Nie czytałam jeszcze tego tekstu, ale kupiłam już oba tomy, bo wierzę, że warto to zrobić i wspomóc autorkę. :)
A teraz zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)
Mariusz
Bieńkowski patrzył na dokumenty, które syn rzucił na stół i już wiedział, że
coś, czego chciał uniknąć, wkroczyło w ich życie.
–
To były trudne czasy. Każdy chciał sobie jakoś radzić. Nie możesz nikogo
obwiniać.
–
Pierdolisz! – Nie zważał na to, że przeklina i kieruje te słowa do ojca. –
Mówisz tak, jakby w tamtych czasach zniszczenie życia jakiejś rodzinie,
wsadzenie przyjaciela za kraty, bo się nakłamało, było czymś w porządku?
–
To nie tak. – Mariusz potarł palcami czoło. – Ja byłem młody i głupi. Słuchałem
ojca, bo tak się robiło w przeciwieństwie do obecnych czasów. Rodzic był
autorytetem, w dodatku walczył o godny byt swojej rodziny.
–
Donosząc na inną, pogrążając ją w oczach ludzi, zabierając środki do życia. –
Przeszedł po kuchni kilka kroków. Byli sami, bo mama pojechała do Mikołaja, aby
zająć się Pawełkiem, a Konrad poszedł na randkę. Niedawno wrócili od babci, ale
Szymon w jakimś stopniu zdołał się uspokoić. Umył się, posiedział chwilę w
swoim pokoju, jednak postanowił nie czekać z tą trudną rozmową. – Jak mogliście
to komuś zrobić? Miałem moją rodzinę za taką do rany przyłóż. Byłem dumny z
nazwiska, a tymczasem Bieńkowski to zdrajca. Zdrajca! – Pochylił się w stronę
rodzica, opierając pięści na stole. – Zdradził swojego przyjaciela i wspólnika!
Zrobił coś, czego się nie robi.
– Nie
wiesz wszystkiego! Ten przyjaciel też nie był idealny. Chciał zrobić to samo co
mój ojciec. Pozbyć się nas i przejąć wszystko. Mój tata był po prostu szybszy.
– Wierzysz
w to? A może bezmyślnie ufasz temu, co ci dziadek powiedział? – Szymon patrzył
jak ojciec opuszcza wzrok na swoje splecione dłonie. – No właśnie. A co na to
wszystko ojciec dziadka?
–
Staruszek o niczym nie wiedział. Wiesz, że twój pradziadek już wtedy ciężko
chorował. Mój ojciec chciał mieć pieniądze na jego leczenie.
–
One i tak nie pomogły. Prababci zresztą też nie.
–
Pomogły nam. Mieliśmy za co żyć. Nie musieliśmy o wszystko walczyć.
– Wy
nie, ale ktoś inny tak. – Stanął twarzą do okna. Nadal nie mógł w to wszystko
uwierzyć.
–
Synu, zrozum…
–
Nie chcę rozumieć. Nie jestem taki jak wy. Pomogłeś w tym wszystkim. Mogłeś nic
nie robić, a jednak… Mamy jeszcze jakieś tajemnice rodzinne?
–
Nie.
–
To dobrze. Chcę odnaleźć tych ludzi i oddać im to, co do nich należy.
Mariusz
spojrzał na syna, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Jego twarz wyrażała
wielki szok.
–
Nie mówisz poważnie? To by oznaczało oddanie im połowy tego co masz. Jesteś na
to gotów?
–
Nie. Nie jestem. Kamil przekonał mnie, że cały obecny dobytek jest pracą moich
rąk, ale mimo wszystko, jeśli będzie trzeba, znajdę sposób, aby im oddać
pieniądze, pomóc.
– Kamil
to dobry chłopak. – Podszedł do syna. Gdy próbował położyć dłoń na jego
ramieniu, Szymon odskoczył od niego jak oparzony. Westchnął ciężko. Jego syn mu
łatwo nie przebaczy. – Co on na to?
–
Pomoże mi znaleźć tę rodzinę. Jest ze mną. Wie, że to co chcę zrobić jest
słuszne. Ty nie byłbyś po stronie mamy, gdyby znalazła się na moim miejscu? –
Zmrużył oczy, przyglądając się tacie.
–
Jeśli chciałaby zrobić coś dobrego, to tak.
–
Jestem przekonany, że to co chcę zrobić jest dobre.
– W
takim razie jestem z ciebie dumny. Nigdy nie potrafiłeś przejść obok krzywdy
ludzkiej. Twój brat Mikołaj taki nie jest. Konrad uczy się być podobnym do
ciebie.
–
Szkoda, że ja już nie mogę być dumny z ciebie, dziadka Franka, babci Teresy –
szepnął Szymon smutno, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. W
przedpokoju założył na siebie bluzę oraz stare buty, bo musiał iść do stajni,
by zająć się zwierzętami. Uspokoi się przy nich i wszystko sobie przemyśli. Nic
jednak nie odwiedzie go od planów, które poczynił.
*
Martwił
się o Szymona. Mężczyzna bardzo przeżywał dowiedzenie się o niepochlebnych
momentach z przeszłości rodziny. Chciał mu jakoś pomóc, a jedyne co mógł
zrobić, to po prostu czekać na to, co się dalej wydarzy.
–
Nie jesz?
Kamil
ocknął się. Siedział właśnie nad talerzem naleśników z nadzieniem wiśniowym,
które babcia zrobiła na kolację.
–
Jem, babcia, jem.
–
Czym się martwisz? – zapytał dziadek, strugając kolejną figurkę. Tym razem
bardzo dużą. Miał to być pies myśliwski trzymający w pysku kaczkę.
–
Nie mogę powiedzieć. – Wziął do ręki naleśnik. Milagors siedząca pod stołem
trąciła go łapą. – No zaraz ci dam, cierpliwości.
–
Jeśli chodzi o twojego ojca…
–
Dziadku, nie chodzi o niego. – Tata wrócił do domu godzinę temu, a raczej
przywieźli go koledzy od flaszki. Teraz spał jak zabity. Mama nadal była w
sklepie. Pewnie jak wróci, znów będą drzeć koty, a nie chciał tego słuchać. –
To zupełnie inna sprawa.
–
Staszek, nie męcz go, widzisz, że nie może powiedzieć. Dołożyć ci jeszcze? –
zapytała spostrzegając, że wnuk zjadł wszystko co mu dała. Oczywiście podzielił
się też obowiązkowo z suczką.
– Nie.
Najadłem się. Dziękuję. – Odniósł talerz do zlewu. Wyjął telefon z kieszeni i
napisał wiadomość do Szymona.
„Chcę
być z tobą. Gdzie jesteś?”
Po
chwili dostał odpowiedź.
„W
stajni. Przyjdź.”
–
Idę do Szymona, nie wiem kiedy wrócę – poinformował, mając nadzieję, że
zostanie u niego na noc.
– Wysuszyłbyś
przynajmniej włosy, zanim wyjdziesz na dwór. To nie lato – rzekła babcia,
sprzątając po kolacji. – Potem cię jeszcze jakieś przeziębienie złapie lub co
gorsza oskrzela. Pamiętasz, jak miałeś jedenaście lat i zachorowałeś, bo po
kąpieli poszedłeś w zimie na dwór z mokrą głową? Dzisiaj noc jest chłodna.
Skinął
głową dla świętego spokoju. Poszedł do łazienki na parterze. Zdjął z półki
suszarkę. Przetrzepał dłonią włosy. Były na tyle krótkie, że nie potrzebował
grzebienia. Mimo że miał je krótkie – ostatnio odwiedził fryzjera – długo
schodziło mu z ich suszeniem i układaniem. Niby nie starał się robić tego
bardzo dokładnie, a i tak jakimś cudem upłynęło mu na tym kilka minut. Jak
tylko wrócił do domu, Szymon zmusił go, żeby poszedł do siebie i wykąpał się,
zmywając z ciała wszelki kurz. U babci Szymona zrobili to, o co ich poprosiła i
teraz strych wyglądał na bardzo przestronny. Głównie pomógł mu Konrad, dzięki
czemu nie muszą tam jechać drugi raz. Partner nie bardzo był do życia i
bardziej przeszkadzał, niż przyczyniał się do zakończenia pracy. Po wszystkim
szybko stamtąd wyjechali, tłumacząc się obowiązkami w domu.
–
To lecę – krzyknął z przedpokoju.
–
Cicho, bo ojca zbudzisz. Tak to trochę wytrzeźwieje.
–
Babcia, nie wiem czy on w ogóle trzeźwieje. Branoc.
–
To ty nie zamierzasz wrócić na noc?
Zawahał
się.
– Nie
wiem. Raczej nie. – Wolał nie czekać na jej reakcję. Chyba nie była tak głupia,
żeby się niczego nie domyślić. Przecież też była kiedyś młoda.
Ledwie
wyszedł na dwór, dostał esemesa od Szymona. Uśmiechnął się na to, co
przeczytał. Partner już wrócił ze stajni i teraz pracował w swoim gabinecie. W
domu nie było nikogo. Nie miał pojęcia, czy ostatnie zdanie to zaproszenie do
czegoś więcej, ale na ile poznał Szymona, to istniała tylko jedna odpowiedź.
Pobiegł
do domu Bieńkowskich. Wszedł bez pukania, zastając ciszę i otwarte drzwi do
gabinetu. Podszedł do nich po cichu. Zajrzał do środka. Partner siedział przy
biurku, pisząc coś na klawiaturze laptopa. Kamil zapukał, obijając kostki
palców o skrzydło drzwi. Oczy Szymona uniosły się i pojawił się w nich słaby
blask.
–
Co tam stoisz, chodź.
Zarzycki
zamknął za sobą drzwi, przekręcając kluczyk w zamku. Zauważył, że rolety w
oknie były zasunięte tak, że nikt z zewnątrz nie mógł ich zobaczyć.
–
Pracujesz o tej porze?
–
Włączam monitoring w stajni. Przeglądam też plany pól, sprawdzając czy o niczym
nie zapomniałem.
–
Czy ja mogę ci w czymś pomóc? – zapytał, stając pośrodku gabinetu. Rozsunął
zamek bluzy. Zdjąwszy ją, rzucił gdzieś za siebie.
– Spodni
nie mógłbyś pociągnąć w górę? – Szymon zwilżył wargi, patrząc jak dolne ubranie
wisi na biodrach Kamila.
–
Mam to zrobić?
– Nie.
– Wstał, wolnym krokiem podchodząc do chłopaka. – Ani mi się waż, gdy jesteśmy
sami. Dla mnie równie dobrze mógłbyś chodzić bez nich.
– We
wsi to byłaby czysta sensacja. Dawno nic się w Jabłonkowie nie działo. – Wsunął
dłoń we włosy Szymona. – Dostarczyłbym tematu do plotek.
–
Wolałbym, aby inni faceci na ciebie nie patrzyli. – Pochylił się do szyi
Kamila. Skubnął skórę zębami. Najchętniej to by się na niej zassał, robiąc mu
pokaźną malinkę.
–
Zazdrosny? – Odchylił głowę. Tak, dobrze odczytał intencje kochanka.
–
Jak diabli – warknął, przyciskając chłopaka do siebie. Zaczął lizać go po szyi.
–
Co planujesz? – Jego ciało naprawdę szybko reagowało na dotyk partnera. To
działało tak, jakby Szymon wciskał jakiś przycisk, a on już był gotowy.
–
Wypieprzyć cię na moim biurku. – Potrzebował przejęcia kontroli. Chciał się
upewnić, że jeszcze ma ją w swoim życiu. – A potem dać ci w moim łóżku.
–
Twoja…
– Nie
przejmuj się moją rodzinką. To mój dom, ty jesteś mój i nie będę pieprzył się z
tobą gdzieś po kątach. – Złapał jego brodę dwoma palcami, wpatrując się
żarliwie w oczy Kamila. – Ani szukał moteli, żeby się z tobą kochać. –
Przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej, trzymając mocno jedną ręką i pocałował
gorąco. Ocierał się o niego, a język wsunął w jego usta.
Zarzycki
zamruczał na tę penetrację, pozwalając mu robić z sobą to, czego Szymon
zapragnął. Wyczuwał jak bardzo mężczyzna potrzebuje go zdominować, więc ulegał
temu, zatapiając się w jego ramionach, dopóki Szymon nie złapał go mocniej i
nie uniósł. Po chwili poczuł jak jego plecy dotykają zimnego drewna, a usta
mężczyzny całują go wszędzie. Szymon zaczął rozpinać mu spodnie, a potem
zdejmował je razem z bielizną. Zostawił ubranie na wysokości jego kostek,
sprawiając, że Kamil nie mógł rozłożyć nóg, czego bardzo chciał. Rękoma złapał
się boków biurka, nie zastanawiając się nawet, gdzie podział się laptop. Szymon
opadł na niego, przyciskając go do biurka. Został schwytany pomiędzy mężczyznę
a twardą deskę. Wsunął palce w jego włosy, lekko za nie pociągając, gdy
kochanek składał pocałunki na jego szyi. Biodra Szymona tarły o jego udo, a on
mógł z łatwością wyczuć twardą wypukłość kochanka. Jeszcze bardziej żałował, że
nie mógł rozłożyć nóg. Partner mógłby wyjąć swojego kutasa i wziąć go tak jak
tylko tego potrzebuje. A Szymon dużo potrzebował, sądząc po tym, jak żarliwie
go całował i dotykał.
Kamil
sapnął, kiedy gorące palce chwyciły jego udo, przesuwając się po wewnętrznej
stronie. Opuszki pogłaskały jego ściągające się jądra, kierując się w górę.
Druga ręka Szymona podwinęła mu koszulkę aż pod szyję, a gorące usta skubnęły
sutki – jednego po drugim – i znaczyły trasę w stronę brzucha, owiewając skórę
gorącym oddechem. Język wytaczał mokrą ścieżkę do pachwin, pozostawiając za
sobą palący szlak pocałunków. Zagryzł wargę, żeby nie wydać z siebie dźwięku,
pomimo że partner uwielbiał jego krzyki. Wygiął głowę do tyłu i pchnął biodrami,
kiedy wilgoć otoczyła główkę jego członka. Język przesuwał się po szczelinie na
czubku, doprowadzając go do białej gorączki. Chciał pieprzyć jego usta. Chwycił
go za głowę i przytrzymał, by wsunąć się głębiej, a Szymon go przyjął.
Bieńkowski
obciągając Kamilowi rozpiął swoje spodnie, nieznacznie obsuwając je w dół wraz
ze slipkami. Jego penis wyskoczył, uwolniony z dotychczasowego więzienia.
Przesunął po nim parę razy dłonią, usztywniając go do końca. Przez chwilę brał
kutasa Kamila do swojego gardła, by zaraz wycofać głowę. Oblizał dokładnie
każdy centymetr długości penisa. Podrażnił go językiem, a potem ponownie
zassał, jednocześnie dotykając moszny chłopaka, bawiąc się nią. Znów liznął
czubek jego kutasa, delektując się smakiem i zapachem. Upajał się nim, nie
mając tego dość. Pragnął poczuć na języku spermę Kamila, połknąć ją i wyssać
tego grubego penisa do ostatniej kropelki, lecz powstrzymał się. Bardziej od
tego chciał pieprzyć chłopaka do upadłego. I nie miał zamiaru przepraszać, że
będzie szorstki. Jego partner da radę. Kamil wie, że on nie zrobi mu krzywdy.
Wypuścił z ust smakowity kąsek i wyprostował się. Złapał chłopaka za ręce i
pomógł mu wstać. Pocałowawszy go mocno, owinął jego język swoim. Kamil miękł w
jego ramionach, otwierając się dla niego.
–
Chcę natychmiast znaleźć się w tobie i poczuć jak mnie wsysasz do środka.
Chłopak
tylko przelotnie spojrzał na niego i najszybciej jak mógł, z wciąż uwiezionymi
w kostkach nogami, odwrócił się tyłem do niego. Położył się klatką piersiową na
biurku, wypinając krągły tyłek w jego stronę. Szymon przesunął dłońmi po
plecach kochanka, zaczynając robić koliste ruchy od łopatek, by skończyć na
pośladkach. Rozdzielił półkule, patrząc na jego maleńką, zaciśniętą dziurkę.
Postukał ją opuszkiem palca wskazującego. Zacisnęła się jeszcze bardziej, ale
Kamil poruszył się w oczekiwaniu, wręcz dopraszając się, by go pieprzyć. Gdy go
poznał, nie sądził, że chłopak tak bardzo przekona się do bycia na dole i coraz
chętniej będzie mu się oddawał. Szymon nie był też głupi. Wiedział, że Zarzycki
dostrzega to jak on tego potrzebuje. W pierwszej chwili chciał, żeby to Kamil
go wziął i sprawił, że przez chwilę o wszystkim zapomni. Jednak gdy go
zobaczył, na dodatek ze spodniami ledwo trzymającymi się na biodrach, nie było
mowy, aby zrezygnował z tego, by mieć go pierwszy. Później się zamienią.
Już
wcześniej postarał się o żel. Wyjął go z górnej szuflady, opierając jedną rękę
na karku Kamila, tym samym każąc mu się nie ruszać. Nie chciał też rozmowy,
świńskich słówek. Pragnął ciszy przerywanej westchnięciami kochanka. Otworzył
żel i wylał go na wejście chłopaka, który wzdrygnął się.
– Leż.
– Wsunął penisa pomiędzy pośladki, rozcierając lubrykant. Pochylił się,
obcałowując Kamila wzdłuż kręgosłupa. Podciągnął wyżej jego koszulkę, która się
obsunęła i mu przeszkadzała.
Kamil
wygiął się tak, by pokazać kochankowi, że już go chce. Czuł jak jego penis
przesuwa się między pośladkami, drażniąc jego dziurkę, rozgrzewając.
–
Pośpiesz się. – Sięgnął do tyłu, żeby złapać biodra Szymona i docisnąć je do
siebie, ale jego ręka została schwytana i wygięta na plecy. Jęknął, ale nie z
bólu, tylko dlatego, że odebrano mu to, co pragnął zrobić.
–
Leż. – Wziął jego drugą rękę i przytrzymując je razem, wciąż masował jego
wejście swoim kutasem. Wylał jeszcze trochę żelu, który spływał po jądrach
Kamila. Rozsmarował go na nich, a także na zwisającym, twardym jak kamień
członku.
–
Kiedy ja już cię chcę. – W ustach mu zaschło. Wargi miał spierzchnięte, więc je
oblizał. Leżał, dociskając policzek do blatu olbrzymiego biurka. Katem oka
dostrzegł, że laptop Szymona jest przesunięty na sam kraj. – Szymon… – Czuł
gorąco rozprzestrzeniające się po jego ciele. Podniecało go to, że mężczyzna
tak go trzyma i stoi nad nim, wciąż pobudzając jego dziurkę. Nadstawiał się,
wypychał tyłek w jego stronę, kiedy wyczuwał główkę przy swoim wejściu.
Nie
mógł dłużej czekać. Założył prezerwatywę. Nawilżył ją obficie żelem, a potem
chwycił swojego penisa, przystawiając czubek do dziurki i pchnął.
Kamil
zrobił głęboki wdech. Zamknął oczy. Napięcie narastało coraz bardziej, gdy czuł
jak członek Szymona rozpiera go. Bez palcówki czuł go o wiele silniej. Każdy
milimetr rozgrzanego niczym stal penisa. Jęknął głucho, gdy kochanek wiercił
się, wchodząc w niego coraz głębiej. Wsuwał się w krótkich ruchach i wysuwał
odrobinę, by móc przebić się dalej, otwierając go na siebie. Kamil próbował się
rozluźnić, by przyjąć go więcej. Wygiął kręgosłup, nadstawiając mu się. Jego
ręce wciąż były uwięzione, więc nie mógł się na nich podeprzeć. Mógł tylko
leżeć, zdany wyłącznie na Szymona. Pozwalając mu się w pełni zdominować.
–
Co robisz? – zapytał, kiedy Szymon puścił jego ręce i przestał się wsuwać.
Poczuł dotyk na swych kostkach.
–
Wysuń stopę.
Po
chwili mocowania się, jedna noga Kamila została uwolniona. Szymon chwycił ją
pod udem i uniósł. Kamil jęknął, opierając kolano na biurku i czując jak bardzo
jest teraz otwarty dla partnera. Dzięki temu mężczyzna wsunął się do końca, a
on mógł usłyszeć jego westchnienie przyjemności, gdy wśliznął się cały. Szymon
zaczął się poruszać. Wbijał się w niego krótkimi, płytkimi ruchami, pieszcząc
go od środka. Kamil pchnął do tyłu, próbując się na niego nabijać, by poczuć go
intensywniej. Kochanek napełniał go sobą, sprawiając, że czuł w sobie każdy
jego milimetr i wzdychał z przyjemności. Uwielbiał go mieć w sobie. Aż
zaskakiwało go, jak bardzo mu to odpowiadało.
Szymon
oparł ręce po jego bokach. Stanął na palcach, aby zmienić kąt uderzeń i tempo.
Już się nie bawił. Zaczął ostrzej brać Kamila, który nie sprzeciwiał się,
reagując na każdy jego ruch. Wchodził w niego szybko, to kręcąc biodrami
ósemki, to poruszając całym ciałem. Potrzeba narastała w nim z każdą chwilą.
Wsuwał się i wysuwał. Do środka i na zewnątrz. Nie miał zamiaru kończyć. Chciał
go pieprzyć, dopóki chłopak nie będzie mógł utrzymać się na nogach. Poza tym
nie mógł przestać, skoro dupcia partnera tak cudownie wsysała go w siebie.
Kamil
sądził, że nie wytrzyma już dłużej, ale wrażenie szybko mijało, kiedy rozkosz
rozrastała się w nim, potężniała, drapała swoimi pazurami, bo kochanek robił mu
tak dobrze tam na dole. Szymon nie przestawał go pieprzyć, a on leżał pod nim
rozłożony, wystawiony dla niego, dla przyjemności ich obu. Coraz częściej po
cichu jęczał, wzdychał. Czuł, że jeszcze chwila i nie będzie mógł się ruszyć.
Gdzieś tam w nim był orgazm i domagał się ujścia. Nie mógł chwycić się za
kutasa. Szymon, mimo że go nie trzymał, to nadal nie pozwalał mu ruszyć rękoma.
Niemniej jednak to go jeszcze bardziej nakręcało. Był zdany tylko na partnera,
na przyjemność, którą on mu podaruje. Kiedy kochanek chwycił go za penisa, jakby
czytając w jego myślach, jęknął głośniej, mając nadzieję, że nadal nikogo nie
ma w domu. Wilgotne od żelu palce ślizgały się po nim, a on chciał wbić się w
tę dłoń, ruszyć. Partner pozwolił mu na to, prostując się i nieznacznie
odsuwając jego biodra od krawędzi biurka. Jęknął przeciągle, odczuwając rozkosz
z obu stron i chwilę później orgazm przepłynął przez jego ciało, a z członka
wytrysnęła sperma.
Gdy
Szymon poczuł, jak jego penis jest ściskany mocniej przez mięśnie odbytu
kochanka, wystrzelił nasieniem, wbijając się w niego chaotycznie i jeszcze
poruszając się kilka razy, kiedy wszystko dobiegło końca. Uwielbiał to jak
razem dochodzili. Opadł na chłopaka, równie zmęczony jak on. Zaczął całować go
po karku, pomiędzy łopatkami. Podciągnięta koszulka Kamila był przepocona. Jego
własna też. Podniósł się dopiero po dłuższej chwili, po kolejnej serii
pocałunków i pieszczot, które zaserwował Kamilowi. Wysunąwszy się z niego,
powoli zdjął prezerwatywę.
Zarzycki
wyprostował ręce. Opierając je o blat, próbował stanąć prosto, ale niemal każdy
miesień odmówił mu posłuszeństwa.
–
Uch. – Z powrotem opadł na biurko, głośno dysząc. Oparł czoło o blat. – Nie
mogę się ruszać. Kręci mi się w głowie.
–
Spokojnie. – Pogłaskał go po plecach, zanim zapiął spodnie. Dopiero potem
powoli pomógł podnieść się Kamilowi. Przytrzymał go, opierając jego plecy o
swój tors.
–
Nie czuję nóg. Dupy też. – Zaśmiał się. Położył dłonie na rękach Szymona
owiniętych wokół niego. – A poza tym czuję się zajebiście dobrze. – Odwrócił
twarz w stronę mężczyzny. – A ty jak?
– Rozluźniony
i spokojniejszy. Dziękuję. – Pocałował lekko rozchylone usta chłopaka, kradnąc
mu oddech.
–
Cieszę się. Jutro czeka nas ciężki dzień. Na razie jednak chcę się położyć. –
Odchylił głowę do tyłu, kładąc ją na jego ramię. Czuł wspinający się po jego
ciele chłód. Zresztą nie można mu się było dziwić. W końcu stał prawie nagi,
ale i tak mimo wszystko było mu nadal bardzo gorąco.
–
Zostaniesz?
–
Tak. Poza tym nie myśl, że ci podaruję. Trochę odpocznę, a potem twój tyłek
jest mój.
–
Wymęczyłem cię. Dasz radę?
–
Mówisz tak, jakbyś mnie nie znał. Pomóż mi się tylko ubrać i dojść do sypialni.
I trzeba posprzątać biurko – dodał, patrząc w dół na to jak jego sperma
ozdabiała bok mebla.
–
Zaraz się tym zajmę. – Złożył jeszcze kilka pocałunków na jego szyi, a potem
pomógł mu się ubrać.
Kamil,
odzyskawszy trochę sił oraz panowanie nad własnym ciałem, pomógł Szymonowi
posprzątać, po czym udali się na górę. Dom nadal pozostawał pogrążony w ciszy,
kiedy godzinę później kochał się z partnerem. Sprawiał, że kochanek zapomniał o
całym świecie, wciskając twarz w poduszkę, na której zagryzał zęby, klęcząc z
wysoko uniesionym tyłkiem.
*
Poranek
w domu Bieńkowskich zaczynał się zawsze bardzo wcześnie. Kamil jeszcze spał,
kiedy Szymon już wstał, oporządził zwierzęta i zdążył zrobić śniadanie,
wyręczając mamę. Kiedy Zarzycki zszedł na dół, mając na sobie ubrania partnera,
w kuchni zastał jego oraz Konrada i panią Basię.
–
Dzień dobry. – Sądził, że będzie się dziwnie czuł po tym, jak spędził tutaj
noc, do tego w łóżku Szymona, ale tak nie było. Było raczej tak… normalnie. Tak
jakby tutaj mieszkał, a sypialnia partnera należała również do niego. Zresztą
to nie był pierwszy raz, kiedy tutaj nocował. Różnica polegała na tym, że
wcześniej po prostu spał, a nie szalał ze swoim kochankiem, spędzając z nim
upojne chwile.
– Dzień
dobry – odpowiedziała Barbara, uśmiechając się do niego. – Usiądź, zaraz podam
ci herbatę.
–
Hej. – Szymon wyciągnął się ponad stołem w jego stronę. Cmoknął Kamila w policzek,
kiedy chłopak się pochylił. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem, gdy
wstawałem.
–
Coś ty. Spałem jak kamień. Cześć, Konrad. Jak tam randka? – Usiadł przy stole,
na którym stał duży talerz z mnóstwem kanapek. Od razu się za nie zabrał.
– Ekstra
– odpowiedział, kiedy przełknął. – Było wspaniale. Spacerowaliśmy,
rozmawialiśmy i to bez kłótni oraz pretensji o wszystko. Nie wiem, co widziałem
w Bernacie.
–
Ja bym ci powiedział – rzucił Szymon.
– Dobra,
wiem, co masz na myśli. Pewnie i tak chodziło tylko o… Wiadomo co. – Nie chciał
przy mamie mówić otwarcie o seksie. – A Justynka jest… Taka… Super.
– To
dużo mówi, synuś. Przyprowadź ją kiedyś do nas na kolację lub obiad. Może w
niedzielę, co ty na to? Zrobimy taki rodzinny obiad. – Postawiła przed Kamilem
szklankę herbaty. Traktowała go jak syna i nie przeszkadzało jej, że spędził
tutaj noc. Jej syn nie był już dzieckiem. Zresztą drugi też dorastał. Myślał
już o studiach, wyprowadzce z domu. Jak to matka, martwiła się o nich
wszystkich i zawsze chciałaby mieć ich przy sobie. Jednak pisklęta zawsze
wyfruwały z gniazda. Dobrze, że Szymon zostanie… i Kamil. Tak, tego chciała.
Nie będzie się przejmowała ludźmi ze wsi i tym, co będą mówić jeśli Kamilek
kiedyś tutaj zamieszka. Tak jak nie przejmowała się tym, że czasami dzieciaki
przezywały ją z powodu tuszy.
–
Mamo, ona jest nieśmiała i raczej jak coś, to wolałbym, żebyś nie wzywała tutaj
naszej całej rodzinki. Albo lepiej jeszcze poczekajmy – jęknął, próbując się
jakoś z tego wymigać. Nie zaprzeczał już, że nie ma dziewczyny, bo wczoraj
podczas śniadania Szymon o wszystkim powiedział rodzicom. Chciał tylko poczekać
z rodzinnymi spotkaniami i nie wystraszyć Justyny.
–
Ale chciałabym ją poznać. Zapytaj chociaż.
–
Dobra, zapytam.
Do
kuchni wszedł Mariusz i atmosfera zagęściła się. Szymon zerknął tylko na ojca,
ale nie odezwał się do niego. Kamil przez to westchnął ciężko. Nie chciał, żeby
jego partner utracił dobry kontakt z tatą.
–
Nadal zamierzasz odnaleźć tych ludzi? – zapytał najstarszy z mężczyzn. Wczoraj,
kiedy pojechał do Mikołaja po żonę, opowiedział jej o tym co syn chce zrobić.
Basia jedyne co powiedziała, to przypomniała mu, że już dawno nakłaniała go do
tego, aby porozmawiał o przeszłości ze swoimi dziećmi. Tajemnice często
wychodzą na światło dzienne i ich ukrywanie, z nadzieją, że ktoś się o czymś
nie dowie, może przynieść tylko opłakane skutki.
–
Nie powstrzymasz mnie przed tym – odpowiedział chłodno Szymon. – Jak tylko
porobię co trzeba i Kamil też, to pojedziemy odnaleźć oszukaną przez dziadka
rodzinę.
– A
co jeśli mieszkają gdzie indziej? Adres w dokumentach może nie być aktualny? –
zapytał Mariusz.
–
Znajdę ich, choćby to miało trwać długo i musiałbym jechać na drugi koniec
Polski. – Odechciało mu się jeść. Po miłej nocy z Kamilem, obudzeniem się przy
nim, sądził, że poranek także spędzi spokojnie. Ale nie, ojciec musiał go
wypytywać o to, o czym on już nie chciał z nim dyskutować. W ogóle nie
zamierzał z nim rozmawiać. Powiedział, co miał do powiedzenia i na tym koniec.
– Nie zmienię zdania. – Rzucił serwetkę na stół po tym, jak otarł usta. Dopił
kawę i wstał. Posprzątał po sobie, a potem wyszedł z kuchni, mając dość ojca.
Kamil
poszedł za nim. Odnalazł Szymona stojącego przed domem. Na dworze było jeszcze
bardzo chłodno, ale dzień zapowiadał się na ciepły i pełen słońca.
–
Trzeba było zjeść śniadanie – powiedział dwudziestosiedmiolatek.
– Zjadłem.
– Objął się rękoma, bo było mu zimno, a był w samej bluzce z długim rękawem. –
To o której jedziemy?
–
Mam jeszcze trochę pracy, ale tak koło dziesiątej ci pasuje?
–
No. Wczoraj dzwoniłem do mamy i powiedziałem jej, że dzisiaj nie mogę pomóc jej
w sklepie. Dała mi dzień wolnego, a może nawet dwa, jeśli dzisiaj nic nie
załatwimy. – Patrzył na Szymona, próbując odczytać coś z wyrazu jego twarzy.
Martwił się o niego oraz o to, że psuło się pomiędzy Szymonem a panem
Mariuszem. Miał nadzieję, że szybko dojdą do porozumienia, a jego partner
wybaczy ojcu. Jemu było przykro, że własny rodzic traktuje go jak zero, więc
niech chociaż Szymek dogada się ze swoim. Chciałby z nim o tym porozmawiać, ale
na razie wolał nie poruszać tego tematu. – To co, zabiorę swoje ubrania z
wczoraj, zmywam się i o dziesiątej jestem tutaj. Pasuje?
Oczy
Bieńkowskiego spoczęły na Kamilu.
– Pasuje,
ale ubrania możesz zostawić. Potem je podrzucę. Przepraszam za niezbyt idealny
poranek w moim domu.
Kamil
prychnął.
–
Stary, ja to jakaś baba jestem czy jak? Nie oczekuję śniadania do łóżka. –
Położył mu dłoń na biodrze. – Poza tym nie lubię okruchów na prześcieradle.
Wolę je zabrudzić czymś innym. Radzę ci zmienić pościel przed wyjazdem –
przypomniał partnerowi. – Zmywam się. Do zobaczyska potem. – Zanim odszedł,
wycisnął szybki pocałunek na jego ustach, których smak już dawno zakodował się
w jego głowie.
OMG to było wspaniałe
OdpowiedzUsuńLu czy możesz przypomnieć staremu sklerotykowi ile napisałaś rozdziałów (eh, ta ciekawość :P)? serdecznie pozdrawiam
UsuńRozdziałów jest 26 plus epilog. :)
UsuńCiekawa jestem, czy Szymonowi faktycznie uda się odnaleźć tą rodzinę. W sumie jest kilka możliwości: może ich znaleźć lub nie, oni mogą okazać sie przyjaźni lub będą chcieli naciągnąć Szymka na kasę... Ale on raczej nie jest taki, ma swój rozum.
OdpowiedzUsuńRozdział, mimo tych rozmów z ojcem, taki spokojny i przyjemny. Czekam do następnej niedzieli ^.^
Pozdrawiam :D
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, nam nadzieję, że odnajdą tą rodzinę i pomogą, i cóż jednak żywię nadzieję, że jednak wybaczy ojcu, no i dobrze, że jest Kamil...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia