28 października 2018

Ucieczka do Limare - Rozdział 3

Dziękuję za komentarze, życzę udanego tygodnia i zapraszam na kolejny rozdział. :)



Na dworze ściemniło się, kiedy Domenico zszedł na parter, by z kuchni wziąć sobie na noc coś do picia. Zamierzał położyć się wcześniej, aby rano zacząć dzień tuż przed wschodem słońca i porobić zdjęcia. Jutro chciał też zwiedzić miasteczko, poobserwować ludzi. Wprawdzie podejrzewał, że dla niego najlepszym obiektem do obserwacji będzie właściciel tego domu, ale nie mógł stać się jego stalkerem. Coraz bardziej ciekawił go ten mężczyzna. Nie widział go ponownie dzisiejszego wieczoru. Paolo zamknął się u siebie w sypialni, a on nie chciał mu przeszkadzać. Tym bardziej, że do niczego nie był mu potrzebny. Jak powiedział mężczyzna, dom miał do swojej dyspozycji, dlatego z tego korzystał, a szczególnie z kuchni, do której się udał. Zanim tam dotarł usłyszał huk, jakby coś upadało na podłogę. Wzdrygnął się, po czym szybko ruszył w stronę pomieszczenia.
Zastał tam Paolo, z ust którego padło kilka niecenzuralnych słów, kiedy podnosił rondel z podłogi i wrzucił go do zlewu. Potem spojrzał do zeszytu, który Domenico widział wcześniej, zaczął coś w nim zakreślać, zaznaczać i przekreślać. Salieri nie był tego pewny, bo kucharz robił to z takim zacięciem, że mogło to być wszystko. Jedyne czego był pewny to tego, że mężczyzna nadal jest zdenerwowany. Nie, raczej wściekły. Przez chwilę miał ochotę zawrócić, ale zatrzymał go głos:
– Jeżeli zamierzasz tam stać to proszę bardzo, ale wolałbym abyś wszedł lub zniknął.
– Tak się zastanawiałem czy jeżeli wejdę, to nie skończę jak ten garnek – odpowiedział Domenico z dłońmi w kieszeniach krótkich spodni, stawiając kolejne kroki po czarnej, drewnianej podłodze. Zauważył, że na stole leżały otwarte listy.
– Nie mogę ci obiecać, że tak nie będzie. Ale przydasz mi się do degustacji. – Ciemne oczy spoczęły na Domenico, który ponownie poczuł ten specyficzny dreszcz pełzający mu po kręgosłupie.
– Degustacji? – zapytał zanim dojrzał, że w piekarniku coś się piecze. – Ciasto?
– Z bakaliami. Mój przepis, ale ciągle coś mi w nim nie pasuje.
Salieri nie jadał tak późno słodyczy, ale mógł się skusić na to co proponował gospodarz. Dlatego nie odmówił, kiedy ten otworzył piekarnik i wyjął okrągły placek. Odłożył go na szafkę, stawiając gorącą blachę na drewnianej desce. Odrzucił ochronną rękawicę skupiając spojrzenie na swoim dziele.
– Lubisz miód? – zapytał gościa.
– Lubię.
– To dobrze, bo i tak musiałbyś go zjeść – rzekł kucharz i odwrócił się do przygotowanego kubka, w którym zrobił miodową polewę. – Nie jesteś uczulony na orzechy? – dopytywał nakładając polewę na placek.
– Nie, ale pewnie i tak kazałbyś mi je zjeść.
– Nie, bo byś umarł, a z pozbyciem się ciała zawsze są kłopoty – zażartował, na co Domenico się zaśmiał.
– No tak. A ja bym ci w tym nie pomógł, bo już byłbym martwy.
– Dokładnie. – Odstawił pusty kubek do zlewu i nalał do niego gorącej wody. Później wziął z szafki dwa talerzyki oraz z wciąż odsuniętej szuflady widelce i nóż. – Ciasto jest na gorąco, ale można je jeść też na zimno – mówił odkrawając dwa trójkątne kawałki. Skupił się na gotowaniu, po tym co przeczytał w wiadomości z banku. Tak jak się spodziewał, nie były to dobre wieści. Nie rozumiał wszystkiego co napisali, ale jedno wiedział, że jego pobyt w tym domu się kończy. Gdyby nie gotowanie, które go uspokajało, nie miał pojęcia co by zrobił. Na pewno nie rozmawiałby tak spokojnie z Salierim. Jeżeli byłoby go stać na adwokata,  może jakoś udałoby mu się wyjść z kłopotów, w które nawet sam się nie wpędził.
– To na ten wypiek masz spisane składniki w zeszycie? – zapytał Domenico zdradzając się z tym, że myszkował mu w prywatnych zapiskach.
– Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? – Podał gościowi talerzyk z ciastem i wbitym w nie widelczykiem. Nie był zły, że ten zajrzał do zeszytu. Nie było tam nic prywatnego. – Odpowiadając na twoje pytanie, to nie. Nie na to. Ono wpadło mi do głowy ot tak. – Pstryknął palcami w powietrzu. – Kombinuję po prostu z nowymi przepisami. Jak zdążyłeś się zorientować nie zawsze mi to wychodzi. – Usiadłszy przy stole, od razu złożył listy i schował je do kopert. Jego tymczasowy współlokator był ciekawski, więc wolał mu nie podsuwać pod nos takich rzeczy. Żadna z nich go nie dotyczyła. Za jakiś czas wyjedzie, wróci do swojego świata i nie spotkają się nigdy więcej.
Domenico zajmując miejsce po drugiej stronie stołu nie skomentował tego. Czasami lepsze jest milczenie, pomimo że jego ciekawość chciała zwyciężyć. W zamian skosztował ciasta mrucząc z przyjemności, kiedy smak słodkiego, bakalii i miodu rozlał się po jego języku. Przymknął powieki delektując się ucztą. Dawno nie jadł czegoś tak dobrego. Od razu przypomniały mu się czasy i babcia, tradycyjna włoszka, która dużo mówiła i uwielbiała gotować dla całej rodziny. Jej wypieki miały niepowtarzalny smak. Niby proste, zwyczajne, nie wymyślne, a najlepsze ze wszystkich.
– Wyśmienite. – Otworzył oczy napotykając te należące do Paolo. Mężczyzna wpatrywał się w niego spijając każdą reakcję jaką nieświadomie mu posłał. Serce mu zatrzepotało, bo DiCarlo patrzył tak jak wcześniej, kiedy prawie doszło do pocałunku. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale zrezygnował z tego, bo nie był pewny czy wydobyłby z siebie jakiekolwiek słowa. Spojrzenie Paolo doprowadzało go do tego, że ręce znów mu drżały, a on sam zaczął zastanawiać się jak smakują jego usta. Nie przyjechał tu romansować. Chciał odpocząć, zregenerować siły, znaleźć swoje miejsce, a tymczasem chyba te małe wakacje nie będą tak spokojne jak myślał. Aczkolwiek to co czuł nie było niemiłe. Znajdowanie się pod obstrzałem zainteresowania takiego mężczyzny sprawiało przyjemność.
Paolo zapomniał o swoim kawałku ciasta, kiedy Domenico konsumując słodycz wyglądał tak, jakby przeżywał czystą ekstazę. Przeszło mu przez myśl, co by było gdyby to jego ręce i usta doprowadzały tego mężczyznę do takiej reakcji. Nie powinien o tym myśleć. Przecież przyrzekł sobie, że koniec z mężczyznami, ale z drugiej strony nie był z kamienia. Do tego kto mu zabroni patrzeć. Szczególnie wtedy kiedy dostrzegał zakłopotanie w oczach drugiego mężczyzny, ale pojawiała się też w tym nuta zainteresowania. Mógłby wstać, obejść stół i nachylić się do Domenico, a potem nawet walący się świat nie przeszkodziłby mu we wzięciu tego czego chce. Dlatego nic nie zrobił i po chwili ciszy pełnej napięcia powiedział:
– Jeżeli moje ciasto wywiera na tobie takie wrażenie, to na pewno wejdzie do menu.
Zanim dotarło do Domenico co powiedział kucharz został sam. Dzięki temu miał chwilę, aby zapanować nad swoim pożądaniem, które uderzyło w niego niczym taran. Przebiło się przez wszystkie jego zasady, rozdarło na strzępy każdą wątpliwość i zagnieździło się w jego ciele. Wszystko przez te oczy, które jasno przekazały mu to, co Paolo DiCarlo by z nim zrobił.
Nadal było mu gorąco, kiedy szedł na górę do swojej sypialni. Zapomniał o szklance wody, o pozostawionym późnym deserze licząc tylko na to, że uda mu się zasnąć. Gdy obudzi się jutro, pomyśli, że to był tylko sen i nic więcej. Tylko zwykła mara. 

*

Budzik zaczął dzwonić o czwartej rano. Domenico zamruczał coś sennie i wyciągnął rękę do telefonu, aby wyłączyć alarm. Nie był w stanie otworzyć oczu, a co dopiero wstać tak wcześnie jak planował. Nie miał pojęcia, o której zasnął, ale na pewno długo po północy. Przez cztery godziny, tak dokładnie to wiedział, leżał i gapił się w sufit rozważając cały wczorajszy dzień. Z tego najwięcej czasu poświęcił seksownemu, ponuremu kucharzowi, który nieświadomie mieszał w jego głowie. Najgorsze było to, że podobali mu się tacy faceci, wysocy, z kilkudniowym zarostem na twarzy, czarnymi, nieprzeniknionymi oczyma i gęstymi, grubymi, nieposkromionymi włosami, którzy sprawiali, że roztapiał się pod ich spojrzeniem. Oni też zazwyczaj byli problemem. Chcieli się zabawić na jedną noc, a Domenico nie był kimś na jednorazowy numerek.
– Cholera, facet sprawia, że za dużo myślę. – W pewien sposób to odwracało jego uwagę od tego przed czym uciekł, dzięki czemu znalazł się w Limare, ale pakowanie się w coś na jedną chwilę, co może było tylko jego wybujałą wyobraźnią lub skrytymi pragnieniami, nie mogło przynieść dla niego nic dobrego.
Poderwał się kiedy usłyszał pisk zawiasów drzwi obok, które musiały się otworzyć. Gospodarz domu był już na nogach. W sumie prowadząc taki lokal nie mógł sobie pozwolić na późne wstawanie. To sprawiło, że Domenico całkiem się obudził i wstał z łóżka. Miał na sobie tylko luźne bokserki i nic więcej, więc nie mógł tak wyjść i po prostu zagadać do DiCarlo. Poza tym wczoraj nie brał prysznicu, bo nie miał na to ochoty. Do tego na pewno nie grzeszył świeżym oddechem, co tylko opóźniło spotkanie się z mężczyzną. W ogóle to powinien siedzieć w pokoju i nie wychodzić dopóki nie zostanie sam w domu. Unikanie Paolo wyszłoby na lepsze, ale chciał go zobaczyć. Upewnić się czy wszystko w porządku i jaki humor towarzyszy mu tego ranka.
Dlatego postanowił się pośpieszyć. Ciesząc się, że do jego pokoju przylega łazienka, wziął kilka ubrań oraz kosmetyki i wszedł do niej. Pomieszczenie nie było duże, ale wszystkie potrzebne rzeczy się w nim mieściły. Skorzystał z toalety, a potem rozebrał się i wszedł pod prysznic.

*

– Niech to szlag! – krzyknął Paolo kiedy potknął się próbując zrobić sobie kawę w ekspresie. Dzisiaj na szczęście nie zaspał i nie musiał się tak śpieszyć, ale chciał wybrać się na bazar, kupić świeżą zieleninę i warzywa. Potem pojedzie do Amare i zajmie się gotowaniem zanim przyjdą jego pracownicy i nim będzie musiał iść ukręcić łeb dupkowi, który chciał zniszczyć jego życie, a zarazem był ojczymem jego córki. Jak on nienawidził tych bogatych dupków, którzy sądzą, że mając wysokie wykształcenie i masę pieniędzy na koncie mogą utrudniać życie innym.
– Wyglądasz jak chmura gradowa.
Paolo słysząc głos faceta, który wynajmował u niego pokój, uniósł palec do góry mówiąc:
– Nie odzywaj się do mnie zanim nie napiję się kawy.
– Zrzędliwy i wściekły przed otrzymaniem dawki kofeiny. – Zaśmiał się Domenico próbując nie wgapiać się w mężczyznę, który stał do niego bokiem.
– Grabisz sobie – warknął kucharz uderzając dłonią w nieposłuszny ekspres, który przerwał nalewanie kawy. – Działaj ty głupia kupo złomu.
– Nie wyżywaj się na ekspresie. – Podszedł do Paolo niewiele robiąc sobie z jego złego humoru. – Odsuń się.
DiCarlo posłuchał natychmiast. Posłuchałby każdego kto by mu pomógł z tą ledwie zipiącą maszyną, nie chcącą dać mu dawki życia, jakim dla niego była poranna kawa.
– Zaciął się. Trzeba po prostu jeszcze raz wcisnąć ten przycisk i voilà gotowe. – Ekspres pod wpływem sztuczki nowego mieszkańca zasyczał i po chwili kawa znów zaczęła spływać do białego kubka.
Paolo zerknął na mężczyznę, który uratował jego poranny rytuał. Domenico miał dzisiaj na sobie jasne, lniane, długie spodnie i prostą koszulę, której dół układał się na jego biodrach, a dwa guziki przy szyi, były rozpięte. Wilgotne włosy zaczesane do góry podpowiadały mu, że mężczyzna chwilę wcześniej brał prysznic. Był nieogolony, przez co szczęka pokryła się czarnym cieniem zarostu i musiał przyznać, że kręciło go to. Chciał wyciągnąć rękę do jego policzka i go dotknąć. Przesunąć po nim palcami, a potem po jego pełnych ustach. Dolna warga gościa była szersza od górnej i pragnął obie polizać. Pół nocy myślał o Salierim. Spędził z nim jeden wieczór, potem poczęstował go ciastem i stwierdził, że Domenico zalazł mu za skórę. Co w nim takiego było, że nawet zamykając oczy widział go z tym jego szerokim uśmiechem? Co ciekawsze, ten uśmiech nie za każdym razem sięgał jego oczu, w których coś się czaiło. Może smutek, może zawód, a może zupełnie coś innego.
– Proszę, twoja kawa – powiedział Domenico podając kubek z gorącym płynem. – Czarna jak smoła.
– Co? – Paolo ocknął się. – A tak. – Wziął swoją kawę ostrożnie, aby nie dotknąć palców drugiego mężczyzny. Kubek był gorący, lecz to  mu nie przeszkadzało. Odszedł na bok opierając się tyłkiem o szafkę, na której lekko przysiadł. Jedną ręką podparł się o blat, a długie nogi skrzyżował w kostkach. Popatrując na towarzysza uniósł kubek.
Domenico patrzył jak dwie lekko wąskie wargi rozchylają się, a potem obejmują brzeg naczynia i żałował, że nie robią tego samego z jego ustami. Na tę myśl znów coś mu w piersi załomotało i z trudem przypomniał sobie, że to było jego serce. Teraz już nie był taki pewny czy dobrze zrobił schodząc na dół. Po prysznicu nawet się nie ogolił, bojąc się, że Paolo wyjdzie zanim go zobaczy. Zdążył tylko wyszorować zęby i zaczesać włosy tak, aby nie wpadały mu do oczu i zbiegł na parter, niczym podlotek chcący zobaczyć obiekt swoich westchnień. Był żałosny. Na szczęście tylko on o tym wiedział.
– Wstajesz bardzo wcześnie – zagadnął robiąc dla siebie latte, na które przyszła mu ochota. Zamiast kubka podstawił szklankę przeznaczoną do tego rodzaju napojów. Już wczoraj je wypatrzył.
– Muszę. Zanim otworzę lokal to trzeba w nim wiele zrobić. Czasami wstaję o trzeciej, aby ludzie na śniadanie mieli świeże bułki. Ciasto musi wyrosnąć, zanim poddam go dalszej obróbce – odpowiedział nie czując już tej wściekłości, która nim targała. Na pewno kilka łyków kawy nie złagodziło tego. Zrobił to ten mężczyzna, a to wcale nie było dobre. Powoli zaczynał żałować, że wynajął mu pokój.
– Dużo pracy. Gdzie uczyłeś się gotować? – zapytał Domencio aby jakoś pociągnąć rozmowę.
– Jestem samoukiem. Jeżeli pytasz jakie specjalistyczne szkoły skończyłem to żadnych. Sam uczyłem się gotować. Najpierw z pomocą babci, a potem nawet ją przewyższyłem.
– Uczeń przerósł mistrza.
– Poniekąd tak – odparł kucharz. – A ty co tak wcześnie robisz na nogach?
– Sądziłeś, że chłopak z wielkiego miasta będzie spał do późna? – spytał Domenico posyłając mu spojrzenie zanim napił się latte. Kiedy tylko Paolo wzruszył ramionami nie odrywając od niego wzroku, dodał: – Lubię robić zdjęcia. Chciałem sfotografować wschód słońca.
– Masz szansę. – Wskazał na okno, za którym było widać jak na wschodzie tworzy się jasna linia. – To mi przypomniało, że muszę jechać.
– Do Amare? – zapytał Salieri i pożałował głupiego pytania. Przecież to oczywiste. Nie miał pojęcia czemu za wszelką cenę chce z nim rozmawiać. W końcu mężczyzna i tak wyjdzie. Czekały go obowiązki, w których nie mógł mu przeszkadzać.
– To później. Dzisiaj bazarek jest otwarty od piątej. – Umył kubek i odstawił go na suszarkę. – O tej porze można nabyć najświeższe, nie zmęczone jeszcze upałem warzywa i zieleninę.
– Kupujesz na bazarku? Nie masz dostawców? – dopytał Domenico kończąc swój kawowy napój.
– Mam, ale oni mi nie przywiozą produktów prosto z pól. – Ruszył do wyjścia starając się nie myśleć, że musiał zapłacić dostawcom. Nie będą dłużej czekać. – A takie rzeczy kupię tylko od gospodarzy, którzy harują całymi dniami, aby móc się za to utrzymać. Poza tym na bazarku kupię rzeczy taniej, a są zdrowsze i świeższe.
– Czekaj! – krzyknął Salieri. – Chcę pojechać z tobą.
DiCarlo mając przekroczyć próg w przejściu pomiędzy kuchnią, a korytarzem, zatrzymał się i obejrzał na swojego gościa. Nie chciał brać go ze sobą. Domencio musiał to wyczuć, bo dodał:
– Limare o tej porze musi wyglądać pięknie. Chcę to zobaczyć i sfotografować. Weźmiemy mój samochód… – urwał, kiedy kucharz zaczął się śmiać. – Co takiego powiedziałem?
– Widziałeś tutejsze uliczki? Samochód tak duży jak twój to tylko problem. Szczególnie dla nietutejszych.
– To czym pojedziemy? – Domenico nie zamierzał odpuścić. Powinien, ale chęć spędzenia z nim więcej czasu działała zbyt silnie. Miał dwadzieścia dziewięć lat, a zachowywał się według siebie idiotycznie napraszając się. W końcu sam mógł wybrać się do miasta, tak jak planował.
– Nie powiedziałem, że cię zabiorę – prychnął Paolo opierając się ramieniem o framugę.
– Nie powiedziałeś też, że tego nie zrobisz. – Salieri uniósł ciemne brwi czując niesamowitą pewność siebie. – Jestem twoim gościem, więc winien mi jesteś przejażdżkę po mieście.
Paolo DiCarlo miał zamiar powiedzieć, że on by mu chętnie dał przejażdżkę, ale innego rodzaju. Na szczęście odnalazł filtr na ustach, dzięki któremu nie wypowiedział tych słów. W zamian rzekł:
– Nie jestem ci nic winien, ale nie odpuścisz, więc widzę cię przy moim skuterze za piętnaście minut.
– Oczywiście. Tylko umyję szklankę, wezmę aparat i będę gotowy. – Uśmiechnął się szeroko,  dziwnie szczęśliwy.
Tak jak powiedział, wcześniej niż zapowiadane piętnaście minut, z małym plecakiem na ramieniu, w którym trzymał lustrzankę, zjawił się u boku właściciela skutera, który siedział na dwuosobowym siedzeniu. Zamknął jeszcze dom na klucz, który schował do kieszonki w plecaku.
– Wsiadaj – zarządził DiCarlo zaczynając odczuwać irytację, że wszystko tak się przedłuża.
– Nie masz kasków?
– Nie? Wsiadaj.
– W porządku. – Domenico przerzucił nogę przez siedzenie, a potem obie stopy ustawił na specjalnych stopkach. Rozejrzał się niepewny czego ma się trzymać. Wtedy Paolo jakby czytając w jego myślach powiedział:
– Złap się mnie. Nie gryzę. No chyba, że ktoś tego chce – dodał z premedytacją tym razem pozbywając się z ust filtra.
Domenico poczuł jak przez jego kręgosłup przebiega przyjemne uczucie kierując się w dół do jego jąder i penisa. Serce zabiło mu mocniej i zaklął w myślach. Pożądanie było jednak silną potrzebą. Biorąc się w garść, uniósł ręce i położył dłonie na bokach siedzącego przed nim mężczyzny o szerokich, seksownych plecach, na których opinała się zielona koszulka z takim samym dołem jak ta z wczoraj. Naszła go ochota by przytulić policzek do tych pleców, ale został uratowany odgłosem silnika, a potem ruszyli i na szczęście jego myśli pobiegły w innym kierunku.

11 komentarzy:

  1. Cudo. Nie wiem co więcej powiedzieć. Tak mi się podoba, że brak mi słów. Czekam na dalszy rozwój akcji :3
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam pytanie ile będzie rozdziałów tego opowiadania?
    Pozdrawiam:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15. Jest napisane przy pierwszym rozdziale.

      Usuń
    2. Tak jak napisała Monika, jest 15 rozdziałów. :)

      Usuń
  3. No ostatnio nawał roboty sprawił, że tak późno komentuje, ale już jestem! Aj jak spaniale się czyta o opowiadanie. Jestem zachwycona i będę czekać na kolejne części. Mam nadzieję, że tę dwóę połączy coś naprawdę niezwykłego. Wyczuwam te cudowne fluidy między nimi. niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że już niedługo.
    pozdrawiam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział :)
    Chemia aż iskrzy pomiędzy naszymi bohaterami :)
    Jestem ciekawa, kiedy dojdzie do eksplozji, już się nie mogę tego doczekać :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa jestem z jakiego powodu Domenico uciekł od swojego wcześniejszego życia. Mam także wrażenie, że pomoże w kłopotach gospodarza. Czuć między nimi chemię. Naprawdę dobrze się czyta to opowiadanie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne. Kocham twoje opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  7. ,
    jest między nimi wielka chemia, ale jak na razie to odrzucają z różnych powodów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, mmm chemia to jest między nimi... obydwaj coś czują do siebie, choć jak na razie odrzucają to, ale z całkiem różnych powodów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)