Jaemin
nie miał pojęcia, co odpowiedzieć SuJongowi. Chłopak wyraźnie powiedział, czego
chce. Niby powinno mu to pochlebiać, ale tak nie było. Nigdy nie zwiąże się z
kimś innym niż Daesoon. Natomiast seks go w tej chwili nie interesował. Nie bez
Kima. Może kiedyś to się zmieni. Może.
–
Zamykamy już – powiedział do chłopaka.
–
Czyli nie mogę liczyć na kino z tobą, spacer, może jakąś kolację?
–
Nie, SuJong.
–
To może… – Spuścił wzrok na swoje dłonie, a potem ponownie spojrzał prosto w
oczy Jaemina. – To może pizza jutro? Nic zobowiązującego. Spotkanie znajomych i
tyle. Pogadamy o starych czasach.
–
Jutro mam kurs na prawo jazdy. – Zerknął w stronę drzwi. Ostatni klienci
opuścili jadłodajnię jego mamy. Też chciał wyjść. Zaczął źle się czuć w
towarzystwie tego chłopaka. Odnosił wrażenie, że kiedy ten na niego patrzył, to
zaczynało otaczać go coś obślizgłego. Z każdą chwilą, od kiedy zostali
sami, ten wzrok stawał się coraz bardziej natarczywy.
–
Ale nie masz go przez cały dzień, nie? – SuJong zaczynał się niecierpliwić.
–
Mam syna, swoje życie, dużo pracy tutaj i nie mam czasu na spotkania.
Przepraszam, ale lokal jest już zamknięty, więc mógłbyś wyjść?
–
Ale nie masz Daesoona obok.
–
Ciebie to nie powinno obchodzić – warknął Jaemin. – Wyjdziesz czy mam cię
poprosić mniej grzecznie?
Rozległ
się śmiech, który dla Lee nie wydał się przyjemny. Daesoon śmiał się dziwnie,
ale kiedy za każdym razem to robił, było w tym coś, co go uszczęśliwiało.
Natomiast ten śmiech mógł porównać do osoby z horroru, która coś knuje.
–
W końcu Jaemin Lee ponownie pokazał pazurki. Ojcostwo i zabawa w gospodynię
domową jednak cię odmieniły, na tyle, że wydajesz się kimś… No wiesz, takim
ciepłym masłem. Na szczęście wciąż jest w tobie ogień. – Pochylił się w stronę
Jaemina, kładąc łokcie na ladzie.
Lee
postarał się nie cofnąć, wdzięczny, że oddziela go kontuar.
– Powiedz
mi, dlaczego Kim cię zostawił? Może to ty jego zostawiłeś, co? Coś wykombinował,
jak to on. Prawda? Zdradził cię? Po twojej minie widzę, że tak. Dałeś mu
przynajmniej w pysk?
–
Nie będę bił kogoś, kogo kocham. Wynoś się stąd. – Wyszedł zza lady, kierując
kroki prosto do drzwi. Otworzył je. – Proszę, tutaj jest wyjście.
–
Ja bym przywalił. – SuJong ruszył się z krzesła barowego. – Jeżeli ktoś jest ze
mną, to ze mną.
Serce
Jaemina zabiło mocniej, kiedy chłopak przed nim stanął. Zdecydowanie za blisko.
–
Może jeszcze się spotkamy – szepnął Sujong, pochylając się do Lee. – Nasze
dzieci byłyby piękne.
–
Wyjdź.
–
Idę, nie warcz tak, pieseczku. Do zobaczenia. – Skłonił się i wyszedł.
Jaemin
poczuł ogromną ulgę. Coś na kształt tego, że nareszcie wydostał się z pułapki,
która go otaczała. Zamknął drzwi na klucz i odwrócił tablicę, która teraz
informowała, że jest zamknięte. Wrócił za ladę, skąd zabrał notes, w którym
zapisywał zamówienia, a potem wyszedł na zaplecze. W kuchni był jeszcze
kucharz, który zbierał się do wyjścia. Natomiast Jinsoon spał smacznie w
maleńkim gabinecie swojej babci.
–
Przepraszam, że tak cię zaniedbałem – powiedział dziewiętnastolatek do synka. –
Tak nie może być, że ty tutaj jesteś i w dodatku sam. Rano zadzwonię do twojego
drugiego taty. – Z jednej strony bardzo chciał się spotkać z Daesoonem, bo za
nim tęsknił, z drugiej nie chciał tego robić. Każda chwila, kiedy mógł mu
popatrzeć w oczy, była torturą. Pragnął poprosić go o powrót. – Miłość wyczynia
z człowiekiem dziwne rzeczy.
*
Daesoon
przyjechał z samego rana. Miał to zrobić dopiero po powrocie z uczelni, ale
darował to sobie. Nie mógł doczekać się tego spotkania. Jaemin chciał rozmawiać
o ich synku, ale on miał nadzieję, że ta rozmowa zejdzie też na ich temat.
–
Wejdź. Właśnie zjedliśmy śniadanie – powiedział Lee, wpuszczając chłopaka do
domu. Od razu poszedł do kuchni, gdzie na specjalnym krzesełku siedział ich
synek.
–
Hej. – Kim pochyliwszy się, ucałował synka w główkę pokrytą czarnymi włoskami.
– Chciałeś porozmawiać – zwrócił się do Jaemina. Przesunął po nim spojrzeniem.
Lee
znów zobaczył różnicę pomiędzy sondującym wzrokiem Daesoona i Sujonga. Ten
obecny w tej chwili przy nim chłopak mógł na niego patrzeć w ten sposób zawsze
i wszędzie. Nawet po tym, co mu zrobił i mimo niezagojonej rany, wciąż
potrzebował tego spojrzenia.
–
Chodzi o Jinsoona. – Usiadł przy stole. – Mama wyjechała do babci, bo ta
zachorowała. To nic poważnego, ale musi dopilnować, by jej uparta matka jadła
leki, a nie piła tylko te swoje ziółka. Ja musiałem zająć się jadłodajnią mamy.
Nie chcemy zamykać choćby na dzień, bo klienci mogliby odejść. No i…
–
Zajmę się nim. – Daesoon również zajął miejsce przy stole. Naprzeciwko Lee, by
móc na niego patrzeć. – Co prawda, tylko po uczelni…
–
Nie, to bardzo dobrze, bo przez te dwa tygodnie otwieramy po południu. A jak
coś, to przez dwie, trzy godziny Jinsoon może być ze mną. Nie chcę tylko, by
przez długi czas… – zamilkł, kiedy poczuł gorącą dłoń Kima na swojej. Zapatrzył
się na nie.
–
Możemy porozmawiać o nas? – zapytał Daesoon.
Jaemin
przez chwilę nie odpowiadał. W tej jednej sekundzie uderzyły w niego silne
emocje i poczuł się lekko skołowany. Chciał tak wiele. Najpierw cofnąłby czas i
nie pozwolił Daesoonowi pojechać do Minho. Potem powiedziałby mu, że go kocha
najbardziej na świecie, a dalej… Mógł marzyć, że coś by to zmieniło, niestety
na to szans żadnych nie było. Przeszłości nie da się odmienić. Można mieć wpływ
na przyszłość lub na teraźniejszość. Dlatego wysunął dłoń spod jego i
powiedział:
–
Nie wybaczę ci. – Wstał i podszedł do synka. Wziął go na ręce, po czym zaniósł
do kojca w salonie. Położył go tam i wyprostował się, od razu natrafiając na
ciało Daesoona za sobą. Silne ręce objęły go mocno, przyciągając do siebie.
–
Nie proszę o wybaczenie. Proszę o jeszcze jedną szansę – szepnął Daesoon,
przesuwając nosem po szyi chłopaka.
–
Za dużo żądasz. Jak mógłbym na to pozwolić? Jak mógłbym pozwolić na twój dotyk?
Dotykałeś jego i brzydzi mnie to, co robisz – warknął Lee. Chwycił jego ręce i
odsunął od swojego ciała. Odszedł na bok, by stamtąd spojrzeć na Kima. – Miałeś
wszystko, a poszedłeś do niego.
–
Chciałem pogadać, potem za dużo wypiliśmy…
–
Nic nie mów. Prosiłem cię o rozmowę w sprawie syna, a nie nas. Nas nie ma…
Nigdy nas nie było – powiedział smutno. Znów czuł się taki bezradny. –
Mieszkaliśmy razem i tyle.
–
Byliśmy razem.
–
Kiedy? Wtedy, kiedy mówiłeś, że jestem twoim kolegą lub tylko ojcem twojego
dziecka, a może wtedy, kiedy powtarzałeś, że wynajmujesz u nas pokój?! – Jaemin
zdenerwował się,przez co podniósł głos, a Jinsoon zaczął płakać. Lee pozwolił,
aby to Daesoon wziął chłopca na ręce. Gdyby nie to, faktycznie mógłby przywalić
chłopakowi. Za nic w świecie nie chciał tego robić. Przemoc nie prowadziła do
niczego. Nawet wtedy, kiedy z powodu zdrady rządziły ból i złość.
Daesoon
uciszał chłopca, co rusz zerkając na rozdrażnianego Jaemina.
–
Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu.
– Bałem
się tego, jak zareagujesz. Przecież wiesz, że czasami zachowujesz się dziwnie.
Nie wiem, czy na świecie jest kolejna taka osoba, którą z równowagi potrafi
wyprowadzić jedno słowo. Kto się śmieje, a za chwilę wrzeszczy. Sądzisz, że
jesteś łatwy w obsłudze?
–
Mówisz tak, jakbym był jakimś sprzętem elektronicznym. – Przytulił synka.
–
Który kopie prawie za każdym razem, kiedy się go dotknie. Człowieku, ty nawet
nie wierzysz, że cię kocham. – Lee przesunął dłońmi przez włosy. – W dodatku
niby coś czułeś do mnie, kiedy byliśmy dzieciakami? Skąd wiesz, że to twoja
mama napisała list. Zwierzałeś jej się?
–
Oczywiście, że nie. – Kim kołysał na rękach zasypiającego synka. – Moja mama
jest spostrzegawcza, widziała jak na ciebie patrzę, mimo że starałem się to
ukryć.
–
Odkąd ja i moja mama się wprowadziliśmy, zabraniała mi się z tobą bawić. Ile
mieliśmy wtedy lat? Może pięć, więcej?
–
Może. – Nachylił się i włożył Jinsoona do kojca. Gdy się wyprostował, podszedł
do Jaemina. – Nieważne, co było lata temu. Mnie interesuje to, co jest teraz.
–
Teraz nie ma i nie będzie nas.
Daesoon
kiwnął głową. Odwrócił smutne spojrzenie mogące zwalić z nóg i sprawić, że
wybacza się wszystko osobie, która tak patrzy.
–
Przyjadę po niego po piętnastej.
–
W porządku. Będziemy już w jadłodajni. – Zbliżył się do kojca. – Prześpi się z
godzinę, a potem pojedziemy na kurs prawa jazdy.
–
Zaraz, zabierasz małego na zajęcia? I od kiedy ty chodzisz?
–
Od niedawna. To na razie tylko teoria. W sumie pierwsze zajęcia. Dowiadywałem
się i mogę brać synka – odpowiedział Lee, tym samym kończąc rozpoczynającą
się dyskusję o tym, jaki to jest nieodpowiedzialny, zabierając dziecko w
takie miejsca. – Zanim będę miał jazdy, to wróci mama i zajmie się Jinsoonem.
–
To dobrze. Pójdę już.
Jaemin
skinął głową. Bolało go to, że rozmawiają w ten sposób. Nie może do niego
podejść, by go pocałować. Chłopak na pewno nie miałby nic przeciw temu, ale…
Właśnie tak dużo było tych „ale”.
Odprowadził
go do wyjścia, gdzie się pożegnali. Przez chwilę stał w drzwiach, obserwując, jak
Kim odjeżdża. Gdy samochód chłopaka zniknął, oparł się o framugę. Przymknął
oczy. Żal mu było tego, że Daesoon zniszczył to, co mieli, bo przecież w końcu
coś między nimi mogło zmienić się na lepsze. Może kiedyś wzięliby ślub. Żal też
mu było tego, że nie potrafił mu wybaczyć.
–
Dlaczego życie to nie taki film, gdzie w końcu wszystko się pięknie układa? –
zapytał sam siebie, otworzywszy oczy. Zerknął na sąsiedni dom, który jeszcze do
niedawna należał do państwa Kim. Podobno miała tu zamieszkać inna rodzina.
Jakaś para z dwójką małych dzieci. – Może one będę mogły się bawić z Jinsoonem.
Może.
Wrócił
do środka, przekręcając klucz w drzwiach. Zanim wyjdzie, musiał ogarnąć dom.
Może i był gospodynią domową, ale ktoś przecież musiał sprzątać, prać, gotować.
Przyjdzie czas, kiedy pójdzie na studia i zatęskni za tym wszystkim. Tego był
pewny. Tak jak tego, że jego serce wciąż biło dla Daesoona.
*
Zajęcia
nie trwały długo. W każdym razie czas na nich zleciał mu bardzo szybko. Dzisiaj
było tylko wprowadzenie. Jaemin nie mógł doczekać się kolejnych lekcji, a
najbardziej praktyk. Chciałby jak najszybciej zrobić prawo jazdy i nie być
zdanym na innych. Jakiś samochód też sobie z czasem kupi. Żałował, że nie
zdecydował się wcześniej na to wszystko, bo Daesoon miał go podszkolić w
jeździe. Teraz nie było na to szans.
–
Kiedy przestanę o nim co chwilę myśleć? – Włożył synka do wózka i go okrył. Na
dworze było chłodno, mimo że świeciło słońce. Niestety, jesień jasno
pokazywała, że to ona tutaj króluje, a dni mijają, zbliżając ich z każdą chwilą
do zimy. Do tej, co prawda, było jeszcze daleko, ale Lee nie mógł wyzbyć się
takich porównań.
Zwolnił
hamulec przy wózku i wypchnął go z parterowego budynku. Minęło go kilka osób,
które razem z nim były na zajęciach. Nie zapoznawał się z nimi za bardzo,
ponieważ nie chciał poznawać nikogo nowego. Miał dość jakiegokolwiek
towarzystwa. Może poza doktorem Kwonem, z którym umówił się na ciastko w
ulubionej kawiarni Jijanga. Mężczyzna miał dzisiaj wolne i skontaktował się z
nim, prosząc o spotkanie. Nie mógł poświęcić Kwonowi za wiele czasu, ponieważ
musiał wrócić do domu, by się przebrać, nakarmić synka i pojechać do
jadłodajni. Otwierać mieli dopiero za trzy godziny, ale mama prosiła go, aby
zajął się papierami. Parę razy jej pomagał i wiedział, co i jak, nie mógł
jedynie niczego podpisać. Na szczęcie nie potrzebowali nowych zamówień na
składniki do potraw, a świeże warzywa brali z pobliskiego targu. Z tym nie było
problemów.
Przejechał
autobusem dwa przystanki, zanim dotarł do miejsca spotkania. Kierowca autobusu
pomógł mu z wózkiem. Był to bardzo uprzejmy mężczyzna po czterdziestce. Jaemin
często go widywał, gdy jeździł do szkoły. Podziękował mu i udał się w stronę
kawiarni, której logo ukazywało filiżankę parującej kawy. Kilka razy był w tym
miejscu i wiedział, że jest tu przytulnie, bardzo domowo, ale miejsce bardziej
przypominało jedno z zachodnich lokali. Może dlatego tak bardzo garnęli się
tutaj młodzi ludzie, którzy odchodzili od tradycji. Młode społeczeństwo
otwierało się na zachodnią kulturę, pozostawiając za sobą to, w czym wychowali
się ich rodzice, a przede wszystkim dziadkowie. On też starał się żyć inaczej, tak
jak jego mama. Za to babcia wciąż tkwiła w tym, co znała i szanowała, podobnie
jak rodzina mamy Daesoona. Przez to chłopak tkwił pomiędzy dwoma kulturami, ale
uciekał jak tylko się dało do kultury zachodu.
Jijanga
zobaczył już przy wejściu. Mężczyzna zajmował stolik pod ścianą i wyglądał na
zadowolonego. Lee przez chwilę się obawiał, że coś się stało i dlatego
mężczyzna prosił o spotkanie. Nie wyglądało jednak na to, by było to coś
złego. Podjechał wózkiem do stolika i pokłonił się starszemu
przyjacielowi.
–
Pozwoliłem sobie zamówić ciastko i kawę, taką jaką lubisz – odezwał się Kwon.
–
Dziękuję. – Usiadł, ustawiając uprzednio wózek tak, aby nikomu nie przeszkadzał.
Nie w każdym miejscu patrzono na coś takiego przychylnie. Bywało, że go
wypraszano z wózkiem i kazano „pojazd”, jak mówili, zostawić na zewnątrz.
Natomiast tutaj nie było z tym problemów i za to również lubił tę kawiarnię.
–
Twój synek rośnie. Za każdym razem, jak go widzę, jest coraz większy –
powiedział Jijang, zaglądając do wózka. Chłopiec spał. – I co go widzę, to śpi.
– Zaśmiał się.
–
Lubi spać. A rosnąć rośnie i staje się coraz cięższy. Dodam, że lubi być
noszony na rękach. – Podeszła do nich kelnerka i podała jego zamówienie.
Podziękował jej i skierował wzrok na mężczyznę siedzącego naprzeciwko. –
Powiesz, dlaczego tak się uśmiechasz?
–
Spotkałem się w końcu z moim ulubionym pacjentem. Liczę, że kiedyś znów pomogę
ci wydać dziecko na świat.
–
Na razie nie zanosi się na to, bym miał zajść w ciążę.
–
Nadal ty i Daesoon…
–
Porozmawiajmy o tobie – przerwał mu. Nie chciał mówić o byłym kochanku.
–
Zaręczyłem się. Wiem, że to szybko, ale kocham tego mężczyznę, z którym się od
pewnego czasu spotykam – wyznał Kwon. – Nie miałem komu tego powiedzieć.
W dodatku… – Położył rękę na brzuchu. Nie musiał nic więcej mówić, bo oczy
Jaemina zaświeciły się pełnym radości blaskiem.
–
Wspaniale. Gratuluję. Nie wiem, co powiedzieć. – Czasami niektóre historie mają
szczęśliwe zakończenia, pomyślał. Bardzo się cieszył z tego szczęścia, które
spotkało Jijanga Kwona. Wśród wielu ludzi, których Lee poznał, to właśnie ten
człowiek na to zasługiwał.
–
Tym razem nie zniszczę tej szansy, którą dostałem – powiedział doktor, biorąc w
dłoń filiżankę herbaty. Ze swojej ulubionej kawy musiał zrezygnować. Zamierzał
teraz dbać o swoje niedawno poczęte dziecko.
–
Jak zareagował twój partner?
– Cieszy
się. Zachowuje się jak duży chłopiec i… zwariował ze szczęścia. Ja też. –
Uśmiechnął się szeroko, a potem skierował spojrzenie na śpiące dziecko. Kiedyś
on tu przyjdzie ze swoją córeczką lub synkiem.
Spędzili
jeszcze pół godziny, rozmawiając głównie o planach na przyszłość Jijanga.
Mężczyzna nadal zamierzał pracować w tym samym miejscu, ale na pewien czas
wziął urlop, aby wyjechać gdzieś z partnerem. Po spotkaniu Jijang odwiózł
chłopaka i jego synka do domu, gdzie Lee mógł przygotować się do wyjścia, by
zająć się lokalem mamy.
*
Było
już późno, kiedy wrócił do domu zmęczony, ale szczęśliwy. Przez ostatnie
godziny pracował ciężko, ale w ogóle nie myślał o Daesoonie. Dzięki temu mógł
psychicznie odpocząć od gnębiących go myśli oraz ran na duszy i sercu. Niedługo
miało się to skończyć, bo Kim miał odwieźć ich synka. Mały nie mógł zostać u
drugiego ojca, bo chłopak jutro zaczynał bardzo wcześnie zajęcia, a dziadek
Jinsoona też musiał być wcześniej w szkole. Nadal był dyrektorem liceum,
chociaż coraz częściej myślał o odejściu. Męczyła go ta praca.
Jaemin
zdążył się wykąpać, zanim rozległ się dzwonek. Podążył otworzyć drzwi, za
którymi zastał Kima z ich synkiem. Kiedy dzisiaj Daesoon przyjechał po dziecko,
nie zamienili ze sobą wielu słów. Tak jak i tym razem. Po prostu wymienili
uprzejmości i tyle, jakby byli sobie obcy. Lee domyślił się, że to była jego wina, ale nie mógł inaczej.
Wczorajsza rozmowa i tak go wymęczyła. To było jeszcze za wcześnie. Dlatego
odebrał syna, umówił się z byłym kochankiem na dzień jutrzejszy i zamknął
drzwi, kiedy ten odszedł.
Ledwie
położył dziecko w kojcu, które nie wyglądało na śpiące, więc zamierzał się z
nim pobawić, kiedy ponownie w domu rozległ się dzwonek. Jaemin zmarszczył brwi.
–
Czyżby wrócił twój tatuś? – Podał chłopcu grzechotkę, a mała piąstka zacisnęła
się na uchwycie. – Może o czymś zapomniał. Zaraz wracam.
Drapiąc
się po nosie, poszedł otworzyć drzwi, spodziewając się za nimi Daesonna.
–
O czym zapo… – urwał, bo ujrzał nie tego, którego się spodziewał i podświadomie
oczekiwał.
–
Nie chciałeś ze mną wyjść do kina, pójść na spacer, to ja przyszedłem do
ciebie. – Uśmiechnął się SuJong.
Ten
uśmiech przeszył Jaemina lodowatym dreszczem pełnym niepokoju.
–
Późno już. Nie zapraszałem cię tutaj. – Chciał zamknąć drzwi, ale niemile
widziany gość wsunął stopę pomiędzy nie a futrynę, uniemożliwiając mu
działanie. – Co robisz?
–
Przyszedłem po to, czego nie chcesz mi dać i zamierzam to sobie wziąć – syknął
SuJong i odepchnąwszy chłopaka, wsunął się do przedpokoju.Potem, zanim
zaskoczony Lee zdążył zareagować, rzucił go na ścianę i mocno trzymając,
pocałował.
Nieeeee... Dlaczego??? Ja nie wytrzymam tego tygodnia żyjąc w niewiedzy. Czemu wszyscy autorzy tak się uwzięli, żeby brać przykład z polsatu??? Przez to można stracić wielu czytelników w wyniku masowego zawału serca 😂
OdpowiedzUsuńAle nie o tym miałam pisać. Rozdział śwetny. Ciekawi mnie jak skończy się sprawa Lee i Daesoona. Rozumiem, że zdradę ciężko jeat wybaczyć. I co będzie z tą próbą gwału na Lee? Bo chyba tak to można nazwać. Coś mi mówi, że Daesoon wpadnie do miszkania, a wtedy już będzie „pozamiatane”.
Czekam na next. Życzę weny i pozdrawiam.
Cholera, co tu się dzieje O.o Dea, błagam, faktycznie czegoś zapomnij i wracaj!
OdpowiedzUsuńKurcze, już przedostatni? Jak to zleciało szybko... Za szybko ten czas leci i nie podoba mi się to (╥_╥)
Trzymaj się Luano, pozdrawiam! :*
Czuję się jak w polsacie zawsze wstrzymuja w najlepszym momencie :( ogółem super rozdział
OdpowiedzUsuńAaaaaa.........Nie.......w takim momęcie?! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i Daesoon się pojawi oraz,że uratuje sytuacje. No cóż ,jeśli nie on to kto ktokolwiek.
SuJong to podły dupek ,który w końcu powinien dostać niezłe manto.
Czekam niecierpliwie na następny rozdział :)
Jesteś zła.;) Jak możne przertwać w takim momencie.:) Ale tak na serio, rozdział świetny. Zapiera dech w poersiach. Dużo weny i pisz dalej.
OdpowiedzUsuńMarta
Oooo...wiedziałam,że będą jakieś kłopoty,kiedy pojawił się ten Su(coś tam dalej, nie pamiętam imienia :P ) Chciałabym zobaczyć,że może faktycznie Dae czegoś zapomniał i wraca a tu widzi co się dzieje i wywala tego natręta hahaha :D Nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam, Tsubi :)
Ty wiesz w jakim momencie zakończyć niedobra kobieto!
OdpowiedzUsuńTen facet SuJong to jakieś kłopoty. Mam nadzieję, że nie skrzywdzi mojego Dae. Oby Kim pojawił się w porę. Mam taką cichą nadzieję. Rety musze czekać do kolejnego odcinka tyle czasu :( Nie wiem jak dajesz radę z tymi imionami. To jest faktycznie trudne zapamiętanie które do kogo należy) będę czekać niecierpliwie i jak zawsze pozdrawiam.
Heka,
OdpowiedzUsuńbardzo cieszę się że Kwon jest szczęśliwy zaręczył się i oczekuje dziecka, widać że Deasin jednak chce aby poprawiły się ich relacje... niech się okaże że Kim jeszcze nie odjechał i zaraz wparuje do domu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia