Stał
przy otwartym oknie i mimo że nie widział za nim pięknych ogrodów,
lubił czuć na twarzy świeży powiew powietrza. Czekał na
spotkanie z ojcem. Król miał mu coś ważnego przekazać. Ubrał
się w białą tunikę, którą przewiązał pasem ozdobionym
zielonymi nićmi tworzącymi wzory niczym rozsypane w przestrzeni
igły ze świerków i połączone w jedną całość złotą nicią
oraz takiegoż samego koloru, co koszula, spodnie, które
doskonale układały się na jego długich nogach. Od razu można
było spostrzec, że książę był smukłym i wysportowanym
młodzieńcem. Nie był już dzieckiem. Poprzedniego dnia skończył
dwadzieścia lat. Dorósł do wieku, w
którym zawiera się małżeństwa, a on wiedział, że na zawsze
pozostanie samotny. Przez ostatnie dwa lata doskonale poznał swoje
pragnienia i chociaż nigdy nie mógł ich spełnić, wiedział,
czego one dotyczą.
Usłyszał,
jak za nim otwierają się drzwi, a po chwili kroki służącego.
Znał w tym pałacu wszystkich. Potrafił rozróżnić każdego po
zapachu, sposobie chodzenia, głosie. Mylił się wtedy, kiedy ktoś
nowy się pojawiał, ale po jakimś czasie i ta osoba nie była mu
obca. Wiedział, że każdy służący trzyma się od niego na
dystans. To była jego wina. Nikomu nie pozwalał się do siebie
zbliżać. Stworzył wokół swej osoby barierę ochronną. Jedyną
bliską dla niego osobą nadal była jego dawna niania. To ona miała
prawo do przebywania w jego towarzystwie. Ona i jej mąż, który
uczył go jeździć konno. Mówili mu nawet po imieniu, kiedy byli
sami, ale inni zawsze byli traktowani z wyższością daną księciu.
Przy innych przybierał maskę obojętności i zimna. W ten sposób
miał spokój, nikt mu nie współczuł, nie litował się nad jego
ślepotą i nie dociekał, dlaczego wciąż
jest sam. Każdy mówił, że tak zimna osoba nie potrafi być z
nikim. Nie wiedzieli, że ma marzenia o tym, aby ktoś go kochał,
lecz starał się je porzucić. Po co robić sobie jakiekolwiek
nadzieje, jeżeli nigdy się nie spełnią?
–
Książę –
odezwał się za jego plecami służący.
–
Tak, Zivonie? –
Nadal nie odwracał się do niego.
–
Król wzywa.
Odetchnął.
Ostatnio ze swoim ojcem rozmawiał dłużej niż mrugnięcie powieki
sześć pełni księżyca temu, w czasie uroczystości otwarcia
nowego rynku w mieście.
–
Jest sam?
–
Nie, panie. Jest z
przedstawicielem od praw, skrybą i emisariuszem z Antiri.
–
Co robi emisariusz z
krainy Lorin? – zapytał zaciekawiony książę.
–
Nie wiem, panie.
–
Rozumiem –
powiedział obojętnym głosem. – Odejdź.
–
Tak, panie. –
Pokłonił się i odszedł do swoich zajęć.
Odwrócił
się w momencie, kiedy kroki służącego ucichły. Trafienie do sali
tronowej, była ona wykorzystywana tylko w ważnych państwowych
sprawach, nie było trudne. Dwa kroki w przód, pięć w lewo i był
pewien, że stoi przed głównymi wrotami. Zazwyczaj stali przed nimi
strażnicy, lecz dzisiaj prawie nigdzie ich nie spotkał. Było to
dla niego dziwne. Obcy w pałacu, a ochrony brak. Niemniej nie on był
tutaj królem i nie do niego należało przejmowanie się obecną
sytuacją. Z rozmachem otworzył rzeźbione
drzwi i wszedł. Jego uszy nastawiły się na słuchanie i wyczuł
obecność mężczyzn po prawej od tronu. Przy głównym stole obrad.
–
Królu. – Skłonił
się, jak był uczony. Jego każdy ruch był opatrzony niezwykłym
wyczuciem i elegancją. Nawet przed własnym ojcem musiał zachowywać
się jak ktoś niskiego stanu. Denerwowało go to, ale przyjmował
wszystko z uniżeniem.
–
Aranel – głos
ojca był, jak zawsze, surowy. – Stałeś się dorosły i pora,
żebyś poznał, co zawiera pakt zawarty
wiele lat wstecz.
–
Pakt? – Stał się
czujny. Nie wiedział nic o żadnym pakcie.
–
Pakt mający na celu
uratowanie Elros przed rozgrabieniem krainy, a nawet wojną o jej
części, po mojej śmierci lub jak już nie będę mógł rządzić.
– Słyszał, jak ojciec stawia kielich na stole. Wiedział, że
siedzi na jednym z wysokich krzeseł, tak jak i inni. Natomiast on
nie usiadł i nie zrobi tego, dopóki nie
otrzyma takiego pozwolenia. – Jak wiesz,
twoje kalectwo nie pozwala ci objąć tronu, a tym samym władzy nad
Elros.
–
Tak, wiem, ale co to
ma wspólnego z jakimś paktem?
–
Władca Lorin
zgodził się zawrzeć ze mną umowę, kiedy miałeś dwie wiosny i
bezpośrednio dotyczy ona ciebie. Dziś porozumienie nabiera mocy
prawnej. Dlatego jest tu z nami emisariusz z Antiri, który zabierze
potrzebne dokumenty...
–
Ale ja nadal nie
rozumiem, co mają wspólnego jakieś
dokumenty ze mną – warknął książę,
przerywając władcy. – Ojcze, wytłumacz
mi, o co chodzi. – Teraz już nie patrzył
na etykietę. Nie lubił takiego kręcenia w kółko. Zawsze uważał,
że trzeba mówić wprost, nawet bolesną prawdę,
o ile jest taka możliwość.
–
Jutro opuszczasz ten
zamek.
–
Słucham? –
Wiedział, że prędzej czy później ten zimny człowiek się go
pozbędzie. Aczkolwiek liczył na jeszcze kilka wiosen w tym pałacu.
–
Pakt, który
zawarłem mówi, że po ukończeniu dwudziestu wiosen ty i syn króla
Lorin, książę Riven Saeros, zawrzecie
związek małżeński.
Pod
wpływem tych słów cofnął się, jakby one uderzyły go z całą
mocą. Na żołądku zawiązał się supeł i zaciskał coraz
mocniej.
–
Jaki związek?
–
Jutro opuszczasz
Elros, żeby poślubić księcia Lorin – mówił bez żadnych uczuć
władca Risran. – Tylko z nim u boku możesz zasiąść na tronie,
tym samym Elros pozostanie w rękach naszej rodziny.
–
Ale jak to? – Nie
wierzył w to, co słyszał. Po raz
pierwszy czuł się zagubiony w tej ciemności, jaka go otaczała.
Nauczył się żyć bez widzenia, lecz teraz to go przytłoczyło.
–
Pozwól,
królu, że ja to wytłumaczę – odezwał się głos z prawej
strony króla, którego Aranel nie znał.
Jedyne, co
rozpoznał to, że należy do starego człowieka. – Jestem
przedstawicielem Antiri. Przybyłem, by dopilnować wszystkiego, co
jest związane z paktem. Za trzy dni o zachodzie słońca poślubisz
księcia Rivena. Po śmierci twojego ojca, panie, będzie on mógł,
dzięki małżeństwu z tobą, objąć tron, dzięki temu Elros zyska
króla związanego z waszym nazwiskiem. Tym samym też dwie krainy
połączą się w jedną. Twój ojciec, panie, wybrał takie
rozwiązanie, które satysfakcjonuje obie strony. Poddani będą
mogli bezpiecznie żyć i pracować, bez obaw o swą przyszłość.
–
Każecie mi poślubić
jakiegoś księcia bez pytania mnie o zgodę?! – warknął po raz
kolejny Aranel.
–
Twoja zgoda nie ma
znaczenia. To rozkaz, synu.
–
Rozkaz? Każesz mi
jechać w nieznane, poślubić zapewne starego, grubego i brzydkiego
księcia i nazywasz to rozkazem?!
–
Uspokój się. Twoja
ranga nie przystoi takim wybuchom. – Lodowy, acz spokojny głos
króla ciął jego serce.
–
Ranga?
–
Tak, jesteś
księciem Elros i staniesz się władcą krainy po zawarciu związku.
Traktuj to jak przymierze. Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie.
Masz wypełnić umowę...
–
Nie zawierałem
żadnej umowy! Nie chcę tego! Nie zgadzam się! Nie możesz mi tego
robić! – Wszystko się w nim buntowało i sprzeciwiało
postanowieniu króla.
–
Ale ja zawarłem...
synu. Masz ją wypełnić, o ile zależy ci
na poddanych. – Podszedł do Aranela i położył mu rękę na
ramieniu. Książę wiedział, że ten gest nie oznacza pocieszenia,
tylko pokazuje władzę, jaką ma nad jego
życiem ojciec. – Wyjdziesz za Rivena Saerosa za trzy wschody
słońca, popołudniem, na zamku w Antiri, który od tej pory stanie
się twoim domem.
–
Ale po co? To
mężczyzna, tak jak ja. Nie będziemy mogli mieć dzieci i tak o to
dwa królestwa padną!
–
Nie. Dlatego, że
Riven spłodzi potomka z wybraną kobietą w rok po waszym ślubie.
Syn będzie kandydatem do, jeszcze w tej chwili, obu tronów. Nie
masz nic więcej do powiedzenia. Nie ty tu decydujesz. Twój los jest
już wyznaczony. Wyjeżdżasz jutro o świcie. A teraz możesz wyjść.
–
Ale ja nie chcę. –
Coś bardzo mocno ścisnęło mu płuca i nie mógł oddychać.
–
Nieważne,
czego chcesz, to rozkaz i masz go wykonać. Ty nie masz praw –
dorzucił ojciec i zignorował jego obecność,
wracając do pozostałych mężczyzn. Dla Aranela to było jak
policzek, jak naplucie w twarz.
Opuścił
salę tronową i gdy znalazł się tuż za drzwiami,
oparł plecy o kamienny mur, zasłonił usta dłonią,
dusząc w sobie rozpaczliwy jęk. Nie wierzył, że ojciec tak go
sprzedał i to jeszcze jak był małym chłopcem. Rozumiał chęć
utrzymania tej części świata w całości, ale dlaczego to on
musiał przez to cierpieć? Czuł się taki zagubiony. Ile by teraz
dał, żeby zniknęła ciemność z jego oczu, tylko on sam wiedział.
Gdyby nie był taki ułomny, mógłby sam
zasiąść na tronie, znaleźć miłość, a tak,
to teraz na to drugie już nie ma szans. Stanie się mężem jakiegoś
księcia. Nawet go nie zna! Nie kocha. Nie wie,
jaki będzie dla niego. Zamieszka w miejscu, które jest mu nieznane.
Jak się będzie tam poruszał? Kto mu wskaże drogę, pomoże?
Opuści te znajome mury, ogrody, strumień,
w którym nie jeden raz zanurzał stopy i niebieską polankę.
Tasartir niedługo zakwitnie, a on nie poczuje w dotyku rozwiniętego
kwiatu, nos nie dozna upajającego zapachu podobnego do bzu, ale
bardziej intensywnego. Zapłakał gorzko i osunął się na kamienną
podłogę. Przyszłość wzbudziła w nim tak wielki strach, że nie
potrafił tego w sobie pokonać i zachować maski, którą sobie
narzucił. W tej chwili pokazał wszystkim, że jest delikatny jak
płatek kwiatu i tylko chwilami kolce go osłaniają, chroniąc
wnętrze przed bólem. Mógł być tylko losowi wdzięczny, że w
tamtej chwili korytarz był pusty i nikt nie widział jego słabości.
Wiedział jednak, że nie może tu zostać. W każdej chwili goście
ojca mogli opuścić salę tronową i ujrzeć go w takim stanie.
Podtrzymując się ściany, powoli podniósł się. Przez długą
chwilę po raz pierwszy był zdezorientowany. Nie wiedział, w którym
kierunku ma iść. To wzmocniło w nim cierpienie. Tak się będzie
czuł w tamtym zamku. Tu zna wszystko, wie,
gdzie chodzić, a tam... Obce miejsce, obcy ludzie... Inny świat.
–
Dlaczego,
ojcze? Dlaczego? Czyż nie można zmienić prawa? – Przeświadczony,
że osoba, która powinna go kochać, chce
się go pozbyć, kryjąc to wszystko za dobrem ludu, cierpiał
mocniej. Słone łzy większymi kroplami opuściły niewidzące oczy.
Usłyszał z daleka odgłos kobiecych, szybkich kroków. Zbliżały
się do niego. Znał je i odczuł ulgę, że to była ona.
–
Aranel. – Kobieta
podbiegła do niego. – Jak ty wyglądasz? Co się stało? –
zapytała przerażona.
–
Zaprowadź mnie,
Kareno, do moich komnat. Nie wiem, gdzie
jestem.
–
Zaprowadzę. –
Była niania złapała go za łokieć i poprowadziła w miejsce,
z którego przyszła. Serce jej się krajało,
widząc go takim. Musiała wyciągnąć z niego prawdę. Po raz
pierwszy, od czasu śmierci matki, widziała na jego twarzy takie
cierpienie i rozżalenie. Przez to wszystko
przedzierał się wielki zawód. –
Powiedz mi, proszę, co się stało? Wiesz, że jesteś dla mnie jak
młodszy brat. Odkąd twoja pierwsza niania zmarła, jak się tobą
zajęłam, jak miałam siedemnaście lat i zawsze byłam z tobą.
–
Kareno, teraz już
nie będziesz ze mną.
–
Dlaczego? Książę,
zwalniasz mnie?
–
Jutro opuszczam
pałac. – Gula w gardle z każdym słowem powiększała się.
–
Ale jak to? –
Ostrożnie stawiała stopy, prowadząc go na jego pokoje. Patrzyła
na jego profil. Srebrna grzywka całkowicie zasłoniła mu oczy i
prawą stronę twarzy.
–
Powiem ci, jak będę
u siebie. – Starał się wyprostować i przybrać obojętny wyraz
twarzy, żeby inni mijający ich ludzie nie mogli nic z niego
wyczytać. Tu jakoś się jeszcze trzymał, ale wiedział, że
załamie się, jak tylko przekroczy próg komnaty, a jedynym
świadkiem tego będzie idąca obok kobieta, która
znała jego sekrety. Ostatni raz będzie mógł z kimś
szczerze porozmawiać. Od jutra zostanie sam. Bo będzie sam, nawet
mając męża u boku. Męża, którego nie
chce. Nie tak, nie w taki sposób. Nie kogoś,
kto go nie kocha, ani on nie kocha jego. Przynajmniej plus w tym, że
odkrył w sobie inną naturę. Ciekawy był,
jakiej natury jest tamten człowiek. – Słyszałaś coś może o
księciu Rivenie z Lorin?
–
Niewiele. Tylko to,
że podobno jest przystojny i ma dwadzieścia sześć lat. Dlaczego
pytasz?
–
Pojutrze ma zostać
moim mężem.
Kobieta
przystanęła w szoku. Nagle zrozumiała wszystko. Dochodziły ją
pogłoski, że król zawarł jakieś przymierze z Saerosami, ale
dopiero teraz wie, o co chodziło.
Wcześniej to była jedna wielka tajemnica.
–
Jaki on ma
charakter? – zapytał książę, również
przystając.
–
Przykro mi, nie
wiem. Nic o nim wiem, poza tym, co ci
powiedziałam.
–
Lubi mężczyzn? –
Jedyna nadzieja w tym, że mu się spodoba. Tak się bał, że ten
człowiek go znienawidzi. Co, jak kogoś
kochał?
–
Aranelu, nie wiem. –
Gdyby wiedziała, co się szykuje,
wypytałaby dwór o Saerosa. Dwórki bez przerwy plotkują. – Ale
mogę popytać.
–
Nie. Wolę łudzić
się nadzieją, że przynajmniej jest dobry. – Westchnął. –
Chodźmy. Zastanawiam się, czy wiedział o
pakcie.
*~~*~~*
Wzburzony szedł
długimi krużgankami, a jego długie, fioletowe włosy poruszały
się tak, jakby same żyły. Niebieskie
oczy ciskały gromy, a zaciśnięte usta ledwie powstrzymywały się
przed bluźnierstwami. Wpadł do komnaty przyjaciela,
nie zważając na to, że mógł wpierw zapukać.
–
Mój ojciec oszalał!
Terrik
o rudych włosach podskoczył w fotelu,
wracając ze świata, jaki przedstawiała
właśnie czytana książka.
–
Co zrobił? –
Odłożył księgę i nalał wina z karafki do kieliszka. Wiedział,
czego przyjaciel potrzebuje.
–
Nawet matka jest
temu przychylna! Mam się ożenić! Pojutrze!
–
Cóż, najwyższy
czas na to. – Podniósł kieliszek i podał mu go,
nadal nie ruszając się z wygodnego i ulubionego fotela.
–
Mam się ożenić,
żeby ojciec mógł mieć większość ziem Elros! – Wziął
kieliszek z ręki przyjaciela.
– Z
kim? Jaką to księżniczkę wybrał dla ciebie i w jaki ród chce
cię wżenić? – Był rozbawiony zachowaniem przyjaciela. Ten bał
się ożenku jak ognia. Zawsze powtarzał, że dziewki są tylko na
jedną noc, a nie całe życie. W sumie miał rację. Nie mógł
poślubić kogoś z niższej klasy. Chociaż tej z wyższej też nie
chciał poślubić.
–
Ród? Mam się
wżenić w ród Adantin!
–
Adantin? – Terrik
zmarszczył brwi. – Przecież król ma tylko syna...
–
Właśnie! Mam
poślubić mężczyznę! Rozumiesz? Mężczyznę! Ja kocham kobiety,
nie mężczyzn! – Wypił za jednym haustem krwisty napój. –
Mężczyznę. I wiesz, co jeszcze? Mam z
nim sypiać! Wciągu tygodnia mam skonsumować małżeństwo. Na samą
myśl już mnie to brzydzi.
–
Musisz sypiać? –
Tym razem podniósł brwi. – Przecież tego nie sprawdzą. To
mężczyzna. Mógł mieć już wielu, a poza tym nie udowodnią, że
jest nietknięty, bo to nie kobieta. Sam rozumiesz,
co mam na myśli.
Riven
przystanął i popatrzył na przyjaciela. Na jego twarzy pojawił się
uśmiech.
–
Masz rację. Nie
sprawdzą tego. Chyba, że on to powie.
–
Kto? – Terrik
wstał i podszedł do okna. Zasunął ciężkie,
bordowe zasłony. Słońce go oślepiało.
–
Mój mąż –
prychnął i usiadł na miejscu, jakie
zajmował przyjaciel. To był ulubiony fotel hrabiego. Ten miał coś
powiedzieć na ten temat, ale zrezygnował. – Pewnie jest brzydki,
niski, głupi i gruby i dlatego nikt go nie chce.
–
Czyż to nie
zabawne? Ty,
bojący się małżeństwa, musisz teraz poślubić mężczyznę,
chociaż nie czujesz pociągu do własnej płci. – Terrik zaczął
śmiać się. – To kara za złe traktowanie kobiet. Do końca życia
związany z mężczyzną. Wygląda na to, że będziesz musiał go
dotknąć, bo inaczej będziesz miał posuchę. Księciu nie wolno
zdradzać małżonka.
–
To nie jest
śmieszne. – Spiorunował go wzrokiem.
–
Przecież się
ciebie nie boję, więc tak nie patrz.
–
Pewnie się cieszy,
że jego królestwo zostanie uratowane. Ale już ja mu pokażę, co
znaczy małżeństwo ze mną – zawarczał Riven.
–
Powinieneś coś
wiedzieć o swoim przyszłym mężu. – Terrik nagle spoważniał.
Nieraz bywał w Elros i słyszał o ułomności księcia. Zrozumiał,
o co chodziło ze zdobyciem ziem. Ślub obu książąt połączy dwie
krainy. Nie w jedną nazwę, ale bez problemu będzie można
przekraczać granicę, handlować towarami i zajmować się
rolnictwem, a ziemie w tamtej krainie były żyzne i płodne. Elros
utrzymywało się z rolnictwa, a ich płody rolne były doceniane
nawet tutaj, w Lorin.
–
Nie chcę nic o nim
wiedzieć. Po ślubie, bo ten się musi odbyć, to
on dowie się, jak bardzo jest niemile widziany przeze mnie. –
Uzupełnił kieliszki winem. – Raczysz się znakomitym trunkiem.
–
Wiesz, że lubię
zawsze to, co najlepsze. – Usiadł na
drugim fotelu. Mniej wygodnym niż ten jego. W komnacie znajdowała
się jeszcze dwuosobowa kanapa oraz szezlon,
na którym także lubił siadywać Riven.
– A
ja to, co piękne, ale muszę z tego
zrezygnować. – Tylko kobiety uważał za najpiękniejsze istoty
świata. – Ma tu przybyć pojutrze rano. I mam go nie widzieć do
samego ślubu. Musi być szkaradą.
– A
musisz się z nim żenić? – zapytał,
patrząc na trunek, jaki był w kieliszku.
–
Inaczej ojciec mnie
wyrzuci z zamku, a tron odda mężowi Naeli. Na to się nie mogę
zgodzić. Lubię go, ale on jest głupi i zniszczy to, co mój ród
tworzył. On kocha bycie żołnierzem, nie
bycie władcą. Poza tym to rozkaz i tego nie mogę zignorować.
Złamanie paktu mogłoby mieć poważne skutki. Nie chcę, ale muszę
po raz pierwszy zrobić coś wbrew swojej woli. – Wziął kielich
do dłoni i uniósł go do góry. – To za przetrwanie następnych
dni.
*~~*~~*
Służący
przyniósł mu śniadanie do łóżka, ale niewiele zjadł. Dziś
miał opuścić pałac, ukochane ogrody, stolicę i wyjechać w
nieznany mu świat. Tylko raz w życiu, razem z matką, opuścił
Risran na jeden dzień. Wybrali się wtedy do sąsiedniego miasta w
odwiedziny do jej siostry. To był jeden jedyny raz. Pamiętał,
jak w domu tej nielubianej kobiety czuł się zagubiony. Nie
wiedział, co gdzie jest, gdzie ma usiąść i gdyby nie obecność
matki, byłby zdany na upokorzenia,
potykając się o schody i progi. Uczył się szybko nowego miejsca,
ale tylko, gdy życzliwość ludzi mu w tym pomagała. Całą noc nie
spał, spięty strachem przed nowym. Wcześniej długo rozmawiał z
Kareną i nie wiedział już, kto kogo
pocieszał. Chciała wyruszyć z nim, chociaż go odwieźć do pałacu
w Antiri, ale wiedział, że król nie wydał na to zgody, a wszelkie
prośby i tak zostałyby odrzucone. Nie będzie jechał sam,
tylko wraz z emisariuszem i kilkoma żołnierzami. Żaden z nich nie
pochodził stąd. Równie dobrze mogli go po drodze zabić, a ojciec
by się tym nie przejął. Takie odnosił wrażenie. Po prostu
odprawia go, nie dając za ochronę nikogo ze swoich ludzi. Jakby
było mu wszystko obojętne. Ich żołnierze go lubili, w czasie
drogi byliby pomocni. Jak miał orientować się w tak rozległym i
nieznanym terenie? Miał się kierować śpiewem ptaków? Obcy go
wyśmieją, a i tak nawet nie znał miejsc
gniazd określonych gatunków... nic nie wie... Był przerażony.
Do
komnaty weszła Karena ze służącymi. Młodzieniec nie mógł
widzieć jej mutnej twarzy, lecz w głosie doskonale wyczuł stan
przygnębienia kobiety.
–
Aranelu, książę,
już pora.
– A
moje rzeczy?
–
Służący zabrali
je o świcie.
*~~*~~*
Yavetil
Galdor, młody żołnierz z Antiri, był w
połowie przygotowywania się do drogi. Jego czterej kompani i
podwładni, wciąż zaspani po nocnych schadzkach z tutejszymi
dziewkami, ziewali w czasie oczekiwania na ostatnie rozkazy. Konie
były już prawie gotowe do drogi. Tutejsi stajenni nakarmili je,
napoili i osiodłali. Yavetil sprawdził jeszcze wszystko dokładnie
i ruszył w stronę emisariusza. Starszy mężczyzna stał nieopodal
z jakimś innym mężczyzną. Poczekał, aż
skończą rozmawiać i dopiero wtedy podszedł do niego.
–
Panie, wszystko
gotowe.
–
Dobrze. Czekamy
jeszcze na księcia. Wszystkie dokumenty i rozkazy już mam.
–
Rzeczy księcia też
już są spakowane na wóz – poinformował Galdor. – Zrobiono też
miejsce dla niego.
–
Książę Adantin
pojedzie na swoim koniu.
–
Ale panie, poradzi
sobie? Podobno on nie widzi...
–
Chce jechać konno.
Gdy trzeba będzie, pomóż mu. Król
wysyła go bez swego orszaku i służącego. Jest skazany na nas.
–
Będę u jego boku.
– Skłonił się Yavetil, zaskoczony, że król wysyła jedynego
syna bez własnej obstawy. Odszedł poinformować swoich żołnierzy
o sytuacji.
*~~*~~*
Nie
pożegnał się z nim. Miał nikłą nadzieję, że może na placu,
gdy będzie odjeżdżał, ojciec wyjdzie i ucałuje
go w czoło, przekazując tym samym dobre życzenia na podróż.
Zastanawiał się też, dlaczego nie jedzie
z nim. Przecież na ślubie powinien być. Powinien, ale na ślubie
kochanego dziecka. Nie takiego, które mu
tylko zawadzało.
–
Nie smuć się.
Wszystko będzie dobrze. – Karena próbowała
go pocieszyć.
–
Dobrze, że mogę
zabrać Zariona. Chociaż to zwierzę, ale bardzo mu ufam.
–
Dogadujecie się,
jakbyście czytali sobie w myślach. On cię poprowadzi. Jesteśmy na
placu, książę. – Od razu przybrała
oficjalny ton.
–
Jest mój ojciec?
–
Nie ma. Idzie do nas
ten emisariusz i młody dowódca wojsk Antiri – szeptała.
–
Jak wygląda?
–
Żołnierz ma na
sobie koszulę bez rękawów, przez co na lewej ręce widoczny jest
jakiś tatuaż, wiesz, malunek na skórze.
Ma bardzo długie włosy związane na samym czubku głowy.
Lorinejczycy słyną z długich włosów. Z ramion zwisa mu długi
płaszcz, a pod szyją jest spięty broszą ukrytą pod materiałem i
ozdobiony tamtejszymi symbolami. To imponujący mężczyzna. –
Umilkła, gdy żołnierz i starzec podeszli do nich.
–
Panie,
nazywam się Yavetil Galdor. Mam zaszczyt towarzyszyć ci w czasie
drogi do pałacu w Antiri, stolicy Lorin –
powiedział formułę przywitania.
–
Witaj. Kiedy
wyruszamy?
–
Jak jesteś panie
gotów, to natychmiast.
–
Jestem gotów. –
Nigdy nie będzie na to gotów, a odciąganie podróży tylko będzie
bardziej boleć. – Karena, gdzie mój koń? – Starał się być
obojętny na wszystko i nie pokazywać, jak bardzo się boi.
–
Przed tobą,
panie, jakieś pięć kroków. Pomóc ci?
–
Poradzę sobie.
Yavetil
obserwował swego przyszłego pana, jak podchodzi do czarnego ogiera,
wyciąga rękę, głaszcze konia, a na jego twarzy pojawia się
uśmiech. Po tym od razu wiedział, że połączy ich miłość do
zwierząt, a także, jak dobre serce musiał
ten człowiek mieć. Wiedział, po co tam
jedzie i miał nadzieję, że Riven potraktuje go dobrze. Będzie
musiał porozmawiać o tym z hrabią Terrikiem Melisi.
–
Gotowy, panie? –
zapytał.
–
Tak. Kareno, mam
nadzieję, że się niedługo spotkamy.
–
Na pewno, książę
– odpowiedziała, ale wiedziała, że
dopiero po roku małżeństwa jej kochany wychowanek będzie mógł z
mężem odwiedzić Risran, a wrócić na zawsze po dwóch latach.
Aranel
skinął głową i pełen gracji wsiadł na konia. Wokół siebie
usłyszał ruch i rżenie koni.
–
Panie, pojadę obok
ciebie i będę dawał ci wskazówki – powiedział Yavetil,
zbliżając się do niego, także siedząc
już na swoim wierzchowcu.
–
Będę wdzięczny –
odpowiedział uprzejmie z pewną ulgą, bo po przekroczeniu murów
Risran już nie był pewny, w którą stronę się udadzą. –
Wystarczy, że powiesz kierunek, wtedy odpowiedio nakieruję mojego
konia, a Zarion sobie z przeszkodami sam poradzi.
–
Dobrze, panie.
Ruszamy! – krzyknął do towarzyszących mu ludzi. Emisariusz ze
względu na wiek jechał wozem, którym powoził jego pomocnik.
Trzymali się tuż za żołnierzami.
Aranel,
jadąc, długo czuł na swoich plecach wzrok byłej niani. Nawet nie
powiedział jej, żeby podziękowała swemu mężowi za długoletnią
pomoc w nauce jazdy konnej. Dzięki temu mężczyźnie mógł teraz
czuć sie bezpiecznie, siedząc na
grzebiecie tak potężnego ogiera. Jego czarny płaszcz powiewał na
wietrze, okrywając cały zad Zariona.
–
Czeka nas dzień
jazdy, jedna przerwa na odpoczynek oraz noc, w czasie której też
zamierzamy podróżować, aby dotrzeć na wyznaczoną porę – mówił
Yavetil, a widząc, że książę zwraca ku
niemu ucho, słuchając go, kontynuował:
– Kiedy przyjedziemy
na miejsce, będziesz mógł odpocząć,
książę. Gdy będziesz zmęczony, panie,
to mów. Postoje można zrobić w każdej chwili.
–
Na koniu potrafię
spędzić cały dzień. Gdyby moje oczy
widziały, nie musiałbym oczekiwać pomocy. Także co do postojów,
to wystarczą ustalone miejsca.
–
Jak sobie życzysz.
Długi
czas jechali w milczeniu. Yavetil od czasu do czasu informował
Aranela, w jakim kierunku skręcają i co
jest w okolicy. Przeważnie jechali bocznymi drogami,
omijając główne trakty, a tym samym wsie i miasteczka. Słońce
przyjemnie grzało, widać było, że lato w pełni pnuje nad
światem. Chociaż Aranel bardziej to czuł niż
widział – węchem, grzejącymi skórę promieniami słońca.
Głowę miał zaprzątniętą myślami o tym,
co będzie. Wiedział, że po nocy będą już bardzo blisko celu
drogi, a tym samym on będzie blisko
niechcianego ślubu. Wbrew niemu dawno temu ustalono pewne rzeczy i
nie mógł się sprzeciwić woli ojca. Robił to dla niego, żeby go
jeszcze bardziej nie znienawidził i dla swej krainy oraz poddanych,
którzy potrzebowali w przyszłości przywódcy. Zacisnął palce na
lejcach, aż ich kostki pobielały.
–
Książę, dobrze
się czujesz? – Jadący obok dowódca nie mógł nie zauważyć
szczególnego napięcia, jakie towarzyszyło księciu. Domyślał
się, że młody mężczyzna boi się. Nagle z dnia na dzień zmienia
się jego życie. Ten ślub musiał go przerażać. Zwłaszcza kogoś,
kto nie jest w pełni sprawny. Postawił siebie na jego miejscu i nie
spodobało mu się to, co poczuł. Ciekawe,
jakie odczucia miał Riven.
–
Tak – odpowiedział
krótko Aranel. Nie był kimś, kto zwierza
się obcemu. – Słyszę śpiew ptaków.
–
Dojeżdżamy do
lasu, panie. Tam zatrzymamy się i odpoczniemy. W lesie jest jezioro.
Konie się napiją, a i my będziemy mogli się odświeżyć.
–
Jak długo jedziemy?
–
Słońce już dawno
wskazało południe, książę. Wjeżdżamy teraz w gąszcz drzew,
więc, proszę,
ostrożnie prowadź konia.
–
Powiedz tylko, kiedy
przede mną pojawią się gałęzie, abym mógł się pochylić –
poprosił Aranel.
–
Jedziemy teraz
uczęszczanym i czystym traktem, ale w razie czego o każdej
przeszkodzie nad twoją głową poinformuję – obejrzał się za
siebie i zaśmiał. – Nasz drogi
emisariusz zasnął. Dla osoby w jego wieku taka podróż jest zbyt
męcząca.
Aranel
nic nie odpowiedział. Sam był zmęczony, ale postanowił tego po
sobie nie pokazać. Nadal trwał w swojej masce, która czasami tylko
się odsłaniała i wprawne oko Yavetila mogło dojrzeć strach.
Został poinformowany, że dojechali do jeziora i z mocno bijącym
sercem zszedł z konia. Bardzo chciał iść za swoją potrzebą, ale
tutaj zupełnie nie wiedział, jak się poruszać. Zdecydowanie
bardziej sprawnie czuł się na Zarionie. Tym razem musiał
skorzystać z pomocy, choćby jakiegoś drogowskazu.
–
Dowódco...
–
Wystarczy Yavetil,
panie.
–
Potrzebuję...
Potrzebuje pójść na stronę, ale wolałbym nie przy innych. –
Trzymał się grzywy konia.
Galdor
rozejrzał się wokół i znalazł gęstwinę drzew, która doskonale
mogła posłużyć za parawan, co dostarczy księciu intymności.
– O
ile pozwolisz, panie, podprowadzę cię do linii drzew i zostawię
samego. Sam też skorzystam z postoju. – Mógłby przysiąc, że
książę się zarumienił. Gdy otrzymał zgodę,
zaprowadził go w ustronne miejsce, a Aranel liczył kroki od
pierwszego drzewa i zapamiętywał kierunek. Towarzyszył im Zarion,
który był podporą i oczami niewidomego. – To ja też udam się
na stronę i spotkamy się przy tym drzewie panie. Pozwól.
Aranel
wzdrygnął się, kiedy mężczyzna chwycił jego rękę i położył
na korze drzewa. Zrozumiał, o co mu
chodziło. To jedno miało korę szczególnie gładką, inną od
tych, jakie dotykął chwilę
temu, a w jednym miejscu odstawała gałąź. Przywiązał do niej
konia i sam, słysząc oddalające się
kroki dowódcy, licząc swoje poszedł naprzód i tam opróżnił
pęcherz. Zawsze był wstydliwy. Nawet kiedy służący go ubierali,
starał się, żeby tylko dali mu ubrania, a on sam je zakładał i
dopiero wtedy oni wszystko poprawiali. Z czasem i tego nie musieli
robić. W mgnieniu oka uczył sie wszystkiego. Został mu odebrany
dar widzenia, a w zamian bogowie dali mu
inne dary.
Powrócił
tą samą drogą, słysząc przyjazne rżenie konia i dotknął jego
oraz drzewa. Z tym poczuł się spokojniejszy i poczekał na tego
młodego dowódcę. Rozpoznał po głosie, że mężczyzna nie mógł
mieć więcej niż trzydzieści lat, a nawet mniej. Wydawał się
naprawdę przyjazny. Pomagał mu. Musiał mu podziękować. Przytulił
się do szyi konia.
–
Zaraz się napijesz,
a ja chętnie zmoczę stopy, dłonie i przemyję twarz wodą. Dobrze,
że mogłem wziąć ciebie, przyjacielu.
*~~*~~*
Yavetil
Galdor obserwował księcia i słyszał, co
ten mówił do konia. Uśmiechnął się. Książę Aranel wydał mu
się wyjątkowo urokliwy nie tylko pod względem urody. Podszedł do
niego i zaprowadził do jeziora, gdzie obaj na spokojnie mogli
zanurzyć stopy w chłodnej wodzie, umyć dłonie, twarz, a nawet
zjeść lekki posiłek składający się z owoców. Pozostali
żołnierze trzymali się na uboczu, wraz z emisariuszem i jego
woźnicą.
–
Dziękuję. – W
pewnej chwili powiedział Aranel.
–
Za co,
książę?
–
Gdyby nie ty, byłoby
mi trudniej to znieść. W świecie ciemności, gdzie nie zna się
dróg, w obcym miejscu, wszystko wydaje się
straszne. Ty mi pomagasz. – Na tę chwilę zdjął swoją maskę.
–
Jesteś dobrym
człowiekiem, panie. Dla mnie to zaszczyt móc ci pomagać i
towarzyszyć. – Jadąc po niego nie wiedział,
kogo ma się spodziewać. Przyszły pan mógł być naprawdę zły,
trudny, a tu spotkał kogoś naprawdę wartego uwagi. Tylko jedna
myśl zaprzątała mu głowę – jak Riven
go potraktuje? Książę nie lubił
mężczyzn we względzie intymnym, a Galdor wiedział,
co wiąże się z takim ślubem. Chociaż Riven Saeros miał dobre
serce, to zapewne teraz był zły, że musi
się ożenić z mężczyzną, a jak książę był zły, to stawał
się niemiły. Nie lubił nacisku, a teraz nie dość, że będzie
musiał ożenić się z mężczyzną, to jeszcze go posiąść lub
samemu się oddać. Był pewny, że Aranel nic o tym, co ma się stać
po ślubie, nie wie. Nie do niego jednak
należało informowanie księcia. Zresztą wolał i tak darować mu
takie wiadomości. Sam fakt podróży i ślubu go torturował, a co
dopiero nocy poślubnej. Miał nadzieję, że Aranel lubi mężczyzn,
a Riven zajmie się nim dobrze. W co chwilami wątpił.
–
Może jeszcze
jabłko, książę – zaproponował.
–
Nie, najadłem się.
Gdzie mój koń?
–
Przymila się do
mojej klaczy. Chyba przypadli sobie do gustu.
–
Kiedy wyruszamy?
–
Za
niedługo, panie. Odpocznij jeszcze,
ponieważ będziemy jechać do samej nocy, żeby przekroczyć
granicę. Potem zatrzymamy się przy Trzech Jeziorach, a dalej
będziemy nieustannie jechać do samej Antiri.
Antiri,
miejsca, które stanie się moim nowym domem, pomyślał
książę i przeszedł go zimny dreszcz.
Wreszcie jest 1 rozdział ! *ooo*
OdpowiedzUsuńUuu. Umiem wyobrazić sobie to, co Aranel czuje.
I jeszcze w dodatku jedzie do nieznanego sobie miejsca gdzie nie będzie umiał, zapewne przez jakiś czas, samodzielnie się poruszać ;__;
Mam złe przeczucia co do tego jak Riven Saeros będzie go traktował, ale mam nadzieję, że to tylko moje przypuszczenia, które okażą się błędne.
Wspaniałe jest to, że Aranel jest tak bardzo zżyty ze swoim koniem ^..^
Yavetil Galdor jest bardzo miły. I kolejny raz stwierdzam, że Aranel ma szczęście poznając takiego człowieka.
Bardzo ciekawa jestem tego, co będzie miało miejsce w następnym rozdziale.
Pewna jestem, że co jakiś czas będę na nowo czytać ten rozdział, aby jakoś zabić czas czekania.
Pozdrawiam!
Rozdział jak zawsze jest rewelacyjny. Mam nadzieję,że Riven potraktuje Aranela jak należy bo jak nie to...to...to ja nie wiem co mu zrobię xD
OdpowiedzUsuńAww, wreszcie się doczekałam xD
OdpowiedzUsuńWczoraj myślałam, że umrę z żalu normalnie, bo już po prologu stwierdziłam, że opowiadanie będzie nieziemskie i faktycznie się takie okazało ;P
Teraz pozostaje mi jeszcze pobluźnić troszkę na Rivena *bluźni na Rivena* no ja rozumiem, że może być zły, ale przez przesady. Mam nadzieję, że jak pozna Aranela to mu takie świńskie pomysły wyjdą z głowy (płonne nadzieję, nie?)
No i jeszcze Yavetil, sprawia bardzo, bardzo przyjemne wrażenie i przez chwilkę miałam taką iskierkę, że to on mógłby się naprawdę zaopiekować księciem.
Swoją drogą, wprost nie rozumiałam zachowania króla. Może to przez to, że mimo wszystko jestem kobietą i w ogóle nie dopuszczam myśli, by móc dziecko tak po prostu... Oddać komuś. Nawet nie sprawdzając, czy bezpiecznie dotrze na miejsce.
Uh, już się nie mogę doczekać spotkania dwóch książąt *,*
Puchatego Wena życzę!
Zawsze wiedziałam, że możliwość czytania Twoich rozdziałów to cudowny dar, ale tym razem czuję zaszczyt. Naprawdę. Tak rozbudowana już w pierwszym rozdziale fabuła... Pięknie przedstawiony żołnierz Galdor (muszę się nauczyć imion, hehe xD). Bardzo ładnie zostało napomknięte o rudowłosym przyjacielu Rivena. Chodzi mi o fragment, gdy żołnierz rozmyślał o tym, by Terrik porozmawiał z Saerosem. Po ułożeniu zdjęć tylko mogę się domyślać łączenia w pary, ale chodzi mi o to, że zgrabnie i naprawdę przyjemnie wprowadziłaś te postaci. Może zaczną częściej rozmawiać... Póki co jest świetnie. Z czasem zabraknie mi nowych słów, by opisać, jak zachwycona jestem.
OdpowiedzUsuń"– Jutro opuszczasz Elros, żeby poślubić księcia Lorin" - ekstra. Ojciec jest niezły. ;/ Szkoda, że mama Aranela nie zdołała mu wyjawić tej tajemnicy... Z drugiej strony sojusznicy Rivena mogą mieć pewność w dobrych zamiarach srebrnowłosego i tego, że podziela los ich księcia, co do niewiedzy i zagubienia w sytuacji. No, Riven jest bardziej wściekły niż zagubiony. xD
Momentami łapałam się na tym, że oczyma wyobraźni wyobrażałam sobie ciemny obraz i czułam materiał kamieni ścian. Ekstra odczucia. Dajesz nam tutaj obraz w trójwymiarze ;3
Na komentarz odpiszę Ci później. ;P
Przeznaczenie połączyło (hahaah, jak w tytule Twojego opowiadania xD) nie tylko dwoje ludzi o różnych narodowościach, ale i dwóch mężczyzn. To taki główny cel, tak myślę. Ludzie nigdy nie są pewni tego, kogo dostaną jako partnera, a Mikołajowi trafił się mężczyzna. xD I to jaki xDDD
UsuńPrzecież nie mogłam nie napisać. o tym xDDD Po tylu prośbach, to wiesz... Skoro Ty zrobiłaś mi przyjemność i dodałaś ponadprogramowe rozdziały dwa razy w tygodniu, to czemu miałabym Ci się nie odwdzięczyć? xD Ale musiałam utrzymać to w sekrecie ;3
Uff, Tobie też gratuluję ukończenia opowiadania i zaczęcia kolejnego, naprawdę porządnego i cudownego.
Heheh, domyślam się, z przykrością, że na początku Aranel nie będzie miał lekko... I chyba nie będzie się zbyt szybko zanosiło na zmiany.
Ręka jeszcze pobolewa, głowa mniej. Ale wczoraj, jak jechałam z bratem, bałam się, gdy przejeżdżaliśmy odcinek z wypadkiem. Hehe, to głupie, ale tyle razy wyobrażałam sobie takie sytuacje, że niby do opowiadania, a kiedy coś takiego się dzieje, później trudno wychodzi się z lęku.
Skleroza nie boli. xD
UsuńSą jeszcze nowe postaci. ;3 Dodałam wszystkich od razu. I jest ich mało *__* A postać, ta czarna na tle księżyca - moje dzieło. xDDDD
To opowiadanie na prawde mi się podoba! Co jest trochę dziwnę bo zwyklę wolę opowiadania z akcją w prawdziwym świecie, ale ta istoria zapowiada się bardzo ciekawie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!Szkoda że trzeba czekać tydzień :(
OdpowiedzUsuńH.M
Podoba mi się chociaż do końca rozdziału miałam nadzieje że oni się już w końcu spotkają. Mam nadzieje że nie potraktujesz niewidomego księcia w jakiś strasznie gdy zobaczy go przyszły małżonek ale na to trzeba czekać tydzień.
OdpowiedzUsuńJa już im kibicuje.
Dużo weny:)
Jesteś czarodziejką pióra Luano - rozdział bajeczny. Czarownicą, że już na wstępie zapowiedziałaś 1 rozdział tygodniowo
OdpowiedzUsuńElli Carven
Coś się mi wydaje, że Riven skrzywdzi chłopca swoim zachowaniem, choć kto wie może gdy go po raz pierwszy zobaczy, chłopak mu się spodoba. Aranel w końcu jest w tej samej sytuacji co Riven i jest o wiele bardziej wyrozumiały, niż jego przyszły mąż. Poza tym jak on chce funkcjonować w takim układzie, gdzie mężowie będą się obrażać
OdpowiedzUsuńa przynajmniej jeden z męży.
Witaj serdecznie ponownie w nowym rozdziale.
OdpowiedzUsuńHmmm zaciekawiłaś mnie nie powiem i zaskoczyłaś swoją długością.
Szkoda mi nieco Aranela i czuje że sporo przecierpi w tym miejscu i nie będzie do końca szczęśliwy.
Obawiam się że nie będzie zbyt zrozumiały przez samego księcia a wręcz przeciwnie.
I ta jego ułomnośc, która mu wcale nie pomaga.
Jak zareaguje książę kiedy się o tym dowie?
Zaczynam bardzo współczuć im obu gdyz czuje ze sytuacja będzie dla nich bardzo trudna.
Nie mogę się już doczekać tego co pokażesz dalej.
Pozdrawiam serdecznie.
Biedny Aranel... A Riven jest, hmmm, jakby to łagodnie określić... Dupkiem? W każdym bądź razie w tej chwili, bo nie wątpię, że się zmieni :) Bo jak na razie to mam wielką ochotę kopnąć go w - niewątpliwie - seksowny zadek :P Rozdział super... Będę z niecierpliwością czekać na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Coś mam poślizgi, o czym zresztą doskonale wiesz. W czytaniu, pisaniu i ogarnianiu wszystkiego. Spoobały mi się relacje między matką a Aranelem. Chociaż były dość krótkie. Na szczęście miał kochającą nianię i przyjaciółkę w jednym. Jego ojciec zachował się jak... Aż brak mi słów. Nie wiem jak można od tak odesłać swoje dziecko. Nie potrafiłabym tak. Przynajmniej Yaventil jest miły. Czekam z niecierpliwością na następną część.
OdpowiedzUsuńOd samego początku pomysł bardzo mi się podobał. Nie za wiele Ci teraz napiszę, bo jestem ciekawa, co będzie później. Najbardziej chyba interesuje mnie pierwsze spotkanie, oczywiście noc poślubna i to, czy Riven naprawdę aż tak bardzo będzie chciał mu zatruć życie, czy jak go zobaczy to sobie odpuści.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kontynuacji.
Pozdrawiam!
Dziękuję za rozdział, już myślałam, że się nie doczekam;)Gdy tylko zobaczyłam nowy szablon wiedziałam, że będzie to świetna historia a pojawienie się kolejnych rozdziałów tylko mnie w tym utwierdziło. Zapowiada się na prawdę bardzo ciekawe opowiadanie o pięknej miłości ale znając twoją pomysłowość bohaterowie zanim będą mogli spełnić swoje marzenia, pragnienia a nawet żądze będą musieli trochę pocierpieć, minie sporo czasu i zapewne niejednokrotnie wystawisz ich związek na próbę. Prawdę powiedziawszy jesteś niezwykle utalentowaną autorką, twoje opowiadanie zawierają w sobie tyle prawdziwości, są tak bardzo realne, zupełnie jakbyś ich nie wymyśliła a ktoś Ci opowiedział swoją historię a Ty w bardzo zmyślny sposób przelałaś wszystko na "papier". Jest to niesamowicie ważne dla czytelników, sprawia, że ludzie bardzo przywiązują się do twoich opowiadań a nawet śmiem twierdzić iż w jakiś sposób utożsamiają się z postaciami. Najbardziej porywa mnie w nich te wszystkie szczegóły nawet te pikantne;D Wracając do nowego opowiadania mam dziwne przeczucie, że Aranel będzie najbardziej poszkodowaną osobą, nie zdziwię się gdy Riven zrani tak bardzo naszego małego księcia, że przez dalszą część opowieści będzie musiał się strasznie namęczyć by go do siebie przekonać. Szczerze powiedziawszy w ogóle mi to nie przeszkadza a wręcz przeciwnie ubóstwiam takiego typu opowiadanie gdzie niejednokrotnie miłość jest wystawiana na ciężkie próby.
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy tydzień tak bardzo mi się nie ciągnął;p
Pozdrawiam,
Okami
Kiedy następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńTo jest wspaniałe, kocham twoje opowiadania :**
Ewcia :****** <3
Następny rozdział 9 kwietnia. W gazetach jest status rozdziału i tam pisze. ^^
UsuńNaprawdę zaskakujesz swoim profesjonalizmem, fakt jest parę błędów ale skoro rozdział niezbetowany to nie można mieć pretensji :) prawda?
OdpowiedzUsuń"– Gotowy, panie? – zapytał.
– Tak. Kareno, mam nadzieję, że się niedługo zobaczymy.
– Na pewno, książę – odpowiedział, ale wiedziała, że dopiero po roku małżeństwa jej kochany wychowanek będzie mógł z mężem odwiedzić Risran, a wrócić na zawsze po dwóch latach."
Mała literówka - powinno chyba być "odpowiedziała"? , ale jeszcze nie bardzo powinno być "zobaczymy się", skoro Książe jest niewidomy, prawda?
To tylko takie malutkie uwagi, poza tym rozdział jak zawsze napisany wspaniale, bogactwo słów i treści. Co do zachowania bohaterów, nie na darmo czytam Twoje opowiadania wielokrotnie, żeby nie wiedzieć, że po wielu problemach i bólu, bohaterowie pokochają się szczerze i otwarcie :)
Uwielbiam za to Twoje opowiadania, że są takie optymistyczne i dające nadzieję.
Ale namieszałam :)
Pozdrowienia i szczerze życzę weny (szkoda że tak długo trzeba oczekiwać).
pseuddopisarka
I ja też mam literówkę.
Usuńpseudopisarka
Literówki i takie tam na pewno zostaną poprawione. ^^
UsuńNie mogłam się doczekać tego rozdziału i tak jak się spodziewałam jest super i strasznie wciągający *^*
OdpowiedzUsuńŻyczę wenty chociaż ją już chyba masz ^^
Pozdrawiam :)
Jun
Nie mogę się doczekać wtorku. xD O, ja wiem... Poproszę Cię o coś. xD Haa! O dedykację! xD Za dwa tygodnie we wtorek, 16tego. xD Bo mam imieniny. xD
OdpowiedzUsuńRiven jest ognisty. Hm, jak opisywałaś jego zamek, odniosłam wrażenie, że tam wszystkich jest pełno, dużo, jest ciepło, bardziej rodzinnie. Jak taka karczma, w sensie, że klimat jest taki tętniący życiem, o!
Hahaha xD Mikołaj musiał na koniec pokazać, że potrafi odnaleźć się w TYCH sprawach. xD
Luanko, moja kochana! XD Gdybym miała Ci opisać, jak się czuje, że wreszcie nie będę pisać o Polsce, zawarłabym to w takim zdaniu: Przebieram nóżkami. Z radości. xD Do Polski już raczej nie wrócę, o nie. xD Zdecydowanie bardziej wolę pofantazjować z miejscami. xD
biedny Aranel. jego ojciec ma u mnie jeszcze większego minusa niż miał. mógłby okazać mu chociaż ODROBINĘ ciepła. ale po co, jak można pokazać swoją władzę nawet nad własnym synem przed obcymi? zresztą, na osobności pewnie traktuje go tak samo. chociaż nie, było wspomniane, że prawie w ogóle nie gadają - więc traktuje go jak powietrze. tylko strzelić go w pysk, może by zmądrzał. i nie dziwię się reakcji Aranela. ojciec mógł dać mu chociaż trochę czasu na oswojenie się z myślą o ślubie, o przeprowadzce i o dzieleniu życia z kimś początkowo obcym. bo jedna noc to stanowczo za mało. ale jestem dumna z Aranela - doskonale radził sobie w podróży :). i Galdor.. ahh, mój kochany Galdor :3. uwielbiam tego faceta XD.
OdpowiedzUsuńRiven jak się zezłościł! XD rozbawiło mnie to i na miejscu Terrika zareagowałabym tak samo - śmiechem i złośliwością XD. ojej, biedny Riven, będzie musiał się bzykać z facetem.. spokojnie, Kochanie, z czasem to polubisz! :D
Ay
Super rozdział.Mam nadzieję że następny pojawi się szybko.NIe moge się uż doczekać na następne części.Patrząc na komentarze sądze że każdemu spodobało sie twe opowiadanie więc nie trzymaj nas w niepewności i dodaj kolejne rozdziały.Tak bardzo prosze.
OdpowiedzUsuńTwoja wierna fanka Martyna.
Też się podpinam o prośbę o nowy rozdział.
UsuńNastępny rozdział we wtorek, jak co tydzień. Nie będzie dodatkowych rozdziałów, ani tym bardziej kilku. Tydzień czekania to nie tak długo, a czekanie wzmaga apetyt. :D
UsuńHahaha xD Okej. xD W razie czego przypomnę się pod notką. xD
OdpowiedzUsuńOj tak. Niby swoje klimaty, a jakby zupełnie inny świat. Rany... Teraz Japonia, potem... y... Japonia/Korea, następnie... Japonia... wyimaginowany świat... Japonia plus Chiny... i zamek. Czy ja wspominałam o Japonii? XDD Teraz się z lekka przeraziłam... Okej... Może jedną Japonię zamienię na USA. xD O właśnie. Podziwiam Cię, że tak łatwo pisałaś o Codym. Zawsze wydaje mi się, że amerykański świat jest już bardzo poznany, a Ty wybierasz idealne momenty, by udowodnić mi, że tak nie jest. xD
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo mi się podobał, choć mi smutno z powodu Aranel'a, ledwo skończył dwadzieścia lat, a już dowiaduje się o pakcie, ze ma kogoś poślubił, aby ta kraina miała króla w przyszłości, a ojciec traktuje go bardzo źle, nie liczy się z nim wcale, a jak pojawiły się te jego słowa: „Ty nie masz praw”, myślałam po prostu, ze coś mu zrobię, jak on tak może.. Ta jego niani a jest wspaniałą osobą... Wysyła swojego własnego syna bez nikogo, bez własnych żołnierzy, co za człowiek, grrr... Także wspaniałą osobą wydaje się Yavetil, który może stanie się jedynym przyjacielem na samym początku w obcym miejscu. Raven, aż mnie ciarki przeszły, Aranel nie będzie miał lekko, zwłaszcza, że ten chce pokazać jak niemile widzianą jest osobą...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
rozdział tak bardzo mi się podobał, że już chciałam kolejny. Klimaty i tematyka bardzo mi się podobają. Opowiadanie bardzo wciąga i to już na początku :) Ja jak zapewne reszta czytelników z utęsknieniem czekam na wtorek. Jak na razie opowiadanie fantastyczne choć tematyka znana i przerobiona. Pozdrawiam i życzę coraz lepszych pomysłów na te opowiadanie.
OdpowiedzUsuńAwww... Rozdział pierwszy! <3
OdpowiedzUsuńJest na prawdę cudowny i przerósł moje wszelkie oczekiwania.
Najbardziej ciekawi mnie pierwsze spotkanie Aranela z Rivenem. Mam nadzieję, że jak Saeros tylko zobaczy swojego przyszłego męża to odpuści sobie zatruwanie mu życia. Aranel wydaje się być takim chłodnym księciem, ale już dalej pokazałaś nam, że jest on zamkniętym w sobie wrażliwym mężczyzną. Od razu mi się spodobał. Przyznam szczerze i bez bicia, że postawa Rivena nie przypadła mi do gustu. Potrafię zrozumieć jego złość z powodu tego zaaranżowanego ślubu, ale powinien wiedzieć, że to nie jest winą jego przyszłego małżonka.
Podsumowując mój krótki wywód, pomysł na opowiadanie podoba mi się niezmiernie! Jeszcze nie czytałam żadnego utworu, który miałby miejsce w takich magicznych krainach, więc bardzo chętnie to nadrobię dzięki temu opowiadaniu.
Nie mogę się już doczekać wtorku!
Pozdrawiam :)
Cudo, cudo, cudo!
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowitą pisarką. Myślałaś może czy by nie zająć się tym na poważnie? Na prawdę jesteś świetna. Widać, że pisanie przychodzi Ci z łatwością. Czyta się to z ogromną przyjemnością. Trzymaj tak dalej, a zajdziesz na prawdę daleko.
Co do samego opowiadania to jest fantastyczne! Nigdy jeszcze nie czytałam czegoś podobnego i muszę się przyznać, że naprawdę mnie zainteresowałaś. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
ozdrawiam! :)
Świetne opowiadanie, nie mogę się doczekać na kolej części. Czytałam już wiele i naprawdę różnych rzeczy, więc możesz mi uwierzyć, że jeśli coś mi się spodobało, to jest to doprawdy zacne. Sama trochę próbuje swoich sił, ale nawet do pięt Ci nie dorastam. W 100 % trafiłaś w mój gust... Mam tylko nadzieję, że za bardzo nie skrzywdzisz Aranela, bo go baaaaaaaardzo polubiłam...
OdpowiedzUsuńZapowiada się świetnie.Mam nadzieję, że będzie wiele, wiele rozdziałów. Życzę Ci dużo weny.Sam pomysł jest fantastyczny.Powodzenia Ksenia.
OdpowiedzUsuńO właśnie, filmy yaoi. Niedawno oglądałam jakiś o dwóch chłopakach, którzy zapisali się do wojska. xD Ale chętnie wróciłabym do szkoły... Chociaż jak pomyślę o Szkolnym prześladowcy, wiem, że wypadłabym przy nim blado.
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam Twoje nowe opowiadanie mam wrażenie, że już nic lepszego nie wymyślisz i zawsze muszę się pomylić. Oby tak dalej, niech każde kolejne opowiadanie będzie lepsze od poprzednich^^ Połączeni zapowiadają się naprawdę świetnie, od razu zakochałam się w Aranelu. Mam nadzieję, że jego mąż nie będzie go krzywdził. Rozumiem, że perspektywa nagłego ślubu się nie podoba, ale to nie powód, by się wzajemnie krzywdzić. Choć nie sądzę, by Aranel był zdolny celowo kogoś zranić.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam i weny!
Haha xD Już po pierwszym rozdziale to widać? xD
OdpowiedzUsuńA widzisz, już w komentarzu zaznaczyłaś, że Taizo powinien znaleźć właściwą drogę. xD Hmm, obawiał się, że żona pomyśli, iż przyjął syna, bo ona mu go nie może dać... a to facet jest. Czasami za dużo myśli. xD
Haha, nie w Yukio nie drzemie diabełek. ;P To jest bardzo fajny chłopak, który chciałby pomóc wszystkim wokół, ale zanim przeniesie to na bohaterów, musi oczywiście przywyknąć do rodziny. ;P
Było krótko? XDD Zazwyczaj takie wychodziły rozdziały na Translate. xD Może po prostu lepiej się czyta. ;P
No!! Następny rozdział już jutro!!! Nawet nie wiesz jak ja na niego czekam .
OdpowiedzUsuńTen rozdział przeczytałam już trzy razy!! I prolog też , zresztą kilka razy wracałam też do postaci. Heh... o czym ja gadam nawet mapki przejrzałam pare razy... Chyba powinnam trochę się uspokoić...
No nic, weny! I nie waż się nie wstawić kolejnego rozdziału!!!
H.M. ;)
No, to sie nazywa super rozdział.
OdpowiedzUsuńYavetil jest bardzo miły :D Zaczynam go lubić.
Oby Aranel odnalazł sie w nowym otoczeniu :)
Misiaczek
Nie przepadam za patosem, bloga poznałem jakiś czas temu, ale odłożyłem go do kategorii "Pod żadnym pozorem nie paczać"~~ Dzisiaj jakaś nieodgadniona siła mnie do tego zmusiła -.- I kolejne dni spędzę na czytaniu.... obiecałem sobie, więcej nie rzucać się na długie opowiadania... -.- moje postanowienia są gówno warte z twoim talentem pisania. Podoba mi się, że wreszcie trafiłem na coś innego. Ta ślepota mnie nawet zaciekawiła, podobnie jak dalsze losy tego księcia~~ Zabieram się za kolejne rozdziały ^.^ Może później za kolejne opowiadania...
OdpowiedzUsuń