Przypominam, że do kupienia jest kolejny tom "Obrazów miłości" pod tytułem "Odzyskać szczęście". Można go nabyć tutaj: Beezar.pl lub tutaj: Book-Self
Za każdy zakup, wsparcie bardzo dziękuję. :***
Dziękuję również za komentarze i zapraszam na rozdział. :)
Wciąż nie dowierzał temu, że Jaemin Lee jest z nim w
ciąży. Słowa Cheonga odbijały mu się nieustannym echem w głowie. Dla niego to
było trudne do przyjęcia. Może to jednak nie jego dziecko. Próbował to sobie
wmówić, bo tak byłoby łatwiej. Gdyby nie to, co powiedział JunHo, że był dla Lee pierwszym. Oskarżał chłopaka,
że ten daje się każdemu, bo tak było mu
łatwiej, mimo że nie miał na to dowodów. Jedynie to, że SuJong się za bardzo do
niego przystawiał, a Lee się to podobało. Może to dziecko tego dryblasa. Na tę
myśl poczuł podekscytowanie, ale i tak w to nie wierzył. Po prostu tak byłoby lepiej.
Nie chciał dziecka! Nie w tym wieku. Nigdy nie zamierzał
być ojcem. W dodatku miał gdzieś w poważaniu Jaemina Lee. Chłopak doprowadzał
go do szału. Chwilami nie miał pojęcia czy mu przywalić, czy go pocałować.
Najchętniej to by nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Tymczasem mieli mieć
dziecko. O ile dzieciak przeżyje. W głębi duszy chyba chciał, żeby Lee poronił.
Tak byłoby dla wszystkich lepiej. Szczególnie dla niego. Miał swoje plany,
marzenia, ale z dzieciakiem na karku ich nie zrealizuje. Tak, lepiej będzie,
jeżeli małego lub małej nie uda się uratować. Powinien też być w szkole na
meczu – trener się wściekał, że musi podpierać się rezerwowymi zawodnikami –
lub iść do domu, a nie siedzieć na szpitalnym korytarzu i czekać na wiadomości.
Godzinę temu przywieziono Lee do szpitala i lekarze od razu zabrali go do sali zabiegowej. Podobno próbują uratować
dziecko. Dziecko, którego pragnął Jaemin. Zorientował się o tym, kiedy po
przyjeździe karetki zwijający się z bólu chłopak płakał i prosił by ratowali jego maleństwo.
– Cholera
– warknął pod nosem i wstał z krzesła. Drżącą dłonią potarł czoło. Przeklinał,
że tamtej nocy go poniosło. Przynajmniej mógł wtedy pomyśleć o zabezpieczeniu.
Skąd jednak mógł wiedzieć, że ta część Lee, która też w nim była, już dojrzała
do poczęcia. Hermafrodyty, którymi była bardzo duża grupa mężczyzn, mogły zajść
w ciążę dopiero w wieku dziewiętnastu lat. Co innego z robieniem dzieci.
Działało to jak u każdego zwyczajnego mężczyzny.
Usłyszał głośne stukanie obcasów po korytarzu. Spojrzał
w stronę, skąd dochodził dźwięk. Westchnął. Zdenerwowana mama Jaemina
rozglądała się wokół, czegoś szukając. Torebka ciągle spadała z jej ramienia i
nerwowym ruchem ją poprawiała. Kobieta ujrzawszy go, przyśpieszyła. Gdy była
blisko, Daesoon mógł odczytać ból malujący się na jej twarzy.
– Co
z moim dzieckiem? – zapytała roztrzęsiona. – Zadzwonili do pracy i powiedzieli,
że jest w szpitalu. Co się stało?
– On…
– Dostał piłką w
brzuch – wyjaśnił JunHo, który wracał w dwoma kubkami kawy.
– Jak to piłką?
Miał nie grać.
– Stał obok i ktoś
kopnął piłkę nie w tę stronę, co trzeba i Jae poczuł ogromny ból brzucha
– powiedział Daesoon.
W oczach kobiety pojawiły się łzy. Przysłoniła usta dłonią.
– Dziecko. Straci
je? Gdzie są lekarze? – Ponownie zaczęła się rozglądać bezradnie.
JunHo wcisnął w dłoń Daesoona jeden kubek kawy, a drugi
postawił na parapecie. Stali przy dużym oknie, z którego rozciągał się
fantastyczny widok na park przy szpitalu, ale nikogo to nie cieszyło.
–
Proszę pani, lekarze próbują
uratować to dziecko. Zabrali Jae na jakiś zabieg. Tylko tyle wiem, bo nic mi
nie chcieli powiedzieć – wytłumaczył Cheong.
–
On tak chciał tego dziecka. Z
początku się wahał, ale szybko podjął decyzję, że je urodzi. On może nie zdawać
sobie z tego sprawy, ale ja wiem, dlaczego chce to zrobić. – YuRin popatrzyła
na Daesoona, który zmieszał się pod jej wzrokiem. Nie mogła powiedzieć temu
chłopakowi, że Jae go kocha, i dlatego pragnie tego dziecka. Nie do niej
należały takie wyznania. – Wiesz, że to twoje dziecko? – Odetchnęła, gdy
chłopak pokiwał głową.
–
Ja mu powiedziałem. Niestety cała
szkoła już wie, że Jaemin jest w ciąży. Raczej nikt nie słyszał, jak mówiłem
Kimowi, kto jest ojcem maleństwa.
Zmęczona usiadła na krześle.
–
I tak prędzej czy później prawda
wyszłaby na wierzch. Mój kochany syn teraz cierpi, a ja nie mogę być przy nim.
Daesoon nie wiedział, co robić. Bezradność w oczach tej
kobiety, którą lubił, sprawiała, że mimo starań nie potrafił pozostać obojętny
na to, co się działo. Zaczął zastanawiać się, co będzie, jeżeli Jaemin poroni.
We trójkę czekali na wieści jeszcze przez pół godziny. W
chwili, kiedy podszedł do nich młody lekarz z nastroszonymi włosami i zmęczeniem
na twarzy, YuRin poderwała się z krzesła.
– Doktorze Kwon, co
z moim synem i jego dzieckiem?
–
Staraliśmy się zrobić wszystko, aby
nie do prowadzić do poronienia, i mam nadzieję, że się nam to udało. Nie
wszystko jednak zależy od nas. Teraz dużo zależy od siły walki pani syna i
płodu. Ale nie mogę dać gwarancji. Jaemin zaczął krwawić i to cud, że po
uderzeniu od
razu nie poronił. Oboje są bardzo silni.
Także proszę nie tracić nadziei. Najbliższy tydzień będzie decydujący. – Bardzo
chciał pomóc temu chłopakowi. Przez te kilka tygodni zdążyli się zaprzyjaźnić. Widział w tym chłopaku siebie sprzed lat. – Jaemin
zostanie w szpitalu, nie będzie mu wolno przez te dni wstać z łóżka. Potem
będzie musiał dużo odpoczywać. Ale jeżeli dziecko przeżyje ten tydzień,
wszystko powinno być dobrze. Ja ze swej strony postaram się im pomóc.
–
Dziękuję doktorze. Jest pan bardzo
dobrym człowiekiem. Kiedy będę mogła zobaczyć mojego syna?
–
Niedługo. Przywiozą go tylko z sali
zabiegowej. Pielęgniarka zaprowadzi panią do Jaemina. – Popatrzył na stojących
obok chłopaków. – Który z was jest ojcem dziecka?
–
On. – JunHo wskazał na wyjątkowo cichego Daesoona Kima.
– Jaemin będzie potrzebować teraz
spokoju i opieki.
Zarówno on, jak i wasze
dziecko.
Mam nadzieję, że mu to zapewnisz.
– Ja? – Zaczynał
panikować, a zimny pot oblał jego ciało.
–
On nosi twoje dziecko. Nie kogoś
innego. – Lekarz już miał odejść, ale zatrzymał się i spojrzał na chłopaka ze
zmarszczonymi brwiami. – Był półprzytomny, kiedy przeprowadzaliśmy zabieg pod znieczuleniem.
Wciąż powtarzał twoje imię – powiedział, po czym pożegnał się i odszedł.
Daesoon czuł na sobie wzrok dwójki osób, a serce biło mu
coraz szybciej. Przerażony odszedł od nich, wciąż trzymając w dłoni nietknięty
plastikowy kubek z zimną już kawą. Chciał być sam.
YuRin popatrzyła bezradnie na przyjaciela syna.
– Nie wiem, co
Daesoon zrobi. – Wzruszył ramionami.
Chwilę później pojawiła się przy nich pielęgniarka i
zaprowadziła panią Lee do pokoju, w którym przebywał jej jedynak.
~*~
Jaemin otworzył oczy. Czuł się, jakby długo spał. Całą
wieczność. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Odwrócił głowę ciężką niczym
ołów. Ktoś koło niego siedział i dopiero gdy wzrok mu się wyostrzył, rozpoznał
tę osobę.
– Mama?
– Jaemin.
– Ocknęła się, powracając ze świata niespokojnych i czarnych myśli do
rzeczywistości.
– Miałem
dziwny sen – szepnął. – Śniło mi się, że byłem w ciąży. Dziwne, nie? Wiesz, kto
był ojcem mojego dziecka? Da… – Zmarszczył brwi. Jego oddech przyśpieszył.
Przełknął ślinę.
–
Synku? – Położyła dłoń na ramieniu Jaemina.
– To
nie sen. To… O nie… Piłka… – Jego zobojętniała twarz przemieniła się w maskę
ogromnego bólu. Położył ręce na brzuchu. Oczy wypełniły się łzami. – Dziecko.
–
Kochanie, wszystko w porządku.
Lekarze je uratowali – zapewniła syna. Nie mogła znieść jego cierpienia. Nie
wyobrażała sobie, co byłoby, gdyby poronił.
– To znaczy, że…
–
Żyje. Twoje dziecko
żyje.
Odetchnął, a z zewnętrznych kącików oczu ku skroni
spłynęły łzy ulgi. Przymknął na chwilę powieki, żeby się uspokoić, a gdy je
otworzył i napotkał niepokój w oczach matki, zapytał:
–
Co jest nie tak?
– Nadal
istnieje ryzyko poronienia. Najbliższy tydzień o wszystkim zadecyduje. – Chwyciła dłoń syna. – Ale twoje dziecko jest
silne. Chce żyć i uda mu się. Zobaczysz, za osiem miesięcy będziesz trzymał je
w ramionach. Jest jeszcze coś… Daesoon już wie o dziecku.
– Pewnie jest wściekły.
–
Raczej zdezorientowany i przerażony. Jest tutaj, w szpitalu.
–
Co? – Otworzył szeroko oczy.
–
Myślałam, że wyszedł, ale nie zrobił tego. Chcesz go
widzieć? – zapytała ostrożnie.
–
Nie wiem. Powinienem z nim pogadać. – Otarł
wysychające już oczy.
–
Przede wszystkim musisz mieć spokój. Nie wolno ci w
ogóle wstawać.
– Hm?
Nie mówisz poważnie? Mam robić pod siebie? Ma ktoś mnie myć? Nie odpowiadaj. Zrobię wszystko dla mojego
dziecka. Chcę spać. – Nie wyobrażał sobie najbliższego tygodnia, ale bardziej
niż to, że ktoś będzie musiał się nim zajmować, przerażała go rozmowa z
Daesoonem. Nie był tylko pewny co bardziej. Ona czy to, że chłopak nawet do
niego nie zajrzy.
– Śpij.
Sen ci dobrze zrobi. – Pogłaskała go po głowie. Nieważnie ile Jaemin miał lat,
dla niej na zawsze pozostanie małym chłopcem, którego będzie chciała chronić. A
teraz jej dziecko potrzebowało spokoju i opieki. – Śpij. Pójdę porozmawiać z lekarzem.
Zanim wyszła, rzuciła jeszcze okiem na śpiącego
chłopaka. Nie wiedziała, że tak naprawdę Jaemin nie oddał się snom. Gdy tylko
usłyszał, że mama zamyka za sobą drzwi, otworzył
oczy. Nie potrafił jej wyrzucić, bo
złamałby jej serce, ale chciał zostać sam. Bez jej wzroku patrzącego na niego,
jakby był małym chorym chłopcem. Teraz był kimś, kto dorósł i sam spodziewał
się dziecka. Mógł je utracić. Jeszcze może. Wszystko przez to, że tak długo
trzymał prawdę w sobie, kombinował zamiast wszystko wyjawić. Nie znalazłby się
na boisku, gdyby był mądrzejszy i nie bał się.
Ciepła kołdra okrywała jego ciało, a on i tak czuł
chłód, bo przez własną głupotę prawie zabił istotę, która w nim rosła. Po to
tylko, by nie wyrzucili go ze szkoły i aby Daesoon się nie dowiedział. Nie było to warte życia
dziecka, które już pokochał całym sercem.
– Będzie, co ma być, ważne żebyś przeżyło. – Położył
dłoń na brzuchu. – Czekam na ciebie. Damy radę. Słyszysz mnie? Damy radę. Jesteś
silne, maleństwo. Jesteś moje – szepnął i dopiero pozwolił sobie na łzy, które
gorącymi kroplami wypłynęły z jego oczu.
~*~
Niespokojnie krążył po korytarzu przed salą, w której
umieszczono Jaemina. Mógł już dawno wrócić do domu, ale nie potrafił. Chciał
powiedzieć chłopakowi, że nie obchodzi go to dziecko i nie przyzna się do
niego. Niech Lee sobie sam radzi. On się na to nie pisał! Niech mu ten
lekarzyna nie mówi, że ma się opiekować ciężarnym chłopakiem. Niech pani Lee
nie patrzy na niego, jakby to on był wszystkiemu winien!
Zacisnął pięści. Tak zrobi, odetnie się od tego. Powie
chłopakowi to, co postanowił. Wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę.
Zmarszczył brwi, słysząc cichy szloch. Miał się wycofać, ale z ciekawości
wszedł do pokoju. Niech się dzieje co chce i tak mu wszystko wygarnie! Lecz gdy
spojrzał na leżącego na łóżku Jaemina i w dodatku płaczącego, coś go
powstrzymało przed krokami, które jeszcze chwilę temu zamierzał wykonać.
Jaemin, którego coś od środka dusiło, poczuł czyjąś
obecność. Otarł oczy i spojrzał w stronę wejścia. Spodziewał się matki,
przyjaciela, ale nie tego chłopaka. Daesoon wyglądał niczym schwytane do klatki
dzikie zwierzę, które pragnęło wydostać się na wolność. Nagle śmiać mu się
zachciało.
– Myślałem, że nie
przyjdziesz – zagadnął.
Kim zacisnął zęby. Pragnął wygarnąć mu wszystko, ale na
wspomnienie słów lekarza, że prawie nieprzytomny Jaemin powtarzał jego imię i
jak bardzo chłopak potrzebuje spokoju, milczał.
–
Już wiesz i nie podoba ci się to –
mówił Jaemin. – Spokojnie, niczego od ciebie nie chcę. Możliwe, że nikt w
szkole nie wie, kto jest ojcem mojego dziecka, i niech tak zostanie. Dla ciebie
lepiej, dla mnie też. – Wziął głęboki oddech. – Tamta noc…
–
Tamta noc to był błąd, wiesz o tym.
Przez nią wpadliśmy. Jeszcze sami jesteśmy dzieciakami i mamy mieć dziecko? Nie
chcę tego. Nie chcę mieć dzieci.
– To moje dziecko.
–
Moi rodzice nie mogą się
dowiedzieć. Powiem, że puściłeś się z kimś i to nie moje dziecko. – Bał się, że
to, co wyszeptał mu JunHo na boisku o ojcostwie, jednak ktoś usłyszał i teraz
cała szkoła o tym wie. Ale mama
jeszcze do niego nie dzwoniła, więc istniała szansa, że wszystko uda się
zamieść pod dywan.
–
Nie martw się, nie uwiążę cię przy
dziecku i przy sobie, Daesoon. Jesteś wolny jak ptak. Nie przychodź do mnie
więcej. Wyjdź. – Wiedział, że tak będzie. Chłopak nie tylko nie chciał być
ojcem, ale w życiu nie przyzna się do dziecka, które poczęli. Mimo że Jaemin
spodziewał się tego, to go bardzo bolało. Nie pozwolił jednak sobie odkryć się
z tym przed nastolatkiem. Starał się być spokojny, jakby nic, co chłopak mówi,
go nie obchodziło. Poza tym spokój
jest potrzebny jego dziecku. – Wyjdź.
–
Jeszcze jedno… Dlaczego mi wtedy nie powiedziałeś, że to był twój pierwszy raz?
–
Bo nic cię to nie obchodziło.
Osądziłeś. Ale każdy myśli o innych swoją miarą. – Zaśmiał się szyderczo, aż go to zdziwiło,
bo przecież taki nie był. – A teraz wynoś się
stąd.
– Trzymam za słowo,
że nikt…
– Mam dobrą pamięć.
Wyjdź, bo chcę zasnąć. Przeszkadzasz nam.
– Nam? – Daesoon
zmrużył oczy.
– Mnie i mojemu –
podkreślił – dziecku.
Mimowolnie oczy Dae powędrowały w miejsce, gdzie
znajdował się brzuch Lee. Nie wątpił, że jeżeli to dziecko przeżyje, w
niedługim czasie brzuch chłopakowi urośnie. Ale jego to już nie obchodziło, bo
wyszedł z pokoju i ruszył do wyjścia ze szpitala. Nie był jednak spokojny.
Sądził, że będzie inaczej, ale coś mu nie pozwalało uzyskać spokoju. Nie
wiedział jeszcze, co to jest.
Do domu dotarł piętnaście minut później. Zaparkował
przed budynkiem i chwilę posiedział w samochodzie. Rodzice już byli w domu o
tej porze. W sumie był już wieczór. Na pewno wiedzieli, że Jaemin spodziewa się
dziecka, bo jego tata był dyrektorem szkoły. Wysiadł z samochodu i udał się do
domu. W przedpokoju zdjął buty i zamierzał udać się do swojego pokoju, kiedy
usłyszał rozmowę rodziców.
–
To wstyd. Jak się ona nie wstydzi, że wychowała
takiego syna – mówiła jego mama.
Chłopak stanął blisko drzwi do salonu. Jego tata
siedział w fotelu, czytając gazetę, a mama podlewała kwiaty.
–
A jaki to ma wpływ na twoją szkołę.
Co ludzie powiedzą? Uczeń z tak dobrej placówki spodziewa się dziecka. Ten
chłopak daje wszystkim zły przykład. Uważam, że powinieneś wyrzucić go ze
szkoły. Słuchasz mnie?
– Tak. Nie uważam
jednak, że jest to potrzebne – odpowiedział spokojnie Kangsoon.
–
Jak to nie? Taki macie regulamin.
Powiedziałam, że może dawać zły przykład innym uczniom. Szkoła ma wychowywać
młodych ludzi, pokazywać, co jest dobre, co złe. A ten chłopak postąpił
niewłaściwie. Nie ma partnera, nie jest po ślubie… Nigdy go nie lubiłam.
Czułam, że zejdzie na złą drogę. – Poprawiła doniczkę. – Ten drugi chłopak też
nie lepszy. Nawet się pewnie nie przyzna do ojcostwa. Na szczęście nasz syn
jest porządny. Z niczym się nie śpieszy. Ma jeszcze czas na wszystko. Za kilka
lat, gdy weźmie ślub.
Daesoon zmarszczył brwi. Czy jego mama mówiła o seksie?
Bardzo by się zdziwiła, jak wcześnie zaczął. Ale niech żyje w swoim własnym
świecie. Tak będzie lepiej. Na razie cieszyło go to, że nikt go nie powiązał z
ojcostwem. W tej samej chwili przez jego ciało przebiegł lodowaty dreszcz. Jak
mogli o tym zapomnieć? Chłopaki z drużyny mogą się czegoś domyślić. Słyszeli, jak w nerwach powiedział,
że przespał się z Jaeminem. Pozostaje wierzyć, że nie połączą faktów. Przecież
wierzą, że Jaemin spał nie tylko z nim, więc może nie domyślą się prawdy.
–
Traktujesz Daesoona jak małego
chłopca. Co byś zrobiła, gdyby to on spodziewał się dziecka?
Kobieta odwróciła się do męża ze złością w oczach.
–
Nawet tak nie mów. Nasz syn to
porządny chłopak, a nie jakaś… – przerwała, bo gdy uniosła wzrok, ujrzała syna,
który bardzo chciał wiedzieć, jak miała nazwać Jaemina. – Jak długo tu stoisz?
–
Wystarczająco. I nie uważam, aby
wyrzucenie ze szkoły tego chłopaka było dobrym pomysłem, mamo.
–
Tak trzeba, ponieważ…
–
Ja podejmę decyzję. – Kangsoon Kim
złożył gazetę. – Was to nie dotyczy, więc sobie tym głowy nie zawracajcie –
powiedział i wyszedł.
–
On od tego umyje ręce. – Westchnęła
SooYoung. – Jak zawsze. Czasami zastanawiam się, dlaczego za niego wyszłam. –
Podeszła do syna. – Jak dobrze, że nie jesteś do niego podobny, jeżeli chodzi o
charakter. Jesteś podobny do mnie – rzekła.
Daesoon poczuł się z tego powodu dziwnie, bo znał mamę.
Co tu dużo mówić, była zimna, nieprzystępna i wyrachowana. On nie chciał taki
być.
– Pójdę się
pouczyć. – Odwrócił się na pięcie.
– Podobno
pojechałeś za tym chłopakiem do szpitala. Dlaczego?
– Musiałem,
nauczyciel kazał – skłamał. – Zawiozłem tam jego przyjaciela.
– Ale nie wróciłeś
do szkoły. Mieliście ważny mecz. Jesteś kapitanem.
–
Wolałem zrobić sobie wolny dzień, a
mecz moja drużyna wygrała. – Postawił stopę na pierwszym stopniu, dając mamie
do zrozumienia, że nie chce rozmawiać, ale ona jak zwykle nie odpuszczała.
– Wolny dzień?
Narobisz sobie zaległości. Masz się uczyć i tylko to jest ważne.
–
Dlatego chcę to zrobić, a mi
przeszkadzasz. Poza tym dzisiaj nie
było lekcji. – Miał ochotę warknąć na nią, ale się powstrzymał.
–
Idź. I mam nadzieję, że nie
będziesz miał nic wspólnego z Jaeminem Lee. Szkoda, że mieszka obok.
Zdziwiłabyś się co mnie takiego z nim łączy, pomyślał.
Nie słuchał jej już i czym prędzej wbiegł na górę, chcąc zapomnieć o słowach
matki, o tym dniu, a szczególnie o tym, że pewien chłopak nosi pod sercem jego dziecko.
~*~
Był środek nocy, a Jaemin nie mógł spać. Leżał, patrząc
w okno na gwiazdy i księżyc, który niedawno ukazał się za szklaną taflą.
Gładził dłonią swój brzuch i myślał, jak dalej może potoczyć się jego życie.
Nie chciał robić planów na daleką przyszłość. Wolał myśleć o tym, co będzie po
wyjściu ze szpitala. Cała szkoła już wie o jego ciąży. Będą plotki, dociekania,
kto jest ojcem. Prawdopodobnie prawda szybko wyjdzie na jaw. Chyba że koledzy z
drużyny są naprawdę głupi, to wtedy tajemnica ojcostwa nie wyda się. Dla niego
już to było obojętne. Pewnie nie zabawi długo w tej szkole. Nie zamierzał
jednak się poddać i nie walczyć o dobrą przyszłość. Jego życie zmieni się i na
pewien czas zrezygnuje z planów, ale w końcu je zrealizuje. Bał się tego
trochę, ale wierzył, że da sobie radę.
– Damy
sobie radę – szepnął do dziecka i zamknął oczy, marząc, by jak najszybciej
minął ten tydzień i mógł wrócić do domu.
Matka Dae jest po prostu okropna. Nie znoszę jej. Zdziwi się, kiedy się dowie, że jej idealny synek nie jest wcale taki idealny.
OdpowiedzUsuńNie wiem czego się spodziewałam po Dae. Ważne, że nie był aż tak zły. Minie dużo czasu aż dojrzeje do pewnych rzeczy.
Jaemina uwielbiam. Będzie dobrym ojcem i poradzi sobie w życiu. Mama na pewno będzie go wspierac. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
~Demi Lerman
Zaskakujesz mnie dojrzałością swoich opowiadań.
OdpowiedzUsuńNaprawdę i to jak się zmieniają wraz z tobą.
Żałuje że tak rzadko bywasz na GG bo nie mam kiedy z Tobą porozmawiać.
jednak uwielbiam i uwielbiam po raz setny. Brakowało mi Twoich tygodniowych opowiadań.
Obiecałam że wrócę i wróciłam.
Czytam i czytam i nie dowierzam.
Jak matka Dae zareaguje na wieść kto jest ojcem dziecka?
I czy naprawdę wyrzuci Jae ze szkoły?
wciąż nie mogę się przyzwyczaić do imion ale daj mi czas.
Załapie w końcu.
Rozdział niezwykle emocjonujący a ja już chcę by minął cały tydzień.
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie i myślami jestem z Tobą.
Właśnie zakończyłam czytać 6 tom Obrazów Miłości i bardzo mi się podobało, szkoda tylko że tak mało. Będę z niecierpliwością czekać na kolejne twoje dzieło.
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę i pozdrawiam :)
Dae jest naprawdę wstrętny, ale przynajmniej wiadomo po kim to ma. Naprawdę, nie mógł bardziej wdać sie w ojca? ;-;
OdpowiedzUsuńJaemin sobie poradzi, jest silny psychicznie i widać, że jego dziecko też takie będzie ^.^
Mimo, że to w sumie początek historii i jeszcze wiele przed młodymi bohaterami, to bardzo podoba mi sie to opowiadanie i czekam niecierpliwie na kolejne niedzielne wieczory :)
I trzymam mocno kciuki za Twojego tate.
Pozdrawiam ciepło
Inverno
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och jak ja matki Desaona nie lubię, no ale sam Deason nie chce wziąć odpowiedzialności za to wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia