24 lutego 2019

Powrót do Limare - Rozdział 5

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)



Obiadową porą Amare pękało w szwach. Dwie kelnerki uwijały się zbierając zamówienia oraz roznosząc posiłki. W kuchni panował ruch. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie ma tu ani ładu ani składu, ale gdyby przyjrzeć się bliżej, dostrzegało się znakomity porządek, jaki panował wśród pracowników. Każdy doskonale wiedział jakie jest jego zadanie i tym się zajmował. Paolo panował nad swoim zespołem, mimo lekkiego zdenerwowania, ale tak było zawsze kiedy po raz pierwszy zostawało wydawane danie główne, stworzone według jego własnego przepisu. Dzisiaj było to cannelloni w wersji mięsnej i wegetariańskiej. Długo pracował nad tymi przepisami i nad sosem do nich. Denerwował się tym bardziej, bo nie było go przez tydzień i nie miał szansy niczego dopracować. Przyjaciele, którzy przed jego wyjazdem próbowali próbnego dania zapewniali go, że wszystko jest bardzo smaczne. Ale dopóki nie pozna zdania klientów, nie pozbędzie się stresu. Klienci byli najważniejsi, a on chciał w Amare podawać wyśmienite posiłki. Szczególnie, że powoli bistro przekształcało się w niewielką restaurację, a wszystko dzięki doskonałemu zarządzaniu Domenico. Spełniało się marzenie jego babci, a zarazem lokal nie tracił swojego pełnego ciepła klimatu. Dlatego dzisiaj w Amare pojawił się wcześniej, by wszystko zapiąć na ostatni guzik.
– Szefie, smakuje im – powiedziała Camilla, wtykając głowę we wnękę, przy której wydawano posiłki. Dziewczyna była koleżanką Giovanny, którą zatrudnili tylko na chwilę, a z czasem została na dłużej i pół roku temu Paolo podpisał z nią stałą umowę o pracę.
– Świetnie, ale sukces będzie kiedy poproszą o dokładkę – rzekł DiCarlo.
– No właśnie proszą. – Kelnerka uniosła kciuk do góry. – Także poproszę trzy porcje canneloni według wersji naszego szefa.
Paolo mógł odetchnąć. Tak, to był sukces. Zadowolony z posiłku klient wróci ponownie.

*

Domenico po rozmowie z nową księgową, wyszedł z gabinetu. Udał się na dwór, bo jego brat miał niedługo przyjechać. Na zewnątrz wszystkie osiem stolików było zajętych, a przy jednym z nich spożywała posiłek Gianna z Orsolą, córką jednego z kucharzy. Dziewczynki zaprzyjaźniły się i często spędzały ze sobą czas. Obie śmiały się z czegoś, co oglądały na telefonie.
Nastolatki zajmowały stolik pod tym starym drzewem, na którego pniu wciąż wisiało lusterko. Od starszej rocznikiem, ale wciąż młodej duchowo klientki, poznał już prawie zapomnianą legendę. Podobno w dawnych latach, kiedy babcia Paolo była młodą dziewczyną, zostawił je bogaty przyjezdny. Bardzo się śpieszył i nie mając się przy czym ogolić, wbił gwoździa w pień, wtedy jeszcze młodego drzewa i zawiesił na nim lusterko, po czym wykonał toaletę na dworze. Zapomniał o nim podczas ucieczki przed wściekłym ojcem dziewczyny, która z nim umknęła z miasta. Słuch po nich zaginął, a lusterka przez długie dziesięciolecia nikt nie zdjął. Było ono świadkiem tego jak zmienia się świat oraz ludzie, w każdą pogodę trwało niczym strażnik.
Salieri podszedł do przybranej córki, którą chciałby adoptować, ale podobno nie miał do tego prawa. Nie był mężem jej taty.
– O, papa – zwróciła się do niego Gianna. Zaczęła go tak nazywać, a on nie mógł uwierzyć, że z taką łatwością go zaakceptowała. – Zobacz ten filmik. – Uniosła telefon i puściła film od początku. – Szalone psy, prawda? Słodkie są. O, ten myśli, że uda mu się przejść przez szybę w drzwiach. Zaraz zobaczysz jak taki śliczny szczeniak koziołka wywija goniąc kota. O, widzisz. – Zaśmiała się. – Moglibyśmy mieć psa, papo? – Spojrzała na niego błagalnie.
– Musimy o tym porozmawiać z tatą – wymigał się od odpowiedzi. Nie chciał jej niczego obiecywać, bo nie znał zdania Paolo w tej sprawie. Sam też nie był pewny, czy by tego chciał, bo kto niby opiekowałby się zwierzakiem, kiedy oni spędzaliby cały dzień w pracy, a Gianna w szkole. Aczkolwiek kiedy był dzieckiem chciał psa, kota, szczura, najlepiej cały zwierzyniec, ale rodzice bardzo nie znosili zwierząt i kategorycznie zabronili synom jakieś mieć. Nawet nie mógł pozwolić sobie na chomika. Niby dobrze, jeżeli dzieci wychowują się w domu, w którym są zwierzęta.
– Dobrze, papo, tak zrobimy. Porozmawiamy z tatą. Jeszcze dzisiaj, bo suczka Orsoli ma cudne szczeniaki. Można już je zabrać od matki. A może przywieziemy wieczorem jednego i przekupimy tatę. Jak spojrzy w te małe, cudniaste oczątka, to ulegnie – powiedziała zdrabniając słowa pewna siebie trzynastolatka.
– Lepiej najpierw z nim porozmawiać.
– Nie, to go nie przekona. Tata jest uparty. Prababcia opowiadała mi, że jak był w moim wieku miał psa. Bardzo go kochał, ale ten umarł ze starości i od tamtej pory tatko nie chciał żadnego w domu. Szczeniak zmiękczy mu serce. A za jakiś czas, gdy mały podrośnie pojedziemy do schroniska i jakiegoś zaadoptujemy.
– Wygląda na to, że już ułożyłaś plan. Postawimy twojego tatę przed faktem dokonanym.
– Czasami tak trzeba, papo – odparła, a jej nieśmiała przyjaciółka przytaknęła.
– Zobaczymy co da się zrobić. Zostawiam was, zjedzcie spokojnie obiad.
Jak tylko odszedł od nich usłyszał znajomy ryk silnika, a po chwili na pobliski parking, który miał jedno jedyne wolne miejsce, wjechało granatowe Maserati jego brata, za którego kierownicą siedział Ivo. Domenico uniósł brwi na ten niespodziewany widok. Jeszcze większa niespodzianka spotkała go w chwili, kiedy Fabiano i barista wysiedli z samochodu kłócąc się i nie zwracając na nikogo uwagi. Podszedł do nich.
– Jesteś pacanem, jeżeli sądzisz, że mój brat jest winny. Po cholerę tutaj przyjechałeś? – Usłyszał Domenico. Stanął obok nich, ale oni jakby go nie widzieli.
– Przyjechałem odpocząć, a nie go bronić. I przymkniesz się w końcu? Zamknąłeś japę tylko wtedy, kiedy spałem – odparł Fabiano, a jego brat zdziwił się, że ten nie panuje nad sobą tak jak zawsze to robił.
– To na następny raz musisz spać całą drogę – warknął Ivo.
– Jaki następny raz? Nie będzie następnego razu.
– Czyżby? Jeszcze zobaczymy. – Rzucił kluczyki prawnikowi. – Dzięki za przejażdżkę.
– Kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo. – Domenico postanowił im przerwać, bo robili przedstawienie. Wsunął ręce do kieszeni szarych spodni. – Co z człowieka może zrobić jedna podróż. – Zaśmiał się i zakołysał na piętach. Zaraz jednak przestał robić obie te rzeczy, kiedy jak jeden mąż spiorunowali go wzrokiem. Uniósł ręce. – Poddaję się. Nie krzywdźcie mnie. Jestem jeszcze młody, życie przede mną – zażartował. – Jak minęła wam podróż? – Uśmiechnął się najsłodziej jak umiał.
– Drugi pacan. – Ivo przewrócił oczami poirytowany tym, że Fabiano powiedział mu, że nie wierzy w niewinność Nino i nie zamierza nic zrobić w sprawie, o którą oskarżany jest mężczyzna. Dodał jeszcze, że starszy Moretti powinien znaleźć się za kratkami oskarżony o próbę zabójstwa brata.
– Cześć, Ivo. – Gianna podbiegła do baristy. – Żółwik? – Wyciągnęła rękę, aby wykonać popularny gest na powitanie.
– Hej, jak tam? – zapytał, kiedy dotknął pięścią jej.
– Dobrze. Będziemy namawiać tatę na szczeniaka.
– Super, powodzenia.
– Dzięki, przyda się. – Swoją uwagę skierowała na Fabiano. – O, pamiętam cię. Przychodziłeś z tatą do domu opieki, w którym byłam. Potem widziałam cię w sądzie, ale najbardziej znam cię ze zdjęć. Jesteś bratem papy. Mogę nazywać cię wujkiem?
Tym pytaniem rozładowała wszelkie napięcie. Fabiano nie miał pojęcia jak się zachować, za to Ivo zaczął się śmiać.
– Wujek, wujaszek. Pasuje do ciebie – zwrócił się do prawnika. – Ładnie. Idę coś zjeść.
– Nie zabierasz bagażu? – zapytał Fabiano.
– Po co? – Moretti oparł dłonie na biodrach. – Przecież odwieziesz mnie do domu. Zobaczysz gdzie teraz mieszkam, mecenasie.
Salieri zazgrzytał zębami na to zagranie. Miał wielką ochotę coś mu odpowiedzieć, ale w końcu dostrzegł wgapiających się w nich ludzi i znowu przybrał na siebie jedną ze swoich masek. Jego silne emocje zdradzały jedynie oczy. Pozbyły się zwyczajnego lodu i pałały teraz ogniem gniewu. Patrzyły wściekle na Ivo, który patrzył na niego, a pomiędzy nimi rozgrywała się walka bez słów.
– Nie zajmę się sprawą twojego brata.
– Przekonamy się o tym.
Domenico patrzył to na jednego, to na drugiego i sam nie był pewny, czy dobrą decyzją było to, że ci dwaj znaleźli się blisko siebie. Z drugiej strony przetrwali razem dwa dni, nie pozabijali się jeszcze, to może ta krótka wojna szybko minie. Na pewno nie zamierzał się jej dłużej przyglądać. Klasnął w dłonie zwracając na siebie uwagę.
– Dobra, weźcie rozejm. Zabieram was na obiad, a potem pogadamy.
Popchnął ich obu w stronę wejścia do Amare. W środku powinny być już wolne niektóre stoliki, więc gdzieś usiądą. Tymczasem zadowolona z nowego wujka Gianna wróciła do przyjaciółki, by opowiedzieć jej o prawniku, dzięki któremu trafiła pod opiekę do taty.

*

Ivo jak tylko wszedł do wnętrza lokalu, od razu spojrzał w stronę swojego stanowiska pracy. Przy nowym ekspresie zakupionym ponad dwa miesiące temu stała Giovanna. Po chwili maszyna zasyczała i buchnęła parą, co doprowadziło do pisku kobiety, która odskoczyła.
– Źle to robisz – powiedział, kiedy do niej podszedł.
– On mnie nie lubi. Prycha, syczy i mówi nie. Jak faceci. Jak dobrze, że już jesteś. – Szybko objęła baristę patrząc na maszynę do kawy, jakby ta była potworem. – Tęskniłam.
– Ja też tęskniłem, ale powiedz co trzeba zrobić, a przygotuję to.
– Mój drogi, ratujesz mi życie. Nie umiem tego obsługiwać. Tyle tu pokręteł, przycisków i tych rączek do przesuwania.
– Masz na myśli wajchy?
– Zwał jak zwał. Mogłam cię zastępować przy starym ekspresie, ale nie przy tym. Poza tym muszę obsługiwać stoliki.
– Dlatego potrzebujemy kogoś do przyuczenia – powiedział Ivo – aby mnie zastępował, kiedy wezmę urlop lub nie będę mógł przyjść. Moglibyśmy pracować na zmiany w przyszłości.
– Paolo coś o tym wspominał, ale chce, abyś ty się tym zajął.
– Mhm. Popytam, może ktoś się znajdzie. Ale dobra, mów w końcu jakie kawy zostały zamówione. Zrobię je i idę jeść. – Popatrzył w stronę stolika, przy którym na razie siedział sam Fabiano, bo Domenico miał iść do kuchni powiedzieć Paolo, że już przyjechali i zamówić jedzenie.
– Fajnie, że już jesteś i to z nim. Co do kaw to dwa razy caffe macchiato, raz zwykłe espresso i marocchino. Tego ostatniego to bym nawet nie umiała zrobić.
– To proste. Marocchino to przepyszna mieszkanka stawiającego na nogi espresso i wykwintnego deseru. Potrzebujesz do tego obowiązkowo przeźroczystej szklanki, aby kolejne warstwy poszczególnych składników były dobrze widoczne. Na jedną porcję potrzebne jest espresso, kilka kostek gorzkiej czekolady… – przerwał, bo zauważył, że Giovanna mu się przygląda. – Co się tak patrzysz?
– Jesteś w swoim żywiole. Dobrze, że wróciłeś. Jak powiedziałam ja w życiu nie przygotowałabym tego czegoś. Nie byłabym baristką. – Zaśmiała się. – Wracam do klientów. Nowa kelnerka też by się przydała lub kelner.
– Pogadamy o tym z właścicielami – rzekł do niej, zabierając się za przygotowanie kaw. Nie lubił żadnego rodzaju, ale kochał je robić i ich zapach oraz chwile, kiedy je ozdabiał.
Fabiano odwrócił spojrzenie od baristy, by napotkać to należące do brata, który przysiadł się do stolika, a on nawet nie zauważył kiedy.
– Nie pytaj – zastrzegł prawnik.
– Nie zamierzałem o nic pytać. Ivo to dobry i porządny chłopak. Bardzo się zmienił w ciągu tego roku. Na parkingu wyglądaliście tak, jakbyście mieli się na siebie rzucić. Nie wnikam w jakim celu. – Pochylił się opierając łokcie na stole, a dłonie składając w piramidkę.
– Chłopak działa mi na nerwy. Przy nim tracę nad sobą kontrolę, czego nienawidzę.
– Pozwól, że jednak zadam ci pytanie, Fabiano. Zawsze i wszędzie musisz siebie kontrolować? Nie możesz czasami odpuścić?
– Wtedy nie byłbym sobą. – Odchylił się na oparcie i założył nogę na nogę. Zdjął okulary nerwowym ruchem i założył.
– Nieprawda. Byłbyś sobą. Czasami trzeba odpuścić. Wierz mi.
– Dlaczego go do mnie przysłałeś? – Fabiano zmienił temat.
– Pierwszy plan był taki, aby cię tu przywiózł. Najwyższy czas, żebyś odwiedził brata. Nie widzieliśmy się rok chłopie. To chyba trochę za długo.
Prawnik kiwnął głową. Wiele razy chciał wrócić do Limare, ale nigdy się jakoś na to nie złożyło.
– Drugi plan był taki, żebym bronił Nino Morettiego. Ten facet ma dużo na sumieniu. Moim zdaniem może być winny.
– „Może być” powiedziałeś – rzekł Domenico. – Zapomniałeś o tym jak mi ciągle powtarzałeś, że każdy jest niewinny, dopóki się tej winy nie udowodni.
– Ale, Domenico, podobno dowody świadczą przeciw Nino.
– Sęk w tym, że nie mają dowodów. – Przy stoliku pojawił się Ivo z dwiema kawami. Ulubione espresso Fabiano postawił przed nim, a przed Domenico latte. Dla siebie zamówił u Camilli zieloną herbatę. – Inaczej mój brat siedziałby w areszcie – dodał zajmując krzesło.
– Nie prowadzę spraw kryminalnych – przypomniał Fabiano, który czuł, że powoli zaczyna ponosić klęskę. Jeżeli tak się stanie, nie będzie szans by uwolnić się od Morettiego.
– Vittorio się tym zajmuje – odezwał się młodszy z Salierich. – Znalazłby chyba czas, aby tu przyjechać.
Ivo podziękował Camilli za herbatę, ale zanim się napił powiedział do Fabiano:
– Czyli znasz ludzi, którzy mogą pomóc mojemu bratu. Poza tym, sam możesz zacząć działać.
– Zginął diler. Sprawa dotyczy handlarzy narkotykami. Sądzicie, że to pójdzie tak łatwo? – warknął prawnik. – Kilka dni i gotowe? Nawet jeżeli ja znam ludzi, którzy znają innych ludzi, a ci mogą się czegoś dowiedzieć, to nie będzie to chwila. Sprawa może potrwać miesiącami. Vittorio teraz broni ważnego klienta, który też jest niewinny. Naprawdę niewinny. Nie może sobie pozwolić, aby tu przyjechać na tak długo. Co z kancelarią? On jest mi tam potrzebny. – Spojrzał na Ivo i zapytał: – Co zrobisz kiedy okaże się, że twój brat jest winien tego, o co jest podejrzany?
– Pójdzie do więzienia, a ja będę spokojny, bo zrobiłem wszystko, aby mu pomóc. Co jeżeli jest jednak niewinny? Pomożesz czy od razu go skreślisz? A podobno taki dobry z ciebie samarytanin. Boisz się pomóc w tej sprawie, bo jest kryminalna? – Pochylił się nieznacznie w stronę prawnika i patrząc na niego uważnie, jakby starał się wypalić w nim dziurę zapytał: – A może boisz się zupełnie czegoś innego?
Fabiano zmrużył oczy i zacisnął zęby tak mocno, że mógłby je sobie połamać. Nie zamierzał odpowiadać na pytanie, w którym było tak wiele prawdy. Tak, bał się czegoś innego. Pragnień, które nie powinny mieć miejsca. Pożądanie niszczy. Ileż to państw w przeszłości upadło, bo ktoś pożądał nie tej osoby. Nie podobało mu się to wszystko.
– Nie musisz odpowiadać. Wiem już wszystko – powiedział Ivo z nutą triumfu w oczach, która bardzo przeraziła prawnika.
Domenico przyglądał im się nic nie mówiąc. Ponownie zachowywali się tak, jakby byli tylko oni sami. Coś się pomiędzy nimi działo. Wiedział, że Moretti kocha jego brata, ale nie sądził, aby jakiekolwiek uczucia zostały odwzajemnione. Fabiano nie był gejem, ale jak tak na niego patrzył, to nie dałby sobie za to ręki uciąć. Coś w nim wyczuwał i chętnie oddałby go Ivo. To naprawdę dobry chłopak, pomyślał. Może brat był biseksualny, ale się ukrywał. Nawet przed nim, co go smuciło. Fabiano był niczym zamknięta księga. Nie wszystko o nim wiedział. Nie znał jego tajemnic, jak choćby tej, kiedy Fabiano zniknął na kilka tygodni mając osiemnaście lat. Nie miał z nim wtedy żadnego kontaktu, a rodzice powiedzieli tylko, że brat wyjechał na jakąś międzynarodową wymianę uczniów. Nie uwierzył im, bo wtedy w ich szkole żadna wymiana nie miała miejsca. Tej zagadki nie rozwiązał przez lata. Pamiętał tylko, że jak Fabiano wrócił był inny. Już się nie uśmiechał.
Odwrócił głowę, kiedy kątem oka ujrzał, że z ich posiłkiem zmierza do nich uśmiechnięty Paolo. Jego najukochańszy i najwspanialszy mężczyzna. Odpowiedział mu uśmiechem i wstał by mu pomóc z talerzami i uwolnić się chociaż na chwilę od panującej, cichej wojny pomiędzy Ivo i Fabiano. Wojny, która w ich przypadku mogła mieć wiele znaczeń. Na pewno burzyła mury, którymi otoczył się brat. Bo jeszcze nigdy nie widział w nim tego, aby Fabiano chciał uciec. A teraz wyglądał, jakby miał na to wielką ochotę.

7 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny rozdział :)
    Uwielbiam tą namiętność pomiędzy Fabiano i Ivo, niby się kłócą, ale jest w tym taka chemia, że wszystko musi zmierzać do szczęśliwego zakończenia :)
    Córka Paola już owinęła sobie Domenica wokół palca xD Mała dobrze kombinuje z tym psem ;)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za szybko skończyłam czytać :D Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam i weny życzę ;D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaa!!!!
    Czemu taki krótki rozdział?
    Zaczęłam czytac , wciągnęłam sie i tutaj nagle ... koniec :'(
    Chce wiecej , duzo, duzo wiecej !!!
    Cudny rozdział
    I czekam na dalszy rozwój sytuacji na froncie Ivo - Fabiano ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Aj czekałam kochana.
    Oczywiście jak zwykle wstyd mi że z opóźnieniem ale przybywam i wiernie jestem.
    Nie zapominam o Tobie i nie mam takiego zamiaru.
    Bo uwielbiam Twoje opowiadanie od niemal zawsze i zdecydowanie będę tu wpadała;) wprowadzasz sporo zamętu w życie Fabiano i Ivo ale uwielbiam ich.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Och nie... Czekam na nowy rozdział, a jego nadal nie ma :<

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, ich nasza mała już owinęła sobie Domenico wokół palca... no i Fabiano i Ivo... o tak już widać skazę na tym murze u Fabiano? niech sie otworzy moze zwierzy sie bratu z przeszłości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    och mała już owinęła sobie Domenico wokół  najmniejszego palca ;) Fabiano już się  burzy ten mur jaki stworzyl wokół siebie... a może zwierzy sie bratu z przeszłości... w zasadzie to powinien...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)