Wrzucam i pod tym rozdziałem ostatnie ogłoszenia reklamowe: Kyna (może ktoś zna autorkę, napisała
Alaskę, która bardzo mi się podobała) udostępniła do sprzedaży swój nowy
tekst pod tytułem "Gonitwa". Cena nie jest wysoka, więc jakby ktoś
chciał to zapraszam do kupowania tutaj: http://www.beezar.pl/ksiazki/gonitwa
Opowiadanie Kyna także publikuje na blogu: https://tworczosc-kyna.blogspot.com/
Opowiadanie Kyna także publikuje na blogu: https://tworczosc-kyna.blogspot.com/
"Blizny" Silencio też już można kupić: http://www.beezar.pl/ksiazki/blizny
Zapraszam też zainteresowanych do kupna tekstu "Zejdź na ziemię". Przez jakiś czas był dostępny za darmo. Nie wiem jak dalej będzie jeżeli chodzi o tę opcję. Ale autorka przygotowała ebooka do kupienia. Tekst miałam okazję przeczytać kilka dnie temu. Moim zdaniem jest świetny, warty swojej ceny i jeśli ktoś ma taką możliwość to zapraszam do kupna. Naprawdę warto nagrodzić (nawet jeżeli ktoś to czytał) Mercury Eff za trud, który włożyła, by powstało to cudo (tak samo jeżeli chodzi o Kynę). Link do zakupienia pliku: http://www.beezar.pl/ksiazki/zejdz-na-ziemie--3
Jej nowy tekst pod tytułem: "Kontrapunkt" znajduje się tutaj: "http://kontrapunkt-mercuryeff.blogspot.com/
Zapraszam też na bloga: http://opowiadania-yaoi-izzi.blogspot.com/
A także na inne blogi do których adresy znajdziecie tuż po prawej w liście blogów oraz na pewno w zakładce ze spamem coś może się fajnego trafić. :)
A teraz koniec ogłoszeń i po prostu zapraszam na rozdział. :)
Przyzwyczajony do
porannych pobudek w szpitalu JD obudził się na tyle wcześnie, że mógł na
spokojnie obserwować pogrążonego we śnie Caseya. Zaśmiał się w duchu do siebie,
kiedy chłopak chrapnął i przekręcił się na bok. Odkąd się znają, tylko jedną
noc spędzili ze sobą. W tamtym motelu, kiedy zepsuł się samochód. Miał
wrażenie, że od tego momentu minęło kilka lat. Tamtej nocy kochali się drugi
raz. Wtedy nie wiedział, że jakiś czas później stanie się coś takiego, co
posadzi go na wózku inwalidzkim. Prędzej spodziewał się, że Casey go zostawi. W
sumie zrobił to, a potem wrócił i jest. Chłopak stał się odpowiedzialny i nie
zachowywał się jak dziewiętnastolatek. Coś czuł, że żadna siła go od niego nie
oderwie. Musiał przed sobą przyznać, że tak naprawdę chciał z nim być. Ale mimo
wszystko zdawał sobie sprawę z ograniczeń, jakie ich czekają.
Jak możesz być ze mną?
Przecież jestem już niczym, myślał. Zawsze będą rzeczy, przy których będę
potrzebować pomocy. Po co chcesz żyć z kaleką?
Tak się bał, że Casey
nigdy nie będzie go chciał, a teraz nie może się od niego opędzić. Na usta JD
wkradł się uśmieszek, kiedy widział, jak jego chłopak przekręca się na
materacu, ziewa, pociera twarz dłońmi, przeciąga się, by na końcu ich oczy się
spotkały.
– Dzień dobry, wredoto
ty moja. – McPherson podłożył dłonie pod głowę, ciesząc się, że mógł obudzić
się i upewnić, że ma JD przy sobie.
– Dzień dobry, śpiochu.
Dlaczego śpisz na materacu?
– A gdzie mam spać?
– Ze mną?
– O, JD zaprasza mnie
do swojego łóżka.
– Tylko do spania –
zastrzegł chłopak.
– Co, chcesz się
przytulić?
JD wzruszył ramionami.
– Łóżko jest
wystarczające dla nas dwóch.
– Nie chciałem się
na siłę do niego pchać – wyjaśnił Casey, wciąż leżąc. Poszedłby do niego, ale
musiał najpierw uspokoić swoją poranną erekcję. – Wolałem nie zostać w nocy z
niego wyrzucony.
– Nie ma na nim
tabliczki z napisem, że należy do mnie. Spałeś w nim, kiedy byłem w szpitalu?
– Tak.
– To poniekąd ono jest
też twoje, Casey. – Pomagając sobie rękoma, przesunął się bliżej ściany. –
Chodź tutaj, mam ci wysłać specjalne zaproszenie? I nie martw się, nie będę
patrzył na to, co chcesz, żeby zmiękło.
– Jesteś draniem, JD. –
McPherson przeniósł się z materaca na łóżko, od razu zgarniając w ramiona
chłopaka. – Wrednym draniem. – Pocałował go w czubek głowy i odetchnął, kiedy
ręce JD również go objęły. – Brakowało mi tego.
– Mnie nie. Ałł. Nie
podszczypuj mnie, bo cię stąd zrzucę. – Pomimo swoich słów jeszcze bardziej
przywarł do Caseya. Tęsknił za tym, ale przecież się do tego nie przyzna. –
Pośpimy jeszcze?
– Mhm. Dzisiaj sobota,
a ja mam wolne. Możemy się leniwić przez cały dzień, z przerwą na odpisywanie
przez ciebie lekcji. Ja wiem, o mój luby… No co? – zapytał, kiedy JD odsunął
się i patrzył na niego z wysoko uniesionymi brwiami. Co tylko dodawało mu uroku
i drapieżności przy zwichrzonych włosach, które wyglądały, jakby ich właściciel
został potraktowany prądem.
– Luby?
– A luby, luby.
Czytałem coś ostatnio z fantastyki i tam taka kobieta nazywała w ten sposób
swojego ukochanego. No, tul się. – Ponownie przyciągnął go do siebie. – Co ja
to mówiłem…
– Że mam spisywać
lekcje i że ty coś o mnie wiesz.
– A, racja. – Wsunął
dłoń pod koszulkę od piżamy i zaczął go drapać po plecach. – Ja wiem, że ty
jesteś geniuszem i masz opanowany również materiał z mojej klasy, ale lekcje
spisać musisz i bez protestów.
– Ja nie protestuję.
Jeszcze. Na razie próbuję spać, tylko za dużo gadasz. Nie powiem, że mogę cię
zakneblować, bo jeszcze brudne myśli ci do głowy przyjdą.
– I komu chleb na
myśli.
– Och, cicho już bądź.
– Jakiś ty jest słodki.
– Zaśmiał się, kiedy z ust JD wyszło coś podobnego do warczenia. – No, śpij,
psiaczku, śpij.
– Walnę cię.
– Oddam ci.
– Spróbowałbyś tylko.
Kaleki się nie bije.
– Kaleki? Jest tu ktoś
taki? Ja tu widzę jedną taką zołzę, która mi grozi, a nie kalekę.
– Pff.
– Uważaj, bo przestanę
cię drapać.
– Tylko nie próbuj.
– JD? – odezwał się po
chwili milczenia Casey.
– O rany, co znów?
– Kocham cię –
wyszeptał mu do ucha.
– Ja ciebie też, ale
błagam, daj pospać.
Już nic nie mówił,
tylko leżał, tuląc go do siebie, drapiąc po plecach, pozwalając spać JD.
Chłopak potrzebował odpoczynku i poczucia, że nie jest w tym wszystkim sam, i
on mu to da.
Wstali dwie godziny
później i po porannych czynnościach zasiedli do rodzinnego śniadania. JD czuł
się dobrze w tym znajomym hałasie. Ryan opowiadał, jak w nocy rozegrali kolejny
turniej w jakiejś grze i przeszedł poziom wyżej. Danny ciamkał i kłócił się z
Molly. Lori paplała bez końca, co dzisiaj zamierza robić, i plotkowała. Casey
udawał, że wszystkich słucha, a mama próbowała każdego uspokoić i go
denerwowała. Podsuwała mu pod nos jedzenie jak małemu dziecku, ciągle pytała,
czy czegoś nie potrzebuje, tak jakby nie mógł sam podjechać do lodówki i czegoś
sobie z niej wziąć.
– JD, może jeszcze
wędliny? Dorobić ci herbaty?
– Nie, dziękuję.
– A może…
– Powiedziałem
nie! – Uderzył kubkiem o stół, a wszyscy zebrani wokół stołu podskoczyli. –
Mamo, nie słyszysz, że ciągle mówię „nie”?! Dlaczego wciąż jesteś na to głucha?
Będę chciał, sam sobie wezmę. Sama mówiłaś, że muszę nauczyć się, jak mam sobie
sam radzić, ale ty mi na to nie pozwalasz. Będę chciał, a nie będę mógł sobie
tego wziąć, to wtedy cię o coś poproszę. Nie jestem umierający. Tylko nie
chodzę. Rozumiesz?! – wrzasnął i wycofał wózek. Wyjeżdżając szybko z kuchni,
uderzył we framugę. To go jeszcze bardziej rozwścieczyło. Cofnął się trochę i
wtedy już bez problemu opuścił kuchnię. Nie dane mu jednak było zniknąć w swoim
pokoju, bo został zatrzymany przez partnera.
– Co ty odpierdalasz?
– To, co mi się podoba!
Spadaj!
– Co, chłopaczek się
wkurwił, tak? Bo mama chce dla niego jak najlepiej, a on nie może wytrzymać tej
troski? I to mu się nie podoba, tak?
– Ależ ty się mądry zrobiłeś.
– JD obrzucił McPhersona złym wzrokiem.
– No patrzcie, gdyby
twój wzrok mógł zabijać, to już by mnie nie było. Moje kochanie, po porannym
słodzeniu i chęci na przytulanie, gdzieś zniknęło, pozostawiając na jego
miejscu wściekliznę.
– Odwal się! – Objechał
Caseya, chcąc znaleźć się w pokoju i być po prostu sam.
– Chcesz zwiać, żeby
się nad sobą użalać? – Złapał za wózek i odwrócił go przodem w swoją stronę.
– Nie. Po prostu nie
chcę być tak traktowany. Jeszcze mi, kurwa, śliniaczek założy i może będzie
karmić!
Casey ukucnął przed
nim, kładąc dłonie na kolanach JD.
– Słuchaj, ona nie wie,
jak się przy tobie zachować. Jak cię traktować.
– Normalnie. –
Westchnął. – Chcę być traktowany normalnie. Nie chcę, żeby mi na każdym kroku
przypominano, jaki jestem.
– Czyli co, mam cię
traktować normalnie, tak?
– No… A co? – Zmrużył
podejrzliwie oczy.
– Złapię cię za kłaczki
i zaciągnę do kuchni jak neandertalczyk swoją kobietę do jaskini.
JD przewrócił oczami.
– Jak ty coś wymyślisz.
– Przy tobie się taki
zrobiłem. Twoja mama się rozpłakała. Pomyśl, zanim coś powiesz. Możesz mi
dowalać, na mnie się wyżywać, ale nie musisz na niej.
– Są przyzwyczajeni do
moich wrzasków.
– To nie były zwyczajne
wrzaski. Dzisiaj komuś na serio dowaliłeś.
– Zejdź mi z drogi, Cas.
– Zamilkł na chwilę, po czym odetchnął kilka razy i powiedział: – Muszę kogoś
przeprosić.
– Tak trzymać.
JD wjechał do kuchni,
zastając mamę wycierającą oczy chusteczką. Rodzeństwo czym prędzej czmychnęło z
pomieszczenia, zostawiając ich samych. Podjechał do stołu.
– Przepraszam.
– Daj spokój, już się
przyzwyczaiłam. W szpitalu nieźle na wszystkich krzyczałeś.
– Ale to co innego.
– Rozumiem, że
przesadziłam. Nigdy nie lubiłeś nadmiernej troski.
– Mamo… Dziękuję ci, że
mnie akceptujesz, mam na myśli moją orientację, dziękuję, że przyjęłaś pod dach
mojego chłopaka, który może tutaj mieszkać i traktujesz go jak syna.
– Casey to wspaniały
chłopak. Wystarczyło dać mu szansę i pokazał, jaki jest naprawdę. – Wbiła w
syna zapłakane spojrzenie. – Musisz mi wybaczyć moją nadmierną troskę. Jesteś
moim synem. Poza tym nie wiem, jak się zachować. Nie chcę, żeby ci czegoś
zabrakło.
– Naprawdę dam sobie
radę. Jak coś to powiem. Dobra? Tak się umawiamy, że jeżeli czegoś będę
potrzebował, to poproszę?
– W porządku.
Caseyowi stojącemu w
przejściu i dyskretnie ich podglądającemu miło się zrobiło, że ta kobieta
traktuje go jak syna. Dała mu dach nad głową, podczas gdy rodzona matka go
odebrała. Czegoś takiego to nigdy nie zrozumie.
* * *
Richie wykonał ostatni
obrót i padł jak długi na podłogę, ciężko oddychając.
– Chcesz mnie zabić.
– Nie, chcę, żebyś zdał
poniedziałkowy egzamin. – Jonathan wziął z okna butelkę wody. Odkręciwszy
nakrętkę, podał ją partnerowi. – Masz.
– Dzięki. – Richie
podparł się na łokciu, a drugą ręką wziął picie. – Miałem nadzieję na wolną
sobotę.
– Przecież będziesz
miał wolną.
– Nie bardzo. – Napił
się i przełknął tak cudowną wodę. – Joyce planuje jakiś wypad, mam ich dość.
Ostatnio to ciągle gdzieś z nimi idziemy. – Odstawił prawie pełną butelkę wody
na podłogę. – Chciałbym ten wieczór spędzić z tobą. – Nawet nie pamiętał, kiedy
ostatni raz się kochali, w ogóle coś robili. Odnosił wrażenie, że Jonathan
unika z nim wszelkich zbliżeń.
– Przecież będąc z
nimi, też jesteśmy razem.
Wziął Jonathana za rękę
i zaczął bawić się jego palcami.
– Lubię moich znajomych, ale nie mam ochoty
spędzać z nimi każdej chwili. Chcę być z tobą sam na sam. Chyba że… ty nie
chcesz. – Wbił w niego uważne spojrzenie. – Nie chcesz, prawda? Z jakiegoś
powodu nie chcesz zostać ze mną sam na sam.
Johnny westchnął.
Odszedł od Richiego, by wyłączyć muzykę. Potarł dłonią szyję.
– Chcę. Tylko…
– Tylko? Zresztą nie
odpowiadaj. Boję się, co odpowiesz. Jeśli chcesz, możemy i dzisiaj wyjść z
Joyce i resztą. – Zebrał swoje rzeczy ze stojącego nieopodal krzesła. – Idę
wziąć prysznic. Zaraz wrócę.
– Richie? Masz rację,
zostańmy w domu.
– Fajnie. – Nie cieszył
się z tego, bo co mu z wymuszonej zgody. Potrzebował dzisiaj przyjaciela i
pogadania z nim. Ostatnio nie zawracał Alexowi głowy, ale gdy tylko znalazł się
w łazience, zadzwonił do niego i zapytał, czy może przyjść.
W domu Alexa zjawił się
godzinę później. Wiedział, że Jonathana nie będzie, bo mężczyzna wziął sobie dodatkową
pracę. Trenował jakąś dziewczynę do zawodów stanowych. Richie raz był na takim
treningu i już wiedział, że on by czegoś takiego nie wytrzymał. Johnny i tak
daje mu w kość, ale to, co robił z tamtą dziewczyną, która sama od siebie dużo
wymagała, przechodziło ludzkie pojęcie. Naprawdę nie miał na co narzekać.
Kochał taniec, wylewał z siebie siódme poty, żeby być dobrym, ale nie musiał
być najlepszym. Zresztą podobał się pani Ivy, kiedy zatańczył przed nią.
Kobieta w ferworze obowiązków nie mogła przybyć w określonym czasie i
przesunęła termin ich spotkania dopiero na ferie, ale przyjechała i była
zachwycona jego tańcem. Napisała mu listy polecające do kilku uczelni, a dzięki
nim na paru z nich będzie mógł liczyć na dodatkowe stypendium, oczywiście jeżeli
przy egzaminie rekrutacyjnym pokaże, co potrafi. Nikt przecież nie uwierzy mu
na jego słowo i na to, co jest w liście.
– Chcesz soku? –
zapytał Alex.
– Masz może wino? Wiem,
że po tamtym już nie chcę pić żadnego alkoholu, ale lampka wina mi nie zaszkodzi.
– Mam. Mama trzyma
kilka butelek, które dostała od wujka. Białe czy czerwone?
– Tylko i wyłącznie
czerwone i słodkie. Poczekam na górze, co?
– Mhm.
Udał się do pokoju
przyjaciela, zastając pomieszczenie zawalone książkami, które swoje miejsce
zawsze miały na regałach, ewentualnie szafie. Czyli Alex wziął się za porządki,
a jeżeli on się brał za układanie książek, oznaczało to, że ma kiepski dzień.
Postanowił nie zawracać mu głowy swoimi problemami i zainteresować się nim. Nie
dane mu było utrzymać swojego postanowienia, bo gdy tylko Alex przyniósł
butelkę wina i kieliszki, z miejsca zapytał:
– To o co chodzi? –
Mocował się przez chwilę z korkiem, ale w końcu otworzył butelkę.
– A co z tobą?
– Nie mówimy o mnie.
Chcesz wina, coś się dzieje. – Nalał czerwonego trunku do kieliszków.
Richie wziął napełnione
szkło i powąchał wino, przymykając powieki.
– Ładnie pachnie.
– Porzeczkowe. Wujek
robił. To co tam?
Odsunął na bok kilka
książek i usiadł na łóżku po turecku. Wpatrzył się w trunek koloru krwi.
– Chodzi o Jonathana.
Od jakiegoś czasu coś jest nie tak i nie wiem co. Nie kłócimy się ani nic
takiego – zastrzegł. – Po prostu on robi wszystko, żeby nie zostać ze mną sam
na sam. To nie jest miłe. Jak jesteśmy razem to tylko na treningu lub w
otoczeniu ludzi.
– A seks?
– Nie ma. Nic nie
ma, rozumiesz? Kompletnie nic. Tęsknię za nim. To znaczy za Jonathanem, ale i
seksem też, pomimo że do tej pory kochaliśmy się tak w pełni ze trzy razy. –
Zarumienił się po końce uszu. – Podejrzewam, że to moja wina.
– Nadal mu nic nie
powiedziałeś?
Alex nie musiał
tłumaczyć, o co chodzi. Tylko jedną rzecz Richie ukrywał w sobie przed swoim
chłopakiem.
– Dlaczego mu nie
powiesz?
– Nazwałby mnie
napaloną dziwką, która chciała pójść z pierwszym lepszym.
– Lub poszedłby obić
mordę temu facetowi.
– Tego też się boję.
Nie chcę, żeby miał kłopoty. – Przystawił kieliszek do ust i wypił połowę wina.
– Słuchaj, nieważne co
by zrobił. Zrozumiałby w końcu co i dlaczego. Zawsze ci mam mówić, żebyś z nim
szczerze pogadał? Pomógłby ci. Czytałem, że w takich przypadkach jeżeli partner
wie i nie jest debilem, bardzo pomaga, oswaja tę osobę ze swoim ciałem.
– Ale ja nie mam
problemów z seksem – zastrzegł Richie, odstawiając pusty kieliszek.
– Masz problem z czymś
innym. A może nie o to chodzi mojemu bratu. Może chodzi o to, że chciałby być
na dole.
– Co na dole?
Alex przewrócił oczami
na to, jak jego przyjaciel bywa czasami niedomyślny.
– No, a jak sądzisz, o
czym mówimy? – Dolał mu jeszcze wina, ale tym razem pół kieliszka. – Tym razem
pij powoli.
Richie zmarszczył brwi
i dopiero po dłuższej chwili sobie uświadomił, o co chodziło przyjacielowi. Nie
to, żeby nie chciał kiedyś… być na górze, lecz zwyczajnie o tym nie myślał.
– Sądzisz?
– Nie wiem. Zawsze
możesz mu to zaproponować, o ile chcesz. I nie rumień się jak dziewica. – Wstał
i zaczął układać książki na swoich miejscach.
– No przepraszam, nie
jestem tobą. Nie umiem tak do końca otwarcie gadać o takich rzeczach.
– Właśnie, a umiałeś
przed tamtym. Dlatego też nie potrafisz o tym porozmawiać z moim bratem. Odważ
się i zapytaj go o to. I powiedz mu, wiesz o czym. Nie zachowuj się jak jakaś
ciota. Dobra?
– Zapytaj, powiedz.
Prędzej się pod ziemią zakopię, niż to zrobię. – Zaczął pomagać przyjacielowi,
co też było dobrym powodem do zmiany tematu. Wolał już więcej nic o sobie nie
mówić. – A co tam z tobą? Zawsze jak masz problem, to książki układasz
alfabetycznie.
– U mnie wszystko gra.
Musiałem tylko zetrzeć kurze. A tak poza tym naprawdę dobrze. Tęsknię za nim
jak cholera, brakuje mi seksu jak nie wiem, ale jest dobrze. Nie może być źle,
prawda? Znów jestem wolny i mogę się bawić. Może poznam kogoś, kto wie. – Co z
tego, że by kogoś poznał, jeśli serce już oddał jednemu i dla kogoś innego nie
było nawet kawałka. Brakowało mu Josha. Rozmów z nim. Jego dotyku, śmiechu.
Wszystkich tych chwil, kiedy byli razem. Nawet kłótni. Wtedy czuł, że żyje, bo
teraz po prostu wegetował. Nie mówił o tym nikomu, bo każdy miał swoje
problemy. Wolał zamknąć się w sobie i udawać, jak jest wspaniale. Problem w
tym, że wspaniale nie było. Na szczęście miał szkołę, naukę i temu poświęcał
swój czas. Wtedy nie myślał.
* * *
Przepisywał,
przepisywał i przepisywał, dopóki słowa nie zaczęły zlepiać się w jedno.
Odłożył długopis. Chciał zrobić jak najwięcej, ale ciężko było spisać materiał
z tylu lekcji. Potarł nasadę nosa.
– Mam już dość. –
Przeciągnął się. – A ty jak tam?
– To najnudniejsza
lektura świata – jęknął Casey leżący na łóżku z książką w ręku. – Niestety,
muszę ją przeczytać.
– Biedny ty. Tak się
musisz męczyć.
– A żebyś wiedział, że
muszę. – Włożył do książki zakładkę i zamknął ją. Tylko czekał, aż będzie mógł
przestać czytać. Zmuszał się do tego, ponieważ chciał mieć dobre oceny. Jak
przed miesiącami nie myślał o studiach, tak teraz zmienił zdanie. Tym bardziej
że w sporcie nie widział dla siebie miejsca. – Może wybierzemy się gdzieś? –
zaproponował swojemu chłopakowi, który od kilku godzin tkwił przy biurku.
– Raczej nie.
Zapomniałeś? – Wskazał na swoje nogi.
– Ciągle o tym
przypominasz, ale przecież to nie przeszkadza w wypadzie. – Usiadł. – Zapraszam
cię na randkę.
– He?
– Nie tłumacz mi się,
że nie możesz, bo jesteś na wózku. Życie i rozrywki się dla ciebie nie
skończyły, kotek. Zapraszam cię na pizzę i do kina.
JD nie wiedział co
robić. Casey był zdeterminowany do pokazania mu, że nadal może żyć jak dawniej.
Szkoda, że chłopak sobie nie uświadamiał, że nie może. Na salę w głupim kinie
musiałby go wnieść. Co wtedy z wózkiem? Co na to inni ludzie? Zresztą nie
chciał wychodzić. Nie chciał się innym pokazywać, wzbudzać litości. Litość to
właśnie to, czego nie chciał. Plus
współczucie. Nie potrzebował współczucia, przypominania mu na każdym kroku, że jest
niepełnosprawny. Potrzebował być traktowany normalnie, by i sam mógł tak zacząć
traktować siebie. Domyślał się, że nie będzie tak, jak dawniej, ale
przynajmniej w części mogłoby być dobrze. Owszem, nie uniknie powrotu do
szkoły, ale jeszcze przez ten tydzień mógł się zamknąć w czterech ścianach.
– Nie, Cas. Chcę zostać
w domu. Muszę to wszystko przepisywać. Tydzień to bardzo mało czasu. –
Zadowolony, że znalazł wymówkę, zmusił się do ponownego wzięcia długopisu do
ręki.
– Chowasz się. Dam ci
na dzisiaj spokój, bo może faktycznie to nie był dobry pomysł. Dopiero wczoraj
wyszedłeś ze szpitala. Ale jutro… – zawiesił sugestywnie głos.
– Jutro będzie futro.
Lepiej bierz się za tę książkę. Ile już przeczytałeś?
– Osiemdziesiąt stron.
– A ile masz jeszcze do
końca?
– Jakieś dwieście.
Fajnie, nie?
– Dasz radę. Przy
końcu nie jest już taka nudna.
– Czytałeś to? –
Zdziwił się.
– Tak.
– Człowieku, nie
rozumiem cię. Nie musiałeś i czytałeś.
– Całek też nie uczą w
liceum, a je umiem – odparł JD, zabierając się za wykonanie swojej męki.
– Pamiętam, tak się
rozpędziłeś z moimi korepetycjami, że chciałeś mnie ich nauczyć. Wiesz, jak się
przeraziłem, widząc, coś ty powypisywał.
– Przecież to proste.
– Tak, jak lot w kosmos
na paralotni. – McPherson popatrzył się na książkę, jakby to był jakiś potwór.
– Idę przynieść jakieś picie.
– Zrobisz wszystko,
żeby tego nie czytać.
– Ma się rozumieć,
kotuś. – Przechodząc obok JD, ucałował go szybko w czubek głowy. – Przepisuj,
przepisuj, bo jutro nie znajdziesz sobie wymówki. Idziemy na randkę. Prawdziwą
randkę.
JD tylko pokręcił głową
z rezygnacją. Co miał z nim zrobić?
* * *
Wieczór nadszedł dość
szybko. Richie ubrał się w luźne, czarne spodnie i granatową bluzkę z wielkim
obrazem wilka wyjącego do księżyca. Johnny przyszedł chwilę później, witając go
delikatnym pocałunkiem. Atmosfera pomiędzy nimi nie była taka, jak wcześniej
bywało. Teraz obaj byli napięci, jakby miało ich czekać to, czego nie chcieli.
Zwłaszcza kiedy Richie objął w pasie swojego partnera i zwyczajnie się
przytulił. Nie chciał niczego więcej tylko zwyczajnej bliskości. Jonathan
napiął wtedy wszystkie mięśnie, co tylko upewniło młodszego chłopaka, że coś
jest nie tak.
– Johnny, co się
dzieje?
– Nic. – Odsunął się od
Richiego i zdjął buty. – To co chcesz robić?
– Nie wiem. – Ruszył do
swojego pokoju. Johnny pytający go co chce robić udowodnił mu, że tak naprawdę nie chce tu być, a to przelało czarę
goryczy. Znał jeden powód, który mógł ich od siebie oddalać. – Chodzi o seks
prawda?
– Słucham?
– Unikasz bycia ze
mną sam na sam, bo sądzisz, że znów będziesz MUSIAŁ – zaakcentował słowo – się
z mną kochać. Widzę, że nie chcesz.
– Może i nie chcę. –
Wsunął ręce do kieszeni.
– Podejrzewam, że
to moja wina. Zrobiłem coś… A może… Czy ty może chcesz, żebym… To ja ciebie? –
Tylor zarumienił się po końcówki uszu.
– Popierdoliło cię,
Richie. – Natychmiast zrozumiał, o co chodziło. – Nigdy nie zgodzę się na bycie
na dole. To nie dla mnie. – Zdenerwował się Johnny, co pociągnęło za kolejne
sznurki czegoś, co go gnębiło: – Zresztą jak ty chcesz mi wkładać, jak
brzydzisz się mnie dotknąć.
– Co?
– Nawet się nie
nadajesz do pieprzenia mnie!
– Jak możesz tak mówić?
– Cofnął się, jakby jego słowa uderzyły w niego z ogromną siłą.
– Bo taka prawda,
Richie! Brzydzisz się mnie dotknąć! Co ja mam czuć? Jak mam się z tobą kochać,
kiedy widzę, że robisz wszystko, żeby nie dotknąć mojego penisa. Lubisz go
tylko w sobie. Tylko po to jest ci potrzebny. Chciałeś wiedzieć, co to seks?
Już wiesz, ale nie wiesz do końca.
– Wiedziałem, że to
moja wina. – Usiadł zrezygnowany, spuszczając oczy na podłogę. Alex miał rację,
że to kiedyś stanie się problemem.
– Taka prawda, Richie.
Co ja mam czuć? Nie obchodzi cię, czego ja bym chciał! Jakie ja mam potrzeby.
Do kurwy nędzy! Byłem ze swoim chłopakiem, doprowadzałem go do orgazmu, a on
nawet nie próbował zrobić mi dobrze!
– Ale przecież…
– Nie mówię o stosunku.
Tylko o innych zabawach. Też czegoś potrzebuję, a ty masz to gdzieś! Tylko
liczy się twoja przyjemność!
– Nieprawda – szepnął.
– Nie wiem, co jest
prawdą, a co nie, Richie. – Westchnął
ciężko. – Wiem jedno, że na razie nie mam ochoty się do ciebie zbliżać w ten
sposób. Jeżeli ja jestem dla ciebie trędowaty, ty będziesz dla mnie. Zresztą… W
ogóle to nie mam ochoty cię oglądać!
Richie zacisnął
powieki, próbując powstrzymać łzy. Słowa Jonathana zraniły go do głębi, a jakiś
głosik w nim podpowiadał, że to koniec. Nie wiedział, czy miał go słuchać, czy
nie, ale kiedy uniósł oczy, zobaczył, że w pokoju jest już sam. Usłyszał dźwięk
zatrzaskiwanych drzwi. Wybiegł na przedpokój, a potem na zewnątrz.
– Johnny! – zawołał za
chłopakiem przechodzącym na drugą stronę ulicy. – Johnny! – Jednak Johnny nawet
się nie obejrzał.
Richie miał ochotę biec
za nim, ale powstrzymał się przed tym krokiem. Jego chłopak przecież
powiedział, że nie chce go już widzieć. Wycofał się i zamknął drzwi. Oparł się
o nie plecami.
– Czy on mnie właśnie
zostawił? – Z jego piersi wyrwał się powstrzymywany szloch. Nie chciał, żeby
Johnny go porzucił. Nie kiedy zasmakował jego miłości i wierzył, że marzenia
się spełniają. – Wszystko zmarnowałem. Jestem głupi. Lepiej żebym nie istniał.
– Z płaczem osunął się po drzwiach na podłogę. Ukrył głowę w kolanach, żałując,
że nie może wyjąć z siebie krwawiącego serca.
Dzięki za ogłoszenia o wszystkich wiedziałam wcześniej z wyjątkiem nowej publikacji autorki Alaski.:-)
OdpowiedzUsuńNieeeeeeee, znowu dramat....
OdpowiedzUsuńBiedny Richie:( Powinien powiedzieć w końcu Johnnemu, przecież on go kocha, zrozumiałby:(
OdpowiedzUsuńNie wiesz co z kajko, nie ma następnych tomów na http://www.beezar.pl/p/kajko
OdpowiedzUsuńNie wiem co z nią. Sama czekam na kolejne części sfory. Wiem, że pisała kolejną część i umieszczała fragmenty na facebooku. Tutaj masz adres: https://www.facebook.com/KajkoKsiazki/ A co dalej to trudno powiedzieć. Widzę, że ostatni wpis jest z lutego. :/
UsuńNiestety, dziękuję za informację.
UsuńMatko i znowu mam czekać cały tydzień? Chyba ciekawość mnie zje, bardzo nieł adnie że kończysz w takim momencie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział. Kocham JD
OdpowiedzUsuńJejku, znowu Richie? Biedak, zawsze w tyłek bity :c
OdpowiedzUsuńA JD niech się księżniczka ogarnie i będzie dobrze :D
Dużo weny życzę :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLuano już na początku szalejesz!
OdpowiedzUsuńRety czemu ten Richie nie może się otworzyć?
A już tak pięknie się układało i klapa.
Mam jednak nadzieję, że coś im się ułoży w końcu to chłopaki a nie jakieś tam baby.
I wspaniale że Casey się nie poddaje i walczy.
Jestem z niego bardzo ale to bardzo dumna.
p.s. do Buntownika wrócę muszę się tylko z nim oswoić.
I czekam na Josha <3 Oby jeszcze się pojawił.
Hej,
OdpowiedzUsuńbiedny Richie powinien powiedzieć, Jonathan zrozumiał by, a Jd niech się ogarnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia