27 stycznia 2019

Powrót do Limare - Rozdział 1


 Hejo :D

Od dzisiaj zaczynam publikować drugi tom serii Amare. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :) Tym razem poznacie bliżej Ivo i Fabiano. :)

Mój nowy tekst pod tytułem: "Magnetyzm serc" już w sprzedaży.  Można go nabyć na: Bucketbook.pl i Beezar.pl 

Szukam drugiej bety do pomocy. :)

Zaczynamy. :D

Rzym powitał go tłumami i skwarem lejącym się z nieba. Ivo kochał upał, ale w Limare odczuwało się go inaczej. Szczególnie kiedy wiatr wiał prosto z nad morza i chłodna bryza opadała na miasto. Natomiast w majestatycznej i imponującej stolicy, żar dawał się we znaki. Dwudziestotrzylatek ignorował go, zachwycony wiecznym miastem, w którym mieszały się różne style i kierunki zarówno w sztuce jak i budownictwie. Na przestrzeni wieków stare mieszało się z nowym, przekształcało, tworząc imponującą stolicę pełną atrakcji turystycznych i architektonicznych cudów, szerokich ulic i wąskich uliczek, które zamieniały się w ogromne place.
Spacerował po jednym z nich, próbując zebrać siły, by udać się pod adres, który miał zapisany w telefonie. Zastanawiał się, czy w ogóle dobrze zrobił przyjeżdżając tutaj. Czym bliżej znajdował się celu, tym bardziej dopadały go wątpliwości. Dlatego zwlekał, nieustannie chodząc po położonym u stóp Kapitolu Placu Weneckim, który z tego co czytał w kupionym przewodniku, został zbudowany w piętnastym wieku i był pierwszym, renesansowym placem w Rzymie. Miejsca takie jak to, żyły bezustannie dniem i nocą, gromadząc rzesze mieszkańców oraz turystów z całego świata.
Moretti przystanął przed szesnastowiecznym kościołem Santa Maria di Loreto, przez chwilę zastanawiając się czy wejść do środka. O co miałby prosić Boga? O to, aby  nie został odesłany z kwitkiem? Po dłuższej chwili pomyślał, że mógłby pomodlić się za mamę, która zmarła dziewięć miesięcy temu. Poprawił zsuwający się z ramienia pasek od sportowej torby, do której przed wyjazdem zapakował kilka rzeczy i wszedł do kościoła.

*

Fabiano wszedł do swojego gabinetu, odstawił na bok aktówkę i położył okulary na stoliku. Rozpiął guziki marynarki, po czym usiadł w fotelu  z głośnym westchnieniem. Przymknął powieki opierając głowę o oparcie. Od dawna nie czuł się tak bardzo zmęczony. Chyba od czasu gdy wrócił z Limare i wziął się za proces, w którym jego klientka wystąpiła o odszkodowanie od szpitala. Wygrała, tym samym zdobywając dziesięć milionów euro. To i tak nie rekompensowało jej straty dziecka, które zmarło przy porodzie oraz uszkodzeń jej ciała podczas cięcia cesarskiego. Lekarze popełnili niewybaczalny błąd, na zawsze odbierając jej możliwość zostania mamą.
Po zakończeniu procesu, jemu oraz kancelarii przypadło dziesięć procent z wygranej, co było solidną zapłatą za wykonaną pracę. Mógłby uzyskać od klientki więcej, ale nie tego chciał. Pragnął sprawiedliwości, tym bardziej, że kobieta dla której walczył była dobrą osobą i taką samą stałaby się mamą, ciepłą oraz kochającą. Zdecydowane przeciwieństwo jego rodzicielki. Kobiety dla której liczyła się reputacja, firma i chwalebne opisy w gazetach. Nie dzieci, które powinna kochać. Jego brat wyrwał się spod jej kontroli żyjąc życiem, które wybrał. Mieszkał ze swoim partnerem w domu na wzgórzu w małym miasteczku Limare.
Przez rok czasu rodzice nawet nie zapytali o Domenico. Dla nich umarł, bo wybrał coś co potępiali. Czasami Fabiano zastanawiał się, co by było gdyby on dawno temu zawalczył o siebie. Przytknął dłoń do piersi, bo dawny ból odezwał się w nim. Rany zagoiły się, ale mimo upłynięcia trzynastu lat, czuł na sercu ich chropowate blizny.
­ – Gratuluję. – Vittorio wpadł do gabinetu z szerokim uśmiechem. – Dawałem ci dwa miesiące, a ty wygrałeś w trzy tygodnie. – Opadł na kanapę rozkładając ręce na jej oparciu.
Fabiano uchylił powieki, by spojrzeć na przyjaciela oraz wspólnika w jednej osobie.
– Trzy tygodnie to również zwycięstwo dwóch naszych adwokatów, nie tylko moje.
– Im już pogratulowałem. Teraz kolej na ciebie. Jesteś mistrzem. – Zaśmiał się zakładając nogę na nogę. – Towarzystwo ubezpieczeniowe sądziło, że wygra z nami. Pomylili się. Gdyby zechcieli od razu zapłacić naszemu klientowi odszkodowanie jakie mu się należało, nie poszliby teraz z torbami.
– Nie pójdą z torbami. Nie takie firmy – przypomniał Salieri. – Za to nasz klient dostanie więcej. – Ponownie przymknął powieki. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał.
– Dostanie dużo więcej, a wraz z nim my. Będziemy musieli pomyśleć nad utworzeniem drugiej kancelarii. Pamiętasz, że raz o tym rozmawialiśmy. Teraz mamy na to możliwości i kasę. – Kiedy przyjaciel nie odpowiedział, Vittorio przyjrzał mu się. – Wyglądasz gównianie. Chciałem wyrwać cię na drinka z okazji wygranej, ale to kiedy indziej. Jedź do domu. Najlepiej taksówką, bo zaśniesz za kierownicą. Każę komuś dostarczyć ci samochód. Weź kilka dni wolnego. Należy ci się.
Fabiano tym razem nie zamierzał walczyć z przyjacielem, jeżeli chodziło o powrót do domu. Przyda mu się noc porządnego snu. O kilkudniowym wolnym nawet nie myślał. Tym bardziej, że jutro ma być piątek, a potem weekend. Tyle dni na odpoczynek w zupełności mu wystarczy.
– Wrócę do pracy w poniedziałek – powiedział, siadając prosto i sięgając po okulary. Założył je i dzięki nim lekko niewyraźna postać Vittoria Falcone wyostrzyła się.
– Dobra decyzja, ale mógłbyś przez kolejne dwa tygodnie wziąć sobie wolne. Teraz zapowiada się spokój. A nawet jakby nie, to mamy pracowników. To dobry prawnicy. Pojedź, odwiedź brata. Ciągle z tym zwlekasz. Uciekasz przed jakąś panienką, którą tam spotkałeś, a chciała założyć ci obrączkę? – Roześmiał się Falcone. Nie czekając na dopowiedź wstał. – Chodź, wyjdziemy razem. Też wcześniej się zbieram. Mam randkę – wyjaśnił, chwaląc się. – Ty też powinieneś pomyśleć o jakiejś kobiecie na jedną noc baraszkowania. Będziesz po tym jak nowy.
Fabiano nie odpowiedział. Nie miał ochoty na kobiety. Liczył się jedynie prysznic, który weźmie od razu po dotarciu do domu oraz wygodne, acz puste łóżko. Zebrał się w sobie i podniósł z fotela. Nie zapominając o aktówce, wyszedł z gabinetu wraz z przyjacielem.

*

Ivo podziękował i zapłacił taksówkarzowi. Wysiadł z taksówki zabierając ze sobą bagaż. Sprawdził jeszcze adres na telefonie upewniając się, że dobrze trafił. Miał ochotę nawet zadzwonić do Domenico, by jeszcze raz podał dane adresowe, ale to byłaby tylko wymówka, by odroczyć czas do nieplanowanego spotkania. Od kilku godzin szukał pretekstu, by przyjść tu jak najpóźniej. Nie miał pojęcia czego się bał. To nie było nic wielkiego. Tę sprawę mógł nawet załatwić przez telefon, ale wolał spędzić kilka godzin w pociągu, żeby tu przyjechać. Rozmowę telefoniczną zawsze można przerwać. Inna sprawa miała się z konwersacją w cztery oczy. Do tego dojdzie, o ile nie zostaną mu zamknięte drzwi przed nosem. Na co nie zamierzał pozwolić, bo tak czy owak Fabiano Salieri spotka się z nim.
Przeszedłszy przez obrotowe drzwi, znalazł się w holu budynku, w którym mieszkał prawnik. Po lewej od wejścia znajdowało się miejsce dla portiera, czego się obawiał. Taki ktoś zawsze mógł być przeszkodą w udaniu się pod odpowiednie mieszkanie. Wystarczy żeby zadzwonił do Fabiano, a ten mu zabroni wpuszczać gościa i jego plan nie zadziała. Dlatego miło przyjął sytuację, kiedy w holu nikogo nie zastał. Najszybciej jak tylko mógł przemknął w stronę schodów. Windę wolał ominąć z daleka. Nie był pewny jak długo,  by na nią czekał. Poza tym nie ufał im. Zawsze mogły się zaciąć i go uwięzić. Gdy był dzieckiem utknął w jednej i mała trauma pozostała.
Pokonanie schodów na szóste piętro nie było dla wielu prostą sprawą. Jakiś czas temu i on miałby problem, ale od kiedy biegał, ćwiczył to wyrobił sobie dobrą kondycję. Nawet nabrał trochę umięśnienia. Chociaż nadal był bardzo smukły, to już nikt nie mógł nazwać go chuderlakiem.
Dokładnie o godzinie osiemnastej trafił pod odpowiednie drzwi. Wstrzymał się jeszcze przed zapukaniem w nie, by uspokoić zbyt szybko bijące serce. Nie wysiłek je doprowadził do takiego stanu tylko podekscytowanie. W końcu po roku zobaczy Fabiano. Mógł przez miniony czas stłumić do niego uczucia, ale znał siebie. Kiedy go zobaczy, one wybuchną na nowo. Jakoś przyjdzie mu to przetrwać, bo nie przyjechał tutaj, aby zdobyć tego mężczyznę. Miał inny cel. Potrzebował prawnika ze znajomościami, a tylko ten wydał mu się najwłaściwszy.
Przymknął powieki biorąc głęboki oddech. Wypuścił powoli powietrze, kiedy uniósł rękę i zapukał w brązową przeszkodę oddzielającą go od mieszkania Salieriego. Czekając, rozejrzał się po długim oświetlonym korytarzu, którego podłoga pokryta była czarną mozaiką. Wszędzie było nieskazitelnie czysto i co najbardziej rzucało się w oczy to bogactwo. Może nie jak u milionerów, ale miał dwieście procent pewności, że nigdy nie mógłby sobie pozwolić na zamieszkanie w takim budynku i nawet nie chciałby tego. Wolał miejsce, które teraz należało do niego. Nie było bogato, wymagało remontu, ale kiedy rano wstawał miał piękny widok na morze, a jego szum kołysał go do snu.
Zapukał kolejny raz, kiedy nikt nie otworzył. W sumie nie miał pewności, że mężczyzna jest w domu. Domenico wspominał, że Fabiano potrafi pracować do późnych godzin nocnych. Tym bardziej, kiedy angażuje się w ważny proces. Zastukał kolejny raz będąc już prawie pewien, że nikt mu nie otworzy. Zamierzał czekać na korytarzu na Fabiano, kiedy usłyszał zgrzyt zamka, a potem drzwi się otworzyły ukazując właściciela mieszkania z mokrymi włosami i w samym ręczniku przewiązanym wokół bioder. Na ten widok serce Ivo zagubiło kilka bić, a po kręgosłupie przebiegły przyjemne dreszcze. Penis także zainteresował się smakowitym deserem, bo nie mogło być inaczej kiedy FabianoSalieri dopiero co po kąpieli, z wilgotnym ciałem, wyglądał wprost niesamowicie. Moretti nie mógł się w pierwszym momencie oprzeć popieszczeniu jego ciała wzrokiem, ale po chwili się opanował i skupił na twarzy prawnika.
Fabiano przyglądał mu się ze zmrużonymi oczami i pytającą miną „kim jesteś?”. To raniło Ivo, ale przecież nie oczekiwał, że Salieri rzuci mu się w ramiona i powie jak bardzo tęsknił.
– Nie poznajesz mnie, czy  nie chcesz pamiętać? – zapytał dość ostro Ivo, od razu na siebie o to zły. Przecież nic ich nie łączyło, byli dla siebie nikim, więc prawnik nie musiał go pamiętać. Ale zapomniał użyć filtra na język, zanim się odezwał.
Fabiano pomimo prysznicu, nadal nie potrafił zwalczyć zmęczenia i coraz silniejszego bólu głowy. To nie pomagało mu w rozpoznaniu osoby, która przed nim stała, a jego przeklęty wzrok nie poprawiał sytuacji. Gość był lekko nieostry i dopiero gdyby podszedł bliżej mógłby go rozpoznać, ale nie zamierzał się zbliżać go kogoś, kogo głos z nikim mu się nie kojarzył.
– Czekaj. – Uniósł palec, a potem podszedł do półki pod telewizorem, na której zostawił okulary. Nałożył je i od razu wszystko wokół się wyostrzyło. Wrócił do drzwi, gdzie czekał jego gość, któremu nareszcie mógł się przyjrzeć i pewien barista z Limare powrócił do jego pamięci z mocą uderzenia pioruna.
Białe, dłuższe z prawej strony włosy miały teraz błękitne końcówki. Na czoło chłopaka opadała grzywka, którą nieustannie poprawiał i Fabiano miał ochotę wyciągnąć rękę, by wsunąć mu włosy za ucho. Po lewej czarne włosy były króciutkie, a kilka małych srebrnych kuleczek ozdabiało ucho z tej samej strony jak i dwie kulki wciąż tkwiły w lewej brwi. Natomiast niebieskie oczy z długimi rzęsami były podkreślone czarnym tuszem, a na górnej powiece zostały narysowane kreski w tym samym kolorze.” – Jesteś baristą z Amare – stwierdził.
– Tak. Jednak mnie pamiętasz. Jestem tutaj, ponieważ potrzebuję twojej pomocy.

*

Domenico zaśmiał się odczytując sms–a. Szybko na niego odpisał, zanim został ponownie wciągnięty do łóżka, a gorące pocałunki niczym lawina spadły na jego nagie ciało. Mimo tego nie mógł przestać się śmiać.
– Nie wiem czy tak reagujesz, bo masz wszędzie łaskotki, czy może moje pocałunki cię śmieszą, ale czuję się dziwnie. – Paolo zawisł nad kochankiem, wpatrując się w jego twarz.
– Żadne z powyższych. – Wsunął dłoń w gęste, czarne włosy mężczyzny, którego pokochał rok wcześniej. – Po prostu mój brat wychodzi z siebie. Napisał do mnie, cytuję: „Naprawdę dałeś mu mój adres? Naprawdę?!” Wykrzyknik był dość mocno wymowny. – Ponownie się zaśmiał. – Jego gość dotarł na miejsce.
– I to jest takie zabawne? – Odsunął się od Domenico kładąc u jego boku. Głowę podparł na ręce.
– Zdecydowanie.
– Co mu odpisałeś? – Zakreślał palcami kółka na piersi Salieriego.
– Wysłałem mu uśmiechniętą emotkę. – Nie mógł przestać się śmiać. Położył dłoń na brzuchu. – Cholera brzuch mnie boli.
Oczy Paolo podążyły w tamtym kierunku, ale przesunęły się trochę dalej w stronę penisa mężczyzny, który jeszcze kilka minut temu robił się twardy pod jego dotykiem. Teraz już całkiem zmiękł i wątpił, aby do jego rozbawionego kochanka wrócił nastrój na dalsze igraszki. Tym bardziej, że cały dzień spędzili w łóżku, wczorajszy również i pomyślał, że mogliby już wstać, wykąpać się, a potem ubrać elegancko, by pójść na kolację do restauracji. Ta w hotelu była bardzo dobra, więc nie musieliby niczego szukać. Później wybraliby się na długi spacer pod gwiazdami zwiedzając Palermo. Jutro wracali do domu po tygodniowej podróży. Spędzili ze sobą idealne dni odpoczywając po pracy.
– Kiedy przestaniesz się śmiać, to powiesz mi co sądzisz o kolacji. Zmuszeni bylibyśmy do wyjścia z łóżka i z pokoju.
Śmiech Domenico natychmiast przeszedł. Ułożył się na boku twarzą do Paolo.
– Wyjść? Sądzisz, że po dwóch dniach w totalnym zamknięciu i spędzeniu ich w łóżku, zamiast na kontynuowaniu zwiedzania i podróży po Sycylii, jesteśmy w stanie się ruszyć?
– Jestem prawie pewien, że tak. – Skradł Domenico całusa, zanim poderwał się z łóżka. Wyciągnął rękę w stronę leżącego mężczyzny, który obserwował jego ciało z głodem w oczach. – Wciąż ci mało? – zapytał DiCarlo.
– Oczom zawsze mało, a jeżeli chodzi o ciało… – Spojrzał na swojego członka. – Mój penis chyba nie byłby w stanie wiele zrobić. Woli odpocząć. Jest przemęczony orgazmami, które mu dałeś. – Ponownie popatrzył na Paolo i chwycił jego dłoń przy pomocy, której było mu łatwiej wstać. Miał ochotę w ogóle się nie podnosić. Od razu jak tylko jego nogi dotknęły podłogi, kochanek porwał go w swoje ramiona.
– Domenico, chcesz powiedzieć, że nie masz już sił, aby ponownie dojść? – Oparł ich czoła o siebie, a dłonie położył na pośladkach Salieriego. Natomiast ręce partnera wykonały idealnie lustrzany ruch.  – To może jeszcze raz ci udowodnię, że zawsze jesteś w stanie dojść, kiedy ja cię do tego doprowadzam. Możesz to robić ciągle i ciągle i ciągle. – Ostatnie słowa powtarzał kilkukrotnie, po każdym cmokając usta Domenico i popychając go w stronę łazienki.
Zanim tam zniknęli Salieri zerknął na telefon i przebiegła mu przez głowę pytająca myśl, o tym jak radzą sobie Fabiano i Ivo. Ale zaraz ona zniknęła, kiedy drzwi łazienki zamknęły się za nimi, a usta Paolo skutecznie zawróciły jego uwagę na właściwą drogę.

*

Fabiano jeszcze raz spojrzał na emotkę, którą przysłał mu brat. Miał wrażenie, że ta bezczelnie się z niego śmieje. Nie miał sił, aby mu cokolwiek na to odpisać, jedynie w myślach zaklął, a nawet to wymagało wysiłku. Gdyby nie jego gość już oddawałby się krainie Morfeusza.
– Niewiele tu masz. Lubisz minimalizm? – zapytał Ivo rozglądając się po salonie, którego jedynymi meblami był jeden stolik, przy którym stała czarna, skórzana kanapa. Nie było żadnych foteli, ani niczego w tym stylu. O dywanie też zapomniano. Naprzeciwko sofy znajdowała się półka, na której stał telewizor w otoczeniu dwóch regałów wypełnionych prawniczymi książkami. Oczywiście nie mógł zapomnieć o fortepianie stojącym przy oknie. Instrument z prawdziwego zdarzenia był czarny, majestatyczny i Ivo odnosił wrażenie, że najważniejszy w mieszkaniu. Niczym honorowy gość, dla którego przeznacza się najlepsze miejsce.
– Powiedz co tu robisz? Do czego jestem ci potrzebny? – Fabiano zacisnął pas białego szlafroka, jakby to mogło sprawić, żeby nie było mu zimno. Do tego głowa coraz mocniej bolała, tak jak i oczy.
– Kiepsko wyglądasz – stwierdził Ivo, skupiając spojrzenie na Fabiano. Mężczyzna jeszcze po kąpieli miał rumieńce, ale teraz wyglądał blado i tak jakby miał upaść. – Dobrze się czujesz?
– Nie spałem od trzech dni. – To nie było tylko to. Przez ostatnie tygodnie całkowicie wyeksploatował swój organizm i teraz za to płacił.
– Balowałeś? – zażartował barista, opierając ręce na biodrach. – W sumie chętnie potańczyłbym.
– Ja nie baluję i nie tańczę. Co tu robisz? – Przeszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę z nadzieją, że mu pomoże. Potem wysłucha chłopaka i każe mu się wynosić, albo najlepiej by było jakby od razu wyrzucił go za drzwi.
Kuchnia była osobnym pomieszczeniem, oddzielona od salonu cienką ścianą, w której znajdowało się łukowe przejście. W przeciwieństwie do pokoju dziennego w niej  było bardzo jasno. Cała utrzymana w bieli i granacie. Głównym punktem był marmurowy blat, oczywiście w ulubionym kolorze prawnika. Ivo zaczął się rozglądać, ale nie zdążył przyjrzeć się bliżej pomieszczeniu, bo Fabiano zachwiał się i upadłby gdyby go nie przytrzymał. W innych okolicznościach szalałby ze szczęścia, że go w końcu dotyka, ale teraz po prostu zaczął się martwić.
– Człowieku, co z tobą?
Fabiano zły za okazanie słabości, próbował odepchnąć chłopaka, ale ten nie pozwolił mu na to trzymając go mocno. Nie wyglądał na tak silnego, albo po prostu to on jest zbyt słaby. Na tyle, że bez protestów pozwolił zaprowadzić się do sypialni. Jej odnalezienie nie było trudne dla Morettiego, bo to był jedyny pokój w mieszkaniu, w którym stało olbrzymie łóżko. Poza sypialnią znajdował się jeszcze gabinet po brzegi wypełniony kolejnymi prawniczymi tomami oraz łazienka urządzona bardzo nowocześnie.
– Kładź się i wyśpij. – Ivo zdjął koc z pościeli, uśmiechając się w duchu na wybór koloru przez mężczyznę. Potem odsunął kołdrę i niemalże wepchnął na wpół śpiącego Fabiano do łóżka. Przykrył go i zrobił tak jak robiła zawsze jego mama. Przyłożył dłoń do jego czoła. – Cholera, masz gorączkę. To pewnie przez to, że jesteś zmęczony. Powinieneś częściej o sobie pomyśleć lub mieć kogoś, kto będzie to robił za ciebie – mówił bardziej do siebie, bo w chwili kiedy głowa prawnika dotknęła poduszki mężczyzna zasnął.
Chłopak ukucnął przy łóżku i wpatrzył się w twarz śpiącego na boku Salieriego. Wyciągnął dłoń, by z troską odgarnąć opadające mu na twarz włosy, które jak pamiętał prawnik zawsze zaczesywał na prawy bok. Nie oparł się przesunięcia palcem po jego policzku, na którym wykłuwał się zarost.
– Tęskniłem za tobą. Nic nas nie łączyło, a ja jak głupi tęskniłem – szepnął, po czym odetchnął ciężko i wstał.
Udał się do kuchni, postanawiając zachowywać się jakby był u siebie w domu. Tam odnalazł butelkę niegazowanej wody oraz zrobił dla siebie herbatę w filiżance, bo nie znalazł żadnego kubka czy szklanki. Musiał zadowolić się czarną, bo zielonej nie było. Wrócił do sypialni, w której również królowały kolory granatu i postawił wodę na nocnym stoliku, a z filiżanką herbaty w dłoni, usiadł w wygodnym fotelu stojącym w pobliżu łóżka. Za nim znajdowała się szafa zajmująca niemalże całą ścianę. Jedno jej skrzydło było otwarte, ukazując wiszące garnitury.
Upił łyk herbaty popatrując na Fabiano, do którego wyrywało się jego serce i bolało na świadomość, że ten mężczyzna nigdy go nie pokocha. Przeniósł wzrok ze śpiącego na okno, za którym jeszcze trwał dzień, ale i on niedługo zacznie ustępować miejsca nocy, pokazując mijający czas. Coś, co wyznaczało kolejne miesiące jego samotności.

13 komentarzy:

  1. Dzisiaj zdałam sobie sprawę jak czekałam na dalszy ciąg historii :) i tak szybko się ten rozdział skończył, za szybko :3 Czekam na następne rozdziały że zniecierpliwieniem :D
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wenę, na pewno bardzo się przyda i pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Dziękuję za publikację kolejnego opowiadania :)
    Na reszcie poznamy historię Ivo i Fabiano :) Ale super :)
    Cieszę się, że w tle nadal będą ukazywały się losy Domenico i Paolo :)
    Dziękuję za Twoją pracę :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domenico i Paolo muszą także mieć jeszcze swoje pięć minut. Nie mogłam się ich pozbyć. :)
      Dziękuję za wenę i pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Przeczytałam wczoraj, ale dzisiaj skomentuję 😂
    Ciekawie się zaczyna
    Sądzę że ta część będzie jeszcze lepsza, czekałam na losy Ivo i Fabiano.
    Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieto, wydajesz tyle tych tekstów, że już się pogubiłam który jest który. Nie mam nawet czasu przejrzeć wszystkiego dokładnie a o czytaniu nawet nie wspominając... Boli mnie, że nie mam czasu przeczytać na razie Twoich opowiadań, ale na pewno kupię wszystkie... Niebawem albo w dłuższym odstępie czasowym, ale kupione i przeczytane będą :D Także życzę Ci powodzenia i dalszych sukcesów w pisaniu, bo widzę, że ostatnio z ilością idzie Ci nieźle. Już się nie mogę doczekać, aż sięgnę po którąś z historii.
    Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaję tak dużo. Tak mi się wydaje. :D Jakbym mogła pisać więcej, miała więcej nie tylko czasu i pomysłów na rozwinięcie tekstów to wtedy byłoby ich dużo. :D Będziesz mieć czas i kiedyś wszystko co kupisz przeczytać. Ja kupuję teksty innych autorów i większości jeszcze nie przeczytałam. Ale kupuję, bo wiem, że warto kogoś wspomóc, a czytanie poczeka. :)
      Dziękuję za wszystko i pozdrawiam. :***

      Usuń
  5. Nie wytrzymałam i kupiłam wszystkie części Amare :) ( Nie skomentuję bo nie chcę spoilerować osobom, które czytają na blogu na bieżąco. Pytanie więc zadaję jak się z Tobą kontaktować w sprawie bety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zakup serii. :D W sprawie bety możesz napisać do mnie na maila: Luana@onet.pl W tytule wpisz "beta", żebym czasem maila nie przegapiła. :)

      Usuń
    2. Nie ma za co :) i oka :)

      Usuń
  6. Hejeczka,
    och pieknie jednak Ivo zapadł w pamięci Fabiano... cudownie Paolo i Demonico to chyba miesiąc miodowy przeżywają, smutno że matka Ivo zmarła...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    no i już w końcu zaczynam czytać tom drugi...
    więc jednak Ivo to zapadł w pamięci Fabiano, wygląda na to, że Paolo i Demonico to miesiąc miodowy przeżywają, matka Ivo zmarła tak smutno...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)