli, że zabiją naszą mamę i babcię, i nas jak dziadek czegoś nie zrobi. Gdyby nasz tatuś nie wyjechał to by ich wygonił.
— Tak, zrobiłby to. — Zięć Bronsona oficjalnie był bibliotekarzem, a nieoficjalnie tajnym agentem, ale przez to często nie było go w domu. Davis nawet żałował, że Daniela teraz nie ma. Z jego pomocą mógłby wiele zdziałać. Chociażby załatwić tych, którzy rano wrócą.
— Babcia źle się poczuła — wtrąciła młodsza z dziewczynek. — Leży w łóżku, a nasza mamusia jest przy niej. Musieli wezwać lekarza. Powiedział, że babcia ma leżeć i odpoczywać, bo następnym razem jej serce może nie wytrzymać.
Davis teraz rozumiał bałagan panujący w kuchni i ogólnie w domu. Żona jego kapitana była bardzo dobrą gospodynią, dbała o dom i dobrze gotowała. Lubiła porządki; jej przeciwieństwem był mąż i ich córka. Oboje umarliby zapewne z głodu gdyby nie płatki i mleko. To był jednak najmniejszy problem. Coś musiał zrobić, by rodzinie jego przełożonego nic nie zagrażało. Na razie musiał porozmawiać ze swoim kapitanem, w którego przez chwilę zwątpił.
— Słuchajcie, pójdę do gabinetu waszego dziadka, a wy znajdźcie go i szepnijcie na ucho o tym, że ktoś na niego czeka. Nie mówcie tego głośno.
— Rozumiemy, tylko szepczemy na ucho — rzekła Amy. Wyglądała jakby miała chęć go uścisnąć, ale zrezygnowała nawet z próby podjęcia tego zadania. — Naprawdę śmierdzisz, ale jak tajna misja to wybaczam, wuju.
— Dziękuję. No idźcie już po dziadka. — Pogonił je i razem z nimi wyszedł z ich pokoju.
Obie poszły w przeciwną stronę do niego, a on ponownie wyjął broń i idąc blisko ściany ruszył korytarzem w stronę gabinetu na końcu domu. Wszedł do niego ostrożnie i ukrył się za drzwiami, które otwierały się do wewnątrz pomieszczenia. Czekając w ciszy i ciemności na Bronsona uzmysłowił sobie jak bardzo jest zmęczony i głodny, ale nie to było najważniejsze z tego co odczuwał. Złapał się na tym, że chciał wrócić do Rafaela. Chciał go dotknąć, kochać się z nim, ale nie dlatego by odreagować wszystko to co się działo. Potrzebował się nim nasycić i tęsknił za nim. Mężczyzna ponownie właził mu za skórę. Pieprzony Dravik — pomyślał.
Spiął się, kiedy usłyszał zbliżające się kroki. Wysoka, ciemna postać weszła do gabinetu i przystanęła chcąc włączyć światło. Davis nie zamierzając na to pozwolić, zaszedł mężczyznę od tyłu i przyłożył broń do jego głowy.
— Nie rób tego, szefie.
— Davis, tak sądziłem, że to ty na mnie czekasz. Zasłonię okna. To nie zwróci niczyjej uwagi, bo zawsze tak robię. Nie będziemy rozmawiać w ciemności. I jesteśmy tu bezpieczni. Sprawdziłem, nie ma podsłuchu.
— Powiedziałeś im gdzie nas szukać.
— Zrozum, ratowałem swoją rodzinę. Celowali w moją żonę. Co miałem zrobić?
— Kim oni są i o co tutaj chodzi? — zapytał John nie odsuwając się i nadal trzymając lufę pistoletu przy głowie kapitana.
— To długa historia. Odłóż broń, a opowiem ci ją.
Davis skinął głową, czego Bronson nie mógł widzieć, ale cofnął się. Mimo wszystko wciąż nie schował broni czego jego kapitan na pewno się spodziewał. Zbyt dobrze znał detektywa, z którym łączyły go przyjacielskie stosunki dzięki rodzicom Johna, którzy kilka lat temu zmarli. Jego ojciec także był policjantem i został zastrzelony na służbie. Pół roku później matka Johna popełniła samobójstwo z żalu i tęsknoty za ukochanym mężem. Byli parą, o której mówiło się, że byli sobie przeznaczeni. Jedno bez drugiego nie mogło istnieć i Bronson wierzył w to, że podobna więź łączyła Davisa oraz Dravika. Obaj jednak dawali ponosić się emocjom, zamiast starać się zrozumieć drugą osobę, porozmawiać. Zepsuli więc coś, co miało wielką szansę na przetrwanie. Kapitan miał cichą nadzieję, że kiedy przeżyją, to zamiast nienawiści pomiędzy nimi znów zagości miłość. Chciał dobrego życia dla syna swojego przyjaciela.
— Kto i dlaczego chce tak bardzo zabić Dravika, że bierze rodzinę kapitana policji jako zakładników? — zapytał John, kiedy okna zostały zasłonięte grubymi, ciężkimi kotarami, po upewnieniu się, że to nie będzie jakiś alarmujący znak dla strażnika na zewnątrz, a światło rozświetliło pokój rażąc go.
— Nie chodzi tylko o niego. Chodzi także o ciebie — odpowiedział Bronson. — Siadaj, bo jak powiedziałem, to długa historia.

*

Dravik od dawna nie czuł się tak nerwowy, a czas dla niego w ogóle nie płynął. Miał wrażenie, że wskazówki zegara życia stanęły w miejscu i jedynie on się poruszał. Nawet to, że za oknem dzień zamienił się w noc nie pokazywało mu, że jednak czas mijał. To nie miało znaczenia, kiedy czekał na powrót Johna. Z niepokoju o niego brzuch go bolał, a w piersi czuł ucisk. Zbyt długo nie było Davisa i nie miał pojęcia co zrobi, jeżeli mężczyźnie coś się stało. To nie było tak, że nie wierzył w niego czy w jego umiejętności, ale nawet najlepsi przegrywali.
— Kurwa, kurwa, kurwa, gdzie ty jesteś? — pytał tego, którego przy nim nie było.
Strach pełznął mu po kręgosłupie, a niecierpliwość tylko wspomagała zdenerwowanie.
— Zabiję cię jak tylko wrócisz.
Zdążył się już wykąpać. W myślach pograł sam ze sobą w kółko i krzyżyk, wynudził się za wszystkie czasy i nawet zaczął czytać nudną biografię, którą ktoś tutaj pozostawił. Im bardziej myślał o Davisie tym czekanie stawało się trudniejsze i wydostawały się z niego uczucia, jakby to, co je do tej pory trzymało zamknięte, zaczęło pękać, wypuszczając je na wolność. Wystarczyło kilka dni, aby wszystko powróciło. Lata miłości jaką darzył Johna od chwili kiedy skończył dwadzieścia sześć lat.
Spotkali się, kiedy młodszy od niego o pięć lat Davis rozpoczął naukę w akademii policyjnej, a on ukończył właśnie studia prawnicze i każdy ze swoją grupą znajomych wybrał się świętować do tego samego klubu nocnego. Przypadkiem wpadli na siebie i zaczęli kłócić, nawet nie znając swoich imion. Wtedy pomiędzy nimi nic więcej się nie wydarzyło. Obaj mieli nadzieję, że już nigdy się nie spotkają. Jeden drugiemu bardzo nie przypasował; dla niego John był gówniarzem, pomimo tego co mówili ich znajomi. Okazało się, że obie grupy się znały i spotkanie nie było przypadkowe. Chcieli ich ze sobą zeswatać, bo wydawało im się, że obaj są dla siebie stworzeni. Pamiętał jak bardzo pokłócił się o to z przyjaciółkami.
Najgorsze jednak było to, że od tamtego czasu na swojej drodze zaczął natykać się na Davisa i żadnemu z nich to się nie podobało. Jakby dzięki pierwszemu spotkaniu otworzyli coś, co dla nich wtedy było puszką Pandory. Każdą taką chwilę spotkania nazywali przekleństwem. Za każdym razem kłócili się. Nabrało to takiego rozpędu, że pewnego wieczoru dali sobie zwyczajowo po mordzie i zaczęli się szarpać, nawet nie wiedząc kiedy przeszli od tego do pocałunków. Spędzili ze sobą noc pieprząc się do upadłego. Rankiem rozstali się jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Miał nadzieję, że już nigdy się nie spotkają, ale przeznaczenie miało zdecydowanie inne plany wobec nich i przeszkadzało w każdej próbie uniknięcia spotkania. Do tego stopnia, że ponownie wylądowali w łóżku, a potem powtórzyło się to kolejny raz i kolejny. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a poza pożądaniem rodziło się uczucie. Wkradło się po cichu niczym najlepszy złodziej. Stawało się z każdą chwilą głębsze i pozwolili by zamieszkało w nich.
— We mnie nadal mieszka — szepnął do siebie Rafael i przeczesał dłonią wilgotne włosy. — Gdzie jesteś?
Starał się nie pozwolić, by urósł w nim jeszcze większy niepokój, ale to nie było takie łatwe. Nie kiedy się kogoś kocha, a ta osoba nie wraca. Rozumiał, że sprawy które miał załatwić Davis to nie tylko spotkanie z Bronsonem. Miał też załatwić im telefony, ale nawet to było niebezpieczne. Ktoś, gdzieś mógł go rozpoznać. Nawet zwykły bandyta, który nie miał z tą sprawą nic wspólnego, ale miał ochotę załatwić Davisa z zemsty.
Miał ochotę wyjrzeć przez okno, ale zasłonił je jak radził John, a nie chciał wyłączać światła. Było ono oznaką dla Davisa, że wciąż na niego czeka. Położył się na łóżku z nudną książką i zaczął czytać coś o jakimś aktorze, o którym nawet nie słyszał. Nie chciał myśleć, że już zbliżała się północ i serce mu zaczynało krwawić.
— Wracaj ty cholerny dupku — szepnął i jak na zawołanie usłyszał jakiś rumor za drzwiami. Odrzucił książkę i poderwał się z łóżka od razu sięgając po broń. Przeklął na to, że miał na sobie jedynie bokserki, ale po kąpieli nie chciał nic więcej zakładać, a w pokoju było gorąco.
Podszedł do drzwi nasłuchując, kiedy rozległo się pukanie. Przeliczył każde pamiętając to, co powiedział mu John. Serce zabiło mu szybciej kiedy doliczył do trzech, a potem nastąpiła przerwa i rozległy się jeszcze dwa stuknięcia. Ulga która zalała go całego była tak silna, że kolana się pod nim prawie ugięły. Sięgnął do klucza w zamku i przekręcił go. Drzwi otworzyły się, a w niego poza zimnem uderzył fetor alkoholu, brudu i nie chciał wiedzieć czego jeszcze.
— Śmierdzisz jakbyś wyszedł z kanałów — powiedział zatykając sobie nos dłonią.
— Innego komplementu z twoich ust się nie spodziewałem. — Davis udawał obruszonego wpatrując się w Rafaela. Wyczytał z jego oczu coś co sam czuł i gdyby nie miał tych łachmanów na sobie, przez co marzył o kąpieli, porwałby go w ramiona. W tej sytuacji wolał tego nie zrobić, bo Dravik mógłby nieźle skopać mu dupsko.
— Bo to prawda. Człowieku, wypierdol to i się wykąp. Kurwa, inaczej wyobrażałem sobie przywitanie — pomyślał. Cofnął się by być jak najdalej od tego fetoru.
— Może i planowałeś inne powitanie — mówił Davis rozbierając się z ubrań, w których sam nie mógł już wytrzymać — ale to musi zaczekać aż się wyszoruję. Bardzo dokładnie.
— Skąd wiesz co planowałem? — zapytał Dravik.
— Znam cię. Zapomniałeś o tym, że czasami myślimy tak samo?
— Pozbądź się tych rzeczy zanim zasmrodzisz cały pokój — powiedział nie komentując słów Johna. Założył ręce na piersi, zapominając o tym, że jest prawie nagi. Przypomniał to sobie natychmiast kiedy hipnotyczne oczy Johna obrysowały całą jego sylwetkę. — Spierdalaj — powiedział do niego, ale zrobił to bez przekonania.
— Już mi ktoś dzisiaj powiedział bym spierdalał — rzekł. — Miał broń, kupę mięśni, że nie wiem czy w ogóle miał kark i chyba nie podobało mu się to, że żebrak go dotknął. Nie zamierzałem mu nawet przez chwilę robić tego co zamierzam zrobić tobie, kiedy się wyszoruję. — Zdjął z siebie nawet swój własny podkoszulek, kalesony i bokserki, wrzucając je do wora z brudami, który ze sobą przyniósł. Nawet po stu praniach, czułby ten smród. Nagi wyszedł na zewnątrz i postawił worek przy ścianie zamierzając go rano wyrzucić. — Bezdomny ma przynajmniej nowe ubranie i trochę kasy — rzucił kiedy wrócił i zamknął drzwi. Czuł na sobie wzrok Dravika, ale ani razu na niego nie spojrzał, co musiało mężczyznę nieźle denerwować.
— Idź się w końcu wykąp i to dokładnie, tylko powiedz czego się dowiedziałeś. — Pieścił oczami nagie ciało Davisa, które było szczupłe, wiotkie, ale niezwykle sprawne. Wzrok prawnika szczególnie przyciągał brzuch Johna oraz penis będący w stanie spoczynku, do chwili kiedy się nim zajmie.
— Tego, że to wszystko zaczęło się wcześniej i nie tylko ty jesteś na celowniku. Na mnie też jest wyrok. Jesteśmy ofiarami zemsty — powiedział Davis, zanim zniknął w łazience zostawiając oniemiałego Rafaela, którego myśli odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni od tego co John może z nim zrobić w łóżku.
— Zemsty? — zapytał sam siebie, gdy dotarł do niego szum wody dobiegający z łazienki.

7 komentarzy:

  1. Jestem w szoku o.o Jestem ciekawa gezenzy tej zemsty i dlaczego akurat oni (hmm) :) No i w takim momencie skończyć no kurczę XD
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakończone w najgorszym momencie 😭 Ten tydzień oczekiwania na kolejny rozdział będzie ciężki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział wspaniały, to było och obaj myśleli o tym, o tym drugim, pragną siebie nawzajem i to bardzo... to przebranie johna jakie wiarygodne ;) zemsta i to na obydwu nawet o co chodzi tutaj, jak by się chciało wiedzieć o co chodzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. WAŻNE. Jestem koleżanką Lu. Ona nie może dzisiaj wrzucić rozdziału. Zrobi to jutro. Bardzo za to przeprasza.

    OdpowiedzUsuń
  5. John jest sprytną bestią :D Żaden przestępca nie ma z nim szans. Ciekawe czego się dowiedział od kapitana? Kto chce ich zlikwidować?
    Wspaniale było poznać historię związku Rafaela i Johna, może była opisana w skrócie, ale pokazała cały obraz związku, którzy tworzyli, jak to mówią od nienawiści do miłości jeden krok ;)
    Cieszę się, że ponownie zaczynają dostrzegać swoje uczucia do siebie :)
    Dziękuję za rewelacyjny rozdział :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, och obaj myśleli o tym samym, pragną siebie i to bardzo... zastanawiam sie co z tą zemstą, o co chodzi tutaj... i to przebranie Johna...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, och obaj myśleli o tym samym, pragną siebie nawzajem  i to bardzo... zastanawiam się co za zemsta o co chodzi tutaj... i to przebranie Johna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)