Zacznę może małym/dużym przemówieniem. Po pierwsze informacja, która jest ważna dla tych, którzy czekają na kolejny mój tekst, a który będą mogli kupić już od jutra. Tutaj pojawiła się mała zapowiedź: Klik
Tekst jest romantyczną obyczajówką. Zaczęłam go pisać rok temu, ale po napisaniu dwóch rozdziałów chęci uciekły i dopiero wróciłam do niego w lutym tego roku. Zakończyłam jego pisanie 22 maja. I nareszcie po przeszło dwóch miesiącach mogę go pokazać światu. Jest dla mnie ważny, jestem z niego bardzo zadowolona i jego akcja dzieje się w Polsce. Tak w Polsce. I tutaj parę słów dla tych, którzy narzekają, że akcja Buntownika dzieje się w Polsce.
Powiem ostro, jest to dla mnie dziecinne. Można nie lubić tekstu, można postaci, ale jakie znaczenie ma w jakim kraju dzieje się akcja. Sama tak postępowałam. Odrzucałam teksty, bo jest akcja w Polsce, bo jest o tym, owym, bo to fanficki, a potem się okazało, że coś co odrzuciłam czytało się wyśmienicie. Od tej pory wiem, że najważniejsza jest treść, a nie miejsce akcji. Dlatego odrzucanie tekstu, bo to Polska...
Napiszę jeszcze niejedno opowiadanie, którego akcja będzie się dziać w naszym kraju. Pomysły jakieś są i może nie szybko, ale będę zrealizowane.
A teraz zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)
Alex schodził właśnie
na parter, żeby coś przekąsić, zadowolony, że jest w domu sam. Ostatnio lubił
być sam. Rodzice wybrali się do kina i na kolację z okazji rocznicy ślubu, a
Jonathan jak zwykle był z Richiem. W każdym razie miał taką nadzieję, bo stracił
ją, kiedy na przedpokoju omal nie zderzył się z bratem.
– Co tu robisz?
Myślałem, że jesteś z Richiem.
– Jak widzisz, nie
jestem – odparł wrogo nastawionym głosem Jonathan, pokonując kolejne stopnie.
– Co się stało? –
Zaintrygowało go to, bo o ostatnich miesiącach takie zachowanie nie było
podobne do Jonathana.
– Idź i zapytaj swojego
przyjaciela.
– Chyba pójdę. – Tym
razem uzyskał pewność, że działo się coś niedobrego. Przecież przez ostatnie
tygodnie ta para obrastała w tęczę i lukier – albo takie sprawiała wrażenie. Po
tym, co mówił wczoraj Richie, nie było tak wesoło, jak wyglądało.
Zarzucił na ramiona
bluzę, założył buty i wziął klucze od domu. Po wyjściu zamknął drzwi, bo nie
wierzył, że ten jełop, jego brat, to zrobi. Na dworze już było bardzo ciemno.
Drogę do domu przyjaciela oświetlały uliczne lampy, przy czym jedna dość mocno
migała. Tylko czekać, aż żarówka się spali. Tata już dawno dzwonił do
elektrowni w tej sprawie, ale dotąd nikt nie przyjechał.
Przeszedł przez typową
na przedmieściu ulicę. Kilka kroków później już wchodził do domu Richiego,
notując sobie w głowie, żeby opieprzyć go za niezamknięcie na klucz drzwi. To
była spokojna dzielnica, ale nigdy nie można było być pewnym, że jacyś
złodzieje się w pobliżu nie kręcą.
– Richie? – W
przedpokoju paliło się światło, w dużym pokoju i kuchni też, co ujrzał po
wejściu do salonu połączonego z kuchnią. – Widzę, że masz dużo kasy na
rachunki. – Wyłączył światło, a potem udał się tam, gdzie mógł zastać
przyjaciela.
Richie leżał na łóżku w
swoim pokoju, przykryty kołdrą aż po czubek głowy. Wystawały spod niej tylko
blond kosmyki.
– Richie, to ja. –
Postać schowała się jeszcze bardziej. – Ej, co się ukrywasz? Kosmici wylądowali
czy co i boisz się, że cię porwą? – Odłożył bluzę na krzesło i usiadłszy na
łóżku, chwycił róg kołdry. – Złotko? – Odsłonił leżącą w pozycji embrionalnej i
płaczącą postać. Natychmiast spoważniał. – Co jest?
– Zostawił mnie –
wydusił Richie, znajdując się niemal w hiperwentylacji.
– Nie wierzę…
– A jak ktoś mówi, że
nie chce cię już widzieć, to co sądzisz, że ma na myśli?! To moja wina. To
wszystko moja wina. To, że taki jestem.
Alex rozejrzał się po
pokoju, szukając jakichś chusteczek. Spostrzegł, że jedna paczka leży na
biurku, więc udał się po nią.
– A jaki jesteś?
– Taki do dupy. – Znów
chlipnął. Nie potrafił się uspokoić.
– Co ty nie powiesz. –
Wyjął jedną papierową chusteczkę i podał mu ją. – Wytrzyj nos i powiedz mi, co się stało.
– Co się miało
stać? – Usiadł, wykonując polecenie przyjaciela. – Po… Po prostu zapytałem się
go, czy może by chciał, żebym to ja jego… wiesz co.
– Aha. – Trochę
żartował z tym, że przyjaciel mógł to
zaproponować jego bratu. Widać Richie wziął to na poważnie. – No i?
– No i… on powiedział,
że się na to nigdy nie zgodzi, że nie nadaję się do tego, aby go pieprzyć, i do
tego się go brzydzę, bo nie mogę go dotknąć. Że nie myślę o nim, tylko ciągle o
swojej przyjemności. Tak wywnioskowałem z tego, co powiedział. I miał rację.
Jestem totalną ciotą. Takim nikim. – Podciągnąwszy do piersi kolana, oparł na
nich głowę. Nie umiał przestać płakać. Jak Johnny może chcieć kogoś takiego jak
on? Chłopak zranił go, ale on Jonathana cały czas ranił. Zachciało mu się
seksu. Teraz wiedział, że nie był na niego gotowy, na nic nie był gotowy. Wiedział
też, że popełnił błąd, nie mówiąc mu o incydencie
z tamtym facetem. – Jestem głupi. Tak bardzo, bardzo głupi. – Aż nim trzęsło,
kiedy ryczał jak małe dziecko. Chciało mu się wyć. Zniknąć stąd na zawsze.
– Nie jesteś głupi.
Jesteś po prostu sobą. – Alex wdrapał się na łóżko i przyciągnął przyjaciela do
siebie. Oparł brodę na czubku jego głowy, która znalazła sobie dogodne miejsce
na jego piersi. – Popełniłeś błąd, ale kto ich nie popełnia.
– Moje błędy sprawiły,
że ktoś, kogo kocham, odszedł. Zasłużyłem sobie na to. Tamten facet powinien
mnie zgwałcić, może bym zmądrzał.
– Nie mów tak. On i tak
cię zgwałcił. Nie musiał cię wziąć siłą, żeby to zrobić. Zmusił cię do seksu
oralnego, a to już gwałt. Powinieneś wtedy donieść na niego policji, a nie bać
się, nie wstydzić. Powiedzieć prawdę Johnny’emu też się wstydziłeś, prawda?
– I tak myśli, że
jestem napalonym, myślącym tylko o sobie skurwielem. A ja tylko chciałem tego co
inni. Kochać się ze swoim partnerem, którego kocham nad życie i tak długo na
niego czekałem. Myśli, że tylko chciałem brać. Ja po prostu nie potrafiłem…
Nigdy nie będę potrafił. Powinienem przestać istnieć.
– Nie mów tak. Nigdy
tak nie mów. – Alex zacisnął powieki. Doskonale zdawał sobie sprawę, jakie
uczucia targają Richiem. Po tym, jak Josh go zostawił, pragnął zasnąć na wieki.
Do tej pory czuł ból, ale nigdy nie winił siebie za rozstanie. Z Richiem jest
inaczej. Tym bardziej się o niego martwił. Poza tym przyjaciel to nadwrażliwy
chłopak. Inny niż wszyscy wokół i za dużo do siebie bierze. Nie zawsze, ale w
takich chwilach na pewno.
– Będę mówił, bo mogę.
Nic mi już nie zostało. Bez niego nie ma nic.
– Nie wierzę, że to, co
ci powiedział, oznaczało koniec waszego związku. Nie przez głupi seks i sprawy
z nim związane. Powinniście szczerze pogadać. Obaj.
– To już nie ma sensu.
Nic nie ma sensu. Nic.
Richie powiedział to
takim pustym, oddalonym głosem, że Alexa przeszyło lodowate zimno. Zawsze
wesoły chłlopak, którego wszędzie było pełno, brzmiał, jakby pogrążył się w
totalnej pustce bez nadziei na lepsze jutro.
* * *
Niedzielny poranek też
nie należał do najlepszych. Richie nie miał ochoty wstać z łóżka, jeść. Wypił
tylko kilka łyków kakao przygotowanego przez Alexa. Przyjaciel dał mu w nocy
ziołową tabletkę na uspokojenie, którą znalazł w domowej apteczce, dzięki czemu
przespał spokojnie kilka godzin. Najchętniej to nadal by spał.
– Muszę iść do domu,
umyć się, przebrać – powiedział Alex, a tak naprawdę to chciał pogadać z
bratem.
– Idź. Nie martw się,
nie popełnię samobójstwa. Nie dam swojego ścierwa Luckowi.
– Słuchaj, Jonathan na
pewno nie zerwał.
– Dla mnie „nie chcę
cię widzieć” oznacza, że to koniec.
– W wściekłości tyle
rzeczy się mówi. Robi się je po to, aby zranić. Śpij. Wrócę niedługo. –
Najlepiej jakby to Jonathan tutaj przyszedł. Tym bardziej że jeszcze trochę i
Richie nie będzie musiał popełniać samobójstwa, własnoręcznie go udusi. W nocy
przyjaciel nieźle działał mu na nerwy. Dobra, czuł się zdradzony, porzucony,
ale czy musiał ciągle w kółko to samo opowiadać, przy okazji wbijając sobie w
serce coraz to więcej cierni? – I jeszcze coś. Cokolwiek będzie, masz
powiedzieć mojemu bratu prawdę.
– To już nie ma sensu.
Komu powiem? Powietrzu? – Richie odwrócił się przodem do ściany, wtulając twarz
w poduszkę z zamiarem przespania kilku dni i nadzieją, że wtedy przestanie
boleć.
Alex zostawiwszy
przyjaciela samego, wrócił do domu. Niedzielny poranek był tą chwilą, kiedy
wszyscy zbierali się przy wspólnym śniadaniu. Tym razem przy stole zastał tylko
Jonathana pijącego swoją niby kawę. Rodzice musieli jeszcze spać, a to mu
podpowiedziało, że wrócili bardzo późno ze swojej randki.
Nastawił wodę i
odwrócił się do brata, zaplatając ręce na piersi.
– Idź do niego. Sądzi,
że z nim zerwałeś. – Nie doczekał się żadnej reakcji, więc mówił dalej: –
Domyślam się, o co chodzi. Richie czasami potrzebował pogadać na pewne tematy,
więc to mi się zwierzał. Czujesz się przez niego odrzucony. On się tobą nie
brzydzi. On… On ma problemy i nie umie sobie z nimi poradzić. Nie rozumie, że
byś mu pomógł. Sądził, że idąc z tobą do łóżka, pokona to, co…
– Długo jeszcze
będziesz prowadził swój monolog? – warknął Jonathan.
– Tyle, ile będzie
trzeba. – Nasypał kawy do kubka, gdy zagotowała się woda.
– To wyjdę, a ty gadaj
sam ze sobą.
– Richie został
zgwałcony – wypalił Alex, zalewając pachnący nektar i jego ratunek wodą. Nie on
powinien to mówić, ale czuł, że bez tego nic nie zdziała. Jonathan zawsze był
uparty i ciężko byłoby go przekonać do pójścia do Richiego.
– Co powiedziałeś? –
Zmarszczył brwi, już bardziej koncentrując się na swoim młodszym bracie.
– On ci to powinien
powiedzieć. To stało się kilka miesięcy temu. – Trzymając kubek w dłoni, oparł
się tyłkiem o blat. – Nie został zgwałcony tak, jak sądzisz. Nie doszło do tego, bo Richie uciekł, ale
facet zmusił go do orala. Od tamtej pory Richie bał się dotyku. Pamiętasz, że
tylko na twój nie uciekał. Z czasem to się uspokoiło, lecz coś w nim zostało.
On potrzebuje pomocy, rozmowy, cierpliwości, a nie porzucenia go.
– Nie porzuciłem go.
Musiałem od niego odpocząć. – Zły wylał lurę do zlewu i wypłukał kubek. Jak
Richie mógł mu czegoś takiego nie powiedzieć? Miał ochotę pójść do niego i
wykrzyczeć mu prosto w twarz, co sądzi o tak głupim i dziecinnym zachowaniu.
Zresztą był też zły na siebie, że nie pomyślał, iż musi istnieć jakaś przyczyna
takiego zachowania. W sumie dlaczego miałaby istnieć? Znał jednego chłopaka,
kiedy jeszcze jeździł z zespołem, któremu zależało tylko na jednym i na swojej
przyjemności. Nie obchodziło go, żeby się odwdzięczyć. Dlatego Richiego też
przyłączył do tej kategorii. Od dłuższego czasu głosik w nim powtarzał tylko to
jedno, nie pozwalając poszukać prawdy. Wczoraj nie wytrzymał, powiedział za
dużo. Nie czuł się z tym dobrze, ale też nie pragnął od razu biec i
przepraszać. Jego chłopak – bo przecież nadal nim był – nie umiał z nim rozmawiać,
nie zaufał mu, a to nie było fajne uczucie. Pragnął w związku szczerości,
zaufania, partnerstwa, gdy tymczasem okazało się, że tego nie było. Czego się
bał? A może to jego wina, że Richie mu nie ufa? Może to on jest do niczego?
Skoro jego chłopak nie potrafi mu powiedzieć tak ważnej rzeczy, to może to z
nim jest coś nie tak.
– Nie można ciągle
przebywać ze sobą, więc odpoczynek czasami jest dobry, lecz nie w takich
okolicznościach.
– Mój braciszek dzieli
się swoim doświadczeniem. – Poklepał Alexa po policzku. – Szkoda, żeś swoich
rad nie wykorzystał, by utrzymać swój związek – zakpił.
Alex ze złością
odtrącił rękę brata.
– Odpieprz się, Johnny.
– Zamaszyście postawił kubek na szafce, rozlewając trochę kawy i wyszedł z
kuchni, woląc uniknąć ostrzejszej wymiany zdań. Nie miał ochoty się kłócić.
Starszy z braci wziął
ścierkę i wytarł blat, przeklinając siebie, że czepił się Alexa. Zresztą co mu
tam, niech chłopak nie daje mu rad, które on sam dobrze zna.
– I co ja mam teraz
zrobić? – zapytał sam siebie. Serce chciało jednego, rozum drugiego, przez co
czuł się rozdarty. Do tego głupi charakter też dodawał swoje. – Richie, Richie,
co ja mam z tobą zrobić? Jak sprawić, żebyś mi zaufał?
* * *
JD zgodził się na
randkę pod warunkiem, że pojadą do kina na jakiś dzienny seans, na którym jest
mało widzów. Nie był gotów na wieczorne wypady, gdzie tłum ludzi będzie
przeciskał się, popychał, śpieszył i gapił na niego jak na ufoludka. Powiedział
to głośno, na co Casey zaśmiał się, kładąc elegancką, czarną koszulę na deskę
do prasowania.
– Ty to masz
wyobraźnię. Na pewno jesteś pierwszą osobą na wózku, którą zobaczyliby. –
Włączył żelazko, stawiając je na metalowej stopce umocowanej do deski.
– Pff.
– Prychaj, prychaj. Ja
i tak postawię na swoim, nie pozwolę zamknąć ci się w domu. Tego byś chciał. –
Czerwone światełko w żelazku zgasło, więc wziął się za prasowanie. Zamierzał
ubrać ich dzisiaj elegancko, bo po kinie chciał zabrać JD na obiad. Stać go
było na zamówienie stolika w jakiejś niedrogiej restauracji i sprawienie
przyjemności swojemu partnerowi.
– Gówno powinno cię
obchodzić, czego ja bym chciał.
Casey ze złością
odstawił żelazko i spojrzał złowrogo na JD.
– Gówno powinno mnie
obchodzić? A może to ciebie gówno obchodzi, co ja czuję, kiedy tak mówisz.
JD zmieszał się
wyraźnie i spuścił głowę. Wpatrzył się w swoje nic nieczujące kolana. Zaraz
jego głowa została uniesiona, kiedy Casey chwycił go za brodę.
– Obchodzi mnie to,
czego byś chciał. Wiem, czego chcesz. Wiem też, że to jest możliwe. Już jutro
możemy zapisać cię na rehabilitację. Skierowanie od lekarza leży w barku w
salonie.
– Po co? Powiedziałem
ci, że nie chcę sobie robić nadziei.
– Nadzieję zawsze
trzeba mieć. – Pochylił się nad nim i pocałował usta chłopaka długo i
namiętnie, smakując je z rozkoszą. – Bo bez niej życie jest ciężkie – szepnął,
ledwie odrywając ich wargi od siebie. – A teraz wyprasuję ci tę koszulę i powoli
będziemy się zbierać do wyjścia. – Chciał się odsunąć, ale został przytrzymany
przez JD. – Hm?
– Nic, tylko możesz
mnie jeszcze pocałować, a nie już uciekasz.
– Kotek, powiedziałeś,
że nie chcesz się śpieszyć do czegoś więcej, a ja jestem napalony jak diabli.
Wierz mi, że ledwie trzymam ręce z dala od ciebie, bo cały czas bym cię macał i
macał – mówił, wciąż pochylając się nad nim.
Patrzył w pełne głodu
oczy Caseya. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego chłopak pragnął, ale
on nie był pewny, czy będzie gotów mu to dać. Niby sprawdzał w Internecie, jak
to jest z seksem u niepełnosprawnych, i mało kto nie może. Nawet jak nie ma
czucia, oni są w stanie się kochać, przeżywając przyjemność mentalnie. On ma
czucie w tym miejscu, nie mógł tak do końca narzekać. To mu też podpowiadało,
że może faktycznie mógłby odzyskać pełną sprawność w nogach. Niestety bał się,
że się nie uda, i to też wzbudzało w nim złość, którą wyładowywał na innych.
– Kiedy będziesz gotów,
powiedz mi, a jak nie, dam radę i bez tego – szeptał McPherson, stykając ich
czoła ze sobą. – Bo cię kocham i jestem z tobą nie po to, żeby się z tobą
bzykać.
– Ale chętnie byś mnie
bzyknął? – zapytał zaczepnie JD.
– Chętnie to ja bym się
z tobą kochał – powiedział do ucha JD, chwytając płatek małżowiny między zęby.
Po plecach JD
przepłynęło mrowienie, kumulując się w brzuchu. Chyba też tego chciał, lecz
wstydził się pierwszy raz w życiu i nie zamierzał się do tego przyznawać.
Dlatego wolał poczekać. Co też powiedział swojemu chłopakowi.
– Powiedziałem, Emośku,
że będę czekał tyle, ile zechcesz. – Ucałował go jeszcze raz i wrócił do
prasowania. – Samo to się nie zrobi. I jeszcze jedno.
– Co? – Przechylił
głowę na bok.
– Uważaj, co mówisz, bo
słowami można kogoś bardzo zranić i czasami nie da się już czegoś cofnąć.
JD nic nie
odpowiedział, przypatrując się, jak jego chłopak prasuje. Sam wiedział, że
słowami można zranić. Jego dawni znajomi, którzy odeszli z dnia na dzień,
potrafili bardzo dokopać. Nigdy nie chciał nikogo zranić, ale teraz po prostu
ciężko mu było nad sobą panować. Musi się starać to zrobić, bo nie chce dowalać
Caseyowi, przecież go kocha.
– Nie znoszę prasować
rękawów. Zawsze w jednym miejscu wyprasuję
materiał, w innym się wymnie. Nawet to coś na rękawy nie pomaga. – McPherson
zmienił temat. – Masz krawat?
– Krawat? – Uniósł
brwi. – Jak ja będę wyglądał w krawacie, z kolczykami?
– Atrakcyjnie,
seksownie, zajebiście, oszałamiająco? Pominąłem coś? – Casey powiesił koszulę
JD na wieszaku i zabrał się za prasowanie swojej. Niebieskiej, w której, jak mu
raz JD powiedział, wygląda tak, że tylko go schrupać. – To masz ten krawat?
– Pewnie coś jest, ale
ja nie chodzę w krawatach, i kto widział, żeby tak być ubranym do kina.
– Do kina można iść
ubranym, jak się chce. Zresztą nie założymy garniturów. To będzie się świetnie
komponować z czarnymi, wąskimi spodniami. Założysz te swoje rurki i długie
buty.
– Długie buty? Takie na
metr długie?
– Nie czepiaj się.
Miałem na myśli te z długimi cholewkami i tymi fajnymi sprzączkami z boku.
– To są glany.
– A myślałem, że
mokasyny. Człowiek uczy się całe życie. – Wyszczerzył się, zabierając się za
kolejne prasowanie.
JD tylko pokręcił głową,
rozbawiony podjeżdżając do biurka i włączając laptopa. Otworzył folder z
muzyką, zatapiając się w utworach zespołu Quinn i podpierając brodę na dłoni,
wciąż popatrywał na pracującego chłopaka.
* * *
Jonathan poderwał się z
łóżka, słysząc kroki brata na korytarzu. Otworzył drzwi swojego pokoju, w
którym spędził bezczynnie dwie ostatnie godziny.
– Gdzie idziesz?
– Do Richiego, bo mój
szanowny brat nie potrafi ruszyć swoich czterech liter i z nim porozmawiać.
Pewnie mu własna duma na to nie pozwala. Wiesz co? – Alex wymierzył w brata
wskazujący palec. – Obaj jesteście siebie warci.
– Dzwoniłeś może do
niego?
– Tak. Co jakiś czas
dzwonię. Wiem, że już się obudził na dobre. Kazałem mu zjeść to, co mu rano
zrobiłem.
– Wątpię, czy to zrobi.
– To idź do niego i
namów do jedzenia. – Włożył dłonie do kieszeni spodni, czekając na decyzję
Jonathana, i się jej nie doczekał. – Idę do niego i nie wiem, kiedy wrócę. –
Idąc korytarzem, którego podłoga wyłożona była zielonym dywanem, odwrócił się
jeszcze do brata. – On jest w naprawdę kiepskim stanie. Rozpada mu się
psychika, jeśli nie potrafisz mu pomóc, to naprawdę lepiej się z nim nie
spotykaj. – Już miał się odwrócić, kiedy jego starszy brat wypadł z pokoju jak
burza, wyminął go i zbiegł po schodach. – To się nazywa hiper szybkość. –
Wrócił do swojego pokoju z zamiarem pouczenia się i z dobrymi myślami.
Tymczasem Jonathan
pchany jakąś siłą biegł go domu Richiego, jakby go coś goniło. Po słowach brata
trochę się przestraszył. Nie chciał, żeby Richie z jego powodu zrobił to samo co
Patrick. Musiał z nim porozmawiać i zachować się jak dorosła osoba, a nie
obrażony dzieciak. Chowanie się, milczenie nic nie da. Tym bardziej że blondas
miał swoje miejsce w jego sercu i nie zamierzał go stamtąd wyganiać.
Wszedł do domu,
zastając w nim tylko i wyłącznie ciszę. Od razu udał się do pokoju chłopaka,
lecz pomieszczenie zastał puste. Zauważył, że zawsze leżący w fotelu pod oknem
koc zniknął. Ileż razy siedzieli pod tym kocem i oglądali film lub słuchali
muzyki. Uśmiechnął się na to miłe wspomnienie. Następną rzeczą, która rzuciła
mu się w oczy, było ogromne lustro, wiszące tak, żeby nie było nic widać z
łóżka, a Richie miał wolną przestrzeń do ćwiczeń. Prawdę mówiąc spodziewał się
go zastać podczas jednej z takich sesji. Zawsze to pozwalało Richiemu wyciszyć
się. Tym razem było inaczej, a to nie wróżyło dobrze.
Opuścił pokój, kierując
się do salonu. Odetchnął z ulgą. Richie, przykryty kocem, leżał na kanapie,
gapiąc się pustym wzrokiem w jakiś nieokreślony punkt przed sobą. Musiał go nie
zauważyć, więc Johnny dał sobie trochę czasu na przemyślenie tego, co chciałby
mu powiedzieć. Problem w tym, że nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy.
Nadal był zawiedziony zachowaniem swojego chłopaka i miał do niego, poza
uczuciem żalu, tak wiele pytań. Choćby to dlaczego tak bardzo śpieszyło mu się
do seksu, jeżeli miał takie problemy. To z jego ust pragnął usłyszeć odpowiedź.
W końcu zrozumiał, że nie może tak stać i przekroczył próg salonu. Dopiero
wtedy Richie zauważył go i natychmiast odwrócił się przodem do oparcia kanapy,
przykrywając kocem nawet głowę.
– Pokazałeś właśnie,
jak dorosły jesteś. – Jonathan nie mógł powstrzymać się przed tymi gorzkimi
słowami. Rozdrażniło go zachowanie Richiego i przyszła mu wielka ochota, żeby
wyjść. Powstrzymał się przed tym niechybnym ruchem. Pewnie gdyby był na jego
miejscu, postąpiłby tak samo. Richie ukrył się, bo wciąż zapewne pamiętał o
tym, co usłyszał. „Nie chcę cię widzieć” musiało boleć.
Przysiadł na kraju
kanapy i wyciągając rękę, dotknął ramienia chłopaka. Ten zareagował tak, jak
się tego Johnny nie spodziewał. Skulił się jeszcze bardziej, próbując wbić się
w oparcie mebla. To już nie było
zabawne, a złość natychmiast mu przeszła. Zaniepokoił się i nie wyjdzie stąd,
dopóki obaj nie porozmawiają.
– Richie, nie bądź zły
na Alexa, ale on troszczy się o ciebie i powiedział mi coś, co mnie bardzo
zdenerwowało. Poniekąd dzięki temu mogę zrozumieć twoje zachowanie, ale nie to,
czemu mi nie zaufałeś.
Richie, którego serce
nie umiało zaznać ukojenia, odrzucił koc, przekręcając się na plecy. Widok tak
oddalonego Jonathana sprawiał mu cierpienie i naprawdę nie wiedział, co chłopak
tutaj robi. Dopiero po chwili dotarło do niego, co Johnny powiedział.
– Alex wygadał się o
tamtej nocy?
– Powiedział tylko, że
jakiś facet zmusił cię do seksu oralnego.
Richie pokręcił się
niespokojnie na kanapie. Bardzo się tego wstydził.
– Powinieneś był
mi powiedzieć, zaufać. Jak takie miałeś trudności, to dlaczego zdecydowałeś się
na seks?
– Bo chciałem czuć
się normalnie, jak każdy chłopak – wydusił z siebie Richie. – Chciałem być z
tobą blisko. Wiedzieć, jak to jest. – Spuścił wzrok na swoje dłonie. –
Chciałem… Móc się kochać. Powinienem przestać istnieć. Byś miał lepiej, gdybym
nie istniał. – Po raz kolejny tego dnia łzy zaczęły mu płynąć po policzku. Głos
się chwilami załamywał. – Związałbyś się z kimś fajnym. Kto nie byłby taki jak
ja. Ktoś interesujący, mądry, silny. Nie takie coś jak ja. Nic. Totalne zero.
W Jonathanie zawrzało.
Chwycił w obie dłonie twarz Richiego i powiedział stanowczym głosem:
– Jesteś fajnym
chłopakiem, jesteś sobą. Nie starasz się być kimś innym, to mi się w tobie
podoba. Jeśli innym nie pasuje to jaki jesteś, to oni mają problem, nie ty, nie
ja. Kocham cię takiego, jakim jesteś, rozumiesz? Trzeba było mi powiedzieć. Nie
odrzuciłbym cię. To, co się stało, nie było twoją winą.
– Kusiłem go.
– Potem powiedziałeś
„nie”. Powinien to zrozumieć. Ty też zrozum, że bym ci pomógł. Razem powoli
byśmy przez to przeszli. Nauczyłbym cię dotyku i wszystkiego. Razem poradzilibyśmy
sobie. Razem – podkreślił po raz kolejny.
– Ja… się ciebie nie…
brzydzę, chcę, po prostu… nie potrafię – powiedział płaczliwym głosem Richie.
Nie umiał nad tym zapanować. Coś go dusiło i musiał dać temu upust.
– Teraz to wiem. –
Przytulił go do siebie. – Dlatego musimy ze sobą rozmawiać. Jest tylko jeden
problem…
– Jaki?
– Boli mnie to, że mi
nie ufasz. Nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego. – Zaczął głaskać
Richiego po głowie, pozwalając mu moczyć łzami koszulkę. Dopiero teraz spostrzegł,
że przebiegł przez dwór w koszulce na krótki rękaw i nie poczuł zimna. – Może
chcesz mieć czas na przemyślenie sobie wszystkiego? Czy na pewno chcesz być ze
mną. Może powinniśmy od siebie odpocząć?
* * *
Zaskoczyło go to, że
kino, do którego pojechali, miało przygotowane podjazdy i do tego tak wykonaną
salę kinową, że znalazło się kilka miejsc dla wózków inwalidzkich. Niestety dla
JD, Casey wybrał taką salę, która akurat nie była przystosowana dla osób
niepełnosprawnych. Chłopak powiedział mu, że to po to, aby na czas filmu
zapomniał o wszystkim. Sam go wniósł do niedużego pomieszczenia i posadził w
wygodnym fotelu. Wózek zostawił w szatni i cały zadowolony kupił im po coli i
jeden kubełek popcornu. Dla JD to było całkiem nowe i relaksujące
doświadczenie. Od dwóch miesięcy widział tylko ściany szpitalne, tracił
nadzieję, że jego życie może być jeszcze dobre, a dzięki upartemu Caseyowi
siedział właśnie na seansie Hobbita i to nie w domu przed telewizorem.
– To druga część –
wyjaśnił McPherson. – Wiem, że nie widziałeś tego, a tutaj wyświetlają też i
starsze produkcje, nie tylko premiery. To cię tu zabrałem.
– Wiem, że druga część.
Zapamiętałeś, że lubię Tolkiena – dodał po chwili.
– Miałbym zapomnieć?
Raz gadałeś o tym pół dnia.
– Ale ty tego nie
lubisz.
– Lubię – odparł Casey.
– Może nie uwielbiam, jak ty, ale lubię filmy. Poza tym to jest dla ciebie.
Jakoś się przemęczę. I cicho, bo koniec reklam.
JD wsunął rękę do
kubełka, żeby nabrać popcornu, i napotkał tam dłoń Caseya. Ich palce otarły się
o siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Teraz już rozumiał, po co tylko jedno
opakowanie. Zawsze istniała szansa, że sięgną w tym samym momencie po prażoną
kukurydzę. Tym razem miał ochotę zaśmiać się w duchu do tego. Romantyczność
Caseya przejawiała się właśnie w takich małych i bardzo miłych sytuacjach.
Romantyczność również
przemówiła, kiedy partner zabrał go do restauracji. Wiedział, że pójdą na
obiad. Czyli dla niego oznaczało to jakąś pizzerię, przez co bardziej elegancko
niż zwykle ubrany jakoś nie mógł znaleźć
wytłumaczenia dla swojego stroju. Okazało się, że jego przypuszczenia były
całkiem mylne. Casey musiał już wcześniej zarezerwować stolik, ponieważ kelner
od razu zaprowadził ich na miejsce. Z jednej strony stolika nie było krzesła,
więc tam „zaparkował”. Jego chłopak zajął miejsce po drugiej stronie okrągłego
stolika i wziął do ręki menu. Jedno z nich podał jemu.
– Zaskoczyłeś mnie. To
nie są miejsca dla mnie. Nigdy nie były. Czuję, że wszyscy się na mnie gapią.
– JD, nikt się na
ciebie nie gapi. Ciesz się miłym towarzystwem…
– Miłym? Nie widzę
tutaj takiego. – Uśmiechnął się kpiąco.
– Bardzo śmieszne.
Ciesz się fajnym jedzeniem. Wypytałem ludzi i mówili, że dobrze tutaj karmią.
– Skarbie, to
restauracja, nie pyta się, czy dobrze karmią, tylko ile co kosztuje.
– Nie zdzierają z
ludzi. To zwykły lokal, a nie taki, do których chodziłem ze starymi. Grrr. Wolę
o tym nie myśleć. Mam nadzieję spędzić ze swoim chłopakiem fajny dzień i miłe
chwile.
– Zazdroszczę temu
twojemu chłopakowi.
Casey pochylił się w
jego stronę.
– Wierz mi, jest
fantastyczny. Kocham te jego postrzępione, pazurkowate
włosy z grzywką wiecznie zasłaniającą mu oko. Ten wredny, ale słodki
charakterek i to, że on mnie też kocha. I coś jeszcze.
– Co?
– Przestał palić.
– Bardzo śmieszne. – JD
udał obrażonego. – Zmuszono mnie do tego. Nikt mi nie dał nawet jednego
papieroska. Jak tylko kupię sobie paczkę, to wypalę całość od razu.
– I pochorujesz się.
– I pochoruję się.
Obaj zaśmiali się, po
czym zajrzeli w kartę dań. Wspólne chwile mijały im spokojnie. Zbliżyły ich do
siebie. Casey był szczęśliwy, że sprawił swojemu chłopakowi przyjemność, a JD
po raz pierwszy od poznania prawdy o tym, że nie będzie mógł chodzić, poczuł,
że żyje.
– Dziękuję – powiedział
JD, ocierając usta serwetką po zjedzeniu naprawdę wyśmienitej ryby.
– Nie słyszałem. –
Casey nadstawił w stronę swojego chłopaka ucho.
– Powiedziałem dziękuję,
i idź sobie uszy umyj.
– Myłem i nie ma za co,
JD.
Ich spojrzenia się
spotkały, a każdy z nich odczytał w nich wszystko to, co czuli. Nie tylko
dzięki temu, że spędzili ze sobą miło te kilka ostatnich godzin.
Dobrze ,że Richie nareszcie otworzył się przed Jonathanem chociaż trochę .
OdpowiedzUsuńCieszę się ,że JD choć trochę się nie poddaje
Życzę weny na następne rozdziały
Aww :) Rozdział jak zawsze wspaniały:D Dobrze, że JD w kńcu wyszedł z domu!
OdpowiedzUsuńA a propo akcji historii w Polsce - Ja czytam każde opowiadania, które dobrze mi się czyta, ale te w z akcją w Polsce są mi.....jakoś bliższe. Takie poczucie, że te wszystkie miejsca które są w historii mogą być obok mnie. Bliższe sprawy, ludzie....Po prostu takie realne są dla mnie.
/A
W sumie rozumiem Jonna.
OdpowiedzUsuńZaufanie to podstawa związku.
Bez niego nie da sie stworzyć nic idealnego a tymczasem proszę.
Richie powinien od początku powiedzieć prawdę. Ja rozumiem , że się wstydził i uważał za winnego.
Jednak Alex ma racje podobnie jak Jonny.
Richie nic złego nie zrobił.
I ta końcówka. Mam nadzieję, że jednak ich związek przetrwa trudne chwile.
Kibicuje im od samego początku gdyż uważam że chociaż Richie jest taki fajtłapowaty trochę to jest cudownym i uczuciowym chłopakiem a Jonny to docenia.
Trzymam mocne kciuki za nich.
p.s. Odnośnie Buntownika.
Widzisz jakoś z początku przyzwyczaiłam się do innych klimatów i może dlatego właśnie nie mogę go ogarnąć. Spróbuje przeczytać Twoje drugie opowiadanie, które właśnie sprzedajesz;) Osobbiście nie mam nic do akcji w Polsce (poprzednim razem źle się wyraziłam) a głównie chodzi o sam klimat wszystko odczuwa się zupełnie inaczej.
Jednak na pewno nie porzucę miłości do Twoich tekstów bo tworzysz najlepsze yaoi jakie mam okazje czytać.
Tyle ciepła, miłości i pasji do pisania nie widziałam prawie u nikogo. Nawet u miłośników dramione.
Ja osobiście jestem zaszczycona że mogę czytać Twoje teksty, które naprawdę do mnie przemawiają.
pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy Sideł <3
Nie wiem co powiedzieć;) rozdział bomba;)
OdpowiedzUsuńIle ma rozdziałów 3 tom?
OdpowiedzUsuń21.
UsuńWitaj czytam twój blog od nie dawna i się zakochałam w twoich opowiadaniach. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i myślę o kupienia 3 tomu bo nie mogę się doczekać zakończenia. A tak się zastanawiam co z ta kartka co Alex napisal do Joshua (nie wiem jak się odmienia jego imię) na początku opowiadania informując go że jego ciocia zmarła i musieli wyjechać wcześniej co wiatr wywial do kartkę bod szafkę?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niebieska
PS.przepraszam za błędy
Dziękuję za opinię. :) Tamten list nie jest ważny. To była tylko informacja, że Alex musi wyjechać. Minęło kilka miesięcy. List pewnie już nie istnieje. :)
UsuńPozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, w końcu Richie otworzył się przed Jonathannem, i ta randka bardzo podobała się Jd, z Caseya to taki wspaniały romantyk...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie