Dziękuję za komentarze. :)
Dni
mijały wolno. Przez dwie ostatnie doby nieustannie lało, więc żniwa się
opóźniły. Ale gdy nadszedł ich czas, wszyscy mieli ręce pełne roboty. Szymon na
zmianę z ojcem kosili zboże, ubolewając nad tym, że jest go około czterdzieści
procent mniej. Część została od razu sprzedana, żeby gospodarstwo miało
płynność finansową i coś wpłynęło na konto. Jednakże większość zboża składowano
w specjalnie wybudowanych do tego celu zbiornikach. Zostanie sprzedane, kiedy
wzrosną ceny. Natomiast to, co było przeznaczone dla zwierząt, złożono osobno.
Kamil
przez ten czas dwoił się i troił w stajni. Jego tata tylko przez tydzień
pracował przy żniwach, bo przypadkiem trafił na kogoś, kto powiedział mu, że
zamiejscowa firma wodno-kanalizacyjna szuka pracowników. Pojechał tam i go
przyjęli. Ojciec zrobił potrzebne badania najszybciej jak się dało i od dwóch
dni pracował przy tym, na czym się zna. Powoli rodzina Kamila wychodziła na
prostą. Nie mieli powodów do zmartwień. Jedyną osobą, która chodziła zasępiona,
był Kamil. Przez to wszystko on i Szymon nie mieli dla siebie czasu. Będąc
wśród ludzi, nie mogli nawet wziąć się za ręce, a na przebywanie sam na sam nie
mogli liczyć. Przez ostatnie dwa tygodnie tylko raz się zdarzyło, że Szymon
wspiął się po drabinkach do jego pokoju i kochali się. Od tamtej pory nie
zbliżyli się do siebie. Szymon często kosił do późna. Bywał tak zmęczony, że
zdarzało mu się paść na łóżko w ubraniu i zasnąć. Kamil był zdania, że
jego partner chciał za dużo sam zrobić i się przemęczał. On też starał się dużo
pracować, przede wszystkim dlatego, aby choć na chwilę uwolnić się od
dręczącego go uczucia, które każdy inny nazwałby tęsknotą, podczas gdy on wolał
nie nadawać mu nazwy. Zarzycki wziął na siebie o wiele więcej obowiązków w
stajni. Prócz nich pomagał także ludziom, którzy przyjeżdżali jeździć konno.
Doradzał im, wybierał się z nimi na wycieczki, oprowadzając po okolicy. Centrum
atrakcji był młody las. Stary omijali, bo jak dotąd nikt go nie wysprzątał.
Dużo
czasu spędzał z Jackiem. Mężczyźnie wrócił humor. Jego synek miał leki i na
dniach zostanie dla niego zakupiony specjalny wózek. Topolski cieszył się, bo z
żoną i starszym synem będą mogli zabierać chłopca na spacery, które do tej
pory były utrudnione. Jedną z przeszkód było to, że stary wózek dziecka nie
nadawał się do tego, a druga przyczyna leżała po ich stronie, bo trzymali swoje
nieszczęście w tajemnicy. Jacek postanowił też cieszyć się tym, co jest teraz.
Oczywiście myślał o tym, co będzie, lecz z rodziną woleli żyć chwilą, by żadnej
nie zmarnować.
Kamil, w
przeciwieństwie do niego, myślał o przyszłości. Tej najbliższej i tej
dotyczącej Szymona. Nie chciał stąd uciekać. A związek z Szymonem, który tak
szybko się narodził, sprawił, że część niego, tego, jakim był dawniej, wracała.
Śmierć Tomka, rozmowa z Dorotą, to jak Szymon na niego patrzył i ogólnie
panująca tutaj atmosfera uświadomiły mu, że nic nie jest na wieczność i trzeba
z tego, co jest nam dane, brać garściami. Babcia Zośka, gdyby usłyszała od
niego te słowa, chyba dałaby na mszę w podziękowaniu za powrót wnuka. Właśnie,
na mszę. W niedzielę poszedł na sumę. Jego rodzina przez to oniemiała, a Szymon
uśmiechnął się szeroko. W sumie poszedł dlatego, bo tam mógł siedzieć obok
niego, po prostu być przy nim. A nic mu się nie stanie, jeżeli raz na jakiś
czas pójdzie do kościoła. W domu przestaną mu o tym marudzić, a on spędzi
godzinkę u boku partnera. Wilk będzie syty i owca cała. Poza tym wierzył, że
ktoś w dobrym czasie postawił na jego drodze Szymona i jeżeli to był Bóg, może
mu za to podziękować.
–
Słuchasz mnie, czy błądzisz gdzieś myślami? – zapytała Iwona.
– Co
tam? – Wyjął portfel.
–
Pytałam, czy mogę do was wpaść, bo twój dziadek mówił, że ma książki o
weterynarii, które mnie interesują. Zostały niecałe dwa miechy do rozpoczęcia
roku akademickiego i chcę już zacząć coś obczajać.
– Nie
pytaj, tylko wpadaj. Dziadek przeważnie jest w domu. Jak go nie będzie, to
zaczekasz. – Podał dziewczynie dwadzieścia złotych. Kupił gumy do żucia i soki
pomarańczowe. Zapakował wszystko do reklamówki. – Wziął się ostro za
rzeźbienie.
– Ano
właśnie, jak wam idzie sprzedaż? – Zainteresowała się, wydając mu resztę.
– Świetnie.
Wczoraj na konto dziadka przyszła pierwsza wypłata. Odpalił mi jedną trzecią. –
Wrzucił do ust drażetkę gumy Orbit. – Wiesz, że ludzie pytają o niektóre
figurki?
– Cieszę
się, że dobrze wam idzie. Byle tak dalej. A jak coś, to moja siostra pomoże wam
z podatkiem dochodowym. Lepiej zapłacić, bo koleżanka Anety sprzedawała na
Allegro koszulki, które robiła. Skarbówka się doczepiła o parę złotych. Kaśka
musiała zapłacić dwadzieścia tysiaków kary, bo zarobiła pięć stów. Chore.
–
Polska. A jak ty i Aneta? – Na szczęście byli sami w sklepie, więc mógł ją o co
nieco podpytać.
– Mamy
randkę wieczorem. Dlatego jestem w sklepie do południa. Twoja mama też
skorzystała, bo pojechała załatwiać jakieś umowy z nowymi hurtownikami. Ale
zeszłam z tematu. – Oparła łokcie na ladzie, gotowa opowiadać dalej, lecz
dzwonek nad drzwiami oznajmił przybycie klienta. Do środka wszedł jeden z
miejscowych pijaczków urzędujących za sklepem, żeby policja nie widziała ich z
drogi, bo popłaciliby kary za picie w miejscu publicznym. Mama Kamila właśnie
to też chciała dzisiaj załatwić. Pozwolenie na niewielki ogródek i by klienci
sklepu mogli wypić bez problemów coś mocniejszego niż oranżadę, pomimo że nie
popierała pijaństwa.
– Dziś
dobry dzień, panienko Iwonko.
– Dzień
dobry, panie Julianie. To, co zwykle?
– Dwa od
razu. Przemek Porębski jest ze mną.
Kamil
kojarzył to nazwisko. Babka i matka nieraz mówiły o żonie Porębskiego, Maryśce,
która nagle zmarła, i ich biednych dzieciach.
Iwona
otworzyła dwa piwa i podała klientowi. Pan Julian, drobny mężczyzna po
sześćdziesiątce, z niewielkim wąsikiem, podziękował, zapłacił, obrzucił Kamila
trudnym do odczytania spojrzeniem i wyszedł, zabierając piwa.
–
Przepija życie, ale przynajmniej jest spokojny, uprzejmy i czysty –
wytłumaczyła. – Wracając do mnie. Mam randkę z Anetą. Kino, kolacja, spacer.
– Seks.
– Wyszczerzył się.
– Może.
– Mrugnęła do niego. – A ty i Szymon jak tam?
– Nie
mamy dla siebie czasu. Od rana do późnej nocy jest w polu. Dzisiaj może
skończą, ale nie jestem pewny. – Podrapał się po nosie.
–
Współczuję. Para powinna mieć dla siebie czas. Powinniście gdzieś razem wybyć.
Na jedną noc przynajmniej.
– Na to
też trzeba znaleźć czas – odparł.
– Bu.
–
Zmykam. Dziadek czeka na sok.
– Mykaj.
Buźka.
– Narka.
– Zabrał reklamówkę z zakupami i wyszedł ze sklepu, pod którym czekał na niego
rower. Wtedy też stał się mimowolnym świadkiem – zresztą nie tylko on, bo pan
Julian i parę innych osób również – tego, jak Bernadetta Kawecka uderza Konrada
w twarz i krzyczy piskliwie:
– Mam
cię dosyć, nieudaczniku! Koniec! Poszukam sobie lepszego! – Po czym odwróciła
się, co miała zapewne zrobić z gracją, ale potknęła się o wystającą płytę
chodnikową. Szybko się pozbierała, wyprostowała dumnie, odrzuciła włosy na
plecy i dopiero wtedy odeszła. Tymczasem Konrad, z dłonią na policzku,
spostrzegł obecność świadków swojego upokorzenia. Zatrzymał spojrzenie na
Zarzyckim. Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Po chwili odszedł w
przeciwnym kierunku niż ten, który prowadził do domu.
– No to
Szymon będzie miał niespodziankę – mruknął do siebie Kamil. Niektóre oznaki
kończącego się związku były widoczne od jakiegoś czasu. Konrad częściej bywał w
domu. Nie randkował. Bez marudzenia pomagał w polu bratu i ojcu. Słowem nie
zdradził, że w jego związku źle się dzieje. Dobrze się stało, patrząc na to,
jak Kawecka traktowała Konrada. Takie związki nie mają prawa bytu. Chłopak
pocierpi i mu przejdzie.
– Ach,
ta miłość – westchnął pan Julian, popijając z butelki. – Miało się młode lata,
też się po pysku dostało, jak się wsadziło rękę pod spódnicę za daleko. Oj,
jest co wspominać.
– Julek,
mosz to piwo, kurna? Ile mom czekać? – Zza sklepu wyszedł Przemek Porębski.
Trzydziestopięcioletni mężczyzna, żeby ustać, musiał przytrzymać się ściany
budynku. Jego chudość biła po oczach, mętny wzrok jasno wskazywał, że ten
człowiek jedyne czym się żywił to alkoholem.
– Już,
już – odpowiedział pan Julian. – Co ci tak prędko? I tak od rana zalany
chodzisz. Bimbrem zajeżdżosz. U Grzelaka byłeś? – Starszy z mężczyzn podał
Porębskiemu piwo.
– Byłem,
ale jego stara mnie pogoniła. Franca jedna. Z wałkiem na mnie wyleciała. – Obaj
udali się za sklep, głośno rozprawiając o żonie pana Grzelaka, który – cała
wieś o tym wiedziała – sprzedawał bimber.
Kamil
odprowadził wzrokiem mężczyzn. Powiedział "dzień dobry" przechodzącej
obok niego ze skrzywioną miną pani Filipiakowej, mruczącej pod nosem o moczymordach,
co usłyszał, zanim weszła do sklepu. Odpiął rower dziadka od stojaka. Zawiesił
na kierownicy reklamówkę i wsiadł na niego. Jadąc do domu, zastanawiał się,
gdzie poszedł Konrad.
*
Szymon
napił się kilka łyków wody, a część wylał sobie na głowę. Przetarł dłonią
twarz, włosy i szyję. Korzystał z chwili przerwy. Zmęczenie dawało mu się we
znaki, musiał jednak przyznać, że kochał to. Praca na roli dawała mu
satysfakcję i mimo tony zmartwień, którymi zostawał obarczony, głównie przez
pogodę, nie zrezygnowałby z tego. Dzisiaj wykosił ostatni kawałek owsa, a po
południu tata skosi żyto, które wysypią na ciężarówkę i zostanie wysłane do
sprzedaży. Na razie czekało do zrobienia zrzucenie owsa z przyczepy, a potem
istniała realna opcja dwóch, trzech godzin spokoju. Ale to później, bo w tej
chwili wysłał pracowników na obiad. Sam nie był głodny, ale i tak będzie musiał
coś przekąsić, inaczej padnie.
Zdjął
zawsze rozpiętą, kraciastą koszulę, wylał na nią resztkę wody i przetarł szyję
wilgotnym materiałem. Jego ciało lśniło w słońcu od potu. Pomimo że nie było
gorąco, to słońce i tak dość mocno przygrzewało. Spocił się na kombajnie, bo
nie ma w nim klimatyzacji. Nawet nie chciałby tego cholerstwa. Wystarczy, że
jego znajomy rok temu nabawił się przez to zapalenia płuc, bo włączane na
przemian zimno, ciepło, zimno, ciepło mu nie posłużyły.
Piszczenie
zawiasów przy furtce zaalarmowało go, że ktoś przyszedł, przypominając o
nasmarowaniu mocowania. Wyszedł zza domu, by sprawdzić kogo przyniosło. Konrad
właśnie wprowadzał rower na podwórko. Chyba musiał jechać na nim bardzo szybko,
bo wyglądał na zmęczonego. Szymon odstawił pustą butelkę i ze zwiniętą koszulą
w ręce wyszedł naprzeciw bratu.
–
Dobrze, że jesteś. Paweł musi iść do domu, więc pomożesz mi i Robertowi zrzucić...
– Nie
mam czasu – burknął, rzucając rower na podjazd, nie przejmując się, że mógł coś
uszkodzić.
– Z
Kawecką spotkasz się wieczorem.
– Nie
mów mi o niej! – wykrzyknął siedemnastolatek. – Nigdy więcej o niej nie mów.
Nie chcę ci pomagać i pierdolę to wszystko! To jest twoje! – Zwabieni jego
krzykiem domownicy i pracownicy wyjrzeli sprawdzić, co się dzieje. – Nie muszę
harować. Po liceum wybywam za granicę, bo mnie w tej pierdolonej Polsce nic nie
czeka! A na pewno nie w tej wiosce zabitej dechami! – Wściekły, próbował ominąć
brata, ale mężczyzna złapał go za rękę, wbijając w niego wrogie spojrzenie, pod
którym Konrad się nie ugiął.
– Co ci
znowu na nos siadło? – warknął Szymon. – Kawecka? – Kątem oka dostrzegł, że
przy ogrodzeniu zatrzymuje się Kamil i daje mu jakieś znaki nakazujące
milczenie, ale było już za późno.
Konrad
wyrwał rękę z uścisku.
–
Pierdol się, Szymon! Chrzań się! Nie udawaj dobrego, starszego brata i nie
wpierdalaj się w moje życie! Zostawiła mnie! Ciesz się! Chciałeś tego! Wszyscy
chcieliście! – Przesunął wzrokiem po oniemiałych rodzicach i siostrze. – Dajcie
mi święty spokój! – Przechodząc obok Szymona, potrącił go tak mocno, że
mężczyzna zatoczył się do tyłu.
Szymon
patrzył z niepokojem, jak jego brat biegnie w stronę ogrodu. Chciał iść za nim,
porozmawiać i nie tylko on, bo ich mama już schodziła po stopniach. Oboje
zatrzymał głos Kamila:
– Dajcie
mu spokój. Niech pobędzie trochę sam – zaakcentował mocniej ostatnie słowo,
przypominając partnerowi, że jakiś czas temu też go o to prosił, a ten nie
posłuchał. Szkoda, że nie zdążył dotrzeć do domu przed Konradem. Powiedziałby
Szymonowi, by dał bratu spokój. Spóźnił się, bo chłopak wyminął go na drodze,
pędząc na rowerze co sił w nogach. – Uspokoi się. Widziałem, co się stało. Na
dodatek upokorzyła go, dając mu z liścia w twarz przy ludziach.
– W
porządku. – Szymon uniósł ręce do góry. – Ja mam robotę. Najpierw muszę coś
przegryźć. Mamo, nic mu nie będzie, dramatyzuje. Kamil ma rację. – Martwił się
o brata, ale nie był samarytaninem, żeby wszystkim pomagać. Posłuchał Kamila
dlatego, bo w tej chwili brat działał na niego jak płachta na byka, przez co
mogłoby dojść do potężnej awantury. Ale z chęcią by mu powiedział: "A
nie mówiłem?".
*
Kamil
zaprowadził rower do domu i zaniósł zakupy do kuchni. Babcia nalała mu zupy i postawiła
przed nim talerz. Chłopak umył ręce w zlewie. Nie potrafił przestać myśleć o Konradzie,
bo doskonale znał te uczucia, które targają Młodym. Ich paskudztwo polega na
tym, że przytłaczają, przygniatają do ziemi, niszczą od środka. Postukał
palcami o blat stołu. Przypomniał sobie, co Szymon mówił mu o swoim bracie,
kiedy zerwała z nim pierwsza dziewczyna. Chłopak pobiegł do niego i się
wypłakał. Teraz tego nie zrobi, mając brata za wroga. Z tą Kawecką był długo. Szymon
jej nie lubił, więc Konrada nie zrozumie. Co, jeśli siedemnastolatek chciałby z
kimś porozmawiać, tak jak on, kiedy Krzysiek go zostawił? Zawsze w złych
chwilach wolał być sam, a wtedy było inaczej. Co gdyby… Dzieciak go nie lubił,
ale może…
–
Kamilku, czemu nie jesz?
– Nie
jestem głodny, babciu. Zjem później. Muszę coś załatwić. – Zerwał się z
krzesła, zostawiając talerz pomidorowej.
– Co ja
mam teraz z tym zrobić?
–
Zostaw, później sobie odgrzeję.
– Kurom
dam, a ty sobie z garnka weźmiesz.
– Jak chcesz.
– I po
co tu gotować?
Zaczynał
się denerwować, bo go zatrzymywała. W końcu uwolniony od starszej kobiety i jej
niezadowolenia pobiegł na posesję Bieńkowskich. Machnął ręką siedzącemu przy
stole Robertowi Paluchowi oraz Szymonowi i jego ojcu spożywającym posiłek.
Ruchem głowy pokazał partnerowi, że to nie do niego przyszedł i czym prędzej
skierował się do ich ogrodu. Konrada znalazł bez problemów. Podejrzewał, że
chłopak chciał zostać znalezionym. Słyszał pociągnięcia nosem świadczące o tym,
że nastolatek płacze lub płakał. Siadając obok niego, nie skomentował tego w
żaden sposób. Jemu też się to przydarzyło dwa tygodnie temu, ale o tym
nikt nie musiał wiedzieć. Nie patrzył na młodego Bieńkowskiego, by go nie
peszyć. Ugiął nogi w kolanach, opierając o nie ręce i zaczął mówić, woląc się
wcześniej nie zastanawiać nad tym, co robi. Co to Jabłonkowo robiło z ludźmi, że
otwierają się przed innymi i to przed kimś, za kim nie przepadają. Cuda nad
cudami, jak powiedziałaby nieżyjąca babka Kryśka.
– Rok
temu zostawił mnie mój chłopak, Krzysiek, przekreślając wszystko. Wszystkie
miesiące, kiedy byliśmy razem. – Wyczuł na sobie wzrok Konrada, ale nie
odwzajemnił go. – Byłem z nim szczęśliwy. On ze mną też… Chyba. Tak było do
czasu. Szczęście zamieniło się w czekanie na niego. Na to, że przyjdzie na
umówioną randkę, kiedy ja głupi siedziałem i czekałem. Po godzinie
spóźnienia dzwoniłem do niego. Rozumiesz? Nie on do mnie z przeprosinami,
jak powinno być, ale ja, z pytaniem gdzie jest. Wiesz, co słyszałem? Zapomniał.
Rozumiesz? Zapomniał o naszej randce. – Wziął z trawy patyk i zaczął łamać go
na kawałki. – To nie był jedyny raz. Ciągle zapominał. Kiedyś znów nie
przyszedł na kolejne spotkanie, a podczas rozmowy telefonicznej powiedział, że
zapomniał, bo jego mama zachorowała. W końcu się wkurzyłem. Pojechałem do
niego. Musiałem wiedzieć, czy nie kłamie. Był z nim, z innym chłopakiem.
Przyznał się, że kiedy nie był ze mną, spotykał się z nim. Nie wiedział,
jak ma mi to powiedzieć i zwlekał. W końcu wydusił, że między nami koniec. –
Westchnął. – Miałem klapki na oczach. Nie dostrzegałem… Nie chciałem dostrzegać
prawdy. Tamtego dnia dużo się zmieniło. – Pamiętał, jakby to było dziś, kiedy
postanowił już nigdy nie nabrać się na słodkie słówka. Przyrzekł sobie, że
więcej nie pokocha i wyszedł z niego diabełek. Zrodził się w nim bunt przeciw
wszystkiemu i wszystkim. Stał się agresywny, walcząc w dużej części z samym
sobą. Agresję wyładowywał na słabszych. Nie interesowało go, co czują. Ciągle
kłócił się z rodzicami, bo go nie rozumieli, ograniczali. Walczył z sobą
dawnym, głupim i naiwnym. Obecnie dojrzał, a dzisiaj wiedział, jak dużo nauczyło
go doświadczenie z Krzysztofem. – Byłem dupkiem – szepnął sam do siebie.
– Po co
mi o tym gadasz? Gówno mnie to obchodzi. Odwal się ode mnie! – Wrogo nastawiony
Konrad prychnął wściekle.
– Za
jakiś czas zrozumiesz, że dobrze się stało – odpowiedział spokojnie, mimo że
dużo go ten spokój kosztował. Najchętniej to by mu coś odpyskował, ale
zaogniłby sytuację. Nie po to tu przyszedł. – Byłem oszukiwany, wierzyłem w
coś, czego nie było. Ciebie dziewczyna też wykorzystywała, każdy to widział.
Robiłeś za jej podnóżek. Byłeś jak Toudi z bajki o Gumisiach. Bo co, bo
dała ci? Nie seks jest najważniejszy. Nie czyni dorosłym. – Sam nie wierzył, że
to on wszystko mówił. – Możesz mi dać w mordę, ale kiedyś przyznasz mi rację. –
Spojrzał w zaczerwienione oczy chłopaka.
Konrad
szybko odwrócił zapłakane oczy.
–
Pieprzysz się z moim bratem, prawda?
– Tak i
co z tego? – warknął.
– Czy
bez tego też byś z nim był? Bez seksu?
– Tak –
odpowiedź była tak prosta i łatwa, że coraz bardziej siebie zaskakiwał.
– Czy
między wami jest coś więcej? – zapytał Konrad.
– Chyba
tak. Zależy, o co pytasz?
–
Kochasz go?
Kamil
nie wiedział po co te wszystkie pytania, ale wolał na każde szczerze
odpowiedzieć.
– Nie
wiem. Lubię go. Czy w tym jest miłość… Zauroczenie… Może zakochanie… Zak… Tak,
zakochałem się w Szymonie – wypowiedzenie tych słów na głos pozwoliło mu poznać
prawdę. Coś ścisnęło go na chwilę w piersi, a potem puściło.
– No
właśnie, gdyby z tobą zerwał, zawaliłby ci się cały świat. Mój zawalił się
dzisiaj. Walił się od paru dni, a dzisiaj padł. Wiesz, co jest najgorsze? W
końcu widzę prawdę. To się nazywa naiwność, co nie?
– Każdy
człowiek jest naiwny, kiedy szuka bliskości – powiedział Kamil. Skąd mu się
brały te wszystkie słowa? Parę tygodni temu coś by pomruczał, poklepał chłopaka
po plecach, rzekł magiczne słowa „wszystko będzie dobrze” i poszedł w swoją
stronę. Tak naprawdę to by tu nawet nie przyszedł.
– Dała
mi w pysk przy ludziach. – Tego nie mógł przeboleć.
–
Niejedna dała facetowi z liścia. Co się przejmujesz? – Poklepał chłopaka po
ramieniu. – Ludzie we wsi i tak nie lubią Kaweckich. A pan Julian spod sklepu
powiedział, że też dostał parę razy w pysk od kobiety.
– Bosz,
ale przykład. – Zaszurał stopami po trawie. – Szymon się cieszy.
– Nie
cieszy go, że cierpisz, tylko to, że zostały odcięte kontakty z Kaweckimi.
Zapytaj brata o Karolinę i Artura. Najwyższy czas, żebyś poznał prawdę. –
Obserwował biedronkę idącą po liściu wiśni.
– A ty
coś wiesz? – Wbił w niego zaciekawione spojrzenie.
– Szymon
ci powie. Daj sobie spokój z Kaweckimi. Kiedy do końca otworzysz oczy,
zobaczysz, jakie fajne dziewczyny są w Jabłonkowie.
– Wiem.
Porządne, które się szanują. Taką dziewczynę chciałaby dla mnie mama.
– Taką
bieże się za żonę. Czy to coś złego?
Konrad
przyłożył dłonie do twarzy.
– Nie
mogę uwierzyć, że Bernata nie zaszła w ciążę.
– Cud?
– Może.
– Wstał, już dużo spokojniejszy. – To, co teraz powiem, niech zostanie pomiędzy
nami. Jesteś spoko, Kamil. A ten twój były to debil.
– Ty też
jesteś spoko. – Został sam. Posiedział chwilę, rozmyślając nad wszystkim. Nad
Krzyśkiem, nad tym jaki był przez ostatni rok, nad Szymonem, śmiercią Tomka,
rozmową z Dorotą, swoją przemianą i ogólnie nad sobą. I po raz pierwszy
przyznał przed sobą samym, że woli być takim, jaki jest teraz. Natomiast
decyzja pozostania w Jabłonkowie przyniosła jego sercu ulgę. W końcu przestał
miotać się w kółko, upadać, wznosić się jak pióro na wietrze. Poza tym jest
zakochany. Na samą myśl uśmiechnął się.
Wstał i
otrzepał spodnie z trawy oraz maleńkich gałązek. Odwrócił się. Pod gruszą stał
oparty o nią Szymon w nonszalanckiej pozie, żując źdźbło trawy.
– Jak
długo tu stoisz?
– Wystarczająco
długo, żeby wiedzieć o czym mówiliście. Zobaczyłem, jak idziesz do ogrodu i z
ciekawości poszedłem za tobą. Bałem się, że pobijecie się z Konradem, a tu się
jakoś dogadaliście.
–
Wszystko słyszałeś – stwierdził Kamil, podchodząc do niego luzacko, ale całe
wnętrze miał napięte w oczekiwaniu na to, co powie Szymon.
– Tak.
Nie potrafiłem odejść, kiedy zacząłeś mówić. Krzysiek do dupek. Nie widział,
jakiego super chłopaka miał u boku. – Objął dziewiętnastolatka w pasie,
przyciągając go do siebie stanowczo.
– Nie
takiego znowu super, ale zgadzam się, że to dupek. Co powiesz na resztę mojej…
wypowiedzi? – Również go objął. Przesunął rękoma po jego nagich plecach,
schodząc coraz niżej i zatrzymał je na kształtnych pośladkach, które chyba
stały się jego fetyszem. Uwielbiał je, kręciły go i ciągle by je miętosił w
dłoniach.
Szymon
przytknął usta do ucha partnera i szepnął:
– Też
się w tobie zakochałem. – Może to coś więcej, pomyślał, ale na te słowa
przyjdzie czas, kiedy jego uczucia się wyklarują i będzie wszystkiego pewny.
– Dobrze
wiedzieć, że nie jestem w tym sam. – Trącił nosem jego brodę.
– Nie
jesteś. – Westchnął przeciągle, czując jak palce Kamila zaciskają się na jego
pośladkach. – Chciałbym, żebyś mnie dziś pieprzył – wyszeptał, zanim zmiażdżył
mu usta w gorącym pocałunku. Stęsknił
się za nim. Planował dzisiaj dostać się do jego pokoju i tarzać z nim w
pościeli, aż będą cali mokrzy od potu i spermy, a z tego jak chłopak zareagował
na jego słowa oraz pocałunek wynikało, że mógł na to liczyć. Ścisnął biodra
Kamila, wbijając w nie palce na wspomnienie ich ostatniej nocy. Tak dawno
ona była. Czuł silną potrzebę, żeby to nadrobić. Jak on kochał ręce Zarzyckiego
miętoszące jego pośladki.
–
Szymon… O kurwa mać!
W
pierwszej chwili nie zareagowali, ale już w kolejnej odskoczyli od siebie i
ujrzeli wpatrującego się w nich Roberta Palucha. Szymon zaklął pod nosem, a
Kamilowi serce podeszło do gardła.
–
Cholerne pedały. Jesteście pedałami! Kurwa! – Robert, mężczyzna przed
trzydziestką, lekko łysiejący na czubku głowy, odwrócił się na pięcie i zaczął
odchodzić w szybkim tempie.
–
Czekaj! – zawołał Bieńkowski i chciał za nim pobiec, ale Kamil zatrzymał go. –
Muszę z nim pogadać. To największy plotkarz we wsi. Do tego homofob, jak widać.
Dzisiaj cała wieś będzie o nas wiedzieć! Szlag! – krzyknął ze złością. Dotarło
do niego, że cokolwiek by nie zrobił, nic już nie powstrzyma machiny, która została
uruchomiona.
O mój....myślałam, że to będzie taki sielankowy rozdział a tu BUM takie zakończenie :o
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że przeciez rodzice Kamila nic nie wiedzą a najlepiej gdyby dowiedzieli się od niego....
/A
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO kurde. No to będzie afera.. Już współczuję chłopakom. Chociaż mam nadzieję, że nie będzie tak źle.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Weny 🙌
przejebane
OdpowiedzUsuńa rozdział supi <3
No to się porobiło mam nadzieje ze wyjdą z tego jakoś 😀
OdpowiedzUsuńDroga Luano chciałam cię poinformować, że wczoraj natknęłam się na opowiadanie skopiowane z twojego. Zamieniono tylko buchaltera na kobietę i mężczyznę. Oto link http://my.w.tt/UiNb/20CBxnNoHy
OdpowiedzUsuńJest to kopia opowiadanie Jedna łza.
UsuńAż weszłam, żeby sprawdzić. I to nie jest Twoje jedyne opowiadanie, które skopiowała ta laska :/
UsuńTheAganulka, tak jest to opowiadanie "Jedna łza". Dzięki za powiadomienie.
Usuńrehab-e, o to muszę prześledzić co ona tam pisze. Ale mam teraz utrudnienie, bo jestem chora i bardzo bolą mnie oczy, przez co muszę unikać komputera i ogólnie czytania. Dzięki dziewczyny za powiadomienie. :)
Jednak nie oparłam się i zajrzałam na ostatni rozdział niby jej tekstu, który skopiowała z "Jednej łzy". Ona skopiowała nawet to co pisałam na wstępie. Ta to ma tupet.
UsuńDokładnie, w niektórych miejscach nawet zapomniała zmienić imienia. Próbowałam to zgłosić do wattpad'a ale ty Luano musisz zrobic to osobiście jako autorka tego bloga.
UsuńNajpierw sobie wszystko dokładnie przejrzę i zbiorę dowody. Na razie znalazłam przeróbkę poza "Jedną łzą", "Ibarę" oraz "Jeden krok do miłości". Nie wiem czy jest tego więcej i jak stare to przeróbki. Może ma też teksty innych autorów.
UsuńO ja Cię pier...DLA TAKICH ROZDZIAŁÓW WARTO ŻYĆ! Jesteś genialną pisarką i wedz, że masz prawdziwą fankę (cichą, ale wierną, komentarze piszę bardzo, berdzo rzadko)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch ale się porobiło, Bernadka rzuciła Konrada, ta rozmowa i podsłuchujący Szymon ;) była taka wspaniała sielanka a potem bum...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia