15 września 2019

Zaufaj mi - Rozdział 3

Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)



Usiedli w fotelach mieszczących się w jednym z ostatnich rzędów. Seans miał się niedługo rozpocząć i jak Ian zdążył zauważyć było dość dużo widzów. Ludzie jeszcze szukali swoich miejsc niosąc ze sobą popcorn i napoje. Oni też mieli tradycyjny zestaw. Każdy swój, chociaż Aaron upierał się, aby zamówili jeden duży pojemnik prażonej kukurydzy. Bradshaw jednak postawił na swoim nie mając zamiaru pozwolić, aby ich ręce dotykały się w chwili, kiedy by równocześnie sięgnęli po przekąskę. Znał takie numery z niejednego filmu. Zawsze zaczynało się od pierwszego dotyku, potem palce pieściły te drugie… Potrząsnął głową odganiając te myśli. Postawił mały kubełek popcornu na kolanach, a napój trzymał w dłoni. Miał nadzieję, że podczas filmu nie będzie słyszał jak ludzie wokół jedzą i siorbią. Z tego też powodu wolał filmy oglądać w domu. W kinie był ze dwa lata temu i wyszedł w połowie seansu, kiedy widzowie zaczęli szeleścić papierkami. Coś takiego go wnerwia. On zawsze w kinie starał się zachowywać cicho.
– Jesteś zamyślony – powiedział Aaron pochylając się nieznacznie w stronę Iana. – Pewnie się zastanawiasz co tu ze mną robisz?
– Sądzisz, że świat kręci się wokół ciebie? – Obrzucił go sceptycznym spojrzeniem. – Wierz mi, mam ciekawsze rzeczy o których mogę myśleć. Ty wydajesz się być najmniej ciekawym obiektem.
Aaron otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Z ulgą powitał ciemność, którą pokryła się cała sala kinowa. Ten chłopak go zaskakiwał. Sądził, że jeżeli dzisiaj się ubierze seksownie to Ian nie oderwie od niego oczu, okazało się jak bardzo się pomylił. Stało się nawet na odwrót, to on nie mógł oderwać oczu od dwudziestotrzylatka siedzącego obok i wpatrującego się w ekran. Coś czuł, że kino to nie był najlepszy pomysł na wyjście.
Miał rację, bo przez następne dwie godziny nie zamienił z Ianem nawet słowa. Co chciał do niego zagadać młody mężczyzna go uciszał. Owszem, może i komedia była świetna, ale Aaron jej nienawidził. Odebrała mu uwagę Bradshawa podczas której by miał szansę go omotać ładnymi słówkami. Chociaż nie, Ian nie był typem osoby, która się na nie nabiera. Zawsze jednak mógłby spróbować. Po filmie chłopak mu ucieknie i jeden wieczór stracony. Mimo że miał jeszcze kilka dni do końca zakładu to i tak każda niewykorzystana minuta oddalała go od wygranej.
Wyszli z kina w ciemną noc, którą i tak nie można tak było nazwać, bo wszędzie były miliony świateł rozświetlając wszystko wokół. Przez co nie było szans zobaczenia gwiazd na niebie, teraz wyglądającym jak czarne tło gdzieś tam hen wysoko.
– To dzięki za zaproszenie. – Ian wsunął dłonie do kieszeni spodni, które i tak były bardzo wąskie. Nie miał co zrobić z rękoma i w ogóle czuł się spięty nie mając pojęcia co dalej.
– Już chcesz uciekać? Wieczór dopiero przed nami, a podobno masz jutro wolną niedzielę.
– Jutro jadę do rodziców. – Zawsze ich w niedzielę odwiedzał. Czy to jechał tam na cały dzień czy dopiero po pracy.
– To jutro, ale…
– Aaron, słuchaj, wracam do domu. Dzięki za kino, film był świetny, ale jeżeli kombinujesz, że zjem z tobą jeszcze kolację ze śniadaniem to nie ze mną takie numery.
– Nie! – krzyknął Daddario zwracając na siebie uwagę innych ludzi. Czuł, że Ian chce się wydostać z jego pułapki i nie znał sposobu, aby go zatrzymać. W ogóle dzisiaj wieczór coś się z nim działo odkąd zobaczył chłopaka. Zapominał języka w gębie. – Nie o to mi chodziło. Po prostu fajnie mi się z tobą spędza czas, a w kinie nie mogliśmy porozmawiać. Jest naprawdę wcześnie.
– Chcę się jeszcze pouczyć. Jestem na matematyce i nie ma tam łatwo. A w poniedziałek mam zajęcia.
– Ja też. To znaczy mam zajęcia. Jestem na zarządzaniu. To może pozwolisz odwieźć się do domu.
Ian zmrużył oczy ukryte za okularami. Aaron wydawał mu się jakiś dziwny… Normalny mógłby rzec. Może naprawdę to co o nim mówili to jedno, a prawda jest zupełnie inna. Nieraz się zdarzało, że ludzie wymyślali o kimś bajeczki. Owszem, nie wątpił, że Daddario lubił flirtować, a w dodatku pewnie z łatwością brał sobie kogoś na jedną noc, ale może to się odbywało za obopólną zgodą. Jedna przygoda i koniec. Może nikomu nie łamał serca.
– Ja pierdolę – warknął Ian pod nosem. Skąd te myśli? Przez nie staje się nierozważny.
– Hm? Przeklinasz, bo chce cię odwieźć? Słuchaj, Ian, czułbym się pewniej gdybym odwiózł cię do domu.
– Pewniej?
– Byłbyś bezpieczniejszy.
– Z tobą? – Zaśmiał się Bradshaw. – Zabawne.
– No przecież grzeczny jestem. Chodź, cudem udało mi się niedaleko zaparkować. Nie każ się namawiać. – Posłał w stronę Iana swój najlepszy, przyjazny uśmiech. Wyciągnął w jego stronę rękę, ale chłopak tylko prychnął nadal trzymając swoje dłonie w kieszeniach. Opuścił rękę. – Dobra, to nie będziemy się trzymać za rączki jak zakochani, ale chodź. Dla mnie to nie kłopot, a nie będziesz tłukł się metrem. No i pogadamy.
Ian wzruszył ramionami. Nie zaszkodzi mu, że się na to zgodzi. Na pewno mu niczego nie ubędzie, a musiał przed samym sobą przyznać, że tak naprawdę nie chciał wracać do domu. Nie tak szybko. Alisha miała rację. On chciał tego spotkania. Nie było innego wytłumaczenia. Niestety, też właśnie przez to bał się siebie. Wolał odsunąć na bok dwuletnie zadurzenie w obok idącym facecie. Wysokim, seksownym i ciemnowłosym zniewalającym mężczyźnie, który może mu zmiażdżyć serce. Jak miał uwierzyć, że zainteresowanie Aarona jest prawdziwe? Jak miał uwierzyć, że wchodzenie w jego siła nie skończy się źle?
Stanęli przy srebrnym Fordzie Mustangu. Ian wiele razy widział Aarona w tym samochodzie, więc z łatwością rozpoznał pojazd.
– Wsiadaj – powiedział Daddario wyłączając alarm i otwierając chłopakowi drzwi pasażera. Sam obszedł auto uradowany, że to nie koniec wieczoru. Zyska może z dodatkową godzinę do zdobycia serca i ciała Iana. Najpóźniej w czwartek za dwa tygodnie będzie musiał go zaciągnąć do łóżka i zrobi to z rozkoszą. Ian był seksowny i do tego doskonale pachniał. Nie miał pojęcia czym ten chłopak się spryskuje, ale zapach go zniewalał. Już w kinie miał ochotę go obwąchać, ale się powstrzymał. Nie był przecież psem.
Ian usiadł na siedzeniu, dość wygodnym jak stwierdził, i zamknął drzwi. Chwycił za pas, aby go zapiąć. Po chwili Aaron pojawił się obok.
– To podaj adres pod który mam cię odwieźć. – Włączył radio z którego zaczął płynąć jakiś skoczny utwór, który idealnie dobry by był do biegania. Przy takich człowiek nie zasypia, a wręcz ma ochotę działać. Zaczął wystukiwać jego rytm na kierownicy.
Ian przez chwilę zagapił się na niego, takiego faktycznie innego, jakby będącego sobą. Kiedy Aaron chciał ponowić pytanie ich oczy się spotkały. Bradshaw utrzymał to spojrzenie pokonując ochotę, aby uciec. Powiedział starszemu o rok chłopakowi dokąd ma jechać. Dopiero później oderwał od niego oczy i skierował je na przednią szybę.
Przez chwilę w czasie drogi panowała pomiędzy nimi cisza. Ian odezwał się pierwszy zadając pytanie które go nurtowało.
– Powiedz mi prawdę. Dlaczego tak nagle to wszystko?
– Co? Masz na myśli, że się z tobą umówiłem…
– Dokładnie to.
– Przecież już mówiłem. – Włączył kierunkowskaz w prawo. – Od dawna mi się podobasz, ale dopiero spotkanie w barze dało mu kopa do tego, aby ciebie poznać.
– Ktoś taki miał problem, aby wcześniej do mnie podejść? Nie wierzę.
– Ian, uwierz. Ja naprawdę w głębi siebie jestem nieśmiały i jeżeli ktoś mi się bardzo podoba, kogoś polubię, to mam problem ze zbliżeniem się do tej osoby. – Kłamca, krzyczał jakiś głos będąc podobnym do głosu Joela. – Przykro mi, że wierzysz we wszystko co o mnie mówią.
– Nie wiem w co mam wierzyć. – Spojrzał na Aarona. – W każdych plotkach jest deko prawdy.
– Dobra, jestem podrywaczem, ale to niewinne zabawy. Naprawdę poważnie podchodzę do kogoś kto wydaje mi się wyjątkowy i ty taki jesteś. Czuję się przy tobie… Inaczej. – Co było prawdą, bo tak naprawdę nie miał pojęcia jakie sztuczki zastosować, by Ian mu uległ. Zerknął na wpatrującego się w niego Bradshawa, a potem znów skupił się na drodze. Zazwyczaj jeździł szybko, ale dzisiaj wolał bardziej uważać. Wiózł przecież swoją ofiarę.
– Wiesz jaki wydajesz mi się być? – zapytał po kilku minutach Ian.
– Jaki?
– Jesteś takim pięknym pająkiem, który rozprzestrzenia wokół swoją sieć i czeka na ofiary, które niczego się nie spodziewając wpadają w twoją pajęczynę. Potem ty atakujesz, a one nie mogę uciec.
– Podoba mi się to porównanie. To co, od dzisiaj mówisz do mnie pajączku? – Roześmiał się, a po chwili Ian do niego dołączył. – Zaufaj mi, Ian. Nie jestem taki. Z mojej sieci można uciec – dodał w formie żartu. Nie chciał jednak, aby chłopak siedzący obok uciekł. Musi wejść w tę pajęczynę głębiej. W sam środek. Oplątać się nią, uwierzyć, że to bezpieczne. – Spotkamy się jutro?
– Mówiłem, że jutro spędzam dzień z rodzicami. O zatrzymaj się tutaj. Mieszkam niedaleko.
– Nie powiesz w której kamienicy? – Zjechał na bok i zaparkował. Odpiął pas.
– Nie. Jeżeli tak bardzo ci zależy to mnie znajdziesz. Nie będę ci niczego ułatwiać. – Odpiął pas i już miał otworzyć drzwi, kiedy jego dłoń została schwytana w drugą, większą, gorącą i bardzo męską. Aż go ciarki przeszły, gdy sobie wyobraził jak ta dłoń dotyka jego ciała.
– Nie uciekaj, proszę. – Wychylił się bardziej w stronę Iana. Wyciągnął rękę i odgarnął mu z czoła kosmyk, który już wcześniej kusił go, by to zrobić. Poza tym musiał zacząć działać. Czas płynął.
– Myślę, że lepiej pójdę…
– Chyba za dużo myślisz, a nie pozwalasz sobie działać. – Położył dłoń na karku Iana i przyciągnął jego głowę w swoją stronę. Jeszcze bardziej się nachylił. Ich twarze znalazły się blisko siebie. – Pozwól mi się pocałować.
Bradshaw pragnął stąd uciec, lecz jakaś siła go trzymała. Mógł odepchnąć mężczyznę i wyjść, ale siedział jak zmumifikowany i tylko jego serce opętało szaleństwo. To się nie mogło dziać. Aaron Daddario nie był dla niego. Mimo tych myśli zadrżał, kiedy ciepłe wargi studenta dotknęły jego ust. Były miękkie, słodkie, soczyste, takie jakie sobie czasami wyobrażał w chwilach słabości. Naprawdę chciał nie oddać tego pocałunku, ale nie wiedzieć kiedy położył dłoń na policzku Aarona przechylając lekko głowę. Czuł pod palcami wykluwający się zarost. Złączył ich usta wsysając dolną wagę mężczyzny pomiędzy swoje. Daddario naparł mocniej na jego usta. Ian rozchylił wargi pozwalając by język Aarona otarł się o jego język. Ręce zarzucił na jego szyję przysuwając się bliżej. Wszystko w nim walczyło, by na nic nie pozwalał, by nie ulegał, by go odtrącił, ale pragnienia wygrywały i ten jeden, jedyny raz pozwolił im dojść do głosu. Bo przecież Aaron doskonale całował, namiętnie, żarliwie, wprawnie. Czuł jego dłonie na sobie. Jedna wplotła się w jego włosy, na co Ian zamruczał, a druga przesunęła się wzdłuż uda w górę, kierując się ku wewnętrznej stronie. I mimo że język czynił cuda bawiąc się z drugim językiem, a wargi tarły o siebie wciąż głodne, ta dłoń otrzeźwiła Bradshawa na tyle, że zdążył ją chwycić zanim posunęła się za daleko.
– Nie. – Odsunął się od namiętnych ust i wyprostował. – To tylko pocałunek. Niczego więcej nie dostaniesz. – Wciąż wirowało Ianowi w głowie, ale zdołał wysiąść z samochodu. Zrobił to tak szybko, że Aaron nie miałby szansy go zatrzymać. Skierował się w stronę stojących w szeregu typowych dla Nowego Jorku kamienic.
Tymczasem dwudziestoczterolatek przymknął oczy i uśmiechnął się do siebie.
– Dostanę więcej – szepnął – czułem jak reagowałeś. Będziesz mój szybciej niż myślałem.
Nie mając pojęcia jakie myśli krążą po głowie Daddario Ian wkroczył do swojego mieszkania i zamknąwszy drzwi oparł się o nie czując jak nogi robią mu się niczym z waty. Odetchnął kilka razy głęboko. Położył palce na ustach, które wciąż czuły pocałunek tego mężczyzny. Niech go cholera, ale powtórzyłby to.
Na tyle zdał się jego rozum i zasady, którymi starał się kierować, szczególnie przez ostatnie godziny.

*

Niedziela powitała cały Nowy Jork pięknym słońcem, które jeszcze początkiem września mocno przygrzewało. Dlatego Ian w odwiedziny do rodziców ubrał się na letnio. Dobrze się czuł w taką pogodę. Zresztą on był typem człowieka, który na pogodę nie narzekał. Przyjmował ją zawsze taką jaką była. Nie on nią sterował, więc niczego zmienić nie mógł.
Autobusem dojechał na przedmieścia. Podróż przebiegła jak dla niego za szybko. Dzisiaj miał taki dzień, że nie śpieszyło mu się do domu rodzinnego. Dobrze się w nim czuł, ale po tym co wczoraj zaszło pomiędzy nim a Aaronem nadal nie doszedł do siebie. Wciąż w to nie wierzył i był na siebie za to zły. Oddał pocałunek. To, że w ogóle na niego pozwolił i to temu od kogo wszystko wołało, aby trzymać się z daleka. Rano ledwie się zwlekł z łóżka. Kawa mu jakoś pomogła, ale to nie było zwyczajne zmęczenie. Czuł się przygnębiony, rozdarty i nie potrafił się na niczym skupić. Pomimo tego nie mógł zrezygnować z odwiedzin u rodziców. Zawsze czekali na jego przyjazd. Odkąd się wyprowadził i żył na własny rachunek, bardzo martwili się o niego. Kochał ich. Byli to wspaniali ludzie. Nie byli bogaci w dobra materialne, ale w serce, które mieli dla wszystkich.
W wieku piętnastu lat powiedział im, że jest gejem. Bał się tego. Umierał ze strachu co dalej będzie, a oni przytulili go i powiedzieli, że nadal jest ich synem, kochają go takiego jaki jest. Rozpłakał się wtedy z ulgi i z tego, że przez moment stracił w nich wiarę. Od tego czasu minęło siedem lat. Miał już inne problemy, dużo się w jego życiu zmieniło, ale rodzice pozostali tacy sami, pomimo że czas wyrył zmarszczki na ich twarzach. Mama jednak nadal była energiczną kobietą, pracowała, a tata mimo że zdrowie nie zawsze mu dopisywało nadal żył pełnią życia.
Stanął przed domem w którym się wychował. Niewielki, jednorodzinny budynek z zadbanym trawnikiem i bluszczem pnącym się po ścianach, może nie był najpiękniejszy w okolicy, ale mieszkali w nim ludzie których kochał. Na podjeździe stał samochód którym wczoraj Aisha podwiozła go pod kino. Należał go jego taty, ale to kuzynka najczęściej z niego korzystała.
Drzwi otworzyły się i wyszła z nich kobieta o ciemnych, półdługich włosach przetykanych pasemkami siwizny. Pięćdziesięciolatka z szerokim uśmiechem uściskała swojego młodszego syna.
– Chodź do środka. Niedługo ma przyjechać Stefano z rodzicami i twój brat z narzeczoną.
– Mamo, nie powiedziałaś mi, że to jakaś rodzinna uroczystość. – Wszedł za nią do skromnie urządzonego przedpokoju.
– Miałam ochotę ten dzień spędzić z całą naszą rodziną. Zrobimy barbecue, jak dawniej. Babcia z dziadkiem też mają przyjechać. Stefano ich przywiezie. Żałuję, że mama twojego taty tak daleko mieszka. Musimy do niej kiedyś pojechać. Chociaż dzień jazdy to mi się już na moje lata nie uśmiecha.
– Masz dopiero pięćdziesiątkę. – Ucałował ją w skroń. – Nadal jesteś młoda.
– A ty sypiesz komplementami. No chodź do kuchni, zrobię ci coś do picia. Ranek, a gorąco dzisiaj. Opowiesz mi co tam u ciebie.
– Przez tydzień niewiele się zmieniło. – Ruszył z mamą do jasnej, przestronnej kuchni, w której wszystko miało swoje miejsce. Nawet warzywa ustawione w koszykach na blacie i owoce zawsze obecne w ich domu. Mógł się założyć, że dzisiaj wszystkie znikną.
– W ciągu dnia może się wiele zmienić.
– Cześć, Aisha – przywitał się z kuzynką obierającą pomarańczę, dzięki czemu w całej kuchni pachniało tym owocem. Rozdzwoniła się też komórka mamy.
– Hej. Jak tam wczoraj? – zapytała szeptem, kiedy jej ciocia poszła odebrać telefon.
– Zależy jak na to spojrzeć. – Porwał jedną cząstkę owocu.
– Chcesz pogadać?
– Nie ma o czym. Wolę dzisiaj o tym nie myśleć. Rodzinne spotkanie przed nami, zapowiada się cudowny dzień.
– Prawda? – Marcia dołączyła do syna i bratanicy. – Dzwonił Stefano już wyjechali, czyli będą tutaj za godzinę. Synku, wiesz co mnie zastanawia? – Oparła ręce na biodrach.
– Aż boję się pytać. – Nalał sobie do szklanki soku pomarańczowego.
– Kiedy w końcu na takie spotkanie zaprosisz jakiegoś miłego chłopca? Czy ja się kiedyś doczekam twojego ślubu?
To były pytania od których za każdym razem nie mógł się uwolnić. Uśmiechnął się tylko do matki i ze szklanką soku wyszedł przez drzwi kuchenne do niewielkiego ogródka, w którym znajdował się grill, stolik i kilka krzeseł. Nie licząc oczywiście dającego cień wielkiego drzewa.
– Hej, tatku.
– O przyjechałeś już. To dobrze, pomożesz mi z tym grillem. Trzeba go przesunąć, bo tutaj to dyn zaraz do domu by leciał. A ty uciekłeś od mamy, co? Widzę to po twojej minie.
Ian skinął głową, ale ojciec tego nie mógł dostrzec, bo był zajęty, więc powiedział:
– Ona jak zwykle chce bawić się w swatkę. Szczególnie dla mnie. Dobrze, że żadna z jej koleżanek nie ma syna geja, bo by mnie na randki w ciemno umawiała. Zastanawiam czy jeszcze jakiś gej ma taką mamę jak moja. Mamę, która oczekuje, że zobaczy go na ślubnym kobiercu. – Pomógł tacie przestawić grilla. Ten lekki nie był, ale we dwóch dali sobie radę. – Chyba nie będziemy tego już teraz uruchamiać.
– Nie, dopiero po południu. Tak, aby obiad zjeść. Steki już mamy gotowe.
Z domu zaczęły dochodzić jakieś odgłosy, a po chwili mama Iana wychyliła się przed okno i zawołała:
– James, Ian chodźcie. Brent i Dana przyjechali.
Ian uśmiechnął się na wieści, że jego brat jest tutaj. Zawsze się dobrze dogadywali. Brent był od niego starszy o trzy lata i niedługo miał się żenić. Ostatnio mieli ze sobą mniejszy kontakt i bardzo tego żałował. Zanim jednak wszedł do domu odezwała się jego komórka. Przeprosił rodziców i powiedział, że za chwilę przyjdzie. Cofnął się o kilka kroków i wyjął telefon z kieszeni. Od razu pożałował, że wymienił się wczoraj numerami telefonów z Aaronem. Bo to jego imię zobaczył na ekranie, zawahał się zanim otworzył wiadomość, która nadeszła. Po przeczytaniu przymknął powieki i znów wrócił wczorajszy wieczór. Gorący pocałunek, po którym przez pół nocy nie mógł dojść do siebie. Jeszcze raz przeczytał wiadomość:
Spotkamy się dzisiaj? Zależy mi na tym. Nie mogę przestać myśleć o wczoraj. Szczególnie o tym jak pozwoliłeś mi się pocałować. Moje serce wciąż na samą myśl mocniej bije.
– I powiedziałby kto, że myślisz sercem? – Miał zignorować wiadomość, ale coś go podkusiło i napisał:
A co? Tęsknisz?
Nie czekał długo na odpowiedź, bo ta nadeszła już po chwili:
Bardzo. To jak, spotkamy się?
Nie dzisiaj, Aaron. Jestem w domu z rodziną i zostanę tu do nocy.
Cios w moje serce. W takim razie do zobaczenia jutro na uczelni.
Na tę wiadomość nie odpisał. Wolałby jutro go nie widzieć. Już nigdy więcej. Na tę myśl ta jego druga część, która nie potrafiła przestać myśleć o Aaronie Daddario zaprotestowała. Na szczęście nie miał czasu by się nad tym wszystkim zastanawiać. Jutro miało nadejść dopiero za kilkadziesiąt godzin. Teraz było dzisiaj i jego rodzina. To z tymi ludźmi zamierzał spędzić kilka najbliższych godzin.

9 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza? Poważnie xp
    Rety fantastycznie czyta się rozdział. Muszę przyznać, że rozwój wydarzeń robi się coraz ciekawszy.
    W końcu nie wiadomo jak potoczy się ich historia.
    Aaron i Ian mają różne charaktery przez co są bardzo nieprzewidywalni ;)
    Tak, ta historia zdecydowanie wciąga.
    Będę czekać na kolejną część.
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne jest to opowiadanie��

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej niestety nie mogę wejść na stronę bucketbook, czy wiadomo kiedy usterka zostanie naprawiona? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bukcetbook ma awarię i niestety nie wiem kiedy wszystko będzie naprawione. :/

      Usuń
    2. Czy w takim razie jest szansa że promocja na książki będzie przedłużona? :)

      Usuń
    3. Bucketbook już działa bez problemów, a co do promocji to ona była tylko do 15 września, także nie ma to nic wspólnego z awarią sklepu. :)

      Usuń
  4. Nie przypuszczałam, że Ian tak szybko da się pocałować Aaronowi, ale jak to mówią, czsami uczucie odbiera człowiekowi rozum tym bardziej, iż Aaron naprawdę potrafi pięknie czarować.
    Porównanie Aarona do pająka było cudowne, ciekawe czy nasi bohaterowie będą o tym pamiętać?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, niech Ian tak łatwo nie poddaje się Aronowi... jest w nim zakochany, a to może przenieść dla niego ból bo jak na razie ten myśli tylko o zakładzie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, och niech Ian tak łatwo się nie poddaje Aronowi... jest w nim zakochany, a to może przynieść dla niego ból bo jak na razie to Arron myśli tylko o zakładzie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)