No to zaczynam publikować drugi tom. Ten również jednym się spodoba, innym nie, ale pisałam to tak jak czułam, jak miałam ochotę to pisać i tak co bym chciała czytać, co lubię. Przy tym tekście dobrze się bawiłam i bardzo fajnie mi się go tworzyło. Zresztą całe Sidła mi się pisało świetnie.
Rozdziały tego tomu będą publikowane tak samo jak tomu pierwszego. Rozdziałów jest 20, więc o wiele szybciej zleci czas do końca tomu. :)
Mam nadzieję, że ten rozdział (jak i kolejne) się dodał, bo mnie nie ma. Wyjechałam i będę dopiero 9 maja.
Zapraszam:
– Nie podniecam swojego faceta.
Słysząc to, Alex zachłysnął się pitą właśnie Pepsi i zaczął
intensywnie kaszleć, próbując złapać oddech. Richie uderzył go kilka razy w
plecy, pogarszając stan przyjaciela.
– Chcesz mnie zabić? – Zakaszlał jeszcze kilka razy już
normalnie oddychając. – Ostrzegaj, jeśli masz zamiar coś takiego powiedzieć.
– No co? Nie mów, że z ciebie zrobiła się taka cnotka. –
Sięgnął po frytkę. Przebywali właśnie w jego domu, skupiając się na wspólnym
zjedzeniu posiłku złożonego z frytek i Pepsi, omawiając plany na Sylwestra. On
nie bardzo miał ochotę świętować, ale wszyscy wyperswadowali mu siedzenie w
domu, a do tego wbili do głowy, że jego mama chciałaby, aby się zabawił.
– Nie, ale wyskoczyłeś z tym pytaniem jak Filip z konopi.
– Dwa miesiące temu, podczas naszej wycieczki na wieś,
zapytałeś się mnie czy ja i Johnny… No wiesz, co. Odpowiedź w dalszym ciągu
jest taka sama. – Zamaczał frytkę w ketchupie – uwielbiał te podłużne,
ziemniaczane paseczki z pikantnym ketchupem – ale zamiast ją zjeść, wciąż topił
ją w pikantnym sosie.
– Ty byś chciał, a on nie i sądzisz, że go nie podniecasz? –
Dosypał sobie jeszcze frytek z miski na talerz.
– W sumie…
– On cię kocha.
– Co z tego, że mnie
kocha, jeżeli mnie nie pragnie. – Wydął wargę odrzucając frytkę z powrotem na
talerz.
– Może cię szanuje.
– Szacunek, szacunkiem,
ale chcę by mnie pragnął, chcę wiedzieć, że mnie chce.
– Dużo tych „chcę”. Skąd wiesz, że tak nie
jest?
– Bo nic nie próbuje.
Pocałuje mnie, a potem się odsuwa jakbym go parzył. Wiesz jak się wtedy czuję?
– Wciąż nie patrzył na przyjaciela wgapiając się bezustannie w czerwoną maź na
porcelanie.
– Podejrzewam, że
okropnie. Czujesz się odrzucony?
– Tak. – W końcu
spojrzał w oczy Alexa swoimi jasnymi i wilgotnymi. – Czuję się odrzucony. Wiesz
tu nie chodzi o sam seks. Kocham go i potrzebuję fizycznego kontaktu, a on jak
widać nie. Nie ze mną. – Zaczął męczyć w palcach róg obrusu.
– W ogóle rozmawiałeś z
nim o tym? – zapytał z wypchanymi jedzeniem ustami.
– Jakoś nie. – Skulił
się.
– Jakoś. Aha. Pogadaj z
nim. Mnie jest dziwnie rozmawiać o życiu seksualnym brata.
– O moim życiu.
– Tak, to jest różnica,
nieważne, że jesteś z moim bratem – odezwał się, kiedy połknął ostatnie frytki
i popił napojem. – Powiedziałeś mu co ci zrobił ten facet?
– Nie. Trudno
powiedzieć o swojej własnej głupocie i naiwności. Wstydzę się.
– Aha. – Wyprostował
się nareszcie napełniwszy żołądek. Założył ręce na piersi i kontynuował
pytania: – Co będzie kiedy pójdziecie do łóżka, a ty nagle się wycofasz, bo
powrócą wspomnienia?
Richie wstał i zaniósł
brudne talerze do zlewu zostawiając swój jeszcze z nietkniętą połową frytek,
dając tym samym sobie czas na odpowiedź. Odwrócił się do przyjaciela i oparłszy
tyłkiem o szafkę powiedział:
– Nie zrobię tego.
Czuję to. Wiem czego chcę. Chcę, aby Johnny mnie chciał. Nie pragnę żyć w
związku platonicznym i zachowywać się jak brat z bratem i z wiedzą, że tak
jest, bo mój chłopak mnie nie pożąda. Miłość także tej miłości cielesnej.
Alex uderzył głową w
blat stołu, kilka razy.
– Richie, nie rozmawiaj
o tym ze mną, tylko z nim. Mówiłeś, że idziecie razem na świąteczne zakupy i po
prezent ślubny, gdy wrócicie do domu będziesz miał doskonałą okazję do rozmowy.
– Łatwo ci mówić. Nie
da się ot tak po prostu pogadać na trudne tematy. Do tego musi być odpowiednia
chwila. Taki moment, że człowiek się otwiera. Tylko z tobą potrafię o wszystkim
rozmawiać i z Joyce, ale akurat nie na takie coś. Nie patrz na mnie jak na
dziwoląga. Nie mów, że ty i Josh gadacie o wszystkim i nic nie sprawia wam
trudności.
– Nasz związek jest już
bardzo głęboki. Docieramy się. Cholera, gadam jak baba – zirytował się. – Nie,
nie zawsze potrafimy o wszystkim porozmawiać. Czasami czegoś obaj chcemy, a
żaden z nas nie potrafi tego powiedzieć. Przez to później są problemy. – Dopił
swoją Pepsi, a butelkę odstawił do szafki pod zlewem. Stanął przed Richiem
wsuwając kciuki za pasek spodni.
– Sam widzisz, też się
boicie i musi być odpowiednia chwila do takiej rozmowy. Impuls. – Pstryknął
palcami Richie. – Nie wiem jak Johnny zareaguje.
– Nie dowiesz się,
dopóki nie spróbujesz.
Richie klapnął ze
zrezygnowaniem na krzesło. Alex powiedział mu to samo co on już wiedział. Musiał
spróbować porozmawiać z Johnnym. Martwiło go to wszystko, bo ich relacje
utknęły w miejscu. Związek się nie pogłębiał, nie wzmacniał, tylko tak tkwił
jak na samym początku. Znów zaczęli razem trenować i tańczyć – Johnny
koniecznie chciał, aby ćwiczyli układ przygotowany na konkurs – i w tym
tańcu pojawiało się więcej ognia niż w
ich prywatnych relacjach. Nie chciał słuchać głosu w głowie podpowiadającego,
że Johnny go nie chce, brzydzi się nim seksualnie i wielu innych często
dobijających go nocami rzeczy. Owszem rozumiał, że seks nie jest najważniejszy,
przecież chciał związku opartego na miłości, ale ta intymna strona też była
ważna. Nie mógł zepchnąć tego na ostatnie miejsce, bo to nie byłby on. Zawsze
potrzebował miłości, jego miłości, ale teraz do tego dochodziły pragnienia. Pragnienia
zaspokojenia, z którymi wciąż musiał radzić sobie sam i płonął ze wstydu, kiedy
podczas masturbacji zawsze wyobrażał sobie, że jego chłopak jest z nim, dotyka
go i kocha nie tylko sercem, duszą, ale i ciałem. Czy z nim porozmawia? Nie
miał zielonego pojęcia.
* * *
Zakochał się, a to
poważny błąd, którego nie zamierzał popełnić, a stało się. JD siedząc na
ostatniej lekcji przed przerwą świąteczną – w popołudniowych godzinach została
tylko ich klasa, gdyż mieli na późniejszą godzinę – nie potrafił się na niej
skupić. Duchowy spokój zabierało mu uświadomienie sobie uczuć, którymi zaczął
darzyć Casey’a McPhersona. Nigdy nie zamierzał zakochiwać się w geju
nienawidzącym tego kim jest. Uzyskał już stu procentową pewność, że Casey jest
homoseksualny. Multum razy doprowadzał do tego, żeby zmienić przed nim
koszulkę, kusił go odsłoniętym kawałkiem skóry, że niby przypadkiem górna część
odzieży podwinęła mu się. Pochylał się w jego stronę tak, że dotykali się
udami, ramionami byle tylko miał kontakt z Caseyem. Za każdym razem czuł
parzący wzrok chłopaka na sobie. Nie patrzył tak jak inni, tylko jak ktoś
głodny, a przerażenie także gościło w tych ładnych oczach. Tak, Casey ma ładne
oczy jak już zdążył zauważyć. W ogóle najładniejsze ma je wtedy kiedy się
uśmiecha, a to ostatnio zdarzało się nader często. Szczególnie kiedy Molly
zawracała mu głowę, a widać było, że chłopak bardzo ją lubi.
Od kilku tygodni Casey
przyjeżdżał do niego się uczyć, zdobył sympatię mamy i rodzeństwa, nawet Lori,
która nie każdego lubiła. Bez swojego dworu zachowywał się zupełnie inaczej i
może dobrze, że tylko on znał jego drugą twarz. Wszystko to bardzo go
zaskakiwało, poznawał prawdziwe " ja" McPhersona. Żałował, że nie ma
z kim o tym porozmawiać, a przez to sam musiał sobie radzić z ułożeniem
układanki składającej się z uczuć, a ta w miarę układania jasno pokazywała co
znajduje się w sercu JD.
Najgorzej, że wczoraj
miał z nim ostatnie korepetycje, bo dzisiaj Casey zdaje ten specjalny egzamin,
który o wszystkim zadecyduje. Jeśli mu się nie uda zostanie wyrzucony z
drużyny. Obaj są jednak dobrej myśli, bo mimo że mieli tak mało czasu, to
McPherson w miarę dobrze opanował materiał.
Zerknął na zegarek. W
tej chwili Casey jest przepytywany, a on ma nadzieję, że dobrze mu pójdzie.
Pytanie co dalej. Czy będą jeszcze mieli okazję się spotkać? Chyba teraz dużo
zależy od niego, nie Caseya, więc nie zamierzał pozwolić na urwanie ich
kontaktów. Pewnie byłoby to dla niego dobre, ale tym razem wolał posłuchać
serca. Co z tego, że znów dostanie kopniaka w swoje cztery litery.
Po skończonej lekcji
spakował się szybko, zawiesił plecak na
lewym ramieniu i wybiegł z klasy. Planuje poczekać na Caseya pod pretekstem, że
jest ciekawy jak mu poszło. Udał się pod klasę, w której przebywała dyrektorka
wraz w dwójką przedstawicieli kuratorium czuwającymi nad prawidłowością
egzaminu.
Usiadł na parapecie
podciągając nogę do siebie i opierając na niej rękę, postanawiając mimo
wszystko poczekać, choćby to trwało i godzinę. Na szczęście nie wynudził się
zbytnio, bo pięć minut później drzwi do klasy otworzyły się, wypuszczając z jej
wnętrza trzy osoby za którymi wyszedł McPherson. Zauważywszy go uśmiechnął się
bardzo szeroko.
– Co tak tu siedzisz,
czarna wiedźmo?
– Czekam na twoją
sromotną klęskę. Muszę mieć co świętować.
– Raczej będziesz
musiał świętować mój sukces. – Oparł się nonszalancko o ścianę. Jego oczy
błyszczały dumą i radością. – Udało mi się. Tak podejrzewam, bo dyrka wychodząc
uniosła kciuk do góry. Nie jest to może wielki sukces, ale i tak w jakimś
stopniu podniesie moją średnią. Chyba.
– Chyba? – JD uniósł
jedną brew.
– Dowiem się po feriach
świątecznych. Jestem dobrej myśli, bo niektóre zadania z matmy były takie jakie
mi pokazywałeś. – Bardzo się z tego cieszył.
– To szkoda – sapnął JD
z rozczarowaniem – tak się nastawiłem na tę twoją klęskę, a tu muszę oblewać
sukces. – Dał mu kuksańca między żebra. – No już nie pokazuj tych swoich zębów.
– Zeskoczył z parapetu. – To co? Idziemy gdzieś na pizzę?
– Czemu nie. – Casey
wzruszył ramionami. – Chociaż piwa bym się napił, ale prowadzę.
– To może zróbmy tak,
wieczorem wpadnij do mnie z sześciopakiem. Ja zamówię pizzę, ty zadbasz o piwko
i dopiero wtedy się spotkamy, i będziemy świętować, co?
– Ktoś tu dostał
wypłatę.
– Premię świąteczną.
Akurat na pizzę wystarczy.
– Bogaty jesteś.
– No ba.
* * *
Centrum handlowe już w
listopadzie przybrało świąteczną atmosferę, co nie bardzo pasowało Jonathanowi.
Zawsze był zdania, że takie coś odbiera całą magię tak wyczekiwanych przez
wielu świąt. Jak miał się cieszyć przedświątecznymi zakupami, kiedy wystrojone
choinkami i bombkami sklepy już dawno zabrały tę radość? Dopiero od tygodnia
tak wszystko powinno wyglądać, by cieszyć ludzi, zaciekawiać, sprawiać, że
dzieci oczekują niezwykłych rzeczy, a nie męczyć wystrojem od czasu kiedy
jeszcze nikt nie myślał o Bożym Narodzeniu. Może to tylko on ma dzisiaj kiepski
nastrój i wszystko wydaje mu się takie sztuczne, przesadne, nastawione tylko na
konsumpcję i nic więcej. Chyba powinien się dzisiaj zaszyć w domu z nikim nie
widzieć, aby nikomu nie psuć radości. Tymczasem zgodził się pojechać na wspólne
zakupy z Richiem i jeszcze szukać prezentu ślubnego dla jego taty, i przyszłej
macochy. Niestety on niczego nie potrafił wybrać, nie potrafił doradzić mając
coraz gorszy humor. Czuł się rozdrażniony i na każde pytanie swojego partnera
zaciskał zęby, żeby tylko nie odpowiedzieć czegoś niemiłego. Richiemu oczy
błyszczały, kiedy obserwował wystawy, słuchał świątecznych melodii kłujących w
ucho i zachęcających do większych zakupów, sztucznej radości. Tylko radość
Richiego nie była sztuczna. On naprawdę cieszył się tym wszystkim jak dziecko,
chociaż nie chciał myśleć o nim w takich kategoriach, bo to byłoby już chore.
– Zobacz jakie to
ładne. Kupię to i powiesimy na drzwiach, co? – zapytał Richie oglądając jeden
ze stroików na drzwi ze złotą wstążką i tegoż samego koloru małymi kwiatkami
Gwiazdy Betlejemskiej otoczonej skrzącymi się gwiazdkami.
– Jak chcesz – burknął,
ale przyjemniejszym tonem dodał: – Fakt, ładne.
– Prawda? Liczę,
że nie kosztuje to majątek, ale najpierw musimy znaleźć coś na ten prezent. Nie
mam pojęcia co to mogłoby być. Przecież nie kupię im żelazka. – Wydął usta
niezadowolony, że przez tyle tygodni nic nie wymyślił, a Johnny mu dzisiaj nie
bardzo w tym pomaga.
– Coś wymyślisz –
odparł zmęczonym głosem.
– Czy coś jest nie tak?
Johnny słysząc pytanie
zawiesił spojrzenie na swoim chłopaku. Co miał mu odpowiedzieć? Tak, Richie
wszystko jest nie tak, najchętniej to bym stąd poszedł i spędził dzień samemu,
bo wszystko zaczyna mnie drażnić i czuję się podobnie jak kobieta mająca okres,
ale ze mną jest gorzej. Zamiast tego odpowiedział:
– Nie, to nic, jestem
trochę zmęczony. – Kłam, chłopie, kłam, a na pewno na tym zbudujesz solidny
związek.
Richie i tak wyczuł, że
jego partner nie mówi mu prawdy, ale nie dał tego po sobie poznać, chociaż już
mniej entuzjastycznie podchodził do dzisiejszych zakupów. Kiwnął tylko głową i
zakupił stroik starając się odrzucić od siebie strach. Nie jest głupi,
zauważył, że coś jest nie tak, ale nie chciał go o to wypytywać. Najgorzej, że
całe upojenie wyprawą na zakupy minęło, a on zaczął myśleć, o tym, że Johnny
tego dnia nawet na powitanie go nie pocałował, chociaż widzieli się dzisiaj
pierwszy raz – młody mężczyzna nie miał już dzisiaj z nim treningu, a także z
grupą którą dostał i był w pracy. Coś było nie tak i bał się, że to on jest
problemem, że Johnny może się zastanowił i pomimo wcześniejszych zapewnień o
miłości, nie chciał już z nim być. Ponownie odezwał się w nim głos krzyczący mu
to, przez co Richie czuł, że traci grunt pod nogami. Dlatego też podjął decyzję
o rozmowie, którą wcześniej zamierzał przełożyć. Koniecznie musi wiedzieć czy
między nimi wszystko w porządku, bo wczoraj Johnny też był jakiś taki…
Zachowywał się jakby on mu przeszkadzał, a to tylko wzbudzało niepewność
Richiego, sprawiając, że wracał ten chłopak sprzed miesięcy, który uciekał
kiedy Johnny był w pobliżu i go ranił. Tym razem nie chciał uciec znajdując w
sobie siłę na ważną rozmowę.
– Wracajmy do domu –
szepnął wychodząc ze sklepu. Już głupi stroik go nie cieszył.
– Chciałeś sobie kupić
jeszcze czapkę i szalik oraz ten…
– Już nie chcę,
poza jednym, musimy porozmawiać i zrobimy to w domu – powiedział stanowczo idąc
z dumnie uniesioną brodą, prosto w stronę ruchomych schodów.
Johnny jeszcze przez
chwilę stał zaciskając pięści, nie wiedząc co ma o tym myśleć, ale mając
pewność, że zepsuł Richiemu popołudnie, co sprawiło, że stał się jeszcze
bardziej zły. Pobiegł za nim i doganiając go rzekł:
– Dzisiaj nie jest
dobry dzień na rozmowy.
– Lepszego nie będzie.
Pół godziny później
znaleźli się w domu Richiego. Chłopak niedbale rzucił stroik na szafkę w
przedpokoju i rozebrał się. Cały się trząsł z nerwów i lęku o to, że może traci
Jonathana. Nie chciał być taki niepewny, bo to tylko denerwowało jego chłopaka,
dlatego wszedł do salonu i popatrzył na niego hardo.
– Odkładam tę rozmowę
jakiś czas, ale dzisiaj to chyba odpowiedni moment – zaczął.
– Co…
– Nie przerywaj mi. Nie
wiem co się dzisiaj dzieje, ja rozumiem, że każdy może mieć zły dzień, ale
wystarczyło mi tylko powiedzieć, że nie chciałeś mnie widzieć. Nie wiem o co
chodzi i nie rozumiem dlaczego ci przeszkadzam, dlaczego nie możesz ze mną
pogadać jeśli coś jest nie tak. – Z nerwów zaczął sobie wyłamywać palce. –
Mówiłeś, że mnie kochasz, ja ciebie kocham i to bardzo, od paru lat. Dla ciebie
może to być szczeniacka miłość, ale kocham i będę kochał. – Zamrugał szybko
powiekami, kiedy wewnętrzne emocje chciały wydostać się pod postacią łez. – Ale
od pewnego czasu nie jestem już pewny twoich uczuć. Wypowiedzieć słowa „kocham”
dla wielu jest łatwo.
– Ja…
– Daj mi to
powiedzieć, bo inaczej się na to nie zdobędę. – Odetchnął drżąco. – Od pewnego
czasu zastanawiam się dlaczego mnie nie chcesz.
– Co… – zamilkł kiedy
Richie uniósł rękę, aby go uciszyć. Zmarszczył brwi i założył ręce na piersi
czując, że się w nim gotuje. Co też temu blondasowi wpadło do głowy?
– Dzisiaj nawet nie
pocałowałeś mnie w policzek, ostatnio też, do tego nasz związek stoi w miejscu
jak pierwszego dnia. Inni coś budują, dążą do czegoś, my nie. Ty czasami
zachowujesz się jakbym był twoim bratem, a nie chłopakiem.
– O czym ty mówisz? –
Nie rozumiał go. Chłopak mówił tak ogólnikowo według niego, że tak naprawdę
zastanawiał się po co on cokolwiek mówi i o co mu chodzi.
– O tym, że widzę, że
mnie nie chcesz. – Rumieniąc się aż po uszy dodał: – Chciałbym, poczuć, że
jestem dla ciebie kimś więcej niż… Chciałbym… Chciałbym się z tobą kochać,
chciałbym wiedzieć, że mnie chcesz, że się mną nie brzydzisz. Ostatnio nawet w
usta nie potrafisz mnie pocałować, jakbym gryzł. Czuję się jak twój brat, a nie
chłopak. Czuję się…
– O to chodzi? O seks –
parsknął Jonathan. – Nie chcesz tego, rozumiesz? Nie jesteś na to gotów.
– Skąd ty możesz
wiedzieć na co jestem gotów?! – Popatrzył na niego hardo, ale zaraz to ustąpiło
miejsca bólowi. – Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, a powinniśmy, ale widać, że…
Po prostu powiedz, że nie chcesz przejść dalej niż poza pocałunki. Powiedz, że
mnie nie chcesz.
– Nie chcę.
– Aha. – Spuścił wzrok
na podłogę. Poczuł się najzwyklej w świecie odrzucony i nie było to miłe
uczucie, bolało, bardzo bolało. Odwrócił się na pięcie chcąc pójść do swojego
pokoju.
– Richie, co ty sobie
ubzdurałeś w tej swojej blond łepetynce, co? – Złapał chłopaka za rękę. – Co ci
się uroiło, o czym ty myślisz? Dlaczego tak się do tego śpieszysz?
– Nie chodzi o to, że
się śpieszę. – Usilnie próbował powstrzymać łzy. Johnny go nie chciał. Czuł się
teraz bardzo nieatrakcyjny, bo chciał, żeby Johnny nie tylko go kochał, ale i
pragnął. Chciał być chciany na wszelkie sposoby.
– To o co?! –
Potrząsnął nim z nerwów. – Wkurwiasz mnie. Jak zacząłeś to mów!
– O to, że czuję się
przez ciebie odrzucony, nieatrakcyjny, nienadający się do niczego, jak śmieć,
którym człowiek się brzydzi! – Po policzkach pociekły mu łzy. Wyrwał rękę i
uciekł do swojego pokoju cały dygocząc. Wszystko zepsuł. Rzucił się na łóżko i
zwinął w pozycję embrionalną. Po chwili poczuł, że łóżko ugina się, a do jego
pleców przytula się ciepłe ciało. Rozpłakał się z ulgi, że Johnny nie wyszedł.
– Sądzisz, że cię nie
chcę? Że kocham cię tylko jak się kocha brata, czy przyjaciela? Chłopaku, nawet
nie wiesz jak na mnie działasz. Za każdym razem, kiedy jesteś blisko mnie,
trudno mi się powstrzymać przed czymś więcej – mówił mu do ucha obejmując
swojego głupiutkiego, kochanego i bardzo niepewnego chłopaka. – Pragnę cię tak
bardzo, że to pragnienie mnie boli fizycznie i psychicznie. Kiedy patrzę jak
się ruszasz, szczególnie kiedy tańczysz, mam ochotę pokazać ci jak bardzo mi
się podobasz, kochać się z tobą, trzymać w ramionach i nigdy z nich nie
wypuścić. Każdy pocałunek z tobą działa na mnie jak najsilniejszy afrodyzjak.
Pamiętasz te dwie noce na wsi, kiedy spaliśmy razem? – Chłopak kiwnął głową. –
Nie wiesz jak trudno było mi się powstrzymać przed czymś więcej. Byłeś obok i
wiem, że zgodziłbyś się na wszystko czego bym chciał.
– I sądzisz, że nie
jestem gotów? Jestem.
– Wiem, ale ja nie
jestem.
Richie odwrócił się w
jego ramionach z pytaniem w oczach.
– Nie chcę budować
czegoś na seksie. – Otarł Richiemu kciukiem mokre policzki. Złość mu całkiem
przeszła, a jej miejsce zastąpiła opiekuńczość i miłość. – Popełniłem też błąd
uciekając przed tobą, unikając pewnych rzeczy i faktycznie posuwania się na
przód, ale naprawdę ciężko przy tobie pozostać obojętnym. – Uśmiechnął się do
niego.
– To dlaczego chcesz
pozostać obojętnym?
– Nie chcę, ale
czasami kiedy cię całowałem, dostrzegałem, że się wycofujesz. Zachowywałeś się
jakbyś się bał, a nie chcę, żebyś się bał, że posunę się za daleko.
– Chcę tego, Johnny.
Chcę czuć, że mnie kochasz, ale i chcesz. – Faktycznie za bardzo używał słowa
„chcę”, ale taka była prawda. Chciał.
– Za bardzo cię pragnę
i kiedyś przyjdzie dzień, że będę się z tobą kochał.
– Dzisiaj?
– Nie. Nie chcę w taki
sposób, ale sądzę, że to będzie szybciej niż myślisz. – Musnął delikatnie jego
usta. – Jak mógłbym cię nie pragnąć? Nie wiem co, kto ci wmówił…
– Chyba sam to sobie
zrobiłem. Po prostu musimy rozmawiać i o takich rzeczach. Nie uciekaj przede
mną.
– Musimy. Dlatego
jeszcze raz ci mówię, że chcę się z tobą kochać, pieścić cię, całować. – Za
każdym razem składał pocałunki na jego twarzy, a przeniósłszy się na szyję
polizał ją, na co Richie w jego ramionach zadrżał. – Ale chcę się śpieszyć
powoli.
– Byle nie za wolno. –
Przytulił się. Gnębiło go coś jeszcze, a skoro mieli o wszystkim rozmawiać,
zapytał: – Dlaczego jesteś dzisiaj taki jakiś, jakbym ci przeszkadzał? Wczoraj
też nie byłeś miły.
– Bo dzisiaj jest
dzień, kiedy powiedziałem Patrickowi, że go kocham i nigdy go nie zostawię.
* * *
– Macie siedzieć w
pokoju i nie ważcie się włazić do mojego, bo was zakatrupię – nakazał braciom
JD zanim wpuścił Caseya do mieszkania.
– Dobra, dobra,
ale każdemu po dwie czekolady takie jakie lubi i słoik masła orzechowego, tego
takiego dobrego – targował się Ryan chcąc jak najwięcej wyciągnąć nie
przerywając z zaciętością stukania w klawiaturę.
– Ja chcę jeszcze
paczkę żelków – dodał Danny skacząc po łóżku.
JD przeliczył sobie w
głowie ile go to będzie kosztować i doszedł do wniosku, że jego spokój jest
wart takiej ceny.
– Zgoda.
– Załatwione, ale
słodycze mają być jutro – rzucił Ryan. – Ha, udało mi się załatwić tego stwora.
Ciągle napadał na moją wioskę.
– Aha. Fajnie. Dan,
tylko nie spadnij. – Zamknął drzwi do ich pokoju, kiedy kolejny raz dzwonek
przypomniał mu o sterczącym na korytarzu gościu. Zajrzał jeszcze do Molly, a ta
mu pomachała znad czytanej książki. – Pamiętaj, nie włazić.
– Tak, tak.
– Już idę – krzyknął do
dzwoniącego. Przeszedł do malutkiego przedpokoju i otworzył drzwi przybierając
na usta łobuzerski uśmieszek. – Co się tak pieklisz? Masz jakieś parcie czy
coś?
– Kazałeś mi czekać. Nie lubię czekać.
– Masz opłatę wstępu?
McPherson podniósł piwo
szczerząc się jak głupi do sera.
– Nawet autobusem
przyjechałem, więc możemy się napić.
– Dobry, chłopiec.
– Zła czarownica. Masz
pizzę? – dopytał wciskając się do mieszkania.
– Uważaj, bo jeszcze
rzucę na ciebie urok. – Rzuciłby gdyby umiał. Urok uwodzenia, któremu Casey nie
oparłby się, tylko po co mu ktoś zdobyty w ten sposób? – Pizza przyjechała
chwilę temu i czeka w moim pokoju.
– Gdzie twoja mama i
reszta watahy?
– Mama w pracy, Lori
spędza noc u koleżanki, a młode siedzą w pokojach najedzone, napite i mają tam
zostać – powiedział głośniej, aby rodzeństwo go słyszało.
– Już się boję co ty
planujesz, Emośku.
– Absolutnie nic,
przeuroczy neandertalczyku – odpowiedział słodko, prowadząc go do swojego
pokoju.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Oj jak Cię znam nie dasz się nam nudzić przerywając ciągle w nieodpowiedch momentach ;-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny początek :) Aż chciałoby się następny rozdział przeczytać :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Przeczytać mogłam dopiero teraz, bo dopiero przed chwilą wróciłam do domu. Ale czekałam na to z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńJD i Casey...Chce o nich jak najwięcej! Uwielbiam ich!
Moim zdaniem związek Richiego i Johnnego jest zbyt prze lukrowany, i jak zawsze lubię takie związki to pierwszy raz mi to przeszkadza. Ale to kwestia gustu :)
Pozdrawiam!
/A
Witaj Luano,
OdpowiedzUsuńSkończyłam czytać przygody bohaterów we wszystkich trzech tomach więc w końcu mogę odnieść się do całości. Nie przewiduję spoilerów więc spokojnie, ale jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy na tym punkcie to niech NIE CZYTA TEGO KOMENTARZA.
Co do pierwszego tomu, to totalnie mnie oczarował, byłam zachwycona wszystkimi wątkami...no może Sean i jego partner do mnie nie trafili ale i o nich z przyjemnością przeczytałam. Alex i JD byli moimi absolutnymi ulubieńcami więc zapewne się domyślisz, że trzeci tom mnie rozczarował. Drugi był okay, już bez tej magii (wszystko to moja szczera opinia) postacie coraz bardziej przypominały utarte schematy niż te świeże idee z pierwszego tomu. No nic...stwierdziłam, że w trzecim mnie na pewno zaskoczył i rzeczywiście częściowo tak było. E&L cudni...też dosyć popularny wątek ale jak dla mnie dodał trochę świeżości...dziwnie to zabrzmi ale dla mnie wątek JD poszedł w złą stronę..nawet pod koniec zaczęło robić się nudno..
Cokolwiek bym nie myślała...dzięki za Twoją ciężką prace i powodzenia z nowymi projektami.
hmm i jestem ponownie!
OdpowiedzUsuńRelacje Caseya i JdD coraz bardziej się zacieśniają.
i JD zakochał się w chłopaku.. fenomen.
Ciekawa jestem co z tego wyniknie.
I dobrze,że Richie i Jonny porozmawiali ze sobą.
Widać że było im to potrzebne.
Taka rozmowa pomaga i oczyszcza wszystkie relacje.
pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, no i się wyajaśniło dlaczego Johnny tak się zachowuje... szczera rozmowa trochę pomogła, ale też powinien powiedzieć o tym zajściu, jak zauważył, że nagle się wycofuje, wiedza pomoże, och Jd zakochał się w naszym Caseyu... najprawdopodobniej udało mu się zdać i to świętowanie... mmmm...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia