Życzę miłego czytania i czekam na komentarze z którymi ostatnio kiepsko. Nie tylko chodzi o mnie, ale i o innych autorów. :)
Od jutra chcę wrócić do pisania. Trzymajcie kciuki. :)
Edit: U mnie w linkach pojawił się nowy blog. Autorką jest Indra i zapraszam do czytania jej opowiadania oraz komentowania: Blog Indry
Kamil
Zarzycki, pożegnawszy się ze znajomymi z pracy po zakończeniu zmiany, udał się
na przystanek autobusowy. Poprawił czapkę, która zsuwała mu się z lewego ucha.
Nie znosił tego typu okrycia głowy, jednak z powodu mrozów został zmuszony do
jej noszenia. Od tygodnia słupki na termometrach pokazywały minus dziesięć
stopni. To niby niedużo, bo pamiętał jak bywało dwa razy tyle, ale ostatnimi
czasy marzł bardziej niż zwykle.
Spojrzał
na niebo zasnute chmurami i skrzywił się. Brakowało mu słońca. Nie pamiętał,
kiedy ostatnio świeciło, chyba na początku grudnia. Za tydzień miało być już
Boże Narodzenie, a on nie miał nastroju do świętowania. Mama prosiła go, by
przynajmniej wrócił do domu na święta, jednak bronił się przed tym. Nie chciał
wracać do Jabłonkowa. Odkąd kilka miesięcy temu opuścił rodzinną wieś, ani na
chwilę tam nie zajrzał. Z mamą widział się tylko raz. Przyjechała, aby się z
nim zobaczyć, ale w Zamościu została tylko na kilka godzin. Próbowała namówić
go do powrotu. Nic nie zdziałała, przekonując się jak upartego ma syna. Nie
chciał tam wracać ze względu na Szymona, którego nie zamierzał nigdy więcej
zobaczyć. Domyślał się, że to będzie trudne, bo unikanie Bieńkowskiego nie może
trwać wiecznie, jednak im dłużej trzymał się od niego z daleka, tym lepiej
znosił rozłąkę. Z czasem uczucia, które czuł do mężczyzny wypalą się. Już było
coraz lepiej. Tak, w ostatnich miesiącach zdobył praktykę w oszukiwaniu siebie.
Działało, ale tylko na chwilę.
Kiedy
wyjeżdżał z Jabłonkowa, nie obiecywał, że już tam nie wróci. Myślał, że
wszystko odbędzie się inaczej. Widać Szymon tak naprawdę go nie kochał i nawet
po przeczytaniu listu nie potrafił zdobyć się na kontakt z nim. Bieńkowski
bardzo go wtedy zranił, oskarżając go o to, że podpalił stodołę. Wszystkiemu
winna była zapalniczka, która wypadła mu z kieszeni. Prawda szybko wyszła na
jaw, ale powiedzianych słów nie dało się cofnąć. Wsunął dłoń do kieszeni i
wyjął zniszczony przedmiot. Popatrzył chwilę na coś, co dawniej było
zapalniczką. Nie potrafił się jej pozbyć. Zacisnął na niej palce. Westchnął
ciężko, jakby ta mała rzecz zrzucała mu na barki ogromny ciężar. Schował
zapalniczkę z powrotem i przyśpieszył. Nie chciał się spóźnić na autobus. Na
kolejny musiałby czekać około godziny.
Dotarłszy
na przystanek stanął z dala od innych ludzi opatulonych w grube płaszcze,
czapki, szaliki, jakby to był środek zimy, a tymczasem nawet śniegu nie było.
Na święta podobno miało coś sypnąć białym puchem. Nie zależało mu, mimo że w
lecie bywały momenty, kiedy myślał nad konnymi przejażdżkami wspólnie z
Szymonem, w czasie których wokół znajdowałaby się gruba pokrywa śnieżna.
Autobus
podjechał chwilę później. Kamil miał bilet miesięczny, więc od razu przeszedł
na tylną część pojazdu i zajął wolne pojedyncze miejsce przy oknie. Napisał
esemesa do Bogdana, że niedługo będzie w domu. Domem nazywał dwupokojowe
mieszkanko, które od dwóch miesięcy wynajmował z przyjacielem i Anką. Zajmował
malutki pokoik, w którym zmieściła się wersalka i stolik oraz krzesło, podczas
gdy jego przyjaciele wzięli większe pomieszczenie. Anka i Bogdan od pięciu
miesięcy byli razem. Pogratulował im tej decyzji, a szczególnie przyjacielowi
tego, że w końcu przestał krążyć wokół Ani i zaczął działać.
Do
mieszkania dotarł kilkanaście minut później. Byłby wcześniej, ale po południu
zawsze powstawały na ulicach korki i autobus wlókł się, a nie jechał. Rozebrał
się w czymś, co przypominało pokój, salon i przedpokój w jednym. Zawiesił
kurtkę na wieszaku umieszczonym na drzwiach, żeby zaoszczędzić miejsce.
Mieszkanko może nie było maleńką klitką, ale i tak ciężko im się było tutaj
rozlokować, żeby sensownie poustawiać meble, które podarowali im rodzice Ani i
Bogdana. Kamil dziwił się, że zarówno państwo Kalita jak i Małeccy nie
oponowali przeciw wspólnemu mieszkaniu młodych przed ślubem. Tego szczególnie nie
spodziewała się Anka. Jej rodzice to bardzo konserwatywni ludzie, ale widać
uznali, że jest dorosła i może robić co chce. Przykazali tylko, żeby nie brała
narkotyków i dobrze się uczyła na studiach. Jak dotąd dziewczyna nie zawiodła
ich zaufania.
Zapalił
papierosa i skierował się do części kuchennej, którą tworzył rząd ustawionych
przy ścianie szafek, lodówka oraz kuchenka. Ściany pomalowali na brzoskwiniowy
kolor tuż po tym, jak się wprowadzili. Właścicielka – staruszka, która
wyjechała do Australii do syna – pozwoliła im na drobne remonty i odświeżenie
mieszkania, które wynajęli na rok.
Otworzył
lodówkę i wyjął z niej kawałek pizzy. Nie odgrzewając jej w mikrofali, ugryzł
kęsa. Po przełknięciu włożył papierosa do ust i skierował się do pokoju
Bogdana. Anka teraz była na uczelni, a Małecki, który chorował, leżał wygodnie
w łóżku.
–
Siema, stary.
– Co
tak długo? Miałeś być piętnaście minut temu. – Boguś odłożył motoryzacyjną
gazetkę. Zakaszlał. – To cholerstwo nigdy mnie nie puści, czy jak – zamruczał
pod nosem bardziej do siebie niż do Kamila.
– Puści,
puści. Tylko ty byś chciał od razu. Swoje trzeba wyleżeć. – Zaciągnął się
papierosem, z ulgą przyjmując to, że w końcu mógł zapalić. W pracy nie wolno
było palić, na ulicy także. Uznawał to za głupotę, ale trzymał się zasad po
tym, jak dostał pouczenie od policjanta za to, że palił w publicznym miejscu.
Na szczęście facet nie dał mu mandatu, bo Kamil kokosów nie zarabiał, a to, co
miał, nie zamierzał tracić na niepotrzebne wydatki. Tym bardziej, że musiał
zawiesić działalność sklepiku, który założył w Internecie, sprzedając tam
figurki robione przez dziadka. Wszystko przez to, że nie miał co sprzedawać, a
ostatnie pieniądze wysłał dziadkowi parę tygodni temu. Podobno staruszek
wyrzeźbił bardzo dużo różnych figurek, ale musiałby pojechać do Jabłonkowa,
żeby się wszystkim zająć. Trzeba było porobić zdjęcia, a potem wysyłać klientom
paczki. Za dużo wynikało z tego pracy i wysiłku, aby dziadek i rodzice sami
sobie z tym poradzili, a on na pewno tam nie wróci.
–
Mam już dość leżenia. Jestem od tego bardziej chory. Wszystko mnie boli. –
Bogdan, chorując, zawsze narzekał. Nie znosił uwięzienia w czterech ścianach. A
i chętnie wybrałby się z Kamilem na piwo, by pogadać jak kumple, na co ostatnio
jakoś się nie składało.
–
Będę robił kawę. Chcesz czegoś do picia? – Ugryzł kolejny kawałek pizzy.
–
Jak możesz palić i jeść jednocześnie? Herbaty, ale ten duży litrowy kubek.
–
Spoko.
–
A i z tą kawą wracaj tutaj. Nudzę się. Włączę lapka to obejrzymy jakiś film,
co? Albo pogapimy się na Youtube jak inni grają w Wiedźmina. Hm? – Wychylił się
po swojego laptopa leżącego po drugiej stronie łóżka, którą zajmowała Anka.
Niedawno wynieśli wersalkę do piwnicy i kupili sobie dwuosobowe łóżko, by było
wygodnie.
–
Wolę się pogapić, na film nie mam chęci. – Wyszedł z pokoju urządzonego w
kolorach kawy z mlekiem i wyposażonego dość prosto, w przeciwieństwie do czegoś
co robiło za ich salon. Tutaj było tak kolorowo, że Kamila z początku bolały
oczy. Czerwień przeplatała się z żółcią ścian, pomarańczem poduszek na
wysłużonej już kanapie, bielą i czernią. Gust Ani był czasami bardzo
oryginalny. Zamierzała przykryć panele zielonym dywanem, ale na szczęście
zarówno on jak i Boguś odwiedli ją od tego.
Zgasił
peta w popielniczce stojącej na stoliku dosuniętym do ściany, żeby można było
wejść do kuchni. To przy nim jedli wszystkie posiłki. Skończył kawałek pizzy i
umył ręce, o czym zapomniał po przyjściu do domu. Ale był głodny. Dzisiaj był
taki ruch w pracy, że nie miał czasu nawet iść do toalety, a co dopiero myśleć
o jedzeniu. Dziwne, bo pracował w McDonaldzie i wszędzie wokół było coś do
jedzenia.
Zapaliwszy
palnik w kuchence, nalał do czajnika wody i postawił go na gazie. Rzadko kiedy
korzystali z czajnika elektrycznego, bo woleli oszczędzać na prądzie. W trójkę
jakoś żyli, mogli opłacić mieszkanie, rachunki, ale każde z nich chciało też
coś odłożyć na przyszłość. Jak się przekonali, było to bardzo trudne. Ania
pracowała tylko w weekendy, bo codziennie chodziła na uczelnię. Dostała się na
zarządzanie i administrację, po tym jak zrezygnowała z marzeń o medycynie.
Natomiast Bogdan pracował, lecz jego studia zaoczne, a raczej książki,
pochłaniały dużą część zarobków. Rodziców nie było stać na to, aby pokrywać
wszystkie potrzeby finansowe syna. Jednak trójka przyjaciół nie mogła narzekać,
bo nie głodowali i jakoś udawało im się spokojnie żyć z miesiąca na miesiąc.
Czasem mogli pozwolić sobie na drobne przyjemności, jak papierosy Kamila, z
których nie potrafił zrezygnować i na to szła znaczna część jego zarobków.
Dźwięk
czajnika przerwał rozmyślania chłopaka. Kamil niespiesznie przygotował napoje i
wrócił do pokoju Bogdana. Na ścianach wisiały liczne, oprawione w elegancie
ramki, zdjęcia. To było tym, na czym Anka Kalita nie oszczędzała. Ostatnio
wpadła w szał fotografowania. Nie potrafiła jednak trzymać zdjęć na dysku,
tylko wybierała co lepsze i biegła do zakładu fotograficznego, gdzie prosiła o
wydruk fotografii oraz kupowała ramki. Jakby nie wystarczył jej album lub pięć
innych leżących na półce zawieszonej na ścianie na prawo od wejścia.
Podał
herbatę Bogdanowi i wtarabanił się do łóżka.
–
Dzięki, Kamilku.
–
Co tam masz? – Wskazał ruchem głowy na laptopa.
–
Lubię oglądać jednego gościa. Fajnie gra i ciekawie opowiada. Nie nudzi.
–
Do czego to doszło, żeby zamiast grać, oglądamy jak ktoś gra. – Kamil napił się
kawy czarnej jak smoła. Ostatnio tylko taką preferował.
– Ty,
coś takiego było u tych, no… Robią te takie filmiki… Kurwa, zapomniałem. –
Małecki podrapał się po głowie, jakby to miało mu pomóc w przypomnieniu sobie
nazwy kanału na Youtube. – Poszukam w historii…
–
Dobra, puszczaj to co masz.
–
Luzik, poczekaj, bo się ciężko filmik dzisiaj ładuje. Net coś słabo chodzi.
Naprawdę wolałbym coś stacjonarnego, a nie mobilny – narzekał.
–
Ale masz w promocji i płacisz za niego grosze.
–
Jedyny plus. Co tam w robocie? – zapytał, próbując jeszcze raz uruchomić
filmik.
–
Marnie. Dzisiaj był zapierdol jak nie wiem, bo wpadła jakaś wycieczka, potem
druga. Jutro pewnie też nie będzie lepiej. Ale to jedyna robota, którą
znalazłem.
–
Pytałem u nas w sklepie, ale nikogo nie potrzebują.
– Spoko,
dam se radę. No puszczaj to, już się załadowało. – Poprawił się na łóżku,
uważając, żeby nie wylać kawy. Anka by go za to zabiła. Bardzo dbała o pościel
i czystość.
Na
ekranie ukazało się intro, a potem pojawiła się plansza do gry Wiedźmin dziki gon. W lewym górnym rogu
ukazał się mini ekranik z wizerunkiem chłopaka, który prowadził grę. Kamil omal
się nie zakrztusił kawą, kiedy rozpoznał w nim Dominika Fiołkowskiego.
–
To Fiołek.
–
No, świetnie gra. Odkryłem niedawno jego kanał. Widzisz, ile ma subów? To
gwiazda na Youtube, a ja go nie znałem.
–
Ja go znam. Osobiście.
Bogdan
popatrzył na Kamila jakby widział go pierwszy raz w życiu.
–
Jak to?
–
To znajomy… Wiesz kogo. – Odchrząknął, ukrywając twarz za kubkiem.
–
Kogo?
Zarzycki
przewrócił oczami i powiedział:
– Szymona.
Widziałem Dominika dwa razy... Chyba trzy, bo na festynie także. Ale zazwyczaj
chodził z głową w chmurach. Myśli tylko o swoich filmikach. Nie zamieniłem z
nim słowa. Jest jakby go nie było – wytłumaczył kulawo.
–
Myślisz, że on i Szymon… Ten teges?
–
Nie. Fiołek jest hetero. Chociaż kto go tam wie. Z tego co mówił Szymon, to
facet ma za kochankę swoje gry i kamerę.
–
Taki aseksualny typek pewnie. Cóż, tacy też są. – Małecki wzruszył ramionami.
Przez
kilka minut siedzieli w milczeniu, oglądając to, co działo się na ekranie.
Kamil bardziej udawał, że to robi, bo jego myśli dążyły ku innej osobie
mieszkającej wiele kilometrów stąd. Ciekaw był, jak Szymon radził sobie przez
ostatnie miesiące. Z tego co mama mówiła, wynikało, że rodzinie Bieńkowskich
było ciężko przetrwać to, co się stało.
*
–
Zapomnij o nim, to gówniarz. Zostawił cię, kiedy najbardziej go potrzebowałeś –
mówił Darek, popijając piwo z kufla.
Szymon
nic nie odpowiedział, wpatrując się w ekran dużego telewizora wyświetlającego
mecz siatkówki. Wokół w barze wrzało od podnieconych głosów, kiedy polska
drużyna wygrywała.
– Szymek,
idą święta. Czas żyć dalej. Teraz, po tym wszystkim, ty i twoja rodzina możecie
się nareszcie podnieść. Wiem co mówię. Pamiętasz, jak było u mnie kilka lat
temu, kiedy spłonął nasz rodzinny dom?
–
Pamiętam.
– No,
pomogliście nam. Teraz my mogliśmy wam pomóc. Podziękować za wszytko. Głowa do
góry. – Uderzył otwartą dłonią w plecy Bieńkowskiego.
–
Wiesz co? Tobie już chyba starczy. Wiktoria powie, że cię rozpijam.
– Nic
nie powie. Rzadko nas odwiedzasz, a jeszcze rzadziej możemy pójść gdzieś razem.
– Uniósł rękę, zamawiając u barmana kolejne piwa. Szymon zostawał dzisiaj u
nich na noc, więc mógł coś wypić. – Cieszy się, że przyjechałeś.
– Ja
też. W domu nie ma wiele do roboty. Gdy siedzę bezczynnie, za dużo myślę. –
Podziękował barmanowi za trunek. Rozejrzał się czy nie ma gdzieś wolnego
stolika, ale dzisiejszy wieczór nie był za dobry na spokojny wypad na miasto.
Siedział więc z Darkiem przy barze, próbując rozmową zagłuszyć myśli. – Wiki
dobrze znosi ciążę?
–
Tak. Na szczęście. Chociaż ma zachcianki. Lepiej nie pytaj, co jej się potrafi
zamarzyć w środku nocy. I nie mówię o seksie. A ja, jako dobry i kochający mąż,
muszę wstawać, wychodzić na mróz i dreptać do jakiegoś sklepu otwartego przez
dwadzieścia cztery godziny, żeby to jej marzenie kupić.
Szymon
uśmiechnął się. Pamiętał jak to było z mamą, kiedy była w ciąży z Konradem.
Uwielbiała jeść czekoladę, przegryzając ją ogórkami kiszonymi.
–
Wiesz, jakie byłoby najlepsze lekarstwo na tego Kamila? – spytał Dariusz po
tym, jak za jednym razem opróżnił kufel do połowy.
–
Jakie?
–
Inny facet.
–
Nie, Dareczku, nie mam zamiaru pakować się w żadne związki, przelotne romanse,
czy jednonocne przygody. W końcu zapomnę. Tym łatwiej, że nie przyjeżdża do
domu na wieś. Może nie wróci.
–
A jak wróci?
–
To powiem mu, jak bardzo go nienawidzę – wyszeptał Szymon tak cicho, że
przyjaciel tych słów w panującym gwarze nie mógł usłyszeć.
*
–
Mamo, nie wiem. Nie chcę przyjeżdżać. Myślę o tym, aby w święta pracować. Wtedy
są dobre zarobki – mówił Kamil rozmawiając z matką przez telefon.
–
Kamil, ale to Boże Narodzenie, rodzinne święta. Nie może cię tu z nami nie być.
–
Tata będzie zadowolony.
– Twoim
ojcem się zajmę. Wróć do nas na stałe. Pomógłbyś mi w sklepie. Co chwilę
odchodzą nowe pracownice. Przyjedź przynajmniej na święta.
Kamil
usiadł na kanapie, kradnąc Ance ciastko.
–
Nie namówisz mnie. Nie mam tam do czego wracać.
– Masz.
Zawsze masz. Tutaj jest twój dom. Zastanów się, proszę. Czekamy na ciebie.
Babcia chce zrobić twoje ulubione ciasto.
–
Nie. Mam robotę w święta, muszę zostać. Cześć, mamo. – Rozłączył się. Położył
głowę na ramieniu Anki zakopanej w książkach.
–
Nie rozumiem cię – odezwała się dziewczyna. – Chcesz w święta być sam? Wiesz,
że my z Bogdanem wyjeżdżamy do jego babci i nie będzie nas aż do Sylwestra.
–
Naprawdę muszę pracować.
–
Ble, ble, ble. Nie chcesz jechać, bo on tam jest. Zachowujesz się jak dziecko.
Nie pójdę się bawić do piaskownicy – mówiła, naśladując głos małej dziewczynki
– bo tam jest ten kolega, który ciągnie za moje warkocze i pewnie mnie nie
lubi. Jedź. Wrócisz po świętach, urządzimy imprezkę na Sylwka. Będzie super. A
jeśli spotkasz tego swojego rolnika, to co z tego?
Tego
się bał. Co zrobi, kiedy zobaczy Szymona? Wciąż go kochał jak głupiec i nie
chciał przeżywać tego, co się z nim działo, kiedy wyjechał z Jabłonkowa. Tego,
kiedy czekał na znak od Szymona. Widać to, co
było w liście, nic nie znaczyło.
–
Wolę zostać. – Przesunął się i położył głowę na kolanach przyjaciółki.
– Smutno
mi, kiedy taki jesteś. – Pogłaskała go po głowie. – Jakbyś to nie był ty. Chcę
dawnego Kamila.
–
Cały czas tu jest. Tylko jego serce nadal się nie skleiło.
– Ja
już ci mówiłam, że obaj postąpiliście źle. Nie powinieneś był wyjeżdżać, a on
oskarżać cię o coś, czego nie zrobiłeś. Czego nie byłbyś w stanie zrobić. –
Spojrzała na Bogdana, który wyszedł z łazienki. Położyła palec na ustach, żeby
nic nie mówił. Chciała, aby to była właśnie ta chwila, kiedy Kamil wyrzuci z
siebie wszystko. Nie mógł całe życie dusić w sobie emocji. – Błędy można
naprawić.
–
Nie pouczaj mnie. – Zarzycki zdenerwował się i podniósł. – Łatwo ci mówić.
–
To pomyśl o rodzinie.
–
Idę się umyć i spać. Rano wcześnie wstaję.
Odprowadziła
przyjaciela wzrokiem. Znów jej się nie udało.
–
Próbowałaś. – Bogdan podszedłszy do niej, ucałował ją w czoło.
–
Gdyby tam wrócił, może stałby się cud – wyszeptała.
Kamil
słyszał jej słowa, zanim zamknął drzwi do łazienki. Jakiego ona chce cudu?
Cudów nie ma, nawet z Jabłonkowie. Już nie.
Wziął
szybki prysznic, umył zęby, ogolił się i kilka minut później wszedł pod kołdrę.
W pokoju było ciepło, a on i tak odczuwał chłód. Wersalka stała przy oknie, zza
którego do pokoju zaglądał księżyc. Wpatrzył się w jego tarczę, wspominając
czas spędzony w Jabłonkowie, swoją pracę w stadninie, kiedy oporządzał boksy,
konie. Pokochał te zwierzęta, szczególnie Zefira.
Tęsknił.
Za
Szymonem szczególnie. Prychnął. Sentymentalny się zrobił. Nic jednak na to nie
mógł poradzić.
–
Co w tej chwili robisz? – zapytał, wiedząc, że nie dostanie odpowiedzi,
nieprzerwanie wpatrując się w księżyc.
*
Szymon
zacisnął dłonie na barierce balkonu. Jak każdej nocy skierował spojrzenie na
księżyc. Nie przeszkadzał mu zaczepiający go zewsząd mróz, mimo że był w samym
swetrze. Wypił za dużo i potrzebował otrzeźwieć. A chłód nocy zawsze mu w tym
pomagał. Szkoda, że na inne rzeczy nie działał równie łatwo. Na wszystko to, co
się stało, a szczególnie na miłość. Gdyby mógł cofnąć czas, postąpiłby inaczej.
Oczywiście mając w głowie to, co wie teraz.
–
Widać nie mieliśmy być razem. Nadeszła próba, a my jej nie przeszliśmy. –
Opuścił wzrok na miasto pokryte światłami, a potem z powrotem przeniósł go na
księżyc, zadając pytanie: – Co w tej chwili robisz?
Chyba pora zacząć komentować skoro to mój ulubiony blog ;)
OdpowiedzUsuńSerce mi się łamało kiedy czytałam ostatni rozdział pierwszego tomu, a teraz... Nie widzieli się kilka miesięcy? To boli. Oni są dla siebie stworzeni! No ale trzeba być cierpliwym, bo wiem, że będzie dobrze.
Życzę weny ;)
Super! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział 😊😊
OdpowiedzUsuńPS Znalazłam Twój blog całkiem niedawno, ale udało mi się przeczytać już prawie wszystko 😄 Naprawdę świetnie piszesz! ☺
Jeju~ jakie to smutne :( myślałam, że Kamil da się namówić na powrót ale ten oczywiście dalej swoje. Gdybym była na miejscu Anki to bym mu takiego kopa zasadziła, że wtedy w końcu by się pozbierał i pojechał do Jabłonkowa. Mam ochotę po prostu zabić Kamila za tą jego upartość no i mam nadzieję, że w końcu zrozumie swój błąd, wróci do Jabłonkowa i będzie wszystko wróci do dawnego życia :D pozdrawiam(jako że dawno dawałam jakikolwiek komentarz) i życzę duuuużo~ weny :D
OdpowiedzUsuńBomba podoba mi się pierwsza część;) druga tez zapowiada się interesująca. Czekam co dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Martyna
Jejuuu niech Kamil się ogarnie i wróci. Obaj przecież się kochają i tęsknią za sobą. Mam nadzieję, że jeszcze zmieni zdanie i wróci chociaż na święta. Coś też czuję, że Szymon tego listu nie dostał, a może dostał i zdecydował, że nie odpowie? Nie wiem...
OdpowiedzUsuńMyślę, że druga część Buntownika będzie jeszcze lepsza niż poprzednia. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny 😘😊😊
~Demi Lerman
Miałam kiepski nastrój i zbuntowałam się nie chcąc czytać smutnego odcinka w którym Kamil i Szymon cierpią z powodu rozłąki ale gdy przed snem weszłam w blogera i zobaczyłam post niewytrzymałam, musiałam przeczytać. Fajnie że akcja drugiego tomu dzieje się kilka miesięcy później. Dzięki temu oszczędziłaś nam tego strasznego uczucia czytania o ich ogromnym załamaniu, ale przede wszystkim skoro to 2 tom to i akcja jak gdyby zaczyna się od nowa i taki przeskok jest super. Co do samego tekstu hm... dobrze skonstruowany, ciekawy jak zwykle. Tak samo dobry jak każdy wcześniejszy odcinek. Ale jak wiesz uwielbiam cię i kocham twoje teksty, więc mogę nie być obiektywna :P
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, myślę że i tak pojedzie, ale pewna nie jestem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Akira
Ahh, juz nie mogłam sie doczekać :)) ale juz jest (co prawda czytam z opóźnieniem) i to jest naprawde wspaniały powrót!
OdpowiedzUsuń/A
Czy tylko ja nie chcę, żeby wrócili do siebie..?
OdpowiedzUsuńEmmmmm... tak XD
UsuńTak. Wydaje mi się, że tak. Może jest ktoś jeszcze, że nie chce, aby oni do siebie wrócili, ale większość marzy, by byli razem. :)
OdpowiedzUsuńNieee no. Zerwali ze Sb. ;.; płaczę... Anka choc raz ma racje. Powinni się spotkać i pogadać. Bo czuje ze to zmierza w złym kierunku. Oni za Sb tęsknią a nie sa razem... Ja przez to tez umieram.
OdpowiedzUsuńMa nadzieję ze do Sb wrócą
Wow
OdpowiedzUsuńTo jest piękne
Hej,
OdpowiedzUsuńno minęło już kilka miesięcy, ale jednak obaj za sobą tęsknią... odnoszę wrażenie, że jednak Szymon nie dostał tego listu Kamila, a te słowa Szymona że go nienawidzi to chyba nieprawda, prawda? a co z Karoliną się dzieje? cieszę się, że Bogdan zawalczyć o Anke...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia