Hej. :)
Tydzień temu nie było rozdziału, bo zazwyczaj wrzucam rozdział w niedzielę. Mam lenia, aby ustawić więcej rozdziałów. Dlaczego nie było rozdziału? Ponieważ w sobotę w nocy trafiłam do szpitala. Niektórzy pewnie sądzili, że może mój tata zmarł. Nie, mój tata żyje, za to ja złamałam nogę i to jest ciężki złamanie. Byłam operowana i w piątek wróciłam do domu. Teraz przede mną sześć tygodni chodzenia w gipsie. Do tego opatrunki. A potem prawdziwa męka by odbudować mięśnie i staw skokowy. Także pewnie pół roku zostanie z życia wzięte. Mam nadzieję, że wszystko będzie się goić, zrastać i, że nauczę się chodzić o kulach. Jest ciężko. Teraz widzę jakie trudności spotykają osoby niepełnosprawne, kiedy to jeden schodek może być problemem. Kiedy człowiek jest zdrowy, w pełni sprawny, wydaje się, co to kilka schodów, co to coś innego. Przecież to takie łatwe do pokonania.
Teraz Kochani powiecie, że będziesz mieć dużo czasu do pisania. Nieprawda. Czasu będę mieć dużo, ale w tej chwili ja nie mogę godziny usiedzieć przed laptopem. Może w przyszłości to się zmieni. :)
A teraz zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)
Wrócili
do domu koło południa. Jaemin był zadowolony z wypadu na coś słodkiego. Do tego
humor mu się poprawiał kiedy patrzył na zdjęcie z ultrasonografu. Dla niego
wciąż było niesamowite to, że w jego brzuchu rosła, rozwijała się mała istotka.
Nie żałował, że nie usunął ciąży. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. To byłaby
już nieodwracalna zmiana, a czasu nie da się cofnąć. Niepokoił się o przyszłość
swoją i dziecka, bał się panicznie porodu i nadal niewiele czytał na ten temat,
ale starał się myśleć pozytywnie. W dodatku cieszyło go, że Daesoon nie
traktuje jego ciąży jakby ten stan nie istniał. Przyznał się oficjalnie do
dziecka, pojechał z nim na badanie i nawet został sam na sam z lekarzem by go o
coś wypytać. Do tego zabrał go na wyśmienite ciasto bananowe. Na samą myśl
Jaemina przechodził przyjemny dreszcz. Nie chciał robić sobie na nic nadziei,
ale to się działo wbrew jego woli. Może tak do końca nie będzie sam, jak
sądził. Głupie myśli, ale odzywała się jego miłość do chłopaka, która odżyła na
nowo mimo że nie chciał jej budzić. Niepotrzebne to było, bo tylko może
cierpieć, ale serce go nie słuchało. Cieszyło się jak głupie.
–
Przestało padać. Akurat kiedy wróciliśmy do domu. – Westchnął Jaemin wyglądając
przez okno. Nie uzyskał odpowiedzi od przebywającego z nim w kuchni Daesoona.
Obejrzał się na niego. Chłopak wgapiał się w telefon usilnie się nad czymś
zastanawiając. – Coś jest nie tak?
–
Od wczoraj coś jest nie tak. Samo to, że wyrzucono mnie z domu to coś nie tak.
Jaemin
zmarszczył brwi słysząc chłodny głos chłopaka. Jeszcze przecież w samochodzie
rozmawiali ze sobą jakoś normalnie. Na tyle, że go to aż zaskakiwało. Przecież
z nim nie dawało się tak zwyczajnie porozmawiać. Dae zawsze miał swój
charakterek, w każdym razie taki pokazywał. Podejrzewał, że osiemnastolatek
wciąż był w szoku i to podwójnym. Wyrzucenie z domu i widok nienarodzonego
jeszcze dziecka robiło swoje.
–
Spróbuj porozmawiać z rodzicami…
– Mama
przysłała mi wiadomość.
–
To świetnie. – Ucieszył się Lee.
– Każe
bym przyszedł wziąć resztę swoich rzeczy, bo się ich pozbędzie.
– Może
chce… Daj jej kilka dni, aż się uspokoi. – Próbował coś Daesoonowi poradzić,
ale sam nie wiedział co mogłoby chłopakowi pomóc. Gdyby on był na jego miejscu
kompletnie by się załamał.
–
Czy ty siebie słyszysz? – warknął Kim. – Ona się uspokoi? O czym ty mówisz? Chce
oddać moje rzeczy biednym. Nie wolno mi będzie przekroczyć progu domu. A ty…
Jesteś taki głupi? Zhańbiłem rodzinę. Będę miał nieślubne dziecko i przyznałem
to otwarcie. Gdybym chociaż się nie odzywał. – Potarł czoło odpisując tacie. –
Po co to zrobiłem? Po to, aby ten pieprzony szczur nie przysposobił sobie tego
co moje? – Wysłał wiadomość i schował telefon do kieszeni. – Wystarczyłoby
tylko, żebym powiedział rodzicom i tyle. Mama by to jakoś ukryła. Ale ja
musiałem zrobić swoje. Chyba mnie zaślepiło.
Jaemin
słysząc te słowa zagryzł dolną wargę próbując się nie odzywać. Daesoon zaczął
chodzić po niewielkiej kuchni coraz bardziej zdenerwowany.
–
Dopiero teraz otwierają mi się oczy. Po cholerę to zrobiłem, po co pojechałem z
tobą na to przeklęte badanie? Co ja sobie myślałem? Przecież nie chcę dziecka.
Nie pisałem się na to.
– Nie
zrobiłem go sobie sam. Poza tym niczego od ciebie nie chcę. – Przymknął powieki
starając się ignorować ból, którego igiełki zaczynały go kłuć.
–
Popełniam błąd za błędem. Tamta noc to była pomyłka. Gdyby nie ona nie byłoby
mnie tutaj. Teraz byłbym w szkole, gadał z kuplami i snuł plany na przyszłość. Byłbym
normalnym nastolatkiem. Tak to jestem tu, gdzie nie mam ochoty być. Z kimś z
kim nie zamierzałem mieć dziecka. – Wbił wściekłe spojrzenie w Jaemina. – Gdzie
ja miałem rozum? Kim jesteś, że przestałem myśleć wtedy i wczoraj? I dzisiaj?!
– Wiadomość od mamy sprawiła, że spadły mu klapki z oczu. – Jak przykładny
tatuś i chłopak poszedłem z tobą na badania. Gdyby nie ty i ten bachor wszystko
byłoby dobrze! W dodatku zachowujesz się jakby już się wszystko poukładało i
mielibyśmy na coś szansę.
–
Nie, nie prawda. – Daesoon go ranił. Czy chłopak tego nie widział? Widać go to
nie obchodziło. A on jeszcze kilka minut wcześniej naprawdę miał nadzieję. Jak
zawsze pomylił się. Teraz i trzy lata temu. Może gdyby nie ta wiadomość od mamy
to by się nie działo.
– Nieprawda?
– syknął zbliżając się do Jaemina. – Przecież widziałem jak się zachowujesz.
Jak się ucieszyłeś, że wszedłem z tobą do gabinetu. A ja jeszcze pytałem się
lekarza o zagrożenie dla twojej ciąży. Doktor też wygadywał głupoty, że
powinienem ci pomagać, mieć na ciebie oko, chronić was oboje. Bo potem mogę
żałować, że czegoś nie zrobiłem gdybyś stracił dziecko. Wiesz co? Gdy oberwałeś
piłką i lekarze walczyli o uratowanie ciąży miałem nadzieję, że to dziecko
umrze.
Jaemin
popatrzył na Daesoona z szokiem. W jego piersi wybuchnął ogromny ból. Nie
wierzył, że chłopak to powiedział. Chciał, aby poronił? To niemożliwe. Czuł, że
do oczu napływają mu łzy, więc odwrócił twarz od chłopaka. Nie mógł mu się
teraz takim pokazać. Nie mógł okazać mu słabości. Płakać przy nim, nie ważne
jak bardzo raniły go jego słowa. Jak burzyły jego nadzieje, bo był na tyle
głupi by do nich dopuścić. Wystarczyła tylko chwila, by je wybudować. A teraz
kolejna chwila i Daesoon wszystko niszczył.
–
Jak bardzo żałuję, że jednak chcesz tego bachora. Nawet nie wiesz jak bardzo w
tej chwili chcę, żeby ono umarło! – krzyknął Kim.
–
Zamknij się! – Spojrzał z cierpieniem i złością na nastolatka. Łzy pociekły mu
po policzkach i nienawidził siebie za to. W dole brzucha poczuł lekki ból, ale ten
tak szybko jak się pojawił minął. – Zamknij się w końcu ty cholerny,
egoistyczny dupku! Niczego od ciebie nie chcę! – Popchnął chłopaka i skierował
się do swojego pokoju. Chciał być sam. Nie wierzył, że Daesoon życzył śmierci
ich dziecku. Kiedy jeszcze tak niedawno wpatrywał się w zdjęcie maleństwa i na
jego twarzy było tyle uczucia. A może to on chciał to widzieć i tego tak
naprawdę nie było?
Zamknął
drzwi do swojego pokoju. Dotarłszy do łóżka, widząc je zza zasłony łez
wypełniającej mu oczy, położył się. Ułożył ręce na brzuchu głaszcząc go i
próbując się uspokoić. Cały dygotał. To przecież tak źle działało na nich
oboje. W przeciwieństwie do Daesoona nie chciał stracić dziecka. Ale może tak
byłoby lepiej. Nie byłoby niczego co ich obu łączy.
Potrząsnął
głową. O czym on myśli?
–
Nie mogę ciebie stracić. Nie słuchaj co twój tata mówi – szeptał łamiącym się
głosem. – Nie słuchaj. Ja chcę ciebie. Nawet jak będę do końca życia sam, chcę
ciebie.
Zwinął
się w kłębek i rozpłakał wciąż słysząc w głowie krzyk Dae, że chce aby ich
dziecko umarło.
~*~
Obudził
się z tępym bólem głowy. W pokoju było już ciemnawo, więc łatwo się domyślił,
że już jest wieczór. Musiał przespać kilka godzin. Ale nie był to spokojny sen.
Śniły mu się koszmary o których nie chciał myśleć. Na szczęście pamiętał tylko
ich fragmenty. Chociaż z nich można się obudzić, ale nie z tego co stało się w
realnym życiu.
Usiadł
na łóżku podpierając plecy o ścianę. Nie miał ochoty wstawać, wychodzić z
pokoju. Nie miał pojęcia co zastanie za chroniącymi go czterema ścianami. Ani
na chwilę nie zapomniał o słowach Dae. Nigdy ich nie zapomni. Chłopak uderzył
najbardziej boleśnie i nie potrafił mu też tego wybaczyć. Nawet gdzieś w głębi
siebie chciał, aby to Kimowi ktoś kiedyś powiedział te same słowa. Jakim trzeba
być człowiekiem, żeby życzyć komuś śmierci dziecka. Co trzeba być za potworem
by takie słowa przedostały się przez usta. Przecież nic tego nie
usprawiedliwia. On choćby był najbardziej wściekły nie byłby w stanie tak
bardzo kogoś zranić. Na samo wspomnienie cisnęły mu się do oczu łzy. Nie był
już zły na chłopaka, tylko rozżalony i zraniony do głębi.
Musiał
iść do toalety, więc konieczność zgoniła go z łóżka. Do tego głód. Nie mógł
zapomnieć o regularnych posiłkach. I tak jeden przegapił. Jego dziecko chciało
jeść. Do tego na południe też musiał
brać leki, które przepisał mu doktor Kwon jeszcze w szpitalu. Przez Daesoona
zapomniał o nich. Miał nadzieję, że to nie zaszkodzi maleństwu.
–
Kim byłby szczęśliwy. – Pełen goryczy uśmiech wpłynął na usta Jaemina.
Zanim
wyszedł z pokoju nasłuchiwał jakichkolwiek odgłosów dochodzących z domu. Cisza.
Mamy na pewno jeszcze nie było, ale co z Daesoonem? Wolałby go dzisiaj nie
widzieć. Nie był pewny jak się zachowa wobec niego. Chyba chciałby, aby chłopak
się wyprowadził. Pomysł mamy nie wypalił. Jej chęć pomocy mogła tylko jemu
zaszkodzić. W uzyskaniu spokoju pomoże mu tylko unikanie ojca swojego dziecka.
Nie mógł jednak powiedzieć rodzicielce co się stało. Kolejne zmartwienie na jej
barkach nie pomoże jej, a tylko przygniecie. O ile Daesoon sam się nie wyniesie
będzie musiał go jakoś znosić. Da radę.
Wyszedł
z pokoju stwierdzając, że nigdzie nie świeci się jeszcze światło. To oznaczało,
że albo chłopaka nie ma, albo siedzi w pokoju po ciemku. Chociaż jeszcze nie
było aż tak ciemno, żeby nie mógł się poruszać bez światła.
W
łazience skorzystał z toalety, potem umył ręce i twarz. Nic to jednak nie
pomogło. Nadal była opuchnięta, a oczy czerwone. Nic dziwnego, bo chyba dzisiaj
wypłakał wszystkie łzy. To mu przypomniało, żeby posprzątać z podłogi
chusteczki. Nawet nie myślał o nich kiedy wstawał. Dlatego wziął niewielki
worek na śmieci i wróciwszy do pokoju zajął się nimi. Potem wyrzucił śmieci,
umył jeszcze raz dokładnie ręce. Dopiero wtedy zrobił sobie coś do jedzenia i
połknął leki. Jeden musiał rozpuszczać z wodzie, więc zrobił to i razem z
jedzeniem i piciem usiadł przy stole. Nie miał zamiaru się ukrywać w swoim
domu. To nie on tu zawinił.
Zjadł
na spokojnie, ale bardziej się do tego zmuszał. Każdy kęs stawał mu w gardle. W
końcu talerz był pusty, a on go od razu umył sprzątając po sobie. Powinien
przygotować jakiś posiłek, by mama miała co zjeść, ale nie miał na to sił. Może
rodzicielka z baru coś przyniesie. Czasami szef pozwalał brać pracownikom to co
zostało. Robił to jednak rzadko i wolał wyrzucić jedzenie zamiast je rozdać.
Jego
komórka odezwała się i przez chwilę próbował sobie przypomnieć gdzie ją
zostawił. Dźwięk dochodził z przedpokoju, więc Jaemin udał się tam i znalazł
telefon w kieszeni cienkiego płaszcza który miał dzisiaj na sobie. Dzwonił jego
przyjaciel i przez chwilę nie chciał odbierać, bo miał naprawdę podły humor, ale
zdecydował, że dobrze mu zrobi usłyszenie głosu JunHo i chwila rozmowy z kimś
kto go wspierał odkąd się poznali.
Pamiętał
tamten dzień pierwszego dnia liceum kiedy śpieszący się do biblioteki chłopak
wpadł na niego na schodach, z których omalże nie spadli. Strach przez
połamaniem sobie kończyn połączył ich na dobre. Wierzył, że ich przyjaźń
przetrwa.
–
Hej.
–
Hej, Jae. Słuchaj, masz ochotę wyjść gdzieś jutro po szkole?
–
Nie wiem. A co?
–
Brzmisz jakoś smętnie. Co się stało?
Jaemin
wrócił do kuchni, bo naszła go ochota na zieloną herbatę.
–
Zmęczony jestem. Ciężki dzień, wiesz jak to jest.
– No
wiem, wiem, ale… No nie wiem… Masz dziwny głos. Jak chcesz to wpadnę do ciebie
i pogadamy. Lekcje ci przyniosę.
–
Nie mam do tego głowy, JunHo. Jak będziesz w ciąży to zrozumiesz.
– Nie
będę w ciąży, lubię tylko dziewczyny i nie jestem hermafrodytą, ale dobra,
powiedzmy, że rozumiem. Ale no, to jak jutro z tym spotkaniem?
–
Dobra. Spotkajmy się nad rzeką co? – Przez środek ich miasteczka przepływała
rzeka, która na swoim brzegu nie jeden raz była świadkiem spotkań młodych
ludzi, bawiących się dzieci i osób starszych karmiących ptaki oraz
spacerujących.
–
A to nie pójdziemy zaraz po szkole? – dopytywał Cheong.
–
Wolę się przebrać i nie chodzić w mundurku.
–
No w porządku. To jutro zobaczymy się najpierw w szkole, co? Albo w autobusie.
–
To do zobaczenia.
–
A może pogadamy na skype za chwilę?
– Nie.
Wolę się położyć. – Nie chciał, aby chłopak zobaczył jak wygląda. Zresztą nie
kłamał mu. Czuł się bardzo zmęczony. Głowa nadal mu dokuczała, a nie mógł wziąć
żadnego proszku. Gdy się wyśpi to mu przejdzie. – Jest w porządku.
–
Wiesz, kiedy przy projekcie z lalkami próbowałeś mi wmówić, że nie wyspałeś się
przez Raemin nigdy ci nie wierzyłem i miałem rację. Teraz też nie bardzo ci w
to wierzę, ale przypuśćmy że nie kłamiesz. Jutro wyciągnę z ciebie prawdę. Do
jutra.
–
Do jutra. – W chwili gdy się rozłączył usłyszał otwieranie drzwi zewnętrznych.
Na powrót mamy było zdecydowanie za wcześnie. To mogła być tylko jedna osoba.
Schował
telefon do kieszeni bluzy i kontynuował robienie sobie herbaty. Nie chciał
patrzeć na chłopaka, a ten pojawił się w kuchni.
–
Możemy pogadać?
Jaemin
pokręcił głową. Nie wierzył, że Kim chce rozmawiać. Pewnie po to, aby mu wbić w
serce jeszcze więcej boleśnie tnących ostrzy.
–
Wiem, że… Przepraszam – powiedział Daesoon smutnym głosem.
Lee
odwrócił się. Tym razem czuł złość na niego i chciałby zetrzeć go na proch.
–
Przepraszasz? Za co? Za to, że chcesz śmierci naszego dziecka?! Pokazałeś swoją
prawdziwą twarz. Chciałbym powiedzieć, że żałuję poznania ciebie, ale nie, bo
kocham to maleństwo, które w sobie noszę. Nie byłoby go, gdybym nigdy ciebie
nie poznał.
–
Byłem zły…
–
Co mnie to obchodzi?! Sądzisz, że kiedy jesteś zły to wszystko ci wolno? Wolno
ci ranić ludzi?! Mylisz się, Daesoon. Nie znajdziesz słów które naprawią to co
zrobiłeś. – Przeszła mu ochota na herbatę. Popatrzył jeszcze przez chwilę na
chłopaka tym razem już nie ze złością, ale żalem i udał się do swojego pokoju.
Zamierzając tam już zostać. Nie chciał patrzeć na skruszoną i pełną winy twarz
Daesoona Kima, bo mu już nie wierzył.
~*~
Powrót
do szkoły, kolejny raz, nie był niczym przyjemnym. Kiedy Jaemin przekroczył
mury instytucji znów stało się to samo. Oczy wszystkich spoczęły na nim i przez
chwilę miał wrażenie, że ma deja vu. Tym razem jednak nie towarzyszył mu
przyjaciel. Z tego powodu, że on przyjechał wcześniejszym autobusem. Wszystko
po to, aby nie pojawić się w szkole razem z Daesoonem. Bo jego kochana mama
wpadła na pomysł, że mogą razem jeździć do szkoły samochodem i ten idiota na to
przystał. Dlatego kiedy rodzicielka udała się do sklepu, a Dae do pokoju, on
się szybko ubrał i wyszedł z domu. Nie potrzebował pomocy tego człowieka. Nie
potrafił go znieść obok siebie. Noc niczego nie zmieniła. Żal nie zniknął.
Na
szczęście jakiś cudem udało mu się ukryć przed mamą całą sytuację. W nocy
słyszał jak wróciła i chyba rozmawiała z Kimem, bo zanim udało mu się zasnąć
ich stłumione głosy docierały do niego. Rano nie odzywał się do Dae, ale mama
nie pytała o co chodzi, bo ich zachowanie wobec siebie znała. Wszak nie miała
pojęcia, że wczorajszy ranek na chwilę ich do siebie zbliżył, by potem oddalić ich
z siłą wodospadu.
–
Gdzie twój chłopak? – zapytał SuJong, który podszedł do Jaemina. – Swoją drogą
nie spodziewałem się, że oddasz się temu dupkowi.
Lee
zaśmiał się. I on lubił tego chłopaka? Wydawało mu się, że Choi jest fajny.
Zawsze tak jest. Nieraz ludziom wydaje się, że ktoś jest super, ale przy
bliższym poznaniu lub w niektórych sytuacjach prawda wychodzi na jaw. Żałował
tego bo SuJong mógł się okazać dobrym kumplem. Problem w tym, że chłopak nie
tego chciał. Nawet nie chciał związku z nim, po prostu miał ochotę na jego
tyłek. Gorzka, ale prawdziwa prawda.
Ciężarny
chłopak przystanął. Zmrużył oczy patrząc w górę. Wkurzało go teraz, że
nastolatek jest tak wysoki.
–
A co? Chciałbyś być pierwszym? Nie przykro mi, że nie miałeś tego zaszczytu. –
Chciał przejść, ale chłopak zastąpił mu drogę.
–
Pokazujesz pazurki? Myślałem, że już je straciłeś. Byłbym lepszy niż on.
–
Nie wątpię, że byłbyś. – Za Jaeminem rozległ się aż nazbyt znajomy głos.
Rozpoznałby go wszędzie. – A teraz z łaski swojej pozwól mu przejść.
–
O, przyszedł drugi tatuś – prychnął szyderczo SuJong. Zerknął na Daesoona, a
potem ponownie skupił spojrzenie na Jaeminie. – Przyszedł twój chłopak. Byłbym
lepszy od niego. Byłbym lepszym ojcem.
–
Nie wątpię, że każdy będzie od niego lepszy – powiedział Lee tak głośno, żeby
na pewno Kim go usłyszał. I nie tylko on, bo znów odgrywali telenowelę przed
innymi. – On nie nadaje się ani na chłopaka, ani na ojca.
–
To może… – SuJong próbował swojej szansy, ale Lee uniósł rękę.
–
Nawet o tym nie myśl. Z tobą nie chcę mieć nic wspólnego. Niestety jeżeli
chodzi o niego nie mogę tak powiedzieć. – Odwrócił się do Daesoona. Położył
ręce na brzuchu, a oczy Kima powędrowały tam w tej samej chwili.
–
Co to za zbiegowisko? – Na korytarzu pojawił się dyrektor Kim. – Rozejść się.
Panie Lee, Daesoon chcę z wami porozmawiać. Zapraszam do gabinetu.
Jaemin
pożałował, że wdał się w bezsensowną i dziecinną dyskusję. Nie chciał rozmawiać
z dyrektorem, ale nie miał wyjścia. Posłusznie poszedł za mężczyzną. To samo
zrobił Daesoon, który wypalał wzorkiem dziurę w plecach Lee.
Pan
Kim zaprosił ich do biura i zamknął za nimi drzwi.
–
Nie wiem o co dokładnie poszło, ale to jest szkoła i waszych spraw nie
powinniście roztrząsać w tych murach. Nie chcę, aby ktoś miał więcej podstaw do
tego, aby cię wyrzucić, Jaeminie.
Chłopak
ukłonił się i przeprosił.
–
To się nie powtórzy.
– Co
ty masz do powiedzenia, synu?
–
Nie znoszę Choia.
–
Dlaczego?
Daesoon
zacisnął usta w wąską kreskę. Kangsoon znał syna i wiedział, że niczego się od
niego nie dowie. A nie po to ich tu zawołał. Usiadł ciężko za biurkiem
popatrując na Jaemina który nosił w sobie dziecko jego syna. Wnuk. Taka prawda.
Jaemin Lee, którego tak bardzo nienawidzi jego żona, da im wnuka lub wnuczkę.
To przecież wielki dar. Mimo że robili to inni nie potępiał obu chłopaków. Też
był młody i głupi. Często robił rzeczy, którymi kierowały hormony. Szkoda, że
tak wielu ludzi nie pamięta głupot młodości.
–
Jaeminie, chcę żebyś wiedział, że jak tylko będziesz potrzebował pomocy to
zgłoś się do mnie.
Chłopak
zrobił wielkie oczy. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego.
–
Stało się i tego nie zmienimy. Muszę też podziękować, że wraz ze swoją mamą przyjęliście
mojego syna do swojego domu. Moja żona jest nieustępliwa. Daesoon żałuję, że
nie udało nam się wczoraj porozmawiać. Unikasz mnie, ale chcę także tobie
pomóc.
– Poradzę
sobie. Mama, kiedy wczoraj przyszedłem po resztę rzeczy, dosadnie mi
powiedziała, że w jej domu nie ma dla mnie miejsca. Zakazała mi spotykać się z
moją siostrą. Dodała, że… – umilkł, bo nie chciał o tym mówić. Ale jej słowa
zraniły go do głębi i po nich zrozumiał jak wielki popełnił błąd w stosunku do
Jaemina i ich dziecka mówiąc, że wolałby, aby malec umarł. Chłopak miał racę,
nie będzie dobrym ojcem. Powinien zejść im z drogi.
–
Twoja mama…
–
Wiem jaka jest, jaka była. Ale tego się nie spodziewałem.
Jaemin
próbował zrozumieć o czym chłopak mówi. Czy jego mama żałowała, że Daesoon się
urodził. Jego mściwa część cieszyła się z tego co usłyszał chłopak, ale ta
druga, lepsza, współczuła mu. Może to czegoś Daesoona nauczy.
–
Staram się z nią rozmawiać – mówił Kangsoon.
–
To nie ma sensu, tato. Mogę już iść?
–
Tak, możecie – podkreślił – już iść. Pamiętajcie tylko, że pomogę wam jak tylko
mogę. Jaeminie, spotkam się z twoją mamą i porozmawiam o mieszkaniu Daesoona u
was. Pomogę finansowo. Wam obu.
–
Ale nie trzeba…
–
Jaeminie, urodzisz mojego wnuka. Mój syn mieszka u was, nie pracuje. Wiem, że
wam się nie przelewa, wiec pozwól, że pomogę. Stać mnie na to. Ale to omówię z
twoją mamą. Jeżeli tylko Daesoon będzie mógł u was zostać, będzie mnie radować,
że mam go blisko, a tobą ma się kto zająć. Mój syn to dobry chłopak.
Jaemin
już miał na końcu języka, żeby powiedzieć dyrektorowi jak dobrym chłopakiem
jest Dae, ale wolał ugryźć się w język. Natomiast Daesoon odetchnął, bo bał
się, że Lee coś się wymsknie. A naprawdę nie chciał ranić taty.
Dyrektor
jeszcze raz zapewnił o chęci pomocy, przypominając, że Jaemin zawsze będzie
mógł się do niego zwrócić, pozwolił im wyjść. Czuł, że coś złego pomiędzy nimi
zaszło, ale wierzył w siłę nienarodzonego dziecka. To maleństwo będzie w stanie
dużo zmienić.
–
Oby na lepsze – szepnął do siebie gdy został sam i mógł odetchnąć.
Tymczasem
obaj nastolatkowe, których los połączył, nie tylko podczas projektu z lalkami,
nie zamieniając ze sobą słowa udali się na lekcje. Każdy pogrążony w swoich
myślach. Jeden czując się winny nieopatrznym słowom, a drugi czekając na
spotkanie z przyjacielem. Wierzył, że JunHo pomoże mu wszystko sobie poukładać,
bo już sam nie wiedział co ma zrobić z Daesoonem Kimem, którego będzie musiał
znosić do końca życia. Przecież łączyło ich dziecko, a to była więź nie do
rozerwania.
Super, jak zawsze �� Bardzo mi przykro z powodu twojego wypadku i mam nadzieję, że predko wrócisz do pełnej sprawności ❤ I mam pytanie: czy wstawisz jeszcze jeden rozdział (właśnie ten z zeszłego tygodnia) czy będzie mi musieli przeboleć poprzedni termin? :/
OdpowiedzUsuńNie, nie będzie dodatkowego rozdziału. Tak, będziecie musieli przeboleć poprzedni termin.
UsuńWracaj do zdrówka nasza kochana autorko, którą wielbimy 😁
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Dobrze tak Daesoonowi, bo myśli, że w złości może ranić Jeamina, a potem po krótkim przepraszam wszyskto wróci do normy. Tato Daesoona okazał się spoko gościem i mam nadzieję, że matka też przejrzy na oczy. Do tego czasu nasza, jeszcze nie doszła, parka będzie ze sobą drzeć koty pod jednym dachem. 😃 Ale znając życie wyjdzie im to na dobre.
Życzę weny i powrotu do zdrowia 😙😙😙
Przykro mi z powodu twojego wypadku. Znajoma miała śrubami skręconą nogę bo poślizgneła się na chodniku. Paskudnie to wyglądało.����
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle powala. Mam nadzieję że Dae naprawi to co zrobił Jaeminowi, mówiąc takie słowa. Nigdy nie powinien życzyć śmierci nie narodzonemu dziecku. Zwłaszcza swojemu. �� wkurzył mnie tym. Dyrektor jest spoko. Tak się zachowuje odpowiedzialny mężczyzna. Pozdrawiam i zdrowia życzę.
Oti
Przez Ciebie spóźnię się na zajęcia ale warto ��
OdpowiedzUsuńNie no faktycznie Kim trochę przesadził.
OdpowiedzUsuńJego słowa były dość brutalne i niezbyt przyjemne.
Naprawdę bolały mocno i nie wyobrażam sobie żeby powiedział je nawet heteralny ojciec dziecka.
To straszne nawet dla każdego rodzica i muszę przyznać, że mnie zszokowałaś.
Coraz bardziej szkoda mi młodego tatusia.
Znalazł się w trudnej sytuacji a dodatkowo w szkole nie ma zrozumienia.
Na szczęście dyrektor jest dobrym człowiekem, choć mocno pod pantoflem matki.
Aby to się kiedyś zmieniło.
Moja biedna... mam nadzieję że szybko dojdziesz do siebie. Domyślam się, że jest naprawdę ciężko, ale okres rekonwalensencji szybko minie i wrócisz do siebie. A także do pisania.
Także trzymam kciuki za Ciebie i życzę zdrówka.
Po pierwsze zdrowiej! Wszystko się zagoi. Trzymam kciuki ;]
OdpowiedzUsuńCo dk rozdziału... Mam naprawdę mieszane uczucia... Mam ochotę ich wszystkich potargac za fraki żeby się opamietali. Ale Kim... Kur tego się nie dało czytać do końca! Miałam ochotę jego wypowiedź przewinac i nie czytać ale... Dałam radę. Matka nie jest dobra matka jeśli wyrzuca dziecko. A ojciec nie jest dobrym ojcem jeśli takie rzeczy mówi... Kiedy mówi się w emocjach jest to przeważnie prawda to co się myśli i czuję.
heh... W każdym razie weny oraz zdrowia ;]
No to, ja jak inni tez zycze szybkiego powrotu do poprzedniego stanu. Skoro zlamalas noge to niestety musi minac pare miesiecy az bedzie juz dobrze. Ale te miesiace szybko zleca!
OdpowiedzUsuń<3
Hej Lu :) Jak zwykle coś. Gdy już się wydaje, że gorzej być nie może... Okazuje się, że jednak może. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia, choć jak mówiłaś, zajmie to pewnie pół roku. Mam również nadzieję, że stan zdrowia Twojego taty się poprawia. Nie przemęczaj się i dbaj o siebie. Męża pociągnij do opieki nad Tobą :D
OdpowiedzUsuńCo do Twojego ebooka... kupiłam go chyba miesiąc temu... i nie, wciąż się za niego nie zabrałam. Mam tyle na głowie, że nie wyrabiam się. Już sobie mówię, że przeczytam całość za jednym zamachem w weekend, ale gdy siadam wieczorem do komputera robię się szybko śpiąca i ostatecznie idę spać, bo nie mogę wytrzymać dłużej. Z niecierpliwością na niego czekałam, a teraz nawet przeczytać nie mogę. Październik mnie dobił, ale może w listopadzie coś się zmieni. Nie chcę żebyś myślała, że robię to celowo :) Kiedyś się za to zabiorę... Kiedyś też skończę Lodową... I może ebooka... "Kiedyś"- czas w bliżej nieokreślonej przyszłości ;D
Jeszcze raz, życzę Ci powrotu do zdrowia i dużo weny, bo z tym bywa ciężko.
Pozdrawiam :D
Hej,
OdpowiedzUsuńnasza droga autorko, choć mam jeszcze trochę zaległości w czytaniu, to też zaglądam do tych nowszych rozdziałów... chciałam tylko napisać, że bardzo jest mi przykro z powodu Twojego wypadku no i mam nadzieję, że szybko wrócisz do pełnej sprawności...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, a było już tak miło... te słowa Deasoon'a bardzo zraniły Jeamina, chociaz z zrozumiał błąd no i ojciec chce pomóc...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia