O Beezar.pl nie wspominam za bardzo, bo tam wciąż są problemy. :/
Wąskie uliczki
małego, włoskiego miasteczka miały w sobie osobliwy urok, ale nie wtedy kiedy
trzeba było, aby dwa samochody minęły się. Miejscowi mieli w tym wprawę, w przeciwieństwie
do niego. Przyzwyczajony do ulic Rzymu ledwie przecisnął się pomiędzy ścianą
jakiegoś budynku, a drugim pojazdem. Odetchnął kiedy wyjechał na szerszy plac
prowadzący w stronę morza Tyrreńskiego. Zgodnie z tym co mu warcząco powiedział
Paolo, miał skręcić w prawo i drogą, kilka metrów oddaloną od przystani, przy
której stały przymocowane łodzie, przejechać na stąd widoczne wzgórze. Tak też
zrobił i po chwili główna ulica poprowadziła w lewo, a on ujrzawszy znak „Teren
prywatny” skręcił nieznacznie, by krętą dróżką, po bokach której rosły tysiące
polnych kwiatów, pojechać do celu. Po chwili jego oczom ukazał się duży,
prostokątny dom o dwóch kondygnacjach z elewacją utrzymaną w
piaskowym kolorze i drewnianymi okiennicami w ciepłym odcieniu oraz płaskim
dachem. Budynek wyglądał zjawiskowo i Domenico czuł, że już się w nim
zakochał. Do tego wokół było pełno naturalnej zieleni oraz tej rosnącej w
wazonach z kamienia, często tak dużych, że zastanowił się przez chwilę jak
je tu wstawiono. Do domu prowadziły trzy wejścia, a jego front dodatkowo przez
całą długość ozdabiał taras, którego kwadratowe kamienne kolumny przytrzymywał
daszek. Nie było żadnych schodów, płotków, barierek. Prostota i piękno zawarte
w urzekającym obrazie. To przyszło mu na myśl, kiedy zaparkował przed domem.
Wysiadł z samochodu, a
do jego uszu dotarł śpiew ptaków oraz spokojny szum morza, którego z miejsca
gdzie stał nie było widać. Podszedł do bagażnika otworzył go i wyjął torbę
sportową, a także dużo mniejszą, w której trzymał laptopa. Zatrzasnął klapę i
ze swoimi rzeczami ruszył w stronę budynku, który sprawiał, że serce biło mu
mocniej.
Wszedł środkowym
wejściem i zaraz po przekroczeniu progu uderzył go chłód panujący w
pomieszczeniu, tworząc duży kontrast z ciepłem rządzącym na dworze. Kolejną
rzeczą, którą zauważył był długi korytarz biegnący wzdłuż budynku. Do niego
można było również wejść przez pozostałe drzwi. Naprzeciwko środkowego wejścia
umiejscowiono schody, duże, zakręcone z balkonem u samej góry i zdobną
balustradą. Przy nich znajdował się również korytarz, który prowadził do
salonu. Łukowe przejście odsłaniało pomieszczenie pełne słońca.
Domenico odstawił
bagaże i poszedł w tamtą stronę jakby ciągnięty na niewidzialnej nici. Napotkał
przestronne wnętrze, ogromne mógłby rzecz, ale tak umeblowane, że nie czuło się
wielkości salonu. Pośrodku, naprzeciwko siebie, stały dwie skórzane, brązowe
kanapy. Pomiędzy nimi drewniany stolik do kawy, na którym leżały jakieś listy i
gazety. Po prawej stronie pokoju pod ścianą znajdowało się pianino. Podszedł do
niego i przesunął po nim palcem. Po chwili uniósł klapę przykrywającą klawisze
i wystukał na nich kilka nutek. Ciekawiło go czy kucharz gra na nim, a może
instrument to po prostu zwykły mebel. Miał nadzieję, że się przekona.
Bardzo spodobał mu
się kącik przy oknie wychodzącym na tył domu. Okrągły stolik i dwa
głębokie, wyglądające na wygodne fotele zapraszały by usiąść z filiżanką herbaty.
Powstrzymał się jednak, bo chciał poznać dom dopóki był sam. Pomieszczenia były
tak ułożone, że miały po dwoje drzwi. Jedne wychodziły na szeroki korytarz, a drugie
do innego pokoju. Kuchnia była duża, nowoczesna z wieloma sprzętami mającymi
pomóc w gotowaniu. Wolał coś bardziej klasycznego, ale i tak mu się tutaj
podobało. Wokół panowała czystość, ale jego wprawne oko dostrzegło, że jednak
jest używana. Na stole stał kubek po porannej kawie, drzwiczki w szafce były
niedomknięte, szuflada odsunięta, jakby ktoś się śpieszył i o niej
zapomniał, a na jednym z blatów leżał zeszyt oraz długopis. Gdy do niego
zajrzał, bo nie mógł powstrzymać ciekawości, ujrzał składniki przepisu. Jedne
były wykreślone, inne pokreślone, pod nimi opisane wykonanie dania, a wszystko
to spisane szerokim, niezbyt starannym pismem. Jakby każde słowo wypisywane
było na szybko, a ten kto je pisał był lekko zdenerwowany. Wskazywały na to
przekreślenia, które omalże nie rozdarły kartki. Gospodarz musiał być nerwowym
człowiekiem, o czym zdążył się już przekonać.
Z kuchni przeszedł do
jadalni. Duży owalny stół i sześć ustawionych wokół niego krzeseł oraz dwa
kredensy przy ścianie, to były jedyne meble jakie tu królowały. Ten pokój wydał
mu się najbardziej pusty, bez duszy. Nikt go nie używał. Podejrzewał, że
właściciel domu jadał w kuchni. Od razu przyszła mu na myśl jadalnia w domu
jego rodziców. Duża, elegancka z miejscami przy stole dla dwunastu gości, a
nawet większej liczby kiedy go rozłożono. Do tego liczne kwiaty, ogromny
kryształowy żyrandol i ludzie, którzy przewijali się przez pokój. Na tę myśl
poczuł lekkie ukłucie w piersi i położył na nią dłoń. Nie może o tym
myśleć, wszystko było jeszcze zbyt świeże.
Potarł twarz dłońmi i
wrócił do swoich bagaży. Drugą część parteru zwiedzi później. Teraz udał się na
piętro do swojego pokoju, w którym nie miał pojęcia na jak długo zostanie.
Paolo nie chciał go tutaj i dziwnie czuł się z tego powodu, bo miał dość tego,
że go nie chcą. Dlatego zamierzał nie naprzykrzać się gospodarzowi, chociaż ta
myśl jakoś mu się nie spodobała. Nie chciał go unikać i chować się przed nim.
Wprost przeciwnie, najchętniej to znów siedziałby mu na głowie słuchając jego
warczenia.
– Dziwny jestem
– burknął pod nosem wchodząc do pokoju, którego okno i drzwi balkonowe
wychodziły na morze upajając tym widokiem. Otworzył je nasłuchując szumu. O wiele
bardziej wolał to, niż hałas rzymskich ulic dolatujący do jego mieszkania.
Naprawdę mogło mu się tutaj podobać. Ten klimat, dom, te widoki, a także
przystojny właściciel posiadłości sprawiały, że myśl o wyjeździe stąd wydawała
mu się być trudną do zrealizowania.
Położył torbę na
dużym, dwuosobowym łóżku pokrytym szarym kocem. Obok łóżka po dwóch stronach
stały stoliczki nocne, a na nich dwie lampki. W sypialni znajdowała się też
szafa z jasnego drewna z dwoma szufladami na dole i z drzwiami, na których
umocowane były lustra. Na podłodze leżał puchaty szaro-biały dywan. Cały pokój
utrzymany był w tych kolorach, ale Domenico nie zwracał na to uwagi wypakowując
swoje rzeczy. Miał ochotę wyjść na podwórko, wziąć aparat i porobić zdjęcia.
Jego małe hobby, którym ostatnio bardzo się zainteresował.
*
Paolo zamknął Amare
koło godziny osiemnastej. Kuzynka wyszła dużo wcześniej, więc on musiał
wszystko posprzątać i przygotować kuchnię na jutro. Klientów dzisiaj mieli dość
sporo i we dwójkę ledwie się wyrabiali, ale nie żałował, że nikogo nie wezwał
do pomocy, bo dzień był naprawdę dobry, a ludziom też należy się wolne. Ze
śniadaniem było małe opóźnienie, ale dzięki pomocy Domenico szybko, sprawnie
poszło i klienci byli zadowoleni z posiłku. Jedynie on był niezadowolony z
gościa, który na niego czekał. W każdym razie miał nadzieję, że czekał, a nie
wróci do domu i zastanie go splądrowanego. Jakoś nie uważał, że Salieri jest
złodziejem, ale patrząc tylko na człowieka nie można wiedzieć. Nie uśmiechało
mu się jednak nieustanne zajmowanie gościem. Nie miał na to ochoty, a ostatnio
w ogóle ledwie co znosił jakiekolwiek towarzystwo. Zawsze był spokojnym
człowiekiem, a obecnie nawet Giovanna go denerwowała. Aczkolwiek ona potrafiła
go zawsze wkurzać. Dzisiaj owszem, szczególnie działała mu na nerwy, kiedy co
jakiś czas wspominała, że ich niespodziewany gość jest przystojny. Co z tego,
że był przystojny? Sam też na to zwrócił uwagę, bo przecież miał oczy. Fakt,
przyjemnie patrzyło się na Domenico, ale to nic nie znaczyło. Poza tym
pozostanie dla niego tajemnicą, dlaczego zgodził się na wynajęcie mu pokoju.
Przecież nie zamierzał tego robić, ale to stało się samo.
Podszedł do
zaparkowanych nieopodal bistra skuterów. To był idealny środek lokomocji w
miasteczku z wąskimi uliczkami. Jeden z nich należał do niego i nie
interesowało go to, że on jako wielki facet wyglądał na nim dziwnie. Dawniej
miał motor. Prawdziwą, wielką, głośno mruczącą, czarną maszynę. Po tym jak ją
rozwalił i ledwie wyszedł cało z wypadku, przeniósł się na coś o wiele
mniejszego i wolniejszego. Wsiadł na czerwony pojazd i podpierając się długimi
nogami sięgnął do sakiewki przymocowanej przy pasie. Palcami natrafił na listy,
które do niego dzisiaj dotarły. W końcu będzie musiał je otworzyć.
Wiedział co znajdzie w środku i najchętniej to wyrzuciłby wszystko do śmieci.
Niestety nie mógł tego zrobić, tak jak i kopnąć problemów w tyłek, by odeszły.
Tak się dzieje tylko na filmach. Za to w życiu realnym nic nie przychodziło
łatwo, a cuda też się nie zdarzały.
Wrócił do domu, kiedy
słońce powoli chyliło się ku zachodowi. O tej porze roku ciemność szybko nie
nadchodziła. Popołudnia były piękne i nie tak upalne jak środek dnia. To był
też ten czas, kiedy miał wolne chwile i mógł je spożytkować tak, jak tylko
chciał. Tym bardziej oczekiwał tego po dzisiejszym dniu pełnym harówki. Miał
nadzieję, że tymczasowy współlokator mu nie przeszkodzi. Ten od razu rzucił mu
się w oczy siedząc przy stoliczku na tarasie i oderwawszy wzrok od laptopa
spojrzał na niego. Paolo dziwnie się poczuł ze świadomością, że wracał do domu,
w którym ktoś na niego czekał. Przez ostatnie miesiące jego dom witał go
pustką. Tak bardzo się do niej przyzwyczaił i do samotności, że zapomniał jak
to jest, kiedy nie mieszka się samemu. Co prawda czasami nocowała u niego
córka, ale jej matka bardzo rzadko na to pozwalała. Walczył z tą kobietą o
większe prawa względem małej, ale kobieta miała lepszych prawników, na których
nie mógł sobie pozwolić. Jeden weekend w miesiącu, który mógł spędzić ze
swoim dzieckiem to zbyt mało. Gianna miała już dwanaście lat, a on z każdym
rokiem tracił coraz więcej.
Domenico przyglądał
się mężczyźnie. Najpierw zwrócił uwagę na jego ubranie. Nie miał już na sobie
stroju kucharza, tylko obcisłe dżinsy podkreślające jego długie nogi i koszulkę,
której dół z przodu i z tyłu był dłuższy, a boki krótsze. Do tego krótkie rękawy
i głębszy dekolt w serek odsłaniały doskonale opaloną i apetyczną skórę.
Facet był naprawdę gorący. Nie to jednak najbardziej zwróciło jego uwagę, tylko
zamyślenie, jakby DiCarlo nagle znalazł się w innym świecie i to dosyć
nieciekawym, bo kiedy do niego podszedł, dwie brwi były zmarszczone, tworząc
pomiędzy sobą głęboką zmarszczkę. Jego gospodarz musiał mieć poważne problemy.
Samo to, że przychodziły do niego listy z banku, na których było napisane „upomnienie”
nie wróżyło nic dobrego. Miał ochotę wypytać go o co chodzi, ale w sumie to nie
była jego sprawa. Spędzi tutaj kilka dni, może z dwa tygodnie, a potem
wyjedzie. Tylko zastanawiał się gdzie, bo Rzym już nie był jego miastem, a dom
domem. Bolało go, że już nie miał swojego miejsca na ziemi. Nie o tym jednak chciał
myśleć. Bardziej obchodziło go to, aby wyciągnąć rękę i wyprostować
zmarszczkę, która wręcz krzyczała o kłopotach. Zapragnął zmyć je z tego
mężczyzny. Zanim zapanował nad tym co robi wyciągnął dłoń i przesunął
palcami pomiędzy jego brwiami. Wtedy DiCarlo się ocknął i niemalże czarne oczy
spojrzały na niego.
– Co robisz?
Speszony swoim
zachowaniem Domenico zabrał rękę i odpowiedział:
– Po prostu poczułem
potrzebę jej wygładzenia.
– Czego? – DiCarlo
zszedł ze skutera.
– Zmarszczki. Tej
pomiędzy brwiami. – Pokazał miejsce na swojej twarzy karcąc siebie w myślach,
że nie powstrzymał się przed dotknięciem mężczyzny. Nie miał prawa tego robić.
Nawet się nie znali. Byli dla siebie nikim. Zaledwie dwie godziny spędzone razem
nie dawały mu żadnych praw.
– Aha –
skomentował kucharz, po czym brzęcząc kluczykami, które trzymał w dłoni,
ruszył w stronę wejścia do domu. Nie miał pojęcia co ma myśleć o tym co zrobił
jego gość, więc wolał zamknąć ten temat. – Znalazłeś pokój?
– Tak. W ogóle
to masz piękny dom – pochwalił Salieri idąc za nim. – Musisz być dumny z
posiadłości.
– Nie wiem jak
długo jeszcze będzie moja – burknął Paolo kierując się w stronę schodów, które
po chwili pokonywał po dwa stopnie na raz, zostawiając Domenico z tyłu. Na
górze obejrzał się na niego i uśmiechnął mówiąc: – Teraz to ty masz zmarszczone
brwi.
Domenico dotknął
czoła i zaśmiał się, po czym, aby nie przeszkadzać gospodarzowi wrócił do
swojego laptopa i zajął się przeglądaniem zdjęć, które dzisiaj zrobił. Głównym
ich elementem był dom i wszystko to, co go otaczało. Spędził tu tylko kilka
godzin, ale już zakochał się w tym miejscu. Nie chodziło tylko o subtelne
piękno tego wszystkiego, ale o to jak się tutaj czuł. Bał się o tym myśleć,
jednak wydawało mu się, że w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi. Odkąd się
urodził nawet rodzinny dom nie był do końca tym, gdzie było mu dobrze. Zawsze
czegoś poszukiwał i wiedział, że to nie było to. Natomiast tutaj, gdy stanął na
tej ziemi, przed tym domem, coś kliknęło, jakby związał się z tym miejscem,
które miał wrażenie, że otacza go miłością. Głupie, ale tak to odczuwał. W
sumie nie potrafił tego nazwać. „Są na tym świecie rzeczy, które nie potrzebują
nazwy, wystarczy, że się je czuje.” Przypomniał sobie słowa babci. Kobiety o złotym
sercu i duszy romantyka, która odeszła dwa lata temu i bardzo mu jej brakowało.
Jedyna osoba, która go rozumiała. Jedyna, która kochała go takiego jakim był.
*
Paolo pozostawiwszy
przywiezione listy w swojej sypialni, która znajdowała się obok wynajętego
pokoju, zszedł na dół. W kuchni nalał do dwóch szklanek soku pomarańczowego i
wyszedł na patio przed dom, spodziewając się właśnie tam zastać gościa. Musiał
dowiedzieć się na jak długo mężczyzna zostanie i obliczyć cenę za wynajem. Powinien
to zrobić wcześniej, ale wtedy to nie była odpowiednia pora. Rano był zbyt
krytycznie nastawiony do tego, aby mieć współlokatora nawet na krótki czas.
Potem zrozumiał, że w jego sytuacji każdy pieniądz się liczy, ale to i tak nie
uratuje go przed utratą tego co kochał. Może tak byłoby lepiej. Mógłby
wyjechać, znaleźć pracę w jakiejś dobrej restauracji. Kłopot w tym, że już
raz tego spróbował i wrócił do Limare, bo tu było jego miejsce.
Postawił szklankę
soku przy mężczyźnie, a potem usiadł na krześle po drugiej stronie okrągłego
stolika.
– Dziękuję –
powiedział Domenico. – Pozwoliłem sobie wcześniej zrobić kawę oraz coś zjadłem.
– Dobrze. Nie
chciałbym, abyś padł z głodu – odparł DiCarlo na spokojnie przyglądając się
Salieremu. Mężczyzna zaczesywał ciemne włosy do tyłu. Szare oczy okolone były
drobnymi rzęsami, nie to co u niego. Sam miał gęste rzęsy, długie, a brwi
szerokie, których kształt dodawał mu drapieżności. Powrócił jednak do
kontemplowania wyglądu swojego towarzysza. Wyglądał inaczej niż kiedy się
poznali. Wcześniej miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie od
garnituru. Zastąpił je jasną koszulką polo i krótkimi spodniami. Ciało
miał długie, smukłe, lekko umięśnione, twarz ładna, jego zdaniem za ładna jak
na mężczyznę, pociągła, a skóra jasna jakby promienie słońca nie miały do niej
dostępu. Dłonie delikatne i na pewno gładkie w przeciwieństwie do jego o szorstkiej
skórze. Te należące do Salieriego nie wyglądały na skalane pracą fizyczną.
Trafił mu się ktoś, kto całe dnie spędzał w biurze nad papierkami. Nie wyglądał
mu na księgowego, ani urzędnika. Na szczęście, bo tych ostatnich bardzo nie
lubił. Wpieprzali się w jego życie tak jak i bankowcy.
Domenico czuł
specyficzny dreszcz przechodzący mu po kręgosłupie, wiedząc, że jest
obserwowany. Przez chwilę wpatrywał się w ekran laptopa, potem śledził pszczołę
przysiadającą na kwiatkach stojących w kryształowym wazonie na stoliku. Dopiero
później uniósł spojrzenie na Paolo. Spojrzeli sobie w oczy, a dreszcz
spotęgował się. Nie lubił gdy patrzono na niego tak natarczywie, ale jakoś
dziwnie nie przeszkadzało mu to kiedy robił to ten mężczyzna.
– Nie wiem co
chcesz odczytać z mojej duszy, ale zaręczam, że nie chowam tam brudnych
sekretów – powiedział, uśmiechając się.
– Wolę się upewnić, w
końcu będę spać pod jednym dachem z kimś kogo nie znam – odpowiedział DiCarlo
kiedy przestał torturować swoim spojrzeniem drugiego mężczyznę.
– Może po prostu
zapytaj. – Domenico sięgnął po sok. – Nie obiecuję jednak, że odpowiem na każde
pytanie – zastrzegł i napił się.
– Skąd przyjechałeś?
– Z Rzymu. Urodziłem
się tam i wychowałem.
– Co cię wygoniło, by
spędzać wakacje w Limare?
– Trafiłem tutaj
przypadkiem. I nic mnie nie wygoniło. – Kłamca, szepnął jego wewnętrzny głos. –
No dobrze, powiedzmy, że czasami dzieją się rzeczy, które zmuszają człowieka do
opuszczenia swojego gniazda.
Paolo uniósł brwi.
Zaintrygowało go to, co powiedział jego gość, ale z natury nie był tak
ciekawski, jak siedzący naprzeciwko mężczyzna, więc nie drążył tematu. Każdy ma
swoje sekrety. Nie znał nikogo kto by ich nie miał. Różniły się one tylko tym,
że jedne były proste, inne bez znaczenia, a jeszcze inne brudne i śmierdzące.
Nie wydawało mu się, aby Domenico Salieri był obdzielony tymi ostatnimi.
Aczkolwiek mógł się mylić.
– Na jak długo chcesz
zostać? – zapytał zakładając nogę na nogę. Dłoń w której trzymał szklankę soku
oparł o kolano. Zmrużył oczy, bo zachodzące słońce oświetliło mu twarz pieszcząc na dobranoc.
– Jak
wspominałem to nie wiem. Dwa tygodnie najdłużej. Chyba, że wygonisz mnie stąd
wcześniej, to może wtedy znajdę pokój w jakimś hotelu.
– Jest tutaj
tylko jeden, jak się zorientowałeś. Mamy też dwa porządne motele, ale pokoje
szybko się nie zwolnią. Sądzę, że się jakoś dogadamy, o ile nie będziesz
wchodził do mojej kuchni.
– Tutaj czy w bistro?
– Domenico uśmiechnął się szeroko.
– Przecież, że w
Amare. Tutaj dom masz do dyspozycji. Cena pokoju… – urwał, bo jego gość nie
pozwolił mu dokończyć.
– Zapłacę z góry
za dwa tygodnie. Jeżeli postanowię zostać to dopłacę. Powiedz mi tylko ile.
DiCarlo wymienił cenę
pokoju sądząc, że będzie zbyt wysoka, bo taką ustaliła jego babcia, ale
Domenico nawet nie mrugnął. Cena nie była wygórowana, a na pewno mniejsza niż
ta, którą zapłaciłby za pokój w hotelu.
– Później dam ci
pieniądze.
– Musimy jeszcze
spisać umowę, by wszystko było na papierze i bezpieczne dla obu stron. Umowy
słowne nie liczą się– powiedział kucharz. – Zawsze byś mógł zapłacić, a potem
ja mógłbym cię wyrzucić mówiąc, że nic mi nie dałeś lub ty mógłbyś mnie
oszukać. Poza tym dasz mi pieniądze w dzień wyjazdu. Tak się chyba robi.
– Dobrze. Tak będzie
najlepiej. – Domenico wolał nie myśleć o tym dniu. Chciałby nigdy stąd nie
wyjechać. Zapatrzył się na zachód słońca, urzeczony pięknem jaki tworzyła ta
chwila. Wziął aparat i włączył go. Spojrzał na mały ekranik i ustawił ostrość w
obiektywie. Nacisnął przycisk robiąc serię zdjęć. Potem skierował aparat na
siedzącego naprzeciwko mężczyznę i sfotografował go. – Mam nadzieję, że nie
masz nic przeciw.
– Nie jestem
fotogeniczny – stwierdził Paolo ponownie obserwując gościa. Ten wydawał się
wyluzowany, wesoły, pewny siebie, ale wyczuwał, że spina się przy nim kiedy nie
jest pewny jego reakcji. To były tylko mignięcia, ale wyłapywał je. Zawsze był
dobrym obserwatorem.
– Przeciwnie –
rzekł Domenico przeglądając na aparacie wykonane przed chwilą fotografie. –
Spójrz. – Wstał i podszedł do DiCarlo. Nachylił się w jego stronę podsuwając mu
aparat. Przysunął swoją głowę bliżej jego, by też coś widzieć. – Aparat cię
lubi.
Paolo nie był
zainteresowany swoim zdjęciem. Wiedział jak wygląda. Za to skierował uwagę na
to jak blisko znajdował się drugi mężczyzna. Niemalże dotykali się głowami.
Poza tym jak miał się skupić, kiedy do jego nosa doleciał zapach, który nosił
na sobie Domenico. To nie było nic ciężkiego, duszącego. To były czyste nuty
mięty, rozmarynu i czegoś morskiego. Energetyzujące i orzeźwiające.
Krystalicznie czysty zapach przywodził mu na myśl spokój i dom. Coś dobrego,
coś czego nie potrafił opisać. Znał się tylko na gotowaniu, a nie na
pięknych słowach.
Odwrócił głowę w tym
samym momencie w którym zrobił to Salieri. Wstrzymał oddech, bo ich twarze
znalazły się zbyt blisko siebie. Za blisko jego zdaniem. Ich oczy wpatrujące
się jedne w drugie, rozchylone usta dzieliło tak niewiele. Mógłby nawet…
Mógłby… Zanim mózg przetrawił to co mogłoby się wydarzyć, rozdzwoniła się jego
komórka, przerywając chwilę. Obaj oprzytomnieli odsuwając się od siebie tak szybko,
jakby nagle jeden drugiego oparzył.
Z mocno bijącym
sercem i czymś ściskającym się wewnątrz niego Domenico wrócił na swoje krzesło.
Odłożył aparat, który omalże nie wypadł mu z drżących rąk. Na szczęście
właściciel domu nie widział tego, oddalając się by porozmawiać. Spojrzał na
jego szerokie plecy, których mięśnie napięły się pod koszulką. Znów wyglądał na
zdenerwowanego. Chciałby ponownie widzieć go spokojnego. Spuścił wzrok na ekran
laptopa, kiedy DiCarlo odwrócił się w jego stronę.
Paolo był pewny, że
Domenico na niego patrzył, a teraz udawał, że jest zajęty. Głos wewnątrz niego
krzyczał, żeby mężczyzna ponownie na niego spojrzał. Tamten jednak tego głosu
nie mógł usłyszeć. Może to i dobrze, pomyślał kucharz kontynuując rozmowę z kuzynką,
która nie miała pojęcia w jakiej chwili zadzwoniła. Nadal miał miękkie nogi po
tym co omal się nie wydarzyło. Tak niewiele brakowało, a pocałowałby tego
faceta. Nie tego przecież chciał. Musiał trzymać się od mężczyzn z daleka.
Próbował nawet wmówić sobie, że Salieri jest heteroseksualny, ale prawda była
inna. To jak patrzył na niego w tej jednoznacznej chwili dużo mówiło. Poza tym
DiCarlo to czuł. Zawsze czuł kiedy znajdował się w pobliżu homoseksualisty.
Nigdy się nie pomylił. Szczególnie w tym, że się komuś podobał. Zdarzało
się, że dawniej wykorzystywał swój wygląd, ale przestał to robić. Czasami to
wprowadzało go w kłopoty. Ale to już była przeszłość. Obecnie z nikim się nie
umawiał i nie zamierzał tego zmieniać. Owszem chciałby. W końcu miał
dopiero trzydzieści dwa lata, niezły apetyt seksualny, marzenia o związku, ale
były sprawy ważne i ważniejsze. Nadal musi tak być, a Domenico to tylko
zwykły gość i pozostanie nim do chwili wyjazdu. Potem znów zostanie sam w tym
wielkim domu. Ta myśl boleśnie ugodziła go w pierś.
– DiCarlo, jesteś tam
czy odleciałeś? – Głos kuzynki przebił się przez jego myśli.
– Jestem, jestem. –
Przesunął dłonią po karku.
– To jeszcze raz
radzę ci otworzyć te durne listy, bo jak tego nie zrobisz dzisiaj, to jutro
skopię ci dupę i sama to zrobię. Mam gdzieś tę całą tajemnicę korespondencji.
– Zrobię to. Do jutra
– powiedział chłodno. Po czym rozłączył się i schował do kieszeni wysłużoną już
starą Nokię. Przeczesał włosy dłońmi i nawet nie spojrzawszy na Domenico
przeszedł koło niego i po chwili zniknął wewnątrz domu zły na kuzynkę, że
zepsuła ten wieczór.
Salieri obejrzał się
za mężczyzną nie próbując go zatrzymać. Nie miał pojęcia z kim rozmawiał i co
go tak wkurzyło, ale żałował, że miłe chwile skończyły się, a zachód słońca
musi oglądać sam.
Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńMiędzy nimi jest chemia
Chyba najlepsze w czytaniu jest to że znasz obie strony, w tym przypadku uczucia dwóch facetów, i mimo że pragniesz by mówili sobie prawdę o uczuciach to oni od tego uciekają. Krążą wokół siebie nie wiedząc że uczucie jakim się dążą jest odwzajemnione. Tak jakoś mnie wzięło na złote myśli (mimo że wiem iż to co napisałam nie jest czymś nowym) 🤣
A to opowiadanie zapowiada się fantastycznie. Czekam na next i przesyłam dużo weny.
Hej Luana mam pytanie, gdzie mozna zakupic ten tom ale w formie ksiazki? Rozdzial jak zawsze genialny. Powodzenia! 😊
OdpowiedzUsuńTen tom można zakupić jedynie jako ebook na Bucketbook.pl. Nie ma go w formie książki papierowej i nie będzie. :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam. :)
Hej Rozdział świetny zresztą jak całe opowiadanie które już zdążyłam przeczytać.
OdpowiedzUsuńI ma jeszcze pytanie czy masz może kontakt z Anishya Devlingel jakiś aktualny adres mail albo coś żebym miała pewność że mi odpiszę? Bo ostatnio znalazłam jej stronę i bardzo chciałabym kupić jej ebooka Pan pozna Panią...Pana ale nie mam pojęcia w jaki sposób. I przepraszam że tak do cb się z tym zwracam ale widziałam twoje komentarze pod jej postami więc pomyślałam że może masz z nią jakiś kontakt.
I tak w ogóle to dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na jakieś nowe dzieło.
Nie mam z nią kontaktu od bardzo dawna. Jedyny z nią kontakt jest ten, który umieściła na blogu, ale czy nadal on działa, nie jestem pewna. Nawet nie wiem czy nadal można kupić jej ebooki. Moim zdaniem jeżeli ich nie sprzedaje, to powinna wstawić je za darmo do pobrania, bo inaczej nikt się nie zapozna z jej tekstami.
UsuńZa wenę dziękuję i nowe dzieło powoli zaczynam planować. :)
Robi się coraz ciekawiej. Chemię między nimi czuć w powietrzu :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
~Tsubi
Coraz bardziej podoba mi się opisane przez ciebie miejsce jak i bohaterowie. W tym opowiadaniu widzę Twój kunszt i to jak bardzo się rozwinęłaś. Twoje opisy są jeszcze bardziej wyraziste, więcej i w ogóle podoba mi się odmieniony styl. Albo mi się tak wydaje? No i postacie. Nie wiem czemu ale bardziej przypadł mi do gustu Domenico. I to imię. Ach uwielbiam te imie u mężczyzn! pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. Życzę miłego tygodnia.
OdpowiedzUsuńWitam, witam i o coś do czytania pytam :D Pochłonęłam 3 tomy historii w Limare w weekend i teraz nie mam co czytać :( To chyba najlepsza recenzja Twojej twórczości:) Chcę jeszcze! W każdym tomie coś mnie urzekło ale nie będę nic więcej zdradzać żeby nie psuć innym czytania. Powiem tylko, że zakup tomów jak najbardziej udany:) Zresztą nie tylko tych tomów:D
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że twórczość blogowa o tematyce lgbt zanika. Kiedyś czytałam parę świetnych opowiadań i nagle blogi zostały zamknięte lub autor porzucił bloga:/ Rozumiem, że niektórzy tracą chęci do pisania, czasu brakuje, ale należy się szacunek do czytelników i chociaż słowo pożegnania. Dobrze, że Ty jesteś wytrwała, za co BARDZO DZIĘKUJĘ:)
Dziękuję za komentarz i cieszę się, że wszystkie tomy Amare Ci się podobały. :) W przyszłości planuję napisać jeszcze kilka tekstów, ale szkoda, że nie pisze się tak szybko jak się czyta. :)
UsuńTwórczość blogowa o tematyce lgbt zanika niestety. Nie wiem jak z innymi gatunkami, ale blogi znikają, autorzy znikają. Co jest smutne to to, że taki autor nie napisze, że odchodzi, tylko znika i tyle go widziano. Dlatego nie zaglądam na blogi, bo nie chcę zacząć czegoś fajnego czytać, a potem nie zobaczyć końca. Wolę kupować gotowe teksty. U mnie w folderze ze spamem czasami ktoś nowy się ogłasza, ale czy ten ktoś zostanie nie wiadomo.
Z moją wytrwałością jest ciężko. Czasami bardzo trzeba walczyć z samym sobą by dalej pisać. Wiem jedno, że gdybym odchodziła to o tym napiszę, nie zniknę bez słowa. No chyba że coś nagle mi się stanie. Ale nie planuję ani tego pierwszego, ani nie chcę tego drugiego. :)
Pozdrawiam. :)
Uwielbiam twoje twory <3 Luano, zdradzisz kiedy masz urodziny (tyklko dzien i miesiac)? Chcialabym na twoje urodziny kupic jeden z tekstow i zeby mialo to wyjatkowa okazje! Prawdopodbnie kupie "Spontaniczna Decyzje" bo tego jeszcze nie czytalam :D
OdpowiedzUsuńMoje urodziny to 17 styczeń. :)
UsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją pracę :)
Wspaniałe opisy, dzięki nim miałam wszystko przed oczami :)
Paolo ma jakieś problemy, mam nadzieję, że uda mu się je rozwiązać i nie straci restauracji i cudownego domu.
Czyżby Dominic został sam na świecie, ucieka przed śmiercią rodziców?
Nie spodziewałam się, że Paolo ma córkę, mam nadzieję że pojawi się ona w późniejszych rozdziałach i będzie kochaną córeczką ;)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, Domenico czuje się tutaj po prostu jak w domu, pokochał to miejsce, można powiedzieć, coś tutaj obu ciągnie do siebie ;) dlaczego Giovanna musiała zadzwonić w takim momemcie i popsuć humor Paolo, a było tak cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniale, Domenico czuje się tutaj jak w domu... jak widać obu coś ciągnie do siebie, ech czemu akurat w takim momencie musiała zadzwonić Giovanna i popsuć humor Paolo, a było tak cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia