Po pierwsze, Silencio opublikowała nowy tekst pod tytułem "Książę Nissai" zainteresowanych zapraszam do kupna tutaj: Klik
Przypominam, że opublikowałam też "Druga szansa" część 2. Do kupienia tutaj: Klik
Po drugie zapraszam tutaj tych którzy jeszcze nie widzieli mojej informacji i książce: Klik
Podkreślam, że dopiero zastanawiam się nad taką możliwością. Nie obiecuję, że się na to zdecyduję. Dla mnie z pewnych względów to poważna decyzja. Nie tylko o finanse chodzi.
Po trzecie: Od piątku nie będzie mnie przez kilka dni, właściwie przez weekend. Także na jakiekolwiek pytania odpowiem w poniedziałek/wtorek.
Koniec ogłoszeń. Zapraszam do czytania. :)
Dziękuję za komentarze. :)
Podkreślam, że dopiero zastanawiam się nad taką możliwością. Nie obiecuję, że się na to zdecyduję. Dla mnie z pewnych względów to poważna decyzja. Nie tylko o finanse chodzi.
Po trzecie: Od piątku nie będzie mnie przez kilka dni, właściwie przez weekend. Także na jakiekolwiek pytania odpowiem w poniedziałek/wtorek.
Koniec ogłoszeń. Zapraszam do czytania. :)
Dziękuję za komentarze. :)
Richiego obudził
dudniący mu w uszach, piskliwy dźwięk budzika. Wyciągnął rękę i wymacał
telefon. Na wyczucie odnalazł odpowiedni przycisk i gdy nastała błoga cisza, z
ulgą przewrócił się na drugi bok. Miał zamiar spać i nie obchodziło go, dlaczego
nastawił wczoraj pobudkę.
– Jak dobrze –
zamruczał głos za Richiem. – Powinieneś zmienić ten dźwięk. Rani uszy. Pora
wstawać.
– Mhm. Nie mam ochoty.
Chcę spać, Johnny. – Wcisnął twarz w poduszkę.
– Tak się kończy nocne
siedzenie. – Jonathan przysunął się do niego i pocałował w szyję, a potem
klepnął w pośladek. – Podnoś z wyrka swoje cztery litery, bo obaj zaśpimy.
Chociaż ja idę na później do pracy.
– Ty możesz wstać.
Brzmisz, jakbyś się wyspał.
– Bo tak jest. Nie
siedziałem do drugiej w nocy jak ty.
– Zasnąłeś chyba
przed dziesiątą. Tobie to dobrze. Ja się musiałem uczyć i mimo tego dalej nie
umiem zapamiętać tych cholernych dat z historii. – Przekręcił się na plecy.
Jonathan skorzystał i ułożył głowę na jego torsie. – Teraz to nawet nie pamiętam,
kiedy urodził się Lincoln.
– Przypomnisz sobie na
teście.
– Za rok chyba –
burknął pesymistycznie Richie, gładząc Jonathana po ramieniu. – Nie możemy
zostać w łóżku?
– Nie. – Dobrze mu było
leżeć przy Richiem, ale podniósł się, bo inaczej faktycznie obaj nie wstaną.
– Szkoda. Już wstaję –
pomimo swoich słów obrócił się na bok. Nie dane mu jednak było poleżeć
spokojnie, bo zaraz ręce Jonathana wylądowały na jego ciele i zaczęły go
łaskotać. Richie zaczął się śmiać i zwijać niemal w kłębek, próbując uciec
przed torturami. Niestety, nie udawało mu się to i po chwili zaczął błagać
swojego chłopaka, żeby przestał, oraz obiecał, że tym razem już wstaje.
Jonathan wyszczerzył
się zwycięsko, szybko cmoknął Richiego w usta, po czym spuścił nogi na podłogę.
– Zrobię jakieś
śniadanie. – Wsunął stopy w kapcie.
– W porzo, ja się
umyję i ci pomogę. Wczoraj padłem. Właściwie dzisiaj i nie chciało mi się już
myć.
– Co zjesz? – zapytał
Wilson, wstając i przeciągając się. Coś strzeliło mu w szyi.
– Mój żołądek jest skręcony
na kilka supłów. Pewnie zjem jakąś kanapkę, ale bez wędliny, i napiję się
czegoś. Nic więcej nie przełknę, bo puszczę pawia. – Usiadł. – Która to
godzina?
– Po siódmej... –
rzucił okiem na zegarek w telefonie – … piętnaście.
– Co?! Jak to? Kurde, Alex
za chwilę ma po mnie podjechać. – Richie zerwał się z łóżka, jakby coś go w nim
ugryzło, prawie zaplątał się w spodnie od piżamy, zdejmując je w tym samym
czasie. – Mamy wcześniej być w szkole. – Podszedł do otwartej szafy, wyciągając
z niej pierwsze lepsze rzeczy i jak to bywa, kiedy człowiek się śpieszy, nic
nie mógł znaleźć i natrafiał na same przeszkody w postaci spadających na niego
ubrań. – Jeszcze muszę się umyć. Gdzie ta koszulka?
Jonathan stał
spokojnie, przyglądając się swojemu uwijającemu się niczym mróweczka
chłopakowi, od czasu do czasu zatrzymując wzrok na jego tyłku osłoniętym
slipkami, kiedy chłopak wypinał się, szukając w szufladzie bielizny i
skarpetek, omal nie wysuwając szuflady do końca i nie zrzucając jej na swoje
stopy.
– Richie, śpiesz się
powoli.
– Nie mam na to
czasu. Przed lekcjami chcemy się jeszcze zobaczyć z JD i Caseyem. O, jesteście,
france jedne – powiedział do pary czarnych skarpetek. Zanim wyszedł z pokoju,
odwrócił się do partnera. – Nie będę nic jadł. Na to też nie mam czasu. Coś
przekąszę w szkole. Kocham cię – dodał i wybiegł z pokoju.
Dopiero wtedy Johnny
pozwolił sobie na wybuch śmiechu. Spojrzał
na godzinę widoczną na wyświetlaczu swojego telefonu cały rozbawiony.
Spoważniał, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Richie.
– Zapomniałeś czegoś,
kochanie? – zapytał Wilson niewinnie.
– Zegar w radio pod
prysznicem pokazuje, że jest szósta trzydzieści. Przypomniałem sobie, że
ustawiłem budzik na szóstą. Wrobiłeś mnie.
– Inaczej nie wstałbyś.
– Podszedł do niego i chwycił go za twarz w taki sposób, że usta Richiego
ułożyły się w dzióbek. Delikatnie je pocałował, a potem odwrócił chłopaka tyłem
do siebie, dał mu klapsa i wygonił do mycia.
– Odpłacę ci się za to
– zagroził Richie, zanim zniknął za drzwiami łazienki.
I jak mam cię nie
kochać, pomyślał Jonathan, niedługo później wchodząc za nim do pomieszczenia.
Richie już był pod prysznicem i coś sobie nucił, fałszując. Zajrzał do kabiny.
– Fałszujesz, kochanie
– powiedział głośno, żeby chłopak usłyszał go zza szumu płynącej wody.
– Chcesz pofałszować ze
mną? – Cały mokry Richie odwrócił się do niego przodem.
– Nie teraz. Odleję się
i zrobię to śniadanie, bo teraz się nigdzie nie śpieszysz, nie?
– Teraz już nie,
oszuście. – Ochlapał wodą Jonathana, który szybko zamknął drzwi od kabiny.
W dobrym humorze Wilson
stanął nad muszlą i wysikał się. Gdy skończył, skrzywił się po raz kolejny,
czując jakiś dziwny ciężar moszny. W ogóle zauważył, że od paru dni tak miał.
Dotknął jąder i były jakby nieznacznie powiększone. Może mu się tak wydawało.
Nic go jednak nie bolało, więc zbagatelizował sprawę. Spuścił wodę i poszedł
umyć ręce. Nie zamierzał się niczym martwić, poza tym, co miał zrobić na
śniadanie.
* * *
Tuż przed pierwszą
lekcją, po chwili narady, Casey zostawił znajomych i z duszą na ramieniu
podszedł do drzwi prowadzących na salę gimnastyczną. Czuł, jak oblewają go
siódme poty. Bał się. On się naprawdę bał tego, co tam będzie. Nie, że go znów
pobiją, bo w tym względzie czuł się bezpieczny, bo tym razem byli ludzie,
którzy wiedzieli, że on tam wchodzi, i zadziałają, gdyby długo nie wracał.
Obejrzał się nawet na nich. Jego chłopak posłał mu pokrzepiający uśmiech.
Bardzo mu to pomogło, bo JD wierzył w niego bardziej, niż on w siebie. Nie
chciał spotykać się z trenerem, lecz nie miał wyjścia.
Odetchnął głęboko i
nacisnął klamkę. W sali było kilku chłopaków, jak zawsze korzystających z
możliwości treningu nawet przed lekcjami. Zauważyli go, ale nadal zajmowali się
swoimi sprawami. Poza Adamem, który szybko do niego podszedł.
– Co tu robisz, cioto?
– To publiczne miejsce
i mam prawo tu być, tak samo jak ty. – Wsunął rękę do kieszeni. – Chcę zobaczyć
się z trenerem.
– Co? Zdecydowałeś się
odejść z drużyny?
– Nie mam ochoty
patrzeć na twoją ohydną gębę, Kozetzky. Może znów chcesz mi wlać tak, jak
ostatnio?
– Należało ci się.
Gdybym mógł, to rozwaliłbym ci łeb, ale nie chcę pójść siedzieć. I tak za mało
dostałeś. A trener jest u siebie.
– Uprzejmie dziękuję –
zakończył rozmowę Casey, bardzo zadowolony z jej toku.
Trener faktycznie był u
siebie, zajęty w wgapianiem się w ekran komputera. Wyglądał na zdenerwowanego.
Pewnie znów przegrał. Raz Casey z chłopakami z ciekawości podejrzał, co takiego
zajmuje czas ich guru. Okazało się, że trener uprawia internetowy hazard i
zazwyczaj przegrywa.
– Co tu robisz,
McPherson? Myślę, że ostatnim razem wyjaśniłem się dobitnie co do twojej
bytności w drużynie – odezwał się pierwszy mężczyzna, unosząc wzrok z nad
ekranu.
– Dobitnie, mówi pan?
To ja panu powiem, że nie zamierzam odejść z drużyny.
– Wyrzucę cię z niej! –
krzyknął mężczyzna, wstając.
– W jaki sposób? W
taki, jak ostatnio? A może to była tylko mała sugestia – zadrwił McPherson.
– Powinienem był wtedy
bardziej ci wpierdolić. Za mało dostałeś, jeżeli na nogach jesteś już po
tygodniu. – Mężczyzna obszedł biurko.
– Może Adam Kozetzky
mógł mi bardziej przywalić kijem bejsbolowym? A Stark bardziej skopać?
– Kozetzky, Stark,
Price, Howard i Kelly powinni mnie posłuchać i ci tak wpierdolić, żebyś już
nigdy nie mógł patrzeć na facetów. Jeszcze cię to może czekać. – Zbliżył się do
Caseya.
Chłopak odruchowo
cofnął się i skarcił się za to.
– Grozi mi pan? I z
pana jest nauczyciel? Jaki nauczyciel każe swoim uczniom pobić innego ucznia za
to, że jest homoseksualistą i miał czelność pozostać w drużynie?
– Dobry i mądry
nauczyciel – odpowiedział trener. – Nie mogę patrzeć na takiego śmiecia jak ty.
Wyrzucam cię z drużyny. Znajdę powód. Może mnie okradłeś lub pobiłeś. O, albo
chciałeś zgwałcić.
– Grozi mi pan
pobiciem, oskarżeniem o coś, czego nie zrobiłem i nigdy bym nie zrobił, i do
tego przyznaje się pan, że ponad tydzień temu pan i kilku uczniów na pana
rozkaz pobiło mnie.
– Sam parę razy
kopnąłem cię z buta – warknął trener. – Policja nie ma dowodów i niczego się
nie dowie. Ty oberwałeś, a nam to uszło na sucho.
– Przyznaje się pan do
mojego pobicia i rozkazania paru chłopakom z drużyny do pobicia mnie? – zapytał
ponownie, trochę plącząc się w wyrażeniu tego, co chciał, ale zrobił to
znacznie ostrzej, nabierając pewności siebie.
– Tak, przyznaję się do
pobicia ciebie. Po co ci to?
– Po prostu chciałem
wiedzieć. To mi było potrzebne.
Trener zmarszczył brwi.
– Potrzebne do czego?
Co ty knujesz McPherson? – Stanął twarzą w twarz ze swoim uczniem.
Tym razem Casey nie
przestraszył się i stawił czoło trenerowi. Uśmiechnął się wrednie.
– Nic nie knuję. Po
prostu staram się, aby każdy otrzymał to, na co zasługuje. – Wycofał się i czym
prędzej wyszedł z biura mężczyzny, zanim ten do końca zrozumiał, o co chodzi.
Zerknął jeszcze na chłopaków i opuścił salę gimnastyczną.
– No i? – zapytał JD,
podjechawszy szybko do swojego chłopaka. Za nim stanął Richie z Alexem i Joyce.
Casey wyjął telefon z
kieszeni. Nacisnął jedną z ikon na ekranie z nadzieją, że wszystko się udało.
Przesunął na bok kolejną ikonkę odtwarzania, a z mikrofonu w smartfonie dało
się usłyszeć to samo, czego przed momentem słuchały jego uszy na żywo.
– Mamy ich – szepnął
Richie. – Na przerwie pójdziemy do Oscara. Ma sprzęt i będzie można to zgrać na
pendrive i dać dyrektorce. Ona będzie wiedzieć co z tym zrobić.
– Tymczasem pilnuj
telefonu jak oka w głowie – poradził Alex, a Joyce przytaknęła. – Ruchy,
pędzimy na lekcję historii. Mamy ten przeklęty test.
– Ty się nie musisz bać
– rzucił Taylor. – Znasz daty i miejsca. Ja nie.
– Też znasz. Sam w tej
chwili mam pustkę w głowie. Wiesz, że wolę angielski.
– Już, chłopaki, idę. –
Casey ukucnął przed JD. – Po raz pierwszy od paru dni czuję, że naprawdę
oddycham.
– Cieszę się. W dobry
sposób to załatwiłeś. Ale w razie czego prześlij ten plik na mój telefon.
Lepiej mieć parę kopii. – Wyjął swój telefon z kieszonki na piersi. – Tylko
czekaj, włączę Bluetootha.
– Okej. Chłopaki,
zaraz idziemy – zwrócił się do czekających i poganiających go kolegów. Naprawdę
odetchnął.
Odetchnął jeszcze
bardziej, kiedy godzinę później wszedł do gabinetu dyrektorki i położył jej
przed nosem pendrive.
– To są dowody, których
szuka policja – powiedział. – Gdyby coś było nie tak, to mam kopię na telefonie
i na jeszcze jednym pendrivie. Moi koledzy też ją mają.
Kobieta nie musiała
pytać, o co chodzi.
– Jak to zdobyłeś?
– Wzięła małe urządzenie i włożyła do portu USB w swoim komputerze.
– Po prostu pogadałem
sobie z nimi. Byli bardzo rozmowni. Szkoda, że nie ze wszystkimi gadałem, ale
myślę, że to, co tu jest, pogrąży tych, którzy mnie napadli. – Poczekał, aż
dyrektorka wysłucha nagrania.
– Masz rację, przyznali
się do winy. Tak szanowałam waszego trenera. To niebezpieczny człowiek.
Rzekłabym chory. Idź do klasy, bo już się na pewno zaczęła lekcja.
– Co teraz będzie?
– Zadzwonię na policję
i dostarczę im te dowody, reszta zależy od nich. Jednakże myślę, że to już
ostatnie godziny, co najwyżej dni, w tej szkole osobistości wymierzających ich
zdaniem sprawiedliwość – dodała jakby do siebie.
Oby, mruknął do siebie
w myślach, zanim zadowolony opuścił gabinet. Zabawne było to, że wpierw, kiedy
rozsadzała go złość na napastników, miał ochotę wynająć kogoś, aby im dołożył,
a to nie byłoby dobre wyjście. To, które wymyślił, a potem podzielił się pomysłem
z JD i Richiem – gadając z chłopakiem przez komunikator internetowy – wczoraj
wieczorem, było zdecydowanie lepszym wyjściem.
* * *
– Gdy zrobisz obrót,
upadnij na podłogę i przeturlaj się – poradził Jonathan, trenując Richiego. –
Potem wstań i resztę już znasz.
– Może zamiast turlania
lepsza byłaby jakaś figura na podłodze.
– Co proponujesz? –
Odkręcił butelkę i podał wodę zmęczonemu partnerowi.
– Może Turtle?[1] –
Napił się.
– Nie pasuje, bo nie będziesz miał płynnego przejścia.
Zresztą w ogóle do całego układu i tak by nie pasowała. – Wziął od niego
butelkę i zakręcił ją. Ostawił picie na parapet. – Może przekręć się na brzuch
i wij się niczym wąż. – Układali właśnie nowy układ, który sprawiał im nie mało
trudności. Niby wszystko mieli wyrysowane na kartkach, lecz w teorii wydawało
się to naprawdę o wiele łatwiejsze. Praktyka już tak łatwo nie szła. Zaczęli
już podchody do nauki na ostatnie egzaminy, które miały się odbyć pod koniec
maja. Niby mieli dwa miesiące, lecz czasami taki termin w nawale innych
obowiązków zdawał się być za krótki. Tym bardziej że jeden taniec i wykonana do
niego choreografia mógł zdecydować o przyszłości.
– Pomyślimy nad tym.
Poćwiczmy najpierw… – Stanął blisko Jonathana, by wziąć od niego zeszyt.
Przyjrzał się rozrysowanym figurom. – Może trójkę i czwórkę, do tego, co teraz,
wymyśli się płynne przejście i zrobimy żółwika, co? Wydaje mi się, że tak
będzie lepiej. A wężem mogę być dla ciebie w domu. – Zagryzł wargę, patrząc
figlarnie na Johnny’ego.
– Obiecujesz? – Objął
go ręką w pasie i przyciągnął do swojego boku.
– Obiecuję. – Jego oczy
zarejestrowały nikłe skrzywienie twarzy partnera. – Coś ci jest? Boli cię
coś?
– Nic.– Nie zamierzał
go martwić. Wciąż czuł, jakby moszna mu za bardzo ciążyła i tak było od rana
bez przerwy. Próbował sobie przypomnieć, czy wcześniej mu się zdarzały tak
długie etapy tego nieprzyjemnego odczucia.
– Masz mnie za głupca?
Przecież widzę, że coś ci dolega. – Odsunął się od niego i położył ręce na
biodrach.
– Tylko trochę brzuch
mnie pobolewa.
– To może usiądź. – W
mgnieniu oka Richie przysunął partnerowi krzesło.
– Ale w domu
zatańczysz dla mnie i tylko dla mnie? – zapytał Johnny, starając się myślami
zabłądzić w inne rejony.
– Dla ciebie, o ile
mnie posłuchasz i odpoczniesz.
– Tyran.
– Po prostu się
martwię, Johnny.
– To zwykły ból
brzucha. – Zwykły? W ogóle go nie bolał i źle się czuł z tym, że okłamuje
swojego chłopaka. – Pewnie coś nieświeżego zjadłem w stołówce. Wracaj do
ćwiczeń. Najpierw na sucho…
– Skarbie, na sucho się
nie da.
Johnny uniósł kąciki
warg.
– Wszystko się da.
– Lepiej gdy jest mały
poślizg. Jest przyjemniej – odparł Richie i wrócił do ćwiczeń, woląc nie wdawać
się w większą dyskusję na pewne tematy.
– Stworzyłem potwora –
powiedział starszy chłopak.
– Żebyś wiedział. –
Zaśmiał się, zanim zaczął powtarzać w kółko te same kroki.
* * *
– Gotowy? – zapytał
Casey popołudniem, parkując przed szpitalem, w którym mieścił się oddział
rehabilitacyjny. JD jeszcze będąc w szpitalu, został zapisany tutaj na
rehabilitację.
– Nie wiem. Nie, nie
jestem gotowy, ale co mam zrobić? – Patrzył na budynek szpitala, jakby ten miał
zaraz odlecieć w kosmos. Spędził w nim dwa długie miesiące. Również chodząc na
rehabilitację, do której go zmuszono, pomimo niewiary w to, że będzie mógł chodzić.
Nadal w to do końca nie wierzył, lecz spróbować mógł. Problem w tym, że w tej
chwili to chętnie uciekłby z tego miejsca. Korciło go, żeby powiedzieć
chłopakowi, aby stąd zniknęli, ale nie chciał wywołać kolejnej kłótni, więc na
ten temat milczał.
– Żeby znaleźć się tam, gdzie powinieneś już się
pojawić w tamtym tygodniu, to niewiele musisz robić. Ja rozumiem, że masz
wątpliwości, nie wierzysz w to, co mówią lekarze. Naprawdę nie ma żadnych
powodów, abyś nie chodził. Trzeba po prostu nauczyć twój mózg, żeby znów
współpracował z nogami.
– A co, jak nie mam
mózgu?
– Nie pierdol mi tu, bo
zepsujesz mi humor. Odważyłem się dzisiaj stawić czoło trenerowi, dzięki czemu
zdobyłem dowody na to, kto mnie pobił. W najbliższych dniach wszystko się
rozstrzygnie i jestem dobrej myśli. Jeżeli zostanie dana mi szansa powrotu do
drużyny, to z niej skorzystam. Ty masz szansę, żeby chodzić. Wykorzystaj ją.
– Cas? – JD spojrzał na
chłopaka spod grzywki.
– No?
– Wysiądę z tego auta,
pod warunkiem że skończysz te swoje przemowy.
– Masz to jak w banku.
To co, gotowy?
– Nie.
Casey przewrócił oczami
i pierwszy opuścił pojazd. Zrobił to, co zawsze robił w takim wypadku, czyli
poszedł po wózek do bagażnika, potem wrócił do JD. Stało się to już niemalże
rytuałem i nawet z zamkniętymi oczami wiedziałby, jak się poruszać i co robić.
Niedługo później
wjechali windą na pierwsze piętro i od razu skierowali się w lewo. Mieli
szczęście, ponieważ na korytarzu spotkali rehabilitanta, który prowadził JD.
Młody mężczyzna od razu go poznał po charakterystycznym, czarnym stroju i
ogólnie wyglądzie. Zresztą spodziewał ich się, bo JD wczoraj do niego dzwonił z
pytaniem, czy termin zabiegu jest aktualny.
– Witam marnotrawnego
syna – przywitał go. – Widzę, że twój chłopak w końcu namówił cię na powrót do
nas.
– Zawsze istnieje
szansa, że zawrócę i zwieję, Mark.
– Wątpię. Jesteś
tutaj i już cię nie puszczę. JD jest w dobrych rękach – zwrócił się do Caseya.
– Wątpię w to – wtrącił
Whitener.
– Postawię cię na nogi.
Zobaczysz, że za dwa miesiące będziesz chodził. Tylko nie oczekuj cudów i nie
myśl, że stanie się to za parę dni. W każdym razie zamierzam ciężko z tobą
pracować. Będziesz chodził jak...
– Tak jak twoja żona,
która była twoją pacjentką, zakochałeś się w niej – mówił JD. – Nie miała w
ogóle szans na to, by być pełnosprawną osobą, ale ty uczyniłeś cud.
– Już ci to mówiłem?
No, proszę. Nie martw się, jeszcze opowiem ci to parę razy. Panie McPherson,
zabieram pana chłopaka na salę. Za jakieś dwie godziny będzie mógł go pan
odebrać. – Puścił oko Caseyowi, informując tym samym, że żartuje. Na sam
początek nie zamierzał zamęczyć JD, bo tylko mógłby mu zaszkodzić.
– Dwie godziny?
Odwaliło ci? – oburzył się Whitener. – Nie mam zamiaru ćwiczyć dwie godziny.
– O tym podyskutujemy.
Wiesz, że…
Casey przyglądał się,
jak jasnowłosy mężczyzna, wyglądający jakby niedawno ukończył studia, znika
wraz z JD za szklanymi drzwiami. Podejrzewał, że będą tam około godziny, więc
usiadł na krześle. Na komórce włączył grę „Łamigłówki z zapałkami” i pogrążył się w próbie
rozwiązania jednego z zadań.
– Usuń trzy zapałki,
aby uzyskać cztery kwadraty. A ile ich jest? Dziewięć? Chyba komuś się nudziło,
by wymyślać takie zadania. W życiu tego nie zrobię. – Spostrzegł, że
przechodząca obok kobieta dziwnie się na niego gapi, i zrozumiał, że mówił do
siebie głośno. Uśmiechnął się do niej, a ta prychnęła i przyśpieszyła kroku.
Wzruszył ramionami, powracając do zadania, które nie tylko zabijało czas, ale i
nie pozwalało myśleć. Nie tracił nadziei, że jego chłopak będzie chodził. Nie
od razu, ale przecież nic, co dobre, nie przychodzi szybko i łatwo, a cuda się
zdarzają.
* * *
W pokoju rozbrzmiała
wolna nuta gorącej, latynoskiej ballady sprawiającej, że włoski na rękach
stawały dęba, a po kręgosłupie przechodziły przyjemne ciarki. Szczególnie
wtedy, kiedy Richie zakręcił tym swoim seksownym tyłkiem, a po chwili zafalował
ciałem. Oglądającemu pokaz przychodziły w tej chwili do głowy słowa giętki i
gorący. Jonathan siedział na łóżku, na które popchnął go Richie, patrząc, jak
jego chłopak porusza się w takt płynącej melodii, rozgrzewając go.
Po raz pierwszy tańczył
w taki sposób przed Jonathanem. Starał się wyglądać seksownie, kusząco i tak,
żeby chłopak po tańcu miał w głowie tylko jedno. Poruszał się zmysłowo, falował
biodrami w przód i w tył. Rękoma dotykał swojego ciała, sunąc nimi w górę i w
dół. Rozpinał specjalnie założoną na tę okazję koszulę, ukazując jasną skórę i
sutki, kiedy materiał odchylał się w momencie, gdy Richie wyginał się na bok,
jakby nie miał kości.
Podniecony Johnny
patrzył na partnera jak urzeczony. Gdyby Richie tak zatańczył przed
egzaminatorami, a do tego zrobił striptiz, dostałby wysokie oceny. Na pewno
wtedy kiedy to on by go egzaminował. Przełknął ślinę, kiedy chłopak odwrócił
się do niego tyłem i wciąż się wyginając, zdjął seksownym ruchem koszulę,
ukazując mu swoje plecy. Podążył wzrokiem po nich ku krzywiźnie przy pasie i
dwóm pośladkom opiętym przez materiał czarnych spodni. Błagał w myślach, żeby
je zdjął.
Tańcząc, pieścił
siebie. Z zamkniętymi oczami kołysał się w powolny, rozpalający rytm melodii.
Zsunął dłonie na swoje biodra i powrócił na tors, przejeżdżając palcami po
kroczu i brzuchu. Zaczepił sutki, kierując się do szyi. Biodra cały czas
pracowały, poruszając się płynnie, a mięśnie wklęsłego brzucha, wyrobione przez
taniec, tańczyły pod skórą. Gdy otworzył oczy, napotkał rozpalone spojrzenie
partnera. Widział, jak grdyka Jonathana porusza się, przełykając ślinę. Język
co jakiś czas oblizywał usta. Podobał się Jonathanowi. To dodało Richiemu
więcej pewności siebie i wsłuchując się w muzykę, zaczął rozpinać spodnie,
robiąc to w tak seksowny i zniewalający sposób, że niemal poderwał Jonathana z
łóżka.
Ledwie siedział. Miał
ochotę złapać za szlufki i przyciągnąć do siebie Richiego. Posadzić na kolanach
i całować do utraty tchu, nie przestając dotykać jego ciała. Rozpiął swoje
spodnie i je zdjął. Pozostał w samej bieliźnie wypchanej przez erekcję.
Zmysłowo zsunął z
siebie spodnie i chociaż podczas tańca nie było to łatwe, poradził sobie doskonale.
Specjalnie odwracając się tyłem do Jonathana, aby wypiąć w jego stronę
pośladki. Zakręcił nimi w powietrzu, doprowadzając tym mężczyznę do szewskiej
pasji. Skopał ubranie ze stóp i odrzucił na bok, również robiąc to seksownym
ruchem. Wygiął się do tyłu, wykonując mostek i znów napotykając spojrzenie
Jonathana. Odwrócił się i niemal poruszając się jak wąż, ale bez pełzania po
podłodze, zbliżył się do partnera. Przesunął rękoma po jego łydkach, udach,
kierując się w stronę wypukłości, którą Johnny chętnie mu prezentował.
Pomasował wystający z bokserek czubek penisa, wciągając głośno powietrze.
– Widzisz, jak na mnie
działasz? – Johnny chwycił go pod ramionami i pociągnął do góry. Chłopak usiadł
okrakiem na jego kolanach. – Widzę, że i na ciebie to zadziałało. – Przycisnął
dłoń do jego penisa, wciąż uwięzionego pod slipkami, a usta do sutka Richiego,
pieszcząc go językiem. Usłyszał jęk partnera. Wsunął dłonie za gumkę bielizny,
dając mu znak, żeby ją zdjął.
Richie posłuchał,
odsuwając się na małą chwilę, a potem powrócił na kolana Johnny’ego, wprawiając
swoje biodra w ruch kolisty. Muzyka powoli cichła, kiedy utwór dobiegał końca,
a on nie przestawał się poruszać. Tańczył, siedząc na jego kolanach, wciąż
wyginając zmysłowo ciało.
– Chcę cię, Richie. –
Zaczął ugniatać jego pośladki, cały dygocząc. – Chcę ci go włożyć.
Chwycił twarz Jonathana
i pocałował go szybko. Nic nie mówił. Liczył, że jego oczy powiedzą wszystko.
Wstał i popchnął partnera na łóżko, od razu sięgając do jego bielizny i
zdejmując mu ją. Chwycił w dłoń członek Jonathana, sprawiając, że mężczyzna
wygiął się od przyjemnego dotyku. Przesunął dłonią po całej długości erekcji,
kierując się na jądra. Objął je placami i zatrzymał się. Przechylił głowę,
dotykając moszny, ale nie był to już dotyk pobudzający, raczej badający.
Jonathan otworzył oczy
i uniósł się, odtrącając jego dłoń.
– Dlaczego twoje lewe
jądro jest spuchnięte? Przedwczoraj nie było.
– To pewnie jakieś
zapalenie. Od paru dni mam tam dziwne uczucie, ale to nic. Nie myśl o tym. Chcę
się z tobą kochać.
– Nie. To znaczy
chętnie, ale nie teraz. Coś ci jest. To nie jest normalne, żeby u faceta moszna
była napuchnięta.
– Nie jest opuchnięta.
– Przyciągnął Richiego bliżej siebie, trzymając go na kolanach. Dlaczego
pozwolił mu się tam dotknąć?
– Jądro jest. Trzeba
iść od lekarza pierwszego kontaktu czy jak to się zwie, a potem niech cię
skieruje do urologa czy gdzieś. Jest ginekolog dla facetów? – zapytał głupio.
Był przestraszony. Co tam, on był przerażony.
– Kochanie, stoi mi,
nie mam zamiaru dzisiaj nigdzie iść. Już późno.
– Dopiero
siedemnasta. – Uwolnił się od niego. Stracił jakąkolwiek ochotę na seks. –
Wiem, że unikasz lekarzy jak ognia, ale nie w tym przypadku. – Zaczął się
ubierać. Jego członek już oklapł, jakby ktoś nagle wypuścił z niego powietrze.
Jonathan wiedział, że
nastrój się rozleciał i nic już nie wskóra. Sam spojrzał na swoje krocze i
dotknął jąder. Faktycznie jedno było opuchnięte bardziej niż rano. Nie chciał
iść do lekarza. Nie chciał wiedzieć.
– Może to tylko zapalenie
– powiedział z nadzieją.
– Ubieraj się i
jedziemy. – Włożył przez głowę sweter. – Już – warknął.
Wiedział, że tym razem
Richie nie ustąpi.
– Poczekaj, wezmę
czyste bokserki. – Otworzył szufladę i wyjął czystą parę. Z dnia na dzień coraz
więcej jego rzeczy pojawiało się w domu Richiego. – To na pewno nic poważnego.
– Pocieszasz siebie czy
mnie? O, widzisz, opadł ci. Jak chcesz, idź się tam umyć. Tak czy owak możesz
jechać do lekarza. Nie rób takiej miny, wolę mieć pewność, że nic ci nie jest. – Podszedł do niego i go objął. –
Mam nadzieję być z tobą jeszcze bardzo długo, dlatego wolę, żebyś poszedł do
lekarza, rozumiesz? – zapytał łamiącym się głosem.
– Wiem. Po prostu się
boję. – Objął go, wtulając nos w szyję partnera. – Po prostu się boję, Richie. Boję się jak
diabli.
Teraz mnie przestraszyłaś. Mam nadzieję, że z Johnnym będzie wszystko w porządku. Już zaczęło im się dobrze układać a tu kolejny problem.
OdpowiedzUsuńNareszcie trener i inni dostaną to, na co zasłużyli.Tylko oby się za to nie zemścili. Casey dopiął swego, teraz trzeba zająć się JD żeby chłopak odzyskał sprawność i wiarę w siebie.
Mało mi Alexa, bo to mój ulubiony bohater, ale wiem, że nie ma teraz nic ciekawego u niego i dalej tęskni za Joshem...
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i jak to będzie z Johnnym. Weny 💞😘
Czy to już ostatni tom? Ile będzie rozdziałów? Będzie jeszcze coś o Alexie i Joshu? Bo szczerze powiedziawszy to na nich najbardziej czekam (poza tym mam wrażenie, że ich wątek jest nieskończony, bo nawet powody Josha nie były konkretnie podane)... Richie i Johnny są zbyt cukierkowi, jak na moje gusta, a JD i Casey robią się niestety tacy sami, choć byli moimi ulubionymi bohaterami ;/
OdpowiedzUsuńNie weź to za hejt, proszę, ale czemu zawsze zaczyna się normalnie, a pod sam koniec lukier aż leje się strumieniami? Zawsze w trakcie czytania ostatnich rozdziałów Twoich opowiadań mam takie wrażenie...
Tzn. nie zrozum mnie źle, bo miałam na myśli, że nawet jeśli coś złego się dzieje jak np. w tym rozdziale z Johnnym, czy z tym pobiciem, to i tak ogólna atmosfera jest po prostu zbyt SŁODKA.
Mimo to lubię Twoje opowiadania, tylko te końcowe rozdziały są takie, właśnie o! Jak pisałam powyżej.
Tak, to ostatni tom. Rozdziałów jest 21. Może tak, może nie.
UsuńAlex tęsknie ;-;
OdpowiedzUsuńTylko tyle chciałam napisać :(
I jak nie przepadam na Johnnym tak nie chce żeby okazalo się ze to cos poważnego
/A
Czyzby skręt jądra? Nieeee to by bolało moze wodniak? Kobieto jak ty napiecie budujesz. I teraz tydzień czekania jak sie sytuacja rozwinie...
OdpowiedzUsuńHej kochana i znowu jestem.
OdpowiedzUsuńAj zaniepokoiłaś mnie.
Co się dzieje u Jonnyego?
Mam nadzieję, że to nic poważnego. Dobrze, że Richie zauważył i zaciągnął g do lekarza.
I Casey wspaniale rozegrał sytuacje z trenerem.
Facetowi należy się by dostać za swoje. Homofobów powinno się tępić :)
Czekam na ciąg dalszy i udanego weekendu.
Ja tylko w sprawie książki, bo W sidłach miłości kupiłam i już mam za sobą. Chcę Połączonych jako książkę. Może być jeszcze coś nowego i Buntownik. :-)
OdpowiedzUsuń...czyżby rak? ;;;;;
OdpowiedzUsuńNieeeee, niech on nie umiera Q_____Q
Ej... oby nic nie było jonnemu. Boję się że to rak.
OdpowiedzUsuńOh, tak sie boję...
Pozdrawiam-Shizu-chan
Hej,
OdpowiedzUsuńoch pobudka boska, Jannatchan och grabisz sobie, pomysł z nagraniem bardzo dobry, choć mógł nie mówić tych ostatnich słów bo trener mógł coś zrobić.. mam nadzieję, że poniosą konsekwencje swoich działań, policja w końcu będzie miała wystarczający dowód... Richie i jego striptiz ;) cóż nastrój padł, ale cieszę się, że nie bagatelizował tego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia