29 grudnia 2019

Na celowniku - Rozdział 8

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)

Mam nadzieję, że święta Wam minęły tak jak to sobie zaplanowaliście. :)

Przypominam, że na Bucketbook.pl jest do kupienia trzeci tom Buntownika pod tytułem: "Powrót do domu" oraz Antologia tom 2 "Chłód" w której wśród pięciu tekstów znajduje się także mój tekst. :)



— Wymyśliłeś co będziemy dalej robić? — zapytał Dravik. — Żaden z nas nie może wrócić do swojego mieszkania, ani nawet pokazać się gdzieś w pobliżu. W ogóle to próbowałeś dzwonić do Bronsona?
— Wolę spotkać się z nim osobiście niż dzwonić. Ostatnio jak to zrobiłem mieliśmy gości — odpowiedział John, prowadząc samochód. Jechali w stronę Louisville, a on nie miał żadnego planu. Jedyne co zaplanował to obiad w najbliższym miejscu jakie napotkają po drodze. — Próbował się ze mną skontaktować, ale nie zamierzam odpowiadać. — Telefon cały czas miał wyłączony. Włączył go tylko na chwilę kiedy kontaktował się z Aleciem jak do niego jechali. Mimo wszystko nie zamierzał ryzykować.
— Jak chcesz się z nim spotkać? Jeżeli zdradził to od razu naśle ich na nas.
— Jeżeli nie, to uzyskamy wtedy trochę informacji. — Skręcił w lewo gdy zobaczył niedaleko stację benzynową przy której znajdował się bar. — Zjemy coś i zatankujemy. Potem będziemy musieli poszukać jakiegoś motelu w którym nie potrzebują naszych danych, a jednocześnie w pokojach nie ma karaluchów.
— To jak znalezienie igły w stogu siana — burknął prawnik.
Detektyw skręcił na stację i powiedział:
— Jak będę tankował, zajmij nam stolik i zamów coś. Pomyśl też, dlaczego szef miejscowej mafii chce cię zabić.
Kiedy Davis zaparkował przy dystrybutorze, prawnik wysiadł i skierował się prosto do baru należącego do stacji. Ominął sklep, który mieścił się po prawej stronie od wejścia i wszedł do lokalu. W środku znajdował się tylko pracownik wycierający jeden ze stolików oraz dziewczyna z chłopakiem, którzy gapili się w swoje telefony i jedli hot dogi. Podszedł do miejsca znajdującego się w rogu niewielkiego pomieszczenia i zajął stolik jak najdalej od okien. Stąd był dobry widok na wszystko i usiadł na krześle tak, aby być bokiem do sali. Miejsce to od ściany zostawił Davisowi.
Wziął do ręki menu zawierające niewiele pozycji. Większość z nich była fast foodami.
— Dzień dobry, co panu podać? — zapytał chłopak, który chwilę wcześniej wycierał blaty. — Może coś zaproponuję?
— Dziękuję, już wybrałem.
Znając upodobania byłego partnera i to, że nie było tu nic dla niego, zamówił dwa hamburgery z dużą ilością frytek i różnych dodatków oraz po coli. Kiedy kelner po zapisaniu w notatniku zamówienia odszedł, Dravik próbował zrozumieć dlaczego Bruno Tisdale, który trzymał w ręku miejscowy światek przestępczy i zajmował się na wielką skalę handlem narkotykami, a także ludźmi, chce jego głowy. Raz miał do czynienia z tym człowiekiem, ale wtedy tylko odmówił obrony jego syna. Wątpił w to, że po miesiącu to rozwścieczyło tego mężczyznę na tyle, że chce jego śmierci. Nie było jednak żadnych wątpliwości, że to on wysłał te pieniądze. W ogóle nawet nie sądził, że da się to jakoś ustalić. Przecież tacy ludzie jak Tisdale nie robią nic własnoręcznie, a w dodatku trudno cokolwiek odkryć. Alec musiał mieć niebywałe zdolności i sprzęt, aby to zrobić. Na pewno nielegalnie i wolał tego nie dochodzić. Lepiej, że o wielu rzeczach nie wiedział. Zadziwiało go jednak to, że Davis zawsze taki chętny na karanie przestępców sam namówił jednego z nich do pomocy i hackerstwa. W dodatku uznawał go za przyjaciela.
Ich zamówienie było już na stole, kiedy przyszedł John. Usiadł plecami do ściany i powiedział:
— Wybrałeś dobry stolik i jedzenie.
— Znam ciebie — odpowiedział Dravik wrzucając frytkę do ust. — Co cię tak długo nie było?
— Musiałem jeszcze koła napompować. Wolę mieć sprawny samochód tak na wszelki wypadek. — Napił się coli, a potem sięgnął po hamburgera i ugryzł duży kęs. Gdyby nie nowe wiadomości, to w tej chwili jedliby wyśmienity obiad przygotowany przez żonę Aleca. — Roszmawiałem tesz z pracownikiem sztacji i pytałem szy wie o jakimsz szysztym motelu, w którym mógłbym spędzić szasz z kochankiem, by nie znalazł nasz twój faszet i gdże nie szpawrzają dokumentów.
— Może najpierw przełknij, a potem mów. — Nie skomentował fragmentu z kochankiem o tym, że któryś z pracowników stacji myśli, że zdradza partnera. Przecież i tak nikt go tutaj nie znał, a w tej chwili utrata jego reputacji była najmniejszym problemem.
Davis na słowa Rafaela przewrócił oczami, ale przełknął jedzenie i w dodatku popił.
— Mówiłem, że…
— Zrozumiałem. Zrobiłeś ze mnie zdradziecką szuję.
— Sprawa wyższa. — Uśmiechnął się zadziornie John. — Tym razem ja gram tego dobrego. — Podkradł frytkę z talerza Rafaela.
— Jest coś w pobliżu?
— Jest. Musimy tylko pojechać inną drogą. Niestety w tych motelach, które znam zawsze sprawdzają dokumenty. W tym polecanym podobno nie. Liczy się dla nich kasa. Pokoje są czyste i nawet niektóre mają łazienki. Będziemy dziesięć kilometrów od Louisville, także nie tak blisko, ale nie za daleko bym nie mógł przeprowadzić małego śledztwa.
— Podejrzewam, że ja wtedy będę miał siedzieć w pokoju i czekać na ciebie jak dobra żonka. Nie ma mowy. Gdziekolwiek pójdziesz ja pójdę z tobą.
— Nawet bym cię nie zostawił. Jeszcze się w coś wpakujesz, Dravik. Nie pójdziesz tylko ze mną do kapitana. Chcę dostać się do jego domu lub w jego pobliże i zobaczyć co się tam dzieje. Sam zrobię to szybko i nikt nie będzie zwracał uwagi na samotnego mężczyznę.
— Co się ma dziać? Facet zdradził. — Rafael dokończył hamburgera i wytarł dłonie w serwetkę.
— Niekoniecznie. Może miał podsłuch, może mieli coś na niego.
— Rozumiem, że to twój przełożony i jedyna osoba, którą szanowałeś, ale…
— Ciebie też szanowałem — wtrącił Davis wbijając spojrzenie w Dravika.
— Wolałbym nie poruszać tematu nas z przeszłości — odparł prawnik. — Jeżeli przeżyję to wszystko, to chętnie się od ciebie uwolnię.
— Jeżeli przeżyjesz — rzucił John i puścił oczko Rafaelowi.
— No tak, zapomniałem, że ty też możesz mnie zabić.
— Pozwolę, aby inni to zrobili. — Zaśmiał się wracając do jedzenia. Nigdy nie zrobiłby krzywdy Dravikowi. Mógł się z nim kłócić, mieć do niego żal za odrzucenie i roztrzaskanie jego serca, ale umyślnie w żaden sposób nie doprowadziłby do tego, by Rafaelowi coś się stało. Nie zamierzał mu tego mówić, chociaż przypuszczał, że Dravik o tym wiedział.
— A potem będziesz tańczył na moim grobie.
— A jakże. Ale zanim to nastąpi, opowiedz mi czy miałeś do czynienia z Brunem Tisdale i jeżeli tak to co zrobiłeś, że facet chce cię widzieć jako trupa.
— Nie wiem dlaczego szef mafii chce mnie zabić. Tylko raz spotkałem się z tym facetem, kiedy chciał, abym bronił jego syna. Ani wcześniej, ani potem nie miałem z nim do czynienia. — Odstawił pustą szklankę po napoju. Czuł się syty i to w tym wszystkim było jedyne pozytywne uczucie. Bardziej wolałby czuć się bezpiecznie i zasnąć nie obawiając się tego czy dożyje poranka.
— A broniłeś jego synalka? — zapytał John kończąc posiłek i kładąc gotówkę na stoliku. Para która siedziała kiedy on przyszedł już wyszła i w barze byli tylko on z Dravikiem oraz popatrujący na nich kelner.
— Tego mordercę? Odmówiłem. Może tym mu się naraziłem, ale wątpię, aby ktoś taki jak Tisdale chciał mnie za to zabić. Jego syn i tak wyszedł na wolność. — Wstał. — Może najpierw odnajdźmy ten motel, a potem pogadamy.
— Dlaczego ktoś, kto ma adwokatów na usłudze mafii chce by jego syna bronił ktoś spoza ich kręgu? — zapytał Davis, ale pytanie bardziej zadawał sobie samemu, głośno myśląc. Wrzucił serwetkę, którą wytarł dłonie, do kosza i dodał do siebie pod nosem: — Coś mi tu śmierdzi, jeszcze nie wiem co. Ale dowiem się tego.

*

Motel do którego zmierzali mieścił się przy drodze łączącej Louisville z Lexington. Davis nigdy tą drogą nie jeździł, bo nie miał takiej potrzeby i nie znał tego miejsca. Był to długi budynek z dziesięcioma pokojami do których wejścia prowadziły z tarasu, przy którym parkowały samochody. Zatrzymali się obok jednego z pięciu pojazdów, dwa z nich wyglądały jakby już dawno powinny zostać ze złomowane.
— Jeżeli zapytają o dokumenty to powiemy, że zapomnieliśmy — powiedział Davis gasząc silnik.
— Tak, obaj zapomnieliśmy. — Dravik odpiął pas.
— Byliśmy za bardzo pochłonięci sobą, aby mieć je na uwadze. Mogę zawsze powiedzieć, że wyssałeś mi mózg, więc nie mogłem o nich pamiętać.
— Jeżeli, kurwa, powiesz coś takiego to zasadzę ci kopa w dupę. — Davis już zaczynał go denerwować, a całą drogę przejechali bez spierania się.
— Nie biorę w dupę. Wolę na odwrót i chyba nigdy nie narzekałeś — odparł John unosząc zawadiacko prawy kącik ust. Doskonale wiedział co Dravik lubił i miał nadzieję, że będą mieć trochę czasu dla siebie, aby mu o tym przypomnieć.
— Wolałbym abyś tego także recepcjoniście nie mówił — rzucił prawnik, kiedy wysiedli i ruszyli w stronę pomieszczenia z wielkim napisem oznajmującym gdzie znajduje się recepcja.
Wkrótce okazało się, że nie musieli pokazywać żadnych dokumentów. Jedynie mieli wpisać się do księgi gości, w której podali fałszywe dane. Wynajęli pojedynczy pokój z łazienką i jednym łóżkiem, by w razie czego utrzymywać swoją przykrywkę z kochankami. Wystarczyło tylko zapłacić z góry za trzy doby, bo dłużej nie zamierzali tutaj zostawać, i nikt ich o nic nie pytał.
Wnieśli rzeczy do pokoju, który może nie wyglądał luksusowo, ale był czysty co szczególnie zaskoczyło Davisa, bo zdarzało mu się przebywać w motelach gdzie nie dbali nawet o zmianę pościeli. Sprawdzili też łazienkę, która nie była duża, ale kabina prysznicowa i sedes oraz umywalka wystarczyły by w tej sytuacji nazywać to małym luksusem.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytał Dravik zdejmując kurtkę i rzucając ją na jedno z dwóch krzeseł. Oba stały przy małym stoliku tuż obok okna.
— Przedostanę się do domu kapitana mając nadzieję, że go tam zastanę. Nie spocznę dopóki nie poznam prawdy. — Davis wyjął broń i położył na stoliku. Sprawdził ilość amunicji i nie podobało mu się to, że ma tylko po jednym zapasowym magazynku. — Jak mówiłem, teraz nie pójdziesz ze mną. Jeżeli ktokolwiek z tych, którzy cię ścigają byłby w domu Bronsona sam prędzej się ukryję i w razie czego ucieknę. Poza tym mam plan i on obejmuje jedną osobę. — Podał Glocka 22 prawnikowi. — Weź go.
— Może być tobie potrzebny. — Nie podobało mu się to, że muszą się rozdzielić, ale nie mieli wyjścia. Na razie jedynym śladem jaki mieli, poza wiedzą o Tisdale’u, był przełożony Johna i spotkanie z nim było priorytetem.
— Mam czym się bronić. — Pokazał nóż i dwa inne pistolety. — Mam też ręce. Umiem walczyć.
— Też umiem. Pamiętaj gdzie się wychowałem — rzucił Dravik. Wziął dwudziestkę dwójkę i schował za paskiem spodni.
Davis podał mu jeszcze ostatni zapasowy magazynek i wziął kilka studolarowych banknotów, z tych które dostali od Aleca.
— Kiedy wrócę zapukam trzy razy, zrobię przerwę i potem zapukam jeszcze dwa razy. Nie inaczej. Nie wiem jak długo mnie nie będzie, bo sam dojazd zajmie trochę. Nie mogę wziąć swojego samochodu, ale wynajmę któryś z tych zdezelowanych co tam stoją. Należą do motelu. Zostawiam kluczyki, gdyby coś się działo uciekaj. Nie będę też się mógł z tobą skontaktować. Postaram się o jakieś telefony — mówił chodząc po pokoju — najlepiej z innej ery, nie te nowoczesne badziewia.
— Co potem, kiedy okaże się, że twój kapitan, któremu tak ufałeś, zdradził? — zapytał Rafael.
Davis przystanął. Przesunął rękoma przez włosy, a potem spojrzał prosto w oczy Dravika, któremu dreszcze przebiegły po plecach. Uwielbiał oczy Johna. Czasami patrzyły tak jakby potrafiły wszystko z niego wyczytać. Niestety przez ostatnie dwa lata pałały tylko złością i nienawiścią w jego stronę. Rafael cieszył się, że poza małą wzmianką w barze, nie rozmawiali już na temat, który poruszyli w domu Aleca. Ich związek to był temat rzeka i wolałby do tego nie wracać. Czuł jednak, że jeszcze czekała go ta rozmowa. Na razie ważniejszym było to, aby przeżyć.
— Nie wiem co wtedy zrobię — odpowiedział detektyw i ruszył w stronę drzwi. Dziwnie się czuł zostawiając samego Dravika, ale nie miał wyjścia. Zatrzymał się z dłonią na klamce i spojrzał przez ramię na prawnika. — Gdybym nie wrócił…
— Pierzysz. Nawet, kurwa, o czymś takim nie mów. — Zdenerwował się prawnik. Na samą myśl o tym co może się stać, bolało go serce i wolałby z nim pójść, ale ci co chcieli go zabić szukają dwóch mężczyzn, a nie jednego. Davis sam miał większe szanse by dostać się tam gdzie planował i przeżyć. — Nawet tego nie powtarzaj, więc lepiej się zamknij. — Zły podszedł w dwóch krokach do mężczyzny i chwycił w dłonie jego twarz, a potem wycisnął mocny, szybki pocałunek na jego ustach, czym zaskoczył ich obu.
— Za co to? — zapytał John oblizując wargi po tym jak prawnik odsunął się.
— Może to zaliczka na przyszłość — odpowiedział Rafael. — Ale by odebrać resztę musisz wrócić. — Nie obchodziło go to, że mówiąc takie rzeczy odsłania swoje uczucia, bo tym razem ukrywanie ich nie miało takiego znaczenia jak to, by Davis nie dał się zabić.
John kiwnął głową nic już nie mówiąc, a potem ze zbyt mocno bijącym sercem wyszedł.

6 komentarzy:

  1. Jejku...te opowiadanie jest piękne!!!! Naprawdę chce się dowiedzieć co się stało że się roztali������
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać co tam będzie dalej :3
    Pozdrawiam i weny życzę ;)
    I zawczasu Happy New Year ;)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    ocho cudownie, wciąż mnie zastanawia co kierowało Rafaelem, że ich związek zakończył się tak jak się zakończył, bo moja wcześniejsza myśl nie okazała się trafna... a jeszcze wcześniej było "że John nie pozwolił mu wyjaśnić"... i jeszcze kwestia mafii, też dziwna sytuacja, mają swoich prawników to zgłosili się do Rafaela i po co by mieli go chcieć zabić jak nawet nikogo nie bronił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie :)
    Panów czeka jeszcze ciężka rozmowa, ale najważniejsze jest teraz, aby żadna przypadkowa kula ich nie dopadła.
    Myślę, że obaj są świadomi swoich uczuć tylko boją się rozdrapywać stare rany, bo wiele wycierpieli, ale muszą to zrobić, aby ruszyć ze swoim życiem.
    Myślę, że kapitan jest niewinny, a że skorumpowany jest Smith, ciekawe czy mam rację.
    Oby ten pocałunek był zwiastunem pięknego czasu, który spędzą w tym motelu.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka, hejka,
    wspaniale, ale co kierowalo Rafaelem, że ich związek zakończył sie tak jak się zakończył... i też trochę dziwne jest że mafia się uwzięła na niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, co kierowalo Rafaelem że ich związek zakończył sie tak jak zakończył... i też trochę dziwne jest że mafia się uwzięła na niego...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)