Jak pewnie już wiecie Blogger wycofał się ze zmian, które chcieli wprowadzić. KLIK Czyli wszystko pozostaje jak było i bardzo dobrze. Mimo że na 99% blogi z tekstami nie były zagrożone, tak zawsze istniało ryzyko, że po tych zmianach, które mieli dokonać, mogli zechcieć czegoś więcej. A tu się nie udało. Tłumaczą się, że wycofują się bo jest tak i tak, ale jak ludzie zaczęli im uciekać na inne platformy i ogólnie ich decyzja spotkała się z oburzeniem, to musieli się wycofać. Pomimo tego zostaję zarówno tutaj, jak i na WordPressie. Każdy może wybrać bloga, na którym chce czytać, komentować. Wszystko zależy od Was. Link jak zwykle w menu po prawej stronie.
Zapraszam na bloga Lady M Autorki Młodego i Amnezji.
Dziękuję za komentarze. :)
– Grace, nie zrozum mnie źle, ale ja naprawdę
nie mam ochoty nikogo widzieć. Nic się nie stało. Po prostu muszę pobyć sam –
mówił Steven do mikrofonu w komórce. Dziewczyna zadzwoniła do niego, chcąc się
z nim umówić na kawę, a on starał się jakoś z tego wykręcić. Niestety,
upartości nauczyła się chyba od Holly. Całe szczęście, że ta druga była tak
zajęta przygotowaniami do ślubu, że zostawiła go w spokoju. Podejrzewał, że ma
to swoje drugie dno w postaci wysłania godnej siebie zastępczyni. Holly
wyczuwała szóstym zmysłem, że u niego coś jest nie tak i był pewien na sto
procent, skąd u Grace ten pomysł ze spotkaniem.
– No cóż, za późno na odmowę, bo stoję pod
twoimi drzwiami. – Usłyszał. – Wpuścisz mnie?
– Poczekaj chwilę. – Rozłączył się i zaczął
zbierać z podłogi swoje porozrzucane ubrania i inne rzeczy. Od wczoraj żył w
jakby innym świecie i porządek, który sobie cenił, popadł w niełaskę. Ciągle
zastanawiał się, czy zrobił źle, czy też dobrze, wybierając boleśniejsze
wyjście. Wszystko okaże się w przyszłości. Może być tak, że stracił Kierana raz
na zawsze i jakoś będzie musiał nauczyć się z tym żyć.
Po szybkim ogarnięciu wzrokiem pokoju
stwierdził, że jest w miarę posprzątane i wpuścił dziewczynę. Grace weszła do
środka, stukając wysokimi obcasami. Krótka spódniczka podkreślała jej chude
nogi, a bluzeczka na ramiączkach odsłaniała brzuch. Pod nią był jeszcze
widoczny bandaż obejmujący żebra, ale Grace się tym nie przejmowała. Dziewczyna
żuła gumę, od czasu do czasu robiąc z niej balony. Popatrzyła na niego przesadnie
wymalowanymi oczami.
– Wyglądasz tak, jakby ktoś przeciągnął cię
przez wyżymaczkę.
– Dziękuję za komplement – odburknął.
– Zawsze do usług. Teraz powinieneś mi
zaproponować jedną ze swoich fantastycznych kaw, a później możemy pogawędzić.
Dziesięć minut później kawa stała na stoliku
w pokoju, a oni siedzieli na kanapie. Grace podwinęła nogi pod siebie i stukała
pięknie wypielęgnowanymi, długimi jak szpony, czerwonymi paznokciami o oparcie
mebla. Siniaki z jej twarzy zniknęły całkowicie. Jeszcze tylko musiała poruszać
się ostrożnie i uważać, żeby niczego nie dźwigać przez pół roku. Lekarz
zdecydowanie odradzał jej chodzenia w szpilkach, ale akurat w tym przypadku
nikogo nie słuchała, robiąc swoje. Nawet Steven nie potrafił namówić jej na zmianę
obuwia na wygodniejsze.
– Jak się czujesz? – zapytał. – Niedawno
wyszłaś ze szpitala i powinnaś jeszcze odpoczywać.
– Czuję się wyśmienicie, dziękuję za troskę.
Mam dość leżenia w łóżku i załamywania nade mną rąk. Najchętniej to bym
zapaliła. Nie masz nic?
– Nie palę i wiesz, że tego nienawidzę.
– Szkoda. No to co u ciebie?
Steven spiął się pod jej czujnym wzrokiem.
Czy te baby nie mogą zająć się swoimi sprawami, tylko zawsze wyczują, kiedy coś
jest nie tak?
– Rozstałem się wczoraj z Kieranem – powiedział,
chcąc uniknąć pytań.
– Dlaczego?
– Bo Jessica jest w ciąży. – Jej mina była
bezcenna. Żałował, że nie miał przy sobie aparatu. Zrobiłby jej przepiękne
zdjęcie.
– Aha. Ona jest w ciąży i on zostawił ciebie,
ponieważ chce być z nią?
– To ja zostawiłem jego. – Sięgnął po
filiżankę. Jedną podał dziewczynie, a drugą wziął dla siebie.
Grace zacmokała, zmarszczyła brwi i
przysunęła się do niego.
– Po jakie licho go zostawiłeś?
– Co? – Odsunął napój od ust.
– No pytam, po jakiego chuja go zostawiłeś,
skoro go kochasz? Co, Jessica sobie sama dziecka nie wychowa? Przecież to
żmija. I skąd wiemy, czyje to dziecko? Jak cię z nią nie zdradził w ostatnim
czasie, to ona do tej pory spała już z niejednym facetem. – Odstawiła naczynie
na stolik po uprzednim napiciu się czarnego, mocnego napoju.
– Zostawiłem go, żeby był wolny i sam
zdecydował, czego chce. Nie potrzebuję, aby za kilka lat żałował tego, że jest
ze mną i wypominał mi, jak to odciągnąłem go od dziecka. Bo to może być jego
dziecko.
– Może, ale nie musi. Sądzę, że popełniłeś
błąd. Jak w ogóle się czujesz?
– Tak jak zauważyłaś, kiedy tu weszłaś. Czy
popełniłem błąd? Chyba tak, jednak z drugiej strony, jeśli Kieran chce być ze
mną, to będzie działał, żeby udowodnić, czy to jego dziecko. Znam go. Inaczej
nic by nie zrobił. Czekałby do jego urodzenia, udając, że wszystko jest w
porządku. Jeżeli to jego dziecko, to będzie miał wolną rękę i nie poczuje, że w
jakiś sposób wiąże go do siebie. Sam zadecyduje, co robić. Muszę ci to
powtarzać po kilka razy?
– Masz pokręconą logikę. Nic z tego nie
rozumiem, ale mniejsza z tym. – Machnęła ręką.
– Sam siebie nie rozumiem, więc się nie
martw. – Puścił jej oczko. Do czasu tej rozmowy czuł się fatalnie, jak puste
zero otoczone ciemnością i niewidzące przyszłości. Utrata bliskiej osoby boli,
ale on sam do tego dopuścił. Wycofał się w cień. Był w stanie puścić wolno
kogoś, kogo kochał nad życie. Czasami trzeba dać wolność, żeby ta osoba sama
wróciła i niczego nie żałowała, nie wypominała. Mógł pogrążyć się w depresji i
pewnie tak by się stało, gdyby to Kieran go porzucił. Tymczasem istniało
światełko nadziei podtrzymywane słowami przyjaciela, które podpowiadało mu, że
nic nie jest jeszcze stracone.
– Słuchaj – dziewczyna podrapała się po nosie
– życie przynosi nam czasem niemiłe niespodzianki. Na twoim miejscu nie
martwiłabym się, bo widziałam, jak on na ciebie patrzy i tak jak mówisz,
znajdzie sposób byście byli razem, nieobarczeni Jessicą. On potrafił przełamać
się dla ciebie, bo jesteś dla niego ważny. Ktoś, kto wiązał się z kobietami,
chce faceta, a to znaczy, że coś w nim jest silniejsze niż wszystko inne.
Chciałabym, aby w moim życiu pojawiła się osoba, dla której ja się przełamię.
Spojrzał na nią czujniej. Już od dawna
domyślał się, że jej ucieczka od mężczyzn i postanowienie zachowania dziewictwa
aż do ślubu mają drugą stronę medalu. Zapytał szeptem:
– Dlaczego musisz się przełamać?
– O tym wiedzą tylko Holly i Zack. To znaczy
on wie, bo ona mu powiedziała, mówiąc, że przed narzeczonym nie będzie niczego
kryła. W sumie to nie jest tajemnicą, ale wstydzę się tego. Wiem, nie powinnam,
ale tak jest. Mając piętnaście lat… – urwała.
– Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. – Wziął
jej rękę i umieścił w swojej, głaszcząc wierzch. Przy jego dłoni ta należąca do
niej wyglądała bardzo krucho i była maleńka.
– Właśnie, że chcę. Mam już dość ukrywania
tego i zachowywania się, jakbym to ja była winna. Wiesz, dlaczego tak się
ubieram? Żeby pokazać facetom, że nie mają prawa mnie tknąć, nawet jakbym była
goła. Bez mojej zgody nie mają prawa do niczego.
– Tego się domyśliłem. Tylko nie znam powodu
tego zachowania.
– Mając piętnaście lat, zostałam zgwałcona.
Poczuł się tak, jakby coś wydusiło z niego
powietrze. Nie tego się spodziewał. Wezbrała w nim złość, ale nie pokazał tego
po sobie, żeby jej nie przestraszyć. Jak ktoś mógł jej to zrobić? Nieważne,
ile by miała lat. Nikt nie miał prawa do tego, by w ten sposób kogoś krzywdzić.
Od dawna był zdania, że każdego gwałciciela powinno się kastrować, żeby już
nigdy nie mógł znęcać się na innymi i na zawsze pamiętał, za co został
okaleczony.
– To był chłopak trochę ode mnie starszy.
Podobał mi się. Sądziłam, że ja jemu też. Umówiłam się z nim na randkę, a potem
okazało się, że on chciał tylko jednego. Gdy mu odmówiłam, powiedział, że nie
zabrał mnie za darmo do kina. – Jej głos zaczął się załamywać, jednak mówiła
dalej, wgapiając się w ich złączone dłonie. – Myślałam, że odwiezie mnie do
domu, ale on rzucił się na mnie w samochodzie. Nie byłam w stanie nic zrobić.
Nic. Gdy… było po wszystkim, zostawił mnie na jakimś parkingu i odjechał. Z
trudem dotarłam do domu. Przemknęłam się jakoś do swojego pokoju, by rodzice
mnie nie widzieli. Mam swoją łazienkę, więc tam spędziłam… parę godzin,
szorując się, ale to nie pomagało. Wciąż czułam na sobie jego brudne ręce,
jego… ohydne ciało i to, co mi robił. – Otarła łzę wolno spływającą po
policzku. – Nie będę ci opowiadać, jak się czułam każdego dnia. Nie chodziłam
do szkoły, udawałam chorą, byle go nie widzieć. Wciąż płakałam. Rodzice
dowiedzieli się o wszystkim tydzień później, gdy wydusili ze mnie powody mojego
dziwnego zachowania. Byli zdruzgotani. Mój brat chciał zabić tego chłopaka, ale
go powstrzymałam.
– Zgłosiliście to na policję? – Objął ją
ostrożnie.
– Tak, ale wiesz, jak to jest. Moje słowo
przeciw jego. Wiesz, on był znany w szkole, lubiany, dobry uczeń, gwiazda
sportu. Nic mu nie zrobiono, nic nie udowodniono. Właściwie to sprawę zamknięto
po jego przesłuchaniu. Jakiś czas później spotkałam go. Powiedział mi, że jak
ktoś się ubiera jak dziwka, to sam się doprasza. Nie prawda, Steven. Ubranie
nie ma z tym nic wspólnego. Mogę chodzić nago, a nikt nie ma prawa… – Uderzyła
pięściami w pierś Stevena.
– Nikt nie ma prawa robić komuś czegoś
takiego. Dlatego tak się ubierasz. Prowokujesz, pokazujesz, że ubranie takie
czy inne nie zaprasza do… Dlatego tak unikasz mężczyzn.
– Gdy tylko każdy z nich chce czegoś więcej,
to ja uciekam, tłumacząc się cnotliwością. Ironia, prawda? Niewinność też mi
odebrano. – Zaczęła płakać, mocząc mu koszulkę. Trzymał ją mocno i głaskał po
głowie. – Dlatego bardzo chcę się kiedyś przełamać, gdy spotkam właściwego
chłopaka. Bo lubię mężczyzn, tylko zwyczajnie się boję. Kieran pokazał mi,
wiążąc się z mężczyzną, że można pokonać siebie, gdy się kocha. Na to liczę.
– Mnie się nie boisz?
– Odkąd wiem, że jesteś gejem to nie. I taka
ta moja tajemnica. – Odsunęła się, zakłopotana. Zaczęła ocierać oczy dłońmi. –
Jestem pewnie cała umazana w tuszu. Mogę skorzystać z łazienki?
– Pewnie.
– Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. – Spojrzała
na niego i uśmiechnęła się. Bardzo szybko przeszła z przeszłości do chwili
obecnej. – Już dawno postanowiłam się tym nie zamartwiać i nie pozwolić nikomu
zetrzeć na zawsze uśmiechu z mojej twarzy.
Odprowadził ją wzrokiem i zamyślił się.
Dlaczego na świecie mogą istnieć tacy skurwiele jak tamten chłopak? Chyba nigdy
nie tego nie zrozumie. Cieszył się tylko, że Grace otworzyła się przed nim i
teraz, gdy zajdzie taka potrzeba, będzie wiedział jak jej pomóc. Nagle
zadzwoniła jego komórka. Odebrał szybko, nie patrząc na wyświetlacz, z nadzieją,
że to Kieran.
– Cześć, przystojniaku.
– Hej, Marcos. – Mimo usłyszenia miłego dla
ucha głosu, zabolało, że nie dzwoni ta konkretna osoba z wiadomościami o
wynikach badań.
– Nie dzwonisz, więc sam zadzwoniłem. Wpadnij
dziś do klubu. Daję specjalny występ i powinieneś go zobaczyć.
– Nie mam nastroju…
– To go znajdź. Będę na ciebie czekał z moim
skarbem o dwudziestej pierwszej. Możesz kogoś przyprowadzić.
– Marcos, ja… – Głuchy sygnał w głośniku
powiedział mu jasno, że cokolwiek by mówił i tak chłopak go nie usłyszy.
Przetarł dłonią twarz. Czy nikt mu nie pozwoli pogrążyć się w smutku i samemu
czekać, co przyniosą wyniki badań Jessiki? O ile dobrze od niej usłyszał, to
dziś miała iść do lekarza. Tym razem był pewny, że Kieran tam pójdzie, by
poznać datę poczęcia dziecka. Tak bardzo chciał, by malec nie było jego.
– Czyżby dzwonił Kieran? – zapytała
dziewczyna, zaskakując go pojawieniem się.
– Były kochanek. Zaprasza mnie dziś do
Ilusionu. Naprawdę nie mam na to ochoty.
– I będziesz tak siedział i myślał?
Tak, na to właśnie miał ochotę, ale czy to
dobry pomysł?
~*~
Kolejne godziny spędzał przy komputerze,
walcząc z zombie i innymi potworami. Szkoda tylko, że nawet na chwilę nie
potrafił przestać o nim myśleć. Nie widział go jeden dzień, a tęsknota rosła z
każdą minutą. Do tego wątpliwości mnożyły się w zastraszającym tempie. A co,
jeśli Kieran nie będzie chciał do niego wrócić, nawet gdy okaże się, że nie
jest ojcem? Co będzie, jak postanowi być z Jessicą? Oby tylko nie zamieszkali w
tym mieście, bo nie zniesie patrzenia na nich, gdy będą razem. I dlaczego tak
bardzo nie ufa w to, że kochanek jednak coś do niego czuje? Najgorsze było to,
że potrzebował tego mężczyzny jak wody do życia i w tej chwili czuł się
spragniony tego życiodajnego płynu. Jego miłość była tak wielka, że pozwoliłby
mu odejść, ale sam cierpiałby przy tym katusze. Nie był osobą zaborczą i nie
chciał na siłę wiązać przy sobie Kierana, mówiąc: „jesteś mój i niczyj więcej”.
Dobrze, czasami tak mówił, jednak te słowa interpretował zupełnie inaczej. Nie
znosił ludzi, którzy nie pozwalali odejść osobie, którą kochają, woląc sprawiać
jej cierpienie i powoli zatruwać. Czy to jest miłość? Jego zdaniem nie. To
tylko obsesja na czyimś punkcie. Bo kto prawdziwie kocha, ten chce, aby ta
osoba była szczęśliwa, nawet jak nie będzie z nim.
Włączył pauzę tuż przed tym, jak jakiś stwór
chciał zaatakować jego postać. Wstał z podłogi i przeciągnął się. Dopiero było
popołudnie. Czas bardzo mu się wlókł. Mógłby wyjść z domu. Nadal zastanawiał
się nad pójściem do Illusionu. Marcos był świetnym chłopakiem i chciałby
utrzymać z nim kontakt. Z nim i jego partnerem. Bardziej obawiał się spotkania
z Craigem, a raczej nie chciał go widzieć. Jeśli ten facet znów położy na nim
swoje brudne łapska, to nie zawaha się rozkwasić mu mordę i będzie miał gdzieś
to, że dostanie zakaz wchodzenia do klubu. Czy właśnie postanowił, że tam
pójdzie? Spojrzał na komórkę. Ta milczała jak zaklęta. Sam mógłby zadzwonić,
ale nie zamierzał tego robić. To tak, jakby zaprzeczał sobie i zmuszał Kierana
do podjęcia decyzji. Może jeszcze nic nie wiedzą albo… Kieran jednak postanowił
i nie on jest jego wyborem. Potarł palcami nasadę nosa i podskoczył, gdy
odezwał się telefon. Zawiesił wzrok na urządzeniu i odebrał dopiero po dłuższym
czasie. Zmarszczył brwi, widząc kto dzwoni.
– Mama?
– Nareszcie odebrałeś – odezwała się kobieta.
– Mamo, płaczesz? – Zaniepokoił się. Przed
oczami stanęła mi wizja, gdy ostatni raz odebrał telefon od płaczącej kobiety…
– Lucas gdzieś zniknął. Synku, przyjechałam z
pracy i zastałam wielką awanturę. Lucas i wasz ojciec ostro się kłócili. Żaden
nie przebierał w słowach. Po wszystkim Lucas wybiegł z domu. Dzwoniłam do jego
znajomych i albo naprawdę nikt go nie widział, albo kłamią. Wiesz, gdzie on
może być?
– Nie mam pojęcia. Co z Nancy? – Chodził po
pokoju naprężony jak struna. Tylko tego mu jeszcze brakowało do zwiększenia
ciężaru, jaki nosił.
– Szuka go. Ja muszę zostać z ojcem, źle się
czuje…
– Mamuś, zaraz go poszukam. Sprawdzę
wszystkie miejsca, jakie znam, w których mógłby się ukryć. Nie wiesz, o co im
poszło? – Wyłączył laptopa i zaczął zbierać się do wyjścia.
– O to, co się działo ostatnio … Właściwie o
wszystko. Nawet o ciebie, gdy…
– Mam już ich serdecznie dość! – przerwał
matce. – Teraz, jak znajdę Lucasa, to
urządzę im takie paranormal activity, że na zawsze to sobie zapamiętają –
warknął zły.
– Co im urządzisz?
– Nie zrozumiesz. Jadę go szukać. Zadzwonię,
gdybym się czegoś dowiedział. – Jak tylko rozłączył się z mamą, od razu
skontaktował się z przyjacielem. – Zack, jest sprawa.
~*~
Nosiło go coraz bardziej. Gówniarza nigdzie
nie było. Przeszukał wszystkie znane mu miejsca. Nawet plażę, na której sam by
się ukrywał, gdyby coś było nie tak. Czasami najlepiej skryć się w tłumie
ludzi. Jeździł po mieście i odwiedzał miejsca, w jakich lubili przebywać
nastolatki. Co jakiś czas ponawiał połączenie z Lucasem, ale nastolatek nie
odbierał. Co za nieodpowiedzialny małolat! W ogóle nie obchodziło go to, że
ktoś może się o niego martwić. Ważny był tylko on i jego problemy, tak jakby
inni ich nie mieli. Co się stało z tym chłopakiem?
Zacisnął dłonie na kierownicy, aż pobielały
mu knykcie. Nastolatek wyprowadzał go z równowagi. Szukał go od dwóch godzin i
nic nie zapowiadało tego, aby znalazł go przed nocą. Dobrze, że dzień był
długi, więc gdy ujrzy go gdzieś na ulicy, z łatwością go rozpozna. W czasie
jazdy często kontaktował się z Zackiem, który chętnie pomógł w poszukiwaniach.
Nancy dzwoniła do niego po tym, jak odwiedziła znajomych Lucasa i wyglądało na
to, że chłopak zapadł się pod ziemię.
Zaparkował na parkingu przy hipermarkecie,
tuż obok samochodu przyjaciela. Wysiadł i przywitał się z nim.
– Jak go spotkam, to spiorę mu tyłek na
kwaśne jabłko. Nie ma, kurwa, jak ucieczka przed problemami. Czy on myśli, że każdy
będzie go szukał, a potem przytuli?
– Steven, uspokój się. Dzwoniłem do Davida.
Skończył już pracę i zaraz tu będzie.
– Nie mówiłeś Holly? Zaraz by wygadała
Kieranowi. On ma swoje problemy.
– Nie. Oberwie mi się, bo pomogłaby w
poszukiwaniach, ale milczę jak grób. Co się dzieje z tobą i Kieranem? Ta ciąża
chyba was nie rozdzieli?
– Już dzieli, ale mam nadzieję, że to tylko
taka próba i przejdziemy przez to zwycięsko. – Zawiesił wzrok na dużej reklamie
promującej nową grę, w którą można grać za darmo do końca wakacji. Postać
Batmana wyglądała jakby była żywa i zapraszała do zabawy. – Chyba wiem, gdzie
jest gówniarz. – Zaczął iść w stronę szklanych drzwi domu towarowego. Lucas już
dawno mówił mu, że czeka na jakąś grę o człowieku nietoperzu. Każdy dzieciak
skorzystałby z tak wspaniałego zaproszenia. Grzechem byłoby nie wypróbować czegoś
takiego i to za darmo.
Jak tylko wszedł do sklepu z depczącym mu po
piętach Zackiem, od razu się skrzywił. Jakże on kochał takie miejsca. Tłum
ludzi chodził tam i z powrotem, wciąż się śpiesząc i chcąc wydać jak największą
kasę. Kasę, której w większości nie mają, ale i tak trzeba kupić rzeczy, w
większości niepotrzebne, do domu, więc korzysta się z tych wszystkich
propozycji kredytowych. Jak on nie ma pieniędzy, to nie kupuje i nie zapożycza
się bezmyślnie.
– Czego szukamy? – zapytał Zack.
– Wielkiego ekranu i całej liczby dzieciaków,
o i hałasu.
– To trzeba iść do działu z elektroniką i
grami. Tam zazwyczaj ustawiają te monitory do grania.
Musieli przejść przez całe rzędy zapełnione
kosmetykami, środkami chemicznymi, książkami, ubraniami, butami, żeby dotrzeć
do części marketu sprzedającego elektronikę. Tam już bez trudu wypatrzyli tabun
dzieciaków w różnym wieku stojących wokół dwóch monitorów. Kibicowali tym,
którzy akurat dostali się do konsoli i zawzięcie grali. Batman akurat jechał
swoim hiper wypasionym samochodem na miejsce akcji. Stevena jednak nie
interesowała gra. Szukał wzrokiem brata i odnalazł go, jako jednego z graczy.
Chłopak dzielnie sobie poczynał, mając za nic to, że zniknął bez słowa. Steven
nawet zaczął podejrzewać, gdzie do tej pory dzieciak ciągle uciekał. Przecież
tutaj codziennie można było wypróbować jakąś grę. Czy tak samo Lucas będzie
wierny szkole, jak skończą się wakacje?
Przecisnął się przez tłum nastolatków i
stanął obok brata. Wcisnął ręce w kieszenie, by nie złapać go i nie wywlec
stąd, robiąc mu wstyd na cały sklep.
– Ekhem.
Lucas spojrzał na niego, ale zaraz powrócił
wzrokiem do ekranu.
– Co tu robisz?
– Co ty tu robisz? Zniknąłeś nagle po
wielkiej awanturze i nie dajesz znaku życia. Nie rozumiesz, że ktoś się o
ciebie martwi?
– Mama jak zwykle przesadza. Już wezwała
grupę poszukiwawczą?
– Bo mama cię kocha, a ty ostatnio sprawiasz,
że nie można ci ufać. Kończ to i wracamy do domu. Tam sobie porozmawiamy.
– Nie mam zamiaru z tobą gadać. No, skacz
skurwielu, skacz – powiedział do postaci, którą kierował.
– Kończ to, zanim wyrwę ci pada z rąk i
wywlokę za uszy przy wtórze śmiechu tych ludzi. Sądzisz, że nie mam swojego
życia i będę tu tak pokornie stał? Pomyliłeś się. Moja cierpliwość się
skończyła – rzekł to takim głosem, że Lucas natychmiast oddał sterowanie
jakiemuś chłopakowi i pierwszy ruszył do drzwi.
– To ja odwołam alarm – wtrącił Zack.
– Dzięki, Zack.
– Spoko. Zajmij się bratem.
Podali sobie dłonie i Steven wyszedł z
Lucasem z budynku. Rozkazał mu wsiąść do samochodu i milcząc, zawiózł go do
domu. Ledwie powstrzymał się od wydarcia na niego i powiedzenia mu, co myśli.
Gdy mama ujrzała ich na progu, od razu
zachowała się jak kwoka, której marnotrawne dziecko wróciło do domu. Zresztą
niech ona sobie robi, co chce, bo on na pewno nie będzie głaskał Lucasa po
główce. Miał dość tego, co się dzieje z jego rodziną.
– Tato! – zawołał.
– Steven, ojciec źle się czuje.
– Tak? To poczuje się jeszcze gorzej! A ty
gdzie idziesz?! – krzyknął na brata, widząc kątem oka, jak chłopak próbuje
wyjść z pokoju. Wskazał mu fotel. – Posadź tu swój tyłek i nie ruszaj się bez
mojego pozwolenia!
– Oj, mój brat pokazuje, kto tu nosi spodnie
– wtrąciła Nancy i od razu umilkła pod ostrym obstrzałem wzroku najstarszego
brata. – To ja klapnę sobie tutaj. – Usiadła na krześle stojącym tuż obok
regału.
Do salonu wjechał Anthony Duncan z miną taką
jak zawsze, czyli „nienawidzę swojego życia, nienawidzę syna pedała i
nienawidzę, jak mi się przeszkadza”.
– To skoro jesteśmy tu wszyscy, chcę wam
powiedzieć, że mam po dziurki w nosie rodzinnych problemów! Sam mam ich sporo,
a jeszcze muszę się zajmować wami, jakbyście wszyscy byli małymi dziećmi. Bo
to, czy tamto nie pasuje i nie jest takie, jak sobie zamarzyliście i już całe
życie jest do dupy! Gówno prawda! Lucas, ostatnio zachowujesz się jak skończony
kretyn! – krzyczał rozsierdzony Steven. – Ile ty masz lat, człowieku? I co,
nadal jesteś zazdrosny o miłość ojca do mnie? Po co? Na co? I tak ojciec mnie
nie kocha, bo nie ma takiego syna, jakiego by chciał. O co się pożarliście?! –
Przesunął wzrokiem od jednego do drugiego. – Pytam, kurwa, o co!
– Bo byłem w klubie lotniczym. Koledzy ojca
ciągle mnie pytają, co u niego i czy mogą go odwiedzić. Nie wiem już, co im
mówić, bo tatuś od lat się z nimi nie kontaktuje. Wiesz, co mi powiedzieli?
Zwolniło się stanowisko instruktora przy symulatorze. Ojciec mógłby iść do
pracy. Pomógłby nam tym z finansami, bo mama ledwie wiąże koniec z końcem.
Powiedziałem mu to, ale ten nie, bo on tylko chce latać. Woli siedzieć i gnić w
pokoju, zamiast wyjść do ludzi, bo się wstydzi, że jeździ na wózku. Wydarł się
na mnie, że gówno wiem i mam się odczepić – mówił Lucas, patrząc na ojca z
wyrzutem. – Traktuje mnie jak zero. A ja nie jestem głupi, wbrew temu, co on
sądzi i chcę latać. Mógłby mi w tym pomóc, ale on nadal ubolewa na tym, jak to
najstarszy syn zniszczył jego marzenia.
– I ty zrobisz to samo – przerwał Anthony.
– Gówno prawda!
– Cicho! – Steven stał nad nimi jak kat. Obaj
umilkli na jego żądanie. – Tato, wiem co o mnie myślisz, ale ja się nie
zmienię. Masz Lucasa, który chce pójść w twoje ślady i zamiast mu pomóc, robisz
wszystko, by zniszczyć jego pragnienia. Pragnienia, jakie ty miałeś w jego
wieku. Nie każę ci mnie kochać, jednak zajmij się nim zanim go stracisz. I rusz
wreszcie tę swoją mózgownicę, bo jesteś jeszcze młody i pora działać, a nie
użalać się nad sobą. Jesteście rodziną, a nie obcymi sobie ludźmi i chyba
możecie normalnie porozmawiać?! Tyle razy o tym mówiłem, że na pewno nie muszę
ci tego powtarzać. Weźcie się obaj w garść, bo ja nie mam zamiaru być ciągłym
pogotowiem ratunkowym! Też mam swoje życie! Lucas, zmądrzej wreszcie i zrozum,
że martwisz nas takim znikaniem, nie mówiąc nikomu, dokąd idziesz! Bo cię
dzieciaku kochamy i nie jesteśmy obojętni na to, co robisz i co się z tobą
stanie! A teraz macie ze sobą porozmawiać. I tato, naprawdę nie wstydzisz się,
że mama haruje całymi dniami, a ty możesz pracować i nic nie robisz? Co z tego,
że nie będziesz instruktorem w powietrzu? Możesz czegoś nauczyć tych dzieciaków
i wpoić im miłość do lotnictwa, będąc na lądzie. A teraz wybaczcie, ale jestem
umówiony na wieczór, a jest już późno. Mamo, masz do nich zbyt miękkie serce.
Nie ulegaj im, tylko stawiaj warunki, bo inaczej i tata i Lucas wejdą ci na
głowę. Dobrej nocy życzę – powiedziawszy to, ucałował mamę w policzek i opuścił
rodzinny dom z nadzieją, że tata i brat jakoś się w końcu dogadają. Inaczej
niech Bóg ma ich w swej opiece, bo za siebie nie ręczył. I tak jakimś cudem
opanował się, bo pierwsze, co chciał zrobić, to zmieszać z błotem każdego z
nich, jednak nie będzie podsycał złości swoimi sprawami. Teraz miał zamiar
wrócić do mieszkania, wziąć długi prysznic, ubrać się seksownie i pojechać do
Illusion, aby to wszystko odreagować, a jutro skontaktuje się z Kieranem.
~*~
Illusion
tętnił życiem. W pierwszej chwili chciał wyjść, ponownie zaszyć się w swoim
mieszkaniu, lecz jaki to miałoby sens? Przyszedł tu odreagować i spotkać się z
Marcosem. Ciekaw był, dlaczego chłopak tak bardzo chciał się z nim tutaj zobaczyć
i co to za specjalny występ? Zszedł na najniższą kondygnację i usiadł przy
barze, ale tyłem do niego. Chciał popatrzeć na tancerzy. Wśród tych zamkniętych
w klatkach nie było Marcosa. Zamówił u barmana drinka, jeszcze się rozglądając,
czy nigdzie nie ma Craiga. Naprawdę nie miał sił na konfrontację z nim. Napił
się i ledwie oderwał usta od szklanki, ucichła muzyka, a światła na sali
zgasły. Natychmiast zapaliły się sztuczne pochodnie zawieszone wokół na
ścianach. Miejsce pośrodku czegoś w rodzaju sceny zostało rozświetlone, a z
sufitu na trapezie zjeżdżała półnaga postać. Od razu rozpoznał Marcosa. Był
ciekaw, co też ten chłopak wymyślił. Rozbrzmiały werble, a Marcos poruszył się
prowokująco. W pewnej chwili jego bose stopy dotknęły podłogi, a z głośników
wydobyła się melodia, która działała na każdy zmysł. Steven czuł, jak włosy na
jego rękach unoszą się do góry i nie było to spowodowane zmysłowym tańcem
chłopaka. To ta muzyka działała podniecająco. Marcos tańczył z wprawą, jak
mistrz. Każdy ruch wykonany był bezbłędnie. Korzystając z trapezu, wieszał się
na nim, wspinał, zwisał głową w dół. Mężczyźni, jacy otoczyli scenę, patrzyli
na niego z fascynacją. Nie ulegało wątpliwości, że wielu z nich pożądało
dwudziestojednolatka. Fakt, chłopak przyciągał wzrok. Nagi, błyszczący tors i
wąskie spodenki nie pozostawiały wiele pola dla wyobraźni. Gdy taniec dobiegał
końca, a muzyka stała się tylko pulsującym, bijącym niczym serce, dźwiękiem,
Marcos położył się na scenie i zaczął się po niej czołgać niczym wąż, od czasu
do czasu wprawiając ciało w tak samo pulsujący ruch. Potem zmieniła się muzyka,
a on powoli podnosił się w jej rytmie, by na końcu stanąć w rozkroku i wzrokiem
zaczął przeszukiwać rozjaśniającą się salę. Zatrzymał go na Stevenie i
uśmiechnął się szeroko. Niedługo później zniknął za kulisami we wtórze
oklasków. Steven próbował otrząsnąć się z tego intymnego wydarzenia. I cholera,
był twardy. Szlag! Nie podniecił go sam chłopak, chociaż to też jakoś działało,
ale ta muzyka działająca na zmysły…
Odetchnął,
by się uspokoić i dopił drink do końca. Zamówił drugi, a niedługo później
podszedł do niego Marcos, już ubrany w zwyczajną koszulkę i spodnie, wraz ze
swoim partnerem. Peter był wysokim, długowłosym chłopakiem bardzo wpatrzonym z
Marcosa.
–
Podobało ci się? – zapytał rudy dwudziestojednolatek.
–
Bardzo. To twoja aranżacja i choreografia?
–
Tak. I jak widzisz bez klatki. To mój pierwszy pokaz i chciałem byś go
zobaczył, no i oczywiście spotkał się z nami. Jesteś sam? – Marcos nie zmył
makijażu i w nim jego oczy wyglądały na o wiele większe.
–
Tak.
–
Ja mogę być jego partnerem.
Głos
i ręka na ramieniu nowo przybyłego mężczyzny nie były mile widziane. Steven
spiorunował Craiga wzrokiem.
–
Spierdalaj.
–
Tak, a czemu? Wolisz takich wymalowanych fircyków niż prawdziwego mężczyznę? –
Craig położył mu rękę na udzie i zaczął nią sunąć w górę, ale zanim Steven
zdołał ją odepchnąć i przyłożyć temu człowiekowi dłoń zniknęła i mężczyzna
również. Niedługo później Craig leciał pod jego stopy, trzymając się za szczękę.
Steven uniósł oczy ku górze i zaniemówił. Nad leżącym stał Kieran we własnej
osobie.
–
Jeszcze raz położysz swoje łapy na moim mężczyźnie, to je stracisz – powiedział
i popatrzył na Stevena. – Chwilę musiałem cię szukać, by przekazać ci wieści.
To nie moje dziecko. Nawet gdyby było moje, to i tak bym cię nie zostawił, mój
drogi kretynie. A spędzenie z tobą życia jest tym, czego chcę, bo jakby to do
ciebie jeszcze nie docierało, to cię kocham. – Potem pochylił się, chwycił
oniemiałego Stevena za koszulę i przyciągnął do siebie. Pocałunek, jakim go
obdarzył, był pełen głodu, nerwów i zaborczości. Uległ mu, bo jakże by mógł się
oprzeć takiemu zaproszeniu do wspólnego życia.
Awww, kochane. ♥
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że jeszcze jeden rozdział do końca, ale przynajmniej jest 100% pewność że będzie szczęśliwe zakonczenie, czekam na ostatni rozdział, wszystkiego dobrego. ^^
Milutko~
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału! I oczywiście kolejnego opowiadania :D
No proszę szczęśliwe zakończenie :) nastepny napewno bedzie słodki :)
OdpowiedzUsuńWow ! Co za rozdział.
OdpowiedzUsuńNa początku wyznanie Greace, które wprowadziło smutek,ale zgadzam się z filozofią Steva, gwałcicieli powinni kastrować. Później do akcji weszła rodzinka i w końcu Stev nie powstrzymywał się i wygarnął im wszystko, może w końcu coś zrozumieją. Następnie hipnotyzujący taniec Markusa, a na końcu najlepsze Kieran przywalił rywalowi i wyznał, że KOCHA, po prostu bajer :)
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, będzie na pewno boski :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
To było słodkie, ale cios za słaby nie znosze nachalności nie to znaczy nie i już:-)
OdpowiedzUsuń"Nie ważne, ile by miała lat. Nikt nie miał prawa do tego, by w ten sposób kogoś krzywdzić." "nieważne"
OdpowiedzUsuń,,Zaparkował na parkingu przy hipermarkecie, tuż obok samochodu przyjaciela. Wysiadł i przywitał się w nim." ,,z nim"
Co tu mowic.. Spodziewalem sie czegos innego. Ja to ja - chyba bardzo lubie nie happy endy, dramy i inne akcje. To bylo dosyc oczywiste, ze dziecko nie bedzie Kierana, bo w koncu to bajka a w bajkach wszystko jest super. Mam nadzieje, ze opowiadanie o wilkach bedzie ciekawsze..
Następne nie będą wilki, tylko inne opowiadanie, które ma 7 rozdziałów. Dopiero później będą wilki. :)
UsuńDzięki za błędy. :)
hahah o boże to było cudowne. Kieran kocham cię xD w sumie nie wiem czemu ale przez chwile myślałam że to Kieran jakoś poprosił Marcosa żeby zaprosił Stevena do klubu i że to Kieran będzie tańczył xD ale no nic. mnie zawsze wyobraźnia za bardzo ponosi i dużo kombinuję. ciesze się ze to jednak nie dziecko Kierana ( w sumie to domyślałam się tego. każdy wie jaka jest Jessica ) i uwielbiam tą akcje na końcu ♥ czekam na ostatni rozdział ;33 wenyy
OdpowiedzUsuńAj wiedziałam.
OdpowiedzUsuńNormalnie przez chwilę bałam się, że ta wredna małpa faktycznie będzie w ciąży z Kieramem.
Normalnie aż odetchnęlam z ulgą bo bym tego nie przełknęła.
Oboje zasługują na coś lepszego.
I liczę równiez, że jego słowa trafią do ojca.
W końcu rodzic musi coś zrozumieć.
p.s. i bardzo dobrze że blogger zmienił nastawienie.
zbyt wiele by na tym stracili.
hm... Tak, Marcos i Jessica to jedyne dwie osoby, które lubię w tym opie... Kuźwa, czaję, happy end itd, ale bez przesaady...
OdpowiedzUsuńDobra, zawiodłam się, ale chyba już ok. 2 wpisy do końca, to się przemęczę i będzie wreszcie inne opo -.-
Pozdrawiam
Co ci tak nie pasuje w tym tekście? Nie ma śmierci, bed endu? Raczej tego u Luany nie znajdziesz.
UsuńWow to był dopiero ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńTrochę się działo te wyznanie Greace na początku, tego naprawdę się nie spodziewałam :)
Ale i tak końcówka była najlepsza i taka słodziaśna jak Kieran powiedział że go kocha :) po prostu ubóstwiam ten moment <3 szkoda, że już za tydzien będzie koniec :( ale wiem że kolejne opowiadanie będzie równie dobre jak to dlatego nie mogę się doczekać :)
Zapraszam do mnie :)
http://jb-realy-love.blogspot.com/
Witam,
OdpowiedzUsuńcudo, może teraz coś się zmieni między ojcem, a Lucasem po tej przemowie Stevena, ta końcówka boska, tak Kieren pokazał, ze Steven jest jego chłopakiem, i to nie jego dziecko....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia