Zanim zaproszę Was na kolejny rozdział to najpierw chcę poinformować, że jestem w trakcie pisania tekstu na ebooka, który będzie nosić tytuł "Zaufaj mi". W planach ma nie być to coś długiego, ale ma być lekkie. Będzie to historia o pewnym zakładzie i co z tego wyniknie. Mam siedem rozdziałów, jutro piszę dalej. Tekst jest już powoli poprawiany. Może w marcu udałoby mi się to opublikować, ale nie ręczę za to. Trzymajcie kciuki. :)
Do tego kiedyś mój laptop przyprawił mnie o zawał serca. Chodzi coraz gorzej, ale na szczęście da się pisać i przy okazji modlić się trzeba, żeby wytrzymał zanim nie zarobię na nowy sprzęt. Czyli bardzo bardzo długo to potrwa. Za to by mój staruszek działał też trzymajcie kciuki. :)
Chciałam też poinformować, że Silencio ukończyła kolejną część Nissaia i zapraszam do kupna: Klik.
Ku mojej radości również Obsesja wrzuciła "Granice 2". Tekst można kupić tutaj: Klik.
Kto nie zna pierwszej części, publikowanej kilka lat temu, to zapraszam do czytania: Tutaj.
Teraz już zapraszam do czytania rozdziału i przesyłam uściski tym którzy skomentowali poprzednią część. :)
W kuchni
Zarzyckich unosił się zapach przypraw korzennych, gotowanego kompotu z
suszonych owoców i barszczu, do którego Zofia ulepiła wczoraj uszka. Zajęta
doprawianiem barszczu nie zauważyła, kto z domowników wszedł do kuchni i
poprosiła tę osobę o podanie pieprzu.
Kamil
uśmiechnął się pod nosem. Odłożywszy ostrożnie plecak oraz torbę z laptopem,
wziął z półki na przyprawy, zrobionej przez dziadka, słoiczek z pieprzem. Nie
podał go jednak babci, tylko stanął obok, wpatrując się w nią. Kobieta dopiero
po dobrej chwili przypomniała sobie, o co prosiła. Sądząc, że w kuchni pojawił
się jej mąż, odwróciła się, mając zamiar dać mu reprymendę za to, że robi sobie
z niej żarty. Zamiast tego, gdy zobaczyła kto pojawił się w jej kuchennym
królestwie, słowa utkwiły jej w ustach.
–
Kamil?
–
Tak mam na imię, babciu.
– Jednak
przyjechałeś. – Uścisnęła go, a potem pacnęła w ramię. – Mam ja ci do
przekazania do słuchu parę rzeczy. Co to była za ucieczka? Nie dało się
wcześniej wrócić? Na święta nie miałeś zamiaru przyjechać?
–
Są pewne rzeczy…
– Pewnie
rzeczy. Nieodpowiedzialne i gówniarskie zachowanie. Tego drugiego także. Nie
wiem na jakim świecie wy młodzi żyjecie. Ale przeżyjecie tyle lat co ja, to
dopiero zmądrzejecie. Jeszcze będziecie wspominać jacy to głupi byliście,
myśląc, że pozjadaliście wszystkie rozumy. Zapamiętaj sobie moje słowa. –
Pogroziła mu palcem, po czym uśmiechnęła się. Wzięła od niego pieprz i wróciła
do gotowania. – Twój pokój czeka na ciebie.
–
Przyjechałem tylko na…
–
Tak, tak. Domyślam się. Gdybyś chciał zobaczyć się z dziadkiem, to powinien być
w ogrodzie z Mili.
–
Właśnie, wiedziałem, że kogoś tu brakuje, bo nikt po mnie nie skakał. – Zebrał
swoje rzeczy z podłogi i rozejrzał się po kuchni. Odetchnął. Dobrze, że wrócił.
Tylko na kilka dni, ale zawsze coś.
Poszedł
do swojego pokoju, wysprzątanego i takiego, jakby na niego czekał. Na łóżku
leżała pościel. Wyglądało na to, że rano ktoś założył nowe poszewki. Figurki
wyrzeźbione przez dziadka stały na półkach i było ich o wiele więcej, niż kiedy
opuszczał to miejsce. Nie mieściły się już i kilka ustawiono na biurku. Pokój
został odmalowany, ściany lśniły jasną zielenią. Ktoś na panelach położył szary
dywan, który zawsze leżał w pokoju rodziców. Kamil, przyglądając się
pomieszczeniu, poczuł, że jest w domu.
Zostawił
rzeczy obok szafy i wyszedł z pokoju. Swoje kroki skierował na dwór. Na siebie
nałożył zgarniętą z wieszaka kurtkę. Ubrał się na dworze w towarzystwie śniegu
i promieni słońca. Aż mu się lepiej zrobiło. Do Zamościa słońce pewnie nadal nie
zamierzało zajrzeć. Jedyny minus pogodnego nieba to, to, że tutaj było o wiele
zimniej. Poszedł za dom i już zza rogu widział dziadka oglądającego młode
jabłonki. Milagors biegała wokół, z nosem przy ziemi, i zostawiając za sobą
rowki w śniegu. Kamil zagwizdał. Suczka pierwsza zareagowała, przez chwilę
przyglądając się, kto przerwał jej zabawę i zaczęła do niego biec. Dziadek
dopiero wtedy podniósł głowę.
–
A kogoż my tu mamy?
Kamilowi
nie dane było odpowiedzieć, bo Mili uderzyła w niego niczym taran i ledwie
utrzymał się na nogach. Suczka zaczęła piszczeć, skakać po nim, a jej ogon
machający w różne strony i chwilami robiący kółka pokazywał radość, która ją
rozpierała.
–
Cieszysz się, tak? Tak, cieszysz się. – Kamil ukucnął i zaczął tarmosić psa,
wczepiając palce w wilgotną od śniegu sierść labradora. – Śliczna jesteś.
Lubisz komplementy, co? Tak, lubisz. Stęskniłem się za tobą. Cudna jesteś.
–
Mów do niej tak jeszcze, to nie odpędzisz się od niej.
–
Nie przeszkadza mi to. Uwielbiam ją. – Wyprostował się i spojrzał na dziadka.
–
Pewnie już od babki dostałeś trzy grosze reprymendy, więc ja mogę tylko
powiedzieć trzy słowa. Witaj w domu. – Stanisław wyciągnął rękę, a kiedy Kamil
ją uścisnął, przyciągnął wnuka do siebie, obejmując go mocno.
*
Barbara
Bieńkowska wzięła do ręki fotografię córki i westchnęła ciężko. Jej mąż
podszedł do niej i położył rękę na ramieniu. Uścisnął je lekko. Gdzieś za ich
plecami usłyszał głos Konrada mówiącego coś do Szymona, a po chwili w salonie
rozległy się kroki.
–
Powinna być z nami – szepnęła Basia, ocierając łzę z policzka. – Jak zawsze.
–
Kto powinien być z wami? – zapytał dziewczęcy, wesoły głos.
Państwo
Bieńkowscy odwrócili się, zszokowani. Nie wierzyli temu, co widzą.
–
Ale miałaś być w Ziemi Świętej, na wykopaliskach.
–
Co mi tam Ziemia Święta nawet w Boże Narodzenie, kiedy przy mnie nie byłoby
mojej rodziny – powiedziała Karolina i ze łzami w oczach zbliżyła się do
rodziców. Najpierw uścisnęła matkę. – Mamuś, tęskniłam za tobą. – Nie widziały
się parę tygodni, a już brakowało jej rodzicielki. W ostatnim czasie bardzo
zbliżyły się do siebie. Karolina musiała przyznać, że potrzebowała opieki
ukochanej mamy.
–
Ja za tobą szczególnie. Naprawdę sądziłam, że nie przyjedziesz. – Odsunęła
córkę od siebie na długość rąk, przypatrując jej się uważnie. – Sama
powiedziałaś, że ten wyjazd to twoja szansa na przyszłość.
–
Ale bez was, świąt z wami… – Karolina zamyśliła się na chwilę – to już nie
byłoby to samo. Nie można za wszelką cenę zdobyć jednego na rzecz straty czegoś
ważniejszego.
–
Moja mądra córka – rzekł Mariusz.
–
Mam to po tobie, tatku.
Barbara
popatrzyła na synów stojących w drzwiach, potem znów na córkę.
–
Czym przyjechałaś? Szymon może był po ciebie? Wiedział, że przyjedziesz?
– Nie,
mamuś, nikt nic nie wiedział. Przyjechałam autobusem. Chciałam wam zrobić
niespodziankę. Poza tym dzięki temu coś wiem. Wiecie, kto wrócił? Kamil –
odpowiedziała od razu.
Szymona
przeszył lodowaty prąd. Niespokojnie przesunął dłonią po krótko ostrzyżonych
włosach. Nie słyszał już niczego, o czym mówiono w pokoju. Rejestrował tylko
to, że mama o coś pytała, ale niczego nie rozumiał. Po głowie kołatało mu się
tylko jedno.
Kamil
wrócił.
Jakaś
część niego chciała pobiec do sąsiadów i zobaczyć chłopaka, podczas gdy druga
trzymała go w miejscu, krzycząc na niego, żeby dał sobie spokój. Gówniarz go
zostawił w najgorszym momencie życia, więc takiemu nic się nie należy. Jak on
go za to nienawidził. Zacisnął dłonie w pięści, po czym odwrócił się na pięcie
i wyszedł z domu, niemalże w biegu zakładając buty i kurtkę.
Na
dworze było już ciemno. Wokół panowała cisza. Przystanął, spoglądając na dom
sąsiadów. W pomieszczeniach paliły się światła, a jedno miejsce szczególnie
zwróciło jego uwagę. Nie było dnia czy nocy, żeby przez ostatnie miesiące nie
patrzył w to okno, przez które latem dostawał się do pokoju Kamila, by móc z
nim być. Pragnął przez ten długi, pełen samotności czas, aby w końcu ujrzał
przez nie cień tak dobrze znanej sobie sylwetki. Nareszcie się tego doczekał i
czuł jak to rozrywa mu duszę na strzępy. Tak ciężko było tam nie pójść.
Zdenerwowany,
szybkim krokiem ruszył w stronę stajni ścieżką oświetlaną przez zamontowane
niedawno latarnie. Niedługo powinien przygotowywać się do kolacji wigilijnej,
ale teraz to wszystko przestało mieć znaczenie. Cieszył się, że Karolina
przyjechała, jednak przywiozła wieści, które wprawiały go w niepokój. Co dalej
będzie? Na jak długo Kamil przyjechał? Czy tylko na święta? Jeżeli tak, to czy
przez te dni go zobaczy? Wściekły, kopnął warstwę śniegu.
–
Diabli mi cię teraz nadali. Po co wróciłeś? Sądziłem, że chociaż na chwilę
odzyskam spokój.
Wszedł
do opuszczonej niedawno przez pracowników stajni zamieszkiwanej przez ukochane
konie. Włączył światło. Zefir zarżał na jego widok i wyciągnął łeb z boksu.
Przeżuwał niedawno dane siano. Szymon, podszedłszy do ogiera, wyciągnął rękę i
pogłaskał go po chrapach.
– On
wrócił. Ten, którego tak polubiłeś. Pamiętam, że nie dawałeś się dosiadać
komukolwiek, a jemu na to pozwoliłeś. – Otworzył drzwiczki i wszedł do boksu.
Oparł czoło o szyję konia. Rękoma nie przestawał go głaskać. Potrzebował
właśnie w tym momencie kojącej obecności Zefira, korzystając z chwili, by się
uspokoić.
Koń
zarżał, gdy do stajni wszedł ktoś jeszcze. Szymon napiął wszystkie mięśnie i spojrzał
w stronę wejścia. Poczuł rozczarowanie na widok Karoliny. Dlaczego spodziewał
się, że Kamil widział jak on tutaj idzie i równie mocno jak on zapragnie go
zobaczyć? Głupia nadzieja. Dobrze się stało, bo co by wtedy zrobił? Nadal czuł
trwającą w sobie burzę i wszystko mogłoby się zdarzyć.
–
Wstrząsnęło to tobą – stwierdziła dziewczyna. Lekko kulejąc, zbliżyła się do
boksu.
–
Nie chcę o tym rozmawiać.
– Powinieneś.
Nie myśl, że nie pamiętam co się z tobą działo. Leżałam w szpitalu, ale
wszystko wiem. Odwiedzałeś mnie, ale nie byłeś sobą.
– Skurwiel
zostawił mnie, jak dzieciak. Pieprzony gówniarz. Mam nadzieję, że nie zobaczę
go przez te dni. Nie zepsuje mi świąt. Liczę, że po ich zakończeniu wyjedzie i
już tu nie wróci – mówił głosem przepełnionym złością wymieszaną z cierpieniem.
–
Na pewno tego chcesz? – Pogłaskała konia.
Oczywiście,
że nie chciał! Wszystko w nim wołało, że pragnie się z nim spotkać. Ale tylko
po to, by prosto w twarz wypluć mu każdy zmarnowany dzień. Każdy moment, w
którym go potrzebował, a Kamil wszystko zmarnował.
–
Zawiódł na całej linii. Nie mógłbym być z kimś, na kim nie można polegać.
–
Ty też nie byłeś święty.
–
Wiem, o co go oskarżyłem! – Zefir poruszył się niespokojnie na podniesiony głos
Szymona. – Przeprosiłem go, błagałem o wybaczenie. Wyrzucił mnie. Myślałem, że
ochłonie, tak jak ja to zrobiłem i przyjdzie do mnie. Porozmawiamy. Dowie się,
jak mi przykro za te oskarżenia. Do dzisiaj mnie boli to, co powiedziałem,
jednak to on postąpił najgorzej. Uciekł jak tchórz. Jest tchórzem.
–
Nie mów tak. Jesteś na niego wściekły i dlatego powinieneś się z nim spotkać.
Obaj nosicie zadrę w sercu. Postaw się na jego miejscu. Pomyśl, jak on się
wtedy czuł…
–
Adwokatka diabła – burknął Szymon. Poklepawszy Zefira po karku opuścił boks.
Zamknął go. Stanął naprzeciwko siostry. – Pewnych rzeczy nie da się już
naprawić.
–
Kochasz go. On ciebie…
– Nie
chcę nic wiedzieć. On nie wie, czym jest miłość. Prawdziwa miłość nie ucieka
chyłkiem, nie poddaje się.
–
Nie poddaje się, mówisz. To dlaczego to robisz? – Odwróciła się od niego ze
smutkiem w oczach. – Wiesz, kiedy Kawecki mnie potrącił i leżałam na ulicy,
sądząc, że umieram, przez chwilę miałam ochotę się poddać i nie walczyć. Ale
pomyślałam o tym, co mogę stracić. Przecież chcę być archeologiem, uczyć się
tego, odkrywać historię. Jeśli się poddam, to nigdy nie spełnię swojego
marzenia. Kiedy po tygodniu wyszłam ze śpiączki i powiedzieli mi, że mam
połamane nogi i mimo operacji lekarze nie wiedzą czy będę chodzić, też chciałam
się poddać. Ale nie zrobiłam tego. Uparłam się. I co? – Spojrzała na brata. –
Chodzę. Prawda, że kuleję, bo moje kolano nigdy już nie będzie tak sprawne, jak
przed wypadkiem, ale realizuję marzenia. Nie poddałam się i nie poddam. Twarda
ze mnie sztuka. Wycisnę z darowanego mi życia wszystko, by potem nie żałować.
Żebyś kiedyś ty nie żałował. Szkoda, że nie potrafisz zrobić jednej rzeczy…
Wybaczyć. – Ruszyła w stronę domu, w którym trwały ostatnie przygotowania do
wigilii.
Szymon
stał i patrzył na siostrę, mając ochotę wrzeszczeć. Wyłączył światło i poszedł
za nią.
*
Kiedy
zobaczył dwie postacie idące w stronę domu Bieńkowskich, odsunął się od okna na
tyle, żeby nie było go widać. Mógłby przysiąc, że jedną z nich jest Szymon.
Rozpoznawał go po sposobie chodzenia. Zresztą, chyba z zamkniętymi oczyma nie
miałby z tym problemu. Druga osoba to Karolina. Mama mówiła mu, co się z nią
działo. Raz napisał do niej esemesa z życzeniami powrotu do zdrowia. Z tego co
wiedział, przyszła pani archeolog spędziła w szpitalu dwa miesiące, potem
przechodziła rekonwalescencję w domu i dopiero niedawno wróciła na studia.
Dzisiaj, kiedy spotkali się w autobusie, opowiedziała mu, że przez te ogromne
zaległości chciała odłożyć powrót do domu. Czekało ją zaliczenie tych
brakujących miesięcy na studiach, które miała odrobić na wyjeździe. W
przeciwnym razie nie będzie mogła podejść do egzaminów. Wszystko wskazywało na
to, że tak może się stać, bo nie wyjechała, woląc święta spędzić z rodziną.
Czy
powiedziała Szymonowi o jego powrocie? Możliwe, że tak. Jak Szymon na to
zareagował? Pewnie go to nie obchodzi. Wszak Szymek nic już do niego nie czuje.
Kamil nie miał pojęcia czy to dobrze, czy źle. Serce krzyczało jedno, a mózg
powtarzał, że tak będzie lepiej. Ich drogi się rozeszły i raczej nie ma
możliwości, by znów się skrzyżowały. Co z tego, że teraz są tak blisko siebie?
Zapiął
mankiet białej koszuli, która należała do niego, ale nie wziął jej, kiedy wyjeżdżał
do Zamościa. Garnitur także wisiał w szafie i mógł go założyć, ale ubrał tylko
spodnie, zostawiając marynarkę na wieszaku. Zamiast niej założył granatowy
sweter. Stanął przed lustrem i poprawił kołnierzyk. Przyjrzał się przez chwilę
sobie. Nic się nie zmienił. Nadal te same ciemno blond włosy, z tą samą
fryzurą. Dopiero teraz uświadomił sobie, że Szymon czesał się bardzo podobnie.
Jak on lubił te jego włosy postawione do góry. Przypomniał sobie jak wsuwał w
nie palce, kiedy leżeli obok siebie. Potrząsnął głową, odganiając niechciane
myśli.
Opuścił
pokój i zszedł na dół. Usłyszał głos ojca dochodzący z pokoju:
– Co
on tu robi? Czy ktoś mu kazał tu wracać? Dopóki się nie wyleczy, nie chcę go
widzieć.
–
Janek, daj spokój, są święta, poza tym to jest też mój syn i chcę, żeby tutaj
był.
Chłopak
potrząsnął głową. Jakoś będzie musiał to przetrwać. Udał się do kuchni, gdzie
babcia nalewała do wazy, używanej tylko w odświętnie dni, soczyście czerwony
barszcz. Dziadek siedział przy kuchennym stole, oświetlany przez migające
światełka, które powieszono na małej choince stojącej na parapecie.
–
Nie słyszałem, kiedy tata wrócił.
–
Brałeś prysznic – odpowiedział starszy mężczyzna.
–
Nie podoba mu się to, że tu jestem.
– Ostatnio
nic mu się nie podoba – wtrąciła babcia, podając mu wazę. – Zanieś do pokoju.
Nie będziemy jeść w kuchni. Zjemy przy choince, mimo że Staszek by chciał
tutaj.
–
No bo po co tam bałaganić, jak tutaj też mamy choinkę.
– Tam
mamy żywą, dużą. Poza tym są święta. Zanieś to, Kamilku i wróć po pierogi.
Zaraz je nałożę. Staszek, położyłeś opłatki na sianku pod obrusem?
–
A jakże. Co myślałaś, że zapomnę o najważniejszej rzeczy?
Kamil
nie sądził, że ojciec tym razem przełamie się z nim opłatkiem i złoży życzenia.
Bardzo w to wątpił. Zaniósł wazę do dużego pokoju, w którym mama poprawiała serwetki
na stole. Czuł na sobie wściekły wzrok taty, ale starał się nic sobie z tego
nie robić. Miał prawo tutaj być i będzie tak długo, jak zechce. Nawet na
zawsze. Drgnął na tę przypadkową myśl. Na szczęście wcześniej postawił barszcz
na stole, bo mógłby go wylać. Mama nic by sobie z tego nie zrobiła, ale drugi
rodzic miałby kolejną okazję do tego, by pokazać jak bardzo nim gardzi.
–
Dobry wieczór, tato. – Kamil zdobył się na przywitanie, ale nie otrzymał
odpowiedzi. Całe szczęście musiał iść jeszcze po pierogi, więc miał powód, żeby
wyjść. Po chwili jednak przyniósł je do
pokoju, a za nim weszła babcia, mocno trzymając w rękach dzban kompotu z
suszonych owoców.
Zofia
sprawdziła, czy wszystko już mają i trąciła męża, żeby zajął się opłatkami.
Starszy pan wyjął je spod śnieżnobiałego obrusa i podał każdemu po jednym. Jako
pierwszy przełamał się z wnukiem.
–
Żebyśmy się zobaczyli w Królestwie Niebieskim – powiedział Stanisław. Te
życzenia były tradycyjnymi słowami, które składało się w takiej chwili na
Podkarpaciu. Po nich dodał te, które każdy sobie składał: – Kamil, życzę ci
dużo zdrowia, szczęścia, a przede wszystkim mądrości, żebyś zdobył się na
sięgnięcie po tego, którego kochasz i po to, czego pragniesz. – Ucałował wnuka
w oba policzki. – Święta są najlepsze, kiedy ma się iść drogą ku wybaczaniu.
Kamil
nie musiał udawać, że nie wie o co dziadkowi chodzi. Wstrząsnęło to nim trochę.
Odetchnął i złożył mężczyźnie życzenia, a potem podszedł do babci. Kobieta
uściskała go serdecznie.
–
Żebyśmy się zobaczyli w Królestwie Niebieskim. Dobrze, że jesteś z nami. Życzę
nam wszystkim, żebyś został. A tobie zrozumienia dla innych i tego, by ciebie
rozumiano. Życzę ci miłości, zdrowia i powodów do uśmiechu. A wiem, że tylko
jedna osoba może go u ciebie wywołać – szepnęła mu na ucho.
Dalej
życzenia składała mu mama i nijak nie różniły się od poprzednich. Coś się w
Kamilu kurczyło, coś zaczęło boleć, krzyczeć. Dlaczego oni mu to mówili? Każdy
głupi by to zrozumiał. To nie jego wina. Szymon sam wybrał. On źle zrobił,
uciekając, ale wtedy nie potrafił inaczej. Przecież wszystko wyjaśnił w liście.
To Bieńkowski pokazał, że go nie kocha.
Tata
nie złożył Kamilowi życzeń. Chłopak także nie próbował do tego dążyć. Reszta
rodziny starała się udawać, że wszystko jest w porządku i usiedli przy
wigilijnym stole.
*
Cała
rodzina Bieńkowskich zebrała się w dużym pokoju. Każdy ładnie ubrany,
uśmiechnięty. Składali sobie życzenia, ściskali się, całowali w policzki.
Dzieci Mikołaja, szczęśliwe i zaaferowane rodzinnym spotkaniem, a najbardziej
olbrzymią choinką z multum światełek i prezentami, rozprawiały o wszystkim, co
robiły ostatnimi dniami. Mały Pawełek czerpał atmosferę tego, co słyszał wokół,
z zadowoleniem siedząc na kolanach babci. Reagował na każdy znany głos. Mimo że
nie widział, instynktownie wiedział kto kim jest i potrafił pokazać, gdzie jest
jego mama.
Szymon,
siedząc przy stole, obserwował w milczeniu całe towarzystwo, próbując się
uśmiechać. Trudno mu było przebywać tutaj, kiedy tak niedaleko był chłopak,
którego kochał. Czy się zmienił? Czy wygląda tak samo? Wystarczyło przejść
paręnaście kroków…
– Bracie,
co masz taką minę, jakbyś zjadł coś niedobrego? – zapytał Mikołaj. – Poszedłbyś
do Zarzyckich i…
–
Nie. Nie. Lepiej nie kończ.
–
Uparty dupek – syknęła Karolina, za co mama zaraz ją upomniała. – Taka prawda.
– Podała babci, ze strony mamy, sól. – Nie ma co ukrywać. Wszyscy moi bracia
głupieją, jeśli chodzi o miłość, ale w tym gorszym znaczeniu.
–
To może być gorsze znaczenie? – spytał Konrad, napychając się pierogami. Cały
dzień nic nie jadł i teraz mógłby zjeść konia z kopytami.
–
Ty to już przebiłeś wszystko, chociaż twoją głupotę nazywa się raczej klapkami
na oczach, jak mówi moja koleżanka – rzuciła Karolina, unikając napominającego
ją wzroku matki. – Ale, ale pamiętacie jak to było z Mikołajem i Agatą? Mikołaj
tak się na nią obraził, bo ona z powodu egzaminów nie mogła iść z nim na wesele
do wujka Franka, że postanowił z nią zerwać i się więcej nie odezwać.
Mikołaj
przewrócił oczami, a Agata tylko się roześmiała. Szymon patrzył na siostrę,
jakby widział ją po raz pierwszy lub co gorsza miał ochotę ją ukatrupić.
Dziewczyna nic sobie z tego nie robiła i opowiadała o najstarszym z braci,
który straciłby miłość życia z własnej… głupoty i naprawdę niewiele do tego
brakowało. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Po
kolacji, z inicjatywy Konrada, który nareszcie odzyskał dawny humor i stał się
sobą, całą rodziną zaczęli śpiewać kolędy. Karolina darła się najgłośniej, mimo
że trochę fałszowała. Natomiast Szymon siedział wbity w róg kanapy i pierwszy
raz w życiu chciał, żeby święta się skończyły. Najlepiej zima. Mógłby wrócić do
pracy w polu, spędzałby tam całe dnie na orce, sianiu. Na wiosnę czekało go
mnóstwo pracy. W głowie planował to, co będzie mieć do zrobienia.
W
pewniej chwili, kiedy zostali już sami domownicy, po tym jak reszta rodziny
rozjechała się do domów, Karolina wyszła i wróciła do salonu już w płaszczu.
–
Zbierajcie się, idziemy.
–
Dokąd?
–
Do sąsiadów, mamo. Złożymy im życzenia. Pośpiewamy kolędy, posiedzimy razem, a
potem pójdziemy na pasterkę. Zarzyccy
zawsze chodzą.
Szymon
tym razem zabijał siostrę wzrokiem. Chciał uniknąć tego corocznego spotkania.
–
Ja nie idę.
–
Idziesz. – Karolina ponownie wyszła z pokoju i po chwili powróciła niczym
bumerang, niosąc płaszcz brata. – Zakładaj to i ruchy. Wio. – Rzuciła mu
okrycie.
–
Nie jestem koniem, żebyś mnie poganiała.
–
No stary, co ci szkodzi? – Konrad uderzył brata w plecy, tak dla dodania
otuchy. – Przynajmniej zaspokoisz swoją ciekawość i zobaczysz Ka…
–
Nie wypowiadaj tego imienia – powiedział zimno Szymon.
–
Kamila – dokończył Konrad, odsuwając się
na wszelki wypadek.
Nie
chciał tam iść, ale wiedział, że tego nie uniknie. Jak nie Karolina, to tata go
wyciągnie. Swój udział w podjęciu decyzji miała także ta część niego, która
rwała się do Kamila, definitywne kierując jego krokami. Ubrał się i wyszedł
całą rodziną na dwór, wraz z towarzyszącym im psem. Dom oświetlały światełka,
które zakładał wczoraj z ojcem i bratem. Dzięki temu było jeszcze jaśniej niż
zwykłej nocy. Mróz szczypał ich po nosach, kiedy kierowali się do domu
sąsiadów.
Szymon
jako ostatni wszedł przez furtkę, a serce biło mu coraz szybciej. Bał się, że
zobaczy Kamila, a jednocześnie czuł niepokój, że nie dojdzie do spotkania.
Równie dobrze chłopak mógł już być na górze w swoim pokoju. Wcześniej jednak
zerknął na okno i było tam ciemno. Sam już nie miał pewności czego tak naprawdę
chciał.
W
momencie kiedy Karolina nacisnęła dzwonek, serce Szymona niemal stanęło. Czas
zwolnił do chwili, gdy drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich uśmiechnięta
pani Beata. Karolina z Konradem zaczęli śpiewać „Lulajże Jezuniu”, do czego
Beata Zarzycka się dołączyła. Po wszystkim zaprosiła Bieńkowskich do środka.
–
Witajcie i wchodźcie do pokoju.
Szymon
czuł jak po plecach przechodzi go dreszcz, kiedy przekraczał próg dużego
pokoju. Spuścił wzrok tylko na chwilę, a gdy go podniósł, napotkał szare oczy
wpatrujące się w niego z napięciem.
Jak można kończyć w takim momencie? :C Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Przez cały rozdział tylko czekałam, aż oni się spotykają. Tak bardzo chcę żeby było razem, oni tak szaleńczo do siebie pasują. No cóż, zostało mi czekać tydzień na dalszą część historii. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKocham kończyć rozdziały w takich momentach. Wiem, że to dla czytelnika frustrujące, bo sama czytam i po takich zakończeniach zgrzytam zębami z nerwów i napięcia. :)
UsuńOh nie... tak szybko pochłonęłam ten rozdział i teraz zostało oczekiwanie na nastepny. Rozdział cudowny jak wszystko twojego autorstwa. Merci za rozdzialik i weny.
OdpowiedzUsuńIDS
Tydzień szybko zleci i pojawi się następny rozdział. :)
UsuńWiedziałam, po prostu wiedziałam że nam to zrobisz i przerwiesz w tym miejscu! A rozdział przepiękny, wzruszający
OdpowiedzUsuń:D
UsuńHej mam pytanie kiedyś przed którymś rozdziałem podawałaś link do bloga chyba jakiegoś chłopaka, w każdym razie pamiętasz może co to był za blog i czy mogłabyś mi tu podać do niego link?
OdpowiedzUsuńNie pamiętam jaki link i do kogo podawałam, ale przypuszczam, że chodzi o ten blog: http://grissdrauka.blogspot.com/
UsuńJeżeli tak, to od razu mówię, że tekst nie będzie kontynuowany.
No wreszcie xD Może magia świat i bliscy pomogą i coś ruszy, bo będą tak wzdychać do siebie nie wiadomo ile i nigdy szczerze nie pogadają. Już nawet nie chce pisać ,że kończysz w takim momencie, bo wiem że to uwielbiasz Luano xD Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny
OdpowiedzUsuń~Demi Lerman
Może magia świąt pomoże tym dwóm uparciuchom. O ile łatwiej by mieli gdyby usiedli i szczerze porozmawiali.
UsuńZa wenę dziękuję. Bardzo się przyda. :)
Jak mogłaś skończyć w takiej chwili T.T
OdpowiedzUsuńTeraz ciekawość mnie zje, ale za to rozdział był jak zawsze cbfrdebjcd>>>>
Tak cholernie kocham to opowiadanie jak każde poprzednie *_*
Życzę mnóstwa, mnóstwa, mnóstwa weny i pieniędzy na nowego laptopa, bo wiem jak to jest męczyć się ze starym -_-
Pozdrawiam
Agnes V.
To ja Polsat jestem. Uwielbiam kończyć w takich momentach. :D
UsuńTo Tobie też życzę nowego laptopa. :)
Pozdrawiam. :)
Haha tylko na Polsaci czekamy 30 minut na kontynuacje, a u Ciebie tydzień haha więc wyschnę, mam nadzieję, że będzie coś bvnccevbj>>>
UsuńNa razie mnie nie stać na nowego, ani praktycznie na nic, ale wyjeżdżam za granicę i jak wrócę to planuje kupić wszystkie Twoje teksty i książkę jeśli już będzie *_* bo mieć Twoje dzieło na półce to będzie coś tak zajebistego jak mało co na tym świecie *_*
Pozdrawiam
Agnes V.
Jakie 30 minut? Czasami trzeba czekać tydzień. :D Dasz radę. :*
UsuńMam nadzieję, że z książką się uda. Na razie to nie jest nic pewnego. :/ No, ale trzeba wierzyć, że książka będzie. :)
Jeeej, jaka ja byłam szczęśliwa jak Karolina weszła do pokoju! Poprzednie rozdziały były takie, że byłam prawie pewna, że nie żyje ;o
OdpowiedzUsuńAle nie ważne, jest tutaj!
I wydaje mi się, że Szymon nie dostał tego listu Kamila... Czyżby mu nie dali go? Może ojciec Kamila go schował?
Kocham twoje opowiadania i bardzo dziękuję że publikujesz!
Życzę weny ;)
Co do Karoliny taki był plan, aby sprawić, że czytelnik uwierzy, że ona nie żyje. Cieszę się, że mi się to udało. :)
UsuńJak ma się sprawa z listem? To niedługo się wyjaśni. :)
Dzięki za wenę. :)
(Jestem zmuszona skomentować tutaj bo wordpress mnie nie kocha :( )
OdpowiedzUsuńOstatnio mam straszne problemy z ułożeniem sensownego komentarza, ale teraz to po prostu muszę: Lu, ty zły człowieku(i tak cię uwielbiam) po ostatnim rozdziale byłam pewna, że Karolina nie żyje. A tak odnośnie tego rozdziału to był świetny, a następny zapowiada się jeszcze lepiej. Pozdrawiam i życzę weny, trzymaj się ciepło.
Red
Wordpress coś niegrzeczny się zrobił. :)
UsuńJak pisałam wyżej taki miałam plan, by sprawić, aby czytelnik uwierzył, że ona nie żyje. D
Pozdrawiam. :)
No Polsat... po prostu Polsat xD
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak. :D
UsuńStworzyłaś takie napięcie. Kiedy czytałam siedziałam jak na szpilkach;) nie mogę się doczekać co będzie się działo dalej.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że stworzyłam takie napięcie. A co do dalej, to tydzień szybko zleci. :)
UsuńJezu ale mnie wystraszyłaś jak Becia wzięła zdj. Karoli od razu myśli czarne i jak to jak mogłaś zabić moją imenniczkę;P , a to ona wchodzi jak gdyby nigdy nic, a ja osz ty diablico jak tak można, sekundowy zawał normalnie. Gdyby tylko jeszcze u Kamilka i Szymka było dobrze to już w ogóle euforia;P, ale nie można mieć wszystkiego, przynajmniej narazie.
OdpowiedzUsuńDużo weny, pozdo;D
~kira
To dobrze, że zawał był sekundowy. :D Co do Karoliny taki był plan, jak pisałam wyżej. Cieszę mnie, że plan się udał. :) Czy u Kamila i Szymona będzie dobrze to trudno powiedzieć. Patrząc na to jak się głupio zachowują... Różnie może być.
UsuńAaa!! Jak. Mogłaś. W. Takim. Momencie. Diable wcielony! Jak ja niby mam wytrzymać tyle czasu? Ale rozdział wspaniały i zdrowia twojemu laptopowi ;))
OdpowiedzUsuń/A
Dasz radę. Do kolejnego rozdziału coraz mniej czasu. :D
UsuńNo nie~! Jak mogłaś przerwać w takim momencie? Smutek i oczekiwanie na kolejny rozdział :(
OdpowiedzUsuńMogłam. :D
UsuńNie myslalas o czestszym dodawaniu rozdziałów? Czekać tyle czasu na kolejny odcinek, zwłaszcza jeśli poprzedni kończy się w takim momencie, to jest czysty sadyzm :D :D
OdpowiedzUsuńNie, bo później nie miałabym co dodawać i blog zarósłby chwastami. A siedem dni to nie dużo czekania. Zważywszy, że na wielu blogach miesiąc trzeba czekać na kolejny rozdział. :)
UsuńWyobrażam to sobie: Szymon wchodzi, patrzy na Kamila, Kamil patrzy na Szymona, Szymon na niego, Kamil na niego... A w pokoju taka cisza i tylko świerszcza słychać xD
OdpowiedzUsuńAle serio, ucinanie w takim momencie jest naprawdę okrutne ;-; To jak kiedyś na Polsacie pierwszy raz oglądałam Titanica (w sensie pierwszy raz na Polsacie a nie ogółem) i już jest ta scena na dziobie, już wiem, że zaraz będę ryczeč, a tu nagle KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ... NO KURNA SERIO? ;-; Czy to może na TVN leci? Nie ważne, uczucia te same XD
Także na szczęście już zaraz niedziela, i sobie popczytam, jak to sie "nienawidzą".
A i jeszcze jedno. Bardzo nieładnie robić takie aluzje dotyczące Karoliny ;) Przez chwile pomyślałam nawet, że może to prawda, ale sekundę później takie... Nieee... Co najwyżej jest w szpitalu, ale żyje.
Czekam na nestępny rozdział! :*
Pozdrawiam 😁
Dlatego czasami lepiej coś czytać i oglądać w całości. :D Ale wiem co to za uczucie kiedy ma być ten ważny moment, jego on coraz bliżej, napięcie wzrasta, a tu koniec. :)
UsuńBędzie się działo
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch cudownie, Kamil wrócił do Jabłonkowa chociaż na święta, biedna Karolina, Szymon dostał ten list...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia