Zapraszam na kolejny rozdział o Domenico i Paolo. Oczywiście całą serię, a także świąteczną książkę pod tytułem: "Świąteczne życzenie", możecie kupić na https://bucketbook.pl/
Dziękuję za komentarze. :)
Dziękuję za komentarze. :)
Leżał
w łóżku mimo tego, że dawno już powinien wstać. Wciąż rozmyślał o tym, że
dzisiaj do jego Amare miał przyjechać brat Domenico i to po to, aby zająć się
jego sprawą. Poza imieniem i nazwiskiem nie wiedział nic o tym mężczyźnie i nie
rozumiał dlaczego ktoś obcy, właściwie ktoś jakby z innego świata, miałby mu
pomóc. Zastanawiał się jak wygląda Fabiano. Czy jest podobny do Domenico czy
wręcz zupełnie przeciwny? Nieraz spotykał się z rodzeństwem, które nie miało w
sobie, ani nuty podobieństwa zarówno z wyglądu jak i charakteru.
Zmusił
się do wstania odrzucając prześcieradło którym się przykrył, ponieważ na kołdrę
było za gorąco. Siedząc na łóżku nago, bo tak sypiał, przetarł twarz dłońmi i poklepał
policzki rozbudzając się. W sumie niewiele spał, bo nie tylko prawnik zajmował
jego myśli. Domenico był w nich głównym bohaterem oraz to, co się pomiędzy nimi
wczoraj wydarzyło. Nie zapanował nad sobą i był o to na siebie zły, a zarazem
tak bardzo chciałby to powtórzyć. Nie zapomni chwili uwolnienia i to nie tylko
seksualnego. W tamtej chwili czuł się wolny od wszelkich trosk. Mógłby tak
łatwo oddać kontrolę i rozluźnić się. Rozsądek jednak wciąż grał główną
rolę i bał się, że każde zbliżenie do mężczyzny odbierze mu Giannę. Tylko tak
trudno było żyć w samotności bez kogoś przy swoim boku. Pamiętał jeszcze jak to
jest zatracić się w uczuciach, w pożądaniu. Jakie myśli ma się w głowie i jak
serce wariuje na samą myśl o ukochanym. Tylko raz żył w prawdziwym związku, ale
zepsuł wszystko. Maristella już wtedy zagroziła mu, że kiedy będzie żył jak
pedał, to na zawsze odbierze mu dziecko. Z początku nie wierzył, że mogłaby to
zrobić, ale potem zaczęła ograniczać mu wizyty, a on przerażony rozstał się z kimś
kogo kochał. Potem już tylko się bał i nie związał z nikim. Parę razy umówił
się przez Internet z kimś na seks, ale i z tym skończył. Teraz pojawił się
Domenico i powróciły potrzeby, które uśpione przez długi czas, wczoraj
wybuchły. To sprawiło, że chciał więcej. Ledwie wytrzymał nie zachodząc tej
nocy do jego pokoju.
Gdy
dłużej się nad tym zastanowił to nie chodziło tylko o seks. Wczoraj po prostu
zjedli, posprzątali w lokalu, a potem wrócili do domu i spędzili czas razem na
tarasie. On przeglądał swoje najnowsze przepisy, a Domenico robił zdjęcia,
także jemu, a przede wszystkim nie pozwalał mu myśleć o problemach. Od tak
dawna nie spędzał z kimś czasu tak zwyczajnie. Po śmierci babci zamykał się w
sobie stając się ponurym, burkliwym samotnikiem, pomimo że wcześniej taki nie
był. Owszem, rządził kuchnią twardą ręką, ale poza tym dawniej mógł siebie
nazwać sympatycznym facetem. Przyjazd Salieriego otworzył w nim dawne „ja”.
Wystarczyła jedna chwila i wszystko się zmieniało.
Wziął
szybki prysznic, po czym wytarł się i spryskał pod pachami dezodorantem oraz
umył zęby. Nie golił się postanawiając zachować swój krótki zarost. Zauważył,
że Domenico ma do niego słabość. Wysuszył włosy, czesząc je potem byle jak, bo
i tak ułożą się po swojemu. Nie przejmował się swoim wyglądem. Dla niego pięć
minut przed lustrem to i tak zbyt długo. Wielu mężczyzn niezależnie od tego
jakiej byli orientacji nie odchodziło od lustra godzinami. Często nakładali
kremy, starając się wygładzić skórę, albo robili inne dziwne rzeczy, o których
on nie miał pojęcia. Zdarzyło się nawet, że depilowali sobie włosy na piersi.
Co już dla niego było dziwne, bo sam w życiu by tego nie zrobił, a jego dawni kochankowie
lubili jego owłosioną, muskularną pierś. Na koniec użył wody kolońskiej i z
ręcznikiem owiniętym wokół bioder wyszedł z łazienki.
Od
razu zauważył, że drzwi do pokoju Domenico są otwarte. Podszedł do nich i zapukał.
Nikt mu nie odpowiedział, więc zajrzał do środka. Łóżko było starannie zasłane,
ale tego kto w nim sypiał nie było już w pokoju. Z łazienki też nie dochodziły
żadne odgłosy. Wrócił do siebie chcąc się ubrać, bo czym dłużej zwlekał tym
bardziej się spóźniał. Już powinien robić ciasto na bułeczki, które poda
gościom na śniadanie. Przypomniał sobie o leżących w chłodni brzoskwiniach.
Przedwczoraj miał je wziąć do domu, ale spotkanie z Salerno całkiem go
wytrąciło z równowagi i nie myślał już o nich. Coś z nich szybkiego wymyśli,
ale to już na miejscu.
Wyjmując
ubrania z szafy kątem oka zauważył ruch za oknem. Na dworze było już widno, bo
słońce wzeszło jakiś czas temu. Wyszedł na balkon, który łączył się z drugim
pokojem. Było stąd widać morze, któremu przypatrywał się Domenico. Mężczyzna ponownie
był ubrany na jasno, tylko tym razem zamiast długich miał krótkie spodnie, a białą
koszulę rozpiętą do połowy piersi.
Paolo
oparł się rękoma o barierkę i zawołał głośno:
–
Ranny ptaszek się z ciebie robi. – Wczoraj Salieri powiedział mu, że nie za
bardzo lubił tak wcześnie wstawać, kiedy mieszkał w Rzymie.
Domenico
pomachał do niego śmiejąc się szeroko.
–
Nabieram czyichś zwyczajów. Poza tym tutaj nie można spać dłużej, bo
przegapienie wschodu słońca to przestępstwo. Zrobiłem kawę, więc nie musisz
walczyć z ekspresem. Czeka na ciebie.
–
Świetnie, zaraz schodzę.
Domenico
próbował powstrzymać podekscytowanie z widoku Paolo, szczególnie że ten miał na
sobie tylko ręcznik. Próbował było tutaj słowem kluczem, bo mu się to nie
udało. To był znak mówiący tak wiele. Nie szukał miłości. Nie po tym jak został
porzucony dla pieniędzy. Faktem było to, że nie cierpiał tak jak sądził, że
powinien się czuć zostając zdradzony w taki sposób. Owszem bolało, ale nie tak
bardzo. Bardziej raniło go to, że pieniądze były ważniejsze od niego, a nie to,
że kochanek odszedł. To mu podpowiadało, że nie kochał go zbyt mocno. Przy
Giacomo nie czuł motyli w brzuchu, specyficznego napięcia, prądu
przebiegającego przez całe ciało. Nie wyczekiwał z ogromnym napięciem
chwili kiedy go zobaczy, nie ważne jak długo go znał. Za to jeżeli chodziło o
Paolo… Z nim miał to wszystko od samego początku. Już w momencie kiedy go
pierwszy raz zobaczył poruszyło się w nim coś emocjonalnego. Pomijając to, że z
początku poczuł się przy nim niepewnie, to jego serce zawołało głośno „tak”.
Zakochiwał się w Paolo DiCarlo.
Mógłby
robić wszystko, żeby do tego nie dopuścić, ale rozum zdecydowanie przegrywał z
sercem. Miał tylko nadzieję, że jego uczucia nie zostaną starte na proch, bo
kolejne rozczarowanie, a przede wszystkim odrzucenie nie uczyniłoby nic
dobrego.
Zawrócił
do domu wchodząc do środka drzwiami od salonu. Postawił aparat na pianinie, a
potem nacisnął kilka klawiszy na instrumencie, a pomieszczenie wypełniły
cudowne dźwięki. W tym samym czasie do pokoju wszedł Paolo niosąc w dłoni dwa
kubki kawy. Jeden mu podał, a z drugiego się napił.
– Jesteś
podobny do mojego brata – odezwał się Salieri. – Rano musi być obowiązkowo kawa,
bo inaczej nie będzie funkcjonował, a co gorsza bez tego zdarzało mu się być
wrednym. Grasz na tym?
–
Nie. To nie moja działka. Próbowałem, ale moje grube, niezgrabne paluchy nie
nadają się do tego. Babcia grała.
– Ja
trochę gram. – Ponownie wcisną klawisze grając tym razem melodię z piosenki dla
dzieci Ci
vuole un fiore[1], którą
jako dziecko bardzo lubił. Utwór opowiadał o tym jak wszystko jest od siebie
zależne i była to najprawdziwsza prawda. – Mama próbowała mnie nauczyć gry na
fortepianie. Marzył jej się syn pianista, bo sama grała w młodości i koncertowała.
Miałem trzy lata, kiedy zaczęła mnie uczyć, a pięć lat, kiedy wysłała na lekcje
do sławnej pianistki, która była też i jej nauczycielką w przeszłości. Kobieta
była stara, wymagająca i naprawdę dobra w swoim fachu, ale nie nadawałem się do
tego. Szybko okazało się, że mój talent na pewno nie jest muzyczny. Ledwie nauczyłem
się melodii z piosenek dla dzieci. – Zamknął klapę osłaniającą klawiaturę i
wziął w dłoń kawę. Spojrzał na wpatrzonego w niego kucharza. – Mój brat gra.
Robi to bardzo dobrze. Bywało, że grał przy mnie, ale na ogół robi to będąc
sam. Nie lubi widowni w przeciwieństwie do sali sądowej. – Nie mówił nic
więcej, bo nie sądził, że Fabiano byłby z tego zadowolony. Przywiódł jednak dla
siebie wspomnienia tego, że kiedy Fabiano siadał do pianina czy fortepianu
zatapiając się w muzyce, to były jedyne momenty, kiedy ukazywał swoje uczucia.
Czasami to co grał łamało mu serce i nie raz zastanawiał się co kryje się w
duszy starszego brata.
–
Twój brat został prawnikiem, a nie pianistą, czy restauratorem. – Paolo
przysiadł na podłokietniku jednego z foteli. Podobało mu się to co widział
przed sobą. Rozpięta do połowy piersi koszula Domenico dawała jego wyobraźni
pole do popisu. Mógłby z łatwością odsłonić jego ramię, a potem je całować
i lizać. Tak jak wczoraj mężczyzna stałby do niego tyłem, a on trzymałby go i pieścił.
Wystarczyłoby tylko podejść i sprawić by wyobraźnia stała się prawdą. Na
szczęście dzisiaj potrafił stłumić pożądanie nie pozwalając mu zapanować nad
sobą tak jak zrobił to wczoraj. Tylko wczoraj potrzebował chwili zapomnienia, a
czym to byłoby dzisiaj, gdyby nie dał sobie kilku mentalnych kopniaków, tego
nie był pewny.
– Poszedł
na prawo, drogą którą chciał iść, a rodzice nie mieli nic do powiedzenia.
Aczkolwiek dla nich syn prawnik to duma i mogli chwalić się nim przed
znajomymi. – Trzymając kubek w dłoni usiadł na stołku przy pianinie i oparł się
łokciem o zasłoniętą klawiaturę. Jedną nogę założył na drugą. Czuł specyficzne
podniecenie tym, że DiCarlo go obserwował i mężczyźnie nie udało się ukryć
tego, że patrzy na niego jak tygrys na swoją ofiarę. – Też jestem z niego
dumny. Jest taki młody, a zaszedł daleko. Dwa lata studiów kończył w jeden rok.
Po studiach pracował ze znanym prawnikiem, od którego wiele się nauczył. Prawie
trzy lata temu założył ze swoim przyjacielem własną kancelarię. Zatrudnili
kilka osób. Prowadzą sprawy rozwodowe, korporacyjne. Zajmują się spisywaniem
umów, kontraktów, a także bronią osób takich jak ty.
–
Jak on się zaopatruje na homoseksualizm?
–
Mimo tego, że jest hetero, przez którego łóżko przewija się mnóstwo kobiet i patrząc
na to w jakiej rodzinie się wychował, to nie ma nic przeciw. Nie było go kiedy
stałem się martwy dla rodziców. Akurat wtedy wyjechał służbowo. Kiedy wrócił
już mnie nie było. Jestem jednak pewny, że wtedy stanąłby po mojej stronie. –
Spojrzał na zegarek. – Wiesz, że jest już szósta?
–
Kurwa. – Paolo oderwał się z fotela. – Już dawno powinienem być w Amare.
Zanim
mężczyzna wyszedł, zdecydowanie szybszy Domenico znalazł się przy nim łapiąc go
za rękę. Kucharz najpierw spojrzał na ich dłonie, a potem na jego twarz.
– Paolo,
pojawiasz się tam pierwszy, ostatni wychodzisz. Wiesz, że Amare zostałoby
otworzone nawet gdyby ciebie tam nie było. Rogaliki na śniadanie się upiekłyby,
czy mini pizze.
– To
moje miejsce…
– Czy
ty kiedyś odpoczywasz? – Ścisnął jego dłoń, kciukiem przesuwając po jej
wierzchu. – Wiesz co widzę patrząc na ciebie? To, że wciąż walczysz. Mówisz, że
nie ma już nadziei na uratowanie wszystkiego. Masz jej aż nadto. – Uniósł jego
dłoń i ucałował kostki. – Kochasz to miejsce, kochasz ludzi którzy tam pracują.
Kochasz ten dom i Giannę. Twoje serce jej wielkie. Jesteś niesamowitym
człowiekiem, Paolo. – Widział, że mężczyzna wpatruje się w niego z
niedowierzaniem, co ostatnio zdarzało mu się często. – Dlatego pomogę ci w
twojej walce. – Wychylił się i pocałował policzek mężczyzny. Zarost ukłuł go w
usta i podobało mu się to. – Spotkamy się dzisiaj z Fabiano, więc zanim
wyjdziesz to zabierz wszystkie dokumenty dotyczące kredytu i całą resztę
papierzysk. Każdy świstek, nawet najmniejszy. Fabiano jak najszybciej będzie
chciał to zobaczyć. Jak go znam zacznie już dzisiaj. – Puścił jego dłoń i
cofnął się w stronę wyjścia z salonu. – A, zapomniałbym – zatrzymał się i
obejrzał przez ramię. – Powiedziałem mu, że może się tutaj zatrzymać. Poza
pokojem twojej córki jest jeszcze jeden wolny.
–
Co? Domenico! – zawołał, ale Salieri już go nie słuchał. Westchnął ciężko. –
Kolejny współlokator, dobre sobie – szepnął do siebie przesuwając dłonią po
włosach.
*
Granatowe
Maserati GranCabrio zatrzymało się na niewielkim placyku przy podłużnym,
jednopiętrowym budynku. Tuż obok rzędu skuterów w różnych kolorach i kilku
rowerów. Kierowca wyjął kluczyki i wysiadł rozglądając się dopóki nie natrafił
na szyld zawieszony nad drzwiami. Znajdowały się one w narożnej części budynku,
którego okna były duże, sięgając niemalże ziemi. Obok stało kilka stolików,
przy których siedzieli ludzie teraz skupiający wzrok na nim. Dwa rozłożyste
drzewa rzucały na nich cień chroniąc przed słońcem. Na jednym z pni wisiało
lusterko. Nie miał zamiaru nikogo pytać co ono tam robi. Nie jego sprawą były
czyjeś dziwactwa. Przyjechał tutaj w jednym celu.
Bawiąc
się kluczykami w dłoni, poszedł w stronę drzwi interesującego go lokalu mając
nadzieję, że w środku będzie trochę chłodu, bo na dworze już mocno przygrzewało
pomimo wczesnej pory. Jak tylko wszedł oczy kolejnych klientów spoczęły na nim.
Na szczęście tylko na chwilę, bo zaraz każdy zajął się swoim posiłkiem lub
rozmową z towarzyszem. Usłyszał dolatujący zza baru dźwięk jakby coś się
rozbiło i gdy spojrzał w tamtą stronę zobaczył chłopaka, który wyglądał na
zdenerwowanego. Nie zainteresował się nim bliżej tylko znalazł wolny stolik z
dala od okna, a potem poczekał na kelnerkę.
Tymczasem
Ivo trzęsącymi się dłońmi zaczął zbierać odłamki filiżanki. Na szczęście nie
było w niej kawy, bo jeszcze by się popatrzył. Nigdy nic w pracy nie upuścił,
ale kiedy zobaczył mężczyznę, który wszedł, po prostu poczuł się tak jakby coś
w niego walnęło. Zapomniał co trzyma w ręku i narobił bałaganu.
– Co
się dzieje? – zapytała Giovanna, która pośpieszyła mu z pomocą.
Pokręcił
tylko głową, bo co miałby powiedzieć, że właśnie ujrzał mężczyznę swoich
marzeń?
–
Ivo?
–
Nie, dobrze. Zamyśliłem się tylko. – Wrzucił pozostałości filiżanki do kosza i
umył ręce. Nie chciał patrzeć na salę i szukać tego który właśnie wszedł.
Jeszcze by się okazało, że to było jego przywidzenie spowodowane przez grę
światła jakie wpadło przez drzwi.
– W
porządku.
–
Zapłacę za tę filiżankę.
– Nic
się nie stało. – Przyglądała mu się i nie wierzyła, w to co powiedział. Coś się
stało, bo jeszcze nie widziała, aby Ivo trzęsły się dłonie. Zostawiła to jednak
w spokoju, bo chłopak nie chciał rozmawiać. Przekazała mu tylko jaką kawę sobie
życzy klient siedzący w rogu sali i poszła do swoich obowiązków.
Do
Ivo ledwie dotarło co mu powiedziała. Odważył się spojrzeć w końcu na salę i odszukał
nowego klienta. Ten siedział przeglądając coś na telefonie. Czarne włosy miał
zaczesane na prawą stronę, na nosie tkwiły okulary i był elegancko ubrany.
Szara koszula z krótkim rękawem, czarne spodnie, a marynarka wisiała na oparciu
za jego plecami. Wyglądał jak biznesmen. Bardzo gorący biznesmen, który
sprawiał, że ciało Ivo zaczęło mrowić, a serce fikało koziołki wraz z
żołądkiem. Po chwili do przybyłego podszedł Domenico. Mężczyzna jego marzeń
wstał i podał rękę Salieriemu, a potem uścisnęli się po męsku, a on dużo by
dał, by znaleźć się na miejscu Domenico. Westchnął.
Mężczyźni
zaczęli ze sobą rozmawiać, a on dopiero po dobrej chwili przypomniał sobie co
miał zrobić. Odwrócił się do ekspresu przygotowując kawę dla nowego gościa. Gdy
czekał aż mleko się spieni nie mógł się oprzeć i spojrzał w stronę stolika.
Przy nim siedziało już nie dwóch, a trzech mężczyzn, bo dołączył do nich jego
szef. Nie interesowało go skąd się znają, czy to ich pierwsze spotkanie, tylko
to kim jest klient, dla którego przygotowywał kawowy napój, próbując przy tym
uspokoić swoje wyrywające się z piersi serce.
*
Domenico
przedstawił Paolo swojemu bratu i razem usiedli przy stoliku. Czuł lekkie
podenerwowanie tym spotkaniem. Dobrze było znów widzieć Fabiano. Tęsknił za
nim, to było pierwsze, co sobie uświadomił, kiedy się objęli. Brat był mu
najbliższą osobą w rodzinie. W dzieciństwie lub nawet jako nastolatkowe różnie
na siebie działali. Potrafili okładać się pięściami, kłócić całymi dniami,
przeszkadzać jeden drugiemu z czystej złośliwości, czy po prostu być
zwykłym wrzodem na dupie. Bywały jednak chwile, że jeden za drugim stawał
murem. Nawet jeżeli chodziło o ich rodziców. Oni dwaj przeciw wszystkim.
Nie
wątpił, że brat będzie miał dużo pytań, a także pretensji jeżeli chodzi o
ostatnie dni milczenia. Fabiano nie będzie go zmuszał do odpowiedzi. Po prostu
spojrzy na niego, a Domenico powie mu wszystko jak na spowiedzi. Zresztą brat
wiedział co się stało. Jedynie nie znał szczegółów oraz tego dlaczego przez
ostatnie dni się od niego odsunął. Czy zrozumie, że po prostu tego potrzebował?
Musiał uciec od wszystkiego co mu przypominało o poprzednim życiu. To
doprowadziło go tutaj i nie żałował tego nawet przez sekundę.
Spojrzał
na Paolo, potem na brata, który wyglądał tak jakby nie do końca wiedział co
tutaj robi. Fabiano nie był przyzwyczajony do takich miejsc, małych miasteczek.
Szczególnie takich, które leżały nad morzem. Jego brat panicznie bał się wody.
Unikał basenów, rzek, oceanów, nawet stawów. Jak mówił jedyną wodę jaką
preferował to ta w wannie, a i tak bardziej wolał brać prysznic. Domenico
wiedział, że Fabiano wstydził się oraz nienawidził swojej słabości. Nie miał
tylko pojęcia skąd wziął się strach. Wiele wiedział o swoim bracie, ale nie
wszystko. Jak choćby ten czas kiedy Fabiano miał osiemnaście lat i zniknął na
kilka tygodni. Jak dotąd nie dowiedział się dlaczego.
–
Nadal nie jestem przekonany, że to cokolwiek pomoże – powiedział Paolo
popatrując to na jednego, to na drugiego z mężczyzn. Obaj byli do siebie bardzo
podobni. Zimne oczy skryte za okularami, przyprawiały go o gęsią skórkę. Z tego
co wiedział, prawnik był o dwa lata starszy od Domenico. Wyglądał jak
biznesmen, ale Paolo wiedział, że to umiejętności mężczyzny mają mu pomóc, a
nie wygląd.
– O
tym ja będę decydować – rzekł Fabiano przeglądając wstępnie umowę kredytową. –
Czy pana babcia nie wiedziała, że czyta się umowę przed jej podpisaniem?
Szczególnie to co jest napisane małym druczkiem?
– Moja
babcia była roztrzepana. Za bardzo też ufała ludziom. Nie wierzyła, że ktoś
może ją oszukać.
–
Dlatego sprowadziła kłopoty na siebie i na pana. Mówi pan, że pieniądze nie
wpłynęły na jej konto?
–
Nie pojawiła się nawet część tego. Nie wiem co się z nimi stało. Banki nie
powinny tak działać, prawda?
–
Banki nie, ale oszuści tak. Muszę dokładnie zapoznać się z tą umową i
dowiedzieć się jak działa pseudo bank tego człowieka i co się stało z
pieniędzmi. Prawdopodobnie nigdy nie miały wpłynąć na konto. Pana babcia
dostała wymienioną sumę do ręki. Ewentualnie nigdy jej nie otrzymała. Moja w
tym głowa, aby się tego dowiedzieć. – Umysł Fabiano już pracował i uwielbiał
to. Pogrążenie się w pracy było lekiem na wszystko. Notował sobie w głowie do
kogo miał zadzwonić, jakie kanały uruchomić, by dowiedzieć się wszystkiego o
Ludovico Salerno, aby móc go później zgnieść.
–
Ten Salerno jest ojczymem córki Paola – wyjaśnił Domenico.
Fabiano
zmierzył brata oraz kucharza nic nie wyrażającym wzrokiem.
–
Robi się coraz ciekawiej – powiedział to bardziej do siebie niż do nich.
– On
i matka mojej córki chcą mi odebrać wszystkie prawa – odezwał się DiCarlo. –
Ich najważniejszym argumentem w tej sprawie jest to, że jestem homoseksualistą
i krzywdziłem swoje dziecko. Nigdy w życiu jej nie uderzyłem. To prędzej
ta żmija to robi lub jej facet, któremu miałbym ochotę skręcić kark. –
Zdenerwowany przesunął rękoma po włosach.
– Przemoc
to najgorsze co w obu wypadkach można zrobić – przemówił Fabiano unosząc wzrok
znad umowy i trafiając prosto na zbliżającego się do nich chłopaka z kawą.
– Tutaj trzeba postępować mając głowę na karku, spokojnie, bez nerwów, które
przeszkadzają w prawidłowej ocenie sytuacji. – Oderwał wzrok od młodzieńca
skupiając go z powrotem na dokumentach. – Z takimi ludźmi jak Salerno postępuje
się zupełnie inaczej. Nie tak jak z bandytą na ulicy.
–
Trudno nad sobą zapanować – odparł Paolo i podziękował Ivo za kawę. Zdziwiło go
to, że to chłopak ją przyniósł, a nie Giovanna. – Dziękuję, Ivo. – Spojrzał na
swojego baristę, którego rumiane policzki, próba nie patrzenia na Fabiano oraz
piękne serce wyrysowane na kawie, należącej do prawnika, kiedy on oraz Domenico
mieli łabędzia, dużo mu podpowiedziały. Jego młody przyjaciel zadurzył się od
pierwszego wejrzenia. To samo zauważył młodszy z Salierich, jak zaczął w
myślach nazywać braci. Za to ten starszy z nich w ogóle nie miał o niczym
pojęcia. Co potwierdził słowami:
–
Zajmę się wszystkim. Lubię trudne i ciekawe wyzwania, a obie te sprawy takimi
będą. – Sięgnął po kawę i chcąc się napić spojrzał na nią. Rysunek na niej w
ogóle go nie interesował. Zniszczył go chwilę później, by po kilku łykach jak
najszybciej powrócić do tego po co tutaj przyjechał. Z bratem porozmawia
później na osobności o jego ucieczce i sytuacji z rodzicami. Zanim wróci
do Rzymu, do swoich spraw, kobiet dzwoniących w kółko i błagających go o kolejną
noc, randkę czy jakiekolwiek spotkanie, upewni się, że z bratem wszystko
dobrze. Poza tym nie był ślepy, aby nie zauważyć jak Domenico patrzy na tego
kucharza. Dlatego zdecydowanie musi z nim porozmawiać. Jak najszybciej. Nie
chciał, aby jego kochliwy brat ponownie został ze złamanym sercem.
–
Ale jest szansa, aby pomóc Paolo? – zapytał Domenico.
Odpowiedź
na to pytanie nie padła.
[1] „Ci vuole un fiore”, czyli „Potrzebny jest kwiatek”. „Żeby zrobić stół,
potrzebne drewno. Żeby było drewno, potrzeba drzewa, żeby mieć drzewo,
potrzeba nasionka, by mieć nasionko, trzeba owocu, żeby mieć owoc, potrzeba
kwiatka.” Cytat pobrany z Internetu.
Kobieto zabijasz.! Świetny rozdział. Czułam już wcześniej, że między Ivo a Fabiano coś będzie... Teraz tylko czekać na wypłatę bo nie jestem na tyle cierpliwa by czekać na rozdziały.
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny rozdział :) Domenico ma cudowny wpływ na Paolo :) Iskrzy pomiędzy nimi, ciekawe kiedy te iskry zamienią się w ogień?
OdpowiedzUsuńIvo, nasz słodki barista już oddał swoje serce, a Fabiano nawet tego nie zauważył :( Intryguje mnie jego postać, co się stało w jego życiu, gdy miał 18 lat? Mam nadzieję, że Ivo odkryje jego tajemnice :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Im dalej w rozdziały tym chcę więcej i więcej *-* Jest naprawdę ciekawie i z nie ierpliwoscia czekam na kolejne rozdziały *-*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę ;)
~Tsubi
hm muszę przyznać, że brat Domenico zdobył moje serce. Jestem cieawa co skrywa w sobie ten mężczyzna. Czy jest hetero a może ma również jakiś inny sekret? Coraz bardziej zawija się ta akcja i jestem ciekawa jak wszystko rozwiniesz. Ogółem opowiadanie coraz bardziej wciąga. Ciekawa jestem czy pokażesz nowe postacie. A jeśli tak to jakie i czym nas zaskoczysz. Będę czekać na ciąg dalszy i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJuz od poczatku czulem, ze Fabiano bedzie z Ivo. Albo po prostu Ivo sie zadurzy w nim. Ciesze sie, ze to nie byla reakcja ich obu ,,o zakochalem sie od pierwszego wejrzenia’’. Przynajmniej jakas akcja bedzie.
OdpowiedzUsuńJestem ciekaw, jak rozwinie sie sprawa z corka Paolo. Czy jego byla otworzy oczy i zrozumie, ze krzywdzi dziecko?
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, miło i po prostu cudownie śmiem twierdzić, ze obaj pragną siebie.... och Ivo trafiła strzała amora ;) sle buu Fabrio nic nie zauważył... a tu tekie piękne serduszko... a może jednak zauważył...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, śmiem twierdzić, że obaj pragną siebie nawzajem, Ivo trafiła strzała amora ;) ech Fabrio nic nie zauważył...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia