Dziękuję za komentarze. :)
Wszelkie błędy jakie znajdziecie, wypisujcie. Ja je poprawiam w pliku, który w przyszłości opublikuję na chomiku i dam do pobrania jak i inne moje teksty. Czasami poprawiam błędy też na blogu, ale najczęściej zapominam to zrobić. :/
Powrót do pracy przyjął z wielką ulgą. Wpadł
w wir obowiązków, przyjmując nawet nadgodziny i wykonując pracę za dwóch.
Współpracownicy patrzyli się na niego, jak na dziwaka. Wyrabiał wszystko ponad
normę. Zagniatał ciasto, dodawał odpowiednie składniki i brał się za następne
niemal w mgnieniu oka. Do tego wymyślił dwa nowe rodzaje pizzy, które zostały
bardzo dobrze przyjęte przez klientów. Od trzech dni pracował na pełny zegar,
mając za nic przerwy. Do domu wracał wyłącznie po to, żeby się przespać, a o świcie
już był tutaj z powrotem. Wychodził z pracy, gdy już zapadła noc. Nie spotykał
się z nikim, nie odbierał telefonów, pragnąc tylko spokoju, bo inaczej
rozniósłby wszystko w drobny mak. Chodził jak bomba zegarowa i w każdej chwili
mógł wybuchnąć. Wyładowywał się właśnie dzięki pracy. Wszystko przez to, że
upewnił się co do Kierana. Mężczyzna ani razu nie zadzwonił. W żaden sposób się
z nim nie skontaktował. I niby dlaczego? Ponieważ odmówił mu seksu! Gdyby
Kieranowi nie zależało tylko na jednym, nie obraziłby się. Miał go za dobrego
przyjaciela, kogoś, na kogo mógłby liczyć, a ten okazał się być napalonym
gówniarzem chcącym tylko skorzystać z nadstawionej mu dziury. Co gorsza, nie
było ważne to, do kogo by należała! Natomiast on okazał się głupią, wystraszoną
pizdą! Kurwa, był facetem! Chociaż nie chciał należał do osób, które seksem
rozwiązywałyby swoje sprawy i problemy, przywiązując w ten sposób kogoś do
siebie, tym razem mógł zrobić wyjątek i mieć Kierana przy sobie, przynajmniej
jako seks kumpla. Na jakiś czas. Nie, to też nie był dobry pomysł. Przecież nie
zadowoliłby się tym. Kochał go i chciał być po prostu przez niego kochany.
Szkoda tylko, że tak nie będzie. O tak, wychodził z niego pesymista. Zamiast
brać sprawy w swoje ręce, znów zaczynał jojczyć nad tym, jak bardzo by chciał,
a nie może tego dostać. Powinien zacząć działać, na przykład samemu dzwoniąc do
tego dupka, mówiąc mu, co o nim myśli. Wygarnąć, że miał rację i tak naprawdę
Kieran pokazuje, jak bardzo ‘dobrym’ jest przyjacielem!
– Stary, zostaw to, bo zrobisz miazgę z
pomidorów.
Głos Davida przedarł się przez jego furię.
Gdy wszyscy inni unikali go jak ognia, kumpel tego nie robił. Wpierdalał się w
jego życie z buciorami. Szkoda, że pracują razem, bo inaczej również i z nim
nie utrzymywałby kontaktów. Tylko przez jakiś czas. Później wszystko wróci do
normy. Spojrzał na małe kawałeczki pomidorów, z których pierwotnie miały być
plasterki.
– Kurwa mać! – Rzucił nóż i oparł się dłońmi
o blat.
– Co się z tobą dzieje? Jesteś strasznie
nabuzowany. Brakuje ci seksu, czy jak?
– Zamknij się, David. Lepiej będzie, jak to
zrobisz, zanim powiem lub zrobię coś, czego później będę żałował. – Wziął kilka
głębokich oddechów i powrócił do pracy. Kawałki pomidora będą mu pasować do
innej pizzy. Przerzucił je z deski do krojenia, na miskę i odstawił na bok.
– Steven, może na dziś wystarczy? Skończyłbyś
już swoją zmianę – zaproponowała Mary. Tylko jej się nie odszczekiwał. –
Wyglądasz na wykończonego. Powinieneś się rozluźnić i uspokoić.
Spojrzał na zegarek powieszony przy drzwiach.
Dochodziła dwudziesta. Już dawno mógł być w domu i… Tak, znów siedziałby sam.
Oczywiście, mógłby spotkać się z Holly lub Zackiem, ale nie o takie coś mu
chodziło. W czasie ostatniej rozmowy z bratem uświadomił sobie, że lata lecą, a
on czuje się coraz bardziej samotny. Brakuje mu drugiej osoby przy swoim boku.
Jak dobrze byłoby nie wracać do pustego domu, gdy ktoś czekałby na niego albo
to on by na kogoś czekał. Najgorzej, że tym kimś mógłby być tylko ten
napaleniec. Ktoś, o kim wciąż myśli. Szczególnie w domu, przypominając sobie
ich pocałunek w kuchni. To nie był dobry pomysł, by teraz tam wrócić. Z kolei
siedzenie w pizzerii do dwudziestej drugiej też nagle przestało mu się
uśmiechać. Do głowy wpadło mu miejsce, w którym od dawna nie był. Miał przestać
zachowywać się jak staruszek?
– Wiesz co, Mary? Masz rację. I tak nie
dostanę kokosów za nadgodziny. Dzięki za wywalenie mnie dziś stąd. – Pocałował
zaskoczoną kobietę w oba policzki i poszedł do szatni, aby się przebrać. Po
drodze doleciało do niego jeszcze, jak David się skarży.
– Sam mu to wczoraj mówiłem i mnie nie
posłuchał.
– Dzieciaku, brak ci uroku, jaki jeszcze ja
mam.
Nie musiał oglądać się za siebie, by widzieć
jak Mary wypina dumnie bujną pierś i uśmiecha się szeroko. Sam też pozwolił
sobie w końcu na mały uśmiech.
Dziesięć minut później wsiadł do samochodu i
pojechał do miejsca, jakie w swoim czasie często odwiedzał. Nie szukał tam
przygód, lecz mógł posiedzieć i popatrzeć na ciekawe widoki, jakimi były męskie
ciała. Do tego miał okazję napić się naprawdę dobrej whisky. Czasami lubił też
potańczyć, ale akurat tego wieczoru chęci na to miał zerowe.
Zaparkował pod budynkiem, tuż przy ścianie,
by jego auto nikomu nie przeszkadzało. Planował zabrać je stąd dopiero jutro, a
jak będzie wychodził, wezwie taksówkę. Nigdy nie jeździł po alkoholu, co było
ogólnie u niego znane. Raz zabrał kluczyki jakiemuś obcemu facetowi, kiedy ten
wsiadał z żoną do samochodu, będąc po wpływem. Ona była trzeźwa i dała
pozwolenie mężowi na coś takiego. Omal nie wdał się w bójkę z tym człowiekiem,
ale miał nadzieję, że przetłumaczył kobiecie, co mogło spotkać ich lub jakąś
niewinną ofiarę głupoty małżeństwa.
Zamknął samochód, uzbrajając alarm i
skierował się do drzwi klubu gejowskiego o nazwie „Illusion”. Lokal istniał już
od wielu lat. Z początku jego siedziba mieściła się w podziemiach wielkiego
magazynu i tylko wtajemniczeni mieli do niej dostęp. Dopiero z czasem, w miarę
otwartości wielu ludzi, stał się ogólnie dostępnym i bardzo popularnym miejscem.
Klub miał obecnie trzy poziomy. Dwa z nich, parter i piętro, wyglądały na
całkiem zwyczajne. Mieściła się tam restauracja czynna dwadzieścia cztery
godziny na dobę i zwykły klub dyskotekowy z kilkoma barami i lożami, często
oddzielonymi od siebie parawanami. Najbardziej oblegany był jednak najniższy
poziom. Trzeba było zejść do piwnic, by tam poczuć atmosferę seksualnego
napięcia. Muzyka płynąca z głośników była ciężka i rozpalająca. Pieściła każdy
nerw w ciele, pobudzając i pochłaniając. Steven, po ostemplowaniu ręki przez
bramkarza, od razu skierował się do tej części lokalu.
Dudnienie basów przeszyło na wskroś jego
ciało. Czuł, jak włoski na rękach unoszą się, jakby zostały naelektryzowane, a
zapach pomieszczenia i ludzi uderza w jego nozdrza. Gorąco zamkniętej sali
zrosiło mu skórę wilgocią. Tego mu brakowało. Iluzji szczęścia, wszędobylskiego
pożądania i wspaniałego przedstawienia, jakie dawało to miejsce.
Przedstawienia, które trwało tylko tutaj. Tu każdy był pożądany, chciany i mógł
się bawić do woli, kimkolwiek był.
Przeciskając się przez tłum rozgrzanych,
półnagich ciał, poczuł, jak któryś z mężczyzn klepnął go w pośladek. Nie
zamierzał nikogo opierniczać, jednak nie zamierzał tego zlekceważyć. Zwyczajnie
wyciągnął rękę do tyłu i pokazał środkowy palec. Jasny znak, by ten ktoś
trzymał łapy przy sobie. Byli tacy, którzy tego nie rozumieli, ale ochrona
działała skutecznie, gdy zwracano się do niej o pomoc. Zdarzało się to wtedy,
kiedy ktoś wypił za dużo i wszczynał burdę. Raczej nigdy nie miało to miejsca,
gdy chodziło o seksualny aspekt. Będąc tu, pokazywało się, czego się chce. On
był, ale nie chciał. Pragnął tylko się napić oraz popatrzeć na innych mężczyzn
ocierających się o siebie w tańcu lub na tancerzy poruszających na specjalnych
podestach i w zamkniętych klatkach.
Zajął miejsce na hokerze, przy dużym na całą
ścianę, czarnym barze. U barmana z nagim torsem obsypanym czymś błyszczącym na
srebrno, zamówił whisky z lodem i odwrócił się przodem do tłumu pląsających
ciał. Byli to mężczyźni w różnym wieku. Niektórzy dopiero co ukończyli liceum i
chcieli przeżyć swoją własną przygodę. Szkoda, że wielu się rozczaruje. Byli
też zwykli robotnicy, szefowie firm, nauczyciele, lekarze, mężczyźni, którzy z
powodzeniem mogliby być jego ojcami, a nawet starsi. Wiek, różnice społeczne,
czy zawód, nie miały tutaj znaczenia. Każdy był równy, a spora większość była
tu tylko po to, by kogoś zaliczyć. Nie znosił rozwiązłości. W swoim życiu, a
seksualne rozpoczął późno, miał mało kochanków. Spotykał się z nimi przez jakiś
czas i nie zaliczał kolejnych dup co wieczór. Tylko dwa razy zdarzyło mu się
coś takiego, czego żałował i nie zamierzał powtarzać. Szczególnie obecnie.
Odebrał od barmana szklaneczkę alkoholu.
Kostki lodu poruszyły się w płynie, którego część wlał sobie do gardła,
wytrzymując ostre palenie.
– Nie byłem pewny, czy to ty, ale whisky mi
to uświadomiła.
Poczuł jak jego udo, ochronione czarnymi
jeansami, zostaje ściśnięte przez gorącą dłoń. Spojrzał na właściciela ręki.
Zmrużył wściekle oczy na jego widok. Przychodząc tu, nie mógł liczyć na chwilę
spokoju od tego dupka. Craig był stałym bywalcem klubu. Prawie tu mieszkał.
Zbyt często odwiedzał dark roomy, pieprząc wszystko, co się ruszało, miało dwie
nogi i fiuta.
– Zabieraj łapę, chuju.
– Ej, no, Stev. Nie dasz się skusić na mały
numerek? Przecież było nam tak dobrze – przekrzykiwał muzykę, chuchając na
niego alkoholowym oddechem.
Tak, to był jeden z dwóch błędów, o jakich
chciał zapomnieć. Ten był popełniony pół roku temu.
– Dobrze było tylko tobie. Musiałem być
pijany, ufając takiej szmacie, jak ty!
– To było zajebiste rżnięcie.
– Będziesz miał zajebiste, jak ktoś cię
kiedyś przeora. Zabieraj tę brudną łapę z mojej nogi. Kto wie, gdzie ją
wpychałeś! – Odepchnął go i wstał. Pochylił się nad nim. – Poleziesz za mną, to
zawołam ochronę. Zrobiłeś tu wiele złych rzeczy. Cud, że cię tu wpuszczają,
więc kilka rzuconych im, bajecznych słów, sprawi, że się ciebie pozbędą.
– Sądzisz, że jesteś takim twardzielem?
– Tak, bo stać mnie na to, by nie rozkwasić
ci mózgu. – Odsunął się od niego z obrzydzeniem, zapłacił za drinka i opuścił
podziemie. Już wolał spędzić czas na parterze, siedząc w jednej z lóż, niż
użerać się z Craig’em. Jego komórka zaczęła dzwonić, ale po sprawdzeniu, że to
tylko Holly, odrzucił rozmowę. Odbierze tylko od Kierana. Sam mógłby do niego
zadzwonić, ale jaki to miało sens? Prędzej czy później mężczyzna się odezwie.
Chyba.
U skąpo ubranego kelnera zamówił kolejnego
drinka i miseczkę orzechów. Nie śpieszyło mu się do domu. Porozglądał się
wokół. Tutaj było ciszej i spokojniej. Idealne miejsce na rozmowę, czy nawet
randkę. Z drugiej strony na randkę lepiej udać się na pierwsze piętro. Tam
można było coś zjeść, a najgorzej nie gotowali. Po studiach szukał pracy nawet
tutaj, ale się nie udało, ponieważ wolne miejsce było tylko na stanowisku
kelnera, a on nie zamierzał chodzić pomiędzy ludźmi, mając na sobie tylko coś w
rodzaju bielizny i muszkę na szyi.
Potarł nasadę nosa, przymykając na chwilę
oczy. Niedobrze, zaczynał odczuwać zmęczenie. Powinien wrócić do domu i
porządnie się wyspać. Podziękował uśmiechniętemu kelnerowi za drinka i
orzeszki. Wziął do rąk szklankę, ale nie pił. Ostatni raz, nie licząc tego
sprzed chwili, whisky miał w ustach przy ognisku. Sądził wtedy, że stracił
przyjaciela. Zaczął sobie przypominać sytuację z jeziora i późniejsze sceny z
Kieranem. Szczególnie zaczął analizować jego opowieść ze studiów o niby
zadurzeniu, o ile tak to można nazwać. Czy to możliwe, że ktoś może tak bardzo
wyprzeć się czegoś? Na ile prawdopodobnym jest to, by heteroseksualnemu
mężczyźnie, chłopakowi, podobał się w ten szczególny sposób ktoś tej samej
płci? Przecież to chyba niemożliwe. Nie znał się na tym. Odkąd poznał Kierana,
widział jak on traktuje te wszystkie dziewczyny. Były przygodą na jedną noc,
czasami nawet godzinę. Nigdy z żadną się nie związał. Nie był pewny, jak to
wyglądało po wyjeździe. Istniała możliwość, że tylko Jessica zdołała go
zatrzymać przy sobie na dłużej. Wątpił, żeby przyjaciel był niestały w uczuciach.
On po prostu nigdy się nie zakochiwał. Tak jakby nie… mógł?
– O czym tak myślisz?
Drgnął. Nie zauważył, że ktoś się do niego
przysiadł. Uśmiechnął się do tej osoby.
– Cześć Marcos. Kopę lat.
– Można tak powiedzieć.
Obrysował wzrokiem swojego towarzysza. Marcos
Leandry, dwudziestojednolatek i były kochanek, dla którego był tym pierwszym.
Nie, ten nie był błędem. Był najlepszym, co mu się przydarzyło. Chłopak miał
rude włosy i zielone, niczym szmaragdy, oczy.
– Nadal tutaj tańczysz? – zapytał Marcosa.
– Tak. Lubię to, przecież wiesz. Zamknięcie w
klatkach daje nam, że tak powiem, spore bezpieczeństwo przed niechcianym
dotykiem. – Pokazał swoje białe zęby.
– Nadal uwielbiasz się uśmiechać.
– Bo i mam powód. Mam chłopaka, który mnie
kocha, a ja jego. Też tutaj tańczy.
– To ten, dla którego mnie zostawiłeś? –
Pochylił się w jego stronę.
– Tak, ten. – Chłopak wziął kilka orzeszków i
wrzucił sobie do ust. – To o czym tak myślałeś?
– O pewnym heteryku, któremu się niby
podobam.
– Poważna sprawa. – Rozparł się wygodniej na
kanapie. – Heterycy na ogół uciekają od zbliżenia się do faceta. Są tacy, co
chcą spróbować, jak to jest, gdy gościu robi loda, ale sami cię nie dotkną, bo
parzysz. Nie, żebym sprawdzał na sobie. Po prostu obserwuję. Nie spotkałem się
z tym, by to heteryk sam dobierał się do facetów. Jeśli jednak to robi, nie
jest w pełni heteroseksualny. Takie jest moje zdanie. Być może to ukryty
biseksualizm lub nawet homoseksualizm. Różnie z tym bywa. Jak miałem
siedemnaście lat, na siłę spotykałem się z dziewczynami, żeby tylko ukryć przed
sobą prawdę. Naprawdę, chujowa sprawa.
– A gdy ktoś mówi, że tylko jeden facet mu
się spodobał? – Napił się swojej whisky.
– To moim zdaniem albo jest ślepy, albo
świata nie widzi poza tym jednym. – Marcos zerknął na zegarek i się skrzywił. –
Muszę spadać, mam występ. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Podniósł
się. Jego ciało było bardzo szczupłe, ale nie był już takim chudzielcem, jakim
pamiętał go Steven, gdy się poznali. – Czekaj. Zmieniłem numer telefonu. Stary telefon
zgubiłem, jak to ja. Jak chcesz, to zapisz sobie nowy i kiedyś możemy się
spotkać, pogadać.
– Ok, to dawaj. – Zapisał sobie jego numer.
– Poradzę ci coś. Jak masz hetero, który
interesuje się tylko tobą i okazał to w różny sposób, nie stroniąc od ciebie,
to go bierz. Los czasem rzuca nam pod nogi szansę na coś dobrego, więc
korzystaj. Nie wymykaj się. Gdybym wtedy uciekł przed Peterem i jego… echem,
zalotami, dziś pewnie byłbym samotnym, małym tancerzykiem.
– Dobra, dobra, mądralo, spadaj już do tej
swojej klatki.
– Nie popatrzysz na mnie?
– Idę do domu. Potrzebuję się z czymś
przespać. I pozdrów Petera, o ile mnie pamięta.
– Dobra, cześć. – Marcos zagryzł wargę,
pomachał mu i odszedł.
Poprawił mu humor. Zawsze tak robił. Marcos
był pełen życia. Nigdy mu nie przeszkadzało, że chłopak był bardziej kobiecy,
delikatniejszy. Cieszył się, że jest szczęśliwy.
– Zapamiętam sobie twoje słowa – mruknął pod
nosem i opróżnił szklankę.
~*~
Zapłacił taksówkarzowi, zostawiając mu suty
napiwek. Po raz pierwszy spotkał kierowcę, który nie patrzył krzywo na miejsce,
pod jakie go wezwano i na klienta. Obrączka na palcu i zdjęcie żony oraz dwójki
dzieci przyklejone paskiem przeźroczystej taśmy na desce rozdzielczej,
wskazywały na rodzinnego i tolerancyjnego człowieka. Mężczyzna był też bardzo
rozmowny, podtrzymując konwersację przez całą drogę. Steven podziękował mu i
wysiadł z samochodu. Zanim wszedł do bloku, odetchnął świeżym, nocnym
powietrzem. Pokonał szybko schody, starając się stąpać jak najciszej, by nie
narobić hałasu. Gdy tylko znalazł się na swoim piętrze, miał ochotę zawrócić,
lecz już było na to za późno.
– Jak teraz uciekniesz, to marnie skończysz,
łajzo jedna. Nigdy się już do ciebie nie odezwę.
– Mała strata. Spadam – zażartował Steven i
udał, że zawraca ku schodom.
– Stój, kretynie.
Zack stojący nieco za rozwścieczoną
narzeczoną roześmiał się.
– Wpuścisz nas do środka, czy będziemy
rozmawiać tutaj? Założę się, że sąsiedzi lubią ploteczki.
Warknął na nią i wyjął klucze. Wierzył w powiedzenie,
że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. W jego przypadku za często się to
sprawdzało. Otworzył szeroko drzwi i nacisnął włącznik światła tuż przy
wejściu. Przepuścił przodem gości.
– Nie za późno na wizyty? – spytał.
– Uwierz mi, chciałem ją powstrzymać – rzekł
Zack. – No, ale sam rozumiesz. Jej się nie da zatrzymać.
– W twoim przypadku odwiedziny są wskazane o
każdej porze dnia i nocy, bo szanowny pan ostatnio unika tego jak ognia! –
wydarła się, ignorując ich małą wymianę zdań. Rzuciła torebkę na stolik do
kawy. – Naprawdę próbowałam dać ci spokój, ale mam, kurwa, tego dość! Mam dość
was obu, o!
– Dlaczego masz dość Zacka? – spytał,
zakładając ręce na piersi i patrząc na nią spode łba.
– Ty doskonale wiesz, o kogo mi chodzi.
Tamten idiota zatrzymał się w hotelu. Nie powiedział, w jakim, a jak do niego
dzwoniłam, to rzucił mi słowami, cytuję: „Kobieto, odpierdol się, bo ja tu
myślę”. O czym on, kurwa, myśli?!
Jej przeklinanie upewniło Stevena, że była
naprawdę rozsierdzona.
– Idę po wodę. Może zrobić ci herbatki
uspokajającej? – Przeszyła go lodowatym wzorkiem, od którego się wzdrygnął. –
Dobra, może, zrobię ci Earl Greya ze szczyptą cyjanku.
– Co się między wami wydarzyło, że tak się
zachowujecie?! Nie mów, że nic. Nie oszukasz mnie. – Usiadła na kanapie,
zakładając nogę na nogę. Poprawiła swoją krótką spódnicę. Położyła splecione
dłonie na kolanie i czekała na odpowiedź.
– Ona i tak to z ciebie wyciągnie, więc
lepiej jej powiedz, a w ten sposób zaoszczędzisz, mnóstwo, mnóstwo czasu.
Swojego i naszego – wtrącił Zack, oglądając swoje paznokcie. – Planowałem
romantyczny wieczór, a ona do ciebie zadzwoniła, z kolei ty po raz kolejny nie
odebrałeś i odwaliło jej.
– Masz zakaz seksu przez miesiąc… Najlepiej
dwa – powiedziała Holly do narzeczonego, po czym ze słodkim uśmiechem na ustach
zwróciła się do Stevena. – Mimo wszystko on ma rację. Gadaj, to sobie
pójdziemy.
Dziesięć minut później, obracając w palcach
pustą butelkę, przeklinał los, że pokarał go tą kobietą. Opowiedział im
wszystko, co się wydarzyło, nie pomijając żadnych szczegółów. W tym samym
czasie nie omieszkał pokierować swoich myśli do tego, czego Holly dowiedziała
się od brata. O czym niby Kieran musiał pomyśleć? Czy to oznaczało, że nie
obraził się, tylko sam się odizolował, by mieć czas tylko i wyłącznie dla
siebie? Jeżeli tak, to co to oznacza dla nich obu? Co będzie dalej? W sumie sam
powinien się nad sobą zastanowić, bo ostatnie zachowanie, biorąc pod uwagę
wiele dni, pozostawiało dużo do myślenia.
– Kochasz go? – padło pytanie przyjaciółki.
– Tak. Wiesz o tym.
– Ufasz mu?
– Ufam jak przyjacielowi. Kochankowi nie.
– W tym właśnie problem. – Wstała,
wygładzając ubranie. Chwyciła torebkę i powiesiła pasek na ramieniu. – Zastanów
się nad tym ostatnim. Liczę, że wkrótce porozmawiacie, nie ukrywając przed sobą
niczego. – Pocałowała go w policzek. – Dobranoc.
Oniemiał. Co, już? Tylko tyle? Od razu mogła
się o to zapytać, a nie wyciągać od niego intymne szczegóły, małpa jedna.
Odprowadził ich do drzwi.
– Radzę ci odbierać ode mnie telefony. – Holly
obejrzała się jeszcze za siebie.
– Dobrze, mamusiu. Cześć Zack.
– Trzymaj się.
Obaj podali sobie ręce, a po chwili Steven
patrzył, jak znikają na klatce schodowej. Przez jakiś czas było słychać ich
kroki, które szybko ucichły.
~*~
– Doskonale ciebie rozumiem, ale unikanie
wizyt w domu nie jest dobrym rozwiązaniem – mówiła Lennora Duncan.
Ledwie rano zwlókł się z łóżka i ubrał, a już
miał gościa. Bardzo się śpieszył do pracy, a musiał jeszcze podjechać taksówką
po swój samochód i gdyby nie potrzebował litra kawy, aby jakoś funkcjonować,
już by wyszedł. Zamiast tego rozmawiał z mamą w kuchni. Nie pamiętał już, kiedy
ona u niego była. Chyba wieki minęły od ostatniego razu. Jakoś znosił
strofowanie przez matkę, że ich nie odwiedza i znów robi sobie długie przerwy.
– Mamo, nie chcę denerwować taty, a zresztą
nie mam czasu was ciągle odwiedzać. Sama pracujesz całymi dniami, więc wiesz,
jak jest. – Obracał w dłoni pusty kubek.
– Nie mów, że nie masz wolnych dni. Nie
wydaje mi się, że coś się w tym względzie zmieniło, chyba, że pracujesz gdzieś
indziej, a nic mi o tym nie mówisz. – Westchnęła kobieta, mieszając zieloną
herbatę. – Pojutrze jest niedziela i chcę cię widzieć na obiedzie. Zaprosiłam
też Natalię z mężem i dziećmi, ciocię Klarise i Ediego. Jak chcesz kogoś
przyprowadzić – spojrzała na niego znacząco – możesz to zrobić. Nie musisz
uprzedzać, czy przyjdziesz sam, czy nie. Wiesz, że zawsze gotuję więcej niż
trzeba, a dostawienie jednego nakrycia nie jest problemem.
Przyprowadzić? Narzeczonego, najlepiej z
wyznaczoną datą ślubu. Niestety, w stanie, w jakim mieszkali, nie
zalegalizowano jeszcze związków partnerskich, a na dodatek przecież był sam.
Mama uparła się, że on kogoś ma, tylko ukrywa go przed nią. Czasami wydawało mu
się, że ona wie więcej, niż się tego mógł spodziewać.
– Ciocia dostałaby zawału, gdyby zobaczyła
faceta u mego boku. – Wstał z kubkiem w ręku i łyżeczką. Podszedł do zlewu. –
Edi, kochany kuzynek, mamrotałby coś niestosownego pod nosem. – Odkręcił kran i
zaczął myć kubek. – Jedynie Natalia i Jim nie patrzyliby na mnie, jak na
dziwaka.
– Fakt, jedynie twoja kuzynka i jej mąż cię
akceptują, ale reszta niech się przyzwyczaja.
– Ta.
– Jestem dumna z ciebie, że nie ukrywasz
przed nami tego, że jesteś gejem.
– Mamo. – Zakręcił wodę i odstawił kubek na
suszarkę. – Oni dowiedzieli się przypadkiem.
Do dziś pamięta jeden z proszonych obiadków
mamy. Była cała rodzina, ta ze strony ojca również, kiedy odwiedził go Marcos,
od progu rzucając mu się na szyję i wpijając w usta. Świadkami tego widowiska
były właśnie ciocia Klarise i Natalia. Kuzynka uśmiechnęła się znacząco, ale
ciocia od razu rozpowiedziała o nim reszcie rodziny. Wtedy też krewni od strony
ojca wyszli i do tej pory nie utrzymują kontaktu z ‘chorymi’, jak się wyrazili,
opuszczając ich dom. Od razu widać było, w jakiej rodzinie wychował się jego
ojciec.
– Bardzo dobrze. – Uderzyła dłonią w blat.
Zdaniem Stevena czasami zachowywała się zbyt energicznie, jak na swój wiek.
Chociaż powinien się z tego cieszyć. – To jak, przyprowadzisz kogoś?
– Nie mam nikogo. – Wsunął ręce do kieszeni,
górując nad rodzicielką.
– A Kieran? – zapytała i dopiła swoją
herbatę.
– To przyjaciel.
– Czy ja mówię, że łączy was coś więcej?
Zaproś go do nas. Będzie jego ulubione danie.
I tak jej nie wierzył. Ta kobieta była nieraz
bardzo podstępną osobą. Czasami zachowywała się tak, jakby żyła w
dziewiętnastym wieku, wierząc w te swoje zabobony, a czasami wyprzedzała
wszystkich o wiele lat na przód i stawała się tolerancyjną, od czasu do czasu
przebiegłą, kobietą dwudziestego pierwszego wieku.
– Mamo, znam cię. Po twojej głowie chodzą
różne rzeczy. Jak przyjdę, to sam.
– Przecież wiem, co do niego czujesz. –
Wzięła się za mycie kubka, chociaż Steven chciał to zrobić. – Stev, jestem
twoją matką i chciałabym, byś był szczęśliwy.
– Szkoda, że wielu ludzi nie ma takiej mamy,
jak ty. – Pocałował ją w policzek. – Wkurwiająca, potrafiąca opierdolić, jak
podskakuję, ale i kochająca dziecko takim, jakie jest. A teraz wybacz, ale
naprawdę śpieszę się do pracy. – Opuścił kuchnię, chcąc założyć buty. – Muszę
jeszcze pojechać po swój samochód. Zostawiłem go pod „Illusionem”. – Matka
doskonale wiedziała, co to za klub, więc nie musiał jej tego tłumaczyć.
– Podwiozę cię i będziemy mogli porozmawiać.
– Lennora dołączyła do niego.
– A co właśnie robiliśmy? – Uniósł brwi. Nie
odpowiedziała, zaciskając usta w wąską kreskę. – W porządku. Pogadamy, ale pod
warunkiem, że tematem będzie Lucas. – Wypuścił mamę pierwszą z mieszkania i
zamknął drzwi na klucz. – Rozmawiałem z nim kiedyś i chociaż wyglądał na
spokojnego, udawał jak jest dobrze, to wątpię, by nie przejmował się ojcem. –
Zaczęli schodzić po schodach.
– Właśnie dlatego chcę, byś wpadł do nas i
spędził z nami więcej czasu. Lucas staje się moim zmartwieniem. Coraz częściej
przebywa poza domem. Sam wiesz, że w jego przypadku to zły znak – mówiła
kobieta. Dłonią trzymała się balustrady, schodząc ostrożnie po stopniach. – Nie
chce ze mną rozmawiać. Jak jest w domu, to zamyka się w swoim pokoju i nawet z
Nancy nie chce spędzać czasu. Do tej pory bliźniacy byli nierozłączni. – Wyszli
na zewnątrz i Lennora zatrzymała się. Chwyciła syna za nadgarstek. – Nie
uciekaj od razu po obiedzie. Inni pojadą, ale ty zostań. Lucas potrzebuje
również ciebie. Jesteś jego starszym bratem i chcę, by odczuł, że przynajmniej
ty z nim jesteś. Wiem, że było ci trudno, zanim w jakimś stopniu pogodziłeś się
z tym, jak traktuje cię Andrew, ale twój brat potrzebuje jego akceptacji. –
Ruszyła w stronę swojego samochodu.
– Dobrze, mamo, przyjdę do was, lecz nie
oczekuj cudów. – Czy chociaż przez chwilę będzie miał spokój? Jak nie Kieran, o
którym rozmyślał w nocy, tak tata i Lucas zaczynali spędzać mu sen z powiek. W
sumie mama miała rację. To, że się wyprowadził, nie oznaczało, że ma pozostawić
na jej barkach wszystkie troski, odsuwając się od nich. Rodzina zawsze
pozostanie rodziną, nie ważne, gdzie i jacy są. – To, na którą mam przyjść?
– Na czternastą, synku.
– Będę. – Już miał wsiąść do samochodu mamy,
ale jego komórka zaczęła dzwonić. Chciał ją zignorować, bo to zapewne była
Holly, ale nie miał ochoty na jej kolejny najazd. Wyjął telefon i zdębiał, gdy
na ekranie zobaczył to jedno, upragnione imię. Drżącą dłonią nacisnął przycisk
z zieloną słuchawką, nie zwracając już uwagi na wgapioną w niego mamę.
– Tak?
– Przepraszam – odezwał się Kieran.
– Za co?
– Za to, że byłem dupkiem. Za to, że źle ci
pokazałem, na czym mi zależy. Pogubiłem się i przepraszam.
– Kieran…
– Słuchaj mnie.
– Ok.
– Zachowywałem się jak napalony szczeniak,
mając za nic to, czego ty chcesz.
– Nie do końca, to ja…
– Słuchaj. W ostatnie dni mój mózg zaliczył
prawdziwą batalię. Uwierz, nigdy tak intensywnie go nie używałem. – Steven miał
ochotę się roześmiać, ale słuchał Kierana uważnie. – Już wiem, czego, kogo i co
tak naprawdę chcę. Zawsze to miałem przed oczami. Na wyciągniecie ręki, lecz
byłem ślepy. – W głośniku zapadła cisza, a Steven wstrzymał oddech. Bał się
tego, co ma usłyszeć. – Wiem, że chcę ciebie Stivi, ciebie i tylko ciebie. Nie
tylko jako przyjaciela.
– Kieran… – Tak, strach znów go opanowywał,
ale jednocześnie czuł ulgę i podekscytowanie.
– Dziś o dwudziestej będę czekał na ciebie na
dachu restauracji „Ognisty smok”.
– Na dachu?
– Tak. Nie pytaj. Powiem ci o wszystkim, jak
się spotkamy. O ile się spotkamy. Jeżeli przyjdziesz, będzie to znaczyło, że
dajesz nam szansę na coś więcej niż przyjaźń. Będę na ciebie czekał do północy.
Steven stał jak zamurowany, jeszcze długo po
tym, jak połączenie zostało zakończone. Czuł jak coś ciężkiego wspięło mu się
na klatkę piersiową i ją bardzo mocno ściska. Nie tego się spodziewał. Co miał
zrobić? Pójść tam i zgodzić się na wszystko? Czy zaś uciec, bo bał się, że
zostanie porzucony? Przypomniał sobie słowa Marcosa. Los dawał mu w ręce to,
czego zawsze chciał, więc czy okaże się taką pizdą, jak do tej pory, czy weźmie
sprawy w swoje ręce i da się pochłonąć temu całym sobą? Bez obaw o jutro?
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńRozdział cudny, jestem ciekawa tego co będzie się działo na dachu :D
Zapewne seks. Mi sie nie chcialo juz komentowac...
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudnie, mam jednak nadzieje że Kirana będzie trzymał na jakiś dystans. W końcu kara musi być ;) Oby Kiran naprawdę miał na względzie dobro przyjaciela i oby go nie zranił.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i jak zawsze życzę dużo dużo weny :)
Ta rozmowa przez telefon była taka słodka (rozpływam się).
OdpowiedzUsuńMoże nasz kochany Kieranek poszedł po rozum do głowy, albo rozum, w postaci Holly, przyszedł do niego.
Mam nadzieję, że ich spotkanie dobrze przebiegnie. Tak samo rodzinne.
Podsumowując, rozdział cudowny!
Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale za chwile mam szkołę.
Weny itp.
NINJA
Rozdział świetny, w sumie jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje opowiadania już od dawna, ale nie należę do osób komentujących .... Dziś nadeszła zmiana i zaczynam to robić :)
Spotkanie na dachu ... Jak będzie to co sobie myślę, to będzie gorąco, bardzo gorąco hihi:-D
Pozdrawiam bardzo serdecznie.... Życzę weny i inspiracji !! <3
Hej. Witam kolejnego już nie cichego czytelnika. :)
UsuńDlaczego w takim momencie? Nie masz serca, żeby tak dręczyć czytelników, oj ty niedobra.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, ale nie mogę doczekać się następnego i kolacji na dachu.
Zainteresowała mnie historia Marcusa, myślę że też musiał wiele przejść.
Stev przyprowadzi do domu swojego narzeczonego :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
To opowiadanie okropnie przypomina mi pewną sytuację, z którą borykałam się w zeszłym roku... Wszystko toczyło się na innym torze, ale grały tam dokładnie takie same emocje, niepewności... Niestety jestem wredą i kiedy ten ktoś zadzwonił mówiąc, że będzie czekał tam a tam, że już jedzie busem itede, oznajmiłam, że wcale się tam nie zjawię. Dlatego własnie źle mi się będzie dalej czytać, bo Steven na 100% się tam zjawi :v
OdpowiedzUsuńhm... rozdział mnie nie urzekł. Ech, liczyłam, że może w tym klubie Steven kogoś znajdzie...
OdpowiedzUsuńBłędów było znacznie mniej, niż ostatnio. Tak trzymać! :)
Pozdrawiam :3
Rozdział czytałam równo o północy (tak akurat mi się przypomniało, że wstawiasz :3) z zapartym tchem. Co prawda liczyłam, że albo Steve wyrwie sobie kogoś (yyy, nie oszukujmy się, ktoś jego xd), albo jakimś przypadkiem znajdzie się tam Kieran i akurat przyłapie go tam z kimś innym i będzie miał atak zazdrości hyhyyy ach te fantazje :D
OdpowiedzUsuńPolubiłam Stevena. Chłopak z początku beznadziejnie zakochany (przecież i tak wszystko dobrze się skończy :p), to jednak się szanuje, ma swój rozum, nie przespał się z przyjacielem, kiedy miał okazję - i to mnie w nim jakoś urzekło. Może to głupie, ale skoro przez tyle lat darzył tamtego takimi uczuciami, to bardziej szablonowe by było, gdyby faktycznie wtedy się z nim przespał. Prawda? Prawda? No nie wiem.
Wiem jedno - nie mogę doczekać się następnego rozdziału i tego, co będzie miało miejsce na dachu (Kieran - samobójca, szantażuje Stevena, by się z nim przespał, bo inaczej skoczy... to zbyt romantyczne, wiem, ale mogłabyś rozważyć taki rozwój wydarzeń xd)
No, co do błędów, to tutaj nie chce mi się wyłapywać, wczoraj-dzisiaj zauważyłam głównie przecinki, mogłabym co najwyżej powstawiać i wysłać na mejla czy coś. Ej, przecież Ty miałaś betę nie?
No nic, dobrze napisany rozdział i dobrze rozpoczęty poniedziałek (w tym pierwszy dzień do szkoły po feriach). Tyle wygrać.
Ja nadal mam betę, Akemi. Ona już skończyła poprawiać to opowiadanie. Czasami to dobrze byłoby, aby ktoś wskazał, gdzie są jakieś błędy, źle postawione przecinki. Czasami jest też tak, że przecinek w innym miejscu zmienia sens zdania. I przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale ten tydzień mam wyjątkowo zajęty. :)
UsuńAle tekst jest naprawdę w porządku, kilka przecinków wstawionych niekoniecznie tam, gdzie trzeba, w tym wypadku niczego nie zmienia. Chcę przez to napisać, że beta swoje zrobiła i to należy docenić :)
UsuńI nie przepraszaj, przecież szybko odpisałaś na komentarze.
Pozdrawiam :)
Coraz ciekawiej się zapowiada. Podobał mi się ten rozdział. Cieszę się, że Kieran w końcu poszedł po rozum do głowy, przemyślał sobie wszystko i zadzwonił do Stevena. Zaciekawiła mnie historia Marcosa, z chęcią dowiedziałabym się więcej o jego życiu.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Tak więc do następnego poniedziałku. Życzę weny i dużo czasu podczas pisania nowego opowiadania (bo mam nadzieję, że piszesz nowe opowiadanie).
Levi ;)
Szanowna Luano, dlaczego musisz być taką sadystyczną zołzą? My wpadniemy w paranoję i będą nam się śnić dachy i... ekhem. Reszta lepiej niech się nie śni ;-)
OdpowiedzUsuńOn serio powiedział na niego “Stivi“ czy to tylko taka literówka? Awww, zmieniłam stan skupienia na drżącą galaretę =^.^=
Mam madzieję, że Kieran na serio się ogarnął i że Steven przestanie się bać.
Weny i do poniedziałkowej godziny zero ;-)
Lubię być zołzą. :D Tak, serio powiedział do niego Stivi. :)
UsuńCzemu zawsze w najciekawszym momencie, aghhhr
OdpowiedzUsuńMały spam :)
OdpowiedzUsuńChciałabym zaprosić na swojego bloga, który jeszcze nie wiem kiedy ruszy bo jak na razie szukam sobie bety.
W każdym razie miło mi będzie, jeżeli odwiedzisz mojego bloga :)
http://zepsuta-lalka-yaoi.blogspot.com/
Przepraszam za spam :)
Witaj, mam pytanie. Czy dodasz dodatkowo rozdział także 14.02 tak jak to zrobiłaś z historią "Jeden krok do miłości"?
OdpowiedzUsuńNie, nie dam. Powiedziałam na samym początku przy zakładaniu tego bloga lub podczas któregoś opowiadania, że kończą się dodatkowe rozdziały, również te na życzenie, bo każdy chciał nowych notek w urodziny kota, swoje, imieniny i inne takie uroczystości. Także rozdziały są tylko te planowane i nic dodatkowo nie będzie.
UsuńKolejny cichy czytelnik ujawnia się :)
OdpowiedzUsuńZnam twoje opowiadania od dawna. Odnoszę wrażenie, że "Nie powiem dobranoc" jest nieco słabsze od poprzednich pod względem fabularnym, natomiast stylistycznie jest coraz lepiej :) Lubię postać Stevena, jest nieszablonowa, jednak od pierwszego rozdziału było wiadome, że zostaną z Kieranem parą. Bardzo się zdziwię, jeśli jednak tak nie będzie :) Oczywiście najlepsza jest Holly, bezkonkurencyjnie :3
Zastanawiam się, czy skończyłaś już jakieś kolejne opowiadanie, lub jesteś w trakcie pisania? Ponieważ do końca "Nie powiem dobranoc" jest niedaleko, jestem ciekawa, jak długo będziemy musieli czekać na następne :)
Pozdrawiam i życzę weny :3
I jestem w końcu by przeczytać.
OdpowiedzUsuńKochana jesteś naprawdę cudowna że tak wspaniale pokazujesz ich historię.
Aj tamtem Craig to zwyczajny dupek normalnie nakopalabym mu w tyłek ale podoba mi się Marcus.
Szkoda że nie wyszło im ze Stevenem w sumie stworzyliby niezła parę.
I nawet lubię mamę Stevena.
Chociaż ona jedna zachowuje sie normalnie i akceptuje jego orientacje.
Niestety szkoda że nie wszyscy sa tacy jak powinni.
Na szczęście jest jeszcze szansa dla niego i Kierama.
Tymczasem pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
A ja bym chciała, żeby Kieran wyciął jakiś numer Stevenowi.
OdpowiedzUsuńChwilowo Anonimowa
Witam,
OdpowiedzUsuńhhah Holly ma ich po dziurki w nosie, obu, czyżby Kieran w końcu zrozumiał i chce być ze Stevenem, ale już tak naprawdę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
nie wiem czemu ale mam wrażenie że te spotkanie nie wyjdzie. mam nadzieję że się mylę bo ile mogą koło siebie tak krążyć? tak jestem niecierpliwą osobą a Ty nas z tygodnia na tydzień torturujesz coraz bardziej niecierpliwym(?) zakończeniem. mam nadzieję że w końcu się zejdą i wszystko powoli zacznie się układać ^^ mnóstwa weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam skomentowac, to chyba dopiero 2 raz, czytam tw opo na telefonie od samego oneta rzadko jestem zalogowana a jestem trochę leniwa xD tak czy siak fajny rozdział, osobiście wole opowiadania fantasy ale no cóż, jak ty piszesz to nie mam prawa marudzić, mam nadzieje, że wrócisz do fantasy, pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńJak mogę pobrać Twoje opowiadania z chomika?