A także kupić można tekst Dream, który również publikowany jest u niej na blogu. Przeczytałam już go i bardzo, bardzo mi się podobał. Kupić go można tutaj: http://www.beezar.pl/ksiazki/americana
I jeszcze BartekSilver opublikował "Wilczy gryz". Zaczęłam go czytać, ale nie bardzo mam na to czas. tekst kupić można tutaj: http://www.beezar.pl/ksiazki/wilczy-gryz-falszywy-wilkolak
Czasami w mailach pytacie mnie czy znam jakieś fajne opowiadania autorskie MM, tłumaczenia MM. Dużo jest fajnych tekstów. Zaglądajcie do mojego spisu blogów, do spamu, pojawiły się tam nowe linki. Do tego szukajcie tekstów na Chomikuj.pl. Szczególnie tłumaczeń. Pamiętajcie, że kto szuka ten znajdzie. :)
A teraz zapraszam na rozdział.
Dziękuję za komentarze. :)
Prztyknął
ich usta do siebie, nie potrafiąc oprzeć się swojemu pragnieniu. Zrobił to
powoli, czekając, aż Kamil go odepchnie, lecz chłopak poruszył wargami,
odpowiadając na pieszczotę. Całowali się delikatnie, nieśmiało muskając
wzajemnie wargami, badając reakcje tego drugiego. Kamil uniósł rękę i wsunął
palce we włosy Szymona. Patrzyli na siebie z łagodnością i dozą czegoś,
czego nie mogli nazwać, powoli zatracając się w coraz intensywniejszym tańcu
warg. Drugą ręką przesunął po plecach leżącego na nim mężczyzny. Usłyszał jego
ciche westchnięcie. Rozchylił wargi, wychodząc naprzeciw językowi Szymona.
Pocałunek pogłębiał się z każdą mijającą sekundą. Słodki ciężar na nim upajał
go. Emocje uderzały w Kamila z każdym ruchem warg i języków, które splatały się
ze sobą, jakby nagle stały się jednym. Szymon całował doskonale, a Kamil starał
się mu dorównywać. Obaj pragnęli zatracić się w tym, co czuli, w smaku ust
drugiego, mieszających się oddechach, spijając ciche westchnienia. Zapragnęli
nie odrywać się od siebie i smakowali słodycz pocałunku, ciesząc się chwilą.
Chwilą,
która skończyła się nagle, gdy w stajni rozległ się nieprawdopodobny łoskot a
do ich uszu dotarła seria przekleństw. Z prędkością światła oderwali się od
siebie i zerwali z tak wygodnego siana. Szymon pomógł ustać Kamilowi, który
zachwiał się na nogach niczym z waty. Ledwie zdążyli odetchnąć, a w
zasięgu wzroku pojawił się Jacek z wiadrem w ręce.
– Do
licha, kto postawił to wiadro w przejściu?
Kamil
przypomniał sobie, że to on był „sprawcą”. Przeszkadzało mu w dostaniu się do
lodówki, więc postawił je w innym miejscu. Przypadek sprawił, że znalazło się w
przejściu, alarmując ich o tym, że ktoś się zbliża. Wzruszył tylko ramionami i
poszukał butelek, które wcześniej mieli w dłoniach. Znalazł je. Leżały na
sianie, puste. Musiały wypaść im z rąk, kiedy się przewrócili. Schylił się i
podniósł plastik, żałując, że nie ma czym zwilżyć palących go ust. Wciąż czuł
na nich wargi Szymona. Próbował sobie przyswoić to, że właśnie się z nim
całował. Na samą myśl o tym po jego kręgosłupie wspinało się gorąco.
–
Czasami wiadra stoją w odpowiednim miejscu – odparł Bieńkowski, zerkając na
Kamila. Coś się przed chwilą pomiędzy nimi stało i nie miał tu na myśli tego,
że się całowali. Nie miałby nic przeciw powtórce i temu czemuś, co zdołał
zauważyć w oczach Zarzyckiego. Uświadomił sobie, że od jakiegoś czasu chciał
pocałować tego chłopaka. Zrobił to. Nie żałował.
– Co? –
zapytał niezrozumiale Jacek.
– Nic.
Nieważne – wymamrotał Szymon, próbując oderwać wzrok od Kamila. Podejrzewał, że
chłopak również ma z tym problem. W końcu zawalczył sam z sobą i pierwszy
przerwał wzrokowe połączenie. – Em… Jacek, podobno chciałeś ze mną pogadać. –
Jakie szczęście, że już ochłonął i mógł jasno myśleć.
– No.
Chodzi o jakąś zaliczkę czy coś.
– Dobra.
Chodź. Kamil, ty też. Mam dla ciebie wypłatę.
– Zaraz
przyjdę. – Najpierw musiał zapanować nad sobą. Nie żeby był podniecony, lecz
wciąż czuł sensacje w żołądku i chyba lepiej będzie, jeżeli na chwilę straci
Szymona z oczu.
–
Wszystko w porządku? – Szymon nie chciał, żeby było coś nie tak pomiędzy nimi.
– W jak
najlepszym – odparł Kamil, mrugając do niego. – Za chwilę przyjdę. – Sekunda samotności dobrze mu zrobi. Ochłonie
od tego, co do niego dotarło. Nie, nie była to świadomość, że kocha Szymona,
tylko… Sam nie wiedział co. Po prostu mężczyzna bardzo mu się podobał. Lubił go
zupełnie inaczej niż Świrusa, Bogdana czy Ankę. To było coś innego i uderzyło w
niego z całej siły. Kiedyś dowie się, co to było, bo myślenie o tym nijak nie
pomagało w uspokojeniu się.
Po
jakimś czasie ruszył do domu Bieńkowskich, bo tam, na parterze, Szymon miał
gabinet. To w nim mężczyzna spędzał mnóstwo czasu nad rachunkami i innymi
papierkowymi sprawami. Nie pukał, tylko wszedł, bo drzwi na dwór stały otworem,
osłonięte jedynie jaskrawo kolorowymi, foliowymi wstążkami, żeby muchy nie
wpadały do wnętrza budynku.
Akurat
trafił na Karolinę wychodzącą z salonu i machającą w powietrzu dłońmi.
– Muchy
odganiasz?
– Malowałam
paznokcie. Zaraz muszę nałożyć drugą warstwę i lecimy z mamą do jej znajomej,
by nas uczesała – mówiła, nie zaprzestając machania. – Dlatego nie mam czasu
gadać. Pamiętaj, że jedziemy razem po Iwonkę i na ślub. Pa. – Wbiegła na
schody.
– Pa. Do
zobaczenia później – rzucił, ale wątpił, czy go słyszała. Wzruszył ramionami i podszedł
do drzwi na prawo od kuchni. Zapukał.
Szymon
otworzył mu, wpuszczając go do środka. Jacek właśnie podliczał pieniądze. Nie
wyglądał na zadowolonego.
–
Szymon, dałbyś jeszcze ze dwie stówy.
– Jacek,
nie mogę. Teraz ci dam kasę za lipiec, którą powinieneś dostać w sierpniu i co
dam ci później? – Obawiając się, że ta rozmowa jeszcze trochę potrwa, wziął z
biurka kopertę podpisaną imieniem i nazwiskiem Kamila i podał ją chłopakowi. –
Twoja wypłata. Pogadamy później?
–
Dzięki. Pewnie. – Nie miał wątpliwości, o czym to może być rozmowa. Zerknął na
Jacka, żałując, że mężcyzna tu jest. – Lecę do domu. Muszę zrobić się na bóstwo
– zażartował, unosząc kąciki ust.
Bieńkowski
odpowiedział tym samym. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy przerwał
mu Jacek.
–
Szymon, potrzebuję kasy.
–
Wybacz. – Przeprosił Kamila. Nie chciał, żeby po ich pierwszym pocałunku nie
mieli chwili, by pobyć razem.
– Spoko.
Daj na luz. Rozumiem. Pogadamy później. – Naprawdę nie widział w tym problemów.
– Może to i lepiej. Jeszcze bym zażądał powtórki i spóźnilibyśmy się na wesele.
Czysty
śmiech Szymona rozległ się w pomieszczeniu, a jego szczęśliwe oczy powiedziały
Kamilowi, że ich właściciel miał takie samo zdanie. Zarzycki jeszcze raz zerknął
na nic nierozumiejącego Topolskiego i opuścił gabinet dziwnie szczęśliwy.
*
Kamil
czuł, że się udusi. Pewność, co do tego, że upał i garnitur zupełnie do siebie
nie pasowały, zyskał, gdy założył marynarkę. Zdjął ją. W pokoju miał
dwadzieścia cztery stopnie, a na dworze czekało go gorsze piekło. Nie było
mowy, żeby dał się zapakować w coś takiego. Weźmie ją ze sobą, ale nie założy.
Ostatni raz miał ten garnitur na sobie w czasie matur. Krawat, który zdjął z
wieszaka, także. Żałował, że go wtedy rozwiązał, bo wątpił, czy mu się uda go
zawiązać. Wówczas pomogła mu z tym Anka.
Poszedł
do łazienki, żeby wypróbować wiązania przed lustrem. Raz szukał w Internecie
instrukcji i ćwiczył. Nic mu jednak nie wychodziło. Chyba w tym względzie był
tępakiem. Zrezygnowany, że i tym razem się nie udało, opuścił łazienkę. Wstąpił
jeszcze do pokoju po marynarkę i zszedł na dół, mając nadzieję na ratunek od
dziadka.
Znalazł
staruszka w kuchni, z klapką na muchy i polującego na nie.
–
Dziadek, pomożesz? Zaraz muszę wychodzić. – Pokazał krawat z miną niewiniątka.
Stanisław
odłożył klapkę i podszedł do wnuka.
– Twój
ojciec powinien był cię tego nauczyć.
– Najpierw
sam musiałby umieć. – Poczekał, aż dziadek zawiąże mu to cholerne chomąto,
którego po ślubie i uroczystym obiedzie się pozbędzie. Nie miał wątpliwości, że
dziadek obdaruje go jednym z tych dużych, starodawnych węzłów, lecz nic na to
nie mógł poradzić.
–
Zrobione.
W tej
samej chwili, kiedy dziadek już go uwolnił, zadzwoniła jego komórka. Wyjął ją z kieszeni
i odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.
– Już
wychodzę – poinformował, sądząc, że to Iwona go pośpiesza.
– E,
gdzie wychodzisz?
– Anka?
– A
Anka, Anka. Zapomniałeś o mnie, o nas. Nawet do Bogdana nie dzwonisz.
– Czas –
odpowiedział jednym słowem.
– Ta.
Wychodzisz z kimś? Gdzie się wybierasz? – Ciekawość w jej głosie rozpoznałby
wszędzie.
–
Mówiłem ci, że idę dzisiaj na wesele ze znajomą.
– A tak,
zapomniałam.
–
Śpieszę się. Masz do mnie jakąś sprawę? – zapytał, idąc do przedpokoju, by
spojrzeć na siebie w lustrze.
– Nie,
tylko dzwonię, bo milczysz. Zapominasz o nas.
–
Obiecuję, że jutro, jak odeśpię, skontaktuję się z wami. Muszę kończyć. Cześć.
– Cześć.
Baw się dobrze.
– Nie
dziękuję. – Po zakończeniu rozmowy zerknął na godzinę i odetchnął. Ślub był o piętnastej,
więc miał jeszcze trochę czasu.
–
Koleżanka? – spytał Stanisław, który niby to przypadkiem znalazł się w
przedpokoju.
–
Przyjaciółka. Dobra, dziadek, dzięki za krawat. Nie wiem, o której wrócę –
zastrzegł.
Mama i
babcia były w sklepie. Mama od początku nie zamierzała iść na to wesele, a staruszkowie
też zrezygnowali, uprzejmie informując o tym państwa młodych. Jego zdaniem
zrobili to trochę za późno, ale to ich sprawa. Nie byli przecież krewnymi i
nikt nie zmuszał ich do pójścia.
Zanim
wyszedł, sprawdził jeszcze, czy ma pieniądze, bo nie chciał, żeby Iwona sama
dawała kasę. Planował się dołożyć.
– Idź
już – pogonił go Stanisław, podając mu marynarkę.
Chwilę
później stał przed bramą domu Bieńkowskich, tuż przy samochodzie, którym mieli
jechać. Nie czekał długo na właściciela pojazdu i jego towarzyszkę. Gdy oczy
Kamila i Szymona się spotkały, serce Zarzyckiego zabiło mocno i szybko, a
po plecach przebiegły przyjemne dreszcze.
– Hej –
odezwał się pierwszy, z nadzieją, że głos mu nie zadrżał. Otwarcie lustrował spojrzeniem
Szymona ubranego w białą koszulę z krótkim rękawem i szare spodnie od
garnituru. Marynarkę miał przewieszoną przez ramię, podtrzymując ją palcem,
jakby wisiała na wieszaku.
– Hej –
odpowiedział Szymon. Wrzucił marynarkę do samochodu.
– Wy hej,
to ja siemka. – Karolina promieniała. Z bukietem kwiatów wyglądała uroczo i zdawała
sobie z tego sprawę. Przyszła pani archeolog miała na sobie bladoróżową,
krótką, zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach. Górna część była otoczona
falbanką osłaniającą mały biust dziewczyny. – I jak ci się podobam? – zapytała,
obracając się wokół swojej osi. Włosy zostały splecione w warkocze i spięte u
góry w misterny kok, w którym tkwiły małe, różowe kwiatki. Uszy zdobiły
maleńkie perełki, a do kompletu na szyi wisiał łańcuszek z perłą subtelnie
dotykającą brzegu sukienki.
– Jesteś
śliczna.
–
Dziękuję. – Uśmiechnęła się zadowolona i poszła odłożyć bukiet do bagażnika.
–
Pochlebiłeś jej – wymruczał Szymon.
– Zrobię
mu ołtarzyk – rzuciła. – Zapomniałam torebki, a tam mam kasę. Zaraz wracam. –
Na cieniutkich szpilkach pobiegła do domu.
– Konrad
i wasi rodzice nie jadą? – zapytał Kamil stojącego obok niego mężczyznę.
– Jadą,
ale trochę później. Pojadą od razu do kościoła. Natomiast Konrad jest u
Bernatki. Kto ci wiązał ten krawat?
–
Dziadek.
– Nie
umniejszając umiejętnościom twojego dziadka, zrobię to lepiej. – Bez ceregieli
uniósł mu kołnierzyk i rozwiązał krawat.
Kamil
upominał siebie, żeby oddychać, gdy Szymon stał tak blisko niego. Pewnie gdyby
nie ten pocałunek, nie czułby teraz masy przeróżnych i nie do opisania prostymi
słowami emocji. Bliskość Szymona działała na niego niewyobrażalnie mocno.
Pragnął przywrzeć do niego i pocałować usta, których smak zakodował się w nim
jak dane w komputerze. Żałował, że znajdują się w miejscu, gdzie takie gesty
nie byłyby mile widziane pomiędzy dwoma mężczyznami. Dlatego starał się nie
poruszać, ledwie oddychając. Mięśnie spięły się pod dotykiem palców Szymona,
kiedy po zawiązaniu krawata poprawiał mu kołnierzyk, specjalnie przesuwając
opuszkami po szyi. Oczy mężczyzny raz po raz zderzały się z jego spojrzeniem.
Coś się pomiędzy nimi działo, ale nie próbował tego zrozumieć. Czasami lepiej
coś przyjmować, niż się nad tym zastanawiać i cokolwiek przegapić.
– Nie
bądź taki spięty – szepnął Szymon, którego cedrowy zapach skóry uwodził nos
Kamila. Głaszcząc kciukiem kark chłopaka, udawał, że poprawia tylną część
kołnierzyka.
– Trudno
nie być spiętym, kiedy robisz takie rzeczy.
– Nie
chcesz, żebym je robił, czy za bardzo ci się podobają? – zapytał z układającym
się na ustach zadziornym uśmiechem. Doskonale znał odpowiedź.
– Chyba
nie muszę odpowiadać? – Zarzycki uniósł prawą brew.
– Nie. –
Z żalem zabrał od niego ręce. – Ale dobrze, że ci się podobają.
– O.
Dlaczego? – Śmiało na niego patrzył, czując jedynie oplatające jego ciało
gorąco i nie miało ono nic wspólnego z panującym upałem.
–
Ponieważ zamierzam to powtórzyć. – Lubił Kamila, a ten dzisiejszy,
niespodziewany pocałunek dużo przed nim odsłonił. Chłopak mu się podobał i
chciał być blisko niego. – Coś się zmieniło, prawda?
– I
dobrze. Cieszę się, że tak się stało – odpowiedział niczym niezawstydzony
Kamil, ale wolał wcześniej zmienić temat, niż gdyby się za daleko rozpędzili. –
Karolina pojechała po tę torebkę do producenta?
– Jak ją
znam, stoi w oknie w przedpokoju i nas obserwuje z głupim uśmiechem. Wiesz, co
sobie wymyśliła?
– Co?
– Że nas
do siebie ciągnie, tylko jeszcze o tym nie wiemy.
– Na
pewno nie wiemy? – zapytał Kamil i nie czekając na odpowiedź, zawołał: –
Karola, bo zostajesz.
Dziewczyna
faktycznie musiała ich obserwować, bo wybiegła z domu zaraz po jego wezwaniu. W
dodatku była niezwykle zadowolona.
Cudownie,
mamy kibica, pomyślał Kamil.
*
Ślub
odbywał się w miejscowym kościele, pięknie ozdobionym kwiatami na tę okazję.
Państwo młodzi zostali wprowadzeni przez księdza, a za nimi weszli drużbowie
oraz rodzice młodej pary i goście. Mama panny młodej płakała, a jej mąż
próbował ją uspokoić. Natomiast rodzice pana młodego szli sztywni jak kołki,
lecz na ich twarzach odbijało się zadowolenie. Wszystko było filmowane przez
dwóch kamerzystów, którzy nie pomijali żadnego szczegółu, a pani fotograf
robiła zdjęcia.
Kamil
usiadł w ławce wraz z Szymonem, Karoliną i Iwoną. Ku jego zaskoczeniu, miejsca
obok niego nie zajęła przyszła pani archeolog, tylko Szymon. Coś czuł, że to
był spisek dziewczyn. Nie na darmo szeptały o czymś przed kościołem. A upewnił
się o tym, kiedy Iwona, wychylając się zza niego, mrugnęła do Karoliny.
Wybaczył jej to, gdyż wyglądała prześlicznie. Zielona sukienka, z przodu
krótka, a z tyłu długa niemalże do ziemi, idealnie pasowała do panny Gil.
Zdaniem Iwony to był szmaragdowy, ale nie znał się na tym. Dla niego zielony to
zielony, niebieski to niebieski, a nie jakiś tam odcień. W każdym razie dla
niego była ubrana na zielono i basta. Iwona miała włosy upięte z przodu, po
bokach wystawały loczki, a z tyłu fryzjerka zostawiła je rozpuszczone,
ozdabiając tylko brokatem i malutkimi koralikami. Tak jak i u Karoliny,
makijaż dziewczyny był delikatny, podkreślający walory twarzy i ukrywający
defekty. Żadna z nich nie przesadziła z jego ilością, nie tworząc sztucznego
efektu grubej tapety, która jego zdaniem czyniła z kogoś inną osobę.
Do ołtarza
podszedł ksiądz i zaczęła się msza. Kamil na mszy był… Nie pamiętał, kiedy.
Odkąd zamieszkali w Jabłonkowie, mama co niedzielę próbowała go zmusić, by
poszedł do kościoła. Opierał się i na razie wygrywał. A ludzie niech sobie tam
plotkują, że wnuk Zośki Dutkiewiczowej nie chodzi do kościoła. Po to mieli
usta, by gadać.
Nie
słuchał, co ksiądz mówił, ale robił to, co inni. Wstawał, kiedy trzeba było,
siadał, czy też klękał. W czasie mszy myślał o niebieskich migdałach. To znaczy
próbował o nich myśleć, ale jakoś mu to nie wychodziło, zwłaszcza że co jakiś
czas stykał się ramieniem z Szymonem. Czasami spoglądał w jego stronę i
nie raz przechwycił spojrzenie, jakim był obdarowywany. Starał się nie robić
tego za często, żeby nie zwrócić czyjejś uwagi. Z doświadczenia wiedział,
że ludzie nie patrzą tam, gdzie trzeba, tylko gdzie nie trzeba. Zresztą ze
słuchaniem bywało podobnie. Dlatego usilnie patrzył prosto na ołtarz, myśląc o
tym, czemu akurat dzisiaj, kiedy nie było czasu na rozmowę, musiał zdarzyć się
ten pocałunek, którego nie mógł zbyt szybko powtórzyć z Szymonem.
Ma takie
kształtne wargi, pomyślał. Dobra, koniec tych myśli.
Tym
razem postarał się skupić na przysiędze, którą składali sobie przyszli
małżonkowie. Obie mamy płakały ze wzruszenia. Czy gdyby on brał ślub, jego mama
też by była taka wzruszona? A może by się załamała, bo jedyny ślub, jaki by
wziął, to z Szymonem. Na tę myśl wyprostował się jak struna.
Szymon
zmarszczył brwi na dziwne zachowanie Kamila, ale o nic nie pytał. O czymkolwiek
Zarzycki myślał, mogło to nie być przeznaczone dla niego, a tym bardziej dla
innych.
Ślub
dobiegał końca i dzięki Bogu, bo Szymonowi było potwornie duszno, a i chętnie
coś by zjadł. Nie miał wcześniej czasu na choćby małą przekąskę. Z ulgą powitał
wyjście z kościoła. Odszedł z Kamilem i dziewczynami na bok, żeby poczekać
w kolejce do złożenia życzeń.
– Piękny
ślub – powiedziała Iwona. – Ciotka niepotrzebnie ryczała. Po co, na co?
– Marudzisz.
Dobrze jest – rzekła Karolina. – Zaraz dojedziemy do Domu Kultury i będzie
zabawa…
– Będzie
się działo – dokończyła Iwona Gil. – No, chłopaki, co wyście tacy sztywni?
– Iwona,
mówisz, że są sztywni? – zapytała sugestywnie Karolina.
Szymon
syknął, żeby się zamknęły i trącił łokciem Kamila, który ledwie powstrzymywał
się przed wybuchem śmiechu.
– Skąd
one biorą takie pomysły? – zapytał Zarzycki.
– Jak
są razem, wychodzi z nich dewiacyjna natura – odpowiedział Bieńkowski.
Pociągnął Karolinę za rękę, bo zbliżała się ich kolej na złożenie życzeń.
Dziewczyna wyjęła z torebki kopertę, w której znajdowała się kartka z
życzeniami od nich obojga oraz pieniądze na tak zwany „Biały wieniec”. Oddała
mu ją.
Kamil i
Iwona stanęli za Bieńkowskimi. Iwona również wyjęła kopertę, którą podała
chłopakowi.
– Ale to
twoja kuzynka.
– A ty
jesteś facetem. Daj im prezent.
– To
kasa…
– To
sobie za nią kupią prezent. Życzenia w środku są od nas obojga.
–
Jeszcze pomyślą, że jesteśmy parą – dodał.
– I co z
tego?
– Aneta
mnie zabije.
– Nie
powiem jej.
Gdy
życzenia dobiegły końca, zrobiono stosy zdjęć i dopiero wtedy wszyscy rozeszli
się do samochodów, by pojechać na drugą część wsi, do Domu Kultury, na
przyjęcie weselne.
A ja tydzień temu byłam na weselu :-P mało mi oczywiście ale super jak zwykle
OdpowiedzUsuńBoskie <3 czekam na kolejne rozdziały ale nie wiem czy dotrwam. Jest tak dobre <3
OdpowiedzUsuńA jednak się pocałowali! :D nie powiem, że się nie cieszę, bo bardzo się cieszę :D aż mi uśmiech nie chce zejść z twarzy x)) Ten rozdział był wspaniały... Naprawdę przecudowny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
/A
Rozdział super, nie mogłam się doczekać ich pocałunku I myślałam przez cały tydzień, że końcówka poprzedniego rozdziału była podpuchą, ale na szczęście nie. Cudownie jak się dogadują I mimo, że historia nie trwa długo to już postać Kamila przeszła metamorfozę. Życzę nie kończącej się weny. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :) ps. Na końcu wywiązuje się dialog, gdy stoją przed kościołem I 3 razy napisane zostało " powiedziała Iwona, rzekła Iwona, dokończyła Iwona", wydaje mi się, że któreś z tych zdań powinno należeć do Karoliny, ale może coś źle zrozumiałam :)
OdpowiedzUsuńMasz rację z tą Iwoną. Nie zauważyłam tak dużej pomyłki. Muszę to naprawić, ale najpierw pomyśleć kto tak naprawdę do mówił.
UsuńDzięki za zwrócenie na to uwagi. :)
Już wiem dlaczego tak było. Po prostu wrzuciłam rozdział z innego pliku, roboczego. Zamiast dodać już z tego poprawionego. :/
UsuńPowinnaś nauczyć się pisać. Sprawdź jak piszą dziewczyny z ShiKat Tales. Zobacz jak one kreują postaci. Poczytaj ich teksty i dopiero potem naucz się tworzyć. Buntownika nawet nie czytam, bo nie ma sensu. Kupować twoich tekstów też nie będę, bo tylko pieniądze stracę na coś na pewno marnego. Twój najlepszy tekst to "Jedna łza" a cała reszta to nic. Bierz przykład z Katki i Shiv. Poczytaj jak one piszą. Przede wszystkim sceny seksu. Ja stąd znikam. Raczej nie wrócę.
OdpowiedzUsuńJa już nie raz pisałam, że nienawidzę porównań. To tak jakby porównać ogórka do marchewki. Porównywania są złe. I wkurza mnie jak ktoś ciągle pisze o Shikat Tales i bym to zrobiła i tamto, bo one to czy tamto. To jest przykre. Do tego stopnia... Nie ważne.
UsuńA ja na przykład Shikat Tales szanuje, ale to na bloga Luany zaglądam praktycznie codziennie :) I to jej styl pisania bardziej mi odpowiada i nie lecę do nich by wylewać swoje, żale o tym, że nie piszą jak Lu ;) Proponuje nie siać niepotrzebnego hejtu, bo nie jest to konstruktywna krytyka (logicznych argumentów próżno szukać)
UsuńA ty, Lu nie przejmuj się bo nie warto :)
/A
Wzmianka o niekupowaniu tekstów całkiem zabawna, nawet się pod nosem uśmiechnęłam. Nikt przecież Ci nie każe tego robić, a napisałaś (napisałeś?) to w takim tonie, jakby co najmniej ktoś Cię do tego zmuszał.
UsuńWpadłam tu tylko podziękować za reklamę, ale widząc takiego babola musiałam wtrącić swoje trzy grosze.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZnowu się zaczyna. Znam dziewczyny i wiem ze one w życiu nie popierają komentowania w tym tonie i porównywania . Widzę ze ktoś się nudzi i koniecznie musi komuś dowalić. Buntownika nie czytasz bo to nie ma sensu... Ale dlaczego komentujesz ?. Skoro nie czytasz to nie znasz nawet treści. Taka argumentacja to dno i wodorosty. Trzymaj się Luana, rób swoje :)
OdpowiedzUsuńDante
Świetny rozdział jak i całe opowiadanie. Przez kilka lat mieszkałam na wsi, nadal często jestem w odwiedzinach i muszę przyznać, że całkiem nieźle opisałaś mentalność i postrzeganie świata... Nie mówię, że wszystkich, ale jednak znaczna część jest negatywnie nastawiona do wszystkiego co inne i takie społeczność są dosyć hermetycznie zamknięte, a każdy "obcy" wzbudza zainteresowanie. Jeśli chodzi o ten komentarz z anonima to mnie zdecydowanie rozbawił, bo zaglądam na twojego bloga już dłuższy czas i wszystkie teksty mają "to coś" inaczej nie wracałabym do nich kilkakrotnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :)
Noemi
Hej,
OdpowiedzUsuńten pocałunek był cudowny, ale jednak obydwoje pragną czegoś więcej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia