14 kwietnia 2019

Powrót do Limare - Rozdział 12

Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)
Chciałam też poinformować tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że Beezar.pl już działa. Także starych tekstów nie będę usuwać, a nowe w przyszłości na pewno pojawią się na tej stronie. Na pewno "Na celowniku" nie pojawi się na niej. 



Ciszę poranka przerwał huk pioruna, poprzedzany rozdzierającą niebo błyskawicą. Wiatr zagwizdał zawodząc rozpaczliwie, a rzęsisty deszcz uderzył w spragnioną wody ziemię. Burza rozpętała się na dobre, kiedy Limare budziło się do rozpoczęcia nowego dnia. Dnia, który dla Paolo mógłby nigdy nie nadejść. Całą noc nie spał. Nie mógłby zasnąć, kiedy toczyła się w nim podobna burza jaka opętała miasto. Po tym co usłyszał od Domenico nie mógł być spokojny. Obawiał się tego co padło z ust partnera. Gdzieś w głębi niego ten strach zawsze istniał. Skryty, cichy i wczoraj miał okazję wyjść ze swojej kryjówki.

– Co takiego strasznego chcesz mi powiedzieć?
– Wczoraj zadzwonił do mnie ktoś od kogo telefonu czy czegokolwiek innego już nigdy się nie spodziewałem – zaczął ostrożnie Domenico. Dla dodania sobie otuchy wypił od razu cały kieliszek wina.
DiCarlo zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było radości.
– Zadzwonił twój były i chce byś do niego wrócił?
– Nie, to nie byłby problem… – Postukał palcami o kolano. – Zadzwoniła moja mama. Chce, abym wrócił do domu. Widzę po twojej minie, że nie jesteś z tego zadowolony, ale spodziewałem się tego.
Paolo parsknął.
– Co ty nie powiesz. Mam być zadowolony, że twoja matka, która uznała cię za martwego, chce twojego powrotu, a ty to rozważasz?! – Wybuchnął. Wstał od stołu, bo zawsze kiedy był zły nie potrafił usiedzieć na miejscu. Wtedy gotował, ale to nie wydało mu się w takim momencie być dobrym wyjściem. – Już wiem dlaczego nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć. Chcesz tam wrócić!
– Zamierzałem ci powiedzieć! – wykrzyknął Domenico. – Obawiałem się jednak twojej reakcji i miałem rację!
– Jak do jasnej cholery mam inaczej reagować?! Chcesz jechać do tego gniazda szerszeni i dać się użądlić. Ile razy? Tyle, że cię wykończą, a może tyle by zacząć śpiewać zgodnie z ich żądaniami?!
– Chcę ich zobaczyć! Tęskniłem za nimi, to moi rodzice. Są jacy są, ale…
– Zobaczyć i dać się skrzywdzić?! Jesteś takim idiotą?! – Paolo spojrzał wściekle na partnera. Coraz bardziej przestawał panować nad nerwami. Nie był w stanie tego robić kiedy słyszał, że Domenico nazywa rodzicami kogoś kto się go wyrzekł. W dodatku chce do nich wrócić zostawiając jego.
– Nie pozwolę na to! Sądzisz, że nie umiem sobie z nimi poradzić? Nie mam własnego rozumu czy jak? – Salieri ściszył głos. – Tak o mnie myślisz? Za kogo mnie masz? – Podszedł do DiCarlo i wbił palec w jego pierś. – Powiedz mi. Za kogo mnie masz?
– Nie myślę o tobie nic złego. Po prostu nie rozumiem po co chcesz tam jechać! – Odtrącił jego rękę i cofnął się. – Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Kiedy wyjedziesz, czy kiedy już tam będziesz, a może po prostu byś zniknął?!
– Sądząc po twojej złości to może tak byłby lepiej! – krzyknął Domenico. – I wiesz co, to nie wszystko co mi powiedziała. Chcą mi oddać restaurację, którą zarządzałem i dodała, że mogę żyć jak chcę. Po prostu oboje potrzebują odzyskać syna.
Serce Paolo umierało, kiedy słyszał te wszystkie słowa padające z ust partnera. Kojarzyły mu się one z tym, że Domenico chce go zostawić. Wystarczyło, że spojrzał w jego podekscytowane oczy i wiedział wszystko. Limare dla kogoś takiego jak Domenico Sallieri było zbyt małe. Amare nie dawało mu wyzwań w zarządzaniu, a on też był dla niego niewystarczający, zbyt głupi, niewykształcony, wybuchowy. Nie miało znaczenia to, jak bardzo go kochał. Były rzeczy, które też się liczyły. Choćby nie znał się na tych wszystkich filmach, o których partner opowiadał z takim przejęciem. W Rzymie czekali na niego mężczyźni z wysokim ilorazem inteligencji, będą z nim chodzić do muzeów, które Domenico lubił. Wybiorą się na wystawy, czy koncerty. Z nim kochanek mógł spędzać czas tylko w domu lub w Amare. W końcu by się tym wszystkim znudził. Nadszedłby dzień, kiedy by go zostawił, a czym dłużej byliby razem tym rozstanie bardziej by bolało.
– Nie chcę cię więzić – wyszeptał. Chciał go porwać w swoje ramiona i błagać by został. Nie jechał tam gdzie nikt go nie kocha. Niestety postępował przeciwnie.
– Słucham?
– Spieprzaj do Rzymu i nie wracaj! – wykrzyknął Paolo.

Na tym skończyła się ich rozmowa. Wiedział, że powiedział za dużo, bo to co ujrzał w oczach partnera było czystym zranieniem, ale targany wściekłością podpowiadającą mu, że Domenico go zostawi, bo chce to zrobić, nie przeprosił mężczyzny. Nie wziął go w ramiona, nie pocałował jak robił to zawsze. Salieri wyszedł z kuchni zostawiając do samego.
Cała noc nie była w stanie go uspokoić. Nawet gotowanie, za które się wziął tego nie zrobiło. Wciąż targany emocjami, niczym gałęzie drzew na wietrze, a przede wszystkim swoją niepewnością, która doszła do głosu. Tego ranka mógł powiedzieć, że był to też strach, o partnera, że spotka go tam krzywda i Domenico ponownie będzie cierpiał. Szkoda, że nie umiał mu tego powiedzieć. Ale inne emocje, a przede wszystkim nerwy, które zawsze są złym doradcą, zrobiły swoje.
Wyjął z piekarnika ciasto, które dołączyło do tego co przygotował tej nocy, aby się wyżyć. Wypróbował wszystkie swoje nowe przepisy, których jeszcze nikt nie znał. Spojrzawszy na przygotowane potrawy uświadomił sobie, że Domenico powiedziałby mu prawdę na temat ich wyglądu oraz smaku. Pochwaliłby je albo skrytykował w taki sposób by go nie zgnębić, a doradzić i pomóc.
– Domenico – szepnął pod nosem, czując nagłą, ogarniającą go słabość. Położył dłoń na piersi, którą zaczął przytłaczać dziwny ciężar.
Rozejrzał się wokół i stwierdził, że bez tej jednej jedynej osoby, którą się kocha bardziej niż swoje życie, nic nie jest warte. Wszystko traci swój urok, którym Paolo przez ostatni rok przesiąkł. To co dobre w jego życiu odepchnął tej nocy, bo tak naprawdę nie wierzył w Domenico. Nie ufał mu. Bał się. Kazał mu nie wracać i to były ostatnie słowa jakie skierował do partnera. Nie mógł do niego pójść, paść na kolana, wtulić głowę w jego brzuch i prosić o przebaczenie. Tej nocy ukochany zadzwonił po taksówkę i wyjechał zostawiając go samego.
Udał się do sypialni. Ta wydała mu się pusta jak nigdy wcześniej. Drzwi od szafy były otwarte, a półki na których Domenico trzymał swoje rzeczy opustoszały. Właśnie w tej chwili w Paolo coś pękło i łzy spłynęły po policzkach DiCarlo. Jego ukochany Domenico odszedł i za to mógł winić tylko siebie.

*

Deszcz uderzający o szyby w oknach był niczym muzyka dla śpiącego Fabiano. Opierał policzek na poduszce. Ręce ułożył obok siebie, a lewą nogę ugiął w kolanie. Ciało od pasa w dół okrywało prześcieradło, bo Ivo tylko tego używał w upalne noce. Wyglądał na w pełni zrelaksowanego. Spokój jaki emanował od śpiącego prawnika podbudowywał serce baristy. Cieszyło go to, że zapewnił temu mężczyźnie dobry sen. Kiedy przenieśli się do łóżka i skończyli kochać, było już bardzo późno. Wymęczony prawnik natychmiast zasnął, ale Ivo trzymający go w ramionach i tak przez jakiś czas czuwał, bojąc się, że koszmary nawiedzą Fabiano. Na szczęście ostatnie godziny nocy minęły i nic ich nie niepokoiło.
Rankiem Ivo obudził się pierwszy, dzięki temu mógł obserwować prawnika znajdującego się w jego łóżku. Po upojnej nocy chciał więcej. Nie tylko seksu, ale bycia z nim, przy nim. Fabiano działał jak narkotyk. Raz go spróbował i nie miał dość. Bał się tylko odwyku, do którego może zostać zmuszony. Chociaż obiecał sobie, że zawalczy o niego i mógł to zrobić. Chociażby dzisiaj. Cały dzień miał wolne pomimo, że był to poniedziałek. Od jakiegoś czasu w Amare panowały zasady, że w trzeci poniedziałek miesiąca bistro było zamknięte. Tak jak działo się to co drugą niedzielę. Dlatego barista bardzo się z tego cieszył, bo dzisiaj wypadał wolny dzień, który mógł spędzić z Fabiano, o ile ten mu nie ucieknie po przebudzeniu.
Na pewno nie zamierzał go budzić. Podejrzewał, że noc wcześniej mężczyzna nie spał za dobrze lub w ogóle tego nie robił. Zamierzał dać mu tyle czasu ile Salieri potrzebował. Natomiast wieczorem mógłby go zabrać do Lorelai klubu LGBTQ, który był czynny w każdy dzień miesiąca poza czwartkami. Mogliby napić się dobrego drinka i potańczyć. Niby miał jeszcze żałobę, ale mama by to pochwaliła. Sama mu powiedziała przed śmiercią, żeby nie płakał, tylko cieszył się, tańczył. Do tej pory tego nie robił i bez Fabiano nadal nie zrobi. Z nim to co innego. Chciał mu pokazać siebie. Umalować się tak jak lubił, ubrać seksownie. Nie dla innych, ale dla siebie i mecenasa jego serca.
Z tą myślą zamknął oczy i zasnął.
Następnym razem kiedy się obudził było już godzinę później. Fabiano zmienił swoją pozycję. Spał teraz na boku, bliżej niego. Ich nogi były ze sobą splątane, a głowa Salieriego znajdowała się tuż pod jego brodą. Nie miał pojęcia czy mężczyzna w międzyczasie obudził się i przysunął się do niego, czy zrobił to przez sen. Ważne było, że robiąc to świadomie lub nie, chciał tego. Wsunął palce w jego zmierzwione kosmyki i mógłby zostać w tej pozycji przez cały dzień. Niestety pęcherz dawał solidne oznaki tego, że jest przepełniony i musiał wstać. Planował, że weźmie prysznic, a potem zrobi Fabiano jego ulubioną kawę i przynosząc ją do łóżka obudzi kochanka zapachem, mimo że wcześniej planował, by dać mu szansę pospać. Zrobiłby im też śniadanie i najchętniej to znów by się z nim kochał. Chciałby zabrać go również na plażę, jeżeli wyjdzie słońce, pomóc pokonać strach przed wodą, ale nie chciał go męczyć.
Wcisnął nos we włosy prawnika. Pachniały potem, seksem i po prostu Fabiano i czymś co mógłby nazwać feromonami, przyciągającymi go seksualnie do tego mężczyzny. Gdybyś tylko wiedział jak bardzo cię kocham, pomyślał żałując, że jeszcze długo nie będzie mógł ich przekazać werbalnie, patrząc Salieriemu w oczy. Na razie musiał zadowolić się tylko tym. Tą chwilą bliskości ulotną niczym burza za oknem, która pozostawiła po sobie tylko lekki deszczyk.

*

Fabiano obudził się zmarnowany, ale jednocześnie wypoczęty. Całe ciało go bolało, szczególnie tylna, dolna część. Właśnie to mu przypomniało co tej nocy robił, gdzie jest i, że po raz pierwszy od kilku tygodni spał tak dobrze. Sądził, że gdy rano się obudzi, spanikuje i na pewno ucieknie będąc zły na siebie za to co zrobił. Tak się nie stało i jedynie co czuł to spokój. Nie musiał się niczego obawiać, nikt nie powie, że źle zrobił czyniąc takie zło, które w nocy popełnił kilka razy z mężczyzną. Nawet on sam nie był na siebie o to zły, jak to bywało gdy uprawiał szybki seks z innymi mężczyznami i po wszystkim przeżywał moralne katusze. Po prostu obudził się czując, że to wszystko co się stało było normalne, naturalne i dobre, właściwe. Poczuł w brzuchu ciepło i gdyby umiał to robić, mógłby się uśmiechnąć. Ale uśmiech mu odebrano wiele lat temu i wciąż nie potrafił go przywrócić.
W pokoju znajdował się sam, ale z łazienki słyszał szum wody. Rozejrzał się. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mu się w oczy był brak słońca i deszcz. Przez co sypialnia wciąż była pogrążona w lekkim mroku. Leżał na dużym, wygodnym łóżku. Lepszym od tego, które miał w mieszkaniu. To pachniało Ivo, a teraz i nim tworząc idealną kompozycję. Nad tym wolał się nie rozwodzić i spojrzał na biurko znajdujące się obok łóżka. Stała na nim lampka, a obok niej leżały ołówek oraz szkicownik, co mu przypomniało, że Moretti rysował.
Spojrzał w stronę łazienki, a potem ponownie na szkicownik. Nie powinien tego robić, lecz znów zwyciężyła w nim ciekawość. Podparł wyżej poduszkę i opierając się na niej sięgnął po okulary, które wczoraj położył tutaj Ivo wiedząc, że będą mu potrzebne. Potem wziął w dłoń szkicownik i po chwili zaczął przeglądać. Rysunki były przeróżne i bardzo mu się podobały. Znajdowały się tutaj szkice ludzi, sali w Amare i siedzących przy stolikach klientów, obrazy przyrody, które zapierały dech. Chłopak jest samoukiem, ma talent, pomyślał. Odwrócił stronicę i ujrzał swoją twarz. Przez chwilę zapomniał jak się oddycha, kiedy patrzyły na niego jego własne oczy perfekcyjnie oddane, jakby przyglądał się sobie w lustrze. Nigdy nie pozował Ivo do tego portretu, ale chłopak wręcz z doskonałością oddał każdy szczegół jego twarzy. Nawet mały, ledwie widoczny pieprzyk na nosie. Dziwne ciepło wkradło mu się do serca i tam pozostało.
– Rysowałem to długo – powiedział Ivo wyszedłszy z łazienki. Miał na sobie cienkie spodnie dresowe z nogawkami kończącymi się w połowie łydek, które miał mało owłosione. Górną część ciała okrywała bladoróżowa koszulka z niebieskimi akcentami na dole i rękawach.
Nie był zły na Fabiano za to co zrobił. Rysunki nie były tajemnicą. Przynajmniej nie dla niego. Co prawda bywali rysownicy, którzy swoje dzieła ukrywali, bo były dla nich czymś w rodzaju pamiętnika tylko pisanego w inny sposób.
– Zapamiętałeś każdy szczegół mojej twarzy, a nie widywałeś mnie często. – To dla niego było czymś niesamowitym. Czymś czego się nigdy nie spodziewał i po prostu to było takie, że nie potrafił znaleźć słów na określenie tego co poczuł.
– Czasami nie potrzebuję wiele, by móc coś potem odtworzyć. – Nie było to tym co Ivo chciał powiedzieć, ale nie mógł wyznać, że wystarczyło mu to co widziało jego serce. W nim obraz Fabiano wyrył się już na zawsze. Miał ochotę podejść do prawnika, nachylić się nad nim i pocałować na dzień dobry. Ten gest jednak dotyczył przeważnie par, a przecież tym nie byli. Nie ważne jak bardzo by tego chciał. – Zrobię kawę dla ciebie, a potem śniadanie. W porządku?
Salieri zamknął szkicownik i miał ochotę powiedzieć, że powinien iść, ale czuł się zbyt dobrze, aby to zrobić. Ściany tego domu, ten chłopak, jego ramiona przed którymi powinien uciekać, by były za dobre, stały się tej nocy dla niego sanktuarium chroniącym go i to nadal się działo.
– Kawa brzmi dobrze.
– Świetnie. – Moretti nie mógł ukryć tego, że się ucieszył, bo na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Od razu też rozluźnił się i poczuł pewniej. – W łazience zostawiłem dla ciebie czyste ręczniki. Na półce przy lustrze leży nieużywana szczoteczka do zębów. Jeszcze w opakowaniu to ją rozpoznasz. Wiem, że używasz do kąpieli swoich żeli, ale gdybyś zechciał skorzystać z mojego, to nie pogniewałbym się. Ale możesz też się nie kąpać i pachnieć naszą nocą. – Po ostatnim zdaniu zaciął się, bo powiedział za dużo. Poczuł gorąco wkradające się na policzki, a prawnik uniósł brew co dla niego wyglądało bardzo pociągająco, a szczególnie zaczepnie. Odchrząknął. – To pójdę zrobić tę kawę, no i śniadanie. – Z zakłopotaniem potarł się po karku. Jeszcze czasami wstępował w niego ten dawny Ivo.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedział prawnik, z zainteresowaniem przyglądając się chłopakowi.
Moretti skinął głową i już miał wyjść, ale kopną się mentalnie w tyłek za tą swoją głupią niepewność. Podszedł do łóżka i pochyliwszy się złapał w palce brodę Fabiano. Przytrzymując go oraz spoglądając mu w oczy, wycisnął na jego ustach czuły, ale pełen zmysłowości pocałunek.
– Chętnie powtórzę tę noc – szepnął łaskocząc ustami jego, zanim odsunął się i nie czekając na odpowiedź wyszedł.
Tymczasem Fabiano przez dłuższą chwilę nie mógł uspokoić swojego serca, które zdecydowanie zaczęło bić szybciej. Odezwało się też jego bolące, wymęczone ciało, które zapragnęło zaciągnąć Ivo ponownie do łóżka.
To niebezpieczny chłopak, pomyślał, ale dzisiaj na jeden dzień, na chwilę miał ochotę na trochę takiego niebezpieczeństwa.
 

3 komentarze:

  1. Dziękuję za kolejny rozdział :)
    Paolo wybuchnął jak na Włocha przystało, ale chyba przesadził. Dlaczego nie powiedział Domenico, co czuje? A teraz same kłopoty :(
    Rozumiem Domenico, że chciał spotkać się z rodziną, ale czy będzie rozsądny, czy dostrzeże, dlaczego Paolo wybuchł?
    Mam nadzieję, że się pogodzą, i że pomoże w tym Fabiano, który pojedzie po brata i go uratuje z ramion rodzin.
    Ivo i Fabino to jest to :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    tak podejrzewałam, że to mogli się rodzice skontaktować, rozumiem tą chęć Domenico na spotkanie ale jednak coś tutaj jest podejrzane, no i wybuch Paolo, czy Domenico zrozumie czym DiCarlo się kierował,  o co naprawdę chodzilo, wyjechal nic nawet nie zostawił... jak widać Fabiano nie uciekł z krzykiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, potwierdziły się moje podejrzenia, że to rodzice sie skontaktowali, rozumiem chęć Domenico na spotkanie, ale podejrzane to jest... wybuch Paolo, ale czy Domenico zrozumie czym DiCarlo się kierował? buu wyjechał nic nawet nie zostawił... cudnie Fabiano nie uciekł z krzykiem... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)