Dlatego przykro się robi, kiedy ktoś pisze, że woli wszystko za darmo. I przez takich ludzi zastanawiam się czy warto nadal prowadzić bloga. :/
Dziękuję za komentarze. :)
Noah
Wyjechaliśmy po szóstej rano.
Prowadziłem samochód Ashera, bo on wolał siedzieć obok mnie i wpatrywać się we
mnie. Tak naprawdę, to nie miał pojęcia, gdzie stoi domek, do którego się
wybieraliśmy i to ja musiałem usiąść za kierownicą. Mój partner zwykle kieruje
się nawigacją, ale niestety, ta nie miała w swoich namiarach chaty myśliwskiej.
Poza tym ja dobrze znałem te tereny, a Jarvis nawet jako nastolatek tutaj nie
bywał.
Jechałem dobrze ubitym, leśnym traktem,
po którym na przestrzeni kilku lat poruszał się niejeden pojazd. Owszem, lepiej
było nie zapuszczać się tutaj samochodem osobowym, a terenowym i takim na
szczęście dysponował mój chłopak.
– Nigdy nie lubiłem jeździć takimi
drogami – odezwał się Asher, zmieniając stację w radiu na muzyczną po tym, jak
wysłuchaliśmy wiadomości. – Zawsze się bałem, że wyskoczy jakieś zwierzę.
– Prawdopodobieństwo tego jest
bardzo duże. Dlatego trzeba jechać powoli, jak wskazują znaki – odpowiedziałem,
wystukując na kierownicy rytm piosenki Going
Backwards Depeche Mode, jednego z moich ulubionych zespołów.
Nacisnąłem pedał hamulca, by zwolnić,
bo za kilka metrów musiałem skręcić w wąską, dosyć krętą dróżkę prowadzącą w
stronę rzeki, przy której znajdował się nasz cel. To miejsce nie było uczęszczane i odwiedzane
przez turystów, a także miejscowych. Jedynie w chwili, kiedy odbywały się
polowania, teść Kevina zapraszał swoich kolegów na weekendy. Na szczęście
odbywało się to głównie jesienią, więc miałem pewność, że nie będziemy mieć
niespodziewanych gości.
– Rozmawiałem wczoraj z tatą –
powiedział mój chłopak. Zerknąłem na niego na moment, woląc bardziej skupić się
na drodze i zakręcie, do którego dojechałem. – Brakowało mi normalnych relacji
z nim. Wyjaśniliśmy sobie dużo rzeczy. Po raz pierwszy od dawna mam wrażenie,
że nie spoczywa już na mnie żaden ciężar.
– Czujesz się wolny, co nie? –
zapytałem.
– Mhm. Tak to można określić.
Kilka tygodni temu, kiedy wracałem do Lake Forest, miałem ochotę zawrócić tyle
razy, że tego nie zliczę.
– Nie zrobiłeś tego. Na całe szczęście.
– Nie, nie zrobiłem i nie żałuję.
– Pogłaskał mnie po udzie. – Gdybym to zrobił, to nie byłoby dla nas żadnej
szansy. Tak się cieszę, że dałeś mi możliwość walczenia o ciebie.
– Nie było to łatwe. Dla mnie była to
trudna decyzja ze względu na kilka rzeczy. Chcę ci o wszystkim opowiedzieć,
tylko nie wiem, czy zbiorę na to siły, bo wracanie do tamtych dni nie jest
proste – rzekłem, widząc w oddali migoczące koryto rzeki.
– Jeżeli nie jesteś gotów, nic nie
musisz mówić.
– Nie tyle muszę, co chcę. Powinieneś o
wszystkim wiedzieć. – Chwyciłem go na chwilę za dłoń i ją ścisnąłem. – Czuję
potrzebę, by ci to wyznać. Kiedyś i tak się dowiesz, a wolę, aby to wyszło ode
mnie.
– Dobrze, kochanie. – Posłał mi swój
ujmujący uśmiech, a ja położyłem dłoń na kierownicy.
Resztę drogi przejechaliśmy w
milczeniu, słuchając piosenek na jedynej stacji muzycznej, której sygnał jakimś
cudem docierał na to pustkowie, gdzie rządziła wyłącznie przyroda.
Prosta chałupa z drewnianych balii
ukazała się wśród drzew. Oddalona od rzeki kilka metrów i schowana pośród
zieleni wyglądała na miejsce, w którym można odpocząć. Zaparkowałem najbliżej
jak mogłem i obaj wysiedliśmy z samochodu. Obserwowałem Ashera, jak rozgląda
się wokół. Nie był tak wielkim zwolennikiem przyrody jak ja, ale nie bronił się
przed takimi wypadami. Wypakowaliśmy to, co ze sobą zabraliśmy, w tym kilka
koców, bo wolałem spać, a tym bardziej kochać się pod czymś, co należy do mnie.
Asher się ze mnie śmiał, że gdybym miał nocować w jakimś hotelu, to pewnie
zabrałbym swoją pościel. Prawdopodobnie tak by było.
Wyjąłem z kieszeni klucze, które dał mi
Kevin. Podeszliśmy do drzwi po dość wysokiej trawie. Wsunąłem klucz do zamka i
go przekręciłem. Ten zachrobotał, kalecząc dźwiękiem moje wrażliwe uszy.
Otworzyłem drzwi, a ze środka buchnął chłód. Po nocy domek jeszcze się nie
nagrzał, a poza tym prawdopodobnie nigdy się to nie działo, bo zawsze stał w
cieniu. Dlatego nie spodziewałem się duchoty w późniejszym czasie. Jedynie co,
to trzeba będzie tutaj wywietrzyć, a jak wpadnie trochę ciepła, to też nie
będzie źle.
– Nie ma tu za wiele – powiedział
Asher, stawiając swój plecak na drewnianej podłodze.
– Jest tylko jedna izba i łazienka. O to
akurat właściciel zadbał. Co prawda, z wodą są kłopoty, ale poradzimy sobie w
tych spartańskich warunkach. Poza tym mamy rzekę. – Podszedłem do niego i
chwyciłem go za bezrękawnik. Wyciągnąłem się i wpiłem w jego usta. Oddał
pocałunek, ciesząc się tak jak ja, że w końcu może to zrobić. – To co, idziemy
złowić kilka ryb na śniadanie czy zjemy kanapki, które zrobiła twoja mama, a rybki
zostawimy na wieczór? – zapytałem po tym, jak odsunąłem się od niego.
– Na wieczór, co? Zrobimy ognisko i
upieczemy je.
– Taki miałem zamiar, ale wolałem
zapytać.
– Ty i tak postawiłbyś na swoim. – Dał
mi klapsa, a ja spojrzałem na niego piorunująco, zanim znów nie chwycił mnie i
nie zażądał kolejnego pocałunku.
Asher
Zjedliśmy kanapki, siedząc przy wąskim,
ale długim stole. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, nie było
wielkie. Zanim się rozgościliśmy, musieliśmy tu trochę posprzątać. Warunki
tutaj i tak były lepsze od tych, których się spodziewałem. Na ścianie
naprzeciwko wejścia stał kominek. Wyobraziłem sobie, że zimą płoną w nim drwa,
a ja z Noahem leżymy na kocu i patrzymy na wesoło tańczący ogień. Dzisiaj nasze
koce i tak przed nim leżały, bo zrobiliśmy sobie posłanie na podłodze,
zostawiając w spokoju dwuosobowe łóżko, które wyglądało na mniej wygodne
od desek.
Tu, gdzie stał stół, znajdowała się
kuchenka gazowa, do której przywieźliśmy butlę, ale wątpiłem w to, że jej
użyjemy. Mogliśmy żyć przez dwa dni na suchym prowiancie, bo moja mama nie
wypuściła nas z domu, dopóki nie dała nam tyle jedzenia, jakbyśmy mieli tu
spędzić tydzień.
Po śniadaniu poszliśmy na spacer. W
lesie upał nie doskwierał tak, jak w środku miasta. Można rzec, że było rześko
i przyjemnie. Czułem się lekko, nie miałem żadnych obaw, kiedy trzymałem dłoń
Noaha w swojej. Niewiele mówiliśmy, prawie w ogóle, bardziej wsłuchiwaliśmy się
w odgłosy lasu i szumu wody, która została za nami. Trawa pod naszymi stopami
była zielono-żółta lub nawet wyschnięta w miejscach, do których nie docierało
słońce oraz krople deszczu, gdyż gałęzie nad naszymi głowami były tak gęsto
porośnięte liśćmi, że nic nie przepuszczały.
– Mógłbym tak żyć – stwierdził Preston,
przystając i patrząc na mnie. – Tu z tobą, a wokół nas las i nic więcej.
– Lubisz izolować się od ludzi, Noah.
– Nigdy mi to nie przeszło.
Owszem, lubię towarzystwo, ale osób, które nie oceniają mnie po tym, co i z kim
robię w łóżku. – Ruszyliśmy w drogę powrotną. – Te rzeczy nikogo nie powinny
obchodzić. Może wtedy byłoby ci łatwiej i nie stałoby się tak wiele złego.
– To nie ich wina, tylko moja – odrzekłem.
– Zakochałeś się w tchórzu…
– Zakochałem się we wspaniałym
człowieku, który nie zapanował nad strachem. – Ścisnął moją dłoń tak, jakby bał
się, że ją puszczę. Nie odezwał się więcej do chwili, w której stanęliśmy
nad brzegiem rzeki. Schylił się i wziął niewielki kamień, który rzucił do wody.
Zrobił tak kilka razy, prawdopodobnie myśląc nad tym, co mi powiedzieć.
– Wiesz, że nie musisz mi nic mówić –
przypomniałem mu.
– Muszę i chcę to dwa różne słowa, Ash.
Chcę ci powiedzieć, co wydarzyło się po tym, jak mnie zostawiłeś. Tylko nie
wiem, od czego zacząć. To jest ważne. – Nerwowym ruchem przeczesał palcami
włosy. Podszedłem do niego i go objąłem, a on wziął głęboki oddech.
– Kotek, przyjechaliśmy tutaj, by
nacieszyć się sobą, porozmawiać, ale pamiętaj, żebyś się do niczego nie
zmuszał. – Ucałowałem jego skroń.
– Próbowałem popełnić samobójstwo –
wyznał cicho, wciskając nos w moją szyję. Trzymał się mnie kurczowo i drżał, a
ja zamarłem czując, jak ktoś chwyta moje serce w pięść i zaciska na nim palce.
W pierwszej chwili prawda tego, co Noah przeszedł, nie dotarła do mnie, a w
drugiej nadeszła świadomość, że gdyby mu się udało, to już by tu ze mną nie
stał. Nie byłoby wyznań, pocałunków, dotyku. Zostałaby tylko nicość, bez tak
ważnej nadziei. Nie byłoby Noaha Prestona, nie byłoby i mnie.
Odsunął się ode mnie na tyle, aby
unieść głowę i spojrzeć mi w oczy. W swoich poczułem łzy, kiedy zrozumiałem, że
właśnie obnażył przede mną swoją duszę. Wyciągnąwszy dłoń, położyłem ją na
starannie ogolonym policzku.
– Czy ja… Czy ja dobrze usłyszałem? –
Odpowiedział skinieniem głowy, a mnie zmroziło. To była moja wina. Poczułem,
jak coś opada mi na dno żołądka i tam zostaje z całym swoim ciężarem,
powodując niewyobrażalny ból. Moje ręce zaczęły dygotać i mimo że na
dworze swoje panowanie przejął upał, to mnie zrobiło się zimno. Jakby mi ktoś
obłożył nogi lodem, a on piąłby się coraz wyżej, pochłaniając całkowicie.
– Załamałem się. Tak totalnie, na
całego. – Odszedł na bok, a ja chciałem znów porwać go w objęcia. – Ten tatuaż
– wskazał na prawy nadgarstek – ta korona cierniowa skrywa każdą chwilę bólu,
którego mi przysporzyłeś, a także miejsce po ranie. Miałem depresję, nie
jadłem, nie piłem, umierałem powoli, dając się opleść rozpaczy. Wylałem morze
łez. – Wpatrzył się w wodę, a ja podszedłem do niego i stanąwszy za nim,
objąłem go ramionami. Wcisnął plecy w moją klatkę piersiową. – Nie widziałem
przed sobą żadnych szarości czy bieli – kontynuował, obejmując swój prawy
nadgarstek. – Istniała tylko czerń i pustka. Nie chciałem tak żyć. Nie bez
ciebie. To był moment, a może miałem taki zamiar od dłuższego czasu, sam nie
wiem. Po prostu wziąłem żyletkę i przystawiłem do nadgarstka. To było proste,
równe cięcie. Zawsze byłem precyzyjny w tym, co robię. Pojawiła się krew, ale
moje cięcie było zbyt płytkie. Chciałem naciąć głęboko powstałą ranę, ale zanim
to zrobiłem, zostałem powstrzymany. Jakimś cudem mój tata tamtego dnia wrócił
do domu nie tak pijany jak zawsze. Potem powiedział mi, że coś go pchało, by do
mnie przyjść. Gdyby nie on, już bym tu teraz z tobą nie stał. Zrobiłbym to i
nie wycofałbym się.
Kiedy to wszystko mówił, ja trzymałem
go naprawdę mocno. Nie sądziłem, że aż tak bardzo cierpiał. Wyrządziłem mu
więcej cierpienia niż przypuszczałem. Nie spodziewałem się takich rozmiarów
mojej złej decyzji, mojego tchórzostwa i głupoty. On nie miał prawa mi w ogóle
wybaczać. To, czego tak bardzo oczekiwałem, nie miało prawa się stać. Nawet w
najmniejszym stopniu nie zasłużyłem na przywrócenie do łask. Powinien mnie
karać, a jakiejkolwiek kary by mi nie zadał, to i tak byłoby za mało.
– W tamtym okresie mój tata był
wspaniały. Pomagał mi, ratował mnie. Twoi rodzice również. Byłem pod opieką
lekarzy. Z czasem wróciłem do siebie i postanowiłem żyć. Zacząłem spotykać
się z innymi facetami, starając się zapomnieć o tobie, ale wlazłeś za głęboko
do mojego serca, aby to się stało. Kiedy wróciłeś, cały czas bałem się, że w
chwili, kiedy mnie zostawisz, to już…
– Nic nie mów – powiedziałem zbolałym
głosem, odwracając go do siebie. – Nic już nie mów, kochanie. Tym razem nie
zostawię cię, choćbyś nawet tego chciał. Nie jestem głupim nastolatkiem. A
teraz, kiedy mi to powiedziałeś i sama myśl o tym, że mógłbym cię stracić
sprawiają, że mam siłę walczyć. Stawię czoło każdemu, kto zechce cię
skrzywdzić.
– Asher, nie stawiaj czoła
każdemu, po prostu bądź. – Objął dłońmi moją twarz. Patrzyłem w jego niebieskie
oczy i nie chciałem sobie wyobrażać, jakby to było, gdybym mógł ich już nigdy
nie ujrzeć. Poczułem ból w piersiach i coś zaczęło dławić mnie w gardle, a
po chwili jego cichy, uspokajający mnie szept powiedział mi, że płaczę. – Cii,
spokojnie. – Pocałował mnie w szczękę.
– Nigdy nie odkupię tego, co ci
zrobiłem – powiedziałem zbolałym szeptem.
– Co nam zrobiłeś. Ale po prostu bądź
ze mną, zostaw przeszłość, a wszystko się ułoży. Tym razem to nie tylko ty
będziesz naprawiał nasz związek, pomogę ci. Tak jak powinno być zawsze. Wesprę
cię, nie będę do niczego zmuszał, jeżeli chodzi o ujawnienie się. Mogę
spędzić w szafie resztę życia, byle z tobą. – Pociągnął nosem. Oczy miał
wilgotne. Objąłem go mocno mówiąc, że go przepraszam i w tamtej chwili, nad
rzeką, Noah powiedział, że mi wybacza. Upadłem przed nim na kolana, nie
zważając na kamienie, które mi się w nie wbijały i wtuliłem głowę w jego
brzuch. Pozwoliłem sobie na to, by zapłakać. Zrobiłem to pierwszy raz przy
kimś. Ale Noah nie był byle kim. Nie mogłem tak nazywać połówki mojej duszy.
Nie składałem mu żadnych obietnic, ale złożyłem sobie jedną. Obiecałem, że
zrobię wszystko, aby więcej już go nie skrzywdzić. Choćbym miał stawić czoła
całemu światu, a nie tylko mieszkańcom Lake Forest, to nie wyprę się tego, co
do niego czuję.
Noah
Miałem wrażenie, że to, co
powiedziałem, oczyściło mnie i coś, co nas jeszcze dzieliło, odeszło na zawsze.
Znów ze sobą zostaliśmy związani i tym razem wierzyłem, że to będzie na dobre i
na złe. Cokolwiek będzie się dziać w przyszłości, to razem stawimy temu czoło.
Pokonamy każdą przeszkodę. Tym razem się uda, podpowiadało mi moje rozradowane
serce. Mając za sobą ciężkie doświadczenia już wiedziałem, że nie sztuką jest
być ze sobą, kiedy jest dobrze. Sztuką jest być z kimś, kiedy jest źle.
– Przeszliśmy próbę i wygraliśmy. Nasza
miłość nigdy nie umarła – powiedziałem, klękając przed nim. Twarz miał
opuchniętą, oczy czerwone i w tej właśnie chwili Asher Jarvis wydawał mi się
najpiękniejszym mężczyzną na świecie, bo miał wspaniałą duszę. Duszę, która
lata temu stała się częścią mojej. – Kocham cię.
– Też cię kocham. Bardzo, bardzo
mocno – wyznał, a ja przytuliłem Ashera, obiecując sobie w myślach, że zawsze
będę walczył o niego i wytrwam, a on wytrwa ze mną, bo razem stanowimy jedność,
siłę nie do pokonania.
Nie wiem, ile czasu spędziliśmy nad
brzegiem rzeki, przytulając się i trzymając za ręce. Czas nie był dla nas ważny
do chwili, kiedy daleko nad górami nie zaszło słońce. Bliżsi sobie niż
kiedykolwiek wcześniej wstaliśmy i zabraliśmy się do zrobienia ogniska. Nie
było trudno pozbierać gałęzie, znaleźć suchą ściółkę oraz obłożyć ognisko
kamieniami. Pracowaliśmy razem, uzupełniając się tak, jak dwa kawałki puzzli,
które pasują tylko do siebie.
Kiedy ognisko było już gotowe, wziąłem
wędki, które podarował nam tata Ashera i poszliśmy złowić ryby. Połów popołudniem
może nie był najlepszym wyjściem i nie za bardzo się udał, ale dla nas
wystarczające były te dwie ryby, które schwytaliśmy. Wspólnie się nimi
zajęliśmy, patrosząc je i przygotowując do upieczenia przy ognisku. Nie
szczędziliśmy sobie przy tym dotyku, czułych spojrzeń i pocałunków, które były
dla nas niczym krople deszczu dla wyschniętej ziemi.
– Jedno mnie zastanawia –
zacząłem, kiedy siedzieliśmy przy ognisku z rybami nabitymi na patyki. –
Zostałeś gliną, ale to się nie dzieje ot tak. Potrzebowałeś dokumentów,
świadectw czy czego tam trzeba, aby przyjęli cię do akademii.
– Mówiłem ci, że to małżeństwo
bardzo mi pomogło. Przyjęli mnie do siebie, a Jordan, tak miał na imię ten
facet, prowadził specjalny program dla trudnej młodzieży. Jednym z jego aspektów
było pójście do akademii i spędzenie tam dwóch tygodni na szkoleniach i
treningach. – Obrócił patyk z rybą. – Problemem było to, że nie miałem żadnych
dokumentów. Zmusił mnie do tego, bym skontaktował się z rodziną. To było
niedługo po tym, jak zawiadomiłem ich, że ze mną jest w porządku i żeby mnie
nie szukali. Nie rozmawiałem z tatą, zrobił to Jordan. Kilka dni później
wszystkie moje papiery ze szkoły i to, co było potrzebne, czekało w jego
skrytce pocztowej. Nie wiem, co powiedział tacie, o czym rozmawiali i to już
nie ma znaczenia. A w akademii na tyle mi się spodobało, że starałem się być
najlepszy z całej grupy, która tam trafiła. Dla tej osoby czekało miejsce na
stałe. Udało się. Spędziłem tam kilka lat. Poza tym zarabiałem na nią,
remontując domy, czym też zajmował się Jordan.
– Zrządzenie losu, co nie?
Uciekłeś stąd i trafiłeś do miejsca, które wyszkoliło cię po to, żebyś mógł
kiedyś wrócić do początku – wytłumaczyłem Asherowi, mając nadzieję, że zrozumie
moje poplątanie zdanie.
– Może właśnie tak miało być.
Ostatecznie przecież tutaj jest moje miejsce. Przy tobie. – Wyciągnął rękę, a
ja ją chwyciłem. – Ryby zaraz będą gotowe – powiedział po chwili, obracając
kij.
Kilka minut później zjedliśmy, a potem
przytuleni do siebie siedzieliśmy do późna przy ognisku, wpatrując się w ogień
pieszczący co jakiś czas dorzucane patyki.