Zainteresowanych drugą częścią Buntownika zapraszam na moje konto na Beezar.pl. Jeżeli dzisiaj wróciłam na tyle wcześnie po wyjeździe, to pojawił się tam tekst. Ale, jeśli go nie ma, to będzie jutro i jutro pojawi się oficjalne ogłoszenie. Tych, którzy nie czytali pierwszego tomu uprzedzam, aby nie zapoznawali się z jego opisem oraz darmowym rozdziałem, aby sobie nie zaspoilerować treści. Chyba że komuś to nie przeszkadza. :)
Dziękuję za komentarze. :)
Postawił przed Molly
talerz z jajecznicą, którą zrobił dla całej rodziny, poza Lori, bo siostra
jeszcze nie wróciła od koleżanki. Zrobił też każdemu po herbacie zanim usiadł
napotykając zmarszczone brwi mamy.
– JD, czy coś się
stało?
– Dlaczego pytasz? –
Wziął z koszyczka kromkę chleba.
– Wyglądasz jakbyś był
smutny.
– Nie wyspałem się.
Zresztą dzisiaj ubieramy choinkę, więc dlaczego miałbym się smucić, prawda
Molly? – Zaśmiał się sztucznie.
– Oczywiście, ale
pamiętaj ja wieszam te gwiazdki i aniołki.
– W porządku. – Tak do
końca nie okłamał mamy. Faktycznie nie wyspał się. Prawie całą noc rozmyślał o
Caseyu i wczorajszym wieczorze. Ciągnęło go, żeby do niego zadzwonić, ale
powstrzymywał się przed tym działaniem. Nie będzie się narzucał i to do
McPhersona należy kolejny krok.
– Wczoraj również był
ten chłopak – stwierdziła mama zza uniesionej szklanki. – Sądziłam, że już
skończyliście ze wspólną nauką.
– A był – wtrącił Danny
z buzią pełną jedzenia – JD obiecał nam nagrody za to, że będziemy siedzieć w
pokoju i nie będziemy włazić do jego.
– Najpierw przełknij
później mów – pouczył brata JD unikając wzroku mamy. Kobieta nie wiedziała, że
on jest gejem, podejrzewał, że się czegoś domyśla, lecz nie pyta czekając aż
sam się przyzna. Nie zamierzał na razie jej tego mówić, chyba że zapyta wprost.
– Musisz iść kupić nam
czekolady i masło orzechowe. – Ryan pochłaniał śniadanie chcąc już biec do
komputera.
– Nie udław się.
Dzisiaj nie ma grania. – Matka wstała, aby ukroić więcej chleba. – Macie razem
z Lori i JD posprzątać i ubrać choinkę.
– Mamo.
– Ryan.
– Mamuś.
– Ryanuś. Nie
wygrasz ze mną, chłopcze. – Ułożyła bochenek chleba na krajalnicy i nacisnęła przycisk,
ale maszyna nie zadziałała. Sprawdziła czy na pewno jest podłączona do
kontaktu, ale była. Zresztą jej najstarszy syn chwilę temu krajał pieczywo. –
JD, chodź no tu. Chyba znów się zepsuło.
– Mówiłem, żeby kupić
nową. Nie są drogie. Mogę zapłacić ze swojej kasy.
– Nie będziesz wydawał
swojej. Przyda ci się na studiach. Dostanę wypłatę dziesiątego stycznia to
wtedy kupimy, jeśli nie da się tego naprawić. Nożem też da się kroić. – Wyjęła
z szuflady wspomniany przyrząd o czerwonej rączce.
– No dobra, jak
chcesz. Tylko potem nie mów mi, że kromka ma grubość kilku centymetrów z jednej
strony, a z drugiej jest przeźroczysta. Wiesz, jak ja coś nożem kroję. –
Wziąwszy ze stołu pusty talerz i szklankę, wrzucił naczynia do zlewu. – Zjadłem
już, więc pójdę do sklepu po te łakocie.
– Na pewno wszystko w
porządku? – Ukroiła jedną kromkę i położyła na stole przed najmłodszym
synem.
– Ta, w porzo. Dobra,
chłopaki idę po te wasze skarby.
– Mogę iść z tobą? –
zapytała Molly stając przed nim na baczność. – Już wszystko zjadłam.
– Tylko ubierz się
ciepło. Pójdziemy do tego sklepu na końcu ulicy – poinformował mamę. Te małe
zakupy będą dla niego doskonałą ucieczką przed pytaniami matki.
Dziesięć minut później
weszli do osiedlowego sklepiku, w którym sprzedawczyni siedziała za ladą i
czytała gazetę. On wziął koszyk, a dziewczynka od razu pobiegła do działu ze
słodyczami. Kiedy dotarł do niej już miała w ręku paczkę żelków, lizaki i
szukała czekolad, które lubią jej bracia.
– Te lizaki to dla
ciebie mam rozumieć?
– Oczywiście.
Aktorka może sobie od czasu do czasu pozwolić na małe co nieco – odpowiedziała
stając na palcach i próbując zdjąć z górnej półki czekolady.
– Chyba jeszcze musisz
podrosnąć. – Wrzucił słodycze do koszyka. – To poszukajmy jeszcze masła
orzechowego. Tego dobrego.
– I pamiętaj o
ketchupie. Mama kazała nam go kupić.
– Racja. Widzisz, co ja
bym bez ciebie zrobił?
– Zapomniał się? –
zapytała słodko.
– Ta, bym się
zapomniał. – Uwielbiał ją.
Wkrótce, gdy w koszyku
wylądowała duża, ale tania butelka ketchupu podeszli do lady, gdzie
ekspedientka skasowała ich produkty i podała cenę. JD, skrzywił się na jej
wysokość, ale czasami mógł sobie na to pozwolić. Na szczęście rachunki już
zostały opłacone, on na przyszłość odłożył niewielką sumę, więc część tego co
miał, mógł wydać na rodzeństwo i święta. Jak zwykle Boże Narodzenie nie będzie
u nich pełne przepychu, ale dla żadnego z nich nie miało to znaczenia, bo mieli
siebie. Do świątecznej atmosfery nie potrzebowali suto zastawionego stołu, domu
pełnego światełek i ozdób, tylko kochającej się rodziny.
Wychodząc ze sklepu
Molly wzięła go za rękę, bo musieli przejść przez ulicę. Kiedy znaleźli się po
drugiej stronie i szli spacerkiem w stronę bloku dziewczynka zapytała:
– A Casey przyjdzie
jeszcze do nas?
– Nie wiem. Chciałbym.
– Zapatrzył się w zachmurzone niebo. – Lubisz go?
– Bardzo. Jest bardzo
fajny i miły. Ma ładne oczy.
– Siostra, tylko mi się
tu nie zakochaj. – Ręką w której nie trzymał reklamówki poprawił Molly
zsuwającą się czapkę.
– No co ty. Za stary,
ale fajny – powtórzyła. – O, i tam stoi. – Pokazała ręką przed siebie.
JD podążył wzrokiem za
jej wskazówką i stwierdził, że siostra się nie myliła. Na parkingu, oparty o
swój samochód, stał McPherson. Nie widział ich, bo ciągle gapił się na telefon
lub w stronę klatki, w której mieszka JD.
– Pójdziemy się
przywitać?
Co miał jej
odpowiedzieć? Kiedy powie, że nie, to będzie na niego obrażona, kiedy podejdą
do niego, nie wie czego się spodziewać. Już samo to, że Casey przyjechał dawało
mu nadzieję, ale czy powinien ją mieć? Zanim podjął jakąkolwiek decyzję został
pociągnięty przez siostrę, która bynajmniej nie zamierzała skierować swoich nóg
w stronę bloku. Zanim Casey ich zobaczył, JD przywdział na twarz swój
standardowy uśmieszek. Z jakiegokolwiek powodu McPherson tutaj przyjechał na
pewno w obecności Molly nie rzuci mu tym w twarz. Obojętnie co by to było. Nie
mógł już uciec, bo Casey spojrzał na nich i jak na złość JD nie mógł nic
wyczytać z jego twarzy.
– Hej – przywitał się.
– Cześć, Casey.
– Hej i cześć
Molly. Co wy tu robicie? – Schował telefon do kieszeni. Już nie musiał szukać w
sobie odwagi, żeby zadzwonić do Emo.
– To prędzej ja mogę
zapytać co ty tu robisz? My, jak wiesz mieszkamy w bloku za mną.
– Chciałem z tobą
porozmawiać. Możemy gdzieś na spokojnie pogadać? Sami.
– Dobra, to ja ją
odprowadzę, a potem zejdę i pogadamy.
– W porządku. –
Denerwował się nie potrafiąc odwrócić od niego wzroku od JD. Powinien uciec,
lecz coś sobie postanowił i nie zamierzał stchórzyć. – To ja zaczekam tutaj na
ciebie.
JD skinął głową.
Pozwolił jeszcze, aby Molly przybiła „piątkę” z Caseyem i gdy już miał odejść
dziewczynka odwróciła się z pytaniem:
– Może pójdziesz z
nami? Będziemy ubierać choinkę.
– Eee… – Podrapał się
po karku. – Może innym razem. Naprawdę chciałbym porozmawiać z twoim bratem w
cztery oczy.
– Szkoda. – Zrobiła
usta w dzióbek. – To może kiedyś tam zobaczysz naszą choinkę. Mama mówi, że
zawsze ładnie ją ubieramy.
– Właśnie, mógłbyś
pomóc – wtrącił JD – a przy okazji znajdziemy chwilę na rozmowę. Co byś
powiedział na dzisiejszy wieczór? Moglibyśmy gdzieś pojechać i… pogadać. – Stał
gapiąc się na niewiedzącego co robić McPhersona.
– Nie chciałbym
przeszkadzać.
– Mama lubi gości
i ciebie, chodź. – Molly złapała najstarszego chłopaka za rękę, a swojego brata
za drugą. – Jesteśmy jak trzej muszkieterzy. Oglądałam kiedyś o nich bajkę –
paplała wesoło prowadząc ich w stronę budynku energicznie przy tym machając
rękoma.
– Urwiesz mi rękę. –
Skrzywił się JD próbując nie okazać tremy. Zaczynał żałować, że przytaknął
pomysłowi siostry. Przecież nie wiedział, dlaczego Casey chce się z nim
spotkać. Wczoraj wyszedł wyglądając tak jakby miał już nigdy tu nie wrócić.
Natomiast dzisiaj pojawił się z nikąd i tak naprawdę nie miał nic przeciw
spędzeniu czasu razem. Co to wszystko miało oznaczać? Chyba dowie się tego
wieczorem, do tej pory udając zwykłego kolegę i udając że poprzedniego wieczoru
nie było.
* * *
Czuł się dobrze ubierając
choinkę z kłócącą się dzieciarnią i jak nigdy milczącym JD. Chłopak co jakiś
czas ze zmarszczonymi brwiami przyglądał mu się o nic nie pytając. W sumie miał
rację, rozmowa, która ich czeka nie mogła zostać przeprowadzona przy świadkach.
Tym bardziej, że nie ma pojęcia czy rodzina JD wie, że chłopak jest homoseksualistą.
W razie czego wolał nic na ten temat nie wspominać, dzięki czemu nie zdradzi
siebie. Zapadłby się pod ziemię, gdyby ktokolwiek się o nim dowiedział. Na
pewno nie ma mowy, aby prawda o nim wyszła na jaw w szkole lub przy rodzicach.
Wolałby się zabić, niż przyznać się innym, że jest tym, co zawsze tępił. Tylko
jeśli przyznał się przed samym sobą, to czy inni z łatwością się nie dowiedzą,
że tak naprawdę jest gejem? Mógłby jeszcze zakazać JD rozpowiadania o tym –
chociaż wierzył, że Emoś nikomu nie powie, bo sam nie jest całkiem otwarty – i
stąd wyjść, lecz tak naprawdę nie chciał. Prawda, że rano wiele go kosztowało,
aby utrzymać się w swoim postanowieniu, przyjechać tu, zdobyć się na odwagę,
której zawsze mu brakowało jeśli o to chodziło, ale kiedy tu był, kiedy na
niego patrzył, docierało do niego, że nie chce niczego innego, tylko właśnie
tego. Nie, nie kocha JD ani nic z tych rzeczy. Bardziej fascynuje go ten
chłopak, podoba mu się i pociąga go. Ma okazję spróbować czegoś, czego tak
bardzo się obawiał i do tego tak naprawdę nie chciał nikogo innego. Po raz
pierwszy spotkał kogoś z kim mógłby… Czy mógłby z nim coś więcej?
– Ej, ty zamyślony. –
JD trącił go łokciem w bok. – Podaj mi w końcu tę bombkę.
Casey ocknął się i
spojrzał na stojącego na drabinie JD. Zorientowawszy się, że trzyma w dłoni
jedną z dużych, czerwono złotych bombek podał mu ją. Ich palce zetknęły się ze
sobą w momencie, kiedy młodszy chłopak chwycił za drucik, dzięki któremu ozdoba
mogła zawisnąć na choince. W pierwszej chwili McPherson chciał zabrać dłoń, ale
kopnął siebie mentalnie i nie uciekł.
– Dobra, daj mi jeszcze
tą ostatnią – poprosił JD wieszając bombkę na jednej z gałęzi. Zerknął przy tym
co robi jego młodsze rodzeństwo, gdyż chwilę wcześniej Molly i Danny kłócili
się o to, gdzie co ma wisieć. Napyskował im trochę, pogroził i teraz grzecznie
zajmowali się swoją częścią dość dużej choinki. Kilka lat temu kupili sztuczne
drzewko, ale nie przeszkadzało im to. Nie mieli zbędnych pieniędzy, żeby
każdego roku kupować żywą choinkę. Ta służyła im już długo, nadal jest ładna i
jeszcze przez parę lat będzie gościć w ich domu.
– Trzymaj, panie
mądraliński. – Podał JD ozdobę, a potem cofnął się oglądając ich wspólne
dzieło. W domu nigdy nie ubierał choinki, bo podobno zawsze robił to źle. Mama
sama się tą czynnością zajmowała niemal mierząc centymetrem, aby ozdoby
znajdowały się od siebie w równej odległości. Musiało być idealnie, zawsze na
niebiesko i bez migających światełek. – Ekstra, co nie?
JD zszedł z drabiny i
przesunął ją na bok. Stanął obok Caseya przyglądając się choince całej złoto
czerwonej z kolorowymi łańcuchami, zrobionymi przez jego siostry i migającymi
światełkami.
– Jeszcze na czubku
założymy gwiazdę i będzie zajeb… fajnie – poprawił się JD, nie chcąc przeklinać
przy dzieciakach. Schylił się i z pudełka wyjął sześcioramienną gwiazdę. Podał
ją Caseyowi.
– Co?
– Co, co? Ty załóż.
Jesteś gościem. Załóż.
– Wolę nie. – Sama
myśl, że miałby wejść na drabinę paraliżowała go. Zdecydowanie wolał trzymać
się podłogi. – Niech Molly to zrobi. Podniosę ją, a ona to założy.
– Super. – Dziewczynka
podniosła się z kucek cała uśmiechnięta.
JD przewrócił oczami.
– Mów od razu, że masz
lęk wysokości. Dobra, to niech Molly ją założy. – Podał gwiazdę siostrze, a ta
wraz z dziewczynką została uniesiona ku górze. – Tylko uważaj, bywało, że się
ciężko zakładała. Trzymaj ją.
– Trzymam. Jest lekka
jak piórko. Nie zachowuj się jak matka kwoka. Gwarantuję, że nic się jej nie
stanie. No, jak tam, mała?
– Już założyłam.
– To winda w dół –
powiedział McPherson ku radości dziecka.
JD zapatrzył się na
Caseya. Chłopak zachowywał się swobodnie, dbał o Molly i wyglądało, że naprawdę
dobrze się bawi. Obawiał się trochę tej ich rozmowy, lecz czyż jego zachowanie
nie świadczyło, że będzie dobrze? Powinien już się o tym przekonać, a nie
czekać, bo inaczej nerwy go zjedzą, a on nie zawsze jest cierpliwym
człowiekiem.
– Miałbyś coś przeciw,
jeżeli teraz byśmy gdzieś pojechali i pogadali?– rzucił ni stąd ni zowąd.
McPherson postawiwszy
dziewczynkę na podłodze zaskoczony spojrzał na JD.
– No, nie mam. Po to tu
przyjechałem.
– W porzo, to pójdę do
kuchni i powiem mamie, że wychodzę. Pomyśl, gdzie moglibyśmy się udać.
– Tam gdzie bylibyśmy
sami?
– Zdecydowanie tak.
* * *
Casey zaciągnął hamulec
i zacisnął ręce na kierownicy. JD siedzący obok niego wyglądał przez okno.
Znajdowali się gdzieś poza miastem, w pobliżu leśnych terenów. Zatrzymali się w
ustronnym miejscu, z dala od drogi, aby móc spokojnie porozmawiać, ale okazało
się, że pierwszy raz w życiu im obu jednocześnie odebrało mowę. W końcu po
kilku minutach ciszy młodszy chłopak usiadł tak, aby patrzeć na McPhersona.
– To co, będziemy tak
siedzieć i gapić się na drzewa czy po prostu pogadamy jak dwaj faceci?
– Aha.
– Aha? Słuchaj,
mięśniaku ja wiem, że twój mózg czasami nie chce z tobą współpracować, kiedy
się denerwujesz, ale nie będę tu siedział do nocy. Nie przywaliłeś mi po
wczoraj, super. Niestety nadal nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Jesteś tu,
to mi daje jakąś podpowiedź, ale co dalej?
Popatrzył na JD, na te
jego niezamykające się usta i nagle złapał go dłońmi za kark całując mocno i
stanowczo, zmuszając jego wargi do rozsunięcia się. Przerażenie jakie czuł
sprawiało, że zaczynał dygotać, lecz nie zamierzał się wycofywać. Chciał w to
brnąć dalej, bojąc się co z tego wyniknie, ale musi to zrobić. Całowaniu
chłopaka towarzyszyło masę emocji. To nie był sztuczny pocałunek jakim obdarzał
te niby dziewczyny, żeby zachować pozory. Tu był ogień, namiętność i desperacja
połączona z pragnieniem. JD całkowicie mu się poddawał zarzucając mu ręce na
szyję i w miarę możliwości przytulając się do niego. Chłopak drżał w jego
ramionach, a on nie przestawał go całować pozwalając się całkowicie owładnąć
chwili.
Oddawał pocałunek
pasją, splatając ich języki ze sobą i kąsając wargi Caseya. Krew burzyła mu się
w żyłach, a ciało odpowiadało na każdy ruch chłopaka, jakby było zaprogramowane
tylko dla niego. Otumaniony ekscytującym doznaniem i nie odrywając swoich ust
od tych drugich, uniósł się i, mimo że z trudnością, to znalazł się na kolanach
Caseya. Zszokowany chłopak oderwał od niego wargi zaskoczony tym ruchem.
– JD. – Patrzył to w
oczy, to na nabrzmiałe po pocałunku wargi, chcąc ponownie zatopić się w tym co
robił.
– Po co przyjechałeś,
Casey?
– Do ciebie. – Wsunął mu
ręce pod kurtkę i złapał za biodra.
– Czy chcesz czegoś
więcej, czy tylko się zabawić?
– Szczerze to jeszcze
nie wiem. Jedno co wiem to, to że nie mogę oderwać od ciebie oczu, rąk… ust. –
Wziął głębszy oddech próbując się uspokoić. – Chciałbym tak wiele… – W pełni
odsłaniał się przed nim i jeżeli chłopak go wyśmieje, to da mu w zęby.
– Wiesz czego ja bym
chciał? – zapytał JD przesuwając się na jego kolanach tak, aby przykleić się do
chłopaka. – Ty chyba też. – Wyczuwał pod swoim tyłkiem, że Casey już jest
podniecony. W sumie on też by tak reagował, gdyby po raz pierwszy dostawał to
za czym tęsknił. – Co powiesz, żebyśmy się przenieśli na tylne siedzenie?
– E… A… Że… – dukał.
– Nie chcesz? – Skubnął
dolną wargę Caseya.
– Ale, że ty chcesz…
– Po prostu chcę się
popieścić i pokazać ci parę fajnych rzeczy, a co będzie dalej, okaże się. – Nie
chciał mu tego mówić, ale Casey słodko się rumienił. Mógłby go zawstydzić i
wredna natura, aż wołała o to, ale wyszłyby nici z ich „rozmowy”.
– Nikt, absolutnie nikt
nie może się o tym dowiedzieć, o mnie, o wszystkim, rozumiesz?
– Ma się rozumieć. To
jak idziemy na tylne siedzenie czy wracamy do domu? – Wysunął koniuszek języka
i polizał go po ustach drocząc się z nim, kusząc.
– Podobno mam bardzo
wygodną tylną kanapę, a w bagażniku koc.
– Wozisz ze sobą koc? –
Zszedł z niego.
– Raz go zabrałem i nie
odniosłem do domu, i tak został.
– Koc się bardzo
przyda. – Przynajmniej nie pobrudzą siedzenia. Wysiadł przenosząc się do tyłu.
Zdjął kurtkę. W aucie w czasie drogi dość dobrze się zagrzało, więc zimno im
nie groziło. Po chwili dołączył do niego Casey, wrzucając mu na kolana koc w
małe pieski.
– Ładne.
– Cicho, nic nie mów. –
Zamknął drzwi pakując się na siedzenie. Coraz bardziej się denerwował.
– To może mnie pocałuj,
żebym się zamknął. – JD uniósł brwi prowokująco. Wyczuwał zdenerwowanie
McPhersona i nie dziwił się temu. Cóż, jakoś go uspokoi, a potem pożądanie
zrobi resztę.
Casey nachylił się ku
JD przyglądając się jego twarzy i nie mając pojęcia co robić.
– Nigdy z nikim nie
byłem. Zawsze kończyło się na pocałunkach. – Lekko ucałował go w policzek. –
Nie wiem czego oczekujesz.
– Nie myśl. Wczoraj
doskonale sobie radziłeś. – Rozsunął zamek jego kurtki i pomógł mu ją zdjąć. –
To nie będzie potrzebne. – Ma do czynienia z prawiczkiem, co mu się podoba i
nie. W każdym razie liczy, że chłopaka poniesie żądza i po prostu pozwoli
działać instynktowi. On sam jeśli chodzi o seks nie jest typem nauczyciela.
Nigdy nie lubił sprawować kontroli, tylko oddać ją dominującemu chłopakowi.
Teraz jednak musi troszkę inaczej zadziałać. – Po prostu się odpręż. – Zdjął z
siebie sweter ukazując mu swoje jasne ciało. Wzrok Caseya zaczął mu wypalać
skórę, a gorące dłonie przesunęły się od szyi w dół i z powrotem.
Spojrzenie Caseya
przyciągały sutki JD, a dotykanie go jeszcze bardziej chłopaka podniecało.
Odnosił wrażenie, że jeszcze trochę i jego penis przebije mu spodnie, a potem
wystrzeli ochlapując spermą tę jasną skórę. Żar, który w nim rozgorzał sprawił,
że przywarł ustami do szyi JD popychając go na siedzenie, zaczął całować
opętańczo. Uspokoił swoje nerwy kiedy chłopak mu się poddał. Coś się w nim
zmieniało, szalało i usilnie potrzebowało dostać to, na co tak długo czekało.
Ekscytacja z całowania chłopaka budziła w nim pragnienie zakosztowania
wszystkiego co daje taki kontakt i chciał go bardzo dużo.
JD leżący na plecach i
dający się całować czerpał wielką satysfakcję z tego uczucia. Do tego będąc
napalonym jak diabli i chcąc czegoś znacznie więcej niż tego po co tu
przyjechał.
– Podoba mi się ta
rozmowa – zamruczał. Niecierpliwy Casey dotykał go trochę za mocno, ale nie
narzekał. Zwłaszcza, że chłopak ocierał się o niego, a on czuł na swojej nodze
jego wzwód.
– Mnie też. Podobno
gesty mówią więcej.
– Te co mówią?
McPherson przerwał
całowanie torsu JD i spojrzawszy w jego oczy powiedział:
– Że pewnie chcę za
dużo.
– Skąd wiesz? Jeśli nie
spróbujesz nie dowiesz się jak wiele możesz i co możesz dostać. – Zatrzymał
wzrok na jabłku Adama, które poruszyło się, kiedy Casey przełknął ślinę. – Nie
jestem prawiczkiem, a ty mi się podobasz. – Przesunął nogą po jego nodze,
kusząc go i samemu chcąc więcej. Jeśli miałoby się coś takiego nie powtórzyć,
to woli to wziąć już teraz. – Masz gumkę?
– Ee… Ee… Gum… Zawsze
mam. – Sięgnął do kieszeni i wyjął z portfela opakowanie prezerwatywy, a serce
przy tym przyśpieszyło swoje uderzenia.
– A dobra jest? To
znaczy, nie jakaś stara?
– Tak, nawilżona i no…
i taka… dobra no. – Na policzki wkradła się czerwień. Dlaczego JD go o to pyta?
– Nigdy nie byłeś nawet
z dziewczyną. – Popchnął go, tak, żeby się spod niego wysunąć. Całe szczęście
na tylnej kanapie było dużo miejsca. – Nie wiem jak długo ją nosisz.
– Nie. No, mówiłem ci…
– Dobra, spoko. To
chyba czas, żebyś zobaczył co to seks. – Zdjął swoje buty, a potem dobrał się
do rozporka Caseya ponownie złączając ich usta ze sobą. – Chcę cię. Wiesz co
mam na myśli. – Nie planował tego, ale brał to pod uwagę już kiedy tu jechali.
Zresztą po co się będzie zastanawiał, czy powinien to robić czy nie. Ma okazję,
jest chłopakiem, ma siedemnaście lat, chce seksu i zamierza go mieć, bo ma taką
możliwość. Tym bardziej, że jak nie planował, tak zakochał się w tym chłopaku.
Wsunął mu dłoń pod bieliznę dotykając włosów łonowych, a przesuwając ją lekko z
bok mógł poczuć jego twardego penisa. Pogładził go palcami, co wywołało drżenie
Caseya.
Co się właśnie działo?
JD chciał, aby… Coś w nim bardziej rozgorzało na samą myśl, a dłoń na jego
członku tylko wszystko wzmacniała. Nigdy nikt go tam nie dotykał i to jest
lepsze niż kiedy pozwalał działać swojej wyobraźni. Przyciągnął chłopaka do
siebie i jeszcze raz mocno pocałował, rękoma badając jego ciało, przy czym
coraz częściej zsuwając dłonie na pośladki JD. Widział, że w filmach tak robią,
ale gdzieś w głowie tłukło mu się, że porno to nie rzeczywistość. Czuł jak pod
jego dotykiem młodszy chłopak napina pośladki, to je rozluźnia. Bardzo chciał
je zobaczyć i poczuć bez zbędnych ubrań.
JD wyprostował się,
rozesłał koc najszybciej jak się dało i rozpiął swoje spodnie.
– Sięgnij po to czego
chcesz, ale najpierw chcę cię zobaczyć. – Odsunął się na tyle, aby Casey miał
swobodę rozebrania się, zresztą on też nie czekał na to, aby chłopak się nim
zajął. Również pozbył się dolnej części ubrania, żałując trochę tych spartańskich
warunków, ale lepsze to niż nic.
McPherson zagapił się
na penisa chłopaka czując, że w ustach zbiera mu się ślina. Sięgnął dłonią do
wnętrza jego uda i pogłaskał je. Przesuwając ręką w górę zatrzymał się tuż przy
jądrach.
– No dalej, Casey. – Pragnął,
aby chłopak go dotknął, tak jak on dotykał właśnie jego. Podobał mu się penis
McPhersona, był dla niego taki w sam raz, zarówno długość jak i grubość. Och i
ta szeroka główka i widoczne żyły bardzo go nakręcały. Pragnął odwrócić się i
oddać, ale cierpliwie czekał na następny ruch Caseya. Nie poganiał go,
rozumiejąc, że chłopak musi sam do tego dojrzeć, tym bardziej, że twarz Caseya
bardziej wyrażała potrzebę niż obawę.
Oderwał wzrok od jego
penisa i spojrzał na siebie. Na to jak dłoń JD głaszcze go sprawiając mu
rozkosz, a później w oczy chłopaka pełne oczekiwania. Tak, chce tego. Chce go
dotknąć i nie zamierza od tego uciekać. Ponownie skierował dłoń wyżej,
dotykając moszny, przy czym JD bardziej rozsunął nogi. Sapnął czując jaki
chłopak jest gorący, chyba tak samo jak on, bo czuł, że własne krocze mu
płonie, a dotyk tylko wzmagał ten stan. Po kolejnej chwili wahania w końcu
dotknął palcem trzonu penisa, który drgnął. Nie ma się czego bać, też ma
penisa, tylko teraz to będzie inaczej, powtarzał sobie w myślach i objął go
wokół palcami, na co biodra JD pchnęły w jego dłoń.
– Ależ masz gorącą
rękę. Cholera mógłbym już tak skończyć. – JD zadygotał, ale ostatnim wysiłkiem
powstrzymał się, co było dla niego bardzo trudnym zadaniem. Odsunął dłoń od
penisa McPhersona i jego rękę od siebie. Nie zamierza dłużej czekać. – Wiesz co
to jest palcówka? – Tak bardzo nie chce go uczyć, ale nic nie mógł na to
poradzić, że musiał coś mu powiedzieć. To dla chłopaka pierwszy raz i bał się,
że go poniesie. Tym bardziej, że nie mieli żadnego nawilżenia. Casey tylko
kiwnął mu głową. – Musisz pomóc sobie śliną, tylko powoli. Dawno nikogo nie
miałem.
– Ale nie muszę cię tam
lizać? – zapytał jeszcze bardziej czerwieniejąc na twarzy. Nie ma zamiaru robić
czegoś takiego. Nigdy w życiu! To obrzydliwe!
– Nie. Do tego bym
musiał się porządnie wymyć. Wiesz o co mi chodzi? Inaczej się na coś takiego
nie zgodzę.
– Nie rób ze mnie
idioty. – Chyba bardziej czerwony nie mógł się zrobić. Ten cholerny Emo
zawstydzał go na tyle, że jeszcze trochę i mu oklapnie, i z seksu będzie figa z
makiem.
– Nie robię. Tylko
mówię. Po prostu na nią spluń. – Odwrócił się ukrywając swój łobuzerski
uśmieszek. Czerwony ze wstydu McPherson naprawdę jest niewiarygodnym
zjawiskiem. Jedną nogę zsunął na podłogę, druga została na kanapie. Wsunął rękę
pod siebie i powoli się pieścił chcąc swoją uwagę skupić na tych odczuciach.
Cały napalony uklęknął
za JD. Wstyd gdzieś odszedł, kiedy zobaczył jego pośladki. Wiedział, że chłopak
ma chudy tyłek, ale wydał mu się bardzo seksowny. Zawsze lubił gapić się na
męskie tyłki i teraz jeden ma tuż na wyciągniecie ręki. Pogłaskał go kilka razy
po pośladkach, a potem je rozchylił. Wstrzymał oddech na widok, który go
jeszcze bardziej podniecił. Wsunie się w ten ciasny krąg mięśni i będzie mu tak
dobrze. Już najchętniej by to zrobił, lecz JD przypomniał mu co najpierw ma
zrobić. Pochylił się i splunął na jego zaciśniętą dziurkę robiąc to co musiał
zrobić inaczej JD utnie mu jaja.
Odetchnął czując jak
palec Caseya dotyka go, pieści, a później stara się wsunąć w niego. Zabolało,
ale da radę. Cholera, że też nie pomyślał o nawilżeniu, ale nie było mowy, żeby
się wycofał. Zawsze marzył o romantycznym seksie, co zdaniem innych mogło do
niego nie pasować, ale i seks w samochodzie ma swoje plusy. Od dzisiaj Casey,
będzie siedział za kierownicą i myślał co robili na tylnym siedzeniu, a to
będzie prowadzić do tego, że pomyśli o nim. Chwila odbiegnięcia myślami od tego
co robił mu chłopak, pozwoliła się rozluźnić. Nadal samemu się masturbując poruszył
się na palcach, które były już wewnątrz niego i lekko go ocierały. Gdyby nie
tak mocne podniecenie, to by z tego zrezygnował.
– Więcej śliny, Casey.
Zresztą… Wyjmij je. – Gdy chłopak za nim spełnił polecenie odwrócił się i wziął
leżącą na kanapie saszetkę z prezerwatywą. Rozpakował ją. – Tylko powoli –
mówił naciągając kondom na penisa McPhersona.
– O… okej. – Chyba
zaczynał się denerwować, ale kiedy znów zobaczył ten słodki tyłeczek wiedział
co ma robić. Uklęknął za nim przystawiając główkę do wejścia i pchnął.
JD krzyknął, kiedy ból
rozszedł się po nim, gdyż Casey nie mając w sobie nic z delikatności zamiast
zrobić to ostrożnie po prostu mu go wsadził. Wyciągnął rękę, żeby złapać za
biodra chłopaka i go powstrzymać.
– Kurwa, poczekaj.
Wieki tego nie robiłem. – Skrzywił się z bólu. – Mówiłem powoli, kurde. –
Szlag. Oparł czoło na drugiej ręce oddychając szybko i starając się nie myśleć,
że fiut McPhersona właśnie rozdziera jego tyłek. Nie robił tak, ale on to w ten
sposób odczuwał. – Potrzebuję chwili. Poczekaj.
Casey z trudem
powstrzymał pchnięcia. Było mu tak dobrze, że pragnął tylko poruszać się i
dojść. Rozumiał, że zrobił coś nie tak, niestety z trudem nad sobą panował i by
tylko pchał i pchał głębiej swojego ściśniętego penisa.
– Jesteś jak taran, McPherson.
Mówiłem, powoli – warknął ponownie. Poprawił się, tak, aby penis w nim
dopasował się do niego. Owinął palce wokół swojego miękkiego członka i zaczął
poruszać szybko ręką. Cholera, mógł go
dosiąść i panować nad tym co robi chłopak.
– Przepraszam. –
Pochylił się nad nim całując go delikatnie w szyję i mimo wszystko zaczynając
poruszać biodrami. – Nie mogę się powstrzymać. To wszystko jest dla mnie takie…
– syknął kiedy kolejne pchnięcie sprawiło, że przez całe ciało przebiegły go
dreszcze przyjemności.
– Spoko. Następnym
razem, wolniej. – Na szczęście już tak bardzo nie bolało, a dzięki swojej ręce
mógł znów się podniecić. Jego penis stawał się ponownie twardy, a ten Caseya
rozpychał go poruszając się w nim. Starał się zapomnieć o dyskomforcie i skupić
głównie na swojej ręce. Przynajmniej chciał dojść, nie myśląc, że przez tydzień
nie usiądzie na tyłku.
Tak dobrze, tak ciasno,
tak ciepło. Jak mógł się przed tym bronić? Przywarł do pleców JD już nad sobą
nie panując i czując, że niedługo dojdzie. To cud, że nie stało się to, kiedy w
niego wszedł. Ta myśl, że w nim jest i ma pod sobą właśnie chłopaka całkowicie
nim zawładnęła. Uniósł tułów i złapał wąskie biodra JD. Spojrzał w dół. Penis
to chował się, to pokazywał wysuwając się niemal do końca i znów chował w
wąskim tunelu, który go pochłaniał. Zaczął się szybciej poruszać, myśląc już
tylko o sobie. Nigdy nie był tak bardzo podniecony i tak bliski silnego
orgazmu.
– Jak dobrze – sapnął i
nie minęła chwila, a doszedł gwałtownie zupełnie nie panując
nad silnymi pchnięciami swoich bioder.
JD zaczął się szybciej
masturbować czując, że Casey skończył. Chwilę potrwało zanim i on przeżył
orgazm spuszczając się na koc. Odsapnął. Może i nie był to seks jego życia,
bolało go, Casey skończył za szybko – co w takiej sytuacji nawet dobrze się
stało – ale mimo wszystko czuł satysfakcję.
– Chyba ubrudziłem
koc.
– Co mi tam. Wyczyści
się. Nie sprawiłem się co? – Dopiero po przeżytym orgazmie zrozumiał, jak
bardzo się śpieszył i że zapomniał o nim. Czy JD będzie chciał z nim jeszcze to
zrobić?
– Hm? Czekaj. Wysuń
się. – Poczekał aż kochanek wyjdzie z niego i obrócił się tak, aby nie
pobrudzić się swoją spermą. Sięgnął do swoich spodni leżących na podłodze i
wyjął paczkę nawilżających chusteczek. Czasami nosił je ze sobą, aby wytrzeć
ręce, kiedy chciał coś na mieście zjeść. Kilka podał Caseyowi samego siebie
doprowadzając do porządku. Nie zapomniał też o kocu.
– Nie było ci dobrze –
mruknął McPherson.
– Z czasem będzie
lepiej. Nikt nie jest mistrzem przy pierwszym razie. – Uśmiechnął się do niego.
Chłopak wyglądał na przygnębionego.
– Bolało cię. Prosiłeś,
żebym poczekał.
– Zrobiłeś to. – Wziął
go za rękę. Nie nadawał się do pocieszania. – Naprawdę nie było tak źle, jak
sobie wyobrażasz. Po prostu pośpieszyliśmy się. Mogliśmy poprzestać na
pieszczotach, a do pierwszego razu znaleźć sobie jakiś pokój, ale nie narzekam,
tygrysie. – Wyciągnął się do niego i pocałował. – Jak tylko tyłek przestanie
mnie boleć, to powtórzymy seks i wtedy będzie dobrze.
– Chcesz to powtórzyć?
– zadając to pytanie wyglądał tak samo niepewnie jak się czuł.
– Tak – odpowiedział
wprost. – Chcę. Słuchaj, to nie był dla mnie pierwszy raz, więc nie
zniechęciłeś mnie do tego, bo wiem jak może być. Tylko kolejnym razem
faktycznie nie śpieszmy się i przygotujmy do tego. Natomiast teraz jedynie
czego chcę, to się ubrać. Zimno się zrobiło. I Cas…
– Hm?
– Dobrze było.
Naprawdę. – Widząc jego sceptyczne spojrzenie dodał: – No następnym razem się
spiszesz lepiej, no. Jest dobrze. – Dał mu soczystego całusa w policzek zanim
zaczął się ubierać. Do tego bardzo chciało mu się palić. W drodze do domu każe
mu się zatrzymać i musi kupić sobie paczkę papierosów.
– JD?
– Hm?
– Ale dobrze? Nie
będzie cię… tam… bolało.
Chłopak przewrócił
oczami.
– Trochę, ale to minie.
Jesteś uroczy będąc taki niepewny.
– Nie jestem uroczy,
czarna wiedźmo. Chłopak nie może być uroczy. Spróbuj jeszcze raz mnie tak
nazwać to…
– To mnie zerżniesz,
tak żebym nie mógł chodzić? – Uniósł brwi skutecznie tymi słowami zamykając
usta chłopaka. Roześmiał się z jego miny. – Nie bądź taki pruderyjny,
mięśniaku.
– Nie jestem. – Zanim
sam się ubrał złapał JD i go po prostu przytulił. Cieszył się, że sięgnął po to
czego chciał. Z seksem mogli zaczekać, ale stało się. Następnym razem bardziej
się postara. – Zobaczymy się dopiero w przyszłym roku.
– Dlaczego? – Odsunął
się.
– Wyjeżdżam z rodzicami
na dwa tygodnie. Wrócimy po Nowym Roku.
– No widzisz, a ja nie
dałem ci prezentu.
– Dałeś, JD. Nawet nie
wiesz ile mi dałeś – powiedział przytulając go jeszcze raz bardzo mocno. –
Wesołych świąt, Emośku.
– Wesołych świąt –
odpowiedział pozwalając trzymać się przez te silne ramiona i czując się w nich
wyjątkowo dobrze.
Ja tak krociutko.
OdpowiedzUsuńRozdzial fajny, podobal mi sie. Jednak historia Caseya ciekawa. Wczesniej mowilem, ze historia sie powtorzy i mialem racje, ale Casey to troche inna bajka. Tak jak partner Richiego nie lubil swojego przyszlego chlopaka. Roznica miedzy nimi byla taka, ze ten pierwszy byl gejem od zawsze, a Casey dopiero siebie odkryl. Mysle, ze to dzieki temu znioslem te historie. Pierwszy raz opisany super. Myslalem, ze bedzie cos typu ,,och jak cudownie, och boze, ojej, mocniej, szybciej", ale jestem pozytywnie zaskoczony, bo bylo bardzo naturalnie. No moze oprocz tego, ze przed seksem analnym JD powinien sie umyc, bo troche w srodku tego kalu jest, ale wiadomo to troche niesmaczne dla niektorych, wiec po o tym pisac xDD Chociaz skad on mogl widziec, ze bedzie uprawial seks.
Co do Buntownika - wiesz dokladnie kiedy bedzie data publikacjo opowiadania na blogu? 2 czesc bedzie publikowana w tym samym czasie, co 1 czy 2 cz. masz zamiar publikowac po takim samym czasie, co pierwsza? Nie wiem czy dobrze napisalem. Chodzi o to, ze skoro 1 czesc byla na beezar, musimy tyle czekac na publikacje na blogu i jak w koncu ja opublikujesz to na 2 czesc bedziemy czekac tyle samo, co wtedy na 1?
;)
Trudno przewidzieć spontaniczny seks, ale zaręczam, że JD dba o siebie i raczej Casey niespodzianek nie miał. :) Co do Buntownika to będę publikować go razem z 3 tomem Sideł. Zamiast dwóch rozdziałów telenoweli dam jeden, a innego dnia będzie Buntownik. Nie wiem jak będzie z publikacją 2 tomu. Ci którzy kupili pierwszy musieli na kontynuację czekać kilka miesięcy. Jak zrobię z blogiem to nie wiem. Okaże się w przyszłości. :)
UsuńBoskie. ...*v* czekam na next. Weny życzę pozdrawiam :-D
OdpowiedzUsuńCasey chwilami jest taki uroczo nieporadny :')
OdpowiedzUsuńNo strasznie ich uwielbiam, no!
To opowiadanie jest całe świetne!
Podoba mi się to, że ich seks nie był do końca udany, bo zwykle w twoich opowiadaniach jest idealny ;) Lubię to ale ta nutka goryczy tylko upewniła mnie w miłości do ciebie jako do autorki :)
/A
WItaj Luano.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już dawno ale dopiero teraz mogę skomentować.
Niestety choróbsko trochę położyło moje plany.
Rozdział mi się spodobał i te gorące relacje Caseya i JD.
Casey trochę się pospieszył ale penie z czasem jakoś dogada z mężczyzną.
Jestem tego niemal pewna.
Wyczuwam dobre fluidy obu mężczyzn i będzie im ze sobą dobrze jeśli się postarają.
Pozostaje czekać na ciąg dalszy!
I pozdrawiam.
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, Casey och tak przyjechał i trochę się bał, rozmowa mi się bardzo podobała, uroczy, taki niepewny, choć ciekawi mnie jak się będzie w szkole zachowywać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia